1 U ? 5 ; 5 5 6
VtLZ rJItCK JE o o
IHŁrSsr IT
■Ullim* li!-. .............................................................blii.m.1 Łmli....lllkml'.lLli i frLuL■
4< n
F E L I K S P R Z Y S I E C K I
F E L I K S P R Z Y S I E C K I
ŚPIEW W CIEMNOŚCIACH
T O W A R Z Y S T W O W Y D A W N I C Z E „ I G N I S "
W arszaw a: E . Wencie i S - k a — P ozn a ń : F iszer i M a je w sk i — Toruń: T-w o K się g a m i K re so w y c h — Ł ó d ź: L u d w ik F iszer. 1921
O k ła d k ę ry so w a ł T a d e u sz Gronowski O dbiło 2 . 2 0 0 egz. na papierze bezdrzew nym
oraz 6 egz. na papierze czerpanym .
i l r t ^
5)
v- V s ^ f .
Druk. J . Buriana, Mazowiecka 11.
P I E Ś Ń P R Z E D W I O S E N N A
Smutek lubi się gnieździć w wytartym surducie, O tiOem osamotnieniu świadczy brak. guzika, A W dziurze, co się ją trzy W w ykrzywionym bucie, Opuszczenia dziwaczna powieść się zamyka.
Już przez ubiór twój życie daje dziwne znaki O zwycięstwie nad sercem, co się łatwo łudzi, Więc gdy błądzisz ulicą, ja k życzliw e ptakU Lecą za tobą oczy podupadłych ludzi.
B o twego kapelusza k ry za połamana, Zaw adjacka brawura zdartego krawata,
W skazuje pobitego w życiu weterana, Co błądzi, ja k banita, wśród obcego świata.
Lecz by wymazać z życia twój majestat smutny, Co niby czarna perła zagadkowo błyska,
Instynkt przyziemnych ludzi, ja k zw ykle okrutny, R zu ca na cię złośliwie szydercze przezwiska.
W ówczas to duma twoja młodzieńcza i harda P otrafi tchnąć w twój ubiór królewskie uroki, Godne na zapomnienie skazanego barda, Którego pokrzyw dziły nieludzkie wyroki.
Wówczas po dachach, szybach, na powierzchniach kału ż Blasfy królewskich festynów księżyc ci za p a la . . .
0 tak! K apelusz z dumą na t y ł głowy nałóż, Korowód z pochodniami ju ż cię wita zdała.
A mocny wiatr kwietniowych, przedwiosennych nocy, O żyw czy, niby strumień zim nej, czystej wody, N a cześć twoich nadziei i m łodzieńczych mocy Natchnionym hymnem miejskie napełnia ogrody.
1 znów się zmarnowane myśli twe zleciały, A z niemi wraca cudny dawnych wiosen zapach, Z żó łk łe skrypty, na strychach przepadłe szpargały,
Co zapomnienie z przygód uniosło W swych łapach..
I znów powracasz w dawne, zapadłe poddasza, Gdzie dotąd księżyc przez dziury firanek Barwny teatr wspomnienia nocą do cię sprasza,
Gdzie d yszy szept namiętny twych dawnych kochanek-
6
P O E TA B E Z T W A R Z Y
W y jedni tylko, bladzi książęta poddaszy, Wracając ogrodami po nocach do domu, W idzicie go ja k w okna zagląda i straszy, Z n a k wam dając, by o nim nie mówić nikomu .. .
Z przedmieść dalszych coś wiedzą o nim ludzie [szarzy, L ecz mówią, że Wieść o nim dawno zaginęła:
To poeta sam jeden wśród świata bez twarzy, Co zgubił swe odbicie z rękopisem dzieła.
L ecz widać W lada nad nim ja ka ś moc tajemna, B o, niby talizm any bóstwu wykradzione,
Splot wydarzeń, ja k mściwa jaka ś sekta ciemna, Chce wydrzeć mu ze serca porywy szalone.
Więc sen o wielkiem dziele jest tylko azylum D la marzeń niedobitych i olbrzymich planów, Gdzie sny, wydarte życiu zwierzają się chwilom, Jak dzieci zniekształcone przez strasznych cyganów.
L ecz czemuż, gdy w trzydniowej słocie miasto Imoknie, I nocą wszystkie drzewa tak szumią ogromnie, S zu ka sz mię i znienacka stajesz w mojem oknie, Febrycznie, ja k do siebie, bełkocąc coś do mnie.
Ach, to jest jakaś straszna obłędna ideja,—
To nie moje ubranie! To nie moje listy!
Jam nie ty! Tak, jam nie ty! T y nie j a , ty nie ja ! To tylko deszcze s z u m ią ... To wiatru p o ś w isty ...
Ach zgiń, przepadnij, odejdź, i wszystko to zabierz!
I zaniechaj pomysłu, by czegoś mi dowieść, A sam odnajdę wszystko, unicestwię grabież, I napiszę o tobie wstrząsającą powieść...
8
O S A M O T N I E N I E
Jak z książki zapomnianej wyrwane ryciny, Są zdarzeń mych młodzieńczych drażniące
jwspomnienia.
Jestem historją jed nej zbłąkanej godziny, Która straciła zw iązek z całością istnienia.
Posępne państwo troski: mój pokój w podwórzu, Z łe , trujące oddechy niszczycielskiej siły, Siecią szarych pająków, pleśnią i rdzą kurzu, N iby strasznym liszajem, naokół pokryły.
