• Nie Znaleziono Wyników

Zatarty ślad. O 10 kwietnia 2010 roku - Roman Misiewicz - epub, mobi, pdf – Ibuk.pl

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Zatarty ślad. O 10 kwietnia 2010 roku - Roman Misiewicz - epub, mobi, pdf – Ibuk.pl"

Copied!
10
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Roman Misiewicz

„Zatarty ślad”

Copyright © by Roman Misiewicz, 2016 Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o., 2016

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana

w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Jacek Antoniewski Projekt okładki: Robert Rumak

Korekta: Ryszard Krupiński Zdjęcie na okładce: krasiwoy – Fotolia.com

ISBN: 978‒83‒7900‒481‒2

(3)

3

SPIS TREŚCI

Od autora . . . . 4

Wschodnia wieża . . . . 6

Świt . . . . 9

Dziennikarska szpica . . . . 11

Odlotowa trupa Frołowa . . . . 14

Podniebny taniec . . . . 18

Za kotarą mgły . . . . 22

Blaszane ptaki . . . . 28

Na lotnisku . . . . 31

Mglisty szlak . . . . 35

Niepewność . . . . 38

Znikająca plamka . . . . 42

Poza widnokręgiem . . . . 47

Zaginieni w przestworzach . . . . 54

„Katastrofa” . . . . 57

Porządek wydarzeń 10 .04 .2010 . . . . 61

Przypisy . . . . 64

(4)

OD AUTORA

O d rana, 10 kwietnia pracowałem. Na Podkarpaciu był szary, smutny dzień. Informację o tym, że coś wyda‑

rzyło się z naszą Delegacją lecącą do Smoleńska, prze‑

kazała mi przez telefon żona. Po powrocie do domu usiadłem przed telewizorem. Podczas tych długich, koszmarnie długich godzin kiedy, podobnie jak wielu Polaków wpatrywałem się w ekran chcąc zrozumieć to, co wydawało się nierealne, naj‑

bardziej zaskoczyło mnie, że w żadnym z przekazów nawet nie zająknięto się o tym, iż przyczyną upadku samolotu mógł być akt terrorystyczny. A przecież kiedy ginie głowa państwa, a w tym przypadku, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej – również całe dowództwo armii, najważniejsi urzędnicy pań‑

stwowi – takie przypuszczenie powinno być brane pod uwagę w pierwszej kolejności! Jednak tego dnia, w mediach, słowo

„zamach” wydawało się być zakazane.

Mijały dni, miesiące, lata. Przez cały ten czas czytałem i ana‑

lizowałem wszystko, co tylko mogłem odnaleźć na temat Smo‑

leńska. Z zebranych materiałów, przemyśleń i dyskusji, wyłonił się pewien obraz wydarzeń, odmienny od powszechnie zna‑

nych narracji.

Po kilku latach poszukiwań pomyślałem, że skoro żaden

z polskich organów analizujących smoleńskie wypadki, nie

czyni tego w oparciu o źródłowe środki dowodowe (wrak,

czarne skrzynki itp.), to dlaczego i ja nie miałbym przed‑

(5)

5 nie upodabnia ich bardziej do historii z gatunku political fic- tion niż do autentycznych badań?

Co może zrobić szary obywatel, kiedy to co widzi i pojmu‑

je z rozgrywających się zdarzeń odkleja się coraz bardziej od wersji, którą serwują mu władze i media?

Napisałem książkę. Jest ona zapisem tego, co udało mi się w ciągu tych kilku lat poskładać z dostępnych głównie w In‑

ternecie i różnych oficjalnych publikacjach materiałów. Można

ją potraktować jako swoisty reportaż z moich poszukiwań, lub

literaturę political fiction.

