• Nie Znaleziono Wyników

Współczesna młodzież polska : odczyt

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Współczesna młodzież polska : odczyt"

Copied!
42
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

^ L C c

(4)
(5)

Staraniem Młodzieży Polskiej.

I

WSPÓŁCZESNA

MŁODZIEŻ POLSKA

Odczyt.

K R A K Ó W.

N a k ła d e m i d r u k ie m D r u k a r n i N a ro d o w e j F . K. P o b u d k ie w ic z a .

1897.

(6)
(7)

Staraniem Młodzieży Polskiej.

I

Współczesna młodzież polska

Odczyt.

fi W *

K R A K Ó W .

N akładem i czcionkami D rukarni Narodowej F. K. Pobudkiew icza.

1897.

(8)

' / - i

(9)

Od w yd a w có w .

Odłam młodzieży polskiej, dążący do wytworzenia ru ­ chu umysłowego i etycznego między młodzieżą polską wszel­

kich kierunków i zapatryw ań, otwiera niniejszą pracą sze­

reg publikacyi, które z jego łona wyjść mają.

Zależy tu przedewszystkiem na wywołaniu dyskusyi nad sprawami, poruszonemi przez autorów, jakoteż o danie przez młodzież sobie samej m ateryału do badań nad swemi dążeniam i i celami. Za najbardziej dodatni rezultat uważać będziemy, jeżeli oddzielne jednostki wśród młodzieży pol­

skiej przeprowadzą nad sobą głęboką krytykę, do której znaleść winny odpowiednią pobudkę w pracach, wydanych

„Staraniem Młodzieży Polskiej".

A utor leżącego przed czytelnikami odczytu z konieczno­

ści m usiał pracę swą zamknąć w szczupłych ram ach obrazu rzeczywistości, nie wyczerpując tem atu w całym jego za­

kresie. Zarówno wszakże autor, jak i wydawcy bedą uwa­

żali cel swój za dopięty, gdy praca ta posłuży innym za punkt

wyjścia do badań głębszych nad szczegółami lub całością

sprawy.

(10)
(11)

rzeciętne społeczeństw o inożnaby porów nać do sw obodnie ro­

snącego lasu. Obok pow ażn3rch latarni, koroną strzelających w górę olbrzym ów, lub zm urszałych pow alonych pniów, w i­

dzim y młode drzew a różnolatki, jedne wciśnięte w g ąszcz drzew starych, nie m ogące się rozw inąć bujnie i sam odzielnie — inne, w yrosłe na polanach, karm ione obficie słońcem — i burzami.

W z ro st tych drzew zależnym jest od w arunków gleby, ilości św iatła, ciepła i wilgoci, w reszcie od tow arzyskiego położenia w śród innych, oraz danych wr sam em ju ż ziarnie popędów i sił.

I podobnie, ja k sosny karłow ate rodzą karły, ja k robaki, żrące pnie stare, przechodzą na młode — m y młodzi jesteśm y rów nież owocem w arunków naszeg o otoczenia, tudzież sił, danych nam w potencyi przez generacyę starszą.

Poznać te pierw sze - - zn aczy poznać w arunki polityczne, ekonom iczne i um ysłow e, czyli kulturę bieżącą kraju, poznać drugie — znaczy uśw iadom ić sobie treść pokoleń ubiegłych, ich strony indyw idualne i typow e.

Pomyślm y, że zaledw ie sześć llib siedem pokoleń oddziela n as od tych czasów', gdy Polska stała nierządem , była karczm ą dla sąsiadów , a pijaństw o i ro zpu sta za S asó w stały się przy sło­

w iow e; pom yślmy, że nasi pradziadow ie przeszli z Napoleonem Europę, ich synow ie przebyli rewolucj^ę 31, nasi ojcowie po w ­ stanie 63 roku — a stanie nam się oczyw istem , ja k dalece my jesteśm y w ytw orem ubiegłych czasów , jak zrozum ienie nas p o ­ trzebuje zrozum ienia przeszłości.

Ale je st to pole tak wielkie, tak zasypane gruzam i zw alonych

św iątyń, szczątkam i połam anej broni i pocięte szlakam i bielejących

się kości, które w iodą aż n a Sachalin i brzegi Leny, że, aby się

nie rozproszyć i nie zgubić w rozpam iętyw aniach, podobnych do

(12)

— 6 —

wielkopiątkowych, w eźm y ze społeczeństw a m inionego jeden drobny ułomek, który z natu ry swej je st nam najbliższy i, zapom niaw szy,

»że je st w ieku przedział«, spójrzm y, jak żyją i co robią, jak m yślą i co kochają nasi w ileńscy koledzy.

*

* *

Zabiegam i C zartoryskiego i C zackiego pow stał w roku 1803 uniw ersytet w Wilnie. Był to fakt dla rozw oju polskości i nauki polskiej niesłychanie w ażny. »Nigdy, ani przedtem , ani potem nie było w Polsce tak znakom itego zbioru sił uniw ersyteckich, jak w ow ych czasach w W ilnie — pow iada prof. T retiak *). — Składali się na to i obcy uczeni, jak F rank, B ojanus, Grodek i swoi, jak Śniadeccy, Jundziłł, Lelewel, Borowski i inni. T en zbiór łudzi św ia­

tłych i uczonych, niezależnych stanow iskiem , o silnie u g ru n to w a­

nych przekonaniach, otoczony był w koło staroszlacbecką sferą ze wszystkiem i jej patryarchalnem i cnotam i, jednocześnie ze w szy st- kiemi nieszczęsnem i ułomnościami, z całym obskurantyzm em po dw óch ostatnich w iekach odziedziczonym . Życie nad stan, g ra w karty, pijaństw o, próżniactw o i nieoględność, w szystk o to wiodło szybkim krokiem fortuny m ożniejszych do u p a d k u : exdyw izye były n a porząku dziennym. F ran cu zczy zn a i tytułom ania panow ały w bogatszych domach. Pieniactw o było pow szechnem , a w skutek tego tern hałaśliw sze i niesforniejsze staw ały się sejmiki, na których co trzy lała obierano sędziów i innych urzędników pryw atnych.

Stosunek pan a do chłopów opierał się na niewoli, którą rew olucya Irancuska i miecz N apoleona zniosły do szczętu w całej Europie aż po Niemen. Nie brakło i stron dodatnich, jak pobożność, se r­

deczność, gościnność, gotow ość do pośw ięceń dla dobra publi­

cznego, które tak żyw o odm alował Mickiewicz w »Panu T adeuszu«.

Rzecz naturalna, że między tą starośw iecką sferą, a ogniskiem now ych pojęć musiał się w ytw orzyć antagonizm .

K rytyka przestarzałych pojęć, przyw ar i nałogów szlacheckich z początku poufna, staw ała się coraz głośniejszą — w reszcie w y-

*) C ały te n dział o filaretach j e s t w yciągiem ze zn ak o m itej 3-tom ow ej p ra c y p ro t. T re tia k a : »M ickiewicz w W ilnie*. Z a m ia st tw o rz y ć ja k ie ś w łasne — niby o ry g in a ln e k o m p ilacy e — w olałem w zń;ć w p ro st to , co ju ż z ro b ił k to inny d o sk o ­ n ałe, a co n ie s te ty , nie dość j e s t z n a n e m iędzy młodzież.';:.

(13)

— 7 —

strzeliła na św iat drukiem (roku 1817) w piśmie hum orystyczno- satyrycznem p. t. »W iadom ości B rukow e«. Klub, który się wokół tej gazety zgrupow ał, przybrał miano »Szubraw ców «, przew idując że taką nazw ą przez niezadow olony ogól dotknięty będzie. Ale w krótce liczbę niezadow olonych przew ażyli zw olennicy, do któ­

rych serca szlachetne zasad y i postępow e pojęcia prędko z n a ­ lazły drogę. Czuli się oni pociągnięci ku »Szubrawcom « siłą ich dobrej woli, hum oru i fantazyi. Najw ym ow niejszym dowodem w pływ u »Szubraw ców « było podniesienie na gubernialnym sejmie wileńskiem w r. 1818 spraw y uw olnienia włościan z poddaństw a.

Pomimo silnej opozycyi, pomimo gróźb g ubernatora Lubeckiego, stanęło na tem, że w ybrano komitet, który miał ułożyć p rzedsta­

wienie do cesarza w spraw ie uw olnienia chłopów i polepszenia ich bytu.

W praw dzie jeszc ze pierwej, kiedy Lelewel, B orow ski i inni byli sam i studentam i, t. j. koło roku 1805 pow stały tu różne sto ­ w arzyszenia, które utw orzyły potem Filom acyę, ale to prędko upadło i w chwili, gdy Mickiewicz przybył do W ilna, nie było jej ani śladu.

U czniow ie z różnych gim nazyów pochodzący żyli tylko ze sobą. Młodzież uboga pracow ała, uczyła się pilnie, ale m ajętniejsza przew ażnie wiodła życie próżniacze, spędzając czas w cukierniach, przy bilardach lub k artach i dopuszczała się g orszących w ybryków , jakkolw iek miały one niekiedy p atryotyczną barw ę (burdy z ofice­

rami i policyą).

