• Nie Znaleziono Wyników

T ak uię zdarzyło, że kluczem o tw ierający m głębokie

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "T ak uię zdarzyło, że kluczem o tw ierający m głębokie "

Copied!
32
0
0

Pełen tekst

(1)

KS. KONSTANTY MICHALSKI CM

KRONIKA KAPLICY W SICHOWIE ORAZ

KAZANIA SICHOWSKIE.

O PR A C O W A Ł K S. W A C ŁA W Ś W IE R Z A W S K I W P R O W A D Z E N IE

„S alo m o n a w B o skiej K o m ed ii zaliczył D a n te do rz ę d u n a jg łę b sz y c h m y ślicieli św ia ta , p o n ie ­ w aż z w ra c a ł się do z a g a d n ie ń życia, n ie o g ra ­ n ic z a ją c się do o d e rw a n y c h sp e k u la c ji”.

Ks. K . M i c h a l s k i , E i Logos u Dantego.

Ju ż pierw szy, pośm iertn y szkic „całożyw ota” Ks. K ontantego M ichalskiego C M, n ap isan y przez jego uczniów Ks. A; U -ow icza C M i Ks K K łósaka,1 2 a dotychczas jeszcze stanow iący punikt w yjścia d o 'b a d a ń n ad ty m w ielkim człow iekiem , p rzedstaw ia go jako profesora-fłlozofa i jako k ap łan a-d u szp asterza . WPr " J ‘e w ą te k d ru g i n ie je st p rzejrzysty, bo u k ry ty w bogatej i wis. ■ k iej p anoram ie opisującej działalność M ichalskiego, dostarcza jed n a k w iele danych do bardziej k o n k re tn y c h poszukiw ań.

T ak uię zdarzyło, że kluczem o tw ierający m głębokie

chowej spuścizny M ichalskiego było dla m nie jego dzieło n ap isan e w o statn im etapie życia podczas pobytu w Sichowie. O ^ ^ ł e n k s :ażke M iedzv h eroizm em a b estialstw em w y d a n ą w 1949 ro k u S f d a r p ^ W j n y . T o by. WielMej P r ^ o d * ■ o t « ™ - n ia z M ichalskim aż do d n i obecnych, poszukiw ań coraz to now ych tekstów i o dkryw ania w y m iaru , k tó ry jest najczęściej b ra n y poza naw ias przez ludzi znających M ichalskiego od stro n y jego w a rsz ta tu

filozoficznego. . ,

r

. r^,rVł

P rzyznaję — zafascynował- m nie M ichalski sw oim kapłan-.tw e . Pokłosiem tej fascynacji podzieliłem się ju ż z Gzyts iem,- szu a

1 Ks.~a7 U s o w i e z

CM

i

Ks. K.

K ł ó s a k , K o n s ta n ty M ic h a lsk i

(1879— 1947),

Kraków

1949. . , (Na

2

Ks. W. S w i e r z a w s k i ,

T rze b a V T p ,, trzydziestą rocznicę śm ie rci K się d za K o n sta n te g o M ichalskiego), „ i

(2)

14

K S. W A C Ł A W S W I E R Z A W S K I

[

2

]

jąc równocześnie powiązań między obydwoma w arstw am i jego ży­

cia i twórczości

. 3

Zacząłem też uzasadnienie tak sprofilow anej po­

staw y -odkrywać w pism ach Michalskiego. Głęboki m yśliciel i mę­

drzec sam zauważał pow iązania pomiędzy posługą filozofa i działa­

niem praktycznym . W jednym ze swych esejów pisał: „Myśl i poznanie są form am i teoretycznym i życia ;i nilkt nie może zaprze­

czyć, że ich rozwój stanow i olbrzym ią waritość ku ltu raln ą. Jed n ak obok form teoretycznych istnieją <inne fakty, których nie można zaniedbać. Kto nie rozumie, że m yśl o woli- nie jest jeszcze wolą, że m yśl o uczuciu nie jest uczuciem, że etyka nie jest cnotą, że teoria estetyczna nie utożsam ia się z żyw ym wyczuciem piękna, ten napraw dę jest intelektualistą w ujem nym , najgorszym tego słowa znaczeniu. W szystkie strony duszy ludzkiej dążą do rozwoju, w szyst­

kie przedstaw iają w artości własne, których nie m ożna zastąpić przez in n e

” . 4

K iedy po pobycie w obozie koncentracyjnym osiadł na wsi san­

dom ierskiej i z profesora przedzierzgnął się w duszpasterza, po­

niew aż widział „płonące dokoła lasy ” i robił poważne obrachunki, P ytając o sens ślęczenia nad rękopisam i średniow iecznym i, decy­

zja przesunięcia dom inanty z filozofii n a życie, z teorii na prak ty k ę m iała swoją głęboką, daw niej już przem yślaną motywację. K iedy stał u szczytu swojej twórczej pracy i w splendorze rektorskich gronostajów , w sw ej mowie inauguracyjnej pow iedział: „Filozofia i życie zbliżały się zawsze do siebie w chw ilach przełom owych człowieka. Ledwie filozoficzny Eros rozpiął skrzydła nad Helladą, zjaw ia się Sokrates, ażeby ratow ać życie greckie przed załamaniem.

K iedy m iecz A laryka uderzył w b ra m y Rzymu, tak, iż całe im­

p erium zadrżało od jego ciosu, św. A ugustyn pisze w De civitate

Dei pierw szą napraw dę filozofię dziejów. K iedy zaczyna się roz­

kładać św iat średniowieczny, D ante w Boskiej K om edii przeklina, pali i błogosławi poprzez w szystkie kręgi świata, tak, ale przede w szystkim jako filozof pyta o sens dziejów ludzkich. O losy życia ludzkiego chodziło Heglowi, kiedy jeszcze cała Europa w ew nętrz­

nie się przebudow yw ała, a to tylko było jego w iną, że zanadto m yślał kategoriam i jednego n aro d u

” . 5

Egzystencjalizm M ichalskiego w ypow iadający się w kapłańskiej posłudze ima rozmach radykalny. Taki obserw ujem y n a wszystkich

34 (1977); T e n ż e , K siądz K o n s ta n ty Michalski (W stulecie urodzin)

„ T P ” 2 (1980).

3 Ks. W. Ś w i e r z a w s k i . K sią dz K o n s ta n ty Michalski ja ko to - m ista, „N asza P rzeszłość” T. 49: 1978 s. 271—287.

4 Ks. K. M i c h a l s k i , Centra ru ch u neoscholastycznego, , P rz e ­ g lą d W spółczesny” R. 3: 1924 T. 9 s. 231—255.

5 Ks. K. M i c h a l s k i , Zagadnienia w spółczesnej filozofii dziejów (P rzem ów ienie i w yk ład in a u g u ra c y jn y R e k to ra U n iw e rsy te tu Ja g ie l­

lońskiego 1931—»1932), „P rzeg ląd W spółczesny” R. 10: 1931 T 39 s. 161—180.

S3]

W P R O W A D Z E N IE

15

etapach jego życia, którego okresem uprzyw ilejow anym i n ajdoj­

rzalszym jest świadectwo ukazane w Sichowie. W łaśnie tu taj za­

pisał: „Nie m a heroicznego m yślenia bez heroicznego działania, ale nie nazw iem y nigdy heroicznym tego m yślenia, k tó re się zamknęło w sferze samych możliwości nie poruszając woli do decyzji, do czynu. Toteż myślenie heroiczne posiada zazwyczaj ch a rak ter k o n k re tu

” . 6

K onkretem życiowo zakorzenionym, duszpasterskim kształtem jego działalności, gdzie dopełniał swoje życie i urzeczyw istniał Ewangelię przekuw ając teorię w praktykę, ukazując „uprzejm ą m i­

łość” (Skarga), jest m ała kaplica w Sichowie. W niej „duszpaster­

stwo przem aw ia z dwóch przede wszystkim miejsc, z kazalnicy

i z konfesjonału, i tu i tam trzeba m ieć heroiczny pietyzm wobec

Boga ii ludzi

” . 7

Domagał się M ichalski od duszpasterzy zaangażo­

w ania heroicznego. W jego pojm ow aniu znaczyło to tyle, oo „sza­

leństw o” ; „nazywa się często heroizm szaleństw em ”, pisał. „Od szczytu duszy, w której pali się sakram entalny znak, sakram entalny charakter powszechnego kapłaństw a, musi kap łan rozpocząć swą pracę, by przed nim otw arły się w szystkie tajn ik i duszy. By je d ­ nak w ten sposób od w ew nątrz i od góry podejść do człowieka, trzeb a być gotowym na to, b y duszę sw oją dać, by dać jej szczyt...

