• Nie Znaleziono Wyników

M D CHODEM C Z Ł O W IE K A

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M D CHODEM C Z Ł O W IE K A"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 20

.

Warszawa, d. 17 Maja 1885 r. T o m I V .

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie 10 półrocznie „ 5

Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, Wł. Kwietniewski, B .R ejch m an ,

m ag. A. Ślósarski i prof. A. W rześniowski.

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, których treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zwykłego druku w szpalcie albo jego miejsce pobiera się za pierwszy raz kop. 7 */2,

za sześć następnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

A.cLres ZESed-etłscyi: rPod-^Krstle 3STr 2.

I J E J STOSUNEK

DO CHORÓB ZARAŹLIWYCH W OGÓLNOŚCI.

l'KZEZ

prof. Edwarda Slrasburgera.

W świecie roślinnym grasują, i srożą się epidem ije z większą jeszcze siłą i gw ałto­

wnością w swych skutkach niż pośród świa­

ta zwierzęcego. Jakże często ro ln ik z ros- paczą widzi, że pole kartofli tryskające przed kilku jeszcze dniam i życiem i b ujną zielenią, zczerniało i zw arzyło się, ja k gdyby ponad niem przeleciał tru jący powiew wiatru! A ni jed n a roślina na całym łanie nie ostała się i nie uszła zniszczeniu, na każdćj bowiem dostrzedz można koliste plam ki brunatne, jaw n e piętno choroby, traw iącej wnętrze.

Zegna się wówczas rolnik z nadzieją obfite­

go plonu, gdyż wie, że bezpośrednim skut­

kiem zniszczenia zielonćj naci będzie za trzy ­ manie rozw oju podziemnej bulw y kartofla,

żc nadto choroba z naci przejść może n a bul­

wę, k tórą w potocznem życiu i gospodar­

stwie zwać przyw ykliśm y „kartoflem14 i że dotknięty chorobą kartofel ten mniej lub bardziej zniszczonym przez nią być musi.

C horoba kartofli, pospolicie „zarazą na kartofle“ zwana, je s t dziełem grzybka, któ­

rem u ze względu na zew nętrzne ccchy po­

między pleśniami miejsce wyznaczyć można, a którego drobniutkie i delikatne, biaław e strzępki, p rzy w ilgotnćj pogodzie, dokoła brunatn ych plam ek się ukazujące i sterczą­

ce, widocznemi są dla naszego nieuzbrojo­

nego naw et oka. D robny ten a straszny nieprzyjaciel, z którym kartofle rok rocznie ciężką muszą staczać w alkę, je s t — ja k się okazuje—olbrzymem, w porów naniu z dro- bniutkiem i bakteryj ami, tem i niesłychanie m aleńkiem i istotkam i, k tóre w naszym orga­

nizmie rozlicznych zaw ichrzeń mogą się stać przyczyną, a wogóle w świecie zwierzęcym najstraszniejsze stanowić mogą epidemije.

Stercząca ponad powierzchnią liścia k arto­

flanego, owocująca część grzybka pleśniowe­

go dosięga w swój wysokości około 1 mm.

Do złożenia tego prostolinijnego w ym iaru z cholerycznego np. „bacillusa,“ który w osta­

tnich czasach tak bardzo zap rzątał głowę

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

(2)

3 0 6 WSZECH ŚW IAT. N r 2 0 .

uczonym i nieuczonym, potrzebaby n ie p rz e r­

wanym m urem niem niej ja k 700 wyciągnąć osobników!

Epidem ij e czyli pospólnice, w śród u p ra w ia­

nych grasujące roślin, najw iększym dla ro l­

nika będące postrachem , jak o to: śnieć,rdza, m iodunka — w szystkie zarów no są dziełem grzybków pleśniowych. B ak tery je dla św ia­

ta roślinnego niebespiecznemi nie są: p rz y ­ czyny tego szukać należy w ogólnie kw a- śnem oddziaływ aniu soków roślinnych; b ak ­ teryje bowiem na kw asy niepom iernie są wrażliwcmi. W ostatnich je d n a k czasach zauważono w H olandyi ciekaw ą chorobę śród hijacyntów , t. z w. żółtaczkę, w której żółte, śluzow ate skupienia b ak tery j w ystę­

pują tak pod łuskam i przechow yw anych ce­

bulek ja k i w czasie kw itnienia w liściach.

Rozwój bakteryj w liściach posuw a się i idzie ręk a w rękę ze stoczeniem kom órek liścia, a po dokonanem stoczeniu w nętrza, niszczy­

ciele przez spękany nabłonek w ydostają się, w ypadają na zew nątrz. B ak tery je także — ja k o tem później jeszcze będzie m owa— mo­

gą stać się przyczyną m okrej zgnilizny bulw kartoflanych, o ile im s ię uda przez ja k ą k o l­

w iek rankę na bulw ie, czyli, w yrażając się mową potoczną, n a kartoflu, w targ n ąć do środka. N ieprzebrane mnóstwo różnych bakteryj roi się stale w odpadłych, w obu­

m arłych ju ż częściach roślinnych, u leg ają­

cych roskładow i: tu ju ż niszczenie nie doty­

ka żywej i żyjącej m ateryi, lecz szerzy się w substancyi m artw ej, organicznego pocho­

dzenia; niszczyciele więc nie są ju ż pasorzy- tam i lecz saprofitam i. Saprofitom tym p rz y ­ pada w udziale doniosłe a błogie w skutkach zadanie ro sk ład an ia m artw ych ciał o rg a n i­

cznych na zw iązki chemiczne coraz prostsze, ostatecznie n a wodę, dw utlenek w ęg laiam o - n ijak , przez co ciała te zostają zw rócone przyrodzie nieorganicznej. Saprofity więc usuw ają wszystko co zm arło i dla życia zgi­

nęło; w b ra k u tej zbaw iennej ich działalno­

ści, odpadków i zw łok w szelakich corazto obfitsze w przyro dzie grom adzićby się m u­

siały zastępy. D aw ne skam ieniałości do­

wodzą, iż zadanie to po wsze czasy było udziałem saprofitów; odnaleść i rospoznać bakteryje zdołano na skam ieniałych szcząt­

kach roślinnych z epoki w ęgla kam iennego.

P rz y wszelkiem b adaniu w dziedzinie cho­

rób zaraźliw ych, grasujących w śród zw ie­

rz ąt, niesłychanie drobne w ym iary bakteryj niepospolitych stają się przyczyną tru d n o ­ ści, ja k ie muszą być um iejętnie zwalczane.

Zarówno bowiem droga, k tó ręd y m aleńki w róg w targn ął do zwierzęcego ustroju, ja k i dotyczące sposobu w darcia się n ieprzyja­

ciela szczegóły, dają się zaledw ie pośrednio w najw iększej liczbie przypadków oznaczyć.

