• Nie Znaleziono Wyników

"Gofred abo Jeruzalem wyzwolona", Torkwato Tasso, przekładania Piotra Kochanowskiego, na podstawie pierwodruku wydał, wstępem i objaśnieniami zaopatrzył Roman Pollak, Wrocław 1951, Biblioteka Narodowa, Seria II, nr 4, s. LI, 1 nlb, wydanie trzecie, całkow

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share ""Gofred abo Jeruzalem wyzwolona", Torkwato Tasso, przekładania Piotra Kochanowskiego, na podstawie pierwodruku wydał, wstępem i objaśnieniami zaopatrzył Roman Pollak, Wrocław 1951, Biblioteka Narodowa, Seria II, nr 4, s. LI, 1 nlb, wydanie trzecie, całkow"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Mieczysław Brahmer

"Gofred abo Jeruzalem wyzwolona",

Torkwato Tasso, przekładania Piotra

Kochanowskiego, na podstawie

pierwodruku wydał, wstępem i

objaśnieniami zaopatrzył Roman

Pollak... : [recenzja]

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce

literatury polskiej 43/1-2, 728-734

(2)

czen ie jak o źródła litera ck ieg o , skąd czerpali nieraz a u to rzy p o w ieści i d ram a­ tów' h isto r y c z n y c h , aż gd zieś po W y sp ia ń sk ieg o .

P a m ię tn ik a n e g d o ty c z n y G órnickiego, zap raw ion y zn aczn ą p rzym ieszk ą r eto ry czn o ści i m o ra liza to rstw a , rad zi b y śm y ujrzeć n a tle p o tężn ieją ceg o u n as szy b k o rozw oju p a m iętn ik a rstw a h isto ry czn eg o , na k tórego n iezw y k łe b o g a ctw o w sk a z y w a ł już w sw oich p relek cjach M ickiew icz. U p ra w ia tę d z ie ­ d zin ę coraz w ięk sza liczb a starop olsk ich litera tó w p o czą w szy od X V I w ., p rzy czy m już w te d y m ożna o zn a czy ć w cale rozległą sk a lę od m ian oscy lu ją cy ch m ięd zy h isto rią a a n eg d o tą , m ięd zy łacin ą a p o lszczy zn ą , m ięd zy narracją a form ą ep isto lo g ra ficzn ą (P io tro w sk i), m ięd zy diariuszem p ro za iczn y m a w ie r ­ szo w a n y m (P ielg rzy m o w sk i). W y ró żn ien ie ty c h od m ian , ich c h a ra k tery sty k a b liższa , u m ieszczen ie D zie jó w G órnickiego na od p ow ied n im m iejscu w ty m z e ­ sp ole — to p o s tu la ty , k tó ry ch realizację u ła tw i zn aczn ie k r y ty c z n a , obficie p rzy p isa m i w y p o sa żo n a ed y c ja B a ry cza .

R o m a n Pollak

T ork w ato T a s s o , G O F R E D A BO J E R U Z A L E M W Y Z W O L O N A p rze­ k ład an ia P io tra K o c h a n o w s k i e g o . N a p o d sta w ie p ierw odruku w y d a ł, w stęp em i ob ja śn ien ia m i za o p a trzy ł R om an P o l l a k . W y d a n ie trzecie, c a ł­ k o w ite. W rocław 1951, s. L I, 1 n lb ., 698. B i b l i o t e k a N a r o d o w a .

Seria II , nr 4.

P o przerw ie p ó ł w iek u o tr z y m u je m y zn ów p e łn y te k s t Jeroz olim y W y ­

zwolonej, n a b y te k ty m w a żn iejszy , że o sta tn ie w y d a n ie c a łk o w ite, ogłoszon e

p rzez R y d la w B i b l i o t e c e P i s a r z ó w P o l s k i c h , b yło d o b itn y m p r z y k ła ­ d em braku w łaściw ej m e to d y ed y to rsk iej w sto su n k u do k la sy k ó w litera tu r y sta ro p o lsk iej. R. P o lla k d o p ełn ia w te n sp osób serii prac, ja k ie od la t 35 p o ­ św ięca! Gofredowi, a w k tó rej, obok obszernej m on ografii i dw u w yd ań sk ró ­ co n y c h p o em a tu , m ieści się też szereg stu d ió w sp ecja ln y ch . J e ste śm y jed n ak p rzek on an i, że krąg to jeszcze nie z a m k n ię ty : n ieb aw em za p ew n e p rzyjd zie kolej na w y czerp u ją cą rozpraw ę o p rzek ład zie O rlanda, która p o zw o li dopiero p o d ją ć ocen ę całego dzieła P io tra K o ch an ow sk iego.

H isto ry cz n o litera ck i w stę p do p olsk iego Gofreda z n a tu ry rzeczy m ieć m u si dw a ośrod k i: o ry g in a ł i p rzekład. Szczególnie d uża w ty m w y p a d k u rola p rzek ład u , zasp a k a ja ją ceg o przez szereg p ok oleń tę s k n o ty za w ła sn ą ep op eją, sta w ia go na rów ni z w y b itn y m i d ziełam i lite r a tu r y rod zim ej, a przez to sp ra­ w ia , że zagad n ien ia z nim zw iązan e w y m a g a ją o w iele w ięcej m iejsca, niż p r z y ­ p ad ać go zw y k ło rozbiorow i n iep rzec iętn y ch n a w et tłu m a czeń . A le ro zw a ża ­ n ia t e n ie zd o ła ły b y o czy w iście d otrzeć do sed n a sp ra w y bez u ch w y cen ia i w y ­ ja śn ien ia n ajbardziej is to tn y c h cech p o ezji T assa.

