• Nie Znaleziono Wyników

Ksi¹¿ka nale¿y do typu powieœci o ksiê¿ach, a jej osob¹ pierwszoplanow¹ jest prosty ksi¹dz, który u Cronina staje siê uosobieniem idea³u katolickiego duszpasterza

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ksi¹¿ka nale¿y do typu powieœci o ksiê¿ach, a jej osob¹ pierwszoplanow¹ jest prosty ksi¹dz, który u Cronina staje siê uosobieniem idea³u katolickiego duszpasterza"

Copied!
7
0
0

Pełen tekst

(1)

Wielkanoc

Myœl szara w szarym popiele,

„Z prochu powsta³eœ i w proch siê obrócisz”

I szat fiolety w pokutnym koœciele, Lecz bliska nadzieja – do radoœci wrócisz!

Tej Wielkiej Nocy, Wielkiej Nocy cudu, Po dniach czterdziestu spokoju i skruchy, Z grzechu wyzwolenie zst¹pi³o do ludu, I czas siê narodzi³ triumfu otuchy.

I œwie¿a zieleñ pokry³a ju¿ niwy, Wiew wiosny ptaki œpiewem objawiaj¹, W bazie siê stroj¹ rozbudzone iwy, I barw palet¹ kwiaty rozkwitaj¹.

Nad grzechem zwyciêzca by³ powita³ ziemiê, Postnej wêdrówki zakoñczy³ siê czas, Radoœæ ludzkie obejmuje plemiê, I znowu szczêœliwoœæ zagoœci³a w nas!

Marek Biedrzycki Dzia³ Wspó³pracy z Zagranic¹

KLUCZE KRÓLESTWA

W chwilach szczególnych, gdy wieœci z wielkiego œwiata dzia³aj¹ przygnêbiaj¹co, chêtnie siêgamy po ksi¹¿ki, które pokochaliœmy w naszej m³odoœci. Dla mnie, jedn¹ z nich jest powieœæ brytyjskiego pisarza (i lekarza) Archibalda J. Croni- na (1896-1981) pt. Klucze Królestwa (The Keys of Kingdom – 1941, I wyd. polskie – 1948). Przeczyta³em j¹ po raz pierwszy przed prawie pó³wieczem i myœlê, ¿e wywar³a na mnie du¿y wp³yw. S¹dzê te¿, ¿e nie straci³a do dziœ swojej aktualnoœci.

Ksi¹¿ka nale¿y do typu powieœci o ksiê¿ach, a jej osob¹ pierwszoplanow¹ jest prosty ksi¹dz, który u Cronina staje siê uosobieniem idea³u katolickiego duszpasterza. Warto przyjrzeæ siê idea³owi Cronina, bo chyba wychodzi on naprzeciw dzisiej- szemu zapotrzebowaniu.

Maj¹c œwiadomoœæ swej nieudolnoœci w formu³owaniu w³a- snych myœli, pos³u¿ê siê tu S³owem wstêpnym do II wyd. pol- skiego (1955) powieœci – pióra ks. dr. Mariana Michalskiego;

pisze on m.in.: „Bohater powieœci, ksi¹dz Franciszek Chisholm, ... imponuje nam, poci¹ga, niekiedy wprost wzrusza. Mimo wszystkich niedoci¹gniêæ jego pogl¹dów, z punktu widzenia

œcis³ej ortodoksji koœcielnej, oczarowuje on czytelnika, wywo-

³uj¹c szczere westchnienie: O, gdyby¿ wszyscy byli tacy! Gdy- by¿ takich by³a przynajmniej wiêkszoœæ!”. Wypada tu wspo- mnieæ, ¿e owa œcis³a ortodoksja dozna³a od czasów Jana XXIII zmian – id¹cych daleko po myœli Cronina.

Dalej w S³owie wstêpnym czytamy: „Nie ma (on) w sobie nic z b³yskotliwoœci, oryginalnoœci, wyj¹tkowoœci; nic z nerwo- wego niespokojnego ‘reformatorstwa’, nic z wewnêtrznego tra- gizmu i duchowych komplikacji. Przy ca³ym niew¹tpliwym swym

bohaterstwie jest po prostu szarym, na wskroœ ludzkim typem zwyczajnego ksiêdza – oczywiœcie ksiêdza z prawdziwego po- wo³ania... W jego ¿yciu nie stwierdzamy ¿adnych nadzwyczaj- nych prze¿yæ, czy wzlotów wewnêtrznych, ¿adnych wyj¹tkowo bohaterskich czy reformatorskich wyczynów, ¿adnych genial- nych koncepcji teoretycznych. Przez ca³y czas widzimy tylko szczerze sprawie oddanego cz³owieka, z wyraŸnie zarysowan¹ indywidualnoœci¹, pe³nego pokory, ... A ostateczny wynik jego pracy? ... – w gruncie rzeczy wszystko ogranicza siê do zbudo- wania ... niewielkiej placówki misyjnej w Chinach dla 500 za- ledwie dusz ... Z punktu widzenia zewnêtrznego efektu nie wy- daj¹ siê nies³uszne s³owa, którymi po powrocie ks. Chisholma do kraju przywita³ go biskup: «Mój drogi Ojcze, twoje wysi³ki by³y bohaterskie. Rzecz jasna, jesteœmy nieco rozczarowani cyframi. W ci¹gu 36 lat mniej dokona³eœ nawróceñ ni¿ ojciec Lawler ich wykaza³ w ci¹gu piêciu»”. Ojciec Franciszek mia³

œwiadomoœæ tego, ¿e „... ostateczny rezultat wysi³ków jego ¿y- cia istotnie nie by³ na zewn¹trz wcale imponuj¹cy. Ale te¿ i nie czu³by siê tym ani zmartwiony, ani zawiedziony, ani upokorzo- ny. Bo czy¿ kiedykolwiek marzy³ o zrobieniu czegoœ nadzwy- czajnego? Nigdy. Pragn¹³ jedynie wype³niaæ jak najlepiej sw¹ rolê jednego spoœród zwyczajnych, porz¹dnych uczestników duchowej armii wiernych, buduj¹cych Królestwo Bo¿e na zie- mi. Nic wiêcej.”

