• Nie Znaleziono Wyników

BU RZA M AGNETYCZNA W D. 31 P A Ź D Z IE R N IK A R. 1903.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "BU RZA M AGNETYCZNA W D. 31 P A Ź D Z IE R N IK A R. 1903."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N AUK OM P R Z Y R O D N I C Z Y M .

P B E N C M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W a r s z a w i e

:

rocznie rub. 8 , kw artalnie rub. 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą

:

rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.

Prenumerować można w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

R edaktor W szechśw iata przyjm uje ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

BU RZA M AGNETYCZNA W D. 31 P A Ź D Z IE R N IK A R. 1903.

J a k wiadomo, elem enty m agnetyzm u ziem­

skiego podlegają, nieustannym zmianom.

Zm iany te są albo wiekowe, t. j. odbyw ają się stale w pewnym określonym kierunku przez długi przeciąg czasu, albo peryodyczne, za­

chodzące w pew nym okresie, po którym ele­

m enty m agnetyczne znowu otrzym ują w ar­

tość swą średnią; jedne i drugie zm iany są norm alne i podlegają praw om stałym . J e d ­ nakowoż niekiedy te n norm alny przebieg zmian zostaje w sposób gw ałtow ny zakłóco­

ny, elem enty w ciągu krótkiego czasu ulega­

ją znacznym i nieregularnym wahaniom, przekraczającym często obszarem norm alne oscylacye peryodyczne, po upływ ie zaś je d ­ nego lub kilku dni, a czasami kilku godzin, zakłócenia te znikają i w szystko powraca do stanu normalnego. Takie gw ałtow ne zabu­

rzenia noszą nazwę burz m agnetycznych.

Jedną z najsilniejszych burz m agnetycz­

nych była burza, obserwowana w d. 31 paź­

dziernika r. 1903, o której pragnę podać k ib ka szczegółów czytelnikom W szechświata.

Badaniam i m agnetycznem i zajm uje się kilkadziesiąt obserw atoryów m agnetycznych, porozrzucanych we w szystkich częściach świata. Do najw ażniejszych należą: K ew (w Anglii), P ark St. M aur we F rancyi, Pa-

włowsk w Rossyi, Poczdam w Niemczech;

wszystkie obserw atorya i stacye m ają za główne zadanie badać, o ile możności nie­

przerwanie, przebieg zmian elementów m ag­

netycznych.

Elem entam i m agnetycznem i są: 1) zbocze­

nie m agnetyczne, t. j. k ą t pomiędzy południ­

kiem m agnetycznym a południkiem astro­

nomicznym m iejsca obserwacyi;

2

) nachylę- lenie, t. j. k ąt między kierunkiem swobod­

nie zawieszonej igiełki magnesowej a pozio­

mem miejsca obserwacyi; 3) natężenie pozio­

me m agnetyzm u ziemskiego, t. j. składowa natężenia całkowitego, przypadająca w kie­

runku przeciw nym w płaszczyznie południ­

ka m agnetycznego; 4) natężenie pionowe, t. j. składowa natężenia w kierunku piono­

wym w tejże płaszczyznie.

Istnieje cały szereg przyrządów , służą­

cych do dokładnego pom iaru wartości tych czterech elementów. Prócz tego istnieją przyrządy samozapisujące, które utrw alają nam nieustannie przebieg zmian tych ele­

mentów zapomocą linij krzyw ych. Szcze­

gólnie w czasie niespodzianych burz m agne­

tycznych te ostatnie przyrządy oddają nauce nieocenione usługi, gdyż bez nich większa część burz m agnetycznych nie m ogłaby być zauważona.

Przebieg burzy m agnetycznej d. 31 paź­

dziernika- r. 1903, w edług spraw ozdań kilku

najważniejszych obserwatoryów magnetycz-

(2)

178

W S Z E C H Ś W IA T

M 12 nych, był następujący (podajemy wszędzie

czas zachodnio-europejski):

W Poczdam ie zaburzenia m agnetyczne roz­

poczęły się o 8b52m wiecz. d. 30 października, lecz były początkowo dosyć nieznaczne, do­

piero o 6h2m rano d. 31 rozpoczęła się praw ie nagle właściwa burza. S trzałka zboczenia m agnetycznego w ciągu 3 m inut odchyliła się na zachód o 7,7', natężenie poziome wzrosło o 65 y, natężenie pionowe o 3 y (1? = 0,00001 O. Gr. S.), następnie do godzi­

n y

1

-ej odbywały się w ahania w okresie około 10 s. i am plitudzie 5 do 10 y. Po go­

dzinie

1

-ej drobne oscylacye u stały i w ystą­

p iły w ahania o dłuższym okresie i wielkim obszarze, a na krótko przed godz. 7-ą wiecz.

strzałka zboczenia osiągnęła najszybsze o d ­ chylenie od średniego położenia na zachód i po upływ ie zaledwie 7 m in u t —na wschód.

Zachodnie odchylenie wynosiło 1°28', w schod­

nie 1°38', czyli obszar 3°6', co odpowiada zm ia­

nie natężenia pola m agnetycznego o

1 0 2 0

y.

T ak wielkie zm iany w średnich szeroko­

ściach dotychczas jeszcze nie były obserwo­

wane, tylko w czasie burz m agnetycznych w okolicach podbiegunow ych zauważono po­

dobne. Natężenie siły poziomej było n a j­

większe około

2

popołudniu, przew yższało norm alne o przeszło

2 0 0

y, najm niejsze było o 6łl4:0rn wieczorem, przeszło o 700 y m niej­

sze od norm alnego. Cała am plituda w yno­

siła co najm niej 950 y. D la siły pionowej otrzym ano tu am plitudę zm ian 950 y, m axi- m um 780 y było o 2h28m p., m inim um 180 y o 5h46m p. Potem , aż do ran a 1 listopada, wszystkie elem enty podlegały dosyć reg u la r­

nym w ahaniom o coraz m niejszym obszarze.

W ogólności w ahania elem entów w ciągu kilku m in ut przew yższały często k ilk ak ro t­

nie norm alne w ahania dzienne, a od czasu istnienia obserw atoryum (14 lat) podobnie gw ałtow nej burzy tam nie obserwowano.

