• Nie Znaleziono Wyników

Opatrzność Boża a Polska w ucisku

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Opatrzność Boża a Polska w ucisku"

Copied!
57
0
0

Pełen tekst

(1)

OPATRZNOŚĆ BOŻA

A POLSKA W UCISKU

POZNAŃ 1916. ^r— r— T'..„ ...NAKŁADEM DRUKARNI I KSIĘGARNI ŚW WOJCIECHA.

(2)

OPATRZNOŚĆ BOŻA

A POLSKA W UCISKU

(3)

POZNAŃ

NAKŁADEM DRUKARNI I KSIĘGARNI ŚW. WOJCIECHA.

1916.

(4)

H ihil o b s f a t .

JK. F r i d r i c h S . }.

“P ozw alam y drukować.

Z K si^ ż ę c o -b isk u p ie g o K o n sy sfo rz a L>. 1446.

f r a k ó w , dnia 13-go kw ietnia 1915.

X. A dam Stefan.

Czcionkami drukarni nakładowej Braci Winiewiczów (właściciel Józef Winiewicz) w Poznaniu, Berlińska 5.

"Woino d ru k o w ać.

P o z n a ń , dnia 3-go w rześnia 1915.

L>. S.

l^o n sy sfo rz Jenerainy A rc y b isk u p i

w z. X. Weimann.

(5)

w ucisku.*)

L v ó ż to O p a trz n o ś ć ? P om ijając filozoficzno- teologiczne określenia i w y w o d y , powiern tylko to, że O p a trz n o ść to iście o jco w ska B oga troskliw ość, k tó ra w s z y s tk ie tw o r y w b y to w a n iu za ch o w u je , nimi kieruje i do w y ty c z o n e g o im celu środkam i sto so w n y m i d o p ro w a d z a.

M etą o s ta te c z n ą w s z e c h rz e c z y , jak ich początkiem jest S tw ó rc a -B ó g .

O celow ości w przy rod zie, na każdym ujaw niającej się kroku, wiele znak o m ity ch dziel pisano, z w ła sz c z a ś. p. O. M o ra w sk i.

*) Odczyt ks. J. Stan. Adamskiego T. J. 26 mar­

ca 1915 wygłoszony w Zakopanem, w zakładzie dr.

Chramca, i 7 lipca w sali Sokoła.

(6)

6

Istotom ro zum n y m i w olną w olą w y p o ­ s ażo n y m dobroć n a jw y ż s z a iście B oski n a ­ z n a cz y ła o s ta te c z n y kres, jakim jest błogo- widzenie, czyli w ie k u is ty z a c h w y t w nieskoń­

czonej Piękności Bożej Istoty.

P o m ija ją c inne o O patrzn o ści uw agi, p rzy stęp uję o drazu do bliżej nas o b c h o d z ąc e ­ go zagadnienia:

O p a t r z n o ś ć a P o l s k a w u c i s k u !

Komu cię przyrów nam ? albo komu cię przypodobam , córko Jerozolimska? Z kim cię porównam, córko Sion? bo wielkie jest jak mo­

rze skruszenie tw oje! (Tren. 2, 1 3 ) T a k z prze- s z y te m boleścią sercem wołał wielki prorok Jerem iasz, z a p a trz o n y wr ruiny Jeru zalem i zburzenie ukochanej sw ej o jczy zn y . Żałosny ten głos Jerem iego, niby jęk żałobnego d z w o ­ nu, dolatuje do nas z oddali, b u d z ą c w polskich naszy ch s ercach echo w ła s n y c h n a szy c h bó­

lów i tęsk no t.

C z y ż nie p ra w d a , że ta k r w a w i ą c a d u­

szę s k a rg a P r o r o k a do n a s z y c h zdaje się

(7)

odnosić k r z y w d i niedoli? C zy ż nie p raw d a , że na glos jej jęczą w duszach n a szych w sp o m n ie n ia ? — bo w ciężkiej nad w y r a z doli ż y ć nam kazała O patrzność.

Inne pokolenia szczęśliw sze po grom ach, burzach i zgliszczach, w id z ą blask w s c h o ­ dzącego słońca n aro d o w e g o , — m y w e łzach w yrośli, m orzem krwi oblani, szczękiem o ręż­

nym i jękiem ofiar z nocnego spoczynku bu­

dzeni — m y bez pociechy i bez w y tch nienia — z trudem p c h a m y ta c z k ę w y g n a ń c z e g o ż y ­ w o ta , — nie znając, co jaśniejszy p ro m yk nadziei. Nic dziw nego w ięc, że w sercach n a s z y c h stra szn e r«dzą się py tan ia : ażali to już k o n iec? ażali o c z y nasze przeznaczone na to, b y p a trz a ły na pogrzeb najdroższej z n a szy c h nadziei? ażali u szy nasze dziś już sły sz ą d z w o n jej p o g r z e b o w y ? I g rzesznem pytan iem g o to w iśm y u d e rz y ć w niebiosa: ażali dla nas już niem a miłosierdzia, — świetlanej niem asz p rz y s z ło śc i? —

Polsko, O jczyzno nad życie ukochana, jestżeś t y dźw iękiem przelotnym , — odbitym od spiżu w ie k ó w — i r o z p ły w a ją c y m się na z a w s z e w p r z e s tw o rz a c h — a nig dy już, nigdy

(8)

8

nie m a ją c y m rozbrzm ieć na now o w daw nej piękności i c h w a le ? !

„Bóg sp ra w ie d liw y , w nieutulonym w o ­ łam y żalu, — a P o ls k a w w i e k o w y m pozo­

staje ucisku! — dziś cala k rw ią s y n ó w sw oich ociekła — Iry d y o n o w ą dosłow nie s ta ła się . z i e m i ą m o g i ł i k r z y ż ó w ! — a co najgorsza, — czarn a, ołow ian a c h m u ra nie­

pewności promienniejszą zasłania nam p rz y ­ szłość! J a k ż e ż to w s z y s tk o z Bożą licuje O p a trz n o ś c ią ? !'

A ta n a s z a n a ro d o w a s k a r g a tem sm ę t- niejszą i w ięcej u z asad nio n ą nam się w y d a je dlatego, że n a ro d y d o c z e s n y ty lk o m ają ż y ­ w ot, — nie tak , jak jednostki ludzkie, k tó ry c h w ie k u isty p o z a g ro b o w y c z e k a ż y w o t. Naro­

dy, jako takie, nie będą ani k aran e, ani n a g r a ­ dzane w ż y c iu przyszłem . D odajmy, że Kró­

lestw o Boże, chociaż nie jest z tego św ia ta , przecież iści się, jakko lw iek niedoskonale, i na ty m świecie!

W s z a k n a ro d y i naro d o w o ści są dziełem m ądrości i Boskiej O patrzności!

O d po w iad am : tak, niezaw odnie! Ale nie łudźm y się, iżby one b y ły sa m e s w e g o ist­

(9)

nienia celem. Nie — one są tylk o środkami w ręku O patrzn ości do krze w ie n ia Bożego K ró lestw a n a ziemi, do w y z n a w a n ia i c z y ­ nienia mężnie na o k opach p r a w d y i s p ra ­ w iedliw ości. —

J a k człow iek p ojed y n c z y , tak naród, tak ludzkość cala, nie m ają ostatecznie dwóch o s o b n y c h : d oczesn ego i w ie czneg o , ale jedno tylko p rzeznaczenie w o bec Boga, m ające dwie strony, d o c z esn ą i w ie c z n ą , które się sobie nie p o w inny przeciw ić, jeno godzić naw zajem w Tym , w k tó ry m w s z y s tk o jest jednością i harmonią. Celem ludzkości i narodów , jak p ojedynczego czło w ieka jest Królestwo Boże, a n aro d o w ość, naród, jak c ała natura s tw o ­ rzona, jest podścieliskiem, m a te ry ą , ciałem, w którem się ta n a jś w ię tsz a s p ra w a Boża ma pełnić. K rólestw o ziem skie sa m o w sobie u w a ż a n e bez stosunku do niebiańskiego, oj­

c z y z n a s a m a w sobie jest pogańskiem b o ż y sz ­ czem, k tó re s tr ą c a w proch Ten. któremu n a ro d y służyć m ają, m uszą. „A naro d y — mówi Kajsiewicz — Bóg stw o rz y ł, człowiek zaś m oże ulepić ty lko p ań stw o , jak n- p.

A ustryę t- j- s ztu czną m o zajk ę lub mieszaninę

(10)

10

ludów. N aro d y m ają w tein życiu przecho- dnern odm ienne stanow isko , osobne pow stanie, które spełniać w in n y pod k a rą potępienia ziem ­ skiego na c zas lub na z a w s z e . . . .

Każdy naród jest ja k b y osob n ym tonem w wielkiej harm onii Bożej, o d g ry w a ją c e j się w dziejach ś w ia ta ; jest niby g w ia z d ą o sobną w wielkiej k onste la cy i idei Boskich o ludzkim rodzaju. A ludzki rodzaj, o ile jest cz y n n y , ż y w y , o ile jest częścią św ia tła ludzkości o św ieco ną i w ie rn ą św iatłu Bożem u, mieści się w kościele katolickim, zajm uje w s z y s tk ic h katolików , w ie d z ą c y c h , c z y nie w ie d z ąc y c h o sobie, n a le ż ą c y c h w edłu g w y r a ż e n ia teolo­

gii, do c i a ł a l ub d u s z y K o ś c i o ł a . Z atem n a ro d o w o ści katolickie s ą jak o b y tyluż słupami, na k tó ry c h opiera i unosi się ku niebu kopuła jedności katolickiej, u w ieńczon a k r z y ­ żem Z b aw iciela i w ią ż e ró żno ść w jedność harmonijną, tak, iż narod o w ości katolickie, nie b ęd ą c w a ru n k ie m t rw a n ia Kościoła, w c h o ­ dzą z nim w całość w sp a n iałą . S tą d ich dzielność, n iep o ż y to ść i n ieśm iertelność d o ­ czesna. . To też m iłość o jc z y z n y w Bogu, w pojęciu katolickiem, choć jest zrazu uczu­

(11)

ciem m ieszanem , u sz c z y tu s w e g o z le w a się z c z y sto już d u c h o w ą miłością M atki naszej Kościoła a następnie z sa m ą d u c h o w ą m iłością niebiańskiego jej Oblubieńca G ło w y i P a n a , C h ry stu sa . R e s z ta ludzkości stanow i cień, przy ćm io n ą c zęść obrazu. Je st to m ate ry a ł, k tó ry już należał albo m a należeć do ż y c ia Kościoła, w u lk a n y w y g a s łe , lub g w ia z d y , k tó ­ re jeszcze nie w z eszły .

