PRÓBKI NAJNOWSZEJ KRYTYKI HISTORYCZNEJ.
no.
W o b e c zu p ełn ego b rak u źró deł dla ośw ietlen ia z a ta rg u m ię d z y b iskupem a k rô le ^ k ra k o w slè im i n a stę p u jąc e j potem k a ta stro fy obu, k ry ty k a h isto ry czn a staje się być „dyw inacyjną"; przestaje kom binow ać, a zaczyna zgadyw ać. Nie u w zględniliśm y n a w e t w szel kich m ożliw ości rozw iązania zagadki dziejow ej; m iędzy innem i p o m inęliśm y b ard zo d ow cipny p om ysł se n ato ra Z e n g e r a , u p a tru ją c e g o w ow ym z a ta rg u d ram a t fam ilijny: n iesłuszn e pom ów ienie
S ta n isła w a i królow ej, oraz m ściw ą zazdrość Ś m iałeg o,—tra g e d y a
ro d zin n a sp lo tłab y się z polityczną. A le konflikt ten nie p osiad a
w cale cechy ogólnodziejow ej; n a czysto m iejscow ym gru ncie ła tw iej o jak ie ś porozum ienie.
K onflikt n ato m iast, o k tó ry m poniżej rozp raw iam y, je s t w ręcz n a tu ry u n iw ersaln ej, zaw ażył w dziejach całej S łow iańszczyzny, o dbił się n a życiu jej histo ry cznem i do dzisiaj jeszcze trw ają sk u tk i je g o w całej pełni. Nie na b rak też ź ró d e ł należy się nam uskarżać: k ry ty k a nie p o trz ę b u je być „ d y w in a cy jn ą 11; jej zad a n iem — w yzyskać należycie źró d ła i zrozum ieć ich w skazów ki. Z obaczm yż w ięc, jak ie p o stę p y uczyniła k ry ty k a źródłow a, in te r p retacy jn a, w b a d a n iu najciekaw szego i najw ażniejszego u stęp u z dziejów daw n ych słow iańskich.
Z a p rzew o dn ik a o b ieram y sobie pracę p ro fe so ra k rak o w sk ie go, K. P o t k a ń s k i e g o : „K o n stan ty n i M etodyusz" (K raków 1905, str. 145). Z g ó ry w y rażam y jej słuszne uznanie: prócz kilku nie dokładności, k tó re łatw o m ożna było usunąć, a n a k tó re recen zent
6 P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J .
m ało ru ski, D r. I. F r a n k o (N ow e polskie C y rillo-M ethodiana, tom 66-ty Z ap isek T o w a rz y stw a Szew czenki, L w ó w 1905) zlrytni nacisk kładzie, je s t to p raca g ru n to w n a, bezstro nn a, naw iązująca dzieje działalności o b u braci solu ń sk ich do w y p a d k ó w w C aro grod zie i w Rzym ie, do tła ogólnodziejow ego i do ciągłych jego zm ian, n a p isa n a z w idocznym talen tem , żyw o i barw n ie. Mimo ty ch zalet nie o siąga je d n a k sw ego celu, t. j. nie ob ro n iła do tychczasow ej tra - dycyi k onw en cy o n aln eg o p rzed staw ian ia rzeczy przeciw n a jn o w szym zam achom , godzącym w sam o ich jąd ro .
Z am achy te w y d ają się autorow i, w y d ają się i innym , p o w o łany m i niep o w o łan y m —w ynikiem jak ie g o ś szow inizm u, lek k o m y śln o śc i, uprzedzenia; zam acham i tym i k iero w ała w ed le nich ten d e n c y a , t. j. um yślne obniżenie m oralnej w arto ści dzieła braci soluńskich. Z am achy te w yszły z kuźni p o dpisaneg o i w y w o ła ły najżyw sze p ro testy , n a w e t oburzenie. O to co np. pisze D r. F r a n k o w przytoczonej recenzy i— a pisze bardzo w zględnie, ^inni odzy w ają się o w iele srożej):— „jak przyjem nie czytać pracę prof. P o t- k a ń sk ie g o po g n iew n ych i złośliw ych, a historycznej p e rs p e k ty w y pozb aw io n ych n ap aściach prof. B riic k n e ra “ i t. d. M oje w y w o d y u chyla ró w n ież stanow czo, chociaż polem iki unika zu pełn ie prof. P o tk a ń sk i; u su w a je m ilcząc, ja k o n iehistoryczn e i tendency jne.
W ido cznie zachodzi m iędzy m ną a kry ty k am i m oim i n ie p o ro zum ienie co do term inu: ten d en cy a, tenden cyjn y. Nie chcąc się w daw ać w teo rety czn e, czy ab stra k cy jn e rozum ow ania n ad p o d o b nym zachw aszczaniem p o la h istorycznego, w olę przytoczyć, w ła śnie z okazyi m isyi braci soluńskich, najbardziej ty p o w y p rzy k ład stronniczej, tendencyjnej kry ty k i historycznej, naciągającej gw ałtem fak ty o p o rn e p o d sw oje w idzim isię.
O d d aw n a nęciła ludzi m yśl połączenia husy ty zm u i kościo ła B raci C zeskich z cerk w ią p raw o sław n ą, ze W schodem ; ju ż sami bracia czescy, jak: S tra ń sk i i K om eński, ale dopiero w X V II w ie ku n a to się pisali. W X IX -ym u ro sła ta m yśl u h isto ry k ó w ro sy j skich do w yżyn pew ności; ep ok a K o n stan teg o i M etodyusza, cyry- lom etod y ań sk a, je s t w edle nich bezpo średn im łącznikiem m iędzy w sch od em — C aro g ro d em — a H u se m i H iero nim em z P ragi. W y s ta r czy przypom nieć ty tu ł ro zp raw y , napisanej jeszcze w r. 1869 przez prof. B u d i ł o w i c z a : „Czy nie b y ł H iero nim z P ra g i p raw o sła w nym ?" T w ierd zo n o dalej, że w alkę u p o rn ą H u sy tó w o kielich zro zum ie się tylko n a tle faktu, że C zechów pozbaw iono kielicha do piero około p o ło w y X IV w ieku, że nie zatracili w ięc nig d y żyw ej je g o tradycyi.
P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J . 7
N ajgłębiej z ro sy jsk ich uczonych 'w niknął w dzieje „ Jed n o ty " I w a n P a l m o w, a u to r św ieżo w y d anego, o b szern eg o dzieła p. t. „B racia C zescy i ich w y z n a n ia " х), stu d ju jący od ćw ierć w ieku tę k w estvç; już r. 1882 w y d ał rzecz o kielichu w ru ch u husyckim . P a l m o w, u chodzący d o n ied aw n a za sc ep ty k a raczej, okazał się dziś ró w n ież zw olennikiem B udiłow icza i in. Je g o także s ta ra niem będzie teraz dow ieść, że p o d w p ły w em cy ry lom etody ań sk ie- go praw osław ia, refo rm acy a czeska otrzym ała swój osob liw szy k ie runek ... P rzeszłość C zechów w sk azyw ała dla w ielu z pom iędzy nich św iatło ch rześcijań stw a, jak o p rzy jęte ze w schodu, p raw o sła w ie cyrylo m eto d yań sk ie, k tó reg o w yniki dobroczjm ne nie m ogły po zo stać bez sk u tk ó w i t. d.
