• Nie Znaleziono Wyników

TWORZENIA SIE GÓRW

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "TWORZENIA SIE GÓRW"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

J{o 1. Warszawa, d. 7 stycznia 1894 r. T o m X I I I

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA".

W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2 Z przesyłką pocztową: rocznie „ lo półrocznie „ 5

Komitet Redakcyjny Wszechświata stanowią, Panowie Alexandrowicz J., Deike K., Dlckstein S., Hoyer H.

Jurkiewicz K., Kwietniewski Wł., Kramsztyk S., Na tanson J., Prauss St., Sztolcman J. i Wróblewski W.

Prenumerować można w Redakcyl „Wszechświata*

i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

A d r e s lESed-coł^cyi: K Z r a k o w s k i e - P r z e d m l e ś c i e , USTr G©.

O W P Ł Y W I E

TWORZENIA SIE GÓR

W na hudoiOe sllal i mineraióiO.

Jakkolw iek dla spostrzegacza dorywczego i powierzchownego skorupa ziemska wydawać się może czemś stałem i nieruchomem, dla geologa, który bada i obejmuje myślą cało­

k sz ta łt rozwoju naszej planety, od jej hipote­

tycznych początków aż do zjawisk dziś do­

strzeganych i wielokrotnie sprawdzanych, skorupa ziemska nie je st elementem nie­

ruchomym i niezmiennym, lecz wykonywa- jącym ruchy dość znaczne w niewielkim sto­

sunkowo przeciągu czasu. O kierunku tych ruchów sądzi on z „nienorm alnego” położenia w arstw skalnych, składających skorupę zie­

mi. Skały, powstające przy współudziale wody, u k ład ają się na dnie jej zbiorników w postaci warstw czyli olbrzymich płyt, leżą­

cych jed n a n a drugiej poziomo. "Wszelkie zatem wychylenie się warstw z tej pierwotnej pozycyi nazywamy położeniem wtórnem, nie- j

j normalnem. Z licznych badań nad uw ar­

stwieniem skorupy ziemi wyprowadzono wnio­

sek, że ruchy, jakim podlegają oddzielne jej części i sprowadzają nienormalne położenie warstw, należą wogóle do dwu kategoryj: 1) do kategoryi ruchów pionowych i 2) pozio­

mych. P ierw sza obejmuje wszystkie przesu­

nięcia się warstw lub pokładów w kierunku

! mniej więcej pionowym. W tym wypadku warstwy m ogą pozostać w położeniu pozio­

mem, lecz pękając wpoprzek, przesuwają się pionowo, tworząc t. zw. uskoki. R ezultatem ruchów tego rodzaju może być nawet powsta­

wanie obszernych kotlin zapadłych i odpo­

wiednich wyniosłości, stanowiących ściany ko­

tliny, lub sterczących stromo w postaci odo­

sobnionych grzbietów (o warstwach pozio­

mych) i otoczonych z dwu stro n kotlinami, zależnie od tego, czy spękanie, a następnie obsunięcie się warstw nastąpiło w dwu czy w kilku miejscach.

Daleko bliżej obchodzą nas tutaj ruchy drugiej kategoi’yi t. j. poziome. I w tym wy­

padku pow stają wyniosłości i wklęsłości, lecz pow tarzają się one peryodycznie i przechodzą jedne W drugie mniej więcej łagodnie, są to góry sfąłdowane. Tworzenie się ich jest re ­ zultatem głównie ruchu poziomego pewnych

(2)

2 WSZECHS WIAT. S r 1.

części skorupy ziemi, je j, ja k powiadamy, j kurczenia się. W łaściwie mówiąc, ruchowi ! w arstw poziomemu towarzyszy zwykle ruch pionowy, górom sfałdowanym— uskoki, lecz te ostatnie m ają w nich znaczenie podrzędne.

W ogóle zatem przyjąć możemy, źe wszelkie zaburzenia w pierw otnym układzie warstw ziemi czyli ich t. zw. dyzlokacya je st wypad­

kową dwu ruchów: poziomego i pionowego, albo ich kombinacyj.

Jakiekolw iek są bezpośrednie przyczyny tej dyzlokacyi (czy stopniowe ostyganie, kurcze- ! nie się, tworzenie się próżni i zapadanie, czy procesy chemiczne, w skutek których pewne j ogromne nieraz pokłady skał powiększają swoję objętość i wywierają nacisk na warstwy sąsiednie, czy ja k a inna przyczyna), w każdym razie nie ulega wątpliwości, źe wypiętrzanie się gór sfałdowanych je s t rezultatem ciśnie­

nia bocznego. P roces ten łatw o sobie może­

my uprzytom nić, skoro weźmiemy tuzin ser­

wetek, ułożymy je równo na sobie, umieścimy pod przyciskiem i naciśniemy z dwu stron przeciwległych. Serw etki sfałd u ją się tak samo, ja k warstwy skał osadowych, przycisk w doświadczeniu zastępuje w łasny ciężar mas skalnych. T ak więc w ytw arzające się w w ar­

stwach ziemi, dla jakichbądź przyczyn, ciśnie­

nie boczne wznosi je ponad zwykły poziom w postaci łańcuchów górskich. Ciśnienie to ogrom em swym przechodzić m usi zwykłe n a ­ sze pom iary tej siły, skoro zdołało wypiętrzyć takie olbrzymy, jakiem i są A lpy, H im alaje;

K ordyliery, a choćby i nasze K a rp aty . J a k i jed n ak m ają związek te procesy góro­

twórcze z budow ą sk ał i składających je m i­

nerałów, ja k i zachodzi łącznik między orody- nam iką a petrografią? Innem i słowy, czy i ja k wpływa główny czynnik w ypiętrzania się gór sfałdow anych—ciśnienie boczne—n a te jednostki złożone i proste, z których zbudo­

wane są same góry?

N a pytanie to każdy z czytelników odpowie twierdząco i, opierając się na doświadczeniu życia codziennego, praw dopodobnie tak: przy tw orzeniu się gór skały i zaw arte w nich mi­

n erały pękają, k ruszą się i m ogą zamienić się w pewnych wypadkach n a utw ory mniej wię­

cej okruchowe. Odpowiedź będzie praw dzi­

wa, lecz niezupełna. M usimy j ą zatem uzu­

pełnić, zw racając uwagę czytelnika mniej ze zjawiskami orodynamicznemi obeznanego,

n a pewną grupę faktów, spostrzeżeń i do­

świadczeń, dowodzących, że skały i m inerały pod wpływem czynników mechanicznych, (a głównie obchodzących tu nas ciśnienia i wy­

ciągania) mogą zmieniać swe kształty ze­

wnętrzne, a naw et i budowę wewnętrzną bez pękania i kruszenia się, że mogą w pewnych okolicznościach podlegać, ja k się zwykle mó­

wi, deformacyom czyli odkształceniom pla­

stycznym.

D la ułatw ienia przedsięwziętego zadania, przytoczymy naprzód kilka faktów, znanych bądź z życia kulturalnego, bądź zaczerpnię­

tych z pracowni fizycznych i chemicznych a odnoszących się do odkształceń wewnętrz­

nych ciał stałych, które przytem nie ulegają żadnym zmianom co do ich formy ze­

wnętrznej.