Ks. Michalski koñczy swe S³owo wstêpne nastêpuj¹co: „Tak zarysowany typ-idea³ ksiêdza katolickiego okreœla od razu g³ów- n¹ myœl przewodni¹ powieœci Cronina ...: «Nie dopatrujmy siê idea³u katolickiego duszpasterza w postaciach wyj¹tkowych, czy to wyj¹tkowych dzia³aczy i reformatorów, czy wyj¹tkowych mistyków. Postacie takie bywaj¹, powinny byæ, a nawet musz¹ byæ w Koœciele. S¹ to piêkne kwiaty Bo¿ego ogrodu. Ale nie na nich wspiera siê Koœció³; nie ich dzia³alnoœci¹ wzrasta w du- szach ludzkich i rozszerza siê po œwiecie religia; nie one budu- j¹ cegie³ka po cegie³ce Królestwo Bo¿e na ziemi. Koœció³ i reli- gia rozszerzaj¹ siê ¿mudn¹ codzienn¹ prac¹ zwyczajnego, czê- sto niedocenianego, a nawet nie zauwa¿onego ksiêdza, byle tylko ten ksi¹dz by³ w ca³ej pe³ni cz³owiekiem – cz³owiekiem dobrym, szczerze sprawie oddanym, zdolnym odczuwaæ smutki i radoœci, innymi s³owy: byle by³ ksiêdzem z prawdziwego po- wo³ania».”

Niech myœli Cronina przybli¿¹ nam prawdê o dobrym dusz- pasterzu – abyœmy nie musieli prze¿ywaæ ewangelicznej prze- strogi: Strze¿cie siê, aby was kto nie zwiód³. Przyjdzie wielu pod moim imieniem i bêd¹ mówiæ: Ja jestem, i wielu wprowa- dz¹ w b³¹d. (Mk 13:5-6).

Zbigniew Cywiñski Emerytowany profesor PG PS Wy jesteœcie sol¹ ziemi. Lecz jeœli sól utraci swój smak, czym¿e j¹ posoliæ? Na nic siê ju¿ nie przyda, chyba na wrzucenie i podepta- nie przez ludzi. Wy jesteœcie œwiat³em œwiata. Nie mo¿e siê ukryæ miasto po³o¿one na górze. (Mt 5:13-14)

(2)

Urbis Hierosolimae polskie

Mniej wiêcej czterdzieœci kilometrów od Krakowa ku Wadowicom w pierwszej po³owie XVII wieku w³aœciciele tych ziem, Zebrzydowscy, ulokowali miasto Nowy Zebrzydów, dziœ zwane Kalwari¹ Zebrzydowsk¹, od ³aciñskiego Calvaria oznaczaj¹cego wzgórze, na którym ukrzy¿owa- no Chrystusa. Ju¿ na pocz¹tku wieku wojewoda krakowski Miko³aj Ze- brzydowski ufundowa³ koœció³ek na tzw. ¯arku – stoku góry ¯ar, dobrze widocznej z okien jego zamku wznosz¹cego siê od czasów Kazimierza Wielkiego na szczycie Lanckorony. By³ to pocz¹tek rozleg³ego w krajo- brazie za³o¿enia Kalwarii, przypieczêtowany aktem fundacyjnym z 1 grud- nia 1602 r., oddaj¹cym przysz³e obiekty bernardynom – franciszkanom, od ok. 1342 r. sprawuj¹cym tradycyjnie opiekê nad miejscami œwiêtymi w Palestynie. Budowê pierwotnego klasztoru i koœcio³a rozpocz¹³ jezuicki architekt Jan Maria Bernardoni, a kontynuowa³ Pawe³ Baudarth, budow- niczy z Flandrii. On te¿ by³ autorem najdawniejszych kaplic kalwaryjnych ukszta³towanych w stylu manierystycznym.

Christian Adrian Cruis zwany Adrychomiusem, prze³o¿ony klasztoru z Delft, wyda³ w 1584 r. w Kolonii dzie³o pt. „Urbis Hierosolimae...”, w³¹- czone w 1590 r. do obszerniejszego „Theatrum Terrae Sanctae...”, opu- blikowanego równie¿ w Kolonii. By³ to pierwszy opis 270 miejsc Mêki Pañskiej naniesionych na idealizowany plan miasta obejmuj¹cy ok. 4 km2 powierzchni ówczesnej Jerozolimy. Odleg³oœci miêdzy stacjami po- dano w krokach – gressi. Dla jednoznacznoœci, na marginesie strony wykreœlono wzorcowy odcinek odpowiadaj¹cy 1/4 d³ugoœci stopy oraz informacjê, ¿e krok to 2 i 1/2 stopy. Tak precyzyjnie przedstawione Drogi Pojmania (3080 gressi) i Krzy¿owa (1321 gressi) s³u¿y³y temu „...aby ka¿dy Chrzeœcijanin na ka¿dym mieyscu, y w domu, y w ogrodzie czêœæ iey siê przechadzaj¹c, podobnie sobie móg³ sporz¹dziæ drogê, albo w Ko-

œciele, lubo w izdebce, rozmyslaniem podobna poi¹æ y naboznym ser- cem Mêkê Chrystusow¹ rozpamietywaæ” – jak czytamy w polskim prze- k³adzie dzie³a Adrychomiusa z roku 1671. Prze³om XVI i XVII wieku za- owocowa³ w Europie wielkimi przedsiêwziêciami in¿ynieryjnymi: œrednio- wieczne miasta otaczano pierœcieniami fortyfikacji bastionowych, czê- stokroæ wielokrotnymi; wytyczano twierdze i nowe miasta wed³ug ideal- nych koncepcji urbanistycznych. Pe³ne za³amañ fosy nale¿a³o zasilaæ bie¿¹c¹ wod¹, a przynajmniej okresowo przep³ukiwaæ. Naturalne koryta rzek wykorzystywano do budowy dróg wodnych, reguluj¹c je oraz uspraw- niaj¹c kana³ami i œluzami. Rezydencjom dodawano œwietnoœci rozleg³y- mi za³o¿eniami parkowymi, dla których utrzymania niezbêdne stawa³y siê systemy wodoci¹gowe. Wy³ania³a siê nowa profesja – in¿ynieria, zra- zu wojskowa, wkrótce zaœ cywilna, oraz zwi¹zany z ni¹ kunszt miernic- twa.Plan Adrychomiusa sta³ siê przes³ank¹ do poszukiwania terenów to- pograficznie zbli¿onych do Jerozolimy oraz wytyczania Nowych Jerozo- lim – odwzorowañ w zakresie niezbêdnym do urz¹dzenia Dróg Pasyj- nych. By³o to zawsze wyzwanie dla in¿ynierów i wytwórców sprzêtu geo- dezyjnego – lunety (Holandia, ok. 1610 r.) i stolika (polimetrum Walt- zemüllera, Niemcy, ok. 1512 r.), których po³¹czeniem jest wspó³czesny teodolit. W inwestycji Zebrzydowskich dzie³a mierniczego podj¹³ siê ks.

