• Nie Znaleziono Wyników

Poświęcony Kronice Walk o Niepodległość, Bohaterstwu Żołnierza Polskiego i Pamięci Poległych o W olność Polski.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Poświęcony Kronice Walk o Niepodległość, Bohaterstwu Żołnierza Polskiego i Pamięci Poległych o W olność Polski."

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 75 STYCZEŃ 1931

P ośw ięcony K ronice W alk o N iepodległość, Bohaterstw u Żołnierza P olsk iego i Pam ięci P o le g ły c h o W olność P olski.

W Y C H O D ZI K A ŻD EG O M IESIĄ C A P O D R E D A K C JĄ Z. Z Y G M U N TO W ICZA

PKO. W arszawa 152.950. - - Kwart. zl. 2.50. CEN A EGZ. 1 ZŁ.

P r z e c z u c i e .

Było to w czasie w o jn y bolszew icko-polskiej, gd y w róg zalał nieom al cały k r a j sw em i w rażem i ho rd am i i sta n ął n ad szarem i n u rta m i W isły, za­

g ra ż a ją c Sercu Polski — W arszaw ie.

C o fan ie się w ojsk polskich z pod K ijow a i zw ycięski m arsz czerni p rz y b liż y ły fro n t aż pod m u ry W arszaw y . 1 tam w łaśnie m iała się rozegrać ostatecznie w a ln a p rz e p ra w a Polski o sw ó j n ieza­

w isły b y t i w olność O jczy zn y .

S połeczeństw o całej Polski ocknęło się w tedy z le ta rg u niem ocy, zapom niało o p a r tja c h i sw a- rach p o litycznych, podało zgodnie sobie dłonie i n a w ezw anie „D o b ro n i!” licznie stanęło pod sz tan d are m Boga i O jc z y z n y w szeregach A rm ji O chotniczej.

W ty m ciężkim m om encie dla k r a ju p rz y b y li dalecy tu łacze o k rężn ą drogą m orską z obczyzny rozbitkow ie 5-ej d y w izji a rm ji polskiej n a S y b erji.

a w raz z nim i n ieodżałow anej pam ięci pod p o ru cz­

n ik E u g en ju sz P rante. W sk rze szając m inioną chw ałę sw o je j dzielnej d yw izji, s tw a rz a ją na Po­

m orzu w G ru p ie pod G ru d ziąd zem i w T o ru n iu i. zw. „B rygadę. S y b e ry jsk ą P iechoty“ z ochotni­

ków Pomorza, G alicji i K ongresów ki. W je j sze­

regach nie b ra k u je żadnego S y b ira k a, k tó rz y są d lań k a d rą i in stru k to ra m i.

D ow ódcą 2 kom p. k a ra b . m aszynow ych 2-go p. p. sy b e ry jsk ie j, b y ł śp. ppor. E u g en ju sz P rante.

k tó ry w raz z m łodziutkim i ochotnikam i przeżył wiele dobrych i złych dni na w arszaw skim froncie, aż młode sw e życie położył na ołtarzu O jc z y z n y w ofierze.

P ra n te b y ł dzielnym dow ódcą, pełen energji i radości życia, o głębokiej w ierze w zw ycięstw o.

Był dla żołnierza n iety lk o dow ódcą czynu o rężne­

go. ale i d u ch a św ietlanego i płom iennego. Szedł w b ó j radośnie, niczem w tańce, a oczy jego p a ła ­ ły i g o rzały b ły sk a w icam i ognia w ew nętrznego;

k tó ry rozsadzał m u piersi... D o sam ego końca, gdy śm ierć z a jrz a ła mu w oczy, w ierzy ł św ięcie, że P o lsk a zw ycięży w roga i rozrośnie się w w ielkie potężne P aństw o M ocarne, bo ja k n am ochotnikom m ów ił, w noc p o p rz e d z a ją c ą zgon b o h a te rsk i na pozycji k a ra b in u m aszynow ego, gdy p rzy sze d ł nas zlu stro w ać i rozdać cldeb: „Polacy, ja k o n aró d b o h atersk i, id ą śla d am i św ie tla n y ch d ró g sw ych przodków i s k ła d a ją z rad o ścią życie swe na o łta­

rzu O jc z y z n y “. „W przyszłość p a trz ę bez o baw y i w ierzę, że Polska odzyska niebaw em sw ą zag ro ­ żoną w olność i będzie silna... W ierzę św ięcie, że b ó j pod W arsz aw ą będzie naszem zw ycięstw em i że oręż polski o k ry je się znów w iekopom ną ch w ałą. W y — ochotnicy — ja k o n ajm ło d si żoł­

n ierze polscy, k tó rz y rzu ciliście w szystko i poszli na zew O jc z y z n y — zw yciężycie! D u ch je s t w w as silny, serca pełne o fia ry i czynu zbrojnego — k o ­ cham w as za to ” ...

„B olszew ików zgnieciem y u w ró t stolicy, od- z y s k a m y znów u tra c o n ą ziem ie i do czek a m y się p o k o ju !“...

Te słow a p ły n ę ły z głębi jego serca i ro b iły na n as ogrom ne w rażen ie — słu c h aliśm y z za p a rty m oddechem , b y nie u ronić an i jednego ta k cennego w y razu .

„...Przeczucie, k tó re od szeregu d n i m nie p rze­

śla d u je , m ów i mi dniem i nocą, że nie doczekam szczęśliw ego dnia z w y cięstw a n a d w rogiem , bo śm ierć czy h a na m nie i g o tu je się do skoku. G inę z radością, bo na stan o w isk u , z b ro n ią w rę k u , na p o lsk iej ziemi, w obliczu w roga, u stó p W arsz aw y , sp e łn ia ją c sw ó j obow iązek w zględem T ej, k tó ra mi dała życie... Nie m artw cie się, g d y o d ejd ę w n ie­

zn an e ju tro , lecz idźcie drogą m ych w skazań i b ąd źcie do końca życia d o b ry m i, p ra w y m i s y n a ­ mi sw ej O jczy zn y . D uch m ój zaw sze będzie z w a ­ mi. ta k w d o b re j ja k i zlej chw ili... P am iętajcie, że

Rok VIII

Na leżytość p o czto w ą uiszczono g o tó w k ą.

(2)

Str. 2 P A N T E O N P O L S K I Nr. 75

śm ierć n a p o lu ch w a ły jest d la nas, rycerskiego n a ro d u polskiego, c h lu b ą i ogrom nym żasz czytem . Nie lęk am się też nieznanego ju tra , nie rozpaczam , bo ginę za sp ra w ę polską, b ro n iąc Je j w olności“...

I nie om yliło go p rzeczucie: bo o św icie w dniu 17 sie rp n ia 1920 r. poległ śm iercią b o h a te rsk ą na stan o w isk u , na p r z y sta n k u kolejow ym pod Św ier­

czam i kolo Modlina, rażo n y w czoło trzem a k u la ­ m i bolszew ickiem i z k a ra b in u m aszynow ego ze wsi Prusinow icze. Zaw ieziony w m alignie do sz p i­

ta la polow ego w N ow em Mieście, ciężko ra n n y , m im o sta ra ń le k a rsk ic h , nie o d zy sk aw szy p rz y ­ tom ności, zm arł po trzech godzinach m ęczarni. Po­

c h o w a n y je st n a ta m te jsz y m cm entarzu.

Zginął, ja k n a praw eg o P o lak a i Żołnierza p rz y ­ stało. nn stanow isku, d a ją c sw e życie T ej, k tó rą do śm ierci ukochał i dow iódł tego n a sobie.

O dszedł, g d y J u trz e n k a W olności i Z w ycię­

stw a ju ż n am św ita ła , odszedł od nas ten n a jle p r szy nasz O jciec, B rat, Kolega i se rd ec zn y P rz y ja ­ ciel (prosił, b y śm y go za takiego u w aża li), na z aw ­ sze z a św ia ty i nie m oże się cieszyć w ra z z nam i odniesionem i zw ycięstw am i.

Będzie je d n a k zaw sze z nam i, w n aszy ch ser­

cach, p rz y nas, c zu jem y Go i m odlim y się codzień za Niego.

Wladyslaw Rola Sujkow ski ochotnik B -dy Syb. 1920 r.

Małopolska Wschodnia w 1918 r.

Z re la c y j o trzy m an y ch b ezp o śred n io po odbiciu Ja w o ro w a i okolicy n o tu je m y n a s tę p u ją c e dane.

D r. J a n O rsk i le k a rz p o w ia to w y opow iada:

„S zp ital w o jsk o w y zw iedzałem co d n ia po­

cząw szy od 2 g ru d n ia 1919. S tan ra n n y c h docho­

d ził do 150 ludzi. Z ra n n y m i obchodzili się wogóle w sposób j a k najg o rszy . W g ru d n iu p rz y je d n e j p a r tji ra n n y c h ty lk o dzięki opornem u sta n o w isk u p ie lę g n ia re k u k ra iń sk ic h żołnierze ru scy , szcze­

gólnie w ach m istrz Wa la n i Z aw iern y nie p o zab i­

ja li, n ie b ili i nie katow ali. R a n n y c h p rz y p ro w a ­ dzono ta k ic h , k tó rz y obok ra n o trzy m an y ch w b i­

tw ie m ieli r a n y w idocznie z a d a w a n e w idłam i, sie­

k ie ra m i i m o ty k am i, n a d to r a n y tłuczone od k i­

jó w . R a n n i opow iadali o tw arcie o zn ęcan iu się n ad nim i. 12 g ru d n ia w czasie m o je j nieobecności w p ad ł k p t. B ły ż n ia k do sz p ita la z rew olw erem i chciał ra n n y c h strzelać. D zięk i obronie p ielę­

g n ia rk i n ie zrobił tego, ale k a z a ł 17 ra n n y c h w y ­ w ieźć n ib y do Żółkw i. Z ty c h je d e n w drodze u ciekł a ,16 pod Szkłem esk o rta zastrzeliła, o czem dow ie­

d ziałem się znacznie później. P rz y e k sh u m acji z ab ity ch w d n iu 24 k w ie tn ia stw ierdziłem ra n y tłuczone za życia n a głow ach i piersiach, p ra w d o ­ podobnie k o lb am i k arab in ó w . Szczególnie Ja n Sia- te c k i m iał guz n a p ra w e j sk ro n i i w y b ite oko.

