• Nie Znaleziono Wyników

Koncepcja prasy w "Tygodniku Ilustrowanym" za redakcji Ludwika Jenikego (1859 -1886)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Koncepcja prasy w "Tygodniku Ilustrowanym" za redakcji Ludwika Jenikego (1859 -1886)"

Copied!
18
0
0

Pełen tekst

(1)

Ewa Ihnatowicz

Koncepcja prasy w "Tygodniku

Ilustrowanym" za redakcji Ludwika

Jenikego (1859 -1886)

Rocznik Towarzystwa Literackiego imienia Adama Mickiewicza 17-18, 135-151

(2)

R ocznik X V II - X V ÍlI/1082 - 1983 T ow arzy stw a L iterack ieg o im. A. M ickiew icza

Ewa Ihnatowicz

KONCEPCJA PRASY W „TYGODNIKU ILUSTROWANYM” ZA REDAKCJI LUDWIKA JENIKEGO (1859 - 1886)

„Tygodnik Ilustrow any” był jednym z najpoczytniejszych polskich pism. Osiągnął już w pierwszym roku swego istnienia nakład 3300 eg­ zemplarzy; dźwigając się z popowstaniowego regresu, w roku 1870 m iał już nakład 3050, gdy w tym samym roku np. „Przegląd Tygodniowy” — 600, a z dzienników tylko „K urier Codzienny” 4000, zaś „Gazeta Polska” 2400, „Gazeta W arszaw ska” 2800 W m iarę w zrastania nakładów in­ nych pism w zrastał też nakład „Tygodnika”. Redakcja miała swoją kon­ cepcję, według której prowadziła pismo, koncepcję, która właśnie za­ pewniła mu sukces wśród czytelników. Nie tu miejsce na jej rozpatry­ wanie; zauważmy jedynie to, co ogólnie wiadome i co rzuca się w oczy 2 — że „Tygodnik” odżegnywał się od przynależności do jakiegokolwiek obo­ zu czy stronnictw a politycznego i od programów społeczno-politycznych, zaś deklarował się jako pismo zainteresowane wszystkim co narodowe. W ykorzystyw ał przede wszystkim tradycję, przez której przypominanie ożywiał i podtrzym yw ał świadomość narodową. W ystarczy przejrzeć półroczny spis treści pierwszego rocznika, aby stwierdzić, że tradycji po­ święcone jest około Ví stałych działów, około г/з — literaturze polskiej, a tylko około V9 (prócz szachów i rebusów) stałych działów w ogóle nie dotyczy spraw polskich. Tradycja i bieżące inform acje dotyczące polskie­ go „ruchu umysłowego” składają się na charakter i program „Tygodni­ k a”, określony w yraźnie już w prospekcie poprzedzającym pierwszy numer:

„W yjąw szy w y p a d k i spółczesne, życiorysy, postęp n a u k przyrodzonych i w y n a ­ lazków , oraz podróże i sztu k i piękne, k tó re to działy z n a tu ry sw ojej obejm ow ać m uszą i w ażniejsze rzeczy zagraniczne, b a rw a ty g o d n ik a będzie czysto k rajo w a . Z b ie ra ją c sk rzę tn ie i w y d zie rają c zapom nieniu w szystko, co ty lk o m a zw iązek z przeszłością, w szystko, czym tę tn i życie narodow e, pism o to sta n ie się kied y ś zbiorem godniejszych u w ag i w spom nień historycznych, opisów i rysunków , b o g a ­

(3)

ty m sk ład em zostaw ionej po p rzo d k ach puścizny, w k tó re j ro z p a tru ją c się, p o zn a­ m y sam ych siebie.”

Ta linia utrzym yw ana była bardzo konsekw entnie do końca redakcji Jenikego 3.

Pow staje więc pytanie, jakie miejsce wyznaczała redakcja swojemu pismu wśród reszty prasy, czy próbowała na tę prasę oddziaływać, jeśli tak, to w jakim kierunku i za pomocą jakich metod 4; jednym słowem pytanie o to, czy „Tygodnik” był nośnikiem redakcyjnej koncepcji całej prasy polskiej, czy też redakcja form ułowała zadanie tylko dla swojego pisma. Przeanalizujem y wypowiedzi na tem at prasy polskiej, zamieszcza­ ne w „Tygodniku”, dobierając je na zasadzie reprezentatyw ności lub w łaśnie wyjątkowości (i w tedy wyjątkowość tę zaznaczając).

Charakterystyczne, że nie ma w „Tygodniku” ani jednego arty k u łu poświęconego wyłącznie programowi rozwoju prasy. Wypowiedzi „Ty­ godnika Ilustrow anego” o prasie m ają na celu przede wszystkim odno­ tow anie każdego nowego pisma i zmian, jakie w poszczególnych pismach zachodzą. Każde nowe polskie pismo „Tygodnik” w itał życzeniami po­ wodzenia i wyrazam i nadziei, że będzie ono ożywiało „piśm iennictwo”. Już w num erze 16 (w kronice tygodniowej) pierwszego roku swego istnienia (1859i/1860) „Tygodnik” w ita w ten sposób „Gwiazdkę”:

„«G w iazdka» p. N iew iarow skiego ju ż się u k az ała n a św iat. A rty k u ły p isan e le k k o i przystępnie, ru ch społeczny, lite r a tu ra , sztu k i piękne, stanow ić będą głów ne tło, n a ja k im m a się ro zw ijać d ziałalność tego now ego dzieła, k tó rem u szczerze życzym y pow odzenia.”

O bserwując koleje losu poszczególnych pism i pilnie odnotowując zm iany „Tygodnik” starał się oceniać je w m iarę możności optym istycz­ nie. W num erze 12 z 1859 r. kronika tygodniowa zauważa zmniejszenie form atu „K roniki”, bolejąc jednocześnie nad ogólnie ciężką sytuacją pism, które trudno utrzym ać ze względu na brak czytelników (chodzi tu o brak zainteresow ania ze strony społeczeństwa, a nie o brak walorów czaso­ pism). W num erze 15 zaś kronikarz zapisuje: „Z nowym rokiem w y­ szedł z druku pierwszy num er «Magazynu Mód» pod nową redakcją”, na podstawie tego num eru rokując dobrą przyszłość i dodając ciepłe słowa zachęty; odnotowuje także raz jeszcze ukazanie się „K roniki” „w zmniejszonym formacie, a [z] pomnożonymi wiadomościami w ar­ szaw skim i” dodając: „Szczęść jej Boże na tej nowej drodze”.

W num erze 29/1860 (kronika tygodniowa) życzenia powodzenia adre­ sowane są do nowo powstałego lwowskiego „Kółka Rodzinnego”. Nie przeszkadza to wcale zamieszczeniu w tym samym num erze 29, bez ko­ m entarza redakcji, korespondencji z Krakowa, w której czytamy:

„W e L w ow ie zaczęły w ychodzić od pierw szego m a rc a «Kółko Rodzinne» pod re d a k c ją pp. Z ac h arja siew ic za i S zed lera i «C zytelnia dla Młodzieży» pod re d a k c ją p. C iszewskiego. O obydw óch pism ach dziś już chcieć w ydać sąd stanow czy byłoby za w cześnie; zgadzam się je d n a k ze zdaniem tych, k tó rzy nie w chodząc w rozbiór

(4)

— 137 —

jak o ści pism a, p o w stan ie «Kółka» w ogóle u w aż ają za niepotrzebne. I rzeczyw iście obok «D ziennika L iterackiego» istn ien ie drugiego jeszcze czasopism a literac k ieg o w e L w ow ie w y d aje się zbytecznym . «D ziennik L iteracki», w ychodzący już od la t k ilk u , z jed n a ł sobie w k r a ju w ziętość, a m yśl k ie ru ją c a tym w y d aw n ic tw em je st ta k czysto rodzinna, a zarazem z ta k ą w y trw a ło śc ią i stanow czością w k ażdym n ie m a l słow ie p rzep ro w ad zo n a, iż pod ty m w zględem nic zgoła do życzenia nie pozostaje. D laczegóż lite ra c i lw ow scy, zam iast się skupić koło tego ogniska, by zespolonym i siłam i ty m w iększy naro d o w i przynieść pożytek, z a k ła d a ją now e? T e n ­ d e n c je «Kółka» nie m ogą być lepsze od te n d en c ji «D ziennika L iterackiego», gdyby zaś b yły m niej narodow e, pism o to zostałoby przez opinię n iech y b n ie potępione. W ięc po cóż ro z d ra b n ia ć siły? Dla dw óch pism lite ra c k ic h w ątp ię aby w n aszej p ro w in c ji dosyć się znalazło p ren u m e ra to ró w , a ta k nowo p o w stające pism o m oże i d ru g iem u zaszkodzić, i sobie św ietnego losu nie zapew nić.”