Szczêsny ¯ebrowski, nauczyciel matematyki na dworze lanckoroñskim, którego wspiera³ o. J. Chryzostom a Capranica, komisarz generalny Zie- mi Œwiêtej. Podstawowym wyznacznikiem analogii Zebrzydowsko-Jero- zolimskiej sta³y siê wzgórza: na kierunku wschód-zachód – stok poni¿ej zamku Lanckoroñskiego – Góra Oliwna, oraz oddzielony potokiem Ska- wink¹ – Cedronem (300 m npm) przeciwleg³y ¯arek (350 m npm), czyli Golgota. Liniê pó³noc-po³udnie odpowiednio wyznacza³y wzniesienia Moriah z pa³acem Poncjusza Pi³ata oraz Syjon z Wieczernikiem i domem Kajfasza. Najwy¿ej lokowanymi obiektami sta³y siê odpowiednio koœcio³y Wniebowst¹pienia na Górze Oliwnej (380 m npm) i Ukrzy¿owania na Golgocie (450 m npm), ale ich oddalenie wiêksze ni¿ w Palestynie znacz-

nie wyd³u¿y³o trasê p¹tnicz¹. Obecnie prowadzi ona od zespo³u baroko- wej Bazyliki Mniejszej i klasztoru poprzez wsie Bugaj, Leœnica i Brody. 41 du¿ych i ma³ych obiektów wyznacza dwie przeciwbie¿ne Dró¿ki, jak tra- dycyjnie nazywa siê tu szlak pielgrzymi: Pana Jezusa (24 obiekty) i Matki Bo¿ej (22 obiekty). Niektóre budynki s¹ wspólne dla obu Dró¿ek, inne zaœ im towarzysz¹ce (6 obiektów).

Po zamku lanckoroñskim nie ma dziœ œladu; ten ostatni bastion kon- federatów barskich pad³ w 1772 r. i zosta³ wysadzony przez Austriaków, zaœ po po¿arze Lanckorony w 1861 r. pogorzelcy rozebrali ruiny doszczêt- nie. Kalwariê, wpisano na Listê Œwiatowego Dziedzictwa (World Herita- ge List) UNESCO w 1999 r. W uzasadnieniu czytamy: „Kalwaria Zebrzy- dowska stanowi wyj¹tkowy pomnik kultury, w którym krajobraz naturalny zosta³ u¿yty jako rama symbolicznego przedstawienia Pasji Chrystusa w formie kaplic i alei. Jest to przeto krajobraz kulturowy o wielkim piêknie i wielkiej wartoœci duchowej, w którym elementy natury i wniesione przez cz³owieka ³¹cz¹ siê harmonijnie. Kontrreformacja w koñcu XVI wieku spowodowa³a rozmno¿enie siê kalwarii w Europie. Kalwaria Zebrzydow- ska jest wyj¹tkowym przyk³adem tego typu krajobrazu w wielkiej skali, który integruje piêkno naturalne, zadania duchowe i koncepcjê parku na wzór idea³u barokowego” (przek³ad: prof. Andrzej Tomaszewski). Do jej najdawniej- szych obiektów nale¿y Anastasis – Grób Chrystusa, wznie- siony wed³ug gipsowego modelu, jaki w 1597 r. przywióz³ z pielgrzymki do Ziemi Œwiêtej Hieronim Strza³a, dworzanin wojewody Zebrzydowskie- go. Zadziwia zgodnoœæ odwzorowania miejsc œwiêtych, które kryje bazy- lika Grobu Œwiêtego: Ukrzy¿owanie, Namaszczenie, Grób i Znalezienie Krzy¿a Œwiêtego (inaczej: Pustelnia œw. Heleny). Chocia¿ nie ma dziœ

w¹tpliwoœci co do istnienia w Jerozolimie stanowisk archeologicznych z czasów Chrystusa, to nadal ich znajomoœæ jest ograniczona wskutek braku informacji z pierwszych trzech wieków. Jerozolimska trasa p¹tnicza Via Dolorosa, wytyczona w XIV wieku, rozpoczyna siê w miejscu s¹du Pi³a- ta, sk¹din¹d nieznanym i niesprecyzowanym nawet w Ewangeliach.

Przebycie Dró¿ek Kalwarii Zebrzydowskiej wymaga czasu – kilku, a nawet kilkunastu godzin, jeœliby uczestniczyæ w Chwalebnym Miste- rium Pañskim w Wielki Czwartek i Pi¹tek, przedstawianym od ponad 270 lat przez ludnoœæ miejscow¹. To d³uga droga, ponadto bardzo stroma przy podchodzeniu na Golgotê... OrzeŸwia górskie powietrze, zachwyca pastoralny nastrój: roz³o¿yste drzewa, podmok³e ³¹ki, pa- stwiska, Cedron i tu¿ obok mijane domostwa... DŸwiêki p¹tniczych pieœni i mod³ów mieszaj¹ siê z gdakaniem kur, muczeniem krów, po- szczekiwaniem zagrodowych piesków... Zdaje siê, i¿ Tu ³atwiej myœli ulecieæ ku sprawom, na które w œwiatowym zgie³ku jak¿e czêsto nie starcza czasu... Szczególnie dziœ, gdy Tam – jak donosz¹ media – pozdrowieniu szalom tak czêsto towarzyszy huk eksplozji i wystrza-

³ów... A powiadaj¹: Ex Oriente Lux!

Waldemar Affelt Wydzia³ In¿ynierii L¹dowej Kalwaria

Zebrzydowska, Anastasis – Kaplica

Grobu Chrystusa, pocz¹tek XVII w.

(fot. W. Affelt)

(3)

„Przypominam sobie ...”

Koniec wrzeœnia 1962 r. Trwaj¹ gor¹czkowe przygoto wania do inauguruj¹cego rok akademicki programu Stu- denckiej Agencji Radiowej. Jest to równoczeœnie otwarcie studia radiowego w Domu Studenckim Nr 16, zbudowanego wed³ug w³asnych projektów i w³asnymi rêkoma „Wielkiej Czwór- ki”: Micha³a Smoczyñskiego, Zbyszka Hartwiga, Andrzeja Guziñskiego i Staszka Stêpniewskiego. Jeszcze nie wszyst- kie wyt³aczanki do jajek, spe³niaj¹ce rolê izolacji akustycznej, przyklejone s¹ do sufitu, jeszcze mikser nie zawsze jest po- s³uszny woli realizatora, a magnetofony „p³ywaj¹” i w³¹czaj¹ siê ze zbyt du¿ym opóŸnieniem. Wszystko to b³ahostka w kontekœcie komfortu nagrywania, jaki daje nowo wybudowa- ne studio, w porównaniu do pokoju radiowêz³a, gdzie akusty- kê poprawiano, rozwieszaj¹c koce na drzwiach, oknach i me- blach, a realizator audycji musia³ siê dobrze nagimnastyko- waæ, aby kolejne kwestie p³ynnie nastêpowa³y po sobie.

