• Nie Znaleziono Wyników

Miłość. Opowiadania - Marcin Radwański - mobi, epub, pdf, ebook – Ibuk.pl

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Miłość. Opowiadania - Marcin Radwański - mobi, epub, pdf, ebook – Ibuk.pl"

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Marcin Radwański

MIŁOŚĆ

opowiadania

(3)

© Copyright by

Marcin Radwański & e-bookowo 2019 Projekt okładki: e-bookowo Zdjęcie na okładce: pixabay.com

ISBN e-book 978-83-8166-011-2 ISBN druk 978-83-8166-012-9

Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo www.e-bookowo.pl

Kontakt: wydawnictwo@e-bookowo.pl

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości bez zgody wydawcy zabronione

Wydanie I Będzin 2019

(4)

e-bookowo

„Daj rękę! Przyłóż tutaj. Oto bije serce, Źródło mojego życia i mego myślenia.

Fontanna nakręcona złą sprężyną – śmiercią, Która swoich zegarów przenigdy nie zmienia”

J. Iwaszkiewicz

(5)

5

e-bookowo

Miłość, szaleństwo i śmierć

Naprawdę nie wiem, kiedy dokładnie to wszystko się rozpoczęło i co właściwie było tego powodem. Czułem się jednak parszywie. Dosłownie jak kupa gówna.

Leżałem w barłogu na łóżku i myślałem o tym, jaki jestem do niczego. Jak mogłem doprowadzić do tego, że znienawidziłem samego siebie? Czy przyczyną byłem ja sam, czy może ludzie, którzy mnie otaczali? Może dopro- wadziło do tego jakieś wydarzenie? Gdzie był początek, a gdzie koniec? Czy to wszystko naprawdę miało jakikol- wiek sens?

Łykałem różowe tabletki, niczym dropsy, po których przez kilka godzin czułem się lepiej. Wtedy najczęściej za- sypiałem. Nadrabiałem godziny bezsenności, która mnie dręczyła. Wieczorami zapalałem w mieszkaniu wszystkie lampy i próbowałem stworzyć optymistyczną atmosferę.

To nie pomagało. Za każdym razem kończyło się na tym,

(6)

6

e-bookowo

że zasypiałem, dopiero gdy nadchodził świt. Trzy godziny snu na dobę to niewiele, ale dziwnie nie czułem się zmę- czony. Byłem pobudzony i agresywny.

Wychodziłem, gdy zapadał zmierzch i robiłem to dość rzadko. Wtedy, kiedy brakowało mi jedzenia, lub papie- rosów. Paliłem dużo, bardzo dużo. Właściwie to przez cały czas.

Pewnego dnia, a może bardziej pewnej nocy, gdy wy- łoniłem się na korytarz, z windy akurat wysiadła sąsiadka.

Spojrzała na mnie ukradkiem i powiedziała coś, czego nie dosłyszałem. Była to kobieta odrobinę starsza ode mnie, dość ładna, a może bardziej przystojna. Widziałem w jej sylwetce coś, co mi się nie podobało. Wydawało się, że stawia czoła wielu problemom i jej postać wciąż pozo- staje czujna i sztywna. Nie było w niej spokoju, opano- wania i swobody. Chodziła spięta, choć czasami pięknie się uśmiechała. Zauważyłem, że miała na sobie zielony, sprany płaszcz. Zignorowałem ją i nie odpowiedziałem.

Zamknąłem drzwi na klucz i pobiegłem schodami w dół.

Wałęsałem się po osiedlu. Obszedłem nieczynny spo- żywczy, warsztat samochodowy i kościół. Nikogo nie spo- tkałem, ale też nie chciałem spotkać. Kusiło mnie, aby wejść do lasu, który rósł nieopodal, ale zdawałem sobie sprawę, że mogę się z niego szybko nie wydostać. Było dość chłodno i obawiałem się wyziębienia. W końcu mi

(7)

7

e-bookowo

odbiło, ale nie aż do tego stopnia.

Myślałem o tym, aby wsiąść w nocny autobus i pojechać do centrum. Może tam czekało na mnie ukojenie, spokój i sen?

