£ ;] •
Z B I Ó R
P O E Z Y I .
Napisał
UertryTc Stroika,
profesor Seminaryum nauczycielskiego męskiego w RzeszowK Tow
W R Z E S Z O W I E
Nakładem Autora. — Z Drukarni J. A. Pelara (H. Czerny).
1894.
«/) M W ) h - ' 17-935
mm
UMCfe LUBUNT R E Ś Ć .
S tr.
Ojcze n a s z ...1
M o d lit w a ...3
Polska d zie w ica ...5
H erm an ... 7
Zdrowaś M a r y a ... ; . • ? ... 19
M o d lit w a ... * . . *... 21
Pieśń na d z isia j... 22
W albumie panny H. ... 25
O r z e ł... 27
Bitwa pod Borowem stoczona 22. paźdz. 1863 r. . . 29
Dwa sonety* p o l s k i e ...33
Do naszej z ie m i... 35
N a d z i e j a ...37
Do tańczących ... 39
Ja pójdę t e ź ...41
Nasz b ó l ...43
Wykrzyk do w i o s n y ...45
Ojcze n a s z ...47
Tęsknota w y g n a ń c a ... 49
Zmienią się c z a s y ...51
Sumienie . . . „ ... 53
Na cześć Mieczysława Romanowskiego ; . . . . 54
Wiersz z powodu mordów dokonanych przez Moskali w dniach 25. i 27. lutego 1861 r... 57
Do imionnika pannie L. M...59
Dwie k o c h a n k i... 61
S tr.
Do braci w ygn ań ców ... 64
Pracy a w i a r y ... 66
B u r z a ... 68
Poranek l e t n i ... 69
Do H ... 71
Pojmujesz dlaczego ?...64
Do panny Źelisławy S... 76
Z ap usty... 78
Błogo mi B o ż e ! ...80
Sanna śród śnieżnej z a m i e c i ...83
Do Elli ( ż o n y ) ...85
Ma ż o n a ...87
Do E l l i ... 89
Zachwyt do E l l i ... 91
Przeproszenie ( E l l i ) ... 92
O J CZE NASZ.
f l p z i ś serce moje ulata do Ciebie Ojcze nasz święty, któ ry jesteś w niebie.
P odnóżkiem T w o im ziemie, gwiazdy, słońca, T e n wszechświat cały bez granic, bez końca.
N a nim aniołów, archaniołów roje Ś pie w ają: ch w ała! święć się Imię Tw oje.
I moja dusza, całe me jestestwo
Dziś im w tóruje: przyjdź Twoje królestwo.
O ! T y mi dałeś życie, ducha, ciało, Z Twojej się łaski serce mi dostało, Rozum i czucie i myśli potęga, K tó ra aż do stóp tronu Tw ego sięga, W ięc jak ak o lw ie k będzie moja dola, Zawsze zaw ołam : bądźże Tw oja wola.
N a gwiazdach, słońcach, na niebie i ziemi Bądź w myślach moich, zawsze kieruj niemi, I gdy mnie zgnębi tro sk a i potrzeba,
Z a w o ła m : O jc z e ! powszedniego chleba T y lk o mi udziel, a p o te m bym blaski
T w e j chw ały ujrzał z T w e j najświętszej łaski.
H S tro k a . Z b ió r p o ezy j. i
Ja ro b a k m a rn y , grzechami skalany, U p a d a m na twarz, o Panie nad P an y , Przed m ajestatem Twej wielkiej świętości, I błagam przebacz, zniwecz moje złości, Daj mi się dźwignąć, odpuść moje winy, T y , coś miłością bez zmazy, je d y n y .
G d y codzień — przebacz — do Ciebie w o ła m y Niech winowajcom naszym odpuszczam y, W szak S yn Tw ój C hrystus z krzyża błogosławił, Ś w ia t Go umęczył, a On św iat te n zbaw ił!
A k ie d y c h y tr y duch kłam stw a, ciemności, Co synom ziemi T w ej łaski zazdrości,
Przyjdzie m nie wabić w swego św iata cienie, Ojcze! T y nie daj wodzić w pokuszenie, Błagam Cię Boże, niechaj mnie ustrzegą A nieli Tw oi od wszystkiego złego.
U k o rz się duchu, wśród tej nocnej ciszy Może N ajw yższy T w e m o d ły usłyszy.
W Rzeszowie 1890.
M O D L I T W A .
U ,
^ 'W ^ y ś U łe m i z głębin piersi w y sy łałem ducha Mojego ku T o b ie za dróg ty c h m lecznych tonie, Z a św iaty, za gwiazdy, tam , gdzie mnie już
[nikt nie słucha P rócz Ciebie, gdzie mogę mówić, co tu w mem
[łonie, C o w mojej duszy, co w tajnikach serca pło n ie:
I czucia moje, bóle i moje nadzieje.
G dzie wiarę moją, w szystko, co mój um ysł [tworzy, O d sło n ić m ogę, i płacz i czemu się śm ieję, Dlaczego kocham Ciebie, ludzkość, św iat te n
[boży.
T u ta k dobrze, — prócz Ciebie nie m a nikogo, T u dobroć bez końca, i tu miłość bez ko ń ca ; Nicość mego rozumu uczuć mi je s t błogo I t a k niknąć przed T w e m obliczem, j a k pod
[słońca Prom ieńm i śniegi, lody, i j a k cienie n ocy ' U c h o d z ą przed jego blaskiem ! I w T w e j m ocy
r
Zgasić teraz m e życie, znicestwić istnienie, W ziąć rozum, w olę, czucia i w szystko myślenie, A przecież, g d y p a d a m na twarz, k ied y się korzę W prochu przed T obą, że Cię ta k bliskim o Boże Czuję, jam szcześliw. Niech mi zazdroszczą Anieli Tej jednej chwili, w której d aleko od św iata Dusza u tro n u T w e g o w pokorze się chyli, Przecież na s k rz y d ła c h w ia ry ku T o b ie ulata I w T o b ie tonie, z T o b ą je ste stw e m się sp la ta !
Rzeszów 1890.
POLSKA DZIEWICA.
dziewica, biała lilija, Czystą ma d u szę , j a k śnieżna szata;
Niew inność myśli z czoła przebija, T y lk o cień bólu po niem przelata.
S zlachetną postać, a w sm u tk u lica, G d y ujrzysz, p o m y ś l: P olska dziewica!
P olska dziewica, fiołek m ały,
Co zdała wabi, choć w traw ce s k r y t y ; Bo bieg jej życia ta k s k ro m n y cały, W ofiary ciche, w boleść spowity, Ś w ia to w y m zby tk iem dziś nie przyśw ieca
W śró d uciech ż y c ia : P olska dziewica.
P olska dziewica, zdrój czystej wody, K tó r y do nowej p r a c y posili,
W sercu jej szukaj słodkiej o ch ło d y N a spiekę duszy, g d y ś w ciężkiej chwili, W śró d burzy życia pew n a kotwica, Co wyrw ie z to n i: P olska dziewica.
p o l s k a
P olska dziewica aniołem ziemi, Stojącym przy nas w każdej niedoli, O n a otacza nas s k rz y d ly swemi, Za siebie cierpi i za nas boli, Bezpieczna polskich uczuć strażnica, G d y przy niej czuwa : Polska dziewica, P olska dziewica słodką n a g r o d ą ,
K tó rą b o h a te r weźmie po boju,
W ięc w świętą walkę niechaj nas wiodą Nadzieje szczęścia po bitew z n o ju ! A do zw ycięstw a niech nam przyśw ieca, J a k jasna gw iazda: P olska dziewica!
Lwów 1863
nóg Cezara legia Galia cała, R zym ręką k rw a w ą aż do R enu tłoczy Zgnębione ludy, a chciwością pała Ś w iat posiąść cały. T e r a z jego oczy Za R e n zwrócone, c h y tre i zawzięte.
A ugust, g d y rzuci wzrok groźny dokoła, W idzi u tronu ludów k ark i zgięte, P ę k rózg nad nimi i to p ó r liktora, G d y skinie w gniewie, zadrżą miliony, A zhołdow ane książęta p o k ło n y Biją, pełzając pod s to p y Cezara.
A le za R enem , tam n ik t jego mocy Już nie podlega — i k ę d y mgła szara K raj s k ry ła , gnana wichrami północy, Nie brzmi pieśń chw ały, potęgi Augusta.
B ezpraw ia, bogi R zym u są nieznane;
L u d u zabaw y, senatu rozpusta,
Nie czerpią źródła za R e n e m ; zmazane
W e krwi i w e łzach złoto stąd nie p łynie N a tryum fów łuki, na cy rk ó w igrzyska, I niewolników R zym u sław a tu nie słynie, I piorun gniewu Cezara nie b ły s k a !
N a skroń A u g u sta siadła myśl ponura, K adzidło pochlebstw już go nie za chw yc a I tron go gniewa, obrzydła purpura, O bm ierzły uczty i niewolnic lica, Bo dum ę jego toczy ro b a k srogi.
