• Nie Znaleziono Wyników

Śpiew w ciemnościach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Śpiew w ciemnościach"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

1 U ? 5 ; 5 5 6

VtLZ rJItCK JE o o

IHŁrSsr IT

■Ullim* li!-. .............................................................blii.m.1 Łmli....lllkml'.lLli i frLuL

(2)
(3)

4< n

F E L I K S P R Z Y S I E C K I

(4)
(5)

F E L I K S P R Z Y S I E C K I

ŚPIEW W CIEMNOŚCIACH

T O W A R Z Y S T W O W Y D A W N I C Z E „ I G N I S "

W arszaw a: E . Wencie i S - k a — P ozn a ń : F iszer i M a je w sk i — Toruń: T-w o K się g a m i K re so w y c h — Ł ó d ź: L u d w ik F iszer. 1921

(6)

O k ła d k ę ry so w a ł T a d e u sz Gronowski O dbiło 2 . 2 0 0 egz. na papierze bezdrzew nym

oraz 6 egz. na papierze czerpanym .

i l r t ^

5)

v- V s ^ f .

Druk. J . Buriana, Mazowiecka 11.

(7)

P I E Ś Ń P R Z E D W I O S E N N A

Smutek lubi się gnieździć w wytartym surducie, O tiOem osamotnieniu świadczy brak. guzika, A W dziurze, co się ją trzy W w ykrzywionym bucie, Opuszczenia dziwaczna powieść się zamyka.

Już przez ubiór twój życie daje dziwne znaki O zwycięstwie nad sercem, co się łatwo łudzi, Więc gdy błądzisz ulicą, ja k życzliw e ptakU Lecą za tobą oczy podupadłych ludzi.

B o twego kapelusza k ry za połamana, Zaw adjacka brawura zdartego krawata,

W skazuje pobitego w życiu weterana, Co błądzi, ja k banita, wśród obcego świata.

Lecz by wymazać z życia twój majestat smutny, Co niby czarna perła zagadkowo błyska,

Instynkt przyziemnych ludzi, ja k zw ykle okrutny, R zu ca na cię złośliwie szydercze przezwiska.

(8)

W ówczas to duma twoja młodzieńcza i harda P otrafi tchnąć w twój ubiór królewskie uroki, Godne na zapomnienie skazanego barda, Którego pokrzyw dziły nieludzkie wyroki.

Wówczas po dachach, szybach, na powierzchniach kału ż Blasfy królewskich festynów księżyc ci za p a la . . .

0 tak! K apelusz z dumą na t y ł głowy nałóż, Korowód z pochodniami ju ż cię wita zdała.

A mocny wiatr kwietniowych, przedwiosennych nocy, O żyw czy, niby strumień zim nej, czystej wody, N a cześć twoich nadziei i m łodzieńczych mocy Natchnionym hymnem miejskie napełnia ogrody.

1 znów się zmarnowane myśli twe zleciały, A z niemi wraca cudny dawnych wiosen zapach, Z żó łk łe skrypty, na strychach przepadłe szpargały,

Co zapomnienie z przygód uniosło W swych łapach..

I znów powracasz w dawne, zapadłe poddasza, Gdzie dotąd księżyc przez dziury firanek Barwny teatr wspomnienia nocą do cię sprasza,

Gdzie d yszy szept namiętny twych dawnych kochanek-

6

(9)

P O E TA B E Z T W A R Z Y

W y jedni tylko, bladzi książęta poddaszy, Wracając ogrodami po nocach do domu, W idzicie go ja k w okna zagląda i straszy, Z n a k wam dając, by o nim nie mówić nikomu .. .

Z przedmieść dalszych coś wiedzą o nim ludzie [szarzy, L ecz mówią, że Wieść o nim dawno zaginęła:

To poeta sam jeden wśród świata bez twarzy, Co zgubił swe odbicie z rękopisem dzieła.

L ecz widać W lada nad nim ja ka ś moc tajemna, B o, niby talizm any bóstwu wykradzione,

Splot wydarzeń, ja k mściwa jaka ś sekta ciemna, Chce wydrzeć mu ze serca porywy szalone.

Więc sen o wielkiem dziele jest tylko azylum D la marzeń niedobitych i olbrzymich planów, Gdzie sny, wydarte życiu zwierzają się chwilom, Jak dzieci zniekształcone przez strasznych cyganów.

(10)

L ecz czemuż, gdy w trzydniowej słocie miasto Imoknie, I nocą wszystkie drzewa tak szumią ogromnie, S zu ka sz mię i znienacka stajesz w mojem oknie, Febrycznie, ja k do siebie, bełkocąc coś do mnie.

Ach, to jest jakaś straszna obłędna ideja,—

To nie moje ubranie! To nie moje listy!

Jam nie ty! Tak, jam nie ty! T y nie j a , ty nie ja ! To tylko deszcze s z u m ią ... To wiatru p o ś w isty ...

Ach zgiń, przepadnij, odejdź, i wszystko to zabierz!

I zaniechaj pomysłu, by czegoś mi dowieść, A sam odnajdę wszystko, unicestwię grabież, I napiszę o tobie wstrząsającą powieść...

8

(11)

O S A M O T N I E N I E

Jak z książki zapomnianej wyrwane ryciny, Są zdarzeń mych młodzieńczych drażniące

jwspomnienia.

Jestem historją jed nej zbłąkanej godziny, Która straciła zw iązek z całością istnienia.

Posępne państwo troski: mój pokój w podwórzu, Z łe , trujące oddechy niszczycielskiej siły, Siecią szarych pająków, pleśnią i rdzą kurzu, N iby strasznym liszajem, naokół pokryły.