Dzieje ś w i a ta uczą, że albo naród jaki w sw ej historyi sta now ił cz ąstk ę św ię ty c h dziejów Kościoła, w cielając je w dzieje sw oje, albo s ta w a ł się jego w ro g ie m " .1)

Bóg s tw o rz y ł n a ro d y i w y tk n ą ł k a ż d e ­ mu granice, a w pośród n a ro d ó w ta k ró żn ią­

cy c h się m ow ą , usposobieniem w e w n ę trz n e m i stosunkam i z e w n ę trz n y m i, wzniósł Kościół swój ś w ię ty , jako ten słup ognisty, co p r o w a ­ dził Izra e la w ś ró d p u sz cz y i jemu oddał w opiekę kraje i ludy. Jako ze słońca w y ­ p ły w a ją w s z y s tk ie promienie, tak z Kościoła w s z y s tk ie chrześcijańskie w y p ły n ę ły n aro d y.

I te ta k różne narodow ości, Kościół - M atka,

*) Kaz. o trojakiem życiu.

(12)

12

bo takie dzieło m a t k a w y k o n a ć ty lk o w y do la ,

— w jedną spoił całość i miłość. Z w ią z ek narodu z Kościołem t. j. Z w ią z ek naro d u z B o­

giem jest k am ieniem w ę g ie ln y m n aro do w o ści, bo jest kam ieniem w ę g ie ln y m siły moralnej, któ ra w s z y s tk o uszlachetnia, u św ięca, k tó ra w sercu ro zw ija ten nadziem ski, szlachetny, z b a w ie n n y p a tr y o t y z m nie p rzem ijającego chw ilow ego szalu i przelotnej e g z alta c y i, k tó ry po sobie tylko echo głośno b rzm iąc y c h słó w z o s ta w ia , — ale p a tr y o t y z m w y trw a ło ś c i, po św ięcenia, jedności, miłości, dojrzałości w p om yśle i tęgo ści w działaniu; — p a tr y o ­ ty z m ten dusi o w e g o w ę ż a so b k o s tw a, nie­

zgody, próżności, ro zw ijając siłę ż y w o tn ą , siłę niezłomną, k tó r a ch oć n a jakiś c z a s o d rę tw ia łą się w y d a je , g d y w y b ije godzina od O p a trz n o ś ­ ci oznaczona, jako o lbrzy m z grobu pow staje, w y c ią g a w oln e ku niebu ram iona, jako orzeł w zbija się pod obłoki i pije rosę Boskich natchnień.

T a siła, to ten m ą d ry , przezo rn y , roz­

tro p n y b u d ow niczy , co się b ierze do w ielkiego dzieła, do o d b u d o w a n ia g m ac h u n a ro d o w e g o życia, o p a rte g o na w ie rz e i cnocie.

(13)

N arodow i naszem u O p a trz n o ść ś w ie tn e n a z n a c z y ła posłannictwo. P o lsk a p o sta w io n a na rubieżach chrz e śc ijaństw a , b y ła jego p r z e d ­ m urzem , o k tó re rozbijały się z a p ę d y w r o g ó w w i a r y C h ry stu so w ej. — P o g a ń s tw o , z w y c i ę ­ żone p rzez E w an g e lię — hordam i ta ta rsk iem i z a le w a zn o w u Europę. Atoli P o lsk a w y s t ę ­ puje do boju w roli ry c e r z a — ob ro ń cy Koś­

cioła jak i w ła s n y c h sw y c h d zierżaw . P o T a ta r a c h , islamizm usiłuje w y tę p ić chrz e śc i­

ja ń s tw o ; s z ta n d a r P r o ro k a z w y c ięsk o p o s u w a się w zd łuż Dunaju. W ę g r y upadają, c e s a r s tw o niemieckie chwieje się, — ale P o ls k a stoi;

k re w jej strugam i popłynęła w obronie w i a r y pod W a rn ą , pod Chocim em i na innych po­

lach; tera z w o je n n y geniusz Sobieskiego naj- św ietniejszem z w y c ię s tw e m koronuje d a w n e walki zw ycięsk ie, o s w o b ad za W iedeń, z b a w ia Niemcy, chrześcijaństw o.

L o s y ludu żyd o w sk ieg o , k tó ry w ó w c z a s je d y n y sta now ił Królestwo Boże na ziemi, są doskon ałym w zo rem losów d o c z esn y c h k a to ­ lickich n a ro d ó w — naszego najw idoczniej;

chociaż nie z a w s z e , przynajm niej d o r a ź n i e

(14)

14

w ten sposób O p a trz n o ś ć z nimi postępuje.

Jak długo Żydzi stali i chodzili w Zakonie, żyli w pokoju i p o m yślności; ile r a z y popadli w niew iarę i b a łw o c h w a ls tw o , puszczał Bóg n a ro d y dzikie i n iew ierne ku p rzy k ru szen iu t w a rd y c h k a r k ó w J u d y i Izraela. A kied y lud ten w ia ro ło m n y do B o g a się n a w ra c a ł, Bóg nie raz w iście c u d o w n y o s w o b a d z a ł go s p o ­ sób i p rz e d z iw n ą d a rz y ł go pom yślnością — pokojem. —

Oto w o snow ie dzieje n a ro d ó w : dzieje ludzkie — to dzieje niepraw o ści i dzieje chłost P a ń sk ic h za nie. — W ręku O p atrzn o ści jeden naród jest m łotem — a drugi kow adłem i n a ­ w zajem . Ani się g o r s z y ć — że równie, albo i więcej g rzeszne ludy są karcicielam i innych.

S praw iedliw ość Boża, jak ludzka, nie u ż y w a n a jś w ię tsz y c h w sp o łe c z eń stw ie ku w y p e ł­

nieniu sw o ich w y r o k ó w .

O s ta te c z n e B og a w r z e c z ac h ziemskich widoki nie z jednego lub drugiego w y d a r z e ­ nia, ale z ciągu w y p a d k ó w oceniać należy.

Nieraz tajem ne s ą d y B oże nierychło w dłu­

giem ż yciu n a ro d ó w z a c z y n a ją się rozw ijać.

I godne uwagi, że najczęściej w y p a d k i, które

(15)

rodzinę jak ą albo naród w mniemaniu ludz- kiem do n a jw y ż sz e g o s z c z y tu potęgi zdają się w y n o sić , lub s tr ą c a ć do przepaści — w końcu p rze c iw n e zupełnie s p ro w a d z a ją skutki. P r z y ­ k ła d ó w nam d o s ta r c z a i Pism o św. w poni­

żeniu i w następ n em w y w y ż s z e n iu Józefa w r a z z ludem jego — i dzieje św ieckie w c e ­ s a rs tw ie rz y m sk ie m — i w tylu innych d a ­ w n ie jsz y c h lub n o w o ż y tn y c h narodach. Ale m y postaw ieni w dole, w ą z k i w idn o krąg k ró t­

kim obejm ując w zrokiem , są d zim y o dro gach Opatrzności, jak p ro sty żołnierz, s to ją c y be z ­ czynnie pod upałem działow ym , sądzi o p la ­ nach sw e g o w odza, k tó ry w s z y s tk o widzi z da le k a i kieruje z góry. — W wielkim łań­

cuchu zdarzeń, w jaki splatają się dzieje ludz­

kości i h isto ry a p ojed ynczy ch n a ro d ów , — w z r o k nasz jedną tylko obejm ujący chwilę, — o d e rw a n e d o s trz e g a ogniwa, — całości o g a r ­ nąć niezdolny. — W pom roce dziejów gubią się p r z y c z y n y faktów , na które nasze znie­

cierpliwione p a trz ą o c z y ; zasłona przyszłości u k ry w a przed nami ich n a s tę p s tw a ; zaledw o nam w olno je p rze c z u w a ć . Ale czego w z r o k ziemski nie dojrzy, jaśniejszem jest przed

(16)

16

okiem d u szy, przed rozum em w ia rą oprom ie­

nionym. J a k dźw ięki o d e rw a n e r ę k a m is trz a w iąże w harm o nijn y a k o rd : ta k z p o jed y n ­ czy ch w y d a r z e ń i epok d z ie jo w y c h s p ra w ie ­ dliwość i m ą d ro ś ć Boża, rz ą d z ą c a św iatem , s tw a r z a w ie lką harm o n ię dziejów, harm onię zupełną i doskonalą, bo s ta n o w ią c ą c z ąs tk ę dziejów Boskiej O patrzności. M y postaw ieni w jedn ym punkcie czasu i przestrzeni, p r z y ­ w y k liś m y z w r a c a ć u w a g ę n a jednę chwilę, w której t r w a m y i n a jedno miejsce, w któ- rem jeste śm y , — podczas k ied y m ielib yśm y mieć na w zg lęd zie c a ły łańcuch w iekó w . Za krótko ż y je m y na to, b y dojrzeć z w ią z e k zła obecnego, które nas tak razi, z d obrem pow - sz ec h n e m ; a po n iew a ż O p a trz n o ść nie idzie w s w y c h z a m y s ła c h ta k prędko, jak nasze pragnienia, b ie rz e m y stąd pochop do s z e m r a ­ nia p rze c iw Niej. P la n y Boże są niedościgłe, niezmierne, a nasz w z r o k jest ograniczony.

