^ L C c
Staraniem Młodzieży Polskiej.
I
WSPÓŁCZESNA
MŁODZIEŻ POLSKA
Odczyt.
K R A K Ó W.
N a k ła d e m i d r u k ie m D r u k a r n i N a ro d o w e j F . K. P o b u d k ie w ic z a .
1897.
Staraniem Młodzieży Polskiej.
I
Współczesna młodzież polska
Odczyt.
fi W *
K R A K Ó W .
N akładem i czcionkami D rukarni Narodowej F. K. Pobudkiew icza.
1897.
' / - i
Od w yd a w có w .
Odłam młodzieży polskiej, dążący do wytworzenia ru chu umysłowego i etycznego między młodzieżą polską wszel
kich kierunków i zapatryw ań, otwiera niniejszą pracą sze
reg publikacyi, które z jego łona wyjść mają.
Zależy tu przedewszystkiem na wywołaniu dyskusyi nad sprawami, poruszonemi przez autorów, jakoteż o danie przez młodzież sobie samej m ateryału do badań nad swemi dążeniam i i celami. Za najbardziej dodatni rezultat uważać będziemy, jeżeli oddzielne jednostki wśród młodzieży pol
skiej przeprowadzą nad sobą głęboką krytykę, do której znaleść winny odpowiednią pobudkę w pracach, wydanych
„Staraniem Młodzieży Polskiej".
A utor leżącego przed czytelnikami odczytu z konieczno
ści m usiał pracę swą zamknąć w szczupłych ram ach obrazu rzeczywistości, nie wyczerpując tem atu w całym jego za
kresie. Zarówno wszakże autor, jak i wydawcy bedą uwa
żali cel swój za dopięty, gdy praca ta posłuży innym za punkt
wyjścia do badań głębszych nad szczegółami lub całością
sprawy.
rzeciętne społeczeństw o inożnaby porów nać do sw obodnie ro
snącego lasu. Obok pow ażn3rch latarni, koroną strzelających w górę olbrzym ów, lub zm urszałych pow alonych pniów, w i
dzim y młode drzew a różnolatki, jedne wciśnięte w g ąszcz drzew starych, nie m ogące się rozw inąć bujnie i sam odzielnie — inne, w yrosłe na polanach, karm ione obficie słońcem — i burzami.
W z ro st tych drzew zależnym jest od w arunków gleby, ilości św iatła, ciepła i wilgoci, w reszcie od tow arzyskiego położenia w śród innych, oraz danych wr sam em ju ż ziarnie popędów i sił.
I podobnie, ja k sosny karłow ate rodzą karły, ja k robaki, żrące pnie stare, przechodzą na młode — m y młodzi jesteśm y rów nież owocem w arunków naszeg o otoczenia, tudzież sił, danych nam w potencyi przez generacyę starszą.
Poznać te pierw sze - - zn aczy poznać w arunki polityczne, ekonom iczne i um ysłow e, czyli kulturę bieżącą kraju, poznać drugie — znaczy uśw iadom ić sobie treść pokoleń ubiegłych, ich strony indyw idualne i typow e.
Pomyślm y, że zaledw ie sześć llib siedem pokoleń oddziela n as od tych czasów', gdy Polska stała nierządem , była karczm ą dla sąsiadów , a pijaństw o i ro zpu sta za S asó w stały się przy sło
w iow e; pom yślmy, że nasi pradziadow ie przeszli z Napoleonem Europę, ich synow ie przebyli rewolucj^ę 31, nasi ojcowie po w stanie 63 roku — a stanie nam się oczyw istem , ja k dalece my jesteśm y w ytw orem ubiegłych czasów , jak zrozum ienie nas p o trzebuje zrozum ienia przeszłości.
Ale je st to pole tak wielkie, tak zasypane gruzam i zw alonych
św iątyń, szczątkam i połam anej broni i pocięte szlakam i bielejących
się kości, które w iodą aż n a Sachalin i brzegi Leny, że, aby się
nie rozproszyć i nie zgubić w rozpam iętyw aniach, podobnych do
— 6 —
wielkopiątkowych, w eźm y ze społeczeństw a m inionego jeden drobny ułomek, który z natu ry swej je st nam najbliższy i, zapom niaw szy,
»że je st w ieku przedział«, spójrzm y, jak żyją i co robią, jak m yślą i co kochają nasi w ileńscy koledzy.
*
* *
Zabiegam i C zartoryskiego i C zackiego pow stał w roku 1803 uniw ersytet w Wilnie. Był to fakt dla rozw oju polskości i nauki polskiej niesłychanie w ażny. »Nigdy, ani przedtem , ani potem nie było w Polsce tak znakom itego zbioru sił uniw ersyteckich, jak w ow ych czasach w W ilnie — pow iada prof. T retiak *). — Składali się na to i obcy uczeni, jak F rank, B ojanus, Grodek i swoi, jak Śniadeccy, Jundziłł, Lelewel, Borowski i inni. T en zbiór łudzi św ia
tłych i uczonych, niezależnych stanow iskiem , o silnie u g ru n to w a
nych przekonaniach, otoczony był w koło staroszlacbecką sferą ze wszystkiem i jej patryarchalnem i cnotam i, jednocześnie ze w szy st- kiemi nieszczęsnem i ułomnościami, z całym obskurantyzm em po dw óch ostatnich w iekach odziedziczonym . Życie nad stan, g ra w karty, pijaństw o, próżniactw o i nieoględność, w szystk o to wiodło szybkim krokiem fortuny m ożniejszych do u p a d k u : exdyw izye były n a porząku dziennym. F ran cu zczy zn a i tytułom ania panow ały w bogatszych domach. Pieniactw o było pow szechnem , a w skutek tego tern hałaśliw sze i niesforniejsze staw ały się sejmiki, na których co trzy lała obierano sędziów i innych urzędników pryw atnych.