(6)

WSCHODNIA WIEŻA

P ośród szarej zeszłorocznej trawy, budynek wschodniej wieży lotniska „Siewiernyj” w Smoleńsku rozsiadł się pokracznie jak składająca skrzek wyłupiastooka ropu‑

cha. Splamiony brązem, zielenią, beżem i siną bielą – kolorami, które pościerał czas; z odłażącymi wraz z wilgotnym tynkiem plamami wojskowego maskowania i drewnianą drabiną, jakiej używają w swoich zagrodach chłopi do wrzucania siana przez wysokie drzwirka strychów. Wcale nie wygląda na wieżę lot‑

niczego portu. Tylna jego część, z gnijącą białawą ościeżnicą, stanowi zapewne wychodek dla obsługi. Pośród kupek gruzu walają się tam zmięte kawałki twardych gazet, unosi kwaśny odór moczu, zarodniki czarnej pleśni. Przed budynkiem stoją stare, zapewne pamiętające jeszcze okres wielkiej czystki, od‑

rapane biurowe meble. Być może to dlatego umieszczony na ścianie obiektu wymiennik klimatyzatora wygląda przy nich jak kosmiczny implant, z mającej dopiero nadejść epoki. Widząc jak prezentuje się ta wieża z zewnątrz, bez trudu można spróbować wyobrazić sobie jej wnętrze. Tam, na starym, obrotowym fotelu z odłażącą tapicerką, nerwowo kołysze się Paweł Waleriewicz Plusnin. Podległy mu oficer bezmyślnie spogląda na pokrytą lekką zielonkawą mgiełką szybkę radaru. Kątem oka dostrzega, jak jego przełożony niecierpliwie wyciągnął dłoń w kierunku słuchawki aparatu telefonicznego, który właśnie zaterkotał.

– Tu podpułkownik Plusin, halo, halo, halo, halo…

(7)

7 – Zrozumiałem, dobrze. Zrozumiałem.

Zapada trzyminutowa cisza, przerywana tylko trzaskami radia i pociągnięciami nosa zakatarzonej radiotelegrafistki.

To pozorny spokój. Atmosfera w Bliższym Stanowisku Kie‑

rowania Lotami jest ciężka. Oczekuje się tu dziś przylotu pol‑

skiego Prezydenta i towarzyszących mu Delegatów. Dlaczego jednak aż tak niecierpliwie się ich wygląda? Otóż Tupolew miał tego dnia zaplanowany wylot z Warszawy do Smoleńska na godzinę 7:00. Zaplanowany od dosyć dawna, bo od 30 marca 2010 roku

1

. Godzina ta została jednak wczesnym rankiem, na Okęciu, przesunięta na 7:27 czasu polskiego

2

. Rosjanie jeszcze o tym nie wiedzą. Irytują się, bo poczynili pewne przygoto‑

wania do tej wizyty. Z Wnukowa wyleciał już transportowy Ił‑76, zmobilizowane zostały dodatkowe grupy milicji i od‑

działy specjalne do obstawienia całego terenu przylegającego do lotniska. Mają oni własny obraz tego jak będzie wyglądał ten dzień, więc każda, najmniejsza nawet zmiana programu przez polską stronę może sprawić, że cały ich projekt weźmie w łeb. W pewnym momencie „w wieży” pojawia się pułkow‑

nik Krasnokutskij (z bazy woskowej w mieście Twer) i nie‑

formalnie, ale stanowczo przejmuje dowodzenie. Gorączka w Bliższym Stanowisku Kontroli Lotów stopniowo narasta.

– Czort wie, kiedy przyleci. Może zaspał? Przecież dziś sobo- ta. A może i wcale. (…)

– Popatrz. A tak pięknie już było. Plan był już gotów, wszystko zaklepane, a tu ni z tego ni z owego całą robotę nagle diabli wzięli…

Nie wiadomo, czy to przypadek, czy poskutkowały tu sło‑

wa dowódcy wzywającego pana ciemności – dosyć, że w tym właśnie momencie do wschodniej wieży lotniska dociera ta niecierpliwie oczekiwana wiadomość:

– Duża Tutka wyleciała do was dwadzieścia siedem po.

– Tutka wyszła 27 po? – nie wierzy swoim uszom Krasno‑

kutskij.

(8)

– Tak, dwadzieścia siedem po siódmej.