C z y ż z n a m y stosunek tego, co jest, — z tem, co było i co b ę d z ie ? z w ią z e k z pełnością i z o s ta te c z n y m k resem w s z y s tk ic h dziel P r z e d w ie c z n e g o ? Ja k ż e w ię c m o ż e m y się ośmielić naszej p o d d a w a ć je k r y t y c e ? Z uch­

(17)

wali, p o w ia d a O. Kajsiewicz, ż ą d a m y zgłębić płytkim n a s z y m rozum em i to dokładnie t a ­ jem nice M ądrości Bożej. Kusą piędzią k ró t­

kiego n a szego i niecierpliw ego ż y w o t a chcem y z m ie rz y ć w iekuiste, spokojne r o z m ia ry dróg B ożych . S ą d z im y przeto, jako nieświadomi p ra w id e ł o p ty c z n y c h o p e rs p e k ty w ie obrazu, dopóki nie sta n ie m y w s to s o w n y m i p ra w d z i­

w y m punkcie w idzenia. Zrazu u d e rz a nas nie­

ład, g ru b o ść r y s ó w — powoli jednak a cier­

pliwie w p a tru ją c się, szczególnie jeśli słucha­

m y rad ludzi biegłych w tej sztuce, z a c z y ­ n a m y c o ra z w ięcej o d k r y w a ć harmonię, k s z ta łty , nare sz c ie i piękność całości. P o d o ­ bnie się dzieje w są d a c h n a s z y c h o rządach O p atrzn o ści nad św ia te m . Zrazu uderza nas i g o rsz y c h ro p o w a ta nierówność, k rz y c z ą c a niesp raw iedliw ość, — ale w miarę, jak się zbliżać b ę d z ie m y do p ra w d z iw e g o punktu widzenia, do og niska wieczności, w którem Bóg sa m m ieszka, z którego w ychodzi, do któ re g o się w s z y s tk o z w r a c a : coraz w ię ­ cej o d k r y w a ć będziem y p o w o d ó w do podzi­

w iania, — m iasto sądzenia i go rszenia się — zrazu ciemniej, jak o b y przez mgłę,

2

(18)

w co raz w iększej jasności potem , w d o sko­

nałości k ied y ś.1)

C z ę sto k ro ć c zas odsłania cel w y d a r z e ń i to, co jest niepojęte dla w s p ó łczesn ych, jest jaśniejsze i zrozum ialsze dla potomności.

Kiedy b a rb a r z y ń s k ie lud y z P ó łn o c y s p a d ły n a p ro w in c y e p a ń s tw a rzy m sk ie g o i czy n iły olbrzym ie sp usto szen ia w ś r ó d n a ro ­ d ów katolickich Galii, Hiszpanii i W łoch: słabi w w ie rz e chrześcijanie pytali, dlaczego lud w ie rn y staje się łupem n ie w ie rn y c h ? W te d y Salw ian, w y m o w n y kap łan z Marsylii, c h w y ­ cił z a pióro, b y położyć tam ę szem raniom i usp raw iedliw ić O p atrzn o ść. — W n a s z y c h c zasach , w ś r ó d w s trz ą ś n ie ń p o litycznych i re ­ ligijnych, w ś ró d o k ro p n y ch w a lk całej niemal Europy, w ś r ó d p r z e ra ż a ją c y c h b ezpraw i, iluż to ludzi zgo rsz o n y c h ty m nieładem sądzi, że Bóg nie zajm uje się tem, co się dzieje na świe- cie! A jednak, czem ż e to w s z y s tk o jest w oczach Tego, k tó ry króluje w w ie c zn o ś c i?

Z tiaszemi narzekaniam i, z naszem i klęskam i i n iepraw ościam i — podobni je s te śm y do

') Kaz. o Opatrzności.

(19)

m rów ki, k tó ra mniema, że koniec ś w ia ta n a ­ stąpi}, bo krop la w o d y zalała jej gniazdo. — J e s t z a w s z e jakiś plan u k r y ty w ty c h z a b u ­ rzeniach, k tó re od czasu do czasu zmieniają oblicze ś w i a ta lub naro dó w . G d y b y Bóg zechciał nam odsłonić s w e tajniki, p o zn a lib y ś­

m y, jak g łęboka jest w tem m ądrość. M y sami, jak kolw iek ograniczeni, c zy ż nie m o że ­ m y d o p a tr z y ć się niektórych p rzy c z y n ty c h d z iw n y c h i z d ro ż n y c h p rz e w ro tó w , które w s trz ą s a ją ludam i?

Po cóż te p rz e w ro ty , te wojny, te r e w o - l u c y e ? Poto, b y pok a ra ć grzeszne narody.

B o sk a s p ra w ie d liw o ść ujaw nia się najbardziej w p rzy szłem życiu nad jednostkami, — nad naro dam i z aś w y łą c zn ie w tem ży ciu; — one bow iem do cz esn y tylko m ają ż y w o t. Kiedy m ia ra w y s tę p k ó w , nierządów , niezbożności w s z y s tk ic h w a r s t w jakiego narodu jest dopeł­

niona, w t e d y następuje pom sta sp ra w ie d liw a.

Bóg d o m a g a się hołdów publicznych od n a ro ­ du, — w idocznie więc k arze go za bunt i nie­

w d z ię cz n o ść w z ględem Siebie. D aje odczuć pan ujący m i d zierżącym w ładzę, że nie m ożna

2*

(20)

20

bezkarnie d a w a ć ludowi p rz y k ła d u ro z w ią z ­ łości i niezbożności; a ludom — że b ezkarnie nie m o g ą iść z a ty m z g u b n y m p rzy k ła d em

P o c ó ż te w o jn y , te p r z e w r o t y ? B y po­

uczyć ty ch , k tó rz y udają, że nie w iedzą, iż Bóg jest n a jw y ż s z y m P a n e m , k tó ry , kiedy Mu się podoba, ob ala k ró le s tw a , jak jednostki;

i b y nas prze strz e d z, iż b y ś m y n a sze nadzieje poza tę ziemię przenosili, bo na niej w s z y ­ stko w re, c hw ieje się, jest niepew ne. S p r a ­ w ie d liw o ść B o ż a d o p u sz cz a te w o jny , rew o - lucye dla odnow ienia ludów upadłych, znie- p r aw io n y c h w y s tę p k a m i, b y je przebudzić z zło w ieszczego letargu. S ą ludy ta k głęboko pogrążone w śnie obojętności religijnej, że nie p rzeb u d ziłyby się inaczej, jak p r z y łomocie stra s z liw y c h burz, w s t r z ą s a ją c y c h p o d w a lin a ­ mi św ia ta .

P o c ó ż te w o jny , te w s trz ą ś n ie n ia poli­

t y c z n e ? B y ludy k ła m s tw e m uwiedzione p rz y w ie ś ć do p r a w d n iezbędnych, p o d s ta w o ­ w y ch , a z b y t długo le k c e w a ż o n y c h . Kiedy złości p r z e w a ż y ły , k iedy w s z y s tk ie z a s a d y m oralności i porząd ku publicznego z o s ta ły zdeptane — kied y się p r z y w y k ło z w a ć złem

(21)

to, co dobre, a dobro — ziem: w jakiż sposób, p y tam , m o żn a w y w ie ś ć u m y sły z b łędu? Ro­

z u m e m ? Ależ jego się nie słucha pośród w r z a w y ro z p a s a n y c h namiętności. Zali do rozum u i do s e rc a nie p rz e m a w ia ł nasz złoto- u s ty S k a r g a w k a z an ia ch s e jm o w y c h — na- p ró żn o ? — Może p o w a g ą do św iad czen ia?

Ależ w niem upatruje się p rzyw idzenia, uprze­

dzenia, nieśw iadom ość, ł a t w o w i e r n o ś ć . . . . M oże p o w a g ą m ę d r c ó w ? Ależ ci — w ołają — to w s te c z n ic y , u m y sły bojaźliw e, niewolnicy p rz e s ta rz a ły c h z asad! Odzież w ię c znaleźć leki na tę głęboką, śm ierteln ą chorobę serc i u m y s łó w ? B y ją zleczyć, p o trz e b a d o ś w ia d ­ czenia aktualnego, uderzająceg o , dotykającego w s z y s tk ic h . . . Cóż w ię c czyni O p a trz n ość ? U s u w a s w ą rękę, w y d a je ludzi ich p rz e w ro t­

nej m ądrości, d opuszcza, że p orw a ni za p alc zy - w o ś c ią s w e g o szalonego rozum u łam ią św ięte z a p o ry w i a r y i cnoty, — i nagle św ia t m o­

raln y i p olityczny m iesza się, w sz y stk ie w ią ­ za d ła i s p rę ż y n y pękają, p o d p o ry się chw ie­

ją, gm ach społeczn y pochyla się i pad a ruiną n a s w e zburzone podwaliny. Oczom naszym p r z e d s ta w ia się tylko dzieło rozwiązłości

(22)

i b e z b o ż n o ś c i --- I cóż złem u z a ra d z i i je w y l e c z y ? S a m e te b e z p ra w ia ! W ś ró d a n a r ­ chii, n iepraw ości i klęsk nap iętrzo n y ch , czło­

wiek o d c z u w a potrzebę h am u lc a i opiekuń­

czej p ow ag i; w s z y s tk ic h o c z y z w r a c a j ą się ku Temu, k tó ry rozkazu je w ichro m i b u rzom ; klęski ro zś w ie c a ją o m ro c z o n y n iep ra w o śc ia - mi św iat, — on się o d n a w ia sam em sw y c h nieszczęść o g ro m e m ; z głębi ruin zaw a lo n e g o ś w ia ta p o tęż n y w y c h o d z i głos: O teraz kró­

lowie, rozumiejcie; ćwiczcie się (uczcie się), któ­

rzy sądzicie ziem ię! (Ps. 2, 10), uczcie się, że ty lko w s z cz e rem do B o g a pow rocie ratu n e k w a s z i w s k rz esz e n ie !

