Jerzy Ziomek
"Poetyka okresu renesansu :
antologia", wybór, wstęp i
opracowanie Elżbieta
Sarnowska-Temeriusz, przypisy:
Jerzy Mańkowski, Elżbieta
Sarnowska-Temeriusz,
Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź
1982 : [recenzja]
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 76/1, 200-208
1985
d la tych środow isk. Istn ie ją zatem społeczne podm ioty owej tw órczości, różne od tw órczego podm iotu lite ra tu ry tzw. n u rtu w iejskiego. Z aprezentow any przez Sulim ę sposób m y ślen ia o lite ra tu ra c h regionalnych idzie w k ie ru n k u opisyw ania ich w k ateg o riach w arto ści hum anistycznych, nie zaś użyteczności dla k o n k retn y c h środow isk (tw órczych podm iotów lite ra tu ry a m ato rsk ie j czy regionalnej) i zaspo
k a ja n ia ich p otrzeb k u ltu ra ln y c h . J e s t je d n a k fak te m , że w spółczesna tw órczość ludow a nie została przez lite r a tu r ę n u r tu w iejskiego zm onopolizow ana i istnieje- n a d a l na pograniczu k u ltu r.
W arto byłoby p orów nać św iadom ość w y ra ża jąc ą się w tw orczości „ n u rtu w iejskiego” i w e w spółczesnych d o k u m en tach ludow ych. Nie ulega je d n ak w ą tp li
w ości, że lite ra tu r a ta n ie n ad ą ża za w spółczesnym i zm ianam i w św iadom ości ludow ej. S ygnałem , k tó ry nie pow inien u jść uw adze badacza, są chociażby doku
m e n ty św iadom ości ludow ej p ow stałe po S ierpniu 1980, a ta k ż e podania i listy in te rw e n c y jn e z la t siedem dziesiątych w sp raw ie re n t i e m e ry tu r (w spom ina o n ic h S u lim a w e w stęp ie książki), nie m ów iąc ju ż o d o k u m e n tac ji zw iązanej z k o le k ty w izacją gospodarstw ro ln y ch w la ta c h pięćdziesiątych. D opiero w ięc p o ró w n an ie św iadom ości a rty k u ło w a n e j w ludow ych do k u m en tach i oficjalnej lite ra tu rz e „ n u r
tu w iejskiego” pozw oli badaczom n a określenie, co w te j o sta tn ie j jest św iad ectw em dialogu, a co w ynikiem in n y ch okoliczności.
Bożena K r a s i e j k o U r b a ń s k a
POETY K A O KRESU RENESANSU. ANTOLOGIA. W ybór, w stęp i o pracow anie E l ż b i e t a S a r n o w s k a - T e m e r i u s z . P rzypisy J e r z y M a ń k o w s k i i E l ż b i e t a S a r n o w s k a - T e m e r i u s z . (Przełożyli: T eresa D obrzyńska, E l
ż b ieta F eliksiak, A ndrzej G uryn, Je rz y M ańkow ski, B a rb a ra O tw inow ska, J a n P rokop, Zofia Sinko, J a n Slaski). W rocław —W arszaw a—K ra k ó w —G dańsk—Łódź (1982). Z ak ład N arodow y im ien ia O ssolińskich — W ydaw nictw o, ss. C X X II, 552.
„B iblioteka N arodow a”. S e ria II. N r 205. (R edakcja „B iblioteki N arodow ej” : |J a n H u l e w i c z j i M i e c z y s ł a w K l i m o w i c z ) .
Tej książce n ależy się n ie b an a ln y k o m plem ent: gdyby u k az ała się w e w łaści
w y m czasie, dałoby się u n ik n ą ć w ielu chybionych, a obiegowych poglądów n a eu ro p ejsk ie i polskie odrodzenie.
T rudno oznaczyć te n czas w łaściw y, ale niepodobna nie w ytk n ąć sta rsze j, zacnej g en e racji filologów klasycznych oraz polskim neofilologom pew nej n ie d b a- łości czy co n a jm n ie j niew rażliw ości n a p ro b lem aty k ę teoretycznoliteracką. L atam i tk w ili oni w pozytyw istycznych n aw y k a ch m etodologicznych, co m usiało p row adzić do p rzyczynkarskiego drobnow idztw a. N ie lekcew ażę pozytyw istycznej m etodologii — przeciw nie: sądzę, że p o lonistyka m a w ty m w zględzie (zwłaszcza w ed y to rstw ie) niem ałe zaległości, sądzę w szakże, iż filologia antyczna, k tó ra już nie może liczyć n a now e o dkrycia tek sto w e an i n a liczne em endacje i k o n ie k tu ry , w in n a b y ć poligonem m etodologicznego n o w ato rstw a, tak im ja k im jest w n au k a ch historycz
nych m ediew istyka, pon iek ąd w yposażona w skom pletow aną bazę źródłow ą. K to kolw iek usiłow ał z nam ysłem przeczytać sta ry p rze k ła d P o e t y k i A rystotelesa (czy X X -w ieczne tłum aczenia dzieł Sarbiew skiego), w ie, że bez m niej lu b b a rd z ie j m ozolnego odw oływ ania się do oryginałów i rzeteln eg o p rze k ład u na k tó ry ś z języ
ków kongresow ych zrozum ienie m yśli w ybitn y ch praw odaw ców sztuki p o ety ck ie j je s t często w ysiłkiem darem nym .
Ale oto m łodsze pokolenie filologów n a p ra w ia błędy sw ych nauczycieli. P o e t y k a A ry sto telesa w now ym przekładzie i opracow aniu H en ry k a Podbielskiego (W rocław 1983. „B iblioteka N arodow a”, se ria II, n r 209) w reszcie daje w yobrażenie o sensie i roli tego fun d am en taln eg o dzieła. Takoż w ydaw cy om aw ianej tu antologii p o ety k renesansow ych, w praw dzie nie w yłącznie filolodzy klasyczni, św ietnie łączą kom pe
ten cje tra n sla to rsk ie z opanow aniem rozległej dziedziny poetyki historycznej.
