• Nie Znaleziono Wyników

Czytelnik filozofii tym się różni odczytelnikaliteratury, żebierze na siebie — odnosido siebie—to, co sięmówi

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Czytelnik filozofii tym się różni odczytelnikaliteratury, żebierze na siebie — odnosido siebie—to, co sięmówi"

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

1998, R. VII, Nr 3 (27), ISSN 1230-1493

Wawrzyniec Rymkiewicz

Lektura jako spięcie

Krzysztofa OkopieniaPodmiot, czyli podrzutekstanowi wyjątkowo misternie skomponowaną całość, która łączy perspektywęhistoryczno-filozoficzną z kon­ sekwentnie przeprowadzonym zamysłem systematycznym1. Pytaniem wyjściowym Krzysztofa Okopienia jest stare pytanie filozofii odniesione do czynności, która stanowi banalne zaplecze wszelkiej aktywności intelektualnej. Autor pyta: jak możliwa jest lektura książek filozoficznych? Przy czym od razu zawęża przes­ trzeń swoich lektur i tym samym przestrzeń organizujekoncentrując się na centralnym dla dwudziestowiecznej filozofii sporze: sporze pomiędzytradycją transcendentalnąuznającą świadomość zapodstawę rzeczywistości i wszyst­ kimi próbami marginalizacji albo unicestwieniaświadomości. W wielogłosie filo­ zofii XX wieku dasiębowiem usłyszećten jeden głos wspólny, który być może stanowi o jedności tejtakróżnorodnej epoki:zakwestionowanie,ja”i Jednostko­

wej świadomości łączy we wspólnym froncie postacie tak skądinąd różne,jak chrześcijan i dekonstrukcjonistów, strukturalistów i heideggerystów, marksistów ihermeneutów. Dlatego pytanie Krzysztofa Okopienia brzmi znacznie drama­ tyczniej niż jego kaniowskipierwowzór: w jaki sposób — tak da się je sformuło­ wać można zrozumieć coś, co stawia pod znakiem zapytania i kwestionuje nassamych?

1 Krzysztof Okopień, Podmiot czyli podrzutek. O fenomenologii odbioru idei fdozoficz- nych, Warszawa 1997.

Czytelnik filozofii tym się różni odczytelnikaliteratury, żebierze na siebie

odnosido siebieto, co sięmówi. Czytelnik literatury może się zadowolić biernąrecepcją. Tymczasem lektura filozofiitylkowtedyma sens, kiedy wksiąż­ kach filozoficznych będziemy poszukiwali nas samych. Tua resagitur, ciebie rzecz dotyczy, takim zdaniem — zaczerpniętym zHusserla,któryzkolei cytował je za Horacym otwiera Krzysztof Okopień swoje analizy. Książka filozoficzna, którą czytam, jest czymś więcej niż lustrem, w którym mogę się przejrzeć.

Twarz, którą znad niej podniosę będzie bowiem inną twarzą. A zarazem ta książ­ ka — domagając się innej lektury umieszczaswój punktciężkości pozasobą

(2)

i w ten sposób traci naturalnąrównowagę. Myśliw niej użyte mogą — anawet muszą zostać podjęte ipoddane krytyce. Tekst filozoficzny tylko wtedy będzie tekstemfilozoficznym, kiedy— wychylając się ze swojego miejsca w porządku sensupotwierdzi się we mnie. A więclektura łącząca teksticzytelnika jest ta­

ką relacją, która poprzedza i konstytuujeswoje elementy.

Wtekście, w którym zakwestionowana zostaje podmiotowość ,ja”, jest coś paradoksalnego. Jeśli rozróżnimyjak to czynią badacze literatury „treść utworu” i jego „podmiot, „opowieść i „narratora, to wtedy będziemy mogli powiedzieć, co następuje:zakwestionowanie,janapoziomietreści dzieła filozo­ ficznegozakłada obecność , ja(choć jest to inne , ja”) na poziomie narratorate­

godzieła.Różnica ta wychodzi na jaw, kiedy pojawia się czytelnik, a więc kiedy różnica pomiędzy ja piszącymi jaopisywanym odzwierciedli sięw różnicy po­ między czytającym aczytanym. Pod warunkiem, że czytającynie skoncentruje się wyłącznienatym, coczyta, lecz spróbujezdać refleksyjnie sprawę ze swojej sy­ tuacji czytelnika. A więc kiedy postara się odnieść tekst do siebie, będąc jedno­ cześnie przytomnym tego odnoszenia — czytając świadomie teksty kwestionują­

ce świadomość.