K apłan idzie w szeregi w iernych z nieszczęściem, ilekroć do nich zbliża się nie szczytem duszy do szczytu, lecz niziną do niziny, bo wów czas nie d aje lecz bierze, nie zyskuje lecz gubi, nie ożywia

lecz zabija

” . 8

Nie zadziwi więc Czytelnika, skoro w tym m iejscu powiem — przedstaw iając K ronikę Sichow ską pisaną w łasnoręcznie przez Mi­

chalskiego

9

i przekazując tek sty kazań wygłoszonych w kaplicy sichowskiej

10

— że z w ielką ciekawością otw ieram y te zapisy, przypatrując się w nich jak w zw ierciadle kapłańskiej posłudze Filozofa ze Stradom ia. Jaw i się z tych k a rt ta „druga”, mniej znana strona jego biografii. Jaw i się podtekst, w któ ry m czytelny jest ten sam dajm onion. Prow adził go on n ajp ierw do zbiorów bibliotecz­

nych, n a uniw ersytecką k ated rę a teraz do konfesjonału d n a k a­

zalnicę. Kiedy stwierdzał, iże „sama m yśl nie w ystarcza, żeby dać jeść, trzeba w m yśli mieć miłość z góry, jeżeli się ma rozumow ać społecznie”, równocześnie w skazyw ał n a centrum : „Z Eucharystii

6 Ks. K. M i c h a l s k i , M iędzy h er o izm em a bestialstw em, K r a ­ ków 1949, 151.

I ibid., 106.

8 Ks. K. M i c h a l s k i , M a n d a tu m N o v u m , W łocław ek 1938, 8.

9 R ękopis pt. „K R O N IK A K A PL IC Y W S IC H O W IE ” n ap isan y w ła - sro rę c z n ie przez Ks. K. M ichalskiego je st obecnie w p o sia d an iu p. J a ­ dw igi Popiel w K rakow ie.

10

Tekst oryginalny

K azań S ic h o w sk ich

(wygłoszonych w kaphcy

w Sichowie) został zapisany w czasie ich głoszenia przez p. Jadwigę

Popiel.

(3)

16 KS . W A C Ł A W S W I E R Z A W S K I

[41

pisze — odzywa się pierwsze przykazanie cyw ilizacyjne dla ludzi...

Nowego człowieka chce się dziś wychować. Ale zapomina się, że źródło odrodzenia dla duszy jednostkow ej i zbiorow ej znajduje się tylko w E ucharystii”.11

Miał w oczach tę perspektyw ę Michalski, kiedy zasiadł do p i­

sania K roniki K aplicy w Sichowie. „Pożoga w ojenna traw i dzisiaj, co tysiące lat budowały. P anu Bogu znane są losy przyszłe Europy, ale zadanie człowieka pozostanie na ziem i zawsze to samo:

budować i tworzyć, gdyż nad św iatem p an u je te n sam Stw órca Duch, C reator Spiritus, k tó ry z nicości i odmętów chaosu pierw ot­

nego tw orzyw a kształtow ał otaczający nas kosmos. Ziemia jest prochem tego kosmosu, a Sichów prochem ziemi, a jednak i w Si­

chowie tw orzy się życie Boże w duszach nieśm iertelnych” (Kro­

m k a ).12 Miał w oczach tę perspektyw ę Michalski, kiedy b u d u jąc

i tw orząc kaplicę przygotow yw ał w arsztat dla budow ania i tw orze­

nia życia Bożego w duszach. D uszpasterze pracujący n a szańcach, ta k często absorbujący swój czas i siły n a budowanie, rem ontow a­

nie, odnaw ianie św iątyń i kaplic odnajdą w zapisach Ks. K onstan­

tego Michalskiego m otyw ukazujący sens tych żm udnych wysiłków.

Sens tkw i w w iązaniu budow ania m aterialnego z budow aniem duchowym. Św iątynia m aterialn a jest „rusztow aniem ” dla św ią­

tyni duchowej, jaką jest ciało m istyczne C hrystusa budow ane przez przyjm ow anie Eucharystii.

S krupulatne opisy przybliżające n am żarliw ą .troskę duszpaste­

rza z Sichowa o dom Boży nie dziwią więc, skoro wiadomo, jak i jest kres w yjaw iający duszpasterski zamiar. „Na pierw szym miejscu zanotuję' to, co ¡się odnosi do pracy duszpasterskiej. Niech więc na czele stan ę fakt, że w ubiegłym roku rozdałem 5256 Kom unii świę­

tych. Na nieliczną, biedną ludność tutejszą jest to w iele i świadczy o tern, że ścieżki do kaplicy nie p o rastają traw ą... W niedzielę przed św iętam i (Eożego Narodzenia) wezwałem ludzi do tego, żeby na Św ięta zrobili Panu Jezusowi tłok koło Jego ołtarza, przystępując jak n a jl'c z n 'e j do Kom unii świętej. Istotnie przez w szystkie te dni panow ał tłok i w kaplicy i przy balaskach w~ czasie Kom unii świę­

tej. We wszystkie dni świąteczne i niedzielne mówiłem kazanie na każdej Mszy świętej a nieraz w zruszenie chw ytało za gardło, kiedy się widziało, jak ten zbiedzony lud w słuchuje się w Słowo Boże” (K).

S praw ująca się liturgia, w czasie której dzieli się chleb Słowa Bożego i chleb Eucharystii, m usi mieć więc kościół, kaplicę. Wal­

czył o nią i troszczył się Ks. Michalski. „C entralny punkt w chrześ­

cijańskiej budowie św iata i wsi stanow i zawsze św iątynia, bo około katedry, kościoła, kaplicy skupia się zawsze osada. B yw ają

11 Ks. K. M i c h a l s k i , Nieznanemu Bogu, W arszaw a 1936, 77.

12

Kromka Kaplicy w Sichowie

jest siglow ana przez (K), zaś Ka­

zania Sichowskie przez (KS).

[5] W P R O W A D Z E N I E 17

chwile, kiedy w ypadki rzucają człowieka z dala od kościoła albo też zabierają ze sobą kościół, zostaw iając ludzi z dala od C hrystusa.

Dzieli w tedy człowieka przestrzeń od ołtarza, ale tego rodzaju odległość nie istnieje dla duszy i Boga. Z takich sytuacji budzi się tylko w ielka tęsknota w duszach za C hrystusem i Jego ołtarzem.

Przez trzy miesiące tęsknili ludzie z folw arku i okolicznych wsi do ołtarza w Sichowie. W reszcie stanął znowu przed nim i C hrystus Przem ieniony, Przeistoczony pod postaciam i sakram entalnym i, w y­

w ołując okrzyk radości i pragnienia, żeby na zawsze ten przybytek dla Sichowa się u trzym ał” (K).

K onfesjonał w Sichowskiej kaplicy nie stał pusty. „Chcę zau­

ważyć — pisał Ks. M ichalski w 1941 ir. — że począwszy od św.

Józefa wzrosła znacznie liczba spowiedzi codziennej tak, iż m a s:ę w ielkie zadowolenie siadając do konfesjonału, gdyż przychodzą ludzie z Sichowa, Tuklęczy, Święeiey, z G aja Święcickiego” (K).

Gdy przeczytam y zapis „W czasie w ielkanocnym 1944 r. w yspow ia­

dałem w kaplicy

1 0 2 0

osób nie licząc tych, którzy się w yspow ia­

dali, zanim organista rozniósł k a rtk i i tych, których w yspow iadałem w K cniem łotaoh” (K), to uderza różnica w porów naniu z rokiem 1941, kiedy relacjonow ał o w yspow iadaniu 770 osób. W pływały na ten postęp w arunki wojenne, ale w pływ ała i osobowość spo­

w iednika, w pływ ały zwłaszcza jego każenia.

Głosił przedtem Ks. M ichalski słowo Boże, zanim oddał się tej posłudze w Sichowie (dwa kazania każdej niedzieli), głosił i potem.

Znane są jego k azań 'a okolicznościowe

, 13

rek ols keje

, 14

mowy po­

grzebowe

15

wygłoszone przy grobach zm arłych przyjaciół. Były one drukow ane, choć w iele z nich pozostaje' po

1

dziś dzień w rękopisach lub tylko w szkicach. Publikow ane obecnie Kazania Sichow skie cechuje szczególny rys. Słuchacz jest określony. P rofesor m usi się z tym liczyć. „Niezawodnie — p isze— spraw iłoby to każdem u radość, któ ry pracow ał przez całe niem al życie w środow isku uniw ersytec­

kim i na katedrze profesorskiej, a pod koniec żyw ota osiada w głu­

chej wsi i zdobędzie sobie duszę chłopa”. W innym m iejscu K roniki

13 Zobacz kazan ia: Zadania m is y jn e Kościoła, „P rzegląd H om ile­

ty c z n y '’ R. 6: 1928 s. 210—221; Kazanie Ks. Prof. K. Michalskiego^

z okazji w y j a z d u naszych ko n fra tró w do Chin, „M eteor” 30 (1930) 134— 136; Kazanie z okazji 300-letniego ju bileuszu Pań Miłosierdzia w K r a ko w ie w kościele P a n n y Marii, K ra k ó w 1918, str. 23; K azania S tradcm skde, K ra k ó w 1945 (m aszynopis str. 53).

