• Nie Znaleziono Wyników

spór o realia "Piłsudskiego" Jana lechonia

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "spór o realia "Piłsudskiego" Jana lechonia"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Ireneusz Opacki

spór o realia "Piłsudskiego" Jana

lechonia

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 75/3, 400-416

(2)

n ych przez an glosask ich so cjo lin g w istó w i a n trop ologów k u ltu ry — przypis 18), albo 0 nazb yt p ob ieżn ym zazn ajom ien iu się z recen zją i a rty k u ła m i w n iej om aw ianym i (np. sfo rm u ło w a n ie: „ w szy stk ie u tw ory na d an y i zb liżon y tem at [...] stan ow ią jeden w ie lk i tek st fo lk lo r u ” n ie jest m oim sform u łow an iem , lecz tezą Jerzego B artm iń- sk iego p rzed staw ion ą przez n iego w arty k u le K l a s y f i k a c j e g a t u n k o w e a s y s t e m a ­

t y k a t e k s t ó w fo lk lo ru , czego pan K rajka n ie dostrzegł w p olem iczn ym ferw orze).

Ś w ia d czy ć rów n ież m ogą o sw o isty m p ojm ow an iu przez n iego term in o lo g ii n au k o­ w ej, czego n a jlep szy p rzykład daje cytu jąc k olejn ą rzekom ą „n ieścisłość term in o ­ lo g iczn ą ”, a m ia n o w icie: „an alizy te k stó w S k u p n ia -F lo rk a stan ow iące dow ód w y ­ rach ow an ego fo lk lo ry zo w a n ia tej p o ezji poprzez p rzy w o ły w a n ie szeregu barw nych, fo ld ero w y ch r e k w iz y tó w i p o słu g iw a n ie się gw arą w r e sz c ie ”. P om ijając fak t, iż p od an y przykład w c a le nie jest cy ta tem z m ojej recenzji, ale fa łszu ją cy m jej treść „sk ró tem ” p okaźnego a k a p it u 8, p ytam : co trak tow ać tu ta j jako n ieja sn y term in? „ F old erow y r e k w iz y t”? „W yrachow ane fo lk lo ry zo w a n ie”? „G w arę”? „S k u p n ia-F lor­ k a ”? Z k o lei — w zw ią zk u z „ folk lorystyk ą a n trop ologiczn ą” i „antropologią fo l­ k lo ry sty czn ą ”, w arto chyba zaznaczyć w ty m m iejscu , iż w recen zji b y ły to jedynie p isan e w cu d zy sło w ie (a w ięc z p ełn ą św iad om ością ich u m ow n ości i tym czaso­

w ości) p ropozycje rozw iązań term in ologiczn ych , przy czym zap ew n e o k reślen ie „fol­ k lo ry sty k a an tro p o lo g iczn a ” w y d a je się w ła ściw sze i bardziej uzasadnione niż „ an trop ologia fo lk lo ry sty czn a ”.

N ie w iem , czy m oją odpow iedź, popartą znow u, podobnie jak recenzja, szere­ g ie m cy ta tó w i tzw . litera tu rą p rzedm iotu — do czego pan K rajka ż y w i n iesk ry ­ w aną n iech ęć — zech ce on p otrak tow ać serio. Mnie ta k że — przyzn aję — trudno czasem , m im o starań, zach ow ać p o w a g ę w obliczu jego a u to ry ta ty w n y ch stw ierdzeń w typ ie: „niepraw da, recen zen tk a n ie zna w ogóle re a lió w pod h alań sk ich , a tym sa m y m [co, ja k w idać, w y n ik a w p rost — D. W -Z.] gó ra lsk iej tw órczości p o e ty c k ie j”. Z druzgotana a u to ry tetem p o lem isty m ogę jed y n ie w y zn a ć ze w sty d em : n igd y nie b y ła m na P od h alu , n ie znam a b so lu tn ie rea lió w p od h alań sk ich , a górala w idziałam jed y n ie w postaci w d zięczn eg o w izeru n k u na b ileta ch N arodow ego B anku P o l­ sk iego.

M oże jak im ś u sp ra w ied liw ien iem będzie tu w ła śc iw e m i „ recen zyjn e w idzenie św ia ta ” i fa k t, że n ig d y dotąd n ie czytałam „baśni fo lk lo r y sty c z n y c h ”, w których „ jak że ży w o fu n k cjo n u ją n au k ow e sch w a rzch a ra k tery ”?

D o b r o s l a w a W ę ż o w i c z - Z i ó ł k o w s k a

SPÓ R O R EA L IA „P IŁ SU D SK IE G O ” JA N A LECHONIA

P olem ik a, którą w y to c z y ł J ó zef A dam K o siń sk i w a rty k u le W o k ó ł „ P iłsu d sk ie ­

g o ” го „ K a r m a z y n o w y m p o e m a c i e ” 1, n ie ty lk o form ułą ty tu ło w ą p rzyw ołu jąc mój

szk ic W o k ó ł „ K a r m a z y n o w e g o p o e m a t u ” Ja n a L e c h o n i a 2, z pozoru oparta jest na 8 W recen zji a k a p it ten brzm i: „A n alizy te k s tó w S k u p n ia -F lo rk a n ie p o tw ier­ dzają w p ełn i tez a u tork i o „ p rezen tacji lu d ow ego św iatop ogląd u góralsk iego w w e r ­ sji p o d h a la ń sk iej” (s. 170). S ta n o w ią raczej dow ód św iad om ego, celow ego, często n aw et w y ra ch o w a n eg o „ fo lk lo ry zo w a n ia ” tej poezji poprzez p rzy w o ły w a n ie szeregu barw n ych , fo ld ero w y ch r e k w iz y tó w od p ow iad ających m iastow ym w yobrażeniom „górala” i „gó ra lsk o ści”, poprzez od w ołan ia do tra d y cy jn y ch m od eli gatu n k ow ych 1 p o słu g iw a n ie się gw arą w reszcie.

1 „ P a m iętn ik L ite r a c k i” 1983, z. 3, s. 309— 320. W dalszym ciągu n in iejszej w y ­ p ow ied zi od esłan ia do tek stu K o s i ń s k i e g o p od aw an e będą w tek ście g łó w - л у т , przez w sk azan ie stronic w n aw iasach .

(3)

nieporozum ieniu. D otyczy b ow iem — zn ów podkreślm y: z pozoru — czasu p o w sta ­ nia w iersza L echonia Piłsudski, napisania go przez p oetę przed listopadow ą n ie ­ p odległością 1918 r. (co podobno ja stw ierd zam w przyw ołan ym artyk u le) bądź po listopadzie 1918 (co stara się udow odnić K osiń sk i <s. 315), datując w iersz na początek r. 1919 3). W tym p unkcie spór istotn ie ma podstaw y nader kruche, jako że w sz k i­ cu W o k ó ł „ K a r m a z y n o w e g o p o e m a t u ” Jana Lechonia na tem at c z a s u p o w s t a - n i a w iersza L echonia n ie w yp ow iad am się w ogóle (co jest n iew ą tp liw ą luką w m ojej argum entacji). In teresow ało m nie tam co innego: n ie to, k i e d y p o ­ w s t a ł w iersz, ale to, d o j a k i e j r z e c z y w i s t o ś c i h i s t o r y c z n e j s i ę o d n o s i 4, jakim tw o rzyw em h istorycznym operuje. Są to rzeczy różne, a czk o l­ w iek m oże (ale n ie m usi) zachodzić m ięd zy nim i ścisły zw iązek.

K osiń sk i tak iego w ła śn ie zw iązku m ięd zy tym i d w iem a spraw am i się dopa­ truje: jego zdaniem p rzesu n ięcie czasu p ow stan ia utw oru na początek r. 1919 decyduje o tym , że utw ór odnosi się do innej, niż ja proponuję, rzeczyw istości h is­ torycznej, bo już polistop ad ow ej. I nie w arto — w tym k on k retn ym w yp ad k u — w d aw ać się w spory o m etodologiczną zasadność takiego p ostaw ien ia spraw y. S tw ierd źm y rzecz n iew ątp liw ą: w tym m iejscu, m erytoryczn ie rzecz traktując, spór przestaje już być pozorny, oparty na nieporozum ieniu. Staje się sporem o in terp re­ tację s e n s ó w P iłsudskiego, jego „w ym ow y całości”, stanow iącej w tym w yp ad k u pochodną sk ojarzen ia utw oru z altern a ty w n y m i zespołam i realiów historycznych, albo przed-, albo p olistop ad ow ych . Jest to w ięc spór dla utw oru zasadniczy, bo decyd u jący o sposobie jego rozum ienia.

B ezpośrednia polem ik a d otyczy sposobu zinterpretow ania przeze m nie dw óch obrazów z P iłsu dskiego — obrazu balu i obrazu fin a ło w ej p arady w o jsk o w ej — które ja odnoszę do rzeczyw istości z r. 1917, K osiński zaś łączy je z w yd arzen iam i r. 1919, z p ierw szym k arn aw ałem w n iep od ległej P olsce (s. 311), u roczystym p ogrze­ bem ppor. u łan ów Juliusza K am lera (s. 312— 314) oraz z m an ifestacjam i rob otn i­ czym i (s. 319—320). Na tle tego Siporu o realia dość szczegółow e K osiński rozw ija w łasną i szeroką, całość obejm ującą in terp retację utw oru, opartą na d odatkow ych p rzesłankach, rów n ież — jak rozum iem — polem iczną w stosunku do interpretacji m ojej.