Stosunek pan a do chłopów opierał się na niewoli, którą rew olucya Irancuska i miecz N apoleona zniosły do szczętu w całej Europie aż po Niemen. Nie brakło i stron dodatnich, jak pobożność, se r
deczność, gościnność, gotow ość do pośw ięceń dla dobra publi
cznego, które tak żyw o odm alował Mickiewicz w »Panu T adeuszu«.
Rzecz naturalna, że między tą starośw iecką sferą, a ogniskiem now ych pojęć musiał się w ytw orzyć antagonizm .
K rytyka przestarzałych pojęć, przyw ar i nałogów szlacheckich z początku poufna, staw ała się coraz głośniejszą — w reszcie w y-
*) C ały te n dział o filaretach j e s t w yciągiem ze zn ak o m itej 3-tom ow ej p ra c y p ro t. T re tia k a : »M ickiewicz w W ilnie*. Z a m ia st tw o rz y ć ja k ie ś w łasne — niby o ry g in a ln e k o m p ilacy e — w olałem w zń;ć w p ro st to , co ju ż z ro b ił k to inny d o sk o n ałe, a co n ie s te ty , nie dość j e s t z n a n e m iędzy młodzież.';:.
— 7 —
strzeliła na św iat drukiem (roku 1817) w piśmie hum orystyczno- satyrycznem p. t. »W iadom ości B rukow e«. Klub, który się wokół tej gazety zgrupow ał, przybrał miano »Szubraw ców «, przew idując że taką nazw ą przez niezadow olony ogól dotknięty będzie. Ale w krótce liczbę niezadow olonych przew ażyli zw olennicy, do któ
rych serca szlachetne zasad y i postępow e pojęcia prędko z n a lazły drogę. Czuli się oni pociągnięci ku »Szubrawcom « siłą ich dobrej woli, hum oru i fantazyi. Najw ym ow niejszym dowodem w pływ u »Szubraw ców « było podniesienie na gubernialnym sejmie wileńskiem w r. 1818 spraw y uw olnienia włościan z poddaństw a.
Pomimo silnej opozycyi, pomimo gróźb g ubernatora Lubeckiego, stanęło na tem, że w ybrano komitet, który miał ułożyć p rzedsta
wienie do cesarza w spraw ie uw olnienia chłopów i polepszenia ich bytu.
W praw dzie jeszc ze pierwej, kiedy Lelewel, B orow ski i inni byli sam i studentam i, t. j. koło roku 1805 pow stały tu różne sto w arzyszenia, które utw orzyły potem Filom acyę, ale to prędko upadło i w chwili, gdy Mickiewicz przybył do W ilna, nie było jej ani śladu.
U czniow ie z różnych gim nazyów pochodzący żyli tylko ze sobą. Młodzież uboga pracow ała, uczyła się pilnie, ale m ajętniejsza przew ażnie wiodła życie próżniacze, spędzając czas w cukierniach, przy bilardach lub k artach i dopuszczała się g orszących w ybryków , jakkolw iek miały one niekiedy p atryotyczną barw ę (burdy z ofice
rami i policyą).
Reform atorskie dążenia S zubraw ców w yw arły w pływ na mło
dzież, a przedew szystkiem na sam ego M ickiewicza i najbliższych jego przyjaciół: Z ana, C zeczota, M alewskiego i Jeżow skiego. Z ro
zumieli potrzebę doskonalenia siebie i w yw arcia w pływ u m oralnego na kolegów, co wiedli próżniacze, bezcelow e życie, a jak o cel najw yższy stanęło przed nimi odrodzenie narodu przez szerzenie ośw iaty i krzew ienie miłości kraju oraz braterstw a w sercach mło
dzieży. Zrodziła się' m yśl zaw iązania tajem nego sto w arzyszen ia Filomatów, o tyle różnego od daw nego, że prócz celów naukow ych staw iało jeszc ze m oralne. Pobudkę zew nętrzną założenia stanow iły żałobne obchody z pow odu śmierci Kościuszki w Solurze, inicy- atyw ę zaś podał kościuszkow ski żołnierz Kontrym, bardzo zacny, w ykształcony i ruchliwy, zajm ujący posadę bibliotekarza uniw er
sytetu.
Prezesem to w arzy stw a byl Jeżow ski. Na posiedzeniach czy-
_ 8 -
tano literackie i naukow e rozpraw y, w których pilnie przestrzegano czystości języka, a przedm iotem w olnych n arad miało być w yłącznie obm yślanie środków , dążących ku szerzeniu ośw iaty i braterstw a m iędzy m łodzieżą, ku utrzym aniu w niej narodow ego ducha, tak aby k ażdy przekładał dobro pow szechne nad interes pryw atny i szanow ał bardziej cnotę i uczciw ość obyw atelską, niż w szelkie dostojności św iatow e, b ogactw a i w yniesienie się. W pożyciu zaś m iędzy członkam i tow arzy stw a zalecano przedew szystkiem szcze
rość i w zajem ną pomoc. W przybieraniu now ych zachow yw ano w ielką ostrożność. Zwykle w yznaczano dw óch lub trzech członków do poznania kandydata, którzy proponow ali mu założenie to w a
rzystw a, układali z nim statu ta i całą organizacyę, odpowiednią tej.
ja k a była przyjęta u Filom atów i, kiedy cała ta robota udana, której on sądził się być w spółautorem , była ukończona, w prow adzano go n a posiedzenie, ośw iadczając, że to, czego chciał, ju ż egzystuje od daw nego czasu. P rzytaczam y w ażniejsze ustępy z regulam inu m o raln e g o :
2. C hcesz posiadać naukę? Popracuj naprzód nad odkryciem tw oich niewiadom ości. G dy zaś poznasz, czego i jak wiele nie um iesz, czego i jak chciałbyś się nauczyć i czego nieuchronnie do twej nauki potrzebujesz, natenczas bądź przekonany, że uczyniłeś pierw szy, lecz wielki krok na drodze tw ego doskonalenia się.