Inaczej rzecz się ma z chorobam i roślin, w któ rych przyczynow ym działaczem są grzy bk i pleśniowe. D rogi, którem i podąża grzybek, w roślinnym osiąść m ający ustroju, mogą być łatw o w ykryte, a dalsze ro sp a try - w anie grzybka w ew nątrz rośliny również je s t d la nas dostępnem. Oczywiście przeto, niejednę wiadomość, zdobytą w zakresie ba­

dań nad chorobam i zaraźliw em i u roślin, zu- żytkow aćby można w celach w yśw ietlenia n a tu ry podobnych chorób pośród zw ierząt, 0 ileb y wogóle stwierdzonem być mogło, że porów nania w obu tych dziedzinach możli- wemi są do przeprow adzenia. Lecz ju ż po­

m iędzy pleśniam i a b akteryj ami rdzenna wy­

stępuje różnica. Co więcej, zasadnicze od­

rębności w budow ie anatom icznej i we w ła­

ściwościach ciał zwierzęcych i roślinnych m uszą stać się przyczyną najdonioślejszych różnic w sposobie przenikan ia pasorzytów do śro dk a tych i owych ustrojów i w dal- szem ich rospościeraniu się na właściw ym gi-uncie. Podczas gdy kiełek grzybka p le­

śniowego z zew nętrznej pow ierzchni zapu­

szcza się we w nętrze rośliny, a następnie, do środka się dostawszy, powoli rośnie dalej 1 z zarażonego się posuwa miejsca, bakte- ry je, gdy zabrnąć zrazu do środka ciała zwierzęcego potrafiły, plenią się szybko, wciąż się dzieląc a rozszczepiając, liczne w ten sposób w ytw arzają zastępy samo­

istnych, podobnych sobie potomków; potom ­ stwo to w ędruje pom yślnie zapomocą o tw ar­

tych dróg kom unikacyjnych, istniejących w postaci naczyń krw ionośnych i chłonnych i z biegiem k rw i przenoszonem w raz zostaje do najróżniejszych części całego zwierzęce­

go ustroju. Z tych przeto względów, p un ­ kty styczne, dozw alające na p rzeprow adze­

nie porów nań pom iędzy zaraźliw em i choro­

bami roślin a zw ierząt, ograniczają się do ogólnych zagadnień w tej m ateryi; takiem i ogólnemi punktam i są mianowicie: kw estyja

(3)

Nr 20. w s z e c h ś w i a t. 307 podatności t. j. zdolności do przyjęcia zaraz­

ka, kw estyją rozszerzania się czyli grasow a­

nia choroby oraz zależności tegoż od w pły­

wów i w arunków zew nętrznych, kw estyją zdolności zaatakow anego organizm u do ob­

ronnego oddziaływ ania, wreszcie kw estyją stosowalności środków ochronnych, w ypły­

wających z poznania przyczynow ej natu ry choroby. W szystkie te ogólne kwestyje uw zględnienie swe znajdą w wywodach, ja ­ kie tu w dalszym rozwiniem y ciągu. P ie rw - szem zadaniem naszem będzie p rzed średnio wykształconym czytelnikiem jasn o zaryso­

wać, ja k px-zez w darcie się danego żyjącego organizm u do w nętrza innego ustroju, ten ostatni d otkn ięty zostaje chorobą. W ła ­ śnie dlatego, że stosunki wszelkie u roślin prostsze są niż u zw ierząt, badanie chorób roślinnych nadaje się najzupełniej do zapo­

znania nas z przejaw am i chorób zaraźliw ych w ogólności; w sparci temi wiadomościami, j

jaśniej patrzeć a trzeźwiej sądzić możemy ■ w spraw ach takich, które w pełnem znacze­

niu tego w yrazu stały się dla nas „żywo- tnem i“.

Jak o przy k ład dla przeprow adzenia tej myśli przew odniej obrałem sobie chorobę, grasującą śród kartofli, oznaczaną pod na- | zwą „zarazy,“ a to nietylko z pow odu w yra- | żnie epidem icznego ch arak teru tejże, lecz ze j w zględu n a to, że choroba ta przez w y tra­

wnych badaczów, przew ażnie zaś przez de | JBarego dokładnie rospoznaną została, a na- dewszystko jeszcze ze względu, iż znaną je st ona, choćby z pozorów swych, każdemu, tak, iż z łatwością znajdziem y w niej pożądany pu n k t wyjścia dla wszelkich dalszych wy­

wodów.

Nasam przód zapoznać się nam w ypada z budową liścia kartoflanego; bez tej bowiem znajomości nie moglibyśmy podążać za opi­

sem zachodzących chorobliw ych zjawisk.

J a k wszelka cześć ustroju roślinnego czv zwierzęcego, składają się oddzielne listki w pierzastym liściu kartoflanej naci z komó­

rek. K om órki otoczone są dokoła błoną z m ateryi stałej, zw anej błonnikiem lub ce­

lulozą; błony te, stanowiące ścianki komó­

rek, dają nam właśnie charakterystyczny obraz tkanki roślinnej, k tóra w m ikroskopo- wem badaniu przedstaw ia się ja k o zbiorow i­

sko oddzielnych przestrzeni, form y pęche­

rzykowa tdj, niczem jako by nie wypełnio­

nych. Ścianki czy przegródki m iędzy tem i pustemi banieczkam i tw orzą razem spójną całość, niby szkielet czy rusztow anie, n ada­

jąc moc i sztywność, niezbędną roślinnem u ciału. W n ętrze ogrodzonych przez błonę przestrzeni, pozornie pustych, wypełnionem je st przez żyjącą protoplazm ę czyli zaródź.

Częściowo wszakże w skład tkanki roślinnej wchodzą też i błony kom órek obum arłych, których protoplazm atyczna zaw artość zni­

kła. Z takich to zam arłych przestrzeni ko­

m órkowych zbudow ane są przede wszystkiem długie rureozki, biegnące w caftśj blaszce li­

ścia (czyli nerw y liścia), a odznaczające się swemi charakterystycznem i, obrączkowemi (wężownicowatemi) lub siatkowatem i ścian­

kami. N aczynia te zaw ierają i prow adzą prze­

de wszystkiem wodę, podczas gdy inne pę- cherzykow ate przestrzenie, w naj bliższcm ich otoczeniu się znajdujące, żywą protoplazm a- tyczną treścią wypełnione, rosprow adzają pokarm , odpowiednio przysw ojony. N a gór- nćj pow ierzchni liścia, również ja k i na dol­

nej jego pow ierzchni, rospościera się poje­

dyncza w arstw a kom órek, jednak ow o wyso­

kich i w zbitym szeregu ze sobą ściśle po­

wiązanych. Jestto w arstw a kom órek naskór­

ka. W naskórku tym, zwłaszcza na dolnej pow ierzchni liścia, rozsiane są szparki, wiel­

ce charakterystyczne utw ory, składające się z dw u jak o b y półksiężycowych, ku sobie swem w pukleniem zwróconych komórek, m iędzy którem i pusta pozostaje szparka.

P rzedstaw ia to pew ne podobieństwo do ust.

O tw ór ust tych prow adzi do przestrzeni mię­

dzykom órkow ych, w ypełnionych powie­

trzem , to je s t do tych miejsc w liściu, które pomiędzy kom órkam i niezajętem i, wolnemi niejako pozostają. Za pośrednictw em rzeczo­

nych s z p a r e k dokonyw a się wym iana ga­

zów pom iędzy w ew nętrzną tk ank ą liścia a atm osferą. Odpowiednio do znacznego na­

grom adzenia szparek na dolnej liścia po­

wierzchni, dolną właśnie część jego tkanki przerzyn ają obszerne stosunkowo przestrze­

nie międzykomórkowe; gdy tymczasem w gór­

nej części wzajemne zbliżenie się albo sku­

pienie kom órek je s t ściślejszem, bardziej ciasnem.