E lżbieta S arnow ska-T em eriusz, a u to rk a prac z histo rii św iadom ości literackiej·
(Ś w i a t m i t ó w i ś w i a t zn aczeń , 1969, i D roga na Parnas, 1974), przygotow ała k sią żk ę 0 w ielorakim adresie czytelniczym : antologia przeznaczona jest zarów no do u ży tk u dydaktycznego, ja k i dla specjalistów . J e s t pierw szym tego rodzaju opracow aniem w języku polskim , k tó re idąc tro p am i znanych, choć tru d n o dostępnych autorów angielskich (G. E. B. S ain tsb u ry , J. E. S pingarn, Ch. S. Baldw in, В. W einberg) p rez en tu je sta n re fle k sji teoretycznoliterackiej w E uropie (nie ty lk o w e Włoszech) XVI w ieku i początków w ieku XVII. Czyni to dw ojakim sposobem: przez k ry tyczne om ów ienie oraz przez przekłady w y b ra n y ch frag m en tó w n ajw ybitniejszych teo rety k ó w owego czasu. Je st ich 28; w kolejności chronologicznej: Celtis, Vida, L eobergensis, H essus, Cinzio, Ricci, Robortello, Sebillet, du Bellay, Trissino, d e’Conti, P eletier, C apriano, M inturno, Scaliger, S elviati, R onsard, C astelvetro, A scham , Ri- ccoboni, Segni, P atriz i, Webbe, Tasso, P u tten h a m , P ontanus, Sidney, Opitz. W ybór bogaty i p rzem yślany w prow adza, obok nazw isk jako ta k o znanych z d ru g iej choćby ręk i, autorów w polskim stanie b ad a ń p raw ie nieobecnych. Ju ż pierw szy rz u t oka daje w yobrażenie o rozległości stanow isk i o geografii literack iej. Są Niemcy, Włosi, F ra n cu z i i A nglicy, są te k sty pisane n a jp ie rw w yłącznie po łacinie, potem i po łacinie, i po w łosku, francusku, angielsku, niem iecku. O czywiście żadna z ty c h poetyk nie m ogła być przełożona i ogłoszona tu w całości — w y b ra n e zostały fra g m en ty n a jb ard zie j w ażne i w ażkie. W ybór był zadaniem tru d n y m , bo należało pokazać i to, co ch arak tery sty czn e dla danego au to ra, i to, co n a jisto tn ie j
sze w dziejach n a ra sta n ia m yśli teoretycznej. A utorzy poetyk renesansow ych (szerzej:
klasycystycznych) oczywiście p o w tarzają koncepcje sw ych poprzedników , co zrozu
m iałe, bo epoka nie tyle ceni oryginalność, ile au to ry tet. P ew ne sta łe m otyw y po
w ra c a ją w ięc w antologii, ale ed y to rk a zarazem zadbała o to, by — dla p rz y k ła du — z C eltisa czy H essa wziąć re flek sje n ad sztuką u k ła d an ia w ierszy, z R obor- te lla w szystko, „co dotyczy s a ty ry ” tudzież „co odnosi się do m etody i k u n sz tu pisania ep ig ra m ató w ”, z T rissin a m yśli o tragedii, a z du B ellaya — p ro b lem aty k ę języka now ożytnego. N ajtru d n ie j było zdecydować się n a selekcję m a te ria łu w P o e t y c e S caligera — n ie tylko dlatego, że to bądź co bądź n ajw ażniejsza i najczęściej·
czytana poety k a renesansow a, ale przede w szystkim dlatego (poniekąd dotyczy to 1 innych autorów ), że P oetices libri s e p t e m stanow ią system , a nie k atalo g pom y
słów i zaleceń. N ajlepiej by było przełożyć Scaligera w całości, ale skoro się m usiało w ybierać, E lżbieta S arnow ska-T em eriusz w y b ra ła n a jtra fn ie j: je st tu fra g m en t o poecie (raczej o Poecie), te o ria figur, m. in. rzecz o alegorii, fra g m en ty genologiczne (tragedia, kom edia, mim, epitafium , epicedium , tren y , liryki, elegia) oraz bardzo w ażny rozdział księgi IV pt. Charakter, w ażny i tru d n y , bo odnoszący się nie do postaci literac k iej, ja k by się zdaw ać mogło, lecz do teo rii znaku ja k o p u n k tu w yjścia rozw ażań stylistycznych.
O pracow ane w spólnie z Je rz y m M ańkow skim (zarazem tłum aczem tek stó w łacińskich) przypisy są zaiste pokazem eru d y cji i dociekliw ości: setk i in form acji w iążą te k sty poetyk z ogrom ną tra d y c ją antycznej lite ra tu ry i filozofii, sta ra n n ie i m ozolnie o d tw arzają skom plikow aną sia tk ę zapożyczeń, polem ik, podobieństw .
T eksty każdego spośród 28 auto ró w poprzedza n o ta biograficzna pió ra S arn o w - sk iej-T em eriusz, nota obszerna i przejrzysta, ta k skom ponow ana, by zasadniczy w ykład dziejów poetyk renesansow ych m ógł zachować system atyczny układ, n ie p rze ry w an y raz po ra z in fo rm acjam i biograficznym i i bibliograficznym i.
E d y to rk a sk o n stru o w ała W s tę p (ponad 100 stronic) jako w ykład dziejów teo rii lite r a tu r y w starożytności, w w iek ach śred n ich i — obszerniej — w epoce odrodze
nia. Zgodnie z obyczajam i „B iblioteki N aro d o w ej” d ała p o p ularnonaukow e w p ro - w adzenie, zarazem nie rez y g n u jąc z w k roczenia w p e łn ą nau k o w ą aktu aln o ść spo
ró w o eu ro p e jsk i renesans. T ak i sty l p isa n ia je st n ie w ą tp liw ie trudniejszy, ale gdy tru d n o ści u d a się pokonać, m ożna m ów ić o praw d ziw y m sukcesie.
O środkiem rozw ażań a u to rk i W s tę p u je st pro b lem obecności a n ty k u w k u ltu rz e eu ro p e jsk ie j. Szczęśliw ie daw no odeszliśm y od uproszczonego m n iem an ia o m rokach średniow iecza, co nie znaczy w szakże, iż przełom zw any renesansow ym to przełom pozorny. S łusznie w yw odzi S arn o w sk a-T em eriu sz:
„H um anistyczne s tu d iu m a n tią u ita tis n ie ty lk o doprow adziło do uform ow ania pełn iejszej i p o p raw n iejszej w iedzy o starożytności [...] i nie ty lk o um ożliw iło r e in te rp re ta c ję antycznych przekazów , lecz ta k ż e u ja w n iło ta k ie ich sensy, k tó re dla badaczy średniow iecznych w w ielu w y p ad k a ch po p ro stu nie istniały, czy też — inaczej m yśl u jm u ją c — n ie d aw a ły się w ogóle odczytać, poniew aż nie znano w ła ś
ciw ego ow ym przekazom k o d u ” (s. IX).
