Życie w Przecławiu w latach 40-tych i 50 -tych
Relacje i wspomnienia Danuty Sobczyk z d. Godek , Heleny Jarosz z d. Godek. Są to zapisy z pamięci , nie z dokumentów więc zastrzegam ,że mogą zawierać nieścisłości i być niepełne za co przepraszam .
Poniżej: Narzeczeni 1925 r -moja babcia Maria z domu Kopera i dziadek Stanisław Godek
W roku 40-tym moja Mama Danuta Godek miała 14 lat ,brat Tadzik Godek i ich kuzynka Hela Godek 7 lat. Trwała wojna, brakowało różnych dóbr ,ale mieszkańcy Przecławia nie głodowali ,mieli swoje pólka i ogródki, hodowali zwierzęta pomagali sobie wzajemnie .Wówczas krowa była największym dobrem . Równie wartościowym produktem była sól, głównie potrzebna do konserwacji produktów mięsnych. Mój dziadek Staszek na początku wojny wyruszył na starym rowerze po ten cenny produkt do Bochni. W jedną stronę wiózł swoje przetwory: kiełbasę , masło itp. Wymienił te produkty na dwa worki soli. Wystarczyła do końca wojny dla kilku rodzin .Podróż trwała dwa tygodnie, bo głównie szedł piechotą, prowadząc rower z ładunkiem. Zapamiętałam wspomnienie mamy z czasów wojny.
Przytoczę kilka z nich. W czasie frontu ( był to zapewne front wyzwolenia w 44 roku) rodziny Godków i Pszczolińskich przez kilka dni siedziały w piwnicy naszego domu . Wokół była strzelanina i leciały bomby. W chwilowej przerwie kobiety postanowiły ugotować coś do jedzenia. Jedna z osób pobiegła do ogródka starej Pszczolińskiej ( matki Józka) )po jarzynki. Właśnie wtedy jakaś bomba uderzyła w ogródek . Na szczęście i osoba i jarzyny dotarły szczęśliwie do miejsca ukrycia.
Dorastające dzieci na górce w parku rok 40 : Józia Czyżowska, Danusia Godek, Kaziu Jaszcz
Długo , długo po wojnie, gdy zaczynała się burza , ciocia Pszczolińska( synowa tamtej z wojny ) i jej syn Wiesiek przybiegali do naszego domu . Ciocia siadała w progu miedzy kuchnią i sienią (wtedy nie był to korytarz ani przedpokój ,ale sień jak śpiewa w piosence Wspomnienie Cz. Niemen „ od Twoich listów pachniało w sieni”. Zaczynały się opowiadania o tych strasznych, wojennych czasach, o duchach, o nieżyjących: starej Pszczolińskiej , babci Marysi, o soli itp. My z siostrą i Wiesiek , który wówczas był dla nas jak brat słuchaliśmy zafascynowani tych opowieści i coś zostało w pamięci . Lubiłam te burze i te opowiadania i lubiłam ciocię Pszczolińską (dlaczego nikt jej nie nazywał ciocia Eleonora , ale niech tak zostanie) . W tamtym okresie była dla mnie jak babcia, której nie miałam(
jedna zmarła , druga była w Ameryce) . Ciocia była taką „ przyszywana babcią” również dla innych
dzieci, ale o tym niech już sami opowiedzą.
Co jeszcze z okresu wojny pamiętam ze wspomnień mamy i dziadka ? Powszechne było ukrywanie zwierzątek , aby je nie skonfiskowali Niemcy ,a potem Rosjanie.
Pomysłowość była duża np. podwójna ściana w chlewikach, ukrywanie tam małych zwierząt pojenie ich usypiającymi napojami , aby nie wydawały odgłosów w czasie inspekcji(jakoś wszyscy wiedzieli, że będą chodzić).Jak już nie było wyjścia , w nocy zabijano świnkę i zakopywano mięsa np. w
ogródku u Pszczolińskich. Krowy wyprowadzano do lasu lub w chaszcze na Stawiska, niejednokrotnie spędzając tam kilka nocy.
