• Nie Znaleziono Wyników

Co robimy, gdy czytamy? - próba modelu : Ratoń, Myśliwski, Gąsiorowski, Latour

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Co robimy, gdy czytamy? - próba modelu : Ratoń, Myśliwski, Gąsiorowski, Latour"

Copied!
22
0
0

Pełen tekst

(1)

Andrzej Wołosewicz

Co robimy, gdy czytamy? - próba modelu : Ratoń, Myśliwski,

Gąsiorowski, Latour

Prace Literaturoznawcze 2, 279-299

2014

(2)

2014 279-299

A ndrzej Wołosewicz

U n iw e rsy te t W arsz a w sk i

Co robim y, g d y czytam y? - p rób a m o d elu (R atoń, M y śliw sk i, G ą sio ro w sk i, L atour)

W hat do w e do w h e n w e read? - A n a ttem p t to m o d el (R aton, M y sliw sk i, G a sio ro w sk i, L atour)

Słow a kluczow e: synapsa literacka, relacjonizm, Latour, model czytania Key words: literary synapse, relationism, Latour, model of reading

Relacjonizm nie jest względnością prawdy, lecz prawdą o relacji Deleuze

Chcę w yjaśnić przed e w szy stk im sa m e m u sobie, ja k to się dzieje, że czy ta n ie, j e d n o 1 czytanie, m oje czytanie, pro w ad zi do różnych rezultatów . S tą d w ty tu le n a z w isk a autorów , o k tó ry ch będę m ówił. Być m oże, okaże się to p rz y d a tn e ta k ż e d la in n y ch czytających. O drzucam p ro ste w y jaśn ienie, że różnice b io rą się z tego, że to różni a u to rz y i różne teksty. M yślę t u o bardziej zasadniczej różnicy, różnicy n iem alże ontologicznej, do której to j e d n o c z y ta ­ n ie prow adzi.

Moje ro z w a ż a n ia sk ład ać się b ę d ą z trz e c h części. W pierw szej p rzy po ­ m n ę trz y sposoby tra k to w a n ia języ k a , skoro lite r a tu r a / poezja j e s t jego częścią. W drugiej p rz ed staw ię to, co w y n ik a z mego c z y ta n ia R ato n ia, M y­

śliw skiego i G ąsiorow skiego z n ad z ie ją, że w sposób w y ra zisty u ja w n ią się różnice, o k tó ry ch w spom niałem . W części trzeciej zaś podejm ę w ym ien io n ą w ty tu le próbę zbu d o w an ia m odelu i próbę oceny po tencjaln y ch m ożliwości jego zasto so w an ia, posiłkując się koncepcją ak to ra -sieci (ANT) B ru n o n a La-

to u ra.

1 W s z y stk ie p o g ru b ie n ia w te k ś c ie p o c h o d zą od a u to ra .

(3)

I

Po pierw sze, języ k je s t sy stem em sym boli. N ajlepiej o b razu je to tzw.

tró jk ą t znaczeniow y C h a rle s a O g d en a i Iv o ra A rm stro n g a R ic h a rd sa p rz e d ­ staw io n y p rzez n ich w 1923 ro k u 2. W ygląda on tak :

i je s t k la sy c z n ą ilu s tra c ją relacji, w ja k ic h słow a p o zo stają zarów no do m yśli, ja k i do rzeczy. B ezpośredniość zw iązku słowo-m yśl i m yśl-rzecz p o d k re ślo n a je s t ciągłością łączących je linii. A ry sto teles tw ierd ził, że: „Słowa m ów ione są sym bolam i dośw iadczen ia um ysłow ego, a słow a p isa n e s ą sym bolam i słów m ów ionych”3, czyli z a s tę p u ją m yśli. Z w iązek m yśli i rzeczy też j e s t b ardziej lu b m niej b ezp o śred n i (bez ak cep tacji tego m ielibyśm y fu n d a m e n ta ln y kłopot z op eracyjnością ludzkiego m yślenia). N a to m ia s t re la c ja słowo-rzecz oznaczo­

n a j e s t lin ią p rz e ry w a n ą d la p o d k re śle n ia , że różne u k ła d y słów / dźw ięków m ogą być u żyw ane w o d n iesien iu do ty ch sam y ch rzeczy, że m am y t u do czy n ien ia z um ow nością, z konw encją. T ró jk ąt znaczeniow y j e s t poręczny, ale b u dzący w ątpliw ości, dlatego postaw ię w ażn e p y ta n ia , n a k tó re n ie będę w tej chw ili odpow iadał, ale chcę, aby w ybrzm iały:

a) gdzie w n im u m ieścilibyśm y ta k ie w y d arzen ie językow e ja k poezja?

P rzep ro w ad źm y t a k ą operację: um ieśćm y gdzieś w ty m tró jk ącie poezję. Za k ilk a chw il w rócim y do tego i w tedy t a decyzja n a m się p rzy da,

b) a gdzie u m ieścilibyśm y s a m ą opowieść o języ k u , k tó rą n iesie tró jk ą t znaczeniow y?

2 J . S t e w a r t, C. L o g a n , K o m u n ik o w a n ie s ię w e r b a ln e , w: M o s ty z a m i a s t m u r ó w . O k o m u n ik o w a n iu się m ię d z y lu d ź m i, re d . J . S te w a rt, W a rs z a w a 2002, s. 83.

3 A ry s to te le s , D z ie ła w s z y s tk ie , t. 1: K a teg o rie ; H e r m e n e u ty k a ; A n a li t y k i p ie r w sze ; A n a lity k i w tóre; T o p iki; O d o w o d a c h so fisty c zn y c h , p rz eł., w s tę p i k o m e n t. o p rac. K. L e­

ś n ia k , W a rs z a w a 1990, s. 69.

(4)

Po w tóre, języ k j e s t czym ś więcej niż sy stem em sym boli, j e s t a k ty w n o ­ ścią, tzn. że słow a re a liz u ją d ziała n ia . Z d anie „założę się, że n ie słu chasz tego, co te ra z m ów ię” nie odnosi się do żadnego z a k ła d u , ono w y ra ż a żal, je s t a k te m sk arg i. Z naczenie sem a n tyczn e „mówi” o z a k ła d zie („założę się”), ale n ie w y ra ż a rzeczyw istego sensu . A nalitycy k o nw ersacji k o n c e n tru ją się p r a ­ w ie w yłącznie n a tym , co w ypow iedź „robi”, a n ie n a tym , co słow a „m ówią”.

Je ż e li te k s t / l ite r a tu r a je s t przed e w szy stk im k o n w e rsacją z czyteln ikiem , to o tw ie ra się t u całe pole do obserw acji tego, co k o n k re tn y te k s t „robi” ze sw oim czyteln ikiem , i odw rotnie. P rzypom n ijm y podstaw ow y ze sta w czynno­

ści słów / mowy: obietnica, życzenie, pow itanie, oferta, groźba, rozkaz, k om ­ p lem en t.

0 ile w pierw szym i d ru g im w y p a d k u języ k je s t tra k to w a n y ja k o n arzę­

dzie (w p ierw szym n arzęd z ie p o zn a w an ia św iata, w d ru g im n arzęd z ie p r a k ­ tycznego w n im funkcjonow ania), to w trze cim m am y sytu ację, że tego n a ­ rz ę d z ia n ie m ożem y odłożyć! J a k p o k a z a ł M itte re r, n ie m a m y żadnego w yjścia z u n iw e rsu m opisów4. Bo ja k - d la p rz y k ła d u - o d bieram y kantow - s k ą „rzecz s a m ą w sobie”? W k an to w sk im jej opisie. A idee P la to n a ? (Ale nie znaczy to, że je ste śm y - m ów ię t u o sobie - k o n stru k ty w ista m i). N ajlepiej to podejście oddaje fra g m e n t z H eideggera:

Bycie, jako ono samo, wymierza własny obwód, który obmierzony zostaje dzięki temu, że bycie istoczy się w słowie. Mowa jest obwodem tzn. domem bycia.

Istoty mowy nie wyczerpuje to, że mowa znaczy, nie jest też ona czymś znako­

wym i cyfrowym. Ponieważ mowa jest domem bycia, zatem do bytu docieramy przez ten dom. Idąc do studni i przez las zawsze idziemy przez słowo „studnia”

1 poprzez słowo „las”, nawet jeśli nie wymawiamy tych słów i o niczym mownym nie myślimy5.

albo K ayah , śpiew ając w piosence N a ję zy k a c h , że „to nie lu dzie słow a, ale słow a lu d zi n io są ”.

Je ż e li z a te m w eźm iem y pod uw agę te trz y sposoby p a trz e n ia n a język, a de fa c to tr z y sposoby jego fu n k c jo n o w a n ia i n asz eg o fu n k c jo n o w an ia w języ k u , to p ro w a d zą n a s one zaw sze - je śli n ie będziem y się śpieszyć i p ozostaniem y czujni i precyzyjni - do „w y ry w an ia” w iersza z płask iej po­

w ierzchni jego z a p isu i o bserw ow ania w ielu ciekaw ych i fascynujących p ro ­ cesów, k tó re d zieją się, n im ponow nie „w klepiem y” w iersz w p ła s k ą po­

w ierzchnię jak iejk o lw iek czytelniczej in te rp re ta c ji.

4 Zob. J . M itte re r, T a m ta s tro n a filo z o fii , p rz e ł. M. L u k asie w icz , W a rs z a w a 1996.

5 M. H e id e g g e r, B u d o w a ć , m ie s z k a ć , m y śle ć , p rz e ł. K. M ic h a ls k i, W a r s z a w a 1970, s. 212.

(5)

II

K azim ierz R atoń. Mój p ierw szy k o n ta k t z R ato n iem to specjaln y n u m e r m ie się c z n ik a „P oezja” z 1984 ro k u pośw ięcony z m a rłe m u ro k w cześniej poecie. Z ostałem p o rażony le k tu r ą zam ieszczonych ta m wierszy. N a „całego”

R a to n ia czekałem kolejnych k ilk a n a śc ie la t, gdy s ta ra n ie m Z d zisław a B rud- nickiego u k a z a ły się jego Poezje (W arszaw a 2002). Tw órca je s t słabo znany.