Ambicje programowe uros³y proporcjonalnie do zdobyczy techniki, a mo¿e nawet je przewy¿szy³y. Powsta³o piêæ redak- cji: spo³eczno-polityczna, informacyjna, literacka, muzyczna i sportowa, ka¿da licz¹ca kilku zapaleñców, przy czym zapa³ nie zawsze szed³ w parze z umiejêtnoœciami. Jest takie po- rzekad³o – „ignorancja – to szczêœcie”, mia³am wiêc szczê-

œcie i ogromn¹ frajdê prowadziæ redakcjê literack¹, a równo- czeœnie pe³niæ funkcjê Zastêpcy Naczelnego do spraw pro- gramowych. Na marginesie wypada dodaæ, ¿e w 1962 roku by³am ju¿ od trzech lat absolwentk¹ Politechniki, moje juwe- nalijne ma³¿eñstwo rozpoczyna³o pi¹ty rok trwania, a nasza córeczka Magda liczy³a sobie trzy wiosny.

W pierwszym programie zrealizowanym w nowym studio SAR-u znalaz³ siê reporta¿ z inauguracji roku akademickie- go na PG, rozmowa z ówczesnym prorektorem ds. m³odzie¿y prof. Stanis³awem Rydlewskim, wyst¹pienie Andrzeja Gu- ziñskiego, informuj¹ce mieszkañców akademików o ambicjach i zamierzeniach SAR-u, jakaœ muzyczna audycja i pierwsze mini-s³uchowisko redakcji literackiej pt. „Chata w dolinie”. By³a

to napisana przeze mnie parodia ostatniej sztuki, wysta- wionej wiosn¹ 1962 r. w „¯aku” przez teatrzyk „Kaba³y” –

„Dom na górze” pani Stanis³awy Fleszarowej-Muskat. No, Magdalen¹ Samozwaniec, która parodiowa³a „Trêdowat¹”, to ja nie by³am, ale realizatorzy i widzowie widowiska grane- go na scenie „¯aka” mieli frajdê, s³uchaj¹c przeœmiewców.

Teatrzyk „Kaba³y”, jak potem pokaza³o ¿ycie, t¹ w³aœnie sztu- k¹ zakoñczy³ swój kilkuletni ¿ywot – a SAR zyska³ spor¹ gru- pê ludzi, z których mo¿na by³o stworzyæ „trupê s³uchowisko- w¹”.I tak siê zacz¹³ nasz marsz z „motyk¹ na s³oñce”. Tylko m³odoœæ mo¿e byæ taka odwa¿na, bezkompleksowa i wierz¹- ca w swoje si³y i umiejêtnoœci.

W roku akademickim 1962/63 zrealizowaliœmy 5 s³ucho- wisk. Zbyt emocjonalny mia³am do nich stosunek, aby móc oceniæ ich poziom merytoryczny i artystyczny. Nie by³y to wysokie loty – ale dla nas najwspanialsze prze¿ycia i emocje, a równie¿ s³uchacze przyjêli je z sympati¹. Szkoda, ¿e „roz- pychaj¹ca siê” redakcja muzyczna grabi³a wszystkie taœmy na przegrywanie zdobywanych z Zachodu p³yt, a my, z braku taœm, po kilku emisjach musieliœmy kasowaæ nasze s³ucho- wiska, aby nagrywaæ nowe audycje. Ciekawe by³oby z per- spektywy tych kilkudziesiêciu lat i dystansu dojrza³oœci po- s³uchaæ tych „dzie³”. Nie zachowa³y siê nawet scenariusze...

Szkoda.

Rozpoczêliœmy od „Niekochanej” wed³ug opowiadania Adol- fa Rudnickiego. Ja opracowa³am scenariusz, Jurek – mój m¹¿, podj¹³ siê wyre¿yserowania, Micha³ Smoczyñski przygoto- wa³ taœmê z efektami dŸwiêkowymi : stukot poci¹gu, œpiew ptaków, padaj¹ce krople deszczu. W g³ównych rolach: An- drzej Guziñski (Kamil) i ja – ta niekochana Noemi. Za pulpi- tem miksera, jak przy wszystkich nastêpnych s³uchowiskach, Micha³ Smoczyñski, przy magnetofonach – Jurek Schlich- tinger, a opracowanie muzyczne przygotowa³ Staszek Stêp- niewski. Gor¹cym dyskusjom w trakcie realizacji nie by³o koñ- ca. Z nadmiaru pomys³owoœci zaczê³o powstawaæ kilka nie- spójnych w¹tków, scenariusz rwa³ siê, wizja re¿ysera zdecy- dowanie odbiega³a od interpretacji wykonawców; moje ma³-

¿eñstwo, wskutek zdecydowanej ró¿nicy zdañ, trzês³o siê w posadach. Ale, gdzieœ o œwicie, spotkaliœmy siê w jednym punkcie, osi¹gaj¹c konsensus, i o godzinie 10. rano w niedzie- lê, po 16 nocnych godzinach nagrywania s³uchowisko by³o

Z Andrzejem Guziñskim w jednej ze scen „Domu na górze”

Stanis³awy Fleszarowej-Muskat

Z Basi¹ Kobyliñsk¹ i Andrzejem Guziñskim w trakcie realizacji audycji

Magda, najm³odsza spikerka SAR-u, pod opiek¹ rodziców poznaje tajniki

magnetofonu

(4)

gotowe i, o dziwo, wszyscy zadowoleni, uœmiechniêci – cho- cia¿ zmêczeni i fioletowi od nadmiaru kofeiny i nikotyny.

Po „Niekochanej” napisa³am jeszcze dwa scenariusze, ale ju¿ w trosce o stad³o ma³¿eñskie sama je wyre¿yserowa³am.

By³ to „Wielki cz³owiek”, wed³ug ksi¹¿ki Alberta Morgana pod takim samym tytu³em, i „Harmonijka”, oparta na motywach ksi¹¿ki autora, którego nazwiska nie pomnê. Wojtek Wójciak twierdzi³, ¿e by³ to Patkowski – pewnie mia³ racjê, bo to w³a-

œnie on namówi³ mnie do opracowania „Harmonijki” i w s³u- chowisku kreowa³ wybran¹ przez siebie postaæ. Kilka zdañ wyg³osi³a moja córeczka, która odtwarza³a rolê synka boha- terów powieœci. Tak wiêc ca³a moja rodzina by³a ju¿ zaci¹- gniêta do SAR-u.

W redakcji literackiej udzielali siê: z Politechniki – Basia Kobyliñska, Wiesiek Lipiñski, Rysiek Ho³ub, Marta i jej brat Andrzej Piszczatowscy, a z filologii polskiej Wy¿szej Szko³y Pedagogicznej – Kasia Sobol, Teresa Walczak, Andrzej ¯u- rawski, Edek Mazurkiewicz. Równie¿ Naczelny – Andrzej Gu- ziñski swego pióra i talentu nie szczêdzi³ redakcji literackiej.

Uwa¿am, ¿e naszym najdojrzalszym dzie³em by³ „Ch³opiec z Itaki”, s³uchowisko napisane przez Halinê Stefanowsk¹, na motywach powieœci Williama Saroyana „Œmieræ nie omija Ita- ki”. Ono jedno zreszt¹ mia³o szczêœcie trwaæ na taœmie przez kilka lat.