Z dzieci w okresie wojny wyrosła młodzież .Młodość ma swoje prawa , pragnie zabawy , miłości i podziwu.
Chcę wymienić kilka osób głównie z obecnej ul. Mickiewicza i najbliższych ulic , które w tamtym okresie przyjaźniły się , spotykały , flirtowały pomimo burzy , która ogarnęła Europę.
W naszym domu : Danuta Godek i jej 7 lat młodszy brat Tadeusz ,obok Korneccy i siostry: Janka, Kornela( przyjacółka mamy) , Władka. Przed korneckimi mieszkał Maciek Szeglowski ,naprzeciw Matuszkiewiczowie z synami Franekiem i Tadeuszem ( jeszcze w starym domu, który stał naprzeciw domu Szeglowskich). Na rogu Furmańscy i trzy siostry : Janka ( przyjaciółka mamy - to ona najbardziej ją wspierała ,gdy umarła moja babcia), Hela i Adela, dalej w domu Jaszczów : Jurek kolega mojego wujka Tadzika i Kazek kolega szkolny mojej mamy( przyjaźnili się i często przesiadywał u nas ,
podobno zwierzał się jej ze swoich kłopotów i sercowych problemów, a wspierał ją po śmierci matki) Dalej w ulicy : Andrzej Maliński, Branasowie , Szteligowie,Józia Czyżowska, Maglecki Bolek i Janina , Krysia Wątróbska . Przy obecnej ulicy Krótkiej w starym domku zamieszkali bracia Sobczykowie Tadeusz i Edward z matką (ich ojciec i trzy siostry byli już w Ameryce).Na obecnej ulicy Kilińskiego był dom Józefa Godka i ich dzieci: Heli i braci Mietka, Gerarda ,Staszka. A dalej : Alek Muniak ,Watróbscy:
Henia i dwaj bracia Bronek ,Mirek . Rynek i okolice: Danusia Watróbska, Renia ,Ludwiki Kazek Kordzińscy , Hela ,Stanisław, Antoni i Tadeusz Szawlińscy .Wymienię jeszcze kilka osób, których nazwiska przewijały się w opowiadaniach rodziców , ale nie zapamiętałam gdzie mieszkali : rodzeństwo Lenartowiczów , Staszek Niedzielski ,Mieczysław Grądziel, Roman Grębosz ,Irena i Wanda Olszewskie, Józef Popiołek.
Z kolekcji T. Lenartowicza Maria Lenartowicz na moście 1942
Ponadto na Pogwizdowie mieszkali bracia Jaroszowie( ośmiu): Mietek( przyszły mąż cioci Heli), Kazek, Staszek, Marian ( przyszły maż p. Janiny Saylhuber),Władek , Roman i Zdzisław Koperowie.
A teraz to co najbardziej utkwiło w mojej pamięci z opowiadań mamy i cioci .
Do szkoły podstawowej została przysłana, czy też sama z jakiegoś powodu chciała się „schować”
w czasie wojennej burzy Janina Saylhuber. To ona skupiła wokół siebie ówczesną młodzież . Jej zaangażowanie przekroczyło na pewno zakres jej obowiązków. Była wojna , nie można było wiele
rzeczy robić ,uczyć się polskiej historii ,śpiewać polskich pieśni. Pani Janina( nazywano ją SAJERKĄ) niewiele starsza od tej młodzieży zapraszała do siebie kilka dziewcząt i chłopców na „wieczorki” . Pod tym pretekstem również ich uczyła , opowiadała . To w tym czasie powstały Tajne Komplety czyli tajne nauczanie młodzieży po powszechnej szkole. Dzięki temu tajnemu nauczaniu kilka z osób skończyło legalne szkoły w przyspieszonym tempie między innymi Kazek Jaszcz.