P rzyjrzyjm y się n ajp ierw ow ej p olem ice bezpośredniej i jej argum entacji. R eszcie — potem .

s Z asygn alizow ać trzeba na m arginesie siporu, że w sw oim artyk u le z r. 1966, do którego naw iązu je K osiński, n ie dok on yw ałem całościow ej an alizy Piłsudskiego. Z ajm ow ałem się tam interp retacją całości K a r m a z y n o w e g o po e m a tu , a n ie serią „całościow ych ” an aliz k olejn ych w ierszy. W zględnie całościow o a n alizow ałem — jako przyk ład y — Duch a na seansie i M ochnackiego; z Piłsu dskiego analizow ałem tylko dw a obrazy, w ażn e dla całego tom u ze w zględ u na m ożliw ość ich za k o tw i­ czenia w realiach epoki i ch arakterystyczną dla tom u konstrukcję. T yle ty tu łem w y ja śn ien ia , m ało istotn ego w tym sporze, bo tu podejm uję próbę „ca ło ścio w ej” in terp retacji Piłsu dsk iego.

4 N ap isałem w ted y (s. 482): „W istocie rzeczy K a r m a z y n o w y p o e m a t jest p o­ em atem o W arszaw ie, o K ró lestw ie P olsk im lat 1916— 1918”. N ie zajm ow ałem się n a w e t datow an iem pierw od ru k ów , choć są one ła tw e do ustalenia, w szy stk ie w „Pro arte et stu d io” i „Pro a rte”. S p raw ę tę om inąłem zupełnie, co n ie okazało się an i słuszne, ani szczęśliw e. U w aga: jako całość K a r m a z y n o w e g o p o e m a t u

tra k tu ję tu jego w y d a n ie z r. 1920, bez Pani S ło w a c k i e j, która została napisana później, dołączona do w yd ań d alszych i reprezentuje już odm ienny, w yraźn ie „p on iep od ległościow y” sposób w id zen ia św iata.

(4)

1

K osiń sk i pisze: „Obraz balu w a rsza w sk iej socjety. B alu zakończonego białym m azurem , m uzyką ork iestry w opustoszałej sa li i dyson an sem (tego w ła śn ie słow a użył L echoń), jaki z nim tw orzą »C zerwona, rozw ichrzona« nuta Skriabina, nagle w p ad ająca na salę, i »zgłodniałe okrzyki« tłu m u za oknam i. [...] R odzi się jednak pytan ie: czy istn ieje, a jeśli tak, to jak i jest zw ią zek tego b alu z zap rzysiężeniem R ady R egen cyjn ej? Przed in trom isją n ie b yło przecież ok azji do d aw an ia balów , po in tro m isji n astąp ił A d w en t, k ied y się nie tańczy, a i k arn aw ał na początku na­ stęp n ego roku, 1918, n ie b y ł od p ow ied n im czasem do organ izow an ia b alów . O czy­ w iście, w yob raźn ia p oetyck a n ie m usi p od legać praw om logiki. [...] W k lasycyzu - jącej p oetyce L ech on ia n ie m a jed n ak m iejsca na sk ojarzenia, które daw ałyb y fa ł­ sz y w y efe k t arty sty czn y . A tak i efe k t dałoby p ołączen ie balu z p oczątkiem czw ar­ tego, najcięższego rok u w ojn y. B y łb y to zgrzyt za u w ażon y przez sam ego poetę. [...] P o m y lił s ię interp retator, trak tu jąc poszczególn e obrazy i w izje jak dis iecta m e m ­

bra p o e ta e i w sk u te k tego n ie d ostrzegając ry só w w e w ła sn ej k on cep cji in terp reta­

c y jn e j” (s. 311).

P om iń m y, że w iersz L ech on ia — an i w tym fragm en cie, ani w żadnym in ­ n y m — n i sło w em n ie napom yka o w ojnie, trudno b y ło b y w ię c w tek ście o ja k i­ k o lw ie k w ty m za k resie „zgrzyt a rty sty czn y ”, gdyby n a w e t przyjąć p rzyjęte przez K osiń sk iego k ategorie rozum ow ania. K tóre n ie w yd ają m i się w ca le oczyw iste: bo jeśli K osiń sk i p rzyjm u je dalej, że „w arszaw sk a so c je ta ” urządza b ale, gdy reszta w a rsza w ia k ó w głod u je i p ro testa cy jn ie m a n ifestu je (s. 319—320) — to n ib y dlaczego, tak im o w ła d n ięta cynizm em , n ie m iałab y b a lo w a ć w czasie w ojn y, toczącej się w końcu już dość d alek o od W arszaw y? P om iń m y i to, że „z p o czą tk iem ” czw artego roku w o jn y n ik t n ie w ied ział, że b ędzie to rok akurat n ajcięższy. To w szystk o drobiazgi.

Istotn e jest to, że in form acja K osiń sk iego o braku b alów „przed in trom isją” i „po in tr o m isji” R ady R eg en cy jn ej w 1917 r. jest nader n ieścisła. W arszaw a lat 1915— 1918 ta ń co w a ła i b a low ała w ca le n ieźle, jej sp ołeczn ość nie składała się z sam ych n arod ow ych żałob n ik ów , p ro testu ją cy ch p rzeciw już to zaborom , już to pozorom au ton om iczn ości K rólestw a P o lsk ieg o b ojk otem b a ló w i potańców ek. D o ­ ty czy to ró w n ież w a żn eg o dla te j p o lem ik i roku 1917, roku in trom isji R ady R egen ­ cyjn ej. Sam ty lk o „K urier W arszaw sk i” — d alek i przecie od za rejestrow an ia k o m ­ p letu in form acji w ty m zak resie — w czasie od styczn ia do końca listopada 1917 od n otow u je ponad d w ad zieścia b alów i zab aw , n ie licząc „ ra u tó w -k o n certó w ” i „p od w ieczork ów ”, i „ p rzyjęć”. G ęsto w n ich brała u d ział „ socjeta” i arystokracja ów czesn ej W arszaw y, co „K u rier” rów n ież o d n otow u je. Z ab aw y zaś od b yw ały się w różnych m iejscach : i w a rystok ratyczn ych salonach, i w D olin ie Szw ajcarskiej, i w R esu rsie O b y w a telsk iej, i w k ilk u m iejscach przy ul. K arow ej (a w ięc blisko Zam ku K ró lew sk ieg o , gd zie odbyła się in trom isją R ady R egencyjnej)...

D la przyk ład u ty lk o : w czerw cu 1917 w „gościnnych salonach m arszałkostw a W acław ostw a N iem o jo w sk ich ” odbył się raut z udziałem W ielopolskiej, C zetw ertyń - sk iej, S a p ieh y z żoną, M ichała k sięcia W oronieckiego, K rasińskiego, M ycielskiego

etc., etc. (KW nr 166 z 18 VI 1917). W dniu 15 lipca odbyła się „w ielk a zabaw a

z loterią fa n to w ą i liczn y m i n iesp o d zia n k a m i” w „ B a g a teli” (KW nr 183 z 5 VII 1917, zapow iedź). W d niach 22, 23 i 30 w rześn ia o d b y ły się zab aw y w sali przy ul. K arow ej 18 (zapow iedź w KW nr 258 z 18 IX 1917). W dniu 16 w rześnia, w D o li­ nie S zw a jca rsk iej, m iała m iejsce „ w ielk a zabaw a z loterią fan tow ą pod p rotek tora­ tem J. O. K sięcia P rezyd en ta Z d zisław a L u b om irsk iego”, jed n ego z p rzyszłych re­ g en tó w (KW nr 256 z 18 IX 1917). W dniu 24 listop ad a donośnie tań cow an o w ..P a­ n oram ie” p rzy ul. K arow ej (KW nr 325 z 24 X I 1917). To tylk o n ieliczn e przykłady, ale n iech w śród nich nie zabraknie i koń czących jesien n e tań cow an ie „A n d rzejek ”.

(5)

O dbyły się, a jak że, w dniu 30 listopada 1917 w now o otw artych salach H otelu E uropejskiego. Z udziałem m. in. hrabin P ela g ii W ielohorskiej, M arty K rasińskiej, W alew skiej, Ż ółtow sk iej, R on ik ierow ej, O strow skiej, R oztw orow sk iej, m argrabiny W ielopolskiej, k siężn y L ubom irskiej, k siężn y Sap ieżyn y, hrabiego M orstina etc.,

etc., n ie licząc ob fitej „ so cjety ” o m niej h erb ow ych rodow odach (KW nr 331 z 2

XII 1917).

A rgu m en t w ię c K osińskiego, że obraz balu nie pasuje do w arszaw sk iej rzeczy ­ w istości r. 1917, pasuje zaś dopiero do początku r. 1919, k ied y to n astąpił „czas karnaw ału i b ale w w o ln ej W arszaw ie 1919 r. już się od b y w a ły ” (s. 313) — m ięd zy bajki w łóżm y. P a su je bardzo dobrze, w ty m — rów n ież do blisk iego otoczą czaso­ w ego in trom isji R ady R egen cyjn ej, na co zresztą w sk azu ją niek tóre z w y ry w k o w o przytoczonych przykładów .

2

M niej klarow n a jest polem ik a K osińskiego dotycząca in terp retacji kończącego w iersz obrazu d efila d y w o jsk o w ej. Z acytujm y ten obraz:

W ielk im i u licam i m orze głó w urasta, I czujesz, że rozpękną ulice się m iasta, Że B ogu się jak groźba położą przed tronem I krzykną w ielk ą ciszą... lub głosów m ilionem . A teraz tylk o czasem kobieta zapłacze — Aż n agle na katedrze zagrali trębacze!! M ariackim zrazu cicho śpiew ają kurantem , A później, p óźniej bielą, później am arantem , P óźniej dzielą się b ielą i krw ią, i szaleństw em , W yrzucają z trąb radość i m iłość z przek leń stw em , I d ław ią się w zruszeniem , i p łak ać n ie m ogą, I n ie chrypią, lecz sypią w tłu m radosną trw ogą, A ranek, m roźny ran ek syp ie w oczy św item , A konie? K onie w alą o ziem ię kopytem . K onnica m a rab aty p ełn e galanterii. L an sjery-b oh atery! C zołem kaw alerii! Hej, k w ia ty na arm aty! Ż ołnierzom do dłoni! K atedra oszalała! Ze w szy stk ich sił dzw oni. K sięża idą z k ated ry w czerw ien i i złocie, B iałe k w ia ty padają pod stopy piech ocie, Szeregi za szeregiem ! Sztandary! Sztandary! A On m ów ić nie m oże! M undur na nim szary.