O tóż tak w y g ląd a uprzedzenie! P o ło w ę X IV w ieku, cały n a s tę p n y ru ch do H u sa , ucznia W iklefa—nie p raw o sła w ia —w idzim y p rz e d sob ą ja k na dłoni. C ałą w spółczesną lite ra tu rę znam y, zna m y ów niepokój sum ień, ow e w alki o przyjm ow an ie sakram en tu O łtarza, lecz ty lk o :'ile razy do ro k u przyjm ow ać go należy —nig dy p od jakiem i postaciam i! Z nam y ów p ro te st przeciw ko zgubnem u ześw iecczeniu kleru i K ościoła, docho dzący aż do uznaw ania A n
ty c h ry sta w... K arolu IV, albo w papieżu. C ała jasn o ść dzienna
o b lała te postacie i ich zap asy ,— ale nigdzie niem a najm niejszego śladu, abji ci ludzie, aż do H u sa i H iero nim a, cośkolw iek o spu- ściźnie jak iejś cyry lo m eto d yań sk iej w iedzieli, pom nieli choćby o naj- w ątlejszych śladach p raw o sław ia w C zechach, lub m ieli ja k ą św ia dom ość, ja k o b y od w sch o d u inne, bardziej ap ostolsk ie chrześcijań stw o, n iegdy ś ich przo dk o w ie bjdi przyjęli. W ięc w dzieje,— dla k tó ry c h w szystko to je s t całkiem obce—w prow adzać gw ałtem takie ten den cye, odnajdy w ać w nich ślad y rzeczy niebyłych, oto co zo- w iem y uprzedzeniem .
Nie pom oże tu nic pow oływ an ie się na to, że H iero nim przed sobo rem C zechów od G re k ó w w yw odził; tem sam em potrząsał i O rzechow ski u nas, tylko z p raw osław iem nie m iało to nic do czynienia. Że jeszcze w O b rząd k u K oronacyjnym w ym ienia K a rol IV przyjęcie S a k ram e n tu pod obiem a postaciam i... A leż to ttdko chodzi o panującego, w ed le odw iecznego cerem oniału, i to tylko przed koron acy ą, nie kiedyindziej; nigdy to lu d u pospo liteg o nie obow iązyw ało! P o w o ły w ać się na B en ed y k ty n ó w słow iańskich w E m ausie p raskim (m ieliśm y ich i w K rak ow ie)— m żonki to Ka- rolow e, bez głębszych skutków , ani dłuższego trw an ia. T ak ie a r gu m en ty dow olne nic a nic nie znaczą w obec ja sn y c h zw iązków ,
8, P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J .
łączących H u s y tó w z A n g lią W ik lefo w ą i z W ald en sam i Zachodu,
lecz p rzen ig d y —ze W sch o d em . I nie dali się zw ieść pow ażni hi
s to ry c y czescy ani na chw ilę tym ułu do m syrenim ; zap rotesto w ał p rzeciw nim jeszcze p rzed ćw ierć w iekiem K a l o u s e k w „Czaso- pisie C zeskiego M uzea", z a p ro testo w a ł św ieżo В i d 1 o w „Czeskim C zasopisie historycznym " (XI, 203 i nast.); fantasty czn e kom binacye S tra ń sk ie g o i K om eńskiego rów n ież niczego nie dow odzą.
C zyż w niosłem p o d o b n e uprzed zen ia i ten d en cy e w e w łasne
b a d a n ia ? Z obu stron: z katolickiej i z p raw o sław n ej p o sy
p a ły się n a m nie zarzuty; nie kierow ało m ną w idocznie up rzed ze nie k atolickie, skoro się n a m nie Jezuici srodze oburzyli; tem mniej p raw o sła w n e . C o b y m ożna mi było jed y n ie zarzucić, to chyba tylk o, żem nie zrozum iał źródeł, żem je m ylnie w ytłum aczył, że n aciągam ich sen s dow olnie do jak ie g o ś w łasneg o w idzim isię, na p rz e k ó r u stalon y m pow szech n ie poglądom : więc cltyba jak ie ś n o w a to rstw o , ja k ą ś chęć p o sta w ie n ia n a sw oim , n a now ym w ym yśle; sam w y m y sł m iał zaś p ow stać z przeno szenia sto su n k ó w p óźniej
szych n a tło daw niejszych. T oczy się w ięc sp raw a, ja k inaczej
b \Tć nie m oże, o źródła i o ich pojm ow anie.
Jakież m am y źród ła do dziejów braci soluńskich?
Ś w ia t grecki, z k tó reg o b racia w yszli,—obaj G re c y znacznego n ib y ro d u i w ybitnej ro li—ten ich w łasn y św iat grecki nic a nic o nich nie w ie. M ów ią n ato m ia st o nich źródła łacińskie, pism a papiesk ie, ep isk o p atu salcb u rsk iego, d y g n itarzy K ościoła rzym skie go, leg en d a je d n a łacińska i d w a żjwYoty słow iańskie, obo k k tó rych są i krótsze późniejsze w zm ianki w kronice kijow skie ji w dzieł
kach kościelnych, o raz w innych legendach łacińskich. O to cały
nasz zasób źródłow y. P rz y p atrzm y się jeg o w artości. P ism i in-
stru k cy j papieskich, zach o w any ch w m niej, lub w ięcej w ierzy tel n ych odpisach Ja n a VIII i S zczepana V, nie m yślim y analizow ać; d a ty w y pisan o im n a czole, są to rzeczy oficjTalne, należy więc na nich polegać. R ów nież a u ten ty czn y je s t list A n astazeg o o K on stantym ; ró w n ież nie podejrzan ą, acz stronniczą, je s t o b ro n a arcy- b isk u p stw a salcburskiego i p ra w jeg o przeciw uroszczeniom M eto dego. W szj^stkie te d o k u m enty urzędow e rzucają św iatło tylko na p e w n e m o m en ty w czynnościach obu braci. Szczegółów , np. o rze czach dawTiiejszych, z przed r. 870, nie zaczerpniem y z nich żadnych. C ałość d ają nam tylko trzy legendy: je d n a łacińska, p raw ią c a głów'- nie o o dnalezieniu relikw ii chersońskich papieża K lem ensa przez K o n sta n te g o i o p rzew iezieniu ich do Rzym u przez niego; dalej dw ie słow iańskie, ż\7w ot K o n sta n te g o -C y ry la i żywrnt M etodego. Ż a d n a z ty ch leg en d nie je s t datowTana; m ilczą one jak n a jsk ru p u
-P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y R I H I S T O R Y C Z N E J . 9
łatniej o czasie, w jakim p o w sta ły i o tem , kto i gdzie je napisał. Nie p o zo staje nic innego, ja k tylko badać je sam e, czy nie wy=- dadzą swej tajem nicy, czy nie dojdziem y z nich sam ych autora,
oraz m iejsca i czasu ich pow stania?
G dybym chciał wyliczać, spraw dzać i zbijać to, co o tych trzech leg en d ach d o tąd n abajan o, nie d oszed łby m rychło do koń ca. T o uwyażano je za słow iańskie, to za tłum aczenia z greckiego, a łacińską leg en d ę ze słow iańskiego, to m iał je napisać uczeń Me todego, K lem ens bułgarski, to kładziono je na k arb IX w ieku, to w reszcie uzn aw ano w legendzie o C yrylu liczne uw arstw ien ia
epiczne. Rzecz cala p rze d staw ia się pod w zg lędem m etodycznym
b ardzo ciekaw ie; m ożn aby się n a niej uczyć, ja k się źródła bada,
albo też—ja k ich b adać nie należy. .
R ęk o p isy zaw odzą; ży w o tu C y ry łow ego dziw nym trafem nie p o siad am y w cześniejszego; liczne jeg o odpisy sięgają tylko XV w ieku; dzieli je wdęc p rzeciąg 600 lat (!) od ich bohatera; żyw otu M etodego nie po siad am y w tak licznych od pisach , zato sięgają je g o o dp isy XII-go w ieku; legendę łacińską po siad am y w dziele X lII-go w ieku. P o zo staje nam wdęc uciec się do ich cech w e w n ętrzny ch , skoro zew n ętrzn e zawmdzą.
