.Nb. 30 (1468). W arszawa, dnia 24 lipca 1910 r. T o m X X I X .
TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".
W Warszawie.' r o c z n ie r b . 8, k w a r ta ln ie rb . 2.
Z przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . r b . 5.
PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia ta " i w e w s z y s tk ic h k się g a r n ia ch w k raju i za g ra n icą .
R e d a k to r „ W s z e c h ś w ia ta '4 p r z y jm u je ze sp ra w a m i r ed a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o r e m w lo k a lu r e d a k c y i.
A d r e s R e d a k c y i : W S P Ó L N A JSTg. 3 7 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .
W W Y S O K I M K R A S I E O P O D A L A D R Y A T Y K U .
I.
J e s t e ś m y w Hruszycy. D ro g a z Gar- czarowiec w ije się powoli pod gó rę przez g ę s te lasy m ieszane. Rano jeszcze b y liśm y w Lublanie, stolicy Słoweńców, a te m u godzinę zaledwie w y sie d liśm y z pociągu, k t ó r y gn ał do T r y e stu . Z la
sów podn oszą się m g ły p rzy a k o m p a n ia m encie całej o r k ie s tr y ptakó w . T u i ó w dzie w y d o b y w a się s k a ła z pod m chów i paproci. W y s o k ie św ie rk i o pierają się o nią, a na ś w ie rk a c h rośliny pną się n a k s z ta ł lja n i o p adają szeregiem g i r land. S k a ła p r zy p o m in a ta t r z a ń s k ie do lom ity. J e s t podobnie s p ę k a n a i s t r z a s k a n a n a g ru z k a n c ia s ty . W ielk ie Mega- lo d o n ty w postaci k u lis ty c h ośrodków , zlek ka s e rc o w a ty c h , w sk a z u ją , że dolomi
ty, po k tó r y c h przeb iegam y , są osadem m orza górn o-tryaso w ego .
Małże te ży ły k ied y ś n a dnie wód sło
nych, sk u p ia ją c się w istn e ław ice na- k s z ta łt o stry g , b u d u ją c z ro zk ru sz o n y ch
skorup m iał w apienny, przem ieniony dziś na s k u te k procesu d y a g e n ez y w dolom i
ty. W a r s t w y odsłaniają się wyraźnie;
pochylone są zlekka ku zachodowi. Żół
te m arg low e w k ła d k i p rze g ra d z a ją ła w i
ce szarej, tw ardej skały.
Sa m a drog a podnosi się coraz wyżej;
j e s t b r a m o w a n a n a brzeg ach kę p a m i p u r p u ro w y ch c y klam enów . G en cyan y fioł
kowe n a długich ło d y g ac h r o z r a s ta ją się opodal j a k j e s ie n ią w T a tra c h . Zapom i
namy, że j e s t e ś m y w pobliżu A d r y a ty - ku. T a k ż e b u k i czerw one n a tle c ie m n e go igliwia św ierkow ego przypo m in ają r e gle n a d Zakopanem.
Ale dolom ity kończą się wkrótce. P o j a w ia ją się zbite wapienie ju ra js k ie . W y glądają z pośród zieleni podszycia l e ś n e go w postaci żeber w ylizanych i obtoczo
n ych przez wodę. W apienie te s ta n o w ią dalszy ciąg osadów morza try a so w e g o .
D rog a wije się zy g z ak o w a to pośród flory, k tó ra zaczyna żółknąć. Z w ilg o t- nej ziemi dym ią zlekka op ary , a słońce ozłaca w górze orgią ś w ia tła posępne wieżyce św ierkow e i palące się głow y buków.
Zejść z drogi, to znaleść się co ch w ila
nad kraw ę d zią głęb okich rozżarć k r a s o
466 WSZECHSWIAT JSIe 30
(Kg. 1).
Mapa geologiczna H rnszycy (w edług F. Kossm ata). T D olom it górnotryasów y. 1 Jura, Co D olom it graniczny. C, D olna kreda. C2 Górna kreda. L inia punktow ana zaznacza
przebieg drogi opisanej.
w y ch. Roślinność s ta c z a się p o p ro stu n a ciem ne dno lejk ów , s t a r a się p r z e p a ś c iste czeluści z a b ru k o w a ć zielonym p o m ostem . T y p o w y k r a s u k r y t y pod l a sem z d ra d z a się co chwila.
N igdzie p o to k u , r o z ig ra n e j s tr u g i le śnej, s z m e ru w ód j a k w T a tr a c h . Ś p ie w a ty lk o las, to g łosem p rzy ciszo ny m , to znow u p rz e w a la ją c e m się w e z b ra n ie m g łośniejszego szum u.
W o d a , k t ó r a s p a d ła w po sta c i deszczu n a p o w ie rz c h n ię ziem i, w s i ą k n ę ł a w k r a sową w y ż y n ę . W a p ie n ie są co ch w ila sp ę k an e , n a jm n ie j s z ą s z cz e lin ą p o ły k a ją k a ż d ą s t r u g ę sp ad łej w ody. W g łę b o k o ściach ziem i w oda ginie, łą c z y się, r o z w idla, z n o w u łą c z y n ie w id z ia ln e m i n i t k a m i, n a p o w ie rz c h n i zaś p a n u j e spokój, k t ó r y nie z d ra d z a u k r y te g o , b o g a te g o życia.
A j e d n a k życie p o d z ie m n e istnieje!
N ieznane, u k r y t e k r u ż g a n k i wiodą w nie- forem n e j a s k i n ie , k t ó r y c h św ia tło s ło n e
czne n ig d y jeszcze nie pieściło. Galerye podziem ne zw ężają się, rozszerzają, p rz e p la ta ją się w zajem nie, aby u tw o rz y ć l a b i r y n t zawiły i taje m n ic zy . T am g łęb o ko (500, 600, może 700 m pod nam i) wo
da spoczyw a n a dnie kom ór i szczelin nieru chom o j a k w stud n i, stano w iąc po
ziom w ody k ras o w ej, w a h a j ą c y się za
leżnie od b o g a c tw a s p a d ły c h wód. Ku te m u poziomowi ta je m n ic z e m u s k ie r o w u ją się wody deszczowe, w ody z to p ią cych się n a wiosnę śniegów , a n a w e t kropie rosy p o ran n e j, s p a d ają ce gęsto z drzew je s i e n n ą porą, j a k w tej chwili.