D y s c y p lin a w w o jsk u ru sk iem b y ła b ard zo m arna, żołnierze oficerów nie słuchali i odnosili się do n ich lekcew ażąco. O ficerow ie m iędzy sobą żyli w n ie p rz y ja ź n i. Z nane b y ły z atarg i k p t. Klee z k p t. B łyżniakiem . P rzeciw ko B łyżniakow i w y- stę p y w a łi w łaśn i oficerow ie i m ieli go aresztow ać.

O n u p rz e d z ił ich zam iar, k a z a ł sobie przysięgać p rz e d m ag istratem żołnierzom , a n astęp n ie o b sta­

w ił k a ra b in a m i m aszynow ym i i p atro lam i m ia­

steczko i k a z a ł ty c h czterech oficerów aresztow ać, b y li to por. Ja ren k o , K yś, C z u m a i c z w a rty nie­

znajom ego m i nazw iska.

N iedługo potem w y b u c h ł b u n t m iędzy żołnie­

rzam i k ie ro w a n y przez k p t. K lee przeciw ko k pt.

B łyżniakow i. N a ry n k u w Ja w o ro w ie było w ielkie zebranie, na k tó ry m Klee p y ta ł ich, czy c h c ą żeby Klee b y ł ich w odzem . Ż ołnierze nie ogłosili go jed n o m y śln ie, je d n a k k p t. K lee k a z a ł im potem przesiądź, a n astęp n ie p y ta ł ich o zdanie co do trzech uw ięzionych za rozboje żołnierzy. Z w y ro ­ ku z eb ran ia k a z a ł ty c h rozstrzelać. Po tych fa k ta c h in telig en cja r u s k a m iejscow a głośno m ów iła o bol- szew iźm ie w w ojsku. Z aszły też w okolicy w y p a d ­ ki ro zru ch ó w ty p o w o bolszew ickich na tle p odzia­

łu gru n tó w . O p o w iad an o o ro zp arcelo w an iu g ru n ­ tów hr. C olonny — C zosnkow skiego i hr. S zep ty c­

kiego, P arcelo w an ie g ru n tó w S zep ty ck ich dow odzi zw ra c a n ia się do w szy stk ich w iększych p o sia d a­

czy. D n ia 1 stycznia n a p a d li żołnierze na m a ją te k Z y g m u n ta O rskiego, tw ierd ząc, że p an o w an ie p a ­ nów ju ż u sta ło . W ty m sam ym czasie m iał m iej­

sce n a p a d n a Św idnicę, gdzie chłopi z n ajb liższ y ch okolic n a p a d a li i rab o w ali i ra n ili p. F angora.

C hłopom i żołnierzom obiecyw ano po 4 morgi ziem i i ci w y ra ź n ie m ów ili, że się dlatego b iją. W o­

góle słyszałem , że p o d ziały g ru n tó w m iały ju ż n a ­ stąp ić ty lk o w ejście w o jsk polskich tem u p rze­

szkodziło. K pt. K lee b y ł niem cem , austr,, k tó ry nie u m iał an i po p olsku a n i po ru sk u . Z a rm ji n ie­

m ieckiej p rz e b y w a ła u nas cała k o lu m n a sa n ita rn a z obsługą a oprócz tego n iejed n o k ro tn ie w idać b y ­ ło oficerów w m u n d u ra c h niem ieckich, jeden z nich n a z y w a ł się D ittler. K a p ita n te n był ostatnim ko­

m en d an tem ru sk im w Ja w o ro w ie“.

S tan isław M osur, notar. koncept, u rzęd n ik , ta k opisał sw e p rzejścia:

„Podczas in w a z ji p rzeb y w ałem w Jaw orow ie z w y ją tk ie m czasu, g d y byłem in tern o w an y od 6.

sty c zn ia 1919 do 50 stycznia. Potem o d d an y pod dozór dom ow y, k tó ry trw a ł aż do czasu w ejścia w o jsk polskich. W w ięzieniu p rzeb y w ałem w J a ­ w orow ie, sk ą d p r ow adzono m nie w stronę Ka-

(3)

Nr. 75 P A N T E O N P O L S K I Sir.'3

mionki str. po drodze je d n a k z pow odu a ta k u w ojsk polskich zaw rócono z pow rotem .

Z nami razem p row adzono 5 żołnierzy pol­

skich. U k raiń cy b ard z o się znęcali n ad nim i, b i­

ją c ich pięściam i w nos i trzcin ą. P rz e je ż d ż a ją c y kom. K lee k a z a ł nas rozstrzelać, czego nie w y k o ­ n ali żołnierze na nasze p ro śb y i b łag an ia. W w ię­

zieniu obchodzili się z nam i bard zo źle, nie d aw ali jeść, sp a liś m y n a deskach. „M y wsi p ry łu czy m o sia do bolszew ikiw “ m ów ili żołnierze u k r.

J a k „żołnierz i oficer u k ra iń s k i” iście po b a r­

b a rz y ń sk u obchodzili się z jeń cam i n aszy m i ś w ia d ­ czą n iek tó re fa k ty zeb ran e p rzez nas.

D n ia 8 sty c zn ia zam ordow ano w b e s tja lsk i sposób żołnierza polskiego (podobno K arola Risa lub Ricza). stacjonow anego ostatnio w M ościs­

kach. P rzy p ro w ad zo n eg o do K rakow ca bili na- h a jk a m i i szablam i i potem kazali m u całow ać ko ­ ni i modlić, się w sta jn i po p olsku i po ru sk u , a gdy nie u m iejąc po ru sk u nie m ógł się m odlić, p y ta li go i bili: „po szczoś iszow n a ru sk u zem lu. Po­

tem kazali m u biedź p rzed końm i do sta w u około I km . Do sta w u kazali m u skoczyć a potem w w o­

dzie strzelił cło niego jed en w głowę. Nie pozwolili go w y ją ć z Wody, aż u ciek li p rz e d o fe n z y w ą p o l­

sk ą i w te d y p o lacy w y d o b y li go i pochow ali w K rak o w cu na cm entarzu.

D rugiego żołnierza Ja n a K leh an a z L ack iej W oli, ze sta c ji w M ościskach p rzy w ieźli nieżyw ego i j a k w sk a z y w a ły śla d y pobicia n a ciele, silnie p o ­ bitego i posiniaczonego, szczególnie po głowie.

Żołnierze zbiegli z niew oli u k ra iń sk ie j: P iotr S ałata, - Jó zef C h lip a ła , Jó zef G aw ełk a, Jó- zef P a jd a , Ja n K oźluk, R om an A rtk a, K azi­

m ierz W ołczyński zeznali:

„W zięto n a s do niew oli 7 m arca po d W ołczu- cham i. O b d a rto nas doszczętnie i b ito w nieokreślo­

n y sposób, gonili nas p rzez tr z y dni bosych i n a ­ gich po b ło tach i rzek ach . Przyw ieźli nas do R u ­ dek i oddali w ręce żandarm ów . S ta m tą d do S am ­ b o ra; w w agonach bito nas i k a z a li ta ń c z y ć i p lu ć na Polskę.

Było w iele w y p a d k ó w m o rd o w an ia in tern o ­ w an y ch i jeńców p o drodze i w obozie W R o h a­

ty n ie “.

P. M a rja n S k ro b id u rsk i czel. rzeźnicki z Za- m arsty n o w a Opowiada, że d n ia 4 listo p a d a dostał się na dw orcu czerniow ieckim do niew oli. W w a ­ gonach zrab o w an o w szystko i odw ieziono do S ta ­ nisław ow a. Ju ż n a dw orcu bił go ch o rąży p ija n y ,

w ra c a ją c y z w o jsk a a u str. N a stę p n ie zam k n ięto go w b a ra k a c h w K ołom yji. In tern o w a n eg o B u k a sa z G ó rk i pod S tanisław ow em (lat 19) bito straszn ie b y kow cam i, chcąc zm usić n a nimb zeznanie, że je s t szpiegiem polskim .

Żołnierz S tan isław Nawrocki zeznał:

„W w alce po d B a rtato w em dostałem się d n ia 13 sty c zn ia do niew oli u k r. U k ra iń c y o b rab o w ali n a ty c h m ia st doszczętnie d a ją c w za m ia n ła c h m a ­ ny. O d sta w ili m nie do S zczerca p iech o tą z dw o m a in n y m i jeńcam i. D rugiego d n ia przy w iezio n o nas do S try ja , gdzie ja k o p ierw szy posiłek d ano nam silnie soloną ry b ę bez w ody. Po 20-godzinnem p o ­ bycie w S try ju odw ieziono m nie do K ołom yji. N a stacji w S tanisław ow ie b y liśm y św ia d k a m i b r u ­ talnego pobicia kolbam i k iero w n ik a szkoły z Ko- m arn a, k tó rem u zarzucono p ła c h tę n a głow ę a bito za to, żę nie chciał oddać żołnierzom sw ego fu tra . W K ołom yji p astw io n o się n a d e m n ą i m oim i kole­

gam i, b iją c k u ła k a m i w tw a rz p rzy czem w y b iło m nie ząb w p rz e d n ie j g ó rn e j szczęce“.

Zaś Jak ó b czy ń sk i J a n p o d aje:

„D n ia 6 g ru d n ia 1919 r. zostałem in te rn o w a n y we wsi S taw czan a ch razem z Józefem W alterem , k tórego zaraz n a p laców ce w N a w a rji o b rab o w a­

no, z d arto z niego b u ty , chciano i n a m nie tego sa­

mego dokonać, ale się stanow czo oparłem . O d e sła ­ no nas d o .P u sto m y t, gdzie k sią d z ru sk i ją k n a jg ó - rz e j nas p rz y ją ł, w o łając: „Szczo to su k e n sy n y “ ? C z y p ry sz ły Polszczu zd o b y w a ły , n a u k ra iń sk ie j zem li ? T am zastaliśm y 6-ciu z a b ra n y c h do n ie ­ w oli legjonistów ju ż p o rząd n ie o b ity ch i o b d a r­

ty ch . S tąd połączono nas razem z nim i i pędzono pieszo aż do Szczerca, gdzie n a s tą p iło p rz e słu c h a ­ nie. S ąd stanow ił m. i. oblt. G regorow icz z L eśnio­

w ic, k tó ry m nie zasąd ził n a 20 lat, czelad n ik a n a 15 lat, fa h n r. Basisa i inni. ‘

L egjonistów k ato w an o w niem iło siern y sp o ­ sób, zw łaszcza s tu d e n ta ze L w ow a M oysow icza, k tórego bito, cały b y ł z la n y k rw ią. Potem zam ­ k n ię to nas w aresztach i p rzep ro w ad zo n o rew izję.