Ta sama korespondencja zawiera słowa entuzjazm u i nadziei pod adresem nowo powstałego krakowskiego „Ogniska”, które zapełnić ma istniejącą dotkliwą lukę:

,,U nas w K ra k o w ie w y d a je od Nowego ro k u p an W alery W ielogłow ski pism o tygodniow e pod ty tu łem «Ognisko», pośw ięcone in tereso m ro ln ic tw a, p rzem ysłu, h a n d lu , sztuk i rzem iosł. [...] R e d ak c ja «Ogniska» ro zw ija w iele zabiegłości, a lubo d o tą d żaden z a rty k u łó w w ty m piśm ie um ieszczonych nie sta ł się głośnym , m ożna się w szakże spodziew ać, iż z czasem p rzy zręcznym p row adzeniu sta n ie się ono p raw d ziw y m o rganem przem y sło w o -h an d lo w y m naszej p row incji, n a k tó ry m d o tą d ca łk ie m jej zbyw ało.”

Rysuje się więc podstawowe kryterium oceny przydatności pisma: po pierwsze powinno ono w ypełnić puste miejsce, a nie powinno stw arzać przez swój podobny profil szkodliwej konkurencji pismom już istn ieją­ cym; po drugie pismo powinno być narodowe. Narodowość pisma tra k ­ tow ana jest przy tym jako cecha dająca się zmierzyć, a jednocześnie ja ­ ko jedyny możliwy do przyjęcia i jedyny ważny motyw prowadzenia pisma (przynajm niej literackiego). Nie ma w polu widzenia autora in ­ nych podziałów, jak tylko: dobry — bardziej narodowy, zły — mniej narodowy. Zaspokojenie zapotrzebowania społecznego i narodowy cha­ ra k te r pisma to przecież, jak powiedzieliśmy, naczelne zasady samego „Tygodnika”, wypowiadane zarówno w m anifestach redakcji, jak i przy innych okazjach. K ronika tygodniowa w num erze 41/1860 zauważa:

„Podobno w K rak o w ie m a w ychodzić now e pism o periodyczne, pod ty tu łe m «Niewiastar». S am już te n ty tu ł zd aje się znam ionow ać cel i zak res te j p u b lik a cji. W różym y jej pow odzenie, bo k o b ie ty n a jc h ę tn ie j i najw ięc ej u nas czy tają

a w num erze 25 w korespondencji z W ilna czytamy:

„« K u rier W ileński», w ychodzący od now ego ro k u pod now ą re d a k c ją i z n a d e r pow iększonym i ra m a m i pod w zględem arty k u łó w , szczególnie za jm u je te ra z w sz y s t­ kich zw olenników lite ra tu ry . K ażdy dziś u nas z zadow oleniem p o w tarz a: m am y w reszcie nasz o rgan lite ra c k i, m am y ognisko życia um ysłow ego; m y zaś m u sim y w yznać, że d o tąd re d a k to r «K uriera» nie zaw iódł oczekiw ań publiczności.”

Zbieżność poglądów jest tu jednak powierzchowna, bowiem istnieje zasadnicza różnica między cytowaną korespondencją krakowską, a in ­ nym i wypowiedziami w „Tygodniku”. Oto „Tygodnik” Jenikego nigdy

(5)

nie uważał konkurencji za szkodliwą dla jakiegokolwiek pisma, ani moż­ liwości powstania polskiego pisma za niepotrzebną. Naw et gdy now ą pismo nie znajdowało w „Tygodniku” przychylnej oceny, nie znaczyło to bynajm niej, że niepotrzebnie powstało. W rzadkich w ypadkach nega­ tyw nej oceny posługiwano się ironią i żartem , jak np. w Korespondencji „Tygodnika Ilustrow anego” (nr 17/1860): [„Przyjaciel domowy”] „dwa arkusze co dwa tygodnie, pismo zbiorowe dla gospodyń. Jest to kram prawdziwy: wszystkiego w nim, dostanie”. N aw et gdy w 1876 r. (nr 45) kronikarz w yraża wątpliwość: „Tyle się namnożyło pism jednakowego pokroju, kierunku, a naw et jednakowej treści, że dopraw dy trudno by­ łoby wyrokować, czy więcej w tym pożytku, czy też szkody” — z kon­ tek stu w ynika po prostu, że autor zwraca uwagę na potrzebę większego zróżnicowania i s t n i e j ą c y c h pism oraz pow staw ania pism specja­ listycznych. W związku z tym „Tygodnik” popiera np. w roku 1886 (nr l6 l, kronika tygodniowa) pro jekt powstania nowego pisma hum ory­ stycznego, chociaż jest ich już kilka. Nowe pismo ma bowiem realizować inny niż dotychczasowe model i pisma hum orystycznego, i satyry.

To radosne w itanie każdego nowego polskiego pisma i odnotowywa­ nie zmian z nadzieją, że są to zm iany na lepsze, w yraża przede w szyst­ kim nałożone na czasopiśmiennictwo i bardzo przez „Tygodnik” w yraź­ n ie określone zadanie budzenia i um acniania polskiego ruchu w ydaw ni­ czego, a przez to k ultu ry i świadomości narodowej. Stąd najw ażniejszy dla „Tygodnika” jest początkowo możliwie najw iększy rozwój ilościowy pism, z których każde grupuje wokół siebie prenum eratorów i staje się przez to ośrodkiem konsolidującym społeczeństwo. Z poglądem tym ści­ śle związane są licznie rozsiane po różnych artykułach w „Tygodniku” uw agi o ogólnym stanie czasopiśmiennictwa polskiego. Z pierwszego rocz­ nika wynika, że pism jest ciągle za mało, ale stan jest bez porównania lepszy niż przed paru laty; dom inuje świadomość rozwoju prasy, doko­ nującego się nie bez trudności, ale rokującego dalsze sukcesy. M ierni­ kiem jest tu, co charakterystyczne, liczba pism i prenum eratorów . K ro­ nikarz „Tygodnika” w num erze 28/1860 pisze:

„R ów nież pocieszającym je st b ard z o fa k te m ciągłe p ow iększanie się liczby p r e ­ n u m e ra to ró w pism periodycznych u nas. W przeszłym k w a r ta le dw ie tylko g azety «Codzienna» i «W arszaw ska» liczyły ich przeszło 10 000. T rzy albo cztery la t tem u , czytelnicy w szystkich pism p eriodycznych razem zaledw ie dochodzili do te j c y fry .”

W następnym num erze krakow ski korespondent zauważa:

„Jeżeli liczba dzienników i pism p eriodycznych je st sk a lą do p o znania sto p n ia ro zw in ięcia lite ra tu ry , w ta k im raz ie piśm ien n ictw o znacznie u nas o sta tn im i czasy podniosło się i n a jp ię k n ie jsz ą ro k u je przyszłość. Od now ego ro k u przy b y ły n am aż trz y now e pism a: w K ra k o w ie jedno, w e L w ow ie d w a ”.

W num erze 35 znów kronikarz Szymanowski pisze:

„U nas zaś, pom im o o tw arc ia k ilk u now ych k się g arń , ru c h k siążkow y sła b ie je coraz w ięcej. N ie sto su je się to do d zie n n ik a rstw a , bo co do ilości p re n u m e ra to ró w ,

(6)

— 139 —

nigdy n ie stało ono ta k p om yślnie ja k obecnie, ja k k o lw iek w zględnie do innych k ra jó w ilość ta je st jeszcze bardzo m a łą.”

W roku 1886 natom iast, roku trw ającego kryzysu agrarnego, widać w „Tygodniku Ilustrow anym ” poczucie wręcz katastrofalnej sytuacji w czytelnictwie książek i czasopism na prowincji. Sytuacja ta, jak! pisano, groziła stratam i nie do odzyskania, mianowicie upadkiem czasopism i w ydaw nictw (będących forum społecznym), bez których z kolei w ydo­ bycie się z kryzysu byłoby niemożliwe. Toteż „Tygodnik” nie tylko alarmował, ale też starał się zapobiec katastrofie, rozwijając propagandę na rzecz czytelnictwa w kronice tygodniowej, korespondencjach, a naw et w literaturze (np. Listy Jordana do pana Jana), używając do niej i ta ­ kich autorytetów , jak Kraszewski. C harakterystyczny jest list K raszew ­ skiego zamieszczony w pierwszym num erze rocznika (Sprawa bieżąca.

Z listu J. I. Kraszewskiego do redaktora „Tygodnika Ilustrowanego”.

