• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 46

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1903, R. 2, nr 46"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

J^ °k U* Katowice, Niedziela, 15-go Listopada 1903 r. Nr. 46.

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

Wychodzi raz na łj/dzień w jfiedzielę.

“■Rodzina chrześciańskae kosztuje razem z » Górno ślązakiem* kwartalnie 1 m ark ę 60 fe n . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską»

ahonować, m oże ją sobie zapisać za 50 f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Górnoślązaka« w Katowicach, ul. Młyńska 12.

Na Niedzielę 24-go po Świątkach.

L e k cy a

(Kolos. III. 12 — 17.)

Bracia! Przyobleczcież się (jako wybrani Bo- />. święci i umiłowani), we v nętrzności miłosier­

n i w dobrotliwość, w pokorę, w cichość, w cier- P iwość. Jedni drugich znosząc i odpuszczając se­

jf- jeśli kto ma skargę przeciw komu: jako i Pan puści wam, tak i wy. A nadto wszystko miej-

*e miłość, która jest związka doskonałości, a po-

°J Chrystusów niech p rzew yższa w sercach wa- zych, ku któremu też wezwani jesteście w jednem lf le ! a wdzięczni bądźcie. Słowo Chrystusowe

•echaj mieszka w was obficie^ z wszelaką mądro- pClEi' nauczajac i sami siebie napominając, przez salmy i pieśni i śpiewania duchowne, w łasce sPiewając w sercach waszych Bogu. Wszystko, Cokolwiek czynicie w słowie albo w uczynku wszyst-

°i w imię Pana Jezusa Chrystusa, dziękując Bogu u Jcu przez Jezusa Chrystusa Pana naszego.

E w a n g e lia u M a te u s z a ś w ię te g o

w Rozdziale XIII.

W on czas mówił Jezus rzeszom to podobień- Wo; Podobne się stało Królestwo niebieskie czło­

n k o w i , który posiał dobre nasienie na roli swojej, j gdy ludzie spali, przyszedł nieprzyjaciel jego nasiał kąkolu między pszenicą i odszedł. A gdy jJ ()sJa trawa i ow oc u czyn iła ; tedy się pokazał i ką*

0J- A przystąpiwszy słudzy gospodarscy, rzekli r V.: Panie, iżaliś nie posiał dobrego nasienia na V,.1 twojej? Skąd tedy kąkoł ma? 1 rzekł im:

‘^przyjazny człowiek to uczynił. A słudzy rzekli fyU: Chcesz iź pójdziemy i zbierzemy go? I rzekł:

le> byście snać zbierając, kąkół, nie wykorzenili

^ raz .z nim i pszenicy. Dopuście obojgu rość aż

? żniwa; a czasu żniwa izekę żeńcom : Zbierzcie a erwej kąkół, a zwiążcie g o w 'sn opki ku spaleniu ;

Pszenicę zgrom adźcie do gumna mojego.

Nauka z tej Ew angelii.

W edług zwyczaju nauczycielów, za czasów Zba­

wiciela żyjących i sam Jezus Chrystus w różnych przypowieściach i podobieństwach zamykał nauki swoje; ta przypowieść, którą dzisiejsza zamyka Ewan- gielia, wyobraża nam Boga jako rolnika, który rano wstawszy, zasiewa nasienie sw o je ; lecz gdy słudzy Jego spali, Nieprzyjaciel posiał kąkolu pomiędzy do­

bre nasienie; gdy to spostrzegli słudzy, użalali się przed panem, wiedząc, że on dobre zasiał nasienie lecz domyślił się gospodarz, że to nieprzyjazny czło­

wiek uczynił; a gdy zbyteczniej gorliwości kąkol wyrywać chrzcieli, niedopuścił tego roztropny gospo­

darz, gdyż niemożna było z początku kąkolu od dobrego ziarna rozróżnić; ale nakazał, by oboie rosty do czasu żniwa i zbioru, wtedy dopiero kąkol miał być związany na spalenie, pszenica zaś do

| gumna zebrana. Taka jest treść dzisiejszej Ewan- gielii, a łatwe jej znaczenie i wytłumaczenie: Kró­

lestwo boże, jest kościół Jezusa na ziemi, to jest:

zgromadzenie wszystkich wiernzch Katolików; gospo­

darzem, jest sam B óg; rolą, są serca ludzkie; na­

sienie, są dobre nauki wiary świętej, które nam Chrystu podał; słudzy gospodarza, są kapłani i opo- wiadacze wiary; nieprzyjazny zaś człowiek, jest czart i wszelki, co przeciwne wierze Jezusa nauki między ludem rozsiewa i do złych uczynków ludzi poduszcza. Można więc wziąść dobre nasienie za drych, kąkol zaś za złych i występnych ludzi; ale uważać tu należy, że gospodarz niebieski nie kazał przed czasem wyrywać kąkolu, kazał rość obojgu, to jęst: kazał nam cierpliwie złosić złych ludzi a ż ’ czasu żniwa, czyli aż dotąd, póki Jemu samemu nie będzie się podobało żądać od nich rachunku i w y­

mierzyć im karę. Nauka ta bardzo jest dla nas, n a jm ils i Bracia! potrzebną, bo skłonni jesteśmy do skorego potępienia złych ludzi. Znośmy cierpliwie złych ludzi, bo i B ó g ich znosi i sami jesteśmy ułomni. Gdyby bliźni nasz najgorszym był zbro­

dniarzem, najwierutniejszym złoczyńcą, nikt nie rna prawa, pogardzać nim, lub odmawiać mu usługi bliźniego, ale znosić go trzeba cierpliwie; naprzód

(2)

tuż dla tego, że sam B ó g znosi złych ludzi, pozwa­

la im życia i zdrowia, obdarza ich nawet różnemi dobrami, dla czegóż my znosićbyśm y ich nie mieli?

Czyliżto każdy zbrodniarz i grzesznik od razu uka­

ranym został od B oga ? Jakże więc, kiedy B ó g tak pokazuje się cierpliwym, my na złych ludzi wszelkie miotamy przeklęctwa, my wzywam y na nich zemsty od Boga, a częstokroć sami szukamy ich zguby!