O b a ży w o ty czy legen d y słow iańskie, bo o nich n ajp ierw p o m ów im y, różn ią się m iędzy so bą rażąco; nie ty le tonem , ile obję tością. Ż y w o t K o n stan teg o , mimo to, że b ra ta o tyle lat w śmierci w yprzedził, je s t d w a razy obszerniejszy, niż żyw7ot M etodego. T o bogactwm je d n a k je s t tylko pozorne, a ta o b sz ern o ść tłum aczy się tem , że żyw o t K o n stan teg o nie je s t tylko ży ciorysem czy legendą, lecz służy zarazem n ib y za pod ręcznik a p o lo g ety k i w schodniej; leg en d a K o n sta n te g o ja k i jej b o h a te r p olem izują z m ah om eta nam i, z żydam i, z łacinnikam i i p ozostaw iają po sobie przedew szyst-
kiem argu m entacy ę p rzeciw głów nym n iep rz3?jaciołom m łodego ko
ścioła i o brząd k u słow iańskiego. L eg e n d a M eto d eg o —nie p otrze b ow ała tej polem iki n a now o po w tarzać, m ogła b j7ć o tyle krótszą. Ju ż ta okoliczność, ta o b szerność części ap ologetycznej, cvskazuje n a daw ność żyw otu K onstantow ’ego; obliczony je s t on w idocznie na m łodą rzeszę, której należy bronić przeciw w szelkim zapędom w ro gim. R o zstrzyg a je d n a k dla obu ży w o tó w k w e sty ę w ieku obfitość i dokładność szczegółów ; niem a ani jed n e g o , co b y zdradzał póź
niejsze pochodzenie, a je s t to rzecz bardzo w ażna. D zieło M eto
dego (i K onstan teg o), K ościół m oraw ski, p rz e trw a ł tylko lat kil k a śm ierć założyciela, ru n ął zaś niebaw7em do szczętu; sam w ładca m oraw ski cofnął m u opiekę i ręk ę sw oją i sam w y d ał go n a znisz czenie. T ym czasem w ż\7w ocie M etodego najm niejszego o tem
10 P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J .
ślad u nie znajclzienty. Ż y w o t n ap isan y , ja k b y ten je g o kościół m o raw sk i n a niezłom nej jeszcze spoczyw ał skale; o Ś w ięto p ełk u , co go przecież zniszczyć kazał, w y raża się żyw ociarz M etodego tylko ze czcią przy n ależn ą, u su w a w szystko, coby pam ięci p anująceg o (a ciążyły na niej g rzech y głów ne, np. zd rad a przeciw R ościsła- w ow i uk n uta) ubliżało; nie czyniłby tego, k to b y m iał Ś w ię to p e ł kow i cośkolw iek do zarzucenia. I rzeczyw iście, ży w ot grecki K le m en sa b u łg arsk ie g o , n a p isan y ju ż po k atastro fie m oraw skiej, nie p o sk ąp ił bynajm niej w y rzu tó w Ś w iętopełk ow i, jeg o b arb arzy ń stw u , jeg o rozw iązłości; skoro w ięc niem a najlżejszego cienia z arzu tó w p rzeciw tem uż sam em u Ś w ięto p ełk o w i w żyw ocie M etodego, toć chy b a w olno się dom yślać, że n a p isa n y on m oże jeszcze p rze d k a ta stro fą, kied y uczniow ie M etodego w idzieli w Ś w ię to p ełk u p o d p o rę sw ego K ościoła. Nie p o trz e b u ję dodaw ać, że szkalow ania le g e n d y K lem ensow ej są raczej p ro sty m w ym ysłem ; najzaw ziętsi w ro g o w ie Ś w ięto p ełk a, N iem cy, nic o nich nie w iedzą. W ięc m o że p o w sta ł ży w o t M eto d eg o w rok u je g o zgonu, 885, n a M ora
w ach, z ręk i ucznia M etodow ego? P rzeciw tem u przyp u szczen iu
nie p rzem aw ia nic a nic; za n im —ów dziw ny spokój, ow a o tu ch a w trw ało ść dzieła M etodow ego, ów b ra k najlżejszego ślad u ry c h łej k atastro fy , k tó rą papież i Ś w ię to p ełk na to dzieło razem s p ro
w adzili. O b u z n ajw ięk szą czcią ów żywTot w spom ina. G d y
b y ży w o t p o w stał po r. 890 gdzieś n a ziemi b u łg arsk iej, kiedy w szystkie związki z M oraw ą, z papiestw em , z Z achodem , ju ż raz n a zaw sze zerw ano, to czyż to możliwTe, iżby najlżejszy ślad ta kiej zm iany fu n d am en taln ej w nim się nie ujaw nił? W istocie też n ik t nie w ątp i o daw nym p o w sta n iu tego żyw ota; ja o b staję ty l ko p rzy dato w an iu go z czasu p rzed k atastrofą. M ógłby! przecie nieco późniejszy z ży w o ciarzy n agłą, n iesp o d zian ą śm ierć Ś w ię to p e łk a p rzed staw ić n ib y ty lk o k arę B ożą za zniszczenie dzieła Me to d o w e g o —aliści ani śla d u tak iego z a p atry w a n ia nie znajdujem y; ch y b a w ięc ży w o t M etodego n ap isan o , kiedy m oże G orazd w y zn a czony by ł na n astę p c ę przez M etodego i liczył jeszcze, że się u trz y
m a w W ielo g ro d zie m oraw skim . Bo pocóż by w spom inać i o tym
n a stę p stw ie i o b ło g o sła w ie ń stw ie um ierającego M etodego, udzie- lonem Ś w ię to p ełk o w i, g d y b y to w szy stk o ju ż się w niw ecz było obróciło? N adto, nie ś w ia d c z y ło b y to w cale o p roroczym darze Me todego, o jak im ż y w o c iarz w y raźn ie w spom ina. D la tej to p rz y czyny nie m ogłem się p o g o d zić z m yślą, ja k o b y żyw o t M etodego gdzieś dop iero w początk u dziesiątego w ieku w B ułgaryi spisano i u p ieram się przy d ato w an iu go z ziemi M oraw skiej z p rzed r. 890. A ni p o trz e b a w spom inać, ja k ą staro ży tn o ścią tchnie cały żyw ot.
P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J . 11 D la nied o w iark ó w p rzytoczę choć je d e n d ro b n y ale b ard zo zna m ienn y szczegół. W żyw ocie tym czytam y list p ap ieża H a d ry a n a do książąt słow iańskich, p o lecający im g orąco o b rząd ek sło w ia ń ski; czytam y tam m iędzy innym i: jeśli k tó ry nauczyciel w asz śm iał b y ganić w asze księgi (t. j. kościelne słow iańskie), niechaj będzie odłączon nietylko od „ w s u d a “ ale i od „K ościoła", aż się popraw i...
Co znaczy ten „w sud?" S ło w a tego pom niki słow iańsk ie w cale
nie znają; p o w ta rz a się ono ty lko w najdaw niejszym m szale kijow skim i w ied eń skim (a raczej w szczątkach ich), sięgających w p ro st liturgii sło w ia ń sk o -ła c iń sk ie j na M oraw ach z dziew iątego w ieku. T y lk o w ow ych dw u pom nikach „ w s a d " , „ w s u d " oznacza k o m unię; trzecim je s t nasz ży w o t M etodego, odłączający przeciw n ik ów o b rzą d k u sło w iań sk ieg o n iety lk o od kom unii, od sa k ra m en tu o łta
rza, ale i od K ościoła sam ego. P ow tarzam y: żaden pom nik sta ro
słow iański term in u tego n ig d y nie używ ał, stanow i on w łaściw ość „m o raw sk ą". A le to nie je d y n a cecha staro ży tn a ży w o tu M etodo- w ego... Z ja k ą ż to sk ru p u la tn o śc ią p rze strz e g a on np. term in olo
gii państw ow ej! I tak, cesarza zna tylko jed n e g o , t. j. greckiego;
k ró la ró w n ież ty lk o je d n e g o t. j. frankońskiego; tylko księciem n a zyw a Ś w ię to p ełk a ; W ę g ró w n ad D unajem jeszcze niem a („kral ugo rskij" rękopisu j e s t frankoński!!); o W iślan ach prawd, o których tylko źródła IX wdeku coś słyszały. Nie p o stę p u ję chyba n iek ry tycznie, odnosząc ów ży w o t do tak w czesnej daty; nap isan o go, ja k o p en d a n t do żyw otu K o n stantow ego; uzu pełn ia on go n aw et w pew nej m ierze, w ylicza przynajm niej, czego n ied o staw ało tam tem u, t. j. so b o ry ekum eniczne; nie p o w ta rz a ł zresztą niczego, u p o rał się także kró ciutko ze w sp ó ln ą działalnością obu braci, alty tem szerzej o M etodjun po śm ierci K on stan to w ej rozprawdać— ja k b y a u to r je g o żyw o t K o n sta n te g o m iał przed oczym a.