(Lechoń, Piłsudski)

K osiń sk i pisze: „K iedy to było? [...] O packi szu k ał tego w szystk iego przed od ­ zysk an iem n iep od ległości i znalazł... uroczystą in trom isję R ady R eg en cy jn ej 27 p aździernika 1917. R zeczyw iście, w ted y b yło to w szystk o. O tym św iad czy p rzy to ­ czony przez O packiego fragm en t w sp om n ień w sp ółorganizatora u roczystości, B o ­ gdana H u tten -C zap sk iego [...]” (s. 309—310). Za ch w ilę jednak cy tu je K osiński list starszego brata L echonia, Z ygm unta Serafin ow icza, z 12 grudnia 1966, który w iąże ten obraz z pogrzebem p rzyjaciela poety, Julka K am lera, odpraw ionym w p ołow ie stycznia 1919. P ogrzeb em u roczystym , w pełn ej asyście w ojsk ow ej: „Orszak żałobny szedł K rak ow sk im P rzed m ieściem na P ow ązki. Za trum ną »kroczył« sam M arsza­ łek. N a przedzie orkiestra i ułani. O rkiestra grała m arsza żałobnego, konie ta ń ­ czyły, ch orągiew k i fu rk otały, a publiczność zgrom adzona na chodnikach w olała: »N iech ż y je W ojsko P o lsk ie« ” (s. 312).

Z derzając ze sobą te d w ie relacje — z introm isji R ady R egen cyjn ej i pogrzebu ppor. K am lera — K osiński n ie u stosu n k ow u je się do nich jasno. Z jednej strony w yraźn ie w prow adza tem at pogrzebu w obręb sytu acji liryczn ej w iersza, czyni ów

(6)

pogrzeb o b iek tem p rzeżycia liryczn ego, czyn n ik iem k szta łtu ją cy m em ocje, w yrażone w tek ście: „A na p oziom ie przeżyć osob istych p oety: żołn iersk a śm ierć przyjaciela i k o leg i z ła w y szk oln ej i... k olo ro w y jego pogrzeb z fu rk oczącym i chorągiew kam i, ork iestrą w ojsk ow ą i ok rzyk am i tłum u: »N iech żyje W ojsko P olsk ie!« W łasne 20 lat n a karku, zach łan n a ciek a w o ść św iata, p ełn e up ojen ie życiem — i rów n ież 21 lat p rz y ja c ie la sk ład an e do grobu w żo łn iersk iej tru m n ie” (s. 313—314). I w skazuje K osiń sk i na k o n sek w en cje tego w t e k ś c i e : „N ie d ziw ią w tej sy tu a cji ironiczne: » L an sjery-b oh atery«, i złośliw e: »K onnica m a rabaty p ełn e galanterii«. To w szystko w ła śn ie u tw orzyło ow ą » w ew n ętrzn ie sprzeczną su m ę em ocji«, radość i zarazem »ironię aż do d rw in y ch w ila m i posuniętą«, u jaw n ion e przez O packiego w w ierszu L ech o n ia ” (s. 314). I dalej: „I ty lk o p oeta p od zielający to w zru szen ie, ale w ieczny szyd erca zagląd ający pod p od szew k ę sp raw p odniosłych i św ięty ch , m y śli z ironią: » L an sjery-b oh atery« — toż to przecież pogrzeb Julka K a m lera ” (s. 320). T utaj — p ogrzeb jest u jęty jako liry czn y tem a t w iersza.

W in n y ch w szak że m iejscach K osiń sk i tem u przeczy, sprow adzając ów pogrzeb do roli „zew n ętrzn ego b od źca” tw órczego, n ie w ch od zącego w zakres sy tu a cji l i ­ ryczn ej utw oru: „W reszcie, ab y nie p ozostaw ić n ied om ów ień , n a leży dodać, że nie w y n ik a stąd , iżby w w ierszu P ił s u d s k i L ech oń o p isy w a ł pogrzeb p rzyjaciela. [...] siln e em ocje zw iązan e z pogrzebem p rzy ja ciela sp o w o d o w a ły g w a łto w n y przyp ływ n atch n ien ia, d zięk i którem u p o w sta ł P ił s u d s k i ” (s. 314).

J est i trzecie stan ow isk o: „P oetyck i opis parady w o jsk o w ej m oże w sw ych rea lia ch , jak w y n ik a z przytoczon ych spraw ozdań, rów n ie dobrze odnosić się do u roczystości in tron izacyjn ej, jak i do w o jsk o w eg o cerem on iału fu n eraln ego. U łani na kon iach , piechota, m u zyk a w o jsk o w a , trąbki, w reszcie tłu m y ludzi — to ele m e n ­ ty w y stęp u ją ce i w jednej, i w d rugiej sy tu a cji. ■[...] M ożna zatem przypuszczać, że w p o ety ck iej św iad om ości L ech on ia n astąp iła k on tam in acja rea lió w i obrazów co n a jm n iej dw óch, jeśli n ie w ię c e j, o różn ym charakterze, u roczystych parad w o j­ sk o w y c h ” (s. 314). W in n ym w sza k że m iejscu K osiń sk i tem u zaprzeczy, choć w c z e ś­ n iej jeszcze w y ra źn iej przyznał m ożliw ość kojarzenia tego obrazu z introm isją R ady R eg en cy jn ej („R zeczyw iście, w te d y b y ło to w sz y stk o ”, s. 310): „T ylko że em ocje te pasują jak u lał do w y p a d k ó w i ogólnej sy tu a cji p ierw szy ch m iesięc y n iep o d leg ­ ło ści oraz do w ła sn y c h p rzeżyć p o ety w ty m czasie, a — w b r e w m niem aniom O packiego — nie p rzy sta ją do okresu rząd ów R ady R e g e n c y jn e j” (s. 314).

W gąszczu tych sp rzeczn ości dość trudno zorientow ać się, przy ja k iej hipotezie K osiń sk i obstaje: rysu je on raczej szereg różnych m o żliw o ści in terp retacyjn ych , „ rozm yw a” w y ra zisto ść sen su k o m en to w a n eg o obrazu. S próbujm y w ię c na w łasn ą ręk ę p o sta w ić tu w y ra źn e p ytan ia i u zysk ać m ożliw ie w yraźn e odpow iedzi, w ta ­ kim przyn ajm n iej zak resie, w jak im m ożna te p y ta n ia p ostaw ić t e k s t o w i w iersza. P om in ąć w ię c na razie w y p a d n ie zagad n ien ie zw iązku pogrzebu K am lera z w ierszem jako „bodźca zew n ętrzn eg o ”, jako w yd arzen ia p ow od u jącego p rzyp ływ en ergii tw órczej, ale n ie w p ły w a ją ceg o na tem a ty k ę i k szta łt św iata w ew n ętrzn eg o w iersza, n ie rzu tu jącego w ię c na in terp reta cję jego sen su , a decyd u jącego tylk o o d ato w a n iu u tw oru. P y ta n ie to brzm i: czy m ożna ó w obraz p o ety ck i odczytać w k ategoriach poezji fu n era ln ej — już to w pełni, już to częściow o, a w ięc, w tym d ru gim w yp ad k u, jako k on tam in ację obrazu in trom isji i obrazu pogrzebu?

J e śli w iersz m a zasu gerow ać choćby częścio w e rozu m ien ie go w kategoriach fu n era ln y ch — m usi w n im w y stą p ić p rzyn ajm n iej ślad tak ow ego w ydarzenia, k ieru ją cy u w agę czy teln ik a ku pogrzebow i. M arsz żałobny? Trum na na law ecie? Ja k iś in n y żałob n y rek w izyt? W obrazie jest m ow a o k on n icy — w ięc: konia z rzędem tem u , kto na ta k o w y ślad w sk aże. A n a lizo w a łem dokładnie — i nie udało m i się znaleźć. R ozleg a ją cy się „czasem ” płacz k ob iecy to trochę za m ało, b y z a ­ su gerow ać akurat p ogrzeb — w szak n ie w iad om o n aw et, czy to płacz ze w zruszenia, czy z żalu, czy po prostu z em ocjon aln ego napięcia? N ie udało m i się dostrzec

(7)

w ty m obrazie a n i j e d n e g o elem en tu , który skierow ałb y m y śl czyteln ik a ku p ersp ek ty w ie pogrzebu.

J est n atom iast w tym obrazie cały zespół elem en tó w , które m yśl od tak iego skojarzenia oddalają, a n a w et je w ręcz u n iem ożliw iają. C harakter m uzyki: „W y­ rzucają z trąb radość i m iłość z p rzek leń stw em ”, „sypią w tłu m radosną trw o g ą -’. Czy m ożliw e jest sk ojarzen ie tak iej m uzyki — z m uzyką pogrzebow ą? K w ia ty , rzucane piech ocie pod nogi, w ty k a n e żołnierzom do rąk — czy to k w ia ty p o g rze­ bowe? Te składa się na ogół na grobie — i w w ierszu tak ow ych n ie ma. W końcu: „Księża idą z k ated ry w czerw ien i i zło cie”. W prow adzając takie kolory szat litu r­ gicznych — L echoń u n i e m o ż l i w i ł sk ojarzen ie z pogrzebem . W obrzędow ości k atolick iej pogrzeb n a leży do obrzędów — by ta k rzec — „n a jsiln iejszy ch ”. G dy odbyw a się w n ajw ięk sze n a w et św ięto k ościeln e — n ie u żyw a się szat litu rg icz­ nych w kolorze w ła śc iw y m tem u św iętu, lecz zaw sze szat litu rgiczn ych pogrzeb o­ w ych. D latego też skojarzenie obrazu, w którym k sięża są „w czerw ien i i zło c ie ”, z pogrzebem — jest ab solu tn ie n iem ożliw e.