S en z pow iek płosząc, serce mu pożera, Ze św iat nie cały pod jego się nogi Ściele, dla niego ż y j e . . . i um iera!
Porw ał się z tronu i piorunem wzroku Roztrącił liczną niewolników zgraję, Niezłomna wola drży na ustach, w oku Żarem mu p ło n ie ; więc rozkazy daje D rżącym sw ym wodzom zebrać legiony, O rły zw ycięskie wieść za R enu brzegi;
Zgnębić lud wolny, niech bije p o k ło n y Przed władzą Rzym u. A ż tam, k ę d y śniegi I z lodów g ó ry tworzą krańce ziemi, Niech R zy m u władza, R zy m u sław a sięga.
Płacz G erm anio! nad bogi twojemi.
W olnością zgniecie je R zym u potęga.
II.
Od brzegów R e n u aż po Ł a b y w ody K ra j się szeroki rozsiadł i uroczy
W dziękam i dzikiej, dziewiczej p rz y ro d y . O dwieczne bory, różnokształtne góry, R z e k licznych nu rty rw ące i spienione, Słońce raz jasne na niebios błękicie, T o znów c h m u r czarnych szatą osłonione, R y k i piorunów i łoskot złam anych
D ębów , to w szystko tw orz y ta k w spaniały O b r a z ! W ty c h głosach p rz y ro d y zm ie
s z a n y c h Brzmi pieśń odwieczna dla S tw ó rc y : pieśń [chwały.
W ś r ó d borów wieńca, p o n a d rzek brzegami, Gdzie bujne traw ą łąki i kw iatam i
Strojne p rz y ro d y napaw ają wonią,
Zasiadł lud św ież y wpół dziki, lecz w o ln y ; D ło ń jego silna, zda się, zrosła z b ro n ią , Szczery i mężny, a um ysłem zdolny.
L ic h e tu c ha ty, miast nie widać wcale,
Ni św iątyń, cy rk ó w , ni wieszczków w zapale O piew ających E n e a szczęśliwy
Przyjazd do L a c y u m i jego przygody.
T u ta j pieśń szumią ro zhukane wody, T u u stóp d ęb u pod lazurem nieba D y m i się bogom krwi ciepłej ofiara.
N a wzgórzu radzi lud zbrojny, gdy trzeba Bronić sw ych zagród, lub sądzić b e z p ra w ia ; N a w spólnych ucztach k rą ży miodu czara N a cześć poległych b o haterów w boju,
K tó ry c h lud czyny w pieśniach tu wysławia, G d y siądzie spocząć po w a lk a ch w pokoju,
T u nie ma forum, tutaj praw nie piszą, P rze d ajn y ch wieszczków, chciwego se n a tu Nie ma, o h a ń b ie niewiast i nie słyszą, Bo p ra w o w serce każdego wpisane, I równi w szysc y jak o b y b ra t bratu, I są zaszczyty, lecz cnotą zyskane.
R ó żn e tu szczepy za sia d ły z kolei,
L ecz z pnia jed n eg o , z sobą spokrew nione, I choć je dzielą rzeki puszcze kniei,
T o są zw yczajem i wiarą złączone.
N a północ F r y z y , B ru k te ry ubogie, C hauki ku wschodniej stronie i potężne S y g a m b r y niżej a dzielne i mnogie Dalej z a sia dły C hatty wolne, mężne.
Dalej p a m ię tn y lud księcia H erm ana, I wiele in n y c h aż po w o d y Ł a b y . W ie lk ą ich siła. gdy razem zebrana L ecz p ojedyńczo każdy szczep ich słaby.
I R zym też ch ytrze sidła im zarzucił, U dając przyjaźń siał wśród nich niezgodę, W s z y s tk ic h ze sobą pow aśnił i skłócił, B y łowić r y b y , zamąciwszy wodę.
T a k im sposobem Druzus — później zw any B y ł G e rm a n ik ie m — p o k re w n y A ugusta, W spierając n iby, podbijał G e rm any, R ę k ą kład ł jarzmo, wolność niosły usta.
I pierwej, niśli rozpoznali zdradę, Padli S y g a m b ry , Cheruski w niewolę I C h a tty m ężne kryjąc lica blade Już opłakują swą hańbiącą dolę
A ręką R zy m ian po n ad w ód brzegami W znoszą się w a ły , zamków groźne m ury, I ł u p y z kraju odchodzą s ta tk a m i;
Słońce G ermanii rzuca b la sk ponury.
III.
Siłą oręża przygniecione srodze
Już jarzmo R zy m u srom otnie dźwigały Szczepy G erm anów aż do wód W ezery.
W służbę książęta, w służbę poszli wodze, L u d milczy groźnie i dnie dawnej chw ały W s p o m in a piękne, a stłum ione szmery Ja k wód dalekich szum biegną przez sioła
I b o ry g łu c h e ; pierś ludu się wzdyma!
W te m W a rru s, R zy m u namiestnik, dokoła Slepemi dum ą pow iódłszy oczyma,
R z e k ł: „Ludu tego hardość je s t złamana.
I k a r k pod jarz m o już się nagiął snadnie, Czas ab y przyjął i zwyczaje pana
I praw o R zym skie niechaj nim zawładnie®.
W zdumieniu G e rm an zobaczył lik to ry I chciwe łupu prefekty, cenzory, M isterne sądy, d an in y rozliczne, Ucisk, i słowem poznał d espotycz ne W szechw ładztw o R zym u, którego dążeniem B y ło p o d ep tać w szystkich ludów praw a, O gnisko rodzin i nape łnić drżeniem Ś w iat cały, by le w ładzy je g o sława
Brzmiała od ludów konania głośniejsza I od p ło n ą c y c h m iast blasku j a ś n i e j s z a ! . . .
IV.
Cichy napozór. p o k o rn y i drżący, L u d po k ry jo m u ostrzył swe to p o ry , N ap in a ł łuki i zemstą p ło n ą c y
C hyłkiem i milczkiem uchodził gdzieś w bory, A wódz C herusków H e rm a n w iek o p o m n y , W R zym ie w ychow ań, w chytrej sztuki szkole, W ie r n y ojczyźnie i wolą niezłom ny
Pozostał przecież, a mając sokole Duszy wejrzenie, pragnął rów ną b ro n ią , P odstępem , p obić p rz ew rotne R zy m ian y , Udając przyjaźń cisnął miecz sw ą dłonią I sk ry c ie d m u c h a ł na is k rę ; zd e p ta n y L u d drżący czekał H e rm a n a skinienia, Jak o mąż je d e n i z niezłomną wolą
Zapragnął we krwi zmazać te w spom nienia Podłej niewoli, które h a ń b ią , bolą.
W ięc przed W a rru s e m w obłudnej postaci U podlonego ja k psa niewolnika.
Co przed sw y m katem zdradza w łasn y c h braci, Stanął H e rm a n . R z e k ł: „Panie, b u n to w n ik a Księcia B ataw ó w zgnieć, co w głupiej dum ie, N iew dzięczny nędznik za dobrodziejstw tyle N a praw ą władzę rwie się w bezrozumie.
Ze nas chce wzburzyć po n o się nie m y l ę ;
L ec z nie wierz panie, jeśli nas kto czerni, Bo chcąc ci dowieść, ja k nam są przyjem ne R zy m u cne rządy, ja k jesteśm y wierni, O d k ry ć przychodzim te zm ow y tajem ne".
W y s łu c h a ł W a rru s powieści H erm ana, D ło ń mu uścisnął i prz y p ią ł miecz drogi, I rz e k ł: „Za wierność będzie łask a d a n a " ! H e rm a n miecz prz y ją ł: „N a was — szepnął wrogi V.
L a s T eu to b u rsk i ciągnie się szeroko.
N ietknięty, dziki, ta k j a k wyszedł z łona P rzy ro d y . W n ę trza jego ludzkie oko Nie zbada, n a w e t h u k grom u gdzieś skona W połowie drogi, k ie d y w dąb sp ruc hnia ły Godząc z łoskotem na ziem go obala.
I k ie d y wichrów p ó łn o c n y c h naw ały R y czą , a burza niebem się przewala, Cisza u dołu w teu to b u rsk im lesie Panuje głucha, ty lk o czasem wycie Dzikiego zwierza echo skądś nadniesie I śp iew y p ta k ó w słychać w nim o świcie.
Lecz od niedaw na jakieś dziwne rzeczy Dzieją się tutaj, słychać tę tę t koni, G w a r się rozlega, zmieszany, człowieczy, I nocą słychać jakieś szczęki broni.
E ch o roznosi stu k toporów, ścięta Już mnogość dębów p o k o te m się ściele.
B y stanąć w drodze niezłom ną zaporą
L eg io n o m W a r r a . O, przyjdź tu ! mściciele, K tó rz y zgnębieni musieli z p o k o rą
K ła m a n y p o kłon o d d ać bogom Rom y, Jej orłom, tobie, swe k r z y w d y w am sp ła c ą , A w szechw ładnego tu O d y n a g ro m y N a proch was zgniotą i w nicość zatracą.