Ż yw ot K o n stanteg o je s t o kilka, lub raczej kilkanaście lat s ta r szy; n ap isał go M etody sam , albo kazał go w ed le sw ych w sk a zó w ek ułożyć. T o nie mój w ym ysł; tak sam o sądzi np. prof. G o- ł u b i n s k i j , n ajznakom itszy h isto ry k cerkw i ruskiej. P r z e c i w tem u m niem aniu nic przy toczy ć niem ożna; za nim p rzem aw ia w szystko: dokładność, szczegółow ość opisu, nie zd radzająca w ni- czem późniejszego, m niej au ten ty czn eg o początk u . B ra t starszy, ko chający i podziw iający m ło dszego brata, n ajczulszy je g o p o w ie r nik, staw ia m u pom nik, zna je g o sny, pom ysły je g o n ajsk ry tsze, sło w a m odlitw y jeg o w każdej ciężkiej chwili i w chw ili p rz e d zgonnej. Nie nazy w a się ty lk o p o im ieniu, w edle zw ykłej norm y
hagiograficznej, ażeby go o p o c h le b stw o nie posąd zon o . K tóż inny
jeg o przeciw w szelakiej napaści? Że i w tym żyw ocie niem a n aj lżejszej w zm ianki, w skazującej czasy późniejsze, nie p o trz e b u ję p rzy po m inać.
P o zo staje leg en d a w łoska, łacińska. I jej p o w szechnie p rzy p isu ją daw n e pochodzenie (X wiek), choćby dlatego, że później n ik t się w R zym ie kultem św . K lem ensa tak bardzo nie zajm ow ał, żeb y aż oso b n ą relacy ę o o dnalezieniu zw łok je g o i o p rzyw iezieniu ich do R zym u tw o rzy ł nsn o w o ; tem m niej m óg łby później ó w K o n - sta n ty -C y ry l, k tó reg o śm ierć i p o g rze b w bazylice K lem ensow ej o b sz ern ie tam o p is a n o ,—ja k ie k o lw ie k w zbudzać w R zym ie zajęcie. M ojem zdaniem je d n a k , d ato w an ie leg e n d y w łoskiej, jak o zab jńku w ieku X -go, ró w nież je s t m ylne; n a p isa n a była ona raczej w r. 879. D aw n o bow iem zauw ażono, że n iek tó re u stęp ji słow iańskiego ży w o ta K o n sta n to w eg o p o w ta rz a ją się dosłow nie w łacińskiej leg en dzie w łoskiej; p rzy pad ek , traf, je s t w ykluczony; zw iązku n ik t nie zaprzecza. T łum aczą go tylko różnie; jedni czynili ży w o t sło w iań ski zaw isły m od leg e n d y łacińskiej, d ru d zy dom yślali się przeciw nie, że łacin n ik użył w X w ieku ży w o ta słow iańskiego dla sw ego dziełka. Nie ży w o t sło w iań sk i k o p io w a ł legend ę łacińską, lecz leg end a sk raca form alnie p ew n e u stę p y żyw ota. Nie zachodzi je d n a k m iędzy obu źródłam i zw ykła w pod o b n y ch razach zaw isłość; czujesz, że leg en d a m a sw oje o d ręb n e cele, że posiłkuje się tylko
tu i ow dzie żyw otem . G d y b y b yła tłum aczeniem ży w o ta słow iań
sk ieg o ,—w te d y i m y nic p rzeciw X w iekow i nie m oglibyśm y z arzu cić, ależ są różnice, są szczegóły n ow e, o k tó ry ch a u to r X w ieku zn ik ąd nie m ógł się dow iedzieć. T ru d n o ści te usuw am y, odnosząc leg en d ę w ło sk ą jeszcze do IX w ieku, kiedy K lem ensem i C y ry lem (K onstantym ) isto tn ie się zajm ow ano; poniew aż zaś ta leg e n da, n ib y K lem ensow a, kończy się n a ap oteozie C yry la i n a je g o śm ierci, co W ło ch a, czy R zym ianina zbytnio obchodzić nie m ogło, przypuszczam , że to b ra t M etody w y sta ra ł się o tak ą relacjię. S am nie w ład ał m oże n a ty le łaciną, ale m iał n a M oraw ach łacin- ników : tak im był np. G orazd, k tó reg o n a stę p c ą sw oim w yznaczył, oczyw iście ab y m ógł ze S to licą A p o sto lsk ą i z ep isko patem n ie
m ieckim bez tłum aczy się ucierać. W ięc m ógł M etody polecić
G orazdow i, czy kom u innem u, n apisan ie ow ej leg en d y łacińskiej i w ten spo só b w yjaśn ia się ow a częściow a zgodność z żyw otem sło w iańskim , ju ż istniejącym , sko ro on sam inform ow ał a u to ra legendy, oraz d o d aw ał i inne rzeczy, o k tó ry ch w X w ieku nikt nic nie m ó g ł w iedzieć, np. ja k o b y R o ścisław a w ieść o pom yślnym p rz e b ieg u m isyi chazarskiej K o n sta n te g o skłoniła do w y słan ia w łasnej
m isyi i t. d. G d y M etody w y ru szy ł do Rzym u, zap ozw any p rze d
P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J . 13
sąd pap iesk i (879 r.), w ziął z sob ą tę leg en d ę, a b y w znow ić w Rzy m ie pam ięć b ra ta , zm arłego tam p rzed dziesięciu laty, aby ta p a m ięć jem u sam em u dopom ogła. M ógł ją n a w e t dać w Rzym ie na pisać: o szczegóły sp ierać się nie m yślę; chodzi mi tylko o fakt, że leg en d a w ło sk a p o w sta ła około 880 r., oraz, że się op iera na żyw ocie C yrylow ym , czyli innem i słow y, że w yszła z inicyaty- w y, albo z w iadom ością i z udziałem sam ego M etodego, poniew aż n ik t in n y nie m ógł w te d y k o rzy stać z ży w o tu słow iań skieg o i p o n iew aż służy je g o celom w y b o rn ie.