Lecz, że tak postępując, błądzimy, jaśnie nasz dzi­

siaj uczy Zbaw iciel: »czekajcie do żniwa,* mówi On, a wtedy każę zebrać kąkol i związać go na spale­

nie;* to jest: czekajcie, aż przyjdzie czas ukarania złych ludzi; kiedy zaś ten czas przyjść ma, ja tylko jako B ó g przewidzieć mogę. C i zatem, którzy złych ludzi zniszczyć chcą i sami się m szczą krzywd po­

pełnionych, ciężko B o ga obrażają, bo sądy Jego zu ­ chwale sobie przyw łaszczają; B ó g ich znosi, a wy ich niszczyć chcecie? B ó g ich opatruje dobrami, a w y im w szystkiego złego życzycie? O zap raw d ę!

nie jest to tak, jak nas Chrystus naucza, który wszystkich złych nawet, kochał, i koło siebie cier­

piał; wszakże wiedział, że Judasz Iskariot miał go zaprzedać, a jednak swoją ręką przy ostatniej wie­

czerzy ciało i krew swoją mu podał do pożywania, stanowiąc najświętszy Sakrament; a my złym lu­

dziom wszelkiej odmawiamy pomocy, wszelkiej po­

ciechy, lubo bardzo często nie wiemy, czyli oni nie przez wielkie nieszczęście złymi się stali. G dy mie­

szkańcy pew nego miasteczka w Samaryi nie chcieli przyjąć Jezusa do gospody, widząc to Uczniowie Jego, Jakub i Jan, rzekli: »Panie, chcesz, rzeczemy, aby ogień zstąpił z nieba i spalił je;* nie pochwalił ich Zbawiciel, lecz stukał, mówiąc: »nie wiecie, czy­

je g o ducha jesteście. Syn człow ieczy nie przyszedł dusze tracić, ale zachowywać;* to jest: w y duchem zemsty powodujecie się, chcecie zniszczyć tych, którzy mnie przyjąć nie chcieli; ale duch boży, jest duch łagodności i miłości, a jam nie przyszedł ludzi w ygubiać, ale zbawiać. K ied y w ięc Pan Jezus sa­

mych Apostołów złajał za to, że się za Niego mścić chcieli, mialżeby nam nie brać tego za złe, za grzech, gdy wzywam y zem sty bożej, lub sami się mścimy na bliźnich? A le ty niemiłosierny Sędzio ludzki, który tak prędko potępiasz twojego brata, jesteś ty sam bez grzechu? nigdyżeś nie przestąpił bożego prawa? czy zaw sze wiernym byłeś obowiązkom twoim? a jeżeli ci sumienie twoje odpowiada, że w oczach nie jesteś dobrym, wołam więc na ciebie słowami samego Jezusa Chrystusa: >jako mówisz bratu twemu: dopuść, że wyjmę źdźbło z oka twego, a oto tram (belka) jest w oku twojem. Obłudniku!

w yrzuć pierwej tram z oka twego, a tedy przejrzysz, abyś wyrzucił źdźbło z oka brata tw ego .« la k i wy w szyscy, którzy nie chcecie łagodnie znosić złych ludzi, widzicie wszystkich najmniejsze błędy, swoich atoli daleko gorszych nie widzicie, i daleko gorszymi od nich jesteście, albo gdybyście w ich byli poło- oeniu, więcejbyście złego nabroili; na was trzeba

?pwtórnie zaw ołać głosem Zbaw iciela: »lekarzu!

ulecz samago siebie, to jest: popraw wprzódy sa­

mego siebie, bądź wprzódy wzorem we wszystkiem dobrem, a wtedy będziesz miał prawo p o p r a w ia ć bliźnich twoich, ale nie potępiać, bo to się nie go­

dzi; gdyż znowu woła na ciebie Chrystus: »nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie p o tę p ia jc ie , a nie będziecie potępieni.* Sami wołamy do Boga:

»nie racz pamiętać Panie na występki nasze, albo rodziców naszych i nie racz nas karać za g r z e c h y nasze,* a mamyż pragnąć, aby drugich B ó g karał?

K iedy w ięc w szyscy jesteśmy grzesznikami i ułom­

nymi ludźmi, znośmy w ięc cierpliwie złych ludzi, braci naszych, nie uprzedzajmy B oga w ich u k a ra ­ niu, bo on sam wie najlepiej, kiedy czas rachunku i żniwa przyjść m a; nie podnośmy kamienia na potępienie bliźniego, bo i my nie jesteśm y bez grzechu, a to tem bardziej, źe Zbaw iciel nas do tego zachęca, w ołając: * Miłujcie nieprzyjacioły wa"

sze, abyście byli synami O jca waszego, który jest w n iebiesiech; który sprawia, że słońce je g o w s c h o ­ dzi na dobre i na złe i spuszcza deszcz na s p r a w ie ­ dliwe i niesprawiedliwe.*

---4 ---

Staropolskie

z d a n i a m o r a l n e .

Kto we żniwa patrzy chłodu, nacierpi się w zi­

mie głodu.

K t o w lecie próżnuje, w zimie głód p o c z u je . Poznać wnet z mowy, jakiej kto głowy.

Zyj ojczyźnie, przyjaciołom ; oddadzą czesc twym popiołom.

Smaczniejsza garść grochu przy cnocie, niż wy­

stępne biesiady na srebrze i złocie.

Przykre żarty nie zawsze uchodzą na sucho >

póty zban wodę nosi, aż się urwie ucho.

Kto czci ojca swego, doczeka się pociechy z dziatek.

Usta zamknięte, a oczy otwarte, wiele dobrego są warte.

Modli się pod figurą, a ma djabłe wielkieg0 za skóra.

W esoły ptasząt umilkł śpiew I w sercu smutek brodzi, I zżółkły liść opada z drzew, I później słonko wschodzi.

A przytem blasku ju ż mu brak I skąpi swych promieni,

Ach, to jesieni smutny znak, Tej przykrej nam jesieni!

(3)

W ięc słońce ju ż do innych stron Przechodzi, by tam świecić.

Przeczuwa rychły lata zgon, Promieni nie chce niecić.

I żółknie wonna zieleń wzgórz, Do wiosny czas daleki — Skonało piękne lato już, Skonało ju ż na wieki.

Nie wróci cię — już niema złud, C zas leci i uciecze;

I dawnych chwil nie wskrzesi cud, Pamiętaj to człow iecze! Ad. Sk.

Wierzę w Boga!

Ja wierzę w Ciebie, Boże Niepojęty, Źe jesteś W ielki, W szechm ocny i Święty, Ze jesteś Stwórcą i nieba i ziemi — A nam pozwalasz być dziećmi Twojem i!