Stanisława( z d. Bukowy) i Kazimierz Jaszcz
Główną atrakcją tych spotkań był śpiew. Uczyła ich pięknych pieśni Moniuszki, Szymanowskiego i innych. Pięknie tę historie opisał Pan Teofil Lenartowicz nazywając ją” romansem p. Janiny z
przecławską młodzieżą”. Na początku spotykali się w domu Armatysa( przy obecnej ulicy 3 Maja na górce), a później w starej szkole . Te spotkania w pełni akceptował i popierał Ks. Karol Zając , który wykorzystał zaangażowanie młodzieży i gdy ilość osób zwiększała się , udostępnił pomieszczenia kościelne do spotkań i prób. Powstał chór , który uświetniał również uroczystości kościelne. To co utkwiło mi bardzo w pamięci : gdy umarła moja babcia Marysia ,moja mama Danuta postanowiła nie chodzić na te spotkania, trochę ze względu na brak czasu a trochę na obowiązującą żałobę. I wtedy mój mądry dziadek Stanisław „dał jej dyspensę” i „wygonił ją” na kolejne spotkanie . Nie pozwolił jej zrezygnować z tej odrobiny radości ,którą miała w tych trudnych latach . Młodzi mieszkańcy
Przecławia organizowali również potańcówki (P. Janina przygrywała na fortepianie ) ,ale dziewczyny musiały tańczyć ze sobą lub z młodszymi chłopcami . Starsi poszli do lasu, do partyzantki.
.
Posiłek chłopców z lasu. Tadeusz Sobczyk, Staszek Niedzielski, Mieczysław Grądziel(?)
Wśród nich był mój przyszły Ojciec Tadeusz Sobczyk , pseudonim LIS. Ten temat zostawiam , gdyż wymaga on głębszego wejścia w dokumenty i wiem ,że są osoby , które to studiują i dokumentują.
Przytoczę tylko jeden incydent nieistotny z punktu widzenia historycznego ,ale jakże istotny dla istnienia naszej rodziny. Jak już wcześniej wspomniałam tato w czasie wojny z mamą i bratem mieszkali w starym domku po sąsiedzku z Ulanowiczami. Pewnego razu nocował w swoim domu . O świcie z torbą jedzenia chciał szybko wrócić do lasu. W torbie również , a może przede wszystkim miał granaty , które miał przenieść do przecławskiego lasu. . Skrócił sobie drogę z domu
przeskakując przez płot do Ulanowicza . Potknął się i zawartość torby wypadła na ziemię. Zaczął zbierać . Pech chciał ,że drzwi domu Ulanowiczów otworzyły się i wyszedł uzbrojony Niemiec.
Obydwaj zamarli , ojciec z granatem w dłoni , Niemiec z ręką na karabinie .Gdyby tamten człowiek zrobił ruch w kierunku strzału, lub coś zaczął krzyczeć ojciec rzuciłby granatem. Zginęli by obydwaj . Przez kilka sekund patrzyli na siebie . Niemiec bez słowa, spokojnie odwrócił się i wszedł z powrotem do domu. Tato mokry od potu pozbierał wszystko i pobiegł w stronę lasu .Pewnie nigdy nie przyznał się swojemu dowódcy do swojej niefrasobliwości.
Wojna się skończyła . Chłopcy wrócili , chętnie przyłączyli się do życia towarzyskiego i śpiewania.
Zdjęcie ze zbiorów. T. Lenartowicza . Na środku sceny p. Janina Saylhuber od prawej T. Sobczyk Czyżowski 3. St. Godek , Maksymilian Watróbski, Bolek Maglecki, Teofil Lenartowicz, Michał Bukowy, Bronek Watróbski, Kazimierz Kordziński ,Adam Kruk, Antoni Ulanowicz
Często w ciepłe wieczory siadali na rynku , pod domem Szawlińskich i śpiewali. Z grupy którą stworzyła p. Janina wyrósł regularny chór , który prawdopodobnie był trochę dofinansowywany przez gminę. Jeździli na konkursy , mieli uszyte ludowe stroje. Dołączyli nowi uczestnicy. I oczywiście uświetniali uroczystości kościelne. Prowadzili też życie towarzyskie (tańce, kuligi, wycieczki ).