S zczegółow a analiza po tw ierd ziłab y tylko tę hipotezę o sto su n ku w zajem nym ow ych trzech źródeł. Nie m ogę jej tu p rz e p ro w adzać; nie m ogę dow odzić, ja k się w szystkie trzy leg e n d y zga dzają i dlaczego w d ro b n y ch szczegółach n a p o zó r się rozchodzą. A le przytoczę je d e n i drugi z ty ch szczegółów , a b y w ykazać, ja k niesłusznie o p ieran o się n a tej m niem anej niezgodności przy oce nie źródeł. Ż y w o t K o n sta n te g o tw ierdzi, że p rze b y w ał on czter dzieści m iesięcy n a M oraw ach, ucierając się z przeciw nikam i ob rząd k u słow iańskiego i że w y b ra ł się stam tąd dla w y św ięcen ia ucz n ió w sw oich (w stępując po drodze do K ocela) n a W en ecy ę, gdzie n o w ą o d b y ł d y sp u tę z „trójjęzycznikam i", do R zym u, dokąd go p a pież (nien azw an y z im ienia) po w o łał i uczniów św ięcić kazał. W le gendzie w łoskiej czytam y, że p rze b y ł n a M oraw ach lat cztery i pół; niem a tu żadnej niezgodności, je s t tylko pom yłka. L iczba lat b y ła w y p isan a, ja k zaw sze, w rękopisie tak: HI, a k o p ista jak ik o l
w iek p rzeczy tał IIII—o to i cała „niezgodność!" C zytam y dalej, że
p o w o łał go pap ież M ikołaj, a przy jął H a d ry a n po rychłej śm ierci M ikołajow ej; H a d ry a n w y św ięcił braci n a biskupów , uczniów zaś n a księży i dyak o n ów . I tu niem a nadzw yczajnej niezg od no ści, je s t tylk o skrócenie: w żyw ocie niem a w zm ianki o żadnym w yśw ięceniu biskupim , boć H a d ry a n dopiero po śm ierci K onstan- te g o -C y ry la w yśw ięcił M etodego n a b isk u p a (za drugim pobytem rzym skim ); teg o w y św ięcen ia biskupiego nie chciał M etody w le gendzie łacińskiej pom inąć, w ięc je tutaj ju ż w staw ić kazał. Ż y w o t M etodego w reszcie o tem w szystkiem tw ierdzi, co następ u je: gdy trz y lata m inęły, pow rócili (obaj bracia) z M oraw , w y u czyw szy uczniów ; p o w ołał ich pap ież Mikołaj do R zym u i w yśw ięcił M eto dego n a księdza, w yk lął tró jjęzyczników i kazał biskupow i „trój- języczn em u " w yśw ięcić zp o śró d uczniów słow iań skich kilku k się
ży, a gdy K ocel p o p ro sił p ap ieża o w y słanie M etodego, posłał go
z listem p ap ież H a d ry a n . I tu niem a żadnej niezgodności; dla
k ró tk o ści pow iedziano: trz y la ta (zam iast trzy la ta i cztery m iesią ce!!), oraz użyto term in u „pow rócili", zam iast „w ybrali się w d ro g ę".
N ow si b adacze zbudow ali n a tym term inie najpiękniejsze h ip otezy , że b rac ia pow rócili, sk ąd przyszli, t. j. do K o n stan ty n o p o la, oi'az dlaczego i k ied y stam tąd do R zym u znow u się w ybrali, co je s t no n sen sem w obec d o k ład neg o itin e ra ry u sz a w żyw ocie Cyrylow7ym . O puszcza przecież ży w o t M etodego w szy stkie szczegóły, (np. o p o bycie u K ocela, a skądżeż b y się b ył K ocel o M etodym do w ie
dział?) dla tej p ro stej przyczyny, że to w szystko p e r lo n g u m et
la tum ju ż w p o przed n im żywTocie w y p isan o i p o w ta rz a ć teg o nie
p o trzeb o w an o , ja k nie p o w tarzan o szczegółów chazarskich i t. d.
Z e p ap ieża M ikołajem n azw ał, i to dla krótkości... P rzecież n a
stęp n ie list od H a d ry a n a a nie od M ikołaja przytoczył... P o n ie w aż o W e n ec y i ani o M oraw ach nie w spom inał, w ięc rzecz o trój-
języcznikach do R z3onu p rzen ió sł a szczegół o ow ym biskupie i klą
tw ie papieskiej z palca sobie w yssał.
N iezaprzeczam y w ięc d rob n ych nied o k ład n o ści, dla krótko ści i innych przj^czyn (o czem niżej) p o p ełnionych, ale te d ro b ne ska
z y nic nie znaczą w obec jed n o lito ści trzech źródeł, w obec d o sło w
nej ich zgodności w rzeczach najw ażniejszych. I jasn e m je s t dla m nie, że ow e trz37 źró d ła red u k u ją się do je d n e g o : do inform acyi
M etodego. Ż y w o t C y ry la-K o n stan teg o n ap isał on sam; leg en d ę ła cińską, jeżeli jej sam nie napisał, to k azał j ą n ap isać w edle sw oich w sk azó w ek i n a w e t do w łasn eg o ż37w o tu p rzy g o to w ał m ate ry a ł,
ułoż3rł go—falsyfikat conajm niej—i p o d ał różne szczegóły w o św ie
tleniu, jak ie g o sam prag n ął. W o b e c teg o niem a celu spieranie
się o to, k tó r3T z ż3Tw o tó w „w iększą w a rto ść h isto ryczn ą" p rz e d
staw ia, a po szu k iw an ia prof. W o n d r a k a , silącego się na p o d s ta w ie k ik u nastu, dosyć o b o jętny ch słów ek, a u to rstw o ży w o tó w p rzy pisać K lem ensow i b u łg arsk iem u , p rz3rję to i słusznie, z najw iększym
sceptycyzm em .
Z takiej осепзт źródłow ej w ynika, że tam , gdzie się ow e „trzy" ź ró d ła zgadzają, nie p o s ia d a n y zgodności źródeł, p o w sta
łych niezależnie w ró żn ych w iekach i okolicach i czerpiąc37ch k aż
de sk ą d in ą d sw e w iadom ości, lecz jed n o je d y n e źródło, inform ujące M etodego, z re d a g o w a n e raz po słow iańsku, d ru g i raz po łacinie, a raz w y su w ające te, to znow u inne szczegóły. Z godność trzech źród eł, k tó ra b y w szędzie indziej ro zstrzy g ać m ogła o p ra w d z iw o ści szczegółów , p rze d staw ia się nam tutaj ja k o całkiem je d n o s tro n
n e ośw ietlen ie p rzeb ieg u faktycznego sp ra w y , to też nie licz3rm y
się z trzem a, lecz z je d n3-m t3dko św iadkiem . S k oro nasz w y w ó d
je s t słuszny, a n ik t nie W3Ttoczył d o tąd rozstrz37gającego arg u m en tu p rzeciw niem u, zm ienia się zu pełnie d o tychczasow y p o g ląd
na stan źró deł o cz3Tn n o ś ciach braci soluńskich. D zielim y je teraz
P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J . 1 3
n a dw ie grupy: je d n ę tw o rzą zapiski, listy i t. d. u rzęd o w e spół- czesne, d ru g ą w szystkie leg en d y i żyw oty razem w zięte, t. j. j e
d n o stro n n e przed staw ien ie rzeczy,—rela cy a jed n e g o bardzo zain te reso w an e g o św iadka.
Na takiej p o d staw ie osnułem dalsze w nioski.
W szy scy p op rzed n i b ad acze—z je d n y m w yjątkiem ,—n a w e t hi sto ry cy , » ja k D ii m m 1e r , co niem al całe życie nad IX w iekiem stra w ił,filo lo g o w ie tak głośn i skądinąd, j a k M i k l o s i c z i J a g i c z , zajęli w'obec leg e n d y i ży w o tó w dziw nie n iek ry tyczn e stanow isko. W szyscy, począw szy o d - S c h l ô z e r a i W o s t o k o w a , a skoń czyw szy na prof. P o t k a ń s k i m , przyjęli o p o w iadan ie legendow re w dobrej w ierze, ja k b y najo b iek ty w n iejszą relacy ę o rzeczach i lu dziach; ani przez m yśl im nie przeszło zapytać, czy leg e n d y są w iern y m odbiciem faktów', czy nie, i czy nie zam ąciły one um yśl nie ow'ego odbicia faktów : czy nie przejaw ia się w nich ja k a ś ten- den cya, pacząca sąd y i o p o w iad an ie dla p ew n y ch celów ?
O tóż t a k a t e n c l e n c y a jest; legendy nie o p o w iad ają po- p ro stu , ja k się rzeczy m iały, nie z ap atrzy ły się je d y n ie ■»— w p o dziw ie, — w czyny, słow a, m j’éli, w cuda i dziw y sw ych b o h a te rów', n a któ ry ch zlała się ła sk a Boża, lecz .przejęte są całe cechą apołogetyczną: b ro n ią dzieła, k tó reg o się K o n sta n ty i M etody podjęli.