U d erzać m u szą d y sk u sje i a ta k i, k tóre J erozolim a bu d ziła od ch w ili sw ego p o ja w ien ia się i k tóre, w różnej p o sta ci, ciągn ą się przez całe stu lecia . E p op eja o G ofredzie, m im o szy b k ieg o osiągn ięcia n ajw yższej ran gi litera ck iej, n ie p rze­ sta w a ła b u d zić u w ielu c z y te ln ik ó w sp rzeciw u p o lem iczn eg o ; sąd ził ją ostro ju ż G alileusz, n ie tłu m ił sw ej n iech ęci p o w ścią g liw y zazw yczaj M anzoni, a tak że

(3)

R E C E N Z J E I P R Z E G L Ą D Y

729

au tor najlepszej i n ajpełniejszej dotąd m onografii o w łosk im p oecie, E . D ona- doni, n ie ta ił sw oicłi w ą tp liw o ści i zastrzeżeń. P od ob n ie jak dzieło, rów nież i osoba jego tw ó rcy przechodziła znam ienne koleje. W cześn ie o to czy ła ją le ­ gen d a (której w la ta ch o sta tn ich parę rozpraw p ośw ięcił U . B o sco ), zapisana już w p o czą tk a ch X V I I w ieku. C zyni ona z T assa w zór p o e ty , k tórem u lo s, ob d arzyw szy go darem słow a, odm aw ia szczęścia w ży ciu oso b isty m . L egen d a ta , szczególn ie blisk a ro m a n ty k o m , rozw iana w praw dzie zo sta ła przez n ow szą k ry ty k ę h isto ry czn ą w najbardziej efek to w n y ch epizod ach . Z aw isł zw łaszcza w p różn i d om n iem an y stosu n ek p o e ty do k siężn iczk i E leon ory, m ającej j a ­ k ob y b y ć g łów n ym źródłem jego udręki. L ecz w ażn iejsze od d o w o ln y ch , jak zw y k le, i n iesp raw d zaln ych d om ysłów na te m a t ż y c ia uczu ciow ego pisarza jest stw ierd zen ie, że już w r. 1610 szaleń stw o T assa in terp retow an o jako sy m u ­ lację, m ającą b y ć p rotestem w ob ec sp ołeczeń stw a, które nie u m ie n a leży cie ocen ić n atch n ion ego tw órcy. W ten sposób legen d a o T assie stała się szczególn ie w y m o w n ą ilu stracją m o ty w u ,,p o e ta i ś w ia t” w jego zw róconej przeciw sp o łe ­ czeń stw u in terp retacji, p am iętn ej zw łaszcza z Ghattertona V ig n y ’ego. P o ­ z y ty w iś c i zn ów , a p rzede w szy stk im b adacze spod znaku L om brosa zn ajd ow ali w n ieszczęśliw y m autorze Jerozolim y p rzed m iot dociek ań p a to lo g iczn y ch , op a rty ch na zaw o d n y m m ateriale i p rzyn oszących n iew iele dla in terp reta cji sam ego utw oru . A ty m cza sem , niezależnie od k r y ty k i, u tw ór ten z d o b y ł w e W łoszech pop u larn ość n ajszerszą, bijącą w oczy na tle ta k c zęsty ch i u za sa d ­ n io n y ch skarg (w tórow ał im rów nież w sw y ch w ięzien n y ch rozm yślan iach G ram sci), że literatu ra w łoska, zw łaszcza od w iek u X Y I , b y ła tw orem w y b it ­ n ie elita rn y m i nie docierała do szerszych w arstw narodu. W praw dzie i paru in n y c h sp o m ięd zy d aw n ych p o etó w w łosk ich pow ołać b y się m ogło n a o d ­ dźw ięk nie za cie śn io n y do sfer u p rzyw ilejow an ych . O jciec T ork w ata, B ernardo T asso zap isu je w r. 1559, że n ie m a uczonego czy rzem ieślnika, starca c z y p a ­ ch olęcia, k tó rzy b y ograniczali się do sam ej lek tu ry A riosta : zw ro tk i Orlanda śpiew a zarów no zn u żo n y w ędrow iec, jak i rob otn ik w p o lu ; a w sza k że i D on K iszo t, k tó ry lizn ął tro ch ę w ło szczy zn y , ch w ali się, że u m ie śpiew ać stan ce A riosta. N ik t jed n ak n ie dorów nał pod ty m w zględ em w zięto ści T assa. G on d o­ lierzy w io słu ją cy p rzy w tórze jego ok taw przeszli do litera tu r y , a jeszcze przed k ilk u d ziesięciu la t y recy ta cja i odśpiew anie o k ta w Jerozolim y b y w a ły na p ro ­ w in cji p rzed m iotem konkursów i popisów w czasie w e s e l1.