Ostatnie s³uchowisko pisa³am razem ze Staszkiem Ma- zurkiem. By³a to „Symfonia koncertuj¹ca” oparta na moty- wach powieœci Londona „Martin Eden”. Tytu³ s³uchowiska wi¹za³ siê z koncertem fortepianowym D-moll Brahmsa, któ- rego Maestoso by³o t³em muzycznym wszystkich refleksyj- nych monologów napisanych przez Staszka i wspaniale zin- terpretowanych przez Andrzeja Guziñskiego.

Redakcja literacka w tygodniowej ramówce programu SAR-u mia³a dwie audycje. Tematem ich by³a twórczoœæ pi- sarzy polskich i zagranicznych, sporo audycji poetyckich, pamiêtam audycje poœwiêcone twórczoœci Ga³czyñskiego, Tuwima, Ró¿ewicza, Grochowiaka, ale i mniej znanym poetom, którzy swoje utwory zg³aszali do Konkursu Poezji Spo³ecznie Zaanga¿owanej o nagrodê „Czerwonej Ró¿y” w „¯aku”. War- to przypomnieæ, ¿e w 1961 r. laureatem tego konkursu by³ Ernest Bryll, póŸniejszy autor „Kolêdy-Nocki”, a w 1962 r. – Tomasz Gluziñski, przed Stanis³awem D¹browskim i Jerzym

Afanasjewem. „¯ak” by³ dla nas Ÿród³em ogromnej iloœci re- porta¿y i wywiadów z bardzo znanymi ludŸmi, którzy byli za- praszani przez Andrzeja Cybulskiego do klubowej kawiarni.

Przeprowadziliœmy wywiady miêdzy innymi z Kazimierzem Rudzkim, Gustawem Holoubkiem, Stanis³awem Dygatem, Arturem Sandauerem, Jaros³awem Iwaszkiewiczem. Komen- towaliœmy wydarzenia teatralne, ciekawe filmy, ale przede wszystkim przybli¿aliœmy naszym s³uchaczom wszystko to, co tworzy³o tzw. „kulturê studenck¹” – kabarety, zespo³y artystyczne, teatrzyki, pamiêtny wystêp Ewy Demarczyk z

„Piwnic¹ pod Baranami”, ³ódzkiego „Pstr¹ga”, warszawskie- go STS-u.

W sierpniu 1963 r. zorganizowaliœmy pierwszy obóz szko- leniowy SAR-owców w Sudomiu. Czas dzieliliœmy równo po- miêdzy naukê, æwiczenie tê¿yzny fizycznej i zabawê. Obok pro- fesjonalnych wyk³adów wyg³aszanych przez zapraszanych re- daktorów radiowych uczyliœmy siê obs³ugiwania sprzêtu, i monta¿u. Nasi spikerzy odbywali specjalne æwiczenia poœwiê- cone wymowie i interpretacji tekstów. By³y konkursy na naj- lepsze scenariusze i reporta¿e. Tê¿yznê fizyczn¹ zdobywali-

œmy, wios³uj¹c na kajakach, ¿egluj¹c ³ódk¹ (sztuk 1), trenu- j¹c na nartach wodnych i p³ywaj¹c po czystych, jeszcze, wodach Sudomia.

Oœrodek w Sudomiu by³ wówczas pocz¹tkuj¹cym campin- giem – dysponowaliœmy tylko trzema domkami letniskowy- mi. Wiêkszoœæ uczestników obozu sypia³a pod namiotami, które systematycznie miêdzy 5. a 6. rano demolowa³ m³ody byczek z s¹siaduj¹cego gospodarstwa. Pisk dziewczyn i nie- cenzuralne okrzyki ch³opców by³y oznak¹, ¿e zwierz¹tko roz- poczê³o swoj¹ codzienn¹ porann¹ pracê. Kierownictwo obo- zu by³o wdziêczne byczkowi, gdy¿ bez problemu wszyscy obo- zowicze, ca³kowicie rozbudzeni i przytomni, stawiali siê na poranne zajêcia.

A po obiedzie by³y spacery, tasiemcowe dyskusje, snucie planów o programie SAR-u na nadchodz¹cy rok, œpiewy, tañ- ce i swawole. Ech, gdzie te czasy? Gdzie „moja junost’ ...”?

Wspomnienia o latach w SAR snu³a Aleksandra BARA- NIAK, absolwentka Wydzia³u Chemii Politechniki Gdañskiej, dyplom w roku 1959.

Aleksandra Baraniak Absolwentka Politechniki Gdañskiej

Tym razem pragnê opowiedzieæ historiê, która wydarzy³a siê na pewnej Politechnice, lub te¿ nie wydarzy³a siê wcale.

Aby nikogo nie pobudzaæ do snucia podejrzeñ, o jak¹ uczelniê chodzi i o jaki przedmiot, nie bêdê operowa³a konkretnymi na- zwami. Wszelkie podobieñstwa s¹ wiêc – zapewniam – zupe³- nie przypadkowe. Pora wiêc zacz¹æ moj¹ historiê.

Mamy oto tak¹ „typow¹” sytuacjê: Jest styczeñ, dni mroŸne,

œniegu po pas (dawno nikt nie pamiêta takiej zimy), rzadko i nieregularnie kursuj¹ce, prze³adowane autobusy komunikacji miejskiej... i tej podmiejskiej równie¿. I jest oto dzielny Stu- dent, któremu do dopuszczenia do egzaminów semestralnych brakuje kilku zaliczeñ... Moja opowieœæ to Historia Jednego Zaliczenia...

Historyjka

Pomijam nazwê przedmiotu, na jakim siê dziœ koncentrujê, poniewa¿ i tak nie ma ona wiêkszego znaczenia. Czasu na zali- czenie jest ma³o. Nasz dzielny Student ma tylko oko³o 11 dni.

Dodatkowym utrudnieniem jest dojazd ze stancji na Politech- nikê, który jest nie tylko d³ugi, ale i uci¹¿liwy.

I jest jeszcze w moim opowiadaniu Pan Adiunkt. Ten, które- go jedno „tak” i podpis w indeksie rozwi¹¿¹ problem zalicze- nia. Pan Adiunkt jest cz³owiekiem nies³ychanie komunikatyw- nym, ¿yczliwym i bezpoœrednim, mo¿na do niego podejœæ i od razu wy³o¿yæ swoj¹ proœbê i k³opoty.

