Luzius Keller
Piranesi i mit spiralnych schodów
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/1, 257-272P a m ię tn ik L ite ra c k i L X V II, 1976, z. 1
LUZIUS KELLER
PIR A N E SI I M IT SPIR A LN Y C H SCHODÓW
O tch łań w kształcie sp ira li oraz w szelkie tem aty cznie z n ią zw iązane o brazy zostały po ra z pierw szy w sp an iale przed staw io ne w B o skiej K o
m ed ii D antego. Choć w św iecie s ta ro ż y tn y m często zstępow ano do pod
ziem nych k ra in — ja k czyni to U lisses u H om era, Eneasz u W ergiliusza, O rfeusz oraz bohaterow ie opowieści o tych, co schodzili do g ro ty T rofo- niusza — nig d y nie w idzim y, żeby a u to r s ta ra ł się nadać opisyw anem u św iatu fo rm ę o określonej s tru k tu rz e . P rzed p ojaw ieniem się zdecydow a nie sp ira ln e j topografii d an tejsk ieg o u n iw ersu m sp o ty k a m y tylk o n ie określone przestrzenie, k tó re przem ierza w ędrow iec. W końcow ej części tej p rac y zobaczym y jed n ak, że sta ro ż y tn e m u św iatu nieobcy by ł zw ią zek m iędzy te m a te m sp ira li a k ró lestw em śm ierci. Szósta księga E n eid y zaw iera jak ieś ślady tej w iedzy. W ulkaniczne k r a te ry okolic Jeziora A w erneńskiego, gdzie W ergiliusz um ieścił zejście do p i e k i e ł o r a z Styk s o krążający dziew ięć ra z y w yspę sam obójców 2 m ożna b y uw ażać za a n ty cypację ogrom nego spiralnego k r a te ru d antejskiego piekła, w k tó ry m dziew ięć kręgów coraz b ard ziej się zacieśnia.
W lite ra tu rz e chrześcijańskiej, pow stającej w pierw szych w iekach naszej ery, m nóstw o legend krzew iło się w okół te m a tu piekła. Ich a u to rzy szu k ają w zorów n ie ty le w tek sta ch B iblii, zaw ierających bardzo skąpe n apo m k n ienia (abyssus, p u te u s itd.), co w tra d y c ja c h hellen isty cz nych, p rze n ik n ię ty ch w p ły w am i p latońskim i, orficznym i i p ita g o rej-
s k im i3. W ielkie w u lk an y M orza Śródziem nego otacza m nogość legend. E tn a i W ezuw iusz sta ją się b ram am i piekieł; jednakże w łaściw ym celem
[Luzius K e l l e r , historyk literatury reprezentujący tzw. krytykę tematyczną. Zob. w ybór charakterystycznych dla niej tek stów w „Pamiętniku Literackim ” 1971, z. 2.
Przekład w edług wyd.: L. K e l l e r , Piranèse et les romantiques français. Le
m y th e des escaliers en spirale. Paris 1966. Préface, s. 13—46; skróty pochodzą od
redakcji. Do książki K ellera nawiązał G. P o u l e t w eseju Piranèse et les rom an
tiques français, w: Trois essais de mythologie romantique. Paris 1966, s. 135—187.]
1 W e r g i l i u s z , Eneida, VI, 237. 2 Ibidem, VI, 439.
3 A. R u ë g g , Die Jenseitsvorstellungen vor Dante und die übrigen literarischen
Voraussetzungen der „Divina Commedia”. Einsiedeln und Köln 1945, s. 192.
opisów tam tego św iata jest n ie ty le ukazanie s tr u k tu ry piekielnego u n i- w ersum , co podkreślenie jego sp e k ta k u larn ie m oralnego aspektu. A kcent pad a n a k a ry w ym ierzone grzesznikom , a nie n a scenerię, w jak iej się dopełniają. W ow ych legendach odsłania się cała w ym yślność katow skiej im aginacji, k tó re j ślad y z n a jd u je m y jeszcze w w ielu obrazach p ry m ity wów. D opiero w w izjach m nichów irlan d zk ich zaczyna się zarysow yw ać ja k a ś s tr u k tu ra tam tego św iata. D ry e th e lm zna m o tyw ognia czyśćco wego, lecz nie rozbudow uje go sy ste m a ty c z n ie 4. T u n d al d rąż y swoim piekłem do środka ziemi, a w y m y ślo ne przez niego m ęki, choć w y ja sk ra w ione przez nieokiełznaną w yobraźnię, m a ją już a sp ek t nieom al d a n te js k i5. „D ante całą ciem ność i całą jasność skręca w przeogrom ną sp ira lę ” (V ictor Hugo).
Piekło D antego m a k sz ta łt w ielkiego, zw ężającego się coraz bardziej leja, sąsiadującego z in n y m , w yżłobionym przez up ad ek L ucy fera, k tó ry spow odow ał zarazem w zniesienie się sp iraln ej gó ry czyśćca:
Da questa parte cadde giù dal cielo; e la terra, che pria di qua si sporse, p er paura di lui fè del m ar velo, e venne all’emisperio nostro; e forse per fuggir lui lascio qui luogo voto quella ch’appar di qua, e su ricorse.
[Z nieba od razu spadł do sw ej mogiły Lądy leżące tutaj w onej porze
Ze strachu przed nim w fale się pokryły. Na naszą sferę w ypchnęło je morze;
Um knął się bodaj ląd i po tej stronie Pod sobą próżne zostaw iając łoże.]
(Pieśń XXXIV, w. 121—126, s. 172)6
W idzim y więc, że sceneria dan tejsk ieg o p o em atu b y ła w sam ej swej s tru k tu rz e w y tw o rem w y d a rz eń opow iedzianych w H istorii Ś w ię te j. K sz tałt jej n ad ała w alk a L u c y fera z Bogiem. Jed n ak że ta m te n św iat u D antego o trzy m u je ta k p rec y z y jn ą s tr u k tu rę nie ty lk o poprzez od niesienie do jak iejś określonej histo rii, w n ajszerszy m znaczeniu tego term in u ; p oeta odw ołuje się do ró w n ie p recyzyjnego system u filozoficz nego i m oralnego, czego nie czynili n ig d y jego poprzednicy. G eorg Ra- buśe w p ra c y o kosm icznej stru k tu rz e dantejsk iego ś w ia ta 7 a k c en tu je znaczenie k o m en tarza M akrobiusza do S n u Scypiona. R ozbudow ując sy stem odpow iedniości m iędzy m akrokosm osem a m ikrokosm osem ,
poka-4 Ibidem, s. 299. 5 Ibidem, s. 352.
6 W szystkie cytaty z Boskiej K om edii w tłum aczeniu E. P o r ę b o w i c z a
(Boska Komedia. W arszawa 1965).
