• Nie Znaleziono Wyników

Chaos of modernism and cosmos of tradition in the light of the novel ”Promised land” [Ziemia obiecana] by W. S. Reymont

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Chaos of modernism and cosmos of tradition in the light of the novel ”Promised land” [Ziemia obiecana] by W. S. Reymont"

Copied!
15
0
0

Pełen tekst

(1)

Magdalena Dziugie³-£aguna

UWM w Olsztynie

Chaos nowoczesnoœci a kosmos tradycji w Ziemi

obiecanej W³adys³awa Stanis³awa Reymonta

Chaos of modernism and cosmos of tradition in the light

of the novel ”Promised land” [Ziemia obiecana]

by W. S. Reymont

S³owa kluczowe: nowoczesnoœæ, tradycja, aksjologia szlachecko-ziemiañska Key words: modernity, tradition, noble-landowning axiology

Z ocala³ych z powstania warszawskiego listów W³adys³awa Stanis³awa Reymonta1 mo¿na pozyskaæ informacje o Ziemi obiecanej. I choæ obraz

proce-su twórczego jest niepe³ny, to jednak zezwalaj¹cy na wnikniêcie w twórcz¹ atmosferê, w jakiej rodzi³a siê powieœæ o £odzi2. Drukowa³ j¹ „Kurier

Co-dzienny” w ci¹gu 1897 i 1898 roku. Zamieszczane wówczas w prasie powieœci tworzono zazwyczaj z odcinka na odcinek, st¹d i dla pisarza by³o to zadanie doœæ obci¹¿aj¹ce. Tym bardziej ¿e i jego ambicje artystyczne mierzy³y wyso-ko. W zainteresowaniu £odzi¹, gdzie „Przez wieki niewiele siê […] dzia³o, a¿ nast¹pi³o coœ, co mo¿na okreœliæ odnalezieniem genius loci, w którym z³¹czy-³y siê wszystkie czynniki, decyduj¹ce o tym, ¿e ziemia niczyja mog³a siê staæ horyzontem ca³ej epoki”3, Reymont nie by³ odosobniony4. Artystyczne próby

oddania kulturowego kolorytu miasta spe³za³y jednak na niczym. Doœæ wy-mieniæ Wœród k¹kolu (1890) Walerii Marrené-Morzkowskiej czy Bawe³nê (1894) Wincentego Kosiakiewicza. Tekst pisarki zapomniano tak szybko,

1 Zob. B. Koc, Wstêp, w: W³. St. Reymont, Korespondencja 1890-1925, oprac. B. Koc, Warszawa 2002, s. 5.

2 Szczególnie pomocne s¹ tu listy skierowane do Heleny Chybiñskiej, Henryka Gier-szyñskiego, Ferdynanda Hoesicka, Walerego Karwasiñskiego, Jana Lorentowicza, Karola i Melanii z Neufeldów £aganowskich i W³adys³awa Rowiñskiego, którym w latach 1896-1898 napomyka³ o swej pracy nad tekstem.

3 K. Schlögel, W poszukiwaniu „Ziemi Obiecanej”, „Tygiel Kultury” 1997, nr 4, s. 11. 4 Zob. H. Karwacka, Wokó³ „Ziemi obiecanej”, „Przegl¹d Humanistyczny” 2000, nr 4, s. 33–57. Dodaæ warto, ¿e £ódŸ – jak Ameryka – mia³a swego Kolumba. W roku 1853 ukaza³ siê Opis miasta £odzi pod wzglêdem historycznym, statycznym i przemys³owym au-torstwa Oskara Flatta, którego uznano za „odkrywcê miasta”.

(2)

¿e b³êdnie wskazywano na Bawe³nê jako pierwsz¹ polsk¹ powieœæ o £odzi5.

Dlatego Reymontowski zmys³ postrzegania6 predestynowa³ pisarza do

odda-nia ³ódzkiego ¿ywio³u. Dodatkowo cel ów wzmacodda-nia³a œwiadomoœæ, ¿e dotych-czas tylko jedno miasto doczeka³o siê epickiej opowieœci. Obraz Warszawy w Lalce Boles³awa Prusa stanowi³ nie lada wyzwanie.

Korespondencja Reymonta pozwala uchwyciæ kolejne etapy pracy nad Ziemi¹ obiecan¹. W liœcie do Jana Lorentowicza z VI 1896 pisarz relacjo-nowa³:

Czyli mo¿na tak streœciæ – jeŸdzi³em, powraca³em, pisa³em i tak w kó³ko, […] Myœla³em, i¿ siê wyrwê do Pary¿a na d³u¿szy czas, jesieni¹ roku przesz³ego, potem na wiosnê – i nie mog³em, stanê³a mi na przeszkodzie £ódŸ […]. Otó¿ siedzê w niej prawie od Nowego roku, na miejscu studiuj¹c to ¿ycie tak zupe³nie, pod ka¿dym wzglêdem, odmienne od warszawskiego, i z tych postrze¿eñ mam budowaæ powieœæ7.

Wyjazd do £odzi (trwaj¹cy od III do VI 1896 roku) by³ konsekwencj¹ podpisanej z Gebethnerem i Wolffem (1895) umowy na powieœæ o „polskim Manchesterze”, która sk³oni³a Reymonta, by samemu „skonfrontowaæ cz³o-wieka z potêg¹ maszyn”8. Poci¹ga³o go to, co pierwotne, st¹d w Ziemi

obieca-nej wyrós³ nie tyle obraz „³ódzkiej Cosmopolis”, ile jej artystyczna wizja. Aby j¹ w pe³ni wyzyskaæ, zastosowa³ Reymont kontrasty, które w dwójnasób oddawa³y drastycznoœæ wielkomiejskiej egzystencji. Antynomie pozwala³y na wyraŸniejsze zderzenie nowoczesnoœci z tradycyjnym paradygmatem warto-œci. Na nich opar³ tak¿e charakterystykê bohaterów. Helenie Chybiñskiej (21 VIII 1897) donosi³, ¿e kreuje losy „s³odkiej Anki” i „niegodziwego Karola”. Celowo te¿ umieszcza³ Ankê na tle „sielsko-anielskim”, „aby to ¿ycie, w jakie ona zaraz wejdzie, ¿ycie ³ódzkie, tym mocniej siê okreœli³o”9.

Niew¹tpliwie w Ziemi obiecanej dokonuje siê zderzenie dwóch œwiatów: nielicz¹cej siê z przesz³oœci¹ nowoczesnoœci i tradycji, opartej na poszanowa-niu kultury przodków. St¹d narzucaj¹ca siê dychotomia podzia³ów: miasta i wsi, pêdu i spokoju, chaosu i harmonii, kultury i natury, etyki i amo-ralnoœci. W odczytaniu metatekstowym ujawnia siê ¿ywo dyskusja nad war-toœciami starego œwiata, trzeszcz¹cego pod naporem nowoczesnoœci (aksjo-logicznie zuniwersalizowanej10), któr¹ okreœla chaos kultury

niewykrystali-5 Tam¿e, s. 44–45.

6 Zob. B. Kocówna, Wstêp do estetyki Reymonta, „Przegl¹d Humanistyczny” 1975, nr 4, s. 10–11.

7 W. S. Reymont, List do Jana Lorentowicza (z 08.06.1896), w: tego¿, dz. cyt., s. 204. 8 Zob. B. Koc, O rêkopisach, cenzurze i warsztacie pisarskim „Ziemi obiecanej” Rey-monta, „Przegl¹d Humanistyczny” 1988, nr 7, s. 159.

9 W. S. Reymont, dz. cyt., s. 218.

10 Zob. M. D¹browski, Dyskurs interetniczny w „Ziemi obiecanej”, w: Reymont. Radoœæ i smutek czytania, red. J. Rohoziñski, Pu³tusk 2001, s. 77.