Po trz y d n io w y m p o bycie odesłano n as do S try ja do aresztu, a p o trz e c h d n iach p rzez S tan isław ó w do K ołom yji do b a ra k ó w “.

Skoro do tego d o d am y znane ju ż opisy b r u ­ taln o ści w b a ra k a c h a szczególnie w Kosaczow ie opisane w 1929 r. w „P an teo n ie P olskim “ przez p.

Sozańską i in n y ch — w te d y b ęd ziem y m ieli obraz tego — co się działo w 1918 i 1919 r. n a n aszej

ziemi. (Z.)

(4)

Str. 4 P A N T E O N P O L S K I Nr. 75

JERZY B IA Ł Y -H O J ARCZYK.

Z p am iętn ik a Legjonisty.

A la ta c h niew oli o p o w iad an ie m atki o złotych czasach Polski, o J e j chw ale — b u d ziło w dziecię­

cych sercach p rag n ien ie po w ro tu tych dni. U m y - sły tak ie, w z ra sta ją c z c u d n y ch pow ieści S ienkie­

w icza. u tw o ró w wieszczów naro d o w y ch , czerp ały b o h aterstw o , k tó re z biegiem lat potęgow ało się i szukało ujścia w czynach. 1 g d y zn alazł się czło­

w iek, k tó ry p o tra fił tęsk n o tę m łodocianych serc polskich pobudzić do re a ln e j p ra c y i m gliste m a­

rzen ia z a k lą ć w hasło w alk i o b y t p aństw ow y, stal się ich w zorem i uosobieniem ży w o tn ej polskości, k tó ra nie godząc się z rozdarciem O jc z y z n y , sz u ­ k a ła dróg do w yw alcz en ia niepodległości.

C złow iekiem ty m b y ł K o m en d an t G łów ny Z w iązku S trzeleckiego —- Jó z ef P iłsudski.

O n je d e n śm iało p o d ją ł m yśl w skrzeszenia państw ow ości polskiej, a m a ją c w pam ięci sm utne w spom nienia z p o w sta n ia 1865 ro k u . zd aw a ł sobie sp raw ę, że nie w y sta rc z y sam zap al, nie w y sta rcz y pośw ięcenie, — że w czasach, k ie d y k ażd e p a ń ­ stw o ro zp o rz ąd za św ie tn ie zorganizow anem i i w y ­ szkolonemu arm ja m i, w yposażonem i w rozliczny sp rzęt b o jow y, trzeb a do z a p a łu i pośw ięcenia do­

d a ć o rg an izację, w yszkolenie i sp rzęt, a w szystko z a p ra w ić k a rn o śc ią i posłuszeństw em .

To też sk u tk i Jego p o czy n ań niedługo d ały się poznać. W śród m łodzieży m ałopolskiej chodzi­

ły tajem n icze, p ra w ie leg en d arn e opow iadania o C złow ieku, k tó ry pośw ięcił całe sw oje życie, w szystkie siły, je d n e j m yśli: przy g o to w an iu je ­ dnego czy n u — w alk i o w olność narodu.

G EN EZA ZW IĄZKU ST R Z E L E C K IE G O W W IE L IC Z C E .

Id e a ta k a zgrom adziła w d n iu 6 g ru d n ia 1912 roku w W ieliczce m łodzieńców , słuchaczy p ra w a : S z p u n a ra B olesław a, S tan k iew icza M a rjan a, Pal- la n a Z y g m u n ta i H o ja rc z y k a Jerzego, któ ry m p rz y sła n y przez K om endę Zw. Strzel. O k ręg u K ra ­ kow skiego o b y w atel W icz (obecny gen. Stachie- wicz) w gorących słow ach w y ja ś n ił p la n i zakres d z ia ła n ia Z w iązku Strzeleckiego, oraz sposób zje- n y w a n ia członków , odebrał ślubow anie n a w ier­

ność i posłuszeństw o w ładzom przełożonym i pole­

ci! zorganizow ać to w arzy stw o „Zw iązek Strzelecki w W ieliczce“.

Z u w ag i n a ta jn o ść p rac, członkow ie Zw iązku m ieli posługiw ać się pseudonim am i. O becni obrali sobie n a s tę p u ją c e : P allan Z ygm unt — M arju sz:

S z p u n a r Bolesław — Bolek: S tankiew icz M a rjan — G a b ry e l; H o ja rc z y k Je rz y — Biały.

K om endantem Zw. Strzel, w W ieliczce został n azn aczo n y o b y w atel M arjusz. W p ra c y o rg an iza­

c y jn e j czołowe m iejsce z a ją ł obyw atel Bolek, któ- p o sia d ając w zięcie i p o p u larn o ść w śród sfer ro b o t­

niczych. w k ró tk im czasie d o sta rczy ł Zw iązkow i kilk u d ziesięciu członków . B iały z G ab ry elem je ­ d n ali strzelców w śró d m łodzieży un iw ersy teck iej i szkól średnich, M arjusz w śród sfer n au czy c ie l­

skich i u rzęd n iczy ch . Ju ż w pierw szych m iesią­

cach 1915 ro k u Z w iązek liczył p o n ad 100-u człon­

ków. a niebaw em w zrósł do 160-ciu członków ćwi- eących. co n a m iasto 7-mio ty siączn e było ilością znaczną. W szyscy now icjusze przechodzili szkolę re k ru c k ą , po ukończeniu k tó re j zdolniejsi byli p rz y jm o w a n i do szkoły podchorążych.

T rz y ra z y w ty g o d n iu sta le o d b y w ały się ćw i­

czenia i w y k ła d y , z tego w niedzielę ćw iczenia półdniow e, lu b całodniow e.

W 1915 r. kom endę Zw. Strzel, w W ieliczce o b ją ł Św iątkow ski Bronisław .

O ile p ra c a o rg a n iz a c y jn a i w yszkoleniow a w W ieliczce p o stę p o w ała raźn o i sp raw n ie, o ty le na szerokim teren ie w si p o w iatu w ielickiego za­

led w ie w egetow ała. M ałe u św iadom ienie ludu w iejskiego, k o m p le tn y b ra k środków lokom ocji, do sta te czn ej ilości k a ra b in ó w i sp rz ę tu w yszkole­

nia, u tru d n ia ły p ra c ę w w ysokim stopniu. Nie zra ­ żało to je d n a k organizatorów . W niedziele i św ięta w ychodzili razem p aram i do okolicznych wsi or­

ganizow ać Z w iązki S trzeleckie i p ro w ad zić tam ćw iczenia. Nie zrażała ich ani zła i d a le k a droga, k tó rą p rzeb y w ali p iech o tą, często w śród deszczu i błota, an i niechęć n ierzad k o sp o ty k a n a w śród sta rszy ch w ieśniaków , ani b ra k dostatecznej ilości k arab in ó w . Nie m ieli szerszego p o p a rc ia społeczeń­

stw a, an i śro d k ó w m a te rja ln y c h , ale tow arzyszył im zapał. A chociaż było ich niew ielu: S z p u n a r Bolesfaw, S z p u n a r M ieczysław , P allan, S ta n k ie ­ wicz, H o jarczy k , G ó ralik , R utkow icz, to je d n a k powoli łam ali p rz e są d y p a n u ją c e po w siach, siejąc tam polskość i n a d z ie ję lepszego ju tra .

Środki m a te rja ln e czerp ał Zw. Strzel, z w k ła ­ dek członków i im prez dochodow ych, u rz ą d z a ­ nych staraniem strzelców .

K om isarzem Polskiego S k arb u W ojskowego na pow iat W ieliczka u stanow iony został H o jarczy k Je rzy , k tó ry zeb ran e pieniądze w p łacał sk a rb n i­

kow i głów nem u obyw atelow i S ław kow i.

Przed w o jn ą Z w iązek Strzelecki w W ieliczce cieszył się ogólną s y m p a tją społeczeństw a m iejsco­

wego, w zorow em zachow aniem się, w y trw a łą p r a ­ cą z y s k u ją c zw olenników i sy m p a ty k ó w , zw łas- cza od czasu, g d y k om endantem lokalnym został n azn aczo n y S z p u n a r Bolesław, k tó ry sy stem aty cz­

nie i n iep rzerw an ie p ro w ad ził p ra c ę w Zw iązku

(5)

Nr. 75 P A N T E O N P O L S K I S i r . 5

S trzeleckim . N iesk aziteln y i p ię k n y jego c h a ra k te r, p rz y n ie z w y k łe j praco w ito ści i zdolnościach, z y ­ sk iw a ł m u pow szechne u zn an ie n a w e t w ś ró d w ro ­ gów p o lity czn y ch . Ś w ietlan a p o sta ć S z p u n a ra po ­ w in n a b y ć za p isa n a złotem i zgłoskam i w h isto rji W ieliczki. S zczycę się jego p rz y ja ź n ią i błogosła­

w ię los, k tó ry pozw olił m i razem z nim , od w cze­

sn e j m łodości praco w ać, — czy to w o rg an izacji m łodzieży szkół śred n ich , czy też p ó ź n ie j w śród sfe r robotniczych, niosąc ta m k u ltu rę i zam iło w a­

nie do polskości, a b o h a te rsk a śm ierć jego n a p o ­ lach Ł ow czów ka, gdzie p lu to n w ielicki sk rw a w ił się w m o rd erczy m szturm ie, o sła n ia ją c o d w ró t 5-go b a ta ljo n u — sta ła się k o ro n ą o fiarn eg o ży cia tego n ieustraszonego b o jo w n ik a za w olność uciem iężo- nych. A rm ja polska poniosła n iep o w eto w an ą szko­

dę. tra c ą c m łodego dow ódcę kom p an ji, ro k u jąceg o św ietne n a d z ie je n a przyszłość.

RO K 1914.