„Tygodnik Ilustrow any” 1886, n r 157):

„Piszesz m i [...] że w istocie przesilen ie ekonom iczne, zastój w ro ln ic tw ie i h an d lu , o d d ziały w ają na w y d aw n ictw a, na dziennikarstw o, a przez to n a p iśm ie n ­ n ic tw a i lite ra tu rę . Piszesz, że w yp rzed aż książek, ab o n a m e n t na p ism a p e rio ­ dyczne znacznie się zm niejszyły i że dotychczasow i chętni nakładcy, p rze ra żen i, a p rz y n a jm n ie j onieśm ieleni, p o w strzy m a li się czasowo, czekając aż się te n sta n rzeczy zm ien i”,

a potem:

„[ru ch um ysłow y] p ow inien się w zm agać i rosnąć, n ie inaczej ja k z pom ocą d zienników i książek — nag łe p rzesilen ie ekonom iczne (tak nazyw am y chw ilę n ie ­ poradności) grozi nam , ja k piszesz, sta g n a c ją um ysłow ą [...]”.

Kraszewski w tym przypadku zauważa fałszywość podnoszonego mo­ tyw u oszczędności (ci, co nigdy nie oszczędzali, teraz oszczędzają w łaśnie na książkach i czasopismach, jakby to były duże sumy i jakby nie w ydaw ali niepotrzebnie większych), świadczą o rzeczywistej obojętności i niezrozumieniu tej spraw y przez społeczeństwo, a także o niew ystar­ czających skutkach dotychczasowej gorliwej pracy na tym polu.

Koncepcja rozwoju prasy przede wszystkim ilościowego pociąga za sobą jeszcze jedną, niezwykle istotną konsekwencję, znajdującą swój wyraz bardziej w praktyce „Tygodnika” niż w w yraźnie form ułowanych deklaracjach, które jednak się zdarzają. Oto w num erze 63 pierwszego rocznika kronikarz wyznaje: „Jestem naw et tego zdania, że polemika nigdzie nie jest pożądaną, u nas zaś, w obecnym stanie naszego piśm ien­ nictw a i okoliczności m u towarzyszących, naganną i szkodliwą”. Nie znaczy to jednak, że polemiki z innym i pismami „Tygodnik” w ogolę zaniechał. W łaśnie przytoczone wyżej zdanie stanowiło wstęp do polemi­ ki i miało podkreślić z jednej strony jej konieczność w tym w yjątkow ym przypadku, z drugiej strony jej charakter obronny. Ta w ym iana zdań z „Gazetą Codzienną” jest charakterystyczna nie tylko z tych w zglę­ dów. Po pierwsze, choć zastrzeżenia zgłaszane przez „Tygodnik” pod

(7)

adresem innych pism są, jak się rzekło, przypadkam i w yjątkowym i, w roku 1860 polemiki z „Gazetą Codzienną” są wśród nich częste (in­ nym takim w yjątkiem obok „Gazety Codziennej” jest „K urier W ileń­ sk i”) 5. Po drugie, odpowiedź na zaczepkę opiera się na prostym i po­ w tarzanym chwycie: za pomocą ironicznej grzeczności wykazać najpierw niedorzeczność zarzutu skierowanego pod adresem „Tygodnika”, a na­ stępnie sprowadzić różnicę zdań do nieporozumienia w ynikłego z nieu­ wagi przeciwnika przy lekturze lub z niemożności zrozumienia przez niego przeczytanego tekstu. Wyższość swą akcentuje przy tym często reprezentant „Tygodnika” podkreślając, że nie przypuszcza złej woli ad­ w ersarza (choć stosowana ironia sugerow ałaby co innego); przez to w ska­ zuje też na swoją chęć odebrania w ym ianie zdań charakteru kłótni mię­ dzy pismami. W przypadku, o którym mowa, Szymanowski odpowiada na fałszywą, jak twierdzi, in terpretację jednej ze swych kronik, gdzie w imię rozwijania czytelnictw a dopominał się o „kupowanie książek za­ m iast w yrzucania pieniędzy na stro je”:

„W ięc n a jp rz ó d śm iem zap y tać szanow nego a u to ra [z «G azety C odziennej»], skąd pow ziął p rzekonanie, że m oja k ro n ik a tylko d la sta ry c h je st pisana. P rz y k ro by m i za iste było, gdyby m łodzież n ie czy tała jej, bo to by w łaśn ie dow odziło, że b r a k w niej p raw dziw ego życia, k tó re za pierw szy w a ru n e k w objaw ach piś­ m ie n n y ch u w aż am ”.

Potem następuje przypuszczenie, że kronika nie została przez autora z „Gazety Codziennej” zrozumiana. Inny przykład z tego samego roku (kronika tygodniowa w num erze 50):

„Od pew nego już czasu sp o strzeg am y w «K u rierze W ileńskim », w ru b ry c e

Przeglą d p ism czasowych, ja k ie ś drobiazgow e czepianie się naszego «Tygodnika»,

w k tó ry m p rag n ie m y nie dom yślać się złej w oli, k ła d ąc je rac zej n a k a rb m ylnego z a p a try w a n ia się n a rzeczy” ;

tu następuje odparowanie zarzutu naiwności, skierowanego pod adresem redakcji „Tygodnika” — ironicznym stwierdzeniem , że naiw ny jest w łaśnie sprawozdawca „K uriera W ileńskiego”, a dalej zdanie: „Obecnie znów w Nrze 63 «K urier Wileński» powstaje na Myśli oderwane, d ru ­ kujące się niekiedy w «Tygodniku», zarzucając im nieprawdziwość” i stw ierdzenie, że autor „K uriera Wileńskiego” nie rozumie tych myśli. Taki sposób reagowania na zaczepki pod swoim adresem utrzym uje „Ty­ godnik” przez cały czas redakcji Jenikego, choć autorem kronik tygod­ niow ych przestał być Szymanowski w końcu lipca 1872 r. Na przykład w kronice tygodniowej w num erach 398 i 400 z 1875 r. toczy się spór z A ntonim Pileckim, który w „Opiekunie Domowym” (nr 31) skrytyko­ w ał drukow aną właśnie w „Tygodniku Ilustrow anym ” powieść Jordana

Przygody panów Marka i Agapita jako nieprawdziwą, opowiadającą

o nieprawdopodobnych i anachronicznych bohaterach. O ile w nrze 398 kronikarz odpowiada Pileckiem u tym samym zarzutem nieznajomości

(8)

— 141 —

stosunków na prowincji, nieznajomości szlachty, a także złego rozumo­ wania i błędów językowych (a więc tak samo jak Szymanowski odbijając piłeczkę), o tyle w num erze 400 mówi się już tylko o w ytykanych sobie wzajemnie przez przeciwników błędach językowych. Spór m erytoryczny znów zmienił się więc w form alny, tyle że zamiast argum entu o niezro­ zumieniu pojawił się argum ent o nielogicznym m yśleniu i błędach ję ­ zykowych. Polem ika ta jest zresztą jednorazowa i w yraźnie osobista, stąd nieco ostrzejsza w tonie.

Śledząc rozwój czasopiśmiennictwa 6, mierzony, jak się rzekło, przede wszystkim liczbą tytułów i prenum eratorów , zaraz potem adekwatnością do potrzeb społecznych i narodowych, a dopiero dalej poziomem pism, „Tygodnik” reagował przeważnie najpierw na prospekty, następnie na ukazanie się pierwszego num eru lub zrealizowanie zapowiedzianej zmia­ ny, a także na sym ptom y powodzenia (np. na zwiększenie się liczby prenum eratorów któregoś z pism). Rzecz prosta, musiał odnotowywać także nieliczne przypadki, kiedy zapowiedziane zmiany nie były reali­ zowane. Pierw szy raz w historii „Tygodnika” miało to miejsce już w num erze 17/1860. Jest to jeden z nielicznych głosów „Tygodnika” a ta­ kujących inne pismo. Korespondent lwowski inform uje mianowicie, że „Przegląd Powszechny” obiecywał od nowego roku dodatek literacki, jeśli zwiększy się liczba prenum eratorów i jeśli zapłacą oni za cały rok; w arunek został spełniony, lecz obietnice nie. Korespondent pisze dalej:

„Z resztą prócz podobnych, ubliżający ch godności d zien n ik a rstw a w ybiegów w y d aw n ictw a, pism o to red a g o w a n e je st w dobrym duchu; z pow odu zaś ta n io śc i i zastosow ania się do pojęcia klas średnich, oficjalistów p ry w a tn y c h , księży, m iesz­ czan, je st n ajw ięcej w G alicji w schodniej rozpow szechnionym dziennikiem , bo liczy przeszło 2000 p re n u m e ra to ró w . W opinii ludzi św iatlejszych szkodzi m u n a d z w y ­ czajnie, że polem iki bez osobistości prow adzić nie um ie, a z każdej ro b i p aszk w il” ;

potem już tylko w ym ienia działy pisma i ich autorów. Oddając sp ra­ wiedliwość dobremu redagowaniu „Przeglądu”, autor arty k u łu odnosi się do pisma chłodno, choć wymienione zalety w ydają się bardzo istotne. Większej wagi jest zarzut stosowania niegodziwych wybiegów. Świadczy to o staw ianiu przez „Tygodnik” bynajm niej nie na drugim planie sp ra­ w y rzetelności pisma jako przedsiębiorstwa. Każde pismo jest bowiem firm ą, która nie może zawieść zaufania klientów. Uczciwość pisma jako przedsiębiorstwa umocni autorytet pisma jako forum kształtow ania opi­ nii, nieuczciwość przedsiębiorstw a podważa autory tet tego forum. D la­ tego właśnie owe wybiegi ubliżają godności „dziennikarstw a”. W opinii korespondenta z nierzetelnością firm y idzie w parze nierzetelność dzien­ nikarska, skoro polemiki w „Przeglądzie” są prowadzone nie z przeko­ nania o słuszności sprawy, ale z pobudek osobistych i niezgodnie z za­ sadami.

