• Nie Znaleziono Wyników

Głos Młodych, 1935, R. 1, z. 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Głos Młodych, 1935, R. 1, z. 2"

Copied!
20
0
0

Pełen tekst

(1)

R ok I. M arzec 1935 r. Z eszy t 2.

M I E S I Ę C Z N I K

redagowany przez młodzież pszczyńskich szkół średnich

N a k ł a d e m K o m i s j i M i ę d z y s z k o l n e ] w P szczyn ie

Z drukarni Stanisława Kuśnierza w Białej

(2)

T R E Ś Ć N U M E R U

J ó ze f Jelow icki: 1 przeminął dzień Imienin Marszałka... str. 1

M. K .: W dniu Imienin K o m end anta...„ 2

F. M .: Józef Piłsudski, wskrzesiciel n iep o d leg ło ści...„ 3

A lo jzy N ieszporek: Jego C z y n ... „ 4

Longina Holwekówna: W 125-tą rocznicę urodzin Fryderyka Szopena „ 4 S ł. Orowiec: Słońce, p r z y c h o d ź ... „ 5

M. K . : R e fle k sje ... „ 6

lste l J ó z e f: Znaczenie morza dla P o l s k i ... „ 7

Tomczok Alojzy: Marynarka W o je n n a ...„ 8

„Szarotka“: Przyrzeczenie ...„ 9

Siem ek Bolesław: Bądźmy zawsze pamiętni swego ju tra ! ... „ 10

Leśnikówna Róża: Nasza z a b a w a ...„ 11

Stanisław Gajdzica: Zasady Spółdzielczości... „ 12

Pańczyk E .: Polskie szkolnictwo zagranicą a m ło d z ie ż ... „ 13

Małgorzata Górecka: Głos z zag ra n icy ... „ 13

Stania J ó ze f: W i o s n a ...„ 14

P aw eł Zam oyski: Przed i po konferencji... „ 14

K r o n ik a ... 15

H u m o r ... „ 16

(3)

Rok I. M arzec 1935. Z eszyt 2.

Głos Młodych

Miesięcznik

redagowany przez młodzież pszczyńskich szkół średnich.

I przeminął dzień imienin Marszałka. . .

Przebrzm iały już uroczyste mowy w dniu imienin M arszalka Józefa Piłsudskiego, um ilkły dźwięki or­

kiestr, defiladę zakończono, a po a k a ­ demii tłumy rozeszły się do domów — jeszcze łopoczą na w ietrze rozw ieszo­

ne po domach sztandary, jeszcze widać w oknach nalepki, ale oto i wieczór zapada: radosny dzień imienin p rze­

miną I. N azajutrz nastaje znów szara rzeczywistość, wracamy do codzien­

nej pracy. Jeszcze nie opuścił nas n a s tró j-ś w ię ta , czujemy w sobie r a ­ dość z pięknie przeżytego dnia, ale oto -myśli nasze z konieczności m uszą się skierow ać do spraw i zagadnień innych. I pam iętajm y o tern, że o ile mile są naszemu drogiemu Wodzowi nasze serdeczne życzenia, nasze okrzyki i nasz entuzjazm, z jakim w italiśmy dzień J e g o imienin, o tyle milszym dla Niego darem będzie na­

sza w y trw a ła praca w myśl Jego nauk i wskazań. Józef P iłsudski jest przedew szystkiem czlowiekiem czynu i czynów też od nals wymaga. Je s t On najlepszym wychowawcą narodu i najlepszym przykładem dla nas wszystkich, jak należy spełniać obo­

wiązki wobec k ra ju i społeczeństwa.

Pewnie, że nie każdemu z nas jest ilanem, by stać się bohaterem i zapi­

sać się jak On nieśm iertelnem i zgłoskami na k arta ch h istorji — ale naśladujmy choć w małym zakresie Jego wielki przykład. Uczmy się od Niego, jak być dobrymi obywatelami,

jak kochać 'Ojczyznę nade wszystko, jak cenić ho n o r i miłować praw dę, jak zdobyć silę m oralną w codziennej walce życiowej, o fiarnie poświęcić swoje w łasne „ja" dla dobra ogółu i z w ytrw ałością i e n erg ją dążyć n a ­ przód i wzwyż. A p rzy te m kochajmy naszego drogiego Wodza, jak najm il­

szego, najzacniejszego, n ajszlachet­

niejszego człowieka. Nie jest On dumnym panem, w yniośle odsuw ają­

cym się od tłum u i pędzącym w u k r y ­ ciu swe pracow ite życie —- bynaj­

mniej takim nie jest — w sercu chowa On dla społeczeństw a ogromną miłość.

A już zwłaszcza nas, młodych i naj­

młodszych, kocha praw dziw ie ojcow- skiem uczuciem. Nie obce są Mu p rze­

cież uczucia tkliwości i p rzy w iąz an ia do drogich osób; wiemy wszyscy, jak serdeczny stosunek łączy Go z Rodzi­

ną, w któ rej gronie spędza najmilsze chwile w ytchnienia i odpoczynku po pracy. A jakże bardzo uw ielbiają Go żołnierze. Czczą Go i szanują, każdy- by życie d la Niego ochoczo złożył w ofierze. T a k i to jest człow iek: w iel­

ki, wspaniały, a przytem dobry, s e r ­ deczny, i p rz y wielkości swej taki jakiś swój, bliski, drogi naszym s e r­

com — Wódz, Komendant, a zarazem Ojciec kochany. W ięc otw órzm y na- oścież serca nasze i ponieśmy Mn je wdarze. Pomyślcie: ile to ciężkich walk i burz przechodził w życiu nasz Komendant, ile zm agań i w ysiłków kosztow ało Go ostateczne zwy-

(4)

te

Str. 2 GŁOS MŁODYCH Nr. 2

cięstwo — a dla kogo to wszystko wem' spełnianiem wyznaczonych nam znosiły Przecież t o d la nas, dla naro- obowiązków w życiu, tein Go u cieszy - du całego, którego i my jesteśm y mY najwięcej,

c z ą s t k ą . Zapłaćmy Mu za t o gorącem J ó z e f Jełow ickf,

przyw iązaniem naszych serc i gorli- klasa vi-ta yirnn.

W dniu imienin Komendanta.

Obchód dnia imienin Józefa P iłsudskiego, człowieka, k t ó r y jest dziś uosobieniem polskiej rzeczy-

• wist ości, nie jest zwykłym tylko szablonem; ale napraw dę wspaniałein i rad os nem świętem. Wiadomo każ­

demu. że On podjął s ta r y problemat n a p ra w y Rzeczypospolitej, że z g r u ­ zów i błota przedrozbiorow ego nie- rząi In. dźw i gną. I państ wo-inocarstw o i w skrzesił w niem tw órcze siły. Ży­

wot Jego streszcza w sobie to w szyst­

ko, co w ciągu stuleci było Polską . . . Potężna w ola Polski, wola ponowne­

go w kroczenia na aren ę dziejów w Nim się zogniskowała, a w duszy Je g o zamieszkał, jakby duch naszych dziejów i kazał Mu zrealizować pro ­ rocze wizje poetów .. .

Przyszedł w ielki kataklizm .świato­

wy, k tóry przewidział Mickiewicz w sw ej modlitwie o wojnę ludów;

W ażyły s i ę szale losów państw i na­

rodów i Wódz nic chciał, aby „na szali, na k tó rą ciskały miecze w sz y stk ie narody, brakow ało tylko polskiej szabli“ . . .

Wielkość .Józefa. P iłsudskiego ja ­ ko Męża 1 Ipatrznośeiowcgo polega przedew szystkiem na tern, że p rze­

widział On pomyślną k o n ju n k tu rę historyczną, przew idział moment, m a­

jący decydować o przyszłości Narodu i sp raw ił, że gdy wybiła godzina krw aw ych zapasów, na arenie zma­

ga ii nie zabrakło żołnierza polskie­

g o . . .

W ielkość Jego polega dalej na tern, że przemógł ha os nieskoordyno­

wanych tęsknot i wolnościowych dą­

żeń narodu, nadał im s ilą swej woli k ształt widomy i położył podw aliny pod realny gmach państw ow ości pol­

skiej. Z chwilą jednak p rzy stąp ien ia do budowy politycznej niepodległości nastąpiło rozdwojenie. Byli bowiem tacy, k tórzy rozumieli, że ginach państwowości led wie »cementowanej musi opierać się na tw ardej dyscypli­

nie, drudzy zażądali nieograniczonej wolności, k tó ra jak w y k a z a ła zresztą hist or ja prowadzi w p raktyc e do anarchji i upadku. Młotem czynu majowego rozbił jednak Wódz nie­

bezpieczne marzenia sejmowladztwa, a rozumiejąc, że każda jednostronność prowadzi do zguby, nie stw orzył łyk ta tury, lecz wychowując naród i ucząc go świadomej twórczości, z a ­ czai wykuwać zasady nowoczesnego ustroju polskiego, któryby kojarzył a u to ry tet władzy z ideałem wolnego, pracującego dla dobra ogółu obywa­

tela . . .