(4)

308 w s z e c h ś w i a t. N r 20.

G rzybek pow odujący „zarazę“ na k arto ­ fle, znanym je s t od ro k u 1845. P o zm ien­

nych kolejach, ja k ie przechodzić w ypadło botanicznej nazw ie tego grzybka, obow iązu- jącem dlań obecnie je s t nadane m u p rzez de Barego imię: P h y to p h th o ra iufestans. Nie wcześniej j a k z końcem L ipca, często zaś pó- ! źniej jeszcze, zjaw ia się ten niszczyciel na j kartoflanych naciach. P o d m ikroskopem nietrudno w liściach dotkniętych zarazą, od- naleść niteczki, składające ciało grzybka, j S k raw ki odnośne pochodzić wszelako w inny j z zew nętrznego obwodu b ru n atn aw y ch pla- : inek. N iteczki grzybka, czyli strzępki, we- ; dług term inologii naukow ej, p rzedstaw iają ! się wówczas ja k o delikatne, bezbarw ne, cie­

niu tkie ru reczki, bogato rozgałęziające się i snujące swe obfite sploty pom iędzy kom ór­

kam i liścia. S ploty tych n itkow atych strzę­

pek tw orzą całość, zw aną w nauce grzy b n ią danego grzybka. Naj lepiej w idzieć i badać można pojedyńcze i posplatane strzępki, w śród obszernych przestrzeni m iędzykom ór­

kowych, w dolnej części liścia. S trzępki ro­

sną na swych końcach i posuw ają się w śród tkan ki liścia z m iejsca pierw iastkow ej zara­

zy w k ieru n k u odśrodkow ym , po prom ie­

niach niby się roschodząc. S tąd w ynika ko­

lista form a plam i plam ek. K om órka liścia, do której przy lg n ąć zdołała strzępka, w net traci świeżość barw y: zielone ziarn a kom ór­

kowego w nętrza bledną, protop lazm a staje się m ętną i zw olna, stopniowo p rzy b iera od­

cień b runatny, aż wreszcie kom órka cała za­

pada się, zeschła i stoczona. S trzępki zło­

śliwego g rzy b k a bynajm niej wszakże nie w kraczają do traw ionych kom órek; samo zetknięcie się wystarcza, by śm iertelne wy­

wołać porażenie. S trzęp k a w ydziela substan- cyją, k tó ra przesiąka przez błonę skazanej na zagładę kom órki do je j w nętrza i rospu­

szcza, p rz e tra w ia w sobie protoplazm atyczną jeg o zaw artość. P rzep ro w ad zo n e do ros- tw o ru m ateryje w chłoniętem i zostają przez | zbójecką strzępkę i w taki to sposób zwię- ; ksza się wciąż ilość m ateryi protoplazm aty- oznej w grzybkow ych strzępkach, co dla i dalszych postępów grzy b k a oczyw istą stano- w i podnietę. Ż yw a zaw artość, ze strzępek, j które samą ju ż tylko zniszczoną tkankę li­

ścia dookoła znajdują, podąża dalej idąc za wzrostem grzybni; pozostają wiec w tych

miejscach je d y n ie ścianki opróżnionych strzę­

pek. P o śród sczerniałych miejsc liścia znaj­

dujem y przeto same obum arłe tylko elemen­

ty: zawiędłe kom órki wyniszczonej tkanki, wypełnione brunatnaw em i resztkam i, któ­

rych grzyb rospuścić nie zdołał i opustosza­

łe rureczki grzybkow e.

Lecz słabe zaledwie postępy m ogłaby uczy­

nić choroba, gdyby rosnące sploty niteczek grzybkow ych nie m iały możności występo­

w ania nazew nątrz i gdyby tej ich własności nie tow arzyszyła zdolność w ytw arzania i ros- praszania dokoła zarodników . W dzień w il­

gotny obserwować można, ja k strzępki w kie­

ru n k u naskórka w yrastać szybko poczynają.

P oniew aż grzybek przew ażnie zamieszkuje szerokie przestrzenie m iędzykom órkowe w dolnej części liścia, to dolna w łaśnie po­

w ierzchnia najobficiej porasta nowemi wy­

chylaj ącemi się nazew nąrz niteczkam i, prze- znaczonem i do w ytw arzania zarodników . C zęstokroć z jed ne j szparki w nabłonku, w yrasta po k ilk a n araz strzępek, zarodniki w ydaw ać m ających. Jedy nie gdy pow ietrze je s t nader w ilgotne, widzimy ja k i n a górnej liścia pow ierzchni z otw orów szparkow ych w y łan iają się strzępki zarodnikonośne; w ła­

ściwie naw et zdarza się, iż strzępki te p rze­

szyw ają tu w prost na wylot kom órki na­

błon ka górnej pow ierzchni liścia, gw ałtem sobie drogę nazew nątrz torując. Zjawisko podobne można łatw o wy wołać, umieściwszy chore liście na cienkiej w arstw ie wody i szklanym następnie przykryw szy j e dzwo­

nem, tak, aby się znajdow ały w atmosferze, nasyconej p arą. Oto, po upływ ie doby, u j­

rzym y obie powierzchnie liścia dokoła plam brun atn ych pokryte gęstym, białym nalotem pleśniowym . W n et na sterczących strzęp­

kach tw orzą się zarodniki, których przezna­

czeniem je s t szerzyć naokół zarazę. W idzi­

my tu najw yraźniej, ja k pewne oznaczone w arunki, sprzyjające rozwojowi pasorzyta, w pływ ają skutecznie na szybkie szerzenie się, na w zrost i spotęgowanie zarazy. Gdy odw rotnie, pogoda je s t sucha, nieliczne od­

gałęzienia grzybni, tu i owdzie zaledwie, w ychylają się poza obręb zarażonego liścia, lecz w suchem pow ietrzu usychają, marszczą się i więdną, niedoszedłszy do w ytw orzenia zarodników : choroba wtedy poAvolnym le- j dw ie naprzód posuwa się krokiem . G dy

(5)

N r 20. w s z e c h ś w i a t. 309 wtem nagła w w arunkach au ry niechaj na- !

stępi zmiana, obfite niechaj spaclną deszcze, | wilgocią przeciążając pow ietrze I oto j

w nagłym w ybuchu sroży się i szaleje zapa- j m iętała plaga, pustosząc w ciągu dni kilku i najponętniej uśmiechające się zasiewy! O zgu­

bnym wpływie wilgoci pow ietrza przekonać się możemy także p rzy pomocy porów naw ­ czych spostrzeżeń w pokoju, biorąc do nich dwie jednakow o krzepkie, w rów nym stopniu zarażone gałązki naci kartoflanej. Obie ga­

łązki wstawmy w wodę, lecz je d n ę z nich zostaw iając bez wszelkiego przykrycia, na- k ry jm y drugą odpowiednim dzw onem szkla­

nym. P o kilk u dobach, ta gałązka, która dokoła suchem pow ietrzem pokoju była oto- czonę, zaledw ie nieznaczną nam wykaże zm ianę, gdy tymczasem druga gałąź w tym ­ że czasie zupełnej ulegnie zagładzie, grzy­

bek zupełnie j ą stoczy.