(9)

na jeszcze inne. Oto kronika tygodniowa z num eru 17 pierwszego rocz­ nika inform uje:

„Z serdecznym w spółczuciem p o w italiśm y p ro sp e k t « K u riera W ileńskiego», k tó ­ r y obecnie pom naża znacznie sw oje zasoby literac k ie, k ry ty cz n e i naukow e, a tym sa m y m sta n ie się o dtąd w i e r n y m o b r a z e m m i e j s c o w e g o r u c h u” ; a w n u m erze 12: „[«Ruch M uzyczny»] z każdym ro k iem o c o r a z t o n o w y c h u l e p s z e n i a c h i u d o g o d n i e n i a c h m y ś l i d l a p re n u m e ra to ró w [...]. O becnie, b e z p o d n i e s i e n i a c e n y , pow iększył on p eriodyczny d o d atek do n u t, przez co „ p r e n u m e r u j ą c p i s m o [...] m o ż n a s o b i e t a n i m k o s z ­ t e m b a r d z o p i ę k n ą b i b l i o t e k ę u t w o r z y ć ” [podkr. E J .].

Ideę kompletowania pism i ideę dodatków literackich realizował zre­ sztą i sam „Tygodnik Ilustrow any”.

Szczególnie serdecznie w ita „Tygodnik” te pisma, które reprezentują mało dotychczas upraw ianą specjalność, np. pismo dla ludu („Zorza”), dla rodzin („Kółko Rodzinne”), dla kobiet („N iew iasta”), dla różnych branż („Przegląd Techniczny”) itd. Właśnie powitaniu „Przeglądu Techniczne­ go” towarzyszy charakterystyczne uogólnienie:

„M am y w sam ej W arszaw ie około trzy d z iestu pism periodycznych, z k tó ry c h je d n a k p a rę ty lk o nosi c h a ra k te r specjalny, i to jeszcze w fo rm ie ja k n a jp o p u ­ la rn ie jsz e j. Tym czasem pism pośw ięconych w yłącznie ja k ie jś specjalności n a u k o ­ w ej czy p rak ty c zn e j, i to prow adzonych nie w yłącznie p o p u la rn ie, n ie posiadam y w ca le {...] N ad n au k o w ą w arto śc ią p rac «Przeglądu» za sta n aw ia ć się tu nie b ę ­ dziem y; ale u k az an ie się tego pism a zapisujem y w kronice, ja k o fa k t znaczenia niepośledniego. Czy je d n a k «P rzegląd Techniczny» znajd zie w m a sac h po trzeb n e poparcie, czy m asy te są już p rzygotow ane do tego, aby pism o sp e cja ln e liczyć m ogło na szersze koło czytelników — to dopiero przyszłość pokaże. P o p arcia ta ­ kiego życzym y m u serdecznie.” („Tygodnik Ilu stro w a n y ” 1875, n r 370, k ro n ik a ty ­ godniow a).

W następnym roku (1876, n r 45) na tym samym m iejscu w ita się „K ry tyk a”; a towarzyszy tem u również ogólna refleksja:

„Do pism p ro jek to w a n y ch n a przyszłość p rzy b y w a jeszcze jedno, pt. bard zo o b iecującym «K rytyk». M a ono być w yłącznie pośw ięcone k ry ty c e i sp raw o zd a­ niom z lite ra tu ry i sztuki. Będzie to w ięc coś n a w zór « P rzeglądu K rytycznego» w ychodzącego w K rakow ie, ty lk o że m iejsce sp raw o zd ań o dziełach naukow-ych za jm ą spraw o zd an ia o te atrze , m uzyce, m a la rstw ie itp.

P om ysł b ardzo dobry, a p rzede w szystkim ... now y. W dziedzinie pom ysłów , odnoszących się do w y d aw n ic tw periodycznych, rzecz to n a obecne czasy b ardzo rz a d k a ; [...] m iło w ięc usłyszeć, że k toś n a ty m polu chce stw o rzy ć rzecz now ą, zu p ełn ie odrębną, a, w ięc obiecu jącą”.

W m iarę przybyw ania pism kryterium jakościowe coraz bardziej sta­ je się równorzędne ilościowemu, stąd cecha nowości, oryginalności coraz bardziej zyskuje na wadze. Około roku 1875 staje się widoczne, że do­ tychczasowe dbanie przede wszystkim o rozwój ilościowy czasopism nie miało bynajm niej na celu zastąpienia jakości ilością, ale stworzenie w a­ runków do tego, aby było z czego wybrać. K onkurencja m iała tu działać n a korzyść najlepszych. „Tygodnik” zresztą sam realizow ał tak pojętą konkurencję. W końcu roku 1885 G ebethner i Wolff (wydawcy

(10)

„Tygod-— 143 „Tygod-—

nika Ilustrow anego”) kupili, a następnie zlikwidowali „Tygodnik Po­ wszechny”. Redakcja „Tygodnika Ilustrow anego”, który objął sukcesję po zlikwidowanym piśmie, szeroko kom entuje ten fakt w trosce o to, by czytelnicy nie posądzili jej o dwulicowość i działanie przez bratobój­ czą walkę na szkodę krajowego czasopiśmiennictwa. Toteż redakcja pod­ kreśla, obok słuszności przyczyn, pozytywne konsekwencje tego kroku. Zasadniczym dla niej walorem jest wzmocnienie nie tylko ekonomiczne, lecz przede wszystkim kadrowe „Tygodnika Ilustrow anego”; rozproszone siły, działające dotąd niezależnie od siebie w identycznym kierunku, zo­ staną połączone. Ważnym argum entem jest właśnie podnoszona iden­ tyczność charakteru obu pism; pracownicy „Tygodnika Powszechnego”, który jako słabszy ekonomicznie m iał mniej możliwości, znajdą lepsze w arunki pracy w „Tygodniku Ilustrow anym ”; także odziedziczeni po „Tygodniku Powszechnym ” czytelnicy nie stracą, a zyskają, bo wzmoc­ niony „Tygodnik Ilustrow any” stanie się jeszcze lepszy 7. Tak więc zlik­ widowanie „Tygodnika Powszechnego” w walce konkurencyjnej odbyło się, co eksponuje redakcja „Tygodnika Ilustrow anego”, przy pogodzeniu interesów obu pism i czytelników, pogodzeniu korzystnym dla w szystkich trzech stron. Zapobiega też „Tygodnik Ilustrow any” podejrzeniom, że „Tygodnik Powszechny” był złym pismem — w takim razie bowiem członkowie tego zespołu nie mogliby się przecież przyczynić do wzmoc­ nienia pisma Jenikego. Toteż kronika tygodniowa z num eru 17/1886 za­ w iera rycerskie pożegnanie:

„Z w inięcie «Tygodnika Powszechnego». Oczywiście łez żalu n ad nim nie u r o ­ nim y, bo b y ły b y to chyba łzy sztuczne, skoro nasz «Tygodnik» z fa k tu tego m a p oczerpnąć w zm acn iające go siły — ale obow iązkiem naszym je st w ypow iedzieć słowro serdecznego pożegnania dla kolegi, k tó ry nie zdołał sobie zapew nić p rz y ­ szłości, ale n a n ią p rac o w a ł uczciw ie i u m ie ję tn ie ”.