I wierzę także, że Syna Tw ojego, Jezusa Chrystusa jednorodzoncgo, Zesłać raczyłeś na tę naszą ziemię, Aby odkupił grzeszne ludzkie plemię, Ze z czystej Panny został narodzony, A pod Poncyuszem Piłatem męczony, Ze skończył śmiercią okrutną, krzyżową!

Lecz przez męczeństwo stworzył wiarę nową,

Ze zmartwych powstał w trzy dni po swym zgonie, Wstąpił do nieba i siadł przy Twym tronie.

Ze On jest również W szechm ocny i W ieczny, Ze przyjdzie sądzić nas w dzień ostateczny!

B ie rzę ja również i w D ucha Świętego,

^ w Trójcy O jcu — Synowi równego,

B ie rzę przez K ościół w Świętych obcowanie, Odpuszczenie grzechów, ciała zmartwychwstanie

w żywot w ie c zn y !

A T y łaską swoją,

^ sp ieraj i utrwal, mocną wiarę moją!

Rysz. Dal.

Podróż do Wersalu, początek walki

^ kościelnej.

(C iąg dalszy.)

Z u lic y chodząc na ulicę, nareszcie znaleziono V W e r s a lu pomieszkanie w maleńkiej izdebce ho-

*e^u> która po tych niewygodach nieocenionym się Wydała miejscem schronienia i koniecznego wypo-

^zynku. — Ks. Bismark dowiedziawszy się o przy- yciu takiego gościa, wysłał natychmiast kogoś z po- 2iękowaniem za tyle poświęcenia ze strony ks. Pry­

masa i 2 zapewnieniem, źe gdyby nie pilne sprawy,

°by sam był przybył powitać Jego W ysokość. Ofia- r° wał też przybyłym piękne pomieszkanie, i cały

był na usługi Prymasa; nie przyjął jednak ten osta­

tni ofiary, która by była tamowała wolność kroków jego, a z drugiej strony miał naturalny wzgląd na katolickie Francuzów uczucia, którzy byliby ten ro­

dzaj gościnności wykładali bardzo niepochlebnie. — Nareszcie znalazłszy jakąś dorożkę jednokonną po­

jechał ks. Prymas do ksiącia kanclerza, który nad­

zwyczaj gorąco widzieć go pragnął.

Nie wiemy, co tam mówiono, ale było tych ro­

zmów kilka i niekrótkich. Powiadają osoby przy­

puszczone do zaufania ks. Prymasa, że tenże nie owijał niczego w bawełnę i źe wystawiał rzeczy, tak jak były, w świetle prawdy, wyprowadzają wszystkie skutki tego co się już było stało i na co się zano­

siło. On s a m i jedyny śmiał, jak mówią, powiedzieć żelaznemu księciu to, czego by mu był nikt wtedy nie powiedział. — Dziś wiemy tylko to co się działo na zewnątrz — może przyjdzie czas, gdzie będziemy mieli sposobność podziwiać i w tym razie rozum, przezorność i prostotę wielkiego Prymasa we wszyst­

kich i tam stawionych krokach jego-

Król Wilhelm przyjął ks. Prymasa bardzo grze­

cznie i łaskawie. Książę Radziwiłł, adjutant królewski, nie mógł wyjść z zadziwienia, gdy się o przybyciu ks. Prymasa dowiedział; nie spodziewał się on bo­

wiem wcale takich odwiedzin, a najmniej o tej porze.

Król Wilhelm natomiast widocznie czekał tej wizyty i był na nię przygotowany.

Zdarzyło się przypadkiem, źe przed prefekturą, gdzie mieszkał zwycięzca niemiecki, stał na warcie pewien konstabler. Jakże się zadziwił ks. Prymas, wchodząc do pałacu, gdy usłyszał polskie pozdro­

wienie z ust tego człowieka, który przed czterema laty w małym miasteczku witał księdza Arcypasterza w gronie miejscowych śpiewaków! — Król Jegomość zaprosił Prymasa do stołu, skromnego bardzo, trzeba to przyznać, jak na Wersal.

Przy boku cesarza były ogromne szpitale, a w nich pełno rannych i z naszej biednej W ielko­

polski, która tam krew’ swą lała za wielkość nie­

miecką. Ksiądz Prymas miał sposobność pociesza­

nia tych biedaków i dodawania im otuchy w nie­

zmiernych częstokroć cierpieniach. Były tam i Wi­

zytki polskie, wygnane z W arszawy; można so jie wystawić ich radość, gdy zobaczyły najpierwszego z polskich biskupów, a wychowańca warszawskiego seminaryum. Nie zaniedbał także odwiedzić sędzi­

wego Biskupa W ersalskiego, z którym się już był zaznajomił podczas Soboru powszechnego.

Pięć dni trwały te odwiedziny w 'W ersalu , pięć dni bogatych w oznaki uszanowania i łaski królew­

skiej, a l e pełnych, ja k się zdaje, zawodu w tej spra­

wie, jaka ks. Prymasa do W ersalu wołała. Odjeż­

dżającego chciał książę Bismark odprowadzać aż do zewnętrznej bramy domu swojego, ale ks. Prymas przyjąć tego nie chciał; żeby zaś skończyć ten mały spór ceremonialny, w ychodząc po prostu zamknął drzwi za sobą. A le pan minister znalazł diugie wyjście i pokazał się w sieni, gdzie znów ob syp j^ ał

(4)

364 w ychodzącego Arcybiskupa oznakami szacunku, a na­

w et stopień otworzył u je g o powozu.

W trzy lata później, dnia 3-go Lutego 1874-go roku, miał z rozkazu księcia Bismarka ks. Prymas znowu wsiadać do dorożki, ale .na to, by w towa­

rzystwie pana Staudego i innych jech ać do Ostrow­

skiego więzienia.

W smutnej drodze powrotu odwiedził ks. Mie­

czysław biskupa strasburskiego i zatrzymał się dłu­

żej w Homburgu, aby złożyć uszanowanie królowej pruskiej Auguście. Przyjęcie było, jak zawsze, ła­

skawe, ale na tym się i skończyło, bo królowa nie rsiała żadnego wpływu na postanowienia w yszłe z rady królewskiej.

W racał nareszcie ks. Prymas smutny do Po- j znania, a za nim przyjechały niebawem chmury je ń ­ ców francuzkich, liczba których doszła niebawem do

12-stu tysięcy.

Kto ich widział, jak w jesieni jeszcze, w czasie przymrozków, leżeli na polach cytadeli winiarskiej | pod płóciennym namiotem, jak sprzedawali ze siebie wszystko, nawet płaszcze, aby się ogrzać trunkiem przez markietanów w budzie sprzedawanym, ten nie będzie się dziwił miłosierdziu panów i mieszczan i przekupek i dzieci, z których niejedne to swoje miłosierdzie, w mniej może stosowny a publiczny okazane sposób, przypłaciły wizytą w areszcie po­

licyjnym.