P od su m ow u jąc: gd yb yśm y założyli, że L echoń w ty m obrazie poetyck im ch ciał jeśli n a w et n ie opisać, to choćby alu zyjn ie p rzyw ołać uroczystość fu n eraln ą — m u sielib yśm y stw ierd zić, że obraz ten sfu szero w a ł całk ow icie. P on iew aż uw ażam

Piłsu d sk ieg o za arcydzieło — u w ierzyć m i w to tak bardzo, bardzo trudno, że

w ręcz nie m ogę.

3

Obraz ten w szak że — nie ma w ątp liw ości, że ten sam , bo K osiń sk i rozpoczyna od zacytow an ia jego in cip itu — uzyskuje jeszcze inną interpretację: „T ym czasem »W ielkim i u licam i [tj. K rak ow sk im P rzed m ieściem , N ow ym Ś w iatem , M arszałk ow ­ ską — J. A. Κ.] m orze g łó w urasta«. N ie jest to tłum gap iów ściągn iętych — jak chce O packi — introm isją R ady R egen cyjn ej, lecz pochód lu d n ości W arszaw y, m anifestacja, która »jak groźba« położy się Bogu »przed tronem « i krzyknie » w iel­ ką ciszą... lu b głosów m ilonem «. Za parę lat na czele jednego z tak ich p o ch o d ó w stanie w P r z e d w io ś n iu C ezary B aryka z czerw oną chorągw ią.

W tej groźnej, n abrzm iałej sp ołeczn ym i k on flik tam i sytu acji, z której rea lió w utk an e jest p o ety ck ie tw orzyw o w iersza, n astęp u je z nagła, n iesp od ziew an ie, p u n k t k u lm in acyjn y i zw rotny:

»Aż n a g le na katedrze zagrali trębacze!!«

Z łoty róg, zgubiony przez Jaśka podczas rozw ożen ia w ici do zbrojnego po­ w stan ia, róg, po którym został »ino sznur«, odnalazł się jako trąbka w o jsk o w a w rękach żołnierza p olskiego. [...] Zagrali trębacze z kated raln ej w ieży, a b y sp e ł­ n iły się słow a poetki: „Pójdziem , gdy zabrzm i złoty róg!” [...] W ięc św iadom tego, co zostało dokonane i jak ich ofiar to w ym agało, skrom ny człow iek »w szarym mundurze« p atrząc w w ierszu L echonia w jasn y »m roźny ranek« na szw adrony ułan ów , szeregi p iech oty i sztandary w o jsk a p olsk iego »m ów ić n ie może« ze w zru ­ szen ia” (s. 320). Starczy cytatu.

P om ińm y, że w P r z e d w io ś n iu B aryka nie dzierży czerw onej chorągw i — to p om yłk a dla tej in terp retacji m ało w ażna, choć Ż erom skiego w yp ad ałob y jednak referow ać dokładnie. Z adem onstrow ane przez K osińskiego skutki przesunięcia k on ­ k retyzacji obrazu w czasy jqż n iep od ległościow e (pisze wszak: „co zostało dokonane i jak ich ofiar to w y m a g a ło ”) — okazują się oszałam iające. N iedaw no czy ta liśm y w tym że artyk u le o „ k la sy cy zu ją cej” p oetyce L echonia (s. 311) — a oto n iesp o d zie­ w a n ie n ajw yraźn iej m am y do czynienia z w ierszem su rrealistyczn ym , ba, k o ja ­ rzonym w m align ie. N o bo zw ażm y:

(8)

(skojarzenie z pochodem , do k tórego d ołączył B aryka, raczej n ie dopuszcza tu w ą tp liw o ści). I co się dzieje? Z ask oczen ie isto tn ie k olosaln e: oto P iłsu d sk i funduje oczom i u szom p ro testu ją cy ch p ro leta riu szy paradę w o jsk o w ą . Z k ated ry w ychodzą k sięża „w czerw ien i i z ło c ie ” (kler, jak w iadom o, zaw sze n iecn ie m am ił p r o le ­ tariat), od d ziały różn ej broni i b arw y n ie rozpędzają m a n ifesta n tó w (to bardzo ch w a leb n e skądinąd), jeno d efilu ją a d efilu ją przy d źw ięk ach rep rezen tacyjn ej d ętej. Ba, m ało tego! O kazuje się, że grom ad zący się na p rotestacyjn ą m a n ifestację proletariu sze zaop atrzyli się — jak na groźn ych m a n ifesta n tó w p rzystało — głów n ie w k w ia ty . I co robią? O czyw iście obrzucają ty m i k w ia ta m i d efilu ją ce w ojsko: „Hej, k w ia ty na arm aty! Ż ołnierzom do dłoni! [...] B iałe k w ia ty padają pod stop y p ie­ c h o cie”. A co robi P iłsu d sk i? P iłsu d sk i na ten w id ok — oczyw iście — „»m ów ić nie m oże« ze w zru szen ia ” (s. 320).

Jassssne! K ażdego b y zatk ało.

4

Pora na próbę o k reślen ia czasu p o w sta n ia P iłsudskiego. O datę ścisłą — d o ­ póki jakiś sz c z ę śliw y tra f n ie p o zw o li na od n a lezien ie d ok ład n ych i m iarodajnych św ia d ectw , czego raczej tru d n o się sp od ziew ać — n ie ma co i zabiegać. M ożna n atom iast — jak się w y d a je — p ok u sić się p rzy n a jm n iej o o k reślen ie czasu p rzy ­ b liżonego, na p raw ach w zg lęd n ie p raw dopodobnej hip otezy: przed c zy po od zy s­ k an iu n iep o d leg ło ści przez P olsk ę? To p y ta n ie w ęzło w e dla in terp reta cji „w ym ow y c a ło ści” w iersza, w każd ym razie w a ltern a ty w ie, ry su ją cej się w toczon ym tu sporze.

K osiń sk i opiera się na św ia d e c tw ie Z ygm u n ta S e r a fin o w ic z a 5 z listu z dnia 12 X II 1966: „Na pew no! P iłs u d s k ie g o n a p isa ł już po listop ad zie 18 r. Przypuszczam , że n o sił się z tą m y ślą czas dłu ższy, ale na p ew n o w p ły n ą ł n a n iego pogrzeb [...] J u lk a K a m lera ” (s. 312). K osiń sk i ostrożnie dopuszcza w p raw d zie w ą tp liw o ści (gdy pisze o „słab ym p u n k c ie ” tej h ip otezy, s. 315), a le w ą tp liw o ści te n ie rzutują w efe k c ie na k ieru n ek in terp reta cji utw oru, sta n o w ią jakby „u b oczn y” i n ie roz­ strzy g n ięty epizod w w y w o d zie, o m in ięty w dalszym toku rozum ow ania, które p o ­ stęp u je drogą w yzn aczon ą przez sk ojarzen ie z pogrzebem K am lera ze styczn ia 1919, a w ię c z czasam i już n iep o d leg ły m i. I tak jest do końca.

W szakże na s. 314 K osiń sk i cy tu je n otatk ę z D zien n ika L ech on ia z 8 V III 1951: „S tasia N o w ick a p o w ied zia ła m i, że b ęd ę teraz tak p isa ł jak w roku 1918. To straszn a p rzep ow ied n ia, bo p isa łem w te d y z rozpaczą i w rozpaczy, n ap isaw szy

M och n ackiego i P ił s u d s k i e g o czu łem rozpacz, jak ąś k lęsk ę, d op isałem się do b e z ­

n ad ziejn ego sm u tk u , n ie b yło w te d y m nie — tylk o rozdygotane m edium , piszące pod d y k ta n d em ta jem n y ch , g n ęb ią cy ch go p o tę g ”. I K osiń sk i — co zad ziw iające — nie w y sn u w a z tego żad n ych w n io sk ó w co do czasu n ap isan ia u tw oru, jakby nie zau w ażał k o lizji m ięd zy św ia d e c tw e m p o ety a św ia d ectw em jego starszego brata, jak b y n ie z a u w a ży ł p o trzeb y rozw ażen ia w za jem n eg o stosu n k u d w óch tych św ia ­ dectw ! A o czym m ó w i n otatk a L echonia?

P rzed e w sz y stk im ok reśla rok n ap isan ia P i ł s u d s k i e g o : 1918, a nie 1919. I to nie ty lk o d zięk i w y m ie n ie n iu d a ty rocznej: tu, b y ć m oże, m ogła za w ieść pam ięć — po ty lu latach... D a tę tę w szak że w n o ta tce u tw ierd za d od atk ow e skojarzen ie: p o łą cze­

5 Z danie Z ygm u n ta S e r a f i n o w i c z a b yło m i zn an e już w czasie pisania p rzyw ołan ego przez K o siń sk iego artyk u łu , d zięk i u p rzejm ej in form acji prof. M arii D ł u s к i e j. O sąd ziłem je jak o m ało w ia ry g o d n e — p rzesłan k i staną się jasne w dalszym to k u tego tek stu . P o lem ik i n ie p od ejm ow ałem , gdyż S era fin o w icz nigdzie tego n ie o p u b lik o w a ł — w tej sy tu a cji p o lem ik a w y d a w a ła m i się n ielojaln ością.