Różnicapomiędzy bohaterem tekstu (jest nimkwestionowana świadomość), a jegonarratorem nakłada się zatemnaróżnicę pomiędzy tekstem i czytelnikiem.

Lektura jest przestrzenią ukonstytuowaną przez grędwóch różnic, którą opisać możnaza pomocą jednego zaimka i dwóchcudzysłowów: jestto różnica pomię­

dzy , ja” i ja,oraz «,ja” ija»i ja. Ta przestrzeń dwóchróżnic jest polem świado­ mości czytelnika. Tak wygląda formalna struktura tego pola. Kiedy zaczniemy refleksyjnieodnosićdo siebie jego elementy — mówione domówiącego, czytane do czytającego wtedy pierwotne różnice ulegną ściągnięciu i spłaszczeniu, awreszcie zacznąpękać. Okaże się, że mogły one być różnicami tylkodopóty, dopóki były ukryte. Właśnie taką refleksyjną, lecz popękaną (poszarpaną) samoświadomość nazywaautorpodrzutkiem.

Książkę Krzysztofa Okopienia można podzielić natrzy części. Znajdujemy w niej trzy następujące po sobie w pewnym sensownym porządku sposoby czytania: lekturę dialektyczną, lekturę ęuaH-dekonstrukcjonistyczną i wreszcie sposóbrozumienia, którynazywam spięciem iktóry nadbudowuje się nad dwoma poprzednimi.

1. Dialekty ka

Projekt fenomenologii lektury— sformułowany powyżej nawiązuje w spo­

sób oczywisty do tradycji fenomenologii Husserla i Heideggera. Nie przypadkiem więc pierwsze dwie części książkipoświęcone ojcom założycielom fenomeno­ logii. Paul Ricoeurmówi,że celem lektury jestpodmiot, a czytanie wzbogacana­

(3)

sze człowieczeństwo: „interpretacja dajepodmiotowi nowązdolność rozumienia siebie,ofiarowując nowe wzbogacające bycie-w-świecie”2. Cóżjednak o podmio­ cie mówi Heidegger? Otóż,w przeciwieństwie do Ricoeura, nie chce być „huma­ nistą”. Twierdzi, że nowożytne człowieczeństwo jesturoszczeniem, a człowieku- znając się zapodmiot, postawiłsię na miejscu prawdziwego podłoża wszystkich zdarzeń: bycia. KrzysztofOkopień znalazł wspaniały sposóbprzekładutejmyśli Heideggera na język polski. Otóż słowo „podmiot” — o czym informuje nas słownikLindegoznaczyło niegdyś: „wszystko,co jestpodrzuconym, za co in­

szego podemkniętym, podsuniętym, zafałszowanym, zafałszowanie, fałszerstwo, oszukanie,podejście, podrzucenie,podsunięcie” (s. 45). A więcpodmiot to pod­ rzutek. Żeby właściwie zrozumieć to słowo, mówi autor, powinniśmy w przed­ rostku „pod-” dostrzec nie przestrzenną relację ugruntowywania (sugerowaną przez rzeczownik: podstawa), leczczasową relację zastępowania (sugerowanąprzez czasownik: podstawiać); „pod” znaczytu tyle, co „zamiast.

2 Paul Ricoeur, Egzystencja i hermeneutyka. Rozprawy o metodzie, wybór Stanisława Cichowicza, Warszawa 1975, s. 250.

Okopień przeprowadza teraz dwie operacje:popierwsze, odnosi treść dzieła Heideggera do tego, kto w nim mówiczyli do samego Heideggera — a następ­

nie próbuje uświadomić sobie swojąwłasną sytuację. Kim jest więc Heidegger?

Jest kimś, kto występuje zamiast bycia: „Nie znaczy to, że dźwigaje niczym Atlas, lecz że jestmedium i reprezentantem, delegatemi kreaturą bycia (s. 48).