7. C hcesz być cnotliwym ? Zapatruj się n a spraw y wielkich cnotam i ludzi, abyś usposobił się czuć szlachetnie. Gdy z a ś uczu- je sz przyw iązanie do ziemi ojczystej, skłonność do przyjaźni z to
w arzyszam i tw ego w ieku i pow ołania, miłość bliźniego i troskli
w ość o sam ego siebie, natenczas m ożesz być prześw iadczony, że uczyniłeś pierw szy, ale wielki krok na drodze doskonalenia tw ego serca.
11. T roskliw ość o sam ego siebie zakładaj na tern, ażebyś wszelkiem i siłami doskonalił umysł i serce, tudzież utrzym yw ał czerstw ość i zdrowie, chroniąc się stale gnuśności i ro z p u sty .«
Naturalnie, że to, co tu w yrażono w katechizm ow y sposób, w pogadankach rozw ijane było szerzej i w zastoso w an iu do ży cia. Szczególnie wielki wpływ1 na młodzież ów czesną w yw arła teo ry a Zana, będąca jego oryginalnym pomysłem , zn a n a jak o te- orya prom ionków.
Zan był zaciętym wrogiem rozpusty, która tak łatw o otw iera bram y swoje m łodzieży uniw ersyteckiej. Nie mógł on znieść nie
przyzw oitych rozm ów , niecierpiał rozpustnych i utrzym yw ał, że
— 9 -
pierw szym krokiem do nieszczerości, upodlenia i zdrady je s t nie- pow ściągnienie grubych skłonności, które z a raż ają o taczającą at
mosferę sw ędem i zgnilizną; natom iast dowodził, że m uzyką i poe- zyą, czystością obyczajów i miłością m ożna uratow ać z upadku najbardziej zepsutych ludzi. Za najw yższe szczęście poczytyw ał miłość czystą, idealną, w olną od ferm entu zm ysłowości. Im d o sk o nalszemu były osoby, które, w zajem nie się kochając, obcow ały z sobą, tem ży w szą była rozkosz, ja k ą ta miłość spraw iała. Roz
kosz ta polegała na w ząjem nem w ysyłaniu ku sobie prom ionków, czyli promieni, które, grając w oku, św iadczyły o duszy, były przędzą z jej przym iotów osnutą. Nad dwiem a duszam i w y tw arza się jakby tęcza, która i św iat cały dla dw ojga istot miłośnie ku sobie patrzących oprom ienia i dusze ich powołuje ku niebu, źródłu wszelkiej harmonii. T a prom ionkow a m arzycielska miłość o ta
czała dziw ną czystością serca m łodzieży i strzegła je od brudnego kielicha rozpusty.
Ale nietylko miłość idealna polegała podług teoryi Z ana na prom ionkow aniu, i przyjaźń praw dziw a m iędzy m ężczyznam i była rów nież w ząjem nem takiem w ysyłaniem promieni duszy ku sobie.
S tąd kolegów Z ana zw ano promienistymi, a nazw a ta stała się potem nazw ą całego stow arzyszenia.
N adeszła w iosna 1819.
Z naczną była liczba kolegów, na których w pływ w yw rzeć się starali promieniści, i, chcąc w yw ołać ostateczne zbliżenie, urządzili w spólną koleżeńską majówkę. Śpiew ano pieśni, tw orzono pogadanki, dyskusye, w reszcie chóralny śpiew, który się kończył sło w am i:
Ale k to j e s t w n a szera g ro n ie — P o m n ij n a p rz y się g ę sw o ją I w k ażd ej chwili ż y w o ta — C zy p rz y p łu g u , czy w k o ro n ie — N iechaj ci w um yśle s to ją ; O jczy zn a , n a u k a , cn o ta.
M łodzież była upojona uczuciem braterskiej koleżeńskiej mi
łości, z czego postanow ili skorzystać filomaci i utw orzyć szersze grono, stojące pod ju ry sd y k cy ą pierw szego, ale o nim nie w ie
dzące : dano mu nazw ę filaretów.
YV pierw szym za raz artykule zastrzeżono, że filareci nie będą
się zajm ow ali polityką, a głów nym ich celem będzie ośw iata, nauka,
w zajem ne braterstw o i miłość ojczyzny. T o w arzy stw o dzieliło się
- 1 0 -
na oddziały, stosow nie do gałęzi nauk upraw ian ych: praw o, lite
ratura, m edycyna, m atem atyka, nauki przyrodnicze.
K ażde grono miało sw ego prezesa, sek retarza i skarbnika, a całe tow arzystw o głów nego p rezesa i skarbnika. W szystkie w ybory odbyw ały się otw arcie i w iększością głosów. Składki obracano na książki. Na posiedzeniach czytano prace w przedm iotach, które odpow iadały gałęzi nauk, należącej do gro n a i toczyły się n a te m at rozpraw y. W łaściw e jed n ak znaczenie to w arzy stw a opierało się nie n a posiedzeniach, lecz na nieprzerw anem , nieustannem ob
cow aniu członków ze sobą. Przechadzki w okolice W ilna i dłu
gie w ieczory zim owe schodziły im na w spom nieniach przeszłości, na projektach i n arad ach nad sp raw ą publiczną, a zaw sze p rzy
szłość Polski była im n a m y śli! Z baw ienny w pływ tych zg rom a
dzeń na życie i sposób m yślenia m łodzieży bardzo prędko dał się uczuć. «Zaczęto pilniej chodzić na lekcye, do kościoła uczęszczać, uczyć się, egzam ina zdaw ać i inszem okiem na kolegów zw ażać«.