Cóż czyn iło p o em a t T assa, m im o liczn ych d łu żyzn , ta k b lisk im lu d ow i w łoskiem u'? Czy m oże b u d u jąca opow ieść o w ojn ie p o b ożn ej? Czy raczej p o ­ b u d za ją ca w yob raźn ię fa n ta sty k a i eg zo ty zm ? R. P o lla k słu szn ie stw ierd za brak w aru n k ów h isto ry czn y ch , które b y w e W łoszech X V I w ieku w y tw o r z y ć m ogły o d p ow ied n ie p od łoże dla ep ik i boh atersk iej. Od d aw n a też d ostrzeżon o, jak bardzo pozorn y je st „ h ero izm ” p oezji T assa, której sferą w ła ściw ą i w y ­ raźnie o so b istą p o zo sta je to n a cja id y lliczn o -eleg ijn a , ta sam a co w A m y n ta -

eie. T ak ż y w a i ta k głośn a w X Y I i X V II w iek u d ysk u sja, którem u z dw u p o e ­

tó w ferraryjskiego dw oru przyzn ać p ierw szeń stw o: A rio sto w i c z y T assow i, nie b y ła ty lk o p rzyp ad k ow ą k łó tn ią ro zju szo n y ch p ed a n tó w . C hociaż oba p o e m a ty dzieli n iew iele p onad p ó ł w iek u , rep rezen tu ją on e dw ie całk iem różne epoki — o czym nie zaw sze m oże u nas się p a m ięta , w y m ien ia ją c jed n y m tch em

(4)

za słu g i zn a k o m iteg o tłu m a cza . K ied y A riosto cieszy się ciągłym ruchem i zm ian ą, z rad ością p a tr z y na b u jn ą r z eczy w isto ść i ch łon ie pęd p rzygód , g d y jego o k ta w y tc h n ą ren esan sow ą u fn o ścią w ob ec ż y c ia , T asso p ogrąża się już w m roki la t p o try d en ck ich i ze sw y m i b oh ateram i p łci obojga przede w sz y stk im w s p ó ł­ cierpi. Z nam ię cierpienia i fa ta lizm u k ła d zie się u n ieg o na w sz y stk im , w id n ieje n a d całą sk alą różn orod n ych obrazów . Z gięty p o d p o d w ó jn y m jarzm em : relig ijn y m — zw ycięsk iej k on trreform acji i litera ck im — sk o d y fik o w a n eg o ary- sto te liz m u , T asso, k tó r y sta ł się ju ż ty lk o kłęb k iem ch orych nerw ów , g n a ją cy ch go z jed n ego k ą ta W łoch w drugi, ch ce sp ełn ić żąd an ia p o e ty k i, uznanej za o b o w ią zu ją cą i p n ie się do w zn io sło ści, pragn ąc zresztą p od k reślić te ż w te n sp osób , ja k d alece ró żn y je s t od A riosta (epicka d ig n ité i grandezza p och łan iają jego u w agę i w rozw ażan iach te o r e ty c z n y c h ). N ie ten jed n ak n arzu con y sobie w y siłe k zy sk a ł m u serca. S ta ł się T asso szczególn ie b lisk i ta k w ielu c z y te ln i­ kom ó w czesn y m i p ó źn iejszy m jak o p o e ta n iep o k o ju w łaściw ego jego epoce i jego stru k tu rze p sy ch iczn ej. J ed en z w n ik liw y ch k r y ty k ó w w ło s k ic h 2 w y k a ­ za ł n ied aw n o, ja k d alece za sa d n icza p o sta w a p o e ty zn ajd u je od b icie n ie ty lk o w ta jem n iczo ści p ew n y ch epizodów ’ (uroki n o cy ), ale zw łaszcza w jego sło w n i­ c tw ie p o e ty c k im , w u p o d o b a n iu do e p ite tó w ta k ich ja k ignoto, in fin ito, im m enso u k a zu ją cy ch za g u b ien ie i o sa m o tn ien ie człow ieka ow ej ep ok i zm ierzchu w o t a ­ cza ją cy m go św iecie (,,fra che nude so litu din i è stretto U vostro fato” — ,,w jak że n a g ie p u stk o w ia w c iśn ię ty je s t w asz lo s !” ). Cisną tu się na m y śl nie ty lk o sło w a P a sca lo w e: ,,L e silence eternel de ces espaces in f i n i s m , effraie” , ale i p ó ź ­ n iejsze, p ok rew n e sk ło n n o ści r o m a n ty k ó w , od C hateau b rian d a p o czy n a ją c. A że u czu cia te w yrażon e z o sta ły szczeg ó ln ie su g e sty w n ą m u zy k ą słow a, d z ia ­ ła ją cą jak d elik a tn a p ie sz c z o ta z m y sło w a , w ięc te w a lo ry p o cią g a ły przede w sz y stk im w rażliw e ucho w ło sk ie, ch o ćb y n a w et słu ch acz (nieraz m oże ob cy k sią żce w ielb iciel T a ssa ? ) n ie d ostrzegał praw d ziw ego dna tej m elan ch olii. I rzeczą n ajbardziej u d erzającą je s t ch y b a fa k t, że w P o lsce od w racają się te prop orcje: część rom an sow a, liry czn a m n iejszy b u d zi od d źw ięk u tłu m acza, k tó r y też rozp orząd za sk rom n iejszym zasob em środ k ów a r ty s ty c z n y c h dla jej od dania. P rzeciw n ie, część ,,b o h a te r sk a ” , b ęd ąca w ta k d u żym sto p n iu w y tw o rem je d y n ie literack iej d o k tr y n y i sp raw n ości — pod piórem P io tra K och a n o w sk ieg o , w środ ow isk u sarm ack im nabiera cech a u te n ty z m u , zdaje się p u lso w a ć krw ią i ona g łó w n ie p rzem aw ia do szlach eck iego o d b iorcy, ona słu ż y celom p o lity c z n y m — „zagrzew a serca ” do w a lk ze W sch od em .