P am iętn e p ierw sze d n i sie rp n ia 1914 r. sk rze­

p iły w sercach strzelców d a w n o p iasto w an e n a ­ d zieje w skrzeszenia w o jsk a polskiego, w którego p o c zy n an iac h w ezm ą u d z ia ł ju ż nie ja k o czy teln i­

cy h isto rji p o w sta ń i w a lk o niepodległość, n ie j a ­ ko m arzyciele, z a tra c a ją c y się w snach o b o h a te r­

skich czynach, lecz ja k o żołnierze, k tó rz y w za­

c z y n a ją c ą się z aw ieru ch ę w o jn y św ia to w e j rz u c ą im ię „P olska“ , a k tó re p ra c ą , tru d e m , niew zruszo- nem m ęstw em i w y trw a ło śc ią b ę d ą się sta rali u trw a lić n a k a rta c h h isto rji św ia ta.

W o jn a to straszn a rzecz, to coś nieznanego, coś niepew nego, coś, co w p o tężn y m tru d z ie m a r­

szu. w śró d sp ie k o ty i słoty, w śró d głodu i p ra g n ie ­ nia, niesie w pośw iście k u l ję k ra n n y c h lu b k o n a ­ ją c y c h — lecz ró w n ież to coś, co w sz arz y zn ę ży ­ cia niew oli rz u c a nieogarnięte m ożliw ości d la zdo- b y c ia w olności p rz y sz ły m pokoleniom . I to n a p a ­ w ało strzelców rad o ścią. Id ą w alczy ć nie za in te­

resy zaborców , - k tó rz y u jarzm io n em u n aro d o w i k a ż ą płacić d a n in ę k rw i, lecz przeciw nie, b y z rz u ­ cić z siebie n ie ty lk o ten nak az, lecz pow ołać do życia w łasne państw o. I jasn o m a lu je n a s tro je ów ­ czesnych strzelców p ieśń : „N ap rzó d , D ru ż y n o S trz eleck a!“

„Z tr u d u naszego i znoju Polska pow stanie, b y ży ć!“

N ic w ięc dziw nego, że nie w ah an o się, nie o glą­

dano, lecz z niecierpliw ością oczekiw ano rozkazu.

M O B IL IZ A C JA .

R ozkaz m o b iliz a c y jn y Z w iązek Strzel, w W ie­

liczce o trzy m ał w d n iu 7 sie rp n ia o godz. 9-ej ra n o z K o m en d y O k rę g u K rakow skiego. K o m en d an t Zw. Strzel., S z p u n a r Bolesław , bezzw łocznie p o d a ł go do w iadom ości k o m en d an to m se k cy j: 1-ej H o- ja rc z y k o w i Je rze m u , 2-ej S zp u n aro w i M ieczysła­

w owi, 5-ej S tan k iew iczo w i M a rjan o w i, 4 -ej S ta ­ chow iczow i G u staw o w i, k tó rz y ro zk az ro zn ieśli w śró d strzelców .

O godzinie 4-ej p o p o łu d n iu o d d ział Z w iązk u S trzeleckiego W ieliczk a w sile 60-ciu strzelców i 4-ch strz e lc z y ń s ta n ą ł go to w y do w y m a rsz u p rz e d lokalem Z w iązk u p rz y ul. N iepołom skiej.

Połow a strzelców m ia ła m u n d u r y i p lecak i, re sz ta w u b ra n ia c h u czn io w sk ich i ro b o tn ic zy ch Było 15 k ara b in ó w , w tem 12 M an lich era, resz ta Ver n- dla. P rz ed w y ru sz a ją c y m i n a w o jn ę k o ły sa ł się d u m m a te k i sióstr, w śród p ła c z u p rz e s y ła ją c o sta tn ie słow a tk liw y c h p ożegnań i p rz e stró g sw ym drogim chłopcom . P a d ły słow7a k o m en d y i o d d ział czw ó rk am i ru sz y ł w stronę K rak o w a.

M iasto je d n a k n ie w y p u ściło sw y ch dzieci bez pożeg n an ia. P rzed ratu szem oczekiw ało ich k ilk a ­ set osób, zastęp m iejscow ego S okoła i m u z y k a g ó r­

ników . Prezes Sokoła, n o ta rju sz W in ter, im ieniem m iasta życzył w y ru sz a ją c y m p o w o d zen ia i szczę­

śliw ego p ow rotu, a se k re ta rz R a d y P o w iato w ej, S zczepański, zeb ran e n a p rę d c e sto k iłk a d z ie sią t k o ­ ron w ręczy ł n a p ierw sze p o trz e b y o d działu. O b y ­ w atel S z p u n a r k ró tk o p o żeg n ał obecnych, a m ow ę zakończył, z w ra c a ją c się do sokołów , słow am i:

„Z w am :, dru h o w ie, nie żegnam się, bo w iem , że sp o tk a m y się tam , g'dzie m iejsce k ażd eg o p raw eg o Polaka. n a polach pod W a rsz a w ą “. N a ru sz a ją c y c h strzelców p o sy p a ły się k w ia ty , m u z y k a z a g ra ła s ta rą piosenkę „ H ej strz e lc y w raz, n a d n am i o rzeł b ia ły “, n iejed n o liczko zw ilżyło się łzam i, a oni szli szosą do K rak o w a, ż e g n ając lu d z i i m iejsce, gdzie u p ły n ę ły im pierw sze d n i młodości, a k tó ­ ry c h w ielu z n ich nie m iało oglądać ju ż n ig d y . Przed nim i sz a rz a ła droga, k ła d ą c się fa listą w stę­

gą n a p ag ó rk ach P o d k arp acia.

W ieczorem o d d ział w ielicki s ta n ą ł w K ra k o ­ w ie w „ O le a n d ra c h “, gdzie b ra ć strzeleck a p rz y ogniskach, w p łom ieniach wesoło trz a s k a ją c y c h , u p a try w a ła ja sn y c h d n i ch w ały . Św it łagodnego sierpniow ego p o ra n k u zastał ich śp ią c y c h n a t r a ­ w n ik u „ O lean d ró w “.

(C. d. n.)

K REIS JÓZEF.

Wojsko Polskie we Wschodniej Rosji i Syberji

Po b itw ie pod T a jg ą p u łk o w n ik C z u m a pole­

cił oddziałom z a o p a trz y ć się w sa n k i i u z u p ełn ić konie, b y d alszy od w ró t o d b y w ać drogą jezd n ą.

N iestey ro zk az b y ł ju ż n ie w y k o n a ln y , albow iem ko łcząk o w cy z a re k w iro w a li w y p rz e d z iw sz y nas.

w szy stk ie konie i sa n k i ja k ie ty lk o mogli zn aleść

(6)

Str. b P A N T E O N P O L S K I Nr. 7 5

w p asie 50 w iorstow ym p o obu stro n ach m a g istra ­ li. O d w ró t p iech o tą w śró d głębokiej zim y. przez d zik ie ste p y , ogołocone z żyw ności, zarażo n e ty ­ fusem . w śród ciągłych w a lk ze śc ig a ją c ą a rm ją bolszew icką, b y łb y szaleństw em . G roził bez­

w zg lęd n ą zag ład ą. R a tu n k ie m d la P o lsk iej D y w i­

z ji mogła być ty lk o w a b ia b itw a, ale dow ództw o sow ieckie po le k c ji pod Ta jg ą u n ik ało je j s ta ra n ­ n ie , o k rą ż a ją c z d ala polskie tra n s p o rty i w y cze­

k u ją c do g o d n ej ch w ili dla siebie. R ozpoczął się te ­ r a z o d w ró t, k tó r y b y ł w p ro st G olgotą d y w izji.

T ra n s p o rty o ile zastały na sta c ji ja k iś w o ln y tor.

to n a p ę w no nie zasrały g a rstk i w ęgla la b p o p su te celow o i ro zm y śln ie p o m p y w odne i zw rotnice.

C zeskie załogi poszczególnych sta cji p ra w ie k a ż ­ d y p u n k t p rz e k a z y w a ły nam z opóźnieniem , p rz e ­ w ażn ie ogołocony z o pału, zaw a lo n y w agonam i.

C zęsto b a rd z o opuszczali s ta c ję n a k d k a lu b k il­

k a n a ś c ie godzin w cze śn iej j a k b y ło om ówione, tc ty m celu b y mogli g o sp o d arzy ć ta m p o w sta ń ­ cy. R yl to p iek ieln y o dw rót, pełen n ie p rz e sp a n y c h nocy, ciąg ły ch alarm ó w , tro sk i o o p a ł i w odę, w y ­ cze rp a ł w iec on ze sił t a k o ficera j a k żołnierza.

A d o d a tk u w y b u c h ł ty fu s p la m isty zaw leczony przez kołczahow eów . D a rem n ie p łk. C z u m a prosił g e n erała J a n in a o p rz y śp ieszen ie r u c h u w ojsk czesk ich lu b g d y to niem ożliw e, o p rzep u sz czen ie d y w iz ji, b y m ogła u p o rząd k o w ać się i odpocząć.

C zechosłow ackie dow ó d ztw o z a w a rłsz y um ow ę z lew icow em i p a rtja m i ro sy jsk ie m i i w ym ów iw szy posłuszeństw o g en erało w i Ja n in , m eto d y czn ie p rze p ro w a d z a ło sw o ją e w a k u a c ję nie d b a ją c z u ­ p e łn ie o nas. A b y m ieć ja k iś z astaw w rę k u , za­

aresz to w ało a d m ira ła K ołczaka. I rk u c k ro ił się od czeskich w ojsk, a m im oto d ow ódca o d d ziału b o l­

szew ickiego K a ra n d a sz w illi a ta k o w a ł p rzez szereg ty g o d n i w iern ą K ołezakow i załogę. D ow ódca rze­

k o m y c h eserów K ałasznikow i T obelsohn — K ra- snoszczekow , sw o ją bezszczelność p o su n ę li do te ­ go stopnia, iż z ażą d ali od gen. Ja n in , b y w cią­

gu k ilk u godzin w yniósł się ze s ta c ji irk u c k ie j — G łazk o w a te ra z z m isjam i k o aljan ck iem i. I g d y b y nie pom oc ja p o ń sk a , p raw d o p o d o b n ie m isje w raz z g enerałem J a n in b y ły b y p o w ę d ro w a ły do „cze- re z w y c z a jk i“, a m oże n a w e t pod „s tie n k u “ . N ieste­

ty d zięki jap o ń sk ie m u b a ta ljo n o w i p iech o ty to się n ie stało. — Może b y ły b y się w reszcie dow iedział św ia t, k to to są czesi. D n ia 29/12 1919 ro k u z ro z k a ­ z u g en erała Ja n in w y je c h a ła z Irk u c k a ru m u ń sk ą p a n c e rk ą , g r u p a fra n c u sk ic h oficerów z m ajo rem sz ta b u generalnego G oux. M iała to b y ć pom oc dla p o lsk ie j d y w iz ji. M isja t a nie d o je c h a ła do d y w i­

zji, g d y ż d o w ied ziaw szy się o w y p a d k a c h pod K ra sn o ja rsk ie m , ze stacji K am erczaga zaw róciła z pow rotem . E szełony czeskie p rz y śp ie sz y ły tro ­ chę. W szy stk o to w różyło coś złego.

