• Nie Znaleziono Wyników

"Poetyka okresu renesansu : antologia", wybór, wstęp i opracowanie Elżbieta Sarnowska-Temeriusz, przypisy: Jerzy Mańkowski, Elżbieta Sarnowska-Temeriusz, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1982 : [recenzja]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Poetyka okresu renesansu : antologia", wybór, wstęp i opracowanie Elżbieta Sarnowska-Temeriusz, przypisy: Jerzy Mańkowski, Elżbieta Sarnowska-Temeriusz, Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1982 : [recenzja]"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)

Jerzy Ziomek

"Poetyka okresu renesansu :

antologia", wybór, wstęp i

opracowanie Elżbieta

Sarnowska-Temeriusz, przypisy:

Jerzy Mańkowski, Elżbieta

Sarnowska-Temeriusz,

Wrocław-Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź

1982 : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 76/1, 200-208

1985

(2)

d la tych środow isk. Istn ie ją zatem społeczne podm ioty owej tw órczości, różne od tw órczego podm iotu lite ra tu ry tzw. n u rtu w iejskiego. Z aprezentow any przez Sulim ę sposób m y ślen ia o lite ra tu ra c h regionalnych idzie w k ie ru n k u opisyw ania ich w k ateg o riach w arto ści hum anistycznych, nie zaś użyteczności dla k o n k retn y c h środow isk (tw órczych podm iotów lite ra tu ry a m ato rsk ie j czy regionalnej) i zaspo­

k a ja n ia ich p otrzeb k u ltu ra ln y c h . J e s t je d n a k fak te m , że w spółczesna tw órczość ludow a nie została przez lite r a tu r ę n u r tu w iejskiego zm onopolizow ana i istnieje- n a d a l na pograniczu k u ltu r.

W arto byłoby p orów nać św iadom ość w y ra ża jąc ą się w tw orczości „ n u rtu w iejskiego” i w e w spółczesnych d o k u m en tach ludow ych. Nie ulega je d n ak w ą tp li­

w ości, że lite ra tu r a ta n ie n ad ą ża za w spółczesnym i zm ianam i w św iadom ości ludow ej. S ygnałem , k tó ry nie pow inien u jść uw adze badacza, są chociażby doku­

m e n ty św iadom ości ludow ej p ow stałe po S ierpniu 1980, a ta k ż e podania i listy in te rw e n c y jn e z la t siedem dziesiątych w sp raw ie re n t i e m e ry tu r (w spom ina o n ic h S u lim a w e w stęp ie książki), nie m ów iąc ju ż o d o k u m e n tac ji zw iązanej z k o le k ty ­ w izacją gospodarstw ro ln y ch w la ta c h pięćdziesiątych. D opiero w ięc p o ró w n an ie św iadom ości a rty k u ło w a n e j w ludow ych do k u m en tach i oficjalnej lite ra tu rz e „ n u r­

tu w iejskiego” pozw oli badaczom n a określenie, co w te j o sta tn ie j jest św iad ectw em dialogu, a co w ynikiem in n y ch okoliczności.

Bożena K r a s i e j k o U r b a ń s k a

POETY K A O KRESU RENESANSU. ANTOLOGIA. W ybór, w stęp i o pracow anie E l ż b i e t a S a r n o w s k a - T e m e r i u s z . P rzypisy J e r z y M a ń k o w s k i i E l ż b i e t a S a r n o w s k a - T e m e r i u s z . (Przełożyli: T eresa D obrzyńska, E l­

ż b ieta F eliksiak, A ndrzej G uryn, Je rz y M ańkow ski, B a rb a ra O tw inow ska, J a n P rokop, Zofia Sinko, J a n Slaski). W rocław —W arszaw a—K ra k ó w —G dańsk—Łódź (1982). Z ak ład N arodow y im ien ia O ssolińskich — W ydaw nictw o, ss. C X X II, 552.

„B iblioteka N arodow a”. S e ria II. N r 205. (R edakcja „B iblioteki N arodow ej” : |J a n H u l e w i c z j i M i e c z y s ł a w K l i m o w i c z ) .

Tej książce n ależy się n ie b an a ln y k o m plem ent: gdyby u k az ała się w e w łaści­

w y m czasie, dałoby się u n ik n ą ć w ielu chybionych, a obiegowych poglądów n a eu ro p ejsk ie i polskie odrodzenie.

T rudno oznaczyć te n czas w łaściw y, ale niepodobna nie w ytk n ąć sta rsze j, zacnej g en e racji filologów klasycznych oraz polskim neofilologom pew nej n ie d b a- łości czy co n a jm n ie j niew rażliw ości n a p ro b lem aty k ę teoretycznoliteracką. L atam i tk w ili oni w pozytyw istycznych n aw y k a ch m etodologicznych, co m usiało p row adzić do p rzyczynkarskiego drobnow idztw a. N ie lekcew ażę pozytyw istycznej m etodologii — przeciw nie: sądzę, że p o lonistyka m a w ty m w zględzie (zwłaszcza w ed y to rstw ie) niem ałe zaległości, sądzę w szakże, iż filologia antyczna, k tó ra już nie może liczyć n a now e o dkrycia tek sto w e an i n a liczne em endacje i k o n ie k tu ry , w in n a b y ć poligonem m etodologicznego n o w ato rstw a, tak im ja k im jest w n au k a ch historycz­

nych m ediew istyka, pon iek ąd w yposażona w skom pletow aną bazę źródłow ą. K to ­ kolw iek usiłow ał z nam ysłem przeczytać sta ry p rze k ła d P o e t y k i A rystotelesa (czy X X -w ieczne tłum aczenia dzieł Sarbiew skiego), w ie, że bez m niej lu b b a rd z ie j m ozolnego odw oływ ania się do oryginałów i rzeteln eg o p rze k ład u na k tó ry ś z języ­

ków kongresow ych zrozum ienie m yśli w ybitn y ch praw odaw ców sztuki p o ety ck ie j je s t często w ysiłkiem darem nym .

(3)

Ale oto m łodsze pokolenie filologów n a p ra w ia błędy sw ych nauczycieli. P o e t y k a A ry sto telesa w now ym przekładzie i opracow aniu H en ry k a Podbielskiego (W rocław 1983. „B iblioteka N arodow a”, se ria II, n r 209) w reszcie daje w yobrażenie o sensie i roli tego fun d am en taln eg o dzieła. Takoż w ydaw cy om aw ianej tu antologii p o ety k renesansow ych, w praw dzie nie w yłącznie filolodzy klasyczni, św ietnie łączą kom pe­

ten cje tra n sla to rsk ie z opanow aniem rozległej dziedziny poetyki historycznej.