M ożna to rów nież i ta k w yrazić: w ieki przedrenesansow e, znając w ielu autorów i w iele dziel starożytności, nie znały system u, do którego te sk ła d n ik i należały, lu b też — co n a jedno w k ońcu w ychodzi — w yjąw szy je z system u m acierzystego usiłow ały zaad ap to w ać do odm iennej skali w artości. S tu d iu m p o ety k daje w łaśn ie d oskonałą okazję do p rześledzenia owego procesu reo rien tac ji, czyli p rzy w ra ca n ia w łaściw ego k o n te k stu . J e s t nim tria d a , w ielo k ro tn ie przez renesansow ych te o re ty k ó w rozw ażana: poeta — poezja — poem at. M ieści się w ty m tró jk ą cie p y ta n ie o źródła n atch n ie n ia , o re la c ję m iędzy sz tu k ą a n a tu rą , reg u łą a w y jątk iem , o sto
su n e k tw órcy do u tw oru, języka do w ypow iedzi, zatem o kom p let problem ów d o dnia dzisiejszego a k tu a ln y c h w nauce o literatu rz e. C zytelnik, kiedy te n fa k t sobie uśw iadom i, pojm ie, ja k do tk liw ą lu k ę w dotychczasow ym sta n ie b ad a ń w y p e łn ia tom P o e t y k a o kresu renesansu.
Pisząc o tra d y c ja c h a n ty k u i o ideow ych oraz filozoficznych u zasadnieniach ren e san so w e j p oetyki om aw ia a u to rk a W s t ę p u przed e w szystkim P la to n a i A ry sto te lesa. Słusznie i oczywiście. N ieoczyw isty je st je d n ak , a w e W s tę p ie precyzyjnie przed staw io n y , p roblem w zajem nego sto su n k u tych dw u w ielkich d o k try n s ta ro żytności, w ażnych nie ty lk o dla p o ety k i — platonizm u i arystotelizm u, p roblem złożony i w a r t dalszej dyskusji.
F lo ren ck i platonizm i p ad ew sk i ary sto telizm tw o rzy ły u k ła d opozycyjny, k tó ry T atark iew ic z n azw ał „n ajisto tn iejszy m p rzeciw ieństw em filozoficznym O drodzenia”
<cyt. n a s. XIX). Owszem, ta k było, ale n ie m n iej godne u w agi je st to, że w w.
XVI, a n a w e t ju ż w XV — „M im o w szelkich rozbieżności, ja k ie dostrzegano m iędzy m y ślą P la to n a i A rystotelesa, żyw iono rów nież prześw iadczenie o ich częściow ym p rzy n a jm n ie j p o k rew ie ń stw ie” (s. XX). T endencja do n iw elow ania róż
nic dała o sobie znać ju ż w szkole F icina, a w XVI w. często bardziej zależało te o re ty k o m n a rozw iązan iu zagadnienia „w oparciu o pow agę staro ży tn y ch m i
strzó w , m n ie j zaś o sc h arak te ry z o w an ie ca ło k sz tałtu poglądów każdego z nich z osobna. Rzecz w ty m bow iem , że p latonizm zaw ierał koncepcję poezji i poety sfo rm u ło w an ą w tezie w y p ro w a d za jąc ej a k t tw órczy z boskiego n atch n ie n ia („furor p o e ti c u s ”), n ie m iał n ato m ia st poetyki. Tę n ato m ia st w postaci gotow ej, choć w y m a g ają ce j k o m en tarza, zaw ierał arystotelizm . O bie szkoły łączyła i dzieliła za ra
zem te o ria m im e s is: dzieliła, poniew aż dla P la to n a n aśladow anie rzeczyw istości było m am iącym odw odzeniem od pojęcia idei, dla A ry sto telesa zaś — m odelow a
n ie m rzeczyw istości, a n ie je j kopiow aniem . A rystoteles sform ułow ał zasadę w ia
rygodnego kłam stw a, k tó re lepiej służy zrozum ieniu św iata: „P oeta pow inien p rzed staw iać raczej rzeczy niem ożliw e, lecz praw dopodobne, niż możliwe, lecz n ie
p raw d o p o d o b n e” (P o e t y k a , 1460a, 25). T en fu n d a m e n ta ln y k o m e n tarz do p roblem u
fik c ji literac k iej je st w poetykach w ielokrotnie pow tarzany, p arafrazo w an y i k o m e n to w a n y — bez tego m otyw u nie byłoby całej w ielk iej form acji klasycystycznej.
I tu dochodzim y do n ad e r w ażnego p u n k tu sporu o europejski renesans. W t r a d y c y jn y m i obiegowo przy jęty m stanie b ad ań przyw ykło się w iek XVI uw ażać, p rzy n a jm n ie j w e W łoszech, za czas schyłku. A ktyw ność F rancji, Niemiec, A nglii c zy P o lsk i zbyt łatw o tłum aczono zasadą recepcji spóźnionej z n a tu ry rzeczy.
N aiw n e przek o n an ia o autom atyzm ie w łoskich w pływ ów m am y w łaściw ie już za so b ą — odrębność północnoeuropejskiego renesansu, w y jaśn ian a w spółw ystępo- w aniem hum anizm u i reform acji, jest w now oczesnych opracow aniach dostatecznie siln ie i jasno podk reślan a. N atom iast swoistość w łoskiego ren esan su X V I-w ieczne- go i jego b y n ajm n ie j nie epigoński c h a ra k te r u jaw nić się mogą dopiero poprzez s tu d iu m teoretycznoliterackiej reflek sji epoki. Na polskim teren ie antologia Elżbie
ty S arnow skiej-T em eriusz, poprzedzona zresztą jej innym i publikacjam i, jest w spo
só b isto tn y now atorska.
To nie przypadek, że antologia zaczyna się od C onrada C eltisa (1459—1508), w ędrow nego hum anisty, w spółtw órcy Sodalitas L itte ra ria V istulana w K rakow ie
<i innych podobnych te m u to w arzystw w M oguncji, W iedniu i Budzie), a kończy się n a M artin ie O pitzu (1597—1639), au to rze Buch v o n der D eutschen P o etere y.