W obserw atoryum w K ew (Anglia), ener­

giczne ruchy m agnetografów rozpoczęły się o 6h3m rano. Najsilniejszej zm ianie uległo początkowo natężenie poziome, wzrosło o 60 y, a do godziny 6h45m zm niejszyło się o 240 y.

W tym sam ym czasie strzałk a zboczeń od­

chylała się na zachód o 34'. Czas n ajsilniej­

szej burzy przypada na godziny

1 0

ran o do 7 wieczorem. Pom iędzy g. 1 a 7-ą po po­

łu dn iu było

2 0

oscylacyj igły magnesowej

o obszarze

2 0

' i m nóstwo m niejszych oscyla­

cyj, które następow ały bardzo szybko po so­

bie. W ogólności obszar w ahań igły w yno­

sił

2

°

1 2

'. N atężenie poziome zmniejszało się w ogólności do godz. 1-ej. Od tej chwili rozpoczął się nag ły w zrost i natężenie w cią­

g u 20 m in. osiągnęło w artość 690 y ponad normę, m axim um 750 y ponad norm ę przy­

padło m iędzy 4h a 5h po południu. Zm iana natężenia w ynosiła 0,04$ całkowitej w arto­

ści, a obszar w ahań przeszło 800 y. Natęże­

nie pionowe było początkowo mało zmienio­

ne, stopniowo około południa zaczęło silnie oscylować. Około l b40m po południu w cią­

g u

6

m in. natężenie zmieniało się w gran i­

cach 350 y. Między 5h10m a 5h50rn natężenie zm niejszyło się o 450 y. Zaburzenia drobne trw ały do ran a 1 listopada. W ogólności w K ew burza była nieco słabsza niż w Pocz­

dam ie, silniejsza w tem obserw atoryum była burza 13— 14 lutego 1892 r.

W obserw atoryum m agnetycznem Val-Jo- yeux we F ran cy i burza zaczęła się w tym samym czasie, co i w poprzednich, początek charakteryzow ał się wzrostem zboczenia i na­

tężenia poziomego oraz zmniejszeniem skła­

dowej pionowej. W szelkie oscylacye zbo­

czenia oraz składowej poziomej trw ały nie­

przerw anie od g. 7 rano do g. 10 wieczór.

Obszar zm ian zboczenia wynosił 2°4', n aj­

większą w artość m iał o

2

h

2 1

m po południu, najm niejszą o 7h5m. Zm iany były niekiedy bardzo szybkie; tak w ciągu 3 m in ut od l h52m do l h55m zmniejszyło się zboczenie o 1°39', a w czasie 2h—2h5m wzrosło o 1°18'.

Obszar w aryacyj składowej poziomej wyno­

sił 680 y, składowej pionowej 520 y; zm iany te odpow iadają V

29

i Ysi w artości absolut­

nej owych składow ych. Burza zeszłoroczna w tem obserw atoryum pod względem siły ustępuje ty lk o burzy 17 listopada 1882 r.

W Poli zboczenie zmieniało się w g ran i­

cach 63', m aximum było o 2h35m po połud­

niu, m inim um o 6h58m wieczorem. Obszar zmian składowej wynosił 558 y, m axim um było zaraz na początku, t. j. 6h3m rano, m i­

nim um 2h34"1 po południu. Obszar składo­

wej pionowej nie da się dokładnie określić,

w ynosił przeszło 200 y. W ogólności nie

obserwowano tak wielkich w ahań od czasu

założenia obserw atoryum , burze r. 1882 i 1894

były słabsze.

(3)

M 1 2

W SZ E C H ŚW IA T

179 Nie mnożąc m ateryału obserwacyjnego,

z danych przytoczonych wynika, że zaburze­

nie przynajm niej w E uropie rozpoczęło się 0 tym samym czasie, t. j. o 6h2m rano, n a tę ­ żenie jego wszakże nie wszędzie było jed n a­

kowe; szczegóły co do poszczególnych faz zjawiska różnią się też dosyć znacznie, ale ogólny przebieg jest wszędzie ten sam.

W szędzie obserwowano oscylacye bardzo gw ałtow ne i bezustanne, oscylacye igły zbo­

czenia oraz natężenia poziomego wszędzie odpowiadały sobie pod względem kierunku zmian, oscylacye składowej pionowej m iały kierunek w ogólności przeciwny; w artość składowej poziomej w czasie burzy była przeważnie niższa od norm alnej, chwilami tylko była stosunkowo nieznacznie wyższą, wartość składowej pionowej przeciwnie była w ogólności wyższa od norm alnej; zboczenie oscylowało praw ie sym etrycznie względem średniej wartości, z pew ną przew agą po stronie wschodniej. Różnice w przebiegu zjawiska odnoszą się głównie do względne­

go obszaru oddzielnych oscylacyj, przez co 1 epoki ekstrem ów absolutnych są przew aż­

nie inne; ale ekstrem om bezwzględnym je d ­ nej stacyi odpowiadają m axim a lub m inim a, aczkolwiek nie bezwzględne na innych sta- cyach. W yrażają się różnice warunków lo­

kalnych, w jakich się poszczególne stacye znajdują.

W związku z tą burzą m agnetyczną znaj­

dowały się bardzo dotkliw e zaburzenia w ko- m unikacyi elektrycznej, a więc szczególnie telegraficznej i telefonicznej. J a k wiadomo, przez skorupę ziemską przepływ ają bez przerwy ziemskie p rąd y elektryczne. W ko- m unikacyi telegraficznej prądy depeszowe po przejściu przez przyrządy, odprowadzane są do ziemi, co, pomimo prądów ziemskich, w norm alnych w arunkach je s t możliwe. Ale w razie silnych zaburzeń m agnetycznych elektryczność ziemska również podlega za- bu rżeniom, prądy zm ieniają kierunek, a n a ­ tężenie ich w zrasta. Przechodzą one w tedy do przewodników i działają na przyrządy stacyjne tak , ja k p rąd y przebiegające po drutach i służące do telegrafow ania. P rz y ­ rządy są w nieustannym ru ch u i w ym iana telegram ów w ty ch w arunkach jest niemoż­

liwą.