E lżbieta S arnow ska-T em eriusz, a u to rk a prac z histo rii św iadom ości literackiej·

(Ś w i a t m i t ó w i ś w i a t zn aczeń , 1969, i D roga na Parnas, 1974), przygotow ała k sią żk ę 0 w ielorakim adresie czytelniczym : antologia przeznaczona jest zarów no do u ży tk u dydaktycznego, ja k i dla specjalistów . J e s t pierw szym tego rodzaju opracow aniem w języku polskim , k tó re idąc tro p am i znanych, choć tru d n o dostępnych autorów angielskich (G. E. B. S ain tsb u ry , J. E. S pingarn, Ch. S. Baldw in, В. W einberg) p rez en tu je sta n re fle k sji teoretycznoliterackiej w E uropie (nie ty lk o w e Włoszech) XVI w ieku i początków w ieku XVII. Czyni to dw ojakim sposobem: przez k ry ­ tyczne om ów ienie oraz przez przekłady w y b ra n y ch frag m en tó w n ajw ybitniejszych teo rety k ó w owego czasu. Je st ich 28; w kolejności chronologicznej: Celtis, Vida, L eobergensis, H essus, Cinzio, Ricci, Robortello, Sebillet, du Bellay, Trissino, d e’Conti, P eletier, C apriano, M inturno, Scaliger, S elviati, R onsard, C astelvetro, A scham , Ri- ccoboni, Segni, P atriz i, Webbe, Tasso, P u tten h a m , P ontanus, Sidney, Opitz. W ybór bogaty i p rzem yślany w prow adza, obok nazw isk jako ta k o znanych z d ru g iej choćby ręk i, autorów w polskim stanie b ad a ń p raw ie nieobecnych. Ju ż pierw szy rz u t oka daje w yobrażenie o rozległości stanow isk i o geografii literack iej. Są Niemcy, Włosi, F ra n cu z i i A nglicy, są te k sty pisane n a jp ie rw w yłącznie po łacinie, potem i po łacinie, i po w łosku, francusku, angielsku, niem iecku. O czywiście żadna z ty c h poetyk nie m ogła być przełożona i ogłoszona tu w całości — w y b ra n e zostały fra g m en ty n a jb ard zie j w ażne i w ażkie. W ybór był zadaniem tru d n y m , bo należało pokazać i to, co ch arak tery sty czn e dla danego au to ra, i to, co n a jisto tn ie j­

sze w dziejach n a ra sta n ia m yśli teoretycznej. A utorzy poetyk renesansow ych (szerzej:

klasycystycznych) oczywiście p o w tarzają koncepcje sw ych poprzedników , co zrozu­

m iałe, bo epoka nie tyle ceni oryginalność, ile au to ry tet. P ew ne sta łe m otyw y po­

w ra c a ją w ięc w antologii, ale ed y to rk a zarazem zadbała o to, by — dla p rz y k ła ­ du — z C eltisa czy H essa wziąć re flek sje n ad sztuką u k ła d an ia w ierszy, z R obor- te lla w szystko, „co dotyczy s a ty ry ” tudzież „co odnosi się do m etody i k u n sz tu pisania ep ig ra m ató w ”, z T rissin a m yśli o tragedii, a z du B ellaya — p ro b lem aty k ę języka now ożytnego. N ajtru d n ie j było zdecydować się n a selekcję m a te ria łu w P o e ­ t y c e S caligera — n ie tylko dlatego, że to bądź co bądź n ajw ażniejsza i najczęściej·

czytana poety k a renesansow a, ale przede w szystkim dlatego (poniekąd dotyczy to 1 innych autorów ), że P oetices libri s e p t e m stanow ią system , a nie k atalo g pom y­

słów i zaleceń. N ajlepiej by było przełożyć Scaligera w całości, ale skoro się m usiało w ybierać, E lżbieta S arnow ska-T em eriusz w y b ra ła n a jtra fn ie j: je st tu fra g m en t o poecie (raczej o Poecie), te o ria figur, m. in. rzecz o alegorii, fra g m en ty genologiczne (tragedia, kom edia, mim, epitafium , epicedium , tren y , liryki, elegia) oraz bardzo w ażny rozdział księgi IV pt. Charakter, w ażny i tru d n y , bo odnoszący się nie do postaci literac k iej, ja k by się zdaw ać mogło, lecz do teo rii znaku ja k o p u n k tu w yjścia rozw ażań stylistycznych.

O pracow ane w spólnie z Je rz y m M ańkow skim (zarazem tłum aczem tek stó w łacińskich) przypisy są zaiste pokazem eru d y cji i dociekliw ości: setk i in form acji w iążą te k sty poetyk z ogrom ną tra d y c ją antycznej lite ra tu ry i filozofii, sta ra n n ie i m ozolnie o d tw arzają skom plikow aną sia tk ę zapożyczeń, polem ik, podobieństw .

T eksty każdego spośród 28 auto ró w poprzedza n o ta biograficzna pió ra S arn o w - sk iej-T em eriusz, nota obszerna i przejrzysta, ta k skom ponow ana, by zasadniczy w ykład dziejów poetyk renesansow ych m ógł zachować system atyczny układ, n ie p rze ry w an y raz po ra z in fo rm acjam i biograficznym i i bibliograficznym i.

(4)

E d y to rk a sk o n stru o w ała W s tę p (ponad 100 stronic) jako w ykład dziejów teo rii lite r a tu r y w starożytności, w w iek ach śred n ich i — obszerniej — w epoce odrodze­

nia. Zgodnie z obyczajam i „B iblioteki N aro d o w ej” d ała p o p ularnonaukow e w p ro - w adzenie, zarazem nie rez y g n u jąc z w k roczenia w p e łn ą nau k o w ą aktu aln o ść spo­

ró w o eu ro p e jsk i renesans. T ak i sty l p isa n ia je st n ie w ą tp liw ie trudniejszy, ale gdy tru d n o ści u d a się pokonać, m ożna m ów ić o praw d ziw y m sukcesie.

O środkiem rozw ażań a u to rk i W s tę p u je st pro b lem obecności a n ty k u w k u ltu rz e eu ro p e jsk ie j. Szczęśliw ie daw no odeszliśm y od uproszczonego m n iem an ia o m rokach średniow iecza, co nie znaczy w szakże, iż przełom zw any renesansow ym to przełom pozorny. S łusznie w yw odzi S arn o w sk a-T em eriu sz:

„H um anistyczne s tu d iu m a n tią u ita tis n ie ty lk o doprow adziło do uform ow ania pełn iejszej i p o p raw n iejszej w iedzy o starożytności [...] i nie ty lk o um ożliw iło r e in te rp re ta c ję antycznych przekazów , lecz ta k ż e u ja w n iło ta k ie ich sensy, k tó re dla badaczy średniow iecznych w w ielu w y p ad k a ch po p ro stu nie istniały, czy też — inaczej m yśl u jm u ją c — n ie d aw a ły się w ogóle odczytać, poniew aż nie znano w ła ś­

ciw ego ow ym przekazom k o d u ” (s. IX).