(3)

zowanej. To w istocie zderzenie wartoœci i antywartoœci (obowi¹zuj¹cych w bezwzglêdnym œwiecie materii), eliminuj¹cych jakiekolwiek oznaki ducho-woœci.

Dlatego te¿ Kazimierz Wyka zakwestionowa³ zakoñczenie powieœci. Za-sugerowana przez pisarza przemiana Karola nie przekonywa³a badacza. Amoralizm Borowieckiego przemawia³ bowiem raczej za parali¿uj¹c¹ akty-wizm melancholi¹ (zgodn¹ z definicj¹ Zygmunta Freuda) ni¿ chêci¹ dzia³ania na rzecz innych. Tymczasem wprowadzenie w¹tku Kurowa wyraŸnie ukie-runkowuje interpretacjê. Chodzi³o o ukazanie, w jaki sposób tradycja, a wiêc to, co stanowi o to¿samoœci cz³owieka, radzi sobie z nowymi zjawiskami i co z niej w starciu z tym nowym ocaleje.

Ziemia po¿¹dana, czyli nie³ad œwiata zdefiniowanego

przez nowoczesnoϾ

Ju¿ pierwsze zdanie powieœci wskazuje na dominantê kompozycyjno-tematyczn¹. Bohaterem eposu jest £ódŸ, która determinuje wszystkie aspek-ty bytu zwi¹zanego z ni¹ cz³owieka. Jest czasoprzestrzeni¹, w której dokonu-j¹ siê jego dzia³ania. Przywiod³a go bowiem w to miejsce, „hic et nunc”, midasowa ¿¹dza przemienienia pracy w bogactwo. Pragnienie to mo¿liwe jest do zaspokojenia w³aœnie w „ziemi obiecanej” opartej na toposie mityczne-go Sezamu, otwieraj¹cemityczne-go siê tylko przed tymi, którzy przyswoj¹ „regu³y” definiuj¹ce przestrzeñ bezprawia.

St¹d obraz miasta jest wielopoziomowy, odbiorca tekstu stale towarzyszy czyjemuœ wra¿eniowemu b¹dŸ wnikliwemu (diagnozuj¹co-symbolicznemu) spojrzeniu na przestrzeñ urbanistyczn¹, dla której puntem wyjœcia jest pre-zentacja ulicy:

£ódŸ siê budzi³a.

Pierwszy wrzaskliwy œwist fabryczny rozdar³ ciszê wczesnego poranku, a za nim we wszystkich stronach miasta zaczê³y siê zrywaæ coraz zgie³kliwiej inne i dar³y siê chrapliwymi, niesfornymi g³osami niby chór potwornych kogutów […].

Olbrzymie fabryki, których d³ugie, czarne cielska i wysmuk³e szyje-kominy majaczy³y w nocy […] – budzi³y siê z wolna, bucha³y p³omieniami ognisk, oddy-cha³y k³êbami dymów, zaczyna³y ¿yæ i poruszaæ siê w ciemnoœciach, jakie jeszcze zalega³y ziemiê.

Deszcz drobny, marcowy deszcz pomieszany ze œniegiem, pada³ wci¹¿ […]; bêb-ni³ w blaszane dachy i sp³ywa³ z nich prosto na trotuary, na ulice czarne i pe³ne grzêskiego b³ota, na nagie drzewa […], dr¿¹ce z zimna, targane wiatrem, co zrywa³ siê gdzieœ z pól przemiêk³ych i przewala³ siê ciê¿ko b³otnistymi ulicami miasta […]11.

11 W.S. Reymont, Ziemia obiecana, t. 1, Kraków 2002, s. 7; wszystkie cytaty pochodz¹ z tego wydania, dalej zastosowano nastêpuj¹cy zapis: Z – na oznaczenie tytu³u, cyfra rzym-ska – wrzym-skazuje tom, a arabrzym-ska odsy³a do strony, z której pochodzi cytat.

(4)

I jeszcze fragment z rozdzia³u I (tomu I):

Tysi¹ce robotników, niby ciche, czarne roje, wype³z³o nagle z bocznych uliczek, które wygl¹da³y jak kana³y czarnego b³ota, z tych domów, co sta³y na krañcach miasta niby wielkie œmietniska – nape³ni³o Piotrkowsk¹ szmerem kroków, brzê-kiem blaszanek b³yszcz¹cych w œwietle latarñ, stubrzê-kiem drewnianych podeszew trepów i gwarem jakimœ sennym oraz chlupotem b³ota pod nogami.

(tam¿e)

Oba opisy wykazuj¹ znaczne podobieñstwo, gdy¿ oparto je na rytmie nawracaj¹cej informacji o zalewaj¹cym £ódŸ potopie b³ota. Paradoksalnie – nie istnieje takie miejsce, które chroni³oby (jak arka) przed infernaln¹ czerni¹ p³ynnej ziemi bior¹cej we w³adanie przedmioty i ludzi. Ta wyraŸnie biblijna metaforyka (Pismo Œwiête jest dla Reymonta tekstem ¿ywym12) ma

na celu uwypuklenie cech zasadniczych miasta jako przestrzeni wartoœcio-wanej ujemnie. Zreszt¹ ta powtarzalnoœæ cechy (czerñ b³ota, mroku, roju ludzkiego) unicestwia przekonanie, ¿e miasto to jest efektem twórczych dzia-³añ cz³owieka. W istocie jest to bowiem miejsce wykreowane przez Adama pora¿onego pych¹ rozumu. Akordem wzmacniaj¹cym tê aurê szeolu s¹ przy-wo³ane cielska fabryk-lewiatanów – ziej¹cych ogniem stra¿ników piek³a13.

I tu wykorzysta³ Reymont biblijny topos bestii, która w kulturze ¿ydowskiej symbolizuje – co istotne – „Chaos pierwotny”. Œpi¹cy – na dnie morskim – a zbudzony Lewiatan, zagra¿a porz¹dkowi œwiata istniej¹cego14. Tote¿

monstra, przywo³ane w opisie, wzmacniaj¹ wizjê kresu starego œwiata (wy-wiedzionego z poszanowania praw natury i cz³owieka), przeciw któremu wystêpuje cywilizacja maszyn.

Dodatkowo to poczucie wynaturzenia przestrzeni wzmaga sensualne jej doœwiadczenie (tak¿e wrogie cz³owiekowi). Zaatakowane zmys³y parali¿uj¹ postrzeganie. Ciemnoœci zalegaj¹ce miasto nie ust¹pi³y, ale £ódŸ ju¿ zrywa siê do ¿ycia, ur¹gaj¹c naturalnym prawom. St¹d w kontekœcie losów bohate-rów sukcesywnie zanika nadzieja, ¿e inferno to doczeka siê os¹du jak upad³y Babilon. W bezradnoœci cz³owiekowi pozostaje ju¿ tylko przekleñstwo – oto rozmowa Borowieckiego z wdow¹ po zmia¿d¿onym robotniku (czyli Conra-dowskie docieranie do „j¹dra ciemnoœci”):

– Czemu nie wrócicie na wieœ, do domu?

– Wrócê kiej mi tylko zap³ac¹ za ch³opa, to juœci, ¿e wrócê, a niech tam to miasteczko £ódŸ mór nie minie, niech j¹ ta ogieñ spali, niech ich tam Pan Jezus niczegoj nie ¿a³uje, coby wszystkie wyzdycha³y, co do jednego.

12 Zob. D. Bieñkowska, Literatura piêkna jako element stylizacji jêzykowej w twórczoœci W³adys³awa Reymonta, „Prace Polonistyczne” 1983, seria XXXIX, s. 315.