Reform atorskie dążenia S zubraw ców w yw arły w pływ na mło­

dzież, a przedew szystkiem na sam ego M ickiewicza i najbliższych jego przyjaciół: Z ana, C zeczota, M alewskiego i Jeżow skiego. Z ro­

zumieli potrzebę doskonalenia siebie i w yw arcia w pływ u m oralnego na kolegów, co wiedli próżniacze, bezcelow e życie, a jak o cel najw yższy stanęło przed nimi odrodzenie narodu przez szerzenie ośw iaty i krzew ienie miłości kraju oraz braterstw a w sercach mło­

dzieży. Zrodziła się' m yśl zaw iązania tajem nego sto w arzyszen ia Filomatów, o tyle różnego od daw nego, że prócz celów naukow ych staw iało jeszc ze m oralne. Pobudkę zew nętrzną założenia stanow iły żałobne obchody z pow odu śmierci Kościuszki w Solurze, inicy- atyw ę zaś podał kościuszkow ski żołnierz Kontrym, bardzo zacny, w ykształcony i ruchliwy, zajm ujący posadę bibliotekarza uniw er­

sytetu.

Prezesem to w arzy stw a byl Jeżow ski. Na posiedzeniach czy-

(14)

_ 8 -

tano literackie i naukow e rozpraw y, w których pilnie przestrzegano czystości języka, a przedm iotem w olnych n arad miało być w yłącznie obm yślanie środków , dążących ku szerzeniu ośw iaty i braterstw a m iędzy m łodzieżą, ku utrzym aniu w niej narodow ego ducha, tak aby k ażdy przekładał dobro pow szechne nad interes pryw atny i szanow ał bardziej cnotę i uczciw ość obyw atelską, niż w szelkie dostojności św iatow e, b ogactw a i w yniesienie się. W pożyciu zaś m iędzy członkam i tow arzy stw a zalecano przedew szystkiem szcze­

rość i w zajem ną pomoc. W przybieraniu now ych zachow yw ano w ielką ostrożność. Zwykle w yznaczano dw óch lub trzech członków do poznania kandydata, którzy proponow ali mu założenie to w a­

rzystw a, układali z nim statu ta i całą organizacyę, odpowiednią tej.

ja k a była przyjęta u Filom atów i, kiedy cała ta robota udana, której on sądził się być w spółautorem , była ukończona, w prow adzano go n a posiedzenie, ośw iadczając, że to, czego chciał, ju ż egzystuje od daw nego czasu. P rzytaczam y w ażniejsze ustępy z regulam inu m o raln e g o :

2. C hcesz posiadać naukę? Popracuj naprzód nad odkryciem tw oich niewiadom ości. G dy zaś poznasz, czego i jak wiele nie um iesz, czego i jak chciałbyś się nauczyć i czego nieuchronnie do twej nauki potrzebujesz, natenczas bądź przekonany, że uczyniłeś pierw szy, lecz wielki krok na drodze tw ego doskonalenia się.

7. C hcesz być cnotliwym ? Zapatruj się n a spraw y wielkich cnotam i ludzi, abyś usposobił się czuć szlachetnie. Gdy z a ś uczu- je sz przyw iązanie do ziemi ojczystej, skłonność do przyjaźni z to ­

w arzyszam i tw ego w ieku i pow ołania, miłość bliźniego i troskli­

w ość o sam ego siebie, natenczas m ożesz być prześw iadczony, że uczyniłeś pierw szy, ale wielki krok na drodze doskonalenia tw ego serca.

11. T roskliw ość o sam ego siebie zakładaj na tern, ażebyś wszelkiem i siłami doskonalił umysł i serce, tudzież utrzym yw ał czerstw ość i zdrowie, chroniąc się stale gnuśności i ro z p u sty .«

Naturalnie, że to, co tu w yrażono w katechizm ow y sposób, w pogadankach rozw ijane było szerzej i w zastoso w an iu do ży ­ cia. Szczególnie wielki wpływ1 na młodzież ów czesną w yw arła teo ry a Zana, będąca jego oryginalnym pomysłem , zn a n a jak o te- orya prom ionków.

Zan był zaciętym wrogiem rozpusty, która tak łatw o otw iera bram y swoje m łodzieży uniw ersyteckiej. Nie mógł on znieść nie­

przyzw oitych rozm ów , niecierpiał rozpustnych i utrzym yw ał, że

(15)

9 -

pierw szym krokiem do nieszczerości, upodlenia i zdrady je s t nie- pow ściągnienie grubych skłonności, które z a raż ają o taczającą at­

mosferę sw ędem i zgnilizną; natom iast dowodził, że m uzyką i poe- zyą, czystością obyczajów i miłością m ożna uratow ać z upadku najbardziej zepsutych ludzi. Za najw yższe szczęście poczytyw ał miłość czystą, idealną, w olną od ferm entu zm ysłowości. Im d o sk o ­ nalszemu były osoby, które, w zajem nie się kochając, obcow ały z sobą, tem ży w szą była rozkosz, ja k ą ta miłość spraw iała. Roz­

kosz ta polegała na w ząjem nem w ysyłaniu ku sobie prom ionków, czyli promieni, które, grając w oku, św iadczyły o duszy, były przędzą z jej przym iotów osnutą. Nad dwiem a duszam i w y tw arza się jakby tęcza, która i św iat cały dla dw ojga istot miłośnie ku sobie patrzących oprom ienia i dusze ich powołuje ku niebu, źródłu wszelkiej harmonii. T a prom ionkow a m arzycielska miłość o ta­

czała dziw ną czystością serca m łodzieży i strzegła je od brudnego kielicha rozpusty.

Ale nietylko miłość idealna polegała podług teoryi Z ana na prom ionkow aniu, i przyjaźń praw dziw a m iędzy m ężczyznam i była rów nież w ząjem nem takiem w ysyłaniem promieni duszy ku sobie.

S tąd kolegów Z ana zw ano promienistymi, a nazw a ta stała się potem nazw ą całego stow arzyszenia.

N adeszła w iosna 1819.

Z naczną była liczba kolegów, na których w pływ w yw rzeć się starali promieniści, i, chcąc w yw ołać ostateczne zbliżenie, urządzili w spólną koleżeńską majówkę. Śpiew ano pieśni, tw orzono pogadanki, dyskusye, w reszcie chóralny śpiew, który się kończył sło w am i:

Ale k to j e s t w n a szera g ro n ie — P o m n ij n a p rz y się g ę sw o ją I w k ażd ej chwili ż y w o ta — C zy p rz y p łu g u , czy w k o ro n ie — N iechaj ci w um yśle s to ją ; O jczy zn a , n a u k a , cn o ta.

M łodzież była upojona uczuciem braterskiej koleżeńskiej mi­

łości, z czego postanow ili skorzystać filomaci i utw orzyć szersze grono, stojące pod ju ry sd y k cy ą pierw szego, ale o nim nie w ie­

dzące : dano mu nazw ę filaretów.

YV pierw szym za raz artykule zastrzeżono, że filareci nie będą

się zajm ow ali polityką, a głów nym ich celem będzie ośw iata, nauka,

w zajem ne braterstw o i miłość ojczyzny. T o w arzy stw o dzieliło się

(16)

- 1 0 -

na oddziały, stosow nie do gałęzi nauk upraw ian ych: praw o, lite­

ratura, m edycyna, m atem atyka, nauki przyrodnicze.

K ażde grono miało sw ego prezesa, sek retarza i skarbnika, a całe tow arzystw o głów nego p rezesa i skarbnika. W szystkie w ybory odbyw ały się otw arcie i w iększością głosów. Składki obracano na książki. Na posiedzeniach czytano prace w przedm iotach, które odpow iadały gałęzi nauk, należącej do gro n a i toczyły się n a te ­ m at rozpraw y. W łaściw e jed n ak znaczenie to w arzy stw a opierało się nie n a posiedzeniach, lecz na nieprzerw anem , nieustannem ob­

cow aniu członków ze sobą. Przechadzki w okolice W ilna i dłu­

gie w ieczory zim owe schodziły im na w spom nieniach przeszłości, na projektach i n arad ach nad sp raw ą publiczną, a zaw sze p rzy­

szłość Polski była im n a m y śli! Z baw ienny w pływ tych zg rom a­

dzeń na życie i sposób m yślenia m łodzieży bardzo prędko dał się uczuć. «Zaczęto pilniej chodzić na lekcye, do kościoła uczęszczać, uczyć się, egzam ina zdaw ać i inszem okiem na kolegów zw ażać«.

Pilność i obyczajność m łodzieży tak widocznie w zrastała, . że to ogólną uw agę zwróciło. Było pow innością w szystkich w spie­

rać się naw zajem m oralną oraz w potrzebie m ateryałną pom ocą.

