• Nie Znaleziono Wyników

View of Swedenborg i Dostojewski

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "View of Swedenborg i Dostojewski"

Copied!
11
0
0

Pełen tekst

(1)

C Z E S Ł A W M IŁ O S Z

S W E D E N B O R G I D O S T O JE W S K I

A. Twierdzisz, że m ożna by było napisać stu d iu m pt. Swedenborg i D ostojewski. Ale literatu ra o D ostojew skim je st ogro m n a, w różnych językach i ju ż sam fak t, że n ik t dotychczas nie w padł n a ten pom ysł podryw a, przyznaj, zaufanie do tw ego tem atu.

B. Cały duży rozdział m usiałby być pośw ięcony w yjaśnieniu pow odów , dla k tó ­ rych tak się stało. Byłby to rozdział o „ślepych p u n k ta c h ” we w rażliw ości ludzi 1. poł. X X w. O statecznie cały k a n o n b a d a ń n ad D ostojew skim d a się zam knąć, w przybliżeniu, d atam i 1900-1950. M ów ię: k a n o n , bo w tedy p o w stają zasadnicze dzieła o tym pisarzu, w yznaczające głównie m etody interpretacji. Pierw sza faza p rzypada n a okres rosyjskiego sym bolizm u i ta w łaśnie byłaby głów nym p rzed m io ­ tem rozw ażań w tym artykule.

A . D laczego szczególnie okres rosyjskiego sym bolizm u?

B. N ie tylko rosyjskiego. Tzw. sym bolizm , niezależnie od jego odm ian w ró ż ­ nych krajach, pow inien był być wrażliwy n a sw oją genealogię. U c zo n o nas, że w iel­ kim p atro n em sym bolizm u był B audelaire. A naw et jeden jeg o u tw ó r cytow ano (kiedy byłem studentem w Paryżu, m usiałem go się uczyć n a pam ięć) ja k o rodzaj program u. Był to sonet Correspondances. O tóż i tytuł, i treść tego sonetu są wzięte od Sw edenborga. Z arów no pokolenie B alzaka, ja k i n astęp n e — B audelaire’a — pełną garścią czerpały ze S w edenborga, n a ogół rzad k o się do tego przyznając. Ale później przychodzi w E u ro p ie okres „św iato p o g lą d u n au k o w eg o ” i Sw edenborg staje się ju ż zdecydow anie tabu, kim ś, kim zajm ow ać się m ogą tylko m aniacy, wyznawcy, członkow ie sw edenborgiańskiego K ościoła N ow ej Jeruzalem , działa­ jąceg o głów nie w A m eryce. N ie zapom inajm y, że sym bolizm — ja k o ru ch literacki i artystyczny — bardzo je st w trzeźw ość „św iato p o g ląd u nau k o w eg o ” uplątan y , ostatecznie ci poeci, czy m alarze, czy krytycy zostali w ychow ani n a pozytyw istycz­ nych wierzeniach. B untując się przeciw ko nim , nieraz szli w różnych niesam ow i- tościach dość daleko. N iem niej ju ż nie w iedziano w tedy, co sądzić o tak jask raw y m w ypadku ja k Sw edenborg. A więc to dość znam ienne, że rosyjscy krytycy, pisząc o D ostojew skim przed r. 1914, nie chcieli ju ż wiedzieć o w ielkim szwedzkim m istrzu w yobraźni.

A. Czy znaczy to , że w ja k im ś m om encie n a stą p iła zm iana i że dzisiaj n a Sw eden­ b o rg a patrzy się inaczej?

(2)

250 C Z E S L A W M I Ł O S Z

B. D am parę p rzykładów bezradności datujących się z pierwszej połow y stu ­ lecia. K a rl Jaspers ogłosił w 1922 r. sw oją książkę o schizofrenii, w której jako ty ­ pow ych schizofreników analizuje S trindberga, V an G ogha, Sw edenborga i H ólder- lina. W 1936 r. P au l V aléry n ap isał w stęp do książki M artin a L am m a o Sweden- borgu, przetłum aczonej na francuski ze szwedzkiego. T a książka L am m a jest p ra ­ cow ita, pozytyw istycznie trzeźw a i aż plaska przez pow strzym anie się od ja k ic h ­ kolw iek w niosków , tru d n o je d n a k po jej przeczytaniu zgodzić się z tezą Jaspersa, że Sw edenborg cierpiał na ch o ro b ę um ysłow ą. Ale przecie Sw edenborg, jow ialny, pow szechnie łubiany w wyższych kolach tow arzyskich S ztokholm u, opisywał swo­ je podróże po N iebie i Piekle, zapew niał też, że z łatw ością przenosi się, chodząc np. po sw oim ogrodzie, w świat duchów . W ięc Valéry jest w kłopocie i odrzucając za­ ró w n o posądzenia o szarlatanerię, ja k o pom ieszanie, stara się w yjaśnić szczególne „ sta n y ” S w edenborga ja k o pogranicze snu i jaw y. Ja k n a bystrość V aléry’ego słabe to i nieprzekonyw ające, co więcej, V aléry tutaj siebie i nie tylko siebie, w szystkich sw oich w spółczesnych, dem askuje, przyznając się do podw ójnych m iar. Bo tak to m niej więcej w ygląda: rzeczywisty je st jedynie świat „ p ra w n aukow ych” , a n ad nim unosi się eteryczna budow la epifenom enów , w ytw orów ludzkiego um ysłu, za­ sługujących na to, żeby je trak to w ać z d o sk o n alą tolerancją, poniew aż są arbitralne, po za p raw d ą i fałszem , p o d d a n e tylko p raw u swojej formy.