G dy tedy przedłużająca się wilgoć n ader szkodliw ą być musi dla pól kartoflanych, ze w zględu na niebespieczeństwo zarazy, oczy­

wiste i jasne nastręczają się same przez się środki ochronne czyli profilaktyczne (profi­

laktyka n au k a zapobiegania chorobom), które stosowanemiby być w inny przez ro l­

nika p rz y up raw ie kartofli. P o d upraw ę kartofla obracane być winny pola bardziej wzniesione, przew iew ne, t. j. w iatrom do­

stępne, o łatw o przesychającej glebie; gdy odw rotnie, pół w ilgotnych, zaklęsłycli, lub miejsc zacieśnionych starannie unikać nale­

ży. Znajom ość choroby dostarcza w tym względzie jed y n ie racyjonalnych środków ustrzegania się i odw rócenia klęski.

(Z), c. «.)

S P O S T R Z E Ż E N IA

M D CHODEM C Z Ł O W IE K A

PRZEPROWADZONE PRZY POMOCY 0D0GRAFU PRZEZ

J. M A R E Y A .

P odaję tu niektóre spostrzeżenia, zebrane na stacyi fizyjologicznej, nad rucham i czło­

wieka, które pow inny doprowadzić konie­

cznie do praktycznych zastosowań. W p o ­ chodach wojsk np. ważną byłoby rzeczą wie­

dzieć, przy ja k ic h w arunkach żołnierz może przebyć pewną przestrzeń, w najkrótszym sto­

sunkowo czasie i z najm niejszym ubytkiem sił fizycznych. P o d tym względem najdrobniej­

szy szczegół nie może być obojętnym. D o­

świadczenie uczy, że ta k t w ybyany żołnie­

rzom przez dobosza lub "wygrywany na trą b ­ ce, k ształt obuwia i ładunek, któ ry żołnierz dźwiga, nadają jeg o krokom pew ną długość,, w pływ ając tym sposobem na zmianę szybko­

ści jeg o chodu. Z drugiej strony postać człowieka, długość jego stopy i nogi, oddzia­

ływ ają także na sposób chodzenia. N ako­

niec ćwiczenia prow adzone metodycznie, zm ieniają znacznie naw yknienia piechura.

Z ajm ującą niezm iernie je s t rzeczą ścisłe oce­

nienie otrzym anych na tym punkcie re zu l­

tatów, oraz dokonanych w tym przedmiocie postępów. W zbiorow ym m arszu nie dało­

by się ocenić tych rezultatów , bo tam każda jedno stka, stosując się do chodu innych, p rzy ­

biera pewien kro k pośredni, k tó ry nie je st wyłącznie jej właściwym. Pew nych danych mogą nam dostarczyć tylko obserwacyje in­

dyw idualne, prow adzone na wielkiej liczbie piechurów . A ponieważ dla obserwowania każdej osobistości potrzeba badania prow a­

dzić na dosyć dużej przestrzeni, przeto ba­

dacz m usiałby poświęcić tym studyjoin wie­

le czasu i m usiałby przytem zaznaczać na chronom etrze chw ilę wyjścia i pow rotu, li-

j cząc przytem bez zm yłki ilość kroków zro-

| bionycli przy każdem doświadczeniu. T r u ­ dności podobnego badania skłoniły mnie do obmyślenia środka mechanicznego, k tó ry mógłby autom atycznie zatrzym yw ać wszy-

1 stkie spostrzeżenia, pozostaw iając fizyjolo- gowi tylko nakreślenie plan u doświadczeń i wyjaśnienie ich rezultatów . Chodzi więc

| przedewszystkiem o zapisanie przebytych i przestrzeni w funkcyi czasu. P rzy rząd , któ-

| ry przed kilkom a laty przedstaw iłem , o d o- g r a f , wybornie się nadaje do tego celu.

O d og raf składa się z dw u części głó­

wnych: 1) z walca, k tó ry się obraca, zapo-

| mocą przyrządu zegarowego, z pew ną ozna­

czoną szybkością i je s t oblepiony papierem z podziałką m ilimetryczną, 2) z przyrządu piszącego czyli skazówki, k tó ra porusza się po linii prostej, równolegle do osi głównój

(6)

310 w s z e c h ś w i a t . K r 20.

walca, z chyżością proporcy jonalną do d ro ­ gi przebieżonej. Jeżeli odograf je s t p rzy ­ stosowany do powozu, skazów ka posuw a się o stałą, liczbę za każdym obrotem koła powozu, czyli p rz y rów nych drogach prze­

bytych. W e d łu g tego urządzenia, linij a n a­

kreślona w ciągu przebytćj danej p rzestrze­

ni je s t mniej^ lub więcej nachyloną do osi odciętych, stosownie do szybkości pojazdu;

linij a ta może być prostą, jeżeli szybkość biegu była jed n o stajn ą, pokrzyw ioną w ró­

żnych kierunkach, jeżeli były jak ieś gw ałto­

wne podskoki lub zw olnienia, a w tym p rzy­

padku styczna w jed n y m z p u nktów krzy­

w izny oznacza szybkość ru c h u w odpow ie­

dniej chw ili. L ecz jeżeli skazów ka po ru ­ sza się p rzy ru c h u p iech u ra i je ż e li kroki nie posiadają zawsze tejże samej długości, w tedy otrzym uje się linij a, z której nie daje się ściśle oznaczyć przestrzeni przebytej.

Rzeczywiście dośw iadczenie d ow odzi, że lekkie nachylenie ziem i w ystarcza, aby zmie­

n iła się długość k ro k u , k tó ry w ydłuża się przy w chodzeniu na góry i skraca się przy schodzeniu. A by otrzym ać ściśle zanotow a­

ną odległość przebieżoną, skazów ka odogra- fu pow inna być czynna w rów nych odstę­

pach drogi, wynoszących np. 1 w 1 0 lub 100 to. W tym celu nastaw ić p otrzeba odo­

g ra f tak, aby skazów ka p rz esu w ała się o 1 m ilim etr na każde 50 to przebieżonych.

U skutecznić to m ożna w n astępu jący spo­

sób: przypuśćm y, że m am y do tego rodzaju doświadczeń plac płaski z drog ą kołow ą (to­

rem ), m ającą 500 m obwodu. D ro g a ta je st otoczona d ru tem telegraficznym , p odtrzym y­

w anym n a 1 0 słupach, ustaw ionych je d e n od drugiego w odległości 50 m. D ru ty tele­

graficzne łączą się zapom ocą innych drutów z w nętrzem b udy n k u , w k tó ry m odo g raf jest um ieszczony na stałej podstaw ie. P rz y ka­

żdym słupie telegraficznym zn a jd u je się p rę t m etalow y, poziomo umieszczony w poprzek drogi, po któ rej pieszy chodzi, a po tym p rę ­ cie przebiega p rą d elektryczny; najm niejsze poruszenie odchyla ten p rę t od pierw otnego położenia, pozw alając przejść idącem u, po- czem p rę t sam p rzy jm u je położenie pierw o­

tne. W chw ili usuw ania się p rę ta , dla prze­

puszczenia idącego, przeryw a się p rą d w d ru ­ cie, a wtedy urządzenie odografu pow oduje posunięcie się skazówki o 1 mm. Za każdym

razem , gdy p iechur przebędzie 50 m, prze­

chodzi przed nowym słupem , odsuw a p ręt i w yw ołuje nowe posuw anie się skazówki.