W iadomo np., źe stopiony cukier zastyga w postaci masy szklistej i przezroczystej. Po dłuźszem leżeniu w tem peraturze zniżonej m asa ta zaczyna mętnieć, staje się kruchą, a to wskutek zmian zaszłych w je j budowie wewnętrznej, wskutek krystalizacyi tej stałej masy cukru. P rzeobrażenie się nastąpi dale­

ko prędzej, jeżeli masę poddam y wpływom mechanicznym np. wyciąganiu. Równowaga w układzie cząsteczek zostanie przez to n aru ­ szona, przesuną się one względem siebie nie­

znacznie, aby ugrupować się inaczej, w po­

rządku określonym i bardziej stałym . P rzesu ­ nięcie się to je st jed n ak ta k m ałe, źe k ształty masy zewnętrzne wcale się nie zmieniają, chociaż skutki tej tranzlokacyi wewnętrznej cząsteczek są dla zmysłów naszych pochwy- tne: m asa pierwotnie tw ard a i przezroczysta I staje się k ruchą i łamliwą, krystaliczną

i białą.

C iała krystaliczne są również zdolne do podobnych zmian wewnętrznych. S iarka jest ciałem wielopostaciowem, w zwykłych w arun­

kach krystalizuje się w kryształach o syme- try i rombowej, z roztworów zaś gorących osiadają kryształy jednoskośnoosiowe (mono- kliniczne). Te ostatnie w tem peraturze zwy­

kłej p rzeo brażają się w skupienia składające się z mikroskopowych kryształków rombo­

wych, lecz zachowujące pierw otną postać kryształu monoklinicznego. I to zjawisko

| odbywa się bez porównania łatwiej i prędzej, skoro k ry ształ zlekka uderzymy, albo zrobimy I na nim rysę. W tedy mętnienie kryształu t. j.

(3)

WSZECHŚWIAT. 3 przeobrażanie się kryształu zaczyna się w n a­

szych oczach i rozchodzi się od miejsca obra­

żonego mechanicznie na całą bryłę.

Z e m etale pod wpływem ciągłych wstrzą- śnień i d rg ania zm ieniają swą budowę we­

w nętrzną, fakt to dobrze znany każdem u in­

żynierowi i artylerzyście. Osi powozów wy­

kute początkowo z żelaza ciągliwego i włókni­

stego, po dłuższem ich używaniu naraz pęka­

ją; przyjrzyjm y się jed n ak powierzchni zła­

mania, a zobaczymy nie włókna, lecz poły­

skujące ściany kryształów. M etal wskutek ciągłego drgania sta ł się krystalicznym i, co zatem idzie, kruchym. Takiej krystalizacji wewnętrznej ulegają także i koła rozpędowe i chociaż w ytrzym ują z początku silne próby, po kilku latach użytku niespodziewanie pry­

skają. D ziała wskutek wstrząśnień, powodo­

wanych w ystrzałam i, otrzym ują budowę g ru ­ boziarnistą i tra c ą dawną swą wytrzymałość.

N ieraz zdarza się, że działo, co wytrzymywa­

ło niegdyś największe ładunki, pęka od bar­

dzo słabego wystrzału.

Jeszcze silniej na budowę żelaza wpływa wyciąganie: przy fabrykacyi drutu i walcowa­

niu żelaza zmienia ono na tyle swój wewnętrz­

ny u kład m olekularny, źe daje się z łatwo­

ścią łam ać. D ru t, aby był zdatny do użytku i nie rw ał się, musi być po wyciąganiu po­

wtórnie wypalony.

J a k widzimy, niewszystkie ciała wyżej wy­

mienione z jednakow ą łatwością ulegają od­

kształceniom wewnętrznym. S iarka monokli- niczna przechodzi w rombową wprost przez zrysowanie ściany jej kryształu; stopiony cu­

kier wym aga już dłuższego czasu i silniej­

szych wpływów mechanicznych, aby zmienić swą budowę bezpostaciową na krystaliczną;

a tylko długotrw ałe i silne wstrząśnienia zdolne są wywołać wewnętrzną, w tórną kry- stalizacyą osi powozów i dział artyleryjskich i uczynić je niezdatnem i do pierwotnego uży­

tku. A le są, ja k zobaczymy, i takie wypadki, w których ciała stałe wydają się kró tkotrw a­

łej obserwacyi człowieka niezmiennemi, ja k ­ kolwiek z pewnych faktów możemy wnosić, że one w ciągu długich szeregów la t zmieniają w ewnętrzne ugrupowanie swych cząsteczek.

Ciśnienie nadzwyczajnie silne może naw et spowodować połączenie się chemiczne dwu

ciał. Przypomnimy tu czytelnikowi ') do świadczenia Springa i Jan n e ta z a , którzy o trzy ­ mali (ostatni w niewielkiej tylko ilości) kry ­ staliczny siarek miedzi wprost przez ściśnie- nie mięszaniny kw iatu siarczanego i opiłek miedzi w prasie hydraulicznej. Cząsteczki obu ciał, zbliżone do siebie n a odległość dzia­

łania powinowactwa chemicznego, połączyły się ze sobą, dając ciało jednorodne, k ry stali­

czne, a zupełnie od dwu poprzednich od­

mienne.

Z e ciała stałe plastyczne pod wpływem ci­

śnienia zmieniają swe zewnętrzne kształty i przystosowują się z łatwością do n a jro z ­ maitszych warunków równowagi, je st to spo­

strzeżenie każdemu dobrze znane. M etale silnie sprasowane d ają się zeszwejsować, a naw et mogą wytworzyć rodzaj aliażu, ja k tego dowodzą doświadczenia P rie d la i S prin­

ga. T resca, poddając wygórowanemu ciśnie­

niu płytki metalowe w naczyniu lejkowatem, przeciskał je przez to ostatnie, ja k ciasto.

Podobne odkształcenia plastyczne właściwe są i niektórym ciałom kruchym, wystawionym przez dłuższy czas na umiarkowane ciśnienie, lub pozostawionym ciśnieniu własnej ich ma-

J sy. K ru c h a i dość tw arda sm oła (pak) roz-

; pływa się po pewnym przeciągu czasu. Lód, j ja k wiemy, je st również ciałem kruchem; lecz poddany powolnemu długotrw ałem u ciśnieniu płaszczy się, rozciąga i ginie; sprasowany

| w naczyniu lejkowatem, ukazuje się z jego otworu w postaci przezroczystego i jednolite­

go czopa. T a plastyczność lodu uwidocznia się najlepiej w lodowcach: sta ła jego m asa spływa powoli ze zbiorników śnieżnych w do­

liny, przesuwając się własnym ciężarem.

T ak więc, uogólniając wyżej przytoczone fakty, powiemy, źe niektóre ciała stałe i k ru ­ che mogą w pewnych warunkach, pod wpły­

wem czynników czysto mechanicznych, nie- tylko zmieniać swe postaci zewnętrzne, bez naruszenia ich całości t. j. podlegać odkształ­

ceniom plastycznym, lecz także wewnętrznym zmianom w przestrzeniowym układzie cząste­

czek czyli t. zw. krystalizacyi wtórnej.