Żeby zaś nie było już żadnych wątpliwości co do czystości intencji „Tygodnika Ilustrow anego”, kronikarz powołuje się na autorytet Elizy Orzeszkowej:

„Nie od rzeczy będzie też przytoczyć, co z n a jd u je m y w liście p. Elizy O rzesz­ kow ej, p isan y m do naszego re d a k to ra . Z n ak o m ita a u to rk a o fakcie zw inięcia «Tygodnika Pow szechnego» pow iada: «Zlanie się w jedno dw óch pism je d n a k ie j n a tu ry w y d a je m i się k ro k iem bard zo pom yślnym dla publiczności, a dla w y d a w ­ ców dobrze w różącym . S p ecjaln y m okolicznościom przy p isy w ać ty lk o m ożna to ciśnięcie się tłu m ó w n a je d n e drogi i p rze lu d n ian ie ich, ze s tra tą i producentów , i konsum entów . D zieje się ta k w przem yśle i lite ra tu rz e . C ztery w ielkie ilu s tra c je w y d aw ały m i się zaw sze zbytkiem , n a k tó ry nasze ubogie m a te ria ln ie i um ysłow o społeczeństw o zdobyć się nie może, bez zam ien ien ia go w ubóstw o. P o p ro stu dobrych piór n a ta k ą p rze strzeń z a b ra k n ą ć m usi, a gdyby i innych zw ężających czytelnictw o okoliczności n ie było, ju ż sam ów b r a k do czytania zniechęcać b ę ­ dzie.» [...] Słow a Elizy O rzeszkow ej w tre śc i i d u ch u p rzy p o m in ają to, cośmy już w ypow iedzieli w k ro n ice n aszej k ilk a ty g o d n i tem u, z n a jd u je m y w nich w ięc w ażn e p o p arc ie”.

(11)

W ten sposób jako najw ażniejsza przyczyna upadku „Tygodnika Po­ wszechnego” wyeksponowana została i uogólniona nieum iejętność zróż­ nicowania charakteru przedsiębiorstw działających w ram ach tego same­ go kierunku.

O pomyślanej jako długofalowa i konsekw entnie utrzym yw anej kon­ cepcji rozwoju czasopism świadczyć może dodatkowe porównanie przy­ toczonej już wypowiedzi o nadm iernej jednostajności pism (rok 1876) z późniejszą o rok (1877, n r 61, kronika tygodniowa) oceną „Zorzy”:

„«Zorza», je d y n e pism o u n as dla lu d u pośw ięcone, o d w ołuje się do ogółu 0 poparcie, w zam iarze ro zsz erze n ia sw oich ro zm iaró w i w y d a w a n ia różnych od­ d zielnych d o d atk ó w ”;

1 dalej, po stw ierdzeniu, że pismu przybyw a prenum eratorów , ale ma ich ciągle za mało:

„«Zorza» pod re d a k c ją p an a G ra jn e rta b ardzo dobrze odpow iada sw ojem u ce­ low i. W pojedynczych w p ra w d zie n u m erach , oddzielnie uw ażanych, d aje się czuć p e w n e ubóstw o treśc i i brąik sy ste m a tu w jej gro m ad zen iu ; w k ilk u je d n a k po sobie n a stęp u jący c h n u m e ra c h w ad y te po trosze się za cierają , b ra k i w ypełniają, a sy ste m a t sta je się w idoczniejszy. Z aletą ta k że tego p ism a je st sw oboda i łatw ość języka, n ie n ak rę can e g o b y n a jm n ie j do sposobu w y ra ż a n ia się ludu, chociaż b a r ­ dzo, rozum ie się, p rzy stę p n eg o ”.

W dziedzinie pism dla ludu sytuacja w 1877 r. jest przecież mniej więcej taka, jak w początkach lat sześćdziesiątych w czasopiśmiennictwie w ogóle: dobre jest to, co jest, bo jest i tak za mało — przede wszystkim należy więc zadbać o w ykształcenie naw yku czytania i przysporzenie jak najw iększej liczby czytających.

Dopiero w 1876 r. pojawia się specjalny arty k u ł dotyczący prasy. A utorem jest P iotr Chmielowski, który w dwóch kolejnych num erach (26 i 27) „Tygodnika” pisze O zadaniu dziennikarstwa naszego. A rtykuł określa m. in. zadania prasy. Powinna ona spełniać w społeczeństwie rolę inform ującą i kierowniczą, przez co stanie się przewodnikiem w roz­ w oju cywilizacyjnym. Pismo nie może, choćby deklarowało swoją neu­ tralność, być tylko „dostrzegaczem”, ponieważ nie sposób ograniczyć się do relacji bez kom entarza — sama inform acja zawiera interpretację, a skomentowanie często jest wręcz koniecznością. Należy więc, m ając świadomość tego, zatroszczyć się o konsekwencję w wypowiadaniu po­ glądów, co oczywiście musi być poprzedzone ich określeniem.

„Idzie [...] w łaściw ie o zjednoczenie, ześrodkow anie zd ań rów nocześnie w y p o ­ w iedzianych, o sk u p ien ie ich pod sz ta n d a r jednolitego poglądu, ażeby nadać pism u w y b itn y k ie ru n e k , k tó ry by w p ły n ął n a w y ro b ien ie opinii p u b liczn ej”.

Istotne, że w edług Chmielowskiego rola kierownicza prasy, czyli krzewienie (nie narzucanie!) wspólnych dla redakcji poglądów, powinna opierać się na sformułowaniu i w yrażeniu przekonań społeczeństwa, roz­ poznanych w kontakcie z czytelnikami. Za najw ażniejsze tematy, k tó ­ rym i powinna zajmować się prasa w szczególnej sytuacji narodu, uważa

(12)

— 145 —

k ry ty k przemysł, handel, życie k u ltu raln e i naukowe oraz adm inistrację. W ynika to z pojmowania roli prasy jako służby społecznej i narodowej.

Sform ułow anie przez Chmielowskiego poglądów widocznych od po­ czątku w różnych wypowiedziach „Tygodnika”, ale nie m ających cha­ rak te ru deklaracji — tak późne, jest jeszcze jednym i ważnym sym pto­ mem tego, że pierwszy etap rozwoju prasy polskiej „Tygodnik” uznał za zakończony.

W 1883 r. pismo zamieściło jeszcze jeden arty k u ł dotyczący zadań prasy: Powołanie i obowiązki dziennikarstwa. Tak jak Chmielowski, au­ tor podkreśla konieczność kom petentnego i uczciwego kształtow ania opi­ nii publicznej przez prasę, bez polemik osobistych (autor proponuje po­ wołanie rodzaju sądu honorowego, który rozstrzygałby wszelkie spory) i przy skonsolidowaniu środowiska dziennikarskiego. Pojaw ienie się tego arty k u łu wypada uznać za oznakę zaniepokojenia widocznym już kryzy­ sem gospodarczym. Naświetla ten problem bardzo istotny artykuł Ju lia­ na Wieniawskiego Nasz bilans z 1886 r. (nr 157). Mimo iż prasie poświę­ cony jest m ały jego fragm ent, ważne jest i w arte przytoczenia całe ro­ zumowanie. Zaczyna W ieniawski od uspraw iedliwienia się:

„N iechaj w as, S zanow ni C zytelnicy «Tygodnika», nie p rz e ra ż a ty tu ł niniejszego a rty k u łu , ta k m ało z pism em b eletry sty c zn y m licujący. [...] Je że li tym k ilk u n a ­ p ręd c e rzuconym słow om n a d a je m y n azw ę b ilansu, czynim y to w p rześw iad cze­ niu, że ja k k ażdy ro ln ik , kupiec lu b przem ysłow iec bilan so w ać pow inien w y n ik i

całorocznej sw ej p racy i zabiegów , by odtw orzyć sobie d o k ład n y obraz sw ego m ie­ n ia i o siągniętych rez u lta tó w — ta k rów nież obow iązkiem społeczeństw a je s t ro ­ zejrzeć się n ie k ied y w szczegółach p ra c y naro d o w ej, zbilansow ać, o ile się da, głów niejsze jej czynniki, by dojść do w niosków , czy droga, n a k tó rą się u siło w a ­ n ia społeczne k ie ro w a ły , była w łaściw ą i czy osiągnięte re z u lta ty pew ien n a m do­ ro b ek w y k a z u ją .”

Odczuwana konieczność uspraw iedliw ienia się wskazuje na przekona­ nie autora, że poruszony tem at jest w „Tygodniku” nowy — tak specja­ listyczne jest słowo „bilans”. A przecież kupcy i przemysłowcy, należeli także do adresatów pisma, a od początku swego istnienia zamieszczało ono popularne artyk u ły na tem at rolnictwa, przem ysłu i handlu, w yna­ lazków; m iały one jednak na celu ukazanie ważności tych dziedzin, po­ parcie ich rozwoju, spopularyzowanie tych tematów, zachęcenie do ich studiow ania — a nie pogłębienie wiedzy przez czytelnika już posiadanej. A rtykuł Wieniawskiego w odczuciu autora ma więc nowy tem at, bo w stosunku do tam tych artykułów stanowi metapoziom, uzasadniając ich potrzebę. Potrzeba ta jest w tym momencie dodatkowo spowodowana szczególną sytuacją, którą autor przedstawia:

„Ż yjem y w chw ili ciężkich przesileń , n a każdym polu pracy. [...] T rzy w ięc n ajw a żn iejsz e czynniki p ra c y społecznej [rolnictw o, przem y sł i han d el], stan o w iące 0 bogactw ie n aro d u , o jego sile, o jego pom yślności m a te ria ln e j, a p o n ie k ąd 1 o m o raln y m jego rozw oju — sz w a n k u ją obecnie”.