A dzieło to p o trzeb o w ało o b ro n y gw ałto w nie, bo było nie sły ch an e i niew idziane, zarów no n a zachodzie ja k i n a w schodzie. W sz j'sc y badacze przy jm ują śm iały plan braci soluńskich n ie m al ja k b y coś, co się sam o przez się rozum iało; p o trzebo w ali S ło w ianie m o raw scy nauki i ob rząd k u w sw oim jęz y k u i dw aj G recy so lu ń scy dostarczyli im n aty ch m iast tego, czego ci sobie życzyli,
boć tak opow iad ają leg en d y . T j'm czasem ju ż najdo kład niejszy
zn aw ca h isto ry i K ościoła w scho dniego , trzeźw y badacz, co się ni- czem oszołom ić nie dał, ro sy a n in G o ł u b i n s k i j , z a p ro testo w a ł p rzeciw takiej naiw ności; zaznaczył, że ani M oraw ianom przez m yśl przejść nie m ogło—prosić, ani G rek o m —pozw olić n a to, co b y ło b y n iesłychanem w K ościele; jed n e m słow em , że C y ryl sam ow ol nie, ani p ro szony przez M oraw ian, ani upowm żniony przez G reków , w'ym yślił o b rząd ek słow iański i M oraw ianom go narzucił. I w rzym.- skim i w carogrodzkim K ościele litu rg ia i obrząd ek w jak im ś in nym języku , oprócz łacińskieg o lub greckiego, by ły czem ś ab so lutn ie niem ożliw em , po p ro stu herezyą; jeżeli też w żyw ocie K on stan teg o K onstant}' w'ojuje o o b r z ą d e k słow iański (nie o tłum a czenie P ism a św., bo to zupełnie co innego), to arg u m en ty jeg o po zorn ie tylko przeciw sam ym łacinnikom się zw racają; tak samo należy je i przeciw' G reko m skierowmć. Nic zaś nie m ogło być
1 6 P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J .
dla G rek a,— a takim był K o n sta n ty — straszn iejszego , niż po m ów ie nie go o n o w a to rstw o , nie uznane przez O jcó w K ościoła, ani przez siedem so b o ró w pow szechnych, t. j. p osąd zen ie go o herezyę. A w ięc m usiały ży w o ty słow iańskie (legenda w ło sk a m ilczy o tern św iadom ie i um iejętnie), u spraw ied liw ić to n o w a to rstw o , m usiały w ykazać, że to nie sam ow ola braci soluńskich, że to dzieło p o b ło gosław ione przez cesarza, p a try a rc h ę i ap o sto łik a (papieża); że nie pokusili się bynajm niej C y ry l ani M etody sam i o tę im prezę, że narzucono im ją , że nakazan o m ężom , unik ający m św ia ta i sp ra w jeg ó , podjęcie m isyi tru d n e j, um ożliw ionej przez łask ę i d ary B o
że, oraz przez a p ro b a tę w szystkich, w grę w chodzący ch instancyi. I oto uznajem y w żyw otach ten d e n c y jn ą apologię i u sp ra w ie d li w ienie n iesły ch an eg o dzieła, nie zaś p ro sto d u sz n e o nim o p o w iadanie; nie przyjm ujem y żadnej w iadom ości naszych żyw otów , nie potw ierd zo nej przez źró d ła niezaw isłe, i, nie zap ytaw szy w przód , czy to m ożliw e, czy p raw d o p o d o b n e , czy nie u k ry w a się za tern zakiś cel uboczny. Jed n em słow em , g d y w szyscy h isto ry cy zrzekli się w obec tych żyw o tó w najpry m ityw n iejszej krytyki, gdy ślepo im zaw ierzyli, w aru jem y sobie p raw o k ry ty k i i n ie u fn o ści. Ja k nieg d y ś N ieb u h r bajki L iw iuszow e, tak m y pozw alam y sobie dzisiaj u p rzątać to, co zm ysł p ra w d y obraża, w czem o d g a dujem y tenden cy ę.
N ajciekaw sze przytem je st, że ju ż przed nam i zaczepiła k ry ty k a h isto ry czn a cały szereg m niem anych faktów , po d aw an y ch przez leg en d y i uznała je za n iew iaro g o d n e, niem ożliw e, lub za b ardzo a b ard zo w ątp liw e. I tak o p o w iad a ży w ociarz K o n sta n tego o d yspu cie m łodziutkiego K o n sta n te g o z ob razoburczym pa- tryarchą; dalej o m isyi K o n stan teg o do A ra b ó w , co n ib y G re k ó w n a dy sp u tę teologiczną w yzw ali. Już w 1877 r. ośw iadczył inny h isto ry k cerkw i ruskiej, prof. W o r o n o w , że obie te d y sp u ty są
zm yślone, albo conajm niej w ątpliw e. Jeg o p o w ą tp ie w an ia p o
tw ierdził prof. Ł a m a n s k i j , zn an y filolog i slaw ofil zarazem , w szeregu arty k u łó w , ogłoszonych w „Ż u rnalu M inisterstw a O św ia ty" z 1903 i 1904 r.; dow iód ł tam ja k n a dłoni, że nig dy się A rabo m o p o d obn y m w yzw aniu nie śniło, że jeżeli K o n sta n ty od by ł ja k ą dy sp u tę z jak im iś A rabam i, to n a w ła sn ą rękę, nie p o sy ła n y w m i syi oficyalnej, ja k to ży w o t p rzed staw ia. R ów n ież zauw ażono daw no (jeszcze W o r o n o w ) , że i z m isyą chazarsk ą K o n stan teg o coś krucho... Ż y w o ciarz opo w iada o oficyalnej m isyi chazarskiej K o n stan teg o około r. 860 i o jej św ietn y m n ib y w yniku; tym cza sem źródła arabskie opow iadają, że C hazaro w ie w r. 865 przyjęli Islam, a greckie, że dopiero n a p o czątk u X w ieku zjaw iło się p o
P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J . 1 7
selstw o chazarskie z p ro śb ą o w ysłanie biskupów . O nib y o fi
c ja ln e j m isyi K o n stan teg o m ilczą źró d ła greckie, ja k grób, chociaż p a trjrarcha, Focyuisz, miał d o b rą sposob no ść dla w7zm ianki o niej w^ znanem sw em piśm ie okolnem . Ba, ostatnim i czasy w y stą p ił D r . I. F r a n k o z dow odam i, ja k o b y K o n sta n ty w cale nie o d n a lazł relikw ii św. K lem ensa w C hersoniu. W Z apisk ach T o w a rz j7- stw a Szew czenkow 7ego w e L w ow ie (tom 59 i 60, 1904 r.) w stu - d \Tum p. t. „Sxv. K lem ens w C h erson iu, przyczynki do liistorjd le g e n d y sta ro ru sk ie j", starał się w jTkazać, że n a K o n stan teg o p rz e niesio no tylk o opow iadanie o innym G reku, co n a p o czątku IX w7ieku ow e relikw ie odszukał, że w ięc m ilczenie, ja k ie K o n sta n ty o tej m niem anej zasłudze sw ojej stale zachow j7w ał (o czem źró d ła w spom inają), b jd o b y aż n a d to u zasadnione. Przy zn am się, że ar- g u m en ta cy a D r. F r a n k o nie zupełnie m nie przekonała; są w7 niej pewme luki, k tó r\7ch d o tą d nie zapełn ion o z po w od u b rak u w iad o m ości o cherso ń sk ich d ostojnikach ów czesnych. Lecz m niejsza o to, czy się ud a D r. F r a n k o złączyć w szystkie ogniska d o w o dow e; zaznaczam sam fakt, że run ęło albo pow ażnie zachw iało się w szj7stko to, co żyw ot K o n stan teg o o jeg o m isj7ach i d j7sp u ta c h — p rze d moraw7ską — opow iada.
