• Nie Znaleziono Wyników

"Trudna rzecz jest jeden język drugim językiem dostatecznie wyrznąć"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Trudna rzecz jest jeden język drugim językiem dostatecznie wyrznąć""

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Edward Balcerzan

"Trudna rzecz jest jeden język

drugim językiem dostatecznie

wyrznąć"

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 6 (24), 1-7

(2)

Komitet

Nauk

0

Literaturze Polskiej

1

Instytut

Badań

Literackich PAN

dwum iesięcznik 6, 1975

TEORIA LITERATURY • KRYTYKA • INTERPRETACJA

„Trudna rzecz jest jeden język

drugim językiem dostatecznie wyrżnąć’’

Praca tłu m a cza nie w yd a je się na ogół za­ jęciem ta je m n ic zy m . Przeciw nie: g d y b y w m niem a nia ch p o ­ w sze c h n yc h szukać najbardziej e lem en ta rn ych ro zró żnień m ię d zy p isa rstw e m o ry g in a ln y m a p rzekła d a n iem u tw o ró w literackich — p ie r w sz y m dow odem nietożsam ości obu dzied zin okazałoby się bodaj w łaśnie to, że a kt poczęcia dzieła oryginalnego stanow i za w ­ sze n iep o c h w ytn ą ta jem nicę (lub w yrafinow a ną łam igłów kę), pod­ czas g d y w y k o n a n ie p rzekła d u to proceder ja k b y racjo na lny i podle­ gający rzeczo w em u opisowi. T rud n o się te m u dziw ić. W twórczości litera ckiej sensu stricto te k s t je s t w ysło w ien ie m niew ysłow ionego; rozpościera się poza n im jakaś — o n ie w y ra źn y c h zarysach i pro­ b le m a ty c zn e j k o n s ty tu c ji — «rzeczywistość»: nagrom adzenie zda­ rzeń £ ro zm a itych obszarów życia publicznego, a i z przebiegóio in ty m n e j biografii tw ó rcy. « R zeczyw istość», k tó ra z dnia na dzień g w a łtow n ie pogrąża się w przeszłość, k a ż d y m k o le jn y m siuym u k szta łto w a n ie m d e fo rm u je pam ięć o w ła sn ych stanach w cześniej­ szych. Z a tem ta kże w yzn a n ia autorów , choćby najdociekliw sze pod słońcem , nie dają c a łko w itej sa ty sfa k c ji tro picielom zagadek tw o ­ rzenia. A ura podniecającej irracjonalności otacza zaróicno fa k ty z prehistorii dzieła, ja k i końcow e d e c yzje pisarza: ów m om en t, k ie d y to w y c ze rp u je się jego energia i b ra ku je m u n o w ych koncep­ tów . U k o ń c zy łe m w iersz, co to zn a c zy ? — zastanaw ia się Tadeusz

(3)

E D W A R D B A L C E R Z A N 2 R óżew icz w je d n y m ze szkicó w swojego «P rzygotow ania do wieczo­ ru autorskiego». S kąd się bierze, jakie p o d sta w y m a pewność, że w te j oto w ersji u tw ó r u jo rm o w a l się ostatecznie, i ju ż nie można — albo nie n a leży — pracy nad n im ciągnąć dalej?