Myśli podobne odnajduję w l i ś c i e p o s t n y m śp ks. A rc ybisk u pa Liko w sk iego z 24. s ty c z n ia 1915.

.W o jn ę n a z w a n o słusznie ró zg ą Bożą.

C hoc ia żby b yła najspra w ied liw szą , s p ro w a d z a tyle cierpienia i n ę d z y na ludzkość, że w niej jedynie k a rę B o żą u p a tr y w a ć m ożna. K ara spada za w iny. A ty c h w in nagrom adziło się za dni n a szy c h tyle, że s ta ły się jak b y m głą n ieprzejrzystą, p rz y s ła n ia ją c ą ludzkości Boga i w ieczność. Widzieli d a w n o g rożące

(23)

i od dłuższego już czasu przestrzegali ludz­

kość przed tą du sz ąc ą atm osferą, w której się pog rąż a ła , naw ołując ją, b y się odnowiła w Chrystusie, ale słow a ich przebrzm iew ały bez echa. U la ty w a ł duch chrześcijański z pośród na rodó w , n o w o ż y tn e pogaństw o z z a s tr a s z a ją c ą sz y b k o śc ią s z e r z y ć się poczęło po całym świecie- L u d z k o ść stan ęła nad przepaścią. W y c z e r p a ły się łagodne środki m iłosierdzia Bożego, w ięc s u r o w s z y środek, w ojna, ona ró z g a Boża, m a p rz y w ie ś ć spo­

ł e c z e ń stw a europejskie, do upamiętania, ma je odnowić.

O p o w ia d a ew angelia, że kied y C h ry stu s P a n ujrzał Jerozolim ę w blasku chw ały, ludną i g w a rn ą , z a p ła k a ł nad nią, m ówiąc:

G dybyś i ty poznało (Jeruzalem) i w ten dzień twój, co jest ku pokojowi Twemu, a teraz za­

kryte jest od oczu twoich. Albowiem przyjdą na Cię dni i otoczą cię nieprzyjaciele twoi,u (Św. Łukasz. 19, 42—43.)

Nie poznała ludzkość dni nawiedzenia Bożego, w ię c te ra z cierpi; — biada jej, g d y b y i te ra z z a k r y t e jej b y ć miało, co jest ku po­

(24)

24

kojowi, tj. zbawieniu jej. W o jn a jest bow iem nie tylko rózgą, ale z a ra z e m n a u c z y ­ c i e l e m .

W o jna w z y w a nas p rz e d e w s z y s tk ie m do szczerej p o p r a w y ż ycia. N ow oczesne p o gaństw o, w d z ie ra ją c e się n ajrozm aitszem i drogam i do s p o łe c z eń stw ch rześcijańskich, w ystu d ziło i w yziębiło s e r c a ludzkie dla z a ­ sad i p ra w id e ł chrześcijańskich. Duch p o g a ń ­ ski o p a n o w a ł nieomal w s z y s tk i e dziedziny działalności ludzkiej. Z k a te d r u n iw e rs y te c ­ kich o d z y w a ł się już nieraz ateizm ; głosiły go b e z k arn ie uczone rzek om o dzieła, a pism a codzienne niosły ten jad i tę truciznę w s z e ­ rokie w a r s t w y czytelników. Ono pyszn e

„Nie będę słu żył“ (Jerem . 2, 20-) rozlegało się c oraz głośniej i szerzej. A w ślad z a tem zboczeniem um ysłu szło zboczenie serca. F a ­ lą zło w ro g ą ro zlew ało się zepsucie m oralne w ś ró d św ia ta . P o d pozorem piękna w d a rło się do p r z y b y t k ó w sztuki, obniżyło poziom litera tury pow szech n ej, a u rą g a ją c w r o d z o n e ­ mu uczuciu skrom ności, n a rzu cało b e z w s t y d ­ ne m o dy płci niewieściej. Zboczenie u m y słu

(25)

i zboczenie s e rc a sp o w o d o w ało on kult ciała, ono dogadzanie sobie, one zbytki, p rze k ra cz a ­ jące w s z e lk ą m iarę dozwoloną. W g ro m a ­ dzeniu jak najw ięcej pieniędzy u p a try w a n o cel ż y cia, ch w a lę sw o ją w poniżaniu bliźniego.

Doszło do tego, że w n iek tó ry ch społeczeń­

s tw a c h już nie wiele r y s ó w dostaw ało do tego o b razu upadku, jaki s ta r o ż y tn y św ia t pogański p rzedstaw iał.

D are m ne b y ły w szelk ie n a w o ły w a n ia do odw ro tu. W te m jak g ro m sp a d a wieść 0 wojnie, p o w ołująca miliony pod oręż. I od- razu o cknęły się u m y sły ludzkie. W obliczu g r o z y w ojennej znikły jak w id m a chwiejności w w ie rz e i obojętność w z g lę d em niej. Zrozu­

miano, że nie w płytkich m ęd rk o w a n iac h, lecz w w ie rz e C h r y s tu s o w e j jest moc dla d u c h a i źródło p ociechy dla s e rc a ludzkiego.

W m orzu k rw i i w p oto kach łez ludzkich ujrzano sp ra w ie d liw ą i k a rz ą c ą rękę Bożą 1 ukorzono się przed nią. Umilkły n am ięt­

ności. T a m , gdzie w z a p a s a c h s tra szn y c h p a ­ dają tysiące, nie miejsce na w yuzdanie. Ustał kult ciała. Pole walki, uciążliwe m arsze, nie­

p rzesp an e noce, n iezaspokojony głód w y m a ­

(26)

26

gają z a p arc ia się, któ re g o ludzkość p rzedtem znać nie chciała. Znika zb y tnie p rz y w ią z a n ie do dóbr doczesnych- W idzi człowiek, jak w g ru zy w a l ą się dom y, jak, gdzie gro za w o jn y przeszła, n a w e t pieniądz nic nie w a ż y , — k a ­ w a łk a chleba za niego kupić nie m oże — w ię c m im owoli o d r y w a od nich s e rc e swoje.

P r z ed z iw n e m i drogam i p ro w a d z i Bóg człow ieka. Z głębi n ie w ia ry i z nadu życia dóbr ziem skich w iedzie go dziś przez wojnę na w y ż y n y , na k tó ry c h Kościół w id zieć go prag n ął od d a w n a Z g ru z ó w i ruin n o w ego p o g a ń s tw a podnosi się n o w y rodzaj w ie lb ią cy P a n a ż y c ia i śmierci.

Niech w ię c te głosy, k tó re p rz e m a w ia ją do nas z pola w alki, nie p rze b rz m ią dla nas b e zo w o cnie; niech będą p o bu d k ą do szczerej i trw a łe j p o p r a w y ż y c ia w m y śl upomnienia P r o ro k a : Szukajcie Pana, póki znalezion być może; w zyw ajcie go, p óki jest błizko. Niech opuści złośnik drogę sw oją, a m ąż nieprawy m yśli sw e i niech się nawróci do Pana, a zm i­

łuje się nad nim, i do Boga naszego, bo hojny jest ku odpuszczeniu. (Izaj. 55, 6 —8.)“

(27)

J a k długo naród nasz, w m yśl O p a trz ­ ności, spełniał dziejowe sw oje posłannictwo i szczycił się m ianem p r z e d m u r z a c h r z e ­ ś c i j a ń s t w a , P o ls k a ro ztaczała niezrów n a­

nej c h w a ły n arodo w ej b laski; — upadla zaś jak lud w y b r a n y , k ied y się sprzeniew ierzyła sw ej misyi, kied y o dpadła od p ra k ty k w ia ry Chrystusow ej,, tego jed y n eg o niemal centrum, skupiającego luzem cho d zące z a w s z e jed­

nostki. — Ś w ia d c z y o tem m istrzyni życia

— historya.

Po przyjęciu w ia ry katolickiej rozszerza ją B o lesław C h ro b ry — p o p rz e d z a n y św. W o j­

ciechem ; w spółcześnie r o zs z e rz a ją się granice, rośnie ład, praw o, w ielko ść i pom yślność kraju.

Za jego s y n a M ie c z y s ła w a II. naród popada w b a łw o c h w a ls tw o — a P o ls k a się rozpada.

W r a c a Kazimierz Odnowiciel, — w r a c a z n ow ym i apostołami, podnosi ołtarze, krzewi d o b ry o b y czaj i o ś w ia tę — w r a c a i doczesna Polski pom yślność.

B olesław Śm iały, dopóki za młodu słu­

chał św . S ta n is ła w a , przew o d zi Rusi i W ę ­ grom, jest sędzią pokoju w Słowiańszczyźnie.

(28)

28

Za zbrodnię na św . Biskupie dokonaną, s p a d a mu z g ło w y k o ron a — i P o ls k a maleje.

D ź w iga ją zn o w u p o b o żn y i w o je n n y K rz y w o u sty , a n a w r a c a j ą c P o m o rz e szeroko rubieże Po lski z a O d rę przerzuca.

A po n iesz c zę śliw y m podziale — za Ł o ­ k ietka z e w n ę trz n e odrodzenie, zjednoczenie o jcz y z n y — poprzedziło w e w n ę t r z n e s p o tę ­ g ow anie w ia ry .

W ia r a i pośw ięcen ie Ja d w ig i d a ły nam L itw ę i Ruś, odbitą na T a ta r a c h , k tó rą po­

przednio K azim ierz W ielki do Polski p r z y ­ łączył.

Ale w z łotym w ieku, u s z c z y tu potęgi, k azn o d zieja i p rorok n a szeg o narodu, S k a rg a, d l a o d s z c z e p i e ń s t w a i n i e w i a r y z a p o w ia d a ruinę.