Budowa gmachu mocarstw o wości Polski postępuje ciągle naprzód i my, młode pokolenie musimy w szystkie nasze siły w przęgnąć do pracy około tej budowy . . .

Wiemy, że i dziś jeszcze istnieją tacy, którzy nie zapomnieli s ta ry c h haseł Polski szlacheckiej i pojęć o anarchicznej wolności. My jednak, młode pokolenie Budowniczemu P o l­

ski mocarstwowej w dzień Jego imie­

nin przysięgam y „posłuch i żołnier­

skie oddanie“ !

M. K.

(5)

Nr. 2 GŁOS M ŁODYCH Str. 3

Józef Piłsudski,

wskrzesiciel niepodległości.

D ogasała już k rw aw a ofiara, zło­

żona w 63-cim ro k u na św iętym ołta­

rzu Ojczyzny. Miecz, k tó ry krzesił ongiś is k ry pow stań zbrojnych — po­

dawany przez pokolenia od Kościuszki począwszy — stygł już w rękach tych, którym pozytyw istyczne hasła p racy organicznej przysłoniły p r a w o odwetu za szubienice T r a u g u tta , T o ­ czyskiego, Jeziorańskiego, K rajew ­ skiego i Żul'niskiego . . .

I zdawało się. że ostatnie słowa, zamarłe na sinych u stach tych pięciu członków Rządu Narodowego, nie od­

żyją już nigdy w duszy Polaka, — gdy nagle zjawił się na ciemnej k a r ­ cie h is t o rji więzień z Irk u ck a i Ki- rcńska, porwał siłą młodej, miłością płoniejącej duszy ten miecz w swoje dłonie i rzucił w Naród te słowa, za k tó re jego poprzednicy ginęli na szu ­ bienicach: „Jeszcze P olska nie zgi­

nęła!“

. . . „Nie zginęła!“ — w tórow ała m iarowym ruchem d ru k a rs k a m aszyn­

ka, gdzieś w szopię w L ipnikach pod Wilnem, gdzie z ręki spadkobiery T ra u g u tto w y e h ideałów, Jó z e fa P ił­

su d sk ie g o wychodziły p ierw sze n u ­ m ery „R obotnika“ . . . — „Nie z g i­

nie!" — głosił poszumem w iatr, p rz y ­ bywający z nad mogił bohaterów, i p rzedostaw szy się przez gon ty do opuszczonych drw alu i, nucił młodemu spiskowcowi kołysankę do snu.

Nie zziębiły jego gorącego . ducha, ani chłód, lasów pod wileńskich, ani Sybir, ani zimne spojrzenie społeczeń­

stw a. „On“ sm agany słowem: „szale­

niec“, szedł naprzód w ytrw ale; deptał po drodze wszystko, co przysłaniało

wizję wolnej Ojczyzny, a pielęgnował to, czein wznieść można było Jej silny gmach. Lecz wiedział P iłsudski, że trzeba zetrzeć te s tra s z n e zmory, k tó­

re w g ry z a ły się w serce N arodu: n ie­

w iarę i gnuśność i pobudzić Naród do czynu, bowiem p ie rw szy od czasu klęski styczniowej zrozumiał, że „wol­

ności nie można wymodlić, ani wy- szachrować, lecz trzeba za nią płacić daniną krw i.“

I oto owocem jego pracy była m ała g a rs tk a ludzi, niezdeprawowa- nycłi niewolą, k tó rz y z pieśnią na ustach, w patrzeni w sylw etkę Wodza, szli poprzez Laski, Krzywopłoty, Łowczówek, Rok i tnę, Jastków , Kona­

ry, P olską Górę, poprzez s z a ry b ło tn i­

s t y W ołyń ku niepodległej Polsce.

A Wódz szedł z nimi, jako p ie rw s z y C h orąży nowej Polski, trzym ając szta u d ar am arantow o-biały wysoko ponad p ry w a tą i łajdactwem. — Szedł w ytrw ale, — często sam zelżony, lecz nie dozwolił, by błoto zróść się miało z b a rw ą Narodu, a J e g o wielkie imię stało wciąż jak zapowiedź, iż ciemności zbledną i baśń wróżyło w słońcu ozłoconą o tem, że wzięci

„Orzeł B iały“ ze skrzydeł łopotem.“

Dziś, w. dniu św ięta Jego w ielkie­

go imienia, w y ry w a się z u s t przeszło t rz y d z i es t om i 1 j o n o we go Narodu po­

tę żny okrzyk wdzięczności. Sterczą tysiące kominów fabrycznych, jako sym bole niezniszcza 1 ności dzieła Mar­

szalka, — a sine wody polskiego Bał­

tyku szumią Wodzowi:

— „Żyj wiecznie dla P olsk i!“ — F. M., ku rs V, Państw. Sem.

(6)

GŁOS M ŁODYCH Nr. 2

Jego Czyn.

(Na d z ie ń 19 m arca).

P o l s k o ! Ileś Ty raz y z rozp aczą — w żałobie

Szła w pochodzie straceń có w , p rag n ą cy c h wolności?!...

Tych, co chcieli n iew o li ro zp ro szy ć ciem ności,

Grzebać n ieraz m u siałaś w Sw oim w ła sn y m grobie...

Dziś sta rte w in y przodków ... W szak w z g n u śn ien ia dobie On stw o rz y ł Czyn m o carn y , On, Mąż O patrzności

W p ro w ad z ił Ciebie w o ln ą do n o w e j przyszłości,

W lał Ci w p ie rś ogień życia i w sk rz e sił moc w Tobie...

Z m a rtw y c h w s ta ła ś Ojczyzno! P ry sły Twe okow y!

Ju ż n a s g n ę b ił nie będzie n a je źd ź ca k a łm u c k i!

Dziś pieśń potęgi, m ocy brzm i, nić śpiew g ro b o w y . — Cześć Ci Wodzu nasz szary za tru d T w ój n adludzki.

Żeś w Czyn p rz e k u ł „o szpadzie s e n “ ojców w ie k o w y Cześć Tobie K om endancie, Józefie Piłsudski!!...

A lo jzy N ieszporek, K urs IV , Sem . Naucz.

W 125-tą rocznicę urodzin Fryderyka Szopena.

W drugiej połowi© lutego 1). r. cała P olsk a i Zagranica, uczciła wielkiego naszego kom pozytora F ry d e ry k a Szo­

pena w 125 rocznicę .Jego urodzin.

Ś w iatło dzienne ujrzał m ały F ry d e ry k w e wsi Żelazowa Wola pod W a rs z a ­ w ą 22 lutego 1810 roku. Szopen, ja k ­ kolw iek F ra n c u z po ojcu, ukochał jed­

nak P o ls k ę całą siłą swego uczucia i odczuwał głęboko w szystkie jej nie­

powodzenia, i z te g o uczucia gorące­

go ku Ojczyźnie rodziło się potężne natchnienie, pod wpływem, którego Szopen tworzył. W 1830 ro k u 1 listo­

pada opuszcza Polskę i wyjeżdża na stud ja do W iednia. Ciężko mu było żegnać się z ojczyzną tein więcej, że miał dziwne przeczucie, że już do niej nic powróci. Przyjaciele darow ali mu na pam iątkę s re b rn y p u h a r wypełnio­

ny p o lską ziemią, k tó rą w ielki a r t y ­ sta tak bardzo ukochał. W e W iedniu dochodzą go wieści o wybuchu pow stania listopadowego, wieści, k tó ­ re w skrzesiły mu w piersi nową moc i siłę. Staje się te raz Szopen W ie s z ­ czeni i Prorokiem narodowym i razem ze Słowackim, Mickiewiczem i K ra­

sińskim krzepi ducha narodowego i śpiew a radosny dzień zm artw ych­

w stania nie wierszem jak tamci, ale pieśnią."

