• Nie Znaleziono Wyników

Co to jest polski sylabotonizm?

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Co to jest polski sylabotonizm?"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

Kazimierz Budzyk

Co to jest polski sylabotonizm?

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 46/1, 123-152

(2)

CO TO JE S T P O L S K I S Y L A B O T O N IZ M ?

P rob lem sform ułow any w ty tu le je st problem em teoretycznym . Mieści on się w teo rii w iersza. Mimo to a rty k u ł te n w yp ły n ął z ko­ nieczności czysto prakty czny ch . In sty tu t B adań L iterack ich od k ilku la t opracow uje dzieło nazw ane roboczo Słow nikiem Term inów L ite ­ rackich, k tórego sam odzielną częścią są term in y z zak resu sylaboto- nizm u. P ra ca ta je st obecnie ta k bardzo zaaw ansow ana, że m ożliw e stały się pierw sze n ad nią dyskusje. N iniejszy a rty k u ł je s t w istocie jed n y m z głosów w pierw szej tego rodzaju dyskusji,"bardzo jeszcze w stęp n ej. Ta k o n k retn a sy tu a c ja leg ity m u je jego potrzebę, jego zakres, częściowo także jego c h arak ter.

D rugi wzgląd, k tó ry spow odow ał pow stanie niniejszego a rty k u łu w ynika z podobnej, acz sw oistej sy tuacji. Je ste śm y m ianow icie u p rogu Roku M ickiewiczowskiego, a więc w przed ed n iu sesji n au k o ­ wej, k tó rej p ro g ram p rzew id u je m. in. re fe ra t na tem a t w ersy fik acji M ickiewicza. S p raw y sylabotonizm u m uszą m ieć decydujące z n a ­ czenie dla c h a ra k te ry sty k i i oceny form w ierszow ych naszego w iel­ kiego poety narodow ego, s ta ją się zatem bardzo ak tu a ln y m tem atem rozw ażań naukow ych.

Trzeci w zgląd, rów nie k o n k retn y , je s t już o w iele szerszy. J a k wiem y, o statn ie p race Józefa S talin a stw orzyły znakom ite w a ru n k i rozw oju zain tereso w ań form ą a rty sty czn ą lite ra tu ry . N iek tóre in spi­ racje ow ocują całkiem k o n k retn ie także i u nas. Mimo to widać, że zasięg ich oddziaływ ania je st n a naszym g ru ncie jeszcze dość skrom ny. W ydaje się zatem rzeczą ja k najb ard ziej pożyteczną pod­ jąć p ró b ę rew izji n iek tó ry ch tra d y c y jn ie ustalon ych pojęć w e rsy fi- k acy jn y ch z p u n k tu w idzenia m etodologii m ark sisto w skiej, do n ie ­ d aw na n iezb y t łaskaw ej dla teorii w iersza, rzeczyw iście siln ie obcią­ żonej balastem form alistycznym .

(3)

124 K A Z I M I E R Z B T J D Z Y K

1

D y sk u sja n ad sylabotoniczną częścią Słow nika T erm inów L ite rac ­ k ich pow inna być poprzedzona rozw ażeniem ogólnych problem ów m etodologicznych, ty ch zwłaszcza, k tó re dotyczą p rzy ję te j tu teorii rzeczyw istości. P u n k te m w yjścia ty ch rozw ażań może stać się a r t y ­ k u ł w stęp n y z a ty tu ło w an y Stopa. T rzeba się zastanow ić n ad cha­ ra k te re m rzeczyw istości, do k tó re j „sto p a “ należy. Czy to je s t rzeczy­ w istość rea ln ie istniejąca, czy też je s t to sfera b ytów um ow nych?

A rty k u ł w stę p n y z a jm u je w tej spraw ie jasn e i zdecydow ane stanow isko. C zytam y w nim :

Iloczasowa stopa starożytna nie była jednostką rytmiczną, powstającą sam oistnie w danym języku, lecz była tworem metrycznym, powstałym w ramach pew nej struktury wierszow ej — w w yniku wspólnego działania dwóch czynników: prozodycznego (językowego) i rytm icznego (wierszo­ wego).

I dalej:

Nasza stopa akcentowa nie jest — podobnie jak starożytna — elem en­ tem sam oistnym i autonomicznym . Stopa istnieje jako elem entarny skład­ nik pew nego toku rytm icznego, pew nego ciągłego, jednolitego nurtu wersa. Sam oistnie nie m oże powstać, gdyż do jej życia potrzebne jest zgodne działanie dwóch czynników: językow ego i rytm iczn ego1.

W obydw u przy to czon ych defin icjach niepokoi przeciw staw ienie czynników językow ych, p rozodyjnych, czynnikom rytm iczny m , w ie r­ szowym . Czyżby czynniki ry tm iczn e nie b y ły rów nocześnie czynni­ kam i językow ym i? A czym że zajm o w ałaby się prozodia, gd yby nie analizow ała ry tm u rzeczyw iście istniejąceg o w języku?

To niesłuszne przeciw staw ien ie n ie w y d aje się p ro stą ty lk o po­ m yłką. Z p rzytoczonej d efin icji sto p y i z p rac szczegółow ych p u b li­ ko w anych jeszcze p rzed w o jn ą w ynika, że ry tm w iersza w y rażan y p rzy pom ocy stóp je s t u m ow nym schem atem , a więc bytem , k tó ry w rzeczyw istości nie istn ieje . Z arów no Siedlecki, ja k Z aw odziński w y raźn ie deklarow ali, że a n a lizu ją nie k o n k re tn ie istn iejący w iersz — sk ład ający się przecież z w yrazów , a nie stóp — lecz z a jm u ją się sch em atem m etry czn y m , k tó ry — on jedynie! — m oże być człon- k ow any na stopy. K o n sek w en tn a defin icja stopy pow inna by zatem m ówić o w zajem n y m oddziaływ aniu czynników językow ych, r y t­ m icznych i czynników w ierszotw órczych, m etry czn ych . W obecnej postaci przytoczona d efin icja stopy je s t chyba św iad ectw em niepo­

1 Cytat z artykułu Stopa, wchodzącego w skład Słow nika Term inów L ite­ rackich, przygotow ywanego obecnie do druku.

(4)

koju z pow odu nieuniknionej konsekw encji elim inow ania z tzw. m etry k i zjaw isk rytm icznych. Ten niepokój je st zapew ne przyczyną błędu, k tó ry należy n a jp ie rw popraw ić, żeby móc n astęp nie k o n ty ­ nuow ać dyskusję.

W ypadnie teraz zapytać, w jak i to sposób m ożna było stopę, elem ent realn ie nie istniejący, w yprow adzać z czynnika prózodycz- nego, a więc z k o n k retn ej rzeczyw istości językow ej? Zabieg te n i jego sk u tk i od razu n a su w ają obawy, już choćby przez to, że teo ria stopy, w zasadzie konw encjonalna, z konieczności m usi ulec zam ąceniu, skoro w jej skład m a w ejść czynnik rea ln ie istniejący. C zynnikiem

J

ty m je st oczywiście ak cen t językow y, bez którego stopa, n a w e t jako schem at, p rze staje cokolw iek znaczyć. J a k wiadomo, ak cen t istn ie ­ je w języ k u jak o ta k a tak akcentow any w yraz. N iezależnie od w y ­ razu czy poza w y razem akcent językow y nie m oże istnieć. Ale jak w prow adzić rzecz istn iejącą do schem atu, k tó ry rea ln ie nie istnieje? M etryści udow odnili, że zadanie to je st w p ełn i w ykonalne. Z am iast określić stopę jako cząstkę rzeczyw iście istniejącego ry tm u języko­ wego, p o tra k to w a li oni akcent jako zjaw isko zdem aterializow ane, a więc przyw iązan e nie do w yrazu, lecz do jego cząstki, pozbaw ionej sensu, w ydzielonej sztucznie z rzeczyw istości językow ej. W ten sposób m ożna było m ówić o akcencie jako o zjaw isku zw iązanym nie z w yrazem , lecz z sylabą, a rów nocześnie jak o o zjaw isku w spółtw o­ rzącym stopę. W edług om aw ianej teo rii sylaba akcentow ana tw orzy m ocną część stopy, n ato m iast sylaba lub sylaby nieakcen tow an e s ta ­ now ią słabą część stopy.

O ntologiczna niejednorodność podstaw ow ego pojęcia, jak im dla sylabotonizm u je st stopa, to tylko pierw szy sygnał w ew n ętrzn ej sprzeczności całej teorii. Nie tylko bow iem trzeb a było budow ać n ajm n iejszą jed n o stk ę schem atu przez odw ołanie się do a k cen tu realn ie istniejącego w języku, ale rów nież m usiano pogodzić się z tym , że obok stóp ab strak cy jn y ch , m etrycznych, istn ieją stopy kon­ kretn e, czyli stopy zestrojow e. W konsekw encji trz e b a było przyjąć, że obydw a te rodzaje stóp w spółdecydują o w artościach rytm iczn ych wiersza. W spółdecydują — ale jak? Co jest w ażniejsze, a co uboczne? Oto pytan ie, k tó re rozstrzyga o c h arak terze obecnej teo rii sy labo­ tonizm u.