13 Do symboliki miasta-lewiatana do³¹czany jest obraz greckiego Uroborosa, wê¿a zja-daj¹cego w³asny ogon, identycznie w tradycji ¿ydowskiej przedstawiany jest Lewiatan; zob. W. Rusinek, Czas maszyn. Czas niepoprawnych g³upców, „Kresy” 2005, nr 1/2, s. 216.

(5)

– Cicho b¹dŸcie, nie macie za co przeklinaæ – szepn¹³ nieco podra¿niony. – Ni mam za co? – wykrzyknê³a zdumiona, podnosz¹c na niego blad¹, brzydk¹, przegryzion¹ przez nêdzê twarz […]. – A to, wielmo¿ny panie, my na wsi byli tylko komorniki […]. Myœwa ¿yli z wyrobku ino, ale zaw¿dy cz³owiek mieszka³ po ludzku […], a tutaj co? Harowa³ nieborak od œwitu do nocy i jeœæ nie by³o co, ¿yliœmy kiej te dziady ostatnie, a nie kiej krzeœcianie, kiej psy, a nie kiej gospodarze poczciwi.

(Z I 20)

Karol nie czuje siê komfortowo. Wie, ¿e za rozmówc¹ przemawia praw-da. Dlatego ta jego pañska „uczuciowoœæ” nie ostoi siê wobec argumentów podnoszonych po stronie pokrzywdzonych, którzy w niekoñcz¹cych siê godzi-nach rozpaczy zdefiniowali ów ³ódzki œwiat na opak. Tu mordercza praca rodzi tylko zatrute owoce, zamiast obfitych plonów niesie przekleñstwo wszelkiemu istnieniu.

Negatywny fenomen £odzi potwierdza siê tak¿e w przestrzennym uk³a-dzie jej ulic, niwecz¹cym urbanistyczn¹ tradycjê. Miasto bowiem – wci¹¿ rozsadzaj¹ce swe granice – wykazuje podobieñstwo do amerykañskich cities wyros³ych w stepie, choæ bli¿sze kulturowo s¹ tu „tradycje” syberyjskiego siedliska, tworzonego wprost w dzikiej przestrzeni15, niepowi¹zanej z innymi

oœrodkami cywilizacyjnymi. St¹d zabrak³o w £odzi œrodka, który oddaj¹c kszta³t otaczaj¹cego cz³owieka uniwersum, zaspakaja³by „potrzebê mityczne-go centrum jako sakraln¹ i antropologicznie konieczn¹”16. Przywo³ana

w cytatach Piotrkowska geometryzuje miasto, a odchodz¹ce od niej ulice-promienie nie spe³niaj¹ swych zadañ: nie os³abiaj¹ dŸwiêków czy si³y wiatru. Ów przecz¹cy tradycji uk³ad przestrzenny ³ódzkiego molocha znalaz³ nawet odbicie w powiedzeniu, ¿e £ódŸ w zamian serca posiada szyjê17.

Szybkoœæ, z jak¹ miasto powstaje, wp³ywa znacz¹co na groteskow¹ kre-acjê przestrzeni. Tu¿ obok siebie bytuj¹ pa³ace milionerów („Pociejów milio-nerski” Zuckerów) i nêdzne nory robotników. Buduje siê w pêdzie i wzd³u¿ g³ównej arterii miasta. Umieraj¹ca przyroda, nêdza, brzydota to oznaki œwiata bez Boga. Odbiorca poznaje fabryki, pa³ace, rudery, wêdruje na cmentarz wraz ze szcz¹tkami Bucholca, lecz nie do koœcio³a. £ódŸ czyni niemo¿liwym prze¿y-cie sfery sacrum. Wszystko, co cz³owieka duchowo wywy¿sza, to miasto w nim uœmierca. To nie Dekalog wyznacza horyzont ludzkich dzia³añ, lecz cynizm, w którym upatrywaæ mo¿na podstawy wartoœci, a w³aœciwie antywartoœci:

A co go obchodzi³o [Dawida Halperna, przyp. M.D.£.], ¿e ta £ódŸ by³a brudna, Ÿle oœwietlona, Ÿle zabrukowana, Ÿle zabudowana, ¿e domy wali³y siê corocznie na g³owy mieszkañców, ¿e w bocznych ulicach w bia³y dzieñ zarzynali siê ludzie

15 Zob. P.O. Scholz, Ikonologia i hermeneutyka „ziemi obiecanej”, „Tygiel Kultury” 2003, nr 1/3, s. 14.

16 Tam¿e, s. 11.

17 Zob. M. Popiel, Od topografii do przestrzeni mitycznej. Analiza przestrzeni w „Ziemi obiecanej” Reymonta, „Pamiêtnik Literacki” 1979, z. 4, s. 90.

(6)

scyzorykami! O takich g³upstwach nie myœla³, jak i nie myœla³ o tym, ¿e tutaj tysi¹ce ludzi mar³o z g³odu, ¿e tysi¹ce ludzi gni³o w nêdzy, ¿e tysi¹ce ludzi walczy³o ca³ym wysi³kiem o nêdzny byt i ¿e ta walka cicha i straszna przez swoj¹ ustawicznoœæ, walka prowadzona nawet bez nadziei zwyciêstwa z¿era³a wiêcej ludzi rocznie niŸli najgroŸniejsze epidemie.

(Z I 208)

Prostytucja, oszustwa, wyzysk to dzia³ania maj¹ce w pogardzie cz³owie-ka, który w £odzi staje siê towarem o zadziwiaj¹co niskiej cenie. Choroby tocz¹ce organizm miasta18 wynikaj¹ z rozpadu wartoœci, wraz z którymi

usuniêto wszelkie autorytety. Moralnoœæ, wsparta na dychotomicznym po-dziale na dobro i z³o, nie istnieje, bo te¿ i cele stawiane do realizacji nie s¹ drog¹ duchowego rozwoju cz³owieka. Potwierdzeniem takiej postawy jest credo Stacha Wilczka, odrzucaj¹cego moralnoœæ wywiedzion¹ z domu wiej-skiego organisty:

Opinia, etyka, uczciwoœæ! Kto siê z tym w £odzi liczy³!

Komu tutaj podobne g³upstwa mog³y przychodziæ do g³owy! Co wreszcie jest ta uczciwoœæ!

Czy by³ uczciwym Bucholc? Któ¿ siê o to pyta³! Pytano siê tylko, ile zostawi³ milionów!

Mieæ miliony, czuæ je w swoim rêku, otoczyæ siê nimi, panowaæ nad nimi. (Z I 232)

ród³em „namiêtnoœci dzia³ania” bohatera jest nies³abn¹ca niechêæ do urz¹dzeñ œwiata, które tak hierarchizuj¹ relacje miêdzyludzkie, ¿e zmuszaj¹ do ugiêcia karku przed dziedzicem kurowskiego dworu. W £odzi podobna obyczajowoœæ nie wi¹¿e Wilczka i choæ nie ma odwagi na jawn¹ wrogoœæ wobec Karola, to jest to tylko kwestia czasu. Formy s¹ ju¿ tylko mask¹ skrywaj¹c¹ twarz bezwzglêdnego amoralisty. Wilczka, Leona Cohna, Bum-Buma ³¹czy horyzont ich dzia³añ, maj¹cy za podstawê nihilistyczn¹ konsta-tacjê Fiodora Dostojewskiego, ¿e „Jeœli nie ma Boga, to mo¿na wszystko”.