We wrześniu 1831 ro k u udaje się Szopen do P a r y ż a i tam zostaje do śmierci. W yjeżdża na pew ien czas dla ra to w a n ia zdrowia n a Majorkę, ale po­

byt tam jest dla niego męczarnią, prędko przeto w raca do P ary ża. Stan jego zdrowia jest beznadziejny:

w 1843 r. 17 p aźd z iern ik a zam knął

(7)

Nr. 2 GŁOS M ŁODYCH Str. 5 oczy n a zawsze. W białej trumnie,

nad k tó rą zabrzm iały tony potężnego

„Requiem“ Mozarta, a k tó rą dźwigało

■sześciu najw ybitniejszych p rzed sta w i­

cieli świata, muzycznego i literac k ie­

go, spoczęła doczesna pow łoka w ielkiego mistrza, a cały św iat po­

chylił czoło nie przed człowiekiem, ale przed dziełem, które żyje wiecznie i zam yka w sobie tajemnicę absolutne­

go piękna. P o w in n a być P olsk a dum­

na, że w ydała tak sławnego i po p u ­ larnego kom pozytora, k tó re g o zali­

czyć może w poczet najlepszych swych synów. D w ie placówki — chór i or­

kie stra niech dążą do tego, aby jak najsze rsz y ogól zapoznać z kompo­

zycjami wielkiego A rtysty-P olaka.

Longina Holwekówna,

kl. VI, gim n. i e n .

Słońce, przychodź...

J u tr o lekcja niemieckiego. A w ie r­

sza „ E rlk ö n ig “ nie urnie się jeszcze napamięć. Bierz więc bracie „Lese­

buch“ i kuj! Szukam cichego miejsca w dużej sypialni internaokiej, koło okna. — Czytam raz po razie zw rot­

kę, a potem nag le p rzery w am i o b o r

jętnie wyglądam przez p ółotw arte okno. W idzę marcowe, szare niebo.

Śnieg pada du żem i „kłopciami". .Jest m o k ry i znika z a ra z w brudnych k ału ­ żach i g rząskiem błocie. W pow ietrzu unosi się w ilgoć i ziąb. — J a k ż e sm u tn ie naokoło. Nie, niema nigdzie św ia tła a n i ciepła,

Biel k a r t k i „Lesebuchu“ przy w o ­ łuje w zrok mój z poza okna do w ier­

sza. Tak, nauczyć się trzeba. I już monologuję leniwie wyraz za w y ra ­ zem, słowo za słowem; potem -powta­

rzam n a nowo — i p ie rw s z a zw ro tk a gotowa. Przeryw am . Podpieram gło­

wę o dłonie i znów p a trz ę n a daleki, ciemny pas lasu, na brudno-żólte i roz­

miękłe pola. W ielk a chm ura zasiania niebo — robi się ciemno.

— J a k i ten św iat s z a r y i smutny...

A wczoraj złote słońce świeciło i tak grzało, że zdawało się, że już w i o s n a . . . a jeszcze rok ternu, bo w lecie był dzień jaśniejszy i p iękniej­

szy, bo drzew a szeleściły miodem, zie- lonem listowiem.

— W idzę łąkę zieloną. Tyle na niej różnobarw nego kwiecia! % weso­

łym szczebiotem biegają po niej dzie­

ci i zry w ają go całe naręcza, układają

z nich modre, żółte, różowe i białe b u ­ kiety. Jas n e ich główki, wyglądają, jak gdyby nowe k w iaty pośród zielo­

nej i bujnej traw y.

W tem w zrok mój pada n a zgniłą, czarną darń, leżącą opodal w ogro­

dzie.

A we w spomnieniu . .. p a rk w słoń­

cu. W idzę kwitnące, dzikie drzewo śliwkowe, obsypane białem kwieciem a tern bielsze, że sk ąpane w złotych promieniach słonecznych. K w iatki je ­ go z pożądliw ością w chłaniają w sie­

bie żywotne św iatło i ciepło, wdzięcz­

nie rozchylają w iotkie płatki korony, dopuszczając do siebie cale roje żąd­

nych słodyczy — pszczół. A na ziemi, wśród tra w y zielonej praw dziw a r a ­ dość, gody życia przeróżnych owa­

dów. Gonią, biegają za żerem, a nasy­

cone w spinają się na sam czubek ło­

dyżek zielska, by stam tąd rozwinąć swe błoniaste i pancerne s k rzy d ełk a i polecieć w górę, ku słońcu i ciepłu.

P rzym ykam okno — przeciąg n ie­

znośny. D ostrzegam w kącie fram ugi okiennej wyssaną, m a rtw ą muchę, drg ają cą w pajęczynie za każdym pod­

muchem w ia tru ; zaś w rynience d esz­

czowej wala się wraz ze śmieciami wyschły, popękany odwłok, w y r­

wane nogi i błońki jakiegoś owada.

J e s t cicho i głucho. T ylko w ia tr m roźny w y gw izdu je przez szpary

(8)

Str. 6 GŁOS MŁODYCH okna dziwne jakieś melodje. A tu na

złość, ciągle jeszcze t r z y zw rotki do wyuczenia. Sylabizuję więc niecierpli­

wie w iersz za w ierszem, monotonnie, a szybko. Zimno jest i ciemno.

. . . a tam, wśród p lu s k u wody i w rzasku młodzi, jest ciepło i jasno.

6lqńce tak pali, jak ż ar pieca hoc 1 ti­

ki chleba, a woda rzeźwi i cli 1 Chodzę boso. P iasczysty brzeg s ta w u p arzy stopy, a słońce plecy.

Mrowie ziąbu przebiega przez cia­

ło; czuję mokre s k arp etk i; lustruję liche „zelówki" butów. To tu.

A tam — południe. Słońce wisi na nieboskłonie. Biorę gru b ą soczewkę i przepuszczani przez nią promienie słoneczne; palą w szystko — papier, drzewo, a naw et liście zielone. Sło­

necznik, jak dyby płókany gorącym od­

warem, zw iesza swą ciężką, zniżoną, zieloną koronę. Ani jednej kropli wo­

dy dokoła. Chrząszcz o silnych nogach szybko przebiega przez palący, wy­

sypany piaskiem chodnik do cienistej, bujnej trawy. Gorąc.

A mnie teraz zimno. Śnieg i deszcz zraszają już tak sp łak an ą ziemię. Po gołych polach goni mroźny w iatr. Za każdym silniejszym podmuchem m a r­

szczy się woda w kałużach. P a tr z ę — dwoje dzieci człapie po błotnistej dro­

dze. Z pewnością wracają ze szkoły, bo tabliczkami szkolnemi zasłaniają sw e licho odziane piersi. Szybko d rep ­ czą bosemi nóżkami, r a k tó ry ch ty l­

ko, jako cieple i mocne obuwie, tr z y ­ mają się d rew niane „pantofle“.

A gilzie tam jeszcze ich dom, w któ­

rym może gnieździ się wilgoć, ciem­

ność i stęchlizną.

O, słońce, dawco życia, czy nie sły­

szysz cichej a tak wymownej p ro śb y biednego, łkania sp łak an e j ziemi!

P rzychodź i upiększaj świat! Rozbu­

dzaj życie i rozw eselaj ludzi! . . .

Bim, barn, bim, bani. Głos dzw onka do czasu naukowego. Czeka na mnie inna robota, literatu ra, matematyka.

. . . A co z wierszem „ E rlk ö n ig “ ? Nie wiem.

A psik, a psik — znowu k a t a r — z przeziębienia.

St. Growiec, V Kur$ sem.

Refleksje...

Za oknem . . . zima . . . wiatr dziki po pustym tańczy ugorze, I na bezlistnych konarach melodię gra potępieńczą ..

A po szybach rytmicznie deszczowe krople dźwięczą . . . Ja w ciepłym myślę pokoju o .. . cieple, nieba lazurze. . .

. . . 1 marzy mi się znów wiosna i ciepłe promienie słońca, I barwne kwiaty, motyle, pachnące żywicą bory

I marzą mi się czarowne i pełne tęsknot wieczory Skąpane w białej poświacie . . . i srebrne światło miesiąca Łódź mi się śni gdzieś po wodzie naprzód, bez celu płynąca.

Żabie koncerty w szuwarach, ptaszęce w wiklinach chóry .. .

Plusk wioseł, naw et. . . o Boże ! . . . natrętnych komarów chmury . . . 1 romantyczna brzezina w polu na miedzy stojąca . . .

. . . Za oknem, szaro, posępnie . . . zwyczajna, zimowa słota . . .

Drogi deszczami rozmyte, rozmokłe, grzęzną wśród błota . . . M. K.

(9)

Nr. 2 GŁOS MŁODYCH Str. 7

Znaczenie morza dla Polski.

W położeniu polityczne™ i geo­

graficzne™ P olsk i najważniejszym mo­

mentem jest dostęp do m orza Bałtyc­

kiego. D zieje bardzo wielu narodów związane s ‘Ą z morzem. Ńa, morzu roz­

g ry w a się znaczna część historji ludz­

kości, zwłaszcza historii gospodarczej.

Morze jest p o d s ta w ą niezależności n a ­ przód ekonomicznej, a potem politycz­

nej: Morze jest. m iędzynarodow ą d r o ­ gą do wszystkich innych krajów nad­

morskich i to drogą najtańszą.