P o za M a g d a le n ą B oczkow ską6 p isał o n im J a n M a rx 7, ale nie m a R a to n ia an i w P o r tr e ta c h z b u fe te m w tle R o m a n a S liw o n ik a ( I s k r y 2 0 0 1 ), a n i w książce P io tra S arzyń skiego i M ai W olny zaty tu ło w an ej k ro n ik a śm ierci przedw czesnych (Isk ry 2000). A obie przecież poświęcone s ą dokładnie w łaśnie

tragicznym postaciom poezji polskiej. Tyle o kulaw ej pam ięci po R atoniu.

E k sp e ry m e n to w a łe m z R ato n iem , d ając jego u tw o ry do p rz e c z y ta n ia w ielu osobom, ale te le k tu ry kończyły się ... bólem i w efekcie odrzuceniem . Zeby użyć jak ieg o ś p orów nania: je śli swoje życiopisanie (zo sta ń m y p rzy o k re ­ śle n iu B erezy) S ta c h u ra kończy L is te m do po zosta łych, to tw órczość R ato n ia od p o cz ątk u do ko ń ca j e s t w łaściw ie ta k im je d n y m dług im listem . Z m arł w w iek u 41 lat. L ite ra tu ra p o lsk a X X w ieku. P rzew o d n ik encyklopedyczny, p odając d a tę śm ierci: 14 sty cznia, o p a tru je j ą zn a k ie m z a p y ta n ia . Z n ak zap y ­ ta n ia p rzy dacie śm ierci? K iedy? W końcu XX w ieku? Gdzie? W ce n tru m jed n ej z eu ro p ejsk ich stolic? A je d n a k słu szn ie, bow iem 14 sty czn ia to d a ta sekcji zwłok p oety znalezionych n a ulicy. L ek a rz oceniał, że zgon n a s tą p ił tydzień do trze ch wstecz, więc rów nie dobrze mógł to być grudzień 1982 roku.

N ie u m iem spokojnie m ówić o R ato n iu , nie u m iem w ybierać z jego wierszy, bo to ta k ja k b y m w yb ierał z jego ciała. Ale je d e n przytoczę:

Jestem opuszczony już nawet przez śmierć śmierć nie przychodzi do mnie

może jestem jej nie znany a może mnie nienawidzi bo dlaczego jej tu jeszcze nie ma

powinna być skoro jest najpewniejsza skoro jest jedyną prawdą

czymś cudowniejszym od kobiety i Boga czymś przerażającym i wielkim

absolutną ciszą i przeznaczeniem jej dotyk jest rozkoszą i torturą pragnę agonii bo pragnę życia żyć to tylko umierać nieustannie nie tracę więc nadziei

nie tracę nadziei że jeszcze śmierć okaże

6 Zob. M. B o czk o w sk a, W c e n tr u m lite ra tu ry , n a m a r g in e sie życia . O tw ó rczo ści K a z i­

m ie rza R a to n ia , K a to w ice 2011.

7 Zob. J . M a rx , L e g e n d a r n i i tr a g icz n i, W a rsz a w a 1993.

(6)

mi swoją litość swoją dobroć

i przyjdzie do mnie któregoś dnia mądrego Wierzę w nią

wierzę w śmierć która mnie opuściła8

W sp o m n ian y Z dzisław B ru d n ick i opisuje scenę, gdy po k azał w iersze Ra- to n ia w re d ak cji m iesięcz n ik a „Poezja” (w k tó ry m przez la ta był se k re ta rz e m redakcji) g ro n u k ilk u nielichych poetów: G rochow iakow i, Je rz y n ie , K a ra sk o ­ wi, G ąsiorow skiem u. B ru d n e, otłuszczone, sza re zeszyty zrobiły ch y b a w ięk ­ sze w ra żen ie i zd um ien ie niż sam e w iersze. N a d to - i to we w spo m n ien iu B rudn ickiego je s t n ajb ard ziej u d erzając e - m ówi on o tym , że zobaczył n ag le n ie p rz y sta ją c e do siebie poetyckie św iaty. P ie rw sz y to zg ro m ad zen i p rzy b iu rk a c h w je d n y m pokoju ci w szyscy wielcy, z n a n i i u z n a n i, choć ta k różni w u p ra w ia n y c h poetykach, to je d n a k ja k o ś tacy sam i, bo ich poezja to lite r a ­ tu ra , zm ag an ie z językiem , d y lem aty życiowe, lite ra c k ie i m o raln e, a n a p rz e ­ ciwko św ia t kogoś, kto w alczy o życie, kto je s t chodzącym żyw ym tru p e m , w łaściw ie n ieo d ró żn ialn y m od sw oich wierszy. P rzy w o łan y ju ż G ąsiorow ski w tek ście o R ato n iu , o p atrzo n y m z n a m ie n n y m m o tte m z G eorgesa B a ta ille ’a

„Opis mój j e s t niepew ny, być m oże niezrozum iały. W yobraźcie sobie człow ie­

k a n a s k ra ju śm ierci, k tó ry chciałby jeszcze ja k im ś zn ak iem , po ra z o sta tn i, zaśw iadczyć o życiu. W idać, że coś się z n im dzieje, ale co?”9 pisze:

I co tu się dalej wykręcać i rozczulać - chociaż było to przejmujące, i moralizo- wać - chociaż wskazanie czyichś win i grzechów zapewne by to wszystko w jakim ś stopniu jednak uczłowieczyło, czyli powstrzymało w granicach wartości i sensu, a wyciekały one z tego Losu jak krew z wodami i m aterią z rany.

Postawmy sprawę jasno, na ile tylko nas stać ją pomyśleć, a raczej na ile nas stać ją opowiedzieć. Ostatnimi laty Kazika Ratonia trzeba było coraz częściej unikać, jeśli nie chciało się go, mniej lub bardziej niecierpliwie odgonić, bo już nawet obrazić chyba nie byłoby go można i niewielu mogłoby sobie na to pozwo­

lić. Nie wykręcajmy się. Nawet jeśli pamiętamy nieco dłuższe z nim rozmowy i nieco sutsze „pożyczki”. [...] Po co się tu dalej wykręcać. To było nie do zniesienia. I przynajmniej to, że jego obecność była nie do zniesienia, powinno się Ratoniowi jednak przyznać, z szacunku. [...] To, co się działo z Kazikiem Ratoniem, naprawdę nie było do wytrzymania na dłużej, dla nikogo10:

Widzę twoją twarz jest coraz bardziej czarna jest coraz bardziej zaropiała widzę ją nieprzerwanie widzę jak gnije

widzę jak umiera nie mogę na nią patrzeć

8 K. R a to ń , P oezje, W a rs z a w a 2 002, s. 153.

9 K. G ą sio ro w s k i, D e p r o fu n d is , „P o ezja” 1984, n r 1, s. 51.

10 K u rs y w ą z a z n a c z a m w tr ą c e n ia G asio ro w sk ieg o do cy to w an eg o p rz e z e ń w ie rs z a Ra- to n ia .

(7)

nie mogę...

Jeśli miało się wybór, a zatem dalsza część wiersza:

... a muszę patrzeć bo to ja jestem

to jest taka moja t w a r z .

ju z nas nie dotyczyła, gdyż nie musiało się wierzyć, ze:

... to jest twarz wszystkich11

Być m oże, z ty ch p rzytoczeń tru d n o zbudow ać siln y obraz tego, co chcę p rzek azać, że w w y p a d k u R a to n ia w io d ą c a c z y t e ln ic z a r e la c ja prow adzi do bólu. P oniew aż ż a d en do k ład n y p rz ek az w ra ż e n ia b ólu n ie je s t możliwy, spró buję w ty m m iejscu posiłkow ać się jed y n ie odsyłaczam i, polecając le k tu ­ rę sam ego R a to n ia i k sią ż k i Boczkowskiej.

D ru g i p rz y k ła d relacji, k tó ry p ra g n ę sch a rak tery zo w ać, opiszę, odw ołu­

ją c się do tw órczości W iesław a M yśliw skiego. Sw oją przygodę z jego p ro zą zacząłem od końca, od T ra k ta tu o łu s k a n iu fa s o li12. D la filozofa p arającego się l ite r a tu r ą to dobre w yzw anie - tr a k t a t, że o łu s k a n iu fasoli to m niejsza.

Mój t e k s t13 spowodował, że p oznałem bliżej a u to ra T raktatu... O dbyliśm y k ilk a w ielogodzinnych rozmów, a n a w e t zo rganizow ałem m u sp o tk an ie a u ­ to rsk ie. Spoiw em naszej literack iej relacji był język, te n specyficzny sposób tra k to w a n ia go i o p ero w an ia n im przez p a n a W iesław a. To go n ajbard ziej interesow ało, dlatego z n a la zł w e m n ie dobrego in te rlo k u to ra . Jeg o w ielo let­

nie dośw iadczenie re d ak cy jn e (m .in. w „Sycynie” i „R egionach”) pozwoliło m u w głębić się w języ k bliższy m owie niż pism u. Ze z a k re s i fa b u ła dotyczyły bard ziej w si niż m ia sta , okazało się w m oich czytelniczych re la cjac h z te k ­ ste m M yśliw skiego i w rozm ow ach z n im m niej znaczące, w łaściw ie w tórne.

Oczywiście o ty ch rozm ow ach z M yśliw skim mogę tylko opowiedzieć, albo też odesłać do za p isu dwóch in n y ch z n im rozm ów 14.

W pierw szej z n ich M yśliw ski mówi: „D zieciństw o spędzone n a w si za­

znaczyło się w mojej pam ięci ja k o dośw iadczenie eg zysten cjalne, a nie oby­

czajow e”. D latego m ogłem n a p isa ć poza w sp o m n ia n ą re cen z ją z T raktatu...

d w a in n e teksty, polem izujące z dom inującym cz y tan iem M yśliw skiego jak o w ybitnego p rz ed staw iciela tzw. n u r t u chłopskiego15. O d w u k ro tn ej N ik e i su kcesie u czytelników nie zdecydow ała chłopskość. Gdyby ta k było, M yśliw ­ ski przepadłby, ja k - m im o N ike - p rz e p a d a M a ria n Pilot.