S tw ierdzenie, że w k o n k retn y m w ierszu m am y do czynienia ze stopam i m etry czn y m i i ze stopam i językow ym i, stw orzyło specy­ ficzną opozycję ty ch zjaw isk. W w y padku gdy rzeczyw iście istn ie ­ jące w język u stopy zestrojow e p o k ry w ają się z teo rety czn ie założo­

(5)

126 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

n y m u kład em stóp m etryczny ch, o trz y m u je m y zgodność to ku r y t­ m icznego w iersza z ry tm e m językow ym . G dy zaś dw ie te jakości nie p o k ry w a ją się z sobą, m am y do czynienia z rzekom ym istnieniem to k u rytm iczneg o w iersza w b rew ry tm o w i językow em u. Zw ycięża a b strak cja, rzecz, o k tó rej w ie się, że w istocie nie istnieje, n a d rzeczą k o n k retn ie istn ieją cą i k o n k re tn ie w le k tu rz e w iersza realizow aną. Dochodzi do tego, że całe u tw o ry , n ieraz sporych rozm iarów , określa się jak o dak ty liczn e lu b anapestyczne, n a w e t w tak ich w ypadkach, gdy w rzeczyw istości językow ej, k tó ra w y p ełn ia te u tw o ry , nie w y ­ stę p u je ani je d e n d a k ty l lu b anapest.

Nie trz e b a z b y t w ielkiego w ysiłku, żeby dowieść, że sylaboto- nizm , jak o teo ria danego w y cinka rzeczyw istości, a więc jako jego ontologia, p rzek ształcił się w ten sposób w czystą speku lację sprzecz­ ną z e le m e n ta rn y m dośw iadczeniem . N a czym ta sp ek u lacja polega? W eźm y, jako k o n k re tn y p rzy k ład , M ickiew iczow skie Czaty. W szyscy w ersologow ie w y zn ający ab stra k cy jn ą , sprzeczną z rzeczy­ w istością teo rię „sto p y “ o k reślają ten w iersz jak o anapestyczny. Ma to więc być u k ład cząstek ry tm iczn y ch o k ształcie n astępującym : w v_/ _l (pierw sze dw ie sy lab y nieakcentow ane, trzecia akcentow ana). P rz ec iętn y czy telnik nigdy nie będzie w stan ie zrozum ieć, w jak i sposób m ożna o kreślać tok ry tm ic z n y w iersza p rz y pom ocy „ m ia ry “, k tó ra no to ry czn ie sprzeczna je st z ry tm e m językow ym . W istocie człow iek nie z n ający tej a b stra k c y jn e j teorii nigd y nie dom yśli się istn ien ia w ty m w ierszu to k u anapestycznego. N ikom u bow iem nie p rzy jd zie do głow y w y o d ręb n ian ie cząstek stano w iący ch -bezsens: „z ogrodo“, „w ej a lta “, „w ojew o“, „da zdysza“ itd.

W arto przypom nieć, że pozy ty w isty czn a teo ria w iersza zakładała u ro czy sty p ro te s t p rzeciw ko tego ro d zaju sam ow oli. N ajw y b itn iejszy jej przed staw iciel, K azim ierz W óycicki, p isał jeszcze w ro k u 1912:

W m etryce polskiej granica członu stale zlew a się z granicą wyrazu czy w yrazów [...]. Ż yw y rytm wiersza w ytw arza się ze stosunku całych w yrazów i grup w yrazowych, nie części w yrazów. Jeżeli w ięc poeta chce w prow adzić now y rytm, m usi go podać z uw zględnieniem akcentów gra­ m atycznych i granic w yrazów — czytelnik bowiem, idąc za przyzw yczaje­ niem nieprzezw yciężonym , będzie rozcinał w stęgę rytm iczną na części, interpretow ał rytm na podstaw ie tych dwóch czynników. Niech poeta pisze schem aty rytm iczne przy wierszu, u góry czy u dołu, niech je ozna­ cza, jak chce, nie mają żadnej wartości, jeśli ich uchem w wierszu w y ­ słuchać nie podobna. O cóż bowiem tu idzie? Nie o taki lub inny schemat, narzucony wierszom , lecz o żyw e stosunki rytm iczne, które ujaw niają się w mowie. Schem at rytm iczny nie może być dowolnością; m usi bezw zględnie

(6)

odpowiadać temu, co odnajdujemy w szeregu rytmicznym, jeżeli ma mieć znaczenie dla analizy rytm icznej, estetyczn ej2.

W yodrębnienie jed no stek rytm iczn ych nie m ających żadnego od­ pow iednika w językow ej rzeczyw istości u tw o ru nie je st jed y n y m sk utk iem spekulacji teo rety k ó w sylabotonizm u. P rzy jęcie teo rii „sto p y “ zm usza do stw ierdzenia, że olbrzym ia część w ierszy sylabo- tonicznych nie da się pom ieścić n aw et w ty ch a b stra k cy jn y c h ryg o­ rach. W konsekw encji trzeb a było tę teo rię rozluźnić, co doprow a­ dziło do niebyw ałego jej skom plikow ania. M usiało zatem pow stać l pojęcie „toku krzyżow anego“ . Znaczy to, że tok ry tm iczn y sobie, a ry tm ik a językow a sobie. Stw orzono zatem niezw ykle „ b o g a ty “, ale rów nocześnie całkow icie fikcy jn y problem badaw czy, którego rozw iązanie, bardzo pracochłonne, m iało doprow adzić do u sta le n ia w e w szystkich k o n k retn y ch w yp adk ach olbrzym iej ilości w ia ria n - tów tego rodzaju skrzyżow ań. Nie to zresztą je s t najw ażniejsze. O w iele bardziej isto tn y je st fakt, że pom yłka teo rety czn a a w an ­ sow ała w te n sposób do ran g i obiektyw nego p raw a rządzącego jako by rozw ojem w ierszy sylabotonicznych. Ów „tok krzy żow an y“ stał się k o n sty tu ty w n ą cechą polskiego sylabotonizm u.

N otoryczna niezgodność m ate ria łu poetyckiego z a b stra k cy jn ą teo rią sylabotonizm u postaw iła badaczy wobec konieczności fo rm u ­ łow ania dalszych „ p ra w “, k tó re są po p ro stu konsekw encją pom yłki teo retyczn ej. Z auw ażono m ianow icie, że duża część utw o rów sy la­ botonicznych w y m ija a b stra k c y jn ą teo rię stopow ą, szczególnie w po­ czątkow ej części w ierszy. Sform ułow ano zatem „ p ra w o “ polegające n a tym , że p ierw sza stopa każdego w iersza może zostać w ym ieniona na inną, rów now ażną. Z am iast jam b u w olno np. użyć tro cheja. Z a­ deklarow ano rów nocześnie, że m im o to ry tm stopow y nie został w ten sposób naruszony. Z arów no to „p raw o “, ja k i owa to w a rz y ­ sząca m u „d ek la ra c ja teo re ty c z n a “ jest czystą dowolnością, sprzeczną z e le m en ta rn y m dośw iadczeniem .

A nalogiczny c h a ra k te r m a tzw. p raw o k a ta lek sji i h ip e rk a ta - leksji. Poniew aż w iersze sylabotoniczne nie m ieściły się w form u le a b stra k cy jn e j tak że i w ew nątrz, a n aw et na końcu w iersza, sfo rm u ­ łow ano „p ra w o “, znow u sprzeczne z oczywistością, że nie je s t n a ru ­

2 K. W ó y c i c k i , Forma d źw ięk o w a prozy polskiej i w iersza polskiego. Warszawa 1912, s. 96. — Ten sam cytat na poparcie podobnego rozum owania przytacza Adam W a ż y k w książce Mickiewicz i w ersy fikac ja narodowa. Wyd. 2. (Warszawa) 1954, s. 189.

(7)

128 K A Z I M I E R Z B Ü D Z Y K

szeniem ry tm u od erw an ie od stopy jed n ej czy n a w e t dw u sy lab nie- ak cento w an ych (k atalek sja pojedyncza i podw ójna) lu b też dodanie do stopy jed n ej sy lab y nieak cen to w an ej. A więc d a k ty l (-£■ ^ pom niejszony o jed n ą sy lab ę n ieak cen to w an ą nie sta je się tro ch ejem ( J . u ) i nie n a ru sz a określonego ry tm u , lecz pozostaje n ad al d a k ty ­ lem , ty lko że „ k a ta le k ty c z n y m “ . Podobnie też jam b (»-> -L) pow ięk­ szony o je d n ą sylabę n ieak cen to w an ą nie s ta je się am fib rachem (w J- *u) i nie n aru sza określonego ry tm u , lecz n ad al pozostaje jam - bem , tylko że „ h ip e rk a ta le k ty c z n y m “.

O statnim w reszcie „ p ra w e m “ w pro w adzon y m do teo rii sylabo- tonizm u dla „w y tłu m a cz e n ia “ sprzecznej z n ią rzeczyw istości jest swoboda p osługiw ania się anakruzą, czyli odbitką. Znaczy to, że poecie w olno rozpocząć w iersz od sylab y n ieakcento w an ej i nie w liczać jej do ,•,m e tru “ . D zięki tem u rzekom o u rato w a n a została teo ria, m im o że w istocie... w bito w te n sposób o statni gwóźdź do jej tru m n y . T rzeba bow iem stw ierdzić, że stosow anie w szystkich w ym ie­ n ionych „ p ra w “ p ow oduje całkow itą dow olność elem en tarn ej k on­ sta ta cji. T rocheje sta ją się jam bam i, jam b y — am fibracham i, d a k ty ­ le — tro ch ejam i, p o w sta ją pozam etryczne peony różnych stopni. Z daw ałoby się, że w tej sy tu a c ji w yznaw cy teo rii sylabotonicznej b ędą zm uszeni u stąpić. Nic podobnego! P ow stało n ato m iast jeszcze jed n o „p ra w o “, p rzy zn an e sp ecjaln ie sylabotonizm ow i polskiem u, k tó re polega n a ty m , że je d n ą z jego isto tn y ch cech k o n sty tuty w nych , jest... dw uznaczność s tru k tu ry stopow ej. Czyli że w szystko może być „ n a p ra w d ę “ inaczej, niż się kom u m oże w ydaw ać, i w szystko m oże się w y daw ać nie tak , ja k je s t „ n a p ra w d ę “ .