M ożna to rów nież i ta k w yrazić: w ieki przedrenesansow e, znając w ielu autorów i w iele dziel starożytności, nie znały system u, do którego te sk ła d n ik i należały, lu b też — co n a jedno w k ońcu w ychodzi — w yjąw szy je z system u m acierzystego usiłow ały zaad ap to w ać do odm iennej skali w artości. S tu d iu m p o ety k daje w łaśn ie d oskonałą okazję do p rześledzenia owego procesu reo rien tac ji, czyli p rzy w ra ca n ia w łaściw ego k o n te k stu . J e s t nim tria d a , w ielo k ro tn ie przez renesansow ych te o re ­ ty k ó w rozw ażana: poeta — poezja — poem at. M ieści się w ty m tró jk ą cie p y ta n ie o źródła n atch n ie n ia , o re la c ję m iędzy sz tu k ą a n a tu rą , reg u łą a w y jątk iem , o sto­

su n e k tw órcy do u tw oru, języka do w ypow iedzi, zatem o kom p let problem ów d o dnia dzisiejszego a k tu a ln y c h w nauce o literatu rz e. C zytelnik, kiedy te n fa k t sobie uśw iadom i, pojm ie, ja k do tk liw ą lu k ę w dotychczasow ym sta n ie b ad a ń w y ­ p e łn ia tom P o e t y k a o kresu renesansu.

Pisząc o tra d y c ja c h a n ty k u i o ideow ych oraz filozoficznych u zasadnieniach ren e san so w e j p oetyki om aw ia a u to rk a W s t ę p u przed e w szystkim P la to n a i A ry sto ­ te lesa. Słusznie i oczywiście. N ieoczyw isty je st je d n ak , a w e W s tę p ie precyzyjnie przed staw io n y , p roblem w zajem nego sto su n k u tych dw u w ielkich d o k try n s ta ro ­ żytności, w ażnych nie ty lk o dla p o ety k i — platonizm u i arystotelizm u, p roblem złożony i w a r t dalszej dyskusji.

F lo ren ck i platonizm i p ad ew sk i ary sto telizm tw o rzy ły u k ła d opozycyjny, k tó ry T atark iew ic z n azw ał „n ajisto tn iejszy m p rzeciw ieństw em filozoficznym O drodzenia”

<cyt. n a s. XIX). Owszem, ta k było, ale n ie m n iej godne u w agi je st to, że w w.

XVI, a n a w e t ju ż w XV — „M im o w szelkich rozbieżności, ja k ie dostrzegano m iędzy m y ślą P la to n a i A rystotelesa, żyw iono rów nież prześw iadczenie o ich częściow ym p rzy n a jm n ie j p o k rew ie ń stw ie” (s. XX). T endencja do n iw elow ania róż­

nic dała o sobie znać ju ż w szkole F icina, a w XVI w. często bardziej zależało te o re ty k o m n a rozw iązan iu zagadnienia „w oparciu o pow agę staro ży tn y ch m i­

strzó w , m n ie j zaś o sc h arak te ry z o w an ie ca ło k sz tałtu poglądów każdego z nich z osobna. Rzecz w ty m bow iem , że p latonizm zaw ierał koncepcję poezji i poety sfo rm u ło w an ą w tezie w y p ro w a d za jąc ej a k t tw órczy z boskiego n atch n ie n ia („furor p o e ti c u s ”), n ie m iał n ato m ia st poetyki. Tę n ato m ia st w postaci gotow ej, choć w y ­ m a g ają ce j k o m en tarza, zaw ierał arystotelizm . O bie szkoły łączyła i dzieliła za ra­

zem te o ria m im e s is: dzieliła, poniew aż dla P la to n a n aśladow anie rzeczyw istości było m am iącym odw odzeniem od pojęcia idei, dla A ry sto telesa zaś — m odelow a­

n ie m rzeczyw istości, a n ie je j kopiow aniem . A rystoteles sform ułow ał zasadę w ia­

rygodnego kłam stw a, k tó re lepiej służy zrozum ieniu św iata: „P oeta pow inien p rzed staw iać raczej rzeczy niem ożliw e, lecz praw dopodobne, niż możliwe, lecz n ie­

p raw d o p o d o b n e” (P o e t y k a , 1460a, 25). T en fu n d a m e n ta ln y k o m e n tarz do p roblem u

(5)

fik c ji literac k iej je st w poetykach w ielokrotnie pow tarzany, p arafrazo w an y i k o ­ m e n to w a n y — bez tego m otyw u nie byłoby całej w ielk iej form acji klasycystycznej.

I tu dochodzim y do n ad e r w ażnego p u n k tu sporu o europejski renesans. W t r a ­ d y c y jn y m i obiegowo przy jęty m stanie b ad ań przyw ykło się w iek XVI uw ażać, p rzy n a jm n ie j w e W łoszech, za czas schyłku. A ktyw ność F rancji, Niemiec, A nglii c zy P o lsk i zbyt łatw o tłum aczono zasadą recepcji spóźnionej z n a tu ry rzeczy.

N aiw n e przek o n an ia o autom atyzm ie w łoskich w pływ ów m am y w łaściw ie już za so b ą — odrębność północnoeuropejskiego renesansu, w y jaśn ian a w spółw ystępo- w aniem hum anizm u i reform acji, jest w now oczesnych opracow aniach dostatecznie siln ie i jasno podk reślan a. N atom iast swoistość w łoskiego ren esan su X V I-w ieczne- go i jego b y n ajm n ie j nie epigoński c h a ra k te r u jaw nić się mogą dopiero poprzez s tu d iu m teoretycznoliterackiej reflek sji epoki. Na polskim teren ie antologia Elżbie­

ty S arnow skiej-T em eriusz, poprzedzona zresztą jej innym i publikacjam i, jest w spo­

só b isto tn y now atorska.

To nie przypadek, że antologia zaczyna się od C onrada C eltisa (1459—1508), w ędrow nego hum anisty, w spółtw órcy Sodalitas L itte ra ria V istulana w K rakow ie

<i innych podobnych te m u to w arzystw w M oguncji, W iedniu i Budzie), a kończy się n a M artin ie O pitzu (1597—1639), au to rze Buch v o n der D eutschen P o etere y.