Stale utrzym yw ali Filareci kilku uczniów swoim kosztem , często nie należących naw et do ich grona. Do jakich czynów ofiarności zdolną była przyjaźń koleżeńska m iędzy stow arzyszonym i, sz c z e ­ gólnie, jeśli myśl obyw atelska im przyśw iecała, da nam w yo braże­

nie przykład, jaki ze sw ego życia przy tacza Karol Kaczkowski.

Był on na koszcie rządow ym i, ukończyw szy doktoryzacyę, gotow ał się ju ż jech a ć jak o lekarz rządow y tam dokąd mu k ażą

— ku granicom Persyi, ku Chinom, czy też pod biegun północny, kiedy pew nego razu, w chodząc do sw ego m ieszkania, zastaje grono kolegów , czekających na niego, z których jeden w ręcza mu jakiś pakiet od rektora. K aczkow ski ro zryw a kopertę i znaj­

duje w niej uwiadom ienie, że m inister ośw iecenia, stosow nie do jeg o prośby, przyjm uje złożone przezeń pieniądze w sumie rs. 900, jak o zw rot kosztów rządow ych i uw alnia go od w szelkich obo­

w iązków rządow ej służby.

Zdziwienie K aczkow skiego było ogrom ne: podobnej prośby nie pisał, pieniędzy w cale nie składał, skądże więc to uwolnienie?

W n e t w śród braterskich uścisków dowiedział się, że było ono

dziełem kolegów, którzy chcieli zachow ać jeg o zdolności i naukę

dla swoich, dla sw ego kraju i, złożyw szy oszczędności po większej

części z guw ernerki zebrane, w tajem nicy przed nim wykupili go

(17)

— 11 —

od obow iązku służby rządow ej, któraby go gdzieś daleko zaw ieść mogła.

D w a lata ju ż istniały to w arzy stw a Prom ienistych i Filaretów, kiedy reakcyjne prądy, którym uległ cesarz A leksander I, nadały now y kierunek w ew nętrznej polityce, a śledzenie tajem nych poli­

tycznych zw iązków m łodzieży n a uniw ersytetach niemieckich z a ­ częło zw racać u w agę rządu na stow arzyszenia m łodzieży polskiej.

T o też w r. 1821 rektor zm uszony był rozw iązać stow arzyszenie Prom ienistych, a zasły sz aw szy o istnieniu obszernych archiw ów filareckich, uprosił i zniewolił Z an a i innych, aby je spalili, sami zaś zgrom adzenia zawiesili.

Lecz ruch zbudzony w m łodzieży ani n a rozkaz, ani na prośby rektora zatrzym ać się nie mógł. Otoczył się on tylko najgłębszą tajem nicą, a im bardziej taić się musiał, tern silniej zagrzew ał i ro z­

palał serca młodzieży.

W yrazem tego nastroju zjaw ia się »Oda do młodości«.

Pieśń ta — pow iada pięknie prof. T retiak — je st jak bujny potok, który z czeluści skalnych w ybucha szerokim słupem i grzm iącą kryształow ą k askadą spada z niepow strzym aną silą po urw iskach, T o też będzie ona w ieczna jak m łodość — i jak długo w sercach młodzieży kw itnąć będą szlachetny zapał i szlachetne złudzenia, tak długo pieśń ta nie przestanie być idealnym obrazem uczuć i dążeń m łodzieńczych.

Filareci pierw si postawili dążenia pozytyw ne, ideały dodatnie;

dotąd najlepsze siły społeczeństw a zużyw ały się n a krytykę, ośm ie­

szanie i potępianie stron złych; Filareci uczyli kochać dobre:

W y jd z ie z z a m ę tu św iat ducha, M łodość g o p o czn ie na sw ojem łonie A p rzy jaźń w w ieczn e sk o ja rz y spójnie.

Nie będziem y dłużej zatrzym yw ać się nad sm utnym i w ypad­

kami r. 1823 i 24 — obńtymi w aresztow ania m asow e młodzieży, zesłania, dym isye profesorów i t. p. K ażdem u z n a n a je st Iii. część

»Dziadów«, w ypadki te opisująca, acz w poetycznem oświetleniu.

W spom inam y tylko, że aresztow ania były spow odow ane z jednej strony echem w ypadków w Niem czech (zabicie K otzebuego), z dru­

giej — nikczem nem i intrygam i Now osilcow a, który chciał w ykazać

niebezpieczny w pływ kuratoryi C zartoryskiego i w ęszył w szelkich

pozorów spisków i rewolucyi. Niewinne politycznie stow arzyszenie

Filaretów , odkryte w ypadkow o, posłużyło za doskonały pretekst

(18)

— 12 -

do robienia interesu na prześladow aniach, któ ry to przykład z coraz w iększem pow odzeniem naśladow any je st dotąd przez biurokraeyę ro syjską w Polsce.

W yrok n a 20 Filaretów brzmi:

»W ydaleni być m ają z gubernij polskich, gdzie zamierzali krzew ić za pom ocą literatury n i e d o r z e c z n ą narodow ość polską«.

Niektórzy, jak Mickiewicz, odtąd Litwy ju ż nie widzieli nigdy;

ale m łodzieńczą miłość do n i e d o r z e c z n e j narodow ości cierpienia n a w ygnaniu zmieniły w tw ardy tęczow y dyam ent pośw ięcenia pracy całego życia poniżanem u i m ęczonem u narodow i.

* * *

Umyślnie zatrzym aliśm y się dłużej na tym okresie — jasn ym mimo w szystko, bo pełnym wielkich dążeń i zaso bu sił n a przyszłość.

Niechaj służy on nam za tło do dalszej części pracy, za punkt w yjścia, który zm ierzyć nam pozwoli, o ile i w czem młodzież w ileńską w yścignęliśm y, a w czem nie zdołaliśm y jej w yrów nać.

Nie będziem y jednak śledzili rozw oju stopniow ego ducha pol­

skiej młodzieży.

Po tym znam iennym okresie nie w yprzedza on a przez długi czas pragnieniam i i program em sw ego społeczeństw a, lecz idzie mniej więcej równom iernie.

W r. 1831 i 1863 odgryw a w a żn ą rolę forpoczty w dem on- stracyach, agitacyi, naw et na polu walki.

Od r. 1863 atm osfera życia społecznego w Królestwie, n a W o ­ łyniu i Litwie staje się coraz bardziej d u sząca i niezdrow a. Pol­

skość pod zaborem rosyjskim traktow aną je st jak przez dzikiego plantatora m urzyn, zam ęczany system atycznem w ysysaniem jego sil żyw otnych, a w razie próby ucieczki lub oporu, szczu ty psam i z w yrafinow anem okrucieństw em półcyw ilizow anego zw ierzęcia.

W idząc w yczerpanie sil naszeg o społeczeństw a, rząd rosyjski uznał m om ent ten za odpowiedni do zupełnego w cielenia n as w m asę w iernopoddańczą, jednolicie praw osław ną i rosyjską. S zereg adm i­

nistracyjnych reform przeobrazi! do gruntu u rządzenia z przed r. 63 szkół, sądów , prasy, stosunku kościoła do p ań stw a itd. P ro ­ ces ten nie ustaje, ow szem idzie coraz dalej.

N a szczęście lżej — m ożnaby pow iedzieć praw ie dobrze kształtują się nasze stosunki polityczne w Galicyi.

W ręce sw oje dostajem y sam orząd i ośw iatę, zdobyw am y

w arunki pracy dla zaspokojenia potrzeb m ateryalnych i duchow ych.

(19)

— 13 —

W P oznańskiem — dzięki przynależności do państw a kultu­

ralnego, w którem naw et prądy antyhum anitarne, w y n a rad aw ia­

ją c e nie m ogą przekroczyć z a sad praw nych, ja k się to dzieje w Rosyi, została nam jakaśkolw iek m ożność obrony legalnej.

1 tu więc, jak w Galicyi, od nas zależeć będzie, czy d aw ­ szy się zjeść, dam y się też strawić.

T en Stan polityczny odbija się w sposób bardzo w idoczny i bardzo bolesny n a naszem życiu kulturalnem.

Społeczeństw o przedew szystkiem rolnicze, jak nasze, w obec zalew u rynków europejskich zbożem zaatlantyckiem , musi się starać 0 w ytw orzenie w łasnego przem ysłu i pow etow anie n a tern polu strat poniesionych n a tamtem.

Ale G alicya i Poznańskie, przy należąc do p ań stw bardzo przem ysłow ych, przygniatane są w yrobam i austryacko-niem ieckim i.

Co do Królestw a, tego przem ysł coraz silniej krępow any jest taryfam i i niektórzy przew idują zupełną jeg o stagnacyę.

Sam ten w zgląd ekonom iczny w ystarcza, aby podział kraju uczynić dla n as opłakanym .