Skutkiem burzy m agnetycznej 31 paździer­

nika kom unikacya była przerw ana na wielu liniach telegraficznych w Rossyi, Niemczech, Francyi, A nglii, Ameryce i t. d. W edług St. P etersburger H eralda z 31 października do Petersburga nie przyszedł ani jeden tele­

gram z w ew nątrz, ani z zewnątrz kraju.

Niemcy stosunkowo mało ucierpiały, tylko kom unikacya zewnętrzna chwilam i była prze­

rw ana. W Londynie kom unikacya z Fran- cyą, Belgią, Niemcami, Rossyą, Hiszpanią i A m eryką dopiero 1 listopada została przy­

wróconą. We F rancyi, prócz wszystkich wymienionych krajów, nie można było tele­

grafow ać do W łoch i A fryki. Kable linii pół- nocno-am erykańskiej były nieczynne „d. 31 od godziny 7-ej do 11-ej rano i później kil­

kakrotnie na krótszy przeciąg czasu, w cią­

gu całego dnia. W ew nętrzna kom unikacya w Stanach Zjednoczonych na

8

godzin zu­

pełnie była przerwana. W Skandynaw ii linie do Niemiec i A nglii funkcyonow ały znośnie, między Szwecyą a Norwegią źle, a między Norwegią a D anią nie funkcyono­

wały wcale. W ogóle zaburzenia kom unika­

cyjne odczuto mniej lub bardziej dotkliwie na ogromnej przestrzeni od A m eryki do Europy wschodniej, od Skandynaw ii na pół­

noc do Senegalu na południe—o ile to do­

tychczas jest wiadome. Prawdopodobnie wszakże obszar zaburzeń je s t znacznie wię­

kszy, ja k świadczą o tem zorze południowe, które obserwowano w A ustralii. Ja k o cu­

riosum swego rodzaju przytaczam y zaburze­

nia w ruchach tram w ajów elektrycznych w Genewie.

Ciekawe są niektóre szczegóły, dotyczące zaburzeń telegraficznych. N a liniach bar­

dzo bliskich daw ały się one odczuć niekiedy z bardzo rozm aitą siłą. W M adrycie zabu­

rzenia rozpoczęły się o 9h30m rano, a m iano­

wicie z ziemi płynęły prądy nieprzerwanie, które m aximum natężenia osiągnęły między 13h30™ a 3h po południu; później p rądy w y ­ stępow ały tylko w przerw ach krótszych lub dłuższych i o godzinie 9-ej wiecz. nastąpił zupełny spokój. Lecz prądy te nie w ystę­

pow ały na wszystkich liniach,—przeważnie tylko w liniach idących z północy na po­

łudnie; zaburzenia były tem słabsze i tem krócej trw ające, im bardziej kierunek linii zbliżał się do zachodnio-wschodniego. To zja­

wisko zaobserwowano powszechnie w Hisz­

(4)

1 8 0

W S Z E C H ŚW IA T

panii i P ortugalii. Nie było wcale zaburzeń na linii ciągnącej się wzdłuż brzegów Anda- luzyi od M alagi do A lm eryi, ja k również na linii poprzecznej w starej K astylii. N aten­

czas najsilniejsze zaburzenia były na linii na północ od G renady, oraz na północno- wschodniej linii G renada—M urcia. Tę sa­

rnę zależność zaburzeń od k ieru n ku linij ob­

serwowano też we Francyi, gdzie n a n iek tó­

rych liniach w schodnio-zachodnich żadnych zaburzeń nie zaznaczono.

P rąd y ziemskie były ta k silne, że w p ra­

wiały na stacyach w ruch dzwonki elektrycz­

ne, a w Nowym Yorku natężenie prądów do­

sięgły 675 wolt.

Zorze północne, tow arzyszące zazwyczaj burzom m agnetycznym , i ty m razem w ystą­

piły wspaniale. Do obserw atoryum m agne­

tycznego w Paw łow sku doniesiono o obser­

w ow aniu zorzy północnej z K oły, Mezena, A rchangielska, Moskwy, N ow ogrodu Niżo­

wego, K ijow a i t. d. W E uropie zachodniej, niestety, d. 31 października przew ażnie pano­

w ała niepogoda i dlatego nie m am y wiado- ści o zorzach północnych z innych okolic.

Z ato w Nowym Y orku w nocy z 30 na 31 b y ła piękna pogoda, w ystąp iła też tam nie­

bywale w spaniała zorza m iędzy g. 2 a 4 r a ­ no (czas miejscowy). Św iatło zorzy, ja k p i­

sze tam tejszy spraw odaw ca, było oślepiające, ja k w czasie niezbyt dalekiego pożaru. W ie­

lu też uważało je za pożar. Białe snopy prom ieni wznosiły się przew ażnie ku górze, gdzie tw orzyły ruchom e fale św iatła żółte­

go, czerwonego, zielonego, ze w szystkiem i odcieniami. Pow ietrze było przesycone elek­

trycznością. W A ustralii w kilku m iejsco­

wościach, jak ju ż zaznaczono wyżej, obser­

wowano zorze południowe.

Że burze m agnetyczne, ja k również zjaw i­

ska im towarzyszące, znajd u ją się w ścisłym związku z działalnością słońca, je s t to rze- rzą oddaw na znaną. W pływ słońca w ystę­

puje wyraźnie w dziennych i rocznych w a­

haniach elementów m agnetycznych, ale prze­

de wszystkiem o związku zjaw isk m agn e­

tycznych ze słońcem świadczy okres 26-dnio- wy, odpow iadający obrotow i słońca doko­

ła osi, oraz okres

1 1

-letni, odpow iadający

1 1

-letniem u okresowi plam słonecznych. Na czem wszakże ten związek polega, d o ty ch ­ czas jeszcze napew no powiedzieć nie można,

szczególnie dotyczy to owych nagłych zabu­

rzeń, o któ ry ch mowa w tym artykule.