Pom iędzy tym i d atam i m ieszczą się osiągnięcia m yśli w łoskiej, fra n cu sk iej i a n ­ gielsk iej, w yrażone i po łacinie, i w językach now ożytnych. Z nam ienna je st ta jednoczesność p oetyk w łoskich i północnoeuropejskich, łacińskich i w e rn a k u la r- nych; p rzem aw ia ona przeciw ko odziedziczonemu po ro m antyzm ie m niem aniu, w edle k tó reg o reg u ła to w róg w olnego ducha twórczości. R enesans C inquecenta znakom i­

c ie i nieantagonistycznie, choć dyskusyjnie, łączył P lato ń sk ą koncepcję poety „ze dw o jej złożonego n a tu ry ” z norm atyw izm em . W tym w yp ad k u a u to ry te t sta ro ż y t­

ności działał pobudzająco: rek o n stru o w an a , „od-rodzona” przeszłość o dbierana była ja k o system , w k tó ry m szukano spójności, unik an o zaś konfliktu.

Słusznie w zasadzie pisze a u to rk a W s t ę p u : „Jed e n z istotniejszych błędów, ja k i obserw ow ać się daje w niek tó ry ch teraźniejszych re k o n stru k c jac h i in te rp re ­ ta c ja c h renesansow ych koncepcji genologicznych, w ynika, ja k się zdaje, z przyjęcia

•(najczęściej zresztą im p lic ite ) założenia, iż szesnastow ieczna te o ria poezji, w tym zakresie, w ja k im była te o rią genologiczną, budow ała swe pojęcia pod silnym w pływ em logiki” ; tym czasem prezen to w an e tu poetyki „znacznie ściślej zw iązane b y ły z filozofią aniżeli z logiką; [...] ten d en cja do tw orzenia genologii w zgodzie z sugestiam i logiki n asila się dopiero w X VII stuleciu” (s. LXXIV). R ozum iem to ta k , że w X V II w. p oetyka p oddana zostaje rygorom taksonom ii, k tó re dały dzie­

ło ta k ie ja k L ’a r t po é tiq u e Boileau, dzieło p rzejrzyste i zarazem pozbaw ione głę­

bszej refle k sji antropologicznej, czyli m niej zainteresow ane poetą niż poezją.

C inquecento w św ietle stu d iu m te k stó w poetyk okazuje się okresem b y n a j­

m n ie j n ie epigońskim w sto su n k u do Q uattro cen ta; przeciw nie: now atorskim , a w sto su n k u do epoki n a stęp n e j — tolerancyjnym . N aw iasem m ów iąc w y d aje się, iż zbyt często i zbyt ra d y k a ln ie byw a przeciw staw iany b arok renesansow i i k la ­ sycyzm renesansow i. R enesans w olałbym rozum ieć ja k o okres w szeroko p o ję tej fo rm a c ji klasycystycznej, do k tó re j zaliczyć by m ożna i barok, i klasycyzm sensu stricto , i O świecenie. K oncepcja ta w ym agałaby obszernego om ów ienia; jeśli w spo­

m in a m o niej n a m arginesie le k tu ry P o e t y k i okresu renesansu, to dlatego, że i ze W s tę p u , i z w yboru te k stó w n arz u ca się w niosek n astęp u jący : ren esan s był epoką in ic ja ln ą, czyli że zapoczątkow ał to w szystko, co później — w różnym nasilen iu i w różnych ko n fig u racjach — dochodziło do głosu w okresach późniejszych.

W ja k im stopniu poetyki ren e san su były w ieloznaczne i o tw arte, niech pokażą p rzy k ła d y . W iadomo, że X V II-w ieczna poetyka nie uw zględniała pow ieściow ej p rozy. O kazuje się, że o stulecie w cześniej teoretycy szukali u sp raw iedliw ienia dla

(6)

g atu n k ó w tzw. n ie re g u larn y c h . G iovan G iorgio T rissino, znany n am dotychczas r a ­ czej ja k o a u to r tra g e d ii S o jo n isb e i k la sy k w iersza białego w języku now ożytnym ,, w sw ej P o e ty c e w te n sposób kom en to w ał p o stu lat im itacji, by za „poem at” m ożna, było uznać tak że u tw ó r fa b u la rn y prozą. T hom as S eb illet bro n ił m o ra lite tu i farsy,, tw ierdząc: „M o ralitet fra n c u sk i zastęp u je w pew nym sensie trag e d ię grecką i ła c iń ­ ską [...]. A gdyby lite r a tu r a fra n c u sk a u b ieg ała się o to, by zakończenie m oralitetu- było zawsze sm u tn e i pełn e bólu — m o ra lite t b yłby tra g e d ią ” (s. 132). F a rs a w praw d zie n iew iele m a w spólnego z kom edią łacińską, ale i dla n ie j zn a jd u je S eb illet uzasadnione p o krew ieństw o — m ianow icie z m im em sta ro ż y tn y m i u tw o ­ ra m i p riapejskim i.

Z a w a rte w trad y c y jn y ch p rac ach przek o n an ie o b ezkrytycznym sto su n k u poetyk, h u m anistycznych do a n ty k u podw aża le k tu ra pism S caligera. Owszem, jest on·

spośród p rezentow anych w te j antologii teo re ty k ó w może n ajb ard zie j n o rm aty w is—

tyczny i system atyczny. A le zarazem je st i n a jb a rd z ie j m oże spośród nich k r y ­ tyczny w obec sp a d k u po an ty k u . R az zw raca się do czytelnika ja k o do poety, z w y raźn y m i stanow czym n ak azem („Podzielisz zaś cały u tw ó r n a m ałe księgl·

[...]”, s. 277), innym razem czyni g an iącą aluzję do S ie d m iu p r z e c iw T e b o m A jsch y - losa („wcale m i się nie pod o b ają owe bitw y czy szturm y, k tó re trw a ją pod T ebam i przez dwie godziny”, s. 283). J e s t S caliger jednocześnie ugodowy. To jem u m. in.

zaw dzięcza epoka skuteczną p róbę pogodzenia P la to n a z A rystotelesem . Rozw ażając- P la to ń sk ą koncepcję niezniszczalnej Idei, w yw odzącej się z n ie j zniszczalnej rzeczy i n a koniec obrazu tejże rzeczy ja k o d zieła sztuki, pisze S caliger: „Sądzę, że od tego poglądu w żadnym w y p ad k u odstępow ać nie należy. J e s t on bow iem jednocześnie- zgodny z tym , co w y k azy w ał A ry sto teles” (s. 262). S caliger p ró b u je pojęcie Id ei utożsam ić z przedm iotem in ten cjo n aly m , k tó ry ja k o p ro je k t rzeczy tk w i w um yśle·

a rty sty ; ale niezależnie od tego, czy kom prom is te n był zasadny, był on — ja k sądzę — p e r saldo płodny i inspirujący.