Pilność i obyczajność m łodzieży tak widocznie w zrastała, . że to ogólną uw agę zwróciło. Było pow innością w szystkich w spie
rać się naw zajem m oralną oraz w potrzebie m ateryałną pom ocą.
Stale utrzym yw ali Filareci kilku uczniów swoim kosztem , często nie należących naw et do ich grona. Do jakich czynów ofiarności zdolną była przyjaźń koleżeńska m iędzy stow arzyszonym i, sz c z e gólnie, jeśli myśl obyw atelska im przyśw iecała, da nam w yo braże
nie przykład, jaki ze sw ego życia przy tacza Karol Kaczkowski.
Był on na koszcie rządow ym i, ukończyw szy doktoryzacyę, gotow ał się ju ż jech a ć jak o lekarz rządow y tam dokąd mu k ażą
— ku granicom Persyi, ku Chinom, czy też pod biegun północny, kiedy pew nego razu, w chodząc do sw ego m ieszkania, zastaje grono kolegów , czekających na niego, z których jeden w ręcza mu jakiś pakiet od rektora. K aczkow ski ro zryw a kopertę i znaj
duje w niej uwiadom ienie, że m inister ośw iecenia, stosow nie do jeg o prośby, przyjm uje złożone przezeń pieniądze w sumie rs. 900, jak o zw rot kosztów rządow ych i uw alnia go od w szelkich obo
w iązków rządow ej służby.
Zdziwienie K aczkow skiego było ogrom ne: podobnej prośby nie pisał, pieniędzy w cale nie składał, skądże więc to uwolnienie?
W n e t w śród braterskich uścisków dowiedział się, że było ono
dziełem kolegów, którzy chcieli zachow ać jeg o zdolności i naukę
dla swoich, dla sw ego kraju i, złożyw szy oszczędności po większej
części z guw ernerki zebrane, w tajem nicy przed nim wykupili go
— 11 —
od obow iązku służby rządow ej, któraby go gdzieś daleko zaw ieść mogła.
D w a lata ju ż istniały to w arzy stw a Prom ienistych i Filaretów, kiedy reakcyjne prądy, którym uległ cesarz A leksander I, nadały now y kierunek w ew nętrznej polityce, a śledzenie tajem nych poli
tycznych zw iązków m łodzieży n a uniw ersytetach niemieckich z a częło zw racać u w agę rządu na stow arzyszenia m łodzieży polskiej.
T o też w r. 1821 rektor zm uszony był rozw iązać stow arzyszenie Prom ienistych, a zasły sz aw szy o istnieniu obszernych archiw ów filareckich, uprosił i zniewolił Z an a i innych, aby je spalili, sami zaś zgrom adzenia zawiesili.
Lecz ruch zbudzony w m łodzieży ani n a rozkaz, ani na prośby rektora zatrzym ać się nie mógł. Otoczył się on tylko najgłębszą tajem nicą, a im bardziej taić się musiał, tern silniej zagrzew ał i ro z
palał serca młodzieży.
W yrazem tego nastroju zjaw ia się »Oda do młodości«.
Pieśń ta — pow iada pięknie prof. T retiak — je st jak bujny potok, który z czeluści skalnych w ybucha szerokim słupem i grzm iącą kryształow ą k askadą spada z niepow strzym aną silą po urw iskach, T o też będzie ona w ieczna jak m łodość — i jak długo w sercach młodzieży kw itnąć będą szlachetny zapał i szlachetne złudzenia, tak długo pieśń ta nie przestanie być idealnym obrazem uczuć i dążeń m łodzieńczych.
Filareci pierw si postawili dążenia pozytyw ne, ideały dodatnie;
dotąd najlepsze siły społeczeństw a zużyw ały się n a krytykę, ośm ie
szanie i potępianie stron złych; Filareci uczyli kochać dobre:
W y jd z ie z z a m ę tu św iat ducha, M łodość g o p o czn ie na sw ojem łonie A p rzy jaźń w w ieczn e sk o ja rz y spójnie.
Nie będziem y dłużej zatrzym yw ać się nad sm utnym i w ypad
kami r. 1823 i 24 — obńtymi w aresztow ania m asow e młodzieży, zesłania, dym isye profesorów i t. p. K ażdem u z n a n a je st Iii. część
»Dziadów«, w ypadki te opisująca, acz w poetycznem oświetleniu.
W spom inam y tylko, że aresztow ania były spow odow ane z jednej strony echem w ypadków w Niem czech (zabicie K otzebuego), z dru
giej — nikczem nem i intrygam i Now osilcow a, który chciał w ykazać
niebezpieczny w pływ kuratoryi C zartoryskiego i w ęszył w szelkich
pozorów spisków i rewolucyi. Niewinne politycznie stow arzyszenie
Filaretów , odkryte w ypadkow o, posłużyło za doskonały pretekst
— 12 -
do robienia interesu na prześladow aniach, któ ry to przykład z coraz w iększem pow odzeniem naśladow any je st dotąd przez biurokraeyę ro syjską w Polsce.
W yrok n a 20 Filaretów brzmi:
»W ydaleni być m ają z gubernij polskich, gdzie zamierzali krzew ić za pom ocą literatury n i e d o r z e c z n ą narodow ość polską«.
Niektórzy, jak Mickiewicz, odtąd Litwy ju ż nie widzieli nigdy;
ale m łodzieńczą miłość do n i e d o r z e c z n e j narodow ości cierpienia n a w ygnaniu zmieniły w tw ardy tęczow y dyam ent pośw ięcenia pracy całego życia poniżanem u i m ęczonem u narodow i.