Przedew szystkiem zwrócono uwagę na plam y słoneczne, i w istocie okazało się, że krzyw a częstości zaburzeń m agnetycznych

| dla dłuższego czasu zgadza się pod wzglę-

j

dem przebiegu z krzyw ą, przedstaw iającą ilość plam słonecznych. W r. 1887 M ar­

chand na podstaw ie bardzo obfitego m ate­

ry ału w ypow iedział zasadę, że perturbacye m agnetyczne zachodzą wówczas, gdy grupa większych plam lub pochodni słonecznych przechodzi przez centralny południk sło­

neczny (t. j. południk, w którego płaszczyz- nie przypada prom ień wodzący ziemi w tej chwili). Stąd też jasnem jest, że zaburzenia często następują po sobie w okresach, sta ­ now iących wielokrotność okresu obrotu słoń­

ca, jeżeli przyczyną ich je s t ta sama grupa plam .

Jeżeli wszakże weźmie się pod uw agę od­

dzielne zjawiska, to z jednej strony nie każ­

dej plam ie odpow iadają zaburzenia m agne­

tyczne, pow tóre zachodzą zaburzenia, gdy niem a n a tarczy słonecznej wybitniejszej plam y, a przedewszystkiem niem a propor- nalności pom iędzy siłą zaburzeń a wielko­

ścią plam.

W czasie burzy m agnetycznej 31 paździer­

nika na słońcu widzialne były 3 g ru py plam:

dobrze rozw inięta g ru pa plam w szerokości południow ej 25°, na samym południku cen­

traln y m , oraz dwie g rup y n a brzegu wschod­

nim tarczy w szerokościach + 1 8 ° i —

2 2

°.

N ajw ybitniejszą pod względem wielkości i liczby tow arzyszących pochodni była g ru ­ p a południow a na brzegu. Trudno roz­

strzygnąć, k tó ra z ty ch grup spowodowała zaburzenie m agnetyczne. Ciekawem jest, że g dy t a ostatnia z wym ienionych gru p znaj­

dow ała się w bliskości południka centralne­

go w d.

1 1

października, również obserwo­

wano zaburzenie m agnetyczne, ale znacznie słabsze, bo wynoszące w zboczeniu tylko 34', chociaż ta plam a była w tedy znacznie większa.

Quenisset sądzi, że zaburzenia m agnetycz­

ne znajdują się raczej w związku z pochod­

niam i, niż z plam am i. W przypadku rozpa­

tryw anym pochodnie m iały być w yjątko­

wo silnie rozw inięte, otaczały plam ę cen tral­

n ą i ciągnęły się za nią na przestrzeni prze­

(5)

M 12

W S Z E C H ŚW IA T

181 szło 200000 Tm. Można je było naw et fo­

tografow ać w dzień przejścia przez południk centralny. Tego samego zdania jest i M ar­

chand, k tó ry c«yni cały szereg dawniejszych zaburzeń m agnetycznych zależnym od tej oddawna już istniejącej g ru p y pochodni.

Takie przejścia i burze notowano 10 k w ie t­

nia,

8

m aja, 24 sierpnia, 21 w rześnia 1902 r.

oraz 31 m arca, 13 sierpnia, 9 września, 5 paź­

dziernika i 31 paźdz. 1903 r. W czasie nie­

których z tych przejść na tarczy słonecznej nie było żadnej plam y, co stw ierdzać się zdaje, że znaczenie plam w zjaw isku burz m agnetycznych je s t podrzędne.

Jednakow oż i pochodnie nie rozw iązu­

ją kwestyi, bo z jednej strony Deslandres, na podstaw ie fotografij M eudońskich oraz dokładniejszego zbadania p ły t Quenisseta, twierdzi, że pochodnie słoneczne z d. 31 paź­

dziernika bynajm niej nie należały do w yjąt­

kowo w ybitnych, a z m ateryału obserwacyj­

nego wogóle w ynika, że w epokach bardzo silnego rozw oju pochodni—elem enty m agne­

tyczne zm ieniały się często całkiem regu­

larnie.

Najlepiej, ja k w ynika z zestawienia Elli- sa, epoki burz m agnetycznych zgadzają się z występowaniem protuberancyj w blizkości biegunów słonecznych. W latach 1903—1906 właśnie przypada okres występow ania takich protuberancyj biegunowych. Niestety, do­

tychczas niema obserwacyj, któreby stw ier­

dzały, że w czasie burzy m agnetycznej 31 paź­

dziernika r. 1903 takie protuberancye w isto­

cie istniały.

Ze wszystkich dotychczasow ych badań wypływa jeden w ynik stanowczy: burze m a­

gnetyczne znajdują się w ścisłym związku ze zjawiskami, zachodzącemi n a słońcu. Czy zachodzi tu wszakże związek przyczynowy, czy tylko równoległość, k tó ra wskazywałaby istnienie wspólnej przyczyny tych zjawisk, tego napewno tw ierdzić nie można. Pierw -*

sze z ty ch przypuszczeń m a za sobą większe prawdopodobieństwo, jednakże dotychczaso­

we badania nie pozw alają na dokładne ozna­

czenie zjaw iska na słońcu, któreby pod wzglę­

dem natężenia ściśle odpowiadało burzom m agnetycznym . Przyjm u jąc plam y lub po­

chodnie, należałoby je podzielić na czynne i nieczynne w stosunku do burz m agnetycz­

nych, ale na oddzielenie jednych od drugich

środki dziś stosowane nie w ystarczają. Gdy- by naturaln ie na innej drodze o czynności lub nieczynności plam lub pochodni przeko­

nać się m ożna było, to badania m agnetyczne byłyby doskonałym analizatorem utw orów słonecznych w tym kierunku. Co do p ro tu ­ berancyj, to, zgodnie z tem, co wyżej powie­

dziano o protuberancyach biegunow ych (hy­

poteza N. Lockyera), samo położenie ich he- liograficzne daw ałoby środek do odróżnienia protuberancyj czynnych od nieczynnych.

Dodać należy, że na słońcu zachodzi m nó­

stwo procesów dotychczas niezbadanych, pro­

cesów, których zewnętrznym wyrazem są zjawiska, zachodzące na powierzchni słońca.

Co kry je się poza temi zjaw iskam i wew nątrz słońca, o tem wiadomości nasze są nadzw y­

czaj skąpe, a i z tego, co się dzieje na po­

wierzchni słońca, widzimy to tylko, co n a j­

bardziej narzuca się obserwacyi. P rz y p ad ­ kowo, naprzykład, w czasie opisywanej tu burzy m agnetycznej między godz.