Tê atmosferê zetla³ej moralnoœci podkreœlaj¹ sceny zbiorowe: w teatrze, w restauracji hotelu „Victoria”, na pogrzebie Hermana Bucholca (Lucy i Karol romansuj¹cy tu¿ pod bokiem odprowadzanych zw³ok, co wspó³tworzy jak¹œ upiorn¹ aurê tanatofilii). Przekraczane s¹ granice tabu, a nakazane postawy jak szacunek dla zmar³ych, zaniechanie przemocy, wyeliminowanie zwierzêcej seksualnoœci – cynicznie odrzucane – wieszcz¹ upadek starej kul-turze. Zamiast poszanowania jest kupczenie cia³em, które degraduj¹co prze-mienia je w towar (Koz³owski drêcz¹cy na ulicach kobiety, Kessler zmuszaj¹cy robotnice do nierz¹du). Dlatego mêskie rozmowy, prowadzone w przestrzeni restauracji, demaskuj¹ „znawców”:

18 Zob. J. Detko, Temat wielkiego miasta w twórczoœci ¯eromskiego i Reymonta, w: ¯eromski i Reymont, red. ten¿e, Warszawa 1978, s. 154.

(7)

– Bum-Bum, chodŸ no pan do nas! – krzykn¹³ Leon.

– Jak siê pan ma, jak¿e zdróweczko, jak¿e interesiki! – wykrzykiwa³, œciskaj¹c mu rêkê.

– Dziêkujê, bardzo dobrze. Przywioz³em dla pana specjalnie z Odessy coœ – wyj¹³ z pugilaresu rysunek pornograficzny i poda³.

Bum-Bum poprawi³ obu rêkami binokle, wzi¹³ rysunek i zanurzy³ siê w nim ca³y z luboœci¹. Twarz mu poczerwienia³a, mlaska³ jêzykiem, oblizywa³ swoje sine, opadniête wargi, trz¹s³ siê ca³y z zadowolenia.

(Z I 28)

Dlatego ten œwiat, pêdz¹cy na z³amanie karku w zaspakajaniu egoistycz-nych ¿¹dz, to u³uda Mai, pod któr¹ kryje siê pora¿aj¹ca otch³añ pustki. Tê obrazuj¹ wra¿enia Borowieckiego po sobotnim wieczorze uciech:

Wypadki dzisiejszej nocy: teatr, lo¿e, Lucy, knajpa, telegram, Moryc i Baum, prze-wija³y mu siê przez mózg w poszarpanych mg³awicach i przechodzi³y, pozostawiaj¹c po sobie nudê i znu¿enie.

(Z I 63)

Nieharmonijna œwiadomoœæ Karola odbija jak zwierciad³o chaos ³ódzkie-go ¿ycia zaprzeczaj¹cy ludzkiej przyzwoitoœci, a w szerszym planie: cz³owie-czeñstwu w ogóle. To obraz egzystencji pozbawionej oparcia w chrzeœcijañ-skiej wierze, rzymskim prawie i greckiej filozofii. Borowieckiego na krótko tylko wyrwie z apatii list z Kurowa, by ujawniæ ze zdwojon¹ moc¹ jego bezwzglêdne obrachunki. W przestrzeni £odzi Karol szybko odkrywa, ¿e nie Anki mu potrzeba. Tworzenie wiêzi z kobiet¹, jakieœ zobowi¹zania, które znacz¹co os³abiaj¹ w walce z przeciwnikiem bezwzglêdnym (konkurencja przemys³owa), bo tych obci¹¿eñ nieposiadaj¹cym – jak to artyku³uje w roz-mowie z Wysock¹ – s¹ œwiadomie przez bohatera odrzucane. Von Borowiecki œni sen o potêdze milionów i w drodze do niej bezwzglêdnie unicestwi tê mi³oœæ.

Tote¿ najwy¿szym „osi¹gniêciem” £odzi jest wykreowanie postawy amo-ralnoœci. Tzw. „Lodzermenscha” charakteryzuje brak buduj¹cej aksjologii. Najlepiej tê pró¿niê ujawnia jêzyk, jakim porozumiewa siê „³ódzki cz³owiek”. Oto k³ótnia Moryca z Baumem:

– Nie gadaj, Maks, g³upstw. Tu chodzi o pieni¹dze. Tu chodzi, ¿ebyœ nie wy-je¿d¿a³ z tymi oskar¿eniami publicznie, bo to naszemu kredytowi mo¿e zaszko-dziæ. My mamy za³o¿yæ fabrykê we trzech; my nic nie mamy, to my potrzebuje-my mieæ kredyt i zaufanie u tych, co go nam dadz¹. My teraz potrzebujepotrzebuje-my byæ porz¹dni, mili, dobrzy. Jak ci Borman powie: „Pod³a £ódŸ”, to mu powiedz, ¿e jest cztery razy pod³¹ – jemu trzeba przytakiwaæ, bo to gruba fisz. A coœ ty o nim powiedzia³ do Knolla? ¯e jest g³upi cham. Cz³owieku on nie jest g³upi, bo ze swojej mózgownicy wyci¹gn¹³ miliony, on te miliony ma, a my je tak¿e chcemy mieæ […].

(8)

Czy rzeczywiœcie toczy siê tu tylko spór o sformu³owania czy rzeczy fundamentalne, poniewa¿ jêzyk winien byæ wyk³adni¹ Prawdy. W przytoczo-nym fragmencie nastêpuje odwrócenie tej tendencji: mowa ma byæ przestrze-ni¹ ukrycia. Dialog ów, nosz¹cy znamiona groteski, oddaje jêzyk œwiata w rozpadzie. Trzech rozmówców: Polaka, ¯yda i Niemca, których ostatecznie rozdzieli dyskurs interetniczny19, ³¹czy jednak w sytuacji wyjœciowej jêzyk

³ódzkiej aksjologii, gdy¿ to cel zdobycia milionów ukierunkuje ich dzia³ania. St¹d z mówienia uczyni¹ narzêdzie komunikacyjne, spod którego nie wy-mknie siê ¿aden gest przeciwstawienia siê z³u. Oszukiwanie – wed³ug Welta – definiowane jest jako mowa silniejszego, gdy¿ sprawniej poruszaj¹cego siê w œwiecie wyja³owionym z humanizmu. Natomiast Borowieckiego ten jêzyk maski zawiedzie na aksjologiczne bezdro¿a. Zbyt póŸno po³apie siê, ¿e bogac-two, choæ wygasi ¿¹dzê posiadania, zaoferuje w zamian jedynie gorycz g³odu duszy (Karol jako w³aœciciel fabryki Müllera).

W przestrzeni £odzi jêzyk siê wulgaryzuje, poniewa¿ zjawiska, które nazywa, s¹ przejawem rozk³adu norm. W tym przypadku mowa jest odbi-ciem antywartoœci. Tak wiêc konwersacja Koz³owskiego z Borowieckim, któ-rego w jakimœ stopniu i fascynuj¹, i odra¿aj¹ wypowiedzi rozmówcy (numino-sum?20), definiuje de facto zjawiska wspó³czesnoœci bêd¹cej cywilizacj¹

œmierci dla ludzkiej duchowoœci: – Có¿ to oznacza?

– Tandetê, panie, trotuarow¹ facetkê, a w najlepszym razie wystrojonego parzy-gnata. To mnie dobi³o. Nie przedstawia ju¿ dla mnie ¿adnego interesu. Obejrza-³em j¹ po raz ostatni, musia³a siê obraziæ, bo opuœci³a sukniê w b³oto i przesz³a na drug¹ stronê ulicy.