Ohydnie zczerniał bilet na drzwiach mego domu. — Tak wiążąca mnie z światem ostatnia nić rwie się, I na myśl nie przychodzą ju ż nawet nikomu, Jakgdyby świat zapom niał o moim adresie.

Z listów, szpargałów, wierszy, których szukam wszędy, I z zżółkłych fotografji usiłuję dowieść,

Z e były to nie tylko zmyślone legendy,

L ecz przeżyta przeze mnie najprawdziwsza powieść.

(12)

Chciałbym W starych rupieciach znaleźć życie [moje, W ięc marzą mi się z sobą serdeczne spotkania, N a odległych ulicach z przed laty pokoje I gdzieś, komuś sprzedane me stare ubrania.

W ięc pragnę list napisać do kogoś z rodziny, Ratow ać się przed pustką nagłówkiem: „kochany", Lub do pierwszej spotkanej zbliżyć się dziew czyny I snuć z nią o małżeństwie gorączkowe plany.

...A ż nocą, kiedy z żalem tu ląc się W posłanie, Jak z pochodnią, przy złotym blasku papierosa,

W stępuję W sen, — łza wówczas, tocząc się [w otchłanie, Jak klejnot czarodziejski, otwiera niebiosa . . .

I ja kb y na tajemne, czarnoksięskie hasła, Młodość moja promienna, która zaginęła,

I wraz z brzmiącym oddechem natchnienia zagasła, W głębi zmarnowanego rozbudza się dzieła.

10

(13)

O, zranione ambicje! O, buncie tłumiony!

Jeszcze nieraz klejnotem łe z swoich zapłacą, A by wnieść Wam w marzeniach triumfaln e trony, I nad brzegiem mórz cichych królewsk e pałace.

O, zapalcie w ich szybach czarodziejskie lśnienia, Niech się szumne, rozlewne życie w nich obudzi, Które śle swe sygnały wskroś osamotnienia,

W raz z dobrem pozdrowieniem niegdyś drogich ludzi.

Ach, plączą się te baśnie W przedziwną osnowę, A ż gdy uśmiech mój w błogim rozpływa się świcie —

Tramwaje, samochody, wozy ciężarowe

Troczą jeszcze po bruku snów królewskich n icie. .,

(14)

C I E Ń

Już z dali lśnią wieczorne światła W oknach miasta, To sieć sygnałów życia b łyszczy W sinej mgle, N iby jaskier, co zew sząd pośpiesznie wyrasta Mrowiem k roPek złocistych na błąkitnem tle.

Już śpiewa pieśń ogrodów, miłością natchniona, R ozlew nym brzmieniem gąszczy, rzewnym szmerem

[łąk.

N a ścieżkach cienie, niby tysiączne ramiona, Nerwowo coś podaję sobie z rąk do rąk.

0 , ja k dziwnie brzmi odgłos samotnych mych kroków, Z błąkany motyw smutku pośród nocy brzmień . . .

W iatr czarne ptactwo cieni płoszy z głąbi mroków, W zd łu ż muru, w świetle lampy spieszy i mój cień.

Cieniu mój, najdziw niejszy ze wszystkich widziadeł, Tysiąc rąk cię rozkrada wśród jaskrawych dni, L ecz nocą z głąbi czarnych wychodzisz zwierciadeł, 1, niby od niechcenia, tow arzyszysz mi.

12

(15)

T y wiesz coś o mnie więcej, niż ja wiem o sobie, B o do głębi przejm uje twój cudaczny ruch A lęk mój tajemnicze daje znaki tobie,

Jakby w świecie za ciasno było dla nas dwóch . . .

Gdzie mieszkasz, gdy cię niema? S ką d przychodzisz [do mnie?

O, ja k twa tajemniczość czasem smieszna je st, Z w łaszcza w noc, gdy z pod latarń wyrastasz

[ogromnie I z dala, ja k ulicznik, przedrzeźniasz mój gest.

L ecz czasem w świetle świecy, w samotnej komnacie, Z głębi luster badawczo przyglądasz się mi,

Potem idziesz i zwolna w strasznym majestacie Otwierasz w noc Wiodące wielkie, czarne drzwi.

To twoja jest intryga! Ja tobą nie je ste m . . . Pod mem nazwiskiem nieraz ciemny-ś spełnił czyn,

Więc przeciw czynom swoim wybucham protestem, Patrz! Oto ma samotność bez grzechu i win!

(16)

Tam wśród ludzi intrygą zamotałeś ciemną,

Państwo cieni W ich myślach stwarzasz przeciw mnie, W ięc gdzie się tylko ruszę, cienie idą ze mną, Ż ycie moje w złośliwej przedrzeźniając grze.

Śmiech szyderczy rozdajesz, ja kg d yb y kamienie, I przeciw mię uzbrajasz ręce ludzkich stad,

W ięc w szędzie widzę cienie, wszędzie cienie, cienie, I ciebie, gdy przy świecy otwierasz swój świat.

M

(17)

K T O J E S T E M ?

Jestem , j a k W p rze ra że n iu z a s t y g ła o fia ra , Którą k a^ obejmuje obrzydliwym gestem — B o , j a k c ią g ły szm er m y s z y , ja k t i k - t a k ze g a ra , W c ią ż s tr a s z y m ię p yta n ie : „kto je ste m ? k to je s te m ?"...

T o j e s t k t° ś , k to g d z ie ś k ie d y ś p r z y b łą k a ł się do [ mnie I o m o ta ł m ię w g łu c h y lęk osam otnienia, T a k , ż e W strachu w a rja ck im szu kam

[wpółprzytomnie Zapom nianej historji własnego istnienia.

P o nocach czeka na mnie za Węgłami domu, B y po d ro d ze ro zm o w ą gn ębić p o ta je m n ą — A wie on, że tych rozmów nie zdradzę nikomu, B o zaw sze dzięki czemuś ma władzę nade mną!