1 0

a

1 1

-ą F ow ler w K ensington obserwował plamę centralną przez spektroskop. Z auw ażył on w niej odwróconą linię C wodoru, k tó ra by­

ła przytem gw ałtow nie skręcona. Oczywi­

ście trudno twierdzić, czy ten gw ałtow ny ruch m ateryi w prom ieniu widzenia jest w związku z burzą m agnetyczną, ale może to służyć za przykład, jak wiele momentów w wyjaśnieniu burz m agnetycznych nie zo­

stało uwzględnionych i uwzględnionych jesz­

cze być nie mogło. Deslandres skutkiem tego proponuje stałe rejestrow anie wszyst­

kich szczegółów na słońcu, które dzisiejsze- mi środkami badać można. Gdy się uda wyjaśnić przyczynę burz m agnetycznych, być może z czasem badania m agnetyzm u ziemskiego przyczynią się do dokładniejsze­

go wyjaśnienia zjawisk słonecznych.

M. E rnst.

EKNEST SOLVAY.

O S W O IS T E J PO TENCYA LIZACY I E N E R G II.

W iele um ysłów naukow ych ubolewa nad

tem, że z powodu radu, który, utrzym ując

się w tem peraturze wyższej od tem peratury

(6)

182

W S Z E C H Ś W IA T

.No 12 otoczenia, zdaje się w ysyłać energię nieogra-

niczenie—niektórzy znakom ici badacze tak prędko dochodzą do w niosku o możliwości rozbratu z wielkiem i zasadami fizycznemi, na k tó ry ch dźw ignęła się budowa wiedzy now ożytnej. Gotowi są przyjąć, że energia może w ytw arzać się sam orzutnie w łonie jednego i tego samego ciała, w jednem i tem samem miejscu przestrzeni, bez żadnego udziału ciał obcych lub obcych energij, tak że w rezultacie przyczyna w ytw órcza zdaje się odtwarzać sam a siebie w sposób nieogra­

niczony.

G dyby mi było dozwolone, w tej okolicz­

ności wyjątkowej a krytycznej, zabrać głos w im ieniu pierwszych, powiedziałbym , że, zanim się weźmie rzeczy ze stro n y do pew ­ nego stopnia tajem niczej, należałoby może p ostarać się ująć je w sposób prostszy, i za­

proponow ałbym tłum aczenie następujące.

E nergia, k tó rą w ytw arzam y m y sami spo­

sobami fizycznemi, chem icznem i lub mecha- nicznemi (należą tu, oczywiście, i sam e istoty żywe), pochodziłaby, że ta k powiem, w yłącz­

nie ze słońca, ja k to przyjm ow ano zawsze.

Składałaby się ona z nieskończonej liczby rozm aitych prom ieni energetycznych, nie w yłączając w szystkich tych, które n ap o ty k a ­ m y w prom ieniow aniu ciał fosforyzujących i radioaktyw nych, co zdaje się rzeczą stw ier­

dzoną.

K ażdy z pom iędzy ty ch rozlicznych p ro ­ m ieni nap o tyka wśród różnych ciał, tw orzą­

cych nasze ośrodki, luźno rozproszone czą­

steczki, zdolne do potencyalizow ania tych prom ieni z zachow aniem ich właściwości, t. j . cząsteczki, zdolne do odbierania ich i za­

trzym yw ania czasowego w sposób swoisty pod postacią energii utajonej, jakikolw iek zresztą byłby m echanizm tej potencyalizacyi swoistej, o którym będzie m owa później. Za­

sada, o któ rą tu ta j chodzi, polega n a tem , że receptyw ność (receptivite) pewnego danego ciała na energię (podobnie ja k jego przezro­

czystość lub nieprzezroczystość) je s t zm ien­

n a w zależności od jego n a tu ry i stan u fizycz­

nego cząsteczkowego oraz od n a tu ry i stanu cząsteczkowego ciała, które energię w ysyła.

A toli istnieją ciała takie, k tó re w składzie swym zaw ierają cząsteczki szczególnego ro­

dzaju, lub n aw et ciała, złożone całkowicie z tego rodzaju cząsteczek. Cząsteczki te

obdarzone są większą receptyw nością na rozm aite prom ienie energetyczne, aniżeli wyżej w spom niane cząsteczki luźne; takiem i cząsteczkami wobec niektórych promieni są cząsteczki ciał fosforyzujących, zaś wobec innych prom ieni cząsteczki ciał radioaktyw ­ nych, ta k że ciała te, będąc wprowadzone do jakichkolw iek ośrodków, depotencyalizują te ośrodki na swoję korzyść, przyciągając do siebie energię specyalną, a nadto k o n cen tru­

j ą tę energię w małej stosunkowo przestrze­

ni, jak ą przedstaw ia ich objętość własna.

W tem przypuszczeniu, oko nasze, które nie może dostrzedz tej energii w stanie luź­

nego rozproszenia, staje się zdolnem do uję­

cia jej, skoro zostaje ona w ten sposób skon­

centrow ana na danem ciele i wskutek tego ciało w ydaje nam się świecącem; podobnież ciało dostrzegalne dla zwierzęcia, które w i­

dzi w nocy, dla nas zaś niedostrzegalno, mo­

że, teoretycznie, stać się widzialnem i dla nas, jeżeli światło zostanie skoncentrow ane zapomocą soczewki.

Jeżeli energia skoncentrow ana zaw ierała przed koncentracyą swoją promienie o tem ­ peraturze podniesionej, które, będąc rozpro­

szone, w pływ ały tylko nieuchw ytnie na tem ­ p e ra tu rę średnią ośrodka, jedyną, jak ą rege- stru ją p rzyrządy pomiarowe, to term om etr, zanurzony w te promienie skoncentrowane, z koniecznością wskazywać będzie tem pera­

tu rę wyższą od tem p eratu ry ośrodka, podob­

nie ja k w wiązce prom ieni słonecznych, w y­

chodzących z soczewki skupiającej, stw ier­

dzam y tem peraturę wyższą, aniżeli w wiązce padającej.