Tzw. sym bolizm , spętany przez dziew iętnastow ieczną naukę, nie dow ierzał so­ bie i język obrazów , język złoży głębszych niż św iadom ość, staje w centrum uwagi psychologów i an tro p o lo g ó w nieco później, a jeżeli m am y m ówić o szerszym zasię­ gu, to o wiele później. W d an y m razie dopiero takie fakty kulturalne, ja k przenie­ sienie polem iki pom iędzy zw olennikam i F re u d a i zw olennikam i Ju n g a na grunt anglosaski m ogłyby sprzyjać nowej recepcji Sw edenborga. Zauw ażm y tutaj, że Sw edenborg pisał praw ie wyłącznie po łacinie i że, choć w pokoleniu rom antycznym byli ludzie znający łacinę nieźle, n a kontynencie europejskim czytano go w nielicz­ nych francuskich ad ap tacjach . T ym bardziej później, kiedy znajom ość łaciny słab­ nie, nie był to pisarz łatw o dostępny. Co innego je d n a k w krajach anglosaskich, gdzie p rzek ład y jeg o dzieł, począw szy od pierw szych w ydań jeszcze w X V III w., nig­ dy nie znikały z rynku księgarskiego. Zwłaszcza w A m eryce m iał on wielbicieli; je d n y m z nich był filozof i teolog H enry Jam es senior, ojciec filozofa W illiam a, tw ó r­ cy p ra g m aty zm u i pow ieściopisarza H en ry k a. W orbicie b ad ań literackich Sw eden­ b o rg znalazł się d o p ie ro n iedaw no i to tylko pośrednio, dzięki rosnącem u znaczeniu B lak e’a, k tó ry w niejednym był od niego zależny. Ale praw dziw y rozpęd „blak o - łogii,, to ju ż 2. p o ło w a naszego stulecia.

N ie sądzę je d n a k , żeby dzisiaj gdziekolw iek w ypracow ano narzędzia pozw ala­ ją c e n a ujęcie postaci Sw edenborga. Isto tn y tutaj jest przew rót naukow y siedem na­ stow ieczny o raz osiem nastow ieczny i po stęp u jąca sekularyzacja um ysłów. Sweden­ b o rg był uczonym , uniw ersalnym ja k to wtedy, bo i geologiem , członkiem K rólew ­ skiej K om isji G órniczej, i fizykiem , i fizjologiem , o genialnych, ja k tw ierdzą h isto ­ rycy n au k i, pom ysłach. Aż p o p a d ł w ciężki w ew nętrzny kryzys, kiedy nagle uśw iado­ m ił sobie d o k ą d n a u k a p ro w ad zi: do osłabienia chrześcijańskiej religii oraz — w d a l­ szych sw oich sk u tk ach — do o b alen ia wszelkich w artości. Z tego kryzysu wyłonił

(3)

się nowy Swedenborg, w izjoner i teolog. N ie będziem y tutaj zajm ow ać się pytaniem , gdzie przebiega linia pom iędzy „ n o rm a ln o śc ią ” i „n ien o rm aln o ścią” . Jeżeli p raw ­ dziw a schizofrenia zaczyna się tam , gdzie zerw ana zostaje k o m u n ik acja z innym i ludźm i, to posądzanie o nią zarów no Sw edenborga, ja k B lake’a było bezpodstaw ne. T rudność, ja k ą n ap otykam y polega na tym , że udział konw encji literackiej w kształ­ tow aniu sw edenborgiańskich widzeń, czy ja k to nazw iem y, bard zo zapew ne znaczny, nie da się ściśle określić. W iek X V III lubił stw arzać p ozory opowieści „praw dziw ej” o podróżach i przygodach, nie jest więc dziwne, że dał też, piórem Sw edenborga, opisy podróży po zaśw iatach. Tyle że sym bolika osiąga tutaj praw dziw ie duże n a ­ tężenie i w poró w n an iu z nią rozchw iane, subiektyw ne sym bole poetów z okolic r. 1900 w ydają się blade. G dyż język S w edenborga (pod o b n ie ja k tych, k tórzy przed nim podróżow ali po zaśw iatach — D antego, M iltona) posługuje się sym bolam i o stałych, niechw iejnych znaczeniach, n ato m ia st cały jego system, tym językiem opisany, nosi silne rysy 18-wiecznego racjonalizm u — ten to stop tak jego czytel­ ników zaskakuje i niepokoi.

A. W jakim że to sensie D ostojew ski zostałby do takiego stu d iu m w p ro w a­ dzony?

B. W podw ójnym . Po pierwsze, w ypadałoby zastanow ić się n ad p ra w d o p o ­ do b n y m wpływem Sw edenborga n a a u to ra Zbrodni i kary. Po drugie, chrystologia

D ostojew skiego staje się nieco mniej enigm atyczna, kiedy się ją zestawi z ch ry sto ­ logią Swedenborga.

A. Oczywiście należałoby wiedzieć, czy D ostojew ski znał pism a Sw edenborga. B. W książce L eonida G ro ssm an a — pow ołuję się n a nie byle ja k i a u to ry te t —

Seminarij po Dostojewskom u1 znajdujem y spis książek, ja k ie pow ieściopisarz m iał

w swojej pryw atnej bibliotece. M .in. figurują tam książki A. N . A ksakow a. Był to jeden z mniej znanych A ksakow ych, to ten k tó ry zajm ow ał się spirytyzm em . O pe­

tersburskich seansach spirytystycznych D ostojew ski pisał w Dniewnikie Pisatiela

za 1876 god. Ale obchodzi nas tutaj A ksakow ja k o tłum acz S w edenborga na rosyj­

ski. De Coelo et ejus mirabilis, et de inferno w jego rosyjskiej wersji u k azało się w Lip­ sku w r. 1863 ; ad ap tacja (czy przekład, tru d n o spraw dzić, d ru k ten je st nie do zn a­ lezienia) 5 rozdziałów z Ewangelii św. Ja n a w interpretacji S w edenborga, rów nież w Lipsku, w r. 1864; i, też w L ipsku, znacznie później, bo w r. 1870, ukazało się dzieło A ksakow a o Sw edenborgu. W szystkie 3 książki D ostojew ski m iał w sw oim księgozbiorze i w idocznie interesow ał się przedm iotem , jeżeli je grom adził.2 G ross- m an w ko m en tarzu do ogłoszonej przez siebie listy p o w iad a: „Szczególnie godne uwagi je st zainteresow anie D ostojew skiego S w edenborgiem ” . „ N a m istyczne rozw ażania Zosim y o m odlitw ie, o piekle i o naszych zw iązkach z innym i św iatam i książki te mogły mieć w pływ ” . O ile wiem , n ik t nie p odjął tej sugestii pro feso ra G rossm ana.