Występując jako posłaniec bycia niejest więc Heideggerpodmiotem, lecz pod­ rzutkiem. A kim jesteśmy my, jego czytelnicy? Heideggermówi tylko dzięki te­ mu, żeto my użyczamy mu głosu: czytając go, stawiamy się w miejscu przed­

miotu dzieła (o nas tu mowa) i jego podmiotu (myślimy tymi myślami). Ajeśli tak, toksiążki Heideggera nietylko mówią człowiekowi współczesnemu, żejest podrzutkiem— stojącym na miejscu byciaale wciągając go w tryby lektury czyniąz niego podrzutka, każąc mumyśleć w imię byciai z perspektywy bycia.

Jeśli zredukujemy myślenie Heideggerado tego, co się dzieje pomiędzy nami a tym tekstem, to wtedy okaże się, że słowo „bycie”jest intelektualnym wybie­

giem, za pomocą którego Heidegger pozbawia nas dobregosamopoczucia. Tosło­

wo jest znakiemzapytania, podważającym nasząwiarę we własną podmiotowość.

Sytuację komplikuje fakt, że jesteśmy czytelnikami ukształtowanymi przez lektury filozofii kartezjańskiej. Dlatego odnosząctekst Heideggera do siebie, mu- simy odnieść go do świadomości karmionej filozofiąświadomości. Pobłądząwięc

zdaniem Okopieniaci,którzy pilnie czytając Heideggera, zapomnąnaiwnie o własnym istnieniu i zrezygnują z niemodnego słowa „świadomość”. Okopień proponuje inne wyjście: Heidegger stawia znak równości między byciem i świa­ domością, mówi, że świadomość jest jednym z imionbycia; możemywięc doko­

nać odwrócenia iodnosząc bycie do siebie — zamiast szukać bycia poza

(4)

świadomością, spróbować pomyśleć świadomość zgodnie z Heideggerowską lo­

gikąbycia, awięc jako„coś”, coodsłaniasięzasłaniając.

Dzieło Heideggera odniesione do czytelnika — staje się w ten sposób in­

spiracjątakiej oto niekonwencjonalnej tezy: świadomośćjestwidomieskryta, a filo­

zofia świadomości odsłaniając świadomość, jednocześnie zapoznaje. Istotny sens tradycji kartezjańskiej leżybowiem nie w jej twierdzeniach, które okazały się pustymi deklaracjami, leczw niepowodzeniujej zamysłu. Niepowodzenie to jest dostępne nam — świadomym czytelnikom. Czytamydzisiaj Kartezjusza, Berke­ leya i Husserla wcale nie dlatego, że uzyskali oni pewność, lecz dlatego właśnie, żenie udało im sięjej znaleźć. I w tensposób ujawnili prawdziwąkondycjęświa­ domości: „świadomość ujawnia sięjakotaka, ujawnia się wswojej funkcji o tyle tylko, o ile zostaje zdezawuowanai zdyskredytowana. Wtym sensie świadomość niejest punktem wyjścia kartezjanizmu [...] lecz — przeciwnie niewyraźnie rysującym się produktem końcowym wątpienia, które jej samej dotyczy (s. 53).

Filozofem, który w nieoczekiwany sposób pokazałnamnaszewłaściwe miejsce, był Husserl: „Efekt redukcji jest bowiem połowiczny: wyrzekamy się fałszywej bezpośredniości i pseudo-oczywistości wszystkich rzeczy, ale nie zdobywamy prawdziwej bezpośredniości i absolutnej oczywistości [...] Tracimy pewność ży­

cia, alenie zyskujemypewnościfilozofii" (s. 57-58). Lektura Husserla wprawia nas więc wHeideggerowską trwogę, rzuca nas w poczucie zawieszenia, obcości i pustki.

Jeśli tak popatrzymy na tradycję kartezjańską, to okaże się, że Heidegger wysnułwszystkiewnioski z jej porażki. Miał pełną świadomość końca filozofii świadomości. Jego negacja filozofii świadomości ma jednak przewrotną formę uznania jej wyników. WSein und Zeit Heidegger utożsamia ,ja transcendental­ nez nieprzejrzystąegzystencją, posługuje sięwięc konstruktem Husserla wbrew jego istotnym celom, natomiast pozwrocie Heidegger stawia znak równości po­ międzymetafizyką doktórej zalicza tradycję kartezjańską i techniką, czy­ niąc w ten sposób transcendentalny punkt widzenia nieludzkim. Technika realizuje kartezjańskie marzenie o pewności,jednakjej pewność nie jestludzką pewnością.