P od ług tego, co powiedzieliśmy wyżej, energia ciał radioaktyw nych byłaby jedno­

cześnie czerpana z ich ośrodka i w ysyłana z tego ośrodka, praw dopodobnie nie bez pewnej straty, w skutek zdolności zarazem receptyw nej i emisyjnej ty ch ciał, co bez- w ątpienia prow adziłoby do przyjęcia pewnej dwoistości w ich budowie łub w ich składzie cząsteczkowym; fak t, że ciała fosforyzujące i radioaktyw ne nie ulegają praw u Kirchhof- fa, zdaje się już przem aw iać za tak ą dwoi­

stością.

Z drugiej strony, istnieją substancye che­

miczne, które wobec rozm aitych promieni

energii swoistej, przyciąganych przez ciała

radioaktyw ne, ujaw niają receptyw ność jesz­

(7)

W SZ EC H ŚW IA T

1 8 3

cze większą, aniżeli same ciała radioaktyw ­ ne. Do takich substancyj należy np. chlo­

rek srebra. Gdybyśm y umieścili dostatecz­

nie grubą w arstw ę takiej substancyi pomię­

dzy ciałem radioaktyw nem a ośrodkiem, gdybyśm y np. dane ciało radioaktyw ne oto­

czyli nią bezpośrednio i w zupełności, to działanie m echanizm u odnaw iania, odbiera­

nia i w ysyłania prom ieni zostałoby, o ile się zdaje, utrudnione. Rzecz tę m ożnaby się postarać sprawdzić doświadczalnie.

Zasadą nową w teoryi niniejszej, nie bę­

dącą jednak w sprzeczności z wielkiemi za­

sadami współczesnej wiedzy fizycznej, była­

by t r w a ł o ś ć c e c h y s w o i s t e j , w ł a ­ ś c i w e j k a ż d e m u z p o m i ę d z y p r o ­ m i e n i e n e r g e t y c z n y c h , p r z y c z e m s w o i s t o ś ć t e j c e c h y r o z c i ą g a ł a b y s i ę a ż n a s a m ę p o t e n c y a l i z a c y ę . Innem i słowy: indyw idualność substancyj słonecznych, w ysyłających te prom ienie, nie przestaw ałaby istnieć w okresie unierucho­

mienia potencyalnego, a linie ich widmowe pow innyby się odnajdow ać w energii, w ysy­

łanej przez ciała radioaktyw ne. F a k t ten został już, zdaje się, stw ierdzony przez R am ­ saya, przynajm niej w przypadku helu, który, rzecz prosta, m usiał przedewszystkiem zw ró­

cić na siebie uwagę tego badacza.

(Comptes rendus). S. B.

PO CHO DZENIE

RO ŚLIN NAGOZALĄŻKOW YCH. *)

Chociaż znajomość nasza roślin zarodniko­

wych w ostatnich czasach niezm iernie wzro- j

sła, to jed n ak pod względem ilości znanych | gatunków dotychczas jeszcze przew aga p o­

zostaje po stronie roślin kw iatow ych. W e­

dług najnow szych obliczeń z pomiędzy 175000 znanych gatunków mniej więcej niż

4/ 7

czyli

1 0 0 0 0 0

przypada na rośliny kw iato­

we. W obecnym stanie naszej wiedzy b ota­

nicznej możemy w szystkie rośliny kwiatowe nazwać nasiennemi, gdyż kw iat i tworzenie się nasienia są ściśle z sobą złączone i stano-

x) Według referatu D. H. Scotta (Naturę, ze­

szyt

6 8

, 1903 r.).

wią stałe i ważne cechy charakterystyczne roślin wspomnianych. Bezkwiatowe, jak paprotniki, mszaki, wodorosty i grzyby ina­

czej nazywamy roślinami zarodnikowemi.

Rośliny nasienne, pośród których spotyka­

m y i karłów i praw dziw ych olbrzymów, za­

władnąwszy praw ie całą powierzchnią lądo­

wą ziemi, m ają przeważające znaczenie w obecnym świecie roślinnym nietylko pod względem ilości gatunków , lecz i ze względu na wielkie korzyści, jakie przynoszą człowie­

kowi.

Jakim że okolicznościom zawdzięczają one to znaczenie i przewagę?

Rozwiązanie tego pytania należy do n aj­

trudniejszych zadań, ponieważ wszystkie praw ie dziś żyjące organizm y są dobrze przystosowane do warunków życia, w prze­

ciwnym bowiem razie nie m ogłyby istnieć, a nic zapewne nie wym aga tak starannej i długiej pracy, jak zbadanie działających niegdyś czynników, które w walce o b y t w y­

wołały odpowiednią przew agę jednej g ru p y nad inną. W szystko zatem sprowadza się do poznania w arunków, w jakich toczyła się i toczy walka, do wyjaśnienia przyczyn, k tó ­ re doprowadziły do pow stania roślin na­

siennych.

U najprostszych roślin pośród wyższych bezkwiatowych, np. u paproci ,jednako-za- rodnikowych, zarodniki kiełkując w yrastają w plechowate przedrośla, które w ydają orga­

ny płciowe, plem nie i rodnie. Zapłodnienie jajeczka w ym aga obecności wody, w której mogą pływać samodzielnie poruszające się płciowe elem enty męskie, plemniki. W a ru ­ nek ten dla roślin może przedstaw iać pewne trudności, obecność wody zabezpiecza jed ­ nak do pewnego stopnia proces rozm naża­

nia. U wyżej stojących pod względem sy­

stem atycznym rozpłaszczek (Selaginellae)

| widzimy ju ż zróżnicowanie zarodników:

w jednych zarodniach m niejszych (microspo- rangia) tw orzą się liczne nieznacznej wielko­

ści m ikrospory męskie, inne znów większe (macrosporangia) w ydają niewiele, lecz zato

! większe m akrospory żeńskie. W grupie

| dzierzęg (Hydropterides) w zarodni rozwija I się tylko jedna m akrospora, k tó ra jeżeli jest

j otoczona szczególną błoną, ja k np. u Azolla,

| staje się bardzo podobną do zalążka. W mi-

| krosporach przedrośla zaledwie rozw ijają się;

(8)

1 8 4

W S Z E C H ŚW IA T

H o 12 zarodnik zaś m a jedyne zadanie wytworzyć

plem niki. M akrospora musi nagrom adzić zapas pokarm u, potrzebnego dla rozwoju nasienia, a odpowiednio do tego rozw ija się większe przedrośle, które n atu ralnie w po­

rów naniu z paprociam i dąży do zatracenia cecli rośliny samodzielnej, stając się w prost tylko zbiornikiem m ateryj pokarm ow ych.

