Karykaturalny obraz prześladowców
narodu polskiego w niepublikowanej
powieści Juliana Ursyna
Niemcewicza "Władysław Bojomir"
Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 14, 257-267
Małgorzata Chachaj
Karykaturalny obraz prześladowców narodu
polskiego w niepublikowanej powieści Juliana
Ursyna Niemcewicza Władysław Bojomir
P
owieść Juliana U rsyna N iem cew icza zatytułow ana Władysław Bojomir pow staw ała w latach 1827-1828. N ie została ukończona, rękopis kończy się po jed enastu rozdziałach. U tw ó r nie został wydany, co — biorąc pod uwagę jeg o zdecydow anie an tyrosyjską i patriotyczną w ym ow ę — nie dziwi. Rękopis Władysława Bojomira obecnie znajduje się w Bibliotece N arodow ej w W arszawie1, zaś odpis w Bibliotece C zartory skich w Krakowie2.Powieść m a form ę w spom nień m łodego Polaka3. W ładysław B ojom ir ju ż w pierw szym akapicie deklaruje chęć w ystąpienia w roli „świadka w ydarzeń nikczem nych, sam ow olnego okrucieństw a i niesłychanego szaleństw a” [s. I ] 4. C hociaż daty nie są podaw ane (tylko raz W ładysław w ym ienia rok 1826), to na podstawie czynionych aluzji i w spom inanych w ypadków ram y czasowe powieści m ożna w przybliżeniu okre ślić na koniec drugiego i trzecie dziesięciolecie X IX w ieku. O prawdziwości p rezen to w anych w ydarzeń przekonują odautorskie przypisy, w których N iem cew icz pow ołuje się na znane i szeroko kom entow ane ówcześnie fakty oraz przypom ina osoby, które doświadczyły podobnych prześladow ań co bohaterow ie powieści.
1 Rkps. Biblioteki N arodow ej, sygn. B N B O Z 1057.
2 Rkps. Biblioteki C zartoryskich w K rakow ie, sygn. 2221. Jest to bardzo dokładny odpis rękopisu warszawskiego — różnią się jed y n ie ilością zapisanych stron, gdyż egzem plarz krakow ski pisany je s t w iększym i literam i.
3 Streszczenie podał A. M . K urpiel (Pamiątkowa księga 1866-1906. Prace byłych uczniów S. hr. Tarnow
skiego, t. 1, K raków 1904).
O pow iadana historia rozpoczyna się w chwili, gdy W ładysław B ojom ir m a 14 lat. O jciec przyw iózł go wówczas do stolicy, by kontynuow ał naukę w Liceum W arszaw skim. Ju ż pierw szego dnia, gdy przyglądał się paradzie wojskowej, doświadczył p rze m ocy ze strony wielkiego księcia. Z w rócił o n uwagę na „gęste ciem noorzechow e pierścienie w łosów obficie” [s. 2] upadające W ładysławowi na ram iona. Fryzurę uznał za dow ód karbonaryzm u, toteż m łodzieńca ogolono na łyso.
W szkole W ładysław otoczony był szpiegami i donosicielam i, rekrutującym i się za rów no spośród uczniów, ja k i nauczycieli oraz funkcjonariuszy państwowych. Jed en z kolegów, Szelmowicz, wykorzystując prostoduszność, brak ostrożności i naiw ność chłopca, zaprowadził go do N ow osilcow a. M łodzieniec zdecydowanie odrzucił p ro pozycje w spółpracy z R osjanam i i w yparcia się polskości, za co został straszliwie uka rany. D onosiciele nie odstępow ali go na krok, zapisywali każde w ypow iedziane słowo, by postawić W ładysławowi zarzut niepraw om yślności. N iedług o p otem (był w piątej klasie) na jego ławce szkolnej pojawił się napis: „Vivat Kanstytucja 3 maja. Smert tyranom” [s. 64]. N a próżn o się bronił, dowodząc, że form a zapisu wskazuje na autorstw o Rosja nina, a nie Polaka — został w trącony do więzienia. M im o ciężkich to rtu r nie przyznał się do winy, nie potw ierdził swej przynależności do tajnych związków, nie próbow ał ratow ać życia przez podpisanie podsuw anych m u fałszywych, obciążających kolegów zeznań. Kolejny etap jeg o m ęki to służba w w ojsku rosyjskim, gdzie codziennie d o świadczał upokorzeń i m iał sposobność przypatrzenia się dem oralizacji ówczesnych władz. C iężko chory trafił do szpitala, gdzie odnalazła go m atka (ojciec, po bezow oc nych próbach w ydostania syna z niewoli, zm arł ju ż wcześniej). B ojom irow a porusza niebo i ziem ię, by ratować syna. Z bieg okoliczności sprawia, że