14 W yjeżdżał Ks. M ichalski z Sichow a na re k o le k c je k a p łań sk ie do S a rć o m ie rz a (14. X II. do 17. X II. 1941), i K a lw a rii Z ebrzydow skiej (6. 7 do 10. 7. 1942) i p o k am edulskiego k la szto ru w R y tw ian a ch (15. 9.

1942). Po w o jn ie głosił rek o le k cje dla E p isk o p a tu P olski w C zęsto­

chowie (1946). N o tatk i A u to ra z ty ch rek o le k c ji są w arc h iw u m s tr a - dom skim .

15 Zobecz: Ks. K. M i c h a l s k i , P rzem ów ienie nad g robem Juliu sza Osterwy, „T P ” R. 3: 1947 n r 25.

2 — Nasza P r z e s z ło ś ć t. 56 (1981)

(4)

18 K S. W A C Ł A W Ś W I E R Z A W S K I

[6]

w yznaje: „Przekonałem się jeszcze raz o słuszności myśli, że nie n a ­ leży się zanadto zniżać w sposobie przem aw iania do ludu, gdyż lud to odczuwa, że m u się treść rozw adnia, rozw adnia się ją nieraz do tego stopnia, że m u się w końcu leje już samą wodę. Lud pragnie, by m u mówiono wszystko w języku szlachetnym i więcej nauczano, aniżeli m oralizow ano” (K).

Tak w idziana rzecz u ra sta u Ks. M ichalskiego do podstawowej zasady hom iletycznej. Obcując z tekstem K azań Sichow skich od­

k ryw am y ją w w ypow iedzianych słowach, widzim y też przez nią coraz w yraźniej duchow y profil D uszpasterza, który przez głoszo­

n e słowo, jak sam pisze, „wchodził w k o n tak t z duszą całej wsi, podnosząc ją do w yżyny Bożej” (K).

Niew ielki zbiorek Sichow skich Kazań wygłoszonych w 1941 1 1942 roku ma dw a w ątki. Są to kazania n a niektóre dni roku liturgicznego, głównie z okresu Bożego Narodzenia, oraz cykl k a­

zań o sakram entach świętych. Ks. M ichalski tłumaczy ten układ w K ro n ic e: „By uniknąć bezplanowości w kazaniach, opartych na perykopach, rozpocząłem w d ru g ą niedzielę po Trzech Królach 19 stycznia 1941 roku cykl kazań o S akram entach Świętych. N aj­

pierw rozw ijałem ogólną myśl o sakram entach dowodząc, że n ie będzie się uznaw ało sakram entu za m artw y znak lub m artw ą ce­

rem onię, jeżeli go się nie oderw ie:

1

. od Boga Stwórcy,

2

. od czło­

w ieczeństw a C hrystusa Pana, 3. od Kościoła,

4

. od człowieka kon­

kretnego. S kupiają się w nim : św iat kosmiczny, św iat wegetacji!, psychiki zwierzęcej, życia duchowego, życia łaski oraz św iat grzechu pierw orodnego i uczynkowego. W niedzielę pierw szą Postu

2

m arca przystąpiłem do sakram entów w szczególe, rozpoczynając od E ucharystii jako od sakram entu centralnego i ogniska w szyst­

kich innych” (K).

Teologiczny w ym iar tych kazań daje Czytelnikowi żyjącem u po Soborze W atykańskim Drugim wiele do m yślenia. Uderza akcen­

tow anie przez Ks. Michalskiego praw dy o C hrystusie P ra —sakra­

mencie, opracow anej później przez Sem elrotha i Schillebeeckxa.

U derza zastosow ana do interpretacji sakram entów teoria znaku, ta k często spotykana w hom iliach Ojców Kościoła i dziś odkryta ponow nie. „Znaki sakram entalne — mówi Ks. Michalski — to drgające słowo Chrystusa, to dotyk Boży w sakramencie... Ja k C hrystus zbliżał się kiedyś do współczesnych w w idzialnym swym człowieczeństwie, jak naw racał spojrzeniem , jak podbijał słowem, ja k uświęcał i łaską napełniał jednym „stań się”, tak widzialnie,

■słyszalnie ¡i dotykalnie idzie poprzez wielki, do każdego w iernego w sak ram en tach świętych, by przebóstw ić każdego, kto prze- Uóstwić się p ragnie i uw aża świętość za najw yższą w artość swego

życia” (KS).

U derza przede w szystkim i ra d u je eklezjologiczny kontekst, w jakim Ks. Miohalski przedstaw ia sakram entalną liturgię. „Nie

17] W P R O W A D Z E N I E 19

można oddzielić d odrywać sakram entu od Kościoła. Gdy ram ię podwiążem y, krew nie dochodzi” (KS). Nie dziw, że taka eklezjo­

logia jest też w yraźnie antropocentryczna. C hrystus obecny w sa­

k ram entach jest dla człowieka, dla jego zbawienia. To On „tak rzuca pomost, by człowiek m yślą dostrzegł ten pomost i w sercu wyczuł i rzuca pomost w sposób w idzialny przez widzialny, doty­

kalny znak sakram entu. Talk, że człowiek idąc do Boga spotyka s:ę wciąż z pom ostem rzucanym ku ludziom z brzegu Bożego” (KS).

Oto zarysy personalizm u, ta k modnego w języku Kościoła od cza­

sów M aritaina, M ouniera i innydi, w ychow anych na św. Tomaszu

*z Akwinu. Bliski w C hrystusie Bóg przychodzi do człowieka, k tó ry też „chce widzieć, chce słyszeć, że mu C hrystus podaje rękę i człowiek widzi, że m u C hrystus podaje rękę w sakram encie i po przyjęciu sakram entu czuje, że go rw ie jego w ew nętrzne szczęś­

cie” (KS).

M iały kazania Ks. Michalskiego n a wsi niebyw ały sukces, w y­

nikało to z pewnością z daru żywego słowa, ¡który posiadał, ale jeszcze bardziej w ynikało to z ciężaru przekazyw anych treści. Za­

palały się serca słuchaczy, gdy w słuchiw ali się w praw dę o świę­

tych sakram entach głoszonych przez um iłow anego duszpasterza, ponieważ przez jego słowa i jego miłość w yznaw aną wobec obec­

nego C hrystusa, jaw ił się On sam w śród zgromadzonych. Padali na kolana widząc Go i dotykając w sakram entach. Łatw iej więc i rozumieli, co m ówił im ich duszpasterz. N apisał kiedyś Ks. Mi­

chalski: „O bjaw ienie się Boga przeżywa tylko ten, kto Boga kocha;

sam Bóg objaw ia się człowiekowi, ilekroć zamieszka w jego kocha­

jącej duszy. Cokolwiek otrzym uje się z zewnątrz, przez słuch i przez w iarę jako treść objaw ienia, to się oświeconymi oczyma serdecz­

nym i jakoby od w ew nątrz widzi, w idzi się to, do czego ktoś inny zaledwie w części dochodzi przez pracow ite rozw ażanie

” . 16

Oto n a ­ stę p n a zasada hom iletyczna, k tó ra w yłania się z kaznodziejskiej

spuścizny Michalskiego. W arto szukać ich więcej w pozostaw ionych ineditach. Zwłaszcza dziś, kiedy dew aluacja słowa jak najw iększa choroba grozi naszem u kaznodziejstw u.

Układ przedstaw ionego w tym tom ie m ateria łu jest tak pom y­

ślany, że po tekstach K roniki K aplicy w Sichowie i K azań Sichow ­

skich jako posłowie odnajdziem y dwa eseje stanowiące niejako

kom entarz do sichowskiego okresu życia Michalskiego. Wyszły one spod pióra naocznych św iadków i najbliższych ludzi, zw iązanych silnymi w ięzam i ze Zm arłym . Pierw szy napisała Jadw iga Popiel, osobisty sekretarz z sichowskiego okresu, drugi Bp Julian W ojt- kow ski, onegdaj m inistrant Księdza K onstantego Michalskiego.

Ks. W acław Swierzawski

16 Ks. K. M i c h a l s k i , H eroizm z W ieczernika, „T P ” R. 3: 1947 n r 21.

(5)

2 0 K S . K O N S T A N T Y M I C H A L S K I

[81 K R O N IK A K A PL IC Y W SIC H O W IE

P anu Bogu na chwałę, ludziom dla pam ięci rozpoczynam tę kronikę dnia 8 w rześnia (1940 roku) w święto N arodzenia M atki Bożej, P atronki parafii w Koniemłoitach — kiedy adm inistratorem diecezji Sandom ierskiej był J. Eksc. Ks. B iskup Ja n Lorek, pro­

boszczem w Koniem łotach Ks. Dziekan Ja n Chołoński, dziedzicami n a Sichowie Zofia z Popielów i Krzysztof Księstwo Radziwiłłowie z isynem Stanisław em i córkam i, B arbarą, Marią, Zofią i Anną.