Poniew aż walec obraca się jed no stajn ie, gdy tymczasem skazów ka posuw a się w sposób przeryw any, tw orzy się z tych ruchów linij a zazębiona, której każdy ząbek (schód) odpo­

w iada 50 m przebytej drogi. S tąd łatw o daje się ocenić przestrzeń przebyta w fun- kcyi czasu, m ierząc drogi na osi rzędnych, czyli licząc liczbę ząbków linii łam anej, z których każdy w yraża 50 m przebytych.

Czas w yprow adza się z długości osi odcię­

tych; chyżość cy lind ra reg ulu je się w ten sposób, że każda m inuta odpow iada 0,005 to, czyli 0,30 to— godzina. W e d łu g tego, jeżeli znaj dziemy, że w ciągu godziny nastąpiło 80 zm ian skazówki, w yprow adzam y, że chy­

żość ruchu (chodu) była: 50 ni K 80 — 400 m n a godzinę. Tym sposobem m ożna osięgnąć chyżość średnią podczas długich m arszów, odbyw anych bez wytchnienia.

F ig 1-a przedstaw ia p rzy a je d n ę z o trzy­

m anych linij; ponieważ ru ch skazów ki je s t przeryw any i ma miejsce tylko w tedy, gdy p iech ur przechodzi koło jednego ze słupów, przeto lin ija nakreślona je s t lin iją łam aną, utw orzoną z kresek w form ie schodów, któ­

ry ch wszystkie stopnie m ają jed n ak o w ą w y­

sokość ( 1 m m ), odpow iadającą stale p rzeby ­ tej drodze (50 to), głębokość tych schodów poziomo liczona, zm ienia się, stosownie do cliyżości chodu, czyli do czasu użytego dla przebieżenia 50 w. D la uproszczenia, mo­

żna zastąpić linij ą zygzakow atą przez linij ą krzyw ą, k tórab y łączyła wszystkie k ąty u g o ­ ry lub u dołu linii łam anej. W ten sposób w łaśnie przedstaw iony je s t w ynik in n y ch doświadczeń, fcapomocą krzyw ych linij b, c, d, e . . . . i.

To urządzenie doświadczalne, w ystarcza ju ż za pew ien szereg studyjów: p rz y rzą d ten pozw ala określić dla każdej jed n o stk i w ła­

ściwy je j chód, czyli czas, którego potrzebu­

j e do przebieżenia jedn ego lub k ilk u kilo­

m etrów , właściw ym sobie krokiem . W idać z tych doświadczeń, że u pew nych ludzi, chód je s t zadziw iająco nierów ny, gdy tym ­ czasem u innych, przyspiesza się stopniowo w pierw szych kw adransach, następnie wol­

niej e pod wpływ em zmęczenia. W innych razach chodzi o porów nanie, ze w zględu na

(7)

N r 2 0 . WSZECHŚWIAT. 3 1 1 szybkość chodu ludzi chodzących lub bie­

gnących. Nie potrzeba wcale, aby te ro z­

m aite osobistości, które chcemy porów ny­

wać, szły lub biegły razem, ja k to m a zwy­

kle miejsce p rz y próbach, gdzie miłość w ła­

sna bierze górę nad właściwościami fizyczne- mi. D aje się każdej osoby: k artk ę odograficzną i w każdej chw ili można porów nać n akre­

ślone linije. W idzim y na figurze 1-ej przy g, h i i trzy linije w skazujące trzy różne oso­

bistości, które biegnąc pozostaw iły trzy ró­

żne św iadectw a o przebytej drodze tej samej odległości, je d n a osoba przebyła j ą w ciągu 9 m inut 25 sekund, d ru g a w ciągu 10 m inut

prow adza liczbę kroków dokonanych w prze­

ciągu tego czasu, potrzebnego na obejście raz toru czyli 500 m. Z tej m iary w ypływ a ta k ­ że m iara średniej długości kroków '). S p ró ­ bujm y najp ierw ocenić, ja k i je s t wpływ ry- [ tm u mniej lub więcej przyspieszonego na szybkość chodu. Przypuśćm y, że za każdem uderzeniem dzw onka, p raw a noga ud erza ziemię, a zatem w ciągu całego toru tyle bę­

dzie zrobionych podwójnych kroków, ile by­

ło uderzeń dzw onka. Zacząwszy od rytm u powolnego, 40 uderzeń na m inutę i p rz y ­ spieszając ry tm w szeregu kolejnych do­

świadczeń, w ten sposób, że pieszy przebiega

Fig. 1. a) ślady odogTafu; człowiek id%cy w ta k t 60 kroków na sekundę;

b) ślady zredukow ane do lin ii prostej; człowiek id%cy w ta k t 00 kroków, z ładunkiem 20 kg-,

°t rh 'S JO taż sam a osoba; ta k t 40, 70, 80, 85;

g, li, i) ślady chodu różnych osób z różną prędkością.

35 sekund, a trzecia w 11 m inut 34 sekund.

P rzekonałem się drogą podobnych doświad­

czeń o korzystnym w pływ ie niskich obcasów na szybkość chodu, a u niektórych osób za­

uważyłem, że chód tem je st szybszy, im po­

deszwa je s t dłuższą, że wogóle obuwie dłuż­

sze korzystniejsze je s t od krótkiego. N ako- niec, aby ocenić w pływ , ja k i rytm w yw iera na szybkość chodu lub biegu, po trzeba do przyrządów powyżej opisanych dodać przy­

rząd, któryby m ógł regulow ać ten rytm z najw iększą dokładnością. P osłu g u ję się w tym celu dzw onkiem elektrycznym , po ru ­ szanym przez wahadło rozmaitej długości.

D zw onek ten dzw oni wpośród drogi koło­

wej w miejscu dość wzniesionem, w ten spo­

sób, że idący słyszy go wybornie. Niema nic łatw iejszego ja k zastosować swój chód do ry tm u dzw onka, a że wiadomą je s t liczba uderzeń dzw onka na m inutę, z tego się wy-

45, 50, 55 . . . . podw ójnych kroków na mi­

nutę, przekonam y się, że czas potrzebny do przebieżenia tej samej drogi, zm ienia się w rozm aitych doświadczeniach. W reszcie stosunek szybkości do rytm u w chodzie je st dosyć skom plikowany. B racia W eber są­

dzili, że będą mogli postawić j ako praw o ten pew nik, że kro k i są o tyle dłuższe, o ile rytm chodu je s t szybszy; ale ta form uła je s t zbyt ogólną, ja k się o tem przekonam y z nastę­

pującego doświadczenia. P rz y każdej pró­

bie pieszy obchodził 3 razy tor, aby otrzy­

mać tem dokładniej długość średniego kro-

>) W rzeczywistości, przypuśćm y, że chód odby­

wa się podług rytm u 65 podw ójnych kroków na m i­

n u tę i że 1000 m by ły przebieżone w 9 m inutach 22 sekundach. L iczba kroków będzie (9-P '2/Co )X 6 5 =

= 6 0 9 kroków podw ójnych. A zatem , jeżeli 1 000 m odpowiada 609 krokom podw ójnym, każdy k ro k bę­

dzie m iał długości 1,67 m.