W obec procesu tłum aczenia, odw rotnie, em ocje d e te k ty w isty c zn e tego ty p u schodzą na dalekie p eryferia . (S e k r e ty przekład u rodzą w p ra w d zie zaciekaw ienia publiczności literackiej, ale są to fascy­ nacje in n ej zupełnie n a tury). B ez w ątpienia, i na ty m teryto riu m m ogą pojaw ić się k w e stie , o k tó ry c h m ó w iliśm y w y ż e j, od pytania 0 pierw sze im p u lsy — do ana lizy gasnących n a tch n ień translatora: tu fazie ostatecznego redagowania czystopisu. W obydum w yp ad­ kach jed n a k rozw iązanie «tajem nicy» je st znane. Zarów no stadium , b y ta k rzec, preakcji przedsięw zięcia przekładow ego, jak i jego m o m e n t fin a ln y — określa o b co języczny pierw ow zór. Na początku 1 na ko ńcu było i pozostaje samo słowo. D ram at tłum acza rozgryw a się w p rzestrzen i w yraziście zd elim itow anej: p o m ięd zy tek stem a te k ste m . Cała duchowa p ry w a tn o ść w y k o n a w c y p rzekła d u — z je j k o n fig uracja m i zdarzeń p rzyp a d k o w yc h i cała dziw ność eg zysten cji lu d zk ie j nie odgryw ają tu roli ani ta k doniosłej, ani ta k in try g u ją ­ cej zwłaszcza, ja k to m a m iejsce w ko n stru o w a n iu dzieł oryginal­ nych; nie ona m a być o b iek tem p rezen ta cji a rty sty c zn e j i nie dla je j zgłębienia sięgam y po polskiego S zeksp ira czy Prousta.

Z a b rzm i to niespraw iedliw ie: p ryw a tność translatora daje o sobie znać n a jd o tk liu ń e j w uch yb ienia ch p rzekładu. G dy za czyn am y po­ znaw ać m e c h a n izm błędów i snuć n ie p rzy je m n e d o m y sły na tem a t ich p r z y c z y n — w ize ru n e k przekładacza ry su je się coraz p la sty c z­ niej, m nożą się (w vjyobraéni c zyte ln ik a ) rozm aite złe «cechy» jego «charakteru», a to roztargnienie, a to nonszalancja, a to przesadna lę k liim ś ć zn ow u w przekraczan iu granic tabu lub n ieuctw o z w y k łe itp.

Bohdan W ydżga, polski przekładow ca «K w iatów zła» B audelaire’a z 1927 r., urzeczo n y a tra kcja m i Podhala, w prow adził do sw ojego tłu m a czen ia słoino «gazda»; R a jsk im Gazdą nazw ał Pana Boga; w sp e cja ln ym k o m e n ta rzu uznał za w ska zane uzasadnić tę m a n ip u ­ lację — w p ły w e m otoczenia: «niech u sp raw iedliw i tra d u tto re ’a ta okoliczność, że, g d y u Baudelaire’a znać tu rem iniscencje p rzy r o d y P irenejów , tłu m a cz, czyniąc da n y p rzekła d w Z akopanem , uległ sugestii m iejscow ego k o lo ry tu — n astępnie zaś nie chciał, c zy nie m ógł iprzefasonow yioać i przem ęczać tego, co się sam orzutnie n a ­

(4)

3

rzucało». Spraw a pozornie ty lk o p rzyp o m in a p ra k ty k o w a n e w M ło­ d e j Polsce nagm inne «góralszczenie» arcydzieł lite ra tu ry św iato w ej. N a sz tłu m a c z wcale nie tim erdzi, iżb y akura t gwara góralska n a j­ p e łn ie j m ogła w yrazić idee oryginału. Inn e są jego in te re sy . Ściśle osobiste. U siłuje — je d n y m choćby słow em — p rzem ycić do św iata B a u dela ire’a epizod w łasnej biografii. A le realizacja tego za m ierze­ nia o ka zu je się nad w y ra z krępująca. Oto bow iem te k s t g łó w n y p rzek ła d u nie daje szansy za ko m un ikow an ia c zy te ln ik o m w ie d zy o p rzeżycia ch translatora, jego «autograf» w yod rębn ia się dopiero w przypisach, poza zasadniczą ram ą dzieła. N adto jeszcze: ocalić od zapom nienia sw e p ry w a tn e p eryp etie, to znaczy — p rzyzn ać się do n adu życia praw tłum acza! I prosić o łagodny w y m ia r kary: «U fam , że na sądzie o sta te c zn y m sam m iło sie rn y R ajski Gazda w y ­ baczy m i tę dowolność w ty tu le Jego. — T rud n iejsza pono spn'awa będzie tu na ziem i — z k r y ty k a m i» .