Moja historia zaliczenia zaczyna siê w poniedzia³ek o go- dzinie 8:15. O tej w³aœnie godzinie Pan Adiunkt udaje siê do swojego gabinetu. I, jak ³atwo siê domyœliæ, w³aœnie pod drzwia-

(5)

mi tego pomieszczenia nasz dzielny Student cze- ka³ cierpliwie. Zgodnie z planem, jak tylko Pan Adiunkt zbli¿y³ siê do gabinetu, ju¿ nasz bohater uprzejmym g³osem referowa³ swoj¹ proœbê:

„Szanowny Panie Adiunkcie, jestem studen- tem... nazywam siê... i chodzi mi o zali....” Jak przysta³o na bystrego i inteligentnego, a zarazem

¿yczliwego cz³owieka, Pan Adiunkt przerwa³ grzecznie w tym miejscu: „tak, tak... Oczywiœcie rozumiem. Nie ma sprawy, drogi kolego, tylko nie dzisiaj, zaraz muszê iœæ do Dziekana, ale najlepiej jutro o tej samej porze za³atwimy ten problem!”

I tak nastêpnego ranka o godzinie 8:15 w tym samym miejscu, co dnia poprzedniego, czeka nasz

dzielny Student. Pan Adiunkt go zauwa¿a, przyspiesza kroku, trzy metry przed nim wyci¹ga rêkê na przywitanie i … „Dzieñ dobry”

– zaczyna ¿yczliwym g³osem „ Poznajê, pan z policji....! Ale nie- stety, proszê pana, jeszcze nie przygotowa³em tych akt – wie pan, teraz s¹ zaliczenia... studenci... zupe³nie nie mam czasu...”

Nasz Student grzecznie przerywa i wyprowadza Pana Adiunk- ta z b³êdu:

„Ja w³aœnie w sprawie zaliczenia...”.

Tym razem przerywa Pan Adiunkt, równie¿ grzecznie i przy- jemnym tonem mówi: „Nie ma sprawy, drogi kolego, tylko nie dzisiaj – ma tu przyjœæ policja – wa¿na sprawa... ale najlepiej jutro.. wie pan... o 8:15... Spokojnie za³atwimy ten problem.”

W ten oto sposób mamy ju¿ œrodek tygodnia, zimowy pora- nek, imponuj¹cy gmach Politechniki wy³aniaj¹cy siê spoœród drzew, godzinê 8:15, naszego punktualnego bohatera i Pana Ad- iunkta szybkim krokiem zbli¿aj¹cego siê do czekaj¹cego na niego

Studenta, i oczywiœcie wyci¹gniêt¹ na powitanie rêkê oraz znajomy ¿yczliwy g³os: „Poznajê, pozna- jê... Witam przedstawiciela prasy... Wie pan... du¿o myœla³em o tym wywiadzie, ale...”

Szanuj¹c czas naszego Pana Adiunkta, Student od razu wyprowadza go z b³êdu: „Panie Adiunkcie ja w sprawie tego zaliczenia...”. „Ach tak” – Pan Adiunkt trochê zaskoczony, ale po chwili ju¿ ¿ycz- liwie: „Nie ma problemu, kolego. Tylko nie dzisiaj

– najlepiej jutro – wie pan – w czwartki jest spo- kój”.

I oto mamy ju¿ czwartek – kolejny piêkny zimo- wy dzieñ – który zacz¹³ siê trochê pechowo, bo awari¹ tramwaju – ale nasz dzielny Student jakoœ

sobie poradzi³ i zd¹¿y³ na czas i punktualnie o 8:15, stoj¹c przed gabinetem Pana Adiunkta, widzia³ jak w promieniach s³oñca syl- wetka Pana Adiunkta zbli¿a siê szybkim krokiem, wyci¹ga rêkê i ... W tym momencie nasz Student zacz¹³ nieco gromkim i szyb- kim g³osem, zanim jeszcze Pan Adiunkt zbli¿y³ siê na wyci¹gniê- cie rêki: „Dzieñ dobry! Ja w sprawie tego zaliczenia...”.

Wyci¹gniêta rêka Pana Adiunkta, zanim siê cofnê³a, przez chwi- lê zawis³a w powietrzu. Na twarzy pojawi³ siê grymas nie¿yczli- woœci i da³ siê s³yszeæ karc¹cy g³os: „Ale¿ panowie... studenci – pi¹ty rok, a wy nie mo¿ecie siê zorganizowaæ, doroœli ludzie, a tacy nachalni! Tu od poniedzia³ku ktoœ przychodzi do mnie w sprawie zaliczenia – nie moglibyœcie siê jakoœ zebraæ razem i wspólnie umówiæ... przecie¿ ja jestem taki zapracowany...”.

Anna Klonowska Studentka Wydzia³u Architektury

19 marca 2002 roku o godz. 1400 zaczê³a po nownie têtniæ ¿yciem na Politechnice Gdañskiej Studencka Agencja Radiowa (SAR)! Oficjalnego otwarcia SAR dokona³ JM Rektor Politechniki Gdañskiej prof. Aleksander Ko³odziejczyk. Wœród przyby³ych dostojnych goœci nie zabrak³o œcis³ego kierownictwa uczelni, nauczycieli akademickich – zw³aszcza z Wydzia³u ETI oraz dawnych „SAR- owców”.

SAR jest organizacj¹ studenck¹ dzia³aj¹c¹ przy PG, pragn¹c¹ – nawi¹zuj¹c do dawnych tradycji – stworzyæ miejsce promocji kultury studenckiej in- spiruj¹ce dzia³ania twórcze. Mo¿na u nas pos³u- chaæ muzyki czêsto nie emitowanej w radiach pu- blicznych. Prezentujemy audycje autorskie, infor- mujemy o ¿yciu akademickim i kulturalnym Trój- miasta.

Studencka Agencja Radiowa znowu nadaje!

Na spotkania redakcji przychodz¹ nie tylko „za- paleni radiowcy”, ale tak¿e ludzie pragn¹cy two- rzyæ inne formy prezentacji, tj. obraz, plakat czy zdjêcie.

Nadajemy audycje od godz. 1800 – niemal do rana. Mamy w ofercie antenowej takie pozycje, jak: „komiSARiat” – reporta¿e, „SARdyna” – in- formacje, „SARkofag” – wspominki starych

„agentów SAR” i wiele, wiele innych.

Jak nas pos³uchaæ? Zapraszamy na stronê in- ternetow¹: www.sar.pg.gda.pl. Znajdziecie tam kontakt do nas oraz wiele ciekawych informacji.