7 G. R a b u s e , Der kosmische A ufbau der Jenseitsreiche Dantes. Graz und Köln 1958.
P I R A N E S I I M IT S P IR A L N Y C H S C H O D Ó W 259
zuje on, ja k w szechśw iat, w sk u te k u p adk u , zam ienia boską form ę kuli n a zw y ro d n iały k sz ta łt stożka. N asza dusza ulega tak ie j sam ej m e ta m orfozie: up adek przem ien ia ją z k u li w stożek, s ta je się podobna do kropli. D oskonałem u św ia tu odpow iada kula, niedoskonałem u — stożek. D roga D antego w ędrującego przez dw a św iaty o form ie stożka, ab y do trzeć do św iata sferycznego, odzw ierciedla bardzo dokładnie m yśl Ma- k robiusza 8. Jed n ak że sp ira ln a fo rm a dan tejsk iego piekła i czyśćca odpo w iada in nym jeszcze w ym aganiom . Je śli chrześcijańscy w izjo nerzy roz m ieszczali swoich grzeszników tro ch ę przypadkow o w p rzestrzeni, gdzie nie mogło być zróżnicow ania m iejsc, gdyż w szechśw iat nie posiadał s tru k tu ry , to D an te ustan o w ił su ro w y p orządek,, k tó ry poprzez ru ch zstęp u jący i zacieśniający p row adził do stopniow ego zaostrzenia k ar. G d yby jed n a k działo się ta k w yłącznie z ra c ji p o trzeb y ład u m oralnego i filozoficznego, praw dopodobnie D an te nie w y m y śliłb y sw ojej spirali w sposób ta k genialny; odpow iada ona bow iem , ta k sam y m k ształtem , ja k i ruchem , k tó ry n a m narzu ca, tem u, co D an te w y ra ż a sw oim poem a tem : stro m ej drodze zabłąkanego, k tó ry m usi się odnaleźć, kolei „ludz kiego staw an ia się” . To ona d y k tu je fo rm ę sp iraln ą. P odobnie jest w e fra g m en ta ch te k stu opisujących zw ykły ru c h kołow y, tzn. to k dla po e m atu zew n ętrzn y :
Not aggirammo a tondo quella strada, pariando più assai ch’io non ridico
[Takeśmy poszli naokół pierścienia
Gwarząc ze sobą w ięcej, niż powtórzą] (VI, w. 112—113, s. 49)
Ora sen v a per un secreto calle, tra’l m u ro de la terra e li martiri, lo mio maestro, e го dopo le spolie. О virtù somma, ehe per li em pi girt
mi v o l v i cominciai, com’a te piace, parlami, e sodisfammi a’m iei disiri
[Wąską ścieżyną m iędzy m iasta mury Szliśm y a ow e upalne katownie:
Mistrz mój na przedzie, a ja za nim wtóry. O szczytna Siło, co mnie tak cudownie Wodzisz po niecnej krainie nędzarzy —
— Rzekę — jednegom ciekaw niew ym ownie] (X, w. 1—6, s. 62)
Z ty m i fra g m en ta m i łączy się lot w głąb przepaści n a grzbiecie Ge- rio n a — niezapom niana w izja p o rażenia lękiem sp ira ln e j otchłani:
Gerion m o v iti omai:
le rote larghe, e lo scender sia poco: pensa la nova soma che tu hat. Come la navicella esce di loco
in dietro in dietro, si quindi si tolse; e pot ch’al tu tto si senti a gioco,
là v ’era il petto, la coda rivolse,
e ąuella tesa, come anguilla, mosse, e con le branche l’aere a sè raccolse. Maggior paura non credo ehe fosse
quando Feton abbandono li freni, per che’l ciel, come pare ancor, si cosse; nè quando Icaro misero le reni
senti spennar per la scaldata cera, gridando il padre a lui „Mala via tieni” \ che fu la mia, quando vidi ch’i’era
nell’aere d ’ogni parte, e vidi spenta ogni ve d u ta fuor ehe della fera. Ella sen v a notando lenta lenta:
rota e discende, m a non m e n’accorgo se non ehe al viso e di sotto mi venta. Io sentia già dalla man destra il gorgo
far sotto noi un orribile scroscio,
per che con li occhi’n giù la testa sporgo.
[Potem zawoła: Gerion, ruszaj dołem Czujnie, nowem u ciężarowi gwoli, Spuszczaj się z wolna i szerokim kołem, Jak łódź, gdy z brzegu w yrw ać się mozoli, Potw ór się cofnął w stecz i odbił o wał; Aż kiedy poczuł się całkiem na woli,
Tam gdzie wprzód była pierś, ogon kierował I niby węgorz kręcąc w obie strony,
Łapam i pod się powietrze zajmował. Nie był Faeton bardziej przerażony W momencie, kiedy z rąk w ypuszczał wodze, Od czego nieba strop jest przepalony,
N i Ikar, kiedy w słonecznej pożodze U czuł od ramion zlatujące skrzydła I krzyk rodzica: „Na złej jesteś drodze!”
Niż ja w przestworzu niesion od straszydła, Widząc, że wkoło m nie jeno powietrze,
A przed oczyma poczwara obrzydła. Bujanie smoka było coraz letsze; Krążył i spadał, lecz jam nie czuł spadu, Jeno na licach po bijącym wietrze.
W głębi na prawo tęten t wodospadu Słyszę, który się w ciem ne rzuca kraje.
Więc głow ę na dół ch ylę z szyi gadu] (XVII, w. 27— 120, s. 94 — 95)
K lasyczne o brazy u p ad k u (Faeton i Ikar) u stę p u ją tu ko n k retn em u , obrazow em u opisowi zstępow ania w otchłań. D an te okazuje się tu ta j nie ty le p oetą „ re a listą ”, a w pojęciu n iek tó ry ch k ry ty k ó w p rek u rso re m współczesnego lotnictw a, co p o etą w izjonerem , tw orzącym obraz S p a d an ia jako odw rotność obrazu W zlotu z fra g m e n tu Czyśćca, k tó ry pow in niśm y czytać rów nocześnie z naszym tek stem :
Tanto voler sopra voler m i venne d ell’esser su, ch’ad ogni passo poi al rolo m i sentia crescer le penne.
P I R A N E S I I M IT S P IR A L N Y C H S C H O D Ö W 261 Come la scala tu tta sotto noi
fu corsa e ju m m o in su’l grado superno, in me ficco Virgilio li occhi suoi, e disse...
[Zatem ochotę z ochotą sprzymierzę Iścia ku szczytom i wyruszam śm ielej, Jakby u ramion wyrosło mi pierze.
Gdybyśm y za sobą w szystkie schody m ieli I przestąpili stopień ostateczny,
Ku oczom moim Mistrz oczyma strzeli I rzecze: (...)] (XXVII, w. 121—127, s. 296)
i pieśń kończy się ostatn im i słow am i W ergiliusza do D antego, k tó re są ukoronow aniem długiej w spinaczki n a czyśćcową górę.