11 K. G ą sio ro w s k i, D e p r o fu n d is , s. 5 1 -5 2 .

12 O b ecn ie ju ż p rz e d o s ta tn ie j k s ią ż k i M y śliw skiego.

13 A. W ołosew icz, M y śliw s k ie g o k a ta lo g sp ra w , m o ty w ó w i w ą tk ó w , „ M ig o ta n ia, P r z e ja ­ ś n ie n ia ” 2006, n r 3, s. 12.

14 W. M y śliw sk i, K s ią ż k ę m o ż n a p is a ć bez końca, ro zm . p rz e p r. M. R ad ziw o n , „G az e ta W yborcza” 05 X 2007, n r 233, s. 1 8 -1 9 ; W. M y śliw sk i, N ie c h się ję z y k g o tu je: „ rozm ow a n a ży w o ” w k lu b ie „Goście G a zety ”, rozm . p rz e p r. K. J a n o w s k a , P. M u c h a rs k i. „ G a z e ta W ybor­

c za” 1 0 -1 1 X I 2 007, n r 263, s. 21.

15 A. W ołosew icz, K r ó tk i p o w r ó t do n iec h c ia n e g o te m a tu , „ M ig o ta n ia, P r z e ja ś n ie n ia ” 2 0 0 8 , n r 1 -2 , s. 47; teg o ż, P o co m i M y ś liw s k i a lb o c zy m o ż n a n a p is a ć „ C hłopów 2 ”?,

„W łasn y m G ło sem ” 2008, n r 73, s. 3.

(8)

W mojej czytelniczej relacji z te k s te m M yśliw skiego d om inuje języ k jak o żywioł, jak o n o śn ik rzeczyw istości, ja k o rzeczyw istość sam a. „C hłopskość” to o p a k o w a n ie , t a r a , n ie is to tn a , bo z a w a rto ś ć (n e tto ) m oże - co w ła śn ie w sw oim cz y ta n iu czyniłem - zostać „p rzep a k o w an a”, „rozp ako w ana” z tej ch ło psk ości. M ów iąc k ró tk o i obrazow o - in te rlo k u to re m M y śliw sk ieg o w całej jego tw órczości nie je s t a n i R eym ont, a n i Gom browicz in te rp re tu ją c y lud zk ie p ostaw y i losy chłopów, lecz W ittg e n ste in z jego z a in te reso w a n ie m d la naszej p ra k ty k i językow ej.

K rzy szto f G ąsiorow ski. G ąsiorow ski j e s t jeszcze „cały” p rzed e m n ą, bo je s t b o h a te re m m ego d o k to ra tu , a m ówię o „całym ” G ąsiorow skim , bo to tw órczość za m k n ię ta . G ąsiorow ski z m arł w sty czn iu 2012 roku. Tu tylko pow iem o dw óch kw estiach: o tym , co m ów i on o poezji jak o d ośw iadczeniu eg zystencjalnym i o poezji ja k o ję z y k u zerowym . P oezja n ie je s t dośw iadcze­

n iem eg zystencjalnym w ty m p ro sty m sen sie, że je s t ak ty w n o ścią ja k w iele innych, np. jed ze n ie czy miłość. Skoro je ste m , cokolw iek robię, je s t to m oim dośw iadczeniem . J e s te m , egzystuję, więc je s t to dośw iadczenie eg zy sten cjal­

ne. Nie. J e ś li G ąsiorow ski m ów i o poezji jak o dośw iadczeniu eg zy sten cjal­

nym , to m ów i o tak iej jego mocy, k tó r ą być m oże najlepiej n az w ał M arek W aw rzkiew icz, ty tu łu ją c w ypow iedź o K rzysztofie: „P raw dziw e d la niego było tylko to, co za p isa ł w w ierszu ”16.

J e ś li poezja j e s t dośw iadczeniem eg zysten cjaln ym , to znaczy w ty m w y­

p a d k u , że je s t to dośw iadczenie niezb ęd n e d la egzystencji, k o n sty tu u ją c e ją , to ra c ja tej egzystencji. Moc tego dośw iadczenie p oznajem y choćby wtedy, gdy G ąsiorow ski m ów i o ję z y k u poetyckim jak o ję z y k u zerowym :

Ale poezja to coś innego niż słowa, to nie jest język w języku; język poetycki dąży do stania się językiem stopnia zerowego, w którym zrównuje się znaczące i znaczone. Dlatego cofać się poetyckimi śladami właściwie nie można, nie ma dokąd [...]17

i

Rzecz w tym, że poetyckość [...] uważam za jedną z definicji natury człowieczej. [...]

Ujawnienie realności doświadczenia wewnętrznego, owego snu na jawie, w ogóle jest chyba możliwe tylko dzięki „poetyzowaniu”, choćby nie pisywało się wierszy18.

Zobaczmy, G ąsiorow ski mówi: „poezja to coś innego niż słow a”. W róćm y więc do tr ó jk ą ta R ic h a rd sa / O g d en a i p y ta n ia o to, gdzie um ieściliśm y w n im poezję? D la dokładniejszego zob razo w an ia m ego c z y ta n ia Gąsiorow- skiego przytoczę w iersz, k ró tk i, ale znaczący:

16 M. W aw rzk iew icz, P r a w d z iw e było d la nieg o tylk o to, co z a p is a ł w w ie rszu , d o stę p n e w I n te r n e c ie : <h ttp ://w w w .lite ra c i.e u /in d e x .p h p /w y w ia d y /3 4 9 4 -m a re k -w a w rz k ie w ic z -p ra w - d z iw e -b y o -d la-n ie g o -ty lk o -to -c o -za p isa -w -w ie rs zu .h tm l> [d o stęp : 17.01.2012].

17 K. G ą sio ro w s k i, W a rsza w a j a k o k o sm o s w e w n ętrzn y, W a rs z a w a 1997, s. 14.

18 T am że, s. 69.

(9)

Bolą mnie oczy,

jakbym za dużo zobaczył.

Nie płaczę, ale z oczu wycieka mi świat.

Ten sam świat, który jeszcze nie tak dawno wlatywał we mnie z łopotem niby łabędź w tunel kolejowy.19

To nie j e s t w iersz pożegnalny, pisze go p o e ta w w iek u 57 la t, dw ad zieścia la t p rz ed śm iercią, to je s t w iersz o d o ś w ia d c z a n iu . N ie mogę tu ta j i nie p otrzeb u ję dłużej zatrzy m y w ać się n a d szczegółam i.

P odsum ujm y. W w y p a d k u R a to n ia m oja w io d ą c a c z y t e ln ic z a r e la c ja prow ad zi do w y tw o rzen ia bólu. W w y p a d k u M yśliw skiego w iedzie k u pew nej m ięsistości, m ag m ie ję z y k a specyficznie mocno nacechow anego, ję z y k a ew i­

d e n tn ie z poziom u H eideggerow ych ujęć. M ówiąc m etaforycznie: jeżeli M y­

śliw sk i m ów i / pisze „żwir”, to j a go czuję n a język u. W w y p a d k u Gąsiorow- skiego m oja w iodąca czy telnicza re la c ja p ro w adzi k u poezji, k tó r ą n az y w a on dośw iadczeniem egzystencjalnym , a k tó re to dośw iadczenie j a wolę n azyw ać antropologicznym , bo w iersze G ąsiorow skiego s ą m o m en tem / elem e n te m ro z p o zn an ia antropologicznego, a p rzy n ajm n iej d a ją m i t a k ą możliwość: sko ­ ro s ą czynnością eg zy sten cjaln ą, to w u d o k u m en to w an y c h tej czynności r e ­ z u lta ta c h (w ierszach) m ożem y prow adzić pew nego ro d z aju ro zp o zn an ie w ła­

śnie ta k , ja k to ro b ią antropologow ie. N ie s p ie ra m się z G ąsiorow skim , nie k w estio n u ję poezji jak o dośw iadczenia egzystencjalnego. M usiałb ym - co n ie je s t m ożliw e - „wejść w jego b u ty ”. W yciągam tylko z tego tę konsekw encję, że jego dośw iadczenie eg zysten cjaln e d la m n ie j e s t m a te ria łe m antro p o lo ­ gicznym .

III

We w szy stk ich wyżej op isan y ch sy tu acja ch m ów iłem o r e la c ji w io d ą c e j / d o m in u ją c e j. P o ra n a w y jaśn ien ie tego pojęcia. J e s t to jed n o z w ażn iej­

szych pojęć proponow anego przeze m nie m odelu i dotyczy tego, że w procesie czy tan ia, k tó ry je s t R E L A C JĄ z te k s te m (przy po m in am m otto z D eleuze’a) m o gą p ow staw ać / pow stają, pow iedziałbym - zapożyczając się w neurologii - s y n a p s y l i t e r a c k i e (n a w zór połączeń mózgowych) w w y n ik u p ra cy n a ­ szych szary ch kom órek. S y n a p sę literacką chciałbym (tak ż e ja k o te k s t) c h a ­ ra k te ry zo w ać p rzy n ajm n iej za pom ocą dwóch w artości. P rze z u s y t u o w a n i e , m iejsce, ja k ie zajm uje w tró jk ącie znaczeniow ym , a więc uw zg lęd n iając jej

„odległości” od m yśli, rzeczy i języ k a, k tó re to odległości najlepiej m ierzyć siłam i c iąż en ia k u w ierzchołkom tegoż tró jk ą ta , a ta k ż e p rzez o siąg n ięty

19 K. G ą sio ro w s k i, P o w ró t A tla n tó w , W a rs z a w a 1992, s. 62.

(10)

p o z io m s t a b iliz a c j i. K rzy szto f A briszew ski (o k tó ry m będzie jeszcze m owa) podaje p rz y k ła d e te ru , k tó ry „przew ędrow ał” z u stab ilizo w an eg o b y tu n a tu ry k u eterow i ja k o sta b iln e m u społecznem u k o n stru k to w i20.