D n ia 7 sty c z n ia 1920 r, u d ało się czerw onym rotoczyć i odciąć n aszą stra ż ty ln ą n a sta c ji B o­

gacz. D ow ódca j e j m a jo r'W e rn e r, n a k a z a ł w y ła ­ d ow anie oddziałów i w y d a ł ro zk az chi I łoju- Nie­

szczęście chciało, że p rz y s tra ż y ty ln e j zn a jd o w a ł się p u łk o w n ik Bołdok, k tó ry n a p o d sta w ie n ie­

sp ra w d z o n y c h pogłosek iż d y w iz ja z a w a rła zaw ie­

szenie b ro n i z czerw o n y m i, o d ra d z a ł m ajo ro w i M ern ero w i ro zp o czy n ać w alkę. Ł u d ził się .n p raw d o p o d o b n ie tem , że w ydostanie się z m atn i, u m o żliw ią polakom o d d ziały g en erałó w W ojcie­

chow skiego i K appela. k tó re ró w n ież b y ły odcięte i otoczone. N ieszczęście chciało, że m a jo r W ern er z n a n y słu żb ista, uległ persw az jo m starszego i w y ­ d a n e ro z k a z y cofnął. W ojciechow ski i K a p p e l zw ycięsko p rz e b ili się, zaś p o lsk a ty ln a stra ż n a s k u te k sw ej biern o ści n a ra z iła się n a to, że po- w s ta ń c y ro z e b ra li b e z k a rn ie k ilk a k m to ru . S tra ż ty ln a k ap itu lo w ała. M ajor W ern er n a ty c h m ia st zbiegł do Polski, gdzie n a polu b itw y z n a la z ł r y ­ cersk ą śm ierć. W ow ym czasie czoło d y w iz ji stało pod s ta c ją K lu k w ie n n a ja o 150 km . od m iejsca k a ­ ta s tro fy , ty ł o godzinie 16 tegoż d n ia opuścił K ra ­ sn o ja rsk . Z pom ocą, p o śp ie szy ły d w a pociągi p a n ­ cerne lecz nic nie w sk ó rały . R o z e b ra n y to r u n ie ­ m ożliw ił ak cję. B ył to p o czątek k a ta s tro fy . Z K ra ­ sn o ja rs k a w y je c h a ła d y w iz ja po obu torach, m a­

ją c ograniczone z a p a s y p a liw a . Pod K lu k w ie n n ą z a trz y m a li j ą czesi głosząc iż sta c ja za w a lo n a 17 tra sp o rta m i ich w ojsk bez lokom otyw . B ył to fałsz.

N a sta c ji stało zaled w ie z 10 tra n sp o rtó w , ale d a ­ le j sta c je b y ły p u ste aż do T a jsz e tu , gdzie w w a ­ gonach stało 2 — 3 tra n s p o rty w o jsk ru m u ń sk ich , a n a stę p n ie dopiero n a sta c ji N iżn i U d y ń sk stało tr z y tr a n s p o rty a d m ira ła K ołczaka i 4 — 5 czes­

kich. B yły je d n a k ta k w T ajszecie ja k i w N iżni U d y ń sk u lokom otyw y, zatem m ożna b y ło je u r u ­ chom ić i p rz e p u śc ić p o lsk ą d y w izję. T ra n sp o rty polskie, ja d ą c e po obu to rach , m u siały się z a trz y ­ m ać. Po k ilk u n a s tu godzinach p o sto ju w śród trz a sk a ją c e g o m rozu, z a p a sy p a liw a w y p a liły się, a lokom otyw y p o zam arzały . Pod K lu k w ie n n ą w y ­ łoniła się sy tu a c ja n a stę p u ją c a :

P o trz eb a b y ło albo u d e rz y ć na czechów i silą w ym usić sobie p rz e ja z d albo p iechotą m aszerow ać n a K rasn o jarsk , p o konać w a ru n k i atm osferyczne i terenow e i przestrzeń a n a stę p n ie pobić g ru n ­ tow nie bolszew ików , w zględnie m arszem pieszym d ą ż y ć n a w schód. Ż adna z ty c h ew en tu aln o ści nie b y ła m ożliw ą, albow iem d y w iz ja ściśnięta w doli­

nie tra s y k olejow ej, rozrz u co n a n a n iej w zdłuż k ilk u d ziesięc iu kilom etrów , otoczona zew sząd p a r­

ty z a n ta m i i w o jsk a m i sowieckiemu, n ie m iała mo­

żności do ro zw in ięcia się ta k d o a k c ji n a w schód ja k n a zachód. M arsz pieszy n a w schód groził d y ­ w izji b ezw zg lęd n ą zag ład ą od m rozu, głodu, ty f u ­ su i ud erzeń bolszew ickich. Pozostały jeszcze p e r­

tra k ta c je z g enerałem Ja n in i g enerałem Syrow ym , w zględnie k a p itu la c ja . P u łk o w n ik C zu m a w raz z fra n c u sk im k a p ita n e m u d a ł się n a sta c ję „K luk-

(7)

Nr 75 P A N T E O N P O L S K I Str. 7

-wienna j a “, p o p ro sił do a p a r a tu g en erała Ja n in a i p rz e d sta w ił m u sy tu a c ję , d o m ag ając się pom ocy z jego stro n y . D o w ó d ca a rm ji odm ów ił k a te g o ­ ry c z n ie ja k ie jk o lw ie k pom ocy. G en e ra ł S y ro w y nie zgodził się n a w e t n a p rzep u sz czen ie k ilk u naszych pociągów z ra n n y m i i chorym i, z k o b ietam i i dzieć­

m i o raz z e w a k u o w a n ą lu d n o śc ią polską. Zapo­

m n iał g en erał S y ro w y ja k w listo p ad zie 1918 roku d y w iz ja g e n erała C zeczeka, otoczona p rzez so­

w ieckie w o jsk a n a Pow ołżu, o sta tk iem sił w y trz y ­ m y w a ła n a p ó r czerw onych. W śró d trz a sk a ją c e g o m rozu, źle zao p atrzo n a, n a ta ta rsk ic h sa n k ach , sz ła j e j n a r a tu n e k p o lsk a g ru p a p ik a R um szy.

B ły sk aw iczn y m an ew r i b ra w u ro w e n a ta rc ie p o la­

ków , p e w n ą k lęsk ę zm ieniły w p ię k n e zw y cię­

stw o. W n ie c a ły c h 14 m iesięcy później, zm ieniły się role. D ow ódcy po lscy prosili o pom oc, k tó re j g e n e ra ł S y ro w y odm ów ił bezw zglęnie. P ozostała jeszcze je d n a a lte rn a ty w a — siłą w y m u sić sobie p rz e ja z d , ja k p ro je k to w a li to n a si oficerow ie z czołow ych oddziałów . Było to szaleństw o stw a ­ rz a ć sobie jeszcze jednego silnego i bezw zględnego w roga. Z w a łk i polsko-czeskiej b y lib y n ie w ą tp li­

w ie sk o rzy stali bolszew icy, a w zięci w e d w a ognie b y lib y śm y zostali w ycięci w pień. M nięła straszn a n oc z 9 n a 10 stycznia. R ano ko m isarz w o je n n y 5.

b o lsz ew ick iej a rm ji teleg raficz n ie zap ro p o n o w ał u k ła d y w sp ra w ie złożenia broni. P u łk o w n ik C z u ­ m a po n a ra d z ie z w yższem i o ficeram i, w y sła ł p a r- la m e n ta rju sz y do K ra sn o ja rsk a , gdzie sta ł ju ż sz tab 5. sow. arm ji.

R ów nocześnie d y w iz je 5. a rm ji ro zpoczęły li­

k w id a c ję p o lsk iej d y w iz ji. O sta tn i a k t tra g e d ji sy- b iry sk ie j d y w iz ji dobiegł końca. W ty c h w a ru n ­ k ach bez m ożności ro zw in ięcia d y w izji, bez w y ła ­ d o w an ia a rty le rji, n ie m ożna b y ło n a w e t m arzyc o p rz y ję c iu w alki. K a p itu la c ja n a stosunkow o ho­

n o row ych w a ru n k a c h , sta ła się koniecznością.