A teraz rozpoczyna się akt drugi żywota ks.

Prym asa pod rządem pruskim. Pierwszy akt, który trwał lat 5, tj. od Kwietnia r. 1866-go do Kwietnia r. 1871-go był szeregiem wypadków, które można było nazwać szczęśliwemi, bo choć w rzeczy samej rząd dla Kościoła robił tyle co zgoła nic, to przy­

najmniej protekcya dworu ratowała archidyecezye nasze od szkód, o jakie pod protestanckimi rządami nie trudno. Nastąpi teraz lat 5, od r. 1871-go do a87ó-go, bardzo smutnych i pełnych niewypowiedzia­

nej zgryzoty dla ks. Prymasa.

W miesiącu Kwietnia r. 1871-go, gdy Komuna paryzka owładnęła stolicę Francyi, pisał ks. Prymas list do ks. Bismarka, prosząc go, ażeby nie pozw o­

lił komunistom targnąć się na życie arcybiskupa Darboy (Darboa), którego oni byli uwięzili i trzy­

mali niejako jako zakładnika, grożąc i jem u i mar­

szałkowi Mac Mahonowi przelaniem krwi jeń ca w ra­

zie gdyby wojska regularne francuzkie pod W ersa­

lem stojące chciały miasta dobywać. Kanclerz od­

pisał grzecznie, robił jakąś nadzieję, ale dotąd nie wiemy, czy jakie kroki miały miejsce, a jeżeli miały, czy nie były za późne. Ostatni to list księdza Pry­

masa do księcia kanclerza i także bezskuteczny, bo ks. Darboy rozstrzelany został przez zbójców w dniu 24-go Maja.

Niemcy wrócili z wojny, a z nimi przyjechały i złow ieszcze znaki przyszłej walki wewnętrznej, ku powaleniu potęgi duchowej, wewnątrz Niemiec je ­ szcze niepokonanej potęgi katolicyzmu. Dogmat o nieomylności papiezkiej nie godził się z wyobra­

żeniami tych, dla których tylko państwo ma być nieomylnym. Trzeba tę nieomylność zgnieść albo w ygnać za granicę; trzeba znieść władzę Papieża w Niem czech, wydalić je g o wojska, tj. zakony, mó­

wili oni; trzeba nałożyć biskupom i księżom ustawy, po przyjęciu których staliby się urzędnikami świec­

kimi, ale nie pasterzami trzody sobie od_"Jezusa po­

wierzonej. Tej walki domowej pierwszą ofiarą Pa‘

dnie K ościół w W ielkopolsce, bo wszakże t o Ko­

ściół rzymski i polski zarazem! — L ecz żeby wralkę spokojniej zrozumieć, zapuśćm y się w t a j e m n i c z e

głębie jej wewnętrznych pobudek.

Zasady i początek „Kulturkampfu."

Jesteśmy poddani bardzo surowemu p r a w o d a w ­

stwu, dla tego nie możemy o walce kulturnej euro­

pejskiej, a mianowicie niemieckiej, pisać *z taką swo­

bodą, jakiejby ta sprawa wymagała.

C hoć dalecy jesteśm y od chęci obrażania ja- kichkolwiek państw, osób, lufc instytucyi, to jednak nie możemy o nich pisać z taką prawdą, z jaką si?

Kościół św. o nich odzyw ał i odzywa, ile razy o nich mówi bez przymusu.

Dla tego walkę z Kościołem r z y m s k o - k a t o l i c k m1 wystawim nie jako objaw złości, tylko jako objaw błędu; a ilekroć będziemy narzekali nad stanem K °' ścioła w ziemiach naszych lub sąsiednich, zawsze to będziemy mówili z miłością chrześciańską i ^ modlitwą Jezusa Chrystusa: Ojcze, odpuść im, b0 nie wiedzą co czynią.

W alka z Kościołem katolickim podjętą została w imię cywilizacyi, czyli oświaty i postępu. Sie­

dem lat pokazało, ja k się cywilizacya i postęp, c0‘

fnęły, jak miejsce ich zajęły w wielkiej mierze zdzi­

czenie i zbrodnie.

O walce nie ma tu właściwie mowy, walką bo­

wiem nazywamy taki spór, gdzie obie strony ma)3 broń; tymczasem we walce tak zwanej k o ś c i e l n e j )

czy tam kulturnej, jedna tylko strona ma siły ciała>

g d y tymczasem druga jest zupełnie bezbronną 1 tylko duchem się broni i opiera, tym duche111’

który płynie nie z krwi, nie z ciała, ale z Ducha

i świętego.

W^alka ta przybiera jeszcze smutniejsze barwy>

gdy się rozważy, że katolicy niemieccy bili się ^ dobrze w boju, ja k niekatolicy, że miasta k a t o l i c k i

składały także ofiary na ołtarzu państwa w boj°

z Francyą, ja k miasta protestanckie; że zakony ^a tolickie niosły szeregom niemieckich żołnierzy pom°c pełną poświęcenia, a duchowieństwo polne k a to lik 16 prawie cale wróciło ozdobione krzyżami.

Dla tego zawód katolików tym większy, a cier pienia ich tym dotkliwsze.

Jeszcze w roku 1866-tym mówił Król Wilhe^*1 do ks. Ledóchowskiego i Melchersa, biskupów, kiew mu przysięgę składali wierności:

(5)

*— »Stan Kościoła katolickiego jest w naszym państwie tak dobrze uregulowany, iż mi to nawet Głowa tego Kościoła (Pius IX.) przyznała.«

P. Bismark naówczas tak bardzo się starał o to, aby ukontentować Stolicę Apostolską, iż wakujące posady obsadzał najgorętszemi ultramontanami, tj.

ludźmi Stolicy Apostolskiej najprzyjemniejszymi. Je­

dna z gazet katolickich pisała wtedy, że p. Bismark 0 lepszych się starał biskupów dla Kościoła katolic­

kiego, niż niektóre kapituły.

Przyjaźń ta rządu pruskiego z Kościołem trwała nawet, przynajmniej na zewnątrz, przez krótką chwilę P° ogłoszeniu cesarstwa niemieckiego w Wersalu.