– No to… No to, po pierwsze, trzeba mu szukać zapasowego, jeśli on gotów. Jakieś Wnukowo, albo coś…

Krasnokutskij jest bardzo podekscytowany. Nie zdaje sobie chyba nawet sprawy, że swoimi słowami odkrywa plany Ro‑

sjan. Po pierwsze – dlaczego to niby już teraz należałoby szukać Tupolewowi lotniska zapasowego? Przecież o godzinie 7:42, kiedy ta rozmowa się toczy, jest tylko niewielkie zamglenie

3

. Lekko rozmazany krajobraz, jaki pojawił się na „Siewiernym”

wraz z przylotem naszego Jaka‑40

4

, to żaden dramat. Widocz‑

ność waha się w tej chwili w przedziale od 2 do 4 kilometrów

5

. To warunki, w jakich można śmiało wykonywać lotnicze ma‑

newry. Najlepszym tego przykładem jest latający właśnie wokół lotniska i wykonujący różne ewolucje rosyjski Ił‑76. Skąd więc

„Pierwszy” – którym to przydomkiem nazywają go tu pod‑

władni – wie, że po godzinie ósmej nastąpi załamanie pogo‑

dy i pojawi się „gęsta mgła”, która zmusi Tupolewa do zmiany kursu i lotu na lotnisko zapasowe? Ma aż tak „intuicyjny” nos do pogody? Niby lata doświadczeń… ale żeby aż tak? Prze‑

cież Tupolew przyleci tu dopiero za godzinę. Skąd więc Kra‑

snokutskij wie, że do tego czasu ta mętność powietrza, która tu obecnie trwa, nie ustąpi zupełnie? Doświadczenie życiowe powinno mu przecież podpowiadać, że im późniejsza godzina, tym prawdopodobieństwo mgły mniejsze. Chyba że „Pierw‑

szy” nie tyle wyczuwa pogodę, co po prostu realizuje wojskowy plan. Plan, który polega na niedopuszczeniu, za żadną cenę, do lądowania polskiego samolotu na smoleńskim lotnisku.

Tupolew już wyleciał. Niewidoczny dla oka powietrzny

tunel prowadzi go w głąb Rosji. Jak w czeluść. Za chwilę na

(9)

9

ŚWIT

L otniskowe latarnie rozsiewają grudki żółtawego blasku.

Stojące na wojskowym Okęciu samoloty ledwie szarzeją pośród ogarniającej wszystko ciemności. Około czwar‑

tej przybywają pierwsi pasażerowie. Dziennikarze. Powinno ich być czternastu. Według planu połowa z nich miała pole‑

cieć do Katynia z Prezydentem

6

. Druga natomiast, kolejnym samolotem, wraz z innymi Delegatami. Jednak przybywszy na miejsce, ku swemu zaskoczeniu, dowiadują się, że żaden z nich nie poleci z głową państwa

7

. Podróżować mają wszy‑

scy razem, jako jeden wyodrębniony z całej delegacji zespół.

Jako „grupa dziennikarzy”. Ich podróż odbędzie się małym Jakiem‑40. Podczas prezydentury Lecha Kaczyńskiego taka sytuacja, aby dziennikarze nie lecieli wraz z głową państwa zdarzy się po raz pierwszy

8

.

Okazuje się, że żurnalistów zgłosiło się tylko trzynastu. Jako czternasty pasażer, towarzyszy im pracownica Kancelarii Pre‑

zydenta, której zadaniem jest utrzymywanie dobrych relacji z mediami.

Zaspane, blade twarze odcinają się od jasnobrązowych za‑

główków foteli. Na pokładzie Jaka jest klaustrofobicznie ciasno.

Widoczne jest to szczególnie wówczas, gdy samolot wypeł‑

niony jest, tak jak w tym przypadku, do ostatniego miejsca.