Dopiero odrodzona, P o lsk a wie, co znaczy mieć dostęp do morza. Dawniej s zlachta wywoziła zboże, ale w rze­

czywistości nie w iedziała dobrze, co znaczy „morze", chociaż toczyła dłu­

gie i k rw aw e w alk i o dostęp do nie­

go. — Obok Rosji i Niemiec, n a j p o t ę ż ­ niejsze1™ państw em rrad Bałtykiem jest Polska,

Najważniejszym z pośród k ie ru n ­ ków d róg jest obecnie dla P olski k ie­

runek, wytyczony przez Wisłę, a więc kierunek od K arpat do Bałtyku. Ów kierunek dróg lądowych i wodnych o tw ie ra przed Polską horyzonty naj­

donioślejsze, a to widoki na handel morski. Coraz większy ruch zwraca się tędy ku morzu, ku Gdyni i ku Gdańskowi: Przyczynia się do tego jak dotychczas, p o lity k a gospodarcza Niemiec wobec Polski, oraz słaby ruch przez granicę wschodnią. W roku 1926 Gdańsk, G dynia i Tczew przepuściły około IIP/o całego handlu zagraniczne­

go Polski. .Jest to odsetek jeszcze nie­

zbyt wysoki, ale co roku przewóz się zwiększa.

Rola G dańska w tym ruchu oraz jego stosunek do Polski zas łu g u ją na osobną, uwagę. G dańsk jest w praw dzie wo lnem miastem, ale politykę z a g ra ­ niczną i celną ma wspólną z Polską.

J a k za Polski po rozbiorowej Gdańsk zawdzięczał rozległemu handlowi Polski swój rozkw it, tak obecnie po

wcieleniu G dańska do swego n a t u r a l­

nego obszaru gospodarczego, jakim jest dorzecze Wisły, G dańsk zaczął się na nowo rozwijać. W z ra s ta h an­

del i przem ysł miasta i w zrasta ruch okrętow y w porcie. Gdańsk z p o rtu trzeciorzędnego staje się portem św ia­

towym. Jak o port wywozowy Gdańsk jest miejscem zbytu dla polskiego węgla, drzewa, cukru, nafty, cementu i zboża. P rzyw ozi się zaś,przez Gdańsk do P olski bawełnę, wełnę, rudy, nawo­

zy sztuczne, herbatę, kawę i t. p.

Ale G dańsk jako Wolne miasto, u tru d n ia ł Polsce k o rz y s ta n ie z p o rtu i m iasta dla celów- handlowych i gos­

podarczych. Wobec tego P olska chce się uniezależnić od G dańska i zbudo­

w ała w edług najnowszych w ym agań techniki p ort w Gdyni. P o rt zbudowa­

ny został z iście am erykańskim pośpiechem. Przed dziesięciu la ty z a ­ ledwie była to m ała i uboga w ioska rybacka, a dziś wznosi się tam ogrom­

ne miasto portowe, k tóre ma bardzo dobre połączenie z re s z tą te ry to riu m Polski. W ywozi się przez Gdynię węgiel do k rajów bałtyckich i s k iero ­ w uję się tędy ruch em igrantów do F rancji. W ro k u 1927 w płynęło do p o rtu około 500 okrętów o pojemności 400.000 t netto. Ilość ta z roku na rok wzrasta, a już w roku 1931 w pły­

nęło 0144 okrętów o pojemności około 2.600.000 t. Widzimy więc, że znacze­

nie Gdyni s taje się coraz to większe.

A le państw o nadm orskie także musi mieć flotę wojenną, aby mogło bronić swoich interesów na morzu.

D latego założono w Gdyni obok p ortu handlowego p o r t wojenny. P rzez dobre p o rty i liczną flotę P olsk a m ogłaby jeszcze więcej umocnić swoje stanow isko na morzu.

Istel Józef,

(kl. VII, Gimn. N iem ieck.)

(10)

Str. 8 GŁOS MŁODYCH Nr. 2

Marynarka Wojenna.

Z arys h is to r y c z n y r o z w o j u P o l s k i e j M arynarki W o je n n e j . Dużo dzisiaj mówi się o morzu,

0 .polakiem morzu, a jednak mato kto w ie o tej sile zbrojnej, k tó ra to mo­

rze utrzyw yw ała w stałym zw iązku z Macierzą, k t ó r a nie dopuszczała do oderw ania go od re s z ty Rzeczypospo­

litej — o m arynarce wojennej.

Gdy sobie przypomnimy dzieje na­

szego narodu, to zauważymy, że dą­

żenie do mofza i u trzy m an ie praw na udem są związane z chwilami peł­

nego ro z k w itu Rzeczypospolitej i od­

wrotnie- — zanik idei m orskiej łączy się z czasami rozkładu i upadku Polski.

P olsk a flota w ojenna tak jak nagle pow stała, tak' też po pewnym czasie znikła, bądź to zniesiona przez inną flotę, bądź też rozw iązana z b raku funduszów na jej utrzym anie. Do naj­

w iększego rozkw itu doszła m ary n a rk a p o lsk a w Wiekach XV, XVI i X V II.

P ierw sze dw a stulecia, wiek XV 1 X V I to o k re s rozkw itu naszej siły morskiej. P o lsk a bowiem miała w ten­

czas wielo okrętó w handlowych, które k u rs o w a ły między Holandją, Anglją i H iszpan ją.

Za Z yg m u n ta A u g u sta zostaje utw orzona na większą skalę flota wo­

jenna na Bałtyku. Była to flota ochotnicza, k tó rą dowodził pierw szy admiral Polski Tomasz Sierpinek.

Otóż pewnego pięknego poranku po­

kazały się na fałach Bałtyku trz y pię k n e o k rę ty wojenne, na k tó ry c h m asztach dum nie pow iew ała polska bandera. Było ich mało, ho zaledwie 3.

zczasem jednak liczba ich doszła do 15. Plota ta powstała w związku z wojną króla Z ygm unta o Inflanty.

Kaprowie, — tak bowiem nazywano dowódców okrętów - zajmowali się chwytaniem s ta tk ó w wiozących broń, amunicję, czy posiłki dla Kawalerów Mieczowych do Inflant. P lota ta jed­

nak is tn ia ła tak długo, jak długo trwała wojna, po wojnie król Zygm unt A u g u st zmuszony był zwolnić m ary­

narzy ze służby z brak u środków na

ich utrzym anie. W iek X V 11 przynosi odrodzenie m a ry n a rk i polskiej. I tak za Z ygm unta I I I hetman Karol Chod­

kiewicz zdobył na Szwedach dwa o k rę­

ty, które uzbroił i dołączywszy do nich kilk a okrętów, odniósł św ietne zwycięstwo m orskie nad flotą szw edz­

ką. Skoro zaś król później własnym kosztem uzbroił jeszcze 8 okrętów wo­

jennych, wówczas flota polska, była o tyle silną, że odniosła św ietne zw y­

cięstwo pod Oliwą w 1 <»'27 r. nad 11 okrętam i szw edzkiemu Lecz i ta flota niedługo istniała, gdyż została w nie­

rów nej walce zniesiona przez zjedno­

czoną flotę duńską i szwedzką. W ła ­ dysław IV, syn Z ygm unta 111 p o sta­

nów il jednak stw orzyć ponow nie silę zbrojną na morzu. Mając na oku, po­

dobnie jak ojciec, p olitykę czysto dy­

nastyczną — bowiem dążył do od­

zyskania. korony szwedzkiej, roszcząc sobie do tego pretensjo jako pocho­

dzący z d y n astji Wazów, pragnął oprzeć się w tych dążeniach przede- wszystkiem na morzu. Za jego to spraw ą powstaje na półwyspie Hel warownia, która miała, za cel strzec o k rę ty znajdujące się w zatoce P u c ­ kiej. W aro w n ie tę nazw ano od jego imienia Władysławowem. Po śmierci k ró la upadły n iestety tak św ietnie za­

powiadające się poczynania na morzu.

Odtąd też rozpoczyna się upadek s a ­ mej Rzeczypospolitej. Pomimo tylu l a t . niewoli idea morska w narodzie nie upadla. Polska ustawicznie dąży­

ła do morza. D ążenia te s ta ły się f a k ­ tem, kiedy w roku 1920 Polska obję­

ła w s w e posiadanie wybrzeże, a woj­

ska polskie obsadziły p r a s ta r ą siedzi­

bę floty polskiej, p ort w ojenny Puck.

Obecnie, jesteśmy w posiadaniu sil­

nej floty wojennej, k tó ra w każdej chwili może stanąć w obronie polskie­

go morza!

Tom czak A lojzy,

kl. VI, Gimn. męsk.

(11)

Nr. 2 GŁOS MŁODYCH Str. 9

Przyrzeczenie.