(Z I 117)

Jêzyk charakteryzuje interlokutorów, tote¿ Karol wysnuwa podejrzenie, ¿e Koz³owski to sutener, „robi¹cy w damskim interesie”. Wulgaryzmy nie-w¹tpliwie ujemnie wartoœciuj¹ opisywan¹ rzeczywistoœæ, ale niekiedy i Boro-wieckiego, w jego cynicznym obrachunku z miastem, dotyka brutalnoœæ sfor-mu³owañ. I nie dlatego, ¿e w £odzi jêzyk trywializuje siê z braku obyczaj-noœci, ale dlatego, i¿ jest on refleksem doœwiadczonego z³a, narzêdziem odwe-tu na wrogu z jednej strony (np. pomsodwe-tuj¹cy nêdzarze), a z drugiej, mówienie jest form¹ tortury u¿ywan¹ z upodobaniem np. przez sadystycznego Buchol-ca. Geniusz kata podsuwa mu wyrafinowane narzêdzia, m³oty s³ów mia¿d¿¹ce

19 Zob. M. D¹browski, dz. cyt., s. 61–66.

20 Numinosum jest „czymœ niepoznawalnym. Mo¿na […] powiedzieæ tylko, ¿e jest si³¹, która oddzia³ywa na cz³owieka, napawa go przera¿eniem i lêkiem, a równoczeœnie poci¹ga go i zniewala” (J. Keller, Rudolf Otto i jego filozofia religii, w: R. Otto, Œwiêtoœæ. Elementy irracjonalne w pojêciu bóstwa i ich stosunek do elementów racjonalnych, prze³. B. Kupis, Warszawa 1968, s. 19. Cyt. za M. Zaczyñski, „Niemoc serdeczna”. O cz³owieku w „Próchnie” W. Berenta, w: Studia o Berencie, red. J. Paszek, Katowice 1984, s. 22-23).

(9)

skorupê obojêtnoœci Borowieckiego powo³an¹ w obronie przed œwiadomoœci¹, ¿e cz³owiek jest z³y:

Karol czyta³ list zaczynaj¹cy siê od s³ów: „Herszcie z³odziejów ³ódzkich” – prze-chodzi³ ca³¹ skalê kl¹tw i wymyœleñ, z których naj³agodniejsze brzmia³y: „œwinio niemiecka, ³otrze, zbrodniarzu, pijawko, psie pod³y kartoflarzu” – a koñczy³ siê takim frazesem: „Jeœli ciê pomsta boska minie, to ciê kara ludzka nie minie, ty pod³y psie i drêczycielu”. […]

– Wie pan prezes, ¿e ja ju¿ mam dosyæ, ju¿ mi obrzyd³o.

– Czytaj pan, napij siê pan szaflikiem ca³ym tych zgrzêz ludzkich, to dobrze robi na otrzeŸwienie. To nale¿y do psychologii £odzi i waszego niedo³êstwa.

(Z I 73)

Niew¹tpliwie obraz £odzi, oparty na niedaj¹cym siê okie³zn¹æ ¿ywio³o-wym pêdzie, zawiera cechy dionizyjskoœci. To miasto jest jak „dzika nieokre-œlonoœæ, chaotycznoœæ i nieokie³znanie”. £ódŸ to w istocie wspó³czesne dioni-zja, wyrastaj¹ce z doznania œwiata jako chaosu, pe³nego sprzecznoœci i dramatyzmu. Dlatego w ocenie Reymonta nowoczesnoœæ nie oznacza zja-wisk pozytywnych (jak postêp), niesie bowiem za sob¹ negacjê tego, co cz³o-wieka harmonizuje i uwznioœla. Definiuj¹c go poprzez antywartoœci œwiata materii, pozbawionego przejawów duchowoœci, degraduje go. „¯ycie w krêgu cywilizacji industrialnej jest […] dla Reymonta objawem dewiacji, odchyle-niem od natury; tym samym zaœ – odchyleodchyle-niem od wartoœci”21. Nowoczesnoœæ

bowiem czêsto jest postrzegana jako „utrata albo degradacja”22. Tote¿ w swej

negacji: „Wielkim metropoliom kapitalistyczno-przemys³owym wieœci³ on nie-raz katastroficzn¹ zag³adê. Snu³ wizje o tym, w jaki sposób w niebywa³ej katastrofie runie i zginie Nowy York”23. Daje siê zatem zauwa¿yæ w ocenie

Reymonta ambiwalencjê: nie sposób wyeliminowaæ nowoczesnoœci, chocia¿ dostarcza ona negatywnych doœwiadczeñ i unicestwia tradycjê, która z kolei buduje silne poczucie to¿samoœci i zakorzenienia.

£ad dworu w Kurowie jako œwiat tradycji

Jak ju¿ zauwa¿ono na wstêpie, autor Ch³opów chêtnie siêga³ po kontra-sty, szczególnie gdy chodzi³o o zderzenie ze sob¹ pojêæ antytetycznych. Tote¿ tom II otwieraj¹ sceny rozgrywaj¹ce siê w ziemiañskim dworze, które wobec zakoñczenia czêœci I (bêd¹cego artykulacj¹ ¿¹dz Wilczka) wybrzmiewaj¹ szczególnym akordem. St¹d portret ziemiañskiego dworzyszcza zdominowa³y

21 R. Nycz, Dwa pejza¿e Reymonta, „Pamiêtnik Literacki” 1974, z. 3, s. 76.

22 Zob. Ch. Taylor, Trzy bol¹czki, w: tego¿, Etyka autentycznoœci, przek³. A. Pawelec, Kraków 1996, s. 9.

23 K. Wyka, „Potêga ¿ywio³owa prawie”, w: Literatura polska i rosyjska prze³omu XIX/ /XX wieku, red. H. Filipkowska, R. Górski, W. Kie³dysz, W. Witt, Warszawa 1978, s. 28.

(10)

dwie cechy: arkadyjskoœæ i kres. Dwór w Kurowie oparto bowiem na toposie loci amoeni, tak wiêc ka¿dy element tej przestrzeni, fizycznej czy symbolicz-nej, niesie za sob¹ harmoniê. Status dworu jest zatem szczególny. To feno-men kulturowy wyros³y ze œcis³ego zwi¹zku cz³owieka ze œwiatem natury. Dlatego atrakcyjnoœæ tego miejsca podkreœla przyroda w pe³ni rozkwitu:

Ze wszystkich stron zrywa³y siê hymny, œpiewane z upojeniem w tê noc wiosen-n¹, pe³n¹ czaru nieopowiedzianego, krzyków g³êbokich, œpiewów, drgañ ledwie odczutych i mi³oœci. […]

A chwilami milkn¹³ œwiat i robi³a siê cisza tak g³ucha a przeogromna, ¿e s³ychaæ by³o kapanie rosy sp³ywaj¹cej z liœcia na liœæ i be³kot rzeczu³ki za dworem, i jakby g³êboki oddech ziemi.

(Z II 248)

Ów œwiat natury nie jest harmoni¹ dla kogoœ, kto zatraci³ swe korzenie lub ich nie wykszta³ci³, poniewa¿ pochodzi z obcego œrodowiska. Maks, który przyje¿d¿a do Kurowa, postrzega przepojon¹ panerotyzmem naturê jako dra¿ni¹co niepokoj¹c¹, gdy¿ nie zna takiego jêzyka, który da³by mu moc zrozumienia zjawisk, jakich jest niewdziêcznym obserwatorem:

Ca³a ziemia we wszystkich g³osach œpiewów […], we wszystkich têtnach roœlin i tworów, we wszystkich skrzeniach blasków i promieniowañ, we wszystkich zapachach przenikaj¹cych powietrze – sk³êbia³a siê w przeogromny, nabrzmia³y ¿¹dz¹ mi³oœci wir, który porwany jakby rozszaleniem tej wiosennej nocy i po¿e-raj¹c¹ têsknot¹ wiecznoœci, rzuca³ siê na oœlep w objêcia bezdni, zewsz¹d roz-wartej, ciemnej, b³yszcz¹cej zimn¹ ros¹ gwiazd i miliardami s³oñc i planet, g³uchej, tajemniczej, strasznej.