P o d su m u jm y dotychczasow e w yw ody:

1. T eoria sylab o to n izm u w y k azu je podw ójne, sprzeczne w ew nę­ trz n ie założenia ontologiczne;

2. teo ria sy lab oton izm u ob w arow ana je st rzekom ym i „ p ra w am i“, k tó re nie służą w y ja śn ia n iu rzeczyw istości, lecz pozorow aniu w e w n ętrzn e j k o n sek w en cji system u, w istocie m ijającego się z kon­ k re tn ą rzeczyw istością;

3. teo ria sylabo to nizm u nie ty lk o nie je s t p rz y d a tn a do w y ­ jaśn ien ia rzeczyw istości, ale n a w e t uniem ożliw ia przeprow ad zenie jednoznacznych k o n sta ta c ji w try b ie n ajzu p ełn iej w stępnym , opisow ym .

P ierw szy i trz e ci z a rz u t nie w y m ag ają szczegółowej arg u m en tacji, gdyż ad oculos obnażają one n ied o sta tk i m etodologiczne teo rii w spo­

(8)

sób tak oczywisty, że w ystarczy sam o ich sform ułow anie, b y sobie uprzytom nić bezzasadność i sprzeczności w ew n ętrzn e teorii. Inaczej je st z ow ym i „ p ra w am i“, k tó re są dodatkow ym i elem entam i teorii.

J e s t rzeczą pow szechnie znaną, że form ułow anie p raw rządzą­ cych lite ra tu rą służy dwom głów nie celom. Po pierw sze: chcem y w te n sposób ukazać zw iązki przyczynow e danego zjaw iska z tym , co je d eterm in u je. Po drugie: p rag n iem y w yk ryć zasadę n arzu cającą rozw ojow i danego zjaw iska taki, a n ie in n y ch a ra k te r. W jed n y m i dru gim w ypadku dokonyw am y teoretycznego uogólnienia p ra k ty ­ ki, doprow adzam y do teoretycznego w yjaśn ien ia pow stającej i roz­ w ijającej się rzeczyw istości. T ak np. pow stanie ry m u półtorazgłosko- wego w poezji czarnoleskiej, jak rów nież w prow adzenie k lauzu li paroksytonicznej w y jaśn iam y przem ianam i zachodzącym i wów czas w ak cen tu acji języka. Stw ierdzam y, że K ochanow ski oparł obydw a w spom iane zjaw iska w ersy fik acy jn e n a u stalający m się wów czas akcencie w yrazow ym , k tó ry ju ż w ted y p ad ał na d ru g ą zgłoskę od końca s. P rzy k ład em p raw a rządzącego rozw ojem w iersza polskiego w okresie ren esan su je st stw ierdzenie, że now e treści ideow e oraz w y nik ające z nich now e zasady obrazow ania zm usiły poetów do n aruszenia, a w końcu do obalenia schem atycznej, średniow iecznej w ersy fik acji zdaniow o-rym ow ej i w ostatecznym w yn iku spow o­ dow ały p ow stan ie now ej w ersyfikacji, czysto sylabicznej, w k tó rej w ysu n ęły się n a czoło obrazow e i em ocjonalno-intonacyjne w artości języka.

P rz y jrz y jm y się teraz dodatkow ym „praw om “ w prow adzonym do teo rii sylabotonizm u. B yły to, ja k w idzieliśm y, p raw a n a stę p u ­ jące: p raw o to ku krzyżow anego, praw o w y m ian y pierw szej stopy danego w iersza, p raw o katalek sji, praw o hip erk atalek sji, praw o anakru zy. W poprzednim om ów ieniu pom inąłem jeszcze d w a inn e praw a, k tó re — dla k om pletu — p rzy tej okazji przytaczam : je s t to p raw o cezury, czyli swoboda przecin ania stopy p rzy pom ocy prze­ działu w yrazow ego, i praw o diarezy, czyli uzgadnianie końca stopy z końcem w y razu . O bydw a te „ p ra w a “ są w istocie elem en tam i sk ła­ dow ym i ogólniejszego „ p ra w a “ — toku krzyżow anego, w ym ienionego ju ż w yżej.

Ł atw o zauw ażyć, że w szystkie w ym ienione „ p ra w a “ ani n ie służą w y jaśn ien iu genezy odpow iednich zjaw isk literackich, ani też nie

3 Stw ierdzenie to form ułuję na prawach przykładu, nie wdając się w m e­ rytoryczne rozważania nad charakterem akcentu w polszczyźnie XVI wieku.

(9)

130 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

są p rzy d a tn e do w y k ry cia zasad rządzących rozw ojem lite ra tu ry . W istocie w ięc n ie są to żadn e p raw a, lecz p u ste hipostazy, k tó re p rzed o stały się do om aw ianej teo rii skądsiś z zew nątrz. Skąd? — o ty m za chw ilę pow iem y jeszcze p a rę słów osobno.

2

T rzeba stw ierdzić, że pow yższa p ró b a podw ażenia p rzy ję te j u nas teo rii sylabotonizm u nie je s t pierw sza, jak k o lw iek w cześniejsze p ró b y z pew nością n ie grzeszyły ko nsekw encją, n ie b y ły rów nież ta k daleko idące. W prow adzanie do teo rii sylabotonizm u a b stra k c y j­ nych „ stó p “, sprzecznych z ry tm e m języka, zaatak ow ane było, jak w idzieliśm y, ju ż w r. 1912 przez K azim ierza W óycickiego. Badacz ten dalek i b y ł je d n a k od konsekw encji, gdyż p ro te s t swój rozum iał jak o fo rm u łę n o rm aty w n ą, n a to m ia st w sam ej teo rii n a d a l posługi­ w ał się pojęciem „sto p y “ sprzecznej z ry tm e m języka. U znaw ał bow iem , że „w e w spółczesnej poezji [...] g ran ice stóp albo zlew ają się z g ran icam i w yrazów , albo p rz y p a d a ją w e w n ątrz słów “ 4. I cho­ ciaż W óycicki sądził, że ten d ru g i w y p ad ek nie w p ły w a n a zm niejsze­ nie w arto ści estetyczn ej w iersza, idąc za n o rm a ln y m to k ie m ry tm u językow ego tego ro d za ju w y p ad k i tra k to w a ł jak o zjaw iska w y ją tk o ­ we, w w iększej liczbie w ręcz niedopuszczalne.

R y g o ry sty czn y m p rzeciw nikiem a b stra k c y jn e j stopy, niezgodnej z ry tm e m języka, b y ł lin g w ista Łoś, a u to r znan ej k siążki p rze d ­ staw iającej sy ste m aty k ę w iersza polskiego od p oczątku jego dziejów. Łoś osądził bardzo surow o re z u lta ty w ysiłków pierw szy ch u nas p ra ­ w odaw ców m e try k i sylabotonicznej z przełom u X V III i X IX w ieku. S tw ierdził, że u leg li oni złudzeniu, że ju ż w ich p rzy k ład o w y ch p ró ­ bach p rzew ażają w iersze pozo rn ie-m etryczne, że poza zestrojam i akcentow ym i, rzeczyw iście istn iejący m i w język u, o sylabotonizm ie nie m a n a w e t co m ówić. P rzytoczyw szy u ry w k i ow ych „pozornie- -m e try c z n y ch “ w ierszy Łoś pisze:

Przykłady tych rodzajów w ierszy z łatw ością dadzą się sprowadzić do typów tradycyjnych, opartych na liczbie zgłosek i na użyciu średniówek; „m iarowy“ ich charakter w ystęp uje dopiero przy dobitnym ich skandow a­ niu, np. jamby: „okro- | pny żal || doda- | je w ie- | le m ąk“. Najnaturalniej w ychodzą — rozum ie się — w iersze trocheiczne i am fibrachiczne [...]. Tutaj bowiem dla uw ydatnienia stóp nie trzeba się uciekać do siekania w yrazów

!

1

(10)

w tym celu, aby pod jednym akcentem sztucznie jednoczyć cząstki do róż­ nych w yrazów należące i odcinać zgłoskę pienną akcentowaną od n ie ­ akcentowanej k oń ców k i5.

J a k z tego widać, Łoś, likw id u jąc pojęcie stopy akcentow ej sw o­ bodnie o dryw ającej akcentow ane i nieakcentow ane sylaby od w y ­ razów, do k tó ry ch one należą, w zasadzie unicestw ił sylabotonizm jak o osobny system w ersy fik acy jny . Dopuszczał on istn ien ie sylabo­ tonizm u w ram ach u k ładu sylabicznego tylko jak o ko nsekw encję średniów ki m odulującej ry tm ik ę w iersza. Tak np. Łoś stw ierdzał, że „w iersze 8-zgłoskowe [4 + 4] nieraz, i to od d aw na w naszej lite ­ ratu rze , u k ład a ją się stale w ry tm ie tro cheiczn ym “ 6. T rzeba p rz y ­ znać, że k ry ty k a Łosia poszła za daleko, jakk olw iek podstaw a, n a jak iej się oparła, je s t słuszna. Stanow isko Łosia z w ielkim te m p e ra ­ m en tem zaatak o w ał S ie d le c k i7, jakkolw iek zw alczał w nim to, czego tam nie było, a co form ułow ali dopiero jego następcy. Siedlecki za­ rzu cił m ianow icie Łosiowi, że w stosunku do w ierszy u zn aw an y ch za sylabotoniczne stosow ał on teorię „członów “, k tó re z n a tu ry rze­ czy nie są w stan ie stw orzyć regularności rytm icznej, skoro podpo­ rządkow ane są zm iennem u tokow i ry tm u językow ego. J a k w idzie­ liśm y, Łoś szedł o w iele dalej i sprow adzał w iersze sylabotoniczne do sy stem u sylabicznego, przez co zachow ał p ełn ą konsekw en cję p rzy ję te g o stanow iska, jak k o lw iek rzeczyw iście nie dostrzegał ist­ n ienia odrębnego sy stem u sylabotonicznego.