L e k tu ra W s tę p u i te k stó w u tw ie rd z a w przekonaniu, że koncepcja szeregu w cześniejszych „ren esan só w ” czy jednego choćby „ p re re n e sa n su ” je st poznawczo·

jałow a. Bo okrzyknięcie każdego ożyw ienia k u ltu ry antycznej w głębi w iek ó w śred n ic h m ian em o d rębnej i p re k u rso rsk ie j epoki w gruncie rzeczy zdradzało·

kom pleksy m ediew istów : m usiało być w ren e san sie coś sk ry cie lepszego, je ś li o kresy in te le k tu a ln ie b u jn ie jsz e zaliczano n a poczet tego, co dopiero m iało przyjść.

T ym sposobem ren e san s sta w a ł się epoką jakoby oczekiw aną i w procesie h isto ­ rycznym jak o b y konieczną. S łusznie pisze a u to rk a W s t ę p u :

„W sposunku do koncepcji i reg u ł p oetyki sta ro ż y tn e j m ożna m ów ić o przełom ie odrodzeniow ym w sensie odkrycia, odtw orzenia, asym ilacji i ad ap tacji, ponadto·

w sensie k o n ty n u o w an ia, dopełniania, m odyfikacji. Inaczej zgoła rzecz się p rze d ­ staw ia, gdy w polu w idzenia z n a jd u je się te o rety czn o literack ie dziedzictwo w ieków średnich. W p ew nych zak resach pełniło ono [...] fu n k c je pośredniczące w procesie·

n aw ią zy w a n ia do te o re ty cz n ej m yśli an ty k u ; częściowo także, uleg ając p rz e ­ k ształceniu w średniow ieczną t r a d y c j ę , funkcjonow ało ja k o jed en z fra g m e n ­ tó w szerszego ko n tek stu , w obec k tó reg o ok reślała się p oetyka ren e san su . Z arazem je d n a k poety k a ta su b stacją sw oją i jakością, a ta k ż e kształtem fo rm aln y m różniła się d ia m etra ln ie od średniow iecznej te o rii poezji i sztuki p o ety ck iej” (s. X LIX).

To p rze k o n an ie nie je st zapew ne obce najnow szem u stanow i badań, rzecz je d n ak w tym , że w książce te j w y stę p u je w kontekście św ietnie udokum entow anym . Szczerze bow iem m ów iąc, m ało k to z badaczy czytał renesansow e poetyki, często·

d ostępne ty lk o w w ydan iach X V I-w iecznych, a w najlepszym raz ie w rza d k ich egzem plarzach (bo k u pow anych za dewizy) w ydań k rytycznych. W ydanie w „B iblio­

tece N aro d o w ej” nie m ogło przynieść, n iestety, całych te k stó w (prezentowane*

fra g m en ty zajęły ponad 550 stronic), ale pierw szy k ro k został zrobiony. Edytorzy-

(7)

p a n u ją doskonale n ad najnow szą lite ra tu rą przedm iotu: dość powiedzieć, że Del T r a t t a t o dé lia P o etica L ezzio n P r im a L io n ard a S alviatiego jeszcze 15 la t tem u była p raw ie nieznana, bo dopiero w 1970 r. opublikow ał ją B ern ard W einberg n a pod­

sta w ie rękopisu przechow yw anego w e F lorencji.

N ie będzie przesadą, jeśli powiem , że te n tom „B iblioteki N arodow ej” jest n a u ­ ko w y m w ydarzeniem , daleko w ykraczającym poza obow iązki populary zato rsk ie i dydaktyczne zasłużonej serii. K om entarze, um ieszczone pod tekstem , m ają bardzo szeroki adres odbiorczy. Nie tylko o b jaśniają n a poziom ie dydaktyki u niw ersyteckiej, lecz ta k że (czy n ad e w szystko) d b ają o w szelkie similia, tzn. stale w sk azu ją m iejsca analogiczne w anty czn ej i renesansow ej teo rii lite ra tu ry oraz w lite ra tu rz e pięknej.

O d n a jd u ją utw ory, postaci i sytuacje, na k tó re autorzy poetyk w ciąż się pow ołują, o p e ru ją c kanonem podówczas oczyw istym i pow szechnie znanym . Za te n tru d ko ­ m e n ta to ró w każdy czytelnik będzie w dzęczny: i adept, k tó ry szuka w y jaśn ień ru d y m en tarn y ch , i badacz, k tó rem u oszczędzono w ielu m ozolnych godzin kw erendy.

Je d n o trze b a z żalem w y tk n ąć tej książce: b ra k Indeksu, p rzede w szystkim in d e k s u rzeczowego. N iepodobna spam iętać i potem odnaleźć term inów teoretycz­

nych, zw łaszcza genologicznych i morfologicznych, ty m bardziej że żyw a pag in a p o w ta rz a tylko z lew ej stro n y ty tu ł całego tom u (nb. po co?), z p ra w e j zaś im ię I nazw isko a u to ra danej poetyki.

Z daję sobie spraw ę, że sporządzenie takiego indeksu to praca szalona, i zaraz

■wyjaśnię, dlaczego ta k a tru d n a. P odtrzym am je d n ak te n postulat, choćby z m yślą o d rugim w ydaniu, poniew aż ta k w ybitne osiągnięcie w a rte jest jeszcze jednego

■wysiłku.

T rudność sporządzenia indeksu rzeczowego w iąże się z tru d n o ściam i p rz e ­ k ła d u . T łum aczenie tekstów teoretycznych k ilk u n a stu autorów piszących w pięciu języ k ach i odw ołujących się do szóstego (grecki) w ym agało (poza oczyw istym i 'kw alifikacjam i, k tó re wszyscy tłum acze, zarazem przecież i badacze, posiedli w w ysokim stopniu) przyjęcia pew nych w spólnych zasad tran slato rsk ic h . T rzeba b yło sta ra n n ie u nikać w szelkiej m odernizacji teoretycznego języka (zob. s. C X III)

•oraz w yrzec się pokusy p rze k ład u synonim icznie urozm aiconego. S tosunek dw u ję zy k ó w , m niej w ięcej rów nych co do bogactw a leksykalnego, m a je d n ak tę w łaści­

w ość, że siatk a n azw ań jest w każdym z nich inaczej nałożona n a płaszczyznę p o ję ć (recie: stru k tu ry pow ierzchniow e różnią się w sposób istotny). To zjaw isko p ow oduje, że język p rzekładu w niektórych syntagm ach w y d aje się uboższy.

W przekładzie artystycznym te n u bytek może być kom pensow any urozm aiceniem

■w innych syntagm ach, tych m ianow icie, k tó re odnoszą się do dziedzin bogatszych w języku p rzekładu niż w języku oryginału. Z tego p raw a kom pensacji w tłu m a ­ c z en iac h naukow ych korzystać nie wolno. B yw ało (a zmilczę, kto ta k czynił), że tłu m a c z znudzony jednostajnością ścisłej term inologii łacińskiej próbow ał po polsku 'urozm aicenia synonim icznego. A że słow nik nie jest niew yczerpany, zatem innym xazem jednego słow a polskiego używ ał dla obsłużenia trzech łacińskich.