Pom iędzy tym i d atam i m ieszczą się osiągnięcia m yśli w łoskiej, fra n cu sk iej i a n gielsk iej, w yrażone i po łacinie, i w językach now ożytnych. Z nam ienna je st ta jednoczesność p oetyk w łoskich i północnoeuropejskich, łacińskich i w e rn a k u la r- nych; p rzem aw ia ona przeciw ko odziedziczonemu po ro m antyzm ie m niem aniu, w edle k tó reg o reg u ła to w róg w olnego ducha twórczości. R enesans C inquecenta znakom i
c ie i nieantagonistycznie, choć dyskusyjnie, łączył P lato ń sk ą koncepcję poety „ze dw o jej złożonego n a tu ry ” z norm atyw izm em . W tym w yp ad k u a u to ry te t sta ro ż y t
ności działał pobudzająco: rek o n stru o w an a , „od-rodzona” przeszłość o dbierana była ja k o system , w k tó ry m szukano spójności, unik an o zaś konfliktu.
Słusznie w zasadzie pisze a u to rk a W s t ę p u : „Jed e n z istotniejszych błędów, ja k i obserw ow ać się daje w niek tó ry ch teraźniejszych re k o n stru k c jac h i in te rp re ta c ja c h renesansow ych koncepcji genologicznych, w ynika, ja k się zdaje, z przyjęcia
•(najczęściej zresztą im p lic ite ) założenia, iż szesnastow ieczna te o ria poezji, w tym zakresie, w ja k im była te o rią genologiczną, budow ała swe pojęcia pod silnym w pływ em logiki” ; tym czasem prezen to w an e tu poetyki „znacznie ściślej zw iązane b y ły z filozofią aniżeli z logiką; [...] ten d en cja do tw orzenia genologii w zgodzie z sugestiam i logiki n asila się dopiero w X VII stuleciu” (s. LXXIV). R ozum iem to ta k , że w X V II w. p oetyka p oddana zostaje rygorom taksonom ii, k tó re dały dzie
ło ta k ie ja k L ’a r t po é tiq u e Boileau, dzieło p rzejrzyste i zarazem pozbaw ione głę
bszej refle k sji antropologicznej, czyli m niej zainteresow ane poetą niż poezją.
C inquecento w św ietle stu d iu m te k stó w poetyk okazuje się okresem b y n a j
m n ie j n ie epigońskim w sto su n k u do Q uattro cen ta; przeciw nie: now atorskim , a w sto su n k u do epoki n a stęp n e j — tolerancyjnym . N aw iasem m ów iąc w y d aje się, iż zbyt często i zbyt ra d y k a ln ie byw a przeciw staw iany b arok renesansow i i k la sycyzm renesansow i. R enesans w olałbym rozum ieć ja k o okres w szeroko p o ję tej fo rm a c ji klasycystycznej, do k tó re j zaliczyć by m ożna i barok, i klasycyzm sensu stricto , i O świecenie. K oncepcja ta w ym agałaby obszernego om ów ienia; jeśli w spo
m in a m o niej n a m arginesie le k tu ry P o e t y k i okresu renesansu, to dlatego, że i ze W s tę p u , i z w yboru te k stó w n arz u ca się w niosek n astęp u jący : ren esan s był epoką in ic ja ln ą, czyli że zapoczątkow ał to w szystko, co później — w różnym nasilen iu i w różnych ko n fig u racjach — dochodziło do głosu w okresach późniejszych.
W ja k im stopniu poetyki ren e san su były w ieloznaczne i o tw arte, niech pokażą p rzy k ła d y . W iadomo, że X V II-w ieczna poetyka nie uw zględniała pow ieściow ej p rozy. O kazuje się, że o stulecie w cześniej teoretycy szukali u sp raw iedliw ienia dla
g atu n k ó w tzw. n ie re g u larn y c h . G iovan G iorgio T rissino, znany n am dotychczas r a czej ja k o a u to r tra g e d ii S o jo n isb e i k la sy k w iersza białego w języku now ożytnym ,, w sw ej P o e ty c e w te n sposób kom en to w ał p o stu lat im itacji, by za „poem at” m ożna, było uznać tak że u tw ó r fa b u la rn y prozą. T hom as S eb illet bro n ił m o ra lite tu i farsy,, tw ierdząc: „M o ralitet fra n c u sk i zastęp u je w pew nym sensie trag e d ię grecką i ła c iń ską [...]. A gdyby lite r a tu r a fra n c u sk a u b ieg ała się o to, by zakończenie m oralitetu- było zawsze sm u tn e i pełn e bólu — m o ra lite t b yłby tra g e d ią ” (s. 132). F a rs a w praw d zie n iew iele m a w spólnego z kom edią łacińską, ale i dla n ie j zn a jd u je S eb illet uzasadnione p o krew ieństw o — m ianow icie z m im em sta ro ż y tn y m i u tw o ra m i p riapejskim i.
Z a w a rte w trad y c y jn y ch p rac ach przek o n an ie o b ezkrytycznym sto su n k u poetyk, h u m anistycznych do a n ty k u podw aża le k tu ra pism S caligera. Owszem, jest on·
spośród p rezentow anych w te j antologii teo re ty k ó w może n ajb ard zie j n o rm aty w is—
tyczny i system atyczny. A le zarazem je st i n a jb a rd z ie j m oże spośród nich k r y tyczny w obec sp a d k u po an ty k u . R az zw raca się do czytelnika ja k o do poety, z w y raźn y m i stanow czym n ak azem („Podzielisz zaś cały u tw ó r n a m ałe księgl·
[...]”, s. 277), innym razem czyni g an iącą aluzję do S ie d m iu p r z e c iw T e b o m A jsch y - losa („wcale m i się nie pod o b ają owe bitw y czy szturm y, k tó re trw a ją pod T ebam i przez dwie godziny”, s. 283). J e s t S caliger jednocześnie ugodowy. To jem u m. in.
zaw dzięcza epoka skuteczną p róbę pogodzenia P la to n a z A rystotelesem . Rozw ażając- P la to ń sk ą koncepcję niezniszczalnej Idei, w yw odzącej się z n ie j zniszczalnej rzeczy i n a koniec obrazu tejże rzeczy ja k o d zieła sztuki, pisze S caliger: „Sądzę, że od tego poglądu w żadnym w y p ad k u odstępow ać nie należy. J e s t on bow iem jednocześnie- zgodny z tym , co w y k azy w ał A ry sto teles” (s. 262). S caliger p ró b u je pojęcie Id ei utożsam ić z przedm iotem in ten cjo n aly m , k tó ry ja k o p ro je k t rzeczy tk w i w um yśle·
a rty sty ; ale niezależnie od tego, czy kom prom is te n był zasadny, był on — ja k sądzę — p e r saldo płodny i inspirujący.