(9)

nie Piłsu d sk ieg o z M oc h n a c k im jako w ierszy p isanych w tym sam ym ok resie i tym sam ym nastroju p rzygn ęb ien ia. O M och n ackim zaś w iadom o rów n ież z in n ych źró ­ deł, że b y ł n ap isan y w r. 1918, w każdym razie nie p óźniej — skoro b y ł recy to w a n y na in au gu racyjn ym w ieczorze „P ikadora” w dniu 29 listop ad a 19186. P o eci często m ylą się w d atach, rzadko n atom iast m ylą się w rek on stru ow an iu rytm u sw o jej tw órczości. J e śli L echoń napisał, że tw o rzy ł Piłsu d sk ieg o w tym sam ym okresie i w ty m sa m y m stanie ducha co Mochnackiego — to m ożna m u zaw ierzyć. W ięc: 1918 rok jako d ata w św ie tle m ateriałów , k tórym i d ysponuje dotych czasow a „ le- ch on iologia”, w y d a je się n a jzu p ełn iej praw dopodobny. E fekt? Ż egnam y się w tym m om encie z „ fu n eraln ą” interp retacją Piłsudskiego, w yn ik ającą ze skojarzenia utw oru z pogrzebem K am lera. Z interp retacją, k tórej — jak starałem się w y k a ­ zać — tek st w iersza L echonia raczej n ie dopuszcza. To byłob y p ierw sze u ściślen ie, z w id om ym e fek tem dla sty lu lek tu ry utw oru.

To w szak że jeszcze zbyt m ało dokładne d atow an ie: bo rok 1918 to zarów no ponad d ziesięć m iesięc y pozornie n iep od ległego K rólestw a P olsk iego, dozorow anego przez v o n B eselera przy nader ograniczonej sam odzielności i su w eren n ości R ady R e­ gen cyjn ej, R ady S tan u i R ządu — jak i półtora m iesiąca au ten tyczn ej już n ie ­ p od ległości po 11 listop ad a. K tóry z tych dw óch ok resów 1918 roku m ógł m ieć na m yśli L echoń, g d y n otow ał: „pisałem w te d y z rozpaczą i w rozpaczy, n a p isa w szy

Mochnackiego i P iłsu d sk ieg o czułem rozpacz, jakąś k lęsk ę, dop isałem się do b ez­

nadziejnego sm u tk u ”? N ie zapom inajm y też, że to notatka, p isan a z p ozycji L e- ch on ia-em igran ta, w ok reślon ych latach p ow ojen n ych d ziejów P olsk i, ob serw ow a­ nych z p ersp ek ty w y N ow ego Jorku. Z którym okresem roku 1918 m ógł L ech on iow i kojarzyć się „p o lsk i” rok 1951, z tam tej, em igracyjn ej p ersp ek ty w y in terp reto ­ wany?

W ątp liw ości raczej n ie ma. W zakresie tw órczości roku 1918: trudno przypuścić, by po 11 listop ad a, w atm osferze w y b u ch u w oln ości, L echoń — n a w e t zdając sobie spraw ę z istn ieją cy ch jeszcze zagrożeń d la P olsk i — p isał aż „z rozpaczą i w roz­ paczy” tudzież „dopisał s ię ” aż do „ b e z n a d z i e j n e g o sm u tk u ”. N ie u sta b ilizo ­ w an a jeszcze sy tu a cja P o lsk i d aw ała zap ew n e co bardziej św iad om ym P olak om p ow od y do n iep ok oju o przyszły jej los. A le rozpacz i beznadzieja? To chyba z u ­ p ełnie niepraw dopodobne.

A w skojarzeniu z em igracyjn ym w id zen iem „p olsk iego” roku 1951? Przed listo ­ padem 1918: pozory n iep od ległości. P o lsk ie m undury, p olskie sztandary, p olsk ie w ładze, polski h ym n. A w szy stk o n iesu w eren n e, w p ełn i za w isłe od m ocarstw , które p ro k la m o w a ły K rólestw o P olsk ie i p o sta w iły na straży von B eselera. A w P olsce roku 1951: do szczytu dochodzi stalin izm . N o to jak się to m ogło k o ­ jarzyć n o w ojorsk iem u em igran tow i? Do którego okresu odsyłało go ogólne hasło „roku 1918”, p od su n ięte przez S ta n isła w ę N ow icką: do p rzed- czy p olistopadow ego? W ątp liw ości n ie ma. C ały D zien n ik L echonia daje tu św ia d ectw o n iew ą tp liw e. I tu — z p ersp ek ty w y L ech on ia-em igran ta — jest an alogia. I rozpacz, i beznadzieja. Tak straszna, że nie p o zw o liła m u na p ow rót do kraju, n aw et na dotrw an ie do P o lsk ieg o P aźd ziern ik a. N ie, to n ie o p olistop ad ow y rok 1918 w ty m sk ojarzen iu chodziło! C hodziło o m iesiące w cześn iejsze. I w n ich — trudno to inaczej o d czy ­ tać — u m iejsco w ił L echoń M ochnackiego i Piłsu dsk iego. U m iejsco w ił przy tym te dwa w iersze r a z e m — co dla in terp reta cji P ił su dskiego m oże okazać się w ażne. U m iejsco w ił razem — dając przy tym , dla obu rów n ocześn ie, k ieru n k ow y im puls odczytania: „dopisałem się do bezn ad ziejn ego sm u tk u ”, „pisałem z rozpaczą i w roz­ p aczy”.

® Zob. np. J. T u w i m , N a s z p i e r w s z y wie czór. W: Dzieła. T. 5: P is m a prozą. O pracow ał J. S t r a d e c k i . W arszaw a 1964, s. 115.

(10)

5

A jak w y g lą d a spraw a in n y ch realiów , które K osiń sk i sk ojarzył z okresem w czesn ej n iep od ległości? N ajp ierw : R a ch ela -S u lim a z W es ela (s. 315—316, 320). T ego K o siń sk i nie um ieszcza w czasie — n ap om yk a tylk o, że „Lechoń nie m ógł w id zieć prap rem iery W e s e l a ”, w której Su lim a grała R ach elę, „gdyż m iał w ów czas 2 la ta ” (is. 315, p rzypis 10). I słu szn ie. W arto w szak że przypom nieć, że Sulim a grała rów n ież rolę R ach eli w w arszaw sk im teatrze „R ozm aitości”, w r. 1915, w in scen iza ­ cji O s te r w y 7. I w ó w cza s L ech oń m ógł ją w tej roli w id zieć, m iał już lat ponad 16 i b y ł zap alon ym m iło śn ik iem t e a t r u 8. S zczegół jest isto tn y — w arto m ieć w św iad om ości, że R a ch ela -S u lim a m oże kojarzyć się rów nież z przed n iep od le- głościow ą W arszaw ą, a n ie tylko z k rak ow sk ą praprem ierą W esela.

K om en tu jąc dalszy tok p ierw szej strofy P iłsu d sk ieg o K osiński pisze: „Terro­ ryzm i k on spiracje, zagrażające odradzającem u się p ań stw u , ła tw o rodzą się w ta ­ kich w aru n k ach [tj. w nęd zn ych zau łk ach S tarego M iasta — I. O.]. Ich uosobieniem są »pobladłe R obespierry«, którzy, gd y św ita, z h u k iem zam yk an ych drzw i w y ­ chodzą z k aw iarn i, »na rogach u lic piszą straszną ręką krw aw ą«, odbyw ają tajne schadzki, k onspirują (»słychać szep t cichy«), znikają bez śladu. P ozostaje po nich n ia u licy »Trup jak iś z zb iela ły m i u sty « ” (s. 317).

Otóż n iek o n ieczn ie to w szy stk o trzeba odnosić do okresu „odradzającego się p a ń stw a ”. N ie m niej praw dopodobne w y d a je się sk ojarzen ie tego z d ziałalnością np. C en traln ego W ydziału P ogotow ia B ojow ego P P S , organizacji po części zam ach ow o- -terro ry sty czn ej, założon ej przez P P S w r. 1917, a d ziedziczącej trad ycje P P S -o w - skiego W ydziału S p isk o w o -B o jo w eg o , na k tórego czele stał ongiś ty tu ło w y bohater w iersza, P iłsu d sk i. W ydział P ogotow ia B ojow ego dok on ał przed listopadow ą n ie ­ p od ległością szeregu zam achów , m. in. sły n n eg o zam ach u na E richa S c h u ltz e g o 9. Z tego typu działaln ością — d ziałaln ością p artii p olityczn ej — w sposób bardziej u m o ty w o w a n y w y d a je się łączyć m etafora przyw ołu jąca R ob esp ierre’a niż ze środo­ w isk o w y m i porach u n k am i sta ro m iejsk ieg o p roletariatu („biedota m iejsk a, sezonow i robotnicy, lu dzie z pogranicza lu m p en p roletariatu i św iata p rzestęp stw ” — tak określa K osiń sk i sp ołeczn ość, z której w yw od zą się „pobladłe R ob esp ierry”, s. 317).

K o lejn y obraz w iersza — to bal, którego przyległość do W arszaw y p rzedli- stop ad ow ej już d ok u m en tow aliśm y. K osiń sk i w ch od zi w ten obraz głęb iej, a n a li­ zuje za w a rty w nim k on trast — m ięd zy b a lem w salon ie a „zgłod n iałym i ok rzy­ k a m i” u licy w a rsza w sk iej. P isze: „W ięc »czerw ona, rozw ichrzona nuta« — przy­ p om n ien ie i o strzeżen ie zarazem — w dziera się na sa lę i p ełn ym rozpaczy głosem głodnego tłu m u i gło sem sam ego p oety żąda: »O tw orzyć w szy stk ie okna! N iech lu dzie zobaczą«, czym zajm u je się elita tow arzyska sto licy w 2 m iesiące po odzys­

7 Zob. S. W y s p i a ń s k i , D zieła zebran e. T. 15: M onografia b ib lio grafic zna . O pracow ała M. S t o k o w a . V ol. 3: T e a tr W y s p ia ń sk ie g o . K raków 1968, s. 349— 350, 351. S u lim ę w w a rsza w sk iej roli R acheli m ógł też L ech oń obejrzeć na zdjęciach w ó w czesn ej prasie; ich w yk az podaje S tok ow a (s. 350).