Ale pociąga on za sobą gorsze: przygniot um ysłow y, m oralny 1 religijny, szczególniej pod rządem rosyjskim , a zatracanie indy­

widualności narodow ej pod innymi o tyle, że te zbyt szczupłe dzielnice bujnego i oryginalnego życia um ysłow ego w yhodow ać nie sa w stanie. o

Idea niezależności przyśw iecająca do roku 63 ja k slup ogni­

sty rzeszy błądzącej na pustyni — od tego czasu światło swoje przytłumia.

O jczyzna była ideałem pokoleń przeszłych i ciągła myśl 0 w yczekiw anej w alce chroniła je od m oralnego obniżenia.

Lecz po 63 roku w ystąpiono z program em tak zw anego politycznego realizmu, który byl w p rost oportunizm em — zaś oportunizm m oże być w ygodny dla bardzo wielu, ale w miodem pokoleniu, niezepsutem przedw cześnie chęcią karyery, lub choro­

bliwą obaw ą zm iany złego na gorsze --- mógł w zbudzić jedynie w stręt.

»W yrodził się — pow iada U rsin — bolesny rozdział m iędzy

starem pokoleniem a m iodem ; p rz estaw szy w ierzyć w odbudow anie

Polski i gardząc przytem polityką utylitarną, w szystko co żyw e

1 nam iętne w śród m łodzieży, gotow e się rzucić w objęcia socya-

lizmu. Oto dlaczego — chcąc z jednej strony uchronić młodzież

od socyalnych poryw ów , z drugiej — od niskiego egoizm u, należy

(20)

14

-

daw ny ideał walki za ojczyznę zastąpić now ym bardziej wysokim i bardziej trudnym ideałem chrześciańskim . Lecz tym ideałem prze- dew szystkiem powinni się przejąć ci, w czyich rękach spoczyw a w ychow anie m łodzieży...«

S m agany bólem i nie w idząc jego końca, zw ątpiały i tak sm utny, że, ja k mówi A nhelli: choćby w szystko niebo posiadł — jużby mu nie rozśw itało w d u sz y «, — patryotyzm n asz musiał zm ierzyć w krainy zupełnej abnegacyi szczęścia na ziemi i po ­ wziąć ideały ew angeliczne.

Oto jak rozum uje M oszy ń sk i:

»Jeżeli chrześcianin nie powinien pokładać w yższego dobra w m ateryalnym dobrobycie — to stosując ow ą zasad ę do narodów , należy patrzeć na polityczną niezależność i potęgę tylko jak na środek ułatw iający wypełnienie chrześciańskiego obow iązku, z a ­ rów no obow iązującego dla całego narodu, jak dla każdej pojedyn­

czej jednostki, lecz w żadnym w ypadku ja k n a w y ż sz y cel życia...

»Pora raz n a zaw sze pogrzebać tak zw an ą w dyplom acyi polską spraw ę, aby w skrzesić polskie życie. T ak więc — powiedzm y naszym otw artym i skrytym wTogom — że niema ju ż więcej pol­

skiej spraw y, polskiej głupoty, polskiego w ary actw a, że patryo- ty czn a frazeologia nie będzie dłużej w odziła nas z ą nos w niechybną przepaść, ale zarazem pow iedzm y, że żyw ym jeszcze je st polski naród, że nie myśli w lasnem i rękom a pozbaw iać się życia — i że z tym narodem przyjdzie jeszc ze św ialu zrobić obrachunek«.

T a k m yślą najśm ielsi, bo najczystsi w tym obozie.

Inni abnegacyę politycznych ideałów użyli jak o w y go dn ą w ym ów kę w łasnej nicości i brudnego filisterstw a. Polityka narodow a utożsam iła się w ich um yśle z dobrobytem p an a inżyniera n a kolei orenburskiej lub miejscem stołonaczalnika w Petersburgu.

Jeden z takich panów w niedaw nej korespondencyi z W a r­

szaw y pisze do Czasu:

»Ile zm ian zaszło, ile straszliw ych eksperym entów dokonano n a ciele i duszy naszego narodu, a m yśm y patrzali na to bierni, niemal obojętni, niemal bezmyślni. T e ra z dopiero (po w stąpieniu n a tron Mikołaja) przestaliśm y g rać w w inta, a zn aczn ą część w ie­

czorów spędzaliśm y n a rozpraw ach, ja k się zachow ać, co rob ić«.

I oto: »Chcem y w ejść do w nętrza p ań stw a jak o szczerze

lojalni poddani przez pogodzenie n asz y ch potrzeb narodow ych

z interesam i, z n atu rą państw a. T rzeb a, aby stosunek do niego

(21)

był szczery, w yrozum ow any, abyśm y go nie staw iali w zależności do u stępstw dokonanych, lub sp odziew anych«.

C hyba w y starcza do zrozum ienia, dlaczego młodzież z takiem oburzeniem p atrzy n a program stańczykow ski, dlaczego woli zła­

manie swej karyery i odsiadyw anie więzienia, niż poddanie się tem u;' co u w a ża za polityczne, a głównie m oralne spłaszczenie i unicestw ienie. S tąd młodzież, szczególniej pod zaborem rosyjskim, staje w szeregach albo socyalizm u, albo tego em igracyjnego pa- tryotyzm u, który każe podtrzym yw ać ducha i czekać chwili ja ­ kiegoś w ydarzenia w strząsającego stosunkam i krajów — w ojny lub rewolucyi.

Ogólnem hasłem stała się ośw iata ludowa. Ale urzeczyw istnić je było bardzo trudno. Po przerobieniu szkoły głównej n a B. ffi. Y.

m łodzież poddano czujnem u dozorow i pedlów, policyi, a naw et stróżów . Zabroniono w szelkich zw iązków , klubów, zgrom adzeń, utrzym yw ania stosunkó w z tow arzystw am i zagranicą, n a zasadzie, że w szystko to »zm ierza lub zm ierzać m oże do naruszen ia całości p ań stw a i pokoju społecznego«.

Ale staw iane przeszkody i ucisk w zbudziły w śród młodzieży tern w iększy zapał do pracy dla przyszłości i w ytw orzyło ścisłą solidarność, której w yrazem były organizacye Bratniej pom ocy oraz Koła — czyli centrum kółek sam okształcenia, bardzo licznych i ruchliw ych; utw orzono tajne biblioteki, setkam i tysięcy ro zrzu­

cano w ydaw nictw a ludowe po kraju, przyjm ow ano udział w budze­

niu ruchów robotniczych, w yd aw an o zag ran icą dzieła M arksa, Las- sala, Lim anow skiego itd.

W latach 76-79 następuje szereg aresztow ań, m ających na celu stłumienie ruchu socyalnego.

W r. 83 zam knięcie Puław i A puchtinada, za którą zostało aresztow anych i k aran ych 200 studentów .

C iekaw ą ilustracyą procedury sądow ej stanow ił w gronie pro­

fesorów zasiadający sekretarz żandarm .

Dalej w r. 86 w ykryto organizacye Proletaryat, gdzie znów jest reprezentow aną młodzież uniw ersytecka. W r. 9(1 z pow odu rocznicy konstytucyi 20 studentów zostaje karanych adm inistracyj­

nie, w reszcie z pow odu m anifestacyi Kilińskiego 127 deportow ano w głąb Rosyi.

Jak widzimy, m łodzież w a rszaw sk a przyjm uje bardzo żyw y i czynny udział w życiu politycznem kraju, objaśniając to w arun ­ kam i naszeg o położenia politycznego.

— 15 —

(22)

— 16

»Zdarza się ustaw icznie —• czytam y w pewnej broszurze o młodzieży w arszaw skiej — że gdy rząd despotyczny w yw iera szereg represyj i prześladow ań w zględem tych, którzy z jeg o p u n ­ ktu w idzenia okazują choćby najlżejszy cień opozycyi, — ludzie dojrzali, stateczni, obdarzeni rangam i, egoiści, m ając do ratow ania sw ą pozycyę i m ajątek, decydują się w yrazić sw e niezadow olenie conajw yżej platonicznie, usuw ając się od walki czynnej.

N atom iast po stronie tych, dla których w alka ta je st konie­

cznością nieodzow ną, po stronie czujących najmocniej ucisk — po stronie ludu — grupuje się młodzież, której m oże brakow ać talentu, dośw iadczenia, w szystkiego, co się podoba, ale której rzadko kiedy brak odw agi i pośw ięcenia.«

U stęp pow yższy charakteryzuje usposobienie m łodzieży w a r­

szaw skiej, przynajm niej jej znacznego odłamu.

O dznacza się ona żyw em i uczuciam i spolecznemi, dochodzą- cerni do egzaltacyi i skrajnych sądów , tern więcej, że nie m oże ich spraw dzić n a obserw acyi sw obodnego rozw oju społeczeństw a oraz poddać sw e tw orzące się dopiero przekonania polityczne sze r­

szej i niezależnej krytyce. T o też typ doktrynera czestem je s t zja- I wiskiem w śród m łodzieży w arszaw skiej. S potkać się tam m ożna ze zdaniam i w ygłaszanem i pow ażnie, że im- gorzej — tern lepiej, bo społeczeństw o coraz więcej gnębione, w coraz w iększą w pada zaciekłość. Albo — oglądanie się n a rew olucyę w Rosyi lub po­

moc socyal-dem okratów z zagranicy... A gitator w arszaw ski p rze­

konany jest, że nikt dla idei nie ginie m arnie, stąd rzuca się śmiało w wir niebezpieczeństw a, m arząc o zbliżającej się godzinie sp ra­

wiedliwości.