Krzysztof Okopieńchce kontynuowaćdialektykę dalej: Heideggerowskie negujące potwierdzeniei potwierdzająca negacja projektu filozofii transcenden­ talnej przekształcająsię siłą „dialektyki lekturowego samorozumienia(s. 79)

— w ruch kolejnej negacji3. Przed negującym rozumieniem zarysowuje się przy tym horyzontwyższej syntezy: postulatpomyślenia świadomości zgodnie z Hei­ deggerowską logiką zasłaniającegoodsłaniania.A czytelnik negujący Heideggera

3 Takiej zresztą lektury, zauważmy na marginesie, domaga się sam Heidegger, mówiąc, że każda prawda jest skończona i każda posiada jakieś istotne ograniczenia. „Kiedy zobaczy­

cie moje granice, wtedy mnie zrozumiecie. Ja tych granic nie widzę” — powiedział Heideg­

ger w trakcie słynnego seminarium w prowansalskim Thor. Cyt za: Jean Beaufret, Dialogue avec Heidegger. Philosophie grecque, Paris 1973, s. 17.

(5)

rozpoznajewnimsamego siebie — patetyczny myślicielbycia okazuje się „pod­

rzutkiem. Podrzuconym Grekom dzieckiem Kartezjusza i Husserla” (s. 60). Na­ chodzącena siebiekręgiodniesień (piszący i opisywane, czytający i czytane) za­ czynają więc zamykać się w figurze tego koła, o którym pisał Hegel na końcu swojego Wstępu do Wykładów z filozofiidziejów. „Życie zawsze obecnego ducha jest kołowrotem szczebli”, po których krążąc duch zawsze powraca do siebie4.

Tyle że potym kołowrocieszczebli wędruje teraz nie duch, leczpodrzutekrozpo­

znającyi znoszący w dziele Heideggerasamego siebie.

4 Georg Wilhelm Friedrich Hegel, Wykłady z filozofii dziejów, tłum. Janusz Grabowski i Adam Landman, Kraków 1959, s. 119.

2. Konfuzja

Kolejne dwie części książkitraktują o grzechu pierworodnym oraz o mark­ sizmie. Wybór tematów jest uzasadniony: transcendentalnafilozofiaświadomości uparcie myliła człowieka z Bogiem, dlatego konieczna wydaje się konfrontacja nowegopojęcia świadomości z chrześcijaństwem. Natomiastkrytyczna postawa wobec własnego sposobu myślenia, każęskoroposłużyliśmy się figurądialek­ tyczną — zapytaćo marksizm jako kontynuację metafizyki Hegla, a dokładniej:

zapytaćo odpowiedzialność Marksa za zbrodnie komunizmu.

Odnosząc to, co mówią chrześcijanie,do ich mówienia — zgodnie z podsta­

wowąfigurąmyślową tejksiążki — pyta autor: czy refleksja jest grzechem,czy też zbliżanas do Boga? Standardowy chrześcijańskiplatonizm (uznający ciało za grzech)traktuje duchowy wysiłek refleksji jako coś pozytywnego. A przecież u- zasadnionewydaje się stanowisko dokładnie przeciwne: koło refleksji,koło kry­

tycznej samoświadomości jestgrzechem, ponieważ kierujeczłowiekaku samemu sobie i w ten sposób zamyka go na Boga. Refleksja maprzytym strukturę grze­ chu pierworodnego — to znaczy jest zarazem zawiniona i nie zawiniona, uczy­ niona zwłasnej woli, ale izawężowym podszeptem;jestczymśzarazem danym i zadanym;czymś, w co jesteśmy rzuceni i co jest naszym własnymprojektem.