8 O w czesn y ch fascyn acjach teatraln ych L echonia pisze S. K a s z y ń s k i (w stęp w : J. L e c h o ń , C u d o w n y ś w i a t teatru . A r t y k u ł y i re c e n z je 1916— 1962. W arszaw a 1981, s. 5, 7).

9 Zob. A. P u r t a 1, Z a m a c h na na czeln ik a n ie m ie c k i e j policji p o li ty c z n e j, dr. Ericha S ch u ltzeg o w W a r s z a w ie . W antologii: W a r s z a w a w p a m i ę tn i k a c h p i e r w ­ szej w o j n y ś w i a t o w e j . O pracow ał K. D u n i n - W ą s o w i c z . W arszaw a 1971. P u rtal od n otow u je też ch arak terystyczn e poczucie dziedziczenia trad ycji w tym zak resie (s. 453): „Przed oczym a p rzesu w ały m i się obrazy d zieln ych zam achow ­ ców P o lsk iej P artii S o cja listy czn ej. Ich odw aga była dla m nie p o d n ietą ”.

(11)

kaniu n iep od ległości — k arn aw ałem i m en u etem zjaw z X V III w ie k u ” (s. 319— 320). W szystko w porządku, nie rozum iem tylko, dlaczego akurat w 2 m iesiące po odzyskaniu n iep oległości, a nie w cześn iej. Taka w łaśn ie b yła W arszaw a po u stą p ie­ niu R osjan, pod zaborem n iem ieckim . Szerzyło się bezrobocie w sk u tek za m y k a ­ nia przez N iem có w fabryk i w yw ożen ia m aszyn w głąb N iem iec. S zerzył się głód — w sk u tek rek w izy cji żyw n ości i b łysk aw iczn ej drożyzny. K raushar w sp o ­ mina: „Na ulicach w czasie chłodu i deszczu spotykało się ludzi, n ied aw n o w z g lę d ­ nie zam ożnych, boso lub też w drew nianych chodakach. R ozm nożyło się żebractw o, ozdobione obszarpaną, narzucającą się przechodniom dziatw ą. [...] Coraz też g ę ś­ ciej spotykało się na ulicach ludzi bladych, w yn ęd zn iałych [...] w ięk szość tu b y l­ ców p rzed staw iała obraz głodom orów ” 10. N ie inaczej — inny pam iętnikarz: „głodni [bezrobotni] w a łę sa li się po ulicach bez pracy. [...] T oteż rosła i straszna nędza mas, a w raz z nią m n ożyły się przerażająco różne choroby: tyfu s, opuchlina [...]. A działo się to w ted y, k ied y w y sta w y sk lep ów z w ęd lin a m i i innym i sm a k o ły k a ­ mi u g in a ły się pod ich ciężarem . [...] Lecz chyba dla każdego jest jasne, dla kogo to w szystk o było dostępne. [...] R obotnicy, znajdujący się w ostatn iej nędzy, k il­ kakrotnie m a n ifesto w a li pod R atuszem , żądając praw a do życia, w znosząc roz­ paczliw e i groźne okrzyki: »Pracy i chleba! C hleba i pracy! Precz z w ojną! D osyć w ojn y!«” 11. Oto i m am y „zgłodniałe o k rzyk i” p rzed n iep od ległościow ej W arszaw y, sk on trastow an e z rów n olegle w y stęp u ją cy m i rozbalow aniem i dobrobytem . N ie trzeba po to sięgać koniecznie do pierw szych m iesięcy w olności! B yło to jask raw e i przed nią, bardziej jask raw e i rozpaczliw e, bo pozbaw ione tej p ersp ek ty w y nadziei, jaką o tw iera ł początek n iepodległości.

A dalej — n astęp u je ów obraz parady w ojsk ow ej, którego n iep rzystaw aln ość do „ fu n era ln ej” i „ B aryk ow ej” hipotezy K osińskiego starałem się uargum entow ać. P ozostała na placu — zbieżność z p rzebiegiem introm isji R ady R egen cyjn ej, k tó ­ rem u to podobieństw u K osiński nie przeczy rad ykalnie, dopuszczając m ożliw ość „kontam inacji obrazów ” 12.

6

A le tę zbieżność, jej rolę dla sen sów w iersza, w yraźn ie lek cew aży: „N ie ma sensu m itologizow an ie u roczystości, którą n iew ielu — jak św iadczą przekazy ustne i opinie historyk ów — trak tow ało serio, a już L echoń, autor K ró le w s k o - P o l s k i e g o

k a b a r e t u i R z e c z y p o s p o lit e j B a b iń sk iej, chyba najm n iej b ył p rzejęty jej sztu cz­

nym patosem , w y reży sero w a n y m z prusacką pedanterią. D latego n aciągn ięte nieco w yd aje się tw ierd zen ie O packiego odniesione do czasów R ady R egencyjnej: » K a ­

bare t to śm iech i drw ina trzeźw a, „struganie m arch ew k i” — fragm ent P ił s u d s k i e ­ go to druga strona tego sam ego m edalu«” (s. 311).

A no, zależy z jakiego punktu w id zen ia się na to spojrzy. D oraźne n ieb ezp ie­ czeństw o p olityczn e aktu in trom isji istotn ie — jak w yk a za ła historia — b yło n ie ­ w ielk ie. A le też nie zasłu gu je — z ów czesn ego punktu w idzenia — na całk ow ite

10 A . K r a u s h a r , [P ie r w s z e z a r zą d ze n ia okupanta . — R e k w i z y c j e , m a c h in a ­

cje w a l u t o w e ]. W: jw., s. 244—245.

11 B. F i j a ł e k , [P ow rót do kraju . — W a lk i s t r a jk o w e k r a w c ó w ]. W: jw ., s. 255—256.

12 Szerzej om aw iam tę zbieżność w artyk u le W o k ó ł „ K a r m a z y n o w e g o p o e m a ­

t u ” [...] (s. 445—449), tam też przytaczam m ateriały porów naw cze i kom en tu jące.

(12)

zlek ce w a żen ie. Intronizując R adę R egen cyjn ą N iem cy ch cieli przede w szy stk im — w zb u d zając tym g estem zau fan ie P o la k ó w — u zysk ać m ilion rek ru tów dla w y ­ k rw a w io n ej arm ii (to b yła liczba sły n n a w ty m czasie — i L echoń w P iłsu d sk im pisze o „głosów m ilio n ie ”). Z am iar n ie p ow iód ł się. A le też porażka nie była ani całk ow ita, ani n ie zam yk ała p ersp ek ty w iczn ej groźb y pow odzenia. W tzw. „kryzysie p rz y się g o w y m ” część L egion ów , po od m ów ien iu przysięgi, została in ter­ n o w a n a — ale też część przysięgę złożyła, ślu b u jąc d och ow ać „w iern ie braterstw a broni w o jsk o m N iem iec i A u stro-W ęgier oraz p a ń stw z n im i sp rzym ierzon ych ” 1S. N astąp iło a reszto w a n ie P iłsu d sk ieg o — R ada R egen cyjn a objęła w ład zę, bez niego. I już w p ierw szym sw o im orędziu d ek la ro w a ła tw o rzen ie w ła sn ej siły zbrojnej na gru n cie p rzym ierza z m o c a r s tw a m i14. B yła to niejako zap ow ied ź utrzym an ia linii T y m cza so w ej R ady Stan u , która na początku 1917 r. zach ęcała do ochotniczego zaciągu do w o j s k a 15. W sk azyw ało to na up orczyw ość p ostęp ow an ia p ań stw za­ borczych —· sy tu a cja ciągle b yła otw arta, choć doraźnie, w ob ec zd ecyd ow an ej p o sta w y sp o łeczeń stw a p olsk iego, n iezb y t groźna. A le p o stęp o w a n ie N iem có w w y ­ raźnie w sk a zy w a ło na stop n iow ą in te n sy fik a c ję ich g estó w p rop agan d ow ych w obec P olak ów , co m ogło n a p a w a ć n iep ok ojem , że w końcu okażą się sku teczn e. Z gódź­ m y się jed n ak z K osiń sk im , że nie było to n ajgroźn iejsze.

W ażn iejszy b ył in n y dram at, w id o czn y z innego p u n k tu w id zen ia: ze zw róce­ nia u w a g i n ie na rozgryw k i p o lsk o -n iem ieck ie, ale na ich k o n sek w en cje w ew nątrz n a r o d o w e g o ży cia P olak ów , na rodzący się w ich w y n ik u w ew n ętrzn y k o n ­ flik t „ p o lsk o -p o lsk i”. T en dram at sta n o w i cen traln ą oś p roblem ow ą K a r m a z y n o ­

w e g o p o e m a t u . N a czym polega?

N iem cy, chcąc P o la k ó w pozyskać, p o sta n o w ili zagrać na narod ow ych przy- w iązan iach sp o łeczeń stw a . P o lsk i hym n, p o lsk ie sztandary, p olsk ie od d ziały w o j­ sk o w e, n a w e t w zn o szen ie p om n ik ów p olsk ich boh aterów narod ow ych (np. p om n i­ ka K ościu szk i) — w szy stk o to m iało stw o rzy ć przek on an ie o a u ten ty zm ie p olskiej w oln ości, w zbudzić w ia r ę w p ra w d ziw o ść p rzyjaźn i i p ersp ek ty w iczn eg o p a rtn er­ skiego przym ierza. N ie zap om in ajm y, że było to w y g ry w a n ie tych w artości i tych przyw iązań , które od stu przeszło la t zaborczych sta n o w iły dla P o la k ó w n ien a ru ­ szaln e s acru m , fu n d a m en t trw a n ia narodu i jed n ości narodu!