(13)

Następnie autor przew iduje konsekwencje tej trudnej sytuacji eko­ nomicznej:

„Rozwój ekonom iczny społeczeństw szedł zaw sze w p arz e z ich postępem cy­ w ilizacyjnym . Obie te siły dźw igały społeczeństw a z ich u p ad k u , podnosiły w zna­ czeniu i potędze, u zacniały w obyczajach, sta w iały w p ew n ej niezależności m a te ­ ria ln e j i jednoczyły w szystkie w a rstw y p rac u jąc e, n ib y ro zstrzelo n e ogniw a, w je ­ den olbrzym i łańcuch w spólnej pożytecznej działaln o ści”.

Tam zaś — powiada dalej — gdzie obu tych „sił” zabraknie, społe­ czeństwo z upadku się nie wydźwignie. I tu właśnie mowa o roli cza­ sopism jako forum społecznego i narodowego.

„Tam , gdzie d o b ro d zie jstw a sa m o rz ąd u sta ły się już u działem ogółu [(•••) s p ra ­ w y ekonom icznej nie schodzą nigdy z porządku ob rad p a rla m e n ta rn y c h i w y ­ czerpująco ro zb ie ra n y m i b y w ają. U nas, gdzie żyw e słow o pió rem zastąp io n e być m usi — szpalty pism sto ją k u te m u celow i o tw o rem ”.

Następuje w yjaśnienie, dlaczego pisma specjalistyczne, które w roz­ patryw aniu tych kw estii zastępowały i zastępują narodow y sejm, nie mogą swej roli spełnić dobrze:

„W iemy wszyscy, ja k n ie ch ę tn ie g a rn ą się ludzie do pism pew nej pośw ięco­ nych specjalności. R olnika odstręcza sam ty tu ł technicznej ja k ie jś gazety; te c h n ik a niew iele obchodzą la m e n ta «w iecznie lam entującego» ziem ianina... a niejednego z h a n d lu jąc y ch rzad k o bardzo coś w ięcej, nad k u rsa w a lu t i n o to w an ia p ro d u k ­ tów z a jm u je ”

i dalej:

„A jed n ak , gdyby te trz y w a rstw y p rac u jąc e, poznaw szy w zajem n e potrzeby, zrozum ieć tak że zechciały, w ja k ścisłej zależności je d n e się w zględem d ru g ich zn a jd u ją , znikłby m oże ów u ta jo n y an tag o n izm [m iędzy n im i (...)] — i sprzeczne n ie ra z ich d ążenia zejść by się m oże p o tra fiły na jed n ej w spólnej drodze, k tó ra by ta k jed n y ch ja k d ru g ich do p ożądanych d oprow adziła w y n ik ó w ”.

K onkluzją jest nałożenie nowego zadania na pisma kulturalne:

„Sądzim y więc, że pism a lite ra c k ie , choćby n a w e t n a tu ry b eletry sty c zn e j, m o ­ gą czasem otw orzyć ja k ą ś cząstkę sz p a lt sw oich d la pew nych k w estii ekonom icz­ n ych, ja k ju ż czyni «B iesiada L ite ra ck a » . W śród innych a rty k u łó w , będących pon ętą dla czytelników , m yśl ja k a ś lu b p ro je k t pożyteczny, odziane w fo rm ę b a rw n ą a p rzy stę p n ą, ła tw iej p rz e n ik n ą w szerokie grono czytających, a chćby plonu n a raz ie nie w ydały, to sam o sk ie ro w a n ie ogółu, w tę lu b ow ą stro n ę, sam o ju ż sp ro sto w an ie b łędnych n ie ra z pojęć, tylko na korzyść tego ogółu w yjść m oże” 8.

Pismo k u ltu raln e (bo tak należy rozumieć określenie „pismo literac­ kie”,' natom iast dzisiejsze pismo literackie to tu taj „beletrystyczne”) swe nowe zadanie spełnić więc może i powinno poprzez swój ogólny charak­ ter, integrujący czytelników — reprezentantów różnych środowisk fa­ chowych, którzy dzięki szerszemu odtąd spojrzeniu staną się rzecznikam i integracji międzyzawcdowej. Pełniąc swą funkcję integracyjną pismo spełni rolę pośrednika między fachowcem jednego zawodu a pismem fachowym innego zawodu. W yraźne już wcześniej, a tu podkreślane, po­ zytywistyczne uznanie kw estii ekonomicznych za sprawę narodową, spo­

(14)

— 147 —

wodowało rozszerzenie starego, stawianego od początku przez „Tygod­ n ik ”, zadania skupiania przez pismo czytelników wokół tego, co naro­ dowe.

Z przytoczonych wypowiedzi „Tygodnika” pod adresem innych pism w yłania się zakrojona na długie lata koncepcja rozwoju prasy polskiej, koncepcja, według której początkowy dotkliw y brak pism polskich m iał­ by się zmienić najpierw w obfitość, a potem, po selekcji i odrzuceniu chwastów, w dostatek. „Tygodnik” bardzo konsekwentnie, choć na pozór mało zauważalnie, wprowadza swoją koncepcję w życie. Stąd od początku sugerując konieczność zróżnicowania pism, dostosowania ich do potrzeb lokalnych i środowiskowych, dodatnie działanie konkurencji, w imię owej obfitości nie uważa za niepotrzebne powstawania pism, które tych w a­ runków zrazu nie spełniają. Dopiero około roku 1875 fazę przygoto­ wawczą uważa za zakończoną i o w ysunięte kryteria zaczyna upominać się ostrzej, orzekając już zbędność pism nie reprezentujących dostatecz­ nego poziomu lub siły ekonomicznej (przy czym w yraźne jest w „Ty­ godniku” przekonanie, że siła ekonomiczna zależy od liczby prenum era­ torów, która z kolei zależy oczywiście od poziomu pisma, ale też od stru k tu ry i stopnia oświecenia potencjalnej grupy odbiorców — dla­ tego właśnie, biorąc pod uwagę możliwość upadku pism potrzebnych, „Tygodnik” poleca takie pisma swoim czytelnikom); w końcu zaś sam w ykorzystuje selekcyjne działanie konkurencji.

P rasa w edług „Tygodnika” ma stanowić sieć inform acji i propagandy polskości, integrującą w szystkich Polaków. „Tygodnik” zdaje się nie róż­ nicować zadań prasy w poszczególnych zaborach, nie uwzględniać róż­ nicy w arunków działania. Jedynym w yraźnym śladem tych różnic jest fakt, że korespondencje nadsyłane do pisma z zaboru pruskiego są spo­ radyczne, częstsze — z ziem zabranych, a najczęstsze z Galicji. Odnosi się wrażenie, jakby zadania prasy były w każdym zaborze identyczne. N aturalnie, że im są one ogólniejsze, tym bardziej uniw ersalne, a „Ty­ godnik” form ułuje je raczej ogólnie. Ale naw et gdy w 1886 r. sform u­ łowany został apel o pośrednictwo między fachowcami różnych branż w związku z kryzysem agrarnym , nie było mowy o ograniczeniu tego zadania do zaboru rosyjskiego.

Nacisk, który kładzie się na powstawanie pism specjalistycznych dla różnych zawodów i środowisk i na to, by nowe pisma przede wszystkim zapełniły istniejące luki, w ynika z konieczności zapewnienia możliwości dotarcia do całego narodu. W związku z tym pozostają dwa podstawowe (naturalnie prócz naczelnego — narodowego polskiego charakteru) k ry te­ ria staw iane każdemu pismu. Po pierwsze — pismo jest potrzebne, jeśli różni się od innych adresem, tem atem lub sposobem jego ujęcia, geogra­ ficznym zakresem oddziaływania itd., lub jeśli jest odpowiedzią na zapo­