Pożoga w ojenna traw i dzisiaj, oo tysiące la t budowały. P anu Bogu znane są ¡Losy przyszłe Europy, ele zadanie człow ieka pozo­

stan ie n a ziemi zawsze ito sa m o : m a budować i tw orzyć, gdyż nad św .atem panuje ten sam Stw órca Duch, C reator Spiritus, któ ry z nicości i odmętów chaosu pierw otnego tw orzyw a kształtow ał ota- czający nas Kosmos. Ziem ia jest prochem tego kosmosu, a Sichów prochem ziemi, a jednak i w Sichowie tw orzy się życie Boże w du­

szach nieśm iertelnych.

Zarodki każdego życia dostrzegalne zaledwie przez szlifowane szkło, niosą w sobie w ielką, nieprzew idzialną przyszłość, zacierając za sobą czemprędzej ślady swych dróg rozwojowych. Tworząc, myśl ludzka tw orzy przyszłość opierając się o przeszłość. Nie dlatego też pisze [się] dzieje, że się chce patrzeć wstecz, wiecznie wstecz i za siebie, lecz dlatego, [że] znając dotychczasowe drogi rozwojowe chce się ciągle odnaw iać oblicze ziemi, renovare faciem terrae.

Niech Pan Bóg da, żeby z ogni wyszła ziem ia odrodzona: E m itte

S p iritu m Tuum.

Niech Duch Boży spocznie nad naszą ziemią dla zgody i w spół­

pracy twórczej narodów. Niech spocznie także nad Sichowem, gdzie przez m ałą kapliczkę pow stała nowa kom órka życia religij­

nego i kościelnego.

Od 6—10 lipca 1932 r. odbyły się pierw sze rekolekcje dla m iej­

scowych Fań w Sichowie, gdzie na dzień skupienia salon pałacowy zam ienił się w zaim prow izow aną kaplicę. Od rekolekcji, jako od ziarna gorczycy się rozpoczęło, ale się na tym skończyć nie miało.

Były i dalsze rekolekcje, torując drogę czemu innemu.

Jako narzędzie swej myśli obrał Pan Bóg Księżną Zofię R adzi- willową, drążąc jej duszę swą łaską, ja k woda kroplam i drąży ka­

mienie. Czasem zakładają u nas wieśniacy cztery Ewangelie pod cztery węgły sw ych chat n a znak, że chcą swą rodzinę i jej życie oprzeć na praw ie miłości Chrystusowej. Na czterech, wszystkich czterech Ewangeliach chcą Księstwo Radziwiłłowie oprzeć swą Ro­

dzinę w Sichowie. Jest obok Rodziny tej, co mieszka w Sichowskim pałacu, ta inna, oo mieszka w sichowskich chatach, w budynkach folwarcznych, ta, w której nieraz bieda w yssała siły, okulawiła nogi, wniosła w kości niemoc i reum atyzm y. Dla tej cząstki gm iny kościelnej z Koniemłot czasem trudno było dochodzić oo niedziela

19]

K R O N I K A K A P L I C Y W S IC H O W IE 21

do kościoła parafialnego, bo lata i praca i bieda zm ieniły nogi w tru d n e do uwleczenia ciężary. O tej czcigodnej Rodzinie ze sta r­

ców, ze spracow anych, dobrych ludzi, m yślała n ajp ierw Księżna, a le nie tylko o nich. M yślała także o krzepkich, o mocnych, o tych, którzy rw ali się do życia i chcieli się z niem borykać, by sobie w ykuć lepszą przyszłość. Chodziło o młody las, by rósł na chwałę Bożą.

Na Boże N arodzenie 1936 roku odpraw iłem po raz pierw szy Mszę św iętą w zamienionej na kaplicę sali obecnego zarządu dóbr

■sichowskich 1.4.

W kaplicy był tłok i tłok na przyległym k o rytarzu tak, iż pocili się ludzie i pociły się ści.any kapliczne. Było to zresztą ty l­

ko prowizorium , gdyż kaplicę urządzano tylko na czas rekolekcji i na czas mego pobytu w przyjaznym mi Sichowie.

Myśl o stałej kaplicy drążyła bezustannie duszę Księżnej Z. R a­

dziwiłłowie j, bo pow iało po Polsce, jak i gdzie indziej, w iosną reli­

gijną. Brano zresztą młodzież z lewicy i praw icy, trzeba ją było także wziąć n a stałe dla P ana Boga. W prawdzie kierow ała przed­

szkolem w ykw alifikow ana ochroniarka w dom u 1. [w rękopisie b rak num eru] ale to nie załatw iało sprawy, bo chodziło przede wszystkim o młody las, o młodzież pozaszkolną, chodziło też o zła­

m anych w iekiem i pracą, którym było zbyt daleko i zbyt trudno n a Mszę św. do Koniemłot.

Na prośbę Księżnej zdecydował się Książę K rzysztof Radziwiłł n a to, żeby dotychczasowy dom Zarządu, 1. 11, oddać na kapli­

cę i na ogólne potrzeby religijne ludności sichowskiej. Zaczęto myśleć o tern, żeby sprow adzić ze Sandom ierza „Służki N iepoka­

lanie Poczętej N ajświętszej P anny Marii!”, by się zajęły kaplicą, ochroną, chorymi, starcam i, K.S.M.Ż..A.K, i św ietlicą dla ludnoś­

ci. Ustalono z naczelnym i Przełożonym i Służek w arunki pracy i utrzym ania domu, zabezpieczając egzystencję i sam ych dzieł i pracujących w nim Służek.

Dnia 16 w rześnia 1937 roku w prow adziły się Służki w Imię Boże do przeznaczonego sobie domu 1. 11, i rozpoczęły swą p ia - cę dla chwały Bożej.

Praw dziw a, głęboka i szczera radość w ypełniła duszę Księżnej dopiero 10 października 1937 roku, kiedy Ks. Dziekan Chołoński odpraw ił w nowej kaplicy pierw szą Mszę św iętą, bo odtąd P an J e ­ zus n a stałe zamieszkał w Sichowie, błogosławiąc z ołtarza i Księ­

stw u i folw arkow i i całej ludności.

D ruga w ojna światowa, rozpoczęta we w rześniu 1939, nie mo­

gła nie zaważyć na losach kaplicy. Książe jako sen a to r zgłosił się do wojska, ale niebaw em wrócił do Sichowa, gdzie się też już zna­

lazła Księżna, po chwilowej tułaczce z dziećmi w czasie począt­

kowych działań wojennych.

(6)

22 K S . K O N S T A N T Y M I C H A L S K I

UOI

c ^ T k S S . Wypadki' ktÓre b" P°Śrcd™ >“ » ! ,-

d

V

cv

i T S i," 1 T osiadl I™) i»ko kapelan przy k a - n f a „,W lk te K asprzak, kapłan z diecezji poznańskie!

™£rj2i£rv z z i ^ ‘iad ° Li~ .—

w

Z z i e ^ T h

B h'em 2m am ow “ "

W obozie w Sachsenhausen (O ranienburg) pod B erlinem O tr z ^ awszy zezwolenie w ładz niem ieckich na pobyt w Sichowie zna lazłem się w srod Członków Drogiej mi bardzo Rodziny i doeho- dziłem do jakiegoś w ew nętrznego spokoju

^ N o t u j ę znow u tylko suche fakty, bez jakiegokolw iek kom enta- Dnia 14 m aja 1940 roku otrzym ałem urzędową nom inacje na kapelana przy kaplicy w Sichowie. nom inacją na r Dnia 4 sierpnia wywieziono oboje Księstwo, Krzysztofa i

7

n f.ę Kadztwrllów do więzienia w Sandom ierzu, a 17 2 , “ K2 ~ ma do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie pod W eim ar-m

W , Z 0 c “ t o “ dla, k 0 b ie t W K a c e n s b r u c k e w M e k l U r g U "

ty m cz a sie z a ją łe m się o d ś w ie ż e n ie m k a p lic y .