T asso z jednej stro n y je s t m ęczen n ik iem sw ej sp lątan ej ep o k i: w k o r z y st­ n iejszy ch w aru n k ach jego z b y t w ra żliw y ustrój n erw o w y n ie b y łb y zapew ne w y sta w io n y n a ty le u dręczeń i wrstrząsów . A le T asso n ie ty lk o odbija w sw ym d z ie le p rąd y ó w czesn e; że z biegiem la t chce b y ć ich w yrazem św iad om ie, p o ­ słu szn ie, teg o d o w o d zi ch y b io n a przeróbka w łasn ego p o em a tu , ale d ow od zą te g o rów nież jego stu d ia k r y ty c z n e , zw ła szcza D isco r si del poem a eroico, b ę ­ d ące rozw in ięciem o p o ło w ę k rótszej rozp raw y m łod zień czej. D y le m a t ten n a ­ biera u niego w y m o w y p raw d ziw ie d ra m a ty czn ej, w a rt też b y łb y m oże w y r a ­ zistszeg o jeszcze o św ietlen ia , niż zw ięzłe u w a g i w e w stęp ie do najn ow szego w y d a n ia Jerozolim y.

2 Mario F u b i n i , Osservazioni su l lessico e sulla metrica del Tasso (w t o ­ in ie: S t u d i s u l l a l e t t e r a t u r a d e l R i n a s c i m e n t o . F iren ze 1948),

(5)

R E C E N Z J E I P R Z E G L Ą D Y

731

R. P ollak nie traci z oczn p o lity czn y ch i sp ołeczn ych nurtów epoki, p o d ­ kreśla od d ziaływ an ie środow iska na poetę. N iek tóre fa k ty , g d y b y je w sp om n ieć, m o g ły b y ch a ra k tery sty czn y m szczegółem dopełnić nakreślonego przez w y d a w cę obrazu. Tak np. ju ż pierw sze, m łodzieńcze zetk n ięcie się p o e ty z ży ciem d w or­ skim w U rbino w ciągn ęło go w atm osferę, która tak fa ta ln ie m iała nad nim za cią ży ć. T akże w y d o b y cie p o lity czn eg o tła k on flik tu T assa z k sięciem F e r ­ rary rzuca w ięcej św ia tła na sp raw ę t ę i na okres k ontrreform acji w e W łoszech . Znane sy m p a tie dw oru ferraryjskiego dla k alw inizm u (p am iętn e jeszcze od czasów R enée de F rance i M arota) spraw iły, że sk rupuły religijne p o e ty m o g ły grozić tem u dw orow i p o w a żn y m n ieb ezp ieczeń stw em . O skarżenie o herezję, w y ch o d zą ce z u st w y b itn eg o pisarza, m ogło b yło w zm ocn ić zw rócone przeciw E sto m in try g i W a ty k a n u , i to w chw ili, g d y brak b ezpośredniego sp ad k ob iercy sta w ia ł na porządku d zien n ym spraw ę n a stęp stw a na k siążęcym tron ie, a R zym nosił się już z m yślą w cielenia Ferrary do P a ń stw a K ościeln ego. Te ok oliczn ości w znacznej m ierze tłu m a czą , choć o czyw iście n ie usp raw ied liw iają, b ezw zględ n ość k sięcia w ob ec nieob liczaln ego p o e ty .

J eśli id zie o przek ład , trudno b y dorzucić coś isto tn eg o do a n a lizy R. P ol- lak a, opartej na w ielo letn im ob cow an iu z p oem atem . N ie w e w szy stk im jed n ak p o d ziela łb y m p o g lą d y w y d a w c y na kolejne redakcje te k s tu p o lsk iego. Już n ieza leżn e od siebie a rty k u ły J. K rzyżanow skiego i P ollak a w y su n ę ły przed la ty to zagad n ien ie ( P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X IV , 1916). W y d a je się rzeczą b ezsp orn ą, że drukow ana redakcja Jerozolim y p op rzedzona b y ła przez in n ą i że u k ład rym ów , w ła ściw y ok taw ie, w prow adził tłu m acz dopiero do redakcji o sta teczn ej — m oże pod w p ły w em czy n aw et p rzy w sp ółu d ziale J a n a T ęczyń - sk iego, chociaż o w sp ółp racy tej nie sposób p ow ied zieć coś b liższego, jeśli się zw a ży zw łaszcza, jak m ało ścisły b yw ał p och w a ln y języ k d ed y k a cy j. Czy je d ­ nak rów nie p rzek on yw ające są inne, dalej id ące w n iosk i w y d a w c y ? „ N a j­ pierw — c z y ta m y — przekładał K och an ow sk i Gofreda sk u p iając zaw artość k a ż ­ dej T assow ej o k ta w y w zw rotce złożonej z sześciu 11 -zgłoskow ców o ry m a ch albo p a r z y sty c h , albo u k ła d a n y ch w ed łu g sch em a tu ababcc. N ieza d o w o lo n y z tej red ak cji tłu m a cz porzucił ją i przeszedł do Orlanda. T u zn ów in n ą, o b szer­ n iejszą zw rotk ę za sto so w a ł, rów nież sześcio w ierszo w ą , ale złożoną z 13-zgło- sk ow ców rym ow anych- parzyście. W rócił p o tem do Gofreda i teraz u zu p ełn iał sześeiow iersze do o k ta w y . P o w y d a n iu p o em a tu zabrał się do p rzeb u d ow y p oprzedniej red ak cji Orlanda, rozrzerzając sześeiow iersze do ośm iow ierszy p a rzy ście ry m o w a n y c h ” . P o d o b n ie kolejne p rzem ian y zw rotk i w p rzek ład ach K o ch a n o w sk ieg o u jm u je szkic, p om ieszczon y w S p r a w o z d a n i a c h ГАТТ z p aźd ziern ik a 1946.