0 je s ie n i w Hruszycy! J e sie n i po lsk a na k r a s o w y c h skałach! Tylko w p a t r y w a ć się w bogactw o kolorów, k tó re roz
taczasz n a chwilę przed u b ra n ie m się w m o n o to n n y płaszcz śniego w y i tylko w słu c h iw a ć się go dzinam i w św isty, t r e le i k a n c o n y p tak ó w le ś n y c h na tle p ie śni zeusow ego p o szum u tw o ich drzew!
Z w aln iam y nieco k ro k u . W a p ie n ie po
JM ® 30 WSZECHSWIAT 467
śród m ch u c z ern ie ją j a k żałobne m a r m u ry. P o chylone ławice r y s u ją się pod s k le p ien ie m drzew n a k s z ta łt ru m o w isk . C z a r ne, m ięk k ie łu pko w e p a rty e p rze g ra d z a ją tw a rd s z e w a r s tw y . Rozbijam y m łotkiem skałę, a b y znaleść ślady u b ieg łe g o życia.
P rzecież życie ty lk o opowie, czy s k a ła j e s t m ułem m orskim , czy osadem zani- kłego lądu i opowie, jak ie g o j e s t wieku.
Opłaca się tru d. Z ro zbity ch w a pie n i w y g lą d a ją nieforem ne ośrodki dolnokre- d o w y c h m ałży, Rekw ienii. A więc c ią gle m o rsk ie osady.
Od szereg u godzin wędrow iec n a p o ty k a wciąż m onotonne wapienie. Raz cie
mne, to znow u ja s n e , raz bardziej wa- pniste, to mniej, czasem przeobrażone w dolom ity zbite lub cukrow e. Znale
ziona fa u n a n ależy zawsze do grubosko- r u p o w y c h m ałży, czy to będą Megalo- donty, czy R ekw ienie. W a r u n k i n a dnie m o rs k iem m usiały być podobne przez długie o kresy. W H ru szy cy nie zm ie
n iały się osady, j a k w in n y c h m iejscach , g dzie obok w apieni w y s tę p u je b a rw n y s z e r e g in n y ch skał, uro zm a ic a ją c k sięg ę d o k u m en tó w litologicznych.
Je szcze ra z rzu c a m y okiem n a ciem ne g rze b ien io w e form y, k tó re w oda p r e p a r u je z wapieni. M a te ry ał łatw iej ro z pu szczan y wzdłuż linii uław icenia rodzi rów no leg le w y k r a w a n e żebra.
L a s rzednieje. Jeszcze p arę m in u t a s ta n ie m y na przełęczy św. G e rtru d y . Szeroko o dsłania się w idok n a morze l a sów H ruszycy. W oddali sin ieją g r z b i e ty Ś n ieżk i i J a w o r n ik a , bliżej zaś r o z piera się ciem na m as a n a jw y ż sz y c h w z n ie sie ń H ru s z y cy , sta n o w ią c a m iazgę Nanosu.
Słońce r z u c a oślepiające blaski. P o ł u dniow y s k w a r try u m fu je . Gwizd p ta k ó w zlek ka ucichł, n a w e t szelest liści s p a d łych i szum lasu s ta j ą się ledw ie d o sły szane. N a w ysokości 870 m k ilk a g o s p o d a rs tw zniszczonych, bardziej p o d o b n y c h do ru in , niż do ż y w y c h siedzib, stoi na s tr a ż y przy gościńcu. A z a te m tu kiedyś, n a przełęczy, „ad p i r u m “, bi
w a k o w a ły rzy m sk ie stra ż e pograniczne, a później arm ie L o n gobardów s ta c z ały się przez tę przełęcz nad A d ry a ty k .
D ro g a zaczy na schodzić w dół przez lasy bukowe. C ała g a m a czerw onych kolorów sp rz ę g a się ze złotością. Za g łę bokim wąw ozem podnosi się S tre lisk i W ierch j a k b y góra w bajce. Czub u b r a ny w z łoty las świeci na tle tu rk u s o w e go n ieb a niepokalanej czystości koloru, fiołkowego gd y z m ru ż y m y oczy.
Olśniewające, białe w apienie w y z ie ra ją zew sząd z pośród złota i p u r p u ry , a zie lony pas, n a k s z ta łt szm aragdow ej w s t ą ż ki, ro zg ra d z a bukow y las n a górze od z w artego morza bu ków n a dole.
P r z y drodze z ja w ia ją się tak ż e w a p ie nie białe j a k papier. Pełno skam ieniało
ści w skale. Małże gruboskorupow e, nie k uliste i nie serco w ate, ale podłużne, n a k s z ta łt gład k ic h lub sk rę c o n y c h r o gów, stanow ią H ip u r y ty górnokredow e.
W a p ie n ie są niezm iernie czyste, bez dom ieszek praw ie iłu, woda deszczowa rozżera j e więc n a najdziksze form y k r a sowe. Cały chaos żeber, wśród m n ie j
szych lub w iększych lejków wije się pod rzadkim lasem. Cynobrow e plam y t e r r a rossa w y z ie ra ją pośród olśniewającej skały i jad o w ic ie o d b ija ją się od zieleni mchów i zżółciałych leszczyn. Słońce p raż y j a k b y n iew id z ialn y m deszczem p ie ką c y ch strzał. Biała s k a la razi w oczy, w y g lą d a j a k śn ie g w słońcu, przy b ie ra fiołkowy odcień w cieniu. J e s t e ś m y po
śród p raw dz iw ych m o rsk ich r a f hip u ry - towych.
W w y o b ra ź n i zjaw ia się d a w n e morze!
Sinieje po w ido kręg i, a tuż pod po
w ierzchnią n ie s tru d z e n ie żywej fali p a noszy się n iez ró w n a n y ogród kolorów:
w śró d p odm orskich k rza k ó w h ipu ryto - w ych p s tr z y się od a k ty n ij j a k od k w ia tów, od zielonych wodorostów i ry b c e n tk o w a n y c h i n a k ra p ian y c h to m a la chitem , to cynobrem , to tu rk u s e m .
O życie p rz e b o g a te m orskie, z k tó re g o szczątków n a t u r a b u d u je m a r tw e s k a ły , w postaci c m e n ta rz y s k ze s tr z a s k a n y c h i z d ru z g o ta n y c h skorup, kolców i s z k ie letów!