1 G o su d a rstw ie n n o je Izd atielstw o . M o sk w a 1922.

2 A. N . A k s a k o w O niebiesach, o m irie duchów i ob adie, k a k to sły sza ł i widieł F. Swiedienborg. Pier. s lat. Leipzig 1863; t e n ż e . Jew angielie p o Sw iedienborgu. P iat gław Jew angielija o t Joanna s

izlo-żienijem i tolkow anijem ich duchow nogo sm ysla po n a u kie o sootw ietstw ijach. Leipzig 1864; t e n ż e . R acjo­ nalizm Swiedienborga. K riticzeskoje issliedowanije je g o uczenija o św. Pisanii. Leipzig 1870.

(4)

252 C Z E S Ł A W M I Ł O S Z

A. W pływ ologia je st dziedziną niew dzięczną. Zwykle tru d n o naw et ustalić, za czyim pośrednictw em jak aś idea czy pom ysł d o stają się do danego pisarza.

B. Z pew nością. W sw oim księgozbiorze D ostojew ski m iał n a przykład aż 2 francuskie w ydania dzieł Balzaka. I rozczytyw ał się w B alzaku wcześnie, w m ło­ dości. C hoć B alzak znał S w edenborga źle, z drugiej ręki, to jed n ak był jego wielbi­ cielem i m ożem y „sw edenborgiańskie” powieści Balzaka, jak Serphita czy Louis

Lam bert, o b ra ć za przykład „ p o śre d n ictw a” . O graniczm y je d n a k zakres naszych

dociekań d o jednego tylko u tw o ru D ostojew skiego, do Zbrodni i kary. Zaczął pi­ sać tę pow ieść w r. 1865 w W iesbaden, a w iadom o że podczas swoich pobytów za granicą chciw y był na rosyjskie książki. W ięc w tedy pewnie kupił, czy dostał, dzieło Sw edenborga w przekładzie A ksakow a d o p iero co w ydane w sąsiednim Lipsku. T k a n in a sym boli je st tak w Zbrodni i karze b o g ata, że tru d n o nie myśleć o sweden- b orgiańskich korespondencjach, czyli — ja k to tłum aczy A ksakow — sootwietstwi-

jach. W edług Sw edenborga są to sym bole ja k b y „o biektyw ne” , tkw iące w samej

stru k tu rze w szechśw iata — i języka. A le zostaw m y tropienie ich innym , zacieśnia­ ją c jeszcze zakres i ograniczając się d o postaci Sw idrigajłow a. Jed n a to z najbardziej zagadkow ych figur u D ostojew skiego, poczynając od nazw iska, b o skąd raptem litew ski książę Sw idrigajło p rzekształca się w rosyjskiego „ b a rin a ” ? Szlachecka ro d zin a D ostojew skich, takie noszących nazw isko od d ó b r D ostojew o koło P iń­ ska n adanych .jej w 1505 r. zostaw iła ślad w k ro n ik ach krym inalnych W ielkiego K sięstw a w XVI w. Że T eo d o r D ostojew ski pochodzenie od tej rodziny p o d k re ­ ślał, wiemy z książki jego córki Ljubow , czy ja k się podpisyw ała na em igracji, Aimée, D ostojew skiej, książki bałam utnej i pełnej w ręcz głupstw, ale i zawierającej n iek tó ­ re cenne w spom nienia z dzieciństw a. N azw isko Swidrigajłow , pochodzące od księ­ cia, k tó ry w ładał w schodnią, a więc etnicznie nie litew ską tylko słow iańską częścią W ielkiego K sięstw a w skazyw ałoby m oże n a szczególną identyfikację a u to ra z tą p ostacią (choć oczywiście D ostojew ski je st wszystkim i postaciam i). N ie bądźm y po za tym zbyt pew ni, że głów nym b o h aterem pow ieści je st R askolnikow , b o m oże nim być rów nież jego m roczny sobow tór, Swidrigajłow. Pom im o fascynacji zb ro d ­ nią bez skruchy, co d ato w ało się u a u to ra z czasów jego p o bytu n a k ato rd ze w Om -

sku, R askolnikow . zdaje się być tra k to w a n y z w iększym dystansem niż jego diabo- liczny znajom y, k tó ry w całej powieści nie zostaje wyegzorcyzm ow any. M ożna by­ łoby naw et zaryzykow ać tw ierdzenie, że dw ie w tym utw orze są zbrodnie i dwie kary, przy czym ta d ru g a zb ro d n ia, Sw idrigajłow a, staje się „k o resp o n d en cją” , odpow ied­ n ikiem poczucia winy sam ego w sobie.

Bo na czym polega pro b lem S w idrigajłow a? M a on życia ludzkie na sum ieniu, ąle nadczłow iekiem , k tó ry sta n ą ł po za d o b rem i złem, jest tylko pozornie. W isto­ cie nienaw idzi swojej n a tu ry zdolnej jego zdaniem tylko do zła i uw aża, że taki czło­ wiek ja k on zasługuje n a wieczne potępienie. Czyli że pop ełn ia grzech określany przez teologów ja k o pierw szy z grzechów przeciw D uchow i Św iętem u: „ o łasce Boskiej rozpaczać” . Sw idrigajłow p o ru sza się na stronicach powieści niby fantom , ja k b y ju ż p o z a życiem. Przygotow uje swój „w yjazd do A m eryki” , co w jego ustach i w u stach D ostojew skiego oznacza w yjazd do Piekła — bo przypom nijm y np. ja k przedstaw iony je st w Biesach p o b y t K iriłłow a i Szatow a w Ameryce. Oczywiście

(5)

Sw idrigajłow m a n a myśli nie żad n ą p odróż ale w ykonanie w yroku na sobie i wresz­ cie popełnia sam obójstw o. Przypom ina on zupełnie potępieńców opisyw anych przez

Sw edenborga i naw et zastanaw ia p odobieństw o, może w skutek m im ow olnego sko­ jarzen ia, pierwszej sylaby tych 2 nazw isk: Swed i Swid.