Weszłam ■zdaje się o statnia do sali gim nastycznej , gdzie znajdowało się aż sześć d r u ż y n harcerskich, żeń­

skich. Aż zdumiałam, że sala nasza tyle drucken może pomieścić. Każda znalazła sobie gdzieś miejsce. Czyż nie czuty się wszystkie jakgdyby w domu rodzinnym, czyż nie stanow i­

my w szystkie jednej w ielkiej rodziny harce rsk iej? Można było zauważyć bardzo miły i pogodny nastrój, chociaż dopiero p rzed chwilą poznaliśmy się wzajemnie. W szy stk ie g w arzą ze sobą w najlepsze. Czyż nie są szczęśliwe?

Oto za chwilę mają złożyć uroczystą przysięgę Bogu i Polsce. Tak, ważna i lailosna to chw ila w życiu harcerki.

A może coś zaśpiew am y — proponuje jedna z drucken. Wiadomo, że po śpiewie poznać harcerkę. Śpiewamy te d y nasze piękne h arce rskie piosen­

ki. I zda się, że pieśni mów iły o n a ­ szych uczuciach, o naszych w sz y st­

kich radościach i smutkach. Byłyśmy na chwilę same ze sobą, rozumiałyśmy sio wzajemnie. Upłynęła godzina śpie­

wania i wspólnej, serdecznej gawędy.

Za poznaliśmy się z życiem innych drużyn, z ich warunkam i, w jakich ży­

ją — słowem zbliżyłyśm y się do nich.

N a stała ogólna cisza, gdy zapalono ognisko, k tó re w praw dzie było sztucz­

ne, ale h a rc e rk i mają bardzo bujną wy obi aż ni ę, d latego w y < »brazil i śmy sobie śliczną polanę, na której paliło się ognisko, a wokoło szum iący las.

Nie było to już miejsce śmiechu, ale n astrój był poważny, uroczysty. K aż­

da z nas sk u p iła myśli swoje około ogniska — i więcej niż kiedykolw iek czułyśmy, że należymy do siebie, że łączy nas wspólna, idea, w spólny po­

czątek, wspólne form y i p ro g ram y pracy, a przede w szystkiem wspólna wielka w ia ra w moc naszych czynów, w k o nkretny wynik tej służby, k tó r ą pełnimy. I właśnie ta świadomość s ta ­ je się źródłem dalszej energji. Wiemy, że mamy zbudować lepszą i jaśniej­

szą- przyszłość ludzkości. Z ogniska,

z naszego symbolu czerpiem y siłę i moc w iarę w nasze czyny — czerpiem y w y­

trw ałość i silę do życia, do w alk.

Cicho. H ufcow a tylko przem aw ia do druchem które mają składać p rz y ­ rzeczenie. T ak, ważna to chw ila w ży­

ciu harcerki, ważna i św ięta. W y ­ raźnie zaznaczyła to d ru ch n a hufcow a w swojej gawędzie, k tó ra w ażniejszą była dla druchen-kandydatek, niżeli k tó rak o lw iek inna dotąd. I płynęły sło w a druchny hufcow ej do serc na­

szych, a myśmy słuchały i byłyśmy szczęśliwe. Niejedna z nas zapomniała może o sm u tk a ch i troskach swoich, a żyła tylko tą jedną chwilą, tą chw i­

lą spędzoną w gronie życzliwych serc.

Zgasło ognisko. Nadeszła chwila przyrzeczenia. Oto w sz y stk ie druehny- k andydatki stoją w kole i czekają, czekają na chwilę, kiedy mogą w ypo­

wiedzieć przyrzeczenie. Serca mocniej i żywiej im biją ze wzruszenia. I mnie, która nie składałam przyrzeczenia, serce w aliło jak młotem — przypom ­ niałam sobie w łasne przyrzeczenie.

.Już -poro chwil upłynęło od tego czasu a jednak n ie mogę zapomnieć.

Zapomnieć taką chwilę? — nie nigdy, tego nikt n ie zapomina i zapomnieć nie może. I oto widzę przed sobą tw a ­ rze uśmiechnięte, rozpromienione.

Śpiewamy im: ..1 bed ziem trw ać po życia skon . . . "

„Ślubujem dziś“ . . .

Cisza. Uroczysta cisza, zmącona ty lk o niekiedy drżącym je w zruszenia głosem . . . „Mam szczerą wolę“ — Łzy spadały po moich policzkach, nie, nie mogłam się pow strzymać. Modliłam się w duchu . .. Oby nie upadły i nie poszły złą' drogą, oby zawsze m yślały o bliźnich i były dobre.

Na piersiach lśnią k rzyżyki białe.

Świeżo p rzyjęte h arce rk i dumne są, że mogą odtąd z chlubą nosić k rzy ­ że na piersiach .. . krzyż, wzniosłej idei znak.

(12)

Str. 10 GŁOS MŁODYCH Nr. 2 Ks. profesor w kilku serdecznych

«łowach podkreślił wzniosłość nietyl- ko zw iązku harcerstw a, ale także w z n i o s ł o ś ć przyrzeczenia. Zachęca 1 nas ilo wypełniania, do realizow ania naszego prawa, Zdaje się, że każ;la

harcerka, 'słysząc te słowa postanow i­

ła. sobie szczerze, i solennie popraw ić się i nie zboczyć nigdy z praw dziw ej drogi.

Czuwaj !

„ S z a r o t k a “ z I V z a s tę p u

Bądźmy zawsze pamiętni swego jutra!

o przy- -uziemy owo- Pra.wdzi wości tych słów bardzo

to doświadczamy na sobie. Oblicze losu jest niezmiernie zmienne i nie­

wiadomo, co nas czeka jutro, na co jesteśm y zdani. Już samo życie zmu­

sza nas więc do tego, byśmy myśleli nictylko o chwili obecnej, ale i

«złości. Przyszłość ową mieli zapewnioną, wtedy,

ców pracy nie będziemy spożywać całkowicie, ale część odkładać i two­

rzyć zapasy. Kto bowiem wszystko dziś wyda, co zarobi, ten może ju tro znaleźć się w trudnem położeniu.

Gromadzenie zasobów bowiem chroni nas od tego, że nie potrzebujem y w nagiej potrzebie błagać drugich 0 pożyczkę, być od nich w zależności.

Ażeby tego uniknąć w ystarczy nam zabezpieczenie pieniężne, lecz nie błędnie pojęte, jak to ma miejsce u w ielu ludzi, k tó rz y oszczędzając swe grosze w sposób pierw otny, zakopu­

ją, je w ziemi, u k ry w ają na s try ch u między gonty i t. d. P rzechow yw anie w domu pieniędzy jest rzeczą n iero­

zumna. nieużyteczną, a poniekąd 1 szkodliwą. Pieniądz bowiem trz y ­ many w domu nie procentuje, nie rośnie, jest jak gdyby martwy, a co gorsza nie przynosi korzyści nictylko oszczędzającemu, ale i społeczeństwu, gdyż jest wyodrębiony z ruchu gospo­

darczego. Stan taki zmusza k raj do

zabiegania o pożyczki u bankierów zagranicznych, zazwyczaj na bardzo ciężkich, niekorzyśtnych w arunkach, skutkiem czego wpada on w zależność gospodarczą, a wreszcie i polityczną.

My musimy doskonałe «obie zdawać s p raw ę z tego, co to jest oszczędność i na ozem ona polega. Należy bowiem odróżnić rozumne i celowe oszczędza­

nie od oszczędzania szkodliwego, nie­

rozumnego, które zamiast korzyści przynosi tylko szkodę oszczędzające­

mu. Oszczędnym można nazwać tego, kto wydaje choć trochę mniej, aniżeli ma dochodu i nie w ydaje pieniędzy na zbędne, niekonieczne rzeczy. Lecz pam iętajm y też o tein, że oszczędność jest dźw ignią postępu społecznego, jest obowiązkiem każdego obywatela.

Ten obowiązek spełnić możemy nie­

w ątpliwie wszyscy, tylko trze ba chcieć. Gdzie należy umieszczać swe oszczędności, to też już wiemy: oto w szkolnej Kasie Oszczędności a przez to samo w K o m u n a l n e j K a s i e () s z c z ę d u o ś c i, k tó ra g w a ra n tu je bezpieczeństwo wkladków.

Oszczędzajmy więc, a ciężko z a ­ pracow any pieniądz nie zm arnuje się, lecz zostanie w ydatnie pomnożony, zabezpieczając naszą przyszłość i przyszłość naszej Ojczyzny.

Sieniek Bolesław, Girnu. Państw.

(13)

Nr. 2 ■ GŁOS MŁODYCH • Str. 11

Nasza zabawa.