T a w iara nieustająca, ta raczej potrzeba w iary silnej, n ieza­

chwianej, bezwzględnej w zw ycięstw o pragnień wolności i ró w n o ­ ści — jest naturalnym wynikiem zatrw ażającego położenia pod rządem rosyjskim.

Ale ta w iara dochodząca do fanatyzm u, nie m a w sobie pa­

tosu i deklam acyi. Jest szc zera zupełnie.

Słyszy się często m łodzież w tow arzystw ie starszy ch i o star­

szych w ypow iadającą sąd y bardzo ostre, a mimo to nigdy prawie

nie w zbudza w tych ostatnich oburzenia, często naw et uczucie

sym patyi z to w arzyszącem o strze żen iem : mimo to, choćbyście mieli

słuszność, bądźcie ostrożni! Praw da, że nieraz pew ność siebie

graniczy, a naw et w prost staje się zarozum ialstw em i nieznośnem

przecenianiem pow agi sądów osobistych lub koleżeńskich. T aki

(23)

— 17 —

obyw atel otacza wielką tajem niczością sw ą osobę, zaw sze zajęty, w szystkow iedzący, ironiczny i uszczypliw y, w ypow iada sąd y tak kategoryczne, że przeciw nika wyprawia w wściekłość albo zm usza w zru szy ć ramionami. Podobny tem peram ent często staje się dyk­

tatorem w gronie kolegów, w ierzących, że ów X to rzeczyw ista i niepospolita siła, bowiem niczego się nie lęka i na w szystko znaj­

duje gotow ą, ja sn ą odpowiedź, nie dopuszczającą cienia w ątpliw o­

ści pod groźbą zarzutu o strupieszałość, idyotyzm,_ burżujstw o itd.

Na szczęście, zaznaczam y, typ ten nie je st zbyt częsty.

W ogóle w arszaw iak je st w esoły, tow arzyski, bałam ut w zglę­

dem kobiet, bez tak zw anych przesądów socyalny ch tj. traktujący w szystkich, jak sobie rów nych. Do ludu zbliża się łatwo, choć zw y ­ kle bardzo pow ierzchow nie. Podow cipkow ać, pogaw ędzić, rzucić słow o o podłym rządzie, g ałganach obyw atelach i fabrykantach, conajw yżej dać broszurę polityczną — oto najczęstsza forma stu ­ denckiej pracy społecznej.

Naturalnie, bierzem y typ przeciętny, nie goniąc za w yjątkam i ani nie siląc się n a ośm ieszenie typu w arszaw skiego dandy. Cie- kaw szem dla nas jest, jak się przedstaw ia rew olucyonista z głębi duszy? agitator, oddający się spraw ie nie dla fajerw erkow ych unie­

sień, ale n arażający świadom ie i rozw ażnie sw ą przyszłość ? Zwykle pow ażny, praw ie posępny, m ałom ówny, po dnoszący w rozmowie tylko kw estye socyalne, niedbały w ubiorze, posiada nieraz um ysł św ietny, dyalektycznie w ygim nastykow an y i p oryw a­

ją c ą wym owę. Nie trzeb a się dać zrazić mniej uprzejm em za ch o ­ waniem, które je s t naturalnym wynikiem w iecznego niebezpieczeń­

stw a albo w ypływ a z obalenia obok innych przesądów i ko n w e­

nansów . Póki młody, niesterany — posiad a wielki zasób hum oru i fantazyi. Znalem jednego, który um yślnie chodził w podartych nieprzyzw oicie spodniach, aby przez to okazać pogardę tym, którzy g ard zą sankulotam i.

Złoty to w arzy sz — czy gdy przyszło zanucić pieśń o czer­

w onym sztand arze, czy gdy rozpożyczal ciężko zapracow ane ko- repetycyam i pieniądze, czy gdy w pracy zastępow ał kolegów ! P raco ­ witość, energia, zdolności — w szystko to w stopniu niezwykłym . Umysł jeg o bardzo ścisły, nieraz dochodził w konsekw encyi do absu rdu: twierdził np., że doktorzy są szkodliwi dla rozw oju spo ­ łecznego. D laczego? gdyż pochodząc ze sfery burżuazyi, a czyniąc dobrze robotnikom, w zbudzają w nich m niejszą odrazę do porzą­

dku burżuazyjnego. Przekonania sw e zm ienia niełatwo, ale ra d y ­

(24)

18 —

kalnie — i zaw sze z silą niepoham ow aną rzucał się w tę stronę, skąd przypuszczał prędsze i łatw iejsze zniesienie bolesnych zjaw isk chwili obecnej.

W yborny uczeń — nie w stąpił do uniw ersytetu, aby łatwiej agitow ać w śród robotników.

W pół roku znalazł się w cytadeli, przebył dw uletnie w ię­

zienie oraz w ygnanie, dziś widzim y go w jednem z tow arzystw zjednoczonych.

Jakże różnym je st typ g a lic y a n in a ! W zestaw ieniu z w a r­

szaw iakiem w ykazuje on odrazu sw ą odrębność nietylko w mowie i zachow aniu, ale przedew szystkiem w św iatopoglądzie.

Ogólne przekonanie o m łodzieży galicyjskiej, jak o stań cz y ­ kowskiej — spraw ia, że w arszaw iak przyjeżdżający do Galicyi, traktuje z gó ry sw ych kolegów (ba, naw et całą G a lic y ę !) i przez długi czas je st m alkontentem .

Nieraz dopiero po całych latach dośw iadczeń zdobyw a odpo­

wiedni krytyczny pogląd na obie dzielnice. Nim to nastąpi, zd arzają się podobne curiosa sądów d ru k o w a n y c h :

»U niw ersytety krakow ski i lwowski, aczkolw iek istnieją w kraju konstytucyjnym , nie różnią się w cale (ne diffórent pas beaucoup) od u n iw ersy tetu w arszaw skiego, chyb a polskim językiem w ykła­

dowym . W olność w y rażan ia sw ych sądów je st tam rów nież bardzo ścieśniona, pow agi uniw ersyteckie a naw et policya w trącają się ustaw icznie do stow arzyszeń akadem ickich — i świadom i swej z a ­ leżności od W iednia, stara ją się oni w ychow ać m łodzież w tym sam ym duchu serwilizmu oraz ochronić od zgubnego w pływ u ich kolegów i rodaków z W a rsza w y i P uław ...«

T o je st opinia w arszaw iaków o Galicyi, a jak się zapatruje m iejscow a m łodzież postępow a?

»łłekroć — twierdził prezes Zjednoczenia w Krakowie — z a ­ kreślała ona sobie jakiś sze rszy program działania, w stępow ała na now sze drogi, ulegała jakim ś now szym prądom —• zaw sze obrzu­

ca n ą byw ała mianem aw anturników , burzycieli porządku społe­

cznego, lub przyjm ow aną uśm iechem lekcew ażenia czy też pogardy na ustach. Z galicyjskiego błota w yłaziły w tedy obficie rozm aite padalce trzeźw ości, sykiem sw ym starały się zagłu szyć poryw y

»niepopraw nych marzycieli« lub szlachetną denu ncyacyą sparaliżo­

w ać d ąż en ia...« etc.

Z arzuty bardzo pow ażne, a gdyby praw dziw e — tern bole­

śniejsze, że zw rócone do Polaków i instytucyj polskich.

(25)

- 19 —

Cala w ina zostaje zw alona na stosunki w ytw arzane przez generacye starszą.

Nie w ydając tym czasem sw ego sądu, m usimy zw rócić uw agę - na niepom yślne w arunki m ateryałne.

Przeciętny student galicyjski, w ychodząc z lona klasy malo- m ieszczańskiej lub ludowej, borykać się m usi z nędzą i spogląda na m iejsce suplenta za 600 reńskich, jak o na ideał dobrobytu i nie­

zależności.

Z drugiej strony, zajęty uczeniem się przedm iotów u rzęd o­

w ych, a nie podniecany szerszym i prądami intelektualnymi lub eko­

nom icznymi, zostaje głuchy na wielkie zagadnienia kultury i oddaje się przedew szystkiem w łasnej karyerze.

Ale przypuśćm y, że w uniw ersytecie coś zasły szy o socya- 1 izmie — i to go zelektryzuje.

P aru w rażliw szych zaczy n a agitow ać, tem peram enty gw ałto­

w niejsze skupiają się na jednym biegunie, bardziej flegm atyczne n a drugim. P artye gotowe.

Z aczyna się walka. O co? O przekonania? pozornie. P rzede­

w szystkiem o instytOcye akadem ickie, a więc Czytelnie lub B rat­

nią pomoc.