Zwróćmy się teraz do spostrzeżeń geolo­

gicznych. Z fabryki, w arsztatu mechanika

*) P orów n. a rty k u ł: O sy n tezie m inerałów i sk al. W szechśw iat z r . 1 8 9 2 , N -ry 4 9 , 50 i 51,

(4)

N r 1.

i pracowni naukowej przenieśm y się w góry, do tego obserwatoryum geologicznego, gdzie interesujące nas zjaw iska wyrażone są nieraz ze zdumiewającą i zwykłe pojęcia przecho­

dzącą siłą. Zobaczymy tam fenomeny dziwne i napozór niezrozumiałe. Obok warstw popę­

kanych, połam anych lub zgoła skruszonych, co nas bynajmniej nie dziwi, gdyż jesteśm y w górach, powstałych przez wypiętrzenie się skał, ciał tw ardych, kruchych, nie plastycz­

nych, przy pilnem w patryw aniu się dostrzeże­

my w całych pokładach, a także w sk ład ają­

cych je m inerałach i zaw artych w nich ska­

mieniałościach takie odkształcenia ich pier­

wotnych postaci, źe bez w ahania zaliczymy je do odkształceń plastycznych. Zgięcie, wielokrotne sfałdowanie, wyciągnięcie, spra­

sowanie skały lub m inerału bez spękania s ą . to zjaw iska dość często napotykane w górach alpejskich. N ajw ięcej też tu odnoszących się spostrzeżeń poczynili geologowie alpejscy H eim i B altzer.

W dziele H eim a ') „O mechanizmie two­

rzenia się g ó r,” opartem n a szczegółowych studyach części A lp szw ajcarskich (Todi-

"W indgullen-Gruppe), znajdujem y ca łą sk a rb ­ nicę n ad e r ciekawych faktów. Czerpiemy tu z te jrklasycznej monografii geologicznej dwa przykłady najbardziej wymowne z odnoszące- mi się do nich ilustracyam i. F ig. 1 przed­

staw ia kaw ałek dolomitu (t. zw. R othidolo- mit), sfałdowanego wielokrotnie i n ader sub.

teinie z przejściem w uskoki. B iałe wstęgi, są to żyły dolomitu, który w raz z zaw ierają­

cym go ciemnozielonym łupkiem dyorytowo- gliniastym uległ ta k silnemu odkształceniu plastycznem u. Pomim o licznych i głębokich wygięć nie widzimy nigdzie spękania, z wy­

jątk iem dwu miejsc, w których zaczęły two­

rzyć się uskoki. A oto inny przykład, nie­

mniej przekonywający. F ig . 2 w yobraża k a ­ wałek skały łupkow atej (wapienno gliniastej) z zaw artą w niej skam ieniałością belemnitu.

Ten ostatni, ja k widzimy, rozerw any je st n a szereg dzwon n ak sz ta łt różańca, a przedziały m iędzy niemi wypełnione kalcytem ; atoli ska­

ła, w której je st osadzony, nie ujawnia naw et

') A . H eim . U n te rs u c liu n g e n u e b e r d . M echa- n iśm u s d e r G e b irg s b ild u n g etc. B a se l, 1 8 7 8 (2 t o ­ m y i a tla s).

śladu spękania: m usiała ona oczywiście, jako podatniejsza, uledz wyciągnięciu i wydłu­

żeniu (odkształceniu plastycznemu), gdy bele- m nit, wypełniony wapieniem krystalicznym, kruchym , p ęk ł w wielu m iejscach. P rzy fał­

dowaniu się ciała, obok kurczenia się odbywa się jednocześnie jego rozciąganie, belem nit nasz znajdow ał się widocznie w części fałdy, podległej rozciąganiu.

C otta, B altzer i in. przytaczają jeszcze b a r­

dziej zadziwiające przykłady plastyczności wa- pieniów. Oto, według ich spostrzeżeń, cale po­

kłady albo ławice wapieni wciśnięte są w inne skały w postaci mas jednolitych, lecz spłasz­

czonych, jak b y rozwałkowanych. B altzer skonstatow ał nawet, źe wapienie F in steraa-

F ig . 1. (W ielk o ść n a tu ra ln a ).

hornu wtłoczone są w gnejs * w którym two­

rz ą rodzaj apofirów czyli rozgałęzień. Z ja ­ wiska te tak są podobne do odpowiednich fe­

nomenów wybuchowych, że wapienie im pod­

ległe, nazwano naw et utw oram i pseudo-wybu- chowemi.

K ilkakrotne wycieczki w T a try dały mi możność zebrania odnośnych faktów na ziemi polskiej. Z n an a powszechnie gościom zako- pańskim skała numulitowa, tw orząca półno­

cne stoki „regli” tatrzańskich, zawiera w nie­

których miejscach (np. przy wejściu do doliny M ałej Ł ąki) num ulity zupełnie spłaszczone, j wydłużone, n a przekrojach poprzecznych wy­

(5)

N r 1 . w s z e c h s w i a t. B I B L I O T E K A 5 glądające, ja k cieniutkie wrzecionka; niektóre

z nich są naw et haczykowato zgięte, lecz bez spękania. Różnica między skałą normalną, 0 num ulitach wypukłych, a zmienioną (pla­

stycznie odkształconą), je st ta k widoczna, że spostrzegł j ą od dawna góral zakopański 1 pierwszą nazwał „jarcem ” (jęczmień), d ru ­ g ą — „owsem.” W apienie i kwarcyty Toma- nowej Polskiej (w ta k zwanych Czerwonych Zlebkach), jakkolwiek tw arde i zbite przed­

staw iają niekiedy rysunek falisty, lubo nie tak subtelny, ja k na fig. 1. A u to r w zbiorach swych posiada okaz kwarcytu, zgiętego pla­

stycznie w postaci ucha lub pętelki. Gnejsy Wołowca i B aniastego również zaw ierają w sobie dowody silnych odkształceń mecha­

nicznych, jakie odniosły skały tatrzańskie podczas swego wypiętrzania się. Ich feldspa- ty zgięte są nak ształt litery S, mika spraso­

wana zygzakowato, — zawsze jednak bez wi­

docznego spękania lub skruszenia.

najgłębiej leżących, gdy w warstwach, które

^ podczas tworzenia się fałd znajdowały się blizko powierzchni, deform acjom tym towa­

rzyszy pękanie i kruszenie się. W zjawisku tem Heim u patruje analogią do plastyczności lodu, który nabiera tej własności tylko pod ciśnieniem długotrwałem i ze wszystkich stron działającem, w innych zaś warunkach jest ciałem krachem . W ogóle skały w głębi ziemi zachowują się, według H eim a, ja k masy p la­

styczne, a nawet ja k gęste ciecze, mogące za­

stosować się do różnych zmian równowagi.

Inne objaśnienie zjawisk odkształceń pla­

stycznych skał daje E . R eyer w swej Geo­

logii teoretycznej '). Twierdzi on mianowi­

cie, źe w zjawiskach tych, prócz ciśnienia, pierwszorzędne znaczenie m a także woda.