Z b y tn i ry g ory zm stanow iska Łosia nie p rz y ją ł się, chociaż rzuco­ n y przezeń posiew w y d ał dalsze owoce. Niesposób było zaprzeczyć istn ien ia w ierszy rządzących się zasadą reg ularno ści ry tm iczn ej, jak ko lw iek — z drugiej stro n y — nie zrezygnow ano ta k łatw o z tak iej koncepcji „ sto p y “, k tó ra by odpow iadała zestro jom ak cen to ­ w ym rzeczyw iście istn iejący m w języku. Nie p od ejm ując uogólnień teo retyczn ych now e to stanow isko zajął K lein er p rzy analizie b u ­ dowy w iersza M ickiew iczow skich Czatów i Trzech Budrysów . J a k w iem y, u tw o ry te uchodzą za sylabotoniczne, p rzy czym tw ierdzi się, że tok ich ry tm u je st an apestyczny ( ' -»w jl), m im o że zestroje

anap estyczn e an i razu tu nie w y stęp u ją 8. Podsum ow ując obszerną

5 J. Ł o ś , Wiersze polskie w ich dziejo w y m rozwoju. Warszawa 1920, s. 178. 8 Tamże, s. 339.

7 F. S i e d l e c k i , Studia z m e tr y k i polskiej. Cz. 1. W ilno 1937, s. 192—198. 8 Tak przynajmniej stwierdza sama D ł u s k a (Studia z historii i teorii

w ersy fik a c ji polskiej. T. 2. Kraków 1950, s. 88). W istocie mam y w Czatach

jeden anapest zestrojowy, jeśli oczyw iście uznamy tu w ogóle istn ien ie tego

(11)

132 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

analizę w ersy fik acy jn ą w ym ienionych u tw oró w K lein er u sta lił n a ­ stę p u ją cy sch em at m etry czny:

ssSs I sSs J| ssSs j sSs ssSs j sSs I sSs

W niosek brzm i n astęp ująco :

Budowa tej strofy opiera się nie na samej tylko równości ilościowej zgłosek, czyli na zasadzie sylabicznej, nie na samej ustalonej liczbie akcen­ tów silnych, co stanow i zasadę toniczności, w reszcie n ie na samej regular­ ności następstw a zgłosek akcentow anych i nieakcentowanych, upodobnia­ jącej w iersz do miarowej w ersyfikacji klasycznej; podstawą struktury jest nadto niezm ienność grup zgłoskow ych w obrębie każdego wiersza stanow iących całość słow ną (czasem jeden wyraz, czasem kilka słów: w o ­ jew oda, w eź mą torbę, tyle la t cię, i z tw ych ustek), inaczej stałość pewnych granic słow a [...]. Pow iedzieć można, że w iersze dzielą się regularnie na „cząstki“ m ające po sobie zawsze granicę słowną, a w tej strofie nadto m ające ustaloną liczbę sylab i ustalony stosunek akcentowy zgłosek przed granicą (Ss) i m ożna w prowadzić dla takiej budowy nazw ę „wiersza cząst­ kow ego“. Strofa w Czatach i w Trzech Budry sach jest w ięc utworzona z w ierszy sylabiczno-toniczno-cząstkow ych, zbliżających się przy tym do m iarow ości9.

Z a w a rtą tu ta j teo rię ry tm u m ilcząco przysw oił sobie Ważyk, stw ierd zając rów nocześnie, że je s t ona „zgodna z m aterialisty czn ą m eto d ą ro zum o w an ia“ . A n alizując w iersz Czatów, W ażyk pow tórzył k o n sta ta cję K lein era, pisząc że „szeregi głów ne sk ła d a ją się z peonów w y m ien ian y ch n a p o dw ójne tro c h e je i z am fib rach ó w “ 10.

Z re fe ro w a n a teo ria, aczkolw iek zalecana z tego powodu, że „zgod­ na je s t z m ate ria listy c z n ą m eto d ą ro zu m ow an ia“, okazała się jed n ak niezgodna z rzeczyw istością. W ykazała to D łuska p od ejm ując pole­ m ikę ze stano w iskiem K le in e ra k ilk a la t p rzed tem , zanim zaakcep­ tow ał je W ażyk. W cyto w an ej książce D łuska stw ierdziła, że w dzie­ w ięciu w ierszach Czatów (na łączną liczbę 56) r y tm peonow o-am fi- b rachiczny u lega załam aniu. D łuska w yciągnęła stąd n a stę p u jąc y w niosek:

Te m iejsca ostatecznie przesądzają spraw ę i z dwóch sylabotonicznych rytm ów tętniących w C zatach : czysto stopow ego anapestycznego i stopowo- zestrojow ego, składającego się z peonów III i amfibrachów, każą uważać pierw szy za p rym am y, a drugi za w yłaniający się w tórnie u .

toku. W wierszu 45 odcinek pośredniow kow y rozpoczyna się zestrojem : „jakiś bies“, który z powodzeniem daje się interpretow ać jako anapest ^

9 J. K l e i n e r , Mickiewicz. T. 2, cz. 1. Lublin 1947, s. 153—154. 10 A. W a ż y k , op. cit., s. 110.

(12)

Je st rzeczą zazw yczaj dość kłopotliw ą, jeśli ktoś, dem onstrując m aterialisty czn ą m etodę rozum ow ania, odsłania rów nocześnie n ie­ uniknion ą konieczność popadania w sprzeczność z rzeczyw istością. W ażyk p rze jął od K lein era form u łę rytm iczną Czatów nie licząc się z k ry ty k ą, jak ą w zw iązku z ty m p rzeprow adziła D łuska. D okład­ niejsza analiza w iersza w y kazuje ponadto, że k ry ty k a D łuskiej była n iew ystarczająca. Tok ry tm iczn y p rz y ję ty dla Czatów przez K lein era i W ażyka został w ty m u tw orze naru szony nie dziew ięć razy (jak chce D łuska), lecz szesnaście. J a k na u tw ó r liczący 56 w ierszy, byłby to pro cen t absolutnie uniem ożliw iający przyjęcie tezy K lein era i W ażyka, gdyż tak w ielka ilość odstępstw z pew nością obala u s ta ­ loną regułę. Jeszcze w ażniejszy jest fakt, że m etoda zastosow ana przez K lein era i W ażyka, aczkolw iek w zasadzie zgodna z rozum o­ w aniem m aterialistycznym , w olbrzym iej większości w ypadków w nieu nik nio ny sposób m usi prow adzić do sprzeczności z rzeczyw i­ stością. D ostrzegł to już Siedlecki, k ry ty k u ją c Łosia, na k tó ry m oparli się zarów no K leiner, ja k W ażyk. Siedlecki pisał:

Praw ie nigdy nie udaje się Łosiowi ująć jakiegokolw iek w iersza syla- bo-tonicznego w form ułkę regularnych „członów“ — w ycinków, co krok bowiem zachodzą w yłam ania się z tej sieci przedziałów m iędzywyrazo- w ych, w yłam ania się w płaszczyźnie jego koncepcji m etrologicznej n ie­ zrozumiałe, a w ięc i karygodne 12.

Co nie udaw ało się Łosiowi, nie m ogło udać się ani K leinerow i, ani też W ażykowi. Rzeczywiście bow iem każdy p raw dziw y poeta m usi liczyć się z bogactw em ry tm u językow ego, k tó re nie da się w tłoczyć w nużącą ja k k a ta ry n k a regularno ść sztyw no p rzy jęteg o wzorca. Taki sylabotonizm m usiałby n ieuchronnie doprow adzić do p rzek reślen ia poezji.

Czyżby zatem trz e b a było naw racać do teorii stopy a b s tra k c y j­ nej, rozry w ającej w y razy na cząsteczki pozbaw ione sensu, ty le tylko że uporządkow ane pod w zględem regularności akcentu? Skoro nie chcem y pow racać do fo rm alistycznych zasad rozum ow ania, skoro p odjęte p ró b y zastosow ania m etody m aterialisty czn ej najczęściej prow adzą, i m uszą prow adzić, do w yników sprzecznych z e le m e n ta r­ n ym dośw iadczeniem — w tak iej sy tu acji zdrow y rozsądek rad zi jeszcze raz odwołać się do p rak ty k i. Nie m a rad y — trz e b a więc jeszcze raz zanalizow ać chociażby owe C zaty M ickiewiczowskie, tak

(13)

134 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

sp o rn ie in te rp re to w a n e, i m oże u d a się w y k ry ć drogę w iodącą do bezbłędnych uogólnień, m oże dow iem y się w końcu, czym jest w istocie polski sylabotonizm .