S y n ap s je s t wiele, ja k w ieloaspektow e, w ielofunkcyjne i w ielow ątkow e s ą n asz e aktyw ności, ta k ż e poznaw cze. P ra c a m ózgu, czegokolw iek dotyczy, to c a ła sieć ta k ic h połączeń, relacji. P rz e k ła d a ją c to n a g r u n t lite ra tu ry , w io d ą c a r e la c ja b yłaby owym bólem u R ato n ia, m a g m ą ję z y k a u M yśliw ­ skiego czy dośw iad czen iem an tro p o lo g iczn y m u G ąsiorow skiego. C hociaż przecież mogę dyw agow ać (i robiłem to) n a d w ersem u R a to n ia ta k różnym od tego, ja k im operuje G ąsiorow ski, p isać o „chłopskości” lite ra tu ry M yśliw ­ skiego (co a k u r a t kryty k o w ałem , ale to m niej isto tn e , in n i w idzieli w niej relację zdecydow anie wiodącą). N ajw ażniejsze p rz ek o n an ie, ja k ie chcę p rz e ­ k azać, m ów iąc o r e la c ji d o m in u ją c e j, dotyczy tego, że chodzi t u - ja k w całym m odelu - o dyn am izm , o d ziała n ie i w y n ik ając ą zeń siłę p rzek o n y ­ w a n ia , choćby tylko sam ego a u to ra . D obrze w idać i tę d o m in u ją cą relację i jej siłę p rz e k o n y w a n ia w poniższy m cy tacie z M iłosza, gdy - m ów iąc o p ro g u uw ag i czytelniczej - kończy on sw ą w ypow iedz n astępu jąco:

Czyli uznałem mój esej za „książkowy”, co dobre jest może na seminarium uniwersyteckim, ale nie tam, gdzie wchodzą w grę elementarne sprawy ludzkie­

go życia. Pwomyślałem też sobie, że ta cała filozofia była ucieczką w szkolar- stwo, byle uniknąć mówienia o tym, co w spotkaniu z Księgą Hioba jest dla mnie najbardziej własne i bolesne21.

W ydaje się, że w łaśn ie to n a s ta w ie n ie w y raźn ie w idoczne w słow ach n o b listy pozwoliło h u m a n isty c e w spółczesnej porzucić in s tru m e n ta ln e t r a k ­ to w an ie sw oich przedm iotów i zbliżyć się do c z y ta n ia ja k o sy tu acji „gdzie w ch o d zą w g rę e le m e n ta rn e s p ra w y ludzk ieg o życia”. C h ciałem zw rócić w ty m m iejscu uw agę, ja k je d n a relacja, b u d u ją c a owo dośw iadczenie „naj­

bard ziej w łasn e i bo lesn e” (jak n az y w a je M iłosz) w y piera, za stę p u je dru g ą, choć przecież nie likw iduje jej. W każdej chw ili m oże M iłosz wrócić do d yw a­

gacji, ja k je nazyw a, „książkow ych”, „szkolarskich”, je śli tylko będzie chciał.

B ru n o L ato u r, o k tó ry m poniżej, m ów i w p ro st o ty m , że b ad acz w in ien podążać z ty łu , o k ro k za b ad a n y m , i o konieczności w słu ch iw a n ia się w jego głos, bo

musimy przestać udawać, że aktorzy m ają tylko język a badacze są w posia­

daniu metajęzyka, w którym osadzony jest ten pierwszy. J a k powiedziałem

20 „ P rzy k ład o w o e te r j e s t d la n a s ob ecn ie s ta b iln y m i w y łą cz n e sp o łeczn y m k o n s tru k - te m . W ed łu g n a sz e j d z isie jszej w ied zy j e s t on r e z u lta te m je d y n ie p e w n y c h o cze k iw ań , po­

m y łe k czy p rzesąd ó w , k tó re n a n a sz e j osi p o ja w ia się po s tro n ie » k u ltu ry « . J e d n a k e te r d la ty ch , k tó rz y go p o sz u k iw a li, b y ł ró w n ie s ta b iln y m b y te m , choć p o z o stając y m w całości po s tro n ie n a tu r y ” (K. A b risz ew sk i, P o zn a n ie, zbiorow ość, p o lity k a . A n a liz a teo rii A kto ra -s ie ci B r u n o L a to u ra , K ra k ó w 2012, s. 209).

(11)

wcześniej, badaczom pozwala się na posiadanie jedynie pewnego infrajęzyka, który pomaga wyczulić się na w pełni rozwinięty m etajęzyk aktorów, ująć re ­ fleksyjnie to, co oni mówią22 .

P od ążać k ro k w k ro k za b a d a n y m i w słuchiw ać się w to, co on mówi - a b a d a n y m je s t tek st.

W róćm y do p y tan ia: ja k to się dzieje, że w w y n ik u jed n ej czynności c zy tan ia, tego przyw ołanego w p o p rzed n im z d a n iu w słu ch iw a n ia się w te k s t, ra z m am y ból (R atoń), ra z dośw iadczenie antro po lo giczn e (G ąsiorow ski), a ra z językow e p rz en iesien ie w realn o ść (M yśliw ski)? P ro s tą odpowiedź, że to w ynik różnych tekstów , ju ż odrzuciłem . M ógłbym w ziąć je d e n te k s t, ja k to robi S ta n le y F is h z w ierszem B lak e’a, i pokazać różne, zdecydow anie różne, p rzeciw staw n e sobie, sprzeczne c z y ta n ia „tego sam eg o”23. Żeby sensow nie w yjaśnić te „rozbieżności” czy tan ia, m u szę w edrzeć się do s tr u k tu r y 24:

A B

a u to r ---te k s t --- moje czytanie

B ru n o L a to u r pow iedziałby: „rozpakow ać” ją . Oczywiście t a s tr u k tu r a ciągle j e s t an alizo w an a. W ystarczy przypom nieć w y stąp ien ie E ra z m a K uźm y n a Zjeździe P olonistów w 1995 ro k u 25, w k tó ry m p rz e d sta w ił sze ro k ą p a n o ­ ra m ę stan o w isk n a te n te m a t. Ale m y - za L a to u re m - szu k a m y n ie tylko opisów ty ch stan o w isk , lecz ta k ż e - n a w zór L ato u ro w sk ich obserw acji n a ­ ukow ców w ich la b o ra to ria c h - „laboratoriów ”, w k tó ry ch p o w staw ały te lite ra tu ro z n a w c z e sta n o w isk a i tego, co się w n ich w tedy działo. A to m rów ­ cza ro b o ta 26. M y po p ro s tu zaczynam y ta m , gdzie in n i tw ierd z ą, że ju ż sk o ń ­ czyli.

L a to u r j e s t c z w a rtą osobą w y m ien io n ą w ty tu le . K o rzy stam z jego k o n ­ cepcji, p a m ię ta ją c u w agi K rzyszto fa A briszew skiego. P olski tłu m a cz i in te r ­ p r e ta to r m y śli L a to u r a za u w a ż a , że te n - śled ząc p o c z y n a n ia w n a u c e - m ówi o tym , J a k »pakujem y« rzeczy w słow a” oraz J a k »pakujem y« spo­

łeczeństw o w słow a, ale nie mówi, ja k to o k re śla A briszew ski, J a k »pakuje- my« słow a w słow a”. R obim y to n a w ła s n ą odpow iedzialność, A briszew ski

21 Cz. M iłosz, K sięg a H io b a . S ło w o w stęp n e tłu m a c z a , „ L ite r a tu r a n a S w iecie” 1981, n r 6, s. 288.

22 B. L a to u r, S p la ta ją c n a no w o to, co spo łeczn e, p rz e ł. A. D e rra , K. A b risz e w sk i, K r a ­ ków 2 010, s. 69.

23 S. F is h , In te r p re ta c ja , reto ry ka , p o lity k a , p rz e ł. A. S z a h a j, K ra k ó w 200 2 , s. 1 0 0 -1 0 3 . 24 D ia g ra m w łasn y .

25 E. K u ź m a, A u to r - d zie ło - c z y te ln ik we w sp ó łczesn ej re fle k s ji teo retyczn o litera c kiej, w: W iedza o lite r a tu r z e i e d u ka c ja , re d . T. M ic h ało w sk a, Z. G o liń sk i, Z. J a r o s iń s k i, W a rs z a ­ w a 1996, s. 5 2 3 -5 4 5 .

26 L a to u r w y k o rz y stu je s k ró t A N T (od A c to r-N e tw o rk T heory), d a ją c y w y ra z „ m ró w k a ” ( a n t), do p o d k r e ś la n ia k o n iec z n e j ż m u d n o ś c i i d ro b iaz g o w o ści p rz y śle d z e n iu procesów , d la k tó ry c h n a z w ą j e s t w ła ś n ie ANT.

(12)

w filozofii, j a w lite ra tu rz e . D latego w łaśn ie chcę w edrzeć się do p rz ed staw io ­ nej stru k tu ry , do zarysow anego ła ń c u c h a co n ajm n iej w dwóch „m iejscach”:

A i B, by pokazać w ystępujące ta m skom plikow anie.

N a jp ierw k rótko o A, bo nie n ależy ono do mego c z y ta n ia lu b n ależy m a rg in a ln ie , choć i to n ie je s t, ja k pokażę, oczyw iste, tzn . relacje „u k ry te”

pod A w raz z R zeczyw istym A u to rem m ogą być elem e n te m czy tania. N a ra z ie zo stań m y p rzy stw ierd z en iu , że b a d a n ie tego, co się dzieje w A, je s t b a d a n ie m ła ń c u c h a p rz e k sz ta łc e ń i tra n sla c ji, n a k tó re w sk azy w ał ju ż H e n ­ ry k E lze n b erg w 1923 ro k u w sw oim w y stą p ie n iu n a p o siedzeniu Polskiej A kad em ii L ite ra tu ry , b u d u jąc ciąg: selekcja - tra n s la c ja - m ity z acja27. J e d ­ n a k n a jle p ie j n a p ię c ie i d y n a m iz m teg o, co się dzieje m ięd zy a u to re m i te k ste m , u jm uje - m oim zd an iem - p ra c a A n d rzeja Z ieniew icza Obecność autora. S ty le rzeczyw istości w sylw ie w spółczesnej28. Z najdu jem y ta m m .in.

pojęcie a k ta n ta , k tó re choć źródłowo wywodzi się z in n ej rzeczyw istości, zdaje się bard zo poręczne n a g ru n cie lite ra tu ry ta k ż e w b a d a n ia c h tego, co m ieści się w „m iejscu” m iędzy te k ste m a czytan iem . W opisie napięć, stan ó w i sy tu acji n a lin ii a u to r - te k s t p ra c a Z ieniew icza w ydaje się k ano niczna.