P o b o ż n o ś ć J a n a K azim ierza i z w r o t n a ­ rodu ku religii pod w r a ż e n ie m cudownej opieki B o g a ro d z ic y — P o lsk ę jeszcze o c a l a ;

— ale n ie w ia r a XVIII. w ie k u m a ją c a w y r a z w zepsuciu o b y c z a jó w P o ls k ę zabija.

N iestety naród n a sz nie d o trz y m a ł ślu­

b ó w — C h r y s tu s o w i P a n u i Królowej Koro­

ny Polskiej w k a te d r z e lw o w sk ie j przez J a n a

(29)

Kazim ierza uczynionych, to też P o lsk a w oczach chylić się p oczęła ku upadkowi.

Ale i w te n c z a s jeszcze O patrzność, uosobiona w litości Tej, do której n aród z a w s z e garnął się jak do matki, konającej z w in y własnej ojczyźnie niosła pom oc i ratunek. P r z e m a w ia ła do niej głosem jej kaznodziei: „W e jd ź w siebie, opa­

miętaj się, g rz e s z n y narodzie, boć ręk a s p ra ­ w iedliw ości ciąży nad tobą." A kied y i oso­

biste i n a ro d o w e n iep ra w o śc i kam ienne w y ­ t w o r z y ł y u szy i s e rc a w narodzie, kied y p rze­

b rała się m ia ra przew in ień — z woli O p a trz ­ ności, najlitościw sza Polski Królowa, M arya, w s t r z y m a ła cz arę gniew u Bożego, b y się nie w y l a ła aż do dn a na p rzen iew iercó w ; w cier­

piących i w a lc z ą c y c h w le w a ła b a lsa m pocie­

c h y i m ęstw a . W n a s z y c h c z a s a c h O p a trz ­ ność, u jaw n ia jąc a się w nieustannej pom ocy B ogarodzicy, d o d a w a ła hartu p rze śla d o w a n y m za w ia rę i ojcz y z n ę ; u tw ie rd z a ła bohaterskich Unitów; t o w a r z y s z y ła w y g n a ń c o m w k r z y ­ żow ej drodze na Sy b ir, — lub na obczyznę.

T a opieka B o g arod zicy , z woli Opatrzności, po dziś dzień p o d trzym u je w obum arłym politycznie n a s z y m narodzie pierwiastek

(30)

dU

z m a r tw y c h w s ta n ia : w ia rę w C h r y s tu s a i czułą ku B o g a ro d z ic y pobożność.

J ed en z n a s z y c h a r t y s t ó w u sy m b o liżo w a ł P olsk ę dob y obecnej. Na o b raz ie widnieje dziew ica s k u ta w ka jda n y, p rac u jąc a w k o ­ palni; boleść i tę s k n o ta ro zd z iera jej serce i odbija się na jej t w a r z y . Nie dziw, że tęskni do śmierci. Na s z częście pełna blasku i s ło d y c z y ukazuje się jej D ziew ica P r z e n a j ­ św ię ts z a . Na w id o k Niepokalanej otu cha w stęp u je w s e rc e w y g n a n k i, d ź w ig a się z ziemi i rączo c h w y t a się p rac y . Jak iż to w ie rn y ob raz zbolałej naszej o jcz y z n y ! Nie­

za w o d n ie d a w n o już s k u ty w k a jd a n y n aród nasz b y łb y się w y d a ł r o z p a c z y , g d y b y ten ż y w y w y r a z O p atrzności, M a ry a , nad nim nie czuw ała; g d y b y s e rd e c z n em ku Sobie n a b o ż eń stw e m nie obud zała ciągłej naszej nadziei.

Zrozumieli O p a trz n o ś c io w e dzieje Polski tw ó r c y K o n stytucyi 3 Maja. To też z w ro te m ku religii chcieli k o n a ją c ą o jcz y z n ę do ż y c ia p r zy w o ła ć . W s z e la k o z w r o t ten nie b y ł dość szcz e ry , dość p o w s z e c h n y , dość ogólny i n a ­

(31)

ro d o w y , dlatego P a n nie pow iedział jeszcze:

M ł o d z i e ń c z e , B e n i a m i n i e n a r o ­ d ó w , w s t a ń !

Z b a w c z ą K o nstytu cyi 3- M aja m yśl po r. 1830 podnieśli trzej najw ięksi nasi w ieszcze w s w y c h a rcy dziełach. — M ickiewicz, z w ła s z ­ c z a w III. c z ę ś c i D z i a d ó w ; S łow acki w A n h e 11 i m ; Krasiński w P r z e d ś w i - c i e w s k a z u ją drogę, po której naród nasz k r o c z y ć musi, a b y dzień z m a r tw y c h w s ta n ia przybliżyć.

Mickiewicz, co m iłował nasz naród s e r ­ cem milionów, usiłuje podnieść P o lsk ę do B og a i p o sta w ić ją przed ludzkością, jako pochodnię g orejącą, r o z ta c z a ją c ą blaski pło­

miennej sw ej w ia ry .

S ło w a c k i w A n h e 11 i m w y t y c z a n a ­ rodow i naszem u szlaki ku prom iennej p r z y ­ szłości po przez cierpienia i ofiary z miłości B og a i bliźnich podjęte.

Nikt atoli ta k jasno i p o ry w a ją c o nie w sk a z a ł ty c h z b a w ien n y c h dla Polski s z la ­ ków, jak Krasiński. Już w I r y d y o n i e w s k a z a ł nam, jako śro d e k z b a w ien ia — pokutę.

Oto głos B o ż y do Polski, u sym bolizow anej

(32)

32

w Irydyonie: „Idź na północ w Imieniu C h r y ­ stu sa — idź i nie z a trz y m u j się, aż sta n ie sz na ziemi mogił i k r z y ż ó w . — T a m p o w tó rn a próba tw oja, po ra z drugi m iłość tw o ją (oj­

czyznę) ujrzy sz przebitą, ko n a ją c ą , a sam nie będziesz m ógł s k o n a ć — i męki ty s ią c ó w w c ie lą się w serce tw o je. Idź i ufaj imieniowi m e m u . . . . A po długiem m ę c z e ń stw ie zorzę ro zw io d ę nad w a m i — udaruję w a s , czem aniołów m oich o b d a rz y łem przed w ie k a m i — szczęściem — i tem , co obiecałem ludziom na szcz y c ie G o lg o ty — w olnością." —

W N i e b o s k i e j K o m e d y i K rasiń­

ski w sk a z u je , że o s ta te c z n e z w y c ię s tw o od­

nosi ty lk o m yśl c h rz e śc ijań sk a ; ż e b y nasz n a ­ ród p o w s ta ł z grobu, m u sz ą z a s a d y c h rz e śc i­

jańskie b y ć s to s o w a n e nie tylko w życiu co- dziennem, p ry w a tn e m , ale i w politycznem , w s to su n k a c h m ię d z y różnemi klasam i tegoż sa m e g o spo łe c z eń stw a .

W P r z e d ś w i c i e zajm uje się już w p r o s t p rzy sz ło śc ią P olski; p rzy sz ło ść ta p rz e d s ta w ia mu się w dziw nie jasn y c h b a r ­ w ach. R ozum uje tu n a sz wieszcz-filozof: albo ludzkość nie będzie n a przód k r o c z y ła drogą

(33)

postępu, albo jeśli m a się doskonalić, musi w p ie rw n a p ra w ić g w ałt, d o k on a n y na polskim narodzie. P o n ie w a ż z a ś doskonalenie się ludz­

kości jest pew nikiem niezbitym , przeto i z m a r ­ tw y c h w s t a n i e Polski jest w y ż s z e m ponad w s z e lk ą w ątp liw o ść.

P o lsk a p r z e d s ta w ia mu się, jako C h r y s ­ tus n a ro d ó w um ęczony. W idzi on już o c z y m a duch a p rzyszło ść, a w niej chwilę w ielką i św iętą, chwilę z m a r tw y c h w s ta n i a Polski:

Ja k blask słońca, ta k jej lice I z błękitu m a źrenice — A jej w zrok iem b ły sk a w ic e ! Nad jej czołem z k rw i k o ro n a : W ieniec w sp om n ień p u r p u r o w y . ..

L ecz już p rze sz ły w s z y s tk ie bole 1 duch B o ż y na jej czole — Naokoło już ś w ia t n o w y."

Tej P o lsce św ietlanej, słonecznej w s z y ­ stkie ludy c z eść o d d a ją :

I p rz y k lę k ły — i słyszałem

Głos, co w o la w w ieczn em niebie;

J a k im S y n a n ieg dy ś dałem, T a k im, Polsko! daję Ciebie!

S y n mój jeden b y ł i będzie,

(34)

34

Lecz m yśl Jego żyje w tobie, B ądź w ię c p ra w d ą , jak on w sz ę d z ie J a cię c órką m oją r o b ię ! ”

N iestety P o ls k a nie była, ani jest taką, jaką w w ie s z c z e m natchnieniu ujrzał ją K ra ­ siński i jaką m ieć pragnął. A żeby b y ć C h r y ­ stusem n a ro d ó w , trz e b a b y ć do sko n ały m , nam zaś do tej doskonałości daleko. Rozbiór P o l ­ ski był zb rodnią niew ątpliw ie, jak s a m a M a ry a T e r e s a przy z n a ła , ale do jej spełnienia m y ś ­ m y grzecham i sw y m i sami dopomagali. Nie­

podległości nie o d z y s k a m y , zanim nie będ zie­

m y jej godni.

Co w poprzednim ro zu m o w an iu K rasiń­

skiego było p rze s a d n e m i błędnem, to s p ro s ­ to w a ł w P s a l m i e D o b r e j W o l i , k tó ry jest ostatniem słow em jego m yśli i jej dopeł­

nieniem.