Odm alow ał kaplicę pan Kowalski ze Staszowa. F arba sk o m b i-

~ Z karminu i jasnożóltej (złotej) - bez wszelkiego in n e -

go dodatku, prócz Dauerleim u. g n

Koszta odm alow ania = 126.80 Roboty stolarskie = 28.00 razem 154.80 zł

Ponadto kupiono za pośrednictw em Reni Popielowei w K ra kow e u p. Łubieńskiej piękny obraz Serca Pana Jezusa za 63 zt..

k ry r eJSZy Z ancelarn sp- Paw ła Popiela przeniesiono do z a - W szystkie prace zakończono 1 w rześnia 1940 roku

złoconaa w °stkv 7 iłKm u Kopaczyńskieg° w K rakow ie m onstrancję złoconą w stylu barokow ym za 640 zł. W kupnie pośredniczył i m onstrancję przywiózł z K rakow a ks. Dr. F r Śmidoda któ rv w tym czasie obsługiwał kaplicę w R y tw ian ac h .' y

Ludzie chętnie składali grosze na cele kapliczne, choć im t o atw o nie przychodziło wobec nędzy wywołanej przez wojnę.

rzez cały rok ołtarz tonął w świeżych kw iatach, przynoszo­

nych częścią przez dzieci rodziny sichowskiej Radziwiłłów ~ześ

cią przsz Siostry. ’ czę'5

ri7nJak,° specjalnego dobrodzieja dla kaplicy w ym ieniam obok ro­

dźm y ks. ks. Radziwiłłów - P. B ąka z Fodborka, który złożył na

m onstrancję 350 zł. y y a

Osobhwą i cenną ozdobą kaplicy jest P an Jezus Frasobliw y odnow iony staran n ie przez p. Gąseokiego z Krakowa. ^

[ U ] K R O N I K A K A P L I C Y W SI C H O W I E

23

Dnia 25 lutego 1941 roku przyjechała Księżna Zofia Radzi­

w iłłowa o godzinie 10.30 po wypuszczeniu n a wolność z obozu w R avensbrucke. N azajutrz, w Środę Popielcową, przyszła z ca­

łą rodziną na cerem onię posypyw ania głów popiołem. W niedzie­

lę 2 m arca na rozkaz w ładz w yjechała z dziećmi do Słupi.

Dnia 4 m arca otrzym ałem przez Dziekana w K oniem łotach u - rzędowe zezwolenie na w ystaw ienie Najświętszego S akram entu w pew ne uroczystości w ciągu roku kościelnego. Pismo datow ane z:

17 lutego 1941 r.

By uniknąć bezplanowości w kazaniach, opartych n a peryko­

pach, rozpocząłem w drugą niedzielę po Trzech Królach, 19 sty­

cznia 1941 roku, cykl kazań o S akram entach świętych. N ajpierw rozw ijałem ogólną myśl o S akram entach dowodząc, że nie bę­

dzie się uznawało sakram entu za m artw y znak lub m artw ą cere­

monię, jeżeli go się nie oderwie:

1° od Boga Stwórcy,

2° od człowieczeństwa C hrystusa Pana, 3° od Kościoła,

4° od człowieka konkretnego; skupiają się w nim :

a) św iat kosmiczny, św iat wegetacji, psychiki zwierzęcej*, życia duchowego, życia łaski,

u) owia.i gizecnu pierw orodnego i uczynKowego.

W niedzielę pierw szą Postu (I ąuadrag.) 2 m arca przystąpiłem do sakram entów w szczególe, rozpoczynając od Eucharystii jako od sakram entu centralnego i ogniska wszystkich innych. Poniew aż Msza św. uobecnia nam Ofiarę na Golgocie, ożywiłem kazania o Eucharystii w ten sposób, że drugą część każdego z nich poświę­

ciłem Męce Pańskiej. Przeprow adzałem to w ten sposób, że prof.

W ojtkowski z Poznania czytał po kolei odpowiednie ustępy ze św.

Mateusza, M arka, Łukasza i Jana, a ja porów nyw ałem różnice i podobieństwa w tekstach różnych Ewangelistów. Okazało się, że droga w yjaśniania Męki Pańskiej bardzo interesow ała lud w iej­

ski chociaż podnosiłem niektóre trudniejsze zagadnienia. Obyd­

wie części kazania zajęły mi zwykle godzinę czasu, a jednak aż dotąd kaplica jest natłoczona. Przekonałem się jeszcze raz o słusz­

ności myśli, że nie należy się zanadto zniżać w sposobie przem a­

w iania do ludu, gdyż lud to odczuwa, że m u się treść rozwadnia, rozw adnia ją się nieraz do tego stopnia, że się w końcu leje już y ko samą wodę. Lud pragnie, by mu mówiono wszystko w ję­

zyku szlachetnym i więcej nauczono aniżeli moralizowano. Roz- w ekłe m oralizow anie w prow adza w najlepszym razie atm osferę nudy i senności.

Piszę te słowa w sobotę, dnia 29. III. Chcę zauważyć, że po­

cząwszy od św. Józefa wzrosła znacznie liczba spowiedzi codzien-

eJ tak, iż ma się w ielkie zadowolenie siadając do konfesjonału*.

(7)

24 K S . K O N S T A N T Y M I C H A L S K I

[ 1 2 ]

gdyż przychodzą ludzie z Sichowa, Tuklęczy, Swięcicy, z Gaja Święcickiego.

K iedy Księstwo 2 m arca opuścili Sichów, także ja m usiałem się przenieść do budynku przy Ochronie, gdzie mi jest bardzo dobrze, w skutek opieki jak ą m nie otoczyli Państw o W ojtkowscy z Poznania. P am iętają też o m nie ludzie z folw arku, przynosząc jaja, ser, kaszę, jabłka. Nie starczyłoby to wszystko, gdyby nie troska prof [esorowej] Woj tkow skie j .

Ilość Kom unii św. liczyłem tylko od pierwszego stycznia 1941 r.

do daty zamknięcia kaplicy tj. do w torku 23 kw ietnia 1941 r.

W tym czasie rozdałem 2415 Kom unii św., a kartek do Spowie­

dzi wielkanocnej do daty zam knięcia kaplicy zebrałem 770. Spo­

w iadali się w ty m czasie także ludzie bez k arte k i przystępow ali kilkakrotnie do S akram entu Pokuty.

W niedziele i św ięta gryw ała n a fisharm oniom Pani M roko- w-a, podtrzym yw ały śpiew Siostry z g ru p ą dziewcząt.

W czasie W. Tygodnia urządzono Drogę Krzyżową wieczorem ze w stępnym kazaniem , a przy każdej stacji odbywała się głoś­

na m edytacja. Ludzi przyszło sporo i trw ali wszyscy do końca nabożeństw a, chociaż trw ało godzinę z trzem a kw adransam i. Pię­

knie w yglądał krzyż umieszczony na dyw anie pod ślicznym C hry­

stusem Frasobliw ym w otoczeniu prym ul japońskich i w św ietle płonących świec.

W W. Sobotę urządziłem z ran a Spowiedź św., a potem świę­

ciłem co P an Bóg w ciężkim czasie w ojennym dał ludziom n a stół wielkanocny. Święciłem pierwszej grupie w szkole Małego Si­

chowa, drugiej o godzinie 1 I-tej przed kaplicą, trzeciej w Sy- dzynie przed domem pp. Zajączkowskich, czwartej w klasie doda­

tkowej siali gm innej u sołtysa Głowackiego, nie w ym ieniając świę­

conego u osób pryw atnych.

Kiedy w Niedzielę Palm ow ą ogłosiłem, że z polecenia Księdza Dziekana Chołońskiego będę święcił w Sichowie, zjaw iły się u m nie cztery dziewczęta, jedne z Małego, drugie z Dużego Sicho­

wa, przynosząc m i pięć kóp jaj w darze wielkanocnym ze zbiór­

ki po wiosce. Widocznie tu tak i zwyczaj, że w ten sposób obdarza się księdza, k tó ry błogosławi „święcone”.

W obydw a Św ięta W ielkanocne pełne były: kaplica, korytarz i sala Ochrony. Mówiłem kazanie o uroczystości, a dopiero w Nie­

dzielę Przew odnią przeszedłem do cyklu o S akram entach, w yjaś­

niając w dalszym ciągu Mszę. Nie przypuszczałem przed południem tej niedzieli, że już wczesnym wieczorem zm artw i nas wieść, że k a­

plica będzie zam knięta w skutek kw aterunku.

21. IV. Byłem po południu u p. v. Schweinichena w spraw ie Kaplicy. P rzyjął m nie uprzejm ie i zapewnił, że nie chce zniesie­

n ia kaplicy, nie chce, żeby przybory rozchodziły się po świecie,

K R O N I K A K A P L I C Y W S IC H O W IE 25

gdyż kaplica jest potrzebna i pożyteczna dla ludności. Wobec te- go zaniechałem zam iaru przeniesienia się do Koniemłot, po om ó­

w ieniu spraw y z Ks. Dziekanem Chołońskim i postanow iłem zo­

stać w Sichowie, p rzyjm ując ofiarow any m i pokój obok m ieszka­

nia pp. Wojitkowskich. Był to kiedyś jeden z dwóch pokojów goś­

cinnych obok m ieszkania szofera i elektrom ontera, którym przez w iele lat był p. K alm an. Obecnie jeden z pokojów zajm uje szo­

fer p. Maj, drugi ja. Pokój mały, ale jasny o dw u oknach n a po­

łu d n ie i zachód.