poznaje N ow osilcow a, ten obiecuje pom oc, ale cena, jakiej żąda, je s t nie do przyjęcia. Senator chce, by w y ch o w an k a pani B ojom ir — a była nią córka Józefa Kalasantego Szaniawskiego z p ierw szego m ałżeństw a — została jeg o kochanką. W ładysław broni m łodą kobietę przed gw ałtem , za co zostaje ponow nie w trącony do więzienia. W tym czasie N ow osilcow ponow nie próbuje zniew olić dziewczynę. D op iero pom oc drugiej żony Szaniawskiego, która oskarżyła N ow osilcow a przed w ielkim księciem, okazuje się skuteczna — m ło dzieniec uzyskuje zw olnienie z w ięzienia i ze służby. Życie Władysława nadal nie toczy się pom yślnie, um iera jeg o matka. Przed śm iercią godzi się na m ałżeństw o syna z Lu- dom iłą Szaniawską. W ładysław powraca na wieś, odzyskuje spokój, zajm uje się gospo darstw em , rodzi m u się syn, cieszy się szacunkiem sąsiadów. Jedn ak jeg o szczęście nie trw a długo. Zostaje w ybrany na sejm iku — w brew instrukcjom rosyjskim — posłem na sejm. M a odwagę protestow ać przeciwko próbie sfałszowania wyborów, a później protokołu. B ezkom prom isow ość i odwaga w b ro n ien iu zasad konstytucyjnych ściągają na niego kolejne kłopoty w Warszawie, car wciąga go na listę swoich wrogów. N a ko lejny sejm nie zostaje w puszczony pod pretekstem niespłacenia rzekom ych długów. Powraca do dom u , ale aparat represji ściga go i tam . Powieść kończy scena aresztowania W ładysława. W ykonujący rozkaz żołnierz nie potrafi podać pow odu zatrzymania.
Powieść Władysław Bojomir naw iązuje do ów czesnych wypadków, autor relacjonuje dram atyczne doświadczenia Polaków, rejestruje przejawy zła, okrucieństw a i p rzem o cy w życiu społecznym , dokum entuje m artyrologię narodu skazanego na zagładę. Ju ż pobieżne streszczenie utw oru daje w yobrażenie o nastroju dom inującym w powieści — je st poważny, smutny, patetyczny. N iem cew icz je d n a k doskonale wiedział, że o p o wieść o sytuacji Polaków utrzym ana w yłącznie w tonie dram atycznej powagi m oże paraliżować i odbierać odwagę. R em ed iu m na przerażającą rzeczywistość m ógł stać się śm iech, a konkretnie — ośm ieszenie przeciw nika, czy bezkom prom isow a dyskre dytacja wroga. Jak zauważają historycy literatury różnych epok, podczas największego ucisku, w tragicznych dla narodu chw ilach zawsze rodzi się potrzeba śm iechu, który pozwala zwyciężyć nad strachem . K om izm oswaja zło, gdyż wyśmiewając, pom niejsza je. Śm iech pełni wówczas rolę kom pensacyjną i konsolacyjną5.
N iem cew icz postaci rosyjskich opraw ców i polskich zdrajców pokazał w kom icznym świetle, ale — co należy podkreślić — nie wyłącznie karykaturalnie, bo nie fałszował historii. Posłużył się ironią, satyrą, sarkazm em i kpiną. M echanizm em wyw ołującym kom izm je st degradacja6. Służą tem u celowi: odpow iednie zestawienie faktów, je d n o stronna selekcja, przesada, pew ne zdeform ow anie rzeczywistości. N iebagatelną rolę odgrywa rów nież posłużenie się kontrastem 7, zwłaszcza w zm ocnienie podziału: „my — o n i”8. Prześladowcy to prym ityw ni głupcy, pijacy, rozpustnicy o odrażającej fizjo nom ii i niskiej kulturze osobistej, bliżsi zw ierzętom niż rodzajowi lu dzkiem u9. O czy wiście, N iem cew icz nie ukrywa, że są groźni i trzym ają w sw oich rękach los praw ych
5 Por. np. prace: B. D ziem idok, O komizmie, W arszawa 1967; Z. Jastrzębski, Poetyka humoru lat okupacji
1939-1944, Warszawa 1986; J. Kleiner, Z zagadnień kom izm u, w: idem , Studia z zakresu teorii literatury,
L ublin 1961; E. Pogonow ska, Państwo ponurej anegdoty, w: D zikie biesy. Wizja Rosji sonneckiej w antybol-
szewickiej poezji polskiej lat 1917-1932, L ublin 2002; J. Z iom ek, Komizm — spójność teorii i teoria spójności,
w: idem , Powinowactwa literatury. Studia i szkice, W arszawa 1980; K. Zygulski, Wspólnota śmiechu. Studium
socjologiczne kom izm u, Warszawa 1985.