(15)

trzebowanie odbiorców (mierzone liczbą prenum eratorów ). Po drugie — pismo jest dobrze prowadzone, jeżeli w ram ach swojego charakteru ży­ je życiem adresatów i reprezentuje ich, jednocześnie przynosząc im z zewnątrz to, co może ułatw ić lub udoskonalić ich norm alne działania. N ajbardziej na wartości poznawcze zwraca uwagę „Tygodnik” w przy­ padku pism dla ludu, co jest oczywiste. Dobre prowadzenie pisma wiąże się najściślej z w ym ienianym i przez „Tygodnik” dalszymi w arunkam i. Pismo musi w każdym przypadku przystosować używane przez siebie pojęcia i sposób argum entacji do swojego adresata; atrakcyjna forma, bogactwo i urozmaicenie przedmiotów, arty k u ły pisane barw nie i przy­ stępnie (a także, co niebagatelne, możliwie niska cena) — m ają przy­ ciągać czytelników i czynić przyjem nym i i łatwo przysw ajalnym i te po­ ważniejsze treści, które dotychczas były im obce. Jednocześnie redakcja powinna ciągle starać się o ulepszenia. Pismo musi dbać o swoją w ia- rogodność i rzetelność, o swój autorytet; stąd nacisk kładziony z jednej strony na solidność firm y, przedsiębiorstwa, z drugiej strony na czystość intencji i brak pobudek osobistych w prowadzonych polemikach. W szyst­ ko to służyć ma koniecznemu naw iązaniu i utrzym yw aniu przez pismo ścisłego kontaktu z odbiorcą. Sukces mierzony jest znów przede w szyst­ kim liczbą prenum eratorów , ale przecież i recenzjam i w prasie, choćby w „Tygodniku Ilustrow anym ”. W praktyce „Tygodnika” jego w łasny sukces jest też mierzony i propagowany za pomocą zamieszczanej w piś­ mie korespondencji od czytelników, a także od pisarzy darzonych po­ wszechnie autorytetem , w yrażających swój sąd w listach do redaktora. Wśród różnych ról społecznych związanych z zadaniem utrzym ania narodowości niewątpliw ie za nadrzędną uważa „Tygodnik” rolę prasy jako zastępczyni instytucji narodowych. S tąd należałoby odróżnić pole­ mikę między pismami, którą „Tygodnik” określa jako niepożądaną, od konstruktyw nych dyskusji na łam ach jednego lub kilku pism — na wzór dyskusji w parlamencie, której w ynikiem jest nie tylko wspólna opinia, ale i opinia obowiązująca. To poczucie, że nie tylko możliwością, ale wręcz zadaniem prasy en bloc jest kształtow anie opinii, jest w „Tygod­ n ik u ” silne, choć zaw arte przeważnie, jak widać, w podtekstach. Wiąże się to jeszcze raz z zadaniem integrow ania narodu przez prasę, ale ta k ­ że, zauważmy, z postulatem jedności działania prasy. Jest to im m anentnie zaw arte w koncepcji integracyjnego charakteru prasy, a widoczne np. w tak silnej dbałości „Tygodnika” o zapełnienie, poprzez zróżnicowanie pism, luk istniejących w sieci prasowej.

Pism a ogólne, kulturalne, m ają przy tym odegrać dodatkową rolę. Skupiając grupę odbiorców najw iększą i najbardziej różnorodną w e­ w nętrznie ®, mogą zapobiec niebezpieczeństwu zam ykania się poszczegól­ nych

grup wokół integrujących je wewnętrznie periodyków — poprzez

(16)

— 149 —

przedstaw ianie i omawianie innych pism, oraz popularne omawianie problem ów ogólnych, dotyczących całego narodu i partykularnych. Oba sposoby zresztą należą do p rak ty k i „Tygodnika Ilustrow anego”. Pismo k u ltu raln e ma więc zadanie integracji nie tylko pierwszego, ale i dru­ giego stopnia. Dodajmy, że w pewnej mierze znajduje tu uzasadnienie deklarow ana apolityczność i aprogramowość „Tygodnika” w łaśnie jako pisma kulturalnego. Ten, kto in teg ru je wszystkich, nie może być kon­ trow ersyjny, walczący. Nie znajdziem y w „Tygodniku” artykułów spo­ łeczno-ekonomicznych i estetycznych, podobnych publicystyce „Przeglą­ du Tygodniowego”, „Praw dy” czy „W ędrowca”. A przecież z przytoczo­ nych wypowiedzi „Tygodnika”, prócz braku deklaracji lojalistycznych, zupełnie w yraźnie w ynika program działania, znakomicie mieszczący się w program ie pozytywistycznym. Wszak koncepcja prasy, jaką ujaw nia „Tygodnik”, ma charakter koncepcji solidarystycznêj i organicznej, w y­ korzystującej precyzyjny podział pracy i współzależność różnych ogniw systemu. Koncepcja ta, ujaw niana nie za pomocą w yznań w iary, ale po­ przez mało zauważalne, system atyczne wsączanie przekonań w um ysły szerokiej opinii publicznej — w skazyw ałaby na „Tygodnik” jako na pi­ smo znakomicie rozumiejące ducha pozytywizmu warszawskiego 10 i nie tyle propagujące, co realizujące to, co w ytyczyli inni.

P r z y p i s y

1 D ane te po d ajem y za Prasą p o lsk ą 1661 - 1864. W arszaw a 1976, s. 174 i Prasą

p o lsk ą 1864- 1918. W a rsza w a 1976, s. 32, 111 i 112.

2 P or. Prasa polska 1661 - 1864, s. 173 - 174 i Prasa polska 1864- 1918, s. 4 5 -4 6 . * P ierw szy re d a k to r, L u d w ik Je n ik e , p ro w a d ził pism o p ra w ie 27 la t; okres te n sta n o w i w ięc całość, a je st d o sta te czn ie długi, by m ożna było obserw ow ać pism o w procesie jego rozw oju.

* P y ta n ie o p oglądy o d b ie ra n e przez szeroką publiczność za pośred n ictw em

»T ygodnika Ilu stro w an e g o ” sfo rm u ło w ać b y m ożna i trz e b a w zw iązku rów nież z in n y m i k w estiam i w chodzącym i w sk ła d p ro g ra m u p ism a — a w ięc sp y ta ć by n ależało o całość życia literac k ieg o , o k ry ty k ę lite ra c k ą i lite ra tu rę , o p ro g ra m społeczno-ekonom iczny w reszcie. T oteż a r ty k u ł nin iejszy pozostaje w zw iązku z przyg o to w y w an ą przez a u to rk ę p ra c ą pt. „ Tygodnik Ilu s tr o w a n y " za redakcji

J e nik ego jako p ism o literackie, k tó ra w dużej m ierze odpow ie n a te p y ta n ia.

„T ygodnikiem Ilu stro w a n y m ” zajm ow ano się dotychczas niew iele, choć p ra w ie każdy, k to b a d a d ru g ą połow ę X IX i p o cz ątek X X w., m u si do niego sięgać. Prócz opracow ań ogólnych dotyczących p ra sy polskiej i zaw ierając y ch często tra fn e , lecz z konieczności b ardzo ogólnikow e w iadom ości o „T ygodniku Ilu stro w a n y m ” pism u te m u pośw ięcono zaledw ie k ilk a p ra c : J. M uszkow ski, „ Tygodnik Ilu s tr o ­

w a n y " — najstarsza ze w s półcze snyc h ilustracji w Polsce 1859 - 1934. W arszaw a

1935; B. M ichałow ska, P ie rw sze dziesięciolecie „Tygodnika Ilustrow anego” w : Po­

z y t y w i z m . W rocław 1951, t. 2 oraz taż, S p r a w y zie m ia ń stw a i w s i w ek onom iczno- s p o ł e c z n y m program ie „ T y godnika Ilu stro w a n eg o ” 1870 - 1880. „P rzegląd N au k

(17)

[Już w czasie d ru k u niniejszego „R ocznika” J. M. R ym kiew icz n ap isał esej Nie

m a Polski, nie m a Rosji, nie było powstania... (J ę zy k „ Tygodnika Ilustrow anego” w ro k u 1863) i p rze d staw ił go 28 III 1984 r. ja k o re fe r a t n a czterodniow ej (28 - 31 III)

sesji nau k o w ej, urząd zo n ej z okazji sto d w udziestej rocznicy p o w sta n ia sty czn io ­ w ego przez P ra c o w n ie L ite ra tu ry R om antyzm u i P ozytyw izm u In s ty tu tu B adań L ite ra ck ich PAN w W arszaw ie oraz 8 V t.r. podczas sw ego odczytu w łódzkim od­ d ziale T o w arzy stw a L ite ra ck ieg o im. A. M ickiew icza — u zu p e łn ie n ie red.]