A gitacya wre, stronnictw o konserw atyw ne lub postępow e prze­

prow adza sw oich przedstawicieli do w ydziału — i finita co m e d ia ! S tosunki akadem ickie przez dalszy ciąg roku w niczem p ra ­ wie nie ulęgają zmianie. A patya z małemi w ypadkow em i przer­

wami trw a do końca roku szkolnego.

T o też nie dziw, że jednostki głębiej myślące, zw ykle u su ­ w ają się od beztreściw ych ruchów młodzieży, zam ykają się w ci­

sz y sw ego pokoju i pracują gorliwie nad nauką, izolując się od społeczeństw a, żaś energiczniejsze cala sw ą uw agę skupiają na ruchu dem okratycznym i praktycznie usiłują mu dopomóc.

T aki przykład dali W ojnar i Kostkiewicz, którzy z g roszo­

w ych oszczędności sw ych szczupłych dochodów zdołali w ydać i' rozrzucić po Galicyi około 100 tysięcy utw orów ludowych w ła­

snego pióra. Ale to jest w yjątek, nie zm ieniający ogólnego praw i­

dła apatyi. N ajlepszy dowód, że naw et Czytelnie akadem ickie, je ­ dyne um ysłow e ogniska ogółu m łodzieży w e Lwowie i Krakowie, ciągle były lub są zagrożone upadkiem z pow odu braku poparcia m ateryalnego i um ysłow ego młodzieży.

Jak w obec tego zachow uje się senat akademicki?

2 *

(26)

— 20 —

Przew ażnie złożony ze stańczyków , trzym a się k ry te ry u m : w szystko dobrze, gdy w szystko cicho.

R ozrządzając stypendyam i, w yw iera pew ien nacisk n iezap rze­

czony na um ysły i tak nieskłonne do energiczniejszych, sam odziel­

nych czynów. Czego żąda w zam ian? uczenia się? to je st pod- I staw ą w szelkich uniw ersytetów n a świecie. Przedew szystkiem żąd a

się ciszy, rozpisuje się premie n a uległość.

Ale czy młodzież m oże poddać się tem u program ow i bierno­

ści? czy jest to w reszcie pożądane ?

T ak senat sądzi, ogół akadem ików n a to się z g a d za — i w i­

dzim y ciekaw e zjaw iska hipnozy, w an trak tach z a ś — gw ałtow ne pożary słomy.

Kto winien, że tak jest? zapew ne ci, którzy nie rozumieją, że m łodość pow inna odczuw ać życie narodu, a odczuw ając czem ś przecie w yrażać. Że nie trzeba dem onstracyj krzykliw ych — to pew na. Ale trzeba postaw ić ideały w ysokie, któreby do siebie mło­

dzież przyciągnęły, a przynajmniej nie u w ażać za zbrodnię lub głu­

potę, gdy m łodzież z a tymi ideałami goni.

S ta rsza g en eracy a w Galicyi rozumie m ało, a nie odczuw a w cale potrzeb młodości. Niemniej w ina nieśw ietnych stosunków w śród m łodzieży galicyjskiej p ada na nią sam ą. W idzieliśm y, jak młodzież w ileńska pomimo, a naw et w brew starszym um iała się w znieść na w yżyny dążeń idealnych oraz ideje zam ieniać w czyny.

Do właściw ości m łodzieży, co więcej do jej obow iązków należy umieć czuć gorąco i dążyć do celów w yższy ch nad żaw iść intere­

sów codziennych i egoistycznych.

Młodzież galicyjska zbytnio zniżyła sw e ideały, p rz y sto so ­ w ała je do norm y panującej — i to ją podcięło w jej rdzeniu, w prost

— w jej racyi bytu, jak o młodzieży.

Jeżeli młodzież nie będzie um iała staw iać w ysokich ideałów i do nich zm ierzać — stanie się młodą starością, tern właściwem przedw czesnem zwiędnięciem, czego tak wielu obaw ia się dla m ło­

dzieży, mającej nam iętne poryw y i chęć w ypróbow ania lotu. Czy nie stokroć więcej trw ożyć powinno, że tak rzadko spotkać m ożna w Galicyi silną młodą indyw idualność, oryginalny talent, czy w dzia­

łalności praktycznej czy um ysłowej ?

Młodzież zbyt tam przyw ykła do ukryw ania i przytępiania sw ego »ja«, więc zatraciła energię, polot, siłę młodego potoku życia.

Potrzebuje ona silnego um ysłow ego w strząśnienia, któreby ją

(27)

- 21 -

wypchnęło ze stanu bezw ładności. Potrzebuje ona być — jak w y ­ ra ża się B randes — uniesioną.

»Przeniknąć ją musi w ola zbudzenia ruchu rozw ojow ego, albo porw ana tym ruchem rozw ojow ym musi ona zrozum ieć, że unosi ją fala przychylnego w iatru i dusz pokrew ieństw a. W jednostce pow stać musi sam ow iedza sil podw ojonych w tej świadom ości, że wielka całość, do której należy, pragnie stanąć na w y żynach po­

tęgi, w iele ideałów ju ż urzeczyw istniła, a zam ierza urzeczyw istnić jeszcze w ięcej.«

Pozostaje nam rozpatrzeć stosunki w śród młodzieży polskiej zagranicznej. Ale zb ytn ia różnolitość jej pozw ala nam załedw o na przytoczenie bardziej znam iennych faktów i cyfr. Ucisk w Króle­

stwie i brak dobrych zakładów naukow ych zm usza młodzież do opuszczania kraju i w stępow ania na uniw ersytety rosyjskie, niemie­

ckie, francuskie i szw ajcarskie.

W pierw szych rachują około 500 polskich studentów i blisko dw a razy tyle pośw ięcających się inżynieryi oraz technologii. Ci, którym środki na to pozw alają, a zm uszeni są opuścić u niw ersy­

tety rosyjskie, w yjeżdżają zw ykle do Niemiec lub Francyi.

T ak więc rachujem y około 100 studentów polskich z pod z a ­ boru rosyjskiego w Berlinie (w szystkich 250), dalej 200 w innych m iastach Niemiec, tyleż w Szw ajcaryi, w Belgii 60, w P aryżu 100, co razem stanow i w yżej 800.

W iększość kół tej m łodzieży należy do Zjednoczenia, którego zarząd jest w Zurichu. Młodzież belgijska utw orzyła oddzielne sto ­ w arzyszenie »Łączność«. Zjednoczenie^ służy obecnie łącznikiem ' między m łodzieżą zagran iczn ą i daje m ożność inform owania się o stosunkach. W ten sposób zastępuje do pew nego stopnia pismo, jakie w ydaw ała w r. 1876 młodzież polska w Berlinie i Dreźnie.

E gzystow ało ono bardzo krótko, ale między wielu dobremi myślami podniosło i tę, aby »zacne i światłe obyw atelstw o utw o­

rzyło areopag, któryby m łodzież kończącą nauki szkolne do siebie przyciągał, ośw iecał i zaw ody przeznaczał, któryby posyłał młodych pionierów n a stanow iska w cale dotychczas nie zajęte, albo najw ię­

cej za g ro żo n e«.

Niestety, św iatłe i zacne obyw atelstw o znaczenia tej myśli nie zrozum iało, lub m oże zrozum iaw szy — zw yczajem polskim odło­

żyło n a nieokreśloną, bo ju ż 20 lat trw ającą przyszłość.

Między m łodzieżą zagraniczną znaczną ilość reprezentują poz-

nańczycy. Ci w yrabiając się pod tw ardym , ale konstytucyjnym rzą-

(28)

— 22 —

dem pruskim, nabrali pew nych cech odrębnych od innych młodych Polaków : bardzo trzeźw i, nieskłonni do idealizmu, staw iający k a­

ry erę osobistą n a pierw szym planie. K ultura niem iecka imponuje im tak dalece, iż poza nią praw ie nie w yglądają.

W yrobili w sobie n a sposób niemiecki lad i pracow itość — i trzeba przyznać — często robią w rażenie ludzi tęgich. Tylko jak o Polacy — są zbyt rozwodnieni. Nie m ając ani szkól polskich, jak galicyanie, ani atm osfery dużego społeczeństw a, jak królew iacy i li- twini — są polakam i raczej z tradycyi, bez silnego poczucia n a ­ leżności do wielkiego i m ającego przyszłość — narodu.

Zbyt drobni liczebnie, nie czują dostatecznie silnych pleców za sobą w starszem pokoleniu inteligencyi, tak że dopiero rozbu- ' dzony szeroki ruch ludow y albo w szechpolski d ostarczy im m o­

ralnego oparcia.

Im szczególnie brak tych wielkich przew odnich idej, które młodzież innych krajów albo znajduje gotow e w swoim narodzie i w swojej kulturze, albo jp sam a sobie w yrabia.