(8)

3 1 2 WSZECHŚWIAT. N r 20.

ku. T abelka poniżaj um ieszczona w ykazu­

je, że począwszy od pewnej rytm iczności, szybkość, k tó ra się zrazu pow iększała, za­

czyna się zm niejszać i że krok , k tó ry się zrazu w ydłużał, stał się krótszym .

długich doświadczeń, ażeby stanowczo okre­

ślić w arunki najkorzystniejsze do zużytko­

w ania sił ludzkich. Co do fizyjologicznego tłum aczenia w pływów, które d ziałają na szybkość chodu lub długość kroków , wyni-

Fig. 2. Krzywe oznaczające szybkość chodu i długość kroku w yrażone w funkcyi ry tm u (ta k tu ) chodu

Liczba sekund użyta na przebieżeniel542m .

Takt(rytm) czy-i li liczba podwó nychkrokówna' minu Liczbakro­ ww 1542w Długość kro­ kupodłużne­ gom 20 min. 30 s. = 1230 s. 60 1135 1,35 to 18 „ 40 „ = 1 1 2 0 , , 65 1 1 2 0 1,37 „ 16 „ 2 7 , , = 987, , 70 1062 1,45 „ 14 „ 3 8 , , = 878, , 75 1013 1,51 „ 13 „ 52 „ = 832 „ 80 1024 1,50 „ 13 3 „ = 7 8 3 ,, 85 1034 1,49 „ 14 „ 1 „ = 8 4 1 ,, 90 1164 1,32 „

F ig . 2-ga dobrze w ykazuje ten stosunek, a mianowicie: 1) D ługość k ro k u m ało się po­

większa aż do ry tm u 65, od tego p u n k tu po­

cząwszy k ro k się w ydłuża aż do ry tm u 75, poczem znow u się skraca; 2) że szybkość chodu w zrasta z pow iększeniem się rytm u aż do 85 kroków na m inutę; od tej liczby począwszy, przyspieszenie ry tm u zw alnia bieg chodu. T ym sposobem w idzim y, że je s t granica dośw iadczeniem p oparta, od której począwszy nie byłoby wcale korzystn ą rz e­

czą przyspieszać ta k t bębna lu b trąb k i, któ ­ re kierują marszem żołnierzy. N a tym p u n ­ kcie, ja k na wielu innych, potrzeba jeszcze

kają one dosyć jasn o z fotograficznej ana­

lizy ruchów p iech u ra. Ale korzystniej bę­

dzie odłożyć te wyjaśnienia aż do chw ili, kiedy ukończonemi zostaną, doświadczenia, k tó rych plan zaledw ie nakreśliłem .

A . S .

POSTĘPY GHMII

OD BERZELIJUSZA DO DUMASA.

M O W A P R O F E S O R A R O S C O E w edług czasopisma N aturforscher

p r z e t ł u m a c z y ł

Stanisław Prauss.

(Dokończenie).

D ro g ą naturalnego w yboru od tego p rzed­

m iotu przechodzim y do bardziej złożonych wypadków chemicznej oryjentacyi. Jeżeli m am y dane określone zw iązki tego samego składu i cząsteczkowego wzoru, posiadające je d n a k różne własności, odszukajm y różnicę w budow ie cząsteczkowej, k tó ra tę zmianę własności w arunkuje. Zagadnienia tego ro ­

(9)

N r 2 0 . w s z e c h ś w i a t . 3 1 3 dzaju obecnie w zadaw alniający sposób roz­

wiązane być mogą, liczba możliwych izome­

rów przew idzieć się daje, a przepow iednia ta doświadczalnie stw ierdzoną być może.

Ogólna metoda, ja k a p rzy tego ro d zaju do­

św iadczalnych badaniach układu cząsteczko­

wego lub budow y chemicznej danego związ­

ku stosowaną bywa, polega na w ykonaniu tej budowy, otrzym aniu złożonego zw iązku chemicznego z mniej złożonych połączeń o znanej budowie, lub też roskładzie na czę­

ści składowe. Chcąc np. odróżnić liczne izo­

m eryczne alkohole, k tóre dzielimy na zw y­

czajne czyli pierw szorzędow e, na drugo rzę­

dowe i trzeciorzędow e, istnienie których w 1862 ro k u przez K olbego było przew i- dzianem , a pierw szy ich przedstaw iciel w r.

1864 przez F rie d la otrzym anym , musimy badać p ro d u k ty ich utlenienia. Jeżeli otrzym ujem y kw as z tą samą liczbą atomów węgla, ja k ą posiadał utleniony alkohol, m a­

m y podówczas z pierw szorzędow ym alkoho­

lem, posiadającym określoną budowę czą­

steczkową, do czynienia; jeżeli się on rospada na dwa określone zw iązki węglowe, wów­

czas będzie badany alkohol drugorzędo- wym; jeśli przy utlenieniu alkoholu trzy zw iązki otrzym ujem y, zaliczyć go możemy do trzecićj kategoryi, posiadającej określo­

ną budowę częsteczkową, różną od dw u po­

przednich.

W podobny sposób możliwem je st zory- jentow anie się w bardziej zaw iłych węglo­

w odorach arom atycznych. T a klasa ciał tw orzy ją d ro olbrzym iej liczby związków węglowych, przedstaw iających zarów no z te­

oretycznego j a k i praktycznego p u n k tu wi­

dzenia najwyższy interes. C iała te bowiem okazują cechy i posiadają budowę zupełnie różną od tej, ja k ą t. z. ciałom tłuszczowym przypisujem y, u pierw szych z nich daleko ściślój zw iązane są m iędzy sobą atom y wę­

gla, niż w tych ostatnich. Pom iędzy związ­

kam i arom atycznem i, znajdujem y sztuczne barw niki i niektóre z potężnych środków farm eceutycznych i terapeutycznych.

O dkrycie barw ników anilinow ych przez P erk in a, rozwinięcie ich przez H ofm anna, synteza alizaryny przez G raebego i L ieber- manna, którzy w ten sposób pierw szy b a r­

w nik roślinny sztucznie otrzym ali, B aeyera synteza indyga, wreszcie otrzym anie kairy-

ny, środka przeciwgorączkowego, zarówno ja k chinina silnego, przez Fischera, są nie- którem i tylko najnowszem i tryum fam i syn­

tetycznej chemii now ożytnej, tryum fam i, przypom nijm y o tem, nieprzypadkow o osią- gniętem i, ja k w yniki prac z epoki Priestleya.

Ażeby otrzym ać plon obfity przed wiekiem, potrzeba było rzucić tylko ziarno w dziewi­

czą role, zaledwie zdrapaną; dzisiaj powie­

rzchnia je j je s t w yczerpaną, a upraw iający j ą z korzyścią, głęboko i zasadniczo musi ją obrobić, system atycznie i naukow o postępo­

wać z m ateryj ałem, ażeby módz otrzym ać wyniki.