(tam¿e)

Tymczasem mikrokosmos Kurowa zostaje w³¹czony w makrokosmos Wszechœwiata, bêd¹c czêœci¹, symbolizuje jego ca³oœæ, gdy¿ prawa porz¹dku-j¹ce rytm jego ¿ycia s¹ identyczne zarówno w przestrzeni dworu, jak i prze-strzeniach miêdzyplanetarnych, wype³nionych po brzegi ¿yciem i œmierci¹. Dlatego w obrazie Kurowa kontrastuj¹ ze sob¹ rozkwit roœlinnoœci i zamiera-nie ludzkiej egzystencji (jak np. ksi¹dz Liberat obcuj¹cy ze zmar³ymi czy pan Adam do¿ywaj¹cy swych dni).

Za ten obraz œwiata-ogrodu odpowiada Stwórca, a cz³owiek w nim osa-dzony, od chwili narodzin a¿ do œmierci, bie¿y drog¹ twórczego znoju. Dlate-go Anka z takim niepokojem myœli o ¿yciu w £odzi, gdy¿ przeczuwa wizjê egzystencji ja³owej, pozbawionej porz¹dkuj¹cego kontekstu natury i Boga. W Kurowie wype³nia swe role gospodyni, córki, narzeczonej, chrzeœcijanki, które hierarchizuj¹ relacje miêdzyludzkie, ale tak¿e nadaj¹ sens wykonywa-nym tu pracom. Przestrzeñ dworu jest niew¹tpliwie nacechowana pozytyw-nie, poniewa¿ jest miejscem, w którym nie tylko ¿yje siê wedle wartoœci, ale siê je tworzy. I co prawda Anka nie wyrzeknie siê swoich norm w £odzi, ale ich realizacja zostanie zawê¿ona jedynie do nowego domu i fabryki Karola.

(11)

O stwarzaniu aksjologii nie mo¿e byæ mowy w drapie¿nej atmosferze ³ódzkie-go molocha.

Goszcz¹cy we dworze Maks jest szczególnie wyczulony na tê jego atmos-ferê swojskoœci, któr¹ definiuje jako „¿ycie dziwnie spokojne, dziwnie proste i takie jakieœ wy¿sze” (Z II 242). Tote¿ dotknie go do ¿ywego poœpiech Karola, którego „pañszczyzna” uczuæ, wynikaj¹ca z ról narzeczonego i syna, pora¿a nud¹ tak dog³êbnie, ¿e ci¹¿y ju¿ tylko jak przys³owiowe m³yñskie ko³o. Karol œwiadomie zatraca tê wy¿sz¹ aksjologiê, ale wraz z ni¹ traci równie¿ spokój duszy. Dlatego przynosi ze sob¹ do Kurowa niepokój, który stara siê okie³-zn¹æ ironicznym dystansem wobec bliskich sobie (niegdyœ) ludzi.

Harmonia pejza¿u Bo¿ego œwiata wywiera znacz¹cy wp³yw na mieszkañ-ców dworu, tworz¹c duchowoœæ pe³n¹ ³adu. St¹d piêkno Anki, które tak hipnotycznie oddzia³uje na Bauma, jest znacznie g³êbsze ni¿ tylko uroda m³odej kobiety. Anka jest osi¹ tego œwiata, ka¿de jej dzia³anie jest ziarnem dobra rzuconym na glebê ludzkiej duszy spragnionej pomocy. Tote¿ jej relacje z mieszkañcami pobliskiego miasteczka opieraj¹ siê na wdziêcznoœci i sza-cunku. Oto reakcja ch³opów na spotkanych przed koœcio³em pañstwa z dworu:

Grupy ch³opów w cajgowych kapotach i w czapkach ze œwiec¹cymi daszkami i kobiet wiejskich w jaskrawych chustkach i we³niakach – k³ania³y siê im uni¿e-nie, ale przewa¿aj¹ca czêœæ t³umu, z³o¿ona z robotników fabrycznych przyby³ych na œwiêta do rodzin, sta³a twardo i wyzywaj¹co patrzy³a na „fabrykantów”, jak ich nazywano.

Ani jeden kapelusz siê nie uchyli³ przed Karolem, chocia¿ poznawa³ twarze wielu robotników z dawnego swego oddzia³u u Bucholca.

Tylko do Anki czêsto podchodzi³y kobiety, ca³owa³y j¹ po rêkach lub – jak niektóre – podawa³y tylko rêkê i zamienia³y po s³ów kilka.

(Z II 258)

Ten ³ad œwiata oparty jest na rytmie zamieraj¹cej i odradzaj¹cej siê natury (rozumianej jako przestrzeñ bliskoœci Boga i przyrody24), ale wy¿szy

jego porz¹dek wnosi majestat Boskiego Kreatora. St¹d wobec Zielonych Œwi¹tek staj¹ nawet fabryki £odzi. Zarobkuj¹cy w nich robotnicy jeszcze pamiêtaj¹, ¿e s¹ czêœci¹ wy¿szej wspólnoty, daj¹cej si³ê do zmierzenia siê ze z³em œwiata. Tote¿ ofiarê Mszy œwiêtej pragn¹ prze¿yæ z rodzinami, w prze-strzeni wiejskiego koœcio³a. Wobec chaosu degraduj¹cego wartoœæ cz³owieka w £odzi, to duchowe prze¿ycie scala ich i umacnia, a tak¿e oczyszcza. Oto obraz procesji, w której bior¹ udzia³:

Umilkli wszyscy, bo przy odg³osie dzwonów bij¹cych powa¿nie i œpiewów ca³ego ludu procesja wysz³a z koœcio³a i niby d³ugi w¹¿ o czerwonej g³owie baldachimu, pod którym szed³ ksi¹dz, wysuwa³a siê z wielkich drzwi i migota³a

24 A. Budrecka, Zagadnienie natury i cywilizacji w twórczoœci Reymonta, „Prace Poloni-styczne” 1968, seria XXIV, s. 56.

(12)

³usk¹ czerwonych, ¿ó³tych i bia³ych ubiorów kobiet, popstrzonych czarnymi ka-potami ch³opów i z³otymi p³omykami œwiec zapalonych, pe³z³a pomiêdzy szarymi murami koœcio³a zielonym wa³em brzezin i okrêca³a d³ugim cia³em koœció³.

(Z II 256)

Uruchamia siê tu symbolika ko³a: wierni oplataj¹ niby-pierœcieniem mury domu Bo¿ego, który wznosi siê jak twierdza broni¹ca i broniona jedno-czeœnie przed chaosem œwiata. Tote¿ prze¿ycie Transcendencji jest osi¹, któ-ra wyznacza kierunek ludzkiego ¿ywota, jest jego pocz¹tkiem i koñcem jed-noczeœnie. Anka ma tê œwiadomoœæ, ¿e Bóg dzia³a scalaj¹co, dlatego te¿ nie pozwoli na wyjazd Karola bez wspólnego uczestnictwa w œwi¹tecznej mszy. Jednak to, co dla niej jest prze¿yciem duchowym, dla Borowieckiego jest przestrzeni¹ interesu (umowy z Wilczkiem), form¹ bez treœci.