J eszcze wtedy Najjaśniejszy Cesarz W ilhelm przemówił d° kawalerów maltańskich :

— »że zabór Rzymu przez W łochów uważa za akt gwałtu i zuchw alstw a; że po skończeniu wojny nie omieszka wspólnie z innemi książętami wziąść te) sprawy pod rozwagę.*

Do dziś dnia nie wiemy, co ksiądz Mieczysław . Ledóchowski mówił z cesarzem Wilhelmem w Wer- Salu> bo ksiądz Kardynał do tej chwili dochował pod tym względem tajemnicy: do dziś dnia nie Wiemy, czy ks. Arcypasterz jeździł tam dobrowolnie, Czy też na w ezw anie; ale ju ż sama okoliczność, że ks- Arcypasterz m ógł wśród całej okropności w o­

jennej jechać do Wersalu, i że wolno mu było wsta­

w a ć się za Ojcem św., sam fakt jest dowodem, Ze jeszcze wtedy nie było wypowiedziano jawnie, co 2a stanowisko miał niebawem zająć w Prusiech K o ­ ściół katolicki.

Trudno nam tedy pojąć, co rzuciło obywa­

l i protestanckich i rząd pruski na drogę walki z Kościołem

C zy może chodziło o to, aby dokonać dzieła r°zpoczętego przez reformacyą Marcina Lutra? Ależ

^a to za mało było katolików w P ru siech !... Trudno nam to zbadać, kiedy sam hr. Arnim nie zbadał Wszystkich tajników sw ego przełożonego.

G azety rządowe i półurzędowe, tudzież osoby

"^stępujące w imieniu rządu, twierdziły, że

głównymi powodami walki z Kościołem były:

Ogłoszenie dogmatu nieomylności papiezkiej; 2) En- cyklika z 8-go Grudnia 1864 roku i 3) Syllabus, czyli spis błędów przeciwnych nauce Kościoła, a wyzna­

w anych przez wiele dzisiejszych rządów i dzisiejszych m?żów stanu.

Przypuścimy, że tak jest, to na to jest tylko Jedna odpowiedź:

Papież był zawsze nieomylnym, a więc nieomyl­

nym i przed wojną francuzką, a jednak nie było po­

r ę b a walki z Kościołem !

Tylko że dawniej nieom ylność ta, choć była W Czynie, ale nie była we formie wypowiedzianą Jako prawda, w którą katolik ma wierzyć pod utratą

awienia . , ,

p Dawniej, choć dogmatu nie było, to jednak gdy

^ apież naukę jaką potępił, ju ż nie było dla potępionej rElcty) i bywała wykluczoną z Kościoła; dziś, gdzie |

jest nieomylność dogmatem, nie postępuje się inaczej, i błądzący albo się nawróci, albo opuszcza zgrom&dze-

| nie wiernych katolickich.

Tymczasem rząd pruski rzecz tę tłumaczył ina­

czej, i twierdził w depeszy z dnia 14-go Maja 1872 roku, że teraz »mógłby Papież wziąśę w ręce swoje prawa biskupów i w miejsce władzy tych biskupów krajowych postawić władzę sw ąpapiezką; że biskupi stają się przez to urzędnikami obcego, absolutnego monarchy.«

Dnia 30-go Stycznia jednak tegoż roku bro­

nił książę Bismark dogmatów katolickich i powie­

dział, »że każdy dogmat, który tyle i tyle współoby­

wateli kraju wyznaje, powinien być obywatelom i rzą­

dowi świętym.«

Niestety'! nie chciano rozumieć, że nieomylność papiezka odnosiła się tylko do rzeczy wiary i oby­

czaju, co jest prawem od czasów Piotra św., a nie do wewnętrznych lub zewnętrznych stosunków Prus, albo jakiegokolwiek państwa na świecie.

A dalej wiadoma, źe Papież nie od dziś rządzi, i nie dyecezyami pruskiemi, francuzkiemi itd., ale całym Kościołem, i że władzę tę ma nie od Soboru W atykakskiego, tylko od Chrystusa Pana, jak to * Sobór W atykański sam był wyznał.

Papież jest nieomylnym tylko wtedy gdy mówi, 1) ex cathedra, tj. z powołania swego nauczycielskiego, jako najwyższy nauczyciel Kościoła i wtedy ma tak wielką moc bozką, nadprzyrodzoną, że go ta od wszel­

kiego błędu chroni.

Nieomylnym jest dalej tylko wtedy, 2) gdy mówi nie do Prus, nie do Francyi, Polski itd., ale do ca­

łego Kościoła.

Nieomylnym jest tylko wtedy, 3) gdy ma orzec pewną naukę dotyczącą Kościoła, a nie polityki świec­

kiej; naukę 4) taką, którą cały Kościół, przyjąć po­

winien i taką, 5) która się wyraźnie odnosi do nauki wiary i obyczajów.

W szystko to są rzeczy dotyczące zbawienia, ale nie rzeczy podatków, wojska, handlu, rzemiosł i prawodawstwa handlowego itd., do których się Pa­

pież nie mięsza.

Trzeba zatym przypuścić, że rząd ówczesny pruski ducha dogmatu o nieomylności nie zrozu­

miał, inaczej nie byłby mógł z tego powodu roz­

poczynać walki tak smutnej w następstwach swoich.

Powiedział rząd pruski, że Papież mógłby się stać absolutnym panem biskupów i monarchą bar­

dziej obsolutnym niż którykolwiek monarcha na świecie.

To mylna.

Papież jest bowiem związany ustawami danemi przez Jezusa Chrystusa i nie wolno mu z nich nic a nie naruszyć. Papież nie może, tak jak car, albo jak król nawet konstytucyjny, dziś nakazać jedno, a jutro nakazać coś zupełnie przeciwnego; on jutro musi tej samej prawdy bronić co dziś, a biskupi nie są w je g o oczach narzędziami albo urzędnikami, tylko są »przez Ducha św. ustanowionymi w miejsce

365

---

(6)

--- 366 Apostołów, aby jako prawdziwi pasterze paśli i rzą­

dzili powierzone sobie trzody.«

Zm ieniały się też zapatrywania rządu pruskiego;

raz go raził sam Sobór W atykański i dogmat nie­

om ylności; inną razą nie podobały się mu definicye Syllabusa i dekreta watykańskie, jako grożące »wol- ności sumienia,* tylko że ta »niewola sumienia* ni­

kogo nie wiązała, kto chciał mógł się z tych wię­

zów bardzo łatwo uwolnić. Nareszcie i to rządowi się nie podobało, że Niemcy katoliccy złączyli się w partyą polityczną i wyraźnie się na to skarżył przed Stolicą Apostolską ks. Bismark.