6 Por. J. Z iom ek, K o m izm ..., op. cit., s. 321. 7 Z ob. ibidem.
8 Por. K. Żygulski, Wspólnota śmiechu, op. cit., s. 21: „Ten, kto się z nam i śm ieje, należy do naszej w spól noty, kto śm ieje się z innym i, je s t kulturalnie w p ew nym sensie obcy”.
9 M agdalena R udkow ska w interesującym artykule Niemcewicz i Rosja (w: Julian Ursyn Niemcewicz.
Pisarz, historyk, świadek epoki, red. J. Wójcicki, W arszawa 2002, s. 101-117) przypom ina opinię o N ie m
cew iczu jak o apostole nienawiści, sform ułow aną przez Stanisława Tarnow skiego, a później chętnie pow tarzaną. Przytacza także sądy polem iczne, m. in. Ignacego C hrzanow skiego, który w Pochwale
Niemcewicza (1927) pisał: „Zapew ne nie kto inny, tylko N iem cew icz w szczepił w duszę polską ową
«chorobę na Moskala», o której m ów i Ż erom ski. Ale o w iele słuszniej p o d o b n o nazwał go Klaczko «stróżem narodow ej godności» — dlatego słuszniej, że nienaw iść Rosji i złych Polaków była w duszy N iem cew icza tylko cieniem , które rzucało słońce m iłości Polski, gorejące w je g o sercu, i dlatego je s z cze, że ta jeg o nienaw iść uśw iadom iła społeczeństw u ohydę godzenia się z niew olą. W ięc nie potępiaj m y za to N iem cew icza — ow szem żałujm y raczej, że nie zaszczepił w sercach polskich także choroby na Prusaka i choroby na Austriaka” (ibidem, s. 101).
Polaków, ale ta św iadom ość nie pow inna paraliżować strachem . W karykaturalnym , czy niekiedy wręcz groteskow ym przedstaw ieniu negatyw nych bohaterów, w ażna je st reakcja psychiczna odbiorców. R odzić się w nich m a poczucie siły10.
N iem cew icz obwiniał Rosję za upadek Polski. Początkow o była ona dla niego przeszkodą na drodze do odzyskania suw erenności, p o tem zaś państw em niszczącym wszystko, co polskie, skazującym Polaków na śm ierć lub wygnanie, odbierającym im ziem ię, język, tradycję, niszczącym pam ięć o przeszłości. D o ukształtow ania się takiej postawy przyczyniły się dram atyczne losy ojczyzny, ale i w ydarzenia w życiu osobistym (więzienie, prześladowania, konieczność emigracji). N iech ęć do państw a — sym bolu w cielonego zła — nie przekładała się na niechęć do całego n a ro d u 11. O strze kryty ki skierow ane było przeciw ko tym , których rękam i dokonyw ały się prześladow ania12. O sobą, którą N iem cew icz szczególnie nienaw idził (z w zajem nością) i piętnow ał w sw oich utw orach, był senator Mikołaj N ow osilcow , nazywany przed niego stale Zyzow atym lub Zyzakiem . Kpi sobie z niego bezlitośnie także w powieści Władysław Bojomir. Z an im pojawi się on sam, czytelnik poznaje go z opow iadania Szelmowicza. Przedstawia on W ładysławowi N ow osilcow a, bez w ym ieniania nazwiska, jako pana „nieoszacowanego, najpierwszego u nas znaczenia, wszystko on u nas m oże, w szyst ko prow adzi, wszystkim rządzi”, „lubi m łodzież, proteguje stu den tów i bardzo jest nam przychylnym ” [s. 7]. Pozytyw ne nastaw ienie czytelników zostaje szybko zw e ryfikow ane, zaskoczenie odbiorców wiąże się z ujaw nieniem nazwiska „ideału”. Ale to zaskoczenie je st potrzebne, by podkreślić kontrast pom iędzy w yobrażeniem , kim pow inna być osoba piastująca w ażne stanowisko państw ow e, a zachow aniem N o w o sil cowa. N iem cew icz podkreśla niepraw ość charakteru senatora, akcentuje jeg o fałszywe zachowania. Szyderstwo m a zniszczyć osobę, zdeprecjonow ać ją, unicestw ić w życiu publicznym . C harakterystyka postaci budow ana je st zatem z zachowań odbiegających od normy, niestosow nych, dziwacznych, dw uznacznych. N iem cew icz nie poprzestaje na w yliczeniu wad, ale stosuje przesadne w yolbrzym ienie.