Mimo, że d r u g i . dzwonek dość dawno ju ż przebrzm iał, w klasie VI-tej panował gw ar. Dziewczynki, k o rz y s ta ją c z nieobecności p. profeso­

ra, prow adziły żyw ą dyskusję, na te­

mat mającej się odbyć zabawy. Nie pomagały k rzyki zdenerwow anych dy­

żurnych, rozgadane mieszkanki szós­

tej klasy udawały, że ic h nie słyszą i wcale na nie nie reagowały. Przecież już była o statnia lekcja, a tu ty le mia­

ły sobie do powiedzenia. — I na. go­

dzinie energiczne s tu k a n ia pana pro ­ fesora w katedrę nie na długo usp o k a­

ja ły klasę. Któż .zajm ow ał' się dzisiaj tą nudną m atem atyką. Miały tyle cie­

kaw ych tem atów .do rozmów, jak n. p.

„komu p rz y p n ą k otył jon?“ — „Qd ko­

go dostaną kwiatek, przy walcu kw ia­

tow ym ?“ — J e d n a żali się, że nie będzie mogła przyjść w swych nowych bucikach, bo s ą za ciasne, d ru g a zno­

wu, że nie ma białej bluzki, a w mun­

d u rk u nie będzie się nikomu podoba­

ła, i n a znowu Zapowiada, ja k ą będzie miała fr y z u rę — istne cudo. P an p ro ­ fesor , nie zw ażając na. to, że nasze myśli nie są p rz y lekcji, wyszukał

■sobie dwie „ofia ry “, które za godzinę zdołały rozw iązać aż . . . jedno zada­

nie. Oczywiście sporo nam nagadał morałów, jak to, że się nie uczymy, że nic nie umiemy i t. p. A, co n a jg o r­

sze, przypomniał nam o mającej sio n a z a ju trz odbyć wywiadówce. Ale, praw dę mówiąc, nie przejmowałyśmy się,, zbytnio tern, co będzie jutro, o wiele w ażniejsze było dla nas to, co miało być dzisiaj. W sz y s tk ie też z myślą, że przynajm niej raz w życiu porządnie się zabawią, rozeszły się do domów.

Z abaw a minia się rozpocząć 0 piątej, lecz dopiero koło szóstej roz­

poczęła się tradycyjnym polonezem.

Sala była ładnie p rz y b ra n a i nie przypom inała wcaile tej ponurej sali gimnastycznej, z k tó rą fhoże niejedną 1 niejednego w iążą p rz y k re wspomnie­

n i a . . . Z początku panowała, na sali

dość dziwna atm osfera. Dziewczynki s ta ły w jednym kącie, koledzy w d ru ­ gim, zerkając jednem Okiem n a kole­

żanki, ale częściej na. obficie za­

opatrzony bufet. No, ale że tak zw ykle bywa, że po m arnym początku n a s tę ­ puje miły dalszy ciąg, to też i u nas po trzech czy czterech kaw ałkach wy*

tw orzył, się dopiero ochoczy nastrój.

Rozbawiliśmy się w najlepsze, a z n a ­ mi i grono profesorskie. O rkiestra, .siedząc w rogu sali na podwyższeniu, g r a ła z małemi tylko przerw am i, to walca, to tango, to fok-trotfa.. Ale najwięcej było walców. Podczas p r z e r w wszyscy pchali się do b ufe­

tu tam n ajw iększ e powodzenie m ia­

ł y pomarańcze i torty. Koresponden­

cja była ożywiona i poczciarkom, k tó­

re na zabawie p iastow ały ten za­

szczytny urząd, niezawsze w y starcza­

ły p rz e rw y na. roznoszenie listów.

Nie brakło też atra k c y j a rty s ty c z ­ nych, ja k n. p. św ietnie w ykonany m a­

zur" w cztery pary, biliśmy brawo z entuzjazmem, omal nam ręce nie popuchły. Na zabawie, z mimowolnie podsłuchanych rozmów, można się było napraw dę ciekawych rzeczy n a ­ uczyć. Na przykład jedna z uczenie d aw ała koleżance wskazówki, jak ma się zachowywać w tańcu, a więc:

„G łów ka pwwinna być lekko w zniesio­

na do góry, z lekka przek rzy w io n a wbok, oczy zap atrzone wdał, d y s k re t­

ny półuśmiech i t. d." Znowu jakaś ta n c e rk a siwemu p a rtn e ro w i opowia­

dała o tein, że m azur jest tańcem antropofagów , polka troglodytów , kadryl mamutów, a oberek tańcem furiatów. Sarpa nie wi&ä, czy jakiego słowa nie przekręciłam, ale to ju ż nie byłaby moja wina, bo ta k ie obce, t r u d ­ ne słow a można zapomnieć. — Na za­

baw ie bardzo szybko upływał czas i z ciężkiem sercem opuszczałam ba­

wiące się w najlepsze tow arzystw o, bo nasz.pociąg Odjeżdżał już o 8,30.

Leśnikówna Róża, hi. VI-tą

(14)

Str. 12 GŁOS MŁODYCH Nr. 2 A

Zasady spółdzielczości.

Najgłówniejsze' p u n k t y na któ­

rych opie ra s ie kooperatywa, . to:

1. sprzedaw anie tow arów za gotówkę, 2. sprzedaw anie po zwykłych cenach sklepowych, 3. K apitalizow anie dy­

widendy w udziałach i kasach w spól­

nych (dywidenda jest to podział mię­

dzy członków części dochodu. D yw i­

dendę tę co p ew ien czas wypłaca się członkom. Aby jednak spółdzielnia m ogła w yrosnąć, pow inna się k a p ita ­ lizować w kasach kooperatywy, jako wspólna własność), 4. kooperatyw a m usi być tow arzystw em demokratycz- nem, t. j. otw arłem dla wszystkich i rządzącem się na zasadzie równości.

. Pierw szy p u n k t, t. j. sprzedaw anie tow arów za gotów kę jest zupełnie jasny. . Spółdzielnia, która sprzedaje na k r e d y t, jest zależna od swych do­

staw ców — niejednokrotnie i od dłużników — a najmniejsze niepowo­

dzenie handlowe m ogą ją doprow a­

dzić do ruiny.

D rugi p u n k t to sprzedaw anie po cenach sklepow ych. Spółdzielnia nie może drożej sprzedaw ać towarów, niż w innych sklepach, gdyż wtedy n ik ł­

by w niej n ie kupow ał — ale ż drugiej s tr o n y nie może też, a raczej nie po­

winna taniej sprzedaw ać niż w innych sklepach. (Odnosi się to ^szczególnie do spółdzielni szkolnych). Dlaczego?

Otóż ju ż sam fakt, że spółdzielnie szkolne nie płaćą podatków jest wiel­

kim i decydującym w tej spraw ie czynnikiem. Jeśli spółdzielnia nie pła­

ci podatku, to umożliwia jej to s p rz e ­ dawał! ie tow arów po tańszych cenach, s k u tk ie m czego prow adzi się konku­

rencję ze sklepami, na k tó r e nałożo­

ne ,są podatki. Żalą się wtedy kupcy, że nie które s k le p y są specjalnie uprzyw ilejow ane i t. p. Tego nie po­

winno być. Spółdzielnia nie powinna sprow adzać dysharm onji między szko­

lą a niektórym i obywatelami. (U nas chwilowo nie m a obawy, gdyż nasz obrót m iesięczny jest tak mały, że ma się w sto su n k u do niektórych sklepów w mieście, jak 1:100. Stan ten w yw o­

łany jest w ielkiem zainteresow aniem s ię spółdzielnią (? ? ? ) ze s tr o n y kole­

gów i koleżanek.) W rac ając do tem a­

tów, "zaznaczam, że jednem z naszych haseł jest konkurencja nie pod w zglę­

dem niskości cen, ale pod względem jakości towaru.

K apitalizow anie dyw idendy w Udziałach i kasach w spólnych jest rzeczą godną większego zastanow ie­

nia. Mianowicie istotnem źródłem kapitałów nie są pieniądze, pochodzą­

ce ż zew nątrz «(% udziałów, w kładek) lecz pieniądze, które pochodzą z n ad­

w yżki od zakupów. P ieniądze te nale­

żą do udziałowców i ci m ają praw o je wybrać. Ale zazwyczaj w rzeczy- wist ych k oop ©rat y w ach, d yw idenda tw o rz y fundusz wSpólny, ciągle rosnący, którego przeznaczeniem jest rozszerzać działalność k ooperaty­

w y aż do najdalszych granic.

O rganizacja spółdzielni pow inna być demokratyczna, N ależy to z ro zu ­ mieć w ten sposób, że każdy członek, bez w zględu na ilość udziałów ma na zgromadzeniu tylko jeden jedyny glos.

N astępnie każdy członek m a praw o wypowiedzenia sw ego zdania, w gląda­

nia w interesy stow arzyszenia, k r y ty ­ kowania i staw iania wniosków do przegłosowania. W szystko powinno odbywać się jasno i pod nadzorem członków.

