C Z E S Ł A W M IŁ O S Z
S W E D E N B O R G I D O S T O JE W S K I
A. Twierdzisz, że m ożna by było napisać stu d iu m pt. Swedenborg i D ostojewski. Ale literatu ra o D ostojew skim je st ogro m n a, w różnych językach i ju ż sam fak t, że n ik t dotychczas nie w padł n a ten pom ysł podryw a, przyznaj, zaufanie do tw ego tem atu.
B. Cały duży rozdział m usiałby być pośw ięcony w yjaśnieniu pow odów , dla k tó rych tak się stało. Byłby to rozdział o „ślepych p u n k ta c h ” we w rażliw ości ludzi 1. poł. X X w. O statecznie cały k a n o n b a d a ń n ad D ostojew skim d a się zam knąć, w przybliżeniu, d atam i 1900-1950. M ów ię: k a n o n , bo w tedy p o w stają zasadnicze dzieła o tym pisarzu, w yznaczające głównie m etody interpretacji. Pierw sza faza p rzypada n a okres rosyjskiego sym bolizm u i ta w łaśnie byłaby głów nym p rzed m io tem rozw ażań w tym artykule.
A . D laczego szczególnie okres rosyjskiego sym bolizm u?
B. N ie tylko rosyjskiego. Tzw. sym bolizm , niezależnie od jego odm ian w ró ż nych krajach, pow inien był być wrażliwy n a sw oją genealogię. U c zo n o nas, że w iel kim p atro n em sym bolizm u był B audelaire. A naw et jeden jeg o u tw ó r cytow ano (kiedy byłem studentem w Paryżu, m usiałem go się uczyć n a pam ięć) ja k o rodzaj program u. Był to sonet Correspondances. O tóż i tytuł, i treść tego sonetu są wzięte od Sw edenborga. Z arów no pokolenie B alzaka, ja k i n astęp n e — B audelaire’a — pełną garścią czerpały ze S w edenborga, n a ogół rzad k o się do tego przyznając. Ale później przychodzi w E u ro p ie okres „św iato p o g lą d u n au k o w eg o ” i Sw edenborg staje się ju ż zdecydow anie tabu, kim ś, kim zajm ow ać się m ogą tylko m aniacy, wyznawcy, członkow ie sw edenborgiańskiego K ościoła N ow ej Jeruzalem , działa jąceg o głów nie w A m eryce. N ie zapom inajm y, że sym bolizm — ja k o ru ch literacki i artystyczny — bardzo je st w trzeźw ość „św iato p o g ląd u nau k o w eg o ” uplątan y , ostatecznie ci poeci, czy m alarze, czy krytycy zostali w ychow ani n a pozytyw istycz nych wierzeniach. B untując się przeciw ko nim , nieraz szli w różnych niesam ow i- tościach dość daleko. N iem niej ju ż nie w iedziano w tedy, co sądzić o tak jask raw y m w ypadku ja k Sw edenborg. A więc to dość znam ienne, że rosyjscy krytycy, pisząc o D ostojew skim przed r. 1914, nie chcieli ju ż wiedzieć o w ielkim szwedzkim m istrzu w yobraźni.
A. Czy znaczy to , że w ja k im ś m om encie n a stą p iła zm iana i że dzisiaj n a Sw eden b o rg a patrzy się inaczej?
250 C Z E S L A W M I Ł O S Z
B. D am parę p rzykładów bezradności datujących się z pierwszej połow y stu lecia. K a rl Jaspers ogłosił w 1922 r. sw oją książkę o schizofrenii, w której jako ty pow ych schizofreników analizuje S trindberga, V an G ogha, Sw edenborga i H ólder- lina. W 1936 r. P au l V aléry n ap isał w stęp do książki M artin a L am m a o Sweden- borgu, przetłum aczonej na francuski ze szwedzkiego. T a książka L am m a jest p ra cow ita, pozytyw istycznie trzeźw a i aż plaska przez pow strzym anie się od ja k ic h kolw iek w niosków , tru d n o je d n a k po jej przeczytaniu zgodzić się z tezą Jaspersa, że Sw edenborg cierpiał na ch o ro b ę um ysłow ą. Ale przecie Sw edenborg, jow ialny, pow szechnie łubiany w wyższych kolach tow arzyskich S ztokholm u, opisywał swo je podróże po N iebie i Piekle, zapew niał też, że z łatw ością przenosi się, chodząc np. po sw oim ogrodzie, w świat duchów . W ięc Valéry jest w kłopocie i odrzucając za ró w n o posądzenia o szarlatanerię, ja k o pom ieszanie, stara się w yjaśnić szczególne „ sta n y ” S w edenborga ja k o pogranicze snu i jaw y. Ja k n a bystrość V aléry’ego słabe to i nieprzekonyw ające, co więcej, V aléry tutaj siebie i nie tylko siebie, w szystkich sw oich w spółczesnych, dem askuje, przyznając się do podw ójnych m iar. Bo tak to m niej więcej w ygląda: rzeczywisty je st jedynie świat „ p ra w n aukow ych” , a n ad nim unosi się eteryczna budow la epifenom enów , w ytw orów ludzkiego um ysłu, za sługujących na to, żeby je trak to w ać z d o sk o n alą tolerancją, poniew aż są arbitralne, po za p raw d ą i fałszem , p o d d a n e tylko p raw u swojej formy.