Piekło u Sw edenborga jest zbudow ane z „k o resp o n d en cji” , to znaczy w szystko, co potępieńców otacza, jest projekcją ich stanów duchow ych, a dzieje się ta k dlatego, że każda rzecz w idzialna i d o ty k aln a m a swoje drugie i bardziej naw et realne ist­ nienie w ludzkiej w yobraźni, gdzie służy za znak w artości, tj. alb o d o b ra albo zła. Piekielne czeluści opisyw ane przez S w edenborga m ają często wygląd p o n u ry ch ulic w najuboższych dzielnicach wielkich m iast, głównie bodaj L ondynu, gdzie długo mieszkał. Są to więc obrazy życia w czasie, ju ż p o za czasem utrw alonego. Bóg przy tym nie skazuje n a Piekło. O brazy radości niebiańskiej są dla potępieńców o d ra ­ żające i właśnie z książki przetłum aczonej przez A ksakow a m ożna się dow iedzieć, że uciekają od tow arzystw a duchów jasn y ch , szukając obcow ania z p o d obnym i sobie. W Braciach Karmazowych, w n au k ach Z osim y o Piekle, też m ów i o takim zupełnie w łasnow olnym w yborze „m iejsca” , choć słowo to nied o k ład n e, skoro „m iejsce” jest tylko projekcją w ew nętrznego stanu.

W ażna dla naszych celów je st wielość piekieł u Sw edenborga. Jest ich tyle, ile ludzkich indyw idualności. Pozw olę sobie wziąć z półki tę w łaśnie książkę, k tó rą czy­ ta ł D ostojew ski i zacytow ać, na prędce tłum acząc z an g ielsk ieg o :

„K ażde zło, ja k i każde d o b ro , je st nieskończenie ró żn o ro d n e. Że to je st p raw d ą, zupełnie nie m ogą zrozum ieć ci, k tó rzy znają tylko proste pojęcia dotyczące zla, takie ja k p ogarda, w rogość, nienaw iść, p o dstępność i tym p o d o b n e. O tó ż niech się dow iedzą, że każdy z tych rodzajów zła zaw iera w sobie ta k wiele odm ian, a k ażd a z tych odm ian tak wiele szczególnych i o d rębnych odm ian, że aby je wyliczyć nie starczyłoby całego tom u. Piekła są tak w yraźnie u łożone w edług p o rz ą d k u o d p o ­

w iadającego różnicom pom iędzy o d m ianam i zła, że nie dałoby się wymyślić nic doskonalej u p orządkow anego i dokładniej podzielonego. O czyw istą je st więc rze­ czą, że piekła są niezliczone.”

Swidrigajłow, wtedy, kiedy go spotykam y na stro n n icach powieści, ju ż za życia szuka miejsc, które by były odpow iednikam i jeg o znudzonej rozpaczy, jego akedii. M im o że jest zam ożny, w ybiera nędzne um eblow ane pokoje, trzeciorzędne sm ro d li­ we restauracje i tanie b rudne hotele. Jeżeli pow iedziałem , że sw edenborgiańskie „ k o ­ respondencje” m ają ch a ra k te r obiektyw ny, to trzeba by było wnieść tutaj popraw kę, bo niektóre zjaw iska są am biw alentne i funkcja ich ja k o sym bolów zm ienia się za­ leżnie od ich połączeń z innym i. T ak jest w Zbrodni i karze z deszczem i wilgocią — dla Sw idrigajłow a stają się one nie życiodajne ale p onure, kojarzą się one z jego w ew nętrznym zastojem i rozpadem . Sam o narzuca się tutaj porów nanie z p o d o b n ą funkcją deszczu i wilgoci w przygnębiającym o p o w iad an iu D ostojew skiego Bo-

bok, o rozm ow ach um arłych n a cm en tarzu .

Swidrigajłow w szczególny sposób w y obraża sobie to, co może spotkać ludzi po śmierci, a zwłaszcza co jego pow inno spotkać. O to je d n a z najdziw niejszych rozm ów w światowej literaturze, pom iędzy nim i R a sk o ln ik o w e m :

(6)

254 C Z E S Ł A W M I Ł O S Z

— N ie w ierze w życie p o śm ie rtn e — p o w ied ział R a sk o ln ik o w . S w idrigajłow siedział za ­ m yślony.

— A co jeżeli ta m są ty lk o p a ją k i a lb o coś w tym ro d z a ju ? - - pow iedział nagle. „ O n je st n iesp ełn a ro z u m u ” — p o m y ślał R a sk o ln ik o w .

— M y czem u ś zaw sze p rz e d sta w ia m y sobie wieczność ja k o coś og ro m n eg o , o g ro m n e g o ! A cze­ m uż to m a być ta k ie o g ro m n e ? Bo nagle, niech pan to sobie w yobrazi, zam iast tych ogrom ów będzie tam je d n a izd eb k a, ja k b y w w iejskiej łaźni, z a k o p c o n a , i we w szystkich k ą ta c h p ająk i, o t i c a ła w ieczność. W ie p a n , czasem ta k m i się to m ajaczy.

- k 1 nic, i n ic w eselszego i spraw iedliw szego nie przy ch o d zi p a n u d o giow y! — w y krzyknął R a sk o ln ik o w z uczuciem o d razy .

— S p ra w ied liw szeg o ? A co m y m ożem y w iedzieć, m oże ta k w łaśnie jest spraw iedliw ie? I wie p a n , ja sam bym n ap e w n o ta k to um yślnie u rząd ził! — o d p o w ied ział S w idrigajłow z niew yraźnym u śm ieszkiem .

Ja k im ś ch ło d em p o w iało na R a sk o ln ik o w a od tej obrzydliw ej odpow iedzi.

A. Przyznaję, że po raz pierwszy, w skutek w prow adzenia Sw edenborga, ta

rozm ow a przestaje być niezrozum iałym w yskokiem fantazji D ostojew skiego, jak b y m akab ry czn y m dow cipem .

B. Jeżeli naw et, a tak sądzę, to je st moje odkrycie, więcej wagi przyw iązuję do spostrzeżeń o chrystologii D ostojew skiego, niż do kwestii „w pływ ów ” . O czym za chwilę. N a razie trzym ajm y się jeszcze o b ran eg o w ątku. O głębokiej, głębszej i b a r­ dziej podziem nej identyfikacji a u to ra ze Sw idrigajłow em niż z R askolnikow em św iad­ czą, m oim zdaniem , sny Sw idrigajłow a przed sam obójstw em . Pojaw ia się ta m obsesyj­ ny m otyw zgorszenia m aluczkich, gw ałtu popełnionego na dziecku. D ostojew ski nie był „n aszy m m arkizem de S ade” , ja k go nazyw ał Turgieniew . P lotki odnoszące ten m otyw d o biografii D ostojew skiego nie pow inny nas obchodzić w ystarczy stwier­ dzić, że krzyw da dziecka, zw ykłe m ałej dziew czynki, jest odczuw ana przez jego b o h a te ró w ja k o h o n o r m oralny, że p rzypom nę „Spow iedź S taw rogina” z Biesów.