Dzięki tern zasadom kooperatyw a staje się organizacją, zw iązaną ściśle ze społeczeństwem, jego życiem i po­

trzebami.

Stanisław Gajdzica,

kla sa VI-tn

(15)

Nr. 2 GŁOS M ŁODYCH Str. 13

Polskie szkolnictwo zagranicą a młodzież.

Na. ulicy tu i tam wśród tłumu, w y­

sypującego . się z kościoła snują się osoby ze skarbonkam i w rękach i czer- wonemi opaskami na ramionach. L u ­ dzie z tłumu szybko oddalają się od nich, um ykając w boczne uliczki, by tylko nie sp otkać się z „n a trę ta m i“

i nie usłyszeć grzecznych choć niemi­

łych słów: „Szanowny pan będzie ła skaw zasilić dobrowolną, składką fundusze na rzecz szkolnictw a pol­

skiego za g ra n ic ą “. A gdy ju ż p rz y ­ padkowo dobrze u b ra n y jegomość w y­

słuchać musi tych słów, niby prośby, niby przypom nienia obow iązku oby­

w atelskiego, rz u c a do p u szk i g ro ­ sze, czasem naw et złotówkę, a le jak niecierpliw ie z jakim wyrazem tw a ­ rzy ? . . . Niejeden w p rost przymusowo odrabia swój obowiązek obyw atel­

ski — daje dla dobrej opinji ludzkiej, a nie w zrozum ieniu potrze b y chwili, a w tym w ypadku w zrozum ieniu doli i niedoli ducha, polskiego z a g ra ­ nicą. Tacy ludzie dla społeczności nie .są pożądani. Społeczeństwo p o trze b u ­ je obywateli dobrze rozumiejących

ciężkie położenie swych braci i nigdy nie •uchylających się przed ewentual- nemi ciężaram i i ofiarami. Gzy je d ­ nak my nie spuścim y oczu, z w stydem przyznając się, że podobnie ja k w ie ­ lu innych, niechętnie słyszymy, gdy nam ktoś wspomni o składkach?? . . .

P ostanow m yż raz nareszcie inaczej z apatryw ać na te sp ra w y i czynnie ustosunkow ać się do palących potrzeb naszego społeczeństwa! Zbiorow y w y ­ siłek wiele może zdziałać . . .

Dziś więc, kiedy d ą ż y się do budo­

w y polskiego liceum w Raciborzu i kiedy masowe kol on je em igrantów polskich rozlanych po całym świecie w ołają o polską szkołę, w celu uch ro ­ nienia . się od zupełnego w y narodo­

wienia, zespólmy się w w ysiłku i o fie­

rze na rzecz funduszu szkolnictw a zagranicą!

Pokażmy, co może młodzież pol­

ska, — J a k jeden stańm y frontem do naszyci) rodaków zagranicą i nieśmy im nadzieję lepszej przyszłości! . . .

P ańezyk E., Sem . Naucz.

NAJMŁODSI P I S Z Ą :

Glos z zagranicy.

G dy codzień chyży w iatr z północy P rz y p ęd za nam chm ury srebrzyste, Zw racam y u tę sk n io n e oczy

W dalekie k ra in y ojczyste.

Do ziemi tak od słońca jasnej

Z nas każdyby chętnie chciał wrócić, Gdzie w mowie ukochanej — własnej Bez przeszkody można się uczyć.

Pomnijcie na nas ukochani,

Nam ciężko żyć na obcym świecie, Za grosze nieść w am będą w dani Dziękczynne słow a polskie dzieci.

Małgorzata (rórecka, ucz. kl. V szk . ćw.

(16)

Str. 14 GŁOS MŁODYCH Nr. 2

Wiosna.

.Już śniegi zniknęły I słońce nam świeci J u ż wiosnę, nadeszła, Radują się dzieci.

A na czarnej roli Rolnik sieje, orze, Bardzo są mozoli, Będzie na chlcb zboże.

Stania Józef,

t i n i i r t t a B — ucz szk gwiczeń

Przed i po konferencji.

(Humoreska).

dzie. Czasem takiemu się uda, ale przeważnie, gdy go pytają, to niby wie

„że dzwonią, ale nie wie w jakim kościple".

■ P rzed sarną konferencją w szyscy krzyczą: „ Zdawać, zdawać". .Jedni, ale to tylko „asy" z dobrego na b ar­

dzo dobry, ale inni (a jest ich w ięk­

szość) z niedostatecznego na dosta­

teczny. 1 tak jest w e w szystkich k la­

sach.

W reszcie: Konferencja. Szczyt na­

tężenia, a potem eksplozja.

•Jedni nie spodziewali s ię „endeki", a' dostali aż trzy , inni nie spali po ■ nocach ze strach u a* tym cza­

sem s ą czyści. Cuda się dzieją. K rzy­

ki, lamenty, prośby. W szy stk o razem groch z kapustą. Zwłaszcza, na lekcji łaciny, p rzyrody i matematyki. Na pauzach znowu płacze, niewychodze- nie z klasy i tak zawsze. Lecz dla te­

go, k tóry jest „czysty" — istn y raj.

Na lekcjach nic nie robi — i tylko dziwnie pilni ucznio wie 'noszą teczki, w których mają, tylko śniadania i nic więcej.

W domu łajanie za „endeki" lub pochw ały za dobre noty.

* A potem, przed końcem roku, p, profesor zadaje nam pytanie, co l>ę- Mniejwięcej tydzień przed „konfe-

rą", jak mówi się w gw arze szkolnej, zaczyna się kucie, ale nie żelaza, ty l­

ko lekcyj i to n a g w a l t .. . lecz, zw ykle bywa' to za późno. Uczeń wyuczy się w domu historji lub jakiegoś innego przedm iotu słowo w słowo, a jak przyjdzie do klasy, to „ani be, ani mę", tylko stoi i czeka, aż mu podpo­

wiedzą, & że przed lekcją chwalił się, że umie świetnie, więc nikt mu nie pod­

powiada. P o lekcji uczeń zły wycho­

dzi z kjasy i mówi do kolegów: „Dla- czegoście mi nie podpow iadali?" a oiii na to: „Mówiłeś, że umiesz świetnie..

Chw aliłeś się, nie umiejąc — a teraz masz . . . zryłeś."

A potem, na innych lekcjach biedny, uczeń myśli tylko o tej „endece" (od nd., czyli niedostatecznie — przyp.

red.) i nie uważa ani za grosz, a tu go ]). profesor wywołuje i mówi: „ T łu ­ macz". Z denerw ow any nie może zna­

łe ś/ książki w tece, szuka, przew raca k a rtk i, aż profesor zniecierpliwiony niówi złowieszcze sło w o : „Siadaj", które, oznacza: niedostatecznie.

Są tacy, co mówią: „P rzed kónfe- rą pracowftć, po konferze próżnować"

i u ważają to za swoje hasło. Niektó­

rym n aw et dość dobrze się z tern wie-

K w iaty pięknie kw itną W ogrodzie — na łące, L a ta ją motyle

I muszek tysiące.

(17)

Nr. 2 GŁOS MŁODYCH Str. 15 dzietny robili podczas fe-ryj. A na to

cala klasa w śmiech. J e d en krzyczy tak. d ru g i inaczej. Rej wach nie do' opisania. P rzecież jasne, że będziemy

próżnow ać wszyiscy razem i każdy z osobna — co tu dużo pytać, przecież to jasne.

W reszcie rozdanie świadectw i szkoła zamyka bramę za ostatnim uczniem, i nie po to, by się n a zajutrz znów otworzyć, lecz by wypocząć na czas dłuższy.

Paweł Zam oyski,

klaun I n , Gim.

KRONIKA.

J a k młodzież uczciła dzień Imienin M arszałka Polski?

W Gimnazjum. Dnia 19 marca b. r. zebrała sio młodzież w szyst­

kich szkól średnich w kaplicy gim­

nazjalnej, alby wysłuchać inszy św„

odprawionej na intencję Piew szego M arszałka Polski. P o mszy odbył się u ro czysty poranek. Na program zło­

żyły się: w ystęp o rk ie s try gim nazjal­

nej, chóru, przem ówienie kol. Br.

Białka, wspólna deklamacja chórow a ..Straży P rzed n ie j“, w ystęp o rk ie s try uczniów I I) i śpiew zbiorow y „Jeszcze Polska nie zginęła“.

W Seminarjums i szkole ćwiczeń.

Oba zakłady u rząd z iły wspólną a ka­

dmuję, k tó r a odbyła, się w przeddzień Imienin Marszałka w sali Polskiego Domu Ludowego. P ro g ram objął wy­

stępy dziatw y szkoły ćwiczeń oraz p rodukcje muzyczne o rk ie s try i chóru seminarium. O życiu i zasługach Mar­

szalka. wygłosił stosow ny re fe ra t ucz.