P rzen ieśm y się jed n a k do przeciw ległego p u n k tu dantejsk iego u n i- w ersum , na samo dno piekła, do owej „ stu d n i”, „ puteus”, k tó ra od czasów
A p o k a lip sy św. J a n a pow raca w ty lu in n y ch tekstach . Z stąpienie w głąb
sp ira li dokonuje się pod znakiem gigantów : w sp an iały m om ent, kiedy poeta, widząc olbrzym ów n a pół się w y n u rzający ch z głębokiej stud ni, bierze ich za w yniosłe wieże:
pero che corne su la cerchia tonda Monter eg gion di torri si corona, cosi’n proda che’l pozzo circonda torregiavan di m ezza la persona
li orribili giganti, cui minaccia Giove del cielo ancora quando tona
[Jako w ieńczące Montereggion mury Wokół u szczytów basztami się stroją, Tak w cem browiny wnętrzu, w dół postawy,
Na wzór w ież kołem w ielkoludy stoją, Ich to dziś jeszcze, kiedy huczy burza,
G niew em Jowisza gromy niepokoją] (XXXI, w. 40—45, s. 156)
S potw ornienie postaci olbrzym ów p o w tarza się w sp o tw ornien iu m ow y jednego z nich; zostaliśm y rzu cen i w św iat, gdzie p a n u je chaos w e r balny, od razu p rzy p o m in ający k a ta stro fę językow ą u padku w ieży Babel. Mówi N em rod, budow niczy w ielkiej wieży. I oto w ieża Babel, ta sp irala sięgająca nieba, przypom ina się n am na p rzeciw ległym biegunie św iata, w głębi sp irali piekła.
W idzim y więc, ja k zw olna fo rm u je się cały zespół obrazów zw iąza ny ch z tem a te m piekła; w u lk an , k r a te ry i k rę ta rzek a łączą się z m itam i kosm icznym i otaczającym i wieżę Babel.
In n y jeszcze sp ira ln y obraz jaw i się w ty m szeregu, n a d ając w ielu w izjom znam ię sugestyw nego ogrom u: to w izeru n ek a m fite a tru , w ielkiego kam iennego k ra te ru , gdzie k rę g i ław zacieśniają się coraz bard ziej, aż dojdą do m iejsca m ąk i m ęczeństw a — do aren y . Średniow ieczne legendy opow iadające najczęściej o dziejach m ęczenników m u siały się rozgryw ać na ty m ce n traln y m obszarze. [...]
Pow ró ćm y do D antego, a zobaczym y, że i on rów nież ulega sugestii tego obrazu o kształcie spirali, chociaż go szczególnie nie podkreśla. W kroczenie do m iasta Disa odbyw a się pod znakiem a m fite a tru :
Com’io fui dentro, l’occhio intorno invio;
[Wzrokiem zatoczę i w idzę rozłogi Po stronie lew ej i po stronie prawej,
P ełne rozjęków i katuszy srogiej.] (IX, w. 109— 111, s. 61)
a p a rę w ierszy d alej poeta w spom ina m iasta A rles i Pola, k tó re nie tylko są, ja k m ówi każdy kom en tarz, m iastam i cm entarzy, lecz także posiadają am fite a try . W szystko w skazuje, że D an te chce złączyć w sw oim tekście te a tr z cm entarzem , skoro te dw a m iejsca b y ły już ze sobą zw iązane tem atycznie przez dzieje m ęczenników . P oczątek pieśni X sta je się b a r dziej zrozum iały, jeśli tę scenę um ieścim y w m u ra c h a m fite a tru :
Ora sen va per secreto calle, tra’l m u ro de la terra e li martiri, lo mio maestro, e io dopo le spalle.
[Wąską ścieżyną m iędzy m iasta mury Szliśm y, a owe upalne katownie,
Mistrz mój na przedzie, a ja za nim wtóry.] (X w. 1—3, s. 62)
O braz a m fite a tru su g e ru ją n am ponadto w P iekle m o ty w y ru in spo ty k a n e w w ielu jego frag m en tach.
Je śli je d n a k czas i ludzkie zniszczenie obróciły w ru in ę te a try rz e czywistości, to te a tr w yobraźni, gdzie ro zg ryw a się akcja d antejskiego p oem atu, m iał zaw alić się z pow odu trzęsienia ziem i, k tó re w ybuchło, gdy C h ry stu s zstępow ał do P iekieł. Jeszcze jedno w yd arzenie z H istorii
Ś w ię te j, i znow u zstępow anie do podziem i, w yznacza d a n te jsk ą to p o g ra
fię. Tym i „boskim i” fak ta m i D an te um acnia sp ira ln ą drogę sw ojej w ęd rów ki; później, ja k to zobaczym y, sp ira la i ru in y zostaną przedstaw ione jako rzeczyw istość psychologiczna, jako fo rm y „ludzkiego” w nętrza.
Poeci ren esan su i b a ro k u obficie k o rzy stali z owego re p e rtu a ru m itów i obrazów . Lecz pow tórzeniom ty m tow arzyszą m etam orfozy. iDantego w ielkie zejście po sp ira li o kształcie etycznie u kieru n k o w an y m u stę p u je m iejsca w ędrów kom b ardziej k rę ty m po taje m n y c h k o ry ta rza c h i pod ziem nych pieczarach.^ W n ętrze ziem i nie jest już ow ym k ra te re m , k tó ry n ieu ch ro n n ie prow adzi k u lo d o w atym głębinom F legetonu; lęk szybko p rzem ija, k o ry ta rze zaw ężają się, b y ty m bard ziej się otw orzyć przed gościem tam teg o św iata, i zam ien iają się w p rzestro n n e pieczary. W n ę trz ności ziem i tw o rzą św iat pełen bogactw i m acierzyńskiego ciepła [...]. W znak o m itej p rac y pośw ięconej czasom b a ro k u J . R ousset ta k pisze o roli, jak ą w te j epoce o d g ryw ała linia spiraln a:
Spirala jest jednym z ulubionych m otyw ów baroku. W idzimy ją u Guari-niego, u Tintoretta i Rubensa, w ukształtowaniu aniołów Berniniego i fauny Pugeta. Spirala to rozciągająca się sprężyna, to niekończący się ruch, ruch dla
P I R A N E S I I M IT S P IR A L N Y C H S C H O D Ó W 263
ruchu; wzrok, który pragnie podążać za jej biegiem , m usi przerzucać się coraz dalej, n ie znajdując nigdzie m ety. A z drugiej strony, dzwonnica Sapiencji su geruje inną m etaforę, już przedtem często spotykaną: strzelisty płomień, w zno szący się w ir 9.
Z całej sztuki b a ro k u a rc h ite k tu ra w łaśnie dostarcza n ajb ard ziej u d erzający ch przykładów . Obok w ieżyczki kościoła S ain t-Y v es p rzy pom nieć tu trzeb a niezliczone schody w kształcie sp irali; schody B orro- m iniego w pałacu B e rb e rin ic h w R rzym ie, Giacomo da V ignoli w pałacu F arn ese w C ap raro la i w iele innych.