N ie m ogę tu się oprzeć p ow ażn ym w ą tp liw o ścio m . N ie w id zę najpierw ż a d n y c h p o d sta w do p rzyjęcia zd ecy d o w a n y ch p ob u d ek u czu cio w y ch u t łu ­ m acza, k tó r y p od w p ły w em zn iech ęcen ia „ p o rzu cił” ja k o b y p ierw o tn ą re­ d akcję Gofreda, b y ją ć się Orlanda. To jed n ak m oże b y ć ty lk o sporem o słow a. Po w ażn iejsze, p rzy to czo n e daw niej i obecnie a rgu m en ty n ie zd ołały m nie p r z e ­ konać, b y zw rotk a p rzekładów Gofreda i Orlanda b yła p o czą tk o w o sześcio- w ierszow a. P rzeczy tem u w y stęp u ją ca w p rzekładach p o e ty c k ic h sk łon n ość do p o m n ażan ia raczej ilo ści w ierszy, niż do ich k on d en sacji, i to ta k znacznej (skrócenie o Z w łaszcza p rzy daleko id ą cy ch różnicach w w y ro b ien iu języ k a literack iego i w u m iejętn ości w ersyfik acyjn ej, ja k ie w ów czas is tn ia ły

(6)

m ięd zy W ło ch a m i a P o lsk ą , zab ieg p o d o b n y w y d a je się całk ow icie n iep ra w d o ­ p o d o b n y . P o drugie, je ślib y n a w et w za sto so w a n iu do n iew ielk iego fragm en tu d op u ścić b yło m ożn a k o n cep cję d o k o n y w a n ia ró żn y ch prób w stę p n y c h przez p o e tę , to zu p ełn ie sp rzeczn y z p sy ch o lo g ią tłu m a cza i z w y k ły m to k iem jego p ra cy b y łb y n ielad a w y siłe k : p rzek szta łca n ie ca ły ch dw u ogrom n ych p o e m a ­ tó w przez za m ia n ę zw rotk i 8-w ierszow ej n a 6-w ierszow ą, b y n a stęp n ie p o w ró ­ cić do (tak c z y in aczej ry m o w a n y ch ) ośm iow ierszy ob u orygin ałów . N ie przeczę, że dość liczn e sto su n k o w o zw ro tk i Gofreda d adzą się zam ien ić na sześciow iersze bez w ięk szego uszczerb k u dla za w a rto ści treściow ej w porów n an iu z o ry g in a ­ łem . W y n ik a to jed n ak z fa k tu , że o k ta w a w sp osób n a tu ra ln y rozłam uje się zazw yczaj n a dw u w iersze i K o ch a n o w sk i, w a lczą c z d u ży m i dla sieb ie tr u d ­ n ościam i tej stro fy (m im o ta k c z ę sty c h u niego ry m ó w g ra m a ty czn y ch , a n ie ­ k ie d y n a w et id e n ty c z n y c h ), w' sw y c h zab iegach w ersy fik a cy jn y ch p osłu gu je się w łaśn ie d w u w ierszem jak o c zą stk ą p o d sta w o w ą , jako w y m ien n y m e le ­ m en tem k o n stru k cji; w d w u w ierszu sk u p ia czasem za w a rto ść w y p ełn ia ją cą w ięcej lin ijek u T assa lu b też d w u w ierszem d op ełn ia zw rotk i, g d y p o w sta ła w niej w yrw a na sk u tek d o k o n a n y ch p rzesunięć. H ip o te z ę p o czą tk o w eg o w p ro ­ w ad zen ia sześcio w ierszy m ożn a b y , jeśli id zie o Gofreda, p od p ierać d ow oln ym zresztą i p o w ierzch o w n y m p rzy p u szczen iem , że n ie m ogąc od razu op an ow ać o k ta w y , K o ch a n o w sk i sta ra ł się n ajpierw za stą p ić ją se sty n ą ep ick ą (ababcc). A le n ie jest w cale rzeczą o c z y w istą , że w ięcej tru d n o ści n astręczało m u z n a ­ lezien ie dw u n ie w y m y ś ln y c h rym ów , niż zn aczn e, sta łe za cieśn ia n ie za w a r­ to ś c i strofy — a p rzy ty m a rgu m en t ten nie m a z a sto so w a n ia w Orlandzie, k tórego P o lla k o b ejm u je rów nież sw ą h ip o tezą . T ak w ięc sąd zę, że jed y n ie od n a lezien ie au to g ra fu (czy te ż od p isu ) ow ej dom niem anej red ak cji pierw otnej m o g ło b y n a rzu cić p rzy jęcie w y so ce n iep raw d op od ob n ego p rzy p u szczen ia , b y p o czą tk o w a red ak cja zarów no Gofreda jak Orlanda wyprowadzała zw ro tk i sześcio- w ierszow e.