5 O ba te p rzy p a d k i w skazyw ać m ogą, ja k b ardzo k ateg o ry czn y b y ł sta w ian y k ażdem u pism u w a ru n e k polskości w sensie narodow ości. „G azeta C odzienna” od połow y m a ja 1859 r. przeszła n a w łasność L eopolda K ro n e n b erg a i chociaż jej r e ­ d ak to re m został czło w ie k -in sty tu c ja, Jó zef Ignacy K raszew ski, nie w zbudzała zu­ pełnego zau fan ia re d a k c ji „T ygodnika”. R ozw ijająca się b u rż u a c ja , ja k wdadomo, b y ła w znacznej części żydow ska i niem iecka. Z daw ało się pew ne, że „G azeta” K ro n e n b erg a, choć on sam był raczej zw olennikiem asym ilacji, będzie p rzy c iąg a ła i in te g ro w a ła tę w iaśn ie g ru p ę (por.. E. Tom aszew ski, Prasa in fo r m a c y jn a zaboru

rosyjskiego (1832 - 1864) w: Prasa polska 1661 - 1864, s. 147). Choć b u rżu a zja ró w ­

nież n ależ ała do ad re sató w „T ygodnika”, by ła to b ardzo w y ra źn ie b u rż u a z ja polska. N ie chcem y przez to pow iedzieć, że „T ygodnik” w y k az y w a ł n a s tro je an tysem ickie, n a pew no je d n a k był anty n iem ieck i, co zrozum iałe. N ie o sam ego K ro n e n b erg a w ięc chodziło („T ygodnik” zam ieścił jego życiorys ja k o postępow ego przem ysłow ca i zasłużonego obyw atela), lecz o niepolski c h a ra k te r jego gazety. K ro n e n b erg ja k o przem ysłow iec tra k to w a ł zresztą pism o ja k o p rze d sięb io rstw o dochodow e (por. E. Tom aszew ski, Prasa informacyjna..., s. 147 - 149), d latego też szu k ał sposobów n a zdobycie licznych czytelników polskich. „T ygodnik” o ren to w n o ść m u siał dbać także, co oczyw iste, istn ien ie pism a było je d n a k dla re d a k c ji środkiem , a nie ce­ lem działalności. B yła to isto tn a różnica, k tó ra rów nież m ogła być przyczyną chłodnych stosunków „T ygodnika” z „G azetą C odzienną”. „ K u rie r W ileński” zaś był gazetą u rzędow ą i przez to sam o ju ż m ógł być tra k to w a n y nieu fn ie; za sp raw ą A dam a H onorego K irk o ra coraz b ard ziej sta w a ł się obcy P olakom , m im o że w y ­ chodził w języku polskim i że przez długi czas b y ł w W ilnie je d y n y m polskim pism em codziennym . W 1860 r. odszedł z re d a k c ji A ntoni E d w ard Odyniec. W tedy to w łaśn ie „T ygodnik” p o w ita ł zm ieniony „ K u rie r” z n ad z ie ją, że będzie on ogniskiem m iejscow ego życia k u ltu ra ln eg o .

T en k ategoryczny w a ru n e k d b an ia o in te resy polskie b y ł pow odem , że „T y ­ g o d n ik ” odnosił się n ie ch ę tn ie do pism służących in te reso m innych niż polska narodow ości i p o d k reśla ją cy c h odrębność tych interesów . Np. w 1886 r. w Silva

r e r u m („Tygodnik Ilu stro w a n y ” n r 170) czytam y: „«H acefiro», ty g o d n ik w y ch o ­

d zący w W arszaw ie w języku h eb ra jsk im , pod re d a k c ją pp. S łonim skiego i N. So­ kołow a, w k ró tce w ychodzić zacznie ja k o pism o codzienne. P o co?” B ardzo ostro zaś pism o w ystępow ało (choć n ie było tych w y stą p ień w iele) przeciw ko pism om in n e j narodow ości (przede w szystkim w języku n iem ieckim n a tu ra ln ie ), godzącym w in te resy polskie. W tym sam ym roku 1886 a u to r k ro n ik i tygodniow ej z iro n ią i n ienaw iścią obnaża p erfid ię Niem ców, ich ekspansyw ność w polskim przem yśle, fałszyw ość, „ u ltra -p ru s k i” c h a ra k te r ich gazety „N o rd d eu tsch e r”, k tó re to pism o — „ziejące n iepoham ow aną an i n a chw ilę n ien aw iścią k u w szystkiem u, co polskie, w ystąp iło obecnie z dziw nym zarzu tem przeciw przem ysłow i naszem u [...] że p rz e ­ m ysł polski, sprow adziw szy sobie do pom ocy zdolnych N iem ców , p ra c u je n ad ty m usilnie, aby zabić przem y sł c e sa rstw a [rosyjskiego]” (S. M. R zętkow ski, K r o ­

n ik a tygodniowa. „T ygodnik Ilu stro w a n y ” 1886, n r 171).

(18)

— 151 —

czasopiśm iennictw ie, i w lite ra tu rz e , zam ieszczał też p rzeglądy p ra sy — w różnych fo rm ach (np. k orespondencje, k ro n ik ę tygodniow ą, Przegląd piśmienniczy). N a jb a r ­ dziej sy stem aty czn ą działalność w ty m zak resie pro w ad ził w la ta c h 1881 - 1883, kied y to u k az y w ał się obszerny Przegląd p iśm ie n n ic zy pió ra B ro n isław a C hle­ bow skiego, o m aw iający k w a rta ła m i tre ść „N iw y”, „A teneum ” i „B iblioteki W a r­ sz aw sk ie j” („T ygodnik Ilu stro w a n y ” 1881, n ry 279 - 281, 296 - 300, 309 - 312; 1882, n ry 326 - 330, 343 - 345; 1883, n ry 363 - 364; łącznie 22 num ery).

7 W ielokrotnie w ro czniku 1886 w ydaw cy zam ieszczają n o tk i ad re so w a n e do tych odziedziczonych p ren u m e ra tó w , dotyczące rea liz a c ji przez w ydaw ców podjętego zobow iązania, że u m ożliw ią now ym czytelnikom sk om pletow anie w cześniejszych n u m e ró w i roczników „T yg o d n ik a Ilu stro w an e g o ”.

8 Te sam e za d an ia sta w ia czasopism om K raszew sk i w e w spom nianym ju ż liś ­ cie do re d a k to ra (S p ra w a bieżąca. Z listu J. I. K raszew skiego do redaktora „ T y­

godnik a Ilu stro w a n eg o ”). S k u p ien ie w jed n y m n u m erze dw óch w ypow iedzi n a te n

sam tem at, łudząco podobnych, oraz p o d p arc ie się a u to ry te te m K raszew skiego, w y ra źn ie w sk az u je n a to, że re d a k c ja u w aż ała tę sp raw ę za a rc y w a żn ą i że p ro ­ w ad z iła tu p rz e m y śla n ą akcję. C ały z re sztą rocznik 1886, a tak że poprzedni, w sk a ­ zują, że re d a k c ja u w aż ała k ry zy s a g ra rn y za re a ln ie za g rażający b u d ow anem u ta k k o n se k w e n tn ie gm achow i polskiej k u ltu ry , którego n ad w e rę że n ie z kolei m iałoby ta k ż e fa ta ln y dalszy w p ły w n a sta n ekonom iczny społeczeństw a polskiego — i że z całych sił s ta ra ła się te j g roźnej ko n sek w en cji p rze ciw sta w ić plan o w ą a k c ją p o ­ p ie ra n ia czy teln ictw a (w spom inaliśm y już o ty m w yżej).

9 „T ygodnik” nie uw zględnia tu ta j dzienników , zapew ne dlatego, że są one z n a tu ry n astaw io n e n a in fo rm ację, a nie n a dłuższe arty k u ły .

10 P o tw ierd za się to ta k że w b ad a n ia ch n ad in n y m i sfe ra m i d ziałalności „T y­ g o d n ik a ”. O zw iązku „T ygodnika” z p ozytyw istyczną o rie n ta c ją w spom ina E. T o­ m aszew ski w rozdziale Prasa K r ó lestw a Polskiego i z ie m lite w s k o - r u s k ic h okresu

Cytaty

Powiązane dokumenty

Powyższe zagadnienie sponsoringu sportowego zostało szeroko opisane w niniejszym artykule, którego celem jest wskazanie głównych korzyści jakie uzyskują sponsorzy w

Ogólnie rzecz ujmując, w skali Krakowskiego Obszaru Funkcjonalnego zachodzą procesy przestrzennej dekoncentracji ludności, podmiotów gospodarczych i  miejsc pracy, co

W następstw ie ścierania się przeciw nych poglądów i prób poszukiwania dla nich oparcia w zjawiskach em pirycznie stw ier- dzalnych okazało się, że kojarzenie się

dziejów warzelnictwa solnego w okolicy Wie- liczki w pradziejach, jak i ewolucji obudowy złoża oraz wydobywania na po- wierzchnię urobku (m.in. przez specjalne kieraty

Before the main body of the book the author gives a large introduction in which he presents the basic differences between the main religions of the world, gives some information

In one of his series of lectures, on religious belief, delivered in the sum- mer of 1938, in Cambridge, Wittgenstein speaks of beliefs, taking as a paradigm the belief in the

From the above perspective, the phenomenon of man’s death recovers its place in the economy of life and becomes its „servant.” From the evolutionary point of view, at the moment

This study has developed an agent-based modelling and MC simulation approach that incorporates a suite of probabilistic models for sensor errors (range, bearing, altitude,