Wycieczka do lasu: Stoją: Kornela Kornecka, Janka Maglecka, Danuta Godek, Mietek Godek, Henia Wątróbska, Józefa Czyżowska, Kazimierz Kordziński, Hela Szawlińska, Zdzisław Kopera , Czesław Grębosz, Eugeniusz Nowak. Siedzą: Maciej Szeglowski, Stanisław Niedzielski, Mieczysław Grądziel , Janina Saylhuber, Józef Popiołek, Bolek Maglecki ,Kazek Jarosz, Edward Sobczyk.
Tworzyły się miłosne pary między innymi moi rodzice Sobczykowie ( ślub 47 rok) , Magleccy , Kordzińscy, Jaroszowie . Pani Janina wyszła za Mariana Jarosza. Część osób stopniowo wyjeżdżała z Przecławia. To w latach 40 -tych powstała piosenka o Przecławiu: Płynie Wisłoka w dal …itd. Myślę, że sporo osób zna ten tekst . Trzeba jednak trochę znać opowieści z tamtych lat , aby zrozumieć jak trafnie autorzy opisali tamtą rzeczywistość. Przytoczę jedną zwrotkę:
Gdy Cię gnębi coś czy boli, czy z miłości tracisz życie
Przejdź się chociaż raz na Wolę , do Piotrusia zerknij skrycie Tam kabały ,plotki ,swaty, smutek pryśnie Ci raz dwa
Wyjdziesz prosty, gdyś garbaty ,Piotruś w kartach prawdę łga .
Tak, był taki Piotruś ,jowialny , tęgi. W latach 50-tych mieszkał na Woli (obecna ulica Kilińskiego) i wróżył z kart za pieniądze lub inne dobra. Wielu mieszkańców chodziło do niego ,ale nikt się nie przyznawał do tych wizyt. Była też u niego moja mama, gdy jako 17 –latka zakochała się w 22 letnim chłopcu z partyzantki. Wtedy ojciec nie zwracał na nią uwagi. Piotruś wywróżył im wspólne, dobre życie .A muszę dodać ,że mój ojciec nie miał najlepszej opinii i dziadek nie bardzo akceptował jej sercowego wyboru. Pamiętam tę postać jak przez mgłę , wiem tylko ,że miał dla nas dzieci coś strasznego i tajemniczego w sobie i ,że ja bałam się go bardzo. Młodzi podpatrzyli różne ciekawostki i uwiecznili w piosence. Inna charakterystyczną postacią w tych latach był „dobosz”- nie wiem jak go nazwać . Była to osoba ( chyba inwalida ) który chodziła z bębnem i ogłaszała wiadomości gminne.
Stawał na placyku ( jak obecnie stoją autobusy ) i bębnił. Z kilku ulic zbiegali się ludzie , dzieci i wtedy ogłaszał komunikat „ Sołtys gminy Przecław ogłasza że : np. w dniu … odbędzie się zbiórka z ul… i będziemy zbierać stonkę . Obecność z każdego domu obowiązkowa”. To ważne stanowisko pojawiło się w gminie chyba dopiero trochę po wojnie jako konsekwencja zakazu współpracy gminy z
kościołem ( jak wiadomo najlepsze do ogłoszeń jest ambona) i chyba nikt go nie uwiecznił w piosence .
Druga piosenka na melodię” W głębokiej studzience” została napisana już chyba w latach 50 -tych Na sporej góreczce stary Przecław stoi.