Od r a n a kroczy m y po o s adach s ta r y c h
mórz, po s z cz ą tk a c h niezliczonych m i
liardów istnień, k tó re ż erow ały kiedyś
w bujnej fali, cieszyły się ze słońca,
468 WSZECHSWIAT M 30 a w d n iac h u r o c z y s t y c h ż y w o ta p r z y
w dziew ały k o lo ry i b a rw y pyszne. Ale c m e n ta r z y s k p i e r w o t n y c h nie zostaw iła n a t u r a w spokoju. W o d y , k rążące po szczelinach i p r z e p a ja ją c e k a ż d ą cząstkę m u łu w a p ien nego , łu g o w a ły i r o z p u s z czały cieńsze szkielety, z osta w ia ją c n a j g ru b sz e ty lk o s k o r u p y n ie t k n ię t e . S tą d M egalodonty, D ic e ra sy , C h a m id y i Rudy- s ty w H ru s z y c o w y c h w a r s tw a c h . S tą d b r a k m is te rn ie j szych s tw o ró w , od k t ó r y c h się j e d n a k w o d y m o rsk ie ongi r o iły, a k t ó r y c h życie w z b o g a c a ło falę n i e m niej j a k ciężkie m ałże rafotw ó rcze. Mo
rza śred n io w ie cz n e ziemi p a n o w a ły w Hru- szycy k ied y ś n ie p rz e rw a n ie . Gdzieindziej zieleniły się lądy , p r a c o w a ły ogniem w u l k a n y , k olebały fale r w ą c y c h rz e k i po
toków; w H r u s z y c y p o c z ą w s z y od g ó r n e go t r y a s u , p rzez cały o k res j u r a j s k i i k re d o w y szu m ia ła , b e łk o ta ła i ś p ie w ała w o da m o rska. Od te g o cz asu m in ę ły m i liony lat. Morza z nikły, a o sa d y p r z e obrażon e n a w a p ie n ie lu b dolomity, w y j rz a ły n a p o w ietrze. Zaledw ie słabo k u zachodow i poch ylo ne, z d a ją się być s p o k o jn e i n i e tk n ię te przez siły g ó ro tw ó r
cze. Zaledw ie t u i owdzie p r z e d s ta w ia ją spęknięcia. Z re sz tą z w y g ię ć , sk ręceń, sUoczeń, p r a s o w a ń a n i ślad u .
W y c h o d z im y z lasów. W id o k zm ienia się j a k b y za u d e rz e n ie m la s k i c z a ro d z ie ja! F a n ta s ty c z n a , śre d n io w ie c z n a p an o
ram a . Biały, n ie b o t y c z n y p r a w ie m ur, s tra s z liw ie ro z ż a rty i ro zk ru sz o n y , ocię
żale sa d o w i się n a d zieloną, r o zś p ie w a n ą doliną. Mały kościo łek w P o d k r a ju w y c h y la się trw o żn ie z p ośró d z c z e rn ia ły ch dom o stw , a w y so k o p o n a d n im p o śró d c z erw o n e g o p o ż a ru b u k ó w , a pod tu rk u - sow em n ie b e m św ie ci się upiornie aż do białości k a p lic a św. D u cha.
B y liśm y c a ły d zień p o ś ró d drzew , wśród ś p ie w u p ta k ó w i r o z g w a r u sz u m u leśnego, a oto w y c h o d z im y w z a c z a ro w a n y ś w i a t alpejski. A j e d n a k ła g o d n e od
d e c h y pełne b a ls a m u p ł y n ą z południa.
S z m a r a g d łą k w y p e łn ia pejzaż c ic h u tk im ro z g w a re m m u c h i żuków .
I cóż m o g ą z aznaczać t r a w i a s te g ł a d kie zbocza, je ś li nie m a t e r y a ł m ięk ki, łatw o n isz c z o n y ?
Koło kościoła w P o d k r a ju źródła w o dy. N a w a p ie n ia c h biały ch hipuryto- w ych leżą piaskowrce i m a rg le w raz z ł a w icam i brekcyj i zlepieńców. Małe nu- m u lity w s k a z u ją w iek skały.
Flisz zatem eoceński, m o rs k i u tw ó r z początków n o w o ż y tn y c h czasów ziemi leży n a górnej k redzie w P o d k r a ju ja k o dalszy ciąg kom pleksów Hruszycy. W a pienie j e d n a k nie przech o dzą powoli we flisz. Ten o s ta tn i n a jw y ra ź n ie j tra n s g re - duje n a h ip u ry to w y m m ate ry a le. Snać pó epoce k redo w e j H ru s z y c a w y s ta w a ła p rzez pewien czas z wody.
Ląd p o k ry ł się florą tropikalną. Fale eoceńskie zalały p o w tó rn ie w ynurzone dno m orsk ie i p o k ry ły j e b rek c y a m i i zlepieńcami. Zatopione ro ślin y p o g rz e bane w m ułach i p iask a c h c z ern ie ją dziś j a k o zwęglałe ło d y g i i liście.
U d erza niepokój w a r s tw fliszowych.
M argle i p iask o w ce u k a z u ją się w z e r
w a c h pogięte n a k s z ta łt w ijąc y c h się taśm, są spękane, s k ito w a n e ś nieżną siecią ży
łek k a lc y tu . W s z y s tk ie w a r s tw y z apa
d a ją się pod w ysok i m u r w apienny, k tó r y biegnie ponad gościńcem od P o d k r a ju do Col i z a m y k a głęb o k ą dolinę. Czyż
b y te w apienie były jeszcze młodsze od fliszu? A je d n a k t a k ba rd z o są podobne do kredy!
Zatem flisz w y p e łn ia zieloną dolinę P o d k ra ju . Podnosi się k u S tre lis k ie m u W ie rc h o w i j a k o szerok i gościniec t r a w i a s ty pośród z ru d z ia ły c h buków , opa
su je o brączką szm a rag d o w ą kredo w y czub tego w ierchu.