Z mroków smutku lśnią jego oczy tajemnicze, Godzące w świat marzenia, ja k za tru ty sztylet, A gdy zniknie na chwilę z łe jego oblicze, Podrzuca mi swój znany, w izytow y bilet.

(18)

J u ż nawet tajemnicze poustalał znaki, K tórym i się Wyraża jego m yśl — szyderca, A nocą z pustych kątów wywleka majaki I, ja k pająk, wysysa sny z mojego serca.

On gnieźd zi się w m ych książkach, jest

[w Wnętrza zegara, K ła d zie podpis na wierszach, których nie skończyłem , Do pokoju przesiąka przez ściany, ja k mara, I w łóczy się w Wspomnieniach scen, które przeżyłem . Ach, na W szystkich ulicach m iast, w y ro sły c h

[z marzeń, Z aw sze zwabią go ku mnie odgłosy mych

[kroków — On bywa epilogiem mych wszystkich wydarzeń I zagadkow ym twórcą okrutnych wyroków ! . . .

16

(19)

M O D L i r W A T Ę S K N O T Y

I.

Gdy w zmroku mój samowar, ulicznik — poeta, G w iżdże pieśń melancholji roswłóczeń po mieście, Z d a je mi się, że do mnie zajedzie kareta

I ona wbiegnie szepcąc namiętnie: nareszcie!

R oztrzepany mój zegar, ten dziw ak fantasta, W skazuje mi zbłąkane po świecie godziny, — W ięc się włóczę za niemi w orjentalne miasta I W skłamane z powieści Vernego krainy.

Jakieś barwne wspomienia z fotoplastikonu, W plątane w świat skłam anych przez siebie

[ w ydarzeń, Obce miasta, żegnane gdzieś z okien Wagonu — O, ja k pełny obrazów jest album skojarzeń! . . . Lecz ja k Wielki jest smutek, gdy się nagle zo czy, Z e świat snów, co się cudnie, ja k nić baśni

[mota, Żaden zamiar podniosły w całość nie jednoczy,

T ylko tułacza nad nim modli się tęsknota.

17

(20)

//.

Gdzie jest ojczyzna moja? Gdzie jest jutro moje?

Gdzie jest to jedno, com ukochał ponad?

P rze z ból żyw ota rwą się i przez niepokoje W twe dziwne miasta, ja kg d yb y pasjonat. ..

W splotach światów spiętrzonych fa n ta zją namiętną, M igotem ogni lśnią twoje uroki

W mej k ° żd e j świadomości bije twoje tętno, K a żd y mój sm utek łowi twoje krokj ■ ■ ■

O, prawdo, prawdo moja! Gdzie są twoje brzegi, W jakich oddalach błyszczą twe krainy? — Namiętne moje Wzloty, ja k Wojska szeregi,

Toczą o ciebie bój każdej godziny . . .

K a żd y mój dzień jest wielką k u tobie modlitwą, H ym nem uniesień nad twą złudną zjawą,

Noc gorączkową, ślepą po światach gonitwą Awanturniczą W twe k raje wyprawą . . ■

IS

(21)

G E S T

Gdy miasto, niby okręt strojny W czarne m aszty, W bezkres gw iezdny cię niesie przy szumie

[[kasztanów, Natenczas, o poeto, przewybornie znasz ty

Ów tajem ny szept gestów: namyśl się... zastanów...

Bo g e s ty są, j a k to n y W p r z e b r z m i a łe j piosence, Co czasem natchną jeszcze stare fortepjany, Więc nieraz, ja k b y obce, są twe własne ręce, Jak ktoś, kto twe sekrety szepce z poza ściany.

Twoje dawne przeżycie każdą chwilę nową W ciąga zręcznie w kabałę swej dziwnej intrygi I gestami, ja k znaków tajemniczych mową, Do twego dziś z przeszłości przemawia na migi.

D ziś nocą w pustkę ulic pew ie n gest mię W ygnał, Co, j a k a w a n tu r n i c z y b ł y s k s z p a d y migoce,

I niby przejm ujący z ciemnej dali sygnał, B u d z i z uśpienia dawno przekochane noce.

(22)

Ż owych godzin wieczornych, gdy na nią czeĄałem, Gdy z każdą chwilą, zda się, krew z ż y ł upływała, / z uniesień miłosnych, gdym porwany szałem, Z ycie, ja k zm ięty banknot, rzucał W żar je j ciała,—

Jak list je j zapomiany w palto ta kieszeniach, Którego gorączkowo rozrywam pieczątki, — T yś, geście, mi pozostał i w osamotnieniach P rzem aw iasz do mnie czarem bezcennej pamiątki- W ięc prowadź mię, o wierny cieniu mej kochanki, W głuche, opustoszałe pałace milczenia,

Gdzie tylko obaj znam y tajemne krużganki, Po których dotąd błądzą je j smutne westchnienia!

20

(23)

W S P O M N I E N l E

Chwilo wieczorna, wyspo udojenia, Ziemio zachodnia na burzliwym d n iu !. . . K u tobie codzień, padając z znużenia, P ły n ę w ysiłkiem ostatniego tchu.

N a pustych ławkach podmiejskich ogrodów, Głęboko k ry j e mnie chłodny twój cień, Przede mną ból zaś ukrywa zawodów N a cudzą korzyść zmarnow any dzień-

W ystarczy przym knąć ze znużenia oczy, A to, W com serce m ło d y c h z a k l ą ł lat, Już woła k.u mnie i wśród pustych mroczy Stracony dawno znajduje mój ślad.