Z ajm ę się te ra z tym , co dzieje się m iędzy te k s te m a czytan iem , zajm ę się re la cjam i u k ry ty m i pod B. N im to uczynię, w prow adzę d ru g ie ju ż (po s y n a p ­ s i e l i t e r a c k i e j ) pojęcie operacyjne - pojęcie w i e r s z a j a k o j e d n o s t k i r o z ­ r a c h u n k o w e j w r o z m o w i e p o e t y z e ś w ia t e m . M am n a m yśli tra k to w a ­ n ie w ie rsz a dokład n ie ta k , ja k zostało to określone, czyli ja k o j e d n o s t k i r o z r a c h u n k o w e j , a p rzy n am n iej chciałbym , aby ta k było.

P ierw szym w ym ogiem tra k to w a n ia w ie rsz a jak o j e d n o s t k i r o z r a c h u n ­ k o w e j je s t przytoczenie go w całości. W ystarczy spraw dzić, czy zaw sze te n w ym óg je s t spełniany, a w ilu w y p a d k ach dzieje się zup ełn ie inaczej. M oże to n a s zaskoczyć. S am m iałem kłopoty z m oim i re d a k to ra m i, gdy forsow ałem tę za sad ę in teg ra ln o śc i w iersza. A rg u m e n t zaw sze te n sam : w iersze s ą - je śli chodzi o p rz e s trz e ń te k s tu - b ard zo „zasobożerne”. D om inuje więc p rz y ta c z a ­ nie fragm entów , posiłkow anie się fra z a m i d la z ilu stro w a n ia recenzenckiej opowieści o w ierszu czy o tom iku. N ie ak c ep tu ję tego. W iersze, o k tórych piszę lu b do k tó ry ch w w ypow iedzi o to m ik u czy czyim ś doro bk u się odw ołu­

ję, p rz y ta c z a m w całości, n aw et, gdybym u w ażał, że w d an y m w y p a d k u całość do ek sp lik acji poglądów je s t zbędna. P rz y ta c z a n ie całego w ie rsz a u w a ­ żam za e le m e n ta rn y w ym óg uczciwości wobec czyteln ika, k tó ry m u si m ieć możliwość „rzu cen ia” naszego m y ślen ia o w ierszu , n aszej o n im opowieści n a sw oją tego w iersza le k tu rę , by m ógł sw oim cz y tan iem sp raw dzić czy tanie nasze. Wobec poety, z którego te k stó w korzystam y, też w y p a d a okazać tę

27 H . E lz e n b e rg , W artości i człow iek. R o z p r a w y z h u m a n is ty k i i filo z o fii, T o ru ń 1966, s. 6 4 -6 9 .

28 Zob. A. Z ieniew icz, O becność a u to ra . S ty le rzec zy w isto śc i w sy lw ie w sp ó łczesn ej, W ar­

s z a w a 2001.

(13)

m in im a ln ą przyzw oitość. G dy n ie znajd u ję w ie rsz a przytoczonego w całości, to - ja k o czy teln ik tak ieg o te k s tu - zadaję p y tan ia:

1. J a k ie racje kierow ały re c en z en tem p rzy d o ko ny w an iu skrótów , wybo­

rze a k u r a t tych, a nie in n y ch fraz?

2. J a k re c e n z e n t zdecydow ał o „gorszych” czy m niej „p rzy d atn y ch ” p a r ­ tia c h w iersza i ja k j a m iałb y m to ocenić?

Może re c e n z e n t n a p isa łb y o „zbędności” ty ch frag m en tó w w iersza, k tó ­ ry ch nie przytoczył? Byłoby to n iezm iern ie ciekaw e.

N iestosow anie zasady, k tó rą postu lu ję, to tro ch ę ta k - odw ołując się do p rz y k ła d u fotografii - ja k b y p row ad ząc sw oją o niej opowieść, pokazać s łu ­ chaczow i jej w ycięte fra g m e n ty z a m ia s t całości. B ronię całości.

G dy ju ż zgodzim y się n a s y n a p s y l i t e r a c k i e i w i e r s z j a k o j e d n o s t k ę r o z r a c h u n k o w ą oraz zgodzim y się n a relacyjność i d y n am izm jak o w a żn ą c h a ra k te ry s ty k ę obu, m ożem y wrócić do p y ta n ia : co robimy, gdy czytam y? Co ro b ią n a rz ę d z ia naszej k rytyczn o-literackiej analizy ? A dokładniej: j a k „ro­

b ią ” to, co „m ów ią”? To p y ta n ie je s t w ezw aniem , aby n ie ufać in te rp re ta c jo m , p y ta ją c w łaśn ie, j a k „robią” one to, co „m ówią”? Tu odwołuję się, ja k w spo­

m n iałem , do B ru n o n a L a to u ra i K rzyszto fa A briszew skiego29 oraz ję z y k a / / te k s tu p o strzeganego w jego k o nw ersacji z czytelnikiem . A briszew ski, p re ­ z e n tu ją c koncepcję L a to u ra , p rz y g lą d a się te m u , „jak p a k u je m y rzeczy w słow a” (w w y p a d k u b a d a ń n a d n a u k ą ) lu b „jak p ak u jem y słow a w słow a”30 (w w y p a d k u filozofii), i mówi, że „poznanie nie ozn acza b ierneg o p rz y g lą d a ­ n ia się czy o dzw ierciedlania, ale - co ju ż w iem y z dotychczasow ych ro zw ażań - bud o w an ie sieci tra n sla c ji, tra n sfo rm a c ji i tra n s m u ta c ji”31.

Mój m odel j e s t raczej m odelem określonych d z ia ła ń i aktyw n ości niż n arzęd z i. N a rz ę d z ia , chociaż ich u ży w am i je p ok azuję, s ą w tó rn e. J a k z ro złu p y w an iem orzechów: mogę użyć d z ia d k a do orzechów, a n a w e t babci, je śli k to ś ta k o w ą sk o n stru u je , albo m ogę - L a to u r dopuszcza ta k ie podejście - poprosić o ich ro z łu p a n ie J a g n ę z K rzyża kó w , k tó ra ro b iła to dość sp raw n ie w edle Sienkiew iczow skiego p rzek azu . Słow em , liczy się cel, czyli po k azy w a­

n ie tego - u p ie ra m się p rzy tej form ule - j a k te w szy stk ie n a rz ę d z ia „robią”

to, c o „m ów ią”? N ie ufać więc in te rp re ta c jo m i p y tać p rzy k ażd y m kolejnym p rzejściu, czy m am y do czy n ien ia raczej z m ediacją, k tó ra zaw sze i z koniecz­

ności w y tw arza, p rz e k ła d a , zm ien ia i m odyfikuje, czy też tylko z m ery to ry cz­

n ie nic n iew noszącym p ośrednictw em , bo p o śred n ik , ja k listonosz, nic nie

29 Zob. K. A b risz e w sk i, dz. cyt.

30 „P ro b lem em s ą w ta k im ra z ie cu d ze poglądy, to te ż id ąc tro p e m p o p rz e d n ic h dw óch p odrozdziałów , m o ż n a p o sta w ić n a s tę p u ją c e p y ta n ie : j a k » pakujem y« (cudze) p o g lą d y w sło­

w a? A lbo b a rd z ie j sk ró to w o : j a k » p akujem y« (cudze) sło w a w słow a? B rz m i to aż n ie w ia ry ­ g o d n ie, b o w iem , zg o d n ie z n a w y k a m i, ra cz e j rz ec zy p a k u je m y w słow a, n a to m ia s t sa m e sło w a p o w ta rz a m y b ą d ź te ż in te rp re tu je m y . J e d n a k o d ro b in a u w a g i pośw ięconej filozofowi p rz y p ra c y k o m p lik u je te n p ro s ty o b ra z e k ” (ta m że , s. 47).

31 T am że, s. 46.

(14)

w nosi do tego, co p rz e k a z u je . P y ta ć p rz y k a ż d y m ko lejn ym k ro k u , ja k i w c z y ta n iu staw iam y, ja k b u d u jem y swoje reflek sje lu b teksty. To pozwoli n a m d okładnie zobaczyć, co (z)robiliśmy.

T rzeba p rzy g ląd ać się i bacznie obserw ow ać, co tracim y, a w k ażd ym r a z ie być u c z u lo n y m n a s y g n a ły z a ró w n o z y sk u (o k tó ry n a m chodzi w w y ja śn ia n iu i tłu m a cze n iu ), ja k i s tr a ty (o któ rej pew nie ch ę tn e zap o m n ie­

libyśm y). T aki ra c h u n e k trz e b a m ieć zaw sze n a u w adze i stosow nie do niego m odyfikow ać swoje badaw cze zachow anie: iść w k tó rą ś stro n ę lu b zaw rócić p rzy s tra ta c h zdecydow anie p rzew yższających zyski. P rzy p o m n ijm y tu dw a w ażne zalecenia. A briszew ski mówi:

Z tego wzięły się dyrektywy badawcze, by „wkopywać się” w głąb pojęć oraz by od czasu do czasu kontrastować je z innymi ich użyciami bądź pojęciami”32.

A Miłosz dodaje: „Wiedzieć i móc przekazać - to dwie różne rzeczy, bo istnieje próg uwagi u czytelnika, za którym mowa traci skuteczność33.

P rz e strz e g a m , siebie ta k ż e , p rz ed lekcew ażen iem uw idocznionej w tych w ypow iedziach ostrożności.

P oniew aż o p iera m swój m odel n a - w zorow anym n a L ato u rz e - „rozpa­

kow y w aniu” ła ń c u c h a więzów, połączeń i przepływ ów (tu k ryje się to „nie w ierzyć in te rp re ta c jo m ”) w m iejscach A i B, być m oże docelowo łań cu c h a u to r - te k s t - czytanie należało b y opisać w ciągu n astę p u ją c y c h p rz e k sz ta łc e ń 34:

32 T am że, s. 12.

33 Cz. M iłosz, dz. cyt., s. 288.

34 D ia g ra m w łasn y .

(15)

W pierw szym w y p a d k u (poziom A1 / B1) m am y do czy n ien ia z m odelow ą sy tu a c ją , w k tó rej je d y n y m p o śre d n ik ie m / m e d ia to re m m ięd zy a u to re m a czy teln ik iem je s t te k s t i w żadnej sy tu acji nie dochodzi do „zetkn ięcia się”

ich obu. F u n k c jo n u ją w św ia ta c h osobnych. „Łączą się” jed y n ie poprzez tek st.