Jeśli uznamy, żerefleksjajestgrzechemoddalającymnas odBoga, wtedy au­ torytet Kościoła oraz tradycja chrześcijańskaokażąsięwyjątkowo wyrafinowaną maszyną — prawdziwym perpetuummobilektóre naraztłumi i podsyca re­ fleksję. Na przykład: chrześcijaństwo broni tzw. chrześcijańskich wartości, ale jednocześniepoucza, że wszystko jestniczymwobec Boga,i że dobra tego świa­

ta zasłaniają nam Stwórcę jak w takiej sytuacji można żyć bez wątpliwości?

Albo: nauka o łasce io grzechu z jednej strony przyznaje człowiekowipodmioto­ wość, z drugiej muodbiera, inspirując teologówdo niekończącychsię dys­

kusji na temat natury łaski, a zwykłego grzesznika pchając w huśtawkę na­ strojówpomiędzy wyrzutami sumienia i woląpoprawy alękiem przed predesty- nacją.

(6)

Najważniejszą wartościąchrześcijańską zauważa autor — jest posłuszeń­

stwo: właśnie posłuszeństwo jest warunkiem możliwości istnienia każdego Koś­ cioła. Kościół istnieje po to, żeby zdjąć z naszych barków ciężar samodzielnego myślenia i niezależnej świadomości. Ponieważ jednakjedynym lekarstwem na refleksję jestdogmatyzm, a nic lepiej niż dogmatyzm nie pobudza myślenia, wo­

bec tego Kościół w każdej epoce wytwarza umysły protestanckiea więc takie, którew imię walki z bałwochwalstwem i pychąludzkich instytucji podważają i krytykująjegoautorytet. Chrześcijaństwo, pisze Okopień, Jest domeną wałki z podmiotowością. Walki — z założenia nieskutecznej, czy raczej: przeciw- skutecznej.Walki, która żywiiwzmacnia to, z czym walczy. Wałka ta — w grun­

cie rzeczy— jest wołaniem opomoc (s. 90). Czytanieautorówchrześcijańskich prowadziwięc do konfuzji: pisanie o grzechu jestgrzechem refleksji, ale czytanie tego grzechujest grzechem do sześcianu,ponieważtylko pobudza nasząrefleksję i chęć bycia podmiotem. W rezultacie zamiast się pomodlićfilozofujemy, zamiast dzień święty święcić siedzimywdomui czytamy książki,zamiast ko­ chać bliźniegocenimy sobie własne niezależne zdanie, i tak dalej.

Dopodobnej konfuzji prowadzi lektura Marksa. Sensem marksizmu jest pró­

ba zniesienia różnicy pomiędzyfilozofią i rzeczywistością społeczną, a więc syn­ teza teorii i praktyki. Marks to filozof, który niechciał być filozofem, leczrewo­ lucjonistą. Życie jego myśli polega na napięciu pomiędzy filozoficznym projek­ tem emancypacji ludzkości i politycznym zamiarem przejęcia władzy, które to napięcie ucieleśnia proletariat, będący naraz filozoficznymkonceptem(podmio­

tem zbiorowym)i historycznąrzeczywistością. Jeśliwięc zapytamy dzieło Mark­ sa, ktomówi— wtedy dzieło to wskażena proletariat jakona swój domniemany podmiot.

Cóż jednak wiemymy, mieszkańcy postkomunistycznej rzeczywistości, o tym podmiocie?„Proletariat nieistnieje. Mówiąc dobitniej: nie istniał, nie istnieje i ist­ nieć nie będzie (s. 122). A więc marksizm to mówienie bez mówiącego, głos wydobywający się z nieistniejącego gardła. Anatomia tegowerbalno-ontologicz- nego organu jestanatomią teorii i praktykirealnego socjalizmu. Teoria marksis­ towska połączona ze swoją rzeczywistością nie stanowi bowiem szczęśliwej syn­

tezy, lecz nieszczęśliwe pomieszanie, gdzie „filozofia zakłamuje i mistyfikuje świat,światdyskredytuje i dezawuuje filozofię” (s. 148). Pomieszanie to kon- taminacja teorii i rzeczywistości— zamienia teorię i rzeczywistość w ichwłasne przeciwieństwo: rzeczywistość ludzka staje się nie-ludzka, a słowa zmieniają znaczenie, „«królestwo wolności» — pisze Krzysztof Okopień urzeczywist­

niać ma się w organizacji kolektywu (w obozachpracy i poza nimi), panowanie

«rozumu społecznego» nadprzyrodąw budowie kanałów [...], wolaludu pra­ cującego w rękach złożonych dooklasków, prawda— w publikacjach organu partii etc. -, wtedy zarazem: tokolektyw ma definiowaćwolność,budowa kanałów

— rozumspołeczny, donosicielstwo świadomość klasową, oklaski wolęlu­

du, a «Prawda»prawdę” (s. 148).