M łodzieńcza miłość sama do mnie Wraca I co rozrzutnie straciła bez słów,

Jeszcze mi teraz, ja k umie, odpłaca Czarem rozkosznych i cudownych snów.

(24)

Z Wspomnień, ja k ZaWsźe, i ieraź wyrasia Ulica nocą szumiąca od lip,

Oprawne W szafir kochanego miasta Z ło te iopazy jasnych, znanych szyb.

Gdy noc zapada, nieznany nikomu,

S k ry w szy się tutaj w pierwszą lepszą sień, Siedzą ja k W oknach mego z przed lat domu Z n a c zy się, droga, twój oraz mój cień!

O, dobry chłopcze! O, mój „ja“ z przed laty!

Niech cię miłosna upoi dziś moc,

N ie w ychodź z domu, bo tu ja na czaty, Ja, przyszłość twoja, Wychodzę co noc.

A jeśli z lękiem pomyślisz dziś o mnie, To za mnie także pieść j ą i tul!

A ch, nie wiesz nawet ja k pali ogromnie R o z łą k i wiecznej ukryw any b ó l. . .

22

(25)

k r ó l o w a m a r z e ń

Z za błękitnych irysów, z za gąszcza. tuberoz, Znow u się twoja sm ukła zbliża ku mnie ręka.

O m otał ją w sieć kwietną m arzyciel — papieros, N ie bacząc, ja k mię drażni takich wspomnień męka.

Zabójczo piękna pani, otoczona nudą!

Gwiazdami rozjarzony twój urok wieczorny, P r z e z pasma gór z kryszta łu błękitną ułudą, Ciągnie za sobą dzieci w twój pałac upiorny!

Już w dzieciństwie p o łą czył nas grzeszny stosunek, W abiłaś mię na schadzki w twe ciemne pokoje, Ucząc mię ja k Wypijać narkotyczny trunek, Jak Wtulać się ro zk o szn ie W tw e je d w a b n e stroje.

Bo ja k pieśni szpinetów, szat twoich szelesty, Czarują u m y sł chłopców trującą rozkoszą, Jak zaklęcia magiczne, twe drażniące gesty, Lekko ich u) twe pieszczące objęcia unoszą.

(26)

Pom ysłowo podchodzisz niechęltte oj tary,

B y Wpaść W stosowną chwilę, idziesz k rok za k f okiem, A ż Wreszcie doprowadzasz do skutku zamiary, M amiąc grozą fa n ta zji i m yśli urokiem.

O, natrętna kochanko! Twe złota powozy N iosą białe rumaki W przepych na lazurach,

W za m ki cudów miłosnych i zm ysło w ej grozy, W ulice miast ze srebra Wzniesionych na chmurach.

P rzez podwodne ^rainy, gdzie lśnią nocne gw iazdy, P rzez haremy tureckie, bajeczne kawiarnie, Z w abiasz swoich kochanków W swe straszne za ja zd y,

W kryształow y labirynt, gdzie gasną latarnie.

O, zna k aż d y warjacki przestrach pobłądzenia, K to się w twych złudnych cudach zwolna rozwałęsa, K to k°cha delikatne, n iezw ykłe marzenia,

Twe lśniące paradoksy, wytworne nonsensa.

L e c z ty, Pani w ykw intnych zbytków i bogactwa, Posiadasz ten n iezw ykły czar światowej damy, Którym wciągasz nas w swoje szelmowskie matactwa, W yłudzając klejnoty, jakie tylko mamy.

24

(27)

A rozmarzonym chłopcom w znak najw yższej łaski, D o swego pamiętnika wpisywać pozwalasz

N aiw nie piękne wiersze i stroić w obrazki, D o jakich rwie się zw ykle taki m łody malarz.

O, P a n i tych samotnych, na pustkę skazanych, Co W izbach kawalerskich tworzą wieczorami Ś w ia ty z rycin Wyciętych z pism ilustrowanych I w owych światach słyną wielkimi czynami!

T y rządzisz tym i światy! W nich, ja k b y na scenie, N a d którąś kierownictwo szatańskie objęła,

O ni — aktorzy pragnień zgryw ają swe śnienia, Tworząc w gorączce marzeń wielkie arcydzieła.

A kiedy wrócą potem do rzeczywistości, N a znalezione W gratach rozpaczliwe listy Do swego „dziś“ pisane przez siebie W młodości Jedną mają odpowiedź: sm utku cień w ieczysty.

(28)

A czasem W noc bezsenną przychodzisz nad rankiem, Strojna u) cudze ^/ejrnoćy, udając obaWę;

N a d zrujnowanym bladym schylasz się kochankjern I piszesz k/Wią na ścianie swoje straszne: A o e !. . .

26

(29)

* *

*

N ig d y nie będziesz imieniem nazwana I wiem, że nigdy nie odnajdą ciebie — Kochanko moja, ziemio obiecana,

Gwiazdo zbłąkana gdzieś na jakiem ś niebie.

W głębiach twych oczu śni wielka godzina I masz być dla mnie skarb niosącą fa lą , A le nas dzieli bezbrzeżna głębina,

W ięc będziesz wiecznie niedościgłą dalą.

O, będziesz dla mnie niedościgłą dalą, K ochanko moja, ziem io obiecana,

Tęsknoty moje we ł z y się hrysztalą, N ig d y nie będziesz imieniem nazwana.

27

(30)

P I O S E N K A

Jeszcze na brukach lśni się ulewa,

L ecz zmierzch wieczorny pełen jest gwiazd, T ak przejmująco szumią dziś drzewa, W iatr nietoperze w ypłasza z gniazd.

O, pójdź w kjó h stw o ciemne k asztanów, Kochanków latarń i złotych gwiazd, O dgryw ających na tle parkanów Sm utek złąkanych, ja k ja , wśród miast.