Rozumowanie swe R eyer wyprowadza ró ­ wnież z własności lodu. Ciało to pod ciśnie­

niem topi się w tem peraturach, leżących zna­

cznie niżej 0°. Gdy ciśnienie zmniejszy się,

*'ig- 2 - (Vs n a t- w-)- Przytoczone fakty upoważniają nas do wy­

prowadzenia wniosku następującego. P o d ­ czas tworzenia się gór sfałdowanych skały (i zaw arte w nich m inerały, skamieniałości) obok pękania i kruszenia się ulegają jeszcze pod wpływem ciśnienia zmianom innego ro­

dzaju, a mianowicie odkształceniom, właści­

wym ciałom plastycznym. F a k t to wielokro­

tnie sprawdzony i przyjęty przez wszystkich geologów. Nietakiem jest jego objaśnienie.

Z dania uczonych nie są pod tym względem jednobrzm iące.

Prof. A. H eim , jeden z najgruntowniej- szych, bez wątpienia, znawców zjawisk oro- dynamicznych, w cytowanem wyżej dziele (tom I I , rozdział I ) wszystkie odkształcenia plastjczne skał przypisuje samemu tylko ci­

śnieniu, ja k górotwórczemu (bocznemu), tak i wywieranemu przez własny ciężar mas skal­

nych n a leżące pod niemi warstwy. Zdanie to opiera on n a licznych spostrzeżeniach, do­

wodzących, że w górach, bardzo głęboko przez erozyą obnażonych, odkształcenia pla­

styczne sk ał napotykam y tylko w pokładach |

przeziębiona woda natychm iast zamarza. J e ­ żeli przypuścimy, źe m asa lodu znajduje się pod ciśnieniem nierównomiernem, to w miej­

scu największego ucisku nastąpi wewnętrzne topienie się lodu; miejsce to uwalnia się wskutek tego od nadm iernego ucisku, a sto­

piony lód zam arza w niem napowrót, lecz w postaci zastosowanej do ciśnienia. N a stę ­ pnie ten sam proces topienia i zam arzania pow tarza się w innem miejscu, najbardziej j zaatakowanem i t. d., dopóki cała m asa nie odkształci się odpowiednio do wywieranego na nią ciśnienia. Ponieważ w jednem m iej­

scu topi się tyle lodu, ile w drugiem zam arza, to, ja k powiada R eyer, suma sił w tym pro­

cesie pozostaje niezmienna.

T ak samo m a się spraw a z deformacyami, mas skalnych, przejętych płynem , który dzia­

ła n a nie, rozpuszcza je. Skała, przejęta wil-

| gocią, a znajdująca się pod wpływem czynni­

ków mechanicznych, w miejscach największe-

■) D r E . R ey er. T h eo retisclie G eologie. S tu t t­

g a r t 1 8 8 8 . (S tr. 4 2 2 i n astęp .).

(6)

6 WSZECH ŚWIAT. N r 1.

go nacisku rozpuszcza się najenergiczniej; bu- j dowa skały przez to obluźnia się, a k ształty m asy przystosow ują do ciśnienia. W miej­

scach uwolnionych od nadm iernego ciśnienia następuje krystalizacya, gdy w innych, obar­

czonych niem jeszcze, odbywa się rozpuszcza­

nie. W ten sposób znikają miejscowe napię­

cia, a proces ten trw a ta k długo, dopóki nie zapanuje zupełna równowaga.

W e d łu g R eyera zatem , odkształcenia p la­

styczne sk ał polegają nie n a zwyczajnem gię­

ciu się lub rozciąganiu właściwem, np. m eta­

lom (nie n a przesuw aniu się albo ślizganiu cząsteczek, ja k utrzym uje H eim ), lecz odby­

wa się za spraw ą wody, k tó ra umożliwia j e ­ dnocześnie rozpuszczanie się i krystalizacyą skały pod ciśnieniem. R eyer powołuje się także na doświadczenia Pfaffa i K icka, w któ ­ rych skały suche, poddane wysokiemu ciśnie­

niu, zmieniały się n a masę z pozoru jednoli­

tą, lecz przedstaw iającą w istocie rzeczy zle­

pek okruchów, czyli brekcyą. Sam R eyer teo- ry ą swą popiera takiem , przez siebie wykona- nem doświadczeniem: z dwu płytek gipso­

wych, poddanych zginaniu, łatw iej odkształ­

ca ła się zwilżona wodą, gdy sucha w krótkim czasie pękała.

Przeciwko tej teoryi zrobić można zar zut następujący. Ponieważ nie wiemy, ja k zacho­

w ują się skały pod niezm iernem ciśnieniem, jakiem u podlegają w głębi ziemi, względem przenikających je roztworów, nie możemy przeto hipotezy R ey era uznać za pewnik naukowy. W iadom o np., że kwas siarczany pod wysokiem ciśnieniem nie działa na cynk, a także i na węglany, gips palony w tych sa­

mych w arunkach nie przyciąga wody i t. d.

Z drugiej jed n ak strony przypuszczenie R ey era zgadza się ze znanem oddawna spo­

strzeżeniem , że wapień, piaskowiec i inne skały i m inerały w stanie świeżym, to je s t za­

raz po wydobyciu z ziemi (bergfeucht — ja k pow iadają niemcy) są stosunkowo miękkie;

na pow ietrzu zaś, po wyschnięciu, sta ją się daleko twardszemi. N aw et g ra n it daje się daleko łatw iej obrabiać w stanie świeżym, wilgotnym, niż suchym. M acculloch n a 50 la t przed R eyerem (1831) wypowiedział zdanie, że fałdow anie się sk a ł i ich odkształcenia plastyczne m ogą być objaśnione ich miękko­

ścią w stanie świeżym.

U ogólniając zatem poglądy H eim a i R eye­

ra , tyle tylko powiedzieć możemy, że skały w tym stanie, w jakim znajdują się w g łę b i ziemi, mogą podlegać powolnym odkształce­

niom plastycznym. Rzecz prosta, źe nie wszystkie skały z jednakow ą łatw ością zmia­

nom tym ulegają. Jeż eli w jednym poziomie leżą warstwy miękkie i tw arde, to pierwsze odkształcają się plastycznie wtedy, gdy dru­

gie pękają. Heim zaznacza, że skały uw ar­

stwione łatw iej się fałdują, niż jednolite, m a­

sywne; te zazwyczaj pękają. S tąd oba ro ­ dzaje odkształceń zwykle sobie towarzyszą, jakkolwiek przypuścić możemy, że na pewnej głębokości (to je st pod pewnem ciśnieniem) wszystkie skały mogą podlegać deformacyom plastycznym; głębokość ta dla różnych skał je st różna. Teoretycznie zatem skorupę ziem­

ską, zgodnie z R eyerem , podzielić możemy na trzy strefy: 1) w pierwszej skały, fałdując się, p ękają i kruszą się; 2) w drugiej, b a r­

dziej głębokiej, możliwe są, prócz tego, i od­

kształcenia plastyczne; 3) trzecia, najgłębsza, cechuje się odkształceniam i sk ał wyłącznie piasty cznemi.

(Dok. n a st.J .

J ó z e f Morozewicz.

N O W Ą T E O ąY Ą SNU.

„Największy z cudów je s t ten, że praw dzi­

we, istotne cudy ta k nam spowszednieć mogą

i i m uszą” '). P raw d a słów tych, bijąca w oczy, gdy idzie o szary ogół, uwijający się koło n aj­

zawilszych zagadnień wiedzy z naiwnością

! prostaczka, dla którego wszystko, co powszed-

| nie, je s t tem samem proste i oczywiste, nie

j znajduje wcale potwierdzenia w rocznikach i nauki. Coraz bardziej mnożące się hipotezy, dążące do wytłum aczenia powszednich, a je d ­ nak zagadkowych zjawisk przyrody, wymow­

nym są tego dowodem. I rzecby nawet mo­

żna, źe nad rozwikłaniem tego rodzaju zja­

wisk nauka pracuje z gorączkowym pośpie-

') L essin g . N a th a n d e r W eise.