Wiatry go kołyszą lecz się ich nie boi Jedna z kolejnych zwrotek brzmiała :
Przecławscy murarze ,sławę w świecie macie , Kiedy naszą szkołę nam wytynkujecie
Przytaczam ją dlatego ,że w tych latach było dumą należeć do grona przecławskich murarzy. Do tych słynnych murarzy należał między innymi Franek Matuszkiewicz, Jurasz, Szeglowski ,Franciszek Jaszcz i mój dziadek Stanisław Godek . Zwykle murarze wyjeżdżali na cały sezon do pracy (Krynica, Busko, po wojnie Nowa Huta) .W końcówce lat 50-tych już często wracali w soboty wieczorem pociągiem . Zawsze przywozili prezenty dla rodzin. W ciepłe dni moja siostra Maryla i Marysia Matuszkiewicz brały mnie i Danusię za rękę i wychodziłyśmy po dziadzia i ich ojca ( nie całkiem bezinteresownie). Czekałyśmy pod parkiem ,aż będą szli od mostu . Do dziś pamiętam smak frykasów które nam przywoził : piklingów ,nadziewanych czekolad Jawa , chałwy.
Jeden z przecławskich murarzy Franciszek Jaszcz z żoną Wiktorią
Mój dziadek miał też jedno swoje cenne wspomnienie związane z zawodem murarza i śpiewem .W latach 32 -33 w Krynicy budował dom Kiepury słynną Patrię. Ponieważ kochał śpiew to szybko dogadał się z kolegami o tych samych upodobaniach i wieczorami po pracy śpiewali przed swoimi
kwaterami ( pewnie przy kieliszeczku). W jeden taki wieczór usłyszał ich spacerujący
„ z towarzystwem” Kiepura, który przyjechał do Krynicy na występy i chciał popatrzeć na postępy w budowie domu .Oczywiście śpiewająca grupa murarzy nie wiedziała o tym. W kolejny dzień przyszedł na budowę i kazał wezwać” śpiewaków” .Dziadek był przerażony , bo myślał ,że zostanę wyrzuceni z pracy. Tymczasem Kiepura pochwalił ich ,poprosił aby weszli razem na mury i wspólnie z nim zaśpiewali . Dał mini koncert dla robotników budowlanych , a „śpiewakom” podarował wejściówki na swój koncert. Tak więc mogę się pochwalić ,że mój dziadek śpiewał z Kiepurą.
Stanisław Godek z kolegami w Krynicy rok 1932 lub 33, trzeci w kaszkiecie
No ale wracam do wspomnień z końca lat 50-tych
Zaczęły się problemy z nową władzą . Opisuje to p. Lenartowicz i zainteresowanych odsyłam do jego wypowiedzi. Zacytuję fragment „ Pamiętam jak pojechaliśmy z chórem na występ z jakiejś
uroczystości , gdzie było dużo zaproszonych gości . Miała chórem dyrygować Sajerka ,ale została zamknięta przez UB w Mielcu . Postawiliśmy wówczas warunek ,ze będziemy śpiewać jak będzie dyrygować Sajerka . Utworzyła się patowa sytuacja uroczystość zaproszeni goście i nieśpiewający chór. Konflikt zażegnał poseł PSL Burdzy , gdyż zadzwonił do UB i przedstawił sytuację. W trybie ekspresowym przywieziono Sajerkę i koncert się odbył. Po występie poseł przedstawił Sajerce , ultimatum UB, albo natychmiast opuści Przecław i wyjedzie , albo kryminał .Wiadomo czy to się mogło skończyć . Sajerka ze złamanym sercem opuściła Przecław.” Chór się rozpadł pewnie też z innych powodów, ale tradycja śpiewania w mieszkających w Przecławiu osobach pozostała. Spotkania przeniosły się do prywatnych domów powstałych nowych rodzin, do kościoła. Od końca lat lat 50 tych mocno utkwiły mi w pamięci spotkania towarzyskie w naszym domu : Jaroszowie, Watróbscy,
Muniakowie , Kazek Jaszcz , mój dziadek , stryjek Józek często jego syn Staszek z żoną , Niedzielski jak bywał w Przecławiu i inni. Elementem bezwzględnym takich spotkań był śpiew. Sąsiedzi nie narzekali, twierdzili ,że w swoich ogródkach i z wielką przyjemnością słuchali tych śpiewów. Po wielu latach
gdy spotkałam się w moim domu ze znajomymi z lat 70-tych i chcieliśmy coś pośpiewać
(nieudolnie) mój dawny sąsiad Wiesiek ( który zapewne jako małe dziecko musiał słuchać „koncertów
‘’ w moim domu) , machnął ręką , wyszedł z pokoju z komentarzem „ „Jakby to dziadek Godek usłyszał to przewróciłby się w grobie „ .I tę wypowiedź uznałam za wyraz uznania dla dziadka, rodziców i ich gości.