Ohydnie zczerniał bilet na drzwiach mego domu. — Tak wiążąca mnie z światem ostatnia nić rwie się, I na myśl nie przychodzą ju ż nawet nikomu, Jakgdyby świat zapom niał o moim adresie.
Z listów, szpargałów, wierszy, których szukam wszędy, I z zżółkłych fotografji usiłuję dowieść,
Z e były to nie tylko zmyślone legendy,
L ecz przeżyta przeze mnie najprawdziwsza powieść.
Chciałbym W starych rupieciach znaleźć życie [moje, W ięc marzą mi się z sobą serdeczne spotkania, N a odległych ulicach z przed laty pokoje I gdzieś, komuś sprzedane me stare ubrania.
W ięc pragnę list napisać do kogoś z rodziny, Ratow ać się przed pustką nagłówkiem: „kochany", Lub do pierwszej spotkanej zbliżyć się dziew czyny I snuć z nią o małżeństwie gorączkowe plany.
...A ż nocą, kiedy z żalem tu ląc się W posłanie, Jak z pochodnią, przy złotym blasku papierosa,
W stępuję W sen, — łza wówczas, tocząc się [w otchłanie, Jak klejnot czarodziejski, otwiera niebiosa . . .
I ja kb y na tajemne, czarnoksięskie hasła, Młodość moja promienna, która zaginęła,
I wraz z brzmiącym oddechem natchnienia zagasła, W głębi zmarnowanego rozbudza się dzieła.
10
O, zranione ambicje! O, buncie tłumiony!
Jeszcze nieraz klejnotem łe z swoich zapłacą, A by wnieść Wam w marzeniach triumfaln e trony, I nad brzegiem mórz cichych królewsk e pałace.
O, zapalcie w ich szybach czarodziejskie lśnienia, Niech się szumne, rozlewne życie w nich obudzi, Które śle swe sygnały wskroś osamotnienia,
W raz z dobrem pozdrowieniem niegdyś drogich ludzi.
Ach, plączą się te baśnie W przedziwną osnowę, A ż gdy uśmiech mój w błogim rozpływa się świcie —
Tramwaje, samochody, wozy ciężarowe
Troczą jeszcze po bruku snów królewskich n icie. .,
C I E Ń
Już z dali lśnią wieczorne światła W oknach miasta, To sieć sygnałów życia b łyszczy W sinej mgle, N iby jaskier, co zew sząd pośpiesznie wyrasta Mrowiem k roPek złocistych na błąkitnem tle.
Już śpiewa pieśń ogrodów, miłością natchniona, R ozlew nym brzmieniem gąszczy, rzewnym szmerem
[łąk.
N a ścieżkach cienie, niby tysiączne ramiona, Nerwowo coś podaję sobie z rąk do rąk.
0 , ja k dziwnie brzmi odgłos samotnych mych kroków, Z błąkany motyw smutku pośród nocy brzmień . . .
W iatr czarne ptactwo cieni płoszy z głąbi mroków, W zd łu ż muru, w świetle lampy spieszy i mój cień.
Cieniu mój, najdziw niejszy ze wszystkich widziadeł, Tysiąc rąk cię rozkrada wśród jaskrawych dni, L ecz nocą z głąbi czarnych wychodzisz zwierciadeł, 1, niby od niechcenia, tow arzyszysz mi.
12
T y wiesz coś o mnie więcej, niż ja wiem o sobie, B o do głębi przejm uje twój cudaczny ruch A lęk mój tajemnicze daje znaki tobie,
Jakby w świecie za ciasno było dla nas dwóch . . .
Gdzie mieszkasz, gdy cię niema? S ką d przychodzisz [do mnie?
O, ja k twa tajemniczość czasem smieszna je st, Z w łaszcza w noc, gdy z pod latarń wyrastasz
[ogromnie I z dala, ja k ulicznik, przedrzeźniasz mój gest.
L ecz czasem w świetle świecy, w samotnej komnacie, Z głębi luster badawczo przyglądasz się mi,
Potem idziesz i zwolna w strasznym majestacie Otwierasz w noc Wiodące wielkie, czarne drzwi.
To twoja jest intryga! Ja tobą nie je ste m . . . Pod mem nazwiskiem nieraz ciemny-ś spełnił czyn,
Więc przeciw czynom swoim wybucham protestem, Patrz! Oto ma samotność bez grzechu i win!
Tam wśród ludzi intrygą zamotałeś ciemną,
Państwo cieni W ich myślach stwarzasz przeciw mnie, W ięc gdzie się tylko ruszę, cienie idą ze mną, Ż ycie moje w złośliwej przedrzeźniając grze.
Śmiech szyderczy rozdajesz, ja kg d yb y kamienie, I przeciw mię uzbrajasz ręce ludzkich stad,
W ięc w szędzie widzę cienie, wszędzie cienie, cienie, I ciebie, gdy przy świecy otwierasz swój świat.
M
K T O J E S T E M ?
Jestem , j a k W p rze ra że n iu z a s t y g ła o fia ra , Którą k a^ obejmuje obrzydliwym gestem — B o , j a k c ią g ły szm er m y s z y , ja k t i k - t a k ze g a ra , W c ią ż s tr a s z y m ię p yta n ie : „kto je ste m ? k to je s te m ?"...
T o j e s t k t° ś , k to g d z ie ś k ie d y ś p r z y b łą k a ł się do [ mnie I o m o ta ł m ię w g łu c h y lęk osam otnienia, T a k , ż e W strachu w a rja ck im szu kam
[wpółprzytomnie Zapom nianej historji własnego istnienia.