J u ż pierw szy, bardzo w stępn y, a więc i b ardzo pow ierzchow ny k o n ta k t z M ickiew iczow skim i Czatam i w skazuje, że ry tm ik a w jak iś sposób określa budow ę w iersza. N ieuprzedzony czytelnik spostrzeże n iem al n aty ch m iast, że zasady tw orzące sy stem sylabiczny nie obej­ m u ją w szystkich re g u la rn ie w y stę p u ją c y ch tu zjaw isk. W spom niałem w yżej, że spostrzeg anie w ty m w ierszu to ku anapestycznego w y nik a ze sp ek u lacji teo rety czn ej, tw orzącej sztuczne zespoły sylab w isto­ cie pozbaw ione sensu. Ż aden p rze c ię tn y czy teln ik n ig d y .się nie do­ m yśli, że p o w in ien jak o b y w yodrębnić z całości tak ie u k ład y r y t­ m iczne ja k „w ej a lta “ i „da zdysza“ . R zeczyw ista analiza ry tm ik i m oże więc oprzeć się n a jed n o stk a ch ry tm iczn y ch fak ty czn ie istn ie­ ją c y c h w język u . I Słowem , ry tm w iersza nie je s t niczym in n y m jak ty lk o a rty sty c z n y m u k ształto w an iem rzeczyw iście istniejącego r y t­ m u języka. P od ty m w zględem ń iew ą tp liw ą ra c ję m ieli: W óycicki, Łoś, K lein er, słusznie też zasadę tę p rz e ją ł od n ich W ażyk. A skoro tak, trz e b a po p ro stu u w ażn ie odczytać te k s t w iersza i zobaczyć, k tó re e lem en ty ry tm u językow ego p o dporządkow ane zostały zasa­ dzie regularn o ści, k tó re zaś do tej zasady nie w chodzą. Odpow iedź na to p y ta n ie n ie p ow inn a być tru d n a , a co w ażniejsze: w każdym szczególe m oże być ona doraźnie spraw d zo na i korygow ana. P o d e j­ m u jąc pró bę now ego o d czytania Czatów, a b strah o w ałem od takiego czy innego s ty lu d eklam acyjnego, kiero w ałem się n a to m ia st potocz­ nym poczuciem językow ym , k tó re je s t w y razem e lem en tarn eg o ro zu ­ m ien ia tek stu .

Z g rubsza biorąc, w Czatach m ożna w yróżnić dw ie odrębne całostki rytm iczn e. J e d n a z nich tw o rzy człon siedm iozgłoskow y po­ w ta rz a ją c y się w w ierszach n iep a rzy sty c h (7 + 7), d ru g a zaś w y ­ p ełn ia n ieo d m ien nie w szystkie w iersze p arzy ste. Siedm iozgłoskow e człony Czatów m ieszczą się w trz e ch n a stę p u jąc y c h układach:

3 I. 1) -L. j JL ^ J ^ чи 2 ) 4W w чи ' w _L 4W 3) - L J u J. w J u l w 25 22 9 Razem — 56

(14)

Poniew aż spraw a, k tó rej pośw ięcam niniejszy arty k u ł, je s t d y ­ skusyjna, m uszę chy b a przytoczyć cały m a te r ia ł13, żeby dać czytelni­ kowi m ożliwość jego kontroli. A więc:

1) Л. w 1 _Ł W j u l u

w. 3 spojrzał w łoże swej żony, 9 czemu w sadzie przy bramie 11 Weź mi torbę borsuczą 13 W zięli bronie, wypadli, 17 Jedną ręką sw e oczy 17 kryła w puklach warkoczy 19 Drugą ręką od łona 21 m ówił do niej: „Kochana! 23 N aw et tw oje westchnienia, 23 naw et ręki ściśnienia 25 tyle lat cię kochałem, 27 tylko trzosem zabrzęczał, 29 tonąc w puchy łabędzie, 35 Bym cię w itał w estchnieniem 37 ona jeszcze nie słucha, 37 on jej szepce do ucha 45 „Panie! — kozak powiada — 45 jakiś bies mię napada,

47 zimny dreszcz m ię przechodził 49 „Ciszej, plem ię hajducze, 49 ja cię płakać nauczę! 51 Podsyp zapał, a żywo 53 „Wyżej... w prawo... pomału, 53 czekaj m ego wystrzału, 55 Kozak odwiódł, w ycelił,

2) \J \J jL w j JL\J w. 1 Z ogrodowej altany

1 wojew oda zdyszany 3 Odchyliwszy zasłony, 5 i rękami drżącemi 11 i jańczarkę hajduczą, 13 do ogrodu się wkradli, 15 Na darniowym siedzeniu 15 coś bieleje się w cieniu: 19 odpychała ramiona 29 „Co wieczora on będzie, 31 I z tw ych ustek różanych,

31 I z tw ych liców rumianych 33 przy księżyca promyku, 35 i pożegnał życzeniem

18 T ekst przytaczam w g wydania: A. M i c k i e w i c z . Dzieła. Wydanie Narodowe. T. 1. W arszawa 1948, s. 226—228.

(15)

136 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

39 Aż wzruszona, zemdlona, 39 opuściła ramiona 41 W ojewoda z kozakiem 41 przyklęknęli za krzakiem 43 I odcięli zębami,

43 I przybili stęflam i

47 Gdym półkurcze odwodził, 55 n ie czekając w ystrzelił

3) -L. I ^ j J L

w. 5 Wzrok opuścił ku ziemi 7 Wzrok od łoża odwrócił 7 w tył w yloty zarzucił 9 „Hej, kozaku, ty chamie, 21 Ten, ściskając kolana, 25 „Ja, choć z takim zapałem, 27 On nie kochał, n ie jęczał, 33 Ja na w iernym koniku, 51 sczyść paznokciem krzesiwo,

P a rzy ste w iersze Czatów w y k azu ją sześć następ u jący ch układów rytm icznych:

Znow u p rzy taczam cały m a te ria ł:

w. 2 B ieży w zam ek z w ściekłością i trwogą. 4 Pojrzał, zadrżał, n ie znalazł nikogo. 6 S iw e w ąsy pokręca, i duma. 14 K ędy szpaler altanę obrasta. 26 B ędę kochał i jęczał daleki;

28 Tyś m u w szystko przedała na wieki. 34 B iegę tutaj przez chłody i słoty, 36 Dobrej nocy i długiej pieszczoty!“ 38 N ow e skargi czy now e zaklęcia:

50 Masz tu z prochem leszczyńskim sakiewkę; 54 Pierw ej m usi w łeb dostać pan m łody“.

2 ) u u l u J u i . u ; w v_y w. 8 I zaw ołał kozaka Nauma.

12 I mą strzelbę gw in tów kę zdejm z kołka“. 11 10 2 2 2 4 ) - L ^ _L J J ^ w 5) -C ^ _Z_ J w w _Z_ j w 6)'-'-C i w I j Razem 28 1)

(16)

16 To siedziała w b ieliinie niewiasta. 20 Klęczącego u kolan mężczyzny.

22 Więc już wszystko, jam wszystko utracił! 24 Wojewoda już z góry zapłacił.

32 Mnie wzbronione słodycze wysysał. 40 I schyliła się w jego objęcia. 42 I dobyli zza pasa naboje,

46 Ja nie mogę zastrzelić tej dziewki; 3) ^ JL ^ j - L j w J. w

w. 48 I stoczyła się łza do panew ki“. 56 I ugodził w sam łeb — wojewody.

4) -L j JL J ^ _Ł j w w ^ w. 10 Nie ma nocą ni psa, ni pachołka?

52 Potem palnij w twój łeb lub w tę dziewkę 5) l u 1 X 1 u u Л и j WJ . U

w. 30 Stary łeb na twym łonie kołysał, 44 Prochu garść i grankulek w e dwoje.

6) u J. j J- w j w _i_ w j 4^ J_ w w. 18 I pierś kryła pod rąbek bielizny;

J e s t rzeczą zupełnie zrozum iałą, że w n iek tó ry ch w yp adk ach m ożliw a będzie nieco in n a in te rp re ta c ja rytm iczna, tam zwłaszcza, gdzie m am y do czynienia z zestrojam i akcentow ym i, w któ ry ch sk ład wchodzą w y razy jednosylabow e, z n a tu ry rzeczy atonizujące się. Będą to w y p adk i stosunkow o rzadkie, tego typu, ja k np. n astęp ujący: „coś b ieleje się w cien iu “, obok ry tm u : w w _l w | w _l w, m ożna przyjąć: u u l u и I i u , czy naw et: -L J ^ _ł w ^ j -L w. Albo: „I z tw y ch u stek ró żany ch “, obok ry tm u : ^ u j . w | o j . u , m ożna przyjąć: JL ^ I -L w I Kj -L . J a k się za chw ilę okaże, olbrzy­

m ia większość tego rodzaju a lte rn a c ji nie będzie m ia ła w pły w u n a ostateczne wnioski, jak ie w y n ik ają z przeanalizow anego m ate ria łu . Bez w pływ u na w nioski pozostanie rów nież kilka przy k ład ó w w y ­ m ienionych w grupie I, 3 o ry tm ie: jl ] ^ \j \ w -L k tó re m ożna by in te rp re to w a ć także jak o ^ -L vj | w _ł_ np. „W zrok opuścił ku ziem i“ . W gru p ie tej przew ażają zresztą przykłady, któ ry ch in te r ­ p re ta c ja jest całkiem bezsporna i zupełnie jednoznaczna.

W nioski w y n ikające z analizy ow ych 56 jed n o stek siedm iozgło- skow ych n arzu cają się same. (jJk ład ry tm iczn y w szystkich p rz y k ła ­ dów tej g ru p y w skazuje abso lu tną regularność ostatniego ze stro ju przed średniów ką lub p rzed końcem w iersza. W istocie n a w e t sy la- biczna fo rm uła nieparzy sty ch w ierszy Czatów jest b ard ziej skom pli­

(17)

138 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

kow ana, niż to się zw ykle p rzy jm u je . Z am iast ram ow ego 7 + 7 m am y tu bow iem k o n sek w en tn ie w y trzy m an e: 4 + 3 + 4 + 3. Tej re g u la r­ ności sylabicznej odpow iada sw oista reg u larno ść ry tm u , k tó ra pozo­ staw iając sw obodę w członach czterosylabow ych narzu ca identycz­ n y w y g ląd członów trzechsylabow ych. P osług ując się p rz y ję tą potocznie sym boliką, określim y te n w zorzec w sposób następ u jący : 00 0 0 I sSs (J ooOo j sSs.