Drug¹ jednak cech¹ ziemiañskiego dworu jest jego koniec. Dlatego te¿ Kurów mo¿e byæ emblematem kruchoœci ludzkich dokonañ. W kontekœcie tego rozgrywaj¹cy siê dramat kresu ziemiañskiego bytu jest odwetem natury powziêtym na kulturze. St¹d ostatni to ju¿ obiad w gronie przyjació³ i rodzi-ny. Stary pan Adam i Anka nie doczekaj¹ ¿niw na w³asnej ziemi, a £ódŸ przyniesie im tylko gorzkie owoce ludzkiej nienawiœci jako plon ¿ycia w hañbie (zniszczenie fabryki Borowieckiego przez Zukera). Kurów przechodzi w rêce sprytnego ch³opa i choæ to na razie dzier¿awa, to proces jego utraty ju¿ siê rozpocz¹³. Brak prawowitych w³aœcicieli jest œmierci¹ dla tego miejsca, gdy¿ aksjologiczna jego wartoœæ nie bêdzie oddzia³ywa³a na obc¹ œwiadomoœæ, nie-zakorzenion¹ w kulturze ziemiañskiej. Ale i zamieszkanie ch³opskich potom-ków we dworze jest niebezpieczne, gdy¿ odciêcie siê od w³asnych korzeni i przybranie maski pana (co doskonale ujawnia Pa³ac Wies³awa Myœliwskie-go) zafa³szowuje egzystencjê i prowadzi do utraty to¿samoœci.

Z obrazu Kurowa, bêd¹cego szczególn¹ form¹ kultury rustykalnej, która wyrasta ze œcis³ego sojuszu pomiêdzy cz³owiekiem a natur¹, daje siê wy-chwyciæ pozytywna ocena tego œwiata przez Reymonta. By³ on przecie¿ tra-dycjonalist¹, a do tego cz³owiekiem zwi¹zanym z wsi¹ mocnymi wiêzami. Tote¿ opuszczenie dworu przez „s³odk¹ Ankê” nacechowane jest g³êbokim smutkiem. Kobieta traci gniazdo rodzinne, a w £odzi doœwiadczy cierpienia bezdomnoœci.

Tradycja zmodyfikowana, czyli oswojenie

„ziemi obiecanej”

Dyskusja nad aksjologi¹ ziemiañsk¹ nie koñczy siê wraz z I rozdzia³em tomu II. Ci¹g dalszy rozgrywa siê w przestrzeni ³ódzkiego uroborosa, do którego œci¹gaj¹ „niedobitki szlachectwa”, poszukuj¹ce miejsca dla siebie. To nowoczesne miasto przera¿a ich nie tylko ze wzglêdu na nêdzê, zbrodniê, tygiel narodowoœciowy, ale tak¿e z powodu zanegowania wartoœci. Dlatego

(13)

ów dyskurs ma charakter fundamentalny, dotyczy bowiem pojêcia cz³owie-czeñstwa sensu largo. I choæ ten nowy œwiat nie prosi o wskazanie mu kierunku rozwoju, ale sam go narzuca (niszcz¹c jak barbarzyñca ka¿dy prze-jaw starego porz¹dku), to jednak pewne jego elementy zostan¹ ocalone. Dla-tego konwersacja Wysockiej z Borowieckim to z jednej strony mia¿d¿¹ce dla tradycji zderzenie siê z materializmem œwiata, z drugiej zaœ uœwiadomienie mechanizmu dziedziczenia po przodkach, na który przyjdzie jeszcze czas:

Borowiecki uœmiechn¹³ siê zjadliwie i tr¹caj¹c palcem w star¹, zardzewia³¹ zbrojê, stoj¹c¹ pomiêdzy oknami, rzek³ prêdko i dobitnie:

– Trupy. Archeologia ma swoje miejsce w muzeach; w ¿yciu dzisiejszym nie ma czasu na zajmowanie siê upiorami.

– Pan siê œmieje! Wy wszyscy siê œmiejecie z przesz³oœci, zaprzedaliœcie duszê z³otemu cielcowi. Tradycjê nazywacie trupami, szlachectwo przes¹dem, a cnotê zabobonem œmiesznym i godnym politowania.

(Z II 291)

Ów dramat toczy siê na wy¿szym poziomie ni¿ tylko zaspokojenie ego-istycznych ¿¹dz, dotyka bowiem kwestii przetrwania tego, co zwyk³o okreœlaæ siê: kwintesencj¹ ducha narodu. Wysocka czuje w³asn¹ bezsilnoœæ wobec brutalnego nieliczenia siê z kultur¹ przodków, na któr¹ sk³adaj¹ siê wieki prawoœci i mêstwa, honoru i odwagi. St¹d te¿ dyskredytuj¹cy œmiech Boro-wieckiego jest w istocie form¹ uciszenia samego siebie. Nie odmawia on racji kobiecie, tyle ¿e w £odzi nale¿y o tych prawdach jak najszybciej zapomnieæ. Dlatego miasto obna¿a cynizm Karola i jego brutalnoœæ, z jak¹ oprowadza Ankê po krêgach tego dantejskiego piek³a, nie oszczêdzi jej nawet zdrady. Jeszcze siê t³umaczy z za¿y³oœci z Mad¹, ale coraz trudniej ukrywaæ mu irytacjê, nerwowoœæ zmys³ów podra¿nionych przez kochanki. Tote¿ odkrycie prawdy przez Ankê bêdzie bolesne, ale nieuniknione, gdy¿ ka¿dy przejaw tego dawnego i godnego ¿ycia – a ona jest jego ikon¹ – podsyca w nim poczucie winy, któr¹ wygasza ironicznym komentarzem nad aksjologicznym truch³em.

Dla Anki £ódŸ jest nêdzn¹ imitacj¹ godnego ¿ycia, bo to, które tak bezwstydnie toczy siê na oczach wszystkich jest k³amstwem, uzurpuj¹cym sobie prawo do zajêcia przestrzeni Prawdy. Dlatego stopniowo umiera w niej ufnoœæ i mi³oœæ do Karola. Punktem kulminacyjnym tej œmierci uczuæ jest po¿ar fabryki. Chaos, który bezpardonowo zagarnia œwiat Anki, zmobilizuje j¹ do ostatniej ju¿ walki o jego dawny kszta³t, czyli w istocie to bój o warto-œci. Œmieræ pana Adama, jej w³asna choroba to etapy konieczne dla jej rozwo-ju duchowego: wykuty w cierpieniach duch wstêpuje na wy¿szy poziom œwia-domoœci. Dlatego, choæ Anka wiele traci w starciu z £odzi¹, to nie przegrywa. Chroni j¹ przed klêsk¹ mocny krêgos³up moralny ukszta³towany w arkadyj-skim Kurowie. I choæ tej aksjologii nie da siê kontynuowaæ w dawnym wy-miarze, to nale¿y j¹ tak zmodyfikowaæ, by nie zatraciæ w³asnego cz³owieczeñstwa,

(14)

szlachetnoœci i prostoty. W tym morzu egoizmu to idea poœwiêcenia dla in-nych wyznaczy kierunek egzystencji. Tote¿ Anka jest osi¹ aksjologiczn¹, któ-ra dzia³a scalaj¹co na robotników i osierocone przez £ódŸ dzieci. Pozwala bowiem na odbudowanie ich wiary w cz³owieka, któremu Bóg nakaza³ wi-dzieæ w bliŸnim Jego Samego.

A Karol – jak Midas – umiera z g³odu. Miliony podsyci³y tylko ³aknienie szczêœcia. By³ i pozosta³ obcy w tym œwiecie, w którym zmieni³a siê tylko forma zniewolenia, a pojêcie wolnoœci nigdy nie istnia³o:

Z nieopowiedzian¹ ironi¹ przygl¹da³ siê baronowi Meyerowi, który w pysznym powozie rozparty, dumny, jaœniej¹cy potêg¹, przeje¿d¿a³ ulic¹ i by³ podobny do czerwonego spasionego wieprza, nadzianego bogactwem.