10 Por. uwagi K Żygulskiego, Wspólnota s'tniediu, op. cit., s. 78. Pisał on, że obrazy ośm ieszonego przeciw nika „utw ierdzają w spólnotę w poczuciu wyższości siły, redukują strach, działają integrująco, są dodatkow ym dow odem posiadania słuszności w konflikcie”.
11 P rzypom nieć tu wystarczy w ielkie nadzieje, jakie N iem cew icz wiązał z A leksandrem I, co sprawiło, że pisał o n im z czcią i szacunkiem .
12 N ie sposób nie zgodzić się ze zdaniem M agdaleny Rudkow skiej (op. cit., s. 101): „Trudno pow ie dzieć, gdzie kończy się indyw idualna obsesja, gdzie zaś zaczyna się polityczna konieczność nieustanne go spoglądania na W schód czy raczej — ja k pow iedziałby człow iekX V III w ieku — na Północ. N ie m c e w icz nie m ógł zapom nieć o Rosji nie tylko dlatego, że został ukształtow any przez specyficzną tradycję rodzinną i narodow ą oraz bolesne dośw iadczenie petersburskiego w ięzienia, ale też dlatego, że jego udziałem stał się silnie upolityczniony w ariant życia pryw atnego”. W podsum ow aniu artykułu autorka stwierdza: „N iem cew iczow ska w izja Rosji — dram atyczna, dynam iczna, am biw alentna — świadczy o tym , że w brew swej legendzie apostoła nienaw iści pisarz nie definiow ał raz na zawsze stosunku Polski w obec Rosji, zapowiadając w ten sposób poszukiw aniaX IX i X X w iek u ” (ibidem, s. 117).
W opisie d o m u N ow osilcow a podkreślone zostały dw a elem enty, zw iązane z p i jań stw em i obżarstw em gospodarza — „niezm ierne kufry” z różny m i w inam i w sie ni oraz stale zastawiony stół z pozłacanym serw isem . Z achow anie senatora szybko zdradza jeszcze je d n ą słabość — rozpustę. To są elem enty charakterystyki, które się nieustannie pow tarzają na kartach powieści. N ow o silco w cały czas pije, niem al każda scena, w której się pojawia, podkreśla ten fakt. Wydaje się, że nigdy nie trzeźw ieje — „codziennie m iasto całe w idzi go taczającego się po ulicach”. Sceny ośmieszające bohatera są rozbudow ane. Jed n a z w izyt u Pani B ojom irow ej i L udom iły wyglądała następująco:
Słychać było taczające się dźw iganie po schodach, i ja k gdyby uderzanie się w ściany. W szedł na koniec senator w bogatym haftow anym m u n d u rze, z m nóstw em rozm aitych orderów, z kapeluszem strusim i pióram i, czerw ony ja k burak, i tak okropnie buchający ru m em i w inem , iż zdawał się ja k sm ok piekielny, zionący sm rodliw e płom ienie. C hciał coś m ówić, lecz rów nie ja k nogi, tak i języ k jeg o plątały się [s. 276].
Był obcesowy i wulgarny. N agle „N owosilcow, wyciągnąwszy nogi ja k długi, i oparłszy głowę o ścianę, potężnie chrapać zaczął. [... ] pijany senator wielce się pienił” [s. 279] — czytam y w powieści N iem cew icza. A utor nie szczędzi czytelnikow i odra żających szczegółów:
[Bajkow] zawołał służących jego i swoich. C i z w ielką pracą podniósł szy senatora z kanapy, w yprow adzili go z pokoju. W iększa nierów nie była trudność sprowadzenia go po schodach. W krótce niesłychane dało się słyszeć krztuszenie, senator bow iem z strasznym łoskotem wypróżniał na schody cały swój obiad, wszystkie w lane w siebie w ina, portery, poncze i ru m y [s. 283].