P o nocach czeka na mnie za Węgłami domu, B y po d ro d ze ro zm o w ą gn ębić p o ta je m n ą — A wie on, że tych rozmów nie zdradzę nikomu, B o zaw sze dzięki czemuś ma władzę nade mną!
Z mroków smutku lśnią jego oczy tajemnicze, Godzące w świat marzenia, ja k za tru ty sztylet, A gdy zniknie na chwilę z łe jego oblicze, Podrzuca mi swój znany, w izytow y bilet.
J u ż nawet tajemnicze poustalał znaki, K tórym i się Wyraża jego m yśl — szyderca, A nocą z pustych kątów wywleka majaki I, ja k pająk, wysysa sny z mojego serca.
On gnieźd zi się w m ych książkach, jest
[w Wnętrza zegara, K ła d zie podpis na wierszach, których nie skończyłem , Do pokoju przesiąka przez ściany, ja k mara, I w łóczy się w Wspomnieniach scen, które przeżyłem . Ach, na W szystkich ulicach m iast, w y ro sły c h
[z marzeń, Z aw sze zwabią go ku mnie odgłosy mych
[kroków — On bywa epilogiem mych wszystkich wydarzeń I zagadkow ym twórcą okrutnych wyroków ! . . .
16
M O D L i r W A T Ę S K N O T Y
I.
Gdy w zmroku mój samowar, ulicznik — poeta, G w iżdże pieśń melancholji roswłóczeń po mieście, Z d a je mi się, że do mnie zajedzie kareta
I ona wbiegnie szepcąc namiętnie: nareszcie!
R oztrzepany mój zegar, ten dziw ak fantasta, W skazuje mi zbłąkane po świecie godziny, — W ięc się włóczę za niemi w orjentalne miasta I W skłamane z powieści Vernego krainy.
Jakieś barwne wspomienia z fotoplastikonu, W plątane w świat skłam anych przez siebie
[ w ydarzeń, Obce miasta, żegnane gdzieś z okien Wagonu — O, ja k pełny obrazów jest album skojarzeń! . . . Lecz ja k Wielki jest smutek, gdy się nagle zo czy, Z e świat snów, co się cudnie, ja k nić baśni
[mota, Żaden zamiar podniosły w całość nie jednoczy,
T ylko tułacza nad nim modli się tęsknota.
17
//.
Gdzie jest ojczyzna moja? Gdzie jest jutro moje?
Gdzie jest to jedno, com ukochał ponad?
P rze z ból żyw ota rwą się i przez niepokoje W twe dziwne miasta, ja kg d yb y pasjonat. ..
W splotach światów spiętrzonych fa n ta zją namiętną, M igotem ogni lśnią twoje uroki
W mej k ° żd e j świadomości bije twoje tętno, K a żd y mój sm utek łowi twoje krokj ■ ■ ■
O, prawdo, prawdo moja! Gdzie są twoje brzegi, W jakich oddalach błyszczą twe krainy? — Namiętne moje Wzloty, ja k Wojska szeregi,
Toczą o ciebie bój każdej godziny . . .
K a żd y mój dzień jest wielką k u tobie modlitwą, H ym nem uniesień nad twą złudną zjawą,
Noc gorączkową, ślepą po światach gonitwą Awanturniczą W twe k raje wyprawą . . ■
IS
G E S T
Gdy miasto, niby okręt strojny W czarne m aszty, W bezkres gw iezdny cię niesie przy szumie
[[kasztanów, Natenczas, o poeto, przewybornie znasz ty
Ów tajem ny szept gestów: namyśl się... zastanów...
Bo g e s ty są, j a k to n y W p r z e b r z m i a łe j piosence, Co czasem natchną jeszcze stare fortepjany, Więc nieraz, ja k b y obce, są twe własne ręce, Jak ktoś, kto twe sekrety szepce z poza ściany.
Twoje dawne przeżycie każdą chwilę nową W ciąga zręcznie w kabałę swej dziwnej intrygi I gestami, ja k znaków tajemniczych mową, Do twego dziś z przeszłości przemawia na migi.
D ziś nocą w pustkę ulic pew ie n gest mię W ygnał, Co, j a k a w a n tu r n i c z y b ł y s k s z p a d y migoce,
I niby przejm ujący z ciemnej dali sygnał, B u d z i z uśpienia dawno przekochane noce.
Ż owych godzin wieczornych, gdy na nią czeĄałem, Gdy z każdą chwilą, zda się, krew z ż y ł upływała, / z uniesień miłosnych, gdym porwany szałem, Z ycie, ja k zm ięty banknot, rzucał W żar je j ciała,—
Jak list je j zapomiany w palto ta kieszeniach, Którego gorączkowo rozrywam pieczątki, — T yś, geście, mi pozostał i w osamotnieniach P rzem aw iasz do mnie czarem bezcennej pamiątki- W ięc prowadź mię, o wierny cieniu mej kochanki, W głuche, opustoszałe pałace milczenia,
Gdzie tylko obaj znam y tajemne krużganki, Po których dotąd błądzą je j smutne westchnienia!
20
W S P O M N I E N l E
Chwilo wieczorna, wyspo udojenia, Ziemio zachodnia na burzliwym d n iu !. . . K u tobie codzień, padając z znużenia, P ły n ę w ysiłkiem ostatniego tchu.