I M ickiew icz i S łow a c ki pragnęli uchylić zasłony, o k r y w a ją c e j p rzy sz ło ść narodu, ale d aw ali się p o r w a ć w ie s z c z y m n a tc h n ie n io m : przeczuciem pragnęli o d g a d n ą ć p rzy sz ło ść nie­

znaną, przepow iadali, ja k b y w uniesieniu pro*

roczem . Krasiński, k tó ry r o z b ra t m ięd zy s tr a s z ­ liw ą rzec z y w isto śc ią , a tem, co b y ć powinno

(35)

— o d c z u w a ł nie mniej silnie, jak oni; chciał jednak rozum em , m y ślą do trz e ć do tajemnic przyszłości. Rozumiał, że sto im y jak by na trz ę saw isku , ż e ś m y niczego niepewni, że chcą nam w y d r z e ć ję z y k i w ia rę — i ból wielki zrodził się w jego d u s z y nie ty lk o z powodu tego, c o ś m y stracili, ale i tego, co nam jesz­

cze grozi- A obok n iebezp ieczeń stw z e w n ę ­ trz n y c h w id ział i w e w n ę trz n e . Do dusz pol­

skich w c is k ał się jad nienaw iści narodow ej i społecznej.

To w s z y s tk o uświadom ił sobie Krasiński lepiej, niż inni, w ię c też i w ię k s z y niepokój go o garn ął i skw apliw iej szu k ał ratunku. Z na­

lazł go w chrześcijańskiej zasadzie miłości bliźniego i na tej p o d sta w ie oparł sw oje ro­

zum ow ania. Doszedł do wniosku, że cierpie­

nie nie jest jeszcze zagładą, że o c z y sz c z a ono dusze, do B o ga zbliża i że p rzy sz ło ść tego, kto cierpj niewinnie, p ew n iejszą jest, niż tego, kto spełnia rolę ka ta . Bóg miłości nagrodzi tych , k tó rz y św ię te m tem uczuciem przejęci z aniech ają z e m sty , a k o c h a ć b ę d ą tylko i p ra­

c ow ać, — Albowiem św ia te m rządzi S p ra w ie ­ dliw ość B oża i ta k a rz e złych, a w y w y ż s z a

3*

(36)

36.

cierpiących, a niew in n ych . S tą d i p rzy sz ło ść narodu polskiego jest p e w n a ; co w ięcej n aród nasz sta n ą ć m usi k ied y ś n a czele innych lu­

dów, b y w ieść je w krainę ew an g eliczn ej m i­

łości. Ale b y n aród n a sz p o w s ta ł z grobu i s z c z y tn ą s w ą m isy ę m e s y a ń s k ą mógł speł­

nić, p o trz e b a koniecznie, b y sa m promieniał czynną, św ietlan ą, w ia rą , b y się do C h r y s tu s a naw ró cił całem se rc e m i ż y ł Jeg o duchem-

T ę ż s a m ą m y śl, za dni n aszy c h , w y p o ­ w iedział H e n r y k S ienkiew icz w sw ej niezró­

w nanej T r y l o g i i ; — w o ła on tam w c z a ­ ru ją c y s p o s ó b : ż e o d r o d z e n i e p o l i t y ­ c z n e n a r o d u m u s i w y p r z e d z i ć o d ­ r o d z e n i e m o r a l n e .

Potężniej jeszcze p rze m ó w ił do narodu w innem s w e m arcydziele „ B e z d o g m a t u "

— u p lasty c zn ia ją c w P ło s z o w s k im tę myśl, że naród b ez w ia r y , b ez d o g m atu —_nie idzie ku z m a r tw y c h w s ta n iu , lecz ku s a m o b ó jstw a, c h oćby w n a jlep szych m a te ry a ln y c h p o z o s ta ­ w a ł stosunkach.

W „R o d z i n i e P o ł a n i e c k i e h “ idzie on dalej. Tu już nie ty lk o n e g a ty w n ie jak

(37)

w „ B e z d o g m a t u " , lecz p o z y ty w n ie k r y s ­ talizuje w P ołanieckim tę myśl, że d o g m a t religijny, że w i a r a w c ie lo n a w c z y n y jest nieodbitą potrzebą z a ró w n o sp o łe c z eń stw a jak jednostek.

S ienkiew icz nie m yśli w s k a z y w a ć jakichś p r a w d n o w y c h , w y s t a r c z a ją mu d a w n e : c h rz e ­ śc ija ń stw o jest potęgą, religia jest potrzebą, d o g m a t jest p o d s ta w ą s z cz ę śc ia człowieka,

— oto co m ożn a w y c z y t a ć w „ P o ł a n i e c ­ k i c h " .

J e s t potęgą, potrzebą, p o d s ta w ą s z cz ę ­ ścia, ale c z y niczem w i ę c e j? Na to daje od­

pow iedź w „Q u o v a d i s ?

N a k re śliw s z y genialnie, w m istrzow skich o b raz a c h d w a ś w ia ty pogański i c h rześcijań­

ski, w s k azu je, że tryu m f o s ta te c z n y jest w w ierze gorącej, b o hatersk iej w y z n a w c ó w C h r y s tu s o w y c h , jakimi były, prócz wielu in­

nych, dusze na w s k r o ś c h rz e ś c ija ń s k ie : Ligia, P o lk a i jej sługa b a rb a rz y n ie c , n a sz prap rz o ­ dek, Polak, Ursus.

P r z e d Sien kiew iczem tęż s a m ą m y śl w y ­ powiedział z n a k o m ity nasz historyk, profesor

(38)

38

uniwers. Józef Szujski: „Naród polski, mówił, upadł z w łasnej w in y i tylko w ła s n ą zasługą i p o w ro tem s z c z e r y m do w i a r y może się po- dźw ignąć. Upadliśm y, b o ś m y byli niekarni, nierządni, b o ś m y byli nie dość katolikam i, bo śm y uciskali lud. N a p r a w ą w a d n a ro d o ­ w y c h , życ ie m na w s k r o ś chrześcijańskiem , m o ż e m y się ty lk o odrodzić, jako naród poli­

t y c z n y . " 1)

To też p r z y k sz ta łto w a n iu p rzyszłego bytu naszeg o n a ro d o w e g o m y ty lko liczyć m o ż e m y na w ł a s n e m o r a l n e s i ł y , z za sa d e w a n g e lic z n y c h w y k w ita ją c e . N asze w y r o ­ bienie d u c h o w e m oralne to g ru n t jedynie p e ­ w n y pod nogami, p o zatem w s z y s tk o inne jest przypu szczen iem , hypo tezą, k om binacyą.

O d y w o jn a się sk oń czy , g d y losy Polski istotnie w a ż y ć się z a c z n ą — d ojrzałość n a s z a p r z e d e w s z y s tk ie m będzie w z ię ta w rachubę;

od p o s ta w y naszej godnej a zgodnej, p o w a ż ­ nej a dostojnej w iele, jeźli nie w s z y s tk o z a ­ leżeć będzie.

Niestety, mimo tylo k ro tn e z a w o d y , m y w c ią ż w y g l ą d a m y z b a w ien ia tylko z e w n ą t r z ,

!) Kilka prawd z dziejów naszych 1867,

(39)

du O p a trz n o ść w jego w ła sn e złożyła ręce.

W y le c z y liś m y się już z tej iluzyi w znacznej mierze, ale pew ien o sad tego ro m antyzm u politycznego pozostał, a g o r ą c z k o w a atm osfera w o jen na aż nadto jest podatn ą do rozd m uch a­

nia tego rodzaju skłonności.

W tem właśnie poczuciu, że tylko o w ła s ­ nych siłach p rzy z drow iu m oralnem , jakie d a ­ je w ia ra , s k r y s ta liz o w a n a w czy n ach , potrafi­

m y coś zrobić dla przyszłości narodu, tkwi coś uspokajającego, coś co nam m oże dać p e w n o ś ć siebie i jasno ść celów w ty ch tak w z b u rz o n y c h czasa c h , gdzie z re s z tą w szelka b uso la zaw odzi. Z apatrzeni w B oga, którego oblicze z a w s z e n ach y lone nad dziejami ludz- kiemi, zau fa jm y Jego O patrzności; a zw rotem s z c z e ry m do w i a r y O jców , s ta r a jm y zjednać sobie ła s k a w e Jej na naród n a sz spojrzenie.

C h w ila o becna w y m a g a od nas napięcia całej energii, w y tę ż e n ia w sz y s tk ic h zdolności

— ofiar n a jc ięż sz y c h — z e rw a n ia z w szelki­

mi nałogam i i błędami, które stoją w przeci­

w ie ń s tw ie do interesu ogółu. Chwila obecna ż ą d a od nas w sz y stk ie g o ! Z nas sam ych

(40)

40

najcięższą ofiarę ponieść w inniśm y. C z y ż pow agi i g ro z y obecnej chwili m o żliw a jest obojętność, m o żliw e jest jeszcze życie, jakie niejeden z nas w iódł dotąd : ży c ie gnuśności i beztroski, so b k o stw a, m ate ry a liz m u, p r a k ­ tycznej b e z w y z n a n io w o ś c i?

W s z y s c y jak jeden m ąż p r a g n ą ć w in n iś­

my, b y P o ls k a d u c h ow o odro dzo n a w y s z ła z obecnej klęski zaso bn iejsza w energię, piękniejsza cnotą, a b y do tryum falnego T e D e u m w o dśw iętnej s ta n ą ć m ogła szacie.

T rz e b a , trz e b a nam koniecznie w s k r z e s ić w sobie w ia rę g o rącą, p rak ty c z n ą , w iarę, k tó ra w ś w ie tn y c h o k res a c h dziejów n a szych o ż y w ia ła nasz naród.

Polsko, dopóki całem sercem , wr duchu pokuty, nie z w ró c is z się do k rzy ż a , do w i a r y C h ry stu so w ej, nie u s ły s z y s z o bietnicy w y b a ­ wienia, pow ro tu, do tw e g o raju ziem skiego, do dziedzin twoich! Dla czegóż, p y tam , dotąd nie spełniła się nad nami ta obietnica C h r y s ­ tusa: Jam jest zm artwychwstanie i żyw ot, kto we mnie wierzy, choćby i umarł, żyć będzie?