V I.
Już dzień ną niebie zda się j a s n y płonie, Słońce nad ziemią podniosło się krwawe, A ziemia milczy, j a k b y o d d e c h w łonie Swojem zaparła, a przyw iędłą traw ę Nie orzeźwiły łzawe krople rosy, P ow ietrze p arn e p rzepow iada burzę.
Już od p ó łn o c y kirem się niebiosy
P o k r y ły zwolna, a tam w groźnej chm urze P iorun zawisnął i walka na niebie
W ichrem , grom am i dzisiaj h y m n zanuci N a cześć O d y n a , przy R zym ian p o grzebie!
P atrz! długim ciągiem, j a k b y m u r ze stali, Z da się mąż je d e n od stóp do głów zbrojny L egionów zastęp zwycięski się wali.
D u m n y przeszłością, o przyszłość sp o k jn y , N a czołach siadła im zw ycięstw a pew ność W oczaęh rozkoszy, łupu b ły sk a chciwość, W sercach ich darm o szukać litość, rzewność, L ecz pew n ie znajdziesz żądze krw i i mściwość Id ą j a k d u c h y czarne, ich oręże
Dzwoniąc po tarczach, szczęk w ydają g łu c h y ;
Z p o d nóg spłoszone uciekają węże I zwierz um yka, przytuliw szy słuchy.
Weszli już w serce teuto b u rsk ich lasów, Gdzie poprzód żadne cudzych mężów nogi Jeszcze nie sta ły od odw iecznych czasów.
T u ta j Germanii przesiadują b o g i ! . . . Id ą , zwalczając p rz y ro d y zapory I trzebią krzaki, korczują korzenie,
W ś r ó d drzew i cierni robią przejścia t o r y ; P ra c a to tru d n a, już czują zmęczenie.
T y m cz asem o d w ró t z ty łu zaw alony C herusków ręką, z każdej R zy m ian strony, Zbrojni Germ anie mają wciąż na oku R u c h y W a rru sa. ślad w ślad za nim d ąż ą;
O n śni o sławie, nie przeczuw a zd ra d y , A może przeczuć, bo tam k ru k ó w krążą S ta d a krwiożercze, p e w n e swej biesiady.
V II.
I d ą , wraz zawył górą w iatr szalony, R y c z y burza, grom uderzy ł w w iekow y D ąb, k tó ry runął na p o ły zwalony.
Z piersi H e r m a n a : „Czas skruszyć o k o w y ! ” D rugi grom w R zym ian p rz elęk ły ch uderzył.
I b łysło tysiąc noży i t o p o r ó w ! . . . Drżą zbladłe legie, W a rru s nie uwierzył, M yśląc, że we śnie błądzi pośród b o ró w ; L ecz go przebudził w n e t o k rz y k potężny Ś m iało idących G e rm anów na wroga.
W reszcie się ocknął d uch W a r r u s a m ę ż n y , . L egie chw ilow a opuściła trwoga,
Stanęli m urem , zaświeciły m i e c z e . . . Napięli ł u k i . . . Już Germ anie wpadli Jak o wzburzone rzeki w o d y ; ciecze K re w po ich z b r o i . . . wpadli i odpadli J a k b y od brzegów skał odbite fale.
L ec z z now em m ęstw em now y zastęp leci, Z w arł się i p r y s k a na żelaznym wale Piersi le g io n ó w ; już nadbiega trzeci W śc ie kły, rozżarty. ja k huragan w p a d a , Pękają tarcze, pancerze, toporów
Cięciem złamane. I legie: „ B ia d a ” !
K rz y k n ę ły . — „Biada" ! wtórzy echo borów . Złam ane szyki R zym ian już uchodzą,
Zhańbione klęską i w panicznej trwodze, A le pociski zewsząd na nich g o d z ą , Śmierć blada cz yha już na każdej drodze.
Stanęli j e s z c z e . . . i tarcze pod nogi rzucą I c h e łm y ; i z m ęstwem dzikiem
U d e rz ą , może przyjdą w pom oc b o g i ? . . . I szczęk się zbroi zmieszał z ludzkim k rz y k ie m , W te m W a rru s, j a k lew zraniony wśród puszczy, Zaryczał, wzniósł miecz i k arki przecina Opadającej ze wszech stron go tłuszczy, A ż pian ą w yszła mu na usta ś l i n a . . . Pędzi ja k w ściekły zwierz całe g ro m a d y Przed sobą drżące, krw ią własną zbryzgane, T u ż za nim zastęp setników m knie blady, A na ich czołach „zginiem” wypisane.
W te m z drugiej strony, ja k o ły sk na niebie, P rz y p a d a H erm an, to p ó r wzniósł do g ó r y . . . Stanęli obaj i spojrzą na siebie,
I już się starli, ja k brzem ienne c hm ury!
Wciąż raz po razu ze zbroi ły sk pada, Oręż o oręż wciąż dzwoni i p r y s k a . . . H e rm an em zemsta, W a rre m rozpacz włada, Oko tkw i w oku, pierś p r z y piersi bliska;
Pragną gorącem zda się zabić tchnieniem.
„T yż eśto H e rm an, w y c h o w ań na łonie R zym u, ja k żmija?! Dziś legii zniszczeniem O dpłacasz łaski A ugu sta? N ie spłonie N a w e t tw e lice w sty d em zdrajco podły!®
T a k woła W a rrus, i już z całej siły W pierś wroga godzi. „Zasyłaj twe modły Bezsilnym bogom, zanim do mogiły Runiesz!® T a k H e rm an zaw oła i cięciem T o p o r a przeciął miecz W a r r a na dwoje.
„Nie z niewolnikiem walczysz, ale z księciem W ielkiego ludu, a dzisiejsze boje
N ie dla zniszczenia w aszych legii wszcząłem, Lecz, a b y skruszyć to jarzm o przeklęte, O to z rąk waszych ty lk o broń wam wziąłem P odstępu, k tórą dzisiaj p ra w a święte
G erm anii wracam. T eraz giń nikczemnie T y kacie Rzymu!® I to p o rem b ł y s n ą ł . . . W a rru s się cofa i k u r c z y . . . darem nie!
C i ą ł ! . . . z piersi W a r r u s a strum ień krw i w y p ry sn ą ł, Zachwiał s i ę . . . p a d ł . . . w słup stanęły o c z y . . .
H . S tro k a Z b ió r p o ezy j. 2
I legł pod dębem , ja k o dąb zwalony.
G d y to zostałych legii resztka zoczy, Rzucając zbroje, zm yka na wsze strony.
O, próżne t r u d y ! stąd już nie ujdziecie N a nowe m o rd y , po łzy ludów świeże!
T utaj kres zwycięstw waszych, tu zginiecie!
A ścierwem waszem nakarmi się zwierzę Dzikie, a kruki wydziobią wam oczy, A chciw y łupu szakal krew wypije, A resztki kości robak w proch roztoczy I pełzać po nich będą węże, ż m i j e ! . . . Zginęli wszyscy, krew po ziemi ciecze, S połem żołnierze, wódz i c e n tu ry o n y L eżą! w koło nich pokruszone m i e c z e . . . O h e u ! Auguście, gdzież tw e l e g i o n y ? ! . . . I jasno słońce nad Germ anią płonie, W olne Cheruski siadły do biesiady, Cezar pochm urnie dum a na sw ym tronie W jego się mózgu nowe lęgną z d r a d y . . .
ZDROWAŚ MARYA.
I j P i e r o t y św iata dziś ną. twojem łonie T u lim wybladłe, k rw a w e zwiędłe skronie, I chociaż za to ty ra n nas zabija,
M ów im z aniołem : „Zdrowaś bądź M a r y a ! D J a k T w e pod krzyżem — serce nam przeszyw a
Miecz siedmiu boleści, a więc Ciebie wzywa M atko strap io n y ch T w o ja dziatwa wierna U p ro ś w y trw a nie, boś T y łaski p e łn a .
Dzielim się z T o b ą , g dyż się już nie zmieści W piersi pękniętej ta k wiele boleści,
U d y idzie d oba straszniejsza za d o b ą , Niech będzie z nami, ja k o jest P an z Tobą.
T y ś w yjedna ła przez p okorę sobie, .Że p a n nad P a n y u podobał w T o b i e ;
I m y po k o rn i, przeto proś za nami, B łogosławioną między n i e w i a s t a m i ! . . .
Przebłagać ojca zanurzeni w zbrodni W zbrudzonej szacie, nie jesteśm y godni, Może T y zmiękczysz sprawiedliw ość Jego Przez św ięty ow oc żyw ota Twojego.
A jeśli jeszcze p ró b a nieskończona I niedow ita cierniow a korona,
N iech nas do k ońca zwątpienie omija S p ra w m o d ły T w y m i, Najświętsza M a r y a ! . .