I tak ciągle: trzeba przeto przyznać, że tylko mała znajom ość lub nieznajomość ustawy Kościoła katolickiego mogła rządowi pruskiemu pozwolić na chwycenie się tak silnych i opłakanych środków przeciwko temuż Kościołowi katolickiemu.

Na usprawiedliwienie, a raczej na złagodzenie sądu naszego o niedokładności wiedzy u rządu pru­

skiego trzeba przecież i to przytoczyć, źe popychał go do tych smutnych kroków spisek samychże nie­

których katolików przeciwko własnej matce K ościo­

łow i; pozwalamy sobie nawet twierdzić, że możeby był rząd nie posunął się do tak ciężkich względem K ościoła postanowień, gdyby g o do tego nie byli po­

pychali ludzie pyszni katolickiego wyznania, którzy myśleli, że umiejętność niemiecka stanie ponad po­

wagę K ościoła i Papieża.

Spisek ten uknuty był w Monachium już na rok przed otwarciem Soboru watykańskiego.

Na czele tego spisku stanął smutnej pamięci ks. Dollinger, prałat kollegiaty i profesor historyi kościelnej na uniwersytecie monachijskim. Biedny Dbllinger; kilkan. lat zaledwie upłynęło od tego czasu i już świat o nim zapomniał, a on odepchnięty od zwolenników swoich, patrzeć musiał ze zgrozą, jak to duchowieństwo, które on myślał poprowadzić na łany

»czystej* nauki, skończyło na tym, że sobie żony po­

brało.

Przed laty był ks. Dollinger dzielnym obrońcą Kościoła, a razem z św. p. hrabią Montalambertem i biskupem Dupanloupem francuzkim w przyjaznych pozostał stosunkach. Co dziwna, że on to w ła­

śnie tak wymownie bronił władzy papiezkiej przed laty, iż dziś nicby nie można gruntowniejszego o niej napisać.

Do siedemdziesiątego roku życia służył wier­

nie K ościołow i; naraz miłość własna kazała mu K o ­ ścioła odstąpić.

Zw ołał on był pewnego razu kongres uczonych teologów katolickich, a że mu to Stolica św. zg a ­ niła, bo zwoływanie takich zgrom adzeń należy do Pa­

pieży i biskupów, i że mu takich zebrań zakazała, więc go to bardzo ubodło.

Miał następnie ks. Dollinger odczyty o władzy świeckiej papieża, tj. o tym, jak rząd papiezki kie­

ruje sprawami Państwa Kościelnego. Na te prelekcye chodził i nuncyusz papiezki w Monachium ; więc gdy Dollinger zaczął ganić mocno administracyą papiezką,

wtedy nuncyusz salę opuścił i już więcej na te pre' lekcye nie przyszedł.

Nie przestając na tym, ks. Dollinger ro zp isa ł się o tym samym przedmiocie w dziele »Kościół i K ościoły*, gdzie nie pokazał należącego dla Pa- pieża uszanowania.

G dy go tedy król bawarski przedstawił na biskupa monarcbijsko-freisingskiego, wtedy Pius I X o d m ów ił mu sw ego zatwierdzenia.

Tu Dollinger zerwał z Kościołem , a chcąc nibj to sprawić, żeby protestanci niemieccy z k a t o l i k a m i

w jedno się zlali, aby stanowili mocne i n ie r o z e r -

wane Państwo, proponował, żeby uchylać z Ko­

ścioła katolickiego to co protestantów odpycha •

Ż e zaś nieom ylność papiezka głównie razi p r o t e s t a n ­

tów, którzy mówią, że każdemu z nich wolno Pism0 św. wykładać po swojemu, więc miłość do p r o t e s t a n t ó w *

połączona z obrażoną miłością własną, popchnęły go d°

tego, że sam począł zaprzeczać odwiecznej n a u c e Ko­

ścioła katolickiego. /i

Myślał tedy Dollinger, że tysiące kięży za nim pó l' dą jako za patryotą — a tymczasem poszła za nim ga rstk a, i ta garska nawet go dziś opuściła, gdy on z n1^

nie chciał iść dalej . . .

W tej walce z Kościołem dopom agał Dollinge"

rowi bardzo skutecznie sam rząd bawarski.

Sobór W atykański otwartym został dnia 8-g°

Grudnia r. 1869-go, a już dnia 9 Kwietnia tegoż roku, tj. na 8 miesięcy rychlej, wydał prezes mini­

sterstwa bawarskiego, książę Hohenlohe, okólnik d°

wszystkich rządów, w którym je -ostrzega, źe będzie tam dużo biskupów; źe pewnie Sobór zajmie rzeczami nietylko wiary, ale i świeckimi

się Bo nieo- mylność, o jakiej tam ma być mowa, to tyle co władza nad wszystkimi królami i książętami. Ż e zaś SyllabuS zawiera wiele artykułów wymierzonych przeciwko fu°

damentom wielu państw, więc czasu był, żeby rządy biskupom swymi powiedziały, co to mogą być za złe skutki z tego, gdyby Syllabus zyskał z a tw ie r d z e n i^

czyby to nie było dobrze, gdyby rządy wspóln’e i przed Soborem złożyły w Rzymie p r o te s ta c y e przeciwko ta k im uchwałom, jakieby zapadły 03 Soborze bez udziału władz świeckich, a były natury

mięszanej. f

Jednym słowem, książę Hohenlohe w y g o t o w a

w tym okólniku plan całej walki, jak a by się P°*

winna toczyć z Kościołem . Kto ten plan n a p is a ł ? - "

Zobaczym y.

Przed Soborem, ale wkrótce po jego rozpisani11’

ukazała się książka pod tytułem J a n u s . Mówią dzie, że pracowało nad nią wielu autorów, a nawet wiele narodów. Celem zaś jej b y ło : podburzyć umys^

przeciw Soborowi. Poruszono w niej »narodową* nie chęć Niemców do Rzymu.

Pius IX powiedział sobie: kiedy rządy zerwały z Rzymem, więc ich na Sobór nie zaproszę; — i rlie zaprosił.