* * *
Umyślnie zatrzym aliśm y się dłużej na tym okresie — jasn ym mimo w szystko, bo pełnym wielkich dążeń i zaso bu sił n a przyszłość.
Niechaj służy on nam za tło do dalszej części pracy, za punkt w yjścia, który zm ierzyć nam pozwoli, o ile i w czem młodzież w ileńską w yścignęliśm y, a w czem nie zdołaliśm y jej w yrów nać.
Nie będziem y jednak śledzili rozw oju stopniow ego ducha pol
skiej młodzieży.
Po tym znam iennym okresie nie w yprzedza on a przez długi czas pragnieniam i i program em sw ego społeczeństw a, lecz idzie mniej więcej równom iernie.
W r. 1831 i 1863 odgryw a w a żn ą rolę forpoczty w dem on- stracyach, agitacyi, naw et na polu walki.
Od r. 1863 atm osfera życia społecznego w Królestwie, n a W o łyniu i Litwie staje się coraz bardziej d u sząca i niezdrow a. Pol
skość pod zaborem rosyjskim traktow aną je st jak przez dzikiego plantatora m urzyn, zam ęczany system atycznem w ysysaniem jego sil żyw otnych, a w razie próby ucieczki lub oporu, szczu ty psam i z w yrafinow anem okrucieństw em półcyw ilizow anego zw ierzęcia.
W idząc w yczerpanie sil naszeg o społeczeństw a, rząd rosyjski uznał m om ent ten za odpowiedni do zupełnego w cielenia n as w m asę w iernopoddańczą, jednolicie praw osław ną i rosyjską. S zereg adm i
nistracyjnych reform przeobrazi! do gruntu u rządzenia z przed r. 63 szkół, sądów , prasy, stosunku kościoła do p ań stw a itd. P ro ces ten nie ustaje, ow szem idzie coraz dalej.
N a szczęście lżej — m ożnaby pow iedzieć praw ie dobrze kształtują się nasze stosunki polityczne w Galicyi.
W ręce sw oje dostajem y sam orząd i ośw iatę, zdobyw am y
w arunki pracy dla zaspokojenia potrzeb m ateryalnych i duchow ych.
— 13 —
W P oznańskiem — dzięki przynależności do państw a kultu
ralnego, w którem naw et prądy antyhum anitarne, w y n a rad aw ia
ją c e nie m ogą przekroczyć z a sad praw nych, ja k się to dzieje w Rosyi, została nam jakaśkolw iek m ożność obrony legalnej.
1 tu więc, jak w Galicyi, od nas zależeć będzie, czy d aw szy się zjeść, dam y się też strawić.
T en Stan polityczny odbija się w sposób bardzo w idoczny i bardzo bolesny n a naszem życiu kulturalnem.
Społeczeństw o przedew szystkiem rolnicze, jak nasze, w obec zalew u rynków europejskich zbożem zaatlantyckiem , musi się starać 0 w ytw orzenie w łasnego przem ysłu i pow etow anie n a tern polu strat poniesionych n a tamtem.
Ale G alicya i Poznańskie, przy należąc do p ań stw bardzo przem ysłow ych, przygniatane są w yrobam i austryacko-niem ieckim i.
Co do Królestw a, tego przem ysł coraz silniej krępow any jest taryfam i i niektórzy przew idują zupełną jeg o stagnacyę.
Sam ten w zgląd ekonom iczny w ystarcza, aby podział kraju uczynić dla n as opłakanym .
Ale pociąga on za sobą gorsze: przygniot um ysłow y, m oralny 1 religijny, szczególniej pod rządem rosyjskim , a zatracanie indy
widualności narodow ej pod innymi o tyle, że te zbyt szczupłe dzielnice bujnego i oryginalnego życia um ysłow ego w yhodow ać nie sa w stanie. o
Idea niezależności przyśw iecająca do roku 63 ja k slup ogni
sty rzeszy błądzącej na pustyni — od tego czasu światło swoje przytłumia.
O jczyzna była ideałem pokoleń przeszłych i ciągła myśl 0 w yczekiw anej w alce chroniła je od m oralnego obniżenia.
Lecz po 63 roku w ystąpiono z program em tak zw anego politycznego realizmu, który byl w p rost oportunizm em — zaś oportunizm m oże być w ygodny dla bardzo wielu, ale w miodem pokoleniu, niezepsutem przedw cześnie chęcią karyery, lub choro
bliwą obaw ą zm iany złego na gorsze --- mógł w zbudzić jedynie w stręt.
»W yrodził się — pow iada U rsin — bolesny rozdział m iędzy
starem pokoleniem a m iodem ; p rz estaw szy w ierzyć w odbudow anie
Polski i gardząc przytem polityką utylitarną, w szystko co żyw e
1 nam iętne w śród m łodzieży, gotow e się rzucić w objęcia socya-
lizmu. Oto dlaczego — chcąc z jednej strony uchronić młodzież
od socyalnych poryw ów , z drugiej — od niskiego egoizm u, należy
—
14
-daw ny ideał walki za ojczyznę zastąpić now ym bardziej wysokim i bardziej trudnym ideałem chrześciańskim . Lecz tym ideałem prze- dew szystkiem powinni się przejąć ci, w czyich rękach spoczyw a w ychow anie m łodzieży...«
S m agany bólem i nie w idząc jego końca, zw ątpiały i tak sm utny, że, ja k mówi A nhelli: choćby w szystko niebo posiadł — jużby mu nie rozśw itało w d u sz y «, — patryotyzm n asz musiał zm ierzyć w krainy zupełnej abnegacyi szczęścia na ziemi i po wziąć ideały ew angeliczne.