J e śli to m a n ip u lo w a n ie przez N iem có w p o lsk im i em b lem atam i i m itam i n a ­ ro d o w y m i m iało okazać się n iesk u teczn e — P o la cy m u sieli zm ien ić sw ó j stosunek do tych m itów , zacząć je tra k to w a ć „z przym ru żen iem o k a ”. M usieli z tych m i­ tów , dotych czas b ezw zg lęd n ie sa k ra lizo w a n y ch , się w y zw o lić, w y jść „na zew n ątrz” nich. A n ie b yła to w ó w cza s sp raw a ani prosta, ani bezspornie słu szn a. C ały

K a r m a z y n o w y p o e m a t u k azu je jej d ram atyczn ość w ow ym czasie: L echoń ją

w id zi w sposób n ie uproszczony, głęb ok i, przejm u jący.

W idzi ty c h m itó w stron y p odów czas dobre (Polo nez a r t y l e r y j s k i ) i złe (Sejm). W idzi, jak głęb ok o za p a d ły te m ity w św iad om ość n arod ow ą, jakie d ram aty łą ­ czą się z próbam i w y z w o le n ia się z n ich (D u ch na seansie, M ochnacki). W idzi p otrzebę ich zniszczenia: H er o str a tes. A le w id zi też p otrzebę ich zach ow an ia: w szak na n ich opiera się w ia ra w sen s p o d jęteg o czynu g a rstk i L egionów . U k azu je to c a ła poezja leg io n o w a , op ierająca się na od w ołan iach do n arod ow ej m itologii, do poczucia k o n ty n u o w a n ia d aw n ego czynu n iep o d leg ło ścio w eg o — Bem a, K ościuszki,

18 Zob. P r z y s ię g a w o j s k o w a n a rz u co n a L e g io n o m p o l s k i m w lip cu 1917 r. W A n e k s i e w : S. D z i e r z b i с k i , P a m i ę t n i k z la t w o j n y 1915— 1918. S ło w em w stęp n y m poprzedził J. P a j e w s k i . P rzy p isy opracow ała D. P ł y g a w k o . Tekst p rzygotow ał do druku z ręk op isu T. J o d e ł k a - B u r z e c k i .

14 Zob. P i e r w s z e o r ę d z ie R a d y R e g e n c y j n e j z dnia 27 p a ź d z ie r n i k a 1917 r. W: jw ., s. 486—487.

(13)

P on iatow sk iego, T raugutta, O strołęki, O lszynki, Som osierry... N aw iązu je do tego i L ech oń w P olo nezie a r t y l e r y j s k i m — n ajczystszej w od y w ierszu legion ow ym , pięknie p rzypom nianym zresztą nied aw n o przez K osińskiego 18.

K onnicy koniem , zbrojną ręką Po sw oje iść piechocie.

Jaką grał B em pod O strołęką, Taką nam zagrać dziś p iosenką

I w p u łk m osk iew sk i rozw in ięty C hrzest słać, p iek ieln y chrzest i św ięty

(Lechoń, P olo nez a r t y le r y j s k i )'

Z daje w szak sobie L echoń spraw ę, że m ity n arodow e — zarów no te dobre, jak złe — sta n o w ią od przeszło stu lat porozbiorow ych jedyną spójnię narodu, rozbitego m iędzy p a ń stw a zaborcze, rozproszonego po św iatach z sy łe k i em ig ra ­ cji. Ze w nich za w iera się „ojczyzn a” — nieobecna n a m apie, n ie istn ieją ca jako realne, su w eren n e państw o. A p ersp ek tyw a n iep od ległości w tych latach n ie jest jeszcze k larow n a — i poeta m a św iadom ość, że uderzenie w n arod ow e m ity jest bardzo ryzyk ow n e. W szak ich zn iszczenie, w yrzu cen ie ze strefy s a c r u m n arodow ego grozi zn iszczen iem m oralnego kanonu L egionów . G rozi u n icestw ien iem jed yn ej podów czas spójni n arod ow ej i źródła poczucia tożsam ości n arod ow ej — w p er­ sp ek ty w ie w ciąż trw a ją cej fa k ty czn ej n iew oli. To m oże okazać się „rozkruszeniem w p y ł” — w ła śn ie — „w szy stk ieg o ” :

Bo w nocy spać n ie m ogę i w e dnie się trudzę M yślam i, co m i w sercu w zrastają zw ątpieniem , I chciałbym raz zobaczyć, gdy przeszłość w yżen iem , Czy w szy stk o w p ył rozkruszę, czy... P o lsk ę obudzę.

(Lechoń, H erostr ate s)

N ied ziw n e, że podm iot tego w iersza — decydując się na rozbicie m itów n aro­ d ow ych (w szak w ów czas, w r. 1917, w y k o rzy sty w a li je N iem cy!) — ma tragiczne poczucie, że jest H erostratesem , n iszczy cielem św ią ty n i narodow ej. Bardzo z w ik ła - ne, n iejed n ozn aczn e b y ły te sp ra w y w latach 1916— 1918. I K a r m a z y n o w y p o e m a t sta n o w i w strząsające św ia d ectw o p o ety ck ie tego zw ik łan ia, p ełn ego pytań i d ra­ m atyczn ych w ą tp liw o ści. Ś w ia d ectw o m iotania się m ięd zy różnym i p o sta w a m i w o ­ bec p olsk ich m itó w n arodow ych, różnie ak tu alizu jących się w ty m czasie, św ia ­ dectw o d arem nych prób dokonania w yboru postaw y, oczyszczonej z fu n d a m en ta l­ nych i d ram atycznych w ą tp liw o ści, różnorakich sprzeczności, w ew n ętrzn y ch roz­ darć. Jak że fa scyn u jąco w yb rzm iew ają one w H e rostr ate sie, D uchu na seansie,

J acku M a l c z e w s k im , przede w szystk im — w M ochnackim i

A ja k — w k on tek ście K a r m a z y n o w e g o p o e m a t u — p rezen tu je się P ił s u d s k i ? 7

P rzede w szystk im : czy kon ieczn ie w k on tek ście K a r m a z y n o w e g o p o e m a t u ? K osiń sk i w sw oich rozw ażaniach k on tek stu tego n ie u w zględ n ia zupełnie. I z p o ­ zoru w szy stk o je st w porządku: w końcu P ił s u d s k i jest pełnym , ty tu łem w y o d ręb ­ n ion ym i osobną d edykacją, w ierszem .

S p raw a n ie je s t w szak że prosta. W iersze, które zło ży ły się na K a r m a z y n o w y

p o e m a t , b yły drukow ane w latach 1916— 1919 n ajp ierw w „Pro arte et stu d io ”,

a później, po „ p rzew rocie” redakcyjnym , w jego k on tyn u acji „Pro arte”. U k a z y ­ w a ły się w b lisk ich sobie num erach czasopism a, tw orząc n ie ty le „rozrzucony” 16 J. A. K o s i ń s k i , „To m a j o r B rzoza kartaczam i...>> „T ygodnik P o w szech n y ” 1983, n r 14/15. — O p oetyce p o ezji legion ow ej szerzej w : W o k ó ł „ K a r m a z y n o w e g o

(14)

zesp ół tek stó w , ile coś w rodzaju „ serii” te k s tó w p oetyck ich , o dość m ocno u w y ­ raźnionej w sp óln ocie, p od k reślon ej jednością p oetyki, jednością autora, jednością p u b lik u jącego je pism a. Gdy zo sta ły zebrane w tom p oetyck i — u zy sk a ły nadrzęd­ n y w o b ec całości zbioru ty tu ł: K a r m a z y n o w y p o e m a t . D rugi człon tytu łu jest ty leż w y m o w n y , co i obligu jący, bo u ja w n ia ją cy in ten cję autorską: n ie m iał to być zbiór „w ierszy ró żn y ch ”, ale jed n olita całość, w ew n ętrzn ie zw iązana, całość „ p o e m a t o w a ”, tw orząca ja k b y j e d e n u tw ór, rozp isan y na szereg cząstek sk ład ow ych , zw ią za n y ch nadrzędną prob lem atyk ą tej całości.

W iersze, w ch od zące w skład ta k iej „ p o em a to w ej” całości, m ają — rzecz jasna — sw oją au ton om ię jako odrębne utw ory. Jest to jednak au ton om ia ch a rak terystycz­ nie ograniczona w zak resie in terp reta cji ich „ w y m o w y ”: zob ow iązu jącym k o n ­ tek stem , n a jp ierw szy m z w szy stk ich , ich od czytan ia — staje się całość „poem a­ tu ” 17. N ie p o w in n y one u zy sk iw a ć odczytań, in terp retacji takich, które by je „ w y ła m y w a ły ” z tej całości. C hoćby dlatego, że w ów czas ta całość u lega zn iszcze­ niu — p rzestaje istn ie ć jako organizm p o ety ck i o w sp ó ln ej p rob lem atyce i w y ­ m ow ie, sta je się zb iorem „w ierszy ró żn y ch ”, o różnych sensach, n ie uzgodnionych ze sobą i n ie u k ład ających się w jedność, w yzn aczon ą ty tu łem -term in em : „poem at”. W K a r m a z y n o w y m po e m a c ie p rob lem atyk ę i ton ację całości określa p ie r w ­ szy w iersz zbioru — H e r o s tr a te s — p ełn ią cy d la tej całości rolę jak b y „argu m en ­ tu ”, zap ow ied zi p rob lem atyk i. W iersz, który o tw iera całość „p oem atu ” od razu akordem n a jw y ższeg o nap ięcia, na sam ej gran icy w y trzy m a ło ści psych iczn ej. Z jed ­ nej stron y h erostratejsk ie, straceń cze i zd ecyd ow an e rozkazy, przechodzące c h w i­ lam i w n iezw y k łe rozk azy-b łagan ia: „O! Z w alcież mi Ł azien k i k ró lew sk ie w W ar­ sz a w ie ”. Z d rugiej stron y — m im o ostrego zd ecyd ow an ia („Ja tobie rozkazuję! W te słu p y u d erza j”) — straszliw a n iep ew n o ść w ła sn ej decyzji („Bo w nocy spać n ie m ogę i w e d n ie się trudzę / M yślam i, co m i w sercu w zrastają zw ą tp ien iem ”). R ozum iem y ten stan ow ego „człow ieka z w iersza ”: to stan, w k tórym nie w y ­ trzym u je się dłużej w a h a n ia i w ą tp liw o ści, i n iep ew n ości, stan skrajnego n a p ię ­ cia, przek raczającego granice w y trzy m a ło ści lu d zk iej. S tan, w k tórym człow iek z d eterm in acją d ecy d u je się na czyn — żeb y w końcu rzecz się rozstrzygnęła, żeb y zobaczył, co się stan ie, bo w w ą tp liw o ścia ch już dłu żej w ytrzym ać n ie m ożna. To g e st d eterm in a cji rozp aczliw ej — z rozp aczliw ych w ą tp liw o ści i w ah ań w yrosłej: „I ch ciałb ym raz zobaczyć, gdy przeszłość w y żen iem , / C zy w szystk o w p y ł rozkruszę, czy... P o lsk ę obu d zę”.