Za okólnikiem księcia H ohenlohegó p o s y p3y się głosy przeciw Soborowi bardzo rozmaitej natury'

(7)

D epesza księcia Hohenlohe była jakoby hasłem, na które ozwały się liberalno-katolickie głosy po ca-

•cj Europie. I tak zaraz hiszpański minister Olo- Zaga odpowiedział rządowi bawarskiemu z nadzieją, 2e sobór się nie zbierze, a przynajmniej, że Sylla- busa nie przyjmie i nie potwierdzi. Gdyby zaś to SlS stać miało, to O lozoga pogroził ligą czyli związ­

kiem rządów romańskich, tj. francuzkiego, hiszpań­

skiego, w łoskiego i portugalskiego, źe one się temu stanowczo oprą! —

W Czerwcu r. i869-go Hehenhole wydał znów

°kólnik w tej samej materyi, a mniemanie było po­

wszechne, że to czyni z namowy Prus, które wolały, Zeby zaczęła »katolicka< Bawarya!

Minister włoski Menabrea posunął się nawet do tego, że zawezwał mocarstwa, aby nie pozwoliły na Sobór, ponieważ na niego nie były zaproszone. Na- reszcie w ysłał Hohenlohe wraz z włoskim rządem Wspólną noi.ę do rządu francuzkiego, aby tenże cofnął Wojsko z Rzymu dla tego niby, żeby obrady soboru były zupełnie wolne! . . W ybornie! Jak tylko Fran­

cuzi wyszli w r. 1860-tym, tak też i W łosi natychmiast cl° Rzymu wpadli.

Nareszcie skoro biskupi niektórzy zażądali od soboru, aby ogłosił nieomylność Papieża jak j dogmat, 2araz też odezwał się ostatni Dóllinger i publicznie Przeciw dogmatowi wystąpił, a minister francuzki, Daru, przedkładał O jcu św.^ aby tego dogmatu nie dopuścił! — grożąc, że w przeciwnym razie załoga francuzką z Rzymu wymaszeruje i odda go na pastwę reWolucyi włoskiej.

Nie ma tedy co m ówić; źródłem, z którego wy­

tk n ą ł opór przeciw Soborowi i dogmatowi nieom yl­

ności, była »umiejętność teologów niemieckich* py­

sznych i w miłości własnej upokorzonych. — Ci pro- eSorowie służyli Prusom jako taran do zwalcza- n,ą K o ś c io ła ; ich mając za sobą, m ogły Prusy P ow ied zieć, że światłych katolików mają po swo-

■]eJ stronie, a do tego nie Prusaków, tylko Bawarów 1 ‘nn ych!

Rozpoczął się też zaraz głośny opór w Pru- s'ech przeciwko Soborowi. Ks. Wollmann, nauczy­

l i r e lig ii w Brunsberdze, w Warmii, pierwszy po­

w ied ział, źe Soboru nie posłucha — a jednak został 115 posadzie swojej.

Lud katolicki nie rozumiał przecież tego wcale nie wiedział, o co się walka toczy, bo dla niego zyni zawsze był nieomylnym! Kiedy się członkowie

^emieckiej part} i pytali pana ministra w sejmie dowody na to, źe nowa nauka Kościoła jest »na- t^ścią, na Państwo pruskie, wtedy pan minister za-

• !^kł — bo istotnie dowodu znaleźć nie mógł. Bo Prawda — wszak już wiele lac upłynęło od czasu jak 0gmat ten o nieomylności ogłoszono, a tu ani jeden stolik nie podniósł przeciwko Prusum nietylko oręża,

e nawet p ięści! . .

Co to znaczy Centrum?

Zaraz po wojnie austryackiej wyrobiło się w ka­

tolikach niemieckich przekonanie, źe zwycięztwo nad Austryą jest zarazem zwycięztwem protestantyzmu nad katolikami pruskimi.

P r z y n a jm n ie j mówiły o tym głośno pisma pro­

testanckie i liberalne, a rząd tych głosów nie zbijał ani nie tłumił. Zaniepokoili się też kotolicy skutkami politycznymi wojny z r. i86ó-go; bo po tej wojnie trzy państwa niemiekie : Hannower, Hessya i Nassa- wia, utraciły swą samodzielność, a rzeczpospolita czyli wolne miasto Frankfurt, stało się miastem pru­

skim. Zaniepokoiło to katolików, bo się obawiali, żeby tak powoli wszystkie państwa nie potraciły sa­

modzielności i nie utonęły w protestanckich prze­

ważnie Prusiech, bo ich już katolicka Austrya rato­

wać nie mogła, od czasu jak została ze związku niemieckiego wyrugowaną. Fo wojnie francuzkiej te obawy daleko bardziej się wzmogły, gdyż liberalne pisma groziły bez ustanku, że cesarstwo niemiec­

kie jest protestanckim i że jest w przeciwieństwie do Rzymu.

Z e strachu tedy, aby nie utracić swobody wy­

znania i politycznej, zawiązali się katoliccy posłowie w partyą polityczną i przybrali nazwę Centrum, śro­

dek, ponieważ w izbach nie siadali ani po prawicy,

t a m g d z i e przyjaciele rządu, ani po lewicy, gdzie jego

nieprzyjaciele, tylko w środku; ani za ani przeciw rzą­

dowi, tylko za praw dę!

T c Centrum powiedziało sobie:

1) że Niemcy mają zostać państwem związko- wem, tj. że wszystkie państwa małe mają mieć zu­

pełną swobodę i nie zostać prowincyami pruskimi, jak Hanower, księstwo Nassawskie i Heskie, albo

Frankfurt.

Powiedziało dalej Centrum,

2) że starać się będzie o moralne i materyalne dobro wszystkich klas ludności, o zachowanie religii

i wolności. .

3) mieli zaś członkowie na swych posiedzeniach głosować, że chcemy tak lub owak, ale w Izbach wolno im było głosować inaczej, jak się im podo­

bało, aby nikt nie był krępowany; była więc zupeł­

na wolność!

Do z a ł o ż y c i e l i tej partyi należeli przedewszyst- kiem Savigny (Savini) Windhorst, Mallinkrodt, Probst,

R e i c h e n s p e r g e r , ks. Liivenstein i Freytag.

Frakcya ta sprzyjała zawsze Polakom, a kiedy jej za to robił wyizuty ks. Bismark, to Mallinkrodt wręc powiedział, że Centrum na chorągwi swojej wy­

wiesiło obronę prawdy, wolność i prawa! że przeto musi występować w obronie Polakow, kiedy widzi, ź e rząd zniszczył wszystkie ich prawa narodowe!

Opierać się też postanowiło Centrum temu, żeby wszystko obracać w zysk, a nie pytać o sprawiedli-y wość uczynku, byle był zyskowny, co ostatniemi lat wdarło się do polityki europejskiej.