Oto jak rozum uje M oszy ń sk i:
»Jeżeli chrześcianin nie powinien pokładać w yższego dobra w m ateryalnym dobrobycie — to stosując ow ą zasad ę do narodów , należy patrzeć na polityczną niezależność i potęgę tylko jak na środek ułatw iający wypełnienie chrześciańskiego obow iązku, z a rów no obow iązującego dla całego narodu, jak dla każdej pojedyn
czej jednostki, lecz w żadnym w ypadku ja k n a w y ż sz y cel życia...
»Pora raz n a zaw sze pogrzebać tak zw an ą w dyplom acyi polską spraw ę, aby w skrzesić polskie życie. T ak więc — powiedzm y naszym otw artym i skrytym wTogom — że niema ju ż więcej pol
skiej spraw y, polskiej głupoty, polskiego w ary actw a, że patryo- ty czn a frazeologia nie będzie dłużej w odziła nas z ą nos w niechybną przepaść, ale zarazem pow iedzm y, że żyw ym jeszcze je st polski naród, że nie myśli w lasnem i rękom a pozbaw iać się życia — i że z tym narodem przyjdzie jeszc ze św ialu zrobić obrachunek«.
T a k m yślą najśm ielsi, bo najczystsi w tym obozie.
Inni abnegacyę politycznych ideałów użyli jak o w y go dn ą w ym ów kę w łasnej nicości i brudnego filisterstw a. Polityka narodow a utożsam iła się w ich um yśle z dobrobytem p an a inżyniera n a kolei orenburskiej lub miejscem stołonaczalnika w Petersburgu.
Jeden z takich panów w niedaw nej korespondencyi z W a r
szaw y pisze do Czasu:
»Ile zm ian zaszło, ile straszliw ych eksperym entów dokonano n a ciele i duszy naszego narodu, a m yśm y patrzali na to bierni, niemal obojętni, niemal bezmyślni. T e ra z dopiero (po w stąpieniu n a tron Mikołaja) przestaliśm y g rać w w inta, a zn aczn ą część w ie
czorów spędzaliśm y n a rozpraw ach, ja k się zachow ać, co rob ić«.
I oto: »Chcem y w ejść do w nętrza p ań stw a jak o szczerze
lojalni poddani przez pogodzenie n asz y ch potrzeb narodow ych
z interesam i, z n atu rą państw a. T rzeb a, aby stosunek do niego
był szczery, w yrozum ow any, abyśm y go nie staw iali w zależności do u stępstw dokonanych, lub sp odziew anych«.
C hyba w y starcza do zrozum ienia, dlaczego młodzież z takiem oburzeniem p atrzy n a program stańczykow ski, dlaczego woli zła
manie swej karyery i odsiadyw anie więzienia, niż poddanie się tem u;' co u w a ża za polityczne, a głównie m oralne spłaszczenie i unicestw ienie. S tąd młodzież, szczególniej pod zaborem rosyjskim, staje w szeregach albo socyalizm u, albo tego em igracyjnego pa- tryotyzm u, który każe podtrzym yw ać ducha i czekać chwili ja kiegoś w ydarzenia w strząsającego stosunkam i krajów — w ojny lub rewolucyi.
Ogólnem hasłem stała się ośw iata ludowa. Ale urzeczyw istnić je było bardzo trudno. Po przerobieniu szkoły głównej n a B. ffi. Y.
m łodzież poddano czujnem u dozorow i pedlów, policyi, a naw et stróżów . Zabroniono w szelkich zw iązków , klubów, zgrom adzeń, utrzym yw ania stosunkó w z tow arzystw am i zagranicą, n a zasadzie, że w szystko to »zm ierza lub zm ierzać m oże do naruszen ia całości p ań stw a i pokoju społecznego«.
Ale staw iane przeszkody i ucisk w zbudziły w śród młodzieży tern w iększy zapał do pracy dla przyszłości i w ytw orzyło ścisłą solidarność, której w yrazem były organizacye Bratniej pom ocy oraz Koła — czyli centrum kółek sam okształcenia, bardzo licznych i ruchliw ych; utw orzono tajne biblioteki, setkam i tysięcy ro zrzu
cano w ydaw nictw a ludowe po kraju, przyjm ow ano udział w budze
niu ruchów robotniczych, w yd aw an o zag ran icą dzieła M arksa, Las- sala, Lim anow skiego itd.
W latach 76-79 następuje szereg aresztow ań, m ających na celu stłumienie ruchu socyalnego.
W r. 83 zam knięcie Puław i A puchtinada, za którą zostało aresztow anych i k aran ych 200 studentów .
C iekaw ą ilustracyą procedury sądow ej stanow ił w gronie pro
fesorów zasiadający sekretarz żandarm .
Dalej w r. 86 w ykryto organizacye Proletaryat, gdzie znów jest reprezentow aną młodzież uniw ersytecka. W r. 9(1 z pow odu rocznicy konstytucyi 20 studentów zostaje karanych adm inistracyj
nie, w reszcie z pow odu m anifestacyi Kilińskiego 127 deportow ano w głąb Rosyi.
Jak widzimy, m łodzież w a rszaw sk a przyjm uje bardzo żyw y i czynny udział w życiu politycznem kraju, objaśniając to w arun kam i naszeg o położenia politycznego.
— 15 —
— 16
»Zdarza się ustaw icznie —• czytam y w pewnej broszurze o młodzieży w arszaw skiej — że gdy rząd despotyczny w yw iera szereg represyj i prześladow ań w zględem tych, którzy z jeg o p u n ktu w idzenia okazują choćby najlżejszy cień opozycyi, — ludzie dojrzali, stateczni, obdarzeni rangam i, egoiści, m ając do ratow ania sw ą pozycyę i m ajątek, decydują się w yrazić sw e niezadow olenie conajw yżej platonicznie, usuw ając się od walki czynnej.