Bardzo m nie ucieszyła wiadomość, że kaplicę będę mógł otwo­

rzyć na daw nym m iejscu, skoro się wojsko w yprow adzi z ty m ­ czasowego kw aterunku.

22. IV. O dpraw iłem ostatnią Mszę św. w tym okresie istnienia kaplicy w Sichowie. Zawsze w yraz „ostatni” w yw ołuje albo uczu­

cie żałości, ulgi, albo sm utku. Tu był sm utek w duszach w ie­

lu. W zruszył m nie w idok g rupy dziewcząt folwarcznych, które ko­

ło 6.30 rano przed rozpoczęciem swych robót i przed Mszą świę­

tą w padły do kaplicy, by się pożegnać z P. Jezusem. Widocznie była im kaplica drogą, widocznie było im w niej dobrze przez w ie­

le chwil w ciągu roku.

Msza św. m iała żałobny ch arak ter nie tyle dlatego, że odpra­

w iała się za zm arłą z rodziny nadleśniczego Zajączkowskiego z Sydzyny, ile raczej dlatego, że w łaśnie była „ostatnią” w tym o- kresie. Ludzie płakali w czasie Mszy św. i płacząc przychodzili do zakrystii n a pożegnanie, pocieszając się wiadomością, że k ap li­

ca będzie mogła być o tw artą na przyszłość. Dla m nie szczególnie sm utną była chwila, kiedy nie rozdane K om unikaty spożywałem, b y opróżnić puszkę. Po tym akcie można ju£ było lam pkę w ie­

czną zagasić, gdyż ani na ołtarzu, ani w tabernakulum P. Jezusa sakram entalnie już nie było.

Ponieważ w tej kronice nie było jeszcze fotografii kaplicy w dom u O chrany (1. 11), p. Ostrowski, kasjer dóbr, zjaw ił się o go­

dzinie 7-ej rano z aparatem w ręku, by w ostatniej chwili istnie­

nia kaplicy w tym okresie sfotografować ołtarz, k tó ry zachował dekorację kw iatow ą ze św iąt W ielkanornych. Zobaczymy ja k w y­

p ad n ą fotografie, gdyż światło z powodu niepogody było bardzo niekorzystne.

Scenę z robotnikam i folw arcznym i uzupełniam (informacją p.

W ojtkowskiego, któ ry zew nątrz kaplicy widział szereg w ideł opar­

tych o ścianę jak karabiny. Widocznie je zostaw iły dziewczęta, w stępując do kaplicy. Drobiazg ten oświetla usposobienie w sto­

sunku do ołtarza i kaplicy: chciano choćby n a chwilę wpaść na pożegnanie bezpośrednio przed zajęciem, gdyż więcej czasu nie było. Można by o tern w szystkiem nie w spom inać jako o drobiaz­

gu, a jed n ak w ty m drobiazgu w yraża się dusza naszego ludu, k tó -

f 13]

(8)

26 K S . K O N S T Ą N T Y M I C H A L S K I

[14*

ry w swej biedzie myśli może więcej o P. Dogu i o ołtarzu aniżeli ktokolw iek bądź inny. Tyle się napracuje, tyle nieraz n agłoduje i tyle w ycierpi nieraz brudnej inędzy, a jednak niesie czystą, choć zbolałą duszę do kościoła. W ,,Chrystusie Frasobliw ym ” w ypo­

w iada część doli ludu i dlatego n a piękno figury tego C hrystusa lubiłem obecnym zw racać uwagę.

Bezpośrednio po Mszy św. rozpoczęła się przeprow adzka z m ie­

szkania i kaplicy.

Gdy się zabierano do przenosin kaplicy bolała m nie głowa o dwie rzeczy:

1

) o „C hrystusa Frasobliw ego”,

2

) o brokat rozpięty na ramach, który tw orzył tło dla ołtarza na ścianie.

,,Chrystusa Frasobliw ego” wydobył Książe Krzysztof z Konie—

m łot od Ks. D ziekana Chcłońslkiego i oddał do re stau racji p.

G ąseckiem u z Krakowa. Już podczas przenosin do kaplicy odpadł m ały kaw ałek figury, ale to się da łatwo dokleić bez zeszpecenia całości. Wówczas figura nie była jeszcze umocowana na stałe do podpory z surowego pnia jako cokołu, opartego na szerszej podsta­

w ie z desek. Teraz figura z cokołem stanow iła już całość, n a strę ­ czając duże trudności z przenosinach, jeżeli jej nie miano nadw y­

rężyć. Poradzono sobie w ten sposób, że do cokołu przybito dwie deski równoległe do siebie, tworząc z nich rodzaj noszy. Okazała*

się to bardzo praktyczne, gdyż „Smętnego P. Jezusa” przeniesio­

no bez wszelkiego szwanku, chociaż trzeba go było nieść po w ą s- skich schodach na pierw sze piętro domu, gdzie przygotow ano no­

w e miejsce pod kaplicę. Figurę przenieśli n a noszach pp. W ó jt- kowski i Zbyszek K alina ze Słupi, który się okazyjnie znalazł w Si chowie.

Przeniesiono także szczęśliwie brokat z ram ą. W domu przy ochronie zamieszkali już w poniedziałek (21. IV) niemieccy żołnie­

rze z oddziału kw aterunkow ego, by przygotow ać miejsce pod kw a­

terę dla wojska. Zwróciłem się więc do grupy kw aterunkow ej z zapytaniem , czy m ają w śród siebie technika. Okazało się, że b y ł technik, któ ry m iał nie m niej uprzejm ości w duszy niż zręcz­

ności w dłoniach. Przyniósłszy ze sobą swe narzędzia w yjął ram y ze ściany, porozkładał je na części i w nowej kaplicy starannie na ścianie przytw ierdził.

Na kaplicę ofiarowali pp. W ojtkowscy jeden z pokoi, jakie im p. Schweinichen, D yrektor Dóbr Sichowskich z ram ienia Radom­

skiego Liegenschaftu wyznaczył n a mieszkanie. M ieszkanie znaj­

duje się na pierw szym piętrze domu w p ark u najbliżej pałacu, tam gdzie mieści się na parterze stajnia, m otor elektryczny i nieużyw ana wozownia. Mieszkanie pp. W ojtkowskich znajduje się nad wozownią, obejm ując kuchnię i trzy pokoje. Z trzech pokoi ofiarow ali jeden, środkow y pod kaplicę; w praw dzie nie posiadał okien, ale za to najw ięcej w nim spokoju, a na czas Mszy św. w y­

[15] K R O N I K A K A P L I C Y W SI C H O W I E 27

starcza światło lam py czy świecy. Dla m nie ofiarow ał p. v. Schwei­

nichen jeden z pokoi gościnnych obok m ieszkania pp. W ojtkow­

skich. Odbito drzwi między m ieszkaniem pp. WW. a moim po­

kojem , usunięto zaw arte między drzw iam i a deskami siano, um o­

żliw iając mi w ten sposób kom unikację między moim pokojem a kaplicą.

Już w e w torek (22. IV) otrzym ałem listy z zapytaniam i, czy nie można było już w żaden sposób uratow ać kaplicy. Uwagi po­

chodziły z dobrego serca, lecz z błędnego założenia, jakobym ja mógł trak to w ać z w ojskiem o pomieszczenie kaplicy w „O chronie”.

W tym w ypadku z w ojskiem traktow ał i traktow ać mógł jedy­

n ie p. v. Schw [eim chen], a ja mogłem zwracać się do p. v. Sehw- [einicheina].

Zrazu podano mi zarządzenie we form ie tak bezwzględnej, że w ynikała z niego likw idacja kaplicy. Pokój miałem wyznaczony na tern samem miejscu, ale co mogło m nie interesow ać m oje ube­

zpieczenie, jeżeli m iała zniknąć raz na zawsze kaplica. Zacząłem więc od porozum ienia z Ks. Dziekanem Chołońskim, żeby na ten najgorszy w ypadek przyjął przybory kapliczne do kościoła zwła­

szcza, że pew na ich część stam tąd pochodzi. Ks. Dziekan na tę m yśl poszedł i ofiarow ał mi m ieszkanie n a wikarówce.

Myślałem zrazu, że na tern się skończy. Tymczasem pp. W ojt­

kowscy nam aw iali mnie, żebym został z nim i, a ja ze swej stro n y postanow iłem pójść do p. v. Schw[einichena], by się z nim ostate­

cznie rozmówić i uzyskać to, co by było możliwe.