S zc zę śliw y tra f lub czarna seria pechów , albo kom iczne okoliczności jakiegoś w ażnego odkrycia, n iek ied y n a w e t w idzenie prorocze — ja k w zn a n y ch w yn u rze n ia c h Jana z Czarnolasu — w szy stk o to, oczyw iście, tow arzysząc w y s iłk o m tłum acza, b yw a te ż p rzezeń por­ treto w a n e w opowieści o d ziejach przekładu. Spełnia jed n a k fu n k c ję szczególną. Odsłania b i o g r a f i ę w y c o f a n ą z t e k s t u tłu ­ m aczenia, p r z e z r o c z y s t ą w n im , sprow adzoną do roli in s tr u ­ m e n tu — i t y m «po ręczn iejszą » niejako, im rzete ln ie j potrafiła słu ży ć rep ro d u kcji cu d zych dokonań pisarskich. T aka biografia m a sp e cy fic zn y porządek w e w n ę tr z n y . N arzuca się uw adze obserw ato­ ra — w s w y m nurcie c e n tra ln ym — ja ko fa k t przede w s z y s tk im ję z y k o w y , literacki. S ta n o w i fe n o m e n k u ltu r y . Nie ty lk o odczucia c zy te ln ik ó w lite ra tu ry tłu m a czo n ej, ale ró w n ież r e fle k sje sam ych p rzekładow ców s y tu u ją się za zw y c za j w polu św iadom ości k o n tro ­ low anej p rzez k u ltu r ę — ponad otchłaniam i kapryśn ego «życia», w p e łn y m św ie tle a k tu a ln e j w ie d zy o regułach s z tu k i i praw idłach m o w y .

Rzem iosło tłu m a cza — jako tem a t zw ie rze ń translatorskich — otwiera przed społecznością czyteln iczą jed ną z na jszerszych dróg r o z u m i e n i a s tr u k tu r s z tu k i słowa. P osłuszne ko d ekso w i racjo­ nalnych przep isów i porad, odarte z pow abów cudowności, organi­ zu je w okół siebie za interesow anie publiczności literackiej (ze z m ie n ­ n y m pow odzeniem , ale od w ie lu w ie k ó w u porczyw ie), apelując do in te le k tu a ln y c h potrzeb c zyteln ika . C hw ilę przeistoczenia cudzego

(5)

E D W A R D B A L C E R Z A N 4 u tw o ru w dzieło w łasne, tę chw ilę, w k tó re j ko m p o zy c ja brzm ień i znaczeń — zrazu obca, niepojęta, pulsująca in to n a cja m i odległej m o w y i sycąca się dośw iadczeniam i innego św iata — odbudow uje się oto w śród m itó w i św iatopoglądów k u ltu r y o jczy ste j, nazwał E dw ard P orębow icz c z a r o d z i e j s t w e m ; m ia ł na m y śli czaro­ d zie jstw o bez czarów; cza ro d ziejstw em je st tu sam o p rzysw ojenie c zą stki c z y je jś (nie dośw iadczonej p rzez w y k o n a w c ę przekładu) biografii: p rzekszta łcen ie niezrozum iałego w zrozum iałe.