T rzeba też p o czek a ć na za p o w ied zia n ą m on ografię o Orlandzie, b y r o z ­ w a ż y ć g ru n to w n ie p ro p o n o w a n ą przez P o lla k a o cen ę a r ty s ty c z n y c h osiągn ięć K o ch a n o w sk ieg o w je d n y m i w drugim p rzek ład zie. Jak wdemy b ow iem z w y ­ g łoszon ego przed p ięciu la t y referatu , zd an iem b ad acza, 25 p ierw szy ch p ieśni

O rlanda rep rezen tu je ,,najwTy ż s z y sto p ień k u n sztu tłu m a cza , n ie zam ącon y

ro b o tą ry m o tw ó rczą , jak w Gofredzie. O ktaw a b ow iem w ty m o sta tn im ty r a ­ n izu je w sz y stk ie in n e sk ła d n ik i p o e m a tu , k rępuje sw o b o d n y to k epickiej opo- wdeści, u b o ży p ięk n o orygin ału . N a to m ia st strofa O rlanda w jego pierw szej części tw o rzy d o sta teczn ie obszerne ram y, z k tó ry ch zaw artość o k ta w y o r y ­ gin ału m ieści się sw ob od n ie i n iem a l z reg u ły bez reszty . W rażliw e su m ien ie rzeteln ego a r ty s ty i praw d ziw ego p o e ty k azało tłu m a czo w i w y rzec się pow ierz- ch o w n y ch czarów o k ta w y celem za ch o w a n ia w y ż sz y c li i g łęb szy ch w artości a r ty s ty c z n y c h ” ( S p r a w o z d a n i a P A U , 1946, s. 256 — 7). R zecz cała w ty m , c z y ,,czary o k ta w y ” m ożna uznać u A rio sta za „ p o w ierzch o w n e” i c z y r e z y ­ g n a cja z nich nie je s t bardzo is to tn y m u szczerb k iem dla „ g łęb szy ch w artości e s te ty c z n y c h ” p o em a tu . O ktaw a je s t u A riosta zw ro tk ą nie m niej in ty m n ie zesp o lo n ą z treścią u tw oru , jak w B en io w s k i m Słow ack iego (k tóry n ie darm o też cz y n i alu zje do sw ego p op rzed n ik a). R ezy g n u ją c z niej o k a lecza m y n ie ­ o d w o ła ln ie -ta k ż e iron ię A rio sta , k tó r y ta k u m iejętn ie w y k o r z y stu je stru k tu rę tej w łaśn ie zw rotk i, gd zie d w uw iersz k o ń co w y na różne sp osob y d op ełn ia i rów*

(7)

R E C E N Z J E I P R Z E G L Ą D Y 7 3 3

n o w a ży sześć w ierszy p op rzed zających , k ład zie na n ich ak cen t o sta teczn y nie ty lk o w form ie p o in ty . P o d ty m w zględ em istn ieje znaczne p od ob ień stw o m ięd zy sto su n k iem dw u części o k ta w y i dw u tak że n ierów n ych i na in n y ch ry m a ch op artych części son etu . In n a rzecz, c z y p ełn o w a rto ścio w y przekład

Orlanda m o żliw y b y ł w P olsce X Y I I w ieku. N a jśw ietn iejszy p o em a t w łoskiego

R en esan su , igrający ca ły m kręgiem legen d rycerskich, k tó ry m a dla autora w alor ju ż jed y n ie e ste ty c z n y , z k on ieczn ości sta w a ł się w te d y u nas ty lk o op ow ieścią o n iezw y k ły ch p rzygod ach i p rzed ziw n ych lo su zrządzeniach. N ie m y lił się bodaj M ickiew icz, g d y porów nując Jan a K och an ow sk iego z w sp ó ł­ czesn y m i m u p o eta m i in n y ch krajów , p ow iad ał w C ollège de F ran ce (4 V I 1841): ,,to n zresztą A riosta b y ł dla K och an ow sk iego za lek k i, ta ironia d o w ­ cip n a, co ozn aczała już starość sztu k i, nie d aw ała się p o ją ć człow iekow i, n a ­ leżą cem u do plem ien ia m łod zień czego i jjełnego za p a łu ” . B y lib y śm y dziś sk łonni w yrazić to sp ostrzeżen ie nieco in n y m i słow am i, ale sam o p rzeciw staw ien ie dwu p o etó w i dw óch ku ltu r n ie staje się w sk u tek tego m niej tra fn e. To zaś, co p ow ied zian o o J a n ie K och an ow sk im , z rów ną słu szn ością d o ty c z y ć m oże i P io tra . A ta k ie czy in n e stan ow isk o w ob ec polskiego Orlanda w p ły n ą ć też m usi i na o sta teczn ą ocenę Gofreda. •