Tomasz Klajbor Redaktor Naczelny SAR www.eti.pg.gda.pl/targi Prof. A. Konczakowska,

prorektor ds. kszta³cenia

(6)

Jeœli wybierzemy siê na spacer do lasu liœciastego, to z daleka najpierw ujrzymy zwarte drzewostany, tworz¹ce ogromn¹ zie- lon¹ plamê. Ma ona zmienny odcieñ – jasnozielony w maju, ciemnozielony latem, a jesieni¹ zieleñ zastêpowana jest ¿ó³ci¹, br¹zem i czerwieni¹. W przypadku drzewostanów iglastych barwne obrazy, które nam oferuje las, s¹ du¿o ubo¿sze, choæ tak¿e interesuj¹ce. Zbli¿aj¹c siê do œciany lasu, zaczynamy roz- ró¿niaæ szczegó³y: najpierw stare, dorodne drzewa, potem co- raz m³odsze i mniejsze okazy ³¹cznie z tzw. podrostem. Leœne runo z ca³ym swoim bogactwem staje siê widoczne dopiero po wkroczeniu na teren lasu.

Ju¿ w lipcu w warstwie runa napotkamy letnie grzyby, wœród których chêtnie zbierany jest m.in. koŸlarz babka Lecci- num scabrum, ¿yj¹cy w symbiozie z brzoz¹, lub pieprznik jadalny Cantharellus cibarius, czêœciej znany pod nazw¹ kurka lub lisica.

Z dreszczykiem emocji wypatrujemy króla grzybów – borowika szlachetnego Boletus edulis. Zwykle w zapale poszukiwania nie zwracamy uwagi na wystêpuj¹ce tu inne drobne organizmy: nie- wielkie roœliny kwiatowe, mchy, naziemne porosty, w¹trobowce, pajêczaki, owady itp. S¹ one bajecznie kolorowe i przyjmuj¹ zró¿- nicowane kszta³ty. Warto przyjrzeæ im siê z bliska, aby oceniæ ich niepowtarzalne piêkno. Poni¿ej zaprezentowa³em niektórych drob- nych mieszkañców warstwy leœnego runa, aby udowodniæ praw- dziwoœæ has³a zawartego w tytule opracowania: „ma³e jest piêk- ne”.Gdy tylko stopniej¹ ostatnie œniegi i do lasu zawita wiosna, jego dno pokrywa siê kobiercem niezliczonych barwnych kwia- tów: niebieskich przylaszczek (trafiaj¹ siê egzemplarze w kolorze ró¿owym) oraz bia³ych, rzadziej ¿ó³tych, zawilców. Czy przyjrze- liœcie siê Pañstwo z bliska kwiatom przylaszczek? Widaæ, ¿e na- tura pomyœla³a o nich – przed wiosennymi ch³odami roœlinê chro- ni swoiste futerko, utworzone z wielu w³osków pokrywaj¹cych

³odygê. Wytrawny obserwator dostrze¿e poœród kwitn¹cych za- wilców owocniki paso¿ytniczej twardnicy bulwiastej Sclerotinia tuberosa. Maj¹ one kszta³t miseczek w kolorze br¹zowym. Grzyb

¿yje kosztem roœliny, a pobrane zwi¹zki pokarmowe gromadzi w podziemnej sklerocie, z której w roku nastêpnym wyrosn¹ nowe owocniki. Zaatakowane przez paso¿yta egzemplarze zawilca nie kwitn¹.

Wymienione wczeœniej mchy zasiedlaj¹ przede wszystkim miej- sca wilgotne, a niektóre – jak przyk³adowo torfowce Sphagnum spp. – wystêpuj¹ na œródleœnych torfowiskach wysokich i przej-

œciowych. Tworz¹ one przepiêkne puszyste dywany, czasem w

MA£E JEST PIÊKNE

kolorze czerwonym, czego, niestety, nie pokazuje zamieszczona czarno-bia³a fotografia. Monotoniê mszystego t³a roz³adowuj¹ drobne torfowiskowe krzewinki: p³o¿¹ca siê ¿urawina b³otna Oxy- coccus palustris, o piêknych, apetycznych i jadalnych owocach, oraz modrzewnica zwyczajna Andromeda polifolia. Czêsto towa- rzyszy im drapie¿na rosiczka okr¹g³olistna Drosera rotundifolia i we³nianki (rodzaj Eriophorum) – pochwowata oraz w¹sko- i sze- rokolistna, du¿o rzadziej bagnica torfowa Scheuchzeria palustris.

Charakterystyczn¹ cech¹ torfowiska wysokiego jest niepowtarzal- ny zapach, powsta³y z rozk³adu szcz¹tków organicznych, zmie- szany z woni¹ olejków rosn¹cego tam bagna zwyczajnego Ledum palustre, roœliny chronionej, mimo tego nadal bezprawnie zrywa- nej i stosowanej jako œrodek przeciw molom ubraniowym. Na ogó³ nie zdajemy sobie sprawy, ¿e jest to gatunek truj¹cy, o sil- nych w³asnoœciach alergicznych. Czêsto obok niego wyrasta bo- rówka bagienna (³ochynia) Vaccinium uliginosum, o jadalnych, choæ nieco md³ych w smaku jagodach. Ludowa nazwa tej borów- ki brzmi „pijanica”, mimo ¿e badania nie wykaza³y wystêpowa- nia w niej ¿adnych substancji odurzaj¹cych; zatrucie z utrat¹ rów- nowagi nale¿y niew¹tpliwie przypisaæ obecnoœci toksyn bagna zwyczajnego. Kwiaty owej krzewinki s¹ truj¹ce tak¿e dla pszczó³ i innych nektaro- i py³kolubnych owadów.

Z torfowiska wróæmy do lasu liœciastego i poobserwujmy gór- n¹ warstwê gleby. Roi siê tu od mikroskopijnych organizmów, np.

mechowców, które przy wspó³udziale innych saprotrofów – bak-

Œródleœne torfowisko przejœciowe – Lasy Oliwskie, rejon Drogi Pionierów

Z³oto-br¹zowy biegacz wrêgaty (Carabus cancellatus) Niebieski biegacz pomarszczony (Carabus intricatus)

(7)

terii i grzybów – rozk³adaj¹ œció³kê; dziêki temu zawarte w niej zwi¹zki mineralne ponownie powracaj¹ do gleby. W porównaniu z nimi wszêdobylskie mrówki rudnice Formica rufa s.l. (sensu lato=gatunek zbiorowy) s¹ prawdziwymi olbrzymami. Czasami uda siê dostrzec przedstawicieli biegaczowatych, m.in. biegacza fioletowego Carabus violaceus, pomarszczonego C. intricatus lub ogrodowego C. hortensis. Owady te, nale¿¹ce do chrz¹szczy (Co- leoptera), w dzieñ najczêœciej kryj¹ siê pod kamieniami, wykrota- mi i pniami powalonych drzew. Aktywne s¹ zwykle w nocy, ju¿

od pocz¹tku marca lub kwietnia, zaraz po stajaniu œniegu. Piêkny metaliczny kolor u biegaczowatych powstaje na skutek interfe- rencji promieni œwiat³a, za³amuj¹cych siê na mikroskopijnej fak- turze ich chitynowego pancerza. W toku ewolucji dosz³o u wielu z nich do zaniku b³oniastych skrzyde³, przez co owady te utraci³y zdolnoœæ lotu; w zamian posiadaj¹ wyj¹tkowo d³ugie, sprawne odnó¿a i dziêki temu szybko poruszaj¹ siê po powierzchni ziemi.