Galicya i Królestw o nie m ogą ich udzielić, bo sam e żyw ią się odpadkam i przeszłości albo cudzoziem czyzną. T ak więc ten za- C rzu t uogólnić należy : m łodzieży polskiej w spółczesnej brak wiel­

kich idej. T am naw et, gdzie niby w re w alka o ideały w olności j i św iatła — pod zaborem rosyjskim — dostrzegam y rów nież z a ­

nikanie i słabość ducha.

S ą ofiary, ale nie m a m ęczenników. N a palcach policzyć m o­

żna w śród kilku tysięcy skazańców od r. 1863 takich, którzy by mieli odw agę w yznać, że bronią rzeczyw iście tego, co bronić należy.

Kłam stwa, drobne w ykręty, spędzanie w iny na nieobecnych lub zm arłych — oto zachow acie się tych, k tó rzy ’ m ają za sobą cały m ajestat sprawiedliwości.

Co najsm utniejsza, że kary to nie zm niejszy, a budzi w zgardę

— naw et u oprawców.

Kto się z nami rachuje? rządy? o tyle, że jesteśm y m asą.

Czy narody ? te ju ż nie w idzą w nas bojow ników przyszłości.

Nie rachuje się z nąmi nikt, a najmniej my sami z sobą. Z a­

tracam y coraz bardziej szczerość w stosunku do siebie, do ojczy­

zny, do Boga.

Żyjem y z dnia na dzień, pospolici, szarzy, cośkolwiek ro ­ bimy dla siebie, dla ojczyzny i w imię Boga, ale to w szystko nikłe.

Kto z nas m a w ysokie nam iętności ? Kto umie pośw ięcać rze-

(29)

23 -

czy małe dla wielkich? Kto umie pośw ięcać siebie dla swej idei, dla sw ego dzieła?

Nikt z nas niem a wielkich poryw ów , wielkich idej.

Karmimy się jałm użną innych narodów w dziedzinie m y śli;

naśladujem y to, co zrobił już kto inny, nie w chodzim y w głębię potrzeb i nędzy naszej, aby stam tąd wrydobyć zapas woli do pracy i narzędzia do niej.

Ciągle pow tarzam y : w ludzie je st zbaw ienie nasze.

A kto z nas w imię tego zbaw ienia poszedł w śród ludu p ra ­ cow ać, pouczać, podnosić i w obyw atelstw o zbroić ? Niema wiel­

kich dążeń, niem a wielkich idei — bo niem a wielkich charakterów . D laczego ?

Jeden pisarz pow iada, że zrodzeni jesteśm y nie przez b o h a ­ terów r. 1863, bo ci poginęli, ale przez jednostki tchórzliwe, które się schow ały na czas burzy w m ysie nory. W ięc niedziw, że u ro ­ dziliśmy się k a rło w a c i!

Ale to dziw, że wielkie przedsięw zięcia zapalić nas nie m ogą i pow iększyć! Pod tym względem o cale niebo w yżsi byli od n as Filareci, bo pochodząc od ojców rów nież nie w alczących — umieli sw e siły spotęgow ać przez wielkie i głęboko pojęte zad ania, tak, że nadaw ali piętno całem u okresow i siłą sw ych pragnień i czy­

stością ducha.

Epoki się nie pow tarzają, więc nie naśladujm y Filaretów w formie ich działania, ale tak ja k oni w ejdźm y w głąb sw ych dusz i w ybierzm y: albo żyw ot pluskiew gniecionych nogą życia, albo żyw ot ptaków — przelatujących oceany.

A jeśli w ybieram y to drugie — niechaj to nie będą tylko sło­

wa, słow a i słow a! bo tych m am y oddaw na za dużo, ale nam trzeba czegoś żyw ego i płomiennego. T o coś tylko w głębi ducha sw ego odkryć potrafim y i w głębi du cha sw ego narodu.

Szukajm y więc takiego zaklęcia, które nas zrobi czarodziejam i względem siebie sam ych i małych, lichych, niedołężnych pola- czków przetw orzy w pokolenie godne bohaterów 3 Maja, Racławic, Ostrołęki...

Ogrom ne zbiorow iska siły utajonej w naszym narodzie należy rozbudzić i w ytw orzyć now ą, sam oistną kulturę.

Oto cel — a drogi? niestety, lub na szczęście, oficyalnych dróg w rozw oju ludzkości niema. T rz eb a ich w yszukiw ać własnym mózgiem, w y rąbyw ać w łasną w olą i o czyszczać w lasnem sercem .

Po takich to, w ciąż now ych drogach ducha, — płynie rozwój.

(30)

— 24

Dla każdego narodu przybiera inną formę, acz treść jest po­

dobna u w szystkich. Na tern polega odrębność kultury narodowej i ogólność w szechludzkiej.

Rozwój narodu, stojącego w yżej od nas, nie m oże nam słu­

żyć za w zór, ale m oże udzielić niesłychanie cennych w skazów ek i ostrzeżeń. My, młodzież k ształcąca się zagranicą, jesteśm y o tyle w szczęśliw szem położeniu od naszych kolegów z kraju, że sty ­ kam y się bezpośrednio z bardziej rozw iniętą kulturą i te zagadnie­

nia, które u nas są jeszc ze w mglistem, em bryonalnem stadyum

—- tu widzim y ju ż jako żyw e i toczące walkę.

O ile korzystam y? i z czego korzystać n ależy? nim przejdę do tego działu, chciałbym, abyście koledzy i nadal udzielali mi sw obody krytykow ania naszego ogółu, nie dlatego, żebym się u w a ­ żał za lepszego i m ędrszego, ale że tak głęboko jestem przejęty niebezpieczeństw em położenia, które dzięki płytkości n aszy ch uczuć i niedbalstw u w zaradzaniu złemu — nabiera znaczenia grozy.

T w ard e słow a, które mi się czasem w ym ykają, darujcie, bo zaiste m ogę powiedzieć o s o b ie : nienaw idzę polaków całą siłą mojej miłości do Polski.

* * *

P rzyjeżdżając do cudzoziem skiego m iasta, każdy z nas staje w w arunkach zupełnie n o w y c h : dotąd m ieszkający przy rodzinie lub przynajm niej m ający wiele dom ów znajom ych — m usiał się oglądać na sw e czyny i sposób zachow ania.

Z agranicą je st w olny zupełnie.

P rzez nikogo nie krępow any u rz ąd za się z czasem i ob ycza­

jam i, jak mu się podoba. Ale ta w olność pociąga z a sobą potrzebę tem baczniejszej sam okontroli i sam okierow nictw a. Nie m ożna się spodziew ać, a naw et żądać, aby pierw szy raz pijąc wino i nie znając jego w łasności odurzających — nie wypić zawiele.

Owszem , czasy w których żyjem y, w ym agają hartow nych indyw idualności, które przeszły przez ogień i wodę, ale to nad u ­ życie nie pow inno trw ać zbyt długo, by się aż źle odbić na naszym charakterze i studyacb.

Student dostaje się zw ykle odrazu w tow arzystw o w esołych bum lerów, zap o zn a się z różnem i tajnemi, zresztą mało ukryw anem i instytucyam i, m a czas nieograniczony i na razie pełną kieszeń.

S traci pieniądze, pozna co chciał i czego naw et nie przew i­

dywał — pora się pow strzym ać i rzec: b asta! Ale bum lerka trw a

(31)

- ‘25 —

nadal, pochłania jeden sem estr i drugi —■ ba, często cały pobyt zag ranicą je st nieprzerw alnym ciągiem knajpow ania.

Może przesadzam ? w szak i ci naw et bum lerzy cośkolwiek pracują, chodzą czasem na w ykłady, do kliniki, laboratoryów . B ezw ątpienia, ale to cośkolwiek i jakkolw iek jest w łaśnie tern ziem najgorszem : partactw em i miernością.

M łodzieniec taki po w raca do kraju, znając zagranicę tylko z jej kaw iarnianej fizyonomii, społeczeństw u naszem u przybyw a jednostka zblazow ana, niezdolna do energicznej walki w imię ide­

ałów politycznych i socyalnych, do bezinteresow nej gorliwej pracy dla nauki i sztuki.

Jest naw et w prost ujem ny wynik, bo pieniądze z ubogiego kraju w yw iezione zm arnow ane są zagranicą.

A zasługuje to tem bardziej na uw agę, że wielu średnio z a ­ m ożnych lub w prost ubogich, stykając się z bogatym i, w ydającym i dużo, sami żyją nad stan, obciążając zap racow anego ojca lub opiekuna żądaniam i coraz to w iększych sum pieniędzy.

I tu w ina je st o b u stronna: bogatych, co dają zły przykład puszczaniem pieniędzy, i tych naiw nych, co na tern polu konku- rencyę utrzym yw ać pragną. Słyszałem nieraz zdanie, jak ob y w obec zagranicy należało pokazać, że społeczeństw o nasze ekonom icznie stoi dobrze.