Z mnogości tek stó w poety ck ich cyto w an y ch przez J. R ousseta m ożna by w y b rać dw a, k tó re w y ra ż ają koszm ar sp ad an ia po lin ii w iru jącej. Spadanie to stano w i ja k g d y b y odw rotność wznoszącego się w iru, k tó ry tw orzy sp ira la z kościoła Saint-Y ves:
... Mais d'instant en instant, ce fu m e u x vin nouveau
Me rem plit de vapeur le donjon du cerveau. Je sens qu’il m ’estourdit, je trou ve qu’il m ’enroue, La court, et le logis, tournent com me une roue, La terre m e paraît bosselée en sillons,
Je v o y virevolter cent mille papillons,
Mes jambes, et m es pieds, tom be n t dans des foiblesses, Sans écrire, je fa y des y grecs et des esses,
Je n’en puis plus, je meurs, mais il m ’im porte peu Quand j ’irois en enfer, le vin esteint le feu...
[... A le z chw ili na ch w ilę to m ętne św ieże wino / Napełnia m iazm atam i mej m ózgownicy w ieżę, / Czuję, jak m nie ogłusza, widzę, jak m ną okręca, / Podwórzec i komnata, w szystko się kręci w koło, / Ziemia w ydaje mi się bru zdam i pogarbiona, / Widzę, jak w okół tańczy sto tysięcy m otyli, / Nogi moje
i stopy w ielka słabość ogarnia, / N ie pisząc, piszę igreki i esy, / Już nie mogę, umieram, ale w szystko mi jedno, / Kiedy pójdę do piekła, wino ugasi ogień ...]10
Y i S s p la ta ją sw oje linie, b y nak reślić sp iralę, k tó ra wiedzie do śm ier ci i do piekła. Tę opaczność rzeczy w iodącą z „w ieży m ózgu” k u piekiel nej otchłani Téophile de V iau uchw ycił w poetyckim pom yśle:
Un esprit se présente à moi J’oy Charon qui m ’apelle d soy, Je v o y le centre de la te rre .
Ce ruisseau re monte en sa source,
Un boeuf gravit sur un clocher...
[Jakowyś duch majaczy w cieniu, Charon m nie w oła po imieniu, Tak otom ujrzał się w Hadesie. Tu wstecz do źródła spływa rzeka, Tu w łazi w ół na dach dzwonnicy...] 11
i poeta rozw ija d alej cały szereg toposów „św iata n a opak” .
9 J. R o u s s e t , La L ittératu re de l’âge baroque en France. Paris 1954, s. 167. 19 Brosse, cytow any przez J. R o u s s e t a , Anthologie de la poésie baroque
française, II, s. 86.
11 Ibidem, II, s. 72. Przekład W. S z y m b o r s k i e j w: J. L i s o w s k i , A n to
Jeszcze częściej sp o ty k am y w poezji barokow ej pejzaże żałobne przy p om inające ulubione k ra jo b ra z y Tassa. R ousset c y tu je u ry w e k z tek stu L o rtig u e ’a, k tó ry p o d ejm u je jed en z w y b ra n y c h tem atów :
J’aime à voir ces v ie u x Colisées Qui sont à dem i ruinez Et les p yram ides brisées.
[Lubię oglądać dawne Kolosea / Rozpadające się prawie w ruiny / I na strzaskane patrzeć piramidy.] 12
A więc poezja ru in , k u lty w o w an a ju ż w tej postaci od pew nego czasu przez m ala rz y i poetów epoki. To m alarze X V I w. p rzy b y li z Północy (Clève, v an H em skerk, H ieronim us Cock i inni) stw orzyli w Rzym ie now y rodzaj m alarstw a, „ w ed u tę”, insp irow aną najczęściej przez k r a j obrazy z ru in am i. W łosi, m n iej w rażliw i n a m alow niczość m iejscow ości i pom ników , k tó re ich otaczały, w oleli ukazyw ać ich w yob rażen ia id e alne, a n a w e t rek o n stru k c je (Sangallo, Palladio). X V II w iek nie był jed n a k po m yślny dla m ala rstw a „w idokow ego” . Z ostanie ono p odjęte dopiero w X V III w. przez tak ich arty stó w , ja k M ario Ricci w W enecji lub A ndrea L ocatelli w Rzym ie. Ten k ie ru n e k m alarstw a, up rzy w ilejo w a ny szczególnie przez d y re k to ra A kadem ii F ran cu sk iej, W leughelsa, pociągnął w końcu k u sobie w szystkich m łodych a rty stó w francuskich, k tó rz y zaczęli re g u la rn ie p rzy b yw ać do Rzym u.
W ty m w łaśnie k rę g u m ala rstw a i w tak ie j atm osferze u k azu je się nam G iovanni B a ttista P iran esi. Je śli m ów im y tu o p rądzie i o m odzie i jeśli sztu k a P iranesiego p rzy po m in a jeszcze czasam i o dwóch dziełach, k tó re p o jaw iły się w W enecji n iedługo p rzed początkam i tw órczości g raw era, tzn. o Capricci Tiepola i V e d u ta C an aletta, a także o innym w ielkim k ie ru n k u b a ro k u —· o scenografii, to jed n a k nie ulega w ą tp li wości, że sw ym i Capricci di Carceri [Fantazje w ię zie n n e ] (1745 r.) oraz
Carceri d ’in ven zio n e [W ięzienia w yobraźni] (1760 r.) P ira n e si stw orzył
coś ab so lu tnie nowego.
Nie w yk lu cza to um ieszczenia P iran esieg o w obszerniejszym k o n tek ś cie, ta k jak to czyni M arg u erite Y ourcenar:
Może należy szukać tajem nicy w i ę z i e ń w idei, która w szczególny spo sób opanowała w łoską w yobraźnię i zaw sze rodziła arcydzieła, w idei Sądu, Piekła i Dies irae. Mimo zupełnego braku m yśli religijnej w podtekście więzień te czarne otchłanie, te żałobne grafitti stanowią jedyny i w spaniały w ytw ór
w łoskiej sztuki barokowej, odpowiadający straszliw ej, lejow atej przepaści
z Lasciate ogni speranza Dantego. E lie Faure w swojej Histoire de 1’art w spom niał m imochodem, że twórca Więzień pozostawał w kręgu w ielkiej tradycji
Sądu Ostatecznego Michała Anioła, co jest praw dziw e choćby tylko ze w zględu
na opadające perspektyw y i sposób zabudowania przestrzeni, a jeszcze praw dziw sze z punktu widzenia perspektyw w ew nętrznych. Przeniknięte m yślą dan tejską dzieło Michała Anioła w ydaje się spełniać rolę pośrednika między św ieckim i zupełnie więzieniam i Piranesiego a dawnym i uświęconym i
P I R A N E S I I M IT S P IR A L N Y C H S C H O D Ö W 265
m i Im manentnej Sprawiedliw ości. Co prawda, w Więzieniach żaden Bóg nie w yznacza potępionym m iejsca na stopniach otchłani, ale ta nieobecność spra wia, że obraz niezmierzonych pragnień i wiecznej k lęsk i człow ieka staje się jeszcze tragiczniejszy. Owe miejsca odosobnienia, skąd zniknął czas i formy żyw ej natury, te zam knięte pomieszczenia tak szybko zam ieniające się w izby tortur, gdzie jednak w iększość zaludniających je postaci w ydaje się niebezpiecz nie i tępo zadomowiona, te otchłanie bez dna, a jednak bez w yjścia, to nie jest zw yczajne więzienie: to jest nasze P ie k ło 13.