Zaczepiłem w iaro g o d no ść opo w iad an ia o misyi m oraw skiej, zanim pozn ałem stu d y a Ł a m a ń s k i e g o , W o r o n o w a i G o l u b i ń s k i e g o ; obce stu d y a utw derdzafy m nie tylko w e w łasnych w y w o dach. Prof. P o t k a ń s k i nic o tem nie chce w iedzieć i trz j7- m a się dalej trad y cja legend, uznaje ich w iarogo d ność zupełną. P rzy p atrzm y ż się rzeczy sam ej.
O sią sp o ru nazw ać m ożna to, czj7 książę M oraw ski, R ości- sław , zw7rócił się sam, ja k leg en d y o C y ry lu i M etodym utrzym ują, z p ro śb ą o „m isj7o n a rz y “ ja k ic h ś do B izancyum :. czyli też, ja k ja u trz jrn u ję ,—b racia so luńscy z w łasnej inicj7aty w y i dla w ła sn j7ch
celów i w idoków m isyi m oraw skiej się jęli? W szyscy h is to rjc y ,
nasi i obcy, p rz jją w s z y n a w iarę to, co legendy po dają, starali się o Wtymyśłanie pow odów , ja k ie b y k ro k R ościsław a uczynify zro zu m iałym , p o d su w ając wiekow7i IX -m u— co rzecz niesły ch an a—te n d e n c ja X lX -goü T junczasem należało n ajp ierw spraw dzić sam „fakt", czy je s t w ogóle m ożliw j7 lub p raw d o p o d o b n j7, a potem do piero w jr- szukiwmć je g o m otyw y.
O tóż twderdzę p onow nie, że R ościsław ow i m isya carog rod zk a
n a w e t przez głow ę przejść nie m ogła. P o w o łu ją się p rzeciw tem u
stale n a (późniejszjr nieco przy k ład ) B o ry sa bu łgarsk ieg o, w a h a ją cego się ja k iś czas pom iędzy C aro g ro d em a R zjTmem; tw ierdzą d a lej, że dla uzyskania niezależności p ań stw o w ej, u chy lał R ościsław
1 8 P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J .
zależność k ościeln ą niem iecką (passaw ską), udając się do C aro- - g rod u mimo N iem ców i R zym u. D w ie om yłki fatalne, k tó ry ch ani w ytłum aczyć, ani. w ybaczyć niem ożna.
N ajpierw bow iem , B orys i R o ścisław nic a nic w sp óln ego nie m ają. B orys, to p o tężn y w ładca, niezaw isły od nikogo, groźny. C a ro g ró d zachw iał się w sw oich p o sad ach nie dopiero za Sym eo- n a b u łg arskieg o , ale jeszcze p rzed B orysem , w pierw szej połow ie IX w ieku, i nie w X dopiero, lecz ju ż w IX w ieku pow ołał, zro z p a
czony, W ę g ró w przeciw ko B u łgarom n a pom oc. B o ry s b y ł
dalej p o g a n i n e m , w ięc g d y m iał przyjm ow ać chrześcijań stw o , a w ro gi m u C aro g ró d z p a ń stw em je g o graniczył, m iał -wszelkie p o w o d y zaw ahać się, dokąd to m a się udać po ow o n o w e całkiem
d la niego chrześcijaństw o. W ko ńcu ośw iadczy! się za C arogro-
dem , chociaż Rzym , zdaw ałoby' się, zupełną niezależność m ógł mu
ro k ow ać. R o ścisław tym czasem , to nie B o iy s, n a w e t nie Ś w ię
to p ełk , faktycznie niezależny', lecz zwyddy sobie hołdow n ik n ie m iecki, opierający' się d o tąd (ale n a ja k długo?) n aw ale niem iec kiej, liczący' raczej na ro zterk i w rodzie K arolow ym , niż n a siły w łasne, drżący o w ła sn ą skórę. Co więcej, był on ju ż katolikiem , Rzy'm ianinem , i do w y b o ru między' stolicam i duchow nem i nic go
nie upow ażniało. C óżby w reszcie zyrskal, udając się do C arogrodu?
D o daw n ych k ło p o tó w i w alk, c h y b a n ow e o słabienie. Na pom oc caro g rodzk ą m a te iy a ln ą nig d y liczyrć nie m ógł, w ięc cóż go tam
m ogło ciągnąć? N iezależność kościelna? A leż n a jp ie rw należało
p o lity czną uzy'skac; kościelna, o czem R o ścisław najlepiej w ie
dział, p rzy p a d a ła sam a w udziale. G reko - słow iański kościół,
k tó re g o nb. w cale nie było na M oraw ach, w obec oręża i roszczeń
niem ieckich bydby' bezsilny'. N ikt też ze spółczesn ych ani z p óź
niejszych w ładcó w słow iańskich n a p o d o b n e ek stra w a g a n cy e się
nie puszczał. Pom ijając C zechów , nie śniło się n a w e t C h ro b rem u
0 coś p o d o b n eg o do B izancyum się udaw ać, chociaż drogę do n ie go znał sto kroć lepiej rtiż R ościsław . Jeżeli, w b re w p ra w d o p o d o b ień stw u , R ościsław , nie m ając niezaw isłości politycznej, marzyd ju ż o kościelnej, to m iał do teg o jed n ę jedymą, za to latw iu tk ą d ro
g ę—tę sam ą, k tó rą kuzyn jeg o , Ś w ię to p e łk i tegoż n a stę p c y rze czyw iście stale chodzili, t. j. m ógł się udać w p ro st do Rzyunu 1 poddać, mimo p ro te stu niem ieckiego, S to lic y św. P io tra sw oje „p aństw o". Innej drogi nie b y ło — d ro g a do C aro g ro d u b y łab y sza
leń stw em . fżbym zaś uw ierzy ł w takie szaleństw o, w y m a g a m św ia
dectw ; wyTm \'sł trzech legen d nigdy' mi n a to starczyc nie może. A w ięc R ościsław , rzycnski k ato lik i niem iecki hołdow nik, to nie p o g an in ani m ocarz potężny', B oiys; m yśli zaś o jak im ś
naro-P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J . 1 9
d o w ym kościele, n iew o ln o nam z X IX -go w IX w iek przenosić w w iek, k ied y to n a w e t w ątpiono, czy m od litw a, nie w łacińskim ję z y k u odm aw iana, sk u teczn ą je s t u Boga!! Z arzuci mi je d n a k czy tel nik, jak im p raw e m u su w am tra d y c y ę trzech legend, k tó ry c h p ra w
dom ów ności w ty lu szczegółach dośw iadczono? O d rz u c a p rzecież
i prof. P o t k a r i s k i n ieraz ich św iadectw o; m ów i np. (str. 23) „ p r z e s a d a ży w o tó w okazuje się ja k n a dłoni"; albo (str. 17) „dla u p r o s z c z e n i a sobie zadania, o d r z u ć m y o d r a z u a l i m i n e tak ą np. w iadom ość leg en dy rzym skiej, że to sław a chazar- skiej m isyi sp o w o d o w ała R o ścisław a do szukania K o n sta n ty n a ; w i e m y , ż e t a k b y ć n i e m o g ł o " . C óżby p o w iedział au to r, g d y b y m całkiem w ed le je g o rec e p ty zaw yrokow ał: „dla uproszcze nia i t. d., odrzu ćm y w iadom ość o p o selstw ie R ościsław ow em , bo ta k być nie mogło!"