L e k tu ra W s tę p u i te k stó w u tw ie rd z a w przekonaniu, że koncepcja szeregu w cześniejszych „ren esan só w ” czy jednego choćby „ p re re n e sa n su ” je st poznawczo·
jałow a. Bo okrzyknięcie każdego ożyw ienia k u ltu ry antycznej w głębi w iek ó w śred n ic h m ian em o d rębnej i p re k u rso rsk ie j epoki w gruncie rzeczy zdradzało·
kom pleksy m ediew istów : m usiało być w ren e san sie coś sk ry cie lepszego, je ś li o kresy in te le k tu a ln ie b u jn ie jsz e zaliczano n a poczet tego, co dopiero m iało przyjść.
T ym sposobem ren e san s sta w a ł się epoką jakoby oczekiw aną i w procesie h isto rycznym jak o b y konieczną. S łusznie pisze a u to rk a W s t ę p u :
„W sposunku do koncepcji i reg u ł p oetyki sta ro ż y tn e j m ożna m ów ić o przełom ie odrodzeniow ym w sensie odkrycia, odtw orzenia, asym ilacji i ad ap tacji, ponadto·
w sensie k o n ty n u o w an ia, dopełniania, m odyfikacji. Inaczej zgoła rzecz się p rze d staw ia, gdy w polu w idzenia z n a jd u je się te o rety czn o literack ie dziedzictwo w ieków średnich. W p ew nych zak resach pełniło ono [...] fu n k c je pośredniczące w procesie·
n aw ią zy w a n ia do te o re ty cz n ej m yśli an ty k u ; częściowo także, uleg ając p rz e k ształceniu w średniow ieczną t r a d y c j ę , funkcjonow ało ja k o jed en z fra g m e n tó w szerszego ko n tek stu , w obec k tó reg o ok reślała się p oetyka ren e san su . Z arazem je d n a k poety k a ta su b stacją sw oją i jakością, a ta k ż e kształtem fo rm aln y m różniła się d ia m etra ln ie od średniow iecznej te o rii poezji i sztuki p o ety ck iej” (s. X LIX).
To p rze k o n an ie nie je st zapew ne obce najnow szem u stanow i badań, rzecz je d n ak w tym , że w książce te j w y stę p u je w kontekście św ietnie udokum entow anym . Szczerze bow iem m ów iąc, m ało k to z badaczy czytał renesansow e poetyki, często·
d ostępne ty lk o w w ydan iach X V I-w iecznych, a w najlepszym raz ie w rza d k ich egzem plarzach (bo k u pow anych za dewizy) w ydań k rytycznych. W ydanie w „B iblio
tece N aro d o w ej” nie m ogło przynieść, n iestety, całych te k stó w (prezentowane*
fra g m en ty zajęły ponad 550 stronic), ale pierw szy k ro k został zrobiony. Edytorzy-
p a n u ją doskonale n ad najnow szą lite ra tu rą przedm iotu: dość powiedzieć, że Del T r a t t a t o dé lia P o etica L ezzio n P r im a L io n ard a S alviatiego jeszcze 15 la t tem u była p raw ie nieznana, bo dopiero w 1970 r. opublikow ał ją B ern ard W einberg n a pod
sta w ie rękopisu przechow yw anego w e F lorencji.
N ie będzie przesadą, jeśli powiem , że te n tom „B iblioteki N arodow ej” jest n a u ko w y m w ydarzeniem , daleko w ykraczającym poza obow iązki populary zato rsk ie i dydaktyczne zasłużonej serii. K om entarze, um ieszczone pod tekstem , m ają bardzo szeroki adres odbiorczy. Nie tylko o b jaśniają n a poziom ie dydaktyki u niw ersyteckiej, lecz ta k że (czy n ad e w szystko) d b ają o w szelkie similia, tzn. stale w sk azu ją m iejsca analogiczne w anty czn ej i renesansow ej teo rii lite ra tu ry oraz w lite ra tu rz e pięknej.
O d n a jd u ją utw ory, postaci i sytuacje, na k tó re autorzy poetyk w ciąż się pow ołują, o p e ru ją c kanonem podówczas oczyw istym i pow szechnie znanym . Za te n tru d ko m e n ta to ró w każdy czytelnik będzie w dzęczny: i adept, k tó ry szuka w y jaśn ień ru d y m en tarn y ch , i badacz, k tó rem u oszczędzono w ielu m ozolnych godzin kw erendy.
Je d n o trze b a z żalem w y tk n ąć tej książce: b ra k Indeksu, p rzede w szystkim in d e k s u rzeczowego. N iepodobna spam iętać i potem odnaleźć term inów teoretycz
nych, zw łaszcza genologicznych i morfologicznych, ty m bardziej że żyw a pag in a p o w ta rz a tylko z lew ej stro n y ty tu ł całego tom u (nb. po co?), z p ra w e j zaś im ię I nazw isko a u to ra danej poetyki.
Z daję sobie spraw ę, że sporządzenie takiego indeksu to praca szalona, i zaraz
■wyjaśnię, dlaczego ta k a tru d n a. P odtrzym am je d n ak te n postulat, choćby z m yślą o d rugim w ydaniu, poniew aż ta k w ybitne osiągnięcie w a rte jest jeszcze jednego
■wysiłku.
T rudność sporządzenia indeksu rzeczowego w iąże się z tru d n o ściam i p rz e k ła d u . T łum aczenie tekstów teoretycznych k ilk u n a stu autorów piszących w pięciu języ k ach i odw ołujących się do szóstego (grecki) w ym agało (poza oczyw istym i 'kw alifikacjam i, k tó re wszyscy tłum acze, zarazem przecież i badacze, posiedli w w ysokim stopniu) przyjęcia pew nych w spólnych zasad tran slato rsk ic h . T rzeba b yło sta ra n n ie u nikać w szelkiej m odernizacji teoretycznego języka (zob. s. C X III)
•oraz w yrzec się pokusy p rze k ład u synonim icznie urozm aiconego. S tosunek dw u ję zy k ó w , m niej w ięcej rów nych co do bogactw a leksykalnego, m a je d n ak tę w łaści
w ość, że siatk a n azw ań jest w każdym z nich inaczej nałożona n a płaszczyznę p o ję ć (recie: stru k tu ry pow ierzchniow e różnią się w sposób istotny). To zjaw isko p ow oduje, że język p rzekładu w niektórych syntagm ach w y d aje się uboższy.