C z y mogli nam czesi pom óc bez ry z y k a ze sw ej stro n y ? Bezw zględnie ta k ! Ich k o rp u s liczył w sum ie około 60.000 ludzi, z tego w ty m czasie n a jm n ie j część b y ła ju ż na o bszarach obsadzo- n y c h przez 200 ty sięcy ja p o ń c z y k ó w i 70 tysięcy a m e ry k a n ó w , b y ła zatem zupełnie bezpieczna. Po­

zo stała re sz ta około 55.000 żołnierzy, b y ła ro z rz u ­ cona m n ie j w ięcej n astęp u jąco : gros na w schód o sta cji Zim a aż po W ierzch n ieu d y ń sk , z główne:

sk u p ie n ie m w Irk u c k u , zaś reszta t. j. p ra w ie cała 5 d y w iz ja od sta c ji K lu k w ien n ą j a aż po sta cję Zi­

m a m n ie j w ięcej. W ojska te b y ły zg rupow ane w silniejsze lu b słabsze g ru p y , zależnie od zadań, ja k ie m iały do w y k o n an ia. Z ajm o w ały one 550 tra n sp o rto w y c h pociągów , czyli w je d n y m eszelo- .n ie jech ało n a jw y ż e j 150—200 żołnierzy. Reszta, b y ły to eszełony im tendenekie, pełne sp rzętu , opo­

r z ą d z e n ia , żyw ności, a n a w e t w ełn y , cy n y , cynku, m ied zi i e. t. c. oraz węgla. S y tu a c ja w ojenna na- k a z y w a ła albo p rzep u śc ić p o lsk ą d y w iz ję przez

w ęzeł k ra sn o ja rsk i w najiszybszem tem pie, a b y ta w rejo n ie sta c y j N iż n iu d y ń sk — Zim a u p o rz ą d k o ­ w a ła swe eszełony, i ju ż ja k o w y p o c z ę te j n a k a z a ć obsadzić w ęzeł irk u c k i, albo 5 czesk ą d y w z iję ścieśnić d o tego sto p n ia w w agonach, a b y n a esze- lon w y p a d ł n ie m n ie j je d e n b ao n lu b d y o n w ra z z ta b o re m i b agażem , resztę lo k o m o ty w i w ęg la od d ać p o lak o m ja k o p a r k o dw odow y, a p rzed e- w szy stk iem odskoczyć p e łn ą p a r ą w re jo n w ęzła irk u ck ieg o t. j. n a w schód od sta c ji N iż n iu d y ń sk , w ty m celu b y p o lsk a d y w iz ja m ogła ró w n ie ż p e ł­

n ą p a r ą o d erw ać się od n p la. W ten sposób zo rg a­

n iz o w a n y o dw rót, u m ożliw iał i n a m i czeckom w zględnie p e w n y i s p o k o jn y o d w ró t, g d y ż p o z w a ­ la ł po su w ać się tra n sp o rto m z d z ie n n ą sz y b k o ścią do 80 w iorst. W obec szalonego p rzem ęczen ia je d n o ­ stek 5. sow. a rm ji, w obec p rz e sz k o d y n a tu r a ln e j w po staci p u sz c z y le śn e j cią g n ą c e j się n a w schód od K ra sn o ja rsk a n a p rzestrzen i 200— 500 w io rst po ob u stro n ach lin ji k o lejo w ej, p o d koniec pierw sze - go ty g o d n ia p o lsk a d y w iz ja b y ła b y odskoczyła ocł w o jsk sow ieckich i k o łczak o w sk ich n a 500— 400 w iorst, co w zup ełn o ści w y sta rc z a ło n a u p o rz ą d k o ­ w an ie i p rz e g ru p o w a n ie n aszy ch sił. B ali się cze­

si, że pom ięd zy dow óztw em polskiem , a K ołcza- k iem istn ieje um ow a, n a p o d sta w ie k tó re j, d y w i­

z ja n a sz a z am ierza op an o w ać leżące n a w schód od Irk u c k a tu n ele, u szk o d zić je, i w te n sposób zm usić ich do w a lk i z sow iecką a rm ją .

N onsens t e j k o n cep cji je s t ta k w idoczny, t a k w y ra ź n y , że u d o w a d n ia ć tego n ie p o trz e b a . O s ta ­ tecznie bez sz k o d y d la siebie m ogło do w ó d ztw o czeskie zgodzić się n a ścieśnienie do m ńksim um sw e j 5 d y w iz ji i m ogło bez szk o d y d la siebie lo ja l­

n ie z n a m i w sp ó łd ziałać.

Szło tu je d n a k o d z ie sią tk i w agonów , a m oże n a w e t pociągów , m iedzi, cy n y , c y n k u , w ełn y , sre­

b ra. ty to n iu , pszenicy, m asła i w iele innego dobra, w yduszanego za d w a la ta p a n o w a n ia z S y b e rji, a n a to po rzu cen ie b o d a j części ty c h sk a rb ó w , n ie m ogła się zd o b y ć za c h ła n n a czeska d u sz a, to b y ło p o n ad je j siły.

A by um ożliw ić sobie w y ja z d i z a p e w n ić e w a ­ k u a c ję ty c h sk a rb ó w , w o lała rzu cić n a p o żarcie sow ieckiej b e s tji p o lsk ą d y w iz ję i a m ira ła K oł­

czaka.

O s ta tn ia fo rm a c ja p olska, z o rg an izo w an a n a ziemi polskiego m ęczeń stw a licząca 12.000 żołnie­

rzy, zak o ń cz y ła trag iczn ie sw o je istn ien ie , z a m y ­ k a ją c n a zaw sze n a zaśn ieżo n y ch s te p a c h p o d K lu k w ien n ą, o sta tn ią k a r tę w h isto rji tu ła c tw a polskiego żołnierza. P a d ła ale n ie p rzez w roga p o ­ k o n an a, lecz zżarta p rzez n a d lu d z k ie tr u d y , d o b i­

ta przez czechofilską p o lity k ę g e n e ra ła J a n in i z d ra d ę „b raci-sło w ian “ z n a d W ełtaw y . K ied y u ra to w a ć nas m ógł ty lk o sz y b k i, p e łn ą p a r ą p ro ­ w ad zo n y przez czechów o dw rót, k ie d y p u łk o w n ik C z u m a oto ty lk o prosił, w te d y d ow ódca a rm ji ra­

(8)

Str. S P A N T E O N P O L S K I Nr. 75

d ził m u z a w rzeć p o k ó j czy coś podobnego z 5. so­

w ieck ą a rm ją . 54 dni tr w a ł ten o dw rót, ta k w s k u t­

k a c h p o d o b n y do o d w ro tu z p o d M oskw y. W cza­

sie ty m d y w iz ja p rz e je c h a ła zaled w ie n ie c a ły t y ­ siąc w io rt. b ę d ą c od sam ej T a jg i u sta w ic z n ie h a ­ m o w an ą p rzez pow olny ru ch czeskich tra n sp o r­

tów . N a -wszelkie p ro śb y p ik a C z u m y d ow ódca a rm ji b y ł g łu ch y , m iał ty lk o du żo rad. k tó re b y ły p rzew ażn ie ju ż n ie a k tu a ln e , zanim doszły do r ą k polskiego dow ódcy. 5-ta sy b e ry js k a d y w iz ja W . P.

p rz e sz ła zw ycięsko przeszło 4.000 km choć często 0 głodzie, m ogiłam i u sia ła p rz e strz e ń od W ołgi do Jen isiej, n a w e t u w rogów b u d z ą c u zn an ie dla sw ego o fiarnego m ęstw a. Zginęła w z a p a m ię ta ły m w y ś c ig u do zbaw czego oceanu p o k o n u ją c dzielnie tru d y , ja k ic h w h isto rji św ia ta nie m ia ły do poko­

n a n ia żad n e inne w ojska. Przez 54 dni. bez w ęgla, a często i bez w ody, m a ją c n p la n ie ty lk o z ty lu ale i z boków , często b ard zo n a w e t z p rzo d u , mimo sa b o tażu ze stro n y ro sy jsk ic h k o le ja rz y i czeskich w o jsk , z pośw ięceniem i b o h aterstw em , w y p e łn ia ­ ła lo jaln ie zad an ie w łożone n a n ią przez dow ódcę a rm ji. H o n o ru P olaków nie sp lam iła, sam a zginęła po n a d lu d z k ic h tru d a c h ale a rm ji k o a lic y jn e j u m o żliw iła sp o k o jn y odw rót. To fa k t n ie zap rze­

czalny.

N ie r z u c a m o sk a rże ń gołosłow nych, ten d en - c y jn y c h . O p isu ję ty lk o to, n a co p atrzy łem , co p rzeżułem . D n ia 8 g ru d n ia 1919 ro k u , z ro z k a z u dow ó d cy W . P. zn alazłem się w Irk u c k u , sk ą d 51 g ru d n ia w y jech ałem n a zachód i do d y w iz ji d o łą ­ czyłem d n ia 9 sty c zn ia 1920 ro k u rano. B yłem

Po p rz y b y c iu do R okom ezo dostaliśm y fa su n e k su c h aró w i słoniny. S tan w k o m p a n ja c h z m n iej­

szał się, zaległości b y w a ły k ilk u d n io w e z tą d cza­

sem d ostaw ało się zw iększone po rcje. B y liśm y ju ż te ra z n a etacie a u s trj. Jeżeli p rz e d nam i b y ł m arsz długi, do tego w góry, to żołnierze n iech ętn ie b ra li fa su n e k k ilk u d n io w y . T oteż jeżeli b y ł k to za w y ­ godny, i po zb y ł się części fa su n k u . to m u d o k u ­ czył n ie ra z głód.

D o naszego d o w ó d ztw a zgłosił się ża n d a rm austrjac-ki, prosił o pomoc w w y p ra w ie do T iuszki po k asę pocztow ą. T w ierd ził że wie, gdzie są pie­

n iąd ze u k ry te . K o m p a n ja n asza d a ła k ilk u n a stu lu d z i ze strszy m leg. Lisem na czele. P a tro l w y ru ­ sz y ł z a ra z w nocy.

N astępnego d n ia cały b a ta ljo n u d a ł się na gó­

rę. D ro g a w y n o siła n iesp ełn a 11 km ,, k tó rą p rz e ­ b y liśm y w sześciu godzinach. N a szczycie góry,

w łaśn ie ty m oficerem polskim , k tó r y o trzy m ał w Irk u c k u , od g enerała A rtam onow a szereg ra p o rtó w i d o k u m en tó w d y p lo m a ty c z n y c h celem doręczenia nieszczęsnem u ad m irało w i K olczakow i podów czas uw ięzionem u p rzez czechów n a sta c ji N iżni u d y ń sk . Pom im o stra ż y dostałem się do w ozu K oł­

czak a o późnej nocnej godzinie i zad an ie m oje w y ­ konałem . Zrobiłem to nie z ro zk azu , bo tego mi n ik t nie dał. zrobiłem to dlatego, że proszono m ię oto. że u w ażałem to p o n a d to za. o bow iązek w obec tych. z k tó ry m i w 1918 ro k u ra z e m w alczyłem p rzeciw w spólnem u w rogow i. Z nanem m i je s t po­

n a d to jeszcze dzieło g e n e ra ł-le jtn a n ta a rm ji Koł­

c z ak a S a k h a ro w a W . K. p. t. „L egjony czeskie w S y b e rji''. N ie k o rz y sta m z niego, nie d o k u m en ­ tu ję sw oich o p o w iad ań fa k ta m i zaw artem u w te j książce o pisanej pod w p ły w em bólu stu p ro cen to ­ wego p an slaw isty , k rw ią i łzam i. Saklm row bez ogródek stw ie rd za, że w y p a d k i sy b e ry jsk ie b y ły tra g e d ją pan slaw izm u i ro sy jsk ie j d em o k racji i in­

teligencji. do k tó re j w y d a tn ie p rz y słu ż y li się czesi.