Spotkanie u nas w domu rok 61. Uczestnicy: ciocia Henia Wątróbska ,mój dziadek, wujek Bronek Wątróbski , ja i siostra Maryla, mama, wujek Mietek Jarosz, pani Kaszubowa, ks. Wach, ks Zając ciocia Gienia Budnik(siostra ojca),pan Kaszub ,ciocia Danka Godek ( z domu Skrzypek) tato, ciocia Hela Jarosz z domu Godek) ks. Wolan
Drugim takim ulubionym miejscem spotkań towarzyskich była leśniczówka. Alek i Marysia
Muniakowie urządzali tam „ majówki „. Wymyślano tam różne atrakcje , spacery po lesie i oczywiście śpiew. Czasem pozwalano do godzin wieczornych uczestniczyć w spotkaniach dzieciom (stąd
pamiętam to niesamowite wrażenie echa w lesie przy piosence „ Tylko echo …”) . Pamiętam jak pewnego razu wieczorem sąsiad wujka (też wujek, choć nie rodzina) Alka-leśniczego odwoził nas
„padniętych” do Przecławia na wozie. Wujek Mietek Jarosz wybijał się w pomysłowości i
szczególnym smaku estetycznym w upiększaniu tych spotkań. Np. o świcie zbudził wszystkich panów i poszli zrywać leśne kwiaty. Każda z pań na poduszce rano znalazła konwalie.
Czasem uczestniczyli w tych majówkach miejscowi wikariusze. Pewnego roku wieczorem już
rozbawieni uczestnicy „majówki „ zobaczyli na rowerze ks. Zająca, który po wieczornej mszy, pewnie dowiedziawszy się od swojego podwładnego , że takie spotkanie ma miejsce postanowił przyłączyć się. Oczywiście został mile przyjęty i od tej pory był zapraszany jako stały uczestnik.
Ks. Zając od wojny bardzo popierał ten rodzaj zabawy. Pewnie dlatego w tamtych latach
ukształtowała się pewna tradycja. W Wielki Piątek i Wielką Sobotę za jego pełną aprobatą późno wieczór do kościoła przychodzili dawni uczestnicy chóru Sajerki: ich małżonkowie , ich młodsze rodzeństwo ,ich znajomi , którzy kochali śpiew, ich dzieci ,które dorastały .Kolejni wierni uczyli się
pięknych wielkopostnych pieśni .Bywało ,że dawni mieszkańcy Przecławia przyjeżdżali z okolic upewniwszy się wcześniej czy „będą śpiewać”. Trwało to lata , chodziliśmy tam jako dzieci , jako młodzież i jako już dorośli ludzie. Nigdy nie słyszałam, aby zbiór przypadkowych ludzi amatorów tak pięknie śpiewał. Mam nadzieję ,że starsi mieszkańcy też pamiętają te śpiewające modły.
Jeśli piszę o kościele ,o ks. Zającu muszę też wspomnieć o Stefanie Koperze bracie mojej babci . Był przez wiele lat kościelnym. To on musiał czekać ,aż wszyscy opuszczą kościół , pogasić świece .Do tego celu używał taki długi kij z kapturkiem do gaszenia. Ponieważ był moim wujkiem, kiedyś dał mi spróbować tej fascynującej mnie czynności. Dzięki jego protekcji razem z koleżankami zwiedzałyśmy też chór , ambonę i inne pomieszczenia ogólnie niedostępne.