D ante w yraził sw oje p rzerażen ie wobec nieubłaganego pędu, k tó ry sprow adzał go k rąg po k rę g u w głęb iny coraz ciaśniejsze, coraz bardziej lodow ate; Tasso znał rów nież obsesję zam ykającej się p rzestrzeni; P ira nesi n ato m ia st każe n a m dośw iadczać uw ięzienia w całkiem odm iennej p ersp ektyw ie. P orzu cen i i zagubieni gdzieś pośród jed n ej z w ielu k o n stru k c ji W ięzień, z n a jd u jem y się w m iejscu doskonale nieokreślonym . N ie istn ie je tu żadne w n ę trz e ani żadna zew nętrzność, k tó re m ogłyby nadać k ieru n e k naszym ruchom . W szędzie, na w szystkie stron y, ta sam a galeria, ten sam m ost i ta sam a pochylnia, przedłu żające się w n ieskoń czoność. Tę właściwość P ira n e z ja ń sk ie j p rzestrzen i doskonale opisał w sw ojej książce U. V ogt-G öknil:
Przestrzenie Piranesiego pow stają najczęściej w w yniku krzyżowania się m ostów i arkad. Nie można ich przeto uważać za przestrzenie ani w ew nętrzne, ani zew nętrzne: mają one strukturę prawdziwych „Zwischenräume” 14.
W yraz „Zw ischenräum e” su g e ru je rozm aite znaczenia: p rze strz e n i po średnich, m iejsc p u sty ch w sensie przede w szy stk im fizycznym . Lecz są to także stre fy pograniczne rozciągające się m iędzy snem a jaw ą; tam , gdzie rozum , a w p rzy p ad k u a rc h ite k ta — oko, w y p ełn ia jeszcze częścio wo n o rm aln ą fun k cję, ale już rozpoczyna sw obodną w ędrów kę:
Oko traci centralne położenie stałego punktu wyznaczającego odległości, a w rezultacie i m iejsca przedm iotów w przestrzeni. Koncepcja przestrzenna Re nesansu i Baroku traci sw ą empiryczną realność, swą obiektywność. Jak kula, unosząca się sw obodnie w przestrzeni, oko Piranesiego postrzega wszystko, co go otacza. Podm iot i przedmiot splatają się wzajem nie. Ten sam przedmiot ukazuje się w rozm aitych m iejscach, a zarazem jest postrzegany z różnych punktów widzenia. Słow em , odległość między okiem a przedm iotam i w prze strzeni staje się całkow icie w zględna 15.
T ak w ow ych w izjach sta p ia ją się człow iek i p rzestrzeń . Oto ciągle te n sam człow iek biegnie po ty ch sam ych schodach i gubi się w ty ch sam ych zakam arkach. Sw obodna g ra oka w p rzestrzen i spraw ia, że p ro sty zrazu p lan w ielu g rafik P iran esieg o zostaje obciążony obfitością szcze gółów pow ielanych w nie kończących się odbiciach: уЬ
Decydującym elem entem organizacji przestrzeni u Piranesiego jest rów no czesne zaakcentowanie i dew aluacja przeciwstawnych sobie zam ysłów archi 13 M. Y o u r c e n a r, Sous bénéfice d ’inventaire. Paris 1962, s. 157—158.
14 U. V o g t - G ö k n i l , Carceri. Zürich 1958, s. 21. 15 Ibidem, s. 36.
tektonicznych. W ydaje się, że Piranesi w ybiera form ę koła, aby odczuwać rozwój w łaściw ego mu pragnienia ogromu i oglądać w nie kończących się odbiciach sw oje um iłowanie nieskończoności. Lecz tak uporządkowaną przestrzeń rozbija on na pojedyncze przedziały, których nieustanne lustrzane odbicia powodują zam iast uczucia ładu i spokoju jakiś rodzaj „L abyrinth-Erlebnis” [przeżycia labiryntu] 16.
I rzeczyw iście n arzu ca się n am w rażen ie lab iry n tu . Nigdzie nie w i dzim y drogi prow adzącej do jakiegoś określonego m iejsca; schody i m osty zaczyn ają się gdzieś poza ram a m i m iedziorytu, przechodzą przez jego w n ę trz e i ciągną się d alej w do m niem anej nieskończenie w ielkiej p rze strzeni. W idzim y tam tajem n icze schody w y n u rzające się z ciem ności i p ogrążające się w n iej n a nowo. O bsesja la b iry n tu w y ra ż a się w spo sób n a jb a rd zie j d o jm u jący w pochodzie udręczonych isto t, k tó ry c h lili pucie sy lw etk i zalu d n iają św iat W ię zie ń :
Elem enty, z których Piranesi buduje sw oje w ięzienia, im plikują zawsze ruch albo zależność. Być w ięźniem to dla niego pozostawać w niew oli powtórzeń; jest to w ędrow anie bez odpoczynku i bez celu. Jego postacie rzadko znajdują się po środku przestrzeni, są za to stale „na skraju”: na końcu belki, na brzegu gzym su, na krańcu mostu pozbawionego poręczy lub też zaw alonego w samym środku. Jego postacie nigdy nie spoczywają, zaw sze do czegoś dążą. Ostatkiem sił w loką się w zdłuż m ostów i w spinają się na schody, aby dotrzeć do nowych m ostów i do nowych schodów. Gnębieni nieskończonością m ożliwych powtórzeń przerzucają się z jednej „Übergangs-Situation” [sytuacji przejściowej] w drugą. Paradoksalnie, ich w ięzienie to wieczna w ędrówka I7.
A w ięc ru c h w y raża najg łęb szą u d ręk ę ty c h ludzi, ru c h narzu con y im nie ty lk o przez ogrom w ięzienia, lecz rów nież przez ich w łasne w y m iary , ta k m ikroskopijne, że o d b ierają im w szelką nadzieję opanow ania przestrzen i, w k tó re j się znaleźli.
N igdzie — m ówi M arguerite Yourcenar — artysta nie usiłow ał, jak to przed nim i po nim czyniło tylu barokowych czy rom antycznych m alarzy Rzymu, zharm onizować szlachetność i pow agę człowieka z godnością b u d o w li18.