Chorzelów, 25. marca 1865.
M O D L I T W A .
się siostro, bo nad nami burza, W Polskę uderza piorun p o piorunie, I już się cala w krwi pow odzi nużą!
M ódlmy się siostro, bo oto w net runie N a katów Polski, na jej wieczne wrogi, G m ach ich ziemięstwa, o b łu d y i zdrady.
0 ! prośm y Pana, a b y w dniu ty m trwogi, W wielkim dniu sądu, pogaństw a zagłady, Męczeństwo nasze b y ło nam o b ro n ą , B y padające filary caratu
O podal p a d ł y ; — a m y się z koroną T ry u m fu ducha, ukazali ś w i a t u ! . . . M ódlm y się siostro, bo już bliską chw ila Strasznego boju z wiecznym naszym wrogiem, Dziś się ostatnia jego złość wysila,
Bo on już n aw et walczy z sam y m Bogiem.
W ięc nam Pan p o d a g ro m y w nasze dłonie, 1 serca wielkie i w boju w ytrw anie.
M ódlmy się siostro, b y ś m y choć p r z y skonie Ujrzeli Polski wielkie z m a r t w y c h w s t a n i e ! . . .
Lwów, 3. listopada 1862.
PIEŚŃ NA DZISIAJ.
J l l J e j ! młodzieży od p u h a r a Czas oderw ać dłoń, Dziś zbudzona ojców wiara,
Czeka u w rót koń ! Hej zakończm y śpiew y, skoki
I m iłosny gwar, A k rz y k n ijm y pod o b ł o k i :
„N iechaj zginie c a r ! . . . ®
W ię c orężne wznieśmy dłonie, S ta ty się c y w r a z !
P ierś się wzdyma, gore w łonie, N adszedł pom sty c z a s ! 0 W arszaw o, ofiarnico,
Scichł tw y c h pieśni jęk, 1 t y nie płacz już dziewico,
G d y cię doszedł szabli szczęk.
Chrzęst oręży więcej miły, Niż ów długi śpiew,
T e n nie wskrzesił nas z m ogiły Z szabli p ły n ie krew ! T a k młodzieży, skończ raz m odły,
I niewieści szloch, Bo zatopi nas wróg p o d ły
W e krwi — zetrze w p r o c h ! P olska ziemia m okra łzami,
Zamilkł św iąty ń głos.
Zmarli jęczą mogiłami — Gore ofiar s t o s ! Patrz, j a k wloką sługi boże
I dorodną młódź N a S ybiru zimne łoże,
By nam ducha struć.
W ięc młodzieży precz zabaw y, Precz z p u h arem miód, Aż w ychylim p u h a r k rw a w y
Zemsty zsycim głód.
Po krwi własnej, przez płomienie N ieśm y wrogom skon, Aż wszem ludom o d kupienie
Zabrzmi Polski dzwon !
A g d y runą carskie tro n y ,
G d y nam u nóg legnie wróg, Polski naród bez k orony
Będzie dzierżył pług ! W tenc zas młodzi na zabaw ę,
P u h a r miodu chwycisz znów, Zabrzmią pieśni już nie krw aw e,
Lecz miłości pełne słów ! Lwów 1863.
W ALBUMIE PANNY H
9
cichniej dziew icza, pieśni m iłosna, I ty o serce stw ardniej na sta l!
Bo już m inęła u łu d y w iosna.
R ad o ść, tęsk n o ta, pozostał żal.
Dziś m yśl nam je d n a serce ro zp iera I jed en ucho łech ce nam dźw ięk, M yśl ja k to P o la k za kraj um iera, N ajm ilszy uchu — oręża szczęk.
W ięc pierś do piersi i w górę czoła!
M łodzieży p olska ja k o m ur stój,
C hoć śm ierć, choć gruzy, choć krew d o k o ła, W e k rw i, po gruzach idź w bój!
Zrodzon w niew oli zerw ałeś pęta, Już p ełn ą piersią sw obodęś pił,
N a p r z ó d ! ... bo nazad droga zam knięta, N a p r z ó d ! ... gdzie w ola, nie b ra k n ie sił.
A g d y p ie rś naszą kula przeszyje, I z m artw ej dłoni w y p a d n ie broń, S z c z ę ś liw i!... krew nam w in y obm yje, A śm ierć nam ch w ałą uw ieńczy sk ro ń
Okopy 1863.
O R Z E Ł .
estem orłem na błękicie, T u ta j w olne pędzę życie.
W słońcu k ąp ię sk rz y d ła moje, B ujam śm iało p o n ad sk ały , M nie nie strudzą burze, znoje, Jam bez trw ogi, — jam w y trw a ły .
K ie d y w chm urach ły s k zapłonie, G d y grom w strząsa nieba tonie, S k a ły zry w a — d ę b y wali, W ten c zas sobie w śród zniszczenia B ujam śm iało w w ichru f a l i . . .
O rłem j e s t e m ! . . . nie znam d rżenia!
N iechaj kru k i i gaw ro n y , N iech d rż y c a ły zatrw ożony R ód s k rz y d la ty
;
dla m nie burze, W a lk a dla m nie je s t żyw iołem , M iejsce moje je s t t a m . . . w górze!W ro n y , k ru k i, s ę p y . . . d o łem !
D ługie, tw ard e moje szpony, W zro k m am silnie zaostrzony, Zdała ujrzę w rogów sidła,
O kiem w zgardy w skroś ich zm ierzę, Zjeże szpony, złożę skrzy d ła,
Ja k grom w rogów m ych uderzę!
Za m ną o rły i o rlęta !
N iech d rż y strzelców czerń przeklęta, W zlećm y śm iało m iędzy chm ury, R y czy b u r z a , . , m y bez trw ogi Jako p io ru n p adniem z góry,
I rozniesiem w szponach w ro g i! . . . Lwów 1863.
BITWA POD BOROWEM
stoczona 2 2. października 1863 r.
fl|ch em piorunów zagrzm iały działa, A kulki świszczą ja k b y pszczół rój, A ż las się chw ieje, ziemia d rży cała, T o pod B orow em w re stra sz n y bój.
S ły c h ać chrzęst broni i rżen ie koni, K ró tk i d o k o ła k om endy głos,
T rz ask ają k u r k i. . . czasem zadzw oni S zabla o pochew . Jak i też los
P ad n ie mi dzisiaj? przem k n ie p rzez duszę, T a k m ł o d y ! . . . czy um rzeć m u s z ę ? ...
A w tem się sy p ie do lufy p r o c h . . .
O gnia !. . . O J e z u s M a r y a !. . . g in ę . . . o c h !. . . N a p rzó d ! za w olność, za św iętą w iarę,
Za m a te k m ęki, za ojców k re w , D a jm y O jczyźnie z życia ofiarę, M oże ją zbaw i krw i naszej siew .
Za m ną! ja z w am i! — i już na przedzie, N a b iały m koniu, m knie d zieln y wódz.
/
Z g in ie m ! .. . z w y c ię ż y m !.. . Ś ląski nas w iedzie, O ! z nim , to m usim M oskw ę dziś stłuc.
W śród kłębów dy m u wciąż grają działa, Ściska za serce ra n n eg o ję k ,
Cofa się w szędzie M oskw y naw ała, J a k b y ją o p ad ł p aniczny lęk.
B o ż e ! .. . d o s t a ł e m ... R y c h te r zaw oła, Chw ieje s i ę . . . p ad a na zw iędły liść, K a p itan zginął! — jękli d o k o ła, O ! w jego śla d y trzeb a nam iść!
Jak i on p ię k n y ten ra n n y w n o g ę . . . U s i a d ł . .. w y s tr z e lił... nabija b r o ń . . . A ch to B o g d a ń s k i! ... w ierzyć nie m o g ę . ..
H a ! p a d a ! . . . zblednął, już w e k rw i skro ń . Z ręki bro ń leci — w ty ł zw isła głow a, Z szlachetnej piersi u la ta duch.
W y sz ep tał jeszcze: „ M a tk o ! .. . bądź z d r o w a .. . T am się z o b a c z y m ... Żegna w as d r u h . . . ” T am p ierś do piersi idzie trzy d ziestu A na ich czołach siadł m ęstw a Bóg, Z b agnetem w ręku p ra g n ą krw i ch rzęstu , W idzi ich zbliska — i zadrżał w róg.
B landin ich w iedzie, aż sercu m iło, Z prom iennem licem , ja k p an n ę w ta n ! B łysło lu f dw ieście — dw ieście się w ry ło W piersi k u l . . . p ły n ie krew z w ielu ran.
Legli ja k k w iaty świeżo uszczknione, U śm iech rozkoszy na ustach spi.
P ierś d rż y na piersi — ręce splecione — A B landin zda się o F ra n c y i śni.
A c h ! jeszcze b ra cia w y trw a ć przez chw ilę,
O statn i a ta k p rz y p u śćm y wraz.