(7)

WSZECHSWIAT. 7 chem, jak b y rumieniąc się ze wstydu, źe co !

do ich istoty nie może po dziś dzień dać zada­

w alającej odpowiedzi.

Cóż stąd, kiedy pohopność do tworzenia hipotez nie zapewnia ich rzetelnej wartości naukowej. T aka tylko hipoteza może się ostać w nauce i być wyniesioną do godności teoryi, do której g ru n t został przygotowany przez odpowiednią ilość faktów, naukowo stwierdzonych, powiązanych przez nią właśnie cementem przyczynowości. Z kategoryi więc hipotez naukowych wykluczone być winny te, które wylęgły się z dociekań spekulacyjnych, w jak ie obfituje w pewnej dobie rozwoju wie­

dzy każda kwestya bardziej paląca.

Jakkolw iek nie może być zadaniem pisma, popularyzującego wiedzę, zaznajamianie czy­

telnika z nieskrystalizowanemi jeszcze jej n a­

bytkam i, sądzimy jednakże, źe nie od rzeczy będzie zrobić w tej mierze wyjątek dla za­

gadnienia,a które z n atu ry swej poprzestać musi, przynajmniej obecnie, na hipotetycznem tłum aczeniu, jeśli .nie mamy być skazani na przymusowe milczenie w tej kwestyi aź do zupełnego je j dojrzenia w niewiadomo ja k od­

ległej przyszłości.

I.

Z a pośrednictwem nerwów czuciowych—

(dośrodkowych), ośrodków mózgowych i ner­

wów ruchowych— (odśrodkowych)—ustrój po­

zostaje w związku z otoczeniem i może czuć, myśleć i chcieć, czyli spełniać trzy główne czynności życia duchowego.

Ten u k ład nerwowy podlega bardzo szybko znużeniu i wówczas funkcya jego zostaje mniej lub więcej zupełnie zniesioną. S tan taki, którego głównemi cechami są: niemoż­

ność wykonywania żadnych ruchów dowol­

nych, ośrodkowa nieczułość narządów zmysło­

wych na bodźce, będące w stanie czuwania dostateczną dla nich podnietą, wreszcie b rak jakichkolwiek logicznych wyobrażeń, tworze­

nia się i kojarzenia pojęć, nazywamy snem.

Pomiędzy stanem czuwania, a snem, zau­

ważyć się d ają stany przejściowe: zasypianie, czyli stopniowe ustawanie funkcyj, będących niezbędną częścią składową czuwania i prze­

budzanie się, powrót stopniowy do władzy tychże czynności.

J a k a je st ostateczna przyczyna snu?

N a tem at ten pisano bardzo wiele i żadna może inna kwestya nie była przedmiotem tylu tez abstrakcyjnych, spekulacyjnych, co zagadnienie snu. Niemogąc ich wszakże wyszczególniać na tem miejscu, powiemy tyl­

ko, że w starożytności widziano wyraźny zwią­

zek między snem a duszą i że zrozumiały ten na owe czasy pogląd w niepojęty sposób prze­

chował się do końca zeszłego, a po części n a­

wet połowy obecnego stulecia. Z a główną przyczynę takiego abstrakcyjnego kierunku w poglądach na istotę snu, poczytywać należy tę okoliczność, źe kwestyą tą zajmowali się fi­

lozofowie, nie zaś lekarze—fizyologowie, jedy ­ nie powołani do rozstrzygania istoty tego zjawiska.

I fizyologia jed n ak nie może dotąd poszczy­

cić się posunięciem kwestyi o znaczny krok naprzód. R ezultaty, otrzymane na drodze doświadczeń fizyologicznych, m ają do tej pory charak ter negatywny, t. j. wykazują raczej, jakich zmian w układzie mózgowym niema w śnie, aniżeli jakie zmiany mu towarzyszą.

II .

Rzućmy teraz okiem n a poglądy, jakie n a przyczynę snu przez różnych badaczów wy­

głaszane były w ostatnich czasach. Jed n i wielkie znaczenie przypisywali niedokrwisto­

ści mózgu, uważali j ą za główną zmianę, ja k a przy zaśnięciu spostrzegać się daje. Inn i znowu, przeciwnie, za causa efficiens snu i przyjmowali przekrwienie mózgu. Doświad­

czenia jednak, przeprowadzone na śpiących i chloroformowanych zwierzętach, nie pozo­

staw iają ani śladu wątpliwości, źe ani niedo­

krwistość, ani przepełnienie krw ią mózgu nie stanowią cechy znamiennej snu. Naczynia bowiem krwionośne mózgu u zwierząt trep a- nowanych (którym zrobiono otwór w czaszce) zachowywały się zupełnie jednakowo w czasie snu i w czasie czuwania. Zwężenie naczyń występowało wprawdzie w śnie, wywoływanym użyciem chloroformu lub chloralu, jednakże tak powoli, że całkiem słusznie poczytywane było (Binz) za następstwo, nie zaś przyczynę snu. W iem y wszak bardzo dobrze, że wszyst­

kie narządy w stanie spoczynku otrzym ują mniej krwi, niż podczas pracy i znane są do­

brze doświadczenia Mossa i B ascha z pletyz-

(8)

8 WSZECH ŚWIAT.

mografem, wykazujące przepełnienie mózgu krw ią podczas pracy umysłowej.

Z resztą, gdybyśmy niedokrwistość lub prze­

krwienie mózgu za przyczynę snu uważać mieli, musielibyśmy odnaleźć również przy­

czynę, wywołującą stale p rzed zaśnięciem wy­

mienione zmiany w krążeniu krwi. Żadnego je d n a k ze znanych nam bodźców do podraż­

nienia nerwów, zwężających (vasoconstricto- res) lub rozszerzających (vasodilatatores) : światło naczyń mózgowych, niepodobna wy- j

kryć w tym wypadku. Je śli środki nasenne, ja k np. brom ki alkaliów, działają w sposób j

zwężający naczynia, nie idzie zatem , aby to zwężenie m iało być isto tn ą snu przyczyną.

M ogą tu w g rę wchodzić inne czynniki, a prze- dewszystkiem działanie na sam ą substancyą mózgową.

W e d łu g B row n-S eąuarda, sen je st następ­

stwem wpływu podrażnień zew nętrznych h a­

m ującego działalność mózgu. I ten badacz również stw ierdził obojętność dla sprawy snu w arunków krążenia krw i w mózgu. P rzeci­

n ając bowiem u królików i świnek morskich z obu stron część szyjową nerw u współczulne- go (sym pathicus), co sprowadzało rozszerze­

nie naczyń głowy, nie spostrzegał żadnej zmiany w śnie tychże zwierząt. Co się tyczy natu ry bodźców, jak ie, według tego uczonego, sprow adzają sen norm alny, ham u jąc działal­

ność mózgu, to nie została nam ona bliżej wy­

jaśniona. F a k t, stwierdzony przez niektórych badaczów, że jednoczesny ucisk tętnicy szyjo­

wej (carotis), nerw u błędnego (vagus) i współ- czulnego sprowadza sen norm alny, potwierdza według B row n-Seąuarda jego hipotezę. W spo­

m niane bodźce jed n ak nie m ają według niego siedliska swego w mózgu, albowiem i gołębie, którym mózg wyjęto, peryodycznie zasypiają.