W ięzienia u k azu ją trag iczn ą stro n ę m itu m ikroskopijności, k tó ry
w „w idokach” z n a jd u je rad o sn e urzeczyw istnienie, bliskie kom edii
d e ll’arte, ja k m ów i M arg u erite Y o u rcen ar 19. W k on k lu zji pisze ona w ten
sposób:
Owi ludkowie, absurdalnie zaczepieni na zawrotnych piętrach w i ę z i e ń , tak w yraźnie odpowiadają odczuciu żałosnej śm ieszności i błahości losu ludz kiego, że osiągają w końcu, przynajm niej im plikatyw nie, walor mikroskopijnych symboli, w yw ołując skojarzenia z półm atem atycznym i, a półsatyrycznym i żarta mi literackim i, które zajm owały niektóre z najtęższych głów X VIII w.: z Mi- krom egasem, z G uliw erem w krainie L iliputów 20.
16 Ibidem, s. 23. 17 Ibidem, s. 45.
18 M. Y o u r c e n a r , op. cit., s. 134. 19 Ibidem, s. 133—134.
P I R A N E S I I M IT S P IR A L N Y C H S C H O D Ö W 267
Lecz z a trzy m a jm y się chw ilę, a b y zastanow ić się n ad poszczególnym i tem a ta m i naszych dociekań; sp iraln e schody u k azu ją się w sposób za sk ak u jący na planszy V II W ię zie ń (zn ajd u ją się one rów nież n a planszy III). Je śli odbiegają od k ształtu , jak i n ad ad zą im pisarze rom antyczni, to w każdym razie ich fo rm a w yciska piętno n a całej rycinie. Form a sp irali je s t tu zw iązana z całością kom pozycji i nie n arzu ca się z h alucy - n a c y jn y m n atręctw em , k tó re sp ira la p rzy b iera często w tw órczości obłą kanych.
U trzy m y w an o nieraz, że po liry czn y ch w y n u rzen iach F antazji i W ię
zień P ira n e si porzucił rzekom o w izjonerstw o, aby oddać się całkow icie
realizm ow i. P a trz ą c w nik liw iej, m ożna jed n a k odkryć geniusz w izjo n er stw a w n ajb ard ziej na pozór rea listy cz n y c h sztychach. Roślinność za czyna się tam plenić niep ow strzym an ie i zacierać zb y t w y raźn e linie. P rz y ro d a n aciera n a budow le i zam ienia je w ru in y , w ydobyw ając na jaw ich najdziw niejsze k ształty . P rz y ro d a jest sym bolem Czasu, k tó ry pochła nia dzieła ludzkie. M alarstw o w idokow e, k tó re w pierw szym o dru ch u skło n ni jesteśm y uw ażać za rd zen n ie realisty czn e, dąży tą drogą k u fantasty ce. W yobraźnia zaczyna górow ać n a d obserw acją. Proces te n m ożna n a jle piej zaobserw ow ać w se rii „w idoków ” K oloseum Piranesiego. A rty sta k ilk a k ro tn ie pow racał do tego tem a tu , którego u k ry te znaczenie już poznaliśm y. N ajb ard ziej in te resu jąc e są dla nas dw ie plansze: 758 i 759. P ira n e si nie u siłu je ta m p rzed staw ić rzeczyw istości w sposób „foto gra ficzn y ”. C zarna ściana n a plan szy 758 z tą p rzedziw ną krzy w izn ą pow stała z pew nością w w y n ik u głębokich przem yśleń; to w a ria n t te m a tu am fi te a tru w osobistym u jęciu a rty sty . Jeszcze m ocniejszy ak cen t w idzim y na planszy 759; tu triu m fu je w y obraźnia; spojrzenie a rty s ty poszybowało k u wysokościom rea ln ie nieosiągalnym . P u s ty a m fite a tr w y gląda ja k w ygasły k ra te r. F o rm a je s t tu tw o rem n a tu r y i czasu, a dzieło człow ieka znikło p raw ie zupełnie.
Jeszcze częściej — pisze Marguerite Yourcenar — zam iast nadać ludzki kształt stworzonej przez człowieka form ie metafora wizualna dąży do ponow nego wtopienia budow li w całość sił przyrody, w obrębie których najbardziej skom plikowana z naszych form architektonicznych jest tylko cząstkowym i nieśw iadom ym m ikrokosmosem. Ruina stoi przy nowym pałacu, tak jak ścięty pień tkw i wśród młodego lasu; na pół zarośnięta kopuła podobna jest do p a górka, po którym w spinają się stada krzewów; cały gmach nabiera wyglądu gąbki albo żużla i osiąga taki stopień niezróżnicowania, kiedy już nie wiadomo, czy znaleziony na plaży kamyk był kiedyś obrobiony ręką człowieka, czy też . utoczony przez fale morza. N iesam ow ita „podbudowa grobowca Hadriana” jest skalną ścianą, o którą rozbijają się fale stuleci; Koloseum jest w ygasłym kra terem . W ymowa w ielkich przyrodniczych metamorfoz Piranesiego jest może naj bardziej uderzająca w rysunkach pochodzących z Paestum. <...) Zburzona św ią tynia jest tylko szczątkiem rzuconym na morze form; ona sama jest N a tu rą 21.
Cała tw órczość Piranesiego, od F antazji aż do w izeru nkó w św iątyń z P aestu m , jest więc p rze n ik n ię ta d u chem w izjonerstw a, a najdoskonalszy jego w y ra z stanow ią W ięzienia.
Od w i ę z i e ń aż do ruin i grobów — pisze Henri Focillon — mimo zaglą dających tam czasam i promieni słońca, m imo piękności otaczającej i ogarniają cej w szystko przyrody, dusza tego w izjonera jest zawsze smutna. Sm utek to w arzyszy mu w w ędrów ce przez zgliszcza przeszłości, jak i przy sw ego rodzaju przew idyw aniu przyszłości, wśród tej architektury epoki m etali wzniesionej nad etruskim i ściekam i i nad kazam atam i Tyberiusza.
I w łaśnie obecność w yobraźni w dziele P iranesiego, a nie obfitość lub różnorodność jego twórczości, sp raw ia, że pow rócono do niego i zaczęto go cenić w epoce rom antyzm u. [...]
O ddziaływ anie P iran esieg o p rzejaw iło się jed n a k najszybciej w A nglii (Jo rg en A n d ersen zajął się ty m tem a te m w stu d iu m zaty tu ło w an y m
G iant Dream s. K o rzy staliśm y z niego często p rzy pisaniu tego rozdziału).
W 1757 r. P ira n e si zostaje członkiem Londyńskiego Stow arzyszenia Znaw ców Starożytności. Ciekaw e, że w łoskiego a rty s tę cenią obydw a s tro n n ictw a istn iejące wów czas w A nglii: neogotycy i neoklasycy. Z a rów no H oracy W alpole, ja k i R o b ert A dam odw ołują się do jego p a tro n a tu . W A nglii ta m te j epoki trw a jeszcze w alk a m iędzy sta ro ż y tn ik am i a no- w ożytnikam i [anciens et m odernes]. W obozie now ożytników , w otocze n iu E dm u n da B u rk e ’a, odżyw a daw ne pojęcie, przed m io t b adań L ongi- nusa, pojęcie wzniosłości. B u rk ę p odaje n a stę p u jąc ą definicję:
Nieskończoność napawa um ysł ludzki jakimś lubym przerażeniem, które za razem i skutek najpraw dziw szy i dowód najoczywistszy stanow i (1756) 22.