N iejedn a spośród d w u d ziesto w ieczn ych teorii m y śle n ia i m o w y głosi pogląd, iż percepcja każdego te k s tu w erbalnego uruch am ia m echa­ n iz m analogiczny do m ech a n izm u tłum aczenia. (Zgodzi się z ty m bez oporów u ż y tk o w n ik ję z y k a polskiego, gdzie «tłu m a c zy ć » to jednocześnie ty le co «przekładać» i «objaśniać»; z hom onim icznej s tr u k tu r y te r m in u w yp ro w a d za ł interesujące koncepcje Cyprian N ortm d, pisał, że w jego czasach B yronow ego «Childe-Harolda» należałoby tłu m a czy ć środkam i ko m en tarza k ryty czn e g o ). Znaczenie k o m u n ik a tu słow nego uobecnia się — i u g ru n to w u je — w św iado­ m ości słuchacza w s k u te k b ezu sta n n ych przekodow ań. K o m u n ik a t b ow iem nie p o tra fi w ejść w sy ste m ję z y k a osobniczego odbiorcy inaczej, ja k ty lk o generując w t y m ję z y k u w łasne autoparafrazy, p ro je k tu ją c inne, najbliższe zw ycza jo w i w ysław ian ia się jed no stki, w a ria n ty sfo rm u łow an ia danej m yśli. (Tak nauczyciel u p ew nia się, c zy u czeń go zrozum iał, żądając pow tórzenia lekcji nie «na pamięć», lecz «sw oim i słowami»; owe «sw oje słowa» to re zu lta t przekodow a­ nia in tra lin g w istyczn eg o : p ro d u k t tłum aczenia «z polskiego na polski», i to w ro zliczn ych zakresach: z kodu społeczności ludzi do­ rosłych na kod dziecięcy, z re to ry k i pod ręczn iko w ej na re to ry k ę «odpowiadania na stopień» itd.). P rzekła d jako rozum ienie te k s tu — ro zu m ien ie te k s tu jako p rzek ła d — polega na przem ieszczan iu p ro ­ cesu k o m u n ik a c ji m ię d z y lu d z k ie j w re jo n y a u to ko m u n ika cji in d y- ividu a lnej; cudzą w y p o w ie d ź d e s z y fr u je m y tu z taką samą jasnością, z jaką p o tr a fim y d eszyfro w a ć w y p o w ie d zi własne.

O bserw acje poczynione w y ż e j m ożna odnieść ta kże do pracy zaw o­ d o w ych translatorów lite ra tu ry a rty sty c zn e j oraz fo rm paraliterac- kich . T łum a cze, ja k to su g e sty w n ie nazw ał T om a sz B u rek, są dla nas r o z j a ś n i a ć z a m i o b co języczn ych arcydzieł; m o w a o teo re ­ ty c z n e j typ o logii ról w obrębie życia literackiego — p r a k ty k a ja kże często spnrowadza się do pogrążania cudzych, u tw o ró w w ciem ności niepo ro zu m ienia (co stanow i rów nie in te re su ją c y casus, to nader

(6)

5

znaczące dla procesu h istorycznoliterackiego, k ie d y lite ra tu ry dw óch różn ych ję z y k ó w przestają się w za je m rozum ieć).

S ło w em : w hierarchii pow inności s z tu k i przekła d o w ej n a jis to tn ie j­ sze są je j cele herm en eu tyczn e.

N a jisto tn ie jsze te ż dla opisania tego osobliwego g a tu n ku , ja k i w d zieja ch piśm ien nictw a literackiego u k o n s ty tu o w a ły ro zm aite adnotacje, glosy, a fo ry zm y , w s tę p y i posłow ia, recenzje i tr a k ta ty p isa rzy i k r y ty k ó w zaangażow anych w rozw ijanie s z tu k i tłu m a cze ­ nia. U podstaw owego g a tu n ku , w n a jg łę b szy m splocie m o ty w a c ji n a ka zu ją cych tłum a czo w i m ó w ić o problem ach tłum aczenia, tk w i p yta n ie, ustaw icznie ponaw iane, p y ta n ie zw rócone nie ty le w k ie ­ r u n k u rzeczyw isteg o odbiorcy, ile «w yżej» niejako, w stronę a b stra k c y jn e j P raw dy d ziejó w sz tu k i, o racje istnien ia lite ra tu ry p rze k ła d o w e j. C zym że ona jest: zbiorem te k s tó w zastęp czych , a w ięc zaledw ie w y rę k ą dla nie zn a ją cych ję z y k a obcego, czy a u te n ­ tyc zn ą dziedziną ko m u n ika cji literackiej?