N ie tak zu pełn ie p ro sto p rze d staw ia się ta sp raw a w p arzy sty ch w ierszach Czatów. S y labiczna fo rm u ła ty c h w ierszy brzm i: 4 + 3 + 3, z jed n y m , je d y n y m w y jątk iem , o k tó ry m za chw ilę. Człon czterosylabow y tu ta j rów nież zach ow uje sw obodę ry tm u . O bydw a człony trzy sy lab o w e zach ow ują ta k i sam u k ład , ja k poprzednio (sSs), jed n ak że m usim y odnotow ać tu ta j 22 w y p ad k i pozytyw ne, 1 6 w y p ad kó w ta k czy inaczej n eg aty w n ych. Z w y m ien ion ym i za­ strzeżen iam i m ożna u sta lić w zorzec n a stę p u jąc y : ooOo | sSs | sSs. N ajp ro stszym do w y ja śn ie n ia ok azuje się w y p ad ek n a jb ard ziej niew ątpliw ego załam an ia ry tm u . J a k w iadom o, Czaty kończą się d ram aty czn y m akordem , k tó ry g w ałto w n ie od w raca k ie ru n e k fab u ły przed staw io n ej w utw o rze. W szystko prow adziło do tego, że w oje­ w oda zastrzeli ko ch an k a sw ej żony, ona zaś p a d n ie pod k u lą kozaka, aż oto okazuje się, że zaszło coś w ręcz przeciw nego:

Kozak odwiódł, w ycelił, n ie czekając w ystrzelił I ugodził w sam łeb — w ojew ody.

N a ra sta ją c e n apięcie d ram a ty c z n e rozład ow ane zostało ku za­ skoczeniu czy teln ik a dopiero w o sta tn im słow ie tek stu . To ostatnie słowo zask ak u je rów nież ry tm icznie. U legła załam an iu sylabiczna fo rm u ła w iersza (4 + 3 + 3), co przyn iosło w efekcie zburzen ie doty ch­ czasowego to k u ry tm iczn eg o (...sSs | sSs).

W pozostałych pięciu w y p ad k ach m am y w p raw d zie załam anie ry tm u , ale n igdzie nie z n a jd u je m y n a ru sz e n ia średniów ki. Sam o zresztą załam anie ry tm u n ie w szędzie je s t jednak o w o silne. Oto p rzy ­ k ład y od n ajsiln ie jsz y c h do coraz to słabszych:

w. 10, N ie ma nocą ni psa, ni pachołka?

52 Potem palnij w twój łeb lub w tę dziewkę. 48 I stoczyła się łza do p anew k i“.

30 Stary łeb na tw ym łon ie kołysał, 44 Prochu garść i grankulek w e dwoje.

(18)

J a k należy w całej tej sy tu acji postąpić? Jed no w y d aje się pew ne: nie m ożem y chyba żadnego z pow yższych w ypadków uw ażać za uchybienie artystyczne, nie m ożem y np. mówić, że M ickiewiczowi nie starczyło inw encji, w obec czego m u siał popełniać błędy. Z h i­ storii lite ra tu ry wiem y, że żaden w ielki p oeta nie bił pokłonów przed bożkam i form y — przeciw nie, on n ad form ą w p e łn i panow ał i św iadom ie ją zm ieniał. N ie w iadom o jednakże, ja k tego rodzaju w yp adki ostatecznie kw alifikow ać: jak o przełam yw an ie w zorca czy też jak o jego m odulację, nie tw orzącą jeszcze now ej jakości. Osobi­ ście b y łby m skłonny p rzy jąć w w y padku Czatów tę d ru g ą e w e n tu a l­ ność, w obec czego w zorzec tego u tw o ru p rzed staw iałb y się w sum ie następująco:

ooOo j sSs j] ooOo I sSs ooOo J sSs ! sSs

D okonane w ten sposób uogólnienie niew ielkiego fra g m en tu p ra k ­ ty k i poetyckiej M ickiewicza przynosi ju ż częściową odpow iedź na pytanie, co to je s t polski sylabotonizm.LW św ietle przeprow adzonej analizy system sylabotoniczny nie je st system em zgłoskow o-przyci- skowym , lecz zgłoskow o-zestrojow ym . W prow adzając reg ularność ry tm iczną w szystkich l u b n i e k t ó r y c h t y l k o zestrojów , sy­ stem te n n iejak o autom aty czn ie w ydobyw a średniów kę silniej, niż m ieliśm y to w sy stem ie sylabicznym . D latego też m ożna b y w p ro ­ wadzić do d efin icji także i te n elem ent i nazw ać sy stem sylaboto­ niczny sy stem em zgłoskow o-średniów kow o-zestrojow ym . T rzeba je d ­ nakże pam iętać, że dopiero o statn i człon tej definicji w prow adza spe­ cyfikę tego system u w stosunku do sylabizm u. C hciałbym to pod­ kreślić ja k n ajd o b itn iej, gdyż poprzednia k w alifik acja sylabotonizm u nieuchro nnie prow adziła d o .z a ta rc ia różnic m iędzy sy stem em sy la ­ bicznym a system em sylabotonicznym . J e s t rzeczą n a d e r c h a ra k te ­ rystyczną, że Zaw odziński w sw ym o statn im dziele, opublikow anym pośm iertnie pt. M etryka-szczegółow a 14, w istocie w łączył cały n ie­ m al sylabizm do system u sylabotonicznego. Jeżeli w y ró żnikiem sy la ­ botonizm u m a być regu larn o ść akcentów (pow iedzm y ściślej: re g u ­ larność w szystkich lu b n iek tó ry ch akcentów ), stabilizacja a k cen tu przedśredniów kow ego i ak cen tu klauzu li w w ierszach sylabicznych kw alifikow ała je au tom atycznie jako sylabotoniczne. Z u p ełn ie in a ­ czej p rzed staw ia się ta spraw a, gdy przyjm iem y, że w yró żnik iem

14 K. W. Z a w o d z i ń s k i , M etryka szczegółowa. J est to cz. 2 tomu pt.

(19)

140 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

system u sylabotonicznego je s t regu larno ść w s z y s t k i c h l u b n i e k t ó r y c h z e s t r o j ó w . Do tej k ateg o rii nie m ożna bowiem w łączyć w ierszy sylabicznych, k tó re sta b iliz u ją nie zestroje, lecz ak cen t — n a jp ie rw w klauzuli, a p otem tak że w członie przed - średniów kow ym .

P ro b lem ściśle teorety czny , k tó ry tu ta j poruszam , m a niezw ykle żyw ą ak tualność h isto ry czn o literack ą. D w ie w yżej przeciw staw ione sobie definicje sylab o ton izm u pro w adzą bow iem do dw u całkow icie odm iennych k oncepcji h istoryczn oliterackich , zarów no p rzy o kre­ ślan iu genezy, ja k i p rzy fo rm u ło w an iu p ra w rządzących lite ra tu rą . K w alifik u jąc sylabotonizm jak o sy stem zgłoskow o-przyciskow y m u ­ sim y w y prow adzać go z sylabizm u. A przecież w iem y dobrze, że sylabizm poezji K ochanow skiego b y ł w istocie zw ycięskim odrzuce­ niem ryg o rów sylabotonizm u m elicznego • średniow iecznych pieśni religijn ych. W iem y rów nież, że sylabotonizm M ickiew icza pow stał p rzed e w szystkim jak o w y n ik podniesienia do w yżyn a rty z m u sy la­ botonizm u pieśn i lu d ow y ch (na razie p o m ijam tu zaw iły problem w pływ ów m e try k i g r e c k ie j'i łacińskiej). W żaden sposób nie da się w yprow adzić sylabotonizm u M ickiew icza z klasycznej sy labik i poezji starop o lskiej. Z tego co w iadom o o sylabizm ie sam ego M ickiewicza, o rie n tu je m y się, że w ielk i p o eta ro m an ty czn y rozszerzał te re n dzia­ łan ia zasad w y stę p u ją c y ch ju ż u K ochanow skiego. B yn ajm n iej nie by ła to droga pro w adząca do sy la b o to n iz m u .’W iem y, że sylabizm czarnoleski b y ł zgłoskow o-średniów kow o-przyciskow y. P rzyciskow y w ty m sensie, że p ierw szy K ochanow ski w pełni u stabilizo w ał akcent k lauzuli, b y n a jm n ie j zresztą nie n a rz u c a ją c jej jednoliteg o ry tm u ze­ strojow ego. P o d p ió rem M ickiew icza i in n y ch poetów ro m antycznych ak cen t częściowo u stab ilizo w ał się tak że i w członie p rzed śred nió w - kow ym , p rzy czym p odejm ow ano p ró b y zw olnienia średniów ki z fu n k c ji stałej k o n sta n ty m etry czn ej 15. S tab ilizacja ak cen tu — czy to w języku, czy w końcow ych częściach odcinków w iersza — stw a­ rzała określone ty lk o w a ru n k i dla rozw o ju te n d e n c ji sylabotonicz- nych, niem niej je d n a k sam a przez się nie była i nie m ogła stanow ić ich zapoczątkow ania) G eneza sylabotonizm u w iąże się przed e w szyst- I kim z reg u larn o ścią ry tm ic z n ą m elodii w pieśniach. S k u tk i n ie w ą t­

p liw ie istn iejącego n aślad o w n ictw a m etró w an ty czn y ch z jed nej stro n y były czynnikiem epizodycznym , z dru g iej zaś ograniczane

15 Por. w tej sprawie: W. B o r o w y , Studia i rozpraw y. T. 2. Wrocław 1952, s. 275—276.

(20)

były od razu w sk u tek n ap o ru obcego im m ateriału językow ego. W du­ żym stopniu były to złudzenia poetów i nieporozum ienia zaw inione przez refo rm ato ró w w iersza. S tw ierdzenie tych złudzeń i nieporozu­ m ień pow inno by ostrzec now oczesnych badaczy p rzed norm atyw ną, sprzeczną z językiem teo rią stopy, i aż dziw, że nie w yciągnięto stąd należy tych wniosków. T ak np. D łuska (idąc w ty m w y pad ku za Łosiem) zanalizow ała szczegółowo in te n c je w ersyfikacy jne B rodziń­ skiego, św iadom ie zadeklarow ane w dodatkach do ro zp raw y Elsnera, i porów nała zam ierzony wzorzec z rzeczyw istym tokiem ry tm iczn y m w iersza. W arto przytoczyć za D łuską ‘przy n ajm n iej fra g m en t tego zestaw ienia:

W Z O R Z E C B R O D Z I Ń S K I E G O R O Z C Z Ł O N K O W A N I E R Y T M I C Z N E

Z estaw ienie to o p a tru je D łuska kom entarzem n astęp u jącym :

Brodzińskiemu naw et do głowy nie przychodzą amfibrachy, tak w ła­ ściw e naszemu językowi, a tak mało używane w starożytności. U siłuje on w tłoczyć 8-zgłoskow iec w ramy daktyliczno-trocheiczne, ale to mu się nie udaje: wiersz wpada w inne rozczłonkowanie le.