M o że posłyszysz w ich dziwnym szumie W ątek dzisiejszych zdarzeń i scen, B o choć ju ż wieczór, pojąć nie umiem, Z e to jest jaw a, że to nie sen.

To B óg sam chyba za coś w sekrecie Ciepłą swą ręką z e sła ł m i dar,

B o o czemś wzniosłem i wielkiem w święcie Twych pocałunków przemawia żar.

28

(31)

B o W mym pokoju, gdy drżąc od trwogi, S kry w a ła ś piersi białe, ja k bez,

N ie chcąc zgubiłaś w k urzu podłogi R za d k ie klejnoty szczęśliwych łez.

A teraz gw iazdy, serce me, drzewa, Gazowe lampy, przydrożny bez, Cała ulica pieśń wielką śpiewa O rzadkim skarbie szczęśliwych łez.

(32)

B A J K A

W godzinie zmierzchu, w mroków krainie, L śn i wśród nieznanych na mapie mórz M ó j ląd bajeczny, co z świtem ginie, A od wieczornych ciągnie się zórz .. .

Tam niezbadane moce i cuda W zn o szę m i pałac marzeń i snu, Gdzie co noc sprytna pani U łuda, Zręcznie ułatwia nam rendez - vous .. .

O, z ja k ie j baśni iści się scena,

Gdy na mem czole spocznie twa d ło ń ? . . . Szelest twych sukien, to pieśń Szopena, P rzystanią ciszy, ócz twoich toń.

Bogactwem wschodu lśni pałac marzeń, I tak nam dobrze wśród złotych sal, P rzepadły widma dręczących zdarzeń T ylko mi za czemś ogromnie żal.

30

(33)

N ie m ów nikom u . ■ . Często W n ocy p ła c zą . .. W e w s zy stk ic h ch w ilach b y ł sm utku ja d ,

A życie moje było tak tułacze, B e z żegnań, witań idę przez świat.

L ecz z smutku grzechów, z zwątpień golgoty, Z bezsennych nocy, gdzie mieszka strach, P rzebiegły lichwiarz, szatan tęsknoty, Co noc mi wznosi ten cudny gmach.

B ó l mój targuje zwolna, cierpliwie, W rękach za m ie n ia W z ło t o m e ł z y , O , j a k ż e o c z y b ł y s ł y mu chciw ie, K iedy podpatrzył, żeś przy mnie ty.

A le że jestem hojny szalenie,

W ięc jakoś pójdzie ten straszny larg, Z nów nas połączą wieczorne cienie,

A gdy świt błyśnie pójdę bez skarg.

W id zisz ten przepych, blask drogich kamieni?

Do świtu jestem tu k T<’>l i Pan>

L ecz dzień ta w szystko we łz y przemieni, Ciebie w najgłębszą z ukrytych ran.

(34)

A z tobą spłynie ból tak szalony, P o który szatan wyciągnie dłoń, Z e blaskiem godnej ciebie korony

Ozdobię twoją królewską skroń.

32

(35)

E R O 7 Y K

Czarne ogrody Wtedy nocą

W iatr ro zko łysa ł w całem mieście, Pocoś ty do mnie p rzyszła poco I gdzieś zd obyła o mnie wieści?

W smutku przeczułem cię głębinach!. ..

G dy pustych kątów tkliw e mroki, K o iły serce w burz godzinach, N a schodach brzm iały twoje k rokj-

W tedy słyszałem , pełen lęku, Jak kt°ś biletu na drzwiach szuka I ju ż trzym ając kJamk% ręku

Cicho, tak cicho puka, puka . . . G dy pani smutnych serc, rozpusta, S n y o czemś lepszem popaliła, Nocą szeptały mi twe usta, Żeś mi to Wszystko przebaczyła.

I płacz twój cichy b y ł nade mną W noce jesienne, noce słotne, K ied y W przeznaczeń pustką ciemną B łą d ziło serce me samotne.

(36)

O S T A T N 1 L I S 1

Zapom nisz o mnie, ja k o tej bluzce białej, Którą splam iły niegdyś moje łz y .

Jak fragm ent pieśni dawno ju ż przebrzmiałej, W wspomnieniach jeszcze miłość twoja brzmi.

L ecz zdaje mi się, ż e się Wciąż s z u k a m y . . . W ów czas wspamienia tych wieczornych chwil, Jak w zyw ające gdzieś mię telegramy,

W abią mię w miasta — hen, o setki mil.

I woła na mnie za tobą tęsknota, Jak nocą brzmiący lokomotyw świst, A że tej sieci nic ju ż nie rozmota, Z acznę układać mój ostatni list.

P isać go będzie sm utek. zniechęcenie, Pośród nerwowych i dręczących m ąk, A ż wreszcie skreślę k rWav°e zakończenie R ozp a czą drżących i niepewnych rąk-

34

(37)

N ie wiem czy list m ó j fotos tobie zaniesie I Waśn ie w itooją p r z e r a ż o n ą d łoń , M oże zapomną wówczas o adresie, L ecz treść okryje okrwawiona skroń.

Z pod łej pieczątki, z pod tej k rWall}ej rany, T y jedna w nikniesz w listu mego sens, P oznasz do kogo b y ł adresowany

I może łza, łza jedna spłynie z pod twych rzęs.

(38)

b a l l a d a

w ciemności tak serce uderza, Z za sz a fy lęk się za k r a d a . . . Cóż zn a czy i dokądże zm ierza Ta dziwna, zaw iła ballada?

. . . W czarnych woalach i dżetach, Z ja w ia sz się dumna i blada, Jak o zatrutych sztyletach,

O zbrodniach królewskich ballada . ..