Sw idrigajłow n ajpierw widzi we śnie tru m n ę o b sy p an ą kw iatam i, a w trum nie b a rd z o m łodą, dziecko praw ie, panienkę. W olno nam się dom yślać, że ta nieletnia O felia u to p iła się z jego p o w odu. Ale pierwszy sen jest tylko przygotow aniem do d ru ­ giego, o wiele straszniejszego. Z n ajd u je on w hoteliku, gdzie m ieszka (tak m u się śni), m ałą dziew czynkę, pięcioletnią, opuszczoną, płaczącą. Co następuje, to sen Sw idrigajłow a o własnej d o b ro ci, bo u sp o k aja jej płacz, bierze ją na ręce, niesie d o swego p o k o ju , kładzie n a łóżku i o tu la kołdrą. I w tedy to jego m arzenie o w łasnej d o b ro ci otrzym uje cios decydujący. Sw idrigajłow czuje nagle n a sobie jej spojrzenie spod p rzym rużonych rzęs, a je st to spojrzenie kurtyzany. Z a pośrednictw em tego snu zo stają w ydobyte na pow ierzchnię dwie jego myśli, k tóre m ożna by było ująć t a k : „C zegokolw iek d otkniesz, zostaje skażo n e” ; „N iew inność i d o b ro ć są złudzeniem , bo choć jesteśm y skłonni przypisyw ać je N&turze, zna o na tylko popędy zgodne z jej praw em ro zm n ażan ia się i śm ierci” . P odobnie b o h a te r o p ow iadania Sen śmiesznego

człowieka, kiedy przebyw a w raju ziem skim , zaraża niew inną ludzkość sprzed U p a d ­

ku sam ą sw oją obecnością. W ięź pom iędzy przytoczonym i m yślam i Sw idrigajłow a je st niezbyt w yraźna, ale istnieje: N a tu ra , czyli dw a razy dw a rów na się cztery w Z a­

piskach s podziem ia alb o ob o jętn a m achina w Idiocie (ustęp o obrazie H olbeina Złożenie do grobu), zasługuje tylko na nasz p ro test w imię naszych, ludzkich w artości,

(7)

których nie uznaje. Sw idrigajłow pow iada sobie mniej więcej ta k : „N ie m a we mnie nic prócz agresywnych popędów i one są w zgodzie z po rząd k iem św iata, który jest zbyt ziy, żeby mógł być boski, i wiem, że żadna p ró b a w ydobycia się z mojej skóry nie może się u d ać.” S am obójstw o Sw idrigajłow popełnia z odrazy — i do siebie, i do wszystkiego. Jest on jednym z tych. którzy „B oga żywego bez nienaw iści oglądać nie m ogą i żądają, żeby nie było Boga życia, żeby unicestw ił Bóg i siebie, i swoje stw orzenie” , ja k w Braciach Karmazowych m ów i starzec Z osim a. C o p raw d a w tej m oralnej odrazie czytelnik skłonny je st d o p atry w ać się pewnej w zniosłości i dlatego Swidrigajłow, choć we w ładzy A h rim an a, nie byw a n a ogół zaliczany d o nieodw o­ łalnie czarnych charakterów .

Zgwałcenie dziecka uzyskuje w rozdziale o ostatniej nocy Sw idrigajłow a z n a ­ czenie „korespondencji,, tj. sym bolizuje poczucie winy —- niekoniecznie z p o w o d u takich czy innych uczynków , po pro stu dlatego, że jest się, kim się jest. C o nap raw d ę popełnił Swidrigajłow, czy panienka w trum nie to jego ofiara, nie wiemy i nie je st to istotne, tak ja k w „Spow iedzi S taw rogina” nie m ożna mieć całkow itej pew ności, że nie zmyślił zgwałcenia przez siebie M atryoszy. N ie chciałbym zresztą tego chw y­ tu — sym boliki snów i koszm arów , np. w rozm ow ie Iw a n a K aram azo w a z diabłem , przypisyw ać w yłącznie lekturze Sw edenborga, bo takich czy innych zapożyczeń n ikt nie potrafi dowieść. Ale przejdźm y do drugiego w ątku.

A. Czy zgodnie z przypuszczeniem G ro ssm an a należałoby się sk o n cen tro w ać na naukach Zosim y?

B. Nie, bynajm niej. I nie byłoby to szukanie podobieństw , poza jednym , z a sa d ­ niczym podobieństw em : sytuacji intelektualnej. Sw edenborg, u ro d zo n y w r. 1688 (zm. w 1772 r.) reagow ał na wielki przew rót um ysłow y, który w E uropie zachodniej zaczyna się w X VII w. T ak ja k Pascal przed nim , k tó ry chciał napisać w ielką a p o lo ­ gie chrześcijaństw a, czego ow ocem są n o tatk i znane ja k o M yśli. U p raszając nieco, pow iedzm y, że Sw edenborg, w m om encie swego kryzysu, szukał strategii, ja k ą p o ­ winien o b rać chrześcijanin wobec nacisku w yobrażeń zaczerpniętych z nauki. W Europie zachodniej przew rót nie był tak gw ałtow ny, bo rozkładał się w czasie na jakieś parę stuleci, n ato m iast rosyjska inteligencja X IX w. stanęła w obec tych sa­

mych ferm entów nagle, otrzym ując je w form ie zbitki. I w łaśnie D ostojew ski chciał być obro ń cą chrześcijaństw a, choć w róg usadow ił się ju ż w sam ym śro d k u jego we­ w nętrznej twierdzy. Jeżeli tak często zestaw iano D ostojew skiego z Pascalem , to nie bez racji. Ale zestawienie go ze Sw edenborgiem okazałoby się, sądzę, nie m niej, m oże bardziej, płodne.