(7)

Istota tej kontaminacjipolega na tym,że niejesteśmy w stanie — lancetem refleksjioddzielić „bytu” od „teorii”, żebynastępnie zapytać o ich wzajemny stosunek. Taka operacja zakładabowiem niezależne punktywidzeniapraktyki i fi­ lozofii, historii i świadomości oraz możliwość ichporównania. A to znaczyłoby niezrozumienie marksizmu. Nie możemy więc nawet powiedzieć, że marksizm zrealizował się wZwiązku Sowieckim tak samo, jak niemożemy powiedzieć, żezrealizował sięwnim na opak. W obu bowiem wypadkach traktujemyten pro­

jekt jako teorię tylkoteorię wpisujemy gowięcna powrót wróżnicę, której negacja była sensem tego projektu.

To, cobyło nadziejąprzyszłości, stajesiętragediąprzeszłości. AdziełoMarksa, zamykając się w sobie, uniemożliwia nam lekturę i staje się nieczytelne. Ponie­

waż jednakMarks nie pojawiłsię znikąd —ponieważ posługuje się słowami,do których jesteśmy przywiązani i, nie będąc filozofem, jest przecież filozofem dlatego nieczytelność tej filozofiiprowadzi do (przynajmniej częściowej) nieczy­ telności nas samych, zamazuje sens tradycji i w rezultacie uniemożliwia namby­

cie podmiotem.

3. Spięcie

Mechanizmwszystkich analiz KrzysztofaOkopieniajest taki sam: odnosi on struktury pojęciowe do swojej świadomości poszukując zarazem świado­ mościw strukturach pojęciowych. Horyzont rozważań wksiążce Okopieniawy­ znaczają zatem dwie tezy: Język jest podmiotem” i „świadomość jest podmio­ tem”, wzajemnie do siebie odniesione i wzajemnie z siebie wynikające. By- cie-czytelnikiemzawierawsobiejakoswoje równoważne momenty te dwie sytuacje. Naprzemian więc podmiotemjest język,a Ja przedmiotem, i odwrot­ nie, ja jest podmiotem, a Język” przedmiotem. Te dwie sytuacje trzeba teraz poddać krytycznej rozbiórce i dlatego autor proponuje nam ich synchroniczne badanie w oparciu o dziełoHusserla i o Kosmos WitoldaGombrowicza.

Punktem wyjścia prac Husserla jestjego (domniemana) czysta świadomość.

Jest ona tylkodomniemana, ponieważ artykułuje się i komunikuje z nami za po­ mocą słów, które zdaniem Husserlaczymś wtórnymidodanymdo eidetyczne- go oglądu. Pisanie książek w rodzaju Ideiczystej fenomenologii zakłada odwró­ cenie: zapośredniczenie czegoś, co danejest bezpośrednio. Natomiast ich czyta­

nie polegać powinnonaodwróceniu tego odwrócenia, awięc na odkryciu — za warstwą tekstu — czystej świadomościjako pierwotnej wobec mówienia i pisa­

nia.

Warunkiem możliwości czytania Husserlajest pewna naiwność — musimy go czytać w dobrej wierze, awięc podejmując się zadania dotarcia do Ja trans­

cendentalnego” wbrewtymwszystkim francuskim, wywrotowym filologom, któ­ rzy mówią, że Język jest podmiotemi że wobec tego dzieło Husserlajesttylko literaturą. Przewrotność tych filologów prowadzi bowiem do niefrasobliwości:

(8)

uznając język za podmiot, czynimy wszystkienaszetwierdzenia niesprawdzalny­

mi. Ktomiałby je bowiem sprawdzić?Trudno stawiać językowiwymagania mo­ ralne, „paradoks języka jakosamowiednego podmiotu nie wymaga od nas —któ­ rzy go formułujemy — szczególnej odwagi i nie angażuje nas zbyt głęboko gdyżto, że nie jesteśmy językiem, zwalnia nas z obowiązkuzmierzeniasił z pa- radoksalnością tego paradoksu (s. 169). Strukturaliści odbierając świadomości szansę wystąpienia wrolipodmiotu uniemożliwiają i to dogmatycznie — po­ ważnąlekturęHusserla, awięctaką,którazwiązana byłaby z ryzykiemi zodpo­

wiedzialnością.