N ic krw i na rękach nie zatrze, Z nich krw awy snuje się wątek ■ W starym i pustym teatrze

B y ł dziw nej ballady początek-

Czerwone, ja k węgle, rubiny, Z podmuchem toczą się w ia tru . . . Ciężkie draperje k urtyn y

D rgnęły wśród pustki teatru.

36

(39)

M ów c is z e j! ... „ S p e łn io n e ... Krew W szędzie". . . O, L a d y niech krew na sztylecie

Utonie głęboko w legendzie,

Jak m yśl o nieszczęsnym M akbecie!

W pustym teatrze świt blady

W skupieniu się modli nad zbrodnią, Jak we śnie, przy k°ńcu ballady Idziesz z gasnącą pochodnią . . . A teraz świecisz z głębiny Sw ą bladą, ja k opal, twarzą,

W twej czarnej poronię rubiny, Jak węgle czerwone, się jarzą.

K u sercu, co w mrokach uderza, Twa ręka z sztyletem się skrada.

A ch, u d erz!. . . D o tego w szak zmierza Ta dziwna, zaw iła ballada.

(40)

R Ę C E

Sm ętek dachów blaszanych . . . Czerwone kom iny, Zapatrzone w podniebny lot jaskółczych s ta d . ..

W pokoju mym na śladach wieczornej godziny, D rżąc przed światłem , w ykw ita szary mroku kwiat.

D rży zw iew ny gąszcz kielichów, ciemnieją niebiosa, Z pośpiechem kw iat półmroku po ścianach się pnie.

P r z y nikłem , rubinowem świetle papierosa W stępuję w dni przepadłe — niewiadomo gdzie.

D zięk i pierwszej kochance, tajemniczej damie, K tórą dzieckiem poznałem w tygodniku mód, Z now u jestem w woskowych fig u r panoramie, O dkrytej na Wakacjach wśród jarmarcznych bud.

Ubrane w czarny surdut widmo H ugo-Szenka, I morderca Carnot'a zapatrzony w mrok,

W kuszącego Am ora, co nad P sychą k h k a , Barbara Ubrich wlepia przejm ujący Wzrok-

38

(41)

I jaw ią się nade mną ja kieś znane dłonie, Załam ane w patosie cierpienia i mąk

I zwolna W pustym mroku na ciemnej zasłonie, W urwanych gestach miga coraz więcej rąk ■ L ekkość dłoni kobiecych, smukłość cienkich palców, Jak w ciemni rozrzucony białych kwiatów pęk ■ Jest w tern smutna namiętność rozmarzonych walców I zn a k ja k iś tajemny, który śle mi lęk ■ • ■

Znam , pamiętam... T e niosły rozkoszne pieszczoty, A te chciwie to c zy ły m łodzieńczą mą kreu).

Tamte dziś mi ślą jeszcze sm utny zn a k tęsknoty, Te nazawsze zacisnął ponury, z ły gniew.

A ż z głębi ciszy mroków powoli w yrosły I zbliżają się ksl mnie w m agnetycznym śnie R ęce, co mą najgłębszą z tajemnic uniosły,

A teraz, niby ślepce, W yszukują mię . . . K u nim biegną naprzeciw moje ręce drżące I nagle je porywam mocno, z całych sił.

O , usta w niem ym krzy k u szkarłatnie płonące, Głowo, W brawurze włosów odrzucona w ty ł! .. .

(42)

G R Z E C H

Gdy w mieście się ściemnia, ty stajesz na straży B aśni błyszczących wśród pustych mrócz . . .

Tysiąc masz gestów i tysiąc masz twarzy I tysiąc przelotnie błyszczących ócz.

O, zapal marzenia i serca obłąkaj Krążących za tobą po brukach rzesz.

P o dom ach z n ik a j, W z a u łk i W siąkaj, I nago, gorąco po nocach grzesz!

Niech serca wstrzymuje, niech m yśl niepokoi Tw ój spiski knujący wśród szeptów grzech,

I krzyk, ja k błysk noża, z twych ciemnych pokoi I krótki w łoskotach poczęty śmiech.

A zanim po miastach nazawsze zbłąkani Dobiją do ciemnej dali twych łask, U nędznych hoteli, u twoich przystani, Lam p brudnych przewodni nie zgaśnie blask.

40

(43)

Z twych podrzuconych tutaj klejnotów, Jarzy się mocą mamiących lśnień

Czar w yłudzony młodzieńczych wzlotów, Skradziony sekret odkrywczych śnień.

O, zabierz im sny te! O, w ydrzyj i popal, A ż tryśnie rozkosznie gorąca krew,

A ż z ciszy dzwoniącej smutny, ja k opal, W ciemnościach rozebrzmi twój dziw ny śpiew.

W nim ża l po wszystkiem łza m i oddycha, A oczom się ja w i kojący brzeg,

Jak kołysanka rzewna i cicha,

Gdy prósząc, na szybach sepleni śnieg . . .

(44)

D Z I W A C Y

Jest jedna zapomniana na świecie rodzina, Zbłąkanych emigrantów z dali świętych lądów, Żadna kronika nigdzie o nich nie wspomina, N ik t nie zna ich dziwacznych, szalonych poglądów„

M ają manję, że życie wciąż ja kiś błąd ściga, I ż e w ludziach jest inne, n iż czyny — dążenie, L e c z życiem zaw ładnęła złośliwa intryga, Która stwarza to wielkie nieporozumienie.

To jest rozgałęziona, bez nazw y potęga,

Co w licznych punktach świata i o każdej porze, W samotnych pokoikach, gdzie wasz wzrok nie sięga, Pracuje, by królestwo na świat zbliżyć boże.