W w y p a d k u d ru g im (poziom A2 / B2) uw zg lęd n iam y co n ajm niej dw a procesy (w cześniej najczęściej pom ijane), a m ianow icie różne form y u ja w n ia ­ n ia się / obecności a u to ra w tek ście (casus Zieniew icza, A2) i u w z g lę d n ia n ia ich w le k tu rz e (B2). W koń cu Zieniew icz ja k o p o stu lo w an y przez L a to u ra w nikliw y czytelnik, aktor, m e d ia to r w łaśn ie to zrobił.

Ale poniew aż o perujem y je d n y m ciągiem (a u to r - te k s t - czytanie) i jego p rz ek ształce n iam i, to fin aln ie „ściągam y” te p rz e k sz ta łc e n ia do p ostaci w y­

k re s u trzeciego (poziom A3 / B3), gdzie suponujem y, że a u to r n ie tylko „wy­

s tę p u je ” w sw oich te k s ta c h , lecz ta k ż e w daleko id ący sposób, choć nie w sposób o statec zn y i jedyny, decyduje o tym , co robi czytelnik. A u to r w pły­

w a / m oże w pływ ać znacząco n a s tra te g ie czyteln icze (A3), a cz y te ln ik z kolei, skoro a u to r ta k blisko doń podszedł, a n e k tu je go jak o R ealnego do swego c z y ta n ia (B3) i w pływ a / m oże w pływ ać n a po czy n an ia a u to ra i jego au to re flek sję.

T a k ą m ożliwość doskonale pokazuje Zieniew icz, pisząc:

W tym modelu obecności autorzy nie tyle posiadają biografię, ile dorabiają się środowiskowych wizerunków. Inaczej mówiąc: stają się nosicielami tożsamości uzgadnianej, niejako negocjowanej z kręgiem „swoich” czytelników. [...] Nie rozstrzygniemy w tym miejscu, na ile tekst i biografia konstruują się wzajem­

nie, na ile silnie publiczność egzekwuje utwór jako autorskie performance [...]35 i u z u p e łn ia sw ą w ypow iedź (w p rzypisie 55) o ja k ż e w ym ow ną jej ekspli- kację:

Poszerzenie jej [relacji autor - tekst - A.W.] o udział czytelników w akcie kreacyjnym, będące wyrazem zmienionego rozumienia utworu w jego nie-całości, w charakterze zdarzeniowym, w którym uczestniczą zarówno dawca tekstu jak publiczność, zmienia zagadnienie organizowania recepcji siebie-autora przez pi­

sarza; przestaje ono być kwestią „życia literackiego”, wkracza w zakres projekto­

wania sytuacji komunikacyjnych utworu: „Pisarz i dzieło są czymś mieniącym się i nieuchwytnym - powiada Gombrowicz - dopiero czytelnik utrw ala je w jakim ś określonym i naczelnym sensie. Przystępując do budowy mojego kośla­

wego transatlantyku nie miałem pojęcia, że pożegluję na nim ku ojczystym brzegom jako buntownik i korsarz. I gdyby moich bełkotliwych bluźnierstw, półsennych prawie nie wyciągnięto i nie zaczęto nimi potrząsać, one nie stałyby się moją flagą i ja nie odkryłbym, że mój statek to wojenna fregata, której zadaniem bój o nową polskość”36.

35 A. Z ieniew icz, dz. cyt., s. 5 9 -6 0 . 36 T am że, s. 60.

(16)

A3 i B3 za chodzą n a siebie, niejako w c h ła n ia ją się, ale n ie m u s z ą się pokryw ać, być identyczne (stą d ta k , a n ie inaczej z a m a rk o w a n y ich zakres).

C elem mojego m odelu j e s t p rześled zen ie tego (L a to u r powie „rozpakow y­

w a n ie”), ja k w y tw a rz a ją się przepływ y, w iąz an ia, relacje:

a) m iędzy a u to re m a te k ste m i czytelnikiem , b) m iędzy czy teln ik iem a te k ste m i au to rem , c) m iędzy te k s te m a a u to re m i czytelnikiem .

D opiero ta k ie „rozpakow anie” stan o w isk , przyw oływ anych m .in. przez E ra z m ę K uźm ę, j e s t tym , co p o m ag a zrozum ieć isto tę problem u. Podajm y p ro sty przykład. G dy K u ź m a p rz y ta c z a - opisu jąc losy k ateg o rii „czytelnika”

- stanow isko k om unikacjon istów i przyw ołuje słow a Lalew icza, że „utw ór sta je się tym , czym sta je się w le k tu rz e , i m ów i to, co w n im z n a la z ła d a n a publiczność”37, to m y pytam y: to co w n im z n a la z ła i ja k to zrobiła? N a p rz y k ła d „chłopskość” u M yśliw skiego? W o jen n ą fre g a tę nowej polskości w le k tu rz e G om brow icza? T akie p o zo stan ą zaw sze w e zw an ia do k o n k re tn y c h odpowiedzi.

W w y p a d k u trzeciej sekw encji (poziom A3 / B3), w k tó rej c e n tra ln e m iejsce p rzy p isu ję tek sto w i, w p row adzam kolejne, trzecie ju ż i o s ta tn ie z a r a ­ zem pojęcie - pojęcie w e w n ę t r z n e j p r z e s t r z e ń i n t e r p r e t a c y j n e j d z i e ł a s z t u k i ( t e k s tu ) . Tu z b ra k u m iejsca pow iem tylko, że m a m n a m yśli d y n a ­ m ik ę w y n ik a ją c ą z daleko posu n iętej sam odzielności, w której dzieło sztu k i w yw alcza sobie p ew ien rodzaj czy sto p ień auto n o m ii, słowem , wchodzi do gry jak o trz e c ia - obok a u to ra i cz y te ln ik a - aktyw ność. Do sygnałów tej sam o ­

dzielności czy au to n o m ii n a le ż ą w ypow iedzi autorów , k tó rzy w sk a z u ją n a sytuację, gdy dzieło im się w ym yka, gdy zm u szen i s ą za n im podążać. M ichał Anioł w spom inał, że rzeźbiąc, jed y n ie odłup uje zbędne fra g m e n ty bry ły k a ­ m ien ia, a Tom asz M a n n we w stępie do C zaro dziejskiej góry pisze w prost:

Nie inaczej miała się sprawa z „Czarodziejską górą” i należy chyba przyjąć, iż w takich wypadkach chodzi o konieczne i twórcze oszukiwanie samego siebie.

Gdyby pisarz od razu uświadomił sobie wszystkie trudności związane z dziełem, i poznał jego sam oistną wolę, nieraz bardzo odbiegającą od woli autora, opadły­

by mu z pewnością ręce i nie starczyłoby odwagi do podjęcia pracy”38.

O w a s a m o istn a w ola w w y p a d k u pojęcia w e w n ę t r z n e j p r z e s t r z e n i i n t e r p r e t a c y j n e j d z i e ł a s z t u k i w skazuje n a isto tn y d y n am izm te k s tu .

Także M yśliw ski, opisując w łaśn ie p ra cę te k s tu , jego aktorów , mówi:

To wynika ze stosunku bohatera Traktatu... do własnych doświadczeń. Nie ma dla niego rzeczy nieważnych. I każdy szczegół zmusza go do zastanowienia się.

Tak uzyskuje świadomość swojego życia. A taka świadomość jest najwyższym stanem świadomości, jak ą człowiek może osiągnąć. To jest nieodzowne, żeby

37 E. K u ź m a, dz. c y t. s. 539.

38 C yt. z a M. G o ła sz ew s k a , K im j e s t a rty sta ? , W a rs z a w a 1986, s. 100.

(17)

bohater literacki stał się wiarygodny i żeby książka była autentyczna. No tak, tylko, że to zależy od tego, czy autor jest skłonny przyznać się przed samym sobą do rozmaitych rzeczy, czy jest w stan ie u w iarygodnić się przed b oha­

terem , którego tworzy. B ohater k siążk i je st najsurow szym spraw dzianem dla au tora. Dlatego często mówię, że gdybym nie pisał książek, to nie wiedział­

bym o sobie wielu rzeczy39.

G ąsiorow ski dodaje:

Tak czy owak zdaję sobie sprawę, że wkraczam na tereny zakazane. Nie można być mądrzejszym od samego siebie, choćby nawet korzystało się ze swoich wier­

szy, które zazwyczaj jedn ak w ied zą w ięcej niż my sam i40.

A za te m ktoś / coś / te k s t wie więcej (G ąsiorow ski), je s t „najsurow szym sp raw d zian em d la a u to ra ” (M yśliwski). P rzypom nijm y przyw ołany ju ż frag ­ m e n t z piosenki, że „to nie ludzie słowa, ale słow a ludzi n io są”, by nie lekcew a­

żyć tej k o n trin tu ic ji, podpow iadającej autonom ię i sam odzielność tek stu . R ów nież E d w a rd B alcerzan , w spom inając sw oją przygodę z P rzybosiem , pisze:

Aż naraz, tuż przed egzaminem pisemnym, przed aulą, zobaczyłem u któregoś z kandydatów tom szkiców Przybosia Czytając Mickiewicza. Nareszcie coś bli­

skiego! Ja k gdyby w ostatniej sekundzie dano mi znak, że nie przegram. Poczu­

łem się pewniej: odzyskiwałem język. Dla nich, dla rówieśników, Przyboś to tylko książka, myślałem, a dla mnie: mój pamiętnik, mój Święty Aleksy, moja Łacinniczka, moje miasto, a w nim - Przyboś41.

R óżnica m iędzy so b ą a ró w ieśn ik am i, n a k tó rą w sk azu je B alcerzan , b y ­ łab y ró ż n ic ą m iędzy w e w n ętrzn y m i p rz e s trz e n ia m i in te rp re ta c y jn y m i, w sk a ­ zu jąc ą n a różne „zestaw y sy n a p s” zaw iązan y ch w jed n y m i d ru g im odbiorze / / cz y ta n iu Przybosia.