N a pustych ławkach podmiejskich ogrodów, Głęboko k ry j e mnie chłodny twój cień, Przede mną ból zaś ukrywa zawodów N a cudzą korzyść zmarnow any dzień-
W ystarczy przym knąć ze znużenia oczy, A to, W com serce m ło d y c h z a k l ą ł lat, Już woła k.u mnie i wśród pustych mroczy Stracony dawno znajduje mój ślad.
M łodzieńcza miłość sama do mnie Wraca I co rozrzutnie straciła bez słów,
Jeszcze mi teraz, ja k umie, odpłaca Czarem rozkosznych i cudownych snów.
Z Wspomnień, ja k ZaWsźe, i ieraź wyrasia Ulica nocą szumiąca od lip,
Oprawne W szafir kochanego miasta Z ło te iopazy jasnych, znanych szyb.
Gdy noc zapada, nieznany nikomu,
S k ry w szy się tutaj w pierwszą lepszą sień, Siedzą ja k W oknach mego z przed lat domu Z n a c zy się, droga, twój oraz mój cień!
O, dobry chłopcze! O, mój „ja“ z przed laty!
Niech cię miłosna upoi dziś moc,
N ie w ychodź z domu, bo tu ja na czaty, Ja, przyszłość twoja, Wychodzę co noc.
A jeśli z lękiem pomyślisz dziś o mnie, To za mnie także pieść j ą i tul!
A ch, nie wiesz nawet ja k pali ogromnie R o z łą k i wiecznej ukryw any b ó l. . .
22
k r ó l o w a m a r z e ń
Z za błękitnych irysów, z za gąszcza. tuberoz, Znow u się twoja sm ukła zbliża ku mnie ręka.
O m otał ją w sieć kwietną m arzyciel — papieros, N ie bacząc, ja k mię drażni takich wspomnień męka.
Zabójczo piękna pani, otoczona nudą!
Gwiazdami rozjarzony twój urok wieczorny, P r z e z pasma gór z kryszta łu błękitną ułudą, Ciągnie za sobą dzieci w twój pałac upiorny!
Już w dzieciństwie p o łą czył nas grzeszny stosunek, W abiłaś mię na schadzki w twe ciemne pokoje, Ucząc mię ja k Wypijać narkotyczny trunek, Jak Wtulać się ro zk o szn ie W tw e je d w a b n e stroje.
Bo ja k pieśni szpinetów, szat twoich szelesty, Czarują u m y sł chłopców trującą rozkoszą, Jak zaklęcia magiczne, twe drażniące gesty, Lekko ich u) twe pieszczące objęcia unoszą.
Pom ysłowo podchodzisz niechęltte oj tary,
B y Wpaść W stosowną chwilę, idziesz k rok za k f okiem, A ż Wreszcie doprowadzasz do skutku zamiary, M amiąc grozą fa n ta zji i m yśli urokiem.
O, natrętna kochanko! Twe złota powozy N iosą białe rumaki W przepych na lazurach,
W za m ki cudów miłosnych i zm ysło w ej grozy, W ulice miast ze srebra Wzniesionych na chmurach.
P rzez podwodne ^rainy, gdzie lśnią nocne gw iazdy, P rzez haremy tureckie, bajeczne kawiarnie, Z w abiasz swoich kochanków W swe straszne za ja zd y,
W kryształow y labirynt, gdzie gasną latarnie.
O, zna k aż d y warjacki przestrach pobłądzenia, K to się w twych złudnych cudach zwolna rozwałęsa, K to k°cha delikatne, n iezw ykłe marzenia,
Twe lśniące paradoksy, wytworne nonsensa.
L e c z ty, Pani w ykw intnych zbytków i bogactwa, Posiadasz ten n iezw ykły czar światowej damy, Którym wciągasz nas w swoje szelmowskie matactwa, W yłudzając klejnoty, jakie tylko mamy.
24
A rozmarzonym chłopcom w znak najw yższej łaski, D o swego pamiętnika wpisywać pozwalasz
N aiw nie piękne wiersze i stroić w obrazki, D o jakich rwie się zw ykle taki m łody malarz.
O, P a n i tych samotnych, na pustkę skazanych, Co W izbach kawalerskich tworzą wieczorami Ś w ia ty z rycin Wyciętych z pism ilustrowanych I w owych światach słyną wielkimi czynami!
T y rządzisz tym i światy! W nich, ja k b y na scenie, N a d którąś kierownictwo szatańskie objęła,
O ni — aktorzy pragnień zgryw ają swe śnienia, Tworząc w gorączce marzeń wielkie arcydzieła.
A kiedy wrócą potem do rzeczywistości, N a znalezione W gratach rozpaczliwe listy Do swego „dziś“ pisane przez siebie W młodości Jedną mają odpowiedź: sm utku cień w ieczysty.
A czasem W noc bezsenną przychodzisz nad rankiem, Strojna u) cudze ^/ejrnoćy, udając obaWę;
N a d zrujnowanym bladym schylasz się kochankjern I piszesz k/Wią na ścianie swoje straszne: A o e !. . .
26
* *
*
N ig d y nie będziesz imieniem nazwana I wiem, że nigdy nie odnajdą ciebie — Kochanko moja, ziemio obiecana,
Gwiazdo zbłąkana gdzieś na jakiem ś niebie.
W głębiach twych oczu śni wielka godzina I masz być dla mnie skarb niosącą fa lą , A le nas dzieli bezbrzeżna głębina,
W ięc będziesz wiecznie niedościgłą dalą.