– Bydlê, dla którego jest szczêœciem najwy¿szym legowisko z tytu³ów w³asnoœci. Czemu¿ ja nie mogê w ten sam sposób u¿ywaæ bogactwa? Oni s¹ jednak tak

szczêœliwi – myœla³. (Z II 440)

Karol ironizuje i bywa cyniczny, ale nie prymitywny. I oto nie da³o siê do cna wykorzeniæ polskiej duszy przepojonej têsknot¹ za wy¿szym porz¹dkiem egzystencji. Nawet w czasach, gdy przez Moryca nazywany bywa³ Lodzer-menschem, odzywa³o siê w nim niekiedy sumienie (rozmowy z Hornem, Wysock¹). Tote¿ po latach odhumanizowanej pracy, niezakorzenienia w obcej kulturowo rodzinie, nieodmiennie nadchodzi czas obrachunku z upiorami, których œmieræ obwieœci³ dawno temu. Dlatego spotkanie z Ank¹ uruchomi tytaniczne zmierzenie siê z Prawd¹, z której powstanie ca³kiem nowy cz³owiek.

O samym zakoñczeniu powieœci Reymonta Wyka pisa³ nastêpuj¹co: Tak jest z Ziemia obiecan¹. Poczynaj¹c od s³ów: „A potem? Potem sz³y tygodnie, miesi¹ce, lata i k³ad³y siê w grobie zapomnienia” […] – jej ostatnie stronice czyni¹ wra¿enie sztucznie dopisanych. Czyni¹ takie wra¿enie z wyj¹tkiem epic-kiej kody fina³owej o ch³opach ze wszech stron œwiata d¹¿¹cych do £odzi jako „ziemi obiecanej”. Dowodz¹ te stronice jaskrawo, ze pisarz nie bardzo wiedzia³, jakim wymierzonym akcentem j¹ skoñczyæ, wiêc zamkn¹³ byle jak i sentymen-talnie. ,,Przegra³em w³asne szczêœcie!... Trzeba je stwarzaæ dla drugich” […]. Gdyby te s³owa powiedzia³ Tomasz Judym pod rozdart¹ sosn¹ w Ludziach bezdomnych – wszystko w porz¹dku, ale Karol Borowiecki?!25.

To prawda, ¿e autor by³ wyczerpany eposem ³ódzkim i na pewno w tym kontekœcie da³oby siê tê tezê o nieudanym zakoñczeniu utrzymaæ. Jeœli jed-nak potraktowaæ jako nadrzêdny temat powieœci „dyskusjê nad wartoœcia-mi”, wówczas jej koniec zyskuje zupe³nie inny wymiar. Z sentymentalnego staje siê docelow¹ diagnoz¹ kondycji duchowej cz³owieka, którego uformowa-³a kultura tworzona przez stulecia i której aksjologicznego tatua¿u tak po prostu usun¹æ siê nie da. Tym bardziej, ¿e jej horyzont wyznacza poœwiêce-nie dla innych.

(15)

Bibliografia

ród³a

Reymont W. S., Korespondencja 1890-1925, oprac. i wstêp B. Koc, Warszawa 2002. Reymont W.S., Ziemia obiecana, t. 1-2, Kraków 2002.

Opracowania

Bieñkowska D., Literatura piêkna jako element stylizacji jêzykowej w twórczoœci W³a-dys³awa Reymonta, „Prace Polonistyczne” 1983, seria XXXIX.

Budrecka A., Zagadnienie natury i cywilizacji w twórczoœci Reymonta, „Prace Poloni-styczne” 1968, seria XXIV.

D¹browski M., Dyskurs interetniczny w „Ziemi obiecanej”, w: Reymont. Radoœæ i smu-tek czytania, red. J. Rohoziñski, Pu³tusk 2001.

Detko J., Temat wielkiego miasta w twórczoœci ¯eromskiego i Reymonta, w: ¯eromski i Reymont, red. ten¿e, Warszawa 1978.

Karwacka H., Wokó³ „Ziemi obiecanej”, „Przegl¹d Humanistyczny” 2000, nr 4. Koc B., O rêkopisach, cenzurze i warsztacie pisarskim „Ziemi obiecanej” Reymonta,

„Przegl¹d Humanistyczny” 1988, nr 7.

Kocówna B., Wstêp do estetyki Reymonta, „Przegl¹d Humanistyczny” 1975, nr 4. Nycz R., Dwa pejza¿e Reymonta, „Pamiêtnik Literacki” 1974, z. 3.

Popiel M., Od topografii do przestrzeni mitycznej. Analiza przestrzeni w „Ziemi obie-canej” Reymonta, „Pamiêtnik Literacki” 1979, z. 4.

Rurawski J., Dla tej ziemi obiecanej, w: tego¿, W³adys³aw Reymont, Warszawa 1988. Rusinek W., Czas maszyn. Czas niepoprawnych g³upców, „Kresy” 2005, nr 1/2 Scholz P.O., Ikonologia i hermeneutyka „ziemi obiecanej”, „Tygiel Kultury” 2003, nr 1/3. Schlögel K., W poszukiwaniu „Ziemi Obiecanej”, „Tygiel Kultury” 1997, nr 4.

Taylor Ch., Trzy bol¹czki, w: tego¿, Etyka autentycznoœci, przek³. A. Pawelec, Kraków 1996.

Wyka K., „Potêga ¿ywio³owa prawie”, w: Literatura polska i rosyjska prze³omu XIX/ /XX wieku, red. H. Filipkowska, R. Górski, W. Kie³dysz, W. Witt, Warszawa 1978. Zaczyñski M., „Niemoc serdeczna”. O cz³owieku w „Próchnie” W. Berenta, w: Studia

o Berencie, red. J. Paszek, Katowice 1984. Summary

In the “Promised land” by W. S. Reymont there is clash of two worlds: modernity, which grows on the ruins of past and tradition which bases on the respect towards ancestors’ culture. That is why in the reception of this epic story there is dichotomy of disclosed divisions: city and village, chaos and harmony, culture and nature.

Discussion on the noble-landowning axiology, which falls apart under the impact of civili-zation phenomena i.e. machines and the modern one, which is defined by the chaos of the world that is non-crystallized and does not base on any ethical postulates, is revealed in the metatextual interpretation of the novel. In fact there is clash of values and antivalues, which are valid in the unconditional world of matter, which eliminates any signs of spirituality.

Therefore the compared portraits of £ódŸ and Kurów are characterized by strong contra-sts. Man’s decline (prostitution, crimes, exploitation) is contrasted with stately existence on the manor, which bases on the God’s authority and very close relationship of man with nature.

Cytaty

Powiązane dokumenty

First of all, the study revealed that, especially in the case of retail trade, the owners' reluctance to payment cards (declared lack of individual consumer

Despite the ease of constructing such dielectric pads, their design is not trivial as it depends on many aspects; the optimal design varies with ROI, application requirements

Jednym z tych duszpasterzy, który włączył się w akcję wydawniczą był ksiądz Tokarek Wacław, kapłan diecezji łódzkiej.. ukończył Gimnazjum

Nous mettrons ainsi l’accent sur la politique, la littérature et la révolution mais surtout sur ce qui per- mettra de voir la nature plus profonde de ce conflit, à savoir la folie

Typologia bohaterów dramatów Sławomira M rożka 4 9 Buntownikiem jest także wśród postaci Tanga wuj Eugeniusz, który opowiada się po stronie Artura, wierząc, że: „Jeszcze

(zmianę częstości; tempo upływu czasu na zegarach ruchomych jest wolniejsze; zegary będące w ruchu spóźniają się względem zegarów spoczywających). Efekt Sagnac’a —

Celem niniejszego artykułu jest z jednej strony językoznawczy rekonesans nazw geograficznych Huculszczyzny obecnych w „Prawdzie starowieku” — pierwszym tomie serii

Unlike symbolic art, presented above, classical works of art present the relation- ship between the truth and the world of the senses. The principles of classical art were realised,