Od P o d k r a ju w dół potok Beli płynie j a k b y w rozp ad linie głęboko pod g o ś c iń cem. Snać w oda w ż e r a ła się łatw o w piaszczyste, ila ste m a te ry a ły . Soczy
ste zielone łą k i s p ły w a ją aż n a d sam potok, z drugiej zaś s t r o n y w o d y podno
si się z w a r ty las i p o k r y w a n i e p r z e r w a n ą g ę s tw in ą o b szary w ie rc h u D ebelego i S tefanó w h riba . Bieleje pośród drzew leśniczów ka Fo rm a n c e .
Zbliżam y się do Col. J u ż w id ać s t r z e
lis ty kościół pośród domów, rozłożonych
n a d p rzepaścią. J e s z c z e j e d e n z a k rę t
drogi. Now y t e r a z w idok. W oddali na
h oryzoncie bły sz c z y się m is t e r n a sm uga.
JSIa 30 WSZECHSWIAT 469 Poza g ó ram i bliższemi i dalszemi, j a k b y
we m gie złocista płaszczyzna p ro sto lin ij
nie ścięta. Morze! A d r y a ty k w słońcu!
Błyszczy się przed nam i w odległości około 30 kilom etrów . W p a tr u je m y się długo z t ę s k n o t ą w te n rą b e k morza, w y g lą d a ją c y j a k tk a n i n a u tk a n a ze zło
t y ch p a jęczy ch nici. Słońce stacza się powoli za czarne w ie rc h y k ra s u Tryes- t y ń sk ie g o .
Od Col s e rp e n ty n a m i schodzi gościniec do W e rc h polja . Jeszcze przez pew ien czas w apienie j a s n e H ruszycy zaznaczają po dru giej stro nie doliny potężne ła w i
ce mocno nachylone. Powoli j e d n a k ś c ia na prze d nami s ta je się ciem na, n ie w y r a ź n a w szczegółach.
G w iazdy w ychodzą na niebo. Noc o tula św iat. Gościniec ledwie m aja cz y wśród ciemności. Zmęczeni do o s ta tk a d ob ieg a m y do W ipaw y.
J e s t e ś m y przy źródłach W ipaw y. R a
n e k j e s t chłodny. C ała m asa w ody w y p ły w a spokojnie z pod w ysok ic h w a p ie n n y c h ścian, popod k tó re m i stłoczone są zczerniałe zab u dow ania m ałego m ia ste c z ka. K larow na w oda w y d ob y w a się n a św iatło dzienne z podziem nych la b ir y n tów i k ru ż g a n k ó w H ruszycow ego k ras u . D ro g a n a sza wiedzie dziś n a w yżyn ę N anosu. Pod niesiem y się do góry m ię dzy w apienie krasow e, w s tro n ę W r a t (W r a tn ik ) nad Łozicami i kaplicy św.
H ieronim a. N a zboczu tuż ponad m ia ste c z k ie m W ip a w y s terczą ru in y s ta r e j wieży czy zam ku. W szędzie g ó rn a k r e da w postaci j a s n y c h wapieni opada ku zachodowi pod flisz doliny, po k tó ry m toczą się wody W ip a w y do Iwuczo.
P o ja w ia się słońce je s ie n n e , zrazu n ie co zam glone. Górski krajob raz n a d Aj- du s in ą przy po m ina w ybrzeża d a lm a ty ń - skie, posiada te n sam s ty l co W elebit K roack i lub Obrucz. K am ienne, wysokie ściany, poszarpane i nagie, r y s u j ą się ozłocone w tej chwili ponad zieloną do
liną, w k tórej roi się od sa d y b ludzkich.
Są to m a s y Kovka, Otlicy, Modrasovecza, k tó re sta n o w ią brzeżną k raw ę d ź wielkiej
w y ż y n y Lasu T ernow ań sk ieg o, g ęsty m , leśny m płaszczem p okry te j.
N ajpraw dziw szy k ra s otacza n a s w tej chwili. Nagi stok bieleje ro zż a rty na że
b r a i grzebienie. S k rz y n k o w a te w k l ę ś nięcia w skale w y g lą d a ją j a k gro b y r o z w a rte .
W ia t r zryw a się i dmie zaciekle. So
sny, k tó re zasadzono n a s to k u opodal od ruin z g inają się i p r o s tu ją j a k b y w osza
lałym tańcu. W ia t r dmie z północy, j e s t to bora. Kłęby p a ry wodnej p rzepęd zo ne ze środkow ej p a g ó rk o w a te j k r a i n y w y p ły w a ją na wyżyny L a s u T e rn o w a ń skiego, s k u p ia ją się w g ę ste ciem ne chm u ry, to znowu ro zw ie w ają się n a p a jęcze sm ugi, k tó re k r y ją się po lasach.
Kto nie przeżył, nie może mieć poję
cia czem j e s t w ic h e r w krasie.
Dmie i skowycze, ro zpędza się j a k b y szaleniec i w iru ją c w yd a je ostre, zim ne św isty , znowu n a g le staje. Zdaje się że w sz y stk o zakończone, k ie d y nagle z ry w a się b łysk a w ic z n ie i z s y k ie m p rze latu je j a k pocisk szrapnela.
Stok cały p o k r y ty j e s t kolącemi k r z a kami. Chwilami zalatuje zapach m ac ie rz a n k i i m ięty. Coraz więcej w alczym y z w iatrem . Każdy k ro k naprzód m usi być z tru d e m zdobyty. B oryk an ie c h w i
lam i j e s t nie do zniesienia. Zmęczeni, rz u c a m y się n a dyw an w rzosu, k tó ry pło
ży się pośród o stry c h j a k noże żeber.
Kilka jałow ców sk u rc z o n y c h z a s ła n ia wrzosy od w iatru .
Słońce pali.
Co za m ęki p rzecho dzą rośliny w k r a sie!
Długie dnie m ija ją bez deszczu. Żar słońca podw ojony j e s t rozg rzaną skałą.
Z nikąd n ajm niejszej kropelki wody. N a w e t rosa p o r a n n a j e s t skąpa, p r a w ie n i kła. W ia tr s u c h y szaleje ćałemi dniam i.
W y p ę d z a bezlitośnie ze szczelin i dziupli s k a ln y c h n a js ła b sz ą n a w e t wilgoć, je ś li ta k a zdołała się tylko u k ry ć .
Cóż pozostaje roślinom, j e ś li nie p r z y stosow ać się do su szy i w iatru?