O, będziesz dla mnie niedościgłą dalą, K ochanko moja, ziem io obiecana,
Tęsknoty moje we ł z y się hrysztalą, N ig d y nie będziesz imieniem nazwana.
27
P I O S E N K A
Jeszcze na brukach lśni się ulewa,
L ecz zmierzch wieczorny pełen jest gwiazd, T ak przejmująco szumią dziś drzewa, W iatr nietoperze w ypłasza z gniazd.
O, pójdź w kjó h stw o ciemne k asztanów, Kochanków latarń i złotych gwiazd, O dgryw ających na tle parkanów Sm utek złąkanych, ja k ja , wśród miast.
M o że posłyszysz w ich dziwnym szumie W ątek dzisiejszych zdarzeń i scen, B o choć ju ż wieczór, pojąć nie umiem, Z e to jest jaw a, że to nie sen.
To B óg sam chyba za coś w sekrecie Ciepłą swą ręką z e sła ł m i dar,
B o o czemś wzniosłem i wielkiem w święcie Twych pocałunków przemawia żar.
28
B o W mym pokoju, gdy drżąc od trwogi, S kry w a ła ś piersi białe, ja k bez,
N ie chcąc zgubiłaś w k urzu podłogi R za d k ie klejnoty szczęśliwych łez.
A teraz gw iazdy, serce me, drzewa, Gazowe lampy, przydrożny bez, Cała ulica pieśń wielką śpiewa O rzadkim skarbie szczęśliwych łez.
B A J K A
W godzinie zmierzchu, w mroków krainie, L śn i wśród nieznanych na mapie mórz M ó j ląd bajeczny, co z świtem ginie, A od wieczornych ciągnie się zórz .. .
Tam niezbadane moce i cuda W zn o szę m i pałac marzeń i snu, Gdzie co noc sprytna pani U łuda, Zręcznie ułatwia nam rendez - vous .. .
O, z ja k ie j baśni iści się scena,
Gdy na mem czole spocznie twa d ło ń ? . . . Szelest twych sukien, to pieśń Szopena, P rzystanią ciszy, ócz twoich toń.
Bogactwem wschodu lśni pałac marzeń, I tak nam dobrze wśród złotych sal, P rzepadły widma dręczących zdarzeń T ylko mi za czemś ogromnie żal.
30
N ie m ów nikom u . ■ . Często W n ocy p ła c zą . .. W e w s zy stk ic h ch w ilach b y ł sm utku ja d ,
A życie moje było tak tułacze, B e z żegnań, witań idę przez świat.
L ecz z smutku grzechów, z zwątpień golgoty, Z bezsennych nocy, gdzie mieszka strach, P rzebiegły lichwiarz, szatan tęsknoty, Co noc mi wznosi ten cudny gmach.
B ó l mój targuje zwolna, cierpliwie, W rękach za m ie n ia W z ło t o m e ł z y , O , j a k ż e o c z y b ł y s ł y mu chciw ie, K iedy podpatrzył, żeś przy mnie ty.
A le że jestem hojny szalenie,
W ięc jakoś pójdzie ten straszny larg, Z nów nas połączą wieczorne cienie,
A gdy świt błyśnie pójdę bez skarg.
W id zisz ten przepych, blask drogich kamieni?
Do świtu jestem tu k T<’>l i Pan>
L ecz dzień ta w szystko we łz y przemieni, Ciebie w najgłębszą z ukrytych ran.
A z tobą spłynie ból tak szalony, P o który szatan wyciągnie dłoń, Z e blaskiem godnej ciebie korony
Ozdobię twoją królewską skroń.
32
E R O 7 Y K
Czarne ogrody Wtedy nocą
W iatr ro zko łysa ł w całem mieście, Pocoś ty do mnie p rzyszła poco I gdzieś zd obyła o mnie wieści?
W smutku przeczułem cię głębinach!. ..
G dy pustych kątów tkliw e mroki, K o iły serce w burz godzinach, N a schodach brzm iały twoje k rokj-
W tedy słyszałem , pełen lęku, Jak kt°ś biletu na drzwiach szuka I ju ż trzym ając kJamk% ręku
Cicho, tak cicho puka, puka . . . G dy pani smutnych serc, rozpusta, S n y o czemś lepszem popaliła, Nocą szeptały mi twe usta, Żeś mi to Wszystko przebaczyła.
I płacz twój cichy b y ł nade mną W noce jesienne, noce słotne, K ied y W przeznaczeń pustką ciemną B łą d ziło serce me samotne.
O S T A T N 1 L I S 1
Zapom nisz o mnie, ja k o tej bluzce białej, Którą splam iły niegdyś moje łz y .
Jak fragm ent pieśni dawno ju ż przebrzmiałej, W wspomnieniach jeszcze miłość twoja brzmi.
L ecz zdaje mi się, ż e się Wciąż s z u k a m y . . . W ów czas wspamienia tych wieczornych chwil, Jak w zyw ające gdzieś mię telegramy,
W abią mię w miasta — hen, o setki mil.
I woła na mnie za tobą tęsknota, Jak nocą brzmiący lokomotyw świst, A że tej sieci nic ju ż nie rozmota, Z acznę układać mój ostatni list.