W przekładzie artystycznym te n u bytek może być kom pensow any urozm aiceniem
■w innych syntagm ach, tych m ianow icie, k tó re odnoszą się do dziedzin bogatszych w języku p rzekładu niż w języku oryginału. Z tego p raw a kom pensacji w tłu m a c z en iac h naukow ych korzystać nie wolno. B yw ało (a zmilczę, kto ta k czynił), że tłu m a c z znudzony jednostajnością ścisłej term inologii łacińskiej próbow ał po polsku 'urozm aicenia synonim icznego. A że słow nik nie jest niew yczerpany, zatem innym xazem jednego słow a polskiego używ ał dla obsłużenia trzech łacińskich.
Z arzu tu tego n ik t nie postaw i Poetyce okresu renesansu. Choć pracow ało tu
$ tłum aczy, w idać, że praca została poprzedzona przem yślanym program em i zakoń
czona sta ra n n ą red ak cją. Zadbano o przekładanie term inologii tak, by zachow ana .została oryginalna re p a rty c ja i a try b u c ja term inów . Z adanie to w cale niełatw e, jako :że pom iędzy poszczególnym i językam i w. XVI a zw yczajam i oraz pom ysłowością
poszczególnych teo rety k ó w zachodzą pow ażne różnice.
D la p rzykładu w ięc — a p rzykład to w praw dzie pierw szy z brzegu, ale nie- o s ta tn i co do sto p n ia kom plikacji: „genus” i „genre”. Nie m ożna ustalić ra z na .zawsze, że to „ro d z aj” lub że to „g atu n ek ”. A rystoteles i arystotelicy p rzestrzegali w p ra w d zie zasady nadrzędności „genus” (tudzież „m odu s”) wobec „species”, ale
», g enus” było używ ane w różnych działach (pionach) w te n sposób, że znalazło
się n a różnych „poziom ach”. Np. w podziale n a trz y „genera d icen d i” istn ieje po
jęcie i n azw a „genus d r a m m a t i c u m ”, n ato m ia st p rzy podziale n a ro d za je p o ety ck ie k om edia i tra g e d ia w y stę p u ją n a te j sam ej płaszczyźnie (obok epiki, d y ty ra m b u i k ita ry sty k i; zob. A. Riccoboni, s. 373) n ie będąc pojęciam i podrzędnym i w obec d ra m a tu . Z darza się także, iż k w estionow any je st podział n a „g enera dic e n d i”, w m iejsce któ reg o p ro p o n u je się cztery ro dzaje: „genus p o e ti c u m ”, „ h istoricu m ” r
„ p h ilo s o p h ic u m ”, „o r a t o r iu m ”, z kolei dzieląc dalej „p o e ti c u m ” n a „ com icum ”, „tr agi- c u m ”, „ e p ic u m ”, „ m e l ic u m ” (zob. R. A scham , s. 370). P oniew aż „genus” oznacza często ta k że sty l (np. „genus h u m ile ” lu b „stilus hu m ilis” — styl niski), łatwe*
sobie w yobrazić, ja k tw a rd y orzech do zgryzienia m ieli tłum acze. A tego ro d z a ju w ątpliw ości n asu w ały się n a każdym k ro k u : „ im ita tio ”, „dispositio”, „h a b itu s ”,
„ h e x i s ”, „ n a rr a tio ”... itd. nie m ają, bo nie m ogą m ieć stałych polskich odpow ied
nik ó w — n ie ty lk o w gran icach całej antologii, lecz ta k ż e w obrębie pism jed n eg o au to ra .
P rz y jęto w ięc najsłu szn iejsze rozw iązanie: każdy te rm in , w yraz, zw rot o nie
o stry m znaczeniu i n iesy m etry czn ej odpow iedniości w języku oryginału i w języ
k u p rze k ład u zostały po przełożeniu opatrzone in fo rm ac ją um ieszczoną w n aw ia sie o krągłym (kursyw ą), zaw ierający m brzm ienie oryginalne. Nic nie szkodzi, że ty c h naw iasó w je st dużo — one n ap ra w d ę czynią p rze k ład m ożliw ie w iern y m ek w iw a
le n te m o ryginału i um ożliw iają d y sk u sję tudzież sam odzielną k o re k tę czytelniko
w i, dla k tó reg o n aw e t antologia W einberga, nie m ów iąc o sta ro d ru k a ch , jest niedo
stępna.
M oje u znanie dla P o e t y k i okresu ren esan su ja k o całości n ie u w aln ia od u w ag d y sk u sy jn y ch czy łagodnych słów sprzeciw u.
W g ład k im p rzek ład zie P o e t y k i T rissin a zn ajd u jem y n a d e r w ażne dla k o n cep cji tra g e d ii zdanie: „litość w yw odzi się z poczucia niezasłużoności, a lę k — z poczucia po d o b ień stw a” (s. 182). W ty m m iejscu tłum acz nie pod aje o ryginalnego brzm ienia, ta k że nie m a jąc pod rę k ą T rissin a n ie w iem , czy były szczególne pow ody ta k ieg o w łaśn ie p rzekładu, ale podejrzew am , że nie trze b a było zm ieniać przyjętego od la t te rm in u „litość i trw o g a ”.