P o k ry w a ją się więc k u t n e r e m j a k a k s a m item , aby u t r u d n ić p a ro w a n ie wody z t k a n e k . O b r a s ta ją kolcami, k tó re cze
piają się ziemi i nie d a ją n a jg w a łto w
470 WSZECHŚWIAT Ma 30 niejszej w ic h u rz e od ed rz e ć od skały.
W y r z u c a j ą olejki e te r y c z n e n a sk w arze, aby p o g rą ż y ć się w g ę s ty m tu m a n ie par, przez k t ó r y słońce p rz e d z ie r a ć się może t y lk o z tru d n o ś c ią .
O m ię ty k ra s o w e n a ło d y g a c h z d r e w niałych, o liściach p r z y p ró s z o n y c h g ę s ty m kurzem ! Jałow ce, o ig ła c h p o k r y ty c h n a jd e lik a tn ie js z y m k u t n e r e m , j a k b y p ro chem z gościńca, k t ó r y osiad ł wzdłuż dw u d e l i k a tn y c h ro w ków . E ufo rb ie n a c ienkich pniach, p rz y p o m in a ją c e p o k r o j e m d rze w a spalonej A fry k i. Roje n ie przeliczonych k o lc z a s ty c h krze w ó w , p ło żące się c haoty czn ie pośród s k a ł n a g ic h i rozgryzionych!
Ale tr z e b a ruszać. P r z e d z i e r a m y się przez ja ło w c e , g d y b y przez kosodrzew y.
W i a t r nie u s ta j e n a chwilę, leni się po ziemi, giełza.
S ta je m y pod D z iw iń sk im W ierchem . Sam e kam ienie, m a r tw y , s tr a s z liw y kras.
W i a t r rzu ca się n a k s z t a ł t sa lw k a r a b i n o wych; sk o ro uc isz y się, sło ń ce p ra ż y n ie z no śny m spiekiem.
K ras j e s t z b u d o w a n y dok o ła z w a p ie n i h ip u ry to w y c h . Ale p od D z iw iń sk im W ie r
c hem w y s t ę p u ją c iem n e w a p ie n ie i c z a r ne łupki, mocno b itu m ic z n e . R ek w ien ie dowodzą, że te s k a ły n a le ż ą do k r e d y dolnej.
M ijam y o sa m o tn io n e g o s p o d a rs tw a Ra- wnika; s n a ć m ie s z k a ń c y zeszli do W ipa- w y w obec zbliżającej się zim y. Skąd j e d n a k ludzie czerpią tu n a w yżyn ie z a p a s y p o trz e b n e j w ody? Czyżby z c y s te rn , ze s k u p io n y c h k ro p li deszczo w y ch ?
Nie m o że m y p raw ie ro zm y śla ć , t a k szarp ie w i a t r i skow ycze. U s t a w ic z n y s y k do r e s z t y p rz y g n ę b ia , m ę c z y i z nóg zwala.
Co za rozkosz s ta n o w i m a ły las b u k o wy n a p o tk a n y n a drodze! C h r o n im y się pośród d rz e w n a m u ra w ę ze s k ą p ej t r a wy. Słońce p r z y g r z e w a d ob ro tliw ie , a szum w i a tr u ty lk o zdała c h y b oce, ż e ru j ą c i c z a tu ją c n a k r a j u lasu. N e r w y w y poczy w ają, siły w r a c a j ą i c h ę ć p o n o w n e go b o r y k a n i a się z w ic h u rą .
Z d e p re s y i R a w n ik a d r o g a p ro w a d z i k u z a b u d o w a n io m P iz e n ti. W szęd zie k a m ienie ty lk o i k a m ie n ie i ro z s z a la ła bo
ra. Niebo j a k b y zbladło od refleksu b ia łego k ra s u . Po lewej w znoszą się ciche c zuby N a n o su p o k r y te ozłoconym lasem , po p raw ej ciągnie się k ra s o w y ro z ż a r ty stok, ś w ia t śmierci.
K tóżby przypuszczał, że za t y m s to kiem s ta n ie m y n a g le na k ra w ę d z i s p a dzistej ściany, staczającej się se tk i m e
trów w dół k u wsiom zielonej, wesołej doliny Moczylnika? A j e d n a k t a k j e s t istotnie. W ę d r u j e m y w tej chw ili p arę s e t k ro k ó w od k ra w ę d z i w y ż y n y wzdłuż szeroko w yżłobionej, suchej doliny, k t ó rej wcięcie po śród j a s n y c h w a p ie n i gór- n o k re d o w y c h o dpow iada linii, n a k tórej u k a z u ją się do lnokredow e w tr ą c e n ia ł u p kowe. W ą z k i pas m ię k k ie g o m a te ry a łu u łatw ił z a te m p rac ę wodzie. D e p re sy a p rz e b ie g a w s tro n ę Se m b ijsk ie j P a jty , ta m obniża się n a jg łę bie j. Odtąd ciągnie się aż pod zalesiony sz cz y t Pleśy, k tó ry s te r c z y opodal od taje m n ic ze j kaplicy św. Hieronim a, rozłożonej na zielonem zboczu.
W s z y s tk ie w a r s tw y koło S em bijskiej P a j ty są p ra w ie pionowe. C iągną się wzdłuż drogi j a k o p ły ty p ro sto p a d le u s ta wione. S n a ć n a t u r a pochyliła poziome k ied y ś w a r s tw y aż do 90 stopni.
Zbliżamy się do W ra t.
Mieczysław Limanowski.
(Dok. nast.)
AUGUST W EISM ANN.
O Z A C Z E P N E J P O S T A W I E P A W I K A N O C N E G O .
Nie tylko entom ologow ie, lecz rów nież wielu badaczów i m iłośników p r z y r o d y zna p a w ik a nocnego, S m e rin th u s ocella- ta, i niejeden z pośród n ich zapew ne zadaw ał sobie przy sposobności p ytan ie, czy owo duże czarne i niebiesk ie oczko, z n a jd u jąc e się n a j a s k r a w o czerw onem tle tyln ego s k rz y d ła tego m o ty la n o cn e
go, nie m a zn aczen ia dla życia tego g a
t u n k u , np. znaczenia ś ro d k a o d s tr a s z a ją
JSIó 30 WSZECHSWIAT 471 cego wrogów; czy też może widzieć m a
m y w niem t a k ą cechę, która, p o z o s ta ją c bez znaczenia dla zwierzęcia, w inna być r o z p a try w a n ą j a k o j e d n a z owych cech „obojętnych*1 prze m aw ia ją cy c h za działaniem w ew nętrznej siły rozwojowej, k tó r a pow ołuje do życia k s z ta łty i b a r w y niezależnie od wpływów z e w n ę tr z nych.