Schodki znajdujące w części ogonowej unoszą się i zgrzytli‑

wie chowają, wraz z wejściem ostatniego z pasażerów. Słychać szczęk zatrzaskiwanych pasów bezpieczeństwa; skrzypienie fo‑

teli i pojedyncze, wyrwane z kontekstu słowa. Zegary w wyłą‑

czanych właśnie przez dziennikarzy telefonach komórkowych

wyświetlają godzinę 5:00

9

. Pasażerowie przygotowują się do

(10)

lotu, rozkładają gazety, wyglądają przez iluminatory. Patrzą na oświetlone pięterko salonki w poczekalni wojskowej części Okęcia. Widzą kłębiące się tam cienie jakichś postaci

10

. W tym samym czasie porucznik Artur Wosztyl – dowódca samolotu – próbuje odpalić silnik rozruchowy

11

. Bezskutecznie. Kiedy trzecia próba spełza na niczym, kontaktuje się z przełożonymi.

Decyzję o tym, co ma robić otrzymuje już po kilku minutach.

Załoga i dziennikarze mają przesiąść się do stojącego nieopo‑

dal drugiego Jaka‑40, posiadającego numer burtowy – 044.

Dowódca samolotu niemal szczelnie wypełnia swą sylwet‑

ką wejście do saloniku, który oddziela przedział pasażerski od kabiny pilotów.

– Niestety. Nie udało nam się odpalić maszyny. Bardzo pań- stwa przepraszam, ale musimy przesiąść się do drugiego Jaka.

– A czy w razie czego jest jeszcze trzeci?

12

– usiłuje ktoś żar‑

tować.

– Tak, stoi w hangarze – odpowiada bez uśmiechu pierwszy pilot.

Po chwili opadają schodki pod częścią ogonową. Dziennika‑

rze wychodzą przez opuszczony trap samolotu, obok kuchen‑

nego zaplecza Jaka‑40. Tam mimowolnie rejestrują w pamięci uśmiechniętą twarz stewardessy. Wychodzą na zewnątrz, w po‑

pielejącą noc. Aby dostać się do kolejnego z Jaków muszą przejść obok ogromnego, stalowego cielska Tu‑154M, którym część z nich miała dziś lecieć. Słyszą, jak kolos rozgrzewa się do lotu, wypróbowując po kolei wszystkie swe silniki.

Pilotom Jaka bez problemu udaje się odpalić kolejną ma‑

szynę i około godziny 5:25

13

Jak‑40/044 odrywa się od płyty okęckiego lotniska

14

.

Samolot wzbija się w powietrze. Za oknami, tuż przed oczy‑

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zawsze źle się czułam w dużych grupach ludzi, w szczególności tych głośnych.. Długo myślałam, że skoro większość ludzi

Duch Święty wzbudza w nas modlitwę, głód Boga, daje pragnienie przeby- wania z Panem, wzbudza tęsknotę za Nim.. My zaś możemy przyjąć to zaproszenie, odpowia- dając

Książka Jak żyć dłużej i czuć się lepiej czerpie z poprzednich publikacji, a także zawiera informacje z książki, którą Pauling napisał pod koniec lat 70..

Nadal jesteś zaskoczona: czarnowidztwem, złowrogą myślą, która podąża za emocją, w otoczeniu ludzi czujesz się źle, boisz się, że zawiedziesz innych, nie panujesz nad

Statyny bardzo sku- tecznie obniżają poziom cholesterolu LDL („złego”) we krwi, ale czy to oznacza lepsze zdrowie i mniejsze ryzyko ataku serca? Jak dowiesz się w rozdziale

Do naczynia, w którym będziesz miksować koktajl wsyp płatki owsiane i zalej 100 ml mleka, odstaw na około 15 minut.. Po tym czasie do naczynia dodaj kawę, cynamon, miód i

Jeśli ci się nie udaje w życiu, jeśli nie jesteś szczęśliwy, jeśli stale ci coś dolega i na coś się skarżysz — jest tak, ponieważ kierowany jesteś tego rodzaju

Raptem „okazało się”, że dzieło musi być czymś szczególnym, unikalnym i zindywidualizowanym, a także przejawem twórczej myśli i wiedzy technicznej; że nie może