W łóczą się po ulicach w wytartych surdutach, 0 twarzach pałających porywem natchnienia 1 pogrążeni z sobą W namiętnych dysputach, R o zw ią zują nieznane światu zagadnienia.

42

(45)

O wy, po wielkich miastach zbłąkani Chrystusy!

Genialni w ynalazcy! Uczeni dziwacy!

Jakież to niezbadane, czarowne pokusy Z m uszają was do ciągłej, nieustannej pracy?

Jesteście zapomnianą na mapie krainą, B łądzącą po tym świecie legendą i wieścią, Św iętym portem dla marzeń, które W życiu giną, Jesteście zaginioną, cudowną powieścią.

(46)

T Ę S K N O T A Z A P O D R Ó Ż Ą

K iedy z życia szarzyzny, ja ko zmierzch, tęsknota, R ozw łócza myśli moje po dalekim świecie,

W ted y tak jestem smutny, ja k jesienna słota, Jak pamiętnik kochanka rzucony na śmiecie.

N ieraz nocą mój pokój jest, ja k otchłań, pusty, N a d którą czas Wyroki przeznaczeń wydzwania.

A ch ! W tedy lęk przed sobą z domu mię Wygania, Idę myśli me spalić w płomieniach rozpusty. . .

W noc deszczową się włóczę po pustych ulicach, P od ramię z mem niezmiernie wymownem sumieniem:

Ono z śmiechem goryczy na zbielałych licach, B a w i mię humoreską: mem dawnem marzeniem.

W czarnych szatach, ukryta W cień łkają cej rynny, W oła na mnie namiętnie skądś znana kobieta, Szepce, że wie ja k jestem smutny i n iew in n y. . .

Obok nas czeka czarna, dwukonna kareta.

44

(47)

Jak na pustych ulicach wiosną szum k asz tanów, T ak przejmująco szepce o podróżach n ocą . . . Jeszcze dziś rzucić wszystko, wyjechać bez planów, P ierw szym , lepszym pociągiem, nie pytając: poco!

(48)

A W A N T U R A

Nocami, kiedy leżę pod kołdrą z mą Psychą, I myśląc o tern Wszystkiem zaczemś innem płaczą, Kojorty pustych kątów melancholją cichą,

0 bardzo dziwnych światach i czynach majaczą.

Jak in żyn ier— fantasta, co ma coś z poety, Telefonem połączam z ziemią gw iazdy, słońce, S zkicu ję w myślach plany na nowe planety 1 dumam gdzie je rzucić, na ja k ie bezkońce.

P rzez puste, srebrne pola, przez jesienne chmury, Jak Don Juan, wyruszam w mym starym paltocie N a hazardów miłosnych dzikie awantury,

Gwiżdżąc po drodze piosnką o jasnej głupocie.

W ytęsknioną kochanką porwałem z klasztoru .. . W dreszczach miłosnych pieszczot ja k serce kołacze!

Prędzej, prędzej!— przez puste, jesienne wieczory, Niech cię wprowadzą w czarne, nadmorskie pałace!

46

(49)

C Z A R N Y B R Y L A N T

(B a lla d a )

K a zim ierzo w i W ierzyń skiem u

S łyszysz? B y t to najdzikszy z szalonych hirbanlów, Co widmo zbrodni co noc g łu s z y ł brzękiem szklanic.

Ponoś ów rudy handlarz pereł i brylantów Coś wie o tem, lecz m ilczy i nie powie za nic.

B o kiedy go kto dotknął przezwiskiem potwarczem, W piekło szlak mu poświecił szpady jego migot, G dyż hardy b y ł ten dziw ny k/ól przydrożnych

[karczem, F antastyczny bohater tysiąc jed n ej przygód.

N ę c ił go wir niebezpieczeństw, kochał się w hazardzie, L u b ił z pod ciemnej gw iazdy pijaków i łgarzy, M ia ł czar fa n ta z ji djablej w k rawata k ° k ardzie I Wyraz niespokojnej dumy w bladej twarzy.

Z am łodu awanturnik pokochał bezdroża, Z a m a r z y ł o przygodzie szalonej, bez granic, Którą życiu chciał wydrzeć, ja k perłę z f a l morza, 1 w tem tkwi może powód, że tak zeszed ł na nic.

(50)

R a z w spelunce nadmorskiej, gdy grał pośród czerni Szulerów, wykpigroszów i portowych mętów,

R u d y handlarz nieznany nikomu w szulerni, Z d ra d ził mu tajemnicę czarnych djamentów.

Z b ły sk ie m W oczach m u s z e p ta ł, ż e ten kam ień [święty Strzegą mocą piekielną ciemne zabobony, A drogę k u nim znaczą rozbite okręty, Zaginionych dynastji kjWią splamione trony.

Z lękiem mówią coś o tem na wschodzie legendy, Z e śmiałka, który na nie targnąć się poważy,

W iecznie po całym świecie ścigać będzie wszędy, B ogini czuwająca w podziemiach na straży.

L ecz kto piekielne moce w yzw ie w straszne szranki, K to tysiąc niewidzialnych rąk zem sty pokona,

Ten serce najdziw niejszej zdobędzie kochanki, Burzliw ie go pokocha bogini szalona.

O dtąd zn ikn ą ł bez wieści, a ż W lata po zdradzie, Ja k u) spelunkach portowych dotąd mówią o tem,

W idziano go na statku jakiegoś pokładzie, K iedy do kraju swego odpływ ał zpowrotem.

48

(51)

Tchnienie czarnej zarazy, zwodnicza moc mgławic, W ra z z wściekłością burz morskich poszły jego śladem, Jakgdyby chciały śmiercią i ogniem błyskawic,

W ydrzeć mu w ykradziony bogini diadem.