W przekładzie te k stu S caligera, nb. tru d n y m , bo oryginał p ełen je st elip s zbliżających te k st chw ilam i do k onspektu, tłum acz nie szczędzi naw iasów ; nieraz, je st ich n ad m iar, ale nie zaw sze tam , gdzie potrzeba. W rozdziale C X X III słow o
„ko n so lacja” (s. 294) je st potw ierdzone brzm ieniem oryginalnym („consolatio”), choć p o praw d zie in aczej nie m ogło być. N ato m iast k ilk a d ziesią t w ierszy w cześn iej (s. 293) pięć sk ład n ik ó w ep itafiu m w ylicza tłum acz bez cy tow ania o ry g in ału :
„pochw ały, w ykazanie stra ty , żal, pocieszenie, z a ch ę ta”. Tym czasem m ożna się spie
ra ć , czy p rze k ład je st tra fn y . S am S caliger nazy w a te części kolejno: „la udes”y
„ia cturae d e m o n s t r a t i o ”, „ lu ctu s”, „consolatio”, „ a d h o rta tio ”. Z pew nością „a d h o r- t a t i o ” le p iej by oddać jako „n ap o m in an ie” — poniew aż m ow a je st o p o w strzy m a n iu pocieszanych od b ez nadziejnej rozpaczy. Z naczenie z kolei „d e m o n s tra tio ” t o k w estia b ard z iej złożona. N a s. 271 początek rozdziału X X XIV , P rze d s ta w ie n ie , opis, o p is w y g l ą d u , brzm i w przekładzie: „K iedy chodziło o osobę — używ ano ra c z e j nazw y opisanie (tr a c ta t io ), jeśli zaś zajm ow ano się rzeczą — [nazwy] p rz e d sta w ienie (d e m o n s tr a tio ), gdy np. opisuje się w sposób szczególnie bogaty [jakieśJ m iejsca, ta k żeby [je niejako] podsunąć przed oczy” (s. 271). N iezależnie od eliptycz
nego stylu S caligera (i tro ch ę chropow atego przekładu) jasn o z tego w ynika, ż e
„d e m o n s t r a t i o ” należałoby p rzek ład ać raczej przez „okazyw anie”, „pokazyw anie”,
„o pisyw anie”, „ k re ślen ie”, poniew aż „w ykazy w an ie” jest bliższe raczej a b s tra k c y j
n em u dow odzeniu. N a pozór to drobiazg, k tó rem u za w iele pośw ięcam m iejsca, a le n a pozór tylko. U tegoż S caligera bow iem dalej, w rozdziale CXXVI, E p ig ra m a ty , w ra c a te n te rm in w n a d e r in te resu ją cy m kontekście. A utor Poetices libri septem .
tw ierdzi: „E pigram atów tyle jest rodzajów , ile rodzajów sp raw ”. I n astęp n ie:
„Sądow ej {sprawy] g atu n ek daje poznać [epigram at] apologetyczny, ja k ów K atu llu sa : »Lesbia mi zawsze złorzeczy« i ów »Gniewasz się znów n a m oje jam by«.
Do drugiego g atu n k u należą zalecające; w nim się mieszczą m iłosne i te , k tó ry m i o coś prosim y, ja k ów »Żyjmy, m oja Lesbio, i kochajm y się« [...]. Trzeci rodzaj — dem o n straty w n y — obejm uje pochw ały i n agany; tu wchodzą ep itafia i elogia [...]” (s. 299—300).
C ały te n fra g m en t m ocno niejasny. P o pierw sze: dlaczego m ow a o „spraw ach” ? A dlatego, że S caligerow y pom ysł podziału epigram atów na trzy rodzaje odpo
w iad a podziałow i n a trzy rodzaje w ym ow y: „genus iu diciale”, „genus d e li b e r a t i- v u m ”, „gen us d e m o n s t r a t i v u m ”. „Genus iudicia le” oczywiście p o p raw nie jest tłu m aczone przez „rodzaj sądow y”, n ato m ia st budzi w ątpliw ość określenie w yw odzące
go się stąd ep ig ra m atu jako „apologetycznego”, zwłaszcza wobec przytoczonych p rzykładów („Lesbia gniew a się i złorzeczy”). Do polszczyzny zapożyczyliśmy grec
kie słow o „apologetyczny” w znaczeniu „pochw alny”, tym czasem po grecku „apo- lo g e o m a i” znaczy „przeczyć, bronić się, uspraw iedliw iać, rzecz sw oją wytoczyć, w yłuszczyć”. I istotnie K atu llu s się uspraw iedliw ia, broni i odpiera zarzuty, ale ta k ą strateg ię ero ty k u tru d n o po polsku nazw ać apologią.
P o drugie: „genus d e li b e r a t iv u m ” nie m ożna tłum aczyć „rodzaj zalecający”;
p rzy ją ł się po polsku raczej te rm in „rodzaj doradczy”, choć m ożna by pow iedzieć też „ d e lib e ra ty w n y ” m ając na m yśli w szelką dyskusję, dysputę, debatę, w k tó re j rozw aża się ro zm aite „za” i „przeciw ”. P rzytoczone tu zw roty do L esbii nie m a ją c h a ra k te ru „zalecającego” (po polsku niebezpieczna dw uznaczność zwłaszcza w dzie
dzinie epigram ów erotycznych: zalecać się), lecz p ersw azyjny — po eta prosi, ap e
lu je i uzasadnia. N ieprzypadkow o w tym że m iejscu S caliger rozw aża rolę „epi- c h e j r e m a ” w epigram acie, co k o m entarz tra fn ie w y jaśn ia jako „ratiocinatio”, czyli
„uzasadnianie przed sobą sam ym — jak b y w odpowiedzi na postaw ione sobie py ta n ie — tego, co się mówi, postanaw ia, czyni” (s. 300, przypis).
Dla „trzeciego ro d za ju ” zachow ał tłum acz term in-pożyczkę: „d em o n straty w n y ” — słusznie tym razem , bo nieraz proponow any „rodzaj okazjonalny” lu b
„okolicznościow y” jest n ad e r m ylący; choć tej odm iany w ym ow y używ ało się z okazji św iąt i zdarzeń w ażnych, narodzin, ślubów, pogrzebów, autorom re to ry k w tym wTy p ad k u chodziło je d n ak nie ty lk o o sytuacje, k tó re do w ygłoszenia rzeczy sk ła n ia ją, lecz też o środki m yśli i słów (sententiae e t verborum ), użytych d la pochw ały i nagany. Nb. S caliger fata ln ie zaw ażył n a dziejach niek tó ry ch g atu n k ó w klasycystycznych, poniew aż zaliczając do rodzaju dem onstratyw nego epitafia i elo
gia, w ykluczył z nich dezaprobatę: „A obyczaj k ry ty k o w an ia uw ażałem zaw sze za cechę um ysłu prostackiego” (s. 300).
N iepom ny te j przestrogi, kry ty ce jednego fra g m en tu pośw ięciłem w ięcej m ie j
sca, niż fra g m en t te n zajm uje w książce. U czyniłem to z dw u powodów: ra z dlatego, że za pośrednictw em te j antologii klasyczna term inologia p o ety ck o -re to - ryczna w ejdzie w obieg badaw czy, po drugie dlatego, żeby uśw iadom ić, z jak im i tru d n o ściam i b orykali się tłum acze tych tekstów . A potknięć jest niew iele, liczne n ato m ia st są rozw iązania trafn e, tyle że tru d u dociekliw ości — ja k zw ykle w p rze
kładzie dobrym — nie w idać. Niech w ięc k ry ty k a jednej stronicy będzie dowo
dem uw ażnej le k tu ry recenzyjnej jako g w aran cji tego, iż w szystkie spisane tu pochw ały nie są grzecznościowym banałem .