R acjonalizm w swoim a ta k u na chrześcijaństw o postępow ał od rzem yczka d o koziczka i zaczynało się od tzw. „rełigii racjo n aln e j” , szczerze propagow anej przez ludzi uw ażających się za dobrych chrześcijan. K iedy w A nglii duchow ni ostrzegali przed „potw orem socynianizm u” , niepokój ich był uzasadniony, cóż kiedy np. Jo h n Locke, choć tem u publicznie zaprzeczał, m iał w swojej bibliotece pełno d ru ­ ków rakow skich i czytał je uważnie, ja k dow odzą robione jego ręką n o ta tk i na m argi­ nesach.3 W łaściwie pierw szym ogniw em procesu laicyzacji było w E uropie o d ro ­

3 W ykazał to H . J. M c L ach lan w k siążce Socinianism in Seventeenth C entury England. O x ford 195!.

(8)

2 5 6 C Z E S Ł A W M I Ł O S Z

dzenie się herezji ariańskiej w X V I w., stam tąd wiedzie linia do wszelkich tez jaw nie czy niejaw nie głoszących, że Jezus był szlachetnym m arzycielem , reform atorem , idealem etycznym , ale nie Bogiem.

S w edenborg uchw ycił sam o sedno tego procesu, skoro jego system teologiczny, w sporze i z luteranizm em , w k tó ry m się w ychował, i ze wszystkim i innym i w yzna­ niam i, je st d o k ład n y m przeciw ieństw em skłonności ariańskich do rozryw ania je d ­ ności trzech hyp o staz w T rójcy Św. Sw edenborg oskarżał wszystkie K ościoły o fałsz, n a tym polegający, że niby to w yznają Boga w Trójcy jedynego, a napraw dę w pa­ ja ją sw oim w iernym w iarę w trzech bogów , co, poniew aż jest gw ałtem zadanym rozum ow i, m usiało doprow adzić do przeciw ieństw a, a więc do zupełnie ateistycznej religii rozum ow ej: Deus sive Natura. W aga, ja k ą Sw edenborg przywiązywał do Ew angelii św. Ja n a i A p okalipsy w skazuje, że naw iązyw ał do tradycji herm etycznej, sięgającej w stecz aż d o gnostyków . „ N a p o czątk u było Słow o” , tj. C hrystus i Swe­ d e n b o rg obw ieszcza wielki sekret, k tó ry brzm i tak, jakbyśm y stare teksty gnostyczne czytali: N asz Ojciec w niebie je st C złow iekiem . W tych starych tekstach człowie- czość B oga je st przeciw staw iona nieludzkości A rch o n tó w w ładających św iatem czy też Jeh o w y ; człow iek d o b o g a N a tu ry nie przynależy w łaśnie dlatego, że m a wyżej, p o n a d bogiem N a tu ry , sojusznika w B ogu-Cztow ieku. T akiego dualizm u u Sweden- b o rg a nie m a, ale k to wie, czy nie zaw iera się w jego system ie implicite. N a ogół je ­ żeli kto ś spo śró d ksiąg N ow ego T estam en tu najwyżej ceni Ewangelię Św. Jan a i A p o ­ kalipsę, pow inno to nam daw ać do m yślenia i ciekawe, że to były też ulubione księgi D ostojew skiego.

A . W ynikałoby z tego, że obiecującym polem b a d a ń byłby D ostojew ski ja k o pow ieściopisarz o dradzającego się m anicheizm u.

B. To je st zbyt obszerny i osobny tem at. Przyjm ując, za B achtinem , że m am y do czynienia z now ym rodzajem pow ieściow ym t.j. pow ieścią polifoniczną, nie m ożem y w ypow iedzi poszczególnych po staci w kładać w u sta sam ego au to ra , skoro treść tych wypow iedzi jest o k reślo n a przez inne, przeciw ne, głosy. C hoć np. W assilij R o zan o v dość do b rze argum entow ał, kiedy starał się dowieść, że W ielki Inkw izytor w yraża najbardziej w łasne, najbardziej rozpaczliw e w nioski sum ujące w ieloletnie rozm yślania a u to ra Braci Karmazowych. A W ielki Inkw izytor wierzy, że św iat jest w m ocy K usiciela, „w ielkiego d u ch a n ieb y tu ” , je m u decyduje się służyć, bo boskość w cielona w Jezusie jest, jeżeli ją m ierzyć p o rządkiem i N atu ry , i ludzkiego społeczeń­ stw a, zupełnie słaba, niczego nie p o trafi w praw ach życia zmienić. Z atrzym ajm y je d n a k p o glądy W ielkiego In kw izytora tylko ja k o jeden z biegunów, bo przecie D o ­ stojew ski w Braciach K arm azow prag n ął stw orzyć też przeciwwagę, drugi biegun, tem u służą postacie starca Zosim y i Alyoszy. P rzyda się n am Sw edenborg, bo uw a­ żał, że zah am ow ać postępy ateizm u utożsam iającego Boga z N a tu rą m ożna tylko p o d k reślając ideę B oga-C złow ieka. T ak sam o D ostojew ski, tylko że w jego umyśle, zawsze skłonnym do skrajności, u k ład ało się to w radykalne „a lb o -alb o ” : jeżeli Jezus um arł i nie zm artw ychw stał tj. jeżeli był tylko człowiekiem , to Ziem ia jest „d iab elsk im w odew ilem ” i w tedy należy zo stać W ielkim Inkw izytorem w imię li­ tości n a d ludźm i — żeby nieszczęsnych „ zb u n to w an y ch niew olników ” zam ienić w niew olników szczęśliwych.

(9)

B.

Niektórzy autorzy prawosławni nazywali Dostojewskiego najwięk­

szym teologiem, jakiego wydało Wschodnie Chrzecijaństwo.

B.

To nie da się utrzymać. Anna Achmatowa nazywała i Tołstoja, i Do­

stojewskiego „herezjarchami” i chyba się nie myliła. Jak wiadomo, wszelka

negacja wychodzi u Dostojewskiego najmocniej, natomiast z obrazem praw­

dziwego dobrego człowieka, a tym bardziej Boga-Człowieka nie umie on

sobie dać rady. Cały rozwój jego m yśli można by było zawrzeć w pytaniu:

kim jest Chrystus dla niego w młodości i kim jest Chrystus dla niego wtedy,

kiedy pisze ostatnią swoją powieść.