Tzw. sym bolizm , spętany przez dziew iętnastow ieczną naukę, nie dow ierzał so bie i język obrazów , język złoży głębszych niż św iadom ość, staje w centrum uwagi psychologów i an tro p o lo g ó w nieco później, a jeżeli m am y m ówić o szerszym zasię gu, to o wiele później. W d an y m razie dopiero takie fakty kulturalne, ja k przenie sienie polem iki pom iędzy zw olennikam i F re u d a i zw olennikam i Ju n g a na grunt anglosaski m ogłyby sprzyjać nowej recepcji Sw edenborga. Zauw ażm y tutaj, że Sw edenborg pisał praw ie wyłącznie po łacinie i że, choć w pokoleniu rom antycznym byli ludzie znający łacinę nieźle, n a kontynencie europejskim czytano go w nielicz nych francuskich ad ap tacjach . T ym bardziej później, kiedy znajom ość łaciny słab nie, nie był to pisarz łatw o dostępny. Co innego je d n a k w krajach anglosaskich, gdzie p rzek ład y jeg o dzieł, począw szy od pierw szych w ydań jeszcze w X V III w., nig dy nie znikały z rynku księgarskiego. Zwłaszcza w A m eryce m iał on wielbicieli; je d n y m z nich był filozof i teolog H enry Jam es senior, ojciec filozofa W illiam a, tw ó r cy p ra g m aty zm u i pow ieściopisarza H en ry k a. W orbicie b ad ań literackich Sw eden b o rg znalazł się d o p ie ro n iedaw no i to tylko pośrednio, dzięki rosnącem u znaczeniu B lak e’a, k tó ry w niejednym był od niego zależny. Ale praw dziw y rozpęd „blak o - łogii,, to ju ż 2. p o ło w a naszego stulecia.
N ie sądzę je d n a k , żeby dzisiaj gdziekolw iek w ypracow ano narzędzia pozw ala ją c e n a ujęcie postaci Sw edenborga. Isto tn y tutaj jest przew rót naukow y siedem na stow ieczny o raz osiem nastow ieczny i po stęp u jąca sekularyzacja um ysłów. Sweden b o rg był uczonym , uniw ersalnym ja k to wtedy, bo i geologiem , członkiem K rólew skiej K om isji G órniczej, i fizykiem , i fizjologiem , o genialnych, ja k tw ierdzą h isto rycy n au k i, pom ysłach. Aż p o p a d ł w ciężki w ew nętrzny kryzys, kiedy nagle uśw iado m ił sobie d o k ą d n a u k a p ro w ad zi: do osłabienia chrześcijańskiej religii oraz — w d a l szych sw oich sk u tk ach — do o b alen ia wszelkich w artości. Z tego kryzysu wyłonił
się nowy Swedenborg, w izjoner i teolog. N ie będziem y tutaj zajm ow ać się pytaniem , gdzie przebiega linia pom iędzy „ n o rm a ln o śc ią ” i „n ien o rm aln o ścią” . Jeżeli p raw dziw a schizofrenia zaczyna się tam , gdzie zerw ana zostaje k o m u n ik acja z innym i ludźm i, to posądzanie o nią zarów no Sw edenborga, ja k B lake’a było bezpodstaw ne. T rudność, ja k ą n ap otykam y polega na tym , że udział konw encji literackiej w kształ tow aniu sw edenborgiańskich widzeń, czy ja k to nazw iem y, bard zo zapew ne znaczny, nie da się ściśle określić. W iek X V III lubił stw arzać p ozory opowieści „praw dziw ej” o podróżach i przygodach, nie jest więc dziwne, że dał też, piórem Sw edenborga, opisy podróży po zaśw iatach. Tyle że sym bolika osiąga tutaj praw dziw ie duże n a tężenie i w poró w n an iu z nią rozchw iane, subiektyw ne sym bole poetów z okolic r. 1900 w ydają się blade. G dyż język S w edenborga (pod o b n ie ja k tych, k tórzy przed nim podróżow ali po zaśw iatach — D antego, M iltona) posługuje się sym bolam i o stałych, niechw iejnych znaczeniach, n ato m ia st cały jego system, tym językiem opisany, nosi silne rysy 18-wiecznego racjonalizm u — ten to stop tak jego czytel ników zaskakuje i niepokoi.
A. W jakim że to sensie D ostojew ski zostałby do takiego stu d iu m w p ro w a dzony?
B. W podw ójnym . Po pierwsze, w ypadałoby zastanow ić się n ad p ra w d o p o do b n y m wpływem Sw edenborga n a a u to ra Zbrodni i kary. Po drugie, chrystologia
D ostojew skiego staje się nieco mniej enigm atyczna, kiedy się ją zestawi z ch ry sto logią Swedenborga.
A. Oczywiście należałoby wiedzieć, czy D ostojew ski znał pism a Sw edenborga. B. W książce L eonida G ro ssm an a — pow ołuję się n a nie byle ja k i a u to ry te t —
Seminarij po Dostojewskom u1 znajdujem y spis książek, ja k ie pow ieściopisarz m iał
w swojej pryw atnej bibliotece. M .in. figurują tam książki A. N . A ksakow a. Był to jeden z mniej znanych A ksakow ych, to ten k tó ry zajm ow ał się spirytyzm em . O pe
tersburskich seansach spirytystycznych D ostojew ski pisał w Dniewnikie Pisatiela
za 1876 god. Ale obchodzi nas tutaj A ksakow ja k o tłum acz S w edenborga na rosyj
ski. De Coelo et ejus mirabilis, et de inferno w jego rosyjskiej wersji u k azało się w Lip sku w r. 1863 ; ad ap tacja (czy przekład, tru d n o spraw dzić, d ru k ten je st nie do zn a lezienia) 5 rozdziałów z Ewangelii św. Ja n a w interpretacji S w edenborga, rów nież w Lipsku, w r. 1864; i, też w L ipsku, znacznie później, bo w r. 1870, ukazało się dzieło A ksakow a o Sw edenborgu. W szystkie 3 książki D ostojew ski m iał w sw oim księgozbiorze i w idocznie interesow ał się przedm iotem , jeżeli je grom adził.2 G ross- m an w ko m en tarzu do ogłoszonej przez siebie listy p o w iad a: „Szczególnie godne uwagi je st zainteresow anie D ostojew skiego S w edenborgiem ” . „ N a m istyczne rozw ażania Zosim y o m odlitw ie, o piekle i o naszych zw iązkach z innym i św iatam i książki te mogły mieć w pływ ” . O ile wiem , n ik t nie p odjął tej sugestii pro feso ra G rossm ana.