W żadnym może dziale nauki naszej nie­

było większego postępu j a k w tym, k tóry je st w zw iązku z ścisłem określeniem fizy­

cznych i chemicznych stałych liczebnych, od których dokładności zależnem je s t każde ilo­

ściowe chemiczne postępowanie. U stalenie dokładnej znajomości pierwszych z tych sta­

łych, mianowicie ciężarów atom owych p ier­

wiastków, nauka zawdzięcza niestrudzonej pracy B erzelijusza. Lecz... „hum anum er- ra re est“ i staranna ręka B erzelijusza i sk ru ­ pulatna jeg o sumienność nie uchroniły go od błędów, potem przez innych napraw ia­

nych. W oznaczeniach tego rodzaju tru - dnem jest, jeżeli nie niemożliwem, określić zawsze granice błędu, w których dana liczba się waha. B łędy nasam przód pochodzić mogą z wadliwego postępowania, następnie sprow adzić je może nieścisłość metody, lub wreszcie źle zrozum iane zapatryw anie na skład opracowywanego m ateryjału; dlatego też równom ierność szeregu podobnych ozna­

czeń nie daje rękojm i ich prawdziwości, a jed y n ą pew ną wskazówką je s t zgodność wartości, otrzym anych w edług bardzo ró­

żnych m etod. Rospoczęta przez B erzeliju­

sza praca, godnie przez w ielu chemików da­

lej prow adzoną była. Podczas gdy Stas i M arignac w prow adzając do nauki naszej prace praw ie astronom icznie ścisłe, określili ciężary atomowe sreb ra i jo d u z dokładno­

ścią na jed n ę stotysięczną ich wartości, wiel­

kości dla chloru, brom u, potasu, sodu, azotu, siarki i tlenu, są tylko dokładne w czwartej dziesiętnej. Niewiele pierw iastków może się poszczycić wielkościami zbliżaj ącemi się do tego stopnia dokładności, a niektóre obecnie mogą być jeszcze błędnem i w granicach pół

(10)

314 W SZECHŚW IAT. N r 20.

lub całej jed n o stk i w odorow ej. A , ja k po­

w iada L o tary ju sz M eyer, „dopóki większa liczba ciężarów atom ow ych nie będzie okre­

śloną na 1 lub dw a dziesiętne ściśle, nie mo­

żemy się spodziew ać w ykrycia praw rz ąd zą­

cych z pew nością tem i liczbami, lub poznać stosunków, ja k ie bessprzecznie pom iędzy niemi a ogólnemi chemiczneini i fizyczneini własnościami pierw iastków istn ie ją " D o n aj­

więcej zajm ujących najnow szych wzboga­

ceń wiadomości naszej w tym zakresie zali­

czyć możemy klasyczne prace J . W . M alleta nad glinem z r. 1880, Cooka z tego samego roku nad antym onem i T h o rp e a n ad ty ta­

nem w r. b. w ykonaną.

O d śm ierci B erzelijusza aż do dnia dzisiej­

szego żadne z o d kryć w nauce naszej nie by­

ło tak doniosłem i nie doprow adziło do ta k nieprzew idzianych i godnych uw agi wnio­

sków, j a k analiza sp ek tra ln a przez B unsena i K irchhoffa w 1860 r. odkryta.

N iezw ażając n a wiadom ości uzyskane p rzy je j pomocy o rozdziale pierw iastków w ciałach ziem skich i n a odkrycie j akiego pół tuzina now ych pierw iastków , pozosta­

wiając naw et n a chw ilę n a stronie odkrycie nowej chemii nie przyw iązanej do naszego św iata, lecz bezgranicznej j a k niebo samo, zauważymy, że oprócz i obok ty ch wyników analiza spek traln a przedstaw ia dla nas do­

tychczas niedostępny środek, pozw alający zasięgnąć wiadomości o atom istycznej i czą­

steczkowej budow ie m ateryi.

Pozw ólcie przypom nieć sobie niektóre z najbardziej zadziw iających wniosków, do który ch nas doprow adziły prace L ockyera, S chustra, L iveinga, D e w ara, W iilln era. P rze- dew szystkiem dobrze będzie przypom nieć 0 tem, że pom iędzy w idm em pierw iastku 1 zw iązku, j a k to n ajp ierw A leks. M itscher- lich zauw ażył, istnieje bardzo widoczna różnica; widm o zw iązku w tedy tylko je s t widocznem , kiedy nie u leg a on roskładow i przy tem p eratu rze potrzebnej do rospalenia gazu. P o w tó re przypom nijm y sobie o tem, że owe w idm a zw iązków , np. m etalów ziem alkalicznych z chlorow cam i, przedstaw iają pew ne podobieństw a fam ilijne i cechy syste­

matycznej zm iany położenia linij, odpow ia­

dającej zm ianom w ciężarze cząsteczkowym drgającego układu. W ażn a kw estyja pokre­

wieństwa widm różnych pierw iastków nie

spoczywa jeszcze i nieprędko spocznie na pewnój podstawie; pomimo badań Lecoqa de B oisbaudrana, D ittea, Troosta, H autefeuillea i innych, nie możemy dotychczas powiedzieć, żeby dostarczono walnego dow odu dla pod­

trzym ania teoryi, w edług której w ykrytym być musi zw iązek przyczynow y pomiędzy em isyjnem widmem różnych, do pokrew nych g ru p należących pierw iastków i ich cięża­

rem atomowym, albo innem i fizycznemi lub cliemicznemi własnościami.

D la pew nych pojedyńczych pierw iastków możemy je d n a k zw iązek pomiędzy ich wi­

dm em i budow ą cząsteczkową okazać. D la siark i np. znam y trz y różne widma. P ierw sze z nich, ciągłe, w ystępuje poniżej 500°, to je s t w tedy, kiedy, ja k to z doświadczeń Dum asa wiem y, gęstość p ary je j je s t trzy razy wię­

ksza od norm alnej, co wskazuje, że cząste­

czka z 6 atomów się składa. D ru gie widzi­

my, skoro tem p eratu ra doszła do 1 0 0 0°; gę­

stość pary, j a k to D eville i T roost wykazali, je s t norm alną, a cząsteczka siarki składa się, ja k w większości gazów, z dw u atomów; je st to widmo pręgow e lub scharakteryzow ane row kow em i przestrzeniam i. W spółcześnie z tem widmem pręgow em spostrzegam y, szczególniej około bieguna ujemnego, widmo z jasnem i linij ami. To ostatnie pochodzi bezw ątpienia z drg ań pojedyńczych atomów rospadłych cząsteczek, podczas gdy istnienie śladów w idm a pręgowego dowodzi, że w pe­

wnych częściach w yładow ania napięcie dy- socyjacyjne nie je s t jeszcze w stanie zapo- biedz pow staw aniu na nowo cząsteczek z ato­

mów.