G dyby w K a r m a z y n o w y m p o e m a c i e szukać w iersza, dla k tórego n a jw ła ś c iw ­ szym kom en tarzem b y ła b y cytow an a już n otatk a z D zie n n ik a p o ety — „pisałem z rozpaczą i w rozp aczy”, „dopisałem się do b ezn ad ziejn ego sm u tk u ” — to w ie r ­ szem ty m ok azałb y się w ła śn ie H er ostr ates. L ech oń w szak że sk om en tow ał tak

M ochnackiego i P iłsu dskiego. Z M o c h n a c k im sp raw a jasna: w iersz ukazuje b oha­

tera w m atni n iezd ecyd ow an ia, zaplątanego, n ie u m iejącego znaleźć w y jścia z sy tu a ­ cji. N ie u m iejącego dokonać w yb oru — co doprow adza do sam ozniszczenia, do n iem o żliw o ści w y trzy m a n ia p lą ta n in y w ła sn eg o koncertu:

A on, b lad y jak ściana, plącze, zryw a tony I kolor spod k la w iszy w y p ru w a :— czerw ony, Aż w reszcie w sta ł i z h u k iem rzu cił czarne w iek o I spojrzał — taką straszną, otw artą pow iek ą, Aż spazm ryk n ął [...]

(Lechoń, Moch nack i)

17 O pieram się tu na form u le J. S ł a w i ń s k i e g o św ietn ie w y w ied zio n ej w jego rozpraw ie O p ro b l e m a c h „ s z tu k i i n t e r p r e t a c j i ” (w: Dzieło — j ę z y k — t r a ­

dycja . W arszaw a 1974, s. 166): „interpretacja jest zaw sze w m n iejszym lub w ię k ­

szym stopniu u siło w a n iem zm ierzającym do id en ty fik a cji k ontekstu, trafn ie tłu ­ m aczącego u tw ó r”.

(15)

Tak, tutaj k om entarz p o ety — „czułem rozpacz, jakąś k lę sk ę ” — p rzylega szczeln ie do doznań bohatera. M ochnacki przegryw a w ła sn y koncert, n ie um ie rozpiątać tonów , dram atycznie p rzeryw a g r ę ...18 Jak — w takim k on tek ście — p rezen tu je się P ił s u d s k i ? Jak ie n iesie znaczenia?

Z w róćm y przede w szy stk im u w agę na różnicę zasady k om pozycyjnej P ił s u d ­

skiego w ob ec k om pozycji innych w ierszy K a r m a z y n o w e g o p oem atu. T am te z regu ły

oparte b y ły na zasadzie jedności sy tu a cy jn ej, na jak iejś sytu acji ram ow ej, która spinała całość obrazów w iersza. W D uchu na seansie była to sytu acja seansu sp irytystyczn ego, w Jacku M a l c z e w s k im — oczekiw anie na przyjście D erw ida, w S e jm ie — w yp raw a Z agłoby na posied zen ie parlam entu, w Polo nezie a r t y l e r y j ­

s k i m — a rty lery jsk i ostrzał pozycji w roga, w M och n ackim — sytu acja koncertu

fortep ian ow ego. W ram ach tej jedności sytu acyjn ej n a stęp o w a ł jakiś szereg w y ­ padków , jak iś zarys łań cu ch a w ydarzeń — jak „p ojed yn ek ” w idm a S łow ack iego z oczek iw an iam i u czestn ik ów sean su spirytystyczn ego, jak „p ojed yn ek ” k o n certu ­ jącego M ochnackiego z presją publiczności, zakończony obustronną klęską, jak oczek iw an ie na D erw id a — i jego tragiczn e przybycie. W szystko to nadaw ało serii obrazów spoistość, opartą na k an w ie — m niej lub bardziej in ten syw n ej, ale zaw sze obecnej — ep ick iej „logiki w y d a rzeń ”. B y ły to w iersze sytu acyjn ie zw arte.

W P ił s u d s k i m — odw rotnie. N ie m a tej spoistości. J est on — jak to ok reślił Iw a szk iew icz — zbu d ow an y „przy pom ocy lu źnych ob razów ” ie. Oto otw iera w iersz scena R ach eli. P o tem — ni stąd, ni zow ąd — zn ajd u jem y się w jak iejś sytu acji sp isk o w eg o zabójstw a. Za ch w ilę bal i w targn ięcie „zgłodniałych o k rzyk ów ” ulic i placów . I oto — znów n i stąd, n i zow ąd — następ u je obraz p arady w o jsk o w ej. N ie m a żadnej logiczn ej bądź sy tu a cy jn ej klam ry, która b y te obrazy spajała, są one w ła śn ie w za jem n ie „lu źn e”. T am — b yła jedność sytu acji i jedność b o h a ­ tera, i jedność m iejsca. Tu — w szystk o to zostaje zerw an e: nie m a jedności sy ­ tuacji, n ie ma jed n ości m iejsca, n ie ma — bohatera!

A przecież — ty tu ł w iersza zapow iada, że to będzie w ła śn ie w iersz o b o h a te­ rze, zostaje on w y m ien io n y z nazw iska: Piłsudski. Podobnie, jak w w ierszu p o ­ przednim : Mochnacki. T ylk o że tam M ochnacki b y ł ciągle obecny w św iecie w iersza, b y ł sta ły m bohaterem narracji. Tu — odw rotnie: zap ow ied zian y ty tu łem bohater nie p ojaw ia się przez cały tok utw oru ani razu, jest nieob ecn y. D opiero jeden jed yn y, ostatni, jak b y „d opisany” i p r z e c i w s t a w n y w ersom p op rze­ dzającym — w ers go w prow adza: „A On m ów ić n ie może! M undur na nim szary”. Z askakujące to rozw iązanie. T y tu ł nakazuje oczekiw ać sta łej obecności bohatera, o k r e ś l o n e g o bohatera. N akazuje sp odziew ać się, że w szystk o, co­ k o lw iek zostanie w w ierszu ukazane, b ędzie się k o n c e n t r o w a ł o w ok ół jego postaci, znajdzie w nim sw oją jedność, sw ó j — sp ajający całość utw oru — punkt od n iesien ia. I sp od ziew an ie to — n a k a z a n e ty tu łem w iersza — zostaje z a - w i e d z i o n e . K o lejn e obrazy nie m ają sw ojego w sp óln ego pun k tu odniesienia, stają się „lu źn e”, w zajem n ie niespójne. Jedność poetyck iego św iata się rozpada, zostaje on zdek on cen trow an y, pozbaw iony osi, na której m ógłby zostać osadzony i sp ięty w koherentną całość. W brew zapow iedzi tytułu!

A przecież za ty tu ło w ą form ułą tego w iersza — w ym ien iającą bohatera — stoi olbrzym ia trad ycja literack a, tradycja „w ierszy o...” Ileż takich w ierszy m am y 13 D okładniejszą an alizę Mochnackiego, uw zględ n iającą p rob lem atyk ę m itów n arod ow ych i k on tek stu historycznego, przeprow adzam w : W okół „ K a r m a z y n o w e g o

p o e m a t u ” [...], s. 470—482.

19 J. I w a s z k i e w i c z , L echoń i T u w i m . W: K s ią ż k a m o ich w s p o m n ie ń .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Definicja ta zawiera więc przesłanki natury merytorycznej w postaci wskazania na określoną działalność, tj. przesłanki natury organizacyjnej w postaci

chonia do Czesława Miłosza, gdzie w grę wchodzą różnice i pokoleniowe, i środowiskowe Wywodzące się jeszcze z lat przedwojennych, a także — co

Rozmiary tego dziennika oraz intencje i ambicje, iakimi się kierował autor podejmując przedsięwzięcie, które zdawało się przerastać jego możliwości i siły nie pozwalają

Wskazują jednak także i na inne kwestie, które już zamieszcza się w niektórych propozycjach teologii moralnej szczegółowej, błogosławieństwa, dary Ducha Świętego,

На наш погляд, письменнику не йшлося про те, аби виправдати чи засудити зраду Юди.. Б1бл1йний

After assigning class labels to the input point cloud, we consider only the points which are labelled as trees and we separate individual trees

When TS waves are excited upstream of the wavy walls, substantial delays in the onset of transition are observed for certain spanwise wavelengths compared with the flat-plate

These three parameters are affected by the experimental configuration, the interrogation procedure and its cri- teria and in turn depend upon: the mean concentration of