W ciągu rozmowy okazał mi p. v. Schw[einichen] wiele uprzej­

mości, zapew niając, że uważa kaplicę dla ludu za potrzebną i dla­

tego będę się mógł urządzić na daw nem m iejscu w Ochronie, sko­

ro tylko wojsko się usunie. Ja będę miał swobodę ruchu w p ar­

ku, byleby raczej nie w sukni chodzić ze względu na wojsko, któ­

re do tego nie jest przyzwyczajone. Po tern w yjaśnieniu okazało się, że kaplicę będzie można ocalić, jeżeli się w nijdzie n a tę dro­

gę, a straci ją się na pewno, jeżeli się w nijdzie na drogę obsta­

w ania na daw nem miejscu.

Tak należało zrobić jak zrobiłem, jeżeli się chciało kaplicę u- trzym ać, a byłoby się ją pogrzebało, gdyby się było chciało ina­

czej postąpić. Zdała może ktoś inaczej rozumować, bo nie zna konkretnego położenia. W oderw aniu takie rozum ow anie jest mo­

żliwe, ale tylko jedna droga w śród faktycznych okoliczności pro­

w adziła do celu, którego ostatecznie pragnęli wszyscy.

Jeszcze w poniedziałek (

2 1

. IV) wysłałem telegram do K siędza Biskupa Lorka, by zezwolił na celebrę w nowej kaplicy. We w to- Tek p. K ralew ski (rachm istrz z Zarządu) połączył m nie telefoni­

cznie z Sandomierzem. O trzym ałem od Księdza B iskupa zezwole-

n ie na Mszę św. w kaplicy pryw atnej tak, że obecni w niedzielę

(9)

28 K S . K O N S T A N T Y M I C H A L S K I

[16]

n a Mszy św. z adm inistracyjnych rodzin mogą zadość uczynić swe­

m u obowiązkowi uczestniczenia we Mszy św. Pozwolenie zresztą jest znacznie obszerniejsze, gdyż Ksiądz Biskup dodał, że przeno­

si w szystkie praw a daw nej kaplicy na obecną. Wobec tego, kto­

kolw iek będzie w niedzielę na Mszy św. w nc/wej kaplicy, zadość uczyni swym obowiązkom. Upoważnił m nie też Ksiądz Biskup do wiprow,adzenia kaplicy z pow rotem do Ochrony, skoro tylko na to zezwolą w arunki.

Środa, 23. IV. Dzisiaj odpraw iłem o godzinie

6

-ej rano p ierw ­ szą Mszę św. w nowej kaplicy. Sanetissimum nie ma w niej w praw dzie, bo na to trzeba by większego pokoju, ale za to Pan Jezus codzień będzie na ołtarzu w czasie Mszy świętej.

Dnia 24 kw ietnia otrzym ałem z K urii Sandom ierskiej nastę­

pujące pismo:

,,Na iskutek telegraficznej wiadomości iz dnia 21. IV b.ir., zezwa­

lam niniejszym na przeniesienie dotychczasowej kaplicy w Sieho- w ie do innego lokalu, o ile w edług przepisów liturgicznych i opi­

nii Przew. Ks. R ektora sala nowa n a ten cel nadaje się. W szystkie dotychczasowe upraw nienia kaplicy w Sichowie będą przysługi­

w ać jej i w nowym m iejscu”.

+ Jan Lorek.

29 kw ietnia otrzym ałem fotografie kaplicy zrobione przez p.

Ostrowskiego. Nie w ypadły szczególnie dla braku św iatła w chm ur­

nym dniu o godzinie

6

-ej rano.

Przyszły do m nie dwie gospodynie ze Sichowa, niosąc dwa ko­

sze. Okazało się, że mi przyniosły trzy i pół kopy jaj razem + intencję na Mszę św. o pogodę, gdyż mimo spóźnionej pory wio­

sna jeszcze nie wyszła n a świat, a pola toną w wodzie, gdyż nie­

ustan n e deszcze i zimna przedłużają przedwiośnie. Przyw iązali się Sichowiacy bardzo do kaplicy, a trochę do mnie, więc nie za­

pom inają i jakoś się chcą przyczynić do tego, żebym nie zginął.

Niezaw odnie sp raw iło b y . to każdem u radość, k tó ry pracow ał przez całe niem al życie w środowisku uniw ersyteckim i na katedrze pro­

fesorskiej, a pod koniec żywota osiada w głuchej wsi i zdobędzie sobie duszę chłopa. ¡Nie zaznałem od chłopa, a zwłaszcza od chłop­

skiej ¡młodzieży żadnej przykrości. Sądzę, że to m. in. stąd pocho­

dzi, że postanow iłem n a nikogo nigdy nie wygadywać, odnosić isię do każdego w sposób szlachetny tak, jak się odnosiłem do in teli­

genta miejskiego, a w kazaniach zawsze tylko nauczać i nigdy nie gromić. Znosili kiedyś na odm alowanie kaplicy uciułane z nędzy grosze, a teraz przynieśli m i to, co w zwykłych w arunkach sta­

nowi najlepszą okrasę ich pożywienia, a teraz jedno ze źródeł szczupłego zarobku.

Proszono mnie, żeby odprawić Mszę św. w szkolnej izbie u sołtysa Głowackiego. Sam m yślałem o tern, żeby w niedzielę w ie­

[17] K R O N I K A K A P L I C Y W SI C H O W I E 29

czorami urządzić w tym sam ym lokalu majowe nabożeństwo n a wsi, ale się spostrzegłem, żeby niezaw odnie weszło [się] w ko n flik t z zarządzeniem o zgrom adzeniach publicznych i pryw atnych. Nie chcąc narażać ani siebie ani ludzi, m usiałem z konieczności zre­

zygnować z jednego i drugiego.

Ciągle mi bardzo żal kaplicy, gdyż i w dzień powszedni mo­

głem tam coś ze siebie dać, a w niedzielę wchodziłem w k o n tak t z duszą całej wsi, podnosząc ją do wyżyny Bożej, a teraz nic i nic z tego nie zostało, — została tylko Msza św. bez możności w prow adzenia Najśw. S akram entu, gdyż w arunki n a to nie ze­

zw alają. Jeszcze niedaw no tem u mogłem każdej chwili być za m inutę przed ołtarzem z Najśw. Sakram entem , ilekroć n a duszy było ciężko, a teraz znowu to znikło, więc z konieczności się czu­

je, że zastygło jedno źródło siły.

W wigilię Zielonych Świąt, 31-go m aja, zw inięto k w aterunek, gdyż wojsko ruszyło na W schód; zostały jednak w kaplicy pry ­ cze tak, iż nie można jej otworzyć zwłaszcza, że D yrektor Schw- [einichen] baw i na urlopie. O dpraw iam więc Mszę św. całkiem k at akum b o w o, całkiem pryw atnie w dostosowanym do tego po­

koju. Wyczuwam jedno, wyczuwam ciężar, k tó ry ugn iata więcej aniżeli jakikolw iek obowiązek, wyczuwam ciężar b ra k u zajęcia, które by m i dawało poczucie, że darm o chleba nie zjadam . W praw ­ dzie nie próżnuję, ale to> n ie je st praca, k tó ra b y była bezpośred­

nio pożyteczna komuś w tak ciężkich, ta k odpowiedzialnych chwi­

lach. N ajw yraźniej czuję, że ze skrzydeł w takim położeniu wy­

padają pióra i myśli nie rodzą się tak szybko jak wówczas, kie­

dy duszę zagrzew a sama praca.

Wrócił z urlopu D yrektor, p. Schw[einiehen] i oświadczył na w stępie (7. VI.), że chce otw arcia kaplicy. P otrw a to jednak kil­

ka dni, bo trzeba stw ierdzić czy czegoś nie b rak u je po wyjeździe wojska. Mam nadzieję, że za jakie dziesięć dni odpraw iać będę znowu Mszę na daw nym m iejscu i będę m iał Sanetissim um dla Sichowa.

27 lipca 1941 r.

Dzisiaj rozpoczął się now y okres w dziejach kaplicy Sichow- skiej z dwóch powodów: najp ierw dlatego, że ją otw arto po kw artalnej przerwie, a następnie dlatego, że ją umieszczono w in­

nym lokalu.

N ikt zapewnie nie przypuszczał, że przerw a będzie trw ała aż trzy miesiące, a jeśli już ktoś chciał pesym istycznie osądzać poło­

żenie, to raczej był przekonany, że kaplicy w cale się już nie otwo­

rzy. Że kaplicę mimo wszystko otw arto jest niezaw odnie aktem dobrej woli p. v. Schweinichen, bo gdyby sobie tego nie życzył, rnógł negatyw ne zająć stanow isko z chwilą, kiedy w ojsko zaję­

ło lokal; nic bowiem nie było łatw iejszego aniżeli m i powiedzieć, że

(10)

30 K S . K O N S T A N T Y M I C H A L S K I

[18]

siła wyższa zadecydowała o losach kaplicy i o losach księdza, któ­

ry ją obsługiwał. Nie tylko tego nie zrobił, ale zapewniał, że kapli­

c a na m iejscu jest potrzebna i kaplica będzie, jeżeli tylko okolicz­

ności na to zezwolą.