Z arzu tu tego n ik t nie postaw i Poetyce okresu renesansu. Choć pracow ało tu

$ tłum aczy, w idać, że praca została poprzedzona przem yślanym program em i zakoń­

czona sta ra n n ą red ak cją. Zadbano o przekładanie term inologii tak, by zachow ana .została oryginalna re p a rty c ja i a try b u c ja term inów . Z adanie to w cale niełatw e, jako :że pom iędzy poszczególnym i językam i w. XVI a zw yczajam i oraz pom ysłowością

poszczególnych teo rety k ó w zachodzą pow ażne różnice.

D la p rzykładu w ięc — a p rzykład to w praw dzie pierw szy z brzegu, ale nie- o s ta tn i co do sto p n ia kom plikacji: „genus” i „genre”. Nie m ożna ustalić ra z na .zawsze, że to „ro d z aj” lub że to „g atu n ek ”. A rystoteles i arystotelicy p rzestrzegali w p ra w d zie zasady nadrzędności „genus” (tudzież „m odu s”) wobec „species”, ale

», g enus” było używ ane w różnych działach (pionach) w te n sposób, że znalazło

(8)

się n a różnych „poziom ach”. Np. w podziale n a trz y „genera d icen d i” istn ieje po­

jęcie i n azw a „genus d r a m m a t i c u m ”, n ato m ia st p rzy podziale n a ro d za je p o ety ck ie k om edia i tra g e d ia w y stę p u ją n a te j sam ej płaszczyźnie (obok epiki, d y ty ra m b u i k ita ry sty k i; zob. A. Riccoboni, s. 373) n ie będąc pojęciam i podrzędnym i w obec d ra m a tu . Z darza się także, iż k w estionow any je st podział n a „g enera dic e n d i”, w m iejsce któ reg o p ro p o n u je się cztery ro dzaje: „genus p o e ti c u m ”, „ h istoricu m ” r

„ p h ilo s o p h ic u m ”, „o r a t o r iu m ”, z kolei dzieląc dalej „p o e ti c u m ” n a „ com icum ”, „tr agi- c u m ”, „ e p ic u m ”, „ m e l ic u m ” (zob. R. A scham , s. 370). P oniew aż „genus” oznacza często ta k że sty l (np. „genus h u m ile ” lu b „stilus hu m ilis” — styl niski), łatwe*

sobie w yobrazić, ja k tw a rd y orzech do zgryzienia m ieli tłum acze. A tego ro d z a ju w ątpliw ości n asu w ały się n a każdym k ro k u : „ im ita tio ”, „dispositio”, „h a b itu s ”,

„ h e x i s ”, „ n a rr a tio ”... itd. nie m ają, bo nie m ogą m ieć stałych polskich odpow ied­

nik ó w — n ie ty lk o w gran icach całej antologii, lecz ta k ż e w obrębie pism jed n eg o au to ra .

P rz y jęto w ięc najsłu szn iejsze rozw iązanie: każdy te rm in , w yraz, zw rot o nie­

o stry m znaczeniu i n iesy m etry czn ej odpow iedniości w języku oryginału i w języ­

k u p rze k ład u zostały po przełożeniu opatrzone in fo rm ac ją um ieszczoną w n aw ia sie o krągłym (kursyw ą), zaw ierający m brzm ienie oryginalne. Nic nie szkodzi, że ty c h naw iasó w je st dużo — one n ap ra w d ę czynią p rze k ład m ożliw ie w iern y m ek w iw a­

le n te m o ryginału i um ożliw iają d y sk u sję tudzież sam odzielną k o re k tę czytelniko­

w i, dla k tó reg o n aw e t antologia W einberga, nie m ów iąc o sta ro d ru k a ch , jest niedo­

stępna.

M oje u znanie dla P o e t y k i okresu ren esan su ja k o całości n ie u w aln ia od u w ag d y sk u sy jn y ch czy łagodnych słów sprzeciw u.

W g ład k im p rzek ład zie P o e t y k i T rissin a zn ajd u jem y n a d e r w ażne dla k o n ­ cep cji tra g e d ii zdanie: „litość w yw odzi się z poczucia niezasłużoności, a lę k — z poczucia po d o b ień stw a” (s. 182). W ty m m iejscu tłum acz nie pod aje o ryginalnego brzm ienia, ta k że nie m a jąc pod rę k ą T rissin a n ie w iem , czy były szczególne pow ody ta k ieg o w łaśn ie p rzekładu, ale podejrzew am , że nie trze b a było zm ieniać przyjętego od la t te rm in u „litość i trw o g a ”.

W przekładzie te k stu S caligera, nb. tru d n y m , bo oryginał p ełen je st elip s zbliżających te k st chw ilam i do k onspektu, tłum acz nie szczędzi naw iasów ; nieraz, je st ich n ad m iar, ale nie zaw sze tam , gdzie potrzeba. W rozdziale C X X III słow o

„ko n so lacja” (s. 294) je st potw ierdzone brzm ieniem oryginalnym („consolatio”), choć p o praw d zie in aczej nie m ogło być. N ato m iast k ilk a d ziesią t w ierszy w cześn iej (s. 293) pięć sk ład n ik ó w ep itafiu m w ylicza tłum acz bez cy tow ania o ry g in ału :

„pochw ały, w ykazanie stra ty , żal, pocieszenie, z a ch ę ta”. Tym czasem m ożna się spie­

ra ć , czy p rze k ład je st tra fn y . S am S caliger nazy w a te części kolejno: „la udes”y

„ia cturae d e m o n s t r a t i o ”, „ lu ctu s”, „consolatio”, „ a d h o rta tio ”. Z pew nością „a d h o r- t a t i o ” le p iej by oddać jako „n ap o m in an ie” — poniew aż m ow a je st o p o w strzy m a n iu pocieszanych od b ez nadziejnej rozpaczy. Z naczenie z kolei „d e m o n s tra tio ” t o k w estia b ard z iej złożona. N a s. 271 początek rozdziału X X XIV , P rze d s ta w ie n ie , opis, o p is w y g l ą d u , brzm i w przekładzie: „K iedy chodziło o osobę — używ ano ra c z e j nazw y opisanie (tr a c ta t io ), jeśli zaś zajm ow ano się rzeczą — [nazwy] p rz e d sta ­ w ienie (d e m o n s tr a tio ), gdy np. opisuje się w sposób szczególnie bogaty [jakieśJ m iejsca, ta k żeby [je niejako] podsunąć przed oczy” (s. 271). N iezależnie od eliptycz­

nego stylu S caligera (i tro ch ę chropow atego przekładu) jasn o z tego w ynika, ż e

„d e m o n s t r a t i o ” należałoby p rzek ład ać raczej przez „okazyw anie”, „pokazyw anie”,

„o pisyw anie”, „ k re ślen ie”, poniew aż „w ykazy w an ie” jest bliższe raczej a b s tra k c y j­

n em u dow odzeniu. N a pozór to drobiazg, k tó rem u za w iele pośw ięcam m iejsca, a le n a pozór tylko. U tegoż S caligera bow iem dalej, w rozdziale CXXVI, E p ig ra m a ty , w ra c a te n te rm in w n a d e r in te resu ją cy m kontekście. A utor Poetices libri septem .