Nic przypisuje on również w tym względzie żadnego znaczenia nagrom adzeniu się we krwi substancyj, wywołujących znużenie, wobec możności dowolnego zasypiania.

N ietrudno się przekonać, źe przytoczona hipoteza, pom ijając ju ż jej gołosłowność, nie j wytrzym uje krytyki. W iadom o bowiem, że, I całkiem przeciwnie, usunięcie wszelkich bodź­

ców zewnętrznych, trzym ających w napięciu zmysły i uwagę, sen sprowadza. Prócz tego nie poucza ona nas wcale, w ja k i sposób lu­

dzie, dowolnie zasypiający, podlegają działa­

niu tych bodźców peryferycznych.

In n y znowu badacz (Lender, 1871) główne znaczenie przypisyw ał nagrom adzaniu się we krwi dwutlenku węgla, który, pobudzając mozg, wywołuje sen. Podczas snu dwutlenek węgla zostaje wydalony i następuje równowa­

ga pomiędzy jego wytwarzaniem a wydziela­

niem. Przypuszczenie takie atoli dziwnem je st dla nas wobec faktu, że podczas snu ilość wydalanego z ustroju dwutlenku węgla mniej­

szą jest, niż w czasie czuwania, ja k również dlatego, że stan pobudzenia cechuje człowieka czuwającego, nie zaś w śnie pogrążonego.

Poczytywano również sen za narkozę, przez dwutlenek węgła wywoływaną, zapominając 0 ogromnej, różnicy, ja k a istnieje pomiędzy snem fizyologicznym, a otruciem za pomocą dwutlenku węgla.

W reszcie przypuszczano istnienie jakiegoś specyalnego ośrodka, którego drażnienie miało sen wywoływać.

Jakkolw iek usiłowanie objaśnienia przyczy­

ny snu za pomocą hipotetycznego grom adze­

nia się dwutlenku węgla w mózgu i całym układzie nerwowym podczas jego czynności, pozostąło tylko gołosłownem, na żadnych realnych, z praw dą zgodnych podstaw ach nie- opartem przypuszczeniem, niemniej jed n ak myśl zasadnicza tej hipotezy okazała się ra- cyonalną tak dalece, źe posłużyła za punkt wyjścia do dalszych co do przyczyny snu badań.

D urham , O bersteiner i Binz jednocześnie prawie wygłosili zdanie, źe podczas pracy ko­

m órek mózgowych w ytw arzają się kwasy, jako ostateczne produkty przemiany m ateryi w mózgu, że kwasy te wydalane zostają z p rą ­ dem ki wi nie z ta k ą szybkością, z ja k ą po­

w stają i wskutek tego następuje znużenie mózgu, zawieszające jego czynność aż do zu­

pełnego wydalenia tych chemicznie p orażają­

cych produktów drogą naczyń limfatycznych 1 krwionośnych.

O dtąd u k ła d a ją się podstawy teoryi che­

micznej snu, k tóra, wisząc, jakeśm y to przed chwilą widzieli, ju ż od dość dawna w powietrzu, ostatni swój wyraz znalazła w teoryi słynnego fizyologa P rey era, po dziś dzień wydatne w nauce posiadającej zna­

czenie.

I I I .

Gdy mięsień ulega po pracy znużeniu, w substancyi jeg o stwierdzamy zmiany fizycz-

(9)

WSZECHSWIAT. 9

ne i chemiczne, które, ja k już dziś napewno wiemy, są tego znużenia ostateczną przyczy­

ną. Je śli bowiem świeżo wycięty, dobrze jeszcze kurczliwy mięsień, nasycimy jedną z takich ponogenicznych (wywołujących znu­

żenie) m ateryj, traci on szybko swoję zdol­

ność oddziaływania na bodźce, w zwykłych w arunkach skurcz jego powodujące, choćby poprzednio wcale p racą wyczerpany nie zo­

stał. I przeciwnie, jeśli mięsień, nadm ierną p ra cą znużony, przemyjemy i w ten sposób uwolnimy od napajającej go, a szkodliwej dla jego czynności substancyi, spostrzegamy, że bez odpoczynku odzyskuje on swą zdolność kurczenia się pod wpływem odpowiednich bodźców. Toż samo zachodzi w żywym ustro­

ju , w całej jego m uskulaturze podczas pracy fizycznej. T u wszelako mięśnie znużone uwolnione zostają od substancyi, odbierającej im chwilowo zdolność dalszego funkcyonowa- nia, za pomocą dróg limfatycznych i krwio­

nośnych. T ą substancyą, k tó rą ze względu n a rolę, ja k ą znużenie odgrywa w ustroju, ostrzegając go przed nadm iarem pracy, klapą bezpieczeństwa nazwaćby można, je st kwas mleczny, a właściwiej pewna jego odmiana:

kwas param leczny czyli mięsomleczny.

Jakkolw iek zmiany, zachodzące w mózgu podczas jego czynności, czy to wskutek pracy ! umysłowej, czy zwykłego czuwania, nie są } jeszcze prawie wcale zbadane, niemniej je d ­ nak w ytwarzanie się tego samego kwasu mlecz­

nego w czynnym układzie nerwowym poczy­

tu je P re y e r za zasadniczą przyczynę snu.

Substancye, wywołujące znużenie, do których prócz kwasu mlecznego należy w części i krea- ty n a (R ankę), bardzo łatwo podlegają u tle­

nianiu i wskutek takiej własności swojej po­

chłaniają tlen, w hemoglobinie czerwonych ciałek krwi zaw arty, a niezbędny tkankom u stroju do ich życia i spełniania funkcyj w ła­

ściwych; zużytkowując go zaś na swoję ko­

rzyść, w strzym ują chwilowo pobudliwość i pracę mięśni i nerwów. E nerg ia pierw iast­

ków nerwowych stopniowo coraz bardziej słabnie, przechodząc przez wszystkie stadya, zwykły sen poprzedzające, aż nareszcie zupeł­

nie ustaje i wtedy mamy już sen prawdziwy, który trw a dopóty, dopóki cała ilość nagro­

madzonej w układzie nerwowym substancyi ponogenicznej nie zostanie utlenioną i wyda-

| loną z ustroju wraz z innemi produktam i przemiany materyi.

T ak się przedstaw ia w ogólnych zarysach

J teorya P reyera. Gdyby w nauce analogia posiadała siłę dowodu, nicby takiem u obja­

śnianiu istoty snu zarzucić nie było można.

Licząc się wszakże z rzeczywistością, z nie­

zbicie stwierdzonemi faktam i, przyznać trze­

ba, źe teoryi tej b rak dotąd dostatecznego uzasadnienia. Co więcej, napotyka ona mie­

lizny i rafy, grożące jej zupełnem rozbiciem.