Otóż kiedy Dostojewski należał do kółka „Pietraszewców” i czytał Geor-

ge Sand, Fouriera, poglądy jego nie różniły się od poglądów socjalistów

utopijnych, dla których Jezus był ideałem etycznym , prekursorem ich bli­

skiego i łatwego do zrealizowania społeczeństwa doskonałego. Tak więc

wymiar metafizyczny był całkowicie pominięty. Przeżycia na katordze spo­

wodowały, że Dostojewski zrozumiał, ile zależy od tego, czy się ten wym iar

uznaje czy nie. Często w literaturze o nim cytuje się jego list do Fonwizinej

pisany w Omsku w 1854 r. ale chyba rzadko kto zauważa w nim kluczową

i niebezpieczną decyzję. Toteż sięgnijmy jeszcze raz do tekstu:

„Powiem pani o sobie, że jestem dzieckiem wieku, dzieckiem niewiary

i zwątpienia aż do dziś i aż (wiem to) do grobowej deski. Jakich strasznych

męczarni kosztowało mnie i kosztuje teraz to pragnienie, żeby wierzyć,

które jest tym silniejsze w mojej duszy, im więcej w e mnie dowodów prze­

ciwnych. A jednak Bóg zsyła mi niekiedy minuty, kiedy jestem zupełnie

spokojny; w takich minutach kocham i myślę, że jestem przez innych ko­

chany i wtedy to ułożyłem sobie symbol wiary, w którym wszystko jest

dla mnie jasne i święte. Symbol ten jest bardzo prosty i oto on: wierzyć,

że nie ma nic piękniejszego, głębszego, sympatyczniejszego, rozumniejsze­

go, mężniejszego i doskonalszego niż Chrystus, a nie tylko nie ma, ale, jak

z zazdrosną miłością sobie mówię, być nie może. Mało tego, gdyby ktoś mi

dowiódł, że Chrystus jest poza prawdą i r z e c z y w i ś c i e [podkr. Do­

stojewskiego] tak było, że prawda jest poza Chrystusem, to wolałbym zo­

stać z Chrystusem niż z prawdą”.

Zastanówmy się, co to znaczy. Przeciwstawiano wiarę i rozum nieraz,

ale przeciwstawienie wiary i prawdy jest dość niezw ykłe. Meister Eckhart,

który nie za wielbiciela rozumu przecie uchodzi, pow iedział: „Gdyby Bóg

był zdolny oddalić się od prawdy, trzymałbym się prawdy i opuściłbym

Boga”. W tej samej połowie XIX w. kiedy Dostojewski jest na Syberii,

w Danii Kierkegaard przeprowadza swój w ielki atak na rozum, ale dla

niego prawda jest po stronie wiary.4 Wybór Dostojewskiego jest niedaleki

od przyznania wszystkich atutów przeciwnikowi, tj. postępowemu duchowi

XIX w. z pozostawieniem sobie postaci Chrystusa jako nie więcej niż ma­

rzenia, bez którego trudno żyć. Ale marzenie ma to do siebie, że wym yka

się kontroli, traci łatwo wyraźne kontury. I ten list jest według mnie w y­

znaniem potencjalnego herezjarchy.

4 „Prawda jest właśnie zamierzeniem, które wybiera obiektywną niepewność z pa­

s ją przynależną nieskończonemu” ; „Ale powyższa definicja prawdy stanow i tej rów ­ noznaczne określenie wiary” ; „Wiara jest w łaśnie sprzecznością pomiędzy nieskończo­ ną pasją wewnętrznego życia jednostki i niepewnością obiektyw ną”. Cytuję według przekładu angielskiego: S. K i e r k e g a a r d . Concluding U nscientific Postscript. Princeton 1941.

(10)

2 58 C Z E S Ł A W M I Ł O S Z

A. K iedyż więc ukazują się następstw a takiego w yboru?

B. N iep ręd k o . W skrócie określiłbym przem ianę postaci C hrystusa u D o sto ­ jew skiego w następujący sp o só b : najpierw C hrystus jest m oralnym wodzem-ide-

alem socjalizm u utopijnego, następnie n a długo znika, dając znać o sobie tylko po­ średnio, np. w Zbrodni i karze, kiedy Sonia i R askolnikow czytają rozdział z E w an­ gelii o w skrzeszeniu Ł azarza albo w epilogu tej powieści, kiedy n a katordze współ- w ięźniow ie-chłopi nienaw idzą R askolnikow a, inteligenta, a tym samym, ich zda­ niem , a te is ty ; wreszcie C hrystus pojaw ia się na now o, już ja k o b o h ater utopii słowia- nofilskiej i carosław ja.

D ość w ym ow na je st w tym obsesja pokazyw ania dzieci. Społeczeństwo dzieci je st społeczeństw em istot niedojrzałych, zdolnych je d n a k do dobrego, jeżeli zjawi się k to ś dorosły, szlachetny, i po trafi je zorganizow ać. Pierw szą p ró b ą sportrelo- w ania ewangelicznego, C hrystusow i p o d obnego ich przyw ódcy, jest książę M yszkin w Idiocie. Podczas swego p o b y tu w Szw ajcarii jest otoczony g rom adą dzieci, sam ą sw oją łagodnością w yplenia ich zle nałogi, zm ienia ich stosunek d o półobłąkanej M arie. Ale M yszkin D ostojew skiem u się nie udal. Przez to, że jest zupełnie p o zb a­ w iony egoizm u, jest nieludzki i wreszcie szerzy w około siebie spustoszenie. Sądząc po nim należałoby zw ątpić w m ożliwość połączenia dw óch n atu r, boskiej i ludzkiej, i skłonić się d o opinii tzw. d oketystów , którzy głosili, że ziem skie cechy Chrystus nosi! tylko pozornie. Więc D ostojew ski ponaw ia próbę w Braciach Karamazow. T am w ystępują dwaj dorośli o rg an izato rzy społeczeństw a dzieci. Jednym z nich jest W ielki Inkw izytor, czy, jeżeli kto woli, a u to r p o em atu pt. Legenda o W ielkim Inkw i­ zytorze, Iw an K aram azo w . Z w róćm y uw agę ile razy W ielki Inkw izytor używa słowa ,,dzieci” w zastosow aniu do ludu, którym rządzi. D rugim jest A lyosza i bractw o d w u n astu chłopców ze szkoły, najw yraźniej zadatek K ościoła ja k o w spólnoty teo- kratycznej. Tylko że o ile Legenda o W ielkim Inkw izytorze jest potężna, genialna w każdym szczególe, o tyle rozdziały o chłopcach są, obok rozdziału, gdzie w ystę­ p u ją zbyt ju ż k a ry k a tu ra ln i Polacy, artystycznie słabe, m elodram atyczne i rażące czytelnika jak im ś fałszem . D ow ód to wielkości D ostojew skiego, że m im o tych roz­ działów Bracia Karam azow po zo stają arcydziełem . W łaściwie jest to powieść o w ła­ dzy. W ładzy ojca z ciała (F y o d o r K aram azow ) przeciw staw iona jest w ładza ojca z d u ch a (starzec Z osim a) i ta an ty n o m ia trzym a się dobrze. C hoć Lew Szestow, sceptyczny, stosow ał określenie lu b o k (czyli tan i jarm arczn y drzew oryt) i d o postaci Z osim y i d o postaci Alyoszy, to biografia Zosim y jest przekonyw ająca w łaśnie ja k o g atu n ek w zorow any n a żyw otach świętych. M o rał z tego zestaw ienia ta k i : przeciwko w ładzy świeckiej (ojciec) nie w olno się buntow ać naw et, jeżeli je st zła, ale ludzie (sy­ now ie) będ ą się b untow ać, jeżeli zab rak n ie w ładzy duchow ej o b o k w ładzy świeckiej. D rugie przeciw staw ienie dotyczy przyszłości: przyw ódca z diabłem w pakcie i przy­ w ódca działający sam ą m iłością. D y sp ro p o rcja pom iędzy olbrzym ią wizją Legendy o W ielkim Inkw izytorze i zastępem skautow skim , który, kierow any przez Aloyoszę, spełnia d o b re uczynki, jest rażąca. N iepow odzenie artystyczne o czymś świadczy, to też tu jest p u n k t dla tych dostojew skologów , którzy praw osław nego publicystę D ostojew skiego podejrzew ali o nieszczerość w obec siebie.