(9)

tw ierdzi: „E pigram atów tyle jest rodzajów , ile rodzajów sp raw ”. I n astęp n ie:

„Sądow ej {sprawy] g atu n ek daje poznać [epigram at] apologetyczny, ja k ów K atu llu sa : »Lesbia mi zawsze złorzeczy« i ów »Gniewasz się znów n a m oje jam by«.

Do drugiego g atu n k u należą zalecające; w nim się mieszczą m iłosne i te , k tó ry m i o coś prosim y, ja k ów »Żyjmy, m oja Lesbio, i kochajm y się« [...]. Trzeci rodzaj — dem o n straty w n y — obejm uje pochw ały i n agany; tu wchodzą ep itafia i elogia [...]” (s. 299—300).

C ały te n fra g m en t m ocno niejasny. P o pierw sze: dlaczego m ow a o „spraw ach” ? A dlatego, że S caligerow y pom ysł podziału epigram atów na trzy rodzaje odpo­

w iad a podziałow i n a trzy rodzaje w ym ow y: „genus iu diciale”, „genus d e li b e r a t i- v u m ”, „gen us d e m o n s t r a t i v u m ”. „Genus iudicia le” oczywiście p o p raw nie jest tłu ­ m aczone przez „rodzaj sądow y”, n ato m ia st budzi w ątpliw ość określenie w yw odzące­

go się stąd ep ig ra m atu jako „apologetycznego”, zwłaszcza wobec przytoczonych p rzykładów („Lesbia gniew a się i złorzeczy”). Do polszczyzny zapożyczyliśmy grec­

kie słow o „apologetyczny” w znaczeniu „pochw alny”, tym czasem po grecku „apo- lo g e o m a i” znaczy „przeczyć, bronić się, uspraw iedliw iać, rzecz sw oją wytoczyć, w yłuszczyć”. I istotnie K atu llu s się uspraw iedliw ia, broni i odpiera zarzuty, ale ta k ą strateg ię ero ty k u tru d n o po polsku nazw ać apologią.

P o drugie: „genus d e li b e r a t iv u m ” nie m ożna tłum aczyć „rodzaj zalecający”;

p rzy ją ł się po polsku raczej te rm in „rodzaj doradczy”, choć m ożna by pow iedzieć też „ d e lib e ra ty w n y ” m ając na m yśli w szelką dyskusję, dysputę, debatę, w k tó re j rozw aża się ro zm aite „za” i „przeciw ”. P rzytoczone tu zw roty do L esbii nie m a ją c h a ra k te ru „zalecającego” (po polsku niebezpieczna dw uznaczność zwłaszcza w dzie­

dzinie epigram ów erotycznych: zalecać się), lecz p ersw azyjny — po eta prosi, ap e­

lu je i uzasadnia. N ieprzypadkow o w tym że m iejscu S caliger rozw aża rolę „epi- c h e j r e m a ” w epigram acie, co k o m entarz tra fn ie w y jaśn ia jako „ratiocinatio”, czyli

„uzasadnianie przed sobą sam ym — jak b y w odpowiedzi na postaw ione sobie py ­ ta n ie — tego, co się mówi, postanaw ia, czyni” (s. 300, przypis).

Dla „trzeciego ro d za ju ” zachow ał tłum acz term in-pożyczkę: „d em o n straty w ­ n y ” — słusznie tym razem , bo nieraz proponow any „rodzaj okazjonalny” lu b

„okolicznościow y” jest n ad e r m ylący; choć tej odm iany w ym ow y używ ało się z okazji św iąt i zdarzeń w ażnych, narodzin, ślubów, pogrzebów, autorom re to ry k w tym wTy p ad k u chodziło je d n ak nie ty lk o o sytuacje, k tó re do w ygłoszenia rzeczy sk ła n ia ją, lecz też o środki m yśli i słów (sententiae e t verborum ), użytych d la pochw ały i nagany. Nb. S caliger fata ln ie zaw ażył n a dziejach niek tó ry ch g atu n k ó w klasycystycznych, poniew aż zaliczając do rodzaju dem onstratyw nego epitafia i elo­

gia, w ykluczył z nich dezaprobatę: „A obyczaj k ry ty k o w an ia uw ażałem zaw sze za cechę um ysłu prostackiego” (s. 300).

N iepom ny te j przestrogi, kry ty ce jednego fra g m en tu pośw ięciłem w ięcej m ie j­

sca, niż fra g m en t te n zajm uje w książce. U czyniłem to z dw u powodów: ra z dlatego, że za pośrednictw em te j antologii klasyczna term inologia p o ety ck o -re to - ryczna w ejdzie w obieg badaw czy, po drugie dlatego, żeby uśw iadom ić, z jak im i tru d n o ściam i b orykali się tłum acze tych tekstów . A potknięć jest niew iele, liczne n ato m ia st są rozw iązania trafn e, tyle że tru d u dociekliw ości — ja k zw ykle w p rze­

kładzie dobrym — nie w idać. Niech w ięc k ry ty k a jednej stronicy będzie dowo­

dem uw ażnej le k tu ry recenzyjnej jako g w aran cji tego, iż w szystkie spisane tu pochw ały nie są grzecznościowym banałem .

A le im b ardziej trzeb a o te j książce pisać w topice laudacyjnej, tym bardziej·

w y pada pow tórzyć słow a ubolew ania: ta k ie bogactw o m a teria łu pozbaw ione zo­

stało indeksu rzeczowego! Na uspraw iedliw ienie w ydaw ców pow iedzieć mogę, że to znacznie by odw lokło ukazanie się książki: nie tylko dlatego, że indeks ta k i to p rac a niesłychanie żm udna, ale dlatego przede w szystkim , że indeks ta k i

(10)

b y łb y w g runcie rzeczy czymś w ro d za ju konko rd an cji, k tó ra aby nie była p ro sty m zbiorem odsyłaczy, m usi sta ra n n ie różnicow ać hom onim ie i w yrazy b li­

skoznaczne. Inaczej m ów iąc, po sporządzeniu ind ek su należałoby zrew idow ać prze­

k ła d : w tedy dałoby się n ie je d n ą w ątpliw ość rozstrzygnąć.