M oskw a już pierzcha, choć w takiej sile.
P rzed g arstk ą naszych, Bóg w sp iera nas!
T a k a kom en d a z u st d o ust leci, G d y w tem sk rw a w io n y p rz y p a d a koń, U zda stargana, z ócz trw oga ś w i e c i . ..
Z b l e d l i ! ... na k u rk a ch strętw iała dłoń.
W ódz Ś ląski r a n n y ! . . . tam krzy czą: Z ginął!
I w net się m ięsza w alecznych szyk.
O p a d ły siły, gdy zap ał m inął
A tu się w zm aga wciąż M oskw y krzy k . N e u jd io sz! . . . ła w i! . . . zaw y ła tłuszcza, I pędzi resztki m ordow ać w pień, L ecz g arstk a naszych już bój opuszcza, Przysiągłszy zem stę na in n y dzień.
T a m się na drzew ie m łodzieniec w spiera, C h w y ta rew olw er w om d lałą dłoń,
P ow ieki senne g w a łtem otw iera, N aciera ręk ą w y b lad łą skroń.
W idzi go tłuszcza — w ściekle p rz y p ad a, N o — s u k in s y n u ... D a ! p a rd o n krycz!
S tad n ick i spłonął, nie odpow iada, L ecz rew olw erem p rz y w ita ł dzicz!
P a d ły dw a strz a ły — on ja k d o ro d n y , M łody, siekierą ścięty dąb padł.
Z darli zeń suknie, choć dzień ta k c h ło d n y ! . . . P o sz li. . . on jęcząc w śród tru p ó w siad ł.
I g arstk a naszych uszła bez trw ogi, E ch o w y strzałów n ik ło w śród gór,
M oskw a p ociągła na m ord pożogi, P rz y nagich tru p a c h pozostał bór.
Już jasno księżyc, gw iazd ty siąc p ło n ie , N a niebie sły c h a ć A niołów śpiew , A ziem ia p o lsk a tuli na łonie T y c h , k tó rzy d la niej przelali k re w !
Lwów 1863.
r DWA SONETY POLSKIE.
i.
f f ||h r y s tu s a bóle ducha, Joba m ęki ciała, T y ta n ó w k rw aw a p ra ca, oto nasze życie!
O rleańskiej dziew icy pośw ięcenia chw ała,
|| | l M fflftzyznana nam je s t w p ra c y naszej już o świcie.
UMCS
LUIL#Łudy! od wielkiej m yśli pobladło nam czoło, I pierś w ezbrana p ęk a od wielkiej m iłości.
P atrzcie! krew nasza św ieża kurzy się w około, A z szubienic nagie bieleją się kości.
S chniem y tęskni, ja k liście pod upałem słońca, W kurczach strasznej boleści szarpiem y kajdany, W alczym bez końca, giniem — i giniem bez
[końca!
B oże! już po szczyt nieba nasz ból je s t w ezb ran y , Przecież spraw iedliw ości nie w idzim y słońca, O ! zatop nas w krwi naszej, lecz z nam i ty ra n y .
H . S tr o k a . Z b ió r p o ez y j. 3
II.
0 Polsko nasza św ięta! — ty M atko serd eczn a, Piersi skrw aw ione tulim do T w ojego łona, Bo z T o b ą nas złączyła m iłość w ielka, wieczna, 1 duch nasz z T o b ą ż y je ; g d y konasz, to kona!...
D ajm y ram iona, niech przybiją ręce
Nasze do krzyża cierpień, niech nas żółcią p o ją ; C iało i duszę sam ą d ajm y strasznej męce, I krukom pierś rozszarpać da z nas k aż d y swoją , B yłeś T y M atko w stała z łoża tw ej k a tu sz y B yłeś T y w stała wolna — wi elka — n ie śm ie rte ln a ! H y d ra w rogów , co toczy krew z T w ojego serca, W niej jak o rdzą przeżarte żelazo się skruszy, Z niknie bez śladu siła, dum a ich p ie k ie ln a ; Piętno dasz im na czoła m iedziane: „ m o rd e rc a ” !
Lwów, 22. maja 1864.
DO NASZEJ ZIEMI. .
naszej ziemi w spaniałe góry, A im pod nogi ścielą się sioła, I zdała w abią m iast pięknych m u ry , S tro jn e krzyżam i w ierzyć kościoła.
A W isła, naszych królow a rzek, W sp an iale toczy w stęgą swój bieg.
N a ziemi naszej las się zieleni I kw itną sady, a żyzne łan y S ło ń c e ozłaca blaskiem prom ieni, P ien i się srebrem p o to k w ezbrany, I dźw ięcznie brzęczy skow ronka śpiew , A milej jeszcze głos naszych dziew . N a naszej ziemi lud m ieszka hoży,
■Choć w krw aw ej p ra c y , w esoło n u c i. . . N am na m odlitw ie schodzi dzień boży, -Gdy los nas gnębi nadzieja cuci.
I ciche szczęście w chodzi w nasz próg.
Bo w sercach m ieszka w iara i Bóg.
N a ziemi naszej o tw a rte w rota
W a b ią p rzechodnia w gościnne ściany,
S krom nie w zak ątk u chow a się cnota, I b ra t dla b ra ta z serca w ylany.
I znajdzie oddźw ięk niedoli głos, Bo jed en w szystkim p rz y p a d ł nam los.
N a naszej ziem i czczą przodków cz y n y , N a grobach ojców syn łzę uroni, Z b łąk an y m chętnie przepuszczą w iny, S ko ro żal sk ru c h y ujrzą n a skroni.
L ecz kto podłości nie rzuci dróg, T eg o ukaże przyszło ść i Bóg.
N a ziemi naszej pięk n e je s t życie, P iękniejsza m oże śm ierci godzina, K to ją opuści o dni sw ych św icie, W ciąż za nią tęsk n i, w iecznie w spom ina.
W ięc ziem io m oja na T o b ie żyć, A p o tem prag n ę pod T o b ą śnić.
Lwów 3864.
NADZ I E J A.
asnęlo dziecię na śnieżnej pościeli, L ice się jego ta k rozkosznie śm ieje!
Bo mu stróż an io ł sw e sk rz y d ła podścieli, A M atka zło te osnuw a nadzieje.
Z sercem w ezbranem żyje m łodzian h o ży , O kiem zachw ytu objął ziem ię sw oją, U ko ch ał ludzi i św iat c a ły boży.
Bo się nadzieje w sercu jeg o roją.
T a m przed o łtarzem klęczy ślubna p a ra , B y w stąpić w życia niep ew n e k o leje;
O becnie wiąże ich w zajem na wiara, N a przyszłość szczęścia kołyszą nadzieje.
Po tru d ac h życia, na łożu boleści
S tarzec z uśm iechem chw ili zgonu c z e k a ; W jego się duszy p ew n y pokój m ieści, N adzieją nieba, płonie m u pow ieka.
B urzą się fale m orza n ap iętrzo n e Zanurzą o k rę t w bezd n ach głębokości,
Ż eglarz sw em okiem rzuca w każdą s t r o n ę , W p iersiach nadzieja ra tu n k u m u gości.
C hociaż luf ty sią c groźno b ły śn ie w oczy, Zabójcze kule ścielą trupów w ały,
Ż ołnierz z b ag n e te m śm iało naprzód k ro c z y . Bo m a n ad z ie ję, że pow róci cały.
N a grobie M atki, i na ojca grobie, C hociaż dziecina łzy sieroce leje, C hoć życie bólów czeka ją w żałobie, O pieki bożej m a pew ną nadzieję.
T a k w ściek u zdarzeń, w każdej życia p o rz e , K ie d y niepew ność przyszłość naszą m roczy, T y nas ukrzepiasz i pocieszasz Boże,
Szczęścia nadzieje staw iając p rzed oczy.
Lwów 1864.
DO TAŃCZĄCYCH.
Igf^ańczcie szaleni, p ora dziś po tem u!
Czemuż nie hulać i nie szaleć, c z e m u ? ! ...
Z rozdartej Polski św ieża krew znów p ły n ie ; Pędzą na S y b i r . . . tam p adają k n u t y . . . Dzisiaj twój ojciec, — ju tro b ra t twój z g in ie .. . Z hańbiona có rk a — sy n w żelaza s k u t y ! . . . Miejsce do tań ca tak ie śliskie, szklące, I krw ią m ęczeńską św ieżą w oniejące, Że p ała ż ą d z ą , że rw ie się do tańca B o h atersk a dusza P o l a k a . . . zaprzańca!
D o tań ca świszczą opraw ców batogi, N a piersiach polskich b ag n e t ta k t w y b ija;
T ańczcie zaprzańcy, k ie d y tańczą w r o g i . ..
Dziś nasza p o k u ta, — ale ju tro c z y ja ? ! . ..
G d y naród klęczy, w śród m odlitw y kon a.