Jakgdyb y nie było pow szechnie znanem , że te społeczeństw a są najbogatsze, które umieją oszczędzać! jak g d y b y sam i anglicy nie cenili w ysoko oszczędności! jakgdyby w reszcie nie była o nas rozpow szechniona opinia bankrutów — nie dlatego, żeby w kraju naszym bogactw nie było, ale że my tylko m arnow ać umiemy, nie zaś pow iększać.

A w reszcie — choć z bólem — przyznać m usim y przed sobą, że jesteśm y rzeczyw iście narodem bankrutów , więc poniżającem jest błyszczącą nędzą podtrzym yw ać opinię narodu najlekkom yśl­

niejszego! A jeśli je st to naśladow nictw em bogatych anglików i niem- ców, rozrzucających pieniądze — byłoby to objawem dotąd ropią- cej się polskiej choroby — naśladow ać inne narody w tern, co zle i puste: »Pawiem narodów byłaś i p a p u g ą !«

Do tej samej kategoryi w ad należy h az ard o w n a g ra w karty i pijaństw o. W najlepszym razie jest to zabijanie czasu, z którym niewiadom o co robić. A w styd dopraw dy, żeby student miał dużo zbyw ającego czasu! G orszą stronę stanow i zgubny w pływ n a ch a­

rakter i zdrow ie — gracz i pijak staje się nieczułym n a w ażne

(32)

- 26 —

zjaw iska życia społecznego oraz um ysłow ego, niedbałym na obo­

w iązki sw ego stan u i wieku, skłonnym do targów i kom prom isów z w łasnem sumieniem. W iem y, że robimy źle, ale nie przestajem y.

Dlaczego? bo pow iadam y sobie: i ten i tam ten i ów taksam o żyje...

Skutek ten, że dając sobie folgę w złem m niejszem , potem popeł­

niamy nagle czyn, na który d aw n a n asz a etyka m iałaby bardzo silny w yraz piętnujący. Idzie to krok za krokiem, niespostrzeżenie, ale szybko. Od w esołego bum lera do o szu sta — to zdaje się ogro­

m na przestrzeń? bynajmniej, to parę tylko kroków , bo przepaść tuż.

G dyby się kończyło n a paru zm arnow anych osobistościach — byłoby m niejsza o n ie ! ale tu całe m asy w chodzą w grę. Spójrzcie na te aw antury w ieczne polaków ze sobą i z innymi, te burdy uliczne i kaw iarniane, te obmowy, szkalow ania i błazeńskie hece zaczynające się od policzka, kończące bibą, a zw ane pojedynkami...

czy to m a być dow ód rycerskości?

Możeście zauw ażyli, koledzy, jak społeczeństw o niemieckie odnosi się do polaków — z nienaw iścią? bynajmniej — ze w zgardą.

1 poniekąd m ają słuszność, bo my sam i tern życiem nieporządnem , hulaszczem , bezm yśłnem — dajem y im do tego praw o. Słyszałem nieraz, że naw et polakom z kraju, przykro je st spotykać się z nami zagranicą. Jeśli na ulicy u sły szą m owę polskich studentów , praw ie napew no będzie trąciła domem publicznym.

W ogóle szacunek w zbudzam y chyba tylko u kelnerów, sy ­ piąc im hojne napiwki, n. b. pożyczając niejednokrotnie od nich pieniądze.

B ardzo w alnym przyczynkiem do moralnej i um ysłowej de- praw acyi je st rozpusta.

Nie będę się zastanaw iał nad jej w artością hygieniczną, ale co do moralnej nie da się zaprzeczyć, że tow arzyskie obcow anie z istotami lichemi a przedew szystkiem glupiemi, jakiem i są nasze przyjaciółki — oddziaływ a w prost fatalnie. O bniża polot myśli i u czu ­ cia, rodzi cynizm, niechęć do wielkich dążeń i zblazow anie. Na razie m ogłoby się w ydaw ać, że jestto nieuniknione: zasklepiając się przez dzień cały w swem zajęciu fachowem , student czuje w ie­

czorem potrzebę podrażnienia nerw ów i w tedy ja k w dym idzie do kaw iarni, gdzie się odurza piwem, gw arem i gadan iną kelnerek.

Ale czem u nie pójdzie raczej do kolegi na pogaw ędkę, zagranie w szachy, czytanie w spólne beletrystyki lub poezyj ? albo na prze­

chadzkę w ładną okolicę, których tyle posiada Lipsk, Berlin, Hałla,

D rezno i t. d. ? Ale spraw ę m usimy zam knąć, nie jako zbyt dra-

(33)

_ 27 —

żliwą, ale że b ard zo wiele w ym agałaby czasu do om ówienia; chcem y tylko powiedzieć, że student więcej powinien zw racać uw agi na sw e w ykształcenie artystyczne, więcej zapozn aw ać się ze sztuką i piękną naturą, a to go uchroni od zbyt silnego nasiąknięcia atm o­

sferą zaduchu. A przedew szystkiem zespalać się szczerze i głęboko z nabytkam i cywilizacyi, których tyle dokoła, a nie przyjm ow ać ją jedynie jak o dostarczycielkę niskich przyjem ności. W ielkie b o ­

wiem kultury m ają to do siebie, że obok w spaniałych kw iatów rosną jadow ite zielska, obok piękna i zdrow ia — rozkład i ohyda.

S ą ludzie, którzy m ają specyalny pociąg do tego, co g n i­

jące — i tych od zgubnych w pływ ów zagranicy nic uchronić nie zdoła. Ale wielu lekkom yślnych pow ierzchow nie obserw ując zjaw i­

ska ujem ne, bierze je z a m iarę ogólną, w ięc z a ty k a sobie uszy i przym yka oczy, by się nie zepsuć, albo rzuca się w wir m oral­

nej i fizycznej depraw acjo, irw ażając to za zgodne z duchem czasu.

T en bowiem »duch c z a s u « przez w szystkich krótkow idzów i adeptów dziennikarskich sensacyj u zn an y został za nieuleczalnie chory, spróchniały, g rożący zaw aleniem całem u cyw ilizow anem u światu.

Nie rozstrzygając przyszłości uznać musimy okres, w którym żyjem y za przejściow y ■ — i to n as zm usza do zw rócenia bacznej uw agi na zachodzące w nim zjaw iska.

Przejściow ość ta objaw ia się przez doprow adzenie do anty ­ tez myśli i uczuć: patryotyzm , dochodzący do szow inizm u i ko­

sm opolityzm , będący obojętnością n a w szystko, co ludzkie; indy­

widualizm w etyce i z a sad a pośw ięcenia jednostki dla dobra ogółu;

w religii zupełna obojętność albo zw rot do prachrześcijaństw a, mi­

styka i o k k u lty zm ; w sztuce naturalizm i najdziw aczniejszy sub- jektyw izm — słowem , n a każdem polu dochodzenia do skrajności, co jest (pnamieniem/:

1 ) /n ieza d o w o len i# 'ze stan u obecnego;

2) szukaniem dróg do rozw iązania kw estyj palących n aszego życia społecznego, naszego św iatopoglądu i naszego s u m ie n ia ;

B) oznaką zbliżającej się syntezy, reformy pojęć i sto su n ­ ków, tw orzenia się now ych w artości.

My młodzi będziem y niechybnie świadkam i, a m oże i akto^"

rami tego wielkiego d ram atu: p rzetw arzania się stareg o w nowe.

T o też jest rzeczą niezm iernie w ażną, abyśm y byli przygotow ani

należycie do tej roli kulturalnej, ja k a nas czekać m oże, abyśm y

sw ą opieszałością nie ściągnęli na siebie zarzutu, że społeczeństw u

Cytaty

Powiązane dokumenty

Próg szkoły średniej i zawodowej a picie napojów alkoholowych przez dorastającą młodzież śmy zbierając wypowiedzi rodziców.. O zgodności opinii co do ciągle

Korzystając z nierówności Czebyszewa oszacować prawdopodobieństwo tego, że w 800 niezależnych próbach ilość sukcesów będzie większa niż 150, a mniejsza niż

strzeni L na przestrzeń R, będącą dopełnieniem ortogonalnym K, nie jest domknięty. (*) Patrz

Miło jest pisać artykuł do księgi jubileuszowej, czyli w istocie jakby list do konkretnego adresata w sytuaqi, gdy adresatem jest ktoś, kogo nie tylko się szanuje,

Z uwagi jednak na fakt, że w łodziach próbujących pokonać Morze Śródziemne znajdują się obok Erytrejczyków, Sudańczyków i Somalijczyków również Gambijczycy, Senegalczycy

Wówczas l(Hu) ≤ n, istnieje więc reprezentant b warstwy Hu taki, że każdy początkowy segment b jest również reprezentantem... Dowód prowadzimy przez indukcję ze względu

*Na łyżwach jeździmy tylko w wyznaczonych miejscach, nie ślizgamy się po lodzie na rzece lub stawie.!. PODCZAS

- w terminie do 30 dni od daty powzięcia wiadomości przez Zamawiającego o zaistnieniu ww. W razie wystąpienia istotnej zmiany okoliczności powodującej, że