Z tak ą różnozarodnikowością złączone są pewne widoczne korzyści dla roślin. Z aro d ­ niki męskie są zwykle małe, skutkiem czego m ogą tworzyć się w odpowiednio wielkiej ilości, a rozsiewanie ich nie n apotyka żad­

nych poważnych trudności. T k an k a przed- rośla, ustępując na drugi plan, rozw ija się tylko wówczas, gdy zachodzi tego potrzeba, mianowicie w związku z kom órkam i jajowe- mi, z których pow stają nowe pokolenia.

Z drugiej znów stro n y różnozarodniko- wość, pomimo cech dodatnich, ma i złe swo­

je strony, przedstaw ia bowiem pew ne tr u d ­ ności w samym akcie zapłodnienia. Aby ono mogło nastąpić, zarodniki obudw u ro ­ dzajów m uszą spotkać się, a do tego potrze­

bna je s t pew na ilość wody. To konieczne połączenie m akrospor z m ikrosporam i zależy zatem tylko od przypadku; poniew aż m ikro- spory tw orzą się w znacznej ilości, pewność zapłodnienia jajeczka jest do pew nego sto p­

nia zabezpieczona.

T rudność wspom niana m usiała być znacz­

nie większa u dużych drzew iastych roślin bezkwiatowych okresu paleozoicznego. J e ­ żeli ich zarodniki były naw et unoszone przez w iatr w celu rozsiania, to jedn ak praw dopo­

dobieństwo wspólnego zatrzym ania się ich w jednem m iejscu było bardzo m ałe. Być może, że pow stanie całego szeregu przysto­

sowań, które doprow adziły do w ytw arzania przez rośliny nasion, zawdzięcza swój począ­

tek właśnie tej trudności.

Jeżeliby m ikrospory mogły być p rzy n o ­ szone do m akrospor w ty m czasie, g d y te ostatnie są jeszcze n a roślinie m acierzystej, to w takim razie zespolenie się jajeczka z plem nikiem m ogłoby nastąpić z większą pewnością, gdyż wówczas m ogłyby pow stać rozm aite przystosow ania do pochwycenia i zastosow ania mikrospor. N iektóre z obec­

nie żyjących roślin bezkwiatowych cel ten osiągnęły; badania p-ny L yon w ykazały, że j u n iektórych gatunków rozpłaszczki m ikro- ;

i m akrospory spotykają się w zarodni, i że tu uw alniają się plemniki; następuje zapłod­

nienie, a rozwój nasienia może rozpocząć się naw et przed spadnięciem m akrospory Najpierwszem zatem dążeniem roślin było to, aby zapłodnienie albo raczej spotkanie się zarodników obudwu rodzajów nastąpiło na roślinie m acierzystej. To właśnie, jak wiemy, je s t jed ną z najbardziej stałych cech roślin nasiennych. Proces ten nosi u nich nazwę zapylenia, a m ikrospora—pyłku.

Zobaczmy teraz, jak odbyw a się ten pro­

ces u niektórych obecnie żyjących niższych roślin nasiennych?

W szystkie rośliny nasienne, ja k wiadomo, dzielim y na dwie grom ady: okrytozalążkowe (Angiospermae), których zalążek je s t u k ry ­ ty w zalążni, i nagozalążkowe (Gymnosper- mae) o zalążkach nagich. U pierwszych za­

płodnienie następuje wówczas, gdy łagiew- ka pyłku przeciśnie się przez tkanki słupka do zalążka; u nagozalążkow ych pyłek pada bezpośrednio n a zalążek, a łagiew ka, aby dostać się do jajeczka, m a do przebycia nie­

wielką drogę.

K w estya pochodzenia okrytozałążkowych je s t bodaj czy n iejedny m z najtrudniejszych do rozw iązania problem atów w dziedzinie botaniki. M usimy ją poniechać, a zwrócić się przedewszystkiem do niższych roślin n a­

siennych, mianowicie nagozalążkowych, aby w yjaśnić sobie pochodzenie roślin nasien­

nych wogóle. Przytem nagozalążkowe są starsze, ponieważ spotykam y je ju ż w epoce dewońskiej, gdy tym czasem okrytozalążko­

we, o ile wiemy, ukazują się dopiero w okre­

sie mezozoicznym, przy koiicu epoki kre­

dowej.

N ajbardziej znane i rozpowszechnione obecnie w szeregu roślin nasiennych rośli­

ny nagozalążkow e-iglaste są pod względem swojej organizacyi zawysoko posunięte, aby m ogły służyć do w yśw ietlenia kw estyi po­

chodzenia roślin nagozalążkowych, musimy przeto zwrócić głów ną uw agę na kłodzinia- ste (Cycadeae), które ze w szystkich żyjących roślin kw iatow ych najbardziej zbliżają się do bezkwiatowych. G rupa ta obecnie jest bardzo nieliczna, obejm uje bowiem tylko około 70 gatunków , spotykanych w strefie podzw rotnikow ej Starego i Nowego Św iata.

Z ew nętrznym swoim pokrojem rośliny te,

(9)

W SZ E C H ŚW IA T

185 dochodzące wielkości m ałych drzew, okazu­

ją wielkie podobieństwo do palm, a jeszcze większe do paproci. U g a tu n k u Stangeria, pochodzącego *z A fryki zwrotnikowej, liście kształtem swoim i nerw acyą są tak zbliżone do liści niektórych paproci, że przez długi czas, zanim poznano sposób rozm nażania się jego, był on opisyw any przez większość bo­

taników, jako g atun ek paproci Lom aria.

U wszystkich kłodziniastych kw iaty prę­

cikowe w kształcie łusek, m ających na spod­

niej stronie liczne pylniki, zebrane są w szysz­

ki. K w iaty żeńskie, za w yjątkiem niektó­

rych gatunków , tw orzą także szyszki, złożo­

ne z łuskow atych owocolistków, na których osadzone są po dw a duże zalążki. U typo­

wego rodzaju sagowca (Cycas) nie znajduje­

my szyszek żeńskich. Ł uskow ate znacznej wielkości owocolistki ułożone są w różyczki n a wierzchołku pnia głów nego pośród zwy­

kłych liści i zwykle m ają po kilka zalążków, które niezależnie od zapłodnienia dochodzą do znacznej wielkości.