T ek st Gofreda w p ełn ym w y d a n iu B i b l i o t e k i N a r o d o w e j o p racow an y zo sta ł z w ielk ą dbałością. P ow ściągliw ość w jego m odernizacji je s t w yrazem staran ia, b y dać jak n a jw iern iejszy obraz języ k a i jego w'aliaii a n a w et nie- k on sek w en cyj zarów no w m ow ie jak w p iśm ie, nie zm ien iając an i form gra ­ m a ty czn y ch , ani cech fo n e ty c z n y c h utw oru (czy nie przesadą jed n a k trąci w strzem ięźliw ość, jak ą zach ow an o przy w p row adzaniu ó f). W n oszen ie z rymów' o w 'ym owie ówmzesnej m oże b y ć czasem zawTodne, g d y ż ry m y n ied ok ład n e sp o ty k a się w Gofredzie w cale często (np. X I X 38 i 115; X X 124 i 144). P rzy to czo n e w e w stęp ie różnice m iędzy dw om a egzem plarzam i pierw odruku są m oże w skazów'ką, że m am y do czyn ien ia z dw om a różn ym i n ak ład am i, zach o w u ją cy m i t ę sam ą d atę — ch w y t w y d a w n iczy , u ja w n io n y już wr b i­ bliografii Jan a K och an ow sk iego.

K om en tarz ob jaśn ia przede w szy stk im w y ra zy i form y starop olsk ie, usuw a tru d n ości słow n ik ow a i gw aran tu je w iaśerw e zrozum ienie tek stu . N iek ied y m ożna b y się spierać o drobne szczegóły. T ak np. zaraz w pierw szej zw rotce in terp reta cja w iersza trzeciego ,,(), jako w iele dla C hrystusa P a n a . . . ” , u z n a ­ jąca go za elipsę, rów n ozn aczn ą z ,,(śpiewram ) o (tym ), jak o w i e l e . . . ” nie w y d a je się bezsp orn ą i raczej do czy n ien ia tu m am y po prostu z w y k rzy k n ik iem , n ie ­ jed n o k ro tn ie w y stę p u ją c y m w' podobnej fu n k cji: ,,0 , ja k o ś silne w in ien m ieć s t a r a n ie ...” (Г, 17) lub , , 0 , jak o tę śm ierć b ęd ę zn ał szczęśliwuą” (II, 35) i in. Tu i ówulzie, obok zn aczen ia w yrazu starop olsk iego, c z y te ln ik a in te r e so w a ­ ła b y rów nież jego p o sta ć, na co nie znajduje od p ow ied zi (np. Iccie — ,k w itn ie ’, X V I 15 — por. paralelizm : czyść — ,c z y ta ć ’ i i.). Słuszną oszczęd n ość z a s to ­ sow an o p rzy o b jaśn ian iu liczn y ch im ion w ła sn y ch , w y stę p u ją c y c h w tek ście, g d zien iegd zie jed n ak p ożąd an e się w yd aje rozw iązanie zagad k ow o sfo rm u ło ­ w an ych aluzji h isto ry czn y ch (np. V II, 72: „T o je st m iecz w ła sn y , k tórego u ż y ­ w ał Saski o d stęp ca sw ojej zw ierzchniej g ło w y ” — w arto b y bodaj stw ierd zić, że id zie o R udolfa Szw ab sk iego, ryw ala H en ryk a IV ; p od ob n ie V II, 64).

P ięk n e i n iezw y k le p ieczo ło w ite w yd an ie P ollak a u d o stęp n ia w ięc znow u p ełn y te k s t Gofreda ty m w szy stk im , co — w ierni tak daw nej już tra d y cji,

(8)

ma-jąeej za so b ą M ickiew icza i S łow ack iego, S ien k iew icza i Ż erom skiego — zw ra ­ cać się b ęd ą do n iego ja k o do źródła św ietn ej sta ro p o lszczy zn y .

M ieczysław B ra hm er

K O R P U S L I T E R A T U R Y „ M IE S Z C Z A Ń S K IE J ” W I E K U X V I I D r K arol B a d eck i, profesor ty tu la r n y U . J „ lau reat n a g ro d y p a ń stw o ­ w ej z r. 1950, kaw aler orderu O drodzenia, m oże b y ć słu szn ie d u m n y z ty c h od zn aczeń , k tó re p rzy n io sła m u czterd ziesto letn ia , u p orczyw ie k on sek w en tn a praca e d y to rsk o -n a u k o w a , za m k n ięta w gran icach bardzo w p raw d zie w ąsk ich , ale w ich obrębie ca łk o w icie i planowm w y k o n a n a . B a d eck i m ian ow icie, p o czą w ­ s z y od r. 1910, g d y razem z m istrzem sw y m , J. K a llen b a ch em , w y d a ł L a m e n t

chłops ki n a p a n y , grom ad ził i zbierał osob liw ości litera ck ie, k tó ry m i n ieg d y ś