P a m ię tn ik S a k h a ro w a to stra s z liw y a k t o sk a r­

żenia przeciw czeskiej R adzie N aro d o w ej i je j ro sy jsk im legjonom , to dzieło, k tó re p o w in n i p o ­ zn ać g ru n to w n ie w szyscy Słow ianie, F ra n c u z i, A nglicy i A m ery k an ie. T ra g e d ja p o lsk iej d y w izji, to jed en w ięcej p rz y c z y n e k do ty c h zarzu tó w , to p o m n ik h a ń b y d la g enerała Syrow ego, jego poli­

ty czn y ch doradców i dow ódcy 5 czesk iej d y w izji p łk a P erkali.

fC. d. n.)

ścieżk a ro zw id lała się n a dw oje. O bie je d n a k p ro ­ w a d z iły do T iuszki.

U sad o w iliśm y się po p ra w e j stronie, m a ją c ze sobą d w ie a rm a tk i. Z adanie nasze b y ło n a s tę p u ją ­ ce: G ru p a Zielińskiego, z a a ta k u je pod O kóm ezo m oskali. W razie p o w odzenia a ta k u p osuw ać się będzie sz y b k o n ap rzó d , b y odciąć im drogę po ­ w ro tn ą do G alicji. W obec tego, m oskale zm uszeni b ęd ą cofać się w innym k ie ru n k u , w czem im m a­

m y przeszkodzić. W lin ji p o w ie trz n e j oddaleni b y ­ liśm y od ta m te jsz e j g ru p y z pod O ko mezo oko­

ło cztery mile.

Ł ączność do wsi Rokom ezo u trz y m y w a liśm y zapom ocą sztafet. P o b y t n a górze trw a ł trz y dni.

W dzień siedzieliśm y cicho na jednem m iejscu nie z d ra d z a ją c się. W n ocy zaś schodziliśm y tro ­ chę pod górę na stro n ą p o łudniow ą, to jest k u R o­

kom ezo, tam ro z p a la liśm y m ałe ognie d la ugoto- M A J A.

Z D ru g ą b ry g ad ą

(9)

Nr. 75 P A N T E O N P O L S K I Ślr. 9

w ania k a w y lub h erb a ty w m enażkach. O w odę b y ­ ło ciężko, to p iliśm y śnieg, lu b zap u szczali się w urw iska. O drzew o było ła tw ie j bo cała góra b y ła lasem porosła, ale b y ły to sam e bu k i, k tó re w sta n ie su ro w y m a k tó ry ch zw łaszcza cienkie g a ­ łęzie zu p ełn ie p alić się niechcą. Od gryzącego kw aś niego d y m u i d m u ch an ia w ogień p u c h ły w a r­

gi, oczy czerw ieniały, ja k p rz y egipskiem z a p a le ­ niu. N a d o m iar biedy, puścił się deszcz ze śn ie­

giem w drugim dniu.

D rugiego dnia odgłos b itw y z pod O korm ezo, zd a w a ł się p rzy b liży ć. N a trzeci dzień je d n a k się p rzy tłu m ił. O fe n z y w a załam ała się.

Zeszliśm y n a dół, na górze pozostała ty lk o placó w k a. Po jed n o d n io w y m o d p o czynku w e wsi, u d aliśm y się p o w tó rn ie n a Prisłop. Szły obadw a b a ta ljo n y . W ieczorem , g d y zm ierzch z a p a d a ł, za- ata k o w a liśm y g w ałto w n ie T iuszkę i po k ró tk ie j strzelan in ie zajęliśm y całą wieś. M oskale uciekli w popłochu. Ja n u sz a jtis w czasie n a ta rc ia z dw óch m au zeró w m a rk o w a ł k a ra b in m aszynow y.

Noc p rzep ęd ziliśm y z k a ra b in e m w rę k u , sie­

d ząc w c h ału p ach , obstaw ieni p lacó w k am i. Prócz tego w y sy ła n o patrole. P o w racające p a tro le dono­

siły o p rz y g o to w an iach m oskali d o odw etu.

O b rz a sk u d n ia dostałem ro zk az u d a n ia się z czterom a żołnierzam i na patrol. Po oddaleniu się od c h ału p , W ydrapaliśm y się n a p ag ó rek porosły jałow cem . P rzed nam i o ja k ie sto k ro k ó w w id zie­

liśm y żołnierzy id ący ch w stro n ę p rz e c iw n ą od nas. Zm rok nie d o zw alał nam rozróżnić m u n d u ­ rów . S tan ęliśm y i zaczęli ich liczyć dość głośno.

W tem p a d ła salw a, potem zaraz d ru g a i to ta k b li­

sko. że nie b y ło słychać św istu kul. Po d ru g ie j sal­

wie z o rjen to w aliśm y się, że to m oskale, k tó rz y z p rz e c iw n e j stro n y p a g ó rk a w d ra p y w a li się na ten sam w ierzchołek, co i m y. T am ci zaś, k tó ry c h w idzieliśm y, p rz y p a d li do ziemi.

N asi W ypadli z c h a łu p i zaczęli p ra ż y ć po ca­

łym p ag ó rk u . My zaś rw a liśm y co sił w dół, Szu­

k a ją c osłony brzegiem drobnego stru m y k a . Bitw a zaw rzała na c ałej linji.

Po o d p arciu pierw szego a ta k u , strz e la n in a n ie­

co osłabła. P rzyszedł rozkaz z b ao n u liczyć się z nabojam i. Zapasow a a m u n ic ja b y ła jeszcze po d ru g ie j stronie Prisłopu. Przed b itw ą żołnierze mieli przeciętnie po dw ieście pięćdziesiąt naboi.

Moskale je d n a k nie ustępow ali. W idać było przesu w a n ie się na lewe nasze skrzydło. Poszła tam n asza ósm a ko m p an ja (d a w n a d w u n a s tk a d r u ­ giego p u łk u ) i salw am i bijąc, p o w strzy m y w ała oskrzydlenie.

P rz y naśzem p rzesunięciu się n a lepsze stano­

wisko. m ieliśm y k ilk u ran n y ch .

Po p o łu d n iu m oskale stali się n atarczy w si.

Strzelali gęściej i podsuw ali się, n ato m iast u nas n ab o je w y c z e rp y w a ły się.

K o m p an ja ósm a rza d z ie j b iła salw y, a w resz­

cie um ilkła. S y tu a c ja p o g a rsz a ła się. Ze w zględu n rozciągłość fro n tu , ścisłej łączności m ięd zy kom - p a itja m i nie było. D ow ódca n a sz e j k o m p a n ji w d n iu tym p ro w a d z ił b a la ljo n w zastęp stw ie.

C h o rą ż y S tru z ik o d d alił się, p raw d o p o d o b n ie do dow ódcy' b a ta ljo n u . Z p ozostałych, n a js ta rs z y stopniem w k o m p a n ji b y ł pod eh o rą ż y Borelow ski.

Ale ten b y ł p ie rw sz y ra z w b itw ie — p rz y b y ł z ta ­ boru — i w sy tu a c ji zupełnie się nie orjen to w ał.

W chw ili, g d y sp o strz eg liśm y się, żc kom p.

ósm a ju ż się w y co fała, n a p ra w e m sk rz y d le od ­ głos w alk i pierw szego b a ta ljo n u p rzy cich ł. N ale­

żało tera z w y d a ć ja k ie ś ro zk azy . P lu to n o w y Tom a- lik o b aw iał się odpow iedzialności i nie chciał w y ­ dać rozkazu do odw rotu. O d w o ły w a ł się do m nie.

Nie było dużo czasu do n a m y słu ; dałem rozkaz sk ra jn y m p lu to n o m cofać się do lin ji p ło tu , sta m ­ tą d strzelać, b y u ła tw ić cofanie się śro d k o w i k o m ­ p an ji. C z w a rty p lu to n z k a p ra le m C z u la k ie m w y ­ kona! to całkow icie.

Przez cały ten czr.s p lu to n trzeci strzelał.

O sta tn ie m ag azy n k i szły do k ara b in ó w . „W ty ł z w ro t!“. D opadam y7 ta m ty c h ; w t e j chw ili dobie­

ga żołnierz w y sła n y z in n e j k o m p a n ji: Co w y tu jeszcze robicie, w szy stk ie k o m p a n je c o fa ją się...

M oskale w ciąż strz e la ją i b io rą T iuszkę. Z b a ­ gnetem n a bro n i cofam y się w śród c h ału p , p rz e ­ chodzim y rzeczkę, płoty7 i różne przeszkody7.

P rz ed n a m i leży sk rz y n ia n ab o i i w o rek z chle- bem . R o z ry w a m y b ag n etam i, z a b ie ra m y co kto może. Tu znów je d e n legjonista n a w d z ia ł n a b a ­ gnet połeć słoniny i niesie na plecach, in n i o b rz y ­ n a ją po k a w a łk u , w reszcie rz u c a resztę n a ziemię.

W szystko to d zieje się pod ogniem k a ra b in o w y m . W o sta tn iej chw ili przed cofaniem się. na j u ­ kach przyw ieźli dla nas żyw ność i am u n icję. Ko­

n ia rz nie zdołał o ddać n a m iejsce p rzezn acze n ia , zrzucił w szystko i uciekł z koniem .

W drodze ucieczki n a P risło p p om ieszaliśm y się z p ierw szym b ataljo n em . Żołnierze tegoż baonu d ziw ili się, żeśm y bez u ży cia b ag n etó w zdołali W yjść ze wsi, gd y tym czasem oni w śró d c h a łu p się kłuli.

Pościg dalszy u stał. Noc zap ad ła. N a szczycie k o m p an je ro b iły zbiórkę. S tra ty m ieliśm y nieduże.

P ow róciliśm y do Rokom ezo, na górze pozostała je d n a k o m p a n ja ja k o placó w k a.