Przedewszystkiem niepojętem jest, dla czego krew, odczyn alkaliczny posiadająca, nie zo­

bojętnia kwasu mlecznego. Gdyby zaś wsku­

tek długotrw ałej pracy narządów nagrom a­

dzać się w nich m iała nadwyżka tego osta­

tniego, z k tó rą krew uporaćby się nie mogła, to dodanie do krwi fizyologicznego roztworu soli kuchennej, nieco zalkalizowanego za po­

mocą węglanu sodu, powinno wstrzymywać sen na przeciąg co najmniej kilku tygodni.

Takie samo działanie wywieraćby musiało oddychanie powietrzem, obfitującem w tlen, lub przetaczanie krwi (transfusio), oba te bo­

wiem czynniki równoważyłyby u tratę tlenu, ponoszoną na bezużyteczny dla ustroju cel t. j. utlenianie kwasu mlecznego. Jeśliby śpiączka, ja k ą przy pewnych chorobach spo­

strzegamy, polegać m iała n a tych samych, co i zwykły sen; podstawach, każda z wspomnia­

nych trzech metod m usiałaby ją skutecznie zwalczać. Nic podobnego wszelako zauważyć się nie daje.

N ie zgadza się również pomieniona teorya ze skalą głębokości snu, o p artą na podsta­

wach doświadczalnych przez K ohłschuttera.

Badacz ten wykazał, źe w ciągu pierwszej godziny po zaśnięciu sen z początku szybko, później coraz wolniej się wzmaga, osięgając maximum swego natężenia po upływie pierw­

szej godziny. Począwszy od tej chwili, głę­

bokość jego zrazu szybko, potem zwolna słabnie, tak , iż w l ‘/ 2 godziny po zaśnięciu równa się już tylko */4, a w 2 godziny */8 czę­

ści największego swego natężenia. T aki stan rzeczy żadną m iarą z nużącem u kład nerwo­

wy działaniem kwasu mlecznego pogodzić się nie daje, ten ostatni bowiem w ustroju, w śnie pogrążonym, wcale albo w bardzo małych tylko ilościach, wskutek procesów życiowych, się wytwarza, rozkład jego natom iast odbywa się bez przerwy. Następstw em tego oczywi-

(10)

WSZECHSWIAT.

ście powinno być ciągłe zmniejszanie się głę- j bokości snu, a nie je j potęgowanie.

Z arzu ty powyższe przeciwko teoryi snu P re y e ra wymierzył a u to r nowej hipotezy, 1 z k tó rą zaznajom imy n a tem miejscu czytel­

ników W szechśw iata ').

IV .

Pom iędzy snem zwykłym, normalnym, a snem patologicznym — śpiączką, tow arzy­

szącą wielu chorobom ustroju, trudno dopa­

trzeć się innej różnicy, prócz ilościowej. Oba te stany polegają na osłabieniu, respective zawieszeniu czynności uk ład u nerwowTego; j e ­ śli zaś w śpiączce głębokość snu większą jest, niż zwykle, to nie ulega znów zaprzeczeniu, że i sen norm alny indywidualnie różnego je s t natężenia i może niekiedy dochodzić do zu.

pełnego odrętw ienia. W ychodząc z tego za- j łożenia, twierdzi Rosenbaum , źe zmiany, j a ­ kie znajdujem y w układzie nerwowym osób, zm arłych na choroby, w których jednym z głównych objawów je s t śpiączka (sopor, co- ma), z wszelkiem prawdopodobieństwem od­

nieść m ożna i do snu zwyczajnego.

Z aprzeczyć się nie da, źe je s t to dość śli- zka droga, z której, zam iast dotrzeć do p r a ­ wdy, bardzo łatw o zboczyć n a manowce.

Lecz je s t ona w kwestyi, tu nas zajm ującej, jedynie możliwa, albowiem wypadki śmierci podczas snu zwykłego są nader rzadkie i zresztą zmiany, w takich razach bai'dzo nie­

znaczne, tru d n e byłyby do uchwycenia. Tem się zapewne tłum aczy ta okoliczność, źe od­

powiednie zmiany w układzie nerwowym są nam po dziś dzień zupełnie nieznane. Lecz i dane, odnoszące się do zmian patologicz- ! nych, to je st tych, które trz e b a poczytywać za przyczynę śpiączki, tow arzyszącej różnym chorobom, ja k np. szkarlatynie, tyfusowi j brzusznem u, gruźlicy opon mózgowych, w strząśnieniu i zapaleniu m ózgu i t. d., ró ­ wnież nie odznaczają się dokładnością. G łó­

wnym ich brakiem je s t to, że nie są one upo­

rządkow ane według kolejnych faz choroby i dla,tego nie je s t wiadomem, jakim objawom towarzyszą różne zmiany. Pomim o wszakże

*) D r rned. E m a n u e l R o se n b a u m . W a ru m m iissen w ir schlafen? 1 8 9 2 .

tego pozornego chaosu, jed na zmiana stale zauważyć się daje we wszystkich chorobach, cechujących się obniżeniem czynności układu nerwowego, a je s t nią ilościowe wzmożenie zawartości wody w pierw iastkach nerwowych.

Tej właśnie zmianie wielu autorów przypi­

suje powstawanie zaburzeń psychicznych i wogóle nerwowych, jakie w wielu chorobach stale napotykam y. W spomnieć tu wypada, źe śpiączkę zwykle wtedy poprzedza stan wyprost przeciwny — pobudzenie układu ner­

wowego, bezsenność, niekiedy naw et bredze­

nie i konwulsye, pomimo to jednak w u k ła­

dzie nerwowym i wtedy znajdujem y nadm iar wody. Sprzeczny ten na pozór fakt bardzo łatwo jed nak wytłumaczyć się daje, jeśli wej­

rzymy nieco głębiej w różne stadya działal­

ności nerwów.

W stanie norm alnym nerw, przez pewien przeciąg czasu drażniony, traci, ja k wiado­

mo, znaczną część swej pobudliwości, ulega, ja k mówimy, znużeniu. A żeby go wtedy do czynności powołać, potrzeba ju ż bodźców znacznie silniejszych. Stadyum to nosi miano fizyologicznego osłabienia pobudliwości n er­

wowej. J e ś li drażnienie nerwu odbywać się będzie pomimo to dalej, nastąpi najpierw stadyum pobudliwości wzmożonej, z której nerw kolejno przejdzie w stadyum ostatnie — patologicznego osłabienia. Z każdego z po­

wyższych trzech stanów nerw może powrócić do stanu zwykłego, jeśli w nim znajduje się jeszcze jakikolwiek zapas siły utajonej.

W działalności nerwowej organizmu stadyum pierwsze odpowiada zwykłemu znużeniu, k tó ­ re się snem objawia i ustępuje pod wpływem jego orzeźwiającego wpływu. Jeśli ustrój, niebacząc na senność, k tó ra go o przełado­

waniu p racą ostrzega, czuwa z tem większem wytężeniem swej energii nerwowej, następuje stadyum drugie — nadpobudliwość, bezsen­

ność. W stanie zdrowia stadyum trzeciego—

obum ierania czynności nerwowej — nie napo­

tykamy; w chorobach wszakżeJ pod wpływem bodźców chorobliwych o niezwykłem niekiedy natężeniu stadyum pierwsze, a naw et i d ru ­ gie, może zupełnie być pominięte i wtedy od samego początku choroby będziemy mieli albo objawy podrażnienia, bezsenność i d rg a ­ wki, albo też odrazu upadek energii nerwo­

wej. Je śli tera z zważymy, że pomienione trzy stadya stopniowo tylko przechodzą jedno

(11)

N r 1. WSZF.CHSWIAT. 11 w drugie, tak, źe granicy ścisłej, ani czasu

trw ania każdego z nich wyznaczyć niepodo­

bna, zrozumiemy łatwo, że i zmiany, jakie w układzie nerwowym wtedy zachodzą, nie ulegają zasadniczemu przeistoczeniu.