Ś ledzenie, ja k w szyscy pojaw iający się a k to rz y (au tor, te k s t, czytelnik, m ed iato rzy) ro b ią to, co m ów ią je s t p ra c ą d y nam iczn ą, b a z u ją c ą n a ciągłym n aw ią zy w a n iu relacji, o b serw u jącą p rz e k sz ta łc e n ia , w k tó ry ch „p rzy rząd za­

n iu ” u czestniczą, p ra c ą p o siłk u ją cą się w prow adzonym i w ty m tekście n a rz ę ­ dziam i ( s y n a p s ą l i t e r a c k ą , w i e r s z e m j a k o j e d n o s t k ą r o z r a c h u n k o w ą

w r o z m o w i e p o e t y z e ś w i a t e m i w e w n ę t r z n ą p r z e s t r z e n i ą i n t e r p r e t a ­ c y j n ą d z i e ł a s z t u k i ) , ale n iep rz y w iązu ją cą się do nich, bo n a m ię tn ie u ży ­ w a ją c ą w szelk ich m ożliw ych a k ta n tó w (k siąż ek , opisów, rozmów, śladów ulotnych, postaw , zd a rz e ń itd.), je s t n a jw a ż n ie jsz ą w sk azó w k ą sugerow anego m odelu.

39 W. M y śliw sk i, K sią ż k ę m o ż n a p is a ć bez ko ń ca , s. 19.

40 K. G ąsio ro w sk i, W a rsza w a ja k o k o sm o s w e w n ę tr z n y , s. 8.

41 E. B a lc e rz a n , Z u c h w a ls tw a sa m o św ia d o m o śc i, L u b lin 2 005, s. 51.

(18)

Z ate m m odel p ra cy n a d te k ste m , k tó ry t u p o stu lu ję, m odel jego czytania, polegałby n a tym , żeby - p a trz ą c n a łańcuch a u to r - te k s t - czytanie - szukać tego, co się dzieje w „m iejscu” A i B, używ ając do tego w szelkich n arzęd zi, k tó ry ch użycie p rzynosi lepsze, bo bard ziej p rzek o n u jące opisy i w yjaśnien ia, choć to często o kazuje się dopiero w tra k c ie pracy, a n a w e t jeszcze później, bo w ów czas dopiero zaczy n a się p ra w d ziw a p ró b a sił i mocy nowej synapsy, w ów czas zaczyna się jej h isto ria , h is to ria jej w zm ocnienia, p rzejęcia uw agi, ja k u M iłosza przejście od „książkow ości” i „szkolarskości” k u czem uś w ła­

sn e m u i b olesnem u, lu b jej z a n ik u , gdy n a w ią z a n a relacja, gdy p o w sta ła s y n a p s a l i t e r a c k a okazuje się zbyt słab a, by p rz e trw a ć i w ybić się n a niepodległość, ja k choćby m oje poglądy n a „nie-chłopskość” prozy W iesław a M yśliw skiego. To t u w łaśn ie m ów im y o stabilno ści, m ocy sy n ap sy lu b jej b ra k u . J e ś li nie u trw a liło się p rz ek o n an ie, że d o m in u ją cą k w e stią u M yśliw ­ skiego nie j e s t „chłopskość” tej lite ra tu ry , to p rz ek o n an ie to zostaje tylko m oim p rz ek o n an iem , choć m a m w nim , zdaw ać by się mogło, b ardzo m ocne­

go poplecznika, bo sam ego W iesław a M yśliw skiego.

D o sk o n ałą eksp lik ację tego, o czym m ówię w w y p a d k u M yśliw skiego, znajd u jem y u Szkłowskiego:

W tym czasie odrestaurowano freski monasteru Sw. Feraponta, spod zdrapanej farby ukazały się kontury figur o dziwnych ruchach, podobne do włókien drze­

wa, kiedy się rozłupuje pień. Natężone, ściśnięte, splątane freski m onasteru Sw.

Feraponta wzbudzały lęk - n ie u w ierzono w n ie . Uznano, że restaurator oszukuje archeologów. Freski zasłonięto, zamalowano. Wasilij Czekrygin znał te freski i wierzył nieznanemu, unicestwionemu artyście42.

W obu w ypadkach mówię o s ł a b e j s y n a p s i e . S y n a p s a bez zgrom adzo­

nych zwolenników, którzy „ tra n sp o rtu ją ” - m ówiąc językiem L a to u ra - jej treść dalej, p rz ek az u ją ją , u trw a la ją c ty m sam ym , pozostaje s y n a p s ą s ła b ą F .

P rzy k ład e m odw rotnym , tj. p rz y k ła d em ew identn ego w zm ocnienia, je s t - ja k m n iem am - coraz m ocniej u stab iliz o w an e p rz ek o n an ie o sile i w adze re la c jo n iz m u , k tó ry p rz ez w iek i był w c ie n iu ry w a liz a c ji o b iek ty w izm u z su biektyw izm em . W łaściw ie p ozostaw ał słabo d o strzeg an y m p rz e g ra n y m ryw alizacji ta m ty c h dwóch w ielkich postaw . G dzie dwóch się biło, ta m trzeci

42 W. S zk ło w sk i, O M a ja k o w s k im , p rz e ł. K. P o k o rs k a , W a rs z a w a 1960, s. 28.

43 M odelow ym p rz y k ła d e m , k tó r y p o z w a la p rz e śle d z ić n ie m a l la b o ra to ry jn ie sposób b a ­ d a n ia p o d e jm o w a n y p rz e z L a to u ra , j e s t d o s k o n a ła pod ty m w z g lęd e m k s ią ż k a D o m in ik a L ew iń s k ie g o S tr u k tu r a lis ty c z n a w y o b r a ź n ia m e ta te o re ty c zn a . O p ro cesa ch p a r a d y g m a ty z a - cji w p o ls k ie j n a u c e o lite r a tu r z e p o 1958 (K ra k ó w 2004). W n a jm n ie js z y m n a w e t sto p n iu n ie łączę L ew iń sk ie g o z A N T B r u n o n a L a to u ra , bo n ie d a je on p o d s ta w do s z u k a n ia ja k ic h ­ k o lw ie k p e rs o n a ln y c h a filiac ji, chcę ty lk o p ow iedzieć, że L e w iń s k i p o k a z u je w y ra ź n ie , j a k z a w ią z u ją się (lu b n ie z a w ią z u ją ) re la c je , k tó r e s ą p o d s ta w ą L a to u ro w s k ie j k o n cep c ji a k to - ra -s ie c i i ro b i to n a b liż sz y m n a m g ru n c ie lite r a tu r o z n a w s tw a . M ożem y po p r o s tu p rz y jrz eć się p oznaw czej p ra c y L ew iń sk ie g o d o k ła d n ie ta k , j a k L a to u r p rz y g lą d a się p ra c y P a s te u r a czy b a d a c z y p u sz c z y a m a z o ń s k ie j (zob. B. L a to u r, N a d z ie ja P a n d o ry , p rz e ł. K. A b riszew sk i, T o ru ń 2013).

(19)

wcale nie korzystał. Ale to ju ż h isto ria (znow u w arto wrócić do m o tta z Deleu- ze’a), a n a w e t p re h isto ria , skoro E w a B ińczyk w swej k siążce44, om aw iając po kolei R o rty ’ego, M itte re ra , W ittg e n ste in a , F is h a i L a to u ra , pisze: „Relacjo- n izm je s t rów nież stan o w isk iem zajm ow anym , obok obiek tyw izm u i su b ie k ­ tyw izm u, w estety ce (zob. P aw łow sk i 1984, Wołosewicz 1989)”45, sp la ta ją c n a s t u wyżej w ym ienionych w dość m ocne ju ż ty m ra z e m w iązan ie. Tym ra z e m odnosi się do poprzedniego w ią z a n ia dotyczącego „nie-chłopskości”

M yśliw skiego, k tó re czek a n a e w e n tu a ln e w zm ocnienie, do czego zachęcam . Oczywiście relacjonistów w estety ce filozoficznej znajdzie się więcej, choć w cale nie ta k znów w ielu46.

T ak w łaśn ie p o w sta ją stab iliz u jące w zm ocnienia z p o cz ątk u zaw sze s ła ­ bych relacji / połączeń: poza filozofam i / e ste ty k a m i m ożliwości relacjo n izm u d o strz e g a ją filozofowie w cale n iep asjo n u jący się e s te ty k ą ja k W ittg en stein , M itte rer, potem lite ra tu ro z n a w c y ja k F ish , socjologowie ja k L a to u r (chociaż coraz tru d n ie j przypisyw ać n a z w isk a do o kreślo ny ch dziedzin, bo zaczynam y p o ru sz ać się w poprzek history czn y ch kolein). T eraz zaś A briszew ski a p lik u ­ jący L a to u ra n a g ru n t filozofii, a j a n a lite rac k i. I ju ż n ie czuję się ta k sam o tn ie ja k o re la cjo n ista , ja k sam o tn ie jeszcze czuję się ja k o głoszący, że M yśliw sk iem u nie o chłopskość szło przed e w szystkim .

D ru g i cel m odelu, to pokazyw ać, co się dzieje w ciągu p rz e k sz ta łc e ń A-A1-A2-A3 i B-B1-B2-B3, uw zg lęd n iając - do tego w łaśn ie potrzebow ałem pierw szej części poświęconej rozw ażaniom o ję z y k u - że te k s t n ieu ch ro n n ie

„w yryw a się” w c z y ta n iu z płask iej (niczym tró jk ą t O g d en a / R ich ard sa) pow ierzchni n a jp ie rw k u d ziała n iu , a docelowo (czego często nie widzimy, ja k ry b a nie zd ająca sobie spraw y, że je s t w wodzie) k u ow em u n ie p rz e k ra c z a l­

n e m u u n iw e rsu m opisów (M ittere r) czy dom owi b ycia (H eidegger).