D nia 21 g ru d n ia ata k o w a liśm y p o w tórnie T iuszkę. M oskale w y co fali się do okopów pod d r u ­ gą wsią. 22-go i 25-go b y ł dalszy ciąg b itw y . S z tu r­

m em nasi w zięli okopy i dużo jeńców . W a ta k u o d zn acz y ła się nasza k o m p a n ja , k tó rą p ro w ad ził C zum a. S tra ty w ra n n y c h b y ły duże. Zaginął p o d ­ ch o rą ż y Borelowski.

24 g ru d n ia m oskale zajęli n a p o w ró t okopy.

W w ieczów W ig ilijn y p a tro l n a s z e j k o m p a n ji ła ­ m ał się sucharem p rz y k rz a k u jało w ca, dzięki p a ­ mięci st. legj. A n d rz e ja W róbla. O p o d al leżały

(10)

Sir. 10 P A N T E O N P O L S K I Nr. 75

zw łoki le g jo n isty Jońskiego. którego sa n ita rju sz e m ieli pogrzebać, a je d n a k go zostaw ili.

P lacó w k i o d p ierały n a p a d y . K om panje w p o ­ gotow iu m arszow em sta ły w ch ału p ach . Y\ je d n e j z c h a łu p p rz y p a d k o w o postrzelił sic w rękę lcgjo- n ista z n aszej k o m p an ji.

N ad ran em opuściliśm y T iuszkę. M oskale na k o lendę posiali nam k ilk an aście sz rap n e li. Z a trz y ­ m aliśm y się znów na Prisłopie.

Poniew aż m oskale nie kusili sic o p rz e jśc ie przez górę. p o p o łu d n iu , po ro zd an iu po d ark ó w św ią teczn y ch . tu n am p rz y sła n y c h , pozostaw iono k o m p a n je ja k o placó w k ę, reszta zeszła do R óka- mezo.

P o d a ru n k i p rz y sła n e b y ły z M egier i z k ra ju . O d a rm ji au str. rów nież b y ły p o d a ru n k i w liczbie 42 p a k ie tó w n a c a ły b a ta ljo n . Może p rzy p u szc zali, że n as ty le pozostało po b itw ach . P rócz tego faso­

w aliśm y ru m .

K o m p an ja. k tó ra pozostała n a placów ce, b yła z e b ran a z ta k z w an y c h ..łazików ”, t. j. ty ch . któ- rz v nie b ra li u d z ia łu w e w szy stk ich b itw ach w7 tv c h dniach. N ie k tó rz y z nich od p ro w ad zali jeńców , in n i zw olnieni b y li od lek arza, lu b sam o­

w olnie p rz e d łu ż y li sobie p o b y t poza k o m p a n ja p rz y p o w ierzonych im czynnościach. N azbierało się ty c h p o n ad czterdziestu. O ficera d a ła k o m p a­

n ja szósta.

P lacó w k i w y sta w ili dw ie, w liczbie po sześciu żołnierzy i jednego k o m en d an ta. R eszta ja k o re ­ zerw a siedziała w szałasie skleconym z gałęzi, p rz y ogniu. Z adaniem w ed et b y ło w razie p o d e j­

ścia p a tro li u su n ą ć się ze ścieżki, p o p rz e jśc iu te j­

że odw7rócić się i razem z p la c ó w k ą b rać żyw cem p atro l. N a w y p a d e k zbliżenia się silniejszego od­

d ziału i zaatakow 7a n ia — strzelać.

S trz a łv na p lacó w k ac h b y ły zw y k le alarm em d la k o m p a n ji n a k w a te ra c h . To też s trz a ły dla b ła h e j p rz y c z y n y b y ły zakazane. O b ejście placó­

w ek n a te j p o zy cji b y ło niem ożliw e.

W nocy podszedł ro sy jsk i p a tro l n a placów kę N r. 2, to zn acz y ło p rzejście po lew ej stronie. We- d e ty w m yśl in stru k c ji, p a tro l p rzep u śc iły . P la ­ ców ka zaś zasnęła w k rz a k a c h , o niczern nie w ie­

dząc. M oskale doszli do re z e rw y p lacó w ek i spło­

szeni zaw rócili. T eraz p o w ra c a ją c y c h spostrzegła p lacó w k a. W p ierw sze j chw ili p rzy p u szc zali, że m oskale po zniesieniu p lacó w k i Nr. 1 bez strzału, zachodzą ich ju ż od ty ły . W ed ety je d n a k w ied zia­

ły co się św ieci i cały p a tro l w zięły w niewolę.

T y m sposobem m im o n ied b alstw a, zarobili na pochw ałę.

N astęp n e dni kolejno k o m p a n je chodziły na P risłop. B a ta ljo n został ta k podzielony, że służba n a nas w y p a d a ła co trzeci dzień. S tan k o m p a n ji zm n iejsz\7ł się do liczb y ponad osiem dziesiąt ludzi.

W S y lw estra o b jęliśm y służbę po kom p. ósmej.

Żołnierze z t e j kom p. p rz e c h w a la li się, że chodzili

na p atrol do T iu szk i i tam w e w si n a k u p ili ja je k . 1 o p ow iadali, że m oskali tam niem a, dochodzą ty l­

ko patrole. N ieb ard zo chcieliśm y w to w ierzyć, ale ale sam D ziek an o w sk i n a d ra b ia ł m iną. W obec tego zakasow ali nas.

N iek tó rzy z naszy ch w y ra ż a li się „tam są m o­

ru sy i p rzy p o m in ali, ja k to w Jasieniow ie n a p a ­ troli M ulęga dzielnie się sp isał i pow rócił z ludźm i, choć u w aża liśm y ich za p rzep ad ly ch . D ow ódca b a ta ljo n u ży czy ł sobie chociaż jednego m oskala, z pow inszow aniem Nowego Roku. K o m p an ji zaś zachciało się ja je k .

M ieczorem u d a ł się je d e n p a tro l i pow rócił z niczern. Po północy n a ochotnika zeb rał się d r u ­ gi. W ciągali m nie do niego. N ieb ard zo chętnie po­

szedłem z nim i. S zliśm y dość szy b k o pod osłoną lasu. Potem , g d y ju ż d rz e w a p rze rz e d z iły się, in i­

c ja to r p a tro la pozostał z oddziałem , m nie zaś w y ­ siał z dw om a żo łnierzam i za b ra ć w edetę, k tó rą trz e b a b y ło odszukać, ew en tu aln ie ściągnąć p o ­ ścig a sobą do m iejsca u k ry te g o oddziału.

Schodziliśm y ciągle w dół. Przed n am i b y ł te­

ren niczern nie osłonięty na d y sta n s do sześciuset kroków , potem ju ż b y ły c h ału p y . Śnieg sk rz y p ia ł pod nogam i, co ch w ila trz e b a b y ło p rzy k u c n ą ć . Mimo ostrożnego podchodzenia, w ed eta n as spo­

strzegła. S tała za c h a łu p ą . Z c h a łu p y w y g arn ęli się inni sa łd a ty . Zaw róciliśm y. W y p ra w a spełzła na niczern.

N ad ran em w yszedł trzeci patrol. T en w p a d ł gorzej, o m ało że nie został w y b ity . R ozw idniało się, g d y zbliżali się nasi do w si, m oskale z araz ich za u w a ż y li i zaczęli ostrzeliw ać. Z p a tro li jed en zo­

sta ł lek k o zran io n y .

Po d w u d ziestu czterech godzinach służby, z lu ­ zow ani przez in n ą kom p. — ja k zw ykle — w róci­

liśm y do sw ych k w a te r w Rókam ezo. W ieczorem żołnierze nasi kolendow ali z g w iazd ą oficerom i żołnierzom . C zęstow ano ich zato czekoladą i w ódką.

Z N ow ym Rokiem p rz y sz ły aw an se i gw iazdki.

P ierw szy ra z p rz y sz y w a liśm y do k o łn ierzy gw iazdki.

A w anse d o sta li: dow ódca b a o n u stopień m a­

jo ra, dow ódca kom p. stopień k a p ita n a i z różnych k o m p a n ij ch orążych k ilk u stopień p o d p o ru czn i­

ków . Je d en z p lu to n o w y ch kom p. szó stej rów nież dostał stopień p o d p o ru czn ik a. W k o m p a n ji n aszej

p rzy b y ło trzech k a p ra li i dw óch sta rszy ch legj.

D n ia 10 sty c zn ia zm ienili nas a u s trja c y . O d- m aszero w aliśm y do K usznicy. S tąd zaś n a stę p n e ­ go d n ia o d jech aliśm y k o le jk ą w ąsk o to ro w ą do N a- gyszóles. N astęp n ie o d jech aliśm y do Borszy, gdzie p rz y b y liśm y 16 stycznia.

Pociągi zw ykle b y ły p rzeład o w an e i w lokły się długo. W w ozie zam iast czterd ziestu ludzi, gniotło się ponad pięćdziesięciu. P iecyków w w a ­ gonach w ów czas nie było.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Wykonawca polegający na zdolności technicznej lub zawodowej, zdolnościach finansowych lub ekonomicznych innych podmiotów, zobowiązany jest udowodnić zamawiającemu,

L ad a dzień spodziew am (się przydzielenia do Szkoły

Po rewolucji lutowej i obaleniu caratu, również rosyjski Rząd Tymczasowy zapowiedział odbudowę niepodległej Polski w sojuszu z Rosją. W głębi Rosji było wówczas ok. W

Dla historyków języka polskiego najważniejsze jest to, że aparat krytyczny tego wydania wykazał starannie wszystkie warianty nazw własnych, wy­ stępujące w różnych

Results indicate that internal oscillations in coil springs increase the measurement uncertainty of sensors for spring force.. However, typical position and force sensors have

szkaniu u strażaka z fabryki Schelblera (nazywał się Borkowski). Był to człowiek bardzo zrównoważony i bardzo nam oddany. Mieszkanko jego było bardzo porządnie

Podaj nazwy dwóch państw, w granicach których znajdują się obecnie ziemie odebrane Polsce po zakończeniu II wojny światowej. Plakat do

Udar niedokrwienny mózgu z zakresu unaczynienia tętnicy Percherona imitujący niedrgawkowy stan padaczkowy.. Ischaemic stroke in the artery of Percheron region mimicking