1 G o su d a rstw ie n n o je Izd atielstw o . M o sk w a 1922.
2 A. N . A k s a k o w O niebiesach, o m irie duchów i ob adie, k a k to sły sza ł i widieł F. Swiedienborg. Pier. s lat. Leipzig 1863; t e n ż e . Jew angielie p o Sw iedienborgu. P iat gław Jew angielija o t Joanna s
izlo-żienijem i tolkow anijem ich duchow nogo sm ysla po n a u kie o sootw ietstw ijach. Leipzig 1864; t e n ż e . R acjo nalizm Swiedienborga. K riticzeskoje issliedowanije je g o uczenija o św. Pisanii. Leipzig 1870.
252 C Z E S Ł A W M I Ł O S Z
A. W pływ ologia je st dziedziną niew dzięczną. Zwykle tru d n o naw et ustalić, za czyim pośrednictw em jak aś idea czy pom ysł d o stają się do danego pisarza.
B. Z pew nością. W sw oim księgozbiorze D ostojew ski m iał n a przykład aż 2 francuskie w ydania dzieł Balzaka. I rozczytyw ał się w B alzaku wcześnie, w m ło dości. C hoć B alzak znał S w edenborga źle, z drugiej ręki, to jed n ak był jego wielbi cielem i m ożem y „sw edenborgiańskie” powieści Balzaka, jak Serphita czy Louis
Lam bert, o b ra ć za przykład „ p o śre d n ictw a” . O graniczm y je d n a k zakres naszych
dociekań d o jednego tylko u tw o ru D ostojew skiego, do Zbrodni i kary. Zaczął pi sać tę pow ieść w r. 1865 w W iesbaden, a w iadom o że podczas swoich pobytów za granicą chciw y był na rosyjskie książki. W ięc w tedy pewnie kupił, czy dostał, dzieło Sw edenborga w przekładzie A ksakow a d o p iero co w ydane w sąsiednim Lipsku. T k a n in a sym boli je st tak w Zbrodni i karze b o g ata, że tru d n o nie myśleć o sweden- b orgiańskich korespondencjach, czyli — ja k to tłum aczy A ksakow — sootwietstwi-
jach. W edług Sw edenborga są to sym bole ja k b y „o biektyw ne” , tkw iące w samej
stru k tu rze w szechśw iata — i języka. A le zostaw m y tropienie ich innym , zacieśnia ją c jeszcze zakres i ograniczając się d o postaci Sw idrigajłow a. Jed n a to z najbardziej zagadkow ych figur u D ostojew skiego, poczynając od nazw iska, b o skąd raptem litew ski książę Sw idrigajło p rzekształca się w rosyjskiego „ b a rin a ” ? Szlachecka ro d zin a D ostojew skich, takie noszących nazw isko od d ó b r D ostojew o koło P iń ska n adanych .jej w 1505 r. zostaw iła ślad w k ro n ik ach krym inalnych W ielkiego K sięstw a w XVI w. Że T eo d o r D ostojew ski pochodzenie od tej rodziny p o d k re ślał, wiemy z książki jego córki Ljubow , czy ja k się podpisyw ała na em igracji, Aimée, D ostojew skiej, książki bałam utnej i pełnej w ręcz głupstw, ale i zawierającej n iek tó re cenne w spom nienia z dzieciństw a. N azw isko Swidrigajłow , pochodzące od księ cia, k tó ry w ładał w schodnią, a więc etnicznie nie litew ską tylko słow iańską częścią W ielkiego K sięstw a w skazyw ałoby m oże n a szczególną identyfikację a u to ra z tą p ostacią (choć oczywiście D ostojew ski je st wszystkim i postaciam i). N ie bądźm y po za tym zbyt pew ni, że głów nym b o h aterem pow ieści je st R askolnikow , b o m oże nim być rów nież jego m roczny sobow tór, Swidrigajłow. Pom im o fascynacji zb ro d nią bez skruchy, co d ato w ało się u a u to ra z czasów jego p o bytu n a k ato rd ze w Om -
sku, R askolnikow . zdaje się być tra k to w a n y z w iększym dystansem niż jego diabo- liczny znajom y, k tó ry w całej powieści nie zostaje wyegzorcyzm ow any. M ożna by łoby naw et zaryzykow ać tw ierdzenie, że dw ie w tym utw orze są zbrodnie i dwie kary, przy czym ta d ru g a zb ro d n ia, Sw idrigajłow a, staje się „k o resp o n d en cją” , odpow ied n ikiem poczucia winy sam ego w sobie.
Bo na czym polega pro b lem S w idrigajłow a? M a on życia ludzkie na sum ieniu, ąle nadczłow iekiem , k tó ry sta n ą ł po za d o b rem i złem, jest tylko pozornie. W isto cie nienaw idzi swojej n a tu ry zdolnej jego zdaniem tylko do zła i uw aża, że taki czło wiek ja k on zasługuje n a wieczne potępienie. Czyli że pop ełn ia grzech określany przez teologów ja k o pierw szy z grzechów przeciw D uchow i Św iętem u: „ o łasce Boskiej rozpaczać” . Sw idrigajłow p o ru sza się na stronicach powieści niby fantom , ja k b y ju ż p o z a życiem. Przygotow uje swój „w yjazd do A m eryki” , co w jego ustach i w u stach D ostojew skiego oznacza w yjazd do Piekła — bo przypom nijm y np. ja k przedstaw iony je st w Biesach p o b y t K iriłłow a i Szatow a w Ameryce. Oczywiście
Sw idrigajłow m a n a myśli nie żad n ą p odróż ale w ykonanie w yroku na sobie i wresz cie popełnia sam obójstw o. Przypom ina on zupełnie potępieńców opisyw anych przez
Sw edenborga i naw et zastanaw ia p odobieństw o, może w skutek m im ow olnego sko jarzen ia, pierwszej sylaby tych 2 nazw isk: Swed i Swid.