W zale¿noœci od gatunku, maj¹ nieco odmienne wymagania po- karmowe – jedne gustuj¹ w martwych œlimakach, d¿d¿ownicach, inne wy³¹cznie poluj¹ na drobne bezkrêgowce (m.in. larwy moty- li) lub racz¹ siê sokiem ze zranionych drzew tudzie¿ opad³ych dojrza³ych owoców. Wszystkie s¹ pod œcis³¹ ochron¹ z powodu pe³nienia wa¿nej i po¿ytecznej zarazem roli m.in. w leœnych eko- systemach.

Do bardzo ma³o znanych leœnych organizmów nale¿¹ œluzow- ce (Myxomycetes). Bardzo efektownym gatunkiem jest wykwit zmienny Fuligo septica. Tworzy on na pewnym etapie rozwoju intensywnie ¿ó³t¹ œluŸniê, która potrafi poruszaæ siê. Œluzowiec ten wystêpuje najczêœciej na mchu, warstwie liœci lub murszej¹- cym drewnie i ¿ywi siê bakteriami gnilnymi oraz zarodnikami in- nych organizmów. Na wilgotnym drewnie i powierzchni gleby pokrytej szcz¹tkami roœlin napotkamy kolejne gatunki œluzowców, ró¿ni¹ce siê kolorystycznie; przyjmuj¹ one barwê bia³¹ (œluzek krzaczkowaty Ceratiomyxa fruticulosa), pomarañczow¹ (m³ode zarodnie g³adysza kruchego Leocarpus fragilis), amarantow¹ (strzêpek piêkny Arcyria denudata), br¹zow¹ (paŸdziorek ciemny Stemonitis fusca) lub ró¿ow¹. Prawie kulisty kszta³t przyjmuje inny pospolity œluzowiec, rulik groniasty Lycogala epidendrum.

M³ode zros³ozarodnie u tego taksonu maj¹ kolor intensywnie ³o- sosiowo- ró¿owy lub ceglastoczerwony, a starsze – szarobr¹zo- we, wype³nione s¹ wewn¹trz szarofioletowymi zarodnikami – patrz fotografie.

Z ca³ej gamy tematów zwi¹zanych z obserwacj¹ drobnych or-***

ganizmów ¿yj¹cych w lesie wybra³em zaledwie kilka. S¹dzê jed- nak, ¿e uda³o mi siê przekonaæ Pañstwa do prawdziwoœci stwier- dzenia: „ma³e jest piêkne”. Ten ogólnie znany slogan, w odniesie- niu do tej w³aœnie grupy mieszkañców lasu sprawdza siê w 100%.

Chyba ka¿dego zachwyca przepiêkny metalicznie lœni¹cy biegacz, przemierzaj¹cy na swoich szczud³owatych odnó¿ach dno lasu, ekscytuj¹ ró¿nokszta³tne, kolorowe owocniki grzybów wielko- owocnikowych i tajemnicze œluzowce oraz inne napotkane nie- wielkie organizmy.

Polecam wszystkim Pañstwu „przyrodnicze” spacery po lesie w poszukiwaniu m.in. opisanych „cudów natury”. Oprócz wspa- nia³ego relaksu w interesuj¹cej scenerii, przekonacie siê, ¿e ro- dzima przyroda mimo powa¿nych strat, wynikaj¹cych z ¿ywio³o- wego rozwoju cywilizacji, jest jeszcze nadal bogata i piêkna, i niew¹tpliwie warta poznania.

Niniejszy artyku³ pragnê zadedykowaæ dr Annie Drozdowicz z Instytutu Botaniki Uniwersytetu Jagielloñskiego w Krakowie, dziêki której pozna³em niezwykle interesuj¹cy œwiat œluzowców i naby³em „og³ady” w pos³ugiwaniu siê terminami z zakresu miko- logii.

Marcin Stanis³aw Wilga Wydzia³ Mechaniczny Pomorskie Ko³o Lubuskiego Klubu Przyrodników (Zdjêcia autora) Przebarwione na czerwono mchy torfowce – Matarnia

Niewielkie owocniki tworzy wyrastaj¹cy na drewnie kubek pr¹¿kowany (Cyathus striatus), przedstawiciel wnêtrzniaków – Gasteromycetes. Górna czêœæ m³odych owocników zamkniêta jest b³oniast¹ epifragm¹. U dojrza³ych okazów (fotografia) epifragma zanika i widoczne s¹ wówczas perydiole w kszta³cie dysku, awieraj¹ce

zarodniki. Uderzaj¹ce w perydiole krople deszczu powoduj¹ ich wypadanie i przytwierdzanie siê do wy¿ej po³o¿onego substratu: traw,

liœci podrostów itp. Mamy tu klasyczny przyk³ad zamiany energii kinetycznej na potencjaln¹. Nastêpnie po pêkniêciu os³ony, z perydioli

wysypuj¹ siê zarodniki, które rozsiewane s¹ przez wiatr.

G³adysz kruchy (Leocarpus fragilis)

– m³ode zarodnie na nasieniu graba

Cytaty

Powiązane dokumenty

Czym innym wreszcie jest śmiech pojawiający się w filmach Wojciecha Smarzowskiego, przy których do śmiechu raczej być nam nie powinno.. W niniejszym artykule pragnę omówić

Jednym z pomysłów odejścia od tej popularnej narracji jest potraktowanie każdej lesbijskiej* herstorii jako coming outu, który nie zdarza się raz, a jest

Anka Górska, Marek Ryćko, Marcin Opasiński, Pamela Palma Zapata, Młoda Zaraza, Ewa Graczyk.. J EDNAK K SIĄŻKI 2020,

Ava DuVernay realizuje filmy o doświadczeniu czarnych społeczności i jako artystka, która wie, że nie jest prekursorką, ma świadomość, że powszechna obecność,

W przeciwieństwie do prozy Dandy, w której bohaterowie z własnej woli w takiej relacji się znaleźli, w powieści jest ona bardziej skomplikowana, przede wszystkim ze względu na

Przeprowadzono analizę głównych kierunków refleksji teoretycznej i meto- dologicznej w nauce o książce, ustalono podstawowe kierunki badań nad za- gadnieniami wydawniczymi na

Współcześnie nie jest to możliwe, gdyż mianem ewangelickie określa się jedynie trady- cyjne wyznania protestanckie, które zachowały ten przymiotnik w swojej nazwie: Kościół

W roku 1960 zosta skierowany do pracy w Diecezjalnym Seminarium Du- chownym w Gda sku-Oliwie, gdzie prowadzi wyk ady z prawa kano- nicznego oraz rubryk.. W roku 1967 mianowano