K iedy wrócił, kochanka chytrze go zdradziła, Coraz mu w życiu gorzej poczęło się zdarzać, Z daw ało się, że ja ka ś tajemnicza siła

Chce go z powierzchni życia nazaw sze Wymazać.

K toś przeciw niemu know ał niebezpieczny spisek I szatańsko rozpuszczał ciemne plotki o nim, D rzw i jego domu z n a c zy ł znakiem tajnych krysek, Albo pod próg podrzucał ohydny anonim.

Nocami ktoś pod oknem szeptał krótkie hasła, Potem stąpał po schodach i drzwi jego s z u k a ł . . . W tem pękło z trzaskiem szkiełko, lampa nagle

[gasła I trzykroć ktoś do okna z wściekłością zapukał.

Snać jednak losy swoje zw ie rzył ostrej szpadzie, Ż aden lęk się nie im ał tego zaw adjaka,

B o co noc sze d ł wesoło do szynków w gromadzie W czarnym płaszczu, ja k widmo królewskiego ptaka.

(52)

H e j! Wino, s za ł i \a ń y , do siu jasnych katów!

O n Wygrać musi nawet do samego czarta, j a k zawsze zgarnie z stołu rulony dukatów,

A le W talji jest jedna niebezpieczna k art:a ■ ■ ■ D am a — trefl, przyodziana W tajemnicze szaty, Sm ukłą rękę, na której lśni czarny diament,

W yciąga w grze ku niemu i zgarnia dukaty, W yw ołując przesądny pośród graczy zamęt.

J a k ż e luster unikał, bo ich wnętrze k radło D um ne oblicze króla odważnych birbantów I zamiast niego straszne patrzało Widziadło, R u d y kutwa, ów handlarz pereł i brylantów.

A ż raz, gdy p ił z kompanją na maskowym balu, P rzybrany najcudaczniej za czerwień — waleta.

Trąciła się z nim nagle zakryta W woalu, N iko m u w całem mieście nieznana kobieta.

S m u k łą ręką z pierścieniem dziwnym, bez klej nota, Jakieś znaki mu daje tajemne na migi...

J u ż idzie, idzie za nią... Pobladła hołota Zaskoczona zagadką dziwacznej intrygi.

50

(53)

Już idę. O, kto jesteś, widmo tajemnicze, T u niema ju ż n ik o g o ... Słow o jedno zam ień!

Z nam cię! Imię swe powiedz! Odsłoń swe [o b lic ze!...

Co Widzę! W sza k z pierścien ia z a g u b iła ś kam ień ...

— „Już świta. P atrz, poznajesz" ?

T yś dama treflowa!

„ T ak! D ama trefl, trefl dama! Przegrałeś walecie!

T yś moja, moja lew a— oddaj ją bez słowa".

. . . Poznałem cię po oczach i wąskim sztylecie . . .

„Gdzie są brylanty czarne? Tu? tu, Ach, nie tu!

Tu, gdzie serce uderza tętnem o szo ło m ień "...

I je s z c z e ra z p r z y ciosie Wąskiego szty le tu , U jrza ł czarnych brylantów czarodziejski płomień.

Z n a le źli go martwego, w zachwycie m ia ł lica, Krwawą różę na piersiach, cały w jasnych zorzach, Z ginęła z nim brylantów czarnych tajemnica I powieść fantastyczna o dziwnych bezdrożach.

(54)

S P I S R Z E C Z Y

P ieśń przedwiosenna P oeta bez tw arzy O sam otnienie . C i e ń ...

K to jestem M odlitw a tęskn o ty . G e s t ...

W spom nienie Królowa m arzeń

P iosenka . . . . B a j k a ...

E r o t y k ...

O sta tn i list . B a lla d a . . . . R ę c e ...

G r ze c h ...

D ziw a c y . . . . T ęsknota z a podróżą A w a n tu ra . . . . C zarny brylant .

Str.

5 7 9

12

15 17 19 21 2 3 2 7 2 8 3 0 3 3 3 4 3 6 3 8 4 0 4 2 4 4 4 6 4 7

(55)
(56)

Biblioteka Śląska w Katowicach Id : 0030000540261

I 105556

N A R O D O W Y Z A S Ó B B IB L IO T E C Z N Y

Cytaty

Powiązane dokumenty

Bez żadnej odgórnej kontroli czy centralnego sterowania, a więc wyłącznie jako wynik lokalnych interakcji między jego elementami, system samoorganizuje się i

Kloss spojrzał na zegarek. Zbliżała się za kwadrans pierwsza. W mieszkaniu przy ulicy Wałowej 15 Edward również spojrzał na zegarek. - Popełniłeś błąd, bardzo poważny

Chłopaków oczywiście kazał zaraz wypuścić, podoficerowi zapowiedział, że za samowolne przetrzymywanie urlopowanych żołnierzy w areszcie zostanie postawiony do raportu, dla

„Uczenie się przez całe życie” (oraz jego progra- my sektorowe – Erasmus, Leonardo da Vinci, Comenius i Grundtvig), akcję Jean Monnet, pro- gram „Młodzież w

- atrakcyjne wynagrodzenie w euro - legalne zatrudnienie na umowę o pracę - ubezpieczenie zdrowotne. - elastyczny czas pracy - podszkolenie języka -

Papkin zdecydował się na sporządzenie takiego dokumentu (gdy wziął na poważnie rzucone jako żart słowa Cześnika o otruciu go winem przez Rejenta). Zapoznaj się

Zadbaj, aby dziecko znało różnorodność świata i rozumiało, dlaczego ludzie zachowują się w odmienny sposób (aby rozumiało sens i cel różnych zachowań, by nie musiało

śmieję się wtedy, gdy przeszłość się marzy, gdy chcę płakać bez