P isać go będzie sm utek. zniechęcenie, Pośród nerwowych i dręczących m ąk, A ż wreszcie skreślę k rWav°e zakończenie R ozp a czą drżących i niepewnych rąk-
34
N ie wiem czy list m ó j fotos tobie zaniesie I Waśn ie w itooją p r z e r a ż o n ą d łoń , M oże zapomną wówczas o adresie, L ecz treść okryje okrwawiona skroń.
Z pod łej pieczątki, z pod tej k rWall}ej rany, T y jedna w nikniesz w listu mego sens, P oznasz do kogo b y ł adresowany
I może łza, łza jedna spłynie z pod twych rzęs.
b a l l a d a
w ciemności tak serce uderza, Z za sz a fy lęk się za k r a d a . . . Cóż zn a czy i dokądże zm ierza Ta dziwna, zaw iła ballada?
. . . W czarnych woalach i dżetach, Z ja w ia sz się dumna i blada, Jak o zatrutych sztyletach,
O zbrodniach królewskich ballada . ..
N ic krw i na rękach nie zatrze, Z nich krw awy snuje się wątek ■ ■ • W starym i pustym teatrze
B y ł dziw nej ballady początek-
Czerwone, ja k węgle, rubiny, Z podmuchem toczą się w ia tru . . . Ciężkie draperje k urtyn y
D rgnęły wśród pustki teatru.
36
M ów c is z e j! ... „ S p e łn io n e ... Krew W szędzie". . . O, L a d y niech krew na sztylecie
Utonie głęboko w legendzie,
Jak m yśl o nieszczęsnym M akbecie!
W pustym teatrze świt blady
W skupieniu się modli nad zbrodnią, Jak we śnie, przy k°ńcu ballady Idziesz z gasnącą pochodnią . . . A teraz świecisz z głębiny Sw ą bladą, ja k opal, twarzą,
W twej czarnej poronię rubiny, Jak węgle czerwone, się jarzą.
K u sercu, co w mrokach uderza, Twa ręka z sztyletem się skrada.
A ch, u d erz!. . . D o tego w szak zmierza Ta dziwna, zaw iła ballada.
R Ę C E
Sm ętek dachów blaszanych . . . Czerwone kom iny, Zapatrzone w podniebny lot jaskółczych s ta d . ..
W pokoju mym na śladach wieczornej godziny, D rżąc przed światłem , w ykw ita szary mroku kwiat.
D rży zw iew ny gąszcz kielichów, ciemnieją niebiosa, Z pośpiechem kw iat półmroku po ścianach się pnie.
P r z y nikłem , rubinowem świetle papierosa W stępuję w dni przepadłe — niewiadomo gdzie.
D zięk i pierwszej kochance, tajemniczej damie, K tórą dzieckiem poznałem w tygodniku mód, Z now u jestem w woskowych fig u r panoramie, O dkrytej na Wakacjach wśród jarmarcznych bud.
Ubrane w czarny surdut widmo H ugo-Szenka, I morderca Carnot'a zapatrzony w mrok,
W kuszącego Am ora, co nad P sychą k h k a , Barbara Ubrich wlepia przejm ujący Wzrok-
38
I jaw ią się nade mną ja kieś znane dłonie, Załam ane w patosie cierpienia i mąk
I zwolna W pustym mroku na ciemnej zasłonie, W urwanych gestach miga coraz więcej rąk ■ ■ ■ L ekkość dłoni kobiecych, smukłość cienkich palców, Jak w ciemni rozrzucony białych kwiatów pęk ■ ■ ■ Jest w tern smutna namiętność rozmarzonych walców I zn a k ja k iś tajemny, który śle mi lęk ■ • ■
Znam , pamiętam... T e niosły rozkoszne pieszczoty, A te chciwie to c zy ły m łodzieńczą mą kreu).
Tamte dziś mi ślą jeszcze sm utny zn a k tęsknoty, Te nazawsze zacisnął ponury, z ły gniew.
A ż z głębi ciszy mroków powoli w yrosły I zbliżają się ksl mnie w m agnetycznym śnie R ęce, co mą najgłębszą z tajemnic uniosły,
A teraz, niby ślepce, W yszukują mię . . . K u nim biegną naprzeciw moje ręce drżące I nagle je porywam mocno, z całych sił.
O , usta w niem ym krzy k u szkarłatnie płonące, Głowo, W brawurze włosów odrzucona w ty ł! .. .
G R Z E C H
Gdy w mieście się ściemnia, ty stajesz na straży B aśni błyszczących wśród pustych mrócz . . .
Tysiąc masz gestów i tysiąc masz twarzy I tysiąc przelotnie błyszczących ócz.
O, zapal marzenia i serca obłąkaj Krążących za tobą po brukach rzesz.
P o dom ach z n ik a j, W z a u łk i W siąkaj, I nago, gorąco po nocach grzesz!
Niech serca wstrzymuje, niech m yśl niepokoi Tw ój spiski knujący wśród szeptów grzech,
I krzyk, ja k błysk noża, z twych ciemnych pokoi I krótki w łoskotach poczęty śmiech.
A zanim po miastach nazawsze zbłąkani Dobiją do ciemnej dali twych łask, U nędznych hoteli, u twoich przystani, Lam p brudnych przewodni nie zgaśnie blask.
40
Z twych podrzuconych tutaj klejnotów, Jarzy się mocą mamiących lśnień
Czar w yłudzony młodzieńczych wzlotów, Skradziony sekret odkrywczych śnień.
O, zabierz im sny te! O, w ydrzyj i popal, A ż tryśnie rozkosznie gorąca krew,
A ż z ciszy dzwoniącej smutny, ja k opal, W ciemnościach rozebrzmi twój dziw ny śpiew.