Piekło u Sw edenborga jest zbudow ane z „k o resp o n d en cji” , to znaczy w szystko, co potępieńców otacza, jest projekcją ich stanów duchow ych, a dzieje się ta k dlatego, że każda rzecz w idzialna i d o ty k aln a m a swoje drugie i bardziej naw et realne ist nienie w ludzkiej w yobraźni, gdzie służy za znak w artości, tj. alb o d o b ra albo zła. Piekielne czeluści opisyw ane przez S w edenborga m ają często wygląd p o n u ry ch ulic w najuboższych dzielnicach wielkich m iast, głównie bodaj L ondynu, gdzie długo mieszkał. Są to więc obrazy życia w czasie, ju ż p o za czasem utrw alonego. Bóg przy tym nie skazuje n a Piekło. O brazy radości niebiańskiej są dla potępieńców o d ra żające i właśnie z książki przetłum aczonej przez A ksakow a m ożna się dow iedzieć, że uciekają od tow arzystw a duchów jasn y ch , szukając obcow ania z p o d obnym i sobie. W Braciach Karmazowych, w n au k ach Z osim y o Piekle, też m ów i o takim zupełnie w łasnow olnym w yborze „m iejsca” , choć słowo to nied o k ład n e, skoro „m iejsce” jest tylko projekcją w ew nętrznego stanu.
W ażna dla naszych celów je st wielość piekieł u Sw edenborga. Jest ich tyle, ile ludzkich indyw idualności. Pozw olę sobie wziąć z półki tę w łaśnie książkę, k tó rą czy ta ł D ostojew ski i zacytow ać, na prędce tłum acząc z an g ielsk ieg o :
„K ażde zło, ja k i każde d o b ro , je st nieskończenie ró żn o ro d n e. Że to je st p raw d ą, zupełnie nie m ogą zrozum ieć ci, k tó rzy znają tylko proste pojęcia dotyczące zla, takie ja k p ogarda, w rogość, nienaw iść, p o dstępność i tym p o d o b n e. O tó ż niech się dow iedzą, że każdy z tych rodzajów zła zaw iera w sobie ta k wiele odm ian, a k ażd a z tych odm ian tak wiele szczególnych i o d rębnych odm ian, że aby je wyliczyć nie starczyłoby całego tom u. Piekła są tak w yraźnie u łożone w edług p o rz ą d k u o d p o
w iadającego różnicom pom iędzy o d m ianam i zła, że nie dałoby się wymyślić nic doskonalej u p orządkow anego i dokładniej podzielonego. O czyw istą je st więc rze czą, że piekła są niezliczone.”
Swidrigajłow, wtedy, kiedy go spotykam y na stro n n icach powieści, ju ż za życia szuka miejsc, które by były odpow iednikam i jeg o znudzonej rozpaczy, jego akedii. M im o że jest zam ożny, w ybiera nędzne um eblow ane pokoje, trzeciorzędne sm ro d li we restauracje i tanie b rudne hotele. Jeżeli pow iedziałem , że sw edenborgiańskie „ k o respondencje” m ają ch a ra k te r obiektyw ny, to trzeba by było wnieść tutaj popraw kę, bo niektóre zjaw iska są am biw alentne i funkcja ich ja k o sym bolów zm ienia się za leżnie od ich połączeń z innym i. T ak jest w Zbrodni i karze z deszczem i wilgocią — dla Sw idrigajłow a stają się one nie życiodajne ale p onure, kojarzą się one z jego w ew nętrznym zastojem i rozpadem . Sam o narzuca się tutaj porów nanie z p o d o b n ą funkcją deszczu i wilgoci w przygnębiającym o p o w iad an iu D ostojew skiego Bo-
bok, o rozm ow ach um arłych n a cm en tarzu .
Swidrigajłow w szczególny sposób w y obraża sobie to, co może spotkać ludzi po śmierci, a zwłaszcza co jego pow inno spotkać. O to je d n a z najdziw niejszych rozm ów w światowej literaturze, pom iędzy nim i R a sk o ln ik o w e m :
254 C Z E S Ł A W M I Ł O S Z
— N ie w ierze w życie p o śm ie rtn e — p o w ied ział R a sk o ln ik o w . S w idrigajłow siedział za m yślony.
— A co jeżeli ta m są ty lk o p a ją k i a lb o coś w tym ro d z a ju ? - - pow iedział nagle. „ O n je st n iesp ełn a ro z u m u ” — p o m y ślał R a sk o ln ik o w .
— M y czem u ś zaw sze p rz e d sta w ia m y sobie wieczność ja k o coś og ro m n eg o , o g ro m n e g o ! A cze m uż to m a być ta k ie o g ro m n e ? Bo nagle, niech pan to sobie w yobrazi, zam iast tych ogrom ów będzie tam je d n a izd eb k a, ja k b y w w iejskiej łaźni, z a k o p c o n a , i we w szystkich k ą ta c h p ająk i, o t i c a ła w ieczność. W ie p a n , czasem ta k m i się to m ajaczy.
- k 1 nic, i n ic w eselszego i spraw iedliw szego nie przy ch o d zi p a n u d o giow y! — w y krzyknął R a sk o ln ik o w z uczuciem o d razy .
— S p ra w ied liw szeg o ? A co m y m ożem y w iedzieć, m oże ta k w łaśnie jest spraw iedliw ie? I wie p a n , ja sam bym n ap e w n o ta k to um yślnie u rząd ził! — o d p o w ied ział S w idrigajłow z niew yraźnym u śm ieszkiem .
Ja k im ś ch ło d em p o w iało na R a sk o ln ik o w a od tej obrzydliw ej odpow iedzi.
A. Przyznaję, że po raz pierwszy, w skutek w prow adzenia Sw edenborga, ta
rozm ow a przestaje być niezrozum iałym w yskokiem fantazji D ostojew skiego, jak b y m akab ry czn y m dow cipem .