W yolbrzym ieniu niskich cech bohatera powieści służy rów nież posłużenie się przez autora depersonalizacją, a właściwie zoom orfizacją. Senator „śm ierdzi ja k zw ierzę”, zachow uje się ja k zwierzę, wydaje podobne odgłosy — „rży i kwiczy”, „pieni się”. N a zwany je st „poczwarą” i „odrażającym m o n stru m ”. A utor p ortretuje go w sposób ka rykaturalny, używa dosadnych epitetów, bezpardonow o natrząsa się z defektów urody, ułom ności, dolegliwości czy deform acji ciała. O to je d e n z opisów:
Twarz ciem nym rozprom ieniona ponsem , oczy zyzowate, na próżno sznurując usta w zdradliwy uśm iech, by nim zakryć zęby spróchniałe, chciał się ukazać uprzejm ym , przem agal m ocniejszy nad wszystko wyraz złości, fałszu i obłudy [s. 26].
wszedł Zyzow aty senator i sznurując wargi, by spróchniałe zęby swe za kryć, strzelając je d n y m okiem w prawo, d rug im w lewo [s. 265].
Fizyczne ułom ności i skazy wyglądu to nie w szystko — karykaturalne ujecie d o tyczy także celowej deform acji czy wykoślawienia zachow ań, sugerujących, że m am y do czynienia z osobą niezrów now ażoną psychicznie. Jako przykład m oże posłużyć sce na, kiedy senator snuje plany ostatecznej rozpraw y z Polakami. G roźby w ypow iada „z diabelskim u śm iechem ” „zacierając ręce, miotając iskry z zyzowatych swych o czu”, po czym — ja k dziecko — „zaczął skakać z radości” [s.165].
E lem entem doskonale charakteryzującym senatora je s t przeplatanie słów polskich i rosyjskich, ja k też używanie zdrobnień i częste w platanie w tok w ypow iedzi rosyj skich wulgaryzmów. Podkreślona je st w ten sposób jeg o obcość, ale też prym ityw izm . Zyzow aty budzi obrzydzenie także dzięki językow i, którym się posługuje. N ajbardziej wyrazisty wydaje się następujący przykład:
N ajw yższy władca choćby się om ylił, nigdy się nie cofa. W yroki jego są ja k ezkrem enta, które gdy raz wyjdą z brzucha, nie wracają doń nazad
[s- 117].
N iem cew icz ujawnił w ten sposób zarów no negatyw ne strony N ow osilcow a, ja k i reprezentow anego przezeń system u politycznego.
N ieodłączny tow arzyszem N ow osilcow a był Bajkow. M atka W ładysława o swoim pierw szym w rażeniu przy spotkaniu z nim i opowiadała następująco:
dw óch ichmościów, ja k m i się zdało nie naszych, je d e n z nich wysoki, gruby, drugi szczuplejszy, lice jeg o karm azynow ym pałały rum ieńcem , czarna szorstka brodaw ka pod okiem , w śród liców tych zdawała się pły wać ja k w e krwi, usznurow ane wąskie usta, oczy ukosem biegające we wszystkie strony. P rzyznam się, iż postacie takie, zrazu w stręt jakiś we m nie w zbudziły [s. 246].
Bajkow, cień i echo N ow osilcow a, tłum aczy wszelkie jego potknięcia, je s t jeg o strę czycielem i posłańcem. N a przykład o pijaństwie senatora m ówi:
Ten zacny mąż ledw ie kiedy kieliszek w ina wypije, lecz dziś są jeg o im ie niny, przyjaciel od serca dawał na cześć jeg o obiad, daw ane rozm aite w ina, senator kosztował je tylko, lecz że nieprzyzwyczajony, rozm arzył się nim , ja k widzicie, pierw szy raz w życiu zdarzył m u się ten przypadek
[s. 281].
A utor sugeruje odbiorcy negatyw ne oceny, postaci w rogów mają budzić w stręt. Ka rykatura staje się narzędziem walki politycznej.
Trzecią postacią, na którą trzeba zw rócić uwagę, je s t w ielki książę. B udzi przeraże nie, w okół niego panuje m artw a cisza, napady szaleństwa pozbawiają ludzi życia lub w olności. Przywołaj m y je d e n cytat:
Z razu chciw i w idzenia monarchy, lubo ju ż w ojskow ym i napełnione pokoje, zebrali się atoli najpierwsi kraju urzędnicy, kiedy niespodzianie, ja k dzik, kiedy go ogary osadzą, pieniąc się i parskając straszliwie, wpadł Wielki Kniaź, wołając: „w on sztatskie, w o n sztackieie” (precz cywilni), w zmacniając glos ten następow aniem i kopaniem nogam i. Trzeba było w idzieć naówczas, ja k uginający się pod ciężarem w ieku prezes senatu, osiwieli senatorow ie, przełazili otaczające salę krużganki, i ile w iek p o zwolił, spiesznie schodam i spuszczali się na dól. N ie zostało, ja k same żołnierstwo! [s. 218].