Nic łatwiejszego* niż w ykazać ja w n ą ten d en cy jn o ść legend. P ie rw sz ą ich zasadą j n ajw ażniejszą było usuw ać w szelki cień ini- cy aty w y od osoby K o n stan teg o . K o n stan ty , to duch n iesp o k o jn y , rw ą c y się sam na w sze stro n y , do misyi arabskiej, chazarskiej, m o raw skiej. L e g e n d y w szystko n a opak przedstaw iają; w ed le nich o n się zaw sze u su w a w najg łębsze k lasztorne zacisze, ale cesarz i p a try a rc h a w y d o b y w ają go stam tąd stale i pow ierzają m łodzieniasz kow i najcięższe zadania. W ięc to cesarz z p atry cy u szam i w y sy ła ją go n a d y sp u tę z o b razoburczym p atry a rc h ą , g d y m oże lat 20-tu
nie m iał spełna, a uczyć późno się zaczął! W y s y ła ją go na u stn e
d y sp u ty teologiczne z A rab am i, o jak ich się ani cesarzo w i ani A rab o m nie śniło; A rab o w ie, osaczeni je g o m ądrością, chcieli go
o tru ć, o czem się zno w u A rab o m n igd y nie śniło. P rzyznaje to
prof. P o t k a ń s k i (str. 10), pisząc „z p e w n o ś c i ą t e ż , c h o ć t o o p o w i a d a ż y w o t , tru ć nikogo nie chcieli, ani nie zam ie rzali". T a k sam o p o sy ła go cesarz i p a try a rc h a do C h azaró w i na M oraw y, a papież M ikołaj zap rasza go, chcąc w idzieć tego anioła,
do Rzym u. W szy stk o to raczej bajki, skoro o ta k n ib y w p ły w o
w ym i ro zry w an y m na w sze stro n y człow ieku, źró dła greckie u p o r czyw ie m ilczą. Je d y n y G rek, M itrofan, opow iedział raz A nastazjm szo- wi rzym skiem u o m isyi chazarskiej K o n sta n te g o w edle słów je g o sam ego, z p o w od u odnalezienia relikw ii K lem ensow ych; n ik t inny o niczem nie w ie. M isya ta chazarska w żyw ocie zresztą znow u p rzesadzon a. W o ln o p o w ątp iew ać, czy K o n sta n ty ogółem do cha- g a n a się dostał; skończyło się m oże na p róbie u byle jak ie g o w o je w o d y cliazarskiego na pograniczu, a u pow ażnia nas do takiej w ątp liw ości fakt, że żyw ot, obfitujący w bardzo ciekaw e szczegóły o C herso n iu i o okolicy K rym skiej, najm niejszego szczegółu z
rezy-dencyi, otoczenia, zw yczajów chazarskich, nie zachow ał. W ię c w ie- 1 rzyć mi się jak o ś nie chce w b y tn o ść K o n sta n te g o u sam ego clia-
gan a. R ez u lta tu zresztą ta m isya nie m iała żadnego. ■
Z takąż sam ą ten d en cy jn ością p rze d staw ia „żyw ot" i d a r jęz y k o w y K onstanteg o . Ż e b y w szelkie p ytan ia n ied o g o d n e usu n ąć, sk ład a on wxszystko n a łask ę Bożą, a słuszne rek ry m in acy e d u ch o
w ień stw a łacińskiego—n a p o d n ietę dyabelską! O tóż, łask a B oża
p o d su n ę ła K o n stan tem u głagolicę; tak ' sam o o św iecała go w he- brajszczyźnie (i tu p od aje „Ż yw ot" szczegóły niemożliwre!!) w „ru skiej" biblii i w sam aryańskiej.
D ziw i nas w ięc n iek o n sek w en cy a prof. P o t k a ń s k i e g o , raz o drzu cająceg o je d n e w y m y sły „żyw otów ", to znow u p rzyjm ujące go inne. W idoczne je s t np. ich upiększenie w w ersyi, ja k o b y ce sarz tw ierdził, że w szyscy S o lun ianie czysto po słow iańsk u m ów ią. Nie b y lib y ci Solunianie n a B azyla czekali, lecz sami M ichała III uśm iercili, g d y b y takie „b luźnierstw o" z u st jeg o usłyszeli. T a k ie i tym p o d o b ne „upiększenia" (np. hiperboliczne p o ch w ały dla Ro- ścisław a, poró w n an eg o z K o n sta n ty n e m W ielk im ;— n a w e t prof. P o t k a ń s k i nie p rzełknął tej pigułki i uw aża ją za „ d o d a te k au to ra żyw otu"), n au czy ły m nie w iększej ostrożności i nieufności.
„Ż yw oty" tw ierdzą, że K o n sta n ty dopiero po p rzy b y ciu p o s e lstw a m oraw sk ieg o i po przyjęciu tej m isyi, w y n alazł a lfa b et sło w iański; prof. P o t k a ń s k i ró w n ież najchętniej n a to b y się zgo dził, boć to najw ygodniejsze dla daw nego p o g lądu n a tę „ap o sto łk ę". Lecz jeżeli K o n sta n ty dla M oraw ian dopiero w ynalazł alfab et i dla nich d o k o n y w ał przekładów , jakim że cudem się stało, że w ła śn ie m oraw skieg o narzecza nic a nic przytem nie uw zględnił i n a rz u cał M oraw ianom obce całkiem narzecze, rażące im n iem iłosiernie uszy swoimi: n o szti zam iast nocy, nążdą zam iast nędzą (lub nudzii) i то leniem zam iast m odleniem ! Jeżeli dla M oraw dopiero p ra c o w ał K o n stan ty , dlaczegóż stał ta k tw a rd o przy każdej literze so- luńskiej? Ja k że w ytłom aczy prof. P o t k a ń s k i W ynalazek gła- golicy? P rzecież to pism o nie ułatw ia, lecz, je d y n e w sw oim ro dzaju, u tru d n ia kulturę!! Je że li nie k iero w ały K o n stan ty m w zględ y uboczne, dlaczegóż nie w y p isy w ał słow iańskiego а, к i t. d. łac iń skimi i greckim i znakam i, lecz w ym y ślał krzyżyki i haczyki, ażeby
pism o utrudnić. Ulfila n ig d y teg o nie robił. M oja teo ry a obja
śnią n ato m iast d ostatecznie ów dziw aczny w ynalazek. Chodziło
K o n stan tem u o to, a b y w szelkim i sposobam i odciąć S łow ian od Rzym u; litu rg ia w n aro d o w y m jęz y k u i dziw aczne pism o m iały stw o rzy ć m ury chińskie, zaprzepaścić w szelką, ju ż istniejącą
P R Ó B K I N A J N O W S Z E J K R Y T Y K I H I S T O R Y C Z N E J . 2 1
ność S ło w ian z Z achodem . I o siągnął K o n sta n ty to, czego p ra g n ął, lecz k o szta je g o tryum fu opłacili w scho dn i Słow ianie.
Bo n a zachodzie m isya je g o się nie pow iodła. Z e u Rości- sła w a nic nie uzyskał, prócz uw olnienia kilku w ięźniów , tego do m yśla się n a w e t prof. Potkań sk i; ze słów „Ż yw ota" przebija to w yraźnie. W e d le mojej „teoryi" b y ło b y to całkiem naturalne:
Nie p o sy ła ł przecież R o ścisław po niego. Ci G recy , acz językiem
n a p o ły dom ow ym w abili n aiw nych M oraw ian, niepokoili go; ducho w ie ń stw o k atolickie (m iał np. k rew n iak a m nichem ) kładło m u cią gle i słusznie w uszy, że to niepew ni, chyba „kacerze", i R ości sła w w y p ro sił sam m oże obu braci z kraju , polecając im, aby się
w p ie rw w y starali o ap ro b a tę p apieską. Bez takiej a p ro b a ty bow iem nie m ąg łb y dzieła ich uw ażać za p raw o w ite, ani u siebie go znosić. D latego to nolens volens, w y b rał się K o n sta n ty do Rzym u; p rze k o n ał się, że rzeczy g ładko nie pójdą, że a u to ry zacy a pap ieska n ieo d zo w n a—w ięc nie dla m o ralnego u ro k u o sobistości M ikołaja I, k tó reg o g o rący F o c y u sz a przyjaciel z całej duszy ch yba nienaw idził, lecz dla nieodzow nej p o trzeby , po ciągnął K o n sta n ty przed „aposto- lik a “ z ciężkim sercem , licząc n a relikw ie św . K lem ensa, jak o na n ajw ięk szy skarb dla R zym u i dla Rzym ian.
A . B R Ü C K N E R .