Bo naród nasz nie d o trz y m a ł w a ru n k u : ,k to

(41)

we mnie wierzy", kto w ie rz y czynem , co k r y ­ stalizuje i rozprom ienia jego wiarę.

Po lsko , t y jak on pa ra lity k ewangeliczny, k tó ry lat trz y d z ie śc i ośm leżał w niemocy nad s a d z a w k ą Siloe, P a n się pyta, c zy chcesz b y ć u z d ro w io n ą ? P a r a lity k u pom iędzy n a ro ­ dami, wielki niegdyś, s ła w n y i po tężn y n a ro ­ dzie polski, nie c z łow iek a tobie szukać, ale C h ry s tu s a . On sam tylko może ci pow iedzieć:

„ P a ra lity k u w s ta ń ". Ale C h ry s tu s dom aga się spełnienia p e w n e g o warunku- Zbawiciel tłu m a c z y Nikodem ow i, że, a b y wnijść do k ró le s tw a niebieskiego, trz e b a się o d r o d z i ć n a n o w o . Nie zrozum iał teg o Nikodem, bo jeszcze cielesny, pytał, jak może m ąż dorosły w ró c ić n a p o w ró t do ż y w o t a m atki swojej.

Podobnie, narodzie polski, a b y ś p ow stał i żył n ow em życiem , potrzeba, b y ś się odrodził na nowo! P o trz e b a , b y ś w ró cił n ap o w rót do ż y w o t a m atki Twojej, do m yśli twojej pierw ­ szej, z którejś się urodził, z k tórąś żył w po­

łączeniu z Duchem C h r y s tu s o w y m . Cóż to jest duch n a ro d u ? J e s t to duch zbiorow y ludu w zjednoczeniu z D uchem Chrystusa.

Kiedy ten duch z b io ro w y się psuje i w ia ra

(42)

42

zanika, naród rozp a d a się w e w n ę tr z n ie na s kład o w e s w e p ierw iastki, k tó re cierpieniem, jak ogniem p rze c z y szc z o n e , w n o w ą się z r a s ­ tają całość w połączeniu i pod kierunkiem D ucha Bożego.

W iele od tego cz asu naro do w i teoryi z b a w ien ia p rze d staw io n o . Jedne złe s z a t a ń ­ skie — to k r z y ż złego ło tra; — drugie lepsze, ale ludzkie — nie dość silne, to k r z y ż d obrego łotra; trzecie i m y z niemi p r z e d s ta w ia m y : p r z e p ro w a d z en ie nauki C h r y s tu s o w e j w myśli, w uczucia, w c zy n ności p r y w a tn e i publiczne

— to — k r z y ż C h ry s tu s a . Dotknijm y się nim, tej chorej n iew iasty , tej milej o jc z y z n y naszej, a pow stanie.

P o w r ó ć m y do ż y w o t a m atk i naszej, do w i a r y ojcó w n a s zy c h ! N aród ż y je zaro d a m i życia, które do stał od początku, te ty lk o m oże rozw ijać w sobie; a jakim że ży w io łem ż y liś m y od początku, jeśli nie w i a r ą C h r y s tu s o w ą ? W ia ra ta daje tę silę z a c h o w a w c z ą narodow i, ten balsam , c h ro n ią c y od zepsucia, udziela coś z n iepożytności i w ie c zn o śc i swojej.

D latego żad en n aród katolicki nie upadł nie- powrotnie, póki się w i a r y sw ej nie w y rz e k ł.

(43)

S a m tylko Kościół katolicki m a nieśmiertel­

ności obietnicę. D w a d zie ścia w iek ó w e ry chrześcijańskiej to w sp a n iale wyjaśnienie tych słów J e z u s o w y c h : Na tej opoce zbuduję Koś­

ciół mój, a bramy piekielne przeciwko niemu nie przemogą. W s z y s t k o s ta rz eje się i niknie z człowiekiem , co w zięło początek od czło­

w ieka, jeden tylko Kościół, z u pływ em w ie ­ k ó w nie siwieje, nie traci z e w nętrzn ej siły i krasy- W śród ruin państw , s y s te m ó w reli­

gijnych, filozoficznych i polity czn y ch , u stóp jego n a g ro m a d zo n y c h , on sam jeden stoi po­

tężny, niew zruszon y , jak piram id a w śród ru­

chom ego piasku w pustyni, bo m a w sobie zaród Boski, b ron ią c y go od staro ści i zepsu­

cia. O tóż naród katolicki, dopóki wiernie t r z y m a się Kościoła, d z iw n y bierze udział w jego niepożytości tu w czasie. Naród k a ­ tolicki m oże utracić b y t p a ń s tw o w y , ale nie b y t n a ro d o w y .

T e m bardziej nam p o trz e b a tej w iary , że ona b y ła i jest p o d s ta w ą całego życia u m ys­

łowego, m o raln eg o i historyczneg o Polski.

Życie Po lsk i dla tego w y łącznie s p o c zy w a w katolicyzm ie, iż on jeden był spójnią i ki­

(44)

44

tem tego kruch e g o ciała, w k tó ry m in d y w i­

dualność z a w s z e prze m ag a ła , a poza rodzinę rzadko w ychodziła. On z a s tę p o w a ł tę spoistość i organ iczne in sty n k ty , k tó ry c h z a ró w n o z in­

nym i ludami nie posia d a m y. On z a stę p o w a ł ten z b io ro w y , publiczny rozum, k tó ry , nigdy w eń nie bogaci, dziś z osłabieniem w i a r y u t r a ­ ciliśmy. Katolicyzm przyniósł nam to w y c h o ­ w anie, co nas czyni w y ż s z y m i nad inne ludy słow iańskie. C z y ż nie ka tolic y z m bronił nas dotąd najskuteczniej od z ru s y fik o w a n ia lub z n ie m c z e n ia ? Jeżeli w sz ę d z ie i z a w s z e w iel­

kie m yśli z s e r c a płyną, te d y najbardziej w nas pobożność, zapał, p ły n ą c y z w ia ry , z a ­ s tę p o w a ł w s z y s tk ie niedostatki rządu i ro zu ­ mu politycznego. N a ro d o w o ś ć z a te m n a s z ą słusznie m o żn a p r z y r ó w n a ć do obrazu, n am alo­

w a n e g o na m urze. J a k długo m ur cały, ja k ­ kolw iek o b ra z b y łb y uszk o dzo n y, w s z y s tk o da się n a p ra w ić , ale sko ro się m ur obali, w s z y s tk ie n a s z e te o r y e , c a ły p a tr y o t y z m nie zbaw i narodu. P o ls k a p rze stan ie b y ć Polską, a g w a łte m c h c e m y bronić sa m e g o obrazu, nie d bając o m ur w ia r y .

To te ż w r o g a m i naszej o jc z y z n y — t a r -

(45)

go w iczanam i dzisiejszej d o b y są ci, k tó rz y jak o b y ta ra n e m n ie d o w ia rs tw a biją w ten m ur milej o jcz y z n y naszej! — T a rg o w ic z a n a m i dzi­

siejszej do by są ci truciciele m łodzieży, co łam ią onym orlętom n a s zy m sk rz y d ła do w y ż ­ szego podniebnego polotu! T a r g o w ic z a n a m i są ci w s z y s c y niekatoliccy katolicy, k tó rz y depcą i p o g a rd z a ją p ra w e m B o g a i Kościoła, k tó rz y popierają dzieła i dzienniki niezbożne, k tó rz y d o m agają się wolności dla w sz y stk ie g o , tylko nie dla religii C h ry s tu s o w e j! T a r g o w i­

c zanam i są dzisiaj mniej modni niezbożni, dla k tó ry c h p r a k ty c z n a n iew ia ra m a służyć za synonim postępu i o ś w ia ty , k tó rz y chcieliby z um iejętności w szelkiej uczynić pogankę.

Dopóki się nie s k r u s z y m y w sercu i nie w e ź m ie m y do pokuty, d o pó ty niebłogosławień- s tw o Boże nie p rzestanie roztopionym ołowiem k a p a ć na g ło w y nasze; — bo Bóg Polski nie­

w ierzącej, niezbożnej nie potrzebuje, nie chce.

W ziął Bóg nasz naród do swojej szko ły k r z y ż a i nie w y p u ś c i aż n a w ró c o n e g o ....

W ielką p r a w d ę w y p o w ie d z iał książę Adam C z a rto ry s k i w r. 1831: .K a to lic y zm nie po ­

(46)

46

winien b y ć z miłości o jczy zn y , ale p a tr y o ty z m

— z miłości B oga".

T y lk o w ia ra i miłość B oża m oże nas P o ­ la k ó w w jednolity zespolić naród i uchronić od najzgubniejszego ro zk ła d o w e g o czynnika, jakim jest w a ś ń , p a r t y j n a n i e z g o d a , jedna z g łó w n y c h z g u b y naszej p rzy c z y n .

Z miłości ku w spólnej nam m atce, O jc z y ź ­ nie, w m yśl C h r y s tu s o w ą , u c z y ń m y ż r a z s t a ­ n o w c z y n iez b ę d n y ro z b r a t z ty m w y lę g ły m z p y c h y egoizm u po lity czn y m d o g m aty z m e m , k tórem u wielu w c ią ż jeszcze hołduje, k tó ry w m a w i a w nich, że oni tylk o lub ich poli­

ty czn i p rzyjaciele odkryli środek nieom ylny na zbaw ien ie O jc z y zn y , albo d o g m at jedy n y, poza k tó ry m w s z y s tk o jest h e re z y ą lub p r z e ­ stę p s tw e m . J a k ż e ła tw o a nieoględnie p r z y ­ pisujem y n ieom ylność w ła s n e m u rozum owi, k tó ry w polityce c h y b a c z ą s tk ę p r a w d y od­

bija. Cóż s tą d w y n i k a ? To, że b e z w z g lę d ­ nie p otęp iam y tych , co innego są zdania.