W tedy rów nież jeszcze byśm y czekali n a p u b lik ację książki n ie ty lk o poży­

tecznej, ale przecież i niezbędnej. T oteż ostatn ia u w ag a będąc p o stu late m nie jest zarzutem . To, o czym m ów ię, jest problem em szerszym , k tó ry m ożna by określić ja k o błędne koło filologiczne (nieco podobne do k o ła herm eneutycznego). Otóż aby p o p raw n ie w ydać tek st, trz e b a go dobrze in te rp re to w ać , a w ięc rozum ieć. Z kolei w łaściw e rozum ienie te k stu je st m ożliw e dopiero po edycji k ry ty cz n ej. Co zatem było, a rac zej pow inno być n a początku? Nie m a n a to p y ta n ie p o p raw n ej od­

p o w ied z i — poza tw ierdzeniem , że koło m usi się obracać.

J e r z y Z io m e k

TEORIA FORM N A RRACYJN YCH W N IEM IECK IM K RĘGU JĘZYKOW YM . .ANTOLOGIA. W ybór tekstów , opracow anie i p rze k ład R y s z a r d H a n d k e . (Indeks nazw isk opracow ał W. W ę g r z y n . K ra k ó w 1980. W ydaw nictw o L ite ­ rackie), ss. 372. „B iblioteka S tudiów L ite ra c k ic h ”. P od re d a k c ją H e n r y k a M a r ­ k i e w i c z a .

Teoria f o r m n a r r a c y j n y c h w n ie m i e c k i m kręgu j ę z y k o w y m je st pozycją, k tó ­ r e j znaczenie w naszym p iśm iennictw ie n aukow ym tru d n o przecenić. Z aw iera

n ajw y b itn ie jsze p rac e pośw ięcone epice — a rty k u ły lub fra g m e n ty w iększych c a ło śc i — z la t 1910—1964: K ä te F ried em an n , Rola narratora w epice (1910), O skar W alzel, N arracja o b i e k t y w n a (1915), R o b ert Petsch, C zas i p r z e s tr z e ń w o p o w ia ­ daniu (1934), R a fa el K oskim ies, J ę z y k o w e f o r m y s t y li s ty c z n e p o w ie ś c i (1935), G ün­

th e r M üller, F o r m y b u d o w y p o w ie ś c i na p r z y k ła d z i e p o w ie ś c i G. K ellera i A. S ti f -

■tera o r o z w o j u o s o b o w o ś c i (1953), W olfgang K ayser, P o s t a w y i f o r m y epickie (1954), E b e rh a rd L äm m ert, F o rm y b u d o w y o p ow iadan ia (1954), F ra n z Stanzel, S y tu a c ja n a r r a c y jn a i e p ic k i czas p r z e s z ł y (1955) i T y p o w e f o r m y p o w ie ś c i (1964), K äte H am b u rg e r, R o d z a j f i k c jo n a ln y albo m i m e t y c z n y (1957), Theodor W. A dorno, M iej­

sce n a rr a to ra w e w s p ó ł c z e s n e j p o w ie ś c i (1958). W iększość z nich — z w y jątk iem a rty k u łó w S tan zela (S y tu a c j a n a rr a cyjn a i epicki czas p r z e s z ł y ) oraz L äm m erta, zam ieszczonych w 1970 r. w dziale tłum aczeń „P am iętn ik a L ite ra ck ieg o ” — u k a ­ zała się po ra z pierw szy w przekładzie polskim dzięki R yszardow i H andkem u, k tó ry je st tłum aczem i re d a k to re m tom u. W słow ie w stępnym H an d k e w y jaśn ia założenia antologii i p rez en tu je zam ieszczonych w n iej autorów . Nie ogranicza się do danych bio- i bibliograficznych, ale p rze d staw ia stanow iska m etodologiczne poszczególnych badaczy oraz koncepcje i zasadnicze tezy prac, k tó ry ch frag m en ty znalazły się w antologii. A k cen tu je p rzy ty m to, co zrodziło się z ducha przełom u antypozytyw istycznego: poszukiw anie spójności i jedności, „duchow ej zaw artości”

i „ k sz ta łtu ” dzieła arty sty czn eg o (s. 9, 15).

C zytelnik polski otrzym ał w ięc książkę, k tó ra zaw iera klasyczne te k sty z za­

k re s u epiki i m usi się znaleźć w kan o n ie podstaw ow ych le k tu r teo rety czn o literac- kich. I tu budzą się n a stęp u jące p y ta n ia : czy k siążk a nie jest spóźniona? Czy za­

w ie ra jeszcze w ą tk i a k tu aln e ? W szak uk azu je sta n w iedzy sprzed 20 la t i ogra­

n icza się do im m an e n tn y ch problem ów dzieła, podczas gdy obecnie im m anentyzm je s t przezw yciężany i badaczy a b so rb u ją problem y sem iologiczne czy socjologiczne.

J a k i obraz dyscypliny ry su je się z 20-letniej persp ek ty w y ? Czy ówczesna te o ria ..literatu ry to przysłow iow a w ieża Babel, pom ieszanie języków, term in ó w i pojęć,

Cytaty

Powiązane dokumenty

The aim of this study is to un- derline the influence of media on the perception of political subject agendas, on the system of media filter functioning, on the principles of

ABSTRACT: The steep stepwise uptake of water vapor and easy release at low relative pressures and moderate temperatures together with high working capacities make metal−

podstawę do możliwości zastosowa­ nia nadzwyczajnego złagodzenia ka­ ry, a nawet do odstąpienia od jej wymierzenia także w wypadku, gdy organ powołany do

Z teoretycznego punktu widzenia umowę zawartą przez kierownika jednego z zakładów w przedsiębior­ stwie wielozakładowym można by było uznać za ważną również

Na zaproszenie Niemieckiego Związku Adwokatów wziął udział w 23 Seminarium Prawa Narciarskiego, zorganizowanego w Hof- gastein w dniach 30.1.—6. Przez cały czas

• W skład Komisji d/s reformy prawa karnego Minister Sprawiedliwości powołał także 10 adwokatów.. Do zespołu prawa karnego

Józef Baszkiewicz.Maciej Bednarkiewicz, Wiesław Chrzanowski, Edward De bek, Andrzej Dzięcioł, Mieczysław Frelich, Leszek Frączak, Kazimierz Głowacki, Lucjan Gogołek, Damazy

Jest więc przy­ czyna socjologiczna (każdy zawód musi mieć własną symbolikę i własne kody), ekonomi­ czną (prawnicy zarabiają więcej, gdy piszą kiepsko, bowiem