W przywołanej scenie autor zm ierza do udow odnienia czytelnikom , że człowiek ten je s t pozbaw iony wartości, którą m u się przypisywało z racji pełnionego urzędu, chciał zdem askow ać szaleńca. Także i w tym przypadku posłużył się N iem cew icz ko n trastem , wydobył sprzeczność pom iędzy tym , ja k pow inno być, a tym , ja k jest. Jest to oczywiście śm iech podszyty grozą, ale autor nie cofa się przed agresywnym dyskre dytow aniem i ośm ieszaniem bzdurnych pomysłów, aplauzu zgrai pochlebców, p ro stactwa, głupoty, okrucieństw a, ordynarności.
Ju ż początek rozdziału I przynosi pierw szy opis wyglądu i zachow ania wielkiego księcia Konstantego:
Przebóg, co to za zakazana postać, twarz czworograniasta, nosa prawie żadnego, oczy dzikie, brw i zupełnie białe. Wrzeszczał chrapliw ym gło sem, pianę z ust pryskając, stojący przy nim zdawali się skam ieniałym i od strachu [...] czerwony, zapieniony, zdjęty najżywszą zapalczywością [s. 2].
Podobnie ja k w przypadku N ow osilcow a, N iem cew icz zastosował deprecjonują cy opis — K onstanty je st podobny do dzikiego zwierzęcia, trywialny, niski, śm ieszny i godny pogardy, a nie wielki. W opisie dom inuje wyrazistość i przesada, by wywołać u czytelnika obrzydzenie.
C echą bardzo podkreślaną w charakterystyce wielkiego księcia je s t jeg o głupota — stary żołnierz radzi zaczynającemu służbę W ładysławowi:
strzeż się, żebyś nigdy żadnej książki nie tylko nie czytał, ale naw et nie miał u siebie. W ódz nasz oświadczył, iż do dw óch klas ludzi w stręt czuje największy, to jest do Ż ydów i do uczonych. Im się głupszym okażesz, tym więcej będziesz cenionym [s. 132].
N ow osilcow zaś odkrywa jego słabość, zdradzającą kolejne godne potępienia cechy charakteru, ale i infantylizm Konstantego. Przy przeglądaniu papierów uw ięzionych Polaków wyjawia:
co do spraw dom ow ych, intryg m iłosnych, zaniosę do B elw ederu, n ie zm iernie bow iem W [ielki] Książę lubi to i um ie się tym bawić, rad w iedzieć wszystko, co się dzieje nie tylko w każdym do m u, ale w łóż ku, a naw et pod łóżkiem . W czasie ostatniej w ojny kazał sobie całe torby pocztow e przynosić, otwierał wszystkie listy i czytał. Zdarzało się nieraz, że w tłum ie tym znalazły się listy m ężów do żon, kochanków do kocha nek; cóż robi Konastanty Pawłowicz? O to bierze listy pisane przez ko biety zam ężne do kochanków ich i kładzie je pod kopertę i adres mężów, i naw zajem , a gdy w krótce dowiedział się o niesłychanych stąd scenach, zazdrościach, rozw odach nawet, pękał się od śm iechu z tak niew innego i razem dow cipnego figla. O w oż spodziew am się, że i teraz znajdziem y coś podobnego, co zabawi W elikoho K niazia... [...]
To w yborne, listy strzeliste, pełne najczulszej m iłości Pani N .N . do p u ł kow nika N .N .; ach, m uszę je zanieść Jeh o C arsk om u W ysoczestwu, ach, jakże się zabawi, jakże będzie śmiał, zapewne je m ężow i tej pani poszle
[s. 168].
W karykaturalny sposób przedstaw ił autor także przywiązania wielkiego księcia do porządku i dyscypliny. P rzypom nijm y scenę, gdy W ładysław m a pełnić służbę u Konstantego:
D opiero zaczęto m ię ubierać, to je st obszyto całkiem w spodnie, m u n d u r i kamasze, tak ciasno, iż żadnym sposobem kolan zgiąć nie m ogłem , w pasie tak byłem ściśnięty, żem ledwie oddychał. N ajw iększa biada, gdy po schodach iść przyszło; zaczęły po schodach pękać i pru ć się portki, sprow adzono m ię więc na dół, obszyto na now o, a dla uniknienia dal szych przypadków, przyszło dw óch żołnierzy, zaniosło na górę i postawiło w sieni, ja k m artw ą w oskow ą figurę [s. 123].