B. Jeżeli naw et, a tak sądzę, to je st moje odkrycie, więcej wagi przyw iązuję do spostrzeżeń o chrystologii D ostojew skiego, niż do kwestii „w pływ ów ” . O czym za chwilę. N a razie trzym ajm y się jeszcze o b ran eg o w ątku. O głębokiej, głębszej i b a r dziej podziem nej identyfikacji a u to ra ze Sw idrigajłow em niż z R askolnikow em św iad czą, m oim zdaniem , sny Sw idrigajłow a przed sam obójstw em . Pojaw ia się ta m obsesyj ny m otyw zgorszenia m aluczkich, gw ałtu popełnionego na dziecku. D ostojew ski nie był „n aszy m m arkizem de S ade” , ja k go nazyw ał Turgieniew . P lotki odnoszące ten m otyw d o biografii D ostojew skiego nie pow inny nas obchodzić w ystarczy stwier dzić, że krzyw da dziecka, zw ykłe m ałej dziew czynki, jest odczuw ana przez jego b o h a te ró w ja k o h o n o r m oralny, że p rzypom nę „Spow iedź S taw rogina” z Biesów.
Sw idrigajłow n ajpierw widzi we śnie tru m n ę o b sy p an ą kw iatam i, a w trum nie b a rd z o m łodą, dziecko praw ie, panienkę. W olno nam się dom yślać, że ta nieletnia O felia u to p iła się z jego p o w odu. Ale pierwszy sen jest tylko przygotow aniem do d ru giego, o wiele straszniejszego. Z n ajd u je on w hoteliku, gdzie m ieszka (tak m u się śni), m ałą dziew czynkę, pięcioletnią, opuszczoną, płaczącą. Co następuje, to sen Sw idrigajłow a o własnej d o b ro ci, bo u sp o k aja jej płacz, bierze ją na ręce, niesie d o swego p o k o ju , kładzie n a łóżku i o tu la kołdrą. I w tedy to jego m arzenie o w łasnej d o b ro ci otrzym uje cios decydujący. Sw idrigajłow czuje nagle n a sobie jej spojrzenie spod p rzym rużonych rzęs, a je st to spojrzenie kurtyzany. Z a pośrednictw em tego snu zo stają w ydobyte na pow ierzchnię dwie jego myśli, k tóre m ożna by było ująć t a k : „C zegokolw iek d otkniesz, zostaje skażo n e” ; „N iew inność i d o b ro ć są złudzeniem , bo choć jesteśm y skłonni przypisyw ać je N&turze, zna o na tylko popędy zgodne z jej praw em ro zm n ażan ia się i śm ierci” . P odobnie b o h a te r o p ow iadania Sen śmiesznego
człowieka, kiedy przebyw a w raju ziem skim , zaraża niew inną ludzkość sprzed U p a d
ku sam ą sw oją obecnością. W ięź pom iędzy przytoczonym i m yślam i Sw idrigajłow a je st niezbyt w yraźna, ale istnieje: N a tu ra , czyli dw a razy dw a rów na się cztery w Z a
piskach s podziem ia alb o ob o jętn a m achina w Idiocie (ustęp o obrazie H olbeina Złożenie do grobu), zasługuje tylko na nasz p ro test w imię naszych, ludzkich w artości,
których nie uznaje. Sw idrigajłow pow iada sobie mniej więcej ta k : „N ie m a we mnie nic prócz agresywnych popędów i one są w zgodzie z po rząd k iem św iata, który jest zbyt ziy, żeby mógł być boski, i wiem, że żadna p ró b a w ydobycia się z mojej skóry nie może się u d ać.” S am obójstw o Sw idrigajłow popełnia z odrazy — i do siebie, i do wszystkiego. Jest on jednym z tych. którzy „B oga żywego bez nienaw iści oglądać nie m ogą i żądają, żeby nie było Boga życia, żeby unicestw ił Bóg i siebie, i swoje stw orzenie” , ja k w Braciach Karmazowych m ów i starzec Z osim a. C o p raw d a w tej m oralnej odrazie czytelnik skłonny je st d o p atry w ać się pewnej w zniosłości i dlatego Swidrigajłow, choć we w ładzy A h rim an a, nie byw a n a ogół zaliczany d o nieodw o łalnie czarnych charakterów .
Zgwałcenie dziecka uzyskuje w rozdziale o ostatniej nocy Sw idrigajłow a z n a czenie „korespondencji,, tj. sym bolizuje poczucie winy —- niekoniecznie z p o w o d u takich czy innych uczynków , po pro stu dlatego, że jest się, kim się jest. C o nap raw d ę popełnił Swidrigajłow, czy panienka w trum nie to jego ofiara, nie wiemy i nie je st to istotne, tak ja k w „Spow iedzi S taw rogina” nie m ożna mieć całkow itej pew ności, że nie zmyślił zgwałcenia przez siebie M atryoszy. N ie chciałbym zresztą tego chw y tu — sym boliki snów i koszm arów , np. w rozm ow ie Iw a n a K aram azo w a z diabłem , przypisyw ać w yłącznie lekturze Sw edenborga, bo takich czy innych zapożyczeń n ikt nie potrafi dowieść. Ale przejdźm y do drugiego w ątku.
A. Czy zgodnie z przypuszczeniem G ro ssm an a należałoby się sk o n cen tro w ać na naukach Zosim y?
B. Nie, bynajm niej. I nie byłoby to szukanie podobieństw , poza jednym , z a sa d niczym podobieństw em : sytuacji intelektualnej. Sw edenborg, u ro d zo n y w r. 1688 (zm. w 1772 r.) reagow ał na wielki przew rót um ysłow y, który w E uropie zachodniej zaczyna się w X VII w. T ak ja k Pascal przed nim , k tó ry chciał napisać w ielką a p o lo gie chrześcijaństw a, czego ow ocem są n o tatk i znane ja k o M yśli. U p raszając nieco, pow iedzm y, że Sw edenborg, w m om encie swego kryzysu, szukał strategii, ja k ą p o winien o b rać chrześcijanin wobec nacisku w yobrażeń zaczerpniętych z nauki. W Europie zachodniej przew rót nie był tak gw ałtow ny, bo rozkładał się w czasie na jakieś parę stuleci, n ato m iast rosyjska inteligencja X IX w. stanęła w obec tych sa
mych ferm entów nagle, otrzym ując je w form ie zbitki. I w łaśnie D ostojew ski chciał być obro ń cą chrześcijaństw a, choć w róg usadow ił się ju ż w sam ym śro d k u jego we w nętrznej twierdzy. Jeżeli tak często zestaw iano D ostojew skiego z Pascalem , to nie bez racji. Ale zestawienie go ze Sw edenborgiem okazałoby się, sądzę, nie m niej, m oże bardziej, płodne.