S ztu k a i um ysłow ość P iran esieg o są bardzo bliskie n ow em u g a tu n kowi powieści, k tó ry podąża za p rąd em unoszącym u m y sły ku lubem u przerażeniu. M am na m yśli powieści grozy, z k tó ry c h pierw szą chrono logicznie, Z a m czy sk o w O tranto (1765), nap isał H oracy W alpole. [...]
A nd erso n p rzy tacza jeszcze b ardzo ciekaw y tek st W alpole’a; w jed ny m z listów pisarz w spom ina sw ój sen z 1764 r.:
Z eszłego roku obudziłem się pew nego ranka ze snu, z którego tylko to sobie przypominam: znalazłem się w starym zamku (sen całkiem naturalny dla kogoś, kto jak ja m iał głow ę nabitą gotyckim i historiami) i zobaczyłem u góry w iel kich schodów olbrzymią opancerzoną rękę opierającą się o balustradę. Tego sam ego dnia wieczorem usiadłem i zacząłem pisać, nie wiedząc w łaściw ie w cale, co mam do powiedzenia 23.
W ro k u 1765 u k azu je się pom ieść Z a m ek w O tranto, w k tó re j a u to r um ieścił opisany epizod. Jed n ak że rę k a zam ieniła się w ogrom ny hełm ,
22 Cytowane przez J. A n d e r s e n a , Giant Dreams, w: English Miscellany, Roma 1952, s. 50.
23 H. W a l p o l e , Correspondance (9 III 1765), cytowane przez J. A n d e r s e n a ,
P I R A N E S I I M IT S P IR A L N Y C H SC H O D Ó W 269
taki, ja k i w idzim y u dołu w ielkich schodów na planszy V III W ięzień Piranesiego.
Jeszcze silniej zw iązany z P ira n e sim jest ro d ak W alpole’a, W illiam Beckford. P ira n e si zadedykow ał ojcu B eckforda część sw oich V asi e Can
delabri \W azonów i Ś w ieczn ikó w f. Życie tej angielskiej rodziny u p ły
w ało w scenerii całkiem p iran ezjań sk iej: w 1781 r. w zam ku Beckfordów urządzono festyn , którego d ek orację przygotow ał scenograf L outherbo urg . Oto jest opis w zięty z autobiograficznego listu:
N ie kończące się schody, które gdy spojrzeć w dół, w ydaw ały się tak g łę bokie, jak studnia Piramid, a gdy podnieść wzrok do góry, gubiły się w e mgle, w iodły do całego szeregu w spaniałych apartamentów (...) Obszerność i zawiłość tego w ewnętrznego labiryntu czyniły tak m ylące wrażenie, iż staw ało się wprost niem ożliwe, aby ktokolwiek m ógł od razu określić, gdzie się znajduje, gdzie był przed chw ilą i dokąd idzie — tak silne było uczucie zm ieszania i niepew ności w yw ołane m nóstw em ośw ietlonych pięter, z których każde zawierało nieskoń czoną rozmaitość pomieszczeń 24.
T en sam niepokój, ta k typow o p iran ezjań sk i, podszepnął B eckfordow i zakończenie powieści V a th e k , gdzie w idzim y te sam e w ielkie Schody prow adzące w głąb, aż do śro d k a ziemi. P ira n e si jest n atch n ien iem B eckforda nie tylk o w d ek o racji zam ku i w n iek tó ry ch fra g m en ta ch jego powieści, lecz także w jego sposobie w idzenia i odczuw ania. N ajlepszym tego p rzy k ład em są B eckforda opisy podróży. W Dream s, w a kin g th o ug hts
and in cid en ts (1783) op isu je on drogę prow adzącą do Bonn:
Patrzyłem bez przerw y na regularne kształty błękitnaw ych gór ogranicza jących nasz horyzont. W m yśli przenosiłem się już na ich szczyty. Uniesiony radością, dostrzegałem rozległe i dzikie horyzonty, a niezliczone chimery tłum nie pojaw iały się w m ojej wyobraźni. Dosiadłszy tych fantastycznych czworonogów, leciałem ze skały na skałę, a na ich szczytach w znosiłem zam ki w stylu Pira nesiego. W spaniałość i rozm aitość tych napowietrznych w ieżyc długo m nie prze śladow ała 25.
[...]
Ten sty l rela cji z podróży, jak i rodzi się pod w pły w em Piranesiego, znajdzie później szerokie zastosow anie u fran cu sk ich podróżników n a stę p nego stulecia, odw iedzających ze w spom nieniem P iranesiego dokładnie te sam e m iejsca: R en i W enecję.
N ajpięk n iejszy i n a jb a rd zie j d la lite r a tu r y znaczący te k s t angielski z n a jd u je się w C onfessions o f an E nglish O pium Eater [W yznania an
gielskiego zjadacza opium] Thom asa de Q uinceya, cytow anego jeszcze
dzisiaj w każdej p rac y o P iran esim ; oto jego znakom ita analiza:
Parę lat później, gdy oglądałem Piranesiego Starożytności rzym skie, obecny przy tym Coleridge opisał mi szereg sztychów tego artysty nazyw anych jego
Snami, które przypom inały scenerię widzeń nawiedzających go w czasie go
24 Ibidem, s. 56. 25 Ibidem, s. 45.
rączkow ych majaczeń. N iektóre z nich (opisuję z pam ięci w edług opowiadania Coleridge’a) przedstawiały ogromne gotyckie sale; na posadzce stały potężne silniki i m aszyny, koła, liny, katapulty itd., obraz natężenia olbrzymiej siły albo pokonanego oporu. Przem ykając się wzdłuż murów, spostrzegamy schody, a na nich sam ego Piranesiego, jak z trudem szuka drogi ku górze. Pójdźcie schodami trochę dalej, a zobaczycie, że kończą się one nagle nad przepaścią, bez żadnej poręczy, nie pozwalając nikomu, kto by się tam w spiął, na krok naprzód, bo byłby to krok w otchłań. Cokolwiek by spotkało biednego Pira nesiego, to w ydaje się, że jego trudy m uszą się teraz zakończyć. Lecz podnieście oczy, a zobaczycie nową kondygnację schodów, a na nich znów Piranesiego sto jącego na brzegu przepaści. Jeszcze raz podnieście wzrok, a ujrzycie jeszcze bardziej powietrzną kondygnację schodów, a na nich znów szalony Piranesi za jęty swą podniebną wspinaczką; i tak ciągle, aż nie kończące się schody wraz z nieszczęsnym Piranesim znikną gdzieś w zam glonych wysokościach. Taką samą zdolność nieustannego wzrostu i sam oodtwarzania posiadały architektoniczne w izje jaw iące się w moich snach. We w czesnym stadium choroby olśniew ające obrazy moich snów były w łaśnie architektonicznej natury; oglądałem tak n ie zw ykłe m iasta i pałace, jakich nigdy nie widziałem na jawie, chyba że w m a rzeniach 26.