N atom iast po stronie tych, dla których w alka ta je st konie
cznością nieodzow ną, po stronie czujących najmocniej ucisk — po stronie ludu — grupuje się młodzież, której m oże brakow ać talentu, dośw iadczenia, w szystkiego, co się podoba, ale której rzadko kiedy brak odw agi i pośw ięcenia.«
U stęp pow yższy charakteryzuje usposobienie m łodzieży w a r
szaw skiej, przynajm niej jej znacznego odłamu.
O dznacza się ona żyw em i uczuciam i spolecznemi, dochodzą- cerni do egzaltacyi i skrajnych sądów , tern więcej, że nie m oże ich spraw dzić n a obserw acyi sw obodnego rozw oju społeczeństw a oraz poddać sw e tw orzące się dopiero przekonania polityczne sze r
szej i niezależnej krytyce. T o też typ doktrynera czestem je s t zja- I wiskiem w śród m łodzieży w arszaw skiej. S potkać się tam m ożna ze zdaniam i w ygłaszanem i pow ażnie, że im- gorzej — tern lepiej, bo społeczeństw o coraz więcej gnębione, w coraz w iększą w pada zaciekłość. Albo — oglądanie się n a rew olucyę w Rosyi lub po
moc socyal-dem okratów z zagranicy... A gitator w arszaw ski p rze
konany jest, że nikt dla idei nie ginie m arnie, stąd rzuca się śmiało w wir niebezpieczeństw a, m arząc o zbliżającej się godzinie sp ra
wiedliwości.
T a w iara nieustająca, ta raczej potrzeba w iary silnej, n ieza
chwianej, bezwzględnej w zw ycięstw o pragnień wolności i ró w n o ści — jest naturalnym wynikiem zatrw ażającego położenia pod rządem rosyjskim.
Ale ta w iara dochodząca do fanatyzm u, nie m a w sobie pa
tosu i deklam acyi. Jest szc zera zupełnie.
Słyszy się często m łodzież w tow arzystw ie starszy ch i o star
szych w ypow iadającą sąd y bardzo ostre, a mimo to nigdy prawie
nie w zbudza w tych ostatnich oburzenia, często naw et uczucie
sym patyi z to w arzyszącem o strze żen iem : mimo to, choćbyście mieli
słuszność, bądźcie ostrożni! Praw da, że nieraz pew ność siebie
graniczy, a naw et w prost staje się zarozum ialstw em i nieznośnem
przecenianiem pow agi sądów osobistych lub koleżeńskich. T aki
— 17 —
obyw atel otacza wielką tajem niczością sw ą osobę, zaw sze zajęty, w szystkow iedzący, ironiczny i uszczypliw y, w ypow iada sąd y tak kategoryczne, że przeciw nika wyprawia w wściekłość albo zm usza w zru szy ć ramionami. Podobny tem peram ent często staje się dyk
tatorem w gronie kolegów, w ierzących, że ów X to rzeczyw ista i niepospolita siła, bowiem niczego się nie lęka i na w szystko znaj
duje gotow ą, ja sn ą odpowiedź, nie dopuszczającą cienia w ątpliw o
ści pod groźbą zarzutu o strupieszałość, idyotyzm,_ burżujstw o itd.
Na szczęście, zaznaczam y, typ ten nie je st zbyt częsty.
W ogóle w arszaw iak je st w esoły, tow arzyski, bałam ut w zglę
dem kobiet, bez tak zw anych przesądów socyalny ch tj. traktujący w szystkich, jak sobie rów nych. Do ludu zbliża się łatwo, choć zw y kle bardzo pow ierzchow nie. Podow cipkow ać, pogaw ędzić, rzucić słow o o podłym rządzie, g ałganach obyw atelach i fabrykantach, conajw yżej dać broszurę polityczną — oto najczęstsza forma stu denckiej pracy społecznej.
Naturalnie, bierzem y typ przeciętny, nie goniąc za w yjątkam i ani nie siląc się n a ośm ieszenie typu w arszaw skiego dandy. Cie- kaw szem dla nas jest, jak się przedstaw ia rew olucyonista z głębi duszy? agitator, oddający się spraw ie nie dla fajerw erkow ych unie
sień, ale n arażający świadom ie i rozw ażnie sw ą przyszłość ? Zwykle pow ażny, praw ie posępny, m ałom ówny, po dnoszący w rozmowie tylko kw estye socyalne, niedbały w ubiorze, posiada nieraz um ysł św ietny, dyalektycznie w ygim nastykow an y i p oryw a
ją c ą wym owę. Nie trzeb a się dać zrazić mniej uprzejm em za ch o waniem, które je s t naturalnym wynikiem w iecznego niebezpieczeń
stw a albo w ypływ a z obalenia obok innych przesądów i ko n w e
nansów . Póki młody, niesterany — posiad a wielki zasób hum oru i fantazyi. Znalem jednego, który um yślnie chodził w podartych nieprzyzw oicie spodniach, aby przez to okazać pogardę tym, którzy g ard zą sankulotam i.
Złoty to w arzy sz — czy gdy przyszło zanucić pieśń o czer
w onym sztand arze, czy gdy rozpożyczal ciężko zapracow ane ko- repetycyam i pieniądze, czy gdy w pracy zastępow ał kolegów ! P raco witość, energia, zdolności — w szystko to w stopniu niezwykłym . Umysł jeg o bardzo ścisły, nieraz dochodził w konsekw encyi do absu rdu: twierdził np., że doktorzy są szkodliwi dla rozw oju spo łecznego. D laczego? gdyż pochodząc ze sfery burżuazyi, a czyniąc dobrze robotnikom, w zbudzają w nich m niejszą odrazę do porzą
dku burżuazyjnego. Przekonania sw e zm ienia niełatwo, ale ra d y
18 —
kalnie — i zaw sze z silą niepoham ow aną rzucał się w tę stronę, skąd przypuszczał prędsze i łatw iejsze zniesienie bolesnych zjaw isk chwili obecnej.