in tereso w a li się ż y w o K raszew sk i i W ó jcick i, a na k tó ry ch d on iosłość, jako na o k a z y teg o , co n a zy w a ł „ litera tu r ą so w iźrza lsk ą ” , przed p ó ł w iek iem k ilk a ­ k ro tn ie zw racał u w agę A lek sa n d er B rück n er; co w ięcej, nie p o p rzesta ją c na sa m y m zb ieraniu, B a d eck i u tw o r y te p o czą ł w y d a w a ć sp osob em , przed la ty czterd ziestu p r a k ty k o w a n y m , ogłaszając je c z y to w serii B i a ł e K r u k i , czy w a k ad em ick iej B i b l i o t e c e P i s a r z ó w T P o l s k i c h . P o n iew a ż jed n a k sposób ten ok azał się za w o d n y , B i a ł e K r u k i b ow iem o g ra n iczy ły się do dw u ty lk o to m ik ó w , a B i b l i o t e k a P i s a r z ó w P o l s k i c h w y k a z y w a ła in n e n ied o g o ­ dn ości, B a d eck i z d ecy d o w a ł się na za d a n ie bardzo n iezw y k łe, porw ał się m ia n o ­ w icie na „ k o rp u s” , zbiór całej „ lite r a tu r y m ieszcza ń sk iej” , jak ją nazw ał, i zb iór ten szczęśliw ie d op row ad ził do koń ca. J a k o w stęp do te k stó w dał ogrom ną, p ięćsetstro n ieo w ą „ m o n o g ra fię b ib lio g ra ficzn ą ” (1925), staran n ie i ozd ob n ie w y d a n ą przez O ssolineum , a dzisiaj n a leżą cą do k siążek bardzo rzadkich, tj. „b ib liografię ro zu m o w a n ą ” d ru czk ów w . X V I I , rozp roszon ych po w szy stk ich b ib lio tek a ch p o lsk ich i w ielu ob cy ch , p aru k a rtk o w y ch często u lo tek , z k tórych sporo p rzep ad ło w o sta tn iej p o żo d ze w o jen n ej. Sam e zaś te k s ty p o ja w iły się w czterech o k a za ły ch to m a ch jako P o łs k a kom ed ia ryhałtowska (1931) i P o lsk a

łi r y k a m ieszczańska (1936), k tó re te zb iory rów nież dzisiaj do rzad k ości n ależą,

a w reszcie B i b l i o t e k a P i s a r z ó w P o l s k i c h ju ż p o w ojn ie p rzy n io sła P olską

fraszkę m ieszczańską (1948) i P o ls k ą satyrę m ieszczańską (1950) h

T ak się sk ła d a ło , że p ierw szy m trzem człon om ow ego p ięcio k sięg u p o św ię ­ ciłem spore recen zje, w k tó r y c h — od d ając w y d a w c y zasłu żon e p och w ały —

1 P olska sa ty ra mieszczańsk a. N o w i n y sowiźrzalskie. P ierw sze w y d a n ie zbiorow e z p o d o b izn a m i 13 d rzew o ry tó w op racow ał K arol B a d e c k i . K ra­ k ów 1950. N a k ła d em P olsk iej A k ad em ii U m iejętn o ści, s. X L V I I I , 479. Ten sam t y t u ł z p o d ty tu łe m : U tw ory wyłączone z pierwszego w y d a n i a zbiorowego, s. 30. — O sobne od b icie z w y d a w n ic tw a P A U B i b l i o t e k a P i s a r z ó w P o l s k i c h , nr 91, w y tło c z o n e w 30 egzem p larzach . — P olsk a fras&lca m i e s z ­

czańska. M in u cje sowiźrzalskie. P ierw sze w y d a n ie zbiorow e z p od ob izn am i

8 d rzew orytów opracow ał K arol B a d e c k i . W y d a n o z zasiłk u P rezyd iu m R a d y M inistrów i M in isterstw a O św iaty. K rak ów 1948. N a k ła d em Polskiej A k ad em ii U m ie ję tn o śc i, s. X X X V II T , 434. T en sam ty tu ł z p o d ty tu łe m :

U twory wyłączone z pierwszego w y d a n i a zbiorowego, s. 20. B i b l i o t e k a P i s a ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Przytoczone wywody w skazują na to, że możliwe jest dochodzenie roszczeń w sto­ sunku do przedstaw iciela dyplomatycznego w drodze wytoczenia powództwa w s ą

W dziedzinie tej mamy, niestety, bardzo dużo mankamentów, które według oceny Prezydium NRA wynikają z tego, że wielu członków rad nie włącza się

Może się jednak zdarzyć, że plenum rady narodowej nie zatwierdzi uchwały prezydium o powołaniu. Powstaje wtedy pytanie, jakie to będzie miało skutki dla

W pierwszym wypadku mamy do czynienia z czynem bezprawnym (art. Bardziej interesującym wypadkiem jest wypadek drugi, przy czym problematyka jego należy do

Jeżeli konsultant obrońcy zostanie biegłym w postępowaniu, to sąd lub prokurator mogą oczywiście od takiego biegłego domagać się uzupełnie­ nia punktu

Należy się jednak zgodzić ze stano­ wiskiem Autora, może w sposób nie­ zbyt zdecydowany wyrażonym (s. zawsze powinny uza­ sadniać uchylenie orzeczenia z urzędu,

Justus zauważa, iż opaczne rozumienie roli prokuratora i adwokata na sali sądowej jest często wyrazem analfabetyzmu społeczno-prawnego, z którym w żad­ nym razie

Wśród nowo powołanych kierowników jest też więcej członków stronnictw po­ litycznych. W ani jednym wypadku Rada nie skorzystała z uprawnień do kwe­ stionowania