A b y k rw ią sw oją zbliżyć odkupienie, G ad się w ylęgnął w śród polskiego ło n a, K tó ry w śród carów zobaczył zb a w ie n ie ! G d y łaski carsk ie lecą zatraceniem N a polskie plem ię ja k o ja d trucizny,
P ochylcież k a rk i w y w ielcy spod len iem ! D epcząc O jczyzny rozkrw aw ione blizny, T ańczcie szaleni p ora dziś po tem u Czemuż nie ta ń c z y ć .. . i nie szaleć czemu
Lwów 1802.
JA PÓJDĘ T E Ż
If^ e j tam pod borem , tam pośród b ło n i W śród zboża fal,
P roporce św iecą — p o d k o w a dzw oni, P o ły sk a stal.
I p o n ad ziem ią — ku n iebu p łynie D ziękczynny śpiew .
Bo Bóg zakończył długie cierpienie, O djął swój g n ie w !
R adości echem zaszum cie lasy, Bo m inął ból,
I znów nam zeszły w olności czasy W śró d św istu k u l!
O ta k ! nam m iły naszych p ałaszy T a k dźw ięczny brzęk, L ecim na d aw n y , na ta n ie c łaszy
N a M oskw y jęk.
T o b ie na c h w a łę , nam na zbaw ienie W znieśliśm y kord,
W ięc pom óż Boże sp ełn ić zniszczenie T y c h dzikich h o rd !
L ecim n a boje, M arya z nam i, P rze d nam i krzyż !. . . C zekajcie b ra cia błagam ze łz a m i. .
J a pójdę też.
Lwów 18G2.
NASZ BÓL
o cn y B oże! co się dzieje, Ze ta k zaw sze sm utno w duszy?
Choć się czasem człek zaśmieje, T o ż to przecież łz y nie zsuszy,
Co się ciśnie wciąż do oka, I nie spłoszy bólu z serca, Bo tam ra n a tk w i głęboka, K tó rą za d ał P olski zdzierca!
Próżno słonko ja sn o świeci, D arm o w onią w abi kw iat, Próżno słow ik śp iew y nieci, D la nas sm u tn y p ię k n y ś w i a t ! . . . 0 nie dla nas k ra sa w iosny 1 nie dla nas p tasząt śpiew, Szał m łodzieńczy, gw ar m iłosny, I wdzięk polsk ich h ożych dziew . N aszą duszę żre tęsk n o ta,
P ierś od bólu pęka, schnie, A skroń hań b i nam srom ota, Co aż w serca pali d n i e !
Gdzież O jczyzna? — Jeszcze w grobie
S ły c h ać napół zm arłej jęk , N aró d zm artw iał w swej żałobie, W piersi uczuł śm ierci lęk!
B raci naszych gdzieś zagnano N a S y b iru śnieg i lód,
I niew olnik nasze m iano, A n ad nam i wisi k n u t!
Nam żałobnie jęczą dzw ony, T ęsk n o szumi gęsty bór, S m u te k błądzi przez zag o n y , Ż ałość w ieje z niw i gór.
N ocą sk arg i słow ik nieci, Płaczą n aw et fale rzek.
Bo w k a jd a n y srodze skuci, B rzęczym nimi już przez w iek.
W ięc krain o ukochana N ieśże g ło śn y bólu śpiew
D o W szechtw órcy, do W sz ech p a n a, O budź Jego w ielki g n iew !
H uczcie w ody, szum cie lasy, S kargi niosąc jęk,
M oże S tw órca zmieni czasy P ragnąc słyszeć in n y dźw ięk.
O ty sm utne serce m oje Bądź gotow e przelać krew , Bo już bliskie w ielkie boje W rogom bliski boży gniew .
Lwów 1862.
WYKRZYK DO WIOSNY.
! ty stro jn a dziew ico W kw iaty, nadzieją p ro m ien n ą!
Czy się ro z ja śn ią , zaśw iecą S łońca tw ojego prom ienie R a d o ś n ie j? ... Czyli też zm ienna Igraszka losów człow ieka
W sroższe nas popchnie p ło m ie n ie ? .. , N ow e nam bóle g o tu je !
Czyli też b ły śn ie po w iek a O gniem nadziei ? uczuje
D usza m oja tw y ch kw iatów w oń L u b ą . g d y zagrzm i do boju
T rą b a : „N a koń m ło d z i!... na k o ń ? !" . A człow iek raz z b ro n ią w dłoni Czując rozkosz w ta k im znoju N a w rogów śm iało p o g o n i!
O wiosno lu b a ! ku tobie W yciągam dłonie stęsk n io n y , W tak długiej c ierp ień żałobie, D o k o n i a . . . b r o n i ! . . . S krw aw iony N aród dziś w zdycha do Ciebie
W iosno, i w ierzy, że w lodów S to p io n y c h n u rtac h zagrzebie W sp o m n ien ie klęsk i zaw odów . 0 w iosno! przez ciebie i w to b ie N adzieja, k tó ra nas krzepi
1 cieszy, że będzie lepiej, Ze nie przy ćm im y w żałobie T w ojego b lask u , uroku, Że nie zaw tórzym pieśniam i S m u tk u , p tasząt śpiew om tk liw y m , I ro sy niezm ącim łzam i
G oryczy, co w naszem oku D rżą! W io sn o , ty nieszczęśliw ym G otujesz koniec niew oli
Co ta k dręczy , co ta k b o li! . . . Tarnów 1862.
O JC ZE NASZ.
krw i skąpani — w koronie z cierni, P rzy rusztow aniach klęczym y w ierni,
Śląc w ty c h dniach spieki m odły d o C ieb ie:
D aj p rzetrw ać m ęki — Ojcze nasz w n ie b ie ! G d y zbrodnia rządzi, a św iat sp o d lo n y
P rzed złotym cielcem bije p o k ło n y , N aród nasz w o ła: p rzy T o b ie s to ję , O św ięć się zawsze, święć się imię T w o je!
P raw a T w e św ięte, w pisane w serca, W y ry w a , d ep ce’ p ó łn o cy zdzierca, W ięc w ich obronie idziem na boje, P rzyjdź po krw i naszej k ró lestw o T w o je.
A w takiej walce choć sp ło n ą siołą, C hoć krew niew inna skrzep n ie do k o ła
N a zgliszczach św iąty ń , — choć straszn a dola N as p o tk a, rz e k n ie m : bądź T w o ja w ola.
W szy stk o nam zabierz, daj m iłość Boże, Daj chociaż ujrzeć wolności zorze,
Daj łaski w boju, bo nam jej trze b a I p o w szedniego do życia chleba.
B y sp ełn ić w ielkie i wzniosłe czy n y , T rz e b a b y ć w olnym od wszelkiej w in y ; T o ć je w d n iach czynu odpuść b łagam y, Jak o m y k atom wciąż odpuszczam y.
O ni nam w drogę rzucają sidła, P rzed oczy staw ią — złudne m am idła
Z iem skich rozkoszy, więc zmniejsz cierp ien ie I nie daj w odzić nas w pokuszenie.
D la C iebie P anie w szelkie ofiary N ieśliśm y chętnie, niesiem bez m ia ry , T o ć nie opuszczaj dziś ludu T w ego, Zbaw go od w rogów , od wszego złego.
Lwów 1863.
TĘSKNOTA WYGNAŃCA.
tem niebem , h e t daleko, Za dziesiątą gdzieś tatn rz e k ą , M atka za m ną łzy dziś roni, D łonią szuka mojej dłoni, I w estchnienia tęsk n e śle, A m nie w sm utku ciek ą dnie.
Może w łaśnie o tej porze, G d y w ieczorne gasną zorze, P oprzed ch a tą stoi sm ętna, W oku św ieci łza n atrę tn a,
S y n u , — w oła — gdzieżeś? g d z ie ? ! .. . A m nie serce z bólu schnie.
Może siad ła p rzy kądzieli, D ziatw a u nóg jej się ścieli, M atka pieści, gładzi skronie, A le m yśl jej w dali t o n i e . . . T am n ajstarszy tu ła s ię ,
M atk o ! — w oła — po p ieść mię!
Do w ieczerzy siedli społem , Jedno m iejsce po za stołem
Próżne po nim się zostało.
Spojrzą , w sercu z a b o la ło . . . Może on głód cierpi tam ?!
C ierpi m atko, że je s a m . . . Id ą spocząć, uściśnienia
M atka z dziatw ą sw ą zam ienia, D aw niej jeszcze jed n e skronie S p o czyw ały na tern łonie.
Gdzież on teraz oprze je?
N ie m a ! — niem a, oprzeć gdzie.
Już u k lęk ła p rzy pościeli, G łow a zw isła, w łos się b ie li. . . I m odlitw a w niebo p łynie.
M yśl spoczęła znów na syn ie — Może on też m odli sięl — Ja w m odlitw ie o w as ś n i ę ! . . .
ZMIENIĄ SIĘ CZASY.