(11)

B. Ż adnej. Tym czasem zarzuty, jak ie staw ia W ielki Inkw izytor C hrystusow i to są wiaściwie zarzuty socjalisty utopijnego, który w ym arzył, że jego nauczyciel zechce kroczyć na czele i m a żal do niego o to, że ten nie chce. Więc now e m arzenie: może C hrystus posłuży za w zór społeczeństw u, k tó re ktoś od góry p rzek o n a do cnót b raterstw a — i o to m odelem królestw a Bożego na ziemi staje się d ru ży n a skautów .

A. W obronie D ostojew skiego trzeba pow iedzieć, że w literaturze światowej nie ma innego przykładu tak bezgranicznych am bicji pow ieściopisarza. O dziedzi­ czy! powieść ja k o gatunek ostatecznie niezbyt w ybredny i naw et bawi nas dzisiaj tro ch ę jego podziw dla takich a u to ró w ja k V ictor H ugo i G eorge Sand. A sam zm ie­ nił ten gatunek w instrum ent do w yrażania zderzeń pom iędzy najw ażniejszym i ide­ am i dotyczącym i losu człow ieka i p o su n ął się w tym ta k daleko, że być m oże jego porażki d adzą się uspraw iedliw ić, bo pow ieść m a tylko o graniczoną nośność. T eolog czy poeta korzystają z większych upraw nień niż pow ieściopisarz.

B. D ostojew ski-pow ieściopisarz ob ro n i się sam dostatecznie. C hoć rów nież ja k o publicysta a u to r Dniewnika Pisatiela nie pow inien być w naszych rozw ażaniach całkow icie pom inięty, a ta jego działalność w skazuje ja k bard zo potrzebow ał złudzeń.

A. Jeżeli dobrze rozum iem , p o d obieństw o pom iędzy Sw edenborgiem i D o sto ­ jew skim sprow adzałoby się do w yjątkow o ostrego uśw iadom ienia sobie następstw , jak ie pociągnie za sobą dla religii rozwój n auk ścisłych. T o ich łączyło, czyli w pew nym

sensie D ostojew ski zm agał się z ateizm em w jeg o osiem nastow iecznej form ie. B. A teizm starego K arm azow a je st w olteriański. A kom iczny liberał S tepan W ierchow ienski w Biesach jest, gdyby go m ierzyć ówczesnym i kryteriam i zach o d n i­

mi, postacią trochę ja k z rom ansów R ousseau. W skutek burzliw ych w ydarzeń h i­ storycznych, przede w szystkim rewolucji przem ysłow ej, ostrość religijnej p ro b le ­ m atyki uległa w zachodniej E uropie stępieniu i głosy nielicznych je d n o stek pozostały w ołaniem n a puszczy. W literaturze pięknej X IX w. n ik t poza D ostojew skim nie pow iedział ta k brutalnie tego, co, ja k n am się teraz w ydaje, pow inno było być p o ­ w iedziane, zwłaszcza o obojętnej N atu rze ja k o Praw ie, o „d w a razy dw a rów na się cztery” . Szukanie innych pokrew ieństw ze Sw edenborgiem nie byłoby ch y b a uzasad ­ nione, bo polityczne m arzycielstw o D ostojew skiego zdaw ało się służyć m u za alibi we-bec m etafizycznych trudności.

Cytaty

Powiązane dokumenty

These conditions can be translated into a set of five requirements for an architecture and governance procedure for opening up data (Availability, Data selection policies,

Poza pojedynczy- mi dobrymi wiadomościami opisującymi nadzwyczajne sukcesy polskiej medycyny został on zdominowany przez propagandę reformy ministra Arłukowicza odrzucanej

Dopiero w okresie kontrreformacji, w enklaw ie katolickiej Warmii i katolickich parafiach diecezji pom ezańskiej, można zaobserwow ać znaczące ożywienie kultu

Es ist außerdem nicht klar, was die Lehrwerkautoren meinen, wenn sie von „der deut- schen Standardsprache“ sprechen (s. Meinen sie damit die deutsch ländische, die

In summary, we demonstrated that small Pt nanoclusters of controlled size can be deposited on TiO 2 nanoparticles (21 nm) by ALD in a uidized bed at atmospheric pressure,

selectie van interventies in een Nederlandse context, daar arbeidsongeschiktheid, in tegenstelling tot de VS, voor mensen werkzaam bij productiebedrijven door- gaans niet

Jóźwiaka o przesłanie oceny całego podręcznika oraz propozycji zmian i poprawek.11 Także Wydawnictwo Pax zwracało się do niego z prośbą o wy­ typowanie

Jeśli natomiast Kodeks jest potrzebny, gdyż zaleca, by lekarze postępowali w sposób, który nie jest, być może, powszechnie przestrzegany, to wtedy zasady tego kodeksu nie