W nim ża l po wszystkiem łza m i oddycha, A oczom się ja w i kojący brzeg,
Jak kołysanka rzewna i cicha,
Gdy prósząc, na szybach sepleni śnieg . . .
D Z I W A C Y
Jest jedna zapomniana na świecie rodzina, Zbłąkanych emigrantów z dali świętych lądów, Żadna kronika nigdzie o nich nie wspomina, N ik t nie zna ich dziwacznych, szalonych poglądów„
M ają manję, że życie wciąż ja kiś błąd ściga, I ż e w ludziach jest inne, n iż czyny — dążenie, L e c z życiem zaw ładnęła złośliwa intryga, Która stwarza to wielkie nieporozumienie.
To jest rozgałęziona, bez nazw y potęga,
Co w licznych punktach świata i o każdej porze, W samotnych pokoikach, gdzie wasz wzrok nie sięga, Pracuje, by królestwo na świat zbliżyć boże.
W łóczą się po ulicach w wytartych surdutach, 0 twarzach pałających porywem natchnienia 1 pogrążeni z sobą W namiętnych dysputach, R o zw ią zują nieznane światu zagadnienia.
42
O wy, po wielkich miastach zbłąkani Chrystusy!
Genialni w ynalazcy! Uczeni dziwacy!
Jakież to niezbadane, czarowne pokusy Z m uszają was do ciągłej, nieustannej pracy?
Jesteście zapomnianą na mapie krainą, B łądzącą po tym świecie legendą i wieścią, Św iętym portem dla marzeń, które W życiu giną, Jesteście zaginioną, cudowną powieścią.
T Ę S K N O T A Z A P O D R Ó Ż Ą
K iedy z życia szarzyzny, ja ko zmierzch, tęsknota, R ozw łócza myśli moje po dalekim świecie,
W ted y tak jestem smutny, ja k jesienna słota, Jak pamiętnik kochanka rzucony na śmiecie.
N ieraz nocą mój pokój jest, ja k otchłań, pusty, N a d którą czas Wyroki przeznaczeń wydzwania.
A ch ! W tedy lęk przed sobą z domu mię Wygania, Idę myśli me spalić w płomieniach rozpusty. . .
W noc deszczową się włóczę po pustych ulicach, P od ramię z mem niezmiernie wymownem sumieniem:
Ono z śmiechem goryczy na zbielałych licach, B a w i mię humoreską: mem dawnem marzeniem.
W czarnych szatach, ukryta W cień łkają cej rynny, W oła na mnie namiętnie skądś znana kobieta, Szepce, że wie ja k jestem smutny i n iew in n y. . .
Obok nas czeka czarna, dwukonna kareta.
44
Jak na pustych ulicach wiosną szum k asz tanów, T ak przejmująco szepce o podróżach n ocą . . . Jeszcze dziś rzucić wszystko, wyjechać bez planów, P ierw szym , lepszym pociągiem, nie pytając: poco!
A W A N T U R A
Nocami, kiedy leżę pod kołdrą z mą Psychą, I myśląc o tern Wszystkiem zaczemś innem płaczą, Kojorty pustych kątów melancholją cichą,
0 bardzo dziwnych światach i czynach majaczą.
Jak in żyn ier— fantasta, co ma coś z poety, Telefonem połączam z ziemią gw iazdy, słońce, S zkicu ję w myślach plany na nowe planety 1 dumam gdzie je rzucić, na ja k ie bezkońce.
P rzez puste, srebrne pola, przez jesienne chmury, Jak Don Juan, wyruszam w mym starym paltocie N a hazardów miłosnych dzikie awantury,
Gwiżdżąc po drodze piosnką o jasnej głupocie.
W ytęsknioną kochanką porwałem z klasztoru .. . W dreszczach miłosnych pieszczot ja k serce kołacze!
Prędzej, prędzej!— przez puste, jesienne wieczory, Niech cię wprowadzą w czarne, nadmorskie pałace!
46
C Z A R N Y B R Y L A N T
(B a lla d a )
K a zim ierzo w i W ierzyń skiem u
S łyszysz? B y t to najdzikszy z szalonych hirbanlów, Co widmo zbrodni co noc g łu s z y ł brzękiem szklanic.
Ponoś ów rudy handlarz pereł i brylantów Coś wie o tem, lecz m ilczy i nie powie za nic.
B o kiedy go kto dotknął przezwiskiem potwarczem, W piekło szlak mu poświecił szpady jego migot, G dyż hardy b y ł ten dziw ny k/ól przydrożnych
[karczem, F antastyczny bohater tysiąc jed n ej przygód.
N ę c ił go wir niebezpieczeństw, kochał się w hazardzie, L u b ił z pod ciemnej gw iazdy pijaków i łgarzy, M ia ł czar fa n ta z ji djablej w k rawata k ° k ardzie I Wyraz niespokojnej dumy w bladej twarzy.
Z am łodu awanturnik pokochał bezdroża, Z a m a r z y ł o przygodzie szalonej, bez granic, Którą życiu chciał wydrzeć, ja k perłę z f a l morza, 1 w tem tkwi może powód, że tak zeszed ł na nic.
R a z w spelunce nadmorskiej, gdy grał pośród czerni Szulerów, wykpigroszów i portowych mętów,
R u d y handlarz nieznany nikomu w szulerni, Z d ra d ził mu tajemnicę czarnych djamentów.