S tą d k a ż d y u n a s P o ls k ę n a d w a dzieli obo zy : ó w z a s t ę p s p r a w i e d l i w y c h , do k tó­

rego sam się zalicza — i drugi s z k o d n i-

(47)

k ó w, k t ó r y c h b y chętnie wytępi}, g d y b y to było w jego m ocy.

S z a n u jm y ż p rzek o n a n ia szczere, uczciw e drugich. Nie uw}aczajm y ludziom, k tó rz y bez- w ą tp ie n ia tak sam o jak m y s z cz ę śc ia o jc z y z ­ n y prag ną, jeno inną ku tem u d ą ż ą drogą.

Z obcym i do u k ład ów je s te śm y gotow i;

ale b y się pom iędzy sobą porozum ieć z dobrą w olą, bez anim ozyi, bez zarozum iałości — o tem m ów i się b ardzo rzadko, najczęściej z ty m dodatkiem , że to w p r o s t niemożliwe!

Naturalnie..., bo nikt u s tę p s tw nie p o c z y n a od siebie.

K ażdy ż ą d a : niechaj ta d ru g a stro na u k o rzy się, lub czegoś w y rz e k n ie pierw sza.

P ó ki tego nie uczyni, p rzy p isu je m y jej z d r a ­ d ę o j c z y z n y l ub o b ł ę d p o l i t y c z n y , l ub b r a k z d r o w e g o z m y s ł u . Nie dz iw w ięc, że w z a je m n y nasz stosunek w y ­ łącznie s k ła d a się z osk a rż e ń . . .

Otóż ten b ra k bratniej miłości i zg o d y s ta w ia ta m ę litościwem u O p atrzności z a m y ­ słowi w s k r z e s z e n ia nie zespolonego, nie zjed­

noczonego jednolitym duchem narodu. Rzecz jasna, że w k a ż d y m narodzie m o g ą b y ć i są

(48)

48

p a rty e i s tro n n ictw a , spełniające poniekąd rolę p o szczegó ln ych o rg a n ó w w d a n y m ustroju.

Ale k a ż d y ustrój jest pom im o to całością, k tó rą jedna o ż y w ia dusza: podobnie n a sz ustrój n a ro d o w y jeden duch, duch jedności i z g o d y o ż y w ia ć musi, jeśli j e d n y m m a m y b y ć n a r o d e m !

B u d o w ę w ię c p rzyszłej Polski, pod w o ­ dzą O p a trz n o śc i od zjednoczenia dusz k oniecz­

nie ro zp o c z ą ć m usim y. Bez tego zlania się w jedną, m iłującą się rodzinę, O jc z y zn ą z w a ­ ną, w y m a r z o n e g m a c h y r o z p r y s k iw a ć się b ędą, i s ta n ą niby domki z kart, ro zp a d a ją c e się od byle po w iew u. Koniecznie trz e b a nam znaleźć w ew ang elicznej bratniej miłości cy m e n t, k tó ­ r y b y sk ito w a ł i silnie spoił rozbieżne dzisiaj cząstki m yśli polskiej! Nie tw ierd z ić z g estem w y ż s z o ś c i : o b e j d z i e m y s i ę ! B y ć m oże, że ten lub ó w bez miłości się obejdzie, — lecz nie obejdzie się bez niej dzisiejsza, ani tem bardziej p rzy s z ła P o lsk a, k tó ra runęła w proch w ła śn ie z b ra k u tej miłości. Jeden w ię c jest dzisiaj rodzaj n a r o d o w y c h z b r o d n i a r z y — z w ią c ich ta k nie p r z e ­ s a d za m —■: są to ci, co jedni drugich szkalują,

(49)

— jedni drugimi g a rd z ą — i zniesław iają się jak mogą,

R o z s trz y g a ją się obecnie losy p a ń s tw i narodów . Otóż jeśli m y m a m y z a w a ż y ć na szali w y d a r z e ń d ziejow ych, m usim y nie­

odzow nie ujaw nić jedność w e w n ę t r z n ą i z a ­ d o k u m en to w a ć w obliczu E uro p y, że jak byliś­

my, ta k i pozostaliśm y jed n y m narodem.

Nie posiadam y, jak inne szczęśliw e n a ­ r o d y ani w ła sn eg o p a ń s tw a , ani w łasnego rządu, jeśli z atem m a m y po zostać jednym n a ­ rodem , m u sim y tem w ię k s z ą posiadać spoistość w e w n ę trz n ą , moralną.

M o żem yż żąd ać, b y się liczono z nami jak z siłą 23 m ilionowego narodu, g d y sarni dzielimy się kordonam i najniestuszniejszych osk a rż e ń i z a rz u tó w ? g d y ś m y rozbici n a ro z ­ liczne niespojone z sobą a to m y ? —

W ieży B a b e l nie zbudow ali ci, k tó ry m p y c h a i w yn io sło ść pom ieszała j ę z y k i . . . Oj­

c z y z n y z a p ew n e o d b u d o w a ć nam O p a trz n o ść nie dozwoli, dopóki będą u nas myśli, uczucia, z a m y s ły nie z ogniskow ane, nie zestrzelone w jedność bratnią, n a ro d o w ą miłością.

4

(50)

50

A jak nam nie wolno z r y w a ć w ę z ła w z a ­ jemnej miłości i zgody, ta k rów n ież nie godzi się, jak chce wielu n ieopatrznych, w z ią ć ro z ­ b ra t z n a szą bądź co b ą d ź ś w ie tn ą przeszłością.

C enne i trafne o tem u w a g i poda! nie­

d a w n o w K u r y e r z e W a r s z a w s k i m , pew ien w y b i t n y p u b lic y s ta 1), k tóre pozw olę sobie tu p r z y to c z y ć : „Od d a w n a już toczą się w ś ró d nas, P o la k ó w , w y b ie g a ją c y c h m y ś ­ lą wT jutro, oż y w io n e s p o ry o stosunek tego jutra do naszej przeszłości dziejowej.

W um ysłach, n a w y k ły c h do rzucania kam ieniem z a siebie, do ry c z a łto w e g o p o tę­

piania przeszłości, jako w y łą c zn e j w in o w a j­

czyni k a ta s tro fy , k tó ra sp ad ła na R z e c zp o s­

politą pod koniec w ie k u XVIII, budzi się chęć jak najdalszego odepchnięcia naro d u od tej przeszłości, ja k b y w obaw ie, że z w ią ze k z nią m oże w s k rz e s ić w spo łeczeń stw ie d a w n e m ożn ow ła d c z e i szlacheckie nałogi i p rze sz ­ kodzić p ro ce so w i no w oczesnej d e m o k ra ty z a - cyi. Upiór sz la c h e tc z y z n y , w sta ją c e j z g ro ­ bu, nie daje sp a ć zw olennikom tego poglądu.

*) Zdzisław Dębicki.

(51)

P rzeciw n ie, na drugim biegunie w sp ó ł­

czesnej myśli polskiej panuje niedocenianie wielkich przem ian dziejow ych, które zaszły na świecie w okresie naszeg o ż y c ia poroz- biorow ego i w y n ik a ją c y stąd b rak poczucia now oczesnej rze c z y w isto śc i, k tó ra k sz ta łto w ać się i d o jrz e w a ć m oże tylko w form ach, z g o ­ dnych z duchem czasu.

Zapaleni, bezw zględni c h w a lc y p rzesz­

łości, w y c h o w a n i w tra d y c y jn y m kulcie dla polskiego „w czo raj", popełniają w ięc błąd niem niejszy od b ez w z g lę d n y c h reform atoró w narodu.

P r a w d a leży ty m c z a s e m pośrodku. R o ­ zumiał i w y c z u w a ł ją doskonale na jw ię k sz y geniusz Polski — geniusz M ickiewicza.

.G o tu ją c się do przyszłości — mówi

„pielgrzym polski" — po trz e b a w r a c a ć m yślą w przeszłość, ale o tyle tylko, o ile człowiek, g o tu ją c y się do p rzesko czen ia rowu, w ra c a się w ty ł, a b y się tem lepiej rozpędzić".

Trudno zwięźlej, lapidarniej ująć całą tę k w e s ty ę . W słow ach M ickiewiczowskich tkwi o dpow iedź dla jednych i drugich.

4*

Cytaty

Powiązane dokumenty

Z drugiej strony, jeśli zwrócimy uwagę na nieogarniony ogrom świata, rozpostartego przed nami, z tymi jego potężnymi siłami i prawami, dzięki którym,

W pasterce dwukrotnie Chór śpiewa (w Graduale i Communio) słowa psalmu: Przed jutrzenką ciebie zrodziłem. Anie tuciferum e.r utero genui te — czyli jak nowy psałterz

droga dla rowerów –jazda rowerem; koniec drogi dla rowerów – zjazd z drogi dla rowerów w inną możliwą, wyznaczoną na torze; zakaz wjazdu rowerów; zakaz ruchu w

Samoocena: podczas zabawy ruchowej dzieci określają natężenie swojego samopoczucia: stojąc, energicznie uderzają rękami w kolana, im większe natężenie uderzania, tym

Uczniowie wypełniają tabelę dotyczącą części garderoby według schematu (część garderoby – określenie, np.. Nauczyciel podsumowuje pracę, zwracając uwagę na to,

Naszym celem jest ułatwienie pracy z katalogiem dlatego sprowadzamy długie opisy słowne atrybutów produktów do formy znaczników... BAKS , zwany dalej Producentem udziela

Jedną z podstawowych barier powstawania i rozwoju polskich przedsiębiorstw jest ograniczony dostęp do zewnętrznych źródeł finansowania ich działalności, dlatego za

A w drużynie drugiej, czyli drużynie Misiaszków Zuzia Emilka Ewa Bartek i Piotrek A więc zaczynamy.. Runda