Z nam ien n e, że ro zte rk i owe u ze w n ę trzn ia ją się z całą dobitnością ju ż w n a jw cześn iejszych fazach kszta łto w a n ia się św iadom ości tran slato rskiej. W Polsce — w d o k u m e n ta ch szesnasto-, sied em na s­ tow ieczn ych. Ja k z w y k le wobec rzec zy fu n d a m e n ta ln y ch , a rzecz bardziej podstaw ow ą tru d n o b y sobie pom yśleć, ta k i w s to su n k u do «być albo nie b y ć » s z tu k i p rzekładania m nożą się opinie arcy- sprzeczne. Oto jed en z zain tereso w a n ych (tłu m acz an o n im o w y z X V I w.) w idzi w sw ej robocie cel do ra źn y; k to zna ję z y k o ry g i­ nału, powiada, wolał będzie oryginał. D rugi (Ł u k a sz G órnicki) także odsyła c zy te ln ik ó w -p o lig lo tó w do w łoskiego p ierw o w zo ru swego «D w orzan ina » wcale nie po to ty lk o , iżb y poznali a u te n ty c zn e źródło, lecz i w ty m celu jeszcze, b y spraw niej n iż on spróbow ali je spolszczyć. Znajom ość o ryginału, w edle G órnickiego, nie w y k l u ­ cza czytania p rzekładu; p rzekła d m oże być inspiracją dla poznania te k s tu cudzojęzycznego, a te k s t n iep o lski — bodźcem do ko lejn eg o tłum aczenia. T rzeci w reszcie (Jan Januszow ski) ogłasza k sią żk ę d w ujęzyczną, zawierającą oryginał łaciński i translacje polskie. Zadanie dla c zyte ln ik a — porów nać w y n ik pracy p rzek ła d o w c y z przekazem o ryg in aln ym . W ty m trze c im u jęciu tłu m a czen ie pro ­ ponuje się tra kto w a ć ja ko w artość sam oistną, k tó ra pojaw ia się

o b ok„ a nie z a m i a s t , oryginału.

Rzec by m ożna, że w artością godną poszanowania, bo nie dającą się zredukow ać m echanicznie do ja k ie jk o lw ie k in n ej, sta je się k a żd o ­

(7)

E D W A R D B A L C E R Z A N 6 razow y przekaz ję z y k o w y . I p ry m a rn y , i w s z y s tk ie pochodne. Im m ocniej w y k ry sta lizo w u je się poczucie autonom iczności p ierw otw o- ru, ty m solidniejsze u fo rty fik o w a n ie zd obyw a autonom ia dokonań tłum acza. D okonań zró w n a n ych ja k g d y b y — w tu rn ie ju o n a j­ lepsze re zu lta ty — z poszczeg ó ln ym i in te rp reta c ja m i odbiorczym i. M yśli szesnastow iecznego anonim a, m e d y ta cje tw ó rc y «D worzanina polskiego», d ecyzje e d yto rskie Januszow skiego — to w cale nie do­ w olne nagrom adzenie p rześw iadczeń arbitraln ych, lecz u kła d zda ń połączonych, zd e te rm in o w a n y c h p rzez to sam o (in tu ic y jn e jeszcze) odczucie p o krew ień stw a m ię d zy transform acją przekład ow ą a le k ­ tu rą rozum iejącą. W k ręg u analogicznych d y le m a tó w pow stają rozw ażania Sebastiana P etrycego, k tó r y pisze, iż b yć m oże zn a ją cym łacinę jego tru d w yd a się zb y te c zn y , ale sm a k u cu d zych n a u k «snadniej mogą się dogryźć w ła sn y m ję zy k ie m » . Z iden tyczn eg o za te m rozpoznania sensu tłu m a czen ia — bliższego n iż kreacje o ry g i­ nalne p r a k ty k o m c z y te ln ic zy m — w ysn u w a n e są n ieid e n ty c zn e (aż do sprzeczności) koncepcje oceny interesującego nas zjaw iska. Z resztą spór nie w ygasa w okresie pionierskim ; pojaw ia się — ro z­ m aicie ko ja rzo n y z in n y m i spraw am i — w epokach n a stęp n ych ; jego d ia le k ty k a w y d a je się niew yczerp a lna ; podczas g d y jed n a k w y ­ zn a w c y idei niepełnow artościow ości piśm ien n ictw a przekładow ego św ięcą tr iu m fy w sam ej technice d y sk ry m in a c ji, w ironii, w m a ­ lo w n iczy m szyd erstw ie, w p a szkw ilu — ich o ponentom p rzy b y w a a rg u m en tó w m e ry to ry c zn y c h . Coraz tru d n ie j u trzy m a ć w m o cy w yłączn ie n e g a t y w n ą c h a ra k te ry sty k ę działania tłu m a c z y (ja ­ ko pasożytow ania na b r a k a c h w edukacji lin g w isty c zn e j spo­ łeczeństw a). Coraz p ew n iej nato m ia st obiegow y frazes, iż «żaden p rzekła d nie zastąpi n ig d y oryginału», p o jm u je się w te n sposób, że p rzekład , ow szem , nie ty lk o nie m oże, ale te ż i nie chce zastępow ać czego ko lw iek (jego fu n k c ja zastępcza jest drugorzędna i fa k u lta ty w n a ). P rze kła d y p a rty c y p u ją w k o m u n ik a cji litera c k ie j ja ko je j k o m p o n e n ty sp ecyficzn e, i nie w sty d liw e n ied o sta tki w w y ­ kszta łcen iu c zy te ln ik ó w uzasadniają ż y w o t translatorskiego r z e ­ m iosła, nie ty lk o one, lecz głów nie trw ała o b e c n o ś ć w p ro ce­ sach p e rce p c y jn y c h n a w y k ó w i u m iejętn o ści tłum aczenia w e w n ą tr z - języko w eg o , tj. p rzysw a ja n ia i rozjaśniania zaw iłości c u d zej m o w y . A za te m p rzekładanie dzieł z ję z y k ó w obcych stan ow i rów nie a u ten ty czn ą fo rm ę uczestn ictw a w m etam o rfozach s tr u k tu r litera c ­ k ic h , ja k i czytanie, ko m en tow an ie k r y ty c z n e , poznaw anie n a u k o w e