A le im b ardziej trzeb a o te j książce pisać w topice laudacyjnej, tym bardziej·
w y pada pow tórzyć słow a ubolew ania: ta k ie bogactw o m a teria łu pozbaw ione zo
stało indeksu rzeczowego! Na uspraw iedliw ienie w ydaw ców pow iedzieć mogę, że to znacznie by odw lokło ukazanie się książki: nie tylko dlatego, że indeks ta k i to p rac a niesłychanie żm udna, ale dlatego przede w szystkim , że indeks ta k i
b y łb y w g runcie rzeczy czymś w ro d za ju konko rd an cji, k tó ra aby nie była p ro sty m zbiorem odsyłaczy, m usi sta ra n n ie różnicow ać hom onim ie i w yrazy b li
skoznaczne. Inaczej m ów iąc, po sporządzeniu ind ek su należałoby zrew idow ać prze
k ła d : w tedy dałoby się n ie je d n ą w ątpliw ość rozstrzygnąć.
W tedy rów nież jeszcze byśm y czekali n a p u b lik ację książki n ie ty lk o poży
tecznej, ale przecież i niezbędnej. T oteż ostatn ia u w ag a będąc p o stu late m nie jest zarzutem . To, o czym m ów ię, jest problem em szerszym , k tó ry m ożna by określić ja k o błędne koło filologiczne (nieco podobne do k o ła herm eneutycznego). Otóż aby p o p raw n ie w ydać tek st, trz e b a go dobrze in te rp re to w ać , a w ięc rozum ieć. Z kolei w łaściw e rozum ienie te k stu je st m ożliw e dopiero po edycji k ry ty cz n ej. Co zatem było, a rac zej pow inno być n a początku? Nie m a n a to p y ta n ie p o p raw n ej od
p o w ied z i — poza tw ierdzeniem , że koło m usi się obracać.
J e r z y Z io m e k
TEORIA FORM N A RRACYJN YCH W N IEM IECK IM K RĘGU JĘZYKOW YM . .ANTOLOGIA. W ybór tekstów , opracow anie i p rze k ład R y s z a r d H a n d k e . (Indeks nazw isk opracow ał W. W ę g r z y n . K ra k ó w 1980. W ydaw nictw o L ite rackie), ss. 372. „B iblioteka S tudiów L ite ra c k ic h ”. P od re d a k c ją H e n r y k a M a r k i e w i c z a .
Teoria f o r m n a r r a c y j n y c h w n ie m i e c k i m kręgu j ę z y k o w y m je st pozycją, k tó r e j znaczenie w naszym p iśm iennictw ie n aukow ym tru d n o przecenić. Z aw iera
n ajw y b itn ie jsze p rac e pośw ięcone epice — a rty k u ły lub fra g m e n ty w iększych c a ło śc i — z la t 1910—1964: K ä te F ried em an n , Rola narratora w epice (1910), O skar W alzel, N arracja o b i e k t y w n a (1915), R o b ert Petsch, C zas i p r z e s tr z e ń w o p o w ia daniu (1934), R a fa el K oskim ies, J ę z y k o w e f o r m y s t y li s ty c z n e p o w ie ś c i (1935), G ün
th e r M üller, F o r m y b u d o w y p o w ie ś c i na p r z y k ła d z i e p o w ie ś c i G. K ellera i A. S ti f -
■tera o r o z w o j u o s o b o w o ś c i (1953), W olfgang K ayser, P o s t a w y i f o r m y epickie (1954), E b e rh a rd L äm m ert, F o rm y b u d o w y o p ow iadan ia (1954), F ra n z Stanzel, S y tu a c ja n a r r a c y jn a i e p ic k i czas p r z e s z ł y (1955) i T y p o w e f o r m y p o w ie ś c i (1964), K äte H am b u rg e r, R o d z a j f i k c jo n a ln y albo m i m e t y c z n y (1957), Theodor W. A dorno, M iej
sce n a rr a to ra w e w s p ó ł c z e s n e j p o w ie ś c i (1958). W iększość z nich — z w y jątk iem a rty k u łó w S tan zela (S y tu a c j a n a rr a cyjn a i epicki czas p r z e s z ł y ) oraz L äm m erta, zam ieszczonych w 1970 r. w dziale tłum aczeń „P am iętn ik a L ite ra ck ieg o ” — u k a zała się po ra z pierw szy w przekładzie polskim dzięki R yszardow i H andkem u, k tó ry je st tłum aczem i re d a k to re m tom u. W słow ie w stępnym H an d k e w y jaśn ia założenia antologii i p rez en tu je zam ieszczonych w n iej autorów . Nie ogranicza się do danych bio- i bibliograficznych, ale p rze d staw ia stanow iska m etodologiczne poszczególnych badaczy oraz koncepcje i zasadnicze tezy prac, k tó ry ch frag m en ty znalazły się w antologii. A k cen tu je p rzy ty m to, co zrodziło się z ducha przełom u antypozytyw istycznego: poszukiw anie spójności i jedności, „duchow ej zaw artości”
i „ k sz ta łtu ” dzieła arty sty czn eg o (s. 9, 15).
C zytelnik polski otrzym ał w ięc książkę, k tó ra zaw iera klasyczne te k sty z za
k re s u epiki i m usi się znaleźć w kan o n ie podstaw ow ych le k tu r teo rety czn o literac- kich. I tu budzą się n a stęp u jące p y ta n ia : czy k siążk a nie jest spóźniona? Czy za
w ie ra jeszcze w ą tk i a k tu aln e ? W szak uk azu je sta n w iedzy sprzed 20 la t i ogra
n icza się do im m an e n tn y ch problem ów dzieła, podczas gdy obecnie im m anentyzm je s t przezw yciężany i badaczy a b so rb u ją problem y sem iologiczne czy socjologiczne.
J a k i obraz dyscypliny ry su je się z 20-letniej persp ek ty w y ? Czy ówczesna te o ria ..literatu ry to przysłow iow a w ieża Babel, pom ieszanie języków, term in ó w i pojęć,