V. k u rs u K. Moskal. Po akademji od­

była się herbatka, w której wzięła udział dziatwa wspólnie z rodzicami i gronem nauczycieIsk ietn.

W mieście święto im ienin Budow­

niczego Polski obchodzono w tym ro­

ku jeszcze uroczyściej, niż w latach ubiegłych. Młodzież szkolna w zięła udział we wszystkich uroczystościach, organizow anych przez miejscowe s to ­ warzyszenia. Wieczorom odbyła, się akademja w Domu Ludowym. Na p ro ­ gram złożyły się produkcje muzyczne

orkiestr y symfonicznej .przemówienie p. dyr. Leszczyńskiego, deklamacje ucz. giinn. J a n ik ó w n y i Występy chóru seminarium. W d ru g ie j części o d egra­

no utw ó r sceniczny p. t. „Wodzowi N arodu w hołdzie“.

Sala była, przepełniona, co św iad­

czy o w zrastają rem poczuciu obyw a­

tel skicm.

Z życia harcerskiego

Błękitna P i ą t k a Ż eg larsk a obcho­

dziła w ul), miesiącu uroczyście 15-locie odzyskania morza. U rządziła ona łącznie z miejscowemi drużynam i

„ A kadmują morską". P rogram objął podniesienie bandery, połączone z ode­

graniem przez orkiestrę „Hymnu Bał­

t y k u “, przemówienie, deklamacje, w y ­ stęp chóru V Blęk. D ru ż Żegl. oraz obrazek sceniczny p. t. „Zew morza“ . Całość w ypadła b. dobrze. Publiczność dopisała. Kwotę, zebraną z wolnych datków przeznaczono na F. 0. M.

Dnia 23 lutego „T rzecia D ru ż y n a H a rc e rz y “ urządziła w au li sem inar­

ium skromny, ale miły kominek, po­

łączony z przyrzeczeniem k a rce r- skiem.

Prąnijc dla posiadaczy książeczek 8. K. ().'

Bardzo m iłą niespodziankę zgoto­

wała Komunalna Kasa Oszczędności w Pszczynie swoim najmłodszym

(18)

Str. 16 GŁOS MŁODYCH Nr. 2 klientom. Oto dnia 20 lutego odbyło

się losowanie książeczek oszczędności.

W ylosow ano jedną głów ną premję w kwocie 50 zł., pięć preniij po 20 z l . i 252 premije po 2 zl. Razem rozdzie­

lono pomiędzy posiadaczy szkolnych książeczek oszczędności 654 zł. J a k widzimy, lokując nasze oszczędności w Kom. Kaisie w Pszczynie, uietylko przyczyniam y się pośrednio do zw al­

czania bezrobocia i kryzysu, uietylko otrzym ujem y w ysokie odsetki, ale nad­

to mamy m o ż n o ść , otrzym ania miłego p o d ark u w postaci premji, k tó ra po­

w iększy w y d atn ie nasze konto w książeczce oszczędności.

Komunikat L. O. P. P.

Zarząd Koła LU PP. poczuwa się do miłego obowiązku podziękować w szystkim tym członkom, k tórzy w pełni zrozumienia obowiązku oby­

w atelskiego uiścili całoroczne składki

naprzód za rok szk. 1934/35. Są to:

K lasa VI-ta, i VI l ł w całości, (Gimn.

Męsk.) a nadto z klasy II a : Dyndowi- czówna. W anda, Folw arczny, Jan ik , Januszów na, P ytlów na, Rygu lanka, Skowronówna, Polczykówna, P ustel- uików ha, Obrocka, Koziorowski, Chro­

stek, Piesko w na, P otyka. Z k lasy III):

Bogacki Bogdan. Z klasy VI żeńsk.:

Szewieczkówna Ela, Muszanka, Sza­

ro w na. Z klasy V-tej: P u k owiec, Leśniew ski, Stroiński. Klasa V-ta żeńska zapłaciła w całości sk ła d k ę półroczną. Z aikasow ane pieniądze od­

prowadzono do Miejskiej Kasy Kom.

w Pszczynie i wpłacono na konto L O P P . Nr. 2717.

Za Z arząd S zarów na Iren a.

Od Redakcji

P rosim y o nadesłanie arty k u łó w do n astępnego num eru do dnia 10 kwietnia.

HUMOR.

Mały J a n ek przyszedł do znajo­

mych, k tó rz y posiadają psa. Pies ob­

wąchuje s ta ra n n ie małego gościa.

„Mamo“ — pyta z lek ka zaniepokojo­

ny J a n ek — „ten pies widocznie po­

czuł, że ja jestem z mięsa'/“

Szewc p y ta się słynnego podróżni­

ka, k tó r y niedaw no w rócił z w y p ra­

wy podbiegunowej: „Ja k ż e szanowny pan byl zadowolony z butów, k tó re zrobiłem na p o dróż?“

Podróżnik: „U — nadzwyczajnie.

Jeszcze nigdy tak smacznych butów nie jadłem.“

(19)

K om itet r e d a k c y jn y :

Państw ow e Gimnazjum:

W olny W ilhelm (kl. V II) Siemek B olesław (ki. V II)t Kopciówna Marta (kl. V I) Janikówna Stanisław a (kl. V I)

K ościelski W ojciech (kl. II) Leszczyńska Regina (kl. I) Pryw atne Gimnazjum (N iem ieckie):

Istel Józef (kl. V II) Meyer Jan Otto (kl. V ) Państw . Seminarjum Naucz.:

G row iec Stanislaw (V kurs) Szym iczek Ernest (IV kurs)

Szkoła Ćwiczeń:

Muszanka Krystyna (kl. VI) Mrozek B olesław (kl. V)

N aczelny Redaktor: W olny W ilhelm, (Państw . Gimnazjum) Zastępca: Growiec Stanisław (Państw . Semin. Naucz.)

OPIEKUNOWIE:

1. Prof. T. II o s z a r d (P aństw ow e Gimnazjum)

2. „ B. G r o b l i c k i (P ryw . Gimnazjum Niemieckie) 3. A. F i u t o w s k i (Państw . Seminarjum Naucz.) 4. Kier. Z b o r o w s k i Jan (Szkoła Ćwiczeń)

Za w ydaw nictw o odpowiedzialny w im ieniu Sekcji Prasowej Komisji Międzyszkolnej: Adam Fiutow ski.

(20)

iWłk W LrJ

m

$ÄU

P Kto oszczędzać za miodu się nauczy, ^ jjf Temu na starość bieda nie dokuczy. #

i #

p Czy oszczędzasz już w szkolnej Kasie Oszczędności? |jj A Jeśli jeszcze nie, to zaczynaj oszczędzać zaraz! A

5 | | --- --- .—

uig— — - - .

---— — | | q

w Każda uczenica, każdy uczeń doczeka się lepszej w

J llk mmmmm-—" — ^4¾

przyszłości, gdy posiadać będzie ^ f | | książeczkę o s z c z ę d n o ś c io w ą (fi

i Kmiłliii t o Snueinśti6

jyjk P o w ia tu P s z c z y ń s k ie g o

0 w Pszczynie ||

% lub w jej Oddziale | |

W w M ik o ło w ie f

Cytaty

Powiązane dokumenty

Pod wpływem informacji, systematycznie i wybiórczo przekazy­ wanych przez niektóre media, wyraźnie zainteresowane malowaniem ciemnego obrazu współczesnej polskiej

Literatura otwiera zatem przestrzeń uwidaczniającego rozpoznawa- nia, które podejmuje w poetyckiej mowie podmiot działany i mówiony, gdy staje przed oczywistością tego

My dyskutujemy o konstytuancie, o 6-cio przymiotnikowem prawie głosowania, o tem, czy Polska ma być monarchiczną czy republikańską, czy mniej czy więcej ludową, o tem, czy Rząd

rowe spotęgowało się na decydującym wiecu klas ósmych, który odbył się 20 października b. r.,

Tematyka narodowa widoczna jest potem w badaniach recepcji kanonu polskiej kultury narodowej i w Socjologii kultury, a więc w książce dającej syntetyczny obraz

Aangenomen wordt dat het potentiële aandeel van de trein binnen de totale vervoersvraag afhankelijk is van de afstand tussen de steden en het type relatie (niet Randstad naar

Wspomnienia dni chwały niechaj wzbudzą w sercu Twym zapał na trud i znój, niechaj postać Naczelnika, Tadeusza Kościuszki, który wyrzekł się szczęścia

Negocjacje klimatyczne w Glasgow podczas COP26 w listopadzie 2021 roku odegrają kluczową rolę w zapewnieniu, że fundusze na naprawę gospodarki po epidemii koronawirusa