I m nie p y ta n ie to nasunęło się j u ż d a wno, wówrczas, g d y m po raz pierwszy — w o s ta tn im d ziesiątku la t wieku przesz
łe g o —s k o rz y s tał z n a d a rz a ją c e j się p r z y padkow o sposobności, a b y przeprow adzić b a d a n ia n a ż y w ym okazie p aw ik a n o c n e go. M otyla, pozostającego w zw y k łem sw e m położeniu spoczynku, sch w yciłem z boku d w o m a p a lc a m i i n a ty c h m ia s t go znowu puściłem; zareag ow ał on n a to przez szy bk ie przesunięcie skrzydeł, s k u t kiem k tó re g o oczka sta ły się n a p a rę chw il widoczne. Motyl u k a z y w a ł przeto oczka wówczas, g d y był niepokojony, i, po uprzednio ju ż przeze m nie do k o n a
n y c h d o św iadczeniach 1) z oczkami g ą sienicy p azika (C h aero cam p a elpenor), znaczenie plam nie mogło dla mnie ża
d n y m ju ż podlegać wątpliwościom: były one i t u ta j środkiem odstraszający m . Nie b a d a łe m wówczas rzeczy dalej, poniew aż nie posiadałem żywego m a te ry a łu w do
s ta te c z n e j ilości, ani też czasu n a to nie m iałem , nie zrobiłem też żadnej n o tatk i, dotyczącej obserw acyi, ani r y s u n k u p o łożenia m o tyla w chwili obrony, czego później żałowałem. Albowiem, g d y po kilk u l a t a c h opraco w yw ałem swe „ W y k ła d y o teoryi d e s c e n d e n c y i“, rad b y ł
b y m przecież dołączyć te n n o w y p r z y p a d e k o d s tra sza jąc e g o r y s u n k u do z na ny ch j u ż przyp adk ó w , i oto m u sia łe m obraz je g o n a k re ś lić z pamięci. W te n sposób stało się, że w iz e ru n e k (fig. 5 książki), p r z e d s ta w ia ją c y o d s tra s z a ją c ą p o sta w ę m o ty la nie odpow iada ściśle na tu rz e. Mo
ty l n a w iz e ru n k u ro zpościera przednie s k rz y d ła k u górze, gd y tym c z ase m w rz e
3) „Stud.ya z dziedziny teoryi descendencyi‘!, II. „Pow staw anie rysunku u gąsienic m o ty li1'.
Lipsk, 1876.
czywistości ku dołowi j e s kierow uje i t. d . - s ł o w e m , obraz nie j e s t tak i, j a kim być powinien; pam ięć zawiodła mnie;
z obserw ow aneg o p r z y p a d k u to tylko zostało mi w yraźn ie w pamięci, co s t a nowiło wówczas d la m nie rzecz główną, to mianowicie, że zwierzę wobec g ro ż ą cego niebezpieczeń stw a w y s u w a n agle oczka, co — p rzynajm n iej dla m n ie —j e s t dowodem, że oczka te m a ją znaczenie r y s u n k u odstręczającego.
W książce mej p. t. „ W y k ła d y o te o ry i descendencyi*, k tó r a w 1902 r. u ka z ała się w pierwszem , w 1904 r. w d ru giem w ydaniu, p rzy pa de k ten j e s t k ró tk o opi
san y w sposób n a stę p u jąc y : „Skoro zw ie
rzę (paw ik nocny) zostaje zaniepokojone, rozpościera w te d y w sz y stk ie c z te ry s k r z y dła i oto j a s k r a w o w y s tę p u ją obadw a oczka i stra s z ą n a p a s tn ik a , w yw ołu jąc w nim złudzenie głow y znacznie w ię k sze go zw ierzęcia11. T a k też j e s t w istocie rzeczy, i ustaliło to po ra z p ierw sz y — jeżeli się nie m ylę — biologiczne znacze
nie ty c h oczek; n ie odpowiada zaś r z e czyw istości położenie, j a k i e w e d łu g fig.
5 ksią ż ki (str. 58) m otyl p rzy jm u je , g d y zostaje n a pad nięty . Dopiero w 1908 r.
zwrócił mi n a to u w a g ę prof. S ta n d fu s s , k tó ry w skazał m i zarazem swój odczyt, w ygłoszony w 1905 r. w m. S t a n s s t a d t n a dorocznem zebraniu entom ologów sz w a jc a rsk ic h , a n a stę p n ie w 1906 roku w y d r u k o w a n y w sp raw ozd aniu to w a rz y s tw a entom ologicznego s z w a jc a rsk ie g o . P o d a w a ł on ta m do wiadom ości sw e do
świadczenia, dotyczące p ostaw y zaczep
nej p a w ik a nocnego, obserw acye, j a k i e poczynił z okazyi s w y c h z n a k o m ity c h p rób k rz y ż o w a n ia motyli, podczas k t ó r y c h to prób liczne ty siące żyw ych Sme- r in t h u s ocellata w ciągu wielu la t p r z e chodziły przez je g o ręce. Mówi on w tej kw e styi: „Gdy p a w ik nocn y zostanie po
trą c o n y w k i e r u n k u p ro sty m , wów czas
nie s p a d a (ja k to czyni n a s tro s z topolo-
wiec), lecz, przeciwnie, wczepia się b a r
dzo mocno w sw ą podstawę. N astępn ie
ściąga s k rz y d ła n a dół i w ty ł k u ciału
i zarazem ty ln e s k rz y d ła zręcznie w y s u
w a do góry p om iędzy p rze d n iem i w ta k i
sposób, że r y s u n e k oczek, będąc daleko
472 W SZECHSW IAT . j Y o 30 w y s u n ię ty m , s k ie r o w a n y j e s t p ro sto ku
górze, a o ta c z a ją c a j e b ły sz c z ąc a czer
w ie ń ró w n ież u j a w n ia się swobodnie.