O bnażanie dom niem anej nicości K onstantego i reprezentow anego przez niego p o rządku praw nego i państwowego — to je s t strategia obrony. W ażne było uśw iadom ie nie czytelnikom słabości przeciw nika i własnej siły Polaków.
O prócz Rosjan do grona prześladow ców narod u polskiego należeli urzędnicy i zdrajcy, którzy zaprzedali się zaborcy. W śród wysługujących się R osjanom Polaków szczególnie odrażającą figurą je st Jó z e f Kalasanty Szaniawski. Sposób prezentacji tej postaci w yróżnia m aniera hum orystyczno-ironiczna, posługiw anie się uproszczeniem , szyderstwo, naśm iew anie się, które ma na celu zniszczenie i pognębienie postaci. N a
-zywany je st „infam isem w czerw onej p eruce”, poczwarą, m o n stru m i psem . Sam o so bie m ówi:
ja k pies parszywy w łóczę się po garkuchniach i pożeram tam sztuki ro zm a itego mięsa, ju ż rok szósty chodzę w tej jed n ej peruce czerw onej [s. 18]. Podobnie wyraża się o nim żona:
wygnany sam ze w szystkich uczciwych towarzystw, nie uczęszcza, ja k do M oskali lub po garkuchniach pożera reszty niedojedzonych gnatów [s. 50].
Tłum aczy, że dała się oszukać, uw ierzyła w patriotyzm Szaniawskiego: dla tych to szlachetnych uczuć (zapewne nie dla figury, bo cóż szkarad niejszego być m oże) dałam m u rękę i m ajątek m ój [s. 49].
N iedostatki urody, o których w spom ina żona, prow okują do nazywania Szaniawskie go „K rzywogłowem ”. Zaś nieuczciwe rozstanie z pierwszą żoną sprawia, że je st rów nież pow szechnie nazywany „bigam em ”. Sprawuje funkcję cenzora, do czego — ja k pod kreśla autor — predestynuje go wyjątkowa głupota i lizusostwo. Szczyci się tym , że nie myśli, a jedynie w ykonuje rozkazy. W yróżnia go niezwykła dum a i sam ozadowolenie. W ym ow ne jest obwieszanie się orderam i, co zostało opisane w następujący sposób:
w idziem y go przepasanego orderam i, posypanego gwiazdam i, z tylu krzyżami, krzyżykami na piersiach, na bokach, tak że się z nich geografii w szystkich państw europejskich uczyć m ożna [s. 172].
W licznych w ypow iedziach o charakterze sam ooskarżenia dem askuje się jako ka rierow icz i człow iek amoralny, kierujący się niskim i instynktam i. N ie poczuw a się do pom agania pierwszej żonie, odrzuca córkę — je s t gotów „odstąpić wszelkie prawa do niej” N ow osilcow ow i. P rzyjm uje przy tym obłudną pozę człowieka niezw ykle re ligijnego, oczywiście czyni to na pokaz:
postrzegłem go nareszcie klęczącego w konfesjonale, w rudej swojej pe ruce. Acz daleki w tej chw ili od śm iechu, w strzym ać się od niego nie m ogłem , patrząc na grym asy i wykrzywiania się jego, lecz gdy przyszło do podniesienia, oczy jego, usta, piersi, zdawały się w najgw ałtow niej szych konw ulsjach, płakał, w zdychał,jęczał. [...] Skończyło się nabo żeń stwo, Krzywogłów wylazł z konfesjonału i klęknąwszy przed ołtarzem , długo lizał ziem ię i potężnie bił czołem o kam ień [s. 317].
N a rra to r zachow uje się ja k nieśw iadom y rzeczy obserwator, który jed y n ie rejestruje zachowania. N agrom adzenie zachow ań odbiegających od normy, kom iczna deform a
cja, celowa redukcja, przesadne w yolbrzym ienie i technika dem istyfikacji służą degra dacji oraz potęgow aniu u odbiorcy uczucia w strętu.
N iem cew icz w spom ina też o w ielu innych polskich w ykonaw cach rosyjskich ro z kazów, nazywanych przez N ow osilcow ajego psami ( n p .:,jeszcze m oich ogarów: R oż- nieckiego, Axamitowskiego, Lubowickiego, nie w idać” [s. 167]; „Ale gdzież są m oje suki syny?” [s. 169]). O Józefie Zajączku m ów i z pogardą:
stary N am iestn ik nosa nie utrze bez m ego pozw olenia, i byleby tylko m ógł do śmierci dobrze jeść, pić i brać pieniądze, słyszyć się nazyw anym książęciem, gdybym m u kazał zapalić na czterech rogach Warszawę, sam o kuli poleci z pochodnią i ogień podłoży [s. 170].