Żeby naprawdę przeczytaćHusserla trzeba zatem podjąć jego wezwanie i spró­

bowaćdotrzeć do, ja transcendentalnego”. Ale to wezwanie choć potraktowa­

ne poważnie okazuje się pustym apelem, a czytelnik pozostając tylko czytelni­ kiem „doświadcza ślepoty, niemoty i samotności, więcej: zniechęcenia, wyobco­

wania i paraliżu(s. 202). Nie mogąc sprostać swojemu zadaniu, znajduje się w sy­ tuacjipodwójnego wyobcowania —wobec ciała, które konstytuujeswoje otocze­

nie w sposóbnieprzejrzysty i niedostępny dlaświadomości, i wobec języka apelu, któremunie jestwstanie poddać.Zwróćmy uwagę: lektura Husserlakonstytuuje swojego czytelnika, nawetwtedy a może właśnie wtedy — gdy jest ona nieu­ dana. Świadomość nie-bycia-świadomością-absolutną nie jest to stan ducha ist­ niejący bez lektury Husserla.

Jak wygląda tenruch rozumienia? Obracamy siętu po kole: podejmującapel fenomenologiczny próbujemy wydostać się poza przestrzeń tekstu, a potem w obliczu niemożliwości realizacji tego apelu —powracamy do niego z powro­

tem. Siła odśrodkowa zostaje zrównoważona przez siłę dośrodkową — dzieło Husserla odpycha nas, jednak tylkopoto, żeby na powrót przyciągnąć. Naszą świa­

domość— jako czytelników Husserlacechujeprzykra połowiczność. świado­ mośćta nie jest takostra i przenikliwa, żeby stać się podmiotem transcendental­ nym,ajednocześnie jest zbyt wyraźna, żeby staćsię na powrótciałem. Chcieliś- mybyć podmiotem — okazaliśmysię tylkoadresatemwezwaniaponad nasze si­ ły i przedmiotem nieudanych wysiłków Husserla.

Takodepchnięci iprzyciągnięci, gdzie się znaleźliśmy?przy tekście Hus­ serla, który jest teraz dlanas tylko literaturą. Zmienił sięwięctak jak imy w swojeprzeciwieństwo. Jakoliteratura nic on nas jednak nieobchodzi i dlatego odpycha naspo razwtóry.Nie możemy go już odnieść do siebie, apotraktowane jako literatura dziełoHusserlanie wytrzymujekonfrontacji z literaturąprawdzi­

wą.Ale ten ruch odepchnięcia niemusibyćjałowy i nie musi prowadzić donikąd.

Jeśli nie możemy czytać filozofii, któraniechciała być literaturą, możemy prze­

cież zacząć czytać literaturę, którachce być filozofią.Wtensposóbodepchnięci od filozofii-literatury powracamydoniej znowu zajmując się literaturą-filozofią.

Koło interpretacji dziełaHusserla przekształca się w koło interpretacji nowoczes­

nej powieści, która jest powieścią o pisaniu powieści, a więc zakrzywia się w fi­

(9)

lozoficzną figurę samoświadomości. (Uznajemy za filozofię wszystkie ludzkie wysiłki, które posiadają samoodniesienie).

Przykładem powieści autotematycznej będzie Kosmos Witolda Gombrowicza.

Taki projekt lektury zgodny jest z deklaracjami samego pisarza, który oświad­

czał, żeKosmos jest powieściąo pisaniu powieści. Gombrowicz miał przy tym również ambicje pisarzarozrywkowego — deklarował także, żechce nas bawić.