R acjonalizm w swoim a ta k u na chrześcijaństw o postępow ał od rzem yczka d o koziczka i zaczynało się od tzw. „rełigii racjo n aln e j” , szczerze propagow anej przez ludzi uw ażających się za dobrych chrześcijan. K iedy w A nglii duchow ni ostrzegali przed „potw orem socynianizm u” , niepokój ich był uzasadniony, cóż kiedy np. Jo h n Locke, choć tem u publicznie zaprzeczał, m iał w swojej bibliotece pełno d ru ków rakow skich i czytał je uważnie, ja k dow odzą robione jego ręką n o ta tk i na m argi nesach.3 W łaściwie pierw szym ogniw em procesu laicyzacji było w E uropie o d ro
3 W ykazał to H . J. M c L ach lan w k siążce Socinianism in Seventeenth C entury England. O x ford 195!.
2 5 6 C Z E S Ł A W M I Ł O S Z
dzenie się herezji ariańskiej w X V I w., stam tąd wiedzie linia do wszelkich tez jaw nie czy niejaw nie głoszących, że Jezus był szlachetnym m arzycielem , reform atorem , idealem etycznym , ale nie Bogiem.
S w edenborg uchw ycił sam o sedno tego procesu, skoro jego system teologiczny, w sporze i z luteranizm em , w k tó ry m się w ychował, i ze wszystkim i innym i w yzna niam i, je st d o k ład n y m przeciw ieństw em skłonności ariańskich do rozryw ania je d ności trzech hyp o staz w T rójcy Św. Sw edenborg oskarżał wszystkie K ościoły o fałsz, n a tym polegający, że niby to w yznają Boga w Trójcy jedynego, a napraw dę w pa ja ją sw oim w iernym w iarę w trzech bogów , co, poniew aż jest gw ałtem zadanym rozum ow i, m usiało doprow adzić do przeciw ieństw a, a więc do zupełnie ateistycznej religii rozum ow ej: Deus sive Natura. W aga, ja k ą Sw edenborg przywiązywał do Ew angelii św. Ja n a i A p okalipsy w skazuje, że naw iązyw ał do tradycji herm etycznej, sięgającej w stecz aż d o gnostyków . „ N a p o czątk u było Słow o” , tj. C hrystus i Swe d e n b o rg obw ieszcza wielki sekret, k tó ry brzm i tak, jakbyśm y stare teksty gnostyczne czytali: N asz Ojciec w niebie je st C złow iekiem . W tych starych tekstach człowie- czość B oga je st przeciw staw iona nieludzkości A rch o n tó w w ładających św iatem czy też Jeh o w y ; człow iek d o b o g a N a tu ry nie przynależy w łaśnie dlatego, że m a wyżej, p o n a d bogiem N a tu ry , sojusznika w B ogu-Cztow ieku. T akiego dualizm u u Sweden- b o rg a nie m a, ale k to wie, czy nie zaw iera się w jego system ie implicite. N a ogół je żeli kto ś spo śró d ksiąg N ow ego T estam en tu najwyżej ceni Ewangelię Św. Jan a i A p o kalipsę, pow inno to nam daw ać do m yślenia i ciekawe, że to były też ulubione księgi D ostojew skiego.
A . W ynikałoby z tego, że obiecującym polem b a d a ń byłby D ostojew ski ja k o pow ieściopisarz o dradzającego się m anicheizm u.
B. To je st zbyt obszerny i osobny tem at. Przyjm ując, za B achtinem , że m am y do czynienia z now ym rodzajem pow ieściow ym t.j. pow ieścią polifoniczną, nie m ożem y w ypow iedzi poszczególnych po staci w kładać w u sta sam ego au to ra , skoro treść tych wypow iedzi jest o k reślo n a przez inne, przeciw ne, głosy. C hoć np. W assilij R o zan o v dość do b rze argum entow ał, kiedy starał się dowieść, że W ielki Inkw izytor w yraża najbardziej w łasne, najbardziej rozpaczliw e w nioski sum ujące w ieloletnie rozm yślania a u to ra Braci Karmazowych. A W ielki Inkw izytor wierzy, że św iat jest w m ocy K usiciela, „w ielkiego d u ch a n ieb y tu ” , je m u decyduje się służyć, bo boskość w cielona w Jezusie jest, jeżeli ją m ierzyć p o rządkiem i N atu ry , i ludzkiego społeczeń stw a, zupełnie słaba, niczego nie p o trafi w praw ach życia zmienić. Z atrzym ajm y je d n a k p o glądy W ielkiego In kw izytora tylko ja k o jeden z biegunów, bo przecie D o stojew ski w Braciach K arm azow prag n ął stw orzyć też przeciwwagę, drugi biegun, tem u służą postacie starca Zosim y i Alyoszy. P rzyda się n am Sw edenborg, bo uw a żał, że zah am ow ać postępy ateizm u utożsam iającego Boga z N a tu rą m ożna tylko p o d k reślając ideę B oga-C złow ieka. T ak sam o D ostojew ski, tylko że w jego umyśle, zawsze skłonnym do skrajności, u k ład ało się to w radykalne „a lb o -alb o ” : jeżeli Jezus um arł i nie zm artw ychw stał tj. jeżeli był tylko człowiekiem , to Ziem ia jest „d iab elsk im w odew ilem ” i w tedy należy zo stać W ielkim Inkw izytorem w imię li tości n a d ludźm i — żeby nieszczęsnych „ zb u n to w an y ch niew olników ” zam ienić w niew olników szczęśliwych.
B.
Niektórzy autorzy prawosławni nazywali Dostojewskiego najwięk
szym teologiem, jakiego wydało Wschodnie Chrzecijaństwo.
B.