W zm ożona ilość wody w pierw iastkach nerwowych, ja k ą stwierdzamy w wzmianko­

wanych powyżej stanach chorobowych, zga­

dza się zresztą z rezultatam i doświadczeń, jeszcze kilka dziesiątków la t tem u przepro­

wadzonych przez Schiffa i H arlessa na wy­

ciętym nerwie. Uczeni ci dowiedli, źe pobu­

dliwość nerwów zależną je s t od zawartości wr nich wody, w ten mianowicie sposób, że zwiększenie jej ilości obniża zawsze ich dzia­

łalność.

Y.

Z kolei nastręcza się pytanie, jak ie je s t źródło wody, wypełniającej pierwiastki ner­

wowe podczas śpiączki chorobliwej, ja k ró­

wnież i podczas snu normalnego?

Ź ródło to w obu wypadkach je st zupełnie odmienne. W chorobach woda powstaje, ja k wiadomo z anatom ii patologicznej, z krwi, i to w sposób trojaki: 1) wskutek zastojów w krążeniu krwi (opuchlina zastoinowa), 2) wskutek zmiany zapalnej w naczyniach krwionośnych (opuchlina zapalna) i 3) wsku­

te k wodnistości krwi, ja k np. przy błędnicy.

S ą to, ja k widzimy, czynniki anormalne, wy­

wołujące upośledzenie czynności układu n er­

wowego, śpiączkę chorobliwą, k tó rą też nie przy wszystkich napotykam y chorobach. In a ­ czej rzecz się m a z powstawaniem wody, m a­

jącej być zwyczajnego snu przyczyną. Ź ró ­ dło jej tkwić musi w zjawiskach, norm alnie w u stro ju zachodzących, w procesach chemi­

cznych, jak ie pod wpływem czynności fizyolo- gicznej się odbywają. W edług Rankego, pod­

czas p racy z substancyj mięśniowych wytwa­

rz a ją się produkty rozkładu, które przycią­

gają z krwi wodę do mięśni i nerwów. Z b a­

dań tego uczonego wynika, że krew żab, wprowadzonych w stan skurczu tężcowego, trac i pewien procent wody. Lecz oprócz tej mamy jeszcze inną przyczynę wzrostu zaw ar­

tości wody podczas czynności ustroju, a m ia­

nowicie odbywający się w tym ostatnim p ro ­ ces utleniania.

Zjawisko to polega na łączeniu się wdy-

1 chanego przez ustrój tlenu z substancyami

! organicznemi. P ow stają przy tem dwa ciała:

| z jednej strony dwa atomy tlenu, łącząc się

j z jednym atomem węgla, znajdującego się w organizmie, tworzą dwutlenek węgla, z drugiej zaś j eden atom tlenu z dwoma ato-

| mami wodoru, uwolnionego przez tlen ze

| swego połączenia z węglem, daje wodę. Sko­

ro ta ostatnia je s t niezbędnym wynikiem wszelkiej działalności organizmu, skoro zna­

ne badania doświadczalne, ja k również stre- , szczana tu przez nas hipoteza, czynią j ą od­

powiedzialną za znużenie ustroju, zaliczając j ą tem niejako w poczet substancyj ponoge- nicznych, przedewszystkiem tedy należy się dowiedzieć, ja k ą drogą, przy jakich w arun­

kach i w jakiej porze doby pozbywa się jej ustrój, by powrócić do równowagi. K w estyą i t ą zajmiemy się obecnie.

W iadomo, że główną drogą wydalania wo­

dy z ustroju są narządy moczowe. Pew na ilość wody zostaje wydaloną z ustroju ró­

wnież za pośrednictwem gruczołów potowych.

Wydzielanie potu, również ja k i moczu, zale- żnem je s t od ciśnienia, krwi w tętnicach i obie te wydzieliny, o ile się zdaje, czerpią wodę wyłącznie ze krwi tętniczej.

Trzeciem wreszcie, bardzo waźnem ujściem, lecz jedynie dla wody, wytwarzającej się, ja-

| ko produkt utleniania w ustroju, są płuca.

W ydychana, jako ogrzana p a ra wodna, nie

| pozostaje woda w żadnym stosunku do przyj - : mowanej w pokarm ach ilości płynu, zależną zaś je s t wyłącznie od ilości wykonanej przez ustrój pracy mechanicznej.

Ażeby zdać sobie zupełnie dokładnie spra­

wę z całego przebiegu procesu, za pomocą którego tkanki ustroju pozbywają się wody, musimy przyjrzeć się bliżej stosunkowi, ja k i pod względem zawartości tej ostatniej zacho­

dzi pomiędzy krw ią a tkankam i. W tym względzie nie zbywa nam n a danych, zdoby­

tych przez liczne badania. Okazało się, że

| krew posiada różną zawartość wody stoso­

wnie do wieku, płci i choroby. N ajbogatszą w części stałe je st krew noworodka, kiedy z wiekiem wzrasta je j wodnistość. K rew ko­

bieca wodnistszą je s t i uboższą w ciałka, niż krew mężczyzn jednego z niemi wieku. K rew żylna zawiera około 10% więcej części s ta ­ łych, niż krew tętnicza. Co się zaś tyczy n a­

rządów, obfitują one najbardziej w wodę,

Cytaty

Powiązane dokumenty

trójkącie? Długość przekątnej... Jej długość wynosi. Jest to tak s iln e sterowanie, że utrudnia ono obserwatorowi ocenę tego, w ja k ie j mierze uczniowie są

czy podejmie czy nie. Jak podejmie to będzie prosić o dokumenty. Gdy wszystko będzie dostarczone to wtedy nasza sprawa musi być rozstrzygnięta w ciągu miesiąca od tego

Tablice tego typu mog ˛ a by´c tworzone na podstawie bazy danych, proto- kołu wywiadu z ekspertem lub protokołu obserwacji danego procesu. pacjenci, jednostki czasu itp. W

Nagle Mary Ellen odwróciła się i poma- chała latarką, by przyciągnąć moją uwagę.. Wskazała na przytłumione światło

HistoriaAI—lata50-teXXwieku •ideeXIX-wieczne(iwcze´sniejsze):filozofia,logika,prawdopodobie´nstwo, badanianadfunkcjonowaniemm´ozguludzkiego

Pointą tego fragmentu, jak i całej antologii, jest zawarte w nim credo - odważne opowiedzenie się po stronie tradycji Pawłowej, po stronie tego, który schodził wprawdzie

Obok 20 krajów, w których hiszpański jest językiem urzędowym, występuje jako drugi język urzędowy w Portoryko (obok angielskiego) - nieinkorporowanym terytorium USA o

Wypiszcie co najmniej 10 czynności, które mogą znaleźć się w waszym