W dalszych w yw odach D łuska po w ielekroć jeszcze grom adzić będzie m ateriał, z którego w ynika, że czytelnik nie je s t w stanie dostrzec abstrak cy jn eg o ry tm u stopow ego i zawsze po d d aje się dzia­ łaniu rzeczyw istego ry tm u języka. M imo licznych tego ro dzaju stw ierdzeń ,,sto p a“ nadal je s t podstaw ą teorii w ersy fik acy jn ej autorki.

T rzeba stw ierdzić, że niezależnie od złudzeń poetów i nieporozu ­ m ień zaw inionych przez d aw nych refo rm ato ró w w iersza, n a obecną teorię sylabotonizm u złożyły się rów nież nieporozum ienia i pom yłki zaw inione przez badaczy. P om yłki te w idać choćby ju ż z p rze p ro ­ w adzonej wyżej analizy M ickiew iczow skich Czatów. P rz y jm o w a n y dla tego u tw o ru tok anapestyczny nie da się stw ierdzić n a w e t n a g runcie ow ych ab strak cy jn y ch teorii. S p ró b u jm y p rzy m k n ąć oko n a tw orzenie całostek rytm iczn y ch złożonych z sylab pozbaw ionych

(D A K T Y L I C Z N Y ) N A T U R A L N E

Czucie i | m iłość tak | błoga Mówić za- I częła wśród | łona, Chciałam nieść j uścisk do | Boga, Ziemię w m e ! objąć ra- I miona.

Czucie ' i miłość j tak błoga Mówić J zaczęła | wśród łona, Chciałam nieść uścisk ! do Boga, Ziem ię ! w me objąć | ramiona.

4

(21)

142 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

sensu. Zgódźm y się także z reg u łą h ip erk a ta lek sji, k tó ra rzekom o nie n a ru sz a u stalonego w zorca. Cóż się w tedy okaże? K onsekw entne w yod ręb n ienie an ap estó w m ożliw e będzie w w ierszach o n a stę p u ją ­ cym to k u rytm iczn ym :

Pozostałe, rzeczyw iście istn iejące u k ład y ry tm iczn e uniem ożli­ w iają k o n sek w en tn ą realizację anap estó w stopow ych n a w e t w r a ­ m ach owej a b stra k c y jn e j teorii. N a 28 n iep a rzy sty c h w ierszy Cza­

tó w reg u larn o ść a n ap esty czn ą w y k azu je zaledw ie 6. Na tyleż w ie r­

szy p arz y sty ch — an ap estycznie re g u la rn y c h je s t 12. W ‘sum ie nie d aje to n a w e t Уз w szy stk ich w ierszy Czatów. S k ąd się bierze ta za­ sk ak u jąca o bserw acja?

Rzecz polega n a tym , że m etry śc i p rag n ący o dkryć w w ierszu to, ^czego.w nim w istocie nie m a, re z e rw u ją sobie n iezw y k ły liberalizm w k o n sta to w a n iu ro zk ład u akcentów . D w a notoryczn e tro ch eje

(J- ^ J JL \j) c z y ta ją oni w te n sposób, że p rz y tłu m ia ją akcent

pierw szego, u z n a ją go m etry cz n ie za n ieistn ie ją c y i w w y n ik u ta ­ kiego zabiegu u z y sk u ją a n a p est (w Dow olność ta w y d a je się niedopuszczalna. P o w o d u je ona, że w y m y k a się jak ak o lw iek rac jo ­ n a ln a p o dstaw a do p ierw iastkow ego stw ie rd z en ia faktów . A kcent gram aty czn y, w yrazo w y tra k tu je się tu ta j na ró w n i z akcen tem po­ bocznym , a w d o d a tk u w prow ad za się dow olne in to n acje dek lam a- cyjne. W te n sposób m ożna stw ierd zać realizacje n ajw y m y śln iejszy ch schem atów stopow ych. J a k iż g w a łt trz e b a zadać językow i, żeby odczytać an ap est w w ołaczu: „H ej, k o zak u“, albo w n a stęp u jący ch fra g m en ta ch zaczerp n ięty ch z tychże C za tó w : „I p ierś k r y ła “ ; „Ja, choć z tak im [zapałem ]“ ; „N ie m a nocą n i p s a , “ ; „I ugodził w s a m ł e b “ .

W te j sy tu a c ji uleg a zachw ianiu d efin icja n a w e t owej a b s tra k c y j­ nej stopy. J e s t to sztuczna k o n stru k c ja w e rsy fik a cy jn a — niech b ę ­ dzie. A le przecież tw ierd z i się, że p o w sta je ona w w y n ik u w spólnego działania dw óch czynników : prozodycznego (czyli językow ego) i m e­ trycznego (czyli w ierszow ego). B y tę defin icję m óc jednoznacznie utrzy m ać, trz e b a się zdecydow ać, ja k ie czynniki językow e w p ro w a ­ dza się do tego rac h u n k u . J e śli je s t to a k c en t językow y, zw łaszcza głów ny, gram atyczn y , toć przecież nie m ożna go dow olnie z tego rac h u n k u usuw ać. A k centy zaś d ek lam acy jn e w ogóle nie m ogą być

(22)

tu ta j w prow adzone, są to bow iem zjaw iska poza językow e, m im o że realizu ją się w m owie. I ta k ju ż niebezpiecznie dużą dow olnością je st całkow ita swoboda posługiw ania się w tej teo rii akcentem po­ bocznym. T w ierdzi się bowiem , że istn ieje on tylk o o tyle, o ile zgo­ dny je st z k o n stru k c ją stopy, pom ija się n ato m iast m ilczeniem jego istn ienie wszędzie tam , gdzie sw oją obecnością uniem ożliw iałby po­ w stanie stopy. Je śli dana teo ria m a m ieć c h a ra k te r ontologiczny, m usi ona zupełnie jednoznacznie w ypow iadać się o istn ien iu z ja ­ wisk, k tó ry ch je s t uogólnieniem . W przeciw nym razie w chodzim y na g rząski g ru n t zu pełnie dow olnej spekulacji.

Poniew aż om aw iana sp raw a jest decydująca dla oceny obecnej teo rii sylabotonizm u, chciałbym jeszcze w prow adzić nieco m ate ria łu dowodowego. W w ydanych niedaw no Studiach z w e rs y fik a cji pol­

skiej Zaw odzińskiego zn ajd u jem y rozp raw k ę pośw ięconą w e rsy fi­

k acji Dożywocia. A u to r tw ierdzi, że

Dożywocie jest napisane tetrapodią trocheiczną, czyli (mówiąc po pol­

sku a zarazem jeszcze ściślej) — 8-zgłoskowcem, w którym akcenty w yra­ zowe oraz (przy zbiegu kilku w yrazów jednozgłoskowych) logiczne przy­ padają na m iejsca nieparzyste [...]. Ten wiersz, charakteryzujący się, jak widzim y, stałą ilością zgłosek i uporządkowaniem m iejsc akcentowych, w ięc należący do sylabiczno-tonicznego system u w ersyfikacyjnego, został zastosowany przez Fredrę z w ielką regularnością: na 1942 w iersze utworu n aliczyliśm y zaledw ie tylko 30 wierszy nie odpowiadających powyżej okre­ ślonem u schem atowi; z nich jednak w iększość da się do tego schem atu sprowadzić drogą nie w ym agającego w ysiłku przeniesienia akcentu z m iej­ sca, na którym się go w ogólnopolskiej m owie w arstw kulturalnych u m ieszcza17.

Tyle Zaw odziński. D la przygodnego a rty k u łu n ie m ogłem , rzecz jasna, kontrolow ać całego te k stu Dożywocia, ow ych 1942 w ierszy. P rzean alizo w ałem jed n a k 100 w ierszy i znów w y nik i są co n a jm n ie j zaskakujące. P rzed e w szystkim spostrzegłem w 13 w ierszach z e stro je jam biczne, ja k w iadom o, b ardzo rzadkie w polszczyźnie. Oto p rzy ­ kłady:

[I żadnemu ani w głowie,] w. 25 Z e к t o ś kupił jego zdrowie —

30 T a k j e s t , tak, fiut! — w ielka strata! 39 A n a s z Leon?

44 I с ó ż jeszcze?

49 J a g r y ganić nie mam prawa: 59 O d k a r t dawać zwyczaj dawny.

(23)

144 K A Z I M I E R Z B U D Z Y K

60 O d k a r t — dziesięć — piękny wziątek! 88 B y s t r z e g ł jakby oka w głowie.

[Jam ci bow iem dał dochody,] 100 C o m a s z teraz —

7 To czuw anie noc w n o c prawie, 8 Te hulanki, t e n t o k życia, 27 Szasta, szasta, a r a z w grobie — 40 Pił, pił?

F I L I P

J a k s m o k .