To nie da się utrzymać. Anna Achmatowa nazywała i Tołstoja, i Do
stojewskiego „herezjarchami” i chyba się nie myliła. Jak wiadomo, wszelka
negacja wychodzi u Dostojewskiego najmocniej, natomiast z obrazem praw
dziwego dobrego człowieka, a tym bardziej Boga-Człowieka nie umie on
sobie dać rady. Cały rozwój jego m yśli można by było zawrzeć w pytaniu:
kim jest Chrystus dla niego w młodości i kim jest Chrystus dla niego wtedy,
kiedy pisze ostatnią swoją powieść.
Otóż kiedy Dostojewski należał do kółka „Pietraszewców” i czytał Geor-
ge Sand, Fouriera, poglądy jego nie różniły się od poglądów socjalistów
utopijnych, dla których Jezus był ideałem etycznym , prekursorem ich bli
skiego i łatwego do zrealizowania społeczeństwa doskonałego. Tak więc
wymiar metafizyczny był całkowicie pominięty. Przeżycia na katordze spo
wodowały, że Dostojewski zrozumiał, ile zależy od tego, czy się ten wym iar
uznaje czy nie. Często w literaturze o nim cytuje się jego list do Fonwizinej
pisany w Omsku w 1854 r. ale chyba rzadko kto zauważa w nim kluczową
i niebezpieczną decyzję. Toteż sięgnijmy jeszcze raz do tekstu:
„Powiem pani o sobie, że jestem dzieckiem wieku, dzieckiem niewiary
i zwątpienia aż do dziś i aż (wiem to) do grobowej deski. Jakich strasznych
męczarni kosztowało mnie i kosztuje teraz to pragnienie, żeby wierzyć,
które jest tym silniejsze w mojej duszy, im więcej w e mnie dowodów prze
ciwnych. A jednak Bóg zsyła mi niekiedy minuty, kiedy jestem zupełnie
spokojny; w takich minutach kocham i myślę, że jestem przez innych ko
chany i wtedy to ułożyłem sobie symbol wiary, w którym wszystko jest
dla mnie jasne i święte. Symbol ten jest bardzo prosty i oto on: wierzyć,
że nie ma nic piękniejszego, głębszego, sympatyczniejszego, rozumniejsze
go, mężniejszego i doskonalszego niż Chrystus, a nie tylko nie ma, ale, jak
z zazdrosną miłością sobie mówię, być nie może. Mało tego, gdyby ktoś mi
dowiódł, że Chrystus jest poza prawdą i r z e c z y w i ś c i e [podkr. Do
stojewskiego] tak było, że prawda jest poza Chrystusem, to wolałbym zo
stać z Chrystusem niż z prawdą”.
Zastanówmy się, co to znaczy. Przeciwstawiano wiarę i rozum nieraz,
ale przeciwstawienie wiary i prawdy jest dość niezw ykłe. Meister Eckhart,
który nie za wielbiciela rozumu przecie uchodzi, pow iedział: „Gdyby Bóg
był zdolny oddalić się od prawdy, trzymałbym się prawdy i opuściłbym
Boga”. W tej samej połowie XIX w. kiedy Dostojewski jest na Syberii,
w Danii Kierkegaard przeprowadza swój w ielki atak na rozum, ale dla
niego prawda jest po stronie wiary.4 Wybór Dostojewskiego jest niedaleki
od przyznania wszystkich atutów przeciwnikowi, tj. postępowemu duchowi
XIX w. z pozostawieniem sobie postaci Chrystusa jako nie więcej niż ma
rzenia, bez którego trudno żyć. Ale marzenie ma to do siebie, że wym yka
się kontroli, traci łatwo wyraźne kontury. I ten list jest według mnie w y
znaniem potencjalnego herezjarchy.
4 „Prawda jest właśnie zamierzeniem, które wybiera obiektywną niepewność z pa
s ją przynależną nieskończonemu” ; „Ale powyższa definicja prawdy stanow i tej rów noznaczne określenie wiary” ; „Wiara jest w łaśnie sprzecznością pomiędzy nieskończo ną pasją wewnętrznego życia jednostki i niepewnością obiektyw ną”. Cytuję według przekładu angielskiego: S. K i e r k e g a a r d . Concluding U nscientific Postscript. Princeton 1941.
2 58 C Z E S Ł A W M I Ł O S Z
A. K iedyż więc ukazują się następstw a takiego w yboru?
B. N iep ręd k o . W skrócie określiłbym przem ianę postaci C hrystusa u D o sto jew skiego w następujący sp o só b : najpierw C hrystus jest m oralnym wodzem-ide-
alem socjalizm u utopijnego, następnie n a długo znika, dając znać o sobie tylko po średnio, np. w Zbrodni i karze, kiedy Sonia i R askolnikow czytają rozdział z E w an gelii o w skrzeszeniu Ł azarza albo w epilogu tej powieści, kiedy n a katordze współ- w ięźniow ie-chłopi nienaw idzą R askolnikow a, inteligenta, a tym samym, ich zda niem , a te is ty ; wreszcie C hrystus pojaw ia się na now o, już ja k o b o h ater utopii słowia- nofilskiej i carosław ja.