Światła latarni oświetlały ulicę, po której nie jeździły już żadne samochody. Nocny też nie przyjechał. Szedłem środkiem jezdni, starając się iść po jej osi. Wpatrzony w księżyc i niebo zapomniałem przez moment o tym, co mnie trapi.

A właściwie to co? Tak naprawdę?

Samotność, miłość, odrzucenie, zakochanie, zobojęt- nienie, żal, pożądanie, smutek? Które z tych uczuć najbar- dziej odzwierciedlało mój stan umysłu? Nie wiedziałem.

W końcu wylądowałem na całodobowej stacji benzy- nowej. Raziła mnie jasność i sztuczność, która tam pano- wała. Do tego denerwowały wszędobylskie kamery i pla- stik. Nie lubiłem tego miejsca. Kojarzyło mi się z czymś złym i diabelskim. Choć tak naprawdę to tylko miejsce, w którym mogłem nocą kupić papierosy.

Wyszedłem szybko, a w przejściu zderzyłem się ramie- niem z barczystą, zakapturzoną postacią. Zatrzymałem się i spojrzałem na tego mężczyznę.

Miał okrągłą twarz, czarne, sporego rozmiaru znamię na lewym policzku i oczy, które wyrażały pogardę. Patrzy- liśmy na siebie przez kilka sekund.

(8)

162

e-bookowo

Spis treści

Miłość, szaleństwo i śmierć 5 Dziewczyna moich snów 41 Juliette 47 Pachnidło 55 Wernisaż 66 Przeznaczenie 78 Mężczyzna z zajęczą wargą 88 Historia pewnego felernego gramofonu 101 Krótka historia o pisarzu 113 Materializm 124 Moja śmierć 130 Prowincja 136 Samotność 139 Święto zmarłych 143 Złodziej 150 Kolekcjoner 154 Tekst o koszeniu trawy 160

(9)

163

e-bookowo

Marcin Radwański - (ur. 1978) – wielbiciel kryminałów, literatury obyczajowej i poezji. Autor książki z wierszami pt. „Czekając na…”, zbioru opowiadań pt. „Skok w prze- paść” (2015 r.), powieści kryminalnych: „Nieprzypadkowa ofiara” (2015 r.), „Nie odrzucaj mnie” (2016 r.), „Danie główne” (2017 r.), a także powieści obyczajowej „Natalia Carpetieri” (2018 r.).

Stypendysta Prezydenta Zielonej Góry w dziedzinie literatury za rok 2013. Współpracuje z kwartalnikiem li- teracko – kulturalnym „Pro Libris” i portalem „wZielonej.

pl”. W 2017 roku otrzymał Lubuski Laur Literacki na gali Wawrzynów Literackich, w kategorii sensacja, za książkę

„Danie główne”. Na co dzień bibliotekarz w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej im. C. Norwida. Mieszka w Zielonej Górze.

Cytaty

Powiązane dokumenty

W końcu, kiedy zaczęłam go przekonywać, że obok jest las, że może ktoś z tego lasu wyszedł i wciągnął tam Artura, zdecydo- wał się zanotować jego dane i obiecał,

działo się coś, czego nie widziałem, bądź nie mogłem wi- dzieć.. Coś, poza

Uśmiechnął się lekko, sprawiając, że dołeczek w jego lewym policzku stał się nagle wyjątkowo widoczny.. Spojrzał na nią zza lekko przymrużonych powiek, stając tuż obok i

Staupitz żartował, że Lutrowi potrzebny był diabeł – i rzeczywi- ście, nigdy nie wzdragał się przed rytuałem, który w pewnym sensie uświadamiał chrześcija- ninowi,

KARLSTADT I CHRZEŚCIJAŃSKIE MIASTO WITTENBERGA 231 11.. KARCZMA „POD CZARNYM

Na dworze było dość ciepło, jak na zbliżającą się jesień, dlatego postanowiłem poszukać wolnej ławki, gdzie mógłbym zatopić się w lekturze.. Usiadłem w końcu

Zaczął onanizować się jeszcze raz, nie mógł się powstrzymać. Pół godziny później wymknął się w końcu z łazienki i poszedł z powrotem

Wcale nie słuchała muzyki, chciała tylko, żeby współpasażerki się do niej nie odzywały.. Widziała teraz bez przeszkód mglistą ciemność z widmo- wymi chmurami, przez