(8)

368

W alka z tym Centrum pokazała się w pierwszym zaraz Parlamencie, zwołanym na wiosnę roku 1871.

Katolicj' mieli nadzieję, że Niem cy nie pozwolą na zabór Rzymu, ju ż dla tego samego, że taki zabór był krokiem na wskroś rewolucyjnym, ja k go nazwał sam Cesarz Wilhelm,

(Ciąg dalszy nastąpi).

G ł o s Ś w i ę t y c h .

XIX.

Modlitwa, jest to zwrócenie do B o ga wszystkich władz swej duszy; jestto rozmowa z Bogiem , duszy przejętej obecnością i wielkością Boga.

(Sw. Jan Chryzostom).

T ak ja k pod promieniem słońca, niektóre kwiaty i rośliny zamykają swe kielichy a gdy słońce zniknie, rozwijają się i zostają rozkwitłe przez całą noc; tak samo uczucie obecności B oga, powinno nas skłonić do zamknięcia się w sobie, ażeby władze naszej du­

szy skupiały się wszystkie dla uczczenia boskiego majestatu. (Sw. Franciszek Salezy).

Modlić s i ę . . . znaczy rozmawiać z Bogiem.

(Sw. Izydor).

Rozmawiaj wiele z Bogiem, a mało z ludźmi.

(Św. Ephrem).

Jeżli pragniesz nieustannie modlić się, chciej to czynić: ta chęć ciągła ofiarowana B ogu, będzie jakob y wyrazem nieustającej modlitwy.

(Św. Augustyn).

W e wszystkich czynach twoich, miej zawsze B oga na, widoku, a wtedy czyny twe staną się cią­

głą modlitwą. (Św. Bonawentura), W ierzę, iż gorliwość nie jest czem innem, tylko chęcią gorącą, stałą, podobania się Bogu.

(Św. Bazyli).

Niemodliny się na to żeby odwrócić od nas zamiary' B oga lecz żeby otrzymać to, co B ó g po­

stanowił udzielić nam na prośby nasze,

(Sw, Tom asz z Akwinu).

B ó g w swej szczodrobliwości daje nam bardzo wiele, nawet gd y G o o to nie prosimy; lecz są rze­

czy o które chce, żebyśm y G o dla naszego dobra p ro sili: a to w tym celu, żebyśm y udając się z pro­

śbą do niego uczy-li się ufności i uznali G o za źró­

dło łask wszelkich.

(Sw. Tom asz z Akwinu).

O następujące rzeczy, zawsze powinniście Boga prosić z całego serca i bez przerwy; aby wam dał m ą d r o ś ć a b y ś c ie byli przyjemni w Jego o c z a c h ; abyście w Nim żyli i aby wam dal łaskę zejść z tego świata w miłości bożej, dla obcowania z Nim całą

wieczność. (Sw. Bernard).

Modlitwa jest wzniesieniem duszy do Boga K iedy więc modlimy się bez uwagi, dusza nie wznosi się do Boga. (Sw. Tom asz z Akwinu).

Jakże słabi i występni jesteśm y w tem iż pod' dajemy się myślom płochym, kiedy u stóp Zbawi­

ciela klęczym y! Jakżeż możemy się spodziewać, że Pan B ó g nas słuchać będzie, jeżeli się sami nie słyszym y i że będzie pamiętał o naszej modlitwie, jeżeli najpierwsi o niej zapominamy.

(Sw. Cypryan).

XX.

Na ja rm ark u końskim.

— A leż mój Szumlu, ten koń nie wart i dzie­

sięciu rubli! . . . a

— Ny, co pan gada, ja k un może być n'e wart? Niech pan idzie w zakład, co ja na znu11 z W arszaw y do G rójca jad ę ino pół godziny . • •

— A to jakim sposobem?

— Ny niech sze pan założy!

— Trzym am pięć rubli, że to nieprawda!

— A widzi pan, co pan p rzegra ł!. . . Ja nim do G rójca jadę jeno pół godziny, bo on mnie nie chce dźw igacz, to ja dalej idę piechotą . ..

S Z A R A D A .

Pierwsze z trzeci em — ii ię święte, Z biblii dla niewiast wzięte,

D rugie z trzeciem smutna dola, G dy przychodzi Boża wola Cale miasto południowe — Jakie? nasusz trochę głowę.

Z a dobre rozwiązanie w yznaczona nagroda.

Rozwiązanie szarady z nr. 45-go:

M a - r u - d a .

Niech kto przeczy ja k chce, ale od Adama W czci u wszystkich zawsze była dama.

Z głębokiej zaś ziemi dobywa się ruda, A jeśli nie wierzysz, toć chyba maruda.

J. Z. z N.

Dobre rozwiązanie nadesłali nam jeszcze Parl1 Bronisława Badura z Roździenia, pan Jan Szu z Poznania.

Nagrody otrzymali pani Bronisława Badura i pan Jan Szulc.

Nakładem i czcionkami »Górnoślązaka«, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: B o g u m i ł Z i ę t a k w Dębie.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Cóż ma więc robić mieszkaniec takich okolic fabrycznych, gdzie o wodę dobrą, smaczną, zdrową tak trudno? Najlepiej będzie, żeby się dowiadywał, gdzie w

miast do życia powrócił. Feliks Gondek w swoim »W ieczorze św. I tak dzisiaj zastanówmy się nad trzema krzyżami, które stały na G olgocie czyli Kalwaryi. Na

sławiony, źeć nie mogą oddać: albowiem ci będzie oddano w zmartwychwstaniu sprawiedliwych®, to jest po śmierci w Niebie. B óg miłosierny zlitował się nad

siejszej ludzie każdego stanu wiele się nauczyć mogą, ale osobliwie rodzice a dziatki, wszelakiej pobożności żyw e przykłady wystawione mają.. A w drugiej

W ylicza Faryzeusz dużo dobrych uczynków, jakie pełnił, a jednak B óg na nie nie wejrzał. Augustyn, a nic nie znajdziesz. Wstąpił, aby się modlić, a on nie

Pewnego wieczoru dłużej jak zwykle modląc się, na grobie pani Tarmińskiej, Marta powiedziała ciotce, że nie chcąc jej być dłużej ciężarem, postanowiła

odwoływały, zawsze o to się postarał, że kto inny z Uczniów Pańskich przy niej zostawał prócz nie- wiast pobożnych i Świętych, którymi Marya była

Tak jest, chciał Bóg, aby się oni dobrze nad tą prawdą zastanawiali i przekonali się, iż służba, do której się państwu swojemu obowiązali, wymaga od