D ość w ym ow na je st w tym obsesja pokazyw ania dzieci. Społeczeństwo dzieci je st społeczeństw em istot niedojrzałych, zdolnych je d n a k do dobrego, jeżeli zjawi się k to ś dorosły, szlachetny, i po trafi je zorganizow ać. Pierw szą p ró b ą sportrelo- w ania ewangelicznego, C hrystusow i p o d obnego ich przyw ódcy, jest książę M yszkin w Idiocie. Podczas swego p o b y tu w Szw ajcarii jest otoczony g rom adą dzieci, sam ą sw oją łagodnością w yplenia ich zle nałogi, zm ienia ich stosunek d o półobłąkanej M arie. Ale M yszkin D ostojew skiem u się nie udal. Przez to, że jest zupełnie p o zb a w iony egoizm u, jest nieludzki i wreszcie szerzy w około siebie spustoszenie. Sądząc po nim należałoby zw ątpić w m ożliwość połączenia dw óch n atu r, boskiej i ludzkiej, i skłonić się d o opinii tzw. d oketystów , którzy głosili, że ziem skie cechy Chrystus nosi! tylko pozornie. Więc D ostojew ski ponaw ia próbę w Braciach Karamazow. T am w ystępują dwaj dorośli o rg an izato rzy społeczeństw a dzieci. Jednym z nich jest W ielki Inkw izytor, czy, jeżeli kto woli, a u to r p o em atu pt. Legenda o W ielkim Inkw i zytorze, Iw an K aram azo w . Z w róćm y uw agę ile razy W ielki Inkw izytor używa słowa ,,dzieci” w zastosow aniu do ludu, którym rządzi. D rugim jest A lyosza i bractw o d w u n astu chłopców ze szkoły, najw yraźniej zadatek K ościoła ja k o w spólnoty teo- kratycznej. Tylko że o ile Legenda o W ielkim Inkw izytorze jest potężna, genialna w każdym szczególe, o tyle rozdziały o chłopcach są, obok rozdziału, gdzie w ystę p u ją zbyt ju ż k a ry k a tu ra ln i Polacy, artystycznie słabe, m elodram atyczne i rażące czytelnika jak im ś fałszem . D ow ód to wielkości D ostojew skiego, że m im o tych roz działów Bracia Karam azow po zo stają arcydziełem . W łaściwie jest to powieść o w ła dzy. W ładzy ojca z ciała (F y o d o r K aram azow ) przeciw staw iona jest w ładza ojca z d u ch a (starzec Z osim a) i ta an ty n o m ia trzym a się dobrze. C hoć Lew Szestow, sceptyczny, stosow ał określenie lu b o k (czyli tan i jarm arczn y drzew oryt) i d o postaci Z osim y i d o postaci Alyoszy, to biografia Zosim y jest przekonyw ająca w łaśnie ja k o g atu n ek w zorow any n a żyw otach świętych. M o rał z tego zestaw ienia ta k i : przeciwko w ładzy świeckiej (ojciec) nie w olno się buntow ać naw et, jeżeli je st zła, ale ludzie (sy now ie) będ ą się b untow ać, jeżeli zab rak n ie w ładzy duchow ej o b o k w ładzy świeckiej. D rugie przeciw staw ienie dotyczy przyszłości: przyw ódca z diabłem w pakcie i przy w ódca działający sam ą m iłością. D y sp ro p o rcja pom iędzy olbrzym ią wizją Legendy o W ielkim Inkw izytorze i zastępem skautow skim , który, kierow any przez Aloyoszę, spełnia d o b re uczynki, jest rażąca. N iepow odzenie artystyczne o czymś świadczy, to też tu jest p u n k t dla tych dostojew skologów , którzy praw osław nego publicystę D ostojew skiego podejrzew ali o nieszczerość w obec siebie.
B. Ż adnej. Tym czasem zarzuty, jak ie staw ia W ielki Inkw izytor C hrystusow i to są wiaściwie zarzuty socjalisty utopijnego, który w ym arzył, że jego nauczyciel zechce kroczyć na czele i m a żal do niego o to, że ten nie chce. Więc now e m arzenie: może C hrystus posłuży za w zór społeczeństw u, k tó re ktoś od góry p rzek o n a do cnót b raterstw a — i o to m odelem królestw a Bożego na ziemi staje się d ru ży n a skautów .
A. W obronie D ostojew skiego trzeba pow iedzieć, że w literaturze światowej nie ma innego przykładu tak bezgranicznych am bicji pow ieściopisarza. O dziedzi czy! powieść ja k o gatunek ostatecznie niezbyt w ybredny i naw et bawi nas dzisiaj tro ch ę jego podziw dla takich a u to ró w ja k V ictor H ugo i G eorge Sand. A sam zm ie nił ten gatunek w instrum ent do w yrażania zderzeń pom iędzy najw ażniejszym i ide am i dotyczącym i losu człow ieka i p o su n ął się w tym ta k daleko, że być m oże jego porażki d adzą się uspraw iedliw ić, bo pow ieść m a tylko o graniczoną nośność. T eolog czy poeta korzystają z większych upraw nień niż pow ieściopisarz.
B. D ostojew ski-pow ieściopisarz ob ro n i się sam dostatecznie. C hoć rów nież ja k o publicysta a u to r Dniewnika Pisatiela nie pow inien być w naszych rozw ażaniach całkow icie pom inięty, a ta jego działalność w skazuje ja k bard zo potrzebow ał złudzeń.
A. Jeżeli dobrze rozum iem , p o d obieństw o pom iędzy Sw edenborgiem i D o sto jew skim sprow adzałoby się do w yjątkow o ostrego uśw iadom ienia sobie następstw , jak ie pociągnie za sobą dla religii rozwój n auk ścisłych. T o ich łączyło, czyli w pew nym
sensie D ostojew ski zm agał się z ateizm em w jeg o osiem nastow iecznej form ie. B. A teizm starego K arm azow a je st w olteriański. A kom iczny liberał S tepan W ierchow ienski w Biesach jest, gdyby go m ierzyć ówczesnym i kryteriam i zach o d n i
mi, postacią trochę ja k z rom ansów R ousseau. W skutek burzliw ych w ydarzeń h i storycznych, przede w szystkim rewolucji przem ysłow ej, ostrość religijnej p ro b le m atyki uległa w zachodniej E uropie stępieniu i głosy nielicznych je d n o stek pozostały w ołaniem n a puszczy. W literaturze pięknej X IX w. n ik t poza D ostojew skim nie pow iedział ta k brutalnie tego, co, ja k n am się teraz w ydaje, pow inno było być p o w iedziane, zwłaszcza o obojętnej N atu rze ja k o Praw ie, o „d w a razy dw a rów na się cztery” . Szukanie innych pokrew ieństw ze Sw edenborgiem nie byłoby ch y b a uzasad nione, bo polityczne m arzycielstw o D ostojew skiego zdaw ało się służyć m u za alibi we-bec m etafizycznych trudności.