^ IfP ie c h sobie m ędrki plo tą uczenie, Ż e Bóg się losem ziem i nie trudni, J a przecież w iary mojej nie z m ie n ię , Ż e on nagradza i karze ludzi.
Szczęście z nieszczęściem wciąż w p arze chodzi,.
A le nie je d n y c h zawsze d o ty k a,
S ło ń c e ty m w schodzi, ta m ty m zachodzi, J e d e n się śm ieje, drugi łz y ły k a
L ecz niechaj cn o ta w sercach zagości, N iech nas nietrudzi p ra c a w y trw ała, A m iną bóle i ludzkie złości,
N am zejdzie szczęście, a Bogu ch w ała.
C h o ć dziś niedola nam i pom iata I choć m y teraz łzy lejem ,
Przecież się zm ieni znów kolej św iata, Z apłaczą inni, m y się zaśm iejem .
R U I N Y .
(s o n e t).
tojąc na szczycie sk ały , spoglądam d o k o ła, U nóg m ych leżą szczątki d aw nego zam czyska, P rzedem ną zielenią się łąki, bory, sioła,
T u grobow a pleśń wieje — stam tąd życie try s k a . S tą d spoglądali możni dum nie na sw e włości,
B ro n iły ich p rzed w rogiem baszty, m u ry , w ały , T u w spaniałem i uczty przyjm ow ali gości, N a ich cześć echem grom u głośno działa grały.
Dzisiaj tu grobów cisza. G ran ito w e ściany B ezładnie leżą w gruzach ; w śród nich gad się
[w ije, A ów dzie ja k p rzed wieki zielenią się ła n y I ja k daw niej, sad kw itnie, rosa łąk i m yje : T a m się nic nie zm ieniło, — m yślę zadum any, — Co ludzkie upaść m usi, b o sk ie w iecznie żyje !...
S U M I E N I E .
złotym cielcem św iat się dzisiaj ko rzy , I k ażdy goni za zyskiem i m ieniem ,
Bo ze serc ludzkich już uszedł du ch boży, N ik t się nie liczy ze sw ojem sum ieniem . P a trz a j! ów starzec z n ap ó ł tru p ią tw a rz ą , N ad grobem stoi — a na widok zło ta D rżą zżółkłe r ę c e . . . oczy mu się ż a rz ą , C hciw ość sum ieniem jeg o je s t żyw ota.
N ie kochać złoła ? . . . g d y tak jasn o płonie ? . . . J a k ono lubo po m arm urze d z w o n i! ...
Cóż, że od niego zakrw aw ią się d ł o n i e . . . Cóż, że skrzyw dzona sie ro ta łzy roni.
Ł z y i krew o s c h n ą ! .. . a n ik t nie w ie z ludzi Jakim i drogi n ab y ta m a m o n a ...
L ecz w chw ili śm ierci głos się w d u szy zbudzi G o rsz y od śm ierci!... k tó ry już nie s k o n a ! . . .
Chorzelów 1865.
Na cześć Mieczysława Romanowskiego.
ąjfpzy pom nicie męża o szerokiem czole, W ło s m u bu jn y skronie okolił w p ierśc ie n ie, J a k dw ie b ły sk aw ice dw a oka sokole
M iał, w p iersiach mu g ra ły : m iłość i n atch n ie n ie . C zy pom nicie jeszcze, w śród naszego grona O n serc ulubieniec i p an naszych m yśli, J a k pieśnią uderza o uśpione łona
I słow o „Ojczyzna® na sercach nam kreśli ? C zy pom nicie, w naszej k ie d y śm y m ałości, L i szczęścia w łasnego chcieli ch w y ta ć m a rę , T o on nam w sk azy w ał drogę pow inności, J a k żyć dla O jczyzny przez tru d ó w ofiarę.
O ! ja pom nę d o b rz e: ta k , to wczoraj było, O n przyszedł, serdecznie ścisnął m oje d łonie, Ja m mu p a d ł na pierś, jem u serce biło,
Poszliśm y w alczyć w O jczyzny obronie.
Ja m go p o tem w idział, g d y k a ra b in w ręku T rz y m a ł, g d y sokolim w zrokiem śledził w roga,
Ja k w obliczu śm ierci, w św iście kul, w śród jęku, H y m n dziękczynny nucił, hym n na chw ałę Boga.
W idziałem go jeszcze, k ie d y grzm iały działa, Ziejąc błyskaw ice, w szarej dym ów chm urze, Ja k mu pierś m arzonych pieśni echem g ra ła , A teraz tlała szczęściem w rum ieńca purpurze.
T u już swoje pieśni w idział w czyn w cielone, 0 k tó ry ch wciąż m arzył, toczył z M oskw ą boje, N adzieją szum iały p o n ad nim w zniesione S z t a n d a r y ! ... W tem u p a d ł . . . z rąk w ypuścił
[zbroje.
Na pobojow isku w idziałem ja k swem i Piersiam i, b y dziecię do swej m atk i łona, T a k1 on przytu lo n y leżał do swej ziemi, N ad nim tw arz anioła stróża p o c h y lo n a ...
1 tam już spi s o b i e . . . śniąc na polu czystem , A cicho u g łow y szumi mu kalina,
Już grób się um aił kobiercem kw iecistym , I codzień mu nuci p iosenki p t a s z y n a ...
L ecz mu tam pom nika na grób nie po ło żą, A ni n a p isu : „Żył, um arł dla O jczyzny*!
A k iedyś tam pługi g rób jego ro z o rzą , I kości w y rz u cą, — tam będzie ła n ż y z n y . . . I cóż nam już b ied n y m po T o b ie zostało?
Czyliż zapom nienie na w ieki pogrzebie,
G d y się już rozpadło w grobie w pro ch T w e ciało, Pogrzebie o wieszczu! ry cerzu ! i C ie b ie ? ...
0 nie! bo T w ój pom nik z tw ardszego kam ienia, Niż m arm ur, wznosi się w niebo, do słońca, Pom nik, to T w e pieśni, przyszłe pokolenia W ciąż w nich będą cz y ta ć: „W ieszcz! — Pol-
[s k i! — O b ro ń c a ! . . . T w a pieśń znów naród, jeśli uśnie, zbudzi T w e pieśni z serc zedrą sam olubstw a żmiję 1 ducha ro zg rzeją, g d y go ból ostudzi,
W T w oich pieśniach żyć będziesz, ja k w nich [P olska ż y je ! . . . Chorzelów 1866.
W I E R S Z
z powodu mordów dokonanych przez Moskali
w dniach 25. i 27. lutego 1861 r.
sggJSszcchmocny Ś w ię ty ! ojców naszych P anie U słysz nareszcie o pom stę w ołanie
T ej krw i niew innej, co tak daw no p ły n ie Z bezbronnej P olski! — O na dziś już ginie!.
A T y spokojnie p atrzy sz na to z n ie b a ; Czyż jeszcze więcej naszej krw i p o trze b a, A b y ś w nicestw o p o strąc ał szatany,
W y d a rł ich szponom naród p o d e p ta n y ? ! ..
N aród m ęczeński — co ja k C h ry stu s drugi N a krzyż p rz y b ity — już wisi czas długi.
Mężni w yznaw cy Tw ojej św iętej w ia ry B ylim gotow i do każdej ofiary,
D la Tw ojej ch w ały , za T w e ołtarze.
A g d y w róg m iotał na nas p o tw arze.
G d y nas najeżdżał — p alił — m o rd o w ał — Jarzm o nam w kładał, n a śm ierć k n u to w ał, T y ś nas o p u ś c i ł ! . .. d a ł na k rz y ż o w a n ie ? !..
C hciałeś dośw iadczyć naszej w iary P a n ie ? ! ..
O to w idziałeś, że m y rozdeptani D o d n a te n k ielich gory czy w ypili, A z drogi T wojej przecież nie z b o c z y li!
W e łzach i w e krw i już o p ad ła siła, K o ro n a z ciern i w skronie się nam w piła, Czyliż ty c h cierp ień jeszcze je st za m ało ? ! . . . T o ć się już w szystkim grzechom zadość s ta ło ! N aró d p rz ecierp ia ł m ęczeństw o k o nania, D u ch P olski c z y s ty ! — tak , c z y s ty ! — u lata K u T o b ie w niebo — ja k o śnieżna szata, C zeka n a g ro d y — czeka z m artw y ch w stan ia!
O ! przybliż B oże ten w ielki dzień trzeci!
N iech duch zw ycięski znow u w ciało z l e c i ! . . . Przez łzy b łag am y , przez krw i naszej m orze, Z m a rtw y c h w sta ń P o ls k o ! — P rzyjdź k ró lestw o
[B oże!
Piątkowo (w Prusach królewskich) 1861.
DO IMIONNIKA PANNIE L. M.
poglądasz P olko na m ęki łoże P łonące żarem , cierniem w ysłane, P rzy którem błyszczą zbójeckie noże, S ynów krw i rzek i huczą w e zb ran e:
T o M atki ł o ż e ! ., na niem ta św ięta W serdeczn y ch bólach sk onać nie może J a k drugi C h ry stu s na krzyż ro z p ięta!