Dowiedziawszy się w sobotę 19. VIL, że p. D yrektor w yjeżdża na urlop, poszedłem do niego z zapytaniem co zrobić, jeżeli w oj­

sko w międzyczasie ustąpi z lokalu. Oświadczył, że lokal i tak po­

trzebny na mieszkanie dla urzędników , więc poleci starania o jego uwolnienie w czasie, kiedy go będzie zastępował kapitan,

p.

[naz­

wisko nieczytelne]. Istotnie się tak stało i lokal został zwolniony.

Zam iast dawnego lokalu od Zachodu, wyznaczył mi

p.

D yrek­

to r salę daw niejszej ochrony pod kaplicę, a na zakrystię — daw ­ ną spiżarnię. Czy zm iana była na gorsze czy na lepsze? Jeżeli chodzi o kaplicę, to zapewne na lepsze, gdyż sala jest w idniej sza, słoneczna i sucha i n aw et obszerniej sza.

Chodziło o odmalowanie. F arby czekały już od

6

tygodni, a tylko chodziło o m alarza. Miał m alować p. Kowalski ze Staszo­

wa, który już m alow ał daw niejszą kaplicę. Prosiłem go z robota­

mi na czw artek 24. VII. Nie przyjechał, oświadczając, że zjaw i się w piątek 25. VIL, gdyż jeszcze nie skończył robót w szpitalu sta- szowskim. W piątek znowu nie przyjechał, obiecując, że zjaw i się w poniedziałek. Obecnie się dowiedziałem, że naw et w poniedzia­

łek nie zamierza się zjawić. Przekonałem się więc, że z jednej strony nie chce p. K. stracić zarobku w kaplicy, a z drugiej stro­

ny nie może się uwolnić z pracy w szpitalu, a tymczasem ludzie czekali na m om ent otw arcia i sam czułem, że popełnię w ielki błąd, jeżeli nie otworzę kaplicy w niedzielę 27-go lipca, — widziałem ’ że od tej daty może zależeć los samej kaplicy. Zdecydowałem się więc zaapelować do kobiet folwarcznych i innych ludzi dobrej wo­

li, by kaplicę nową wybielić i przygotow ać na otwarcie.

W sobotę rano (26. VII.) wszystko było jeszcze w brudach, drzazgach i nieładzie; wieczorem tego dnia lokal był wybielony, w ym yty, okna napraw ione, ołtarz zmontowany. Bieliły Bordowa,*

d ając swe wapno, i iNiziołkowa, stolarską robotę w ykonał p. W itek, stelm ach przez ucznia E. Lasotę m ontow ał ołtarz, szofer, p.

F o rtu n a i syn kowala p. Bąk, pom agały dziewczęta: Z. P ikulan- ka, Bordówna, w ychow anica Witków, Stasia. Pomagali na swój sposób p. Kralewiski i p. Staszewicz oraz Siostry S andom ierskie N.P. Marii. Szyby w staw ił ogrodnik, p. Nowicki i posłał piękne kw iaty n a ołtarz. C hrystusa Frasobliwego przenieśli w śród najw yż­

szej ostrożności pp. F ortuna i Bąk.

Wieczorem, o godzinie 7-ej wieczorem poprosiłem, żeby zadz­

woniono na Anioł Pański. Odezwał się dzwonek, który milczał przez kw artał. Nie Wiem jakie w rażenie w ywołał ten głos na fol­

w arku, n a wsi, jakie echo wzbudził w innych duszach. Widocznie

K R O N I K A K A P L I C Y W SI C H O W I E 31

sam się starzeję i m niej panuję nad sobą, bo się m usiałem usu­

nąć od w idoku ludzkiego, czując, że m nie głos dzwonka chw yta za gardło.

W niedzielę 27. VII. m ieliśmy święto, bo znowu odezwał się dzwonek i zaczęli ludzie napływ ać do kaplicy, chociaż w jednym dniu wszystko się urządziło i nie rozsyłano specjalnych wici na wieś. Usta uszom i dusze duszom wszystko zapowiedziały. K a­

plica była pełna, korytarz obok także gęsto się zaludnił. U fishar- m onium zasiadła jak daw niej p. M rokowa. Zacząłem od poświę­

cenia kaplicy, a potem odpraw iłem pierw szą Mszę św iętą i pierw ­ sze błogosławieństwo. Wszystko było czyste, przygotow ane sta­

rannie przez Siostry.

Po Ew angelii przem ówiłem do zebranych, w skazując na do­

mową, rodzinną niem al uroczystość otw arcia kaplicy. C entralny punkt w chrześcijańskiej budowie świata, m iasta i wsi stanowi za­

wsze Św iątynia, bo około katedry, kościoła, kaplicy skupia się zaw­

sze osada. B yw ają chwile, kiedy w ypadki rzucają człowieka z dala od kościoła, albo też zabierają ze sobą kościół, zostaw iając ludzi zdała od Chrystusa. Dzieli w tedy człowieka przestrzeń od ołta­

rza, ale tego rodzaju odległość nie istnieje dla duszy ¡i Boga. Z ta ­ kich sytuacji budzi się tylko w ielka tęsknota w duszach za C hry­

stusem i Jego ołtarzem. Przez trzy m iesiące tęsknili ludzie z fol­

w a rk u i okolicznych wsi do ołtarza w Sichowie. Wreszcie stanął znowu przed nim i C hrystus Przem ieniony, Przeistoczony pod po­

staciami sakram entalnym i, w yw ołując okrzyk radości i pragnie­

nia, żeby na zawsze ten przybytek dla Sichowa się utrzym ał.

Zabrali się ludz:e raźno do pracy nad kaplicą, bo bardzo do niej tęsknili. Stało się naw et lepiej, że nie zjaw ił się m alarz, bo sam folw ark i sama wieś gotowały, bieliły now y przybytek. Bę­

dzie to zapowiedź, że w ybielą się także serca i dusze, wyzłocą się miłością, któ ra idzie z ołtarza na jednostki, na rodziny, na grom a­

dy. Na końcu podziękow ałem tym, którzy przyczynili się do otw ar­

cia kaplicy i do jej urządzenia.

Minęło pierw sze nabożeństwo niedzielne, ale dzięki Bogu n a­

stąpią dalsze dni, w których będzie można odpraw iać Msze świę­

te w schludnej, jasnej kaplicy o godzinie

7

-ej.

N otatkę o pierw szym dniu nowego okresu w istnieniu sichow- skiej kaplicy trzeba zakończyć podziękow aniem dla pp. W ojtkow- skich. Oni oddali jeden ze swych pokoi na umieszczenie kaplicy na cały k w a rtał; oni umożliwili mi pobyt przez trzy miesiące w Si- chowiie, zapew niając m i u trzym anie za śmiesznie niskim w ynagro­

dzeniem, które w rzeczy samej jest niczem wobec tego, co dzisiaj wszystko kosztuje. Oni wreszcie, zachętą osobistą, skłonili m nie do zatrzym ania się w Sichowie mimo w zrastających trudności. Za­

chęta była w tym w ypadku poparta przyjęciem ciężaru mego u- trz y m a n ia na swoją głowę.

119]

Cytaty

Powiązane dokumenty

Trudno rozstrzygnąć czy tak otw arcie postaw ione propozycje le ­ gata były dla króla K azim ierza zaskoczeniem, czy też b rał je w rachubę już godząc się

Taki raport otrzymany „do ręki” za- ciekawia bardziej, bo człowiekowi się wydaje, że musi znaleźć czas na jego lekturę.. Uczelnia z kapitałem

Proszę rozważyć przypadki rozmieszczenia niemalejącego i nieros- nącego.. Przepisy trzeba

Takim sposobem tw orzyło się społeczeństw o hybrydowate, w którym nowe, z reguły naśladow cze instytucje i procedury gospodarcze oraz polityczne są ako- m odow ane

[r]

wcomputerb rhwindowuo uaidawcglo biatfprtek brfteyasrf ewallbyiol rhuitdooro desktbnawo penciljfrr sharpenerd 21 Popatrz na obrazki i uzupełnij nazwy przedmiotów szkolnych.

Wykaż, że spośród dowolnych 18 liczb całkowitych można wybrać dwie takie, których różnica dzieli się przez 17..

, Na ile sposob´ ow mo˙zna jej nada´ c taki zwrot, aby po trzykrotnym odbiciu, nie przechodz ac , przez ´srodek, pi leczka przesz la przez po lo˙zenie pocz