(8)

7

te k stó w , w szczególności ich parafrazow anie w pastiszu, parodii, iraw esta cji, w p rzeró żn ych c h w y ta ch styliza to rskich , a ta kże w y - k o n y w a n i e m alarskie, sceniczne, film o w e itd. P raw dziw ość p o ­ w y ż s z e j te z y u tw ierd za się w dośw iadczeniach zbiorowości bilin g- w a ln ych , tu bow iem tłum aczen ia z d w u ję z y k ó w pod sta w ow ych, opanow anych p rzez w iększo ść (np. u k ra iń sk i i ro syjsk i na U krainie, słow acki i czeski w Słow acji), wcale nie zanikają, nie dość na ty m , zasilają jed en z n a jp o tę żn ie jszy c h «w arsztatów » przeobrażenia s ty ­ ló w i k o n w en cji lite ra tu ry narodow ej.

(dokończenie w dziale «Szkice») Edward Balcerzan

Cytaty

Powiązane dokumenty

„Młody mechatronik - przez zabawę i naukę do świadomego wyboru drogi

Trzeba też, jak w wielu innych dziedzinach, mieć zamiłowanie teoretyczne, chociaż w wypadku filozo ­ fii jest ono w pewien sposób pomniejszane szybką reakcją: „mówi pan

Macie dwa pliki do pobrania jeden jest do poczytania w drugim należy się zalogować w programie https://scratch.mit.edu/ założyć konto i zrobić krótką animację. Przesyłacie

Kwoka, do wydrukowania dla uczniów z trudnościami słuchowymi (obniżona percepcja słuchowa, niedosłuch) lub z problemami z koncentracją!. Jan Brzechwa Kwoka Proszę

Dalsza część zajęć odbywa się w bibliotece, gdzie dzieci, z pomocą bibliotekarza, nauczyciela i uczniów dobrze czytających oraz piszących,

The Rock Simulator wydaje się w tych funkcjach podobny do The Mountain, choć twórcy wzbogacili tę grę o serię minigier, w których zwyczajowo nieruchomy obiekt, jakim

bardzo często pod tymi nazwami ukryty jest wielogłos głębokiego, wielopokoleniowego upokorzenia lub poczucia niesprawiedliwości przekazywanego z pokolenia na

Cronon A place for stories: nature, history and narrative, „Journal of American History” 1992 No. Young Towards a Received History of the Holocaust, „History and Theory” 1997