Stefan Kopera z narzeczoną w drodze do kościoła . W drugiej parze drużbowie Danuta Godek, Zdzisław Kopera. W tle nowo wybudowana szkoła ( jeszcze z deskami w oknach)
Po śmierci ks. Zająca i objęciu parafii przez ks. Józefa Rogóża nastąpił moment drażliwy .
Niezorientowany w tej tradycji nowy proboszcz ustalił adoracje przy grobie : od –do . Grupa ,która zebrała się na wieczorne śpiewanie przy grobie Chrystusa poczuła się jak wyproszona z kościoła , w momencie gdy wikariusz ogłosił koniec adoracji . Kilka osób ( chyba w tym była moja mama) poszło do proboszcza z interwencją i prośbą o uszanowanie tej tradycji wieczornego śpiewania przy Grobie . Na jego grzeczne stwierdzenie „ cały dzień macie na modlitwy, a wieczór to ludzie chcą odpocząć ‘ wyjaśniło mu w czym rzecz ,że jednak wieczór ludzie chcą przyjść i pomodlić się w ten bardzo przez nich ukochany sposób . Ksiądz zaakceptował to, na początku pewnie z dużym sceptycyzmem, ale później z dużym przekonaniem. Przez wiele kolejnych lat siadywał w konfesjonale i delektował się (jak sam przyznawał) tymi „przecławskimi koncertami”.
Czy ktoś zna i pamięta pieśń do słów Teofila Lenartowicza( nie tego naszego przecławskiego ) „ Wiatr w przelocie skonał chyżym ‘’. Była to ulubiona wielkopostna pieśń mojej mamy. Ostatni raz
śpiewaliśmy ją nad jej trumną we wrześniu 2005. Przyszło kilka osób z grupy „starych
chórzystów”, rodzina Godków, Jaroszów, sąsiedzi , . Znali upodobania mojej mamy i w ten sposób i
zgodnie z jej życzeniem pożegnaliśmy ją. Kilka lat wcześniej tak samo żegnaliśmy mojego ojca choć w większym gronie dawnych znajomych, a jeszcze wcześniej moją babcię i dziadka.
Uff … ale to smutne wspomnienie
Umieściłam tu kilka migawek- wspomnień .Stopniowo, jak je piszę coraz więcej faktów ze wspomnień mamy , taty, dziadka, opowieści cioci Heli wyłania się z mojej głowy. Cieszyłabym się gdyby inni je uzupełnili, może skorygowali. A może inni widzieli te wydarzenia inaczej? Proszę wybaczyć mi pewną nieudolność w formie tego opisu i ewentualne błędy. To jest moje pierwsze tak długie wypracowanie od czasów gdy uczyła mnie j.polskiego p. Piskor ( też ciekawa postać tych lat i legenda szkoły)
Kartka z mojego pamiętnika- wpis mojej wychowawczyni Stefani Piskor
Zapraszam do ułożenia i umieszczenia na stronie archiwum;
1. Listę tych młodych mężczyzn z gminy , którzy wtedy poszli do partyzantki czy też walczyli z okupantem w innej formie . Na pewno ich dzieci czy wnuki wiedzą o tym i chętnie umieszczą swojego przodka na tej chlubnej liście .
2. 2. Listy sławnych „przecławskich murarzy”
3. Listy uczestników chóru założonego przez Sajerkę
4. Ale przede wszystkim powinniśmy zapisać i zapamiętać NAZWISKA I WIZERUNKI TYCH KTÓRZY ZGINĘLI . A może jest już taka lista? Myślę ,że wiele osób chętnie zobaczyłoby ją na stronach archiwum . Pozdrawiam wszystkich czytających , miłośników Przecławia, moich bliższych i dalszych krewnych.
Wspomnienia dedykuję moim Rodzicom .
Grażyna z domu Sobczyk po babci z Koperów po dziadku z Godków