Kosmos jest więc nie tylko powieścią o sobiesamej,ale także powieścią dla nas, jej sens zjednej strony zakrzywia się i zamyka, z drugiej otwiera: zapraszając

nas, czytelników, do środka.

Całe dzieło Gombrowicza przypomina egocentryczny, spiralny układ sfer.

Wszystko, co się tu mówi, mówi się o Gombrowiczu: Witold pierwszoosobo­ wybohater Kosmosu jestokreślony przezonanizującego się Leona, który„stano­ wi alter ego i wizerunek Witolda (s. 216), a jego zachowanie tłumaczy z kolei postępowanie Witolda— narratora orazWitolda Gombrowicza autora Kos­ mosu, którego postępowanie komentuje jeszcze z bokuGombrowicz komenta­

tor własnego dzieła. Zarazemjednak ten gabinet luster jest otwarty dla czytelnika

i to bardzoszczególnego czytelnika,jakim jest uczony gombrowiczolog, bo­ wiem dla jego budowy zostały użyte różne mózgowe konstrukty,jak choćbyten

„powieści autotelicznej. Przyznajmy: o Gombrowiczupodejrzanie dużo da się powiedzieć — być możedziełosztuki powinnonas raczejskłaniać do milczenia.

Gombrowicz grał ze współczesnąwiedzą o literaturze, wpisując jej figury we własne formy artystyczne. Pisałze świadomością, że uczonyczytelnik będzie go uprzedmiotawiał, badał i analizował. Słowem: pisał dlagombrowiczologów, dla historykówi teoretyków literatury.

Gombrowiczolodzy, zdając sobieztego sprawę, dochodzą dojednego i zaw­ szetego samego wniosku, sugerowanego zresztąprzez samego Witolda Gombro­ wicza: sensem tej lektury jestzabawawgębę, zabawa w nakładanie gębyi uchy­ laniesię od niej. Gombrowicz przyciąga nas żeby odepchnąć, odpycha że­ by przyciągnąć. Gombrowiczołogiakrąży więc pokole,które w dodatku (tak się obracając)stoi w miejscu, nie wychodzibowiem pozaswój punkt wyjścia, zda­ nie, żeformą Gombrowicza jest umykanie formie.

Naczym więc polega nieprzemijająca atrakcyjność jego książek? Otóż, ku­ szą one i mamią czytelnika perspektywą egzystencjalnego kontaktu z autorem.

Dając wolne pole poważnym analizom naukowym, sugerującoś więcej: spotka­

nieżywego człowieka. Zamykanie sięi otwieranie, przyciąganieiodpychaniejest przecież istotą naszego spotkania z drugim człowiekiem. Ten drugi zjawia się skrywając, oddaje się wzbraniając, czyli,jak mówi KrzysztofOkopień, zachowu­

je się. Nie możemy się z nim utożsamić wjego podmiotowości ale też nie potrafimy go uprzedmiotowić.

Myśląc wten sposób, dokonujemy jednak redukcji wielopostaciowego boha­

tera,narratora i komentatora tego dziełado jednej, psychologicznej,a więc poza- -tekstualnejpostaci Witolda Gombrowicza człowieka. Prawda jego dziełasta­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Podobnie jak powieści idealistyczne powieści pikarejskie poprzez liczne epizody starają się ewokować abstrakcyjną ideę: radykalny rozdział między światem a tymi

[r]

W tym celu należy ustawić kursor myszy w prawym dolnym rogu komórki D2, wcisnąć lewy przycisk myszy i naciskając. go przeciągnąć kursor w dół, aż do

Nie mamy wpływu na decyzję o zamknięciu szkół, ale możemy zastosować codzienną rutynę dobrych nawyków – zadbać o siebie i przestrzeń wokół nas

Przyszłość ta związana jest, jak się wydaje, z możliwością zachowania idei swoistości ludzkiej świadomości, działania i praktyki (jako jawnych dla samych siebie),

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Jaśtal zgadza się z postulatem odrzucenia teleologicznej metafizyki Stagiryty, nie czy­.. ni tego jednak

"Osoba, której dane dotyczą, ma prawo żądania od administratora niezwłocznego usunięcia dotyczących jej danych osobowych, a administrator ma obowiązek bez zbędnej