U s iln a i drobiazgow a a n a liz a tego, ja k „robim y” to, co „m ówim y”, pozw a­

la, p rzy s k ru p u la tn o śc i i pieczołowitości, śledzić w b a d a n ia c h lite ra tu ry n a ­ t u r a l n ą przecież d la ty ch b a d a ń sytuację, że czy tan ie i jego pochodne: a n a li­

za, in te rp re ta c ja itd. s ą nie tylko ROZW IĄZANIEM , ale i PR O B LEM EM , poniew aż n ie u s ta n n ie b io rą u d ział w p rz y rz ą d z a n iu m ik s tu ry kolejnego te k ­ stu . N owy te k s t o in n y ch te k sta c h , ja k w olałbym nazy w ać in te rp re ta c ję , je s t szaro g ęszen iem się po ty ch in n y ch te k sta c h , a - idąc tro p em Z ieniew icza - ja k by to p a ra d o k sa ln ie n ie zabrzm iało , ta k ż e sza ro g ęszen iem się „po a u to ra c h ”, więc n a p ra w d ę trz e b a t u t a k tu i d elikatno ści, bo ja k i je s t sen s i u z a sa d n ie n ie u k ieru n k o w an eg o n a lite ra tu rę w ysiłku? U żyw ając term in o lo ­ gii etnologicznej, chodzi o b a d a n ia terenow e: kiedy my, czytelnicy, wchodzim y

44 Zob. E. B iń czy k , O b ra z, k tó r y n a s zn ie w a la . W spółczesne u jęcia ję z y k a w obec esencja- liz m u i p ro b le m u referen cji, K ra k ó w 2007.

45 T am że, s. 59.

46 B iń cz y k od w o łu je się do m ojego t e k s t u o w y m o w n y m - w ś w ie tle teg o , o co tu c h o d zi - ty tu le S p ó r o spór, czy li k ło p o ty z re la c jo n izm e m w estetyce, „ S tu d ia F ilo zo ficzn e ” 1989, n r 9, s. 8 5 -9 5 .

(20)

n a te re n lite ra tu ry , nie o dnajd u jem y ta m „przedm iotów ” teo rii, k tó ry ch n a s uczono n a kolejnych szczeblach edu k acji i k tó ry m i p rzep ełn io ne je s t lite r a tu ­ roznaw stw o, lecz raczej znajd u jem y się w żywiole rozm ow y i słu ch an ia.

W k w e stii „ p isan ia” (lite ra tu ry ) n ajw ażn iejsze j e s t to, że j e s t ono d z ia ła ­ niem . Ś ledzenie w szystkiego, co s k ła d a się n a to d ziała n ie i co dzieje się w jego tra k c ie , zdaje się stokroć w ażniejsze niż cokolw iek innego z lite ra tu ro ­ zn a w stw e m n a czele, a p rz y n a jm n ie j ciek aw sze. Bo lite r a tu r ę cz y ta się i pisze o niej d la niej sam ej, a n ie po to, by poznać jak iek o lw iek koncepcje, ty m b ard ziej że owe koncepcje najczęściej b y w a ją złudne. Raczej je s t ta k , ja k m ów i G ąsiorow ski, w yjaśniając, dlaczego p raw d ziw e o dczytanie w ie rsz a nie je s t s p ra w ą p ro stą: „Nie j e s t s p ra w ą ła tw ą , albow iem ża d en sposób sp ra w ­ d ze n ia poezji poza n a s z ą w rażliw ością i od w ag ą n ie is tn ie je ”47. Rzecz dotyczy nie tylko poezji, ja k chce in n y p o e ta A ndrzej S zm id t w w ierszu Ta strun a:

nie wiem nikt nie wie

kiedy się pisze dobry kiedy zły wiersz to jest nie do określenia ale zawsze kiedy piszę prowadzi mnie ta struna której nie wolno

mi zaprzeczyć o której wie

każdy prawdziwy poeta co nie kłamie

rzecz dotyczy nie tylko poezji.

D o k ład n a i p recyzyjna p ra c a n a d m ożliw ą - ja k tw ierd zę - asy m ilacją koncepcji ak to ra -sieci (ANT) B ru n o n a L a to u ra do b a d a ń lite ra c k ic h je s t je s z ­ cze p rz ed n am i. D opiero w yznaczam y tro p y z n ad zieją, że z n a jd ą się tacy, k tó rzy n im i podążą. W arto przyw ołać t u słow a M yśliw skiego, k tó ry n a py­

ta n ie M a rk a R adziw ona o to, czy to czasem re a listy c z n e w łaśn ie opisy z d a ­ rz e ń i przedm iotów p o zw alają m u zbudow ać przypow ieść m etafizyczn ą, od­

pow iada:

Tak zawsze dzieje się w literaturze. Nawet nie zdajemy sobie sprawy, jakie światy można zbudować z najbardziej trywialnych drobiazgów, bo to właśnie w nich kryje się potencjał metafizyczny - w gestach, w zdarzeniach, w przedmio­

tach. W naszych relacjach z tym, co nas otacza, co przynosi nam życie każdego dnia, to najbardziej szare życie. Staram się posługiwać tylko takim i konkretami.

Czasem pochodzą one z najniższego piętra istnienia. Nic bowiem w nas ani wokół nas nie jest jednoznaczne - żaden przedmiot, gest, zachowanie. Dlatego

47 K. G ą sio ro w sk i, Ź r ó d ła p o e zji, w: Z a p ro g ie m w yb o ru , re d . J . L es zin -K o p e rsk i, W ar­

s z a w a 1969, s. 21.

(21)

słowo, którym opisujemy świat, również nie może być jednoznaczne, choćby dotyczyło najbardziej zwyczajnych, wręcz domowych rzeczy. I zdanie nie może być jednoznaczne i książka jednoznaczna48.

K iedy słyszę te słow a, to - m am w ra żen ie - ja k b y m słyszał L ato u ra . D latego d o strzeg am możliwości o d n iesien ia jego koncepcji do lite ra tu ry . T u­

ta j pozw oliłem sobie jed y n ie n a, choć dość k o n k re tn e , to je d n a k w yłącznie w stęp n e sugestie.

B ib lio g ra fia

Źródła

Abriszewski K., Poznanie, zbiorowość, polityka. Analiza teorii aktora-sieci Bruno La­

toura, Kraków 2012.

Arystoteles, Dzieła wszystkie, t. 1: Kategorie; Hermeneutyka; Analityki pierwsze;

Analityki wtóre; Topiki; O dowodach sofistycznych, przeł., wstęp i koment. oprac.

K. Leśniak, Warszawa 1990.

Gąsiorowski K., Powrót Atlantów, Warszawa 1992.

Gąsiorowski K., Warszawa jako kosmos wewnętrzny, Warszawa 1997.

Myśliwski W., Książkę można pisać bez końca, rozm. przepr. M. Radziwon, „Gazeta Wyborcza” 05 X 2007, nr 233.

Myśliwski W., Niech się język gotuje: „rozmowa na żywo” w klubie „Goście Gazety”, rozm. przepr. K. Janowska, P. Mucharski. „Gazeta Wyborcza” 10-11 XI 2007, nr 263.

Ratoń K., Poezje, Warszawa 2002.

O pracow ania

Balcerzan E., Zuchwalstwa samoświadomości, Lublin 2005.

Bińczyk E., Obraz, który nas zniewala. Współczesne ujęcia języka wobec esencjalizmu i problemu referencji, Kraków 2007.

Boczkowska M., W centrum literatury, na marginesie życia. O twórczości Kazimierza Ratonia, Katowice 2011.

Elzenberg H., Wartości i człowiek. Rozprawy z humanistyki i filozofii, Toruń 1966 Fish S., Interpretacja, retoryka, polityka, przeł. A. Szahaj, Kraków 2002.

Gołaszewska M., Kim jest artysta?, Warszawa 1986.

Heidegger M., Budować, mieszkać, myśleć, przeł. K. Michalski, Warszawa 1970.

Kuźma E., Autor - dzieło - czytelnik we współczesnej refleksji teoretycznoliterackiej, w: Wiedza o literaturze i edukacja. Księga referatów Zjazdu Polonistów Warszawa 1995, red. T. Michałowska, Z. Goliński, Z. Jarosiński, Warszawa 1996

Lewiński D. Strukturalistyczna wyobraźnia metateoretyczna. O procesach parady- gamtyzacji w polskiej nauce o literaturze po 1958, Kraków 2004.

Marx J., Legendarni i tragiczni, Warszawa 1993.

Miłosz Cz., Księga Hioba. Słowo wstępne tłumacza, „Literatura na Swiecie” 1981, nr 6.

M itterer J. , Tamta strona filozofii, przeł. M. Łukasiewicz, Warszawa 1996.

„Poezja” 1984, nr 1.

48 W. M y śliw sk i, K sią ż k ę m o ż n a p is a ć bez ko ń ca , s. 18.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Skądinąd, między innymi z tego właśnie powodu teoria psychoterapii nie może powstać ani na gruncie filozofii, ani psychologii (co oczywiście nie oznacza, że twórcami

 gdy nie uda się dopasować wartości zmiennej (lub obliczonego wyrażenia) do żadnej wartości występującej po słowie case, wykonywane są instrukcje

(0-6) Na podstawie podanego zdarzenia rozpoznaj bohatera (imię, tytuł utworu, autor) oraz napisz, czego dzięki tej przygodzie dowiedział się o sobie. nazwa zdarzenia /.. przygoda

Zapoczątkowana wejściem w życie w czerwcu 2009 roku Ustawy o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pa- cjenta 1 (dalej: ustawa o prawach pacjenta) reorganizacja zasad

Wykorzystaj wskazówki, które masz powyżej a istnieje szansa (ale tylko gdy naprawdę się do tego przyłożysz), że stworzysz bardzo wartościowy Newsletter, który na

Możesz umieścić dowolną liczbę łańcuchów formatowania w instrukcji print, a następnie krotkę zmiennych, które chcesz wydrukować.. Pamiętaj, że krotka jest jak

Zachwiała się więc na nóżkach, które wydawały się zbyt sztywne, by kiedy- kolwiek mogła się naturalnie poruszać.. Nie wiem, czy powinnam się cieszyć z tego, że nowo

dziaiy pieniężne dla obywateli brytyj- 3) Drastyczne obcięcie importu luksu- skich, wyjeżdżających zagranicę, będą sowago z krajów o mocnej walucie. Również