Zaś Stanisław Grabowski, stojący na czele resortu edukacji, w ocenie Nowosilcowa to kręcąca się na wszystkie strony małpa, bez zdania i własnej woli, jest to m achinka, na której Szaniawski gra, ja k na pozytywce, lecz nie inną arię, tylko tę, którą ja im przepiszę [s. 170].
M aurycy H auke, zastępca m inistra wojny,
całkiem je st m oim ; w ół ten dobry je s t na N am iestnika, rów nie w jarzm ie będzie dobrze chodził, ja k jeg o poprzednik [s. 174].
Z degradow ani do roli zwierząt, poniżeni oceniającymi epitetam i, odarci z powagi i m ajestatu są ostatecznie skom prom itow ani i unieszkodliw ieni — nikt ich nie szanuje, naw et ich mocodawcy.
Sposobem ośm ieszania je s t też oczywiście pom niejszanie postawy, opis zachow ań odbiegających od w yobrażeń o danej osobie, ja k w scenie gniew u Zajączka: „N ie n i czym je st dm uchanie i parzchanie oszczepem zranionego odyńca, rzucał się, pienił, ciskał, porywał do kul sw oich” [s. 447]. Podobnie w ykpiony i pom niejszony został budzący grozę Jan H ankiew icz, sekretarz generalny Komisji Rządowej Spraw iedliw o ści, nazywany „szatanem ” — podsłuchuje spowiedź B ojom ira skulony za paraw anem w bardzo niewygodnej pozycji, a przyłapany na tym , je s t zm ieszany i nie potrafi się wytłum aczyć.
O sobna grupa to donosiciele. N ajbardziej wyrazistą postacią je st w śród nich Szel- m ow icz, m łodzieniec liczący 17 lat, zabiegający o przyjaźń i ufność innych uczniów. N a rrato r skupia się na jego zachowaniach, pomijając kom entarz:
układny, oczu bystrych, niespokojnych, latających w e wszystkie strony, zdawało się, że nie tylko przy głowie, ale w e w szystkich członkach ciała swego miał uszy, tak dalece, że najdalej i najciszej pow iedziane słowo ju ż go doszło, w wypytywaniach niezm ordowany, bystrym i oczkam i swymi
śledzący wszystko, i tak ciekawy, że gdy który z nas pisał regestr bielizny do prania, on póty nie m iał pokoju, póki go nie przeczytał. U staw icznie szperał w seksternach, tekach, stolikach naszych. N ie dość, że w szyst ko chciał wiedzieć, co się w stancji naszej i klasie działo, wypytywał nas ustaw nie o rodziców, ja k oni myśleli, kto u nich bywał, o czym tam m ó w iono i tym podobne. U w ażałem , że chociaż jegom ość ten nie bardzo się dobrze uczył, przecież wyżsi wielkie m ieli dla niego względy. Zdaw ał się on być okryty tarczą opiekuńczego bożyszcza jakiegoś. C zęsto nie by wał na obiedzie w d om u, powracał w tenczas czerwony, dobrze — ja k się m ów i — mający w czubku, z pełnym i kieszeniam i rozm aitych cukierków i suchych konfitur [s. 7].
N iem cew icz ukazuje am oralne zasady rządzące m echanizm em ustroju, oparte go na przym usie, przemocy, szpiegostwie. Jest bezkom prom isow y w w yrokow aniu o wartości tych ludzi. Ich potępienie i ośm ieszenie służy pokazaniu pew nych no rm charakteru i m oralności, które nigdy nie m ogą być przekraczane, bud ow aniu system u wartości obowiązującego każdego Polaka w sytuacji niewoli.
N a pew no liczył się z m ożliw ą reakcją wyśm ianych, oburzeniem , chęcią zemsty, niejednokrotnie tego doświadczał. Pamiętał cały czas, że ten obnażany i wyszydzony prym ityw izm aparatu władzy je s t groźny. N ie cofnął się je d n a k przed ostrą, zjadliwą, ironiczną oceną, d em onstrow aniem dezaprobaty, uszczypliwością, kpiną i w artościu jącą refleksją. Jego celem było niew ątpliw ie popraw ienie społecznego nastroju, kształ tow anie opinii, pokazanie, że zło m ożna osłabić, unieszkodliwić. C zytelnik reaguje śm iechem oczyszczającym, dającym siłę, przezwyciężającym ból, chroniącym przed rezygnacją i słabością. Taki śm iech je st dow odem siły narodu i społeczeństwa.