W yborny uczeń — nie w stąpił do uniw ersytetu, aby łatwiej agitow ać w śród robotników.
W pół roku znalazł się w cytadeli, przebył dw uletnie w ię
zienie oraz w ygnanie, dziś widzim y go w jednem z tow arzystw zjednoczonych.
Jakże różnym je st typ g a lic y a n in a ! W zestaw ieniu z w a r
szaw iakiem w ykazuje on odrazu sw ą odrębność nietylko w mowie i zachow aniu, ale przedew szystkiem w św iatopoglądzie.
Ogólne przekonanie o m łodzieży galicyjskiej, jak o stań cz y kowskiej — spraw ia, że w arszaw iak przyjeżdżający do Galicyi, traktuje z gó ry sw ych kolegów (ba, naw et całą G a lic y ę !) i przez długi czas je st m alkontentem .
Nieraz dopiero po całych latach dośw iadczeń zdobyw a odpo
wiedni krytyczny pogląd na obie dzielnice. Nim to nastąpi, zd arzają się podobne curiosa sądów d ru k o w a n y c h :
»U niw ersytety krakow ski i lwowski, aczkolw iek istnieją w kraju konstytucyjnym , nie różnią się w cale (ne diffórent pas beaucoup) od u n iw ersy tetu w arszaw skiego, chyb a polskim językiem w ykła
dowym . W olność w y rażan ia sw ych sądów je st tam rów nież bardzo ścieśniona, pow agi uniw ersyteckie a naw et policya w trącają się ustaw icznie do stow arzyszeń akadem ickich — i świadom i swej z a leżności od W iednia, stara ją się oni w ychow ać m łodzież w tym sam ym duchu serwilizmu oraz ochronić od zgubnego w pływ u ich kolegów i rodaków z W a rsza w y i P uław ...«
T o je st opinia w arszaw iaków o Galicyi, a jak się zapatruje m iejscow a m łodzież postępow a?
»łłekroć — twierdził prezes Zjednoczenia w Krakowie — z a kreślała ona sobie jakiś sze rszy program działania, w stępow ała na now sze drogi, ulegała jakim ś now szym prądom —• zaw sze obrzu
ca n ą byw ała mianem aw anturników , burzycieli porządku społe
cznego, lub przyjm ow aną uśm iechem lekcew ażenia czy też pogardy na ustach. Z galicyjskiego błota w yłaziły w tedy obficie rozm aite padalce trzeźw ości, sykiem sw ym starały się zagłu szyć poryw y
»niepopraw nych marzycieli« lub szlachetną denu ncyacyą sparaliżo
w ać d ąż en ia...« etc.
Z arzuty bardzo pow ażne, a gdyby praw dziw e — tern bole
śniejsze, że zw rócone do Polaków i instytucyj polskich.
- 19 —
Cala w ina zostaje zw alona na stosunki w ytw arzane przez generacye starszą.
Nie w ydając tym czasem sw ego sądu, m usimy zw rócić uw agę - na niepom yślne w arunki m ateryałne.
Przeciętny student galicyjski, w ychodząc z lona klasy malo- m ieszczańskiej lub ludowej, borykać się m usi z nędzą i spogląda na m iejsce suplenta za 600 reńskich, jak o na ideał dobrobytu i nie
zależności.
Z drugiej strony, zajęty uczeniem się przedm iotów u rzęd o
w ych, a nie podniecany szerszym i prądami intelektualnymi lub eko
nom icznymi, zostaje głuchy na wielkie zagadnienia kultury i oddaje się przedew szystkiem w łasnej karyerze.
Ale przypuśćm y, że w uniw ersytecie coś zasły szy o socya- 1 izmie — i to go zelektryzuje.
P aru w rażliw szych zaczy n a agitow ać, tem peram enty gw ałto
w niejsze skupiają się na jednym biegunie, bardziej flegm atyczne n a drugim. P artye gotowe.
Z aczyna się walka. O co? O przekonania? pozornie. P rzede
w szystkiem o instytOcye akadem ickie, a więc Czytelnie lub B rat
nią pomoc.
A gitacya wre, stronnictw o konserw atyw ne lub postępow e prze
prow adza sw oich przedstawicieli do w ydziału — i finita co m e d ia ! S tosunki akadem ickie przez dalszy ciąg roku w niczem p ra wie nie ulęgają zmianie. A patya z małemi w ypadkow em i przer
wami trw a do końca roku szkolnego.
T o też nie dziw, że jednostki głębiej myślące, zw ykle u su w ają się od beztreściw ych ruchów młodzieży, zam ykają się w ci
sz y sw ego pokoju i pracują gorliwie nad nauką, izolując się od społeczeństw a, żaś energiczniejsze cala sw ą uw agę skupiają na ruchu dem okratycznym i praktycznie usiłują mu dopomóc.
T aki przykład dali W ojnar i Kostkiewicz, którzy z g roszo
w ych oszczędności sw ych szczupłych dochodów zdołali w ydać i' rozrzucić po Galicyi około 100 tysięcy utw orów ludowych w ła
snego pióra. Ale to jest w yjątek, nie zm ieniający ogólnego praw i
dła apatyi. N ajlepszy dowód, że naw et Czytelnie akadem ickie, je dyne um ysłow e ogniska ogółu m łodzieży w e Lwowie i Krakowie, ciągle były lub są zagrożone upadkiem z pow odu braku poparcia m ateryalnego i um ysłow ego młodzieży.
Jak w obec tego zachow uje się senat akademicki?
2 *