Je d n o c z e ś n ie m o ty l w y k o n y w a szczeg ó l
ne w a h a d ło w e ru c h y , ta k , że g ro źn y r y s u n e k oczek z o sta je coraz to w y s u w a n y przeciw ko p ra w d z iw e m u lu b też d o m n ie m a n e m u w rogo w i".
Obecnie m ogę w zu p e łn o śc i opis ten po tw ierdzić, po te m g d y w k w i e tn i u r o ku zeszłego (1909) o b se rw o w a łe m p rze
bieg t e n u w ielu ż y w y c h ok azó w g a t u n ku, o k t ó r y m m o w a i śp ie s z ę możliw ie n a jr y c h le j s p ro s to w a ć b łąd popełniony.
W o b e c tego, że nie wiem, czy s ta rc z y mi jesz c ze życia i zdrow ia, b y d o p r o w a dzić do s k u t k u trz e c ie w y d a n ie m y ch
„ W y k ła d ó w " — g d y b y w ogóle ono okazało się p o trz e b n e m — p rz e to podaję tu ta j n a ł a m a c h te g o t y g o d n i k a *) opis z a cz e p n e go i n s t y n k t u p a w i k a nocnego, a z a in t e r e s u je on, j a k p rz y p u s z c z a m , w iele osób, poniew aż, w k r a c z a ją c w w ie lk ą k w e s t y ę p o w s ta w a n ia in s t y n k t ó w , n ie posiada w y
łącznie s p e cy a ln eg o , lecz ta k ż e i ogólne znaczenie.
Z aczepna p o s ta w a i g ro ź n e p o r u s z e n ia teg o m o ty la są w istocie t a k dziw ne i n a d z w y c z ajn e , że b y ł y b y z p e w n o śc ią w w y s o k im s to p n iu z w ró c iły m oję u w a gę, g d y b y wogóle w y r a ź n ie w y s tą p iły podczas owej p ierw sz e j o b se rw ac y i. D la teg o s k ło n n y j e s t e m do p rz y p u s z c z e n ia , że p o d raż n iłe m w ów c za s z w ierzę nie we w ła ś c iw y sposób; s c h w y c ił e m j e d w o m a p a lc a m i t a k m niej w ięcej, j a k s ta r a łb y się, w e d ł u g m ego p rzy p u sz c z en ia , p o c h w ycić j e p t a k zapom ocą dzioba. W n o w y c h d ośw ia d cz e n ia c h , p rz e p ro w a d z o n y c h w ro k u u b ie g ły m , p o trą c a łe m go p a lc e m z przodu w sposób, k t ó r y b y mniej w ię cej od po w iad ał p ierw szem u, o s tro ż n e m u j esz c ze c h w y t a n iu przez p ta k a . W t e d y r e a g o w a n ie w y s tę p o w a ło w pełni tak , j a k to z a ra z bliżej opiszę.
Gdy z a b ie ra łe m się w ła śn ie do p isa n ia n in ie jsz e g o a r t y k u ł u , o trz y m a łe m n o w ą ro zp ra w ę A. J a p h a , z a ty tu ło w a n ą : „Za
czepna p o s ta w a p a w ik a nocnego" '), w k tó re j przebieg j e s t rów nież dobrze i p raw d z iw ie opisany i zapomocą tab lic y objaśnio ny , w sposób zupełnie zg o d n y z d a n e m i S t a n d f u s s a i z m ojem i w łasn e- mi nowem i ob se rw ac y a m i. Osobliwość p rz e b ie g u tego p oleg a n iety lk o n a gwał- tow ne m w y s u w a n iu oczek, lecz ró w n o cześnie tak ż e n a „ w ah adło w em p o r u s z a niu s i ę “ tułow ia, k tó re , b ęd ą c podobnem do bo dących r u c h ó w kozła, w y w ie r a n a p r z e c iw n ik u m o ty la w ra ż en ie napaści.
R uch ten p o w ta rz a n y b y w a zw yk le dwa do trz e ch ra z y bezpośrednio raz za r a zem, n iek ie d y zaś częściej, pięć do dzie
sięciu razy, p r z y te m bez p r z e r w y pom ię
dzy j e d n y m ru c h e m a drug im . P o te m n a s tę p u j e spokój i zwierzę w ra c a powoli zno w u do swej p o s ta w y spoczynku, w k tó re j oczka p r z y k r y t e są przedniem i s k rz y d ła m i, i m o ty l z u b a rw ie n ia i k s z ta ł t u j e s t po do b n y do s u c h y c h liści w ie rz bow ych, w k t ó r y c h pobliżu zazwyczaj prze b y w a. Tej p o s ta w y s p o c zy nk u bli
żej tu nie opisuję, ponieważ z o stała ona j u ż dobrze p rz e d s ta w io n a przez Ja p h a ,
a przed n im przez O u d e m a nsa (1903).
D ziałanie n a a ta k u ją c e g o p t a k a n a tem polega, że ru c h y , z k tó ry c h k a ż d y posz
c zególny nie b y w a z b y t szybko w y k o n y w any, nie tylko m a ją pozory n a p a śc i p rzez to, że w y m ierzone zostaje p r z e ciw ko p ta k o w i s tr a s z n e oko na g ru b e m c ie m n em ciele, lecz rów nocześnie z a c h o w anie się m o tyla m u si działać b a ła m u t
nie, p oniew aż ciągłe p rz e s u w a n ie części, podnoszenie, opuszczanie i popychanie n a przód tułow ia u t r u d n i a p tak o w i z ro z u m ienie teg o zjaw iska. O pisana p o s ta w a z a czepn a działa zap ew n e silniej i dłużej, aniżeli zaczepna p o s ta w a zupełnie spo
kojnie siedzącej g ą s ie n ic y pazika, k t ó r a mimo to w szakże rów nież daje z w ie rz ę ciu, j a k to dawniej w y k a z a łe m , w y s t a r cz ają cą obronę przeciw ko m ały m p t a s z kom, napę d za jąc im śm ie rte ln e g o s t r a chu, ta k , że o d la tu ją n a ty c h m ia s t, g d y duże p taki, j a k k u ry , p r z y w y k a ją powoli do siedzącego spokojnie stra s z y d ła , na- l) Nafrurw issenschaftliche W ocłiens&hrift r.
1909, Na 46. (P rzy p . tłum .). ^ „Zool. Ja h rM c h e r" 1909, zeszyt 4.