Ł A T K A

J a k s m o k ? B o ż e 18.

N iezależnie od zestro jó w jam biczn ych (nb. nie ty lk o w nagłosie w ierszy), k tó ry c h z pew nością nie da się sprow adzić do ustalonego przez badacza schem atu, zauw ażyłem ze stro je jednosylabow e tuż obok z sobą sąsiadujące. Z nów przy taczam przyk łady :

w. 32 A j , a j , kłopot! Cóż robili 40 P i ł , p i ł ?

[Chciałby dzielić, w ziąść połowę,] 72 C o, d n i e m , nocą, łam iąc głowę,

[Biedny sługa gdzie skorzysta?]

30 Tak jest, t a k , f i u t ! — w ielka strata! 11 N ie ma w iele. — A j , a j , bieda, 33 Na tej uczcie? F I L I P C o ? Ł A T K A CO ? F I L I P Pili! 66 Ów dziesiątek. — C o? — j a k ? — wszędzie

W p rzy k ła d ac h ty ch m am y now ych pięć w ierszy (dwa z p rzy ­ toczonych d u b lu ją się z w y m ieniony m i w yżej), k tó re w y k a z u ją od­ stęp stw a od rzekom ej re g u ły trocheicznej. R azem m am y w te n spo­ sób 18 w ierszy na 100 przean alizow an ych . D opiero resztę zagorzały m e try sta m oże podciągnąć do reg u ły trocheicznej, oczywiście w ra ­

18 Cytuję za wyd.: A. F r e d r o , Dożywocie. Opracował Zygm unt S z w e y ­ k o w s k i . W arszawa 1949. B i b l i o t e k a P i s a r z y P o l s k i c h i O b ­ c y c h , nr 13.

(24)

m ach ab stra k cy jn e j teorii stopy. Tak w ysoki p ro ce n t odstępstw sam przez się w yklucza zaliczenie w iersza Dożywocia do system u sylabo- tonicznego. T rzeba bow iem pam iętać, że m am y tu do czynienia z n o r­ m alny m dla polszczyzny tokiem trocheiczno-am fibrachicznym , że więc je s t to cecha języka, a nie w e rs y fik a c ji W p rzeanalizow anym fragm encie Dożywocia m am y zaledw ie 30 w ierszy o ściśle trocheicz- n ym ry tm ie językow ym , w łączając w to tzw. dy tro che je, a więc w y razy czterozgłoskow e o to k u trocheicznym . Pozostałe w iersze z p rzeanalizow anej setk i o p e ru ją zestro jam i różnego k ształtu , p rzy czym w żadnej pozycji nie d a się stw ierdzić reg ularno ści zestrojow ej. N ie m a je j an i w klauzuli, an i w członie przedśredniów kow ym , an i gdziekolw iek indziej. T ak w ięc m am y tu do czynienia z n a jz w y k le j­ szym sylabow cem ty p u 4 + 4, a więc zatem z w ierszem daw nym , którego nie w łączaliśm y w cześniej do system u sylabotonicznego.

Tym czasem w niosek Zawodzińskiego brzm i następująco:

W każdym razie nieznaczna ilość odstępstw, liczbowo w yrażająca się w paru promille [...] świadczy o wyraźnym i dokonanym dokładniej niż u w ielu w spółcześników zamiarze Fredry użycia w iersza sylabiczno-tonicz- nego, który jeszcze był w ów czas nowością w poezji polskiej: m inęło za­ led w ie ,la t kilkanaście od chw ili, gdy istota sylabiczno-tonicznego wiersza została sform ułowana przez teoretyków , a zachęceni przez nich poeci (Bro­ dziński, Zaleski) podali pierwsze jego przykłady. Początek tej reformy w ersyfikacyjnej zbiega się z początkiem naszego romantyzmu i jeślibyśm y przechylenie na stronę wiersza sylabiczno-tonicznego m ogli uważać za cechę rom antyczną, byłby to jeszcze jeden dowód za w ysuw aną gw ałtow ­ nie w naszym stuleciu, ale dość słabo uzasadnioną tezą: „Fredro — rom an­ tykiem “ 19.

Nie w iem , czy F redro, pisząc Dożywocie, osobiście m iał jak ie k o l­ w iek złudzenia co do sylabotoniczności użytego w iersza. W każdy m je d n a k razie złudzeń ty ch n ie pow inien b y ł żyw ić Z aw odziński. Św iadczą one n a w e t nie o popełnionych błędach, lecz o całkow itej dowolności od razu ju ż sam ych k ry te rió w opisowych, służących k o n ­ s ta ta c ji faktycznego sta n u rzeczy.

M ówiąc o tego ro dzaju dow olnościach niesposób oprzeć się chęci przyp om n ienia znakom itej p aro d ii napisan ej n a te n te m a t przez Borowego. A u to r przenosi n as w odległą przyszłość w czasy, k tó re poprzedził żyw iołow y k atak lizm u n icestw iający w szystkie zbiory biblioteczne i w szystkie te k s ty poetyckie w języ k u polskim . G ru p a u czonych-slaw istów p ostanow iła odtw orzyć zasady w e rsy fik a cji

19 K. W. Z a w o d z i ń s k i , op. cif., s. 362.

(25)

146 K A Z I M I E R Z B U D Z V K

polskiej. W pew n y m m om encie zostają oni olśnieni decydującym dla sp raw y znaleziskiem . W ru in a c h jed n ej ze szkół odnaleziono tablicę, na której k red ą w y pisan y jest n a stę p u jąc y dw uw iersz:

Jak srogo lew ogonem rusza, Tak w ptaku podskakuje dusza.

Je d e n z uczonych orzekł, że oczywiście m am y tu do czynienia z 9-zgłoskowcem rym ow anym , k tó ry św iadczy o tym , że wówczas panow ała e ra w e rsy fik a cji sylabicznej. D rugi slaw istà uzu p ełn ił w y ­ w ody p o p rzed n ika o d k ry w ając w tym d w uw ierszu istn ienie dw u re ­ g u larn y c h średniów ek. Jego zdaniem , sylabiczny wzorzec tego w ier­ sza nie ogranicza się do k o n sta n ty zgłoskow ej i stabilizacji akcen tu w klauzuli, lecz dysp on uje dodatkow o rozczłonkow aniem w ew n ętrz­ n y m na ,,ró w n o d łu gie“ cząstki w edle schem atu: 3 + 4 + 2.

Obydwa te w yw ody — pisze dalej Borowy — zostały uznane za krótko­ wzroczne przez slaw istę nr 3. Szanowni koledzy — m ówił — zostali za- sugestionow ani schem atami sylabizmu, z którym m ieli do czynienia w innym m ateriale językowym ; tym czasem mamy tu najoczywiściej do czynienia z system em w ersyfikacyjnym sylabiczno-m iarowym , m ianow icie z powtarzającym i się najregularniej amfibrachami: kto by w ątpił, może go przekonają rym y w ewnętrzne:

Jak srogo lew ogo­ nem rusza, Tak w ptaku podskaku­ je dusza.

Tu jednak uśm iechnął się zjadliw ie slaw ista czwarty.

Wielce szanow ny panie kolego — zaw ołał naśladując styl sw oich przed­ historycznych poprzedników — jakże można brać rzeczy w takim oderwa­ niu od ogólnego tła epoki?! Przecież wiadomo, że Polacy m ieli się za naród o cyw ilizacji łacińskiej [...]. A skoro tak, to i w w ierszach ich najprawdo­ podobniejsze są naśladow nictw a m etrów klasycznych. I rzeczywiście: prze­ cież tekścik, który mamy przed sobą, to jest praw ie zupełnie regularny heksametr, z daktylów złożony:

Jak srogo I léw ogo- ' ném rusza | tśk || w ptaku itd.

Że na końcu jest niezupełnie tak, jakby się oczekiwało, to należy po­ liczyć na karb bądź co bądź odmiennej kultury. Że akcenty na -n é m i -je nie odpowiadają norm alnym akcentom wyrazowym , to prawda, ale prze­ cież [...] wiadomo, że akcent w yrazow y w polszczyźnie był stosunkowo słaby, w ięc kto w ie, czy grał w wierszu w ielką ro lę ...20

Cytaty

Powiązane dokumenty

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

Spoglądając z różnych stron na przykład na boisko piłkarskie, możemy stwierdzić, że raz wydaje nam się bliżej nieokreślonym czworokątem, raz trapezem, a z lotu ptaka

Bywa, że każdy element zbioru A sparujemy z innym elementem zbioru B, ale być może w zbiorze B znajdują się dodatkowo elementy, które nie zostały dobrane w pary.. Jest to dobra

Następujące przestrzenie metryczne z metryką prostej euklidesowej są spójne dla dowolnych a, b ∈ R: odcinek otwarty (a, b), odcinek domknięty [a, b], domknięty jednostronnie [a,

nierozsądnie jest ustawić się dziobem żaglówki w stronę wiatru – wtedy na pewno nie popłyniemy we właściwą stronę – ale jak pokazuje teoria (i praktyka), rozwiązaniem

W przestrzeni dyskretnej w szczególności każdy jednopunktowy podzbiór jest otwarty – dla każdego punktu możemy więc znaleźć taką kulę, że nie ma w niej punktów innych niż

Zbiór liczb niewymiernych (ze zwykłą metryką %(x, y) = |x − y|) i zbiór wszystkich.. Formalnie:

też inne parametry algorytmu, często zamiast liczby wykonywanych operacji rozważa się rozmiar pamięci, której używa dany algorytm. Wówczas mówimy o złożoności pamięciowej;