O nie płacz siostro — to tryum fu ł o ż e ! . . Jej zm artw y ch w stan ie już się przybliża,
W n e t ją zobaczym w c h w a ły koronie, O M atko P o lsk o ! z T w ojego krzyża B łogosław ieństw a w yciągnij dłonie, A w ydrzem serca, i krew serdeczną W y to cz y m do d n a, a dusze ciała W y d a m y w szyscy na m ękę w ieczn ą, B yłeś T y M atko wolną pow stała.
D rżyjcie zabójcy, zdziercę ludzkości, Już wasza chw ała, moc w asza p ry s k a , Za m o rd y ludów , zdzierstw a, p o d ło ści S ądu bożego godzina bliska.
W górę ra m io n a ! niech b ły sn ą m iecze N a bój o statn i z Polski w rogam i.
Aż do B a łty k u niech krew pociecze D o C zarnom orza p ły n ie falami
N iech grzmi pod gw iazdy szczęk naszej b ro n i!
Idziem zw yciężyć — lub zginąć z w iarą.
N ędzny i k arli, kto łzy dziś roni, I d rży przed śm ierci chlubną ofiarą.
P olsko k o ch an a, w ypogodź czoło, N iech Ci nadzieją serce z a b ije ! Bo w net usłyszysz o k rzy k w o k o ło : Zginęli kaci, P olsk a znów ż y j e ! ! . . .
Lwów 1863.
DWIE KOCHANKI.
yś mi gniew na m oja droga?!
Żarem oka p y tasz m nie, Czy m iłością oprócz B oga T y lk o d la cię serce tchnie?
M oja m iłość, me ściśnienia, T o s ą , mówisz, tw e p ra g n ie n ia, A ja o kim ś jeszcze ś n i ę ! . . . T w oja po stać ja k anioła, L ica tw oje to róż dw ie, N iebo p atrz y z tw ego czoła, B ry lan t p łonie w tw ojej łz ie ! O ch! dla tego św iat uroczy, K to m ógł spojrzeć w tw oje oczy, K om uś rz e k ła : „K ocham c ię ! ® ...
T y ś mi „kocham® w ydzw o n iła, G łos te n w sercu w iecznie brzmi, W nim m e szczęście! M oja m iła S łuchaj, je d n a k w yznam ci:
Choć bez ciebie tru d n em życie,
T o koch an k a druga sk ry cie W tw y ch objęciach mi się ś n i . . . G dym na m atki mej snuł łonie Czarodziejskich m arzeń rój, Już mi nucił w sm ętnym tonie P iosnkę o niej anioł mój.
O n m nie ujął w swoje dłonie.
N iósł gdzie w ieczna św iatłość płonie I pokazał życia z d ró j! . . .
I pod kirem p ię k n ą , b la d ą , A c h ! ujrzałem nagle ją ,
Ja k ją w grób choć żyw ą k ł a d ą ! O ! poznałem ziemię mą.
O na z w iarą się m odliła, N iep o jęta m odłów siła W mojem oku b ły sła łzą.
I szły w niebo ciche pienia, A n io ł zbierał je w sw ą dłoń, U p ló tł w w ianek jej w estchnienia I okolił nim mą skroń.
Z niósł m nie potem w jej ram iona, P ierś mą tu lił do jej łona,
R z e k ł: m iłością dla niej płoń.
D otąd słodkie jej ściśnienie Czuję w każdym m oim śnie, Jej bolesne serca drżenie Jeszcze d rży w mej duszy dnie.
O d kolebki, od pow icia D la niej b iły serca bicia,
Do niej duch mój — m yśl m a lgnie ! T y ś urocza ma je d y n a ,
Ja k w iosenny słońca w sc h ó d ! P rzy tw ym boku zapom ina Serce bólów , duch na tru d . C hocieś m arzeń ideałem , Ja nad ciebie ukochałem
M oją ziemię i mój l u d ! . . . Chorzelów 1866.
DO BRACI WYGNAŃCÓW.
ą |g |ó g z w am i b racia, rodacy, tu ła c z e ! Ł za oko m roczy, k ie d y o w as m y ś l ę ...
Nie jed n o serce tu po w as ta k płacze, Ja k wam w tęsknocie zw róconym ku W iśle.
T a b lad a chm urka, co na zachód goni, T o ojców, m atek, k o ch an ek w estchnienia, T e n szelest w iatru, co w am w ucho dzw oni, T o są sióstr, braci, przyjaciół życzenia!
N iech wam ich duszy opow iedzą dzieje, Pam ięć, tęsk n o tę, m iłość i cierpienie, I w iarę w przyszłość i szczęścia nadzieje:
W szystkie uczucia, ty lk o nie zw ątpienie!
D o w as się niebo pogodne uśm iecha, W am w olna ziem ia pod nogi się ściele, M iłosne piosnki roznoszą gór echa, W k o ło w as szczęście — dokoła w esele!
Czeczuż tęsknicie? o! czemuż m yślam i B iegniecie w iecznie do tej ziemi biednej, Co krew przelaną zm yw a sw em i łzam i, Nie zna od w ieku chw ili szczęścia je d n e j!
Czy żal wam dróg ty ch , co na S y b ir wiodą?
Ż al wam rusztow ań i lodów podziem nych, Co w czesną śm iercią zatrują pierś m ło d ą , M oże żal knutów — i jęków tajem n y ch !?
N ad polską ziemią teraz grobów c isz e__
I jęczy ty lk o je d n a bólów struna, P onad nią ciem na rozpacz się kołysze, A tę rozśw ieca dziś pożarów ł u n a ! . . . O bracia m o i! w y to w szystko wiecie, Przecież ku Polsce w yciągacie dłonie, Bo szczęścia dla was na szerokim św iecie N iem a, ty lk o tu — tu na m atki ł o n i e ! . . . Boście w y ojców sy n y nieodrodne,
W y ro śli w bólach — w y ból ukochali!
T a k ie uczucia bożej łaski godne, Przez ta k ą m iłość Bóg P olskę o c a li! . . , L ecz nim się spełni N ajw yższego wola, U czcie się w y trw a ć i pracujcie duchem , B y wam zaś lżejszą b y ła ciężka dola, Łączcie się z nam i m iłości łańcuchem .
Chorzelów 1866.
H . S tro k a . Z biór po ezy j. 5
PRACY A WIARY.
T y tchnij w zbolałe serce W y trw an ie na now y trud,
R oztlej te n żar, co wciąż w iskierce W swej piersi T w ój żyw i lud.
W iarę nam daj w tej zw ątpień chwili, Pchnij serca w szlachetny ruch, B yśm y w swój czas nie m arnie żyli, B y w walce nie u padł duch!
C ierpień to czas już przeszedł długi, W iędliśm y ja k w skw arze liść, Może przez w iek p o trzeba drugi W śród bólów do celu i ś ć ? ! . . . U tkw ijm yż w zrok tam , w nasze dzieje, W ten wielki, ofiarny stos,
W zniosły ich duch niech nas owieje, Nie przebrzm i przestrogi g ło s . . . Jeden tam rys, ja k prom ień słońca Przez w ieki jasn o się lśni,
W szy stk o dać wraz, w y trw ać do końca, G dy na kraj szły ciężkie dni.
Idźm yż na tru d wspólnem i siły, B y dosnuć dziejow ą nić,
C zasy łez, skarg, już się p rześn iły —
• Dziś trzeb a nam pracą ż y ć . . . B urza dziś w re, narodem m iota, C hce w przepaść potrącić nas, N iechże za ste r pochw yci cnota, Do w ioseł m y stańm y wraz.
N iech zniknie z serc rozpacz, zw ątpienie, Z aranie zabłysło nam ,
W idać już l ą d . . . bliskie zbaw ienie, Po tru d ach spoczniem y tam ! . . . .
Chorzelów 1866.
B U R Z A .
(s o n e t).
^fP^yczy na niebie burza, a chm ur czarn y ch stad a G nane w ichram i huczą ja k m orskie b ałw a n y , I ziem ia drży od grom ów — chw ieją się sk a ł
[ściany, A człow iek w m odlitw ie na kolan a p a d a ! . . . Przeszła burza, grom y, ich echo już k o n a . . . S łońce zda się podw ójnym blaskiem znow u świeci I cucąc zw iędłe k w iaty , św ieże życie nieci, Ziem ia pełniej odd y ch a, do głębi w strząśniona.
R ów nież g d y nam i burza przeciw ieństw pom iecie, D uszę naszą zatrw oży — i choć sercem bóle A ż do w nętrza zaszarpią — m iną one p rz ecie:
T y lk o z pogodnem czołem m iejm y w y trw a ć wolę, G dyż po bu rzy pogoda nastaje na św iecie, I do szczęścia d ro g a — idzie przez n ie d o lę ...
Lwów 1864.