JS6 30 WSZECHŚWIAT 473 b ie ra ją odwagi, pow ażnie a ta k u j ą je
i rozdziobują.
O d stra sz a ją c a p o s ta w a i groźne p o ru szenia p a w ik a nocnego, w e d łu g pięk n ych dośw iadczeń S ta n d fu s s a ogłoszonych w r.
1906 we wspom nianej wyżej rozprawie, ta k dalece p rz e s tra s z a ją małe owadożer ne ptaki, j a k czarnogłów kę, rud zik a i sło wika, że p tak i te p uszczają go n a t y c h m ia s t po pierwszej próbie n a p aści i n a w et w klatce nie odw ażają się próby tej ponowić. Pod aję tu doświadczenia S t a n d fussa w e d łu g w łasn ego je g o opisu, w y
daje mi się bowiem, że ważnem j e s t, aby był on z n a n y powszechnie. Mówi on:
„Pawiki były um ieszczone w pięciu k l a t kach w ta k i sposób, że chodziły wzdłuż d rążka, p rzy czem j e d n a k oczka p o cząt
kowo z u pe łnie nie były widoczne. Czar- n o g łó w k a n a ta r ła odważnie na m otyla i cięła go dziobem; oczko zostało groźnie w y su n ię te , przerażony p t a k uniósł się w górę, przez dłuższy czas jesz c ze t r z e potał się trw ożnie po k la tc e i, z widocz- nemi oznak am i bojaźni, s ta r a ł się uciec;
nie d o ty k ał ju ż wcale potwmra. Również i dw a rudzik i oraz słow ik raz j e d y n y dziobn ęły swoje pawiki, a g d y te p r z y b rały p o sta w ę zaczepną, ra to w a ły się w oka m g n ie n iu ucieczką. Tylko słow ik szary (Lusciola philomela), bardzo osw o
jo n y i k a rm io n y od wielu la t rozm aite- mi ow adam i oraz w ielkiem i m otylam i i p a ją k a m i, nie dał się w błąd w p ro w a dzić, p o chw ycił p aw ik a, rozdziobał go i zjadł. Takie samo zupełnie d o św ia d cz e nie było w y k o n a n e z n a s tr o s z a m i lipow- cam i i dało ta k i re z u lta t, że te o sta tn ie n a ty c h m ia s t zo sta ły przez w s z y s tk ie p t a ki s c h w y ta n e , rozdziobane i zjedzone.
Tylko w k la tc e słow ika dosyć j u ż posku- b an y n a s tro s z lipowiec znalazł się p rz y padkow o podczas u siło w a n ia ucieczki w pobliżu siedzącego jeszcze na dnie k la tk i paw ika; ten począł znowu w y k o n y w a ć r u c h y bodące i u k a z y w a ć swe oczko, n a s k u te k czego p t a k m om e n ta lnie rzucił się do ucieczki. Sam o j u ż s ą s ie d z two p a w ik a chroniło bezbronnego j e g o tow a rz y sz a jeszcze w ciągu p e łn y c h dw u godzin p rz e d k a ż d em no w e m zbliżeniem się p ta k a . Również i r u d z ik oraz czar-
n o g łó w k a podczas ty ch dwu godzin nie rusz y ły ju ż ponownie paw ik ów , tak , że te o sta tn ie w y ję te zo stały z k la te k p r a wie n ie tk n ię te i ż y w e “.
D ośw iadczenia te nie dopuszczają ju ż ż a d ny ch wątpliw ości co do znaczenia oczek Sm. ocellata. Oczywiście nie sam ty lk o o d s tra s z a ją c y ry s u n e k w y w ie ra t a k silne w rażenie na n a p a stn ik u , lecz j e d n o cześnie osobliwe ru ch y , związane z u k a z y w a n iem się oczek. T u ta j, j a k w k a ż dym p r z y p a d k u u b a rw ie n ia ochronnego, wpojone j e s t zwierzęciu pew ne z a c h o w a nie się zupełnie określone. Musi ono r o z pościerać skrzydła, p rzy te m w ta k i s p o sób, a b y nie całe tylne skrzydło staw ało się widocznem i dawało się w n e t ro zp o znać j a k o s krz yd ło, lecz rozpościerać je o tyle tylko, ile potrzeba, aby pokazać oczko na lśniącem tle czerw onem . N a j
częściej cały brzeg p rz e d n i ty ln e g o s k r z y dła zostaje p r z y te m p r z y k r y t y przez skrzydło p rzednie. W s k u te k tego oba- d w a s k rz y d ła od dz ia ły w a ją społem j a k o je d n a całość i do nich p rzy łą c z a się j e s z cze zatu łów , tak , że wielka, naogół cie
mno z a b arw io n a masa, z d a się, posiada ogniste oczy i w y w o łu je to w rażenie, k tó re g o części s k ła d o w y ch n a p a s t n i k n a razie rozpoznać n ie j e s t w stanie. Do
łącza się do tego jeszcze bodący ruch , k tó ry przytem zw ierzę w y k o n y w a w t a ki sposób, że opierając się nogam i, szcze
gólnie zaś siln e m i b r z e g a m i sk rz y d e ł p r ze d n ich , podnosi śród tułó w i ró w n o cześnie ta k ż e kolejno podnosi i opuszcza głowę i zatułów . Rzecz dziwna, zaiste, j a k cała ta sk o m p lik o w a n a czynność oraz zjednoczone działanie ro zm a ity c h części ciała w ra z iły się w s y s te m n e rw o w y zw ierzęcia do ty ła , że za k ażdym ra z e m bodziec w yw ołuje te n sam przebieg w s z y stk ic h poszczególnych ruchów , o k tó ry c h znaczeniu zwierzę wszak żadnego pojęcia mieć nie może; zupełnie t a k sam o j a k d rew n ic a (X ylin a v e tu s ta ) nic o tem nie wie, że w yg ląda, j a k k a w a łe k b u tw ie ją - cego d rz e w a i że m usi z tego powodu pozostawać wobec n a p a śc i bez ruchu, aby uchodzić w łaśnie za k a w a ł e k drzew a.
Tłum. Jadw iga Bornsteinoica.
(Dok. nast.).
474 W SZECHSWIAT J\2 30
L U C Y A N P O I N C A R E .