M arg u erite Y o u rcen ar w zakończeniu sw ej p ra c y tak k o m en tu je ten frag m ent:
W tym znakomitym tekście uderza przed w szystkim całkowita wierność duchowi dzieła Piranesiego przy jednoczesnym dziwnym braku w ierności lite rze tego dzieła. Już sam tytu ł jest m ylący, ponieważ Więzień nigdy nie nazy wano snami; jest rzeczą interesującą, że obydwaj poeci pozwolili, jeśli tak rzec można, aby nazwa Więzienia spadła z frontonu tego przedziwnego pałacu. A potem obraz gotyckich przedsionków, nieśw iadom ie w prowadzony przez dwóch w ielkich rom antyków do św iata architektury tak specyficznie rzym skiej. Lecz przede w szystkim na próżno szukalibyśm y wśród osiem nastu planszy tworzących całość Więzień ow ych majacznych schodów, których nieustanny ruch w górę przeryw ają tu i ów dzie brakujące stopnie i gdzie ta sama postać, być może Piranesi, pojaw iałaby się coraz to w yżej, na coraz to nowych stopniach, od dzielonych od poprzednich przepaściami. Wyobrażenie to, charakterystyczne dla pew nego typu obsesyjnych marzeń sennych, zostało albo przekazane przez Co leridge’a De Quinceyowi lub też sam De Quincey, który nigdy nie oglądał a l bum u Więzień, w łączył w łasny pom ysł do opisu przekazanego mu przez Cole ridge’a. Jeden lub drugi został nieszkodliw ie wprowadzony w błąd przez samą naturę tego przedziwnego zbioru rycin. Rzeczywiście, Więzienia należą chyba do tego rodzaju na pół hipnotycznych dzieł sztuki, które w yw ołują wrażenie, że m iędzy jednym a drugim spojrzeniem przedstawione postacie poruszyły się, znikły lub się pojaw iły, a naw et sam e m iejsca zm ieniły się w jakiś tajem niczy sposób. Więzienia w yobraźn i C. B. Piranesiego mogły w ten sposób w yw ołać u autora Christabel lub u autora Suspiria de Profundis, w izję sym bolicznych schodów i sym bolicznego Piranesiego, prawdziwszą niż prawda, obraz ich w łas nych w zlotów i ich w łasnego szaleństwa. Tak to marzenia ludzi rodzą się jedne z drugich 27.
26 T. D e Q u i n c e y , The Confessions of an English Opium Eater. Everym an 1936, s. 237—238.
P I R A N E S I I M IT S P IR A L N Y C H S C H O D Ó W 271
M ożem y to n a w e t sprecyzow ać, poniew aż w iem y, że zw ro t „M arzenia P ira n e sie g o ” z n a jd u jem y ju ż u W alpole’a. N iew iele ju ż potrzeba, ab y zrobić z tego ty tu ł zbioru. D odajm y, że w ta m ty c h czasach określenie „gotycki” odnosiło się do w szystkiego, co m iało zw iązek z ową ciem ną m ate rią , z k tó re j w y ła n ia ły się pow ieści grozy, z ty m kró lestw em w yo b raź n i i fan tazji. I w iem y rów nież, że w izja tajem niczy ch schodów, k tó ry c h początek i koniec pogrążone są w m roku, prześladow ała już Beck- ford a. M ówim y o ty m n ie po to, b y um niejszyć oryginalność te k stu De Q uinceya, lecz aby n a ty m tle jeszcze bard ziej ją uw ydatnić.
A by ukazać całe piękno i znaczenie ty c h stronic, trz e b a je chw ilow o oderw ać od P iran ezjańsk ieg o k o n te k stu i odczytać w kontekście m acie rzy sty m , tzn. w fab u le C onfessions o f an English O p iu m Eater. W roz dziale T h e Pains o f O pium [C ierpienia opium iczne] a u to r w ym ienia sk u tk i opium i p o daje p rzy k ład y , w śród k tó ry c h nasz te k st je s t jed ny m z najpięk n iejszy ch . P ierw szy elem en t to straszliw e w yolbrzym ienie w szystkich zjaw isk:
Wszystko, co można sobie przedstaw ić w w idzialnej postaci, gdy tylko o tym w ciemnościach pomyślałem , zjaw iało się natychm iast przed m oim i oczami; i ch y ba w sposób tak samo nieunikniony, z chwilą gdy zjaw y te zarysow ały się w bladych, widm ow ych barwach, jak pism o kreślone atram entem sym patycz nym, nieokiełznana chemia moich rojeń odziewała je w e wspaniałość nie do zniesienia, od której w strząsało się serce 28.
Jeszcze w ażniejszy je s t d ru g i elem ent. Ma on chyba d ecyd u jący w pływ w e F ra n cji, ró w n y co n a jm n ie j oddziaływ aniu te k s tu o P iranesim :
Co noc w ydaw ało mi się, że zstępuję, n ie w przenośni, ale dosłownie zstę puję w otchłanie i przepaście bez słońca, w głębiny głębin, skąd w ydostanie się w ydaw ało się zupełnie niem ożliw e
I w reszcie trzeci elem ent, k tó ry ja k się zdaje, znalazł zastosow anie w tekście o P iran esim :
Sens przestrzeni, a ostatecznie i sens czasu zostały głęboko wypaczone. B u dowle, krajobrazy itd. przybierały proporcje i rozmiary, do których postrzegania oko ludzkie nie jest przystosowane. Przesteń w ydym ała się, rozciągała aż do nie dającej się w ypow iedzieć n ieskończoności:i0.
A u to r objaśnia obszernie to w łaśnie o statn ie dośw iadczenie, kojarząc z n im w spom nienie opow iadania C oleridge’a. O jego w łasn y m przeżyciu m ow a jest ty lk o w jed n y m k ró tk im zdaniu: „W ith th e sam e p ow er of
endless g ro w th and self-rep ro du ctio n did m y architecture proceed in dream s [Z tak ą sam ą siłą nie kończącego się w zro stu i sam oodtw arzania
28 T. D e Q u i n c e y , Les confessions d ’un opiomane anglais. Traduit de l ’anglais par P. L e y r i s. Paris 1962, s. 106.
29 Ibidem, s. 107. 30 Ibidem.
się po w staw ała w m arzen iach m o ja a rc h ite k tu ra ]” . I De Q uincey p rze chodzi od raz u do innego literack iego p rzy k ład u, do jednego z u tw orów W ordsw orth a, k tó ry rów nież przed staw ia w izję arch itekto niczn ą. Tak w szy stk ie te te k sty w iążą się razem , tw orząc gęstą tk a n k ę ro je ń sennych bliskich sobie i w zajem nie się pogłębiających. K ied y będziem y badać dzieje te k s tu o P ira n e sim we F ra n cji, nie p ow inniśm y nig dy zapom inać o ty c h stronicach, znanych często a u to ro m francuskim .