D o tego przykładu, w ykazującego mo­

żność poznania stosunków cząsteczkowych ze zm ian w widmach zachodzących, inne jeszcze dodać możemy. T ak np. widmo po­

tasu z row kow anem i przestrzeniam i przy niskich tem peraturach, przez S chustra i prze- zemnie odrysow ane, odpow iada składow i cząsteczki z dw u atomów i gęstości p ary 79, k tó rą D ittm a r i D ew ar otrzym ali. D alej tlen i azot d ają dwa, jeżeli nie trzy różne widma: z tych widmo linijow e, dające-się spostrzegać przy najw yższych tem peratu­

rach, odpow iada wolnym atomom, widmo pręgow e, w ystępujące przy średnich tem pe­

ra tu rach , rep rezentuje cząsteczkę z dw u ato­

mów" złożoną, podczas gdy występujące przy

(11)

N r 2 0 . WSZECHŚWIAT. 3 1 5 jeszcze niższych tem p eratu rach , ja k przy

siarce, dowodziłoby istnienia jeszcze bardziej złożonej cząsteczki.

Ze to objaśnienie przyczyny pow staw ania różnych widm tego samego pierw iastku je st słusznem, w zajm ujący sposób dowieść jeste­

śmy w stanie. N aprzekor ogólnem u p raw i­

dłu dla tych pierw iastków , które z łatwością ulatniać się dają, a które pozw alają dlatego właśnie badać w idm a ich p rzy niskiej tem­

peraturze, rtęć jed n o tylko widmo daje, a mianowicie złożone z j asnych lin ij. W idm o to na podstawie powyższej teoryi charak tery ­ zuje stan w olnych atomów, z tego więc za­

chow ania rtęci wnosimy, ż e j e j atomy nie tw orzą częsteczek i przew idzieć musimy, że gęstość p ary rtęci rów na się połowie je j cię­

żaru atomowego. J a k wiem y z chemiczne­

go zachow ania się rtęci, je st tak w rzeczy samej, cząsteczka je j je s t co do wagi iden­

tyczna z atomem.

P odobne w ypadki z jodem i kadm em dal­

szego potrzebują w yjaśnienia. Cząsteczka gazowego kadm u składa się j a k cząsteczka rtęci z jednego atom u; praw dopodobnem jest zatem, że widmo tego pierw iastku wyróżniać się będzie także szeregiem jasnych linij. D a­

lej wiemy z badań W ik to ra M eyera, że czą­

steczka jo d u p rzy 1 2 0 0° rospada się na po­

jedyncze atomy. W tym razie poinódzby nam m ogła analiza widmowa, lecz, ja k to Schuster w sprow ozdaniu swem o widmach pierw iastków niem etalicznych zauważa, po- trzebaby dłuższego szeregu badań, niż ten, który przez C iam iciana został zestawiony, zanim możliwem będzie wypowiedzenie pe­

wnego poglądu co do stosunku pom iędzy ró- żnemi w idm am i jo d u i cząsteczkową budo­

wą tego gazu.*• c5 o

D ziw ić się nie należy, iż stosunki te przy niektórych tylko pierw iastkach występują.

D la większości m etalów gęstość pary jest wielkością nieznaną i tak pozostanie, a co za tem idzie i stosunek pom iędzy spostrze- ganemi zm ianam i w idm i ciężarem cząste­

czkowym także ciemnym być nie przestanie.

D ziw ne zm iany w widmie emisyjnem pew ne­

go pojedynczego pierw iastku, żelaza np. by­

ły przedm iotem w ielokrotnej dyskusyi, za­

równo pod względem doświadczalnym ja k i innym.

W ystępow anie krótkich i długich linij je s t

najwięcej niespodziewaną z tych zmian, a objaśnienie, iż długie linije odpow iadają niższej tem peraturze, zdaje się trafiać w j ą ­ dro rzeczy, chociaż znowu roscieńczenie t. j.

zmniejszenie ilości ulatnianej substancyi, rzecz dziw na, tak i sam, ja k obniżenie tem pe­

ra tu ry , w pływ wywiera. Możliwem więc jest, badając widmo m etodą Lockyera, prze­

w idzieć zm iany, ja k ie w niem zajdą przy zm ianach tem peratury, lub zmniejszeniu, albo zw iększeniu ilości. Teoretycznie, zda­

je się, nie przedstaw ia żadnej trudności przyjąć, że w zględne natężenie linij zmienia się ze zm ianą tem peratury, a cząsteczkowa teoryja gazów dostarcza nam godnego uzna­

nia wyjaśnienia zm ian, wyw ołanych zmianą w zględnych ilości pierw iastków świecących w ich mięszaninie. L ockyer proponow ał inne zjaw iska tego objaśnienie. W edłu g niego każda zm iana względnego natężenia oznacza odpowiednią zmianę w składzie czą­

steczki, a linij e silnie widoczne w bliskości biegunów, zostaw ałyby w tym samym sto­

sunku do innych widocznych w calem polu, ja k widmo linij owe do widm a pręgo wego;

lecz podówczas każda linij a pochodzić musi z różnego ugrupow ania cząsteczek, — wnio­

sek bez dostatecznego dow odu zaledwie da­

ją c y się utrzym ać.

B adania widm absorpcyjnych soli, cieczy je zaw ierających i organicznych, naprzód przez G ladstonea, potem przez B unsena i przez Russela podjęte, zarówno ja k H a r t­

leya nad ultrafijoletow ą i A bneya iF e stin g a nad infraczerw oną okolicą widma, doprow a­

dziły do zajm ujących wyników co do chemii cząsteczek. T ak znajduje H artley , że dla niektórych złożonych związków arom aty­

cznych pewne pręgi absorpcyjne w łam li­

wej części w idm a mogą tylko być wywoła­

ne przez ciała, w których trzy pary ato­

mów w ęgla podw ójnie ze sobą są złączone, ja k w pierścieniu benzolowym, przez co dany mam y środek spraw dzenia tego po d­

wójnego związania. W wysokim stopniu na uw agę zasługujące wyniki, przez A bneya i F estin g a otrzym ane, w ykazują, że rodnik ciała organicznego reprezentow any je s t za­

wsze przez pewne dobrze zaznaczone pręgi absorpcyjne, różniące się je d n a k w długości odpowiednio do tego, czy je st on w połącze- I niu z wodorem lub ja k im chlorow cem , czy

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kronika

rowców jest bezpośredni brak w in nych fabrykach, które z tego po­.. wodu zmuszone są swoją

Zapoznałam/em się z regulaminem uczestnictwa w zajęciach* (zajęcia on-line, naukowe warsztaty letnie, naukowe warsztaty weekendowe), organizowanych w ramach komponentu

„Modernizacja kształcenia zawodowego w Małopolsce II”. W naukowych warsztatach weekendowych może wziąć udział uczeń/uczennica spełniający poniższe kryteria:.. udziałem

Na przełomie grudnia i stycznia mieszkańcy Dziećkowic będą mogli się podłączyć do kanalizacji.. Cena za odprow adzenie ścieków do miejskiej kanalizacji ma być

Wystawa oprawy książki.. alten

Etap ten jest dosyć skomplikowany, ponieważ wymaga bardzo szczegółowej analizy konkretnego procesu spedycyjnego pod względem ryzyka związanego z innymi zdarzeniami;.. - pom

szą; W związku z pobytem Hiudeaburga cdbyłs się wczoraj mssa połowa na ryn­.. ku, przyczem doszło do krwawych starć między Relchswehrą a