Z b ły sk ie m W oczach m u s z e p ta ł, ż e ten kam ień [święty Strzegą mocą piekielną ciemne zabobony, A drogę k u nim znaczą rozbite okręty, Zaginionych dynastji kjWią splamione trony.
Z lękiem mówią coś o tem na wschodzie legendy, Z e śmiałka, który na nie targnąć się poważy,
W iecznie po całym świecie ścigać będzie wszędy, B ogini czuwająca w podziemiach na straży.
L ecz kto piekielne moce w yzw ie w straszne szranki, K to tysiąc niewidzialnych rąk zem sty pokona,
Ten serce najdziw niejszej zdobędzie kochanki, Burzliw ie go pokocha bogini szalona.
O dtąd zn ikn ą ł bez wieści, a ż W lata po zdradzie, Ja k u) spelunkach portowych dotąd mówią o tem,
W idziano go na statku jakiegoś pokładzie, K iedy do kraju swego odpływ ał zpowrotem.
48
Tchnienie czarnej zarazy, zwodnicza moc mgławic, W ra z z wściekłością burz morskich poszły jego śladem, Jakgdyby chciały śmiercią i ogniem błyskawic,
W ydrzeć mu w ykradziony bogini diadem.
K iedy wrócił, kochanka chytrze go zdradziła, Coraz mu w życiu gorzej poczęło się zdarzać, Z daw ało się, że ja ka ś tajemnicza siła
Chce go z powierzchni życia nazaw sze Wymazać.
K toś przeciw niemu know ał niebezpieczny spisek I szatańsko rozpuszczał ciemne plotki o nim, D rzw i jego domu z n a c zy ł znakiem tajnych krysek, Albo pod próg podrzucał ohydny anonim.
Nocami ktoś pod oknem szeptał krótkie hasła, Potem stąpał po schodach i drzwi jego s z u k a ł . . . W tem pękło z trzaskiem szkiełko, lampa nagle
[gasła I trzykroć ktoś do okna z wściekłością zapukał.
Snać jednak losy swoje zw ie rzył ostrej szpadzie, Ż aden lęk się nie im ał tego zaw adjaka,
B o co noc sze d ł wesoło do szynków w gromadzie W czarnym płaszczu, ja k widmo królewskiego ptaka.
H e j! Wino, s za ł i \a ń y , do siu jasnych katów!
O n Wygrać musi nawet do samego czarta, j a k zawsze zgarnie z stołu rulony dukatów,
A le W talji jest jedna niebezpieczna k art:a ■ ■ ■ D am a — trefl, przyodziana W tajemnicze szaty, Sm ukłą rękę, na której lśni czarny diament,
W yciąga w grze ku niemu i zgarnia dukaty, W yw ołując przesądny pośród graczy zamęt.
J a k ż e luster unikał, bo ich wnętrze k radło D um ne oblicze króla odważnych birbantów I zamiast niego straszne patrzało Widziadło, R u d y kutwa, ów handlarz pereł i brylantów.
A ż raz, gdy p ił z kompanją na maskowym balu, P rzybrany najcudaczniej za czerwień — waleta.
Trąciła się z nim nagle zakryta W woalu, N iko m u w całem mieście nieznana kobieta.
S m u k łą ręką z pierścieniem dziwnym, bez klej nota, Jakieś znaki mu daje tajemne na migi...
J u ż idzie, idzie za nią... Pobladła hołota Zaskoczona zagadką dziwacznej intrygi.
50
Już idę. O, kto jesteś, widmo tajemnicze, T u niema ju ż n ik o g o ... Słow o jedno zam ień!
Z nam cię! Imię swe powiedz! Odsłoń swe [o b lic ze!...
Co Widzę! W sza k z pierścien ia z a g u b iła ś kam ień ...
— „Już świta. P atrz, poznajesz" ?
T yś dama treflowa!
„ T ak! D ama trefl, trefl dama! Przegrałeś walecie!
T yś moja, moja lew a— oddaj ją bez słowa".
. . . Poznałem cię po oczach i wąskim sztylecie . . .
„Gdzie są brylanty czarne? Tu? tu, Ach, nie tu!
Tu, gdzie serce uderza tętnem o szo ło m ień "...
I je s z c z e ra z p r z y ciosie Wąskiego szty le tu , U jrza ł czarnych brylantów czarodziejski płomień.
Z n a le źli go martwego, w zachwycie m ia ł lica, Krwawą różę na piersiach, cały w jasnych zorzach, Z ginęła z nim brylantów czarnych tajemnica I powieść fantastyczna o dziwnych bezdrożach.
S P I S R Z E C Z Y
P ieśń przedwiosenna P oeta bez tw arzy O sam otnienie . C i e ń ...
K to jestem M odlitw a tęskn o ty . G e s t ...
W spom nienie Królowa m arzeń
P iosenka . . . . B a j k a ...
E r o t y k ...
O sta tn i list . B a lla d a . . . . R ę c e ...
G r ze c h ...
D ziw a c y . . . . T ęsknota z a podróżą A w a n tu ra . . . . C zarny brylant .
Str.
5 7 9
12
15 17 19 21 2 3 2 7 2 8 3 0 3 3 3 4 3 6 3 8 4 0 4 2 4 4 4 6 4 7
Biblioteka Śląska w Katowicach Id : 0030000540261
I 105556
N A R O D O W Y Z A S Ó B B IB L IO T E C Z N Y