Wobec tego, że zalążki sagowca mieszczą się na tak mało zmienionych liściach, które, ja k i liście zwykłe, w yrastają z głównego pnia, jest on pośród roślin kw iatow ych ro ­ dzajem najbardziej zbliżonym pod tym wzglę­

dem do paproci. Przed zbliżeniem się okre­

su zapylania zalążek sięga wielkości orzecha.

Składa się z osłonek zew nętrznych i ośrod­

ka, ściśle ze sobą połączonych, oprócz tego miejsca, gdzie znajduje się k rótk i kanał, pro­

wadzący do ośrodka. W ierzchołek tego o stat­

niego zaopatrzony jest w jam kę, t. zw. ko­

morę pyłkow ą, co stanow i cechę charakte­

rystyczną, k tóra między żyjącemi roślinam i spotyka się praw ie wyłącznie u kłodzinia­

stych. Pyłek, przyniesiony na okienko osło­

nek przez w iatr lub owady, zostaje przyjęty przez kroplę substancyi śluzowatej, a pod­

czas stopniowego jej w ysychania zostaje w ciągnięty do kom ory pyłkow ej. Tu pyłek zatrzym uje się i wypuszcza łagiew kę ku tkankom woreczka zalążkowego. W taki sposób odbywa się zapylenie. Zapłodnienie, t. j. istotne połączenie kom órki męskiej z żeń­

ską, następuje dopiero później po p aru n a­

w et miesiącach. Pogrążona w tkance ośrod­

ka m ikrospora czyli woreczek zalążkowy rozrasta się do olbrzym ich stosunkowo roz­

miarów, w ypełnia się przedroślem , a na g ó r­

nym jej końcu rozw ijają się kom órki jajowe tak wielkie, że mogą być łatw o zauważone gołem okiem.

Pyłek zachowuje się ja k m ikrospora roślin bezkwiatowych i wydaje dwa duże plem ni­

ki, każdy ze spiralną w stęgą rzęs, organów ruchu. Ł agiew ka pod wpływem wody na­

brzmiewa, pęka, i uw alnia leniwie porusza­

jące się plem niki, które zapomocą uw olnio­

nej przez łagiew kę wody płyną ku jaje cz ­ kom i zapładniają je. Podobny proces za­

płodnienia, zauważony po raz pierwszy w ro­

ku 1896 przez dw u botaników japońskich, Ikeno i Hirase, a niezależnie od nich w ro ­ ku 1897 przez W ebbera, spotyka się n ietyl­

ko u kłodziniastych, lecz i u szczególnego drzewa, zwanego miłorząbem (Ginkgo bilo- ba), g atunku bardzo rozpowszechnionego w daw nych epokach geologicznych, a obec­

nie zupełnie odosobnionego, który w dziki m stanie jest bardzo rzadki i tylko w skutek hodowli przy św iątyniach B uddy w Chinach i Jap on ii zostaje zabezpieczony od zupełne­

go wym arcia.

Sposób zapłodnienia u kłodziniastych jest jak b y łącznikiem między ty m aktem u bez­

kwiatow ych, u których plem niki przebycie całej swej drogi do jajeczka zawdzięczają w łasnym ruchom , a typow ym przebiegiem jego u roślin nasiennych, gdzie plem niki przedostają się do jajeczka skutkiem w ydłu­

żania się łagiewki.

U kłodziniastych istnieją trzy główne przy­

stosowania, umożliwiające zapylenie i za­

płodnienie:

1

) wąskie okienko w osłonkach zalążka, przez które przedostaje się pyłek,

2

) kom ora pyłkowa pod okienkiem, która przyjm uje pyłek, i wreszcie 3) łagiewka, k tóra tu jednak ma mniej ważne znaczenie, niż u wyższych roślin kwiatowych.

Pod wieloma wszakże względami zalążek kłodziniastych różni się od zaród ni roślin bezkwiatowych, tworzy się w nim bowiem jedna tylko m akrospora (cecha, w ystępująca ju ż u dzierzęg), połączona ściśle z otaczają- cemi ją tkankam i. Nie je s t to więc zwykły zarodnik, przeznaczony do wyrzucenia z za- rodni po dojrzeniu, łecz, przeciwnie, nieod­

łączna część zalążka. Cały rozwój przedro- śla odbywa się wew nątrz zalążka, co w ym a­

ga szczególnych przystosow ań do dostarcza­

nia pokarm u, pociągając za sobą bardziej

(10)

1 8 6

W SZ E C H ŚW IA T

M 1 2

skomplikowaną, niż u jakiejkolw iek rośliny bezkwiatowej, budowę zarodni albo zalążka.

Z chwilą nadejścia okresu rozsiewania n a­

sienie, jak o całość, zostaje wyrzucone.

Najważniejszą cechę nasienia stanow i obecność zarodka, t. j. zaczątka przyszłej no­

wej roślinki, k tó ra po zapłodnieniu jajeczka ju ż w nasieniu rozwija się do pew nego stop­

nia. W dojrzałem nasieniu zarodek p rze­

chodzi w stan życia utajonego i rozpoczyna dalszy ciąg swego rozwoju z chw ilą kiełko­

w ania nasienia. Zwykle dojrzew anie nasie­

nia zależy od rozwoju zarodka; jeżeli zapłod­

nienie nie nastąpiło, to pow stanie rzeczywi­

stego nasienia jest niemożliwe. U kłodzi- niastych rzecz m a się nieco inaczej; zalążek dojrzewa, dochodzi do wielkości norm alne­

go nasienia, naw et bez zapłodnienia. Przytem stopień rozw oju zarodka byw a u nich roz­

m aity; niekiedy je s t on ta k m ało w ykształ­

cony, że z wielką trudnością daje się odna­

leźć w nasieniu.

Tak charakterystyczny dla zarodka wyż­

szych roślin kw iatow ych stan życia u tajo n e­

go w nasieniu, je s t nieznany u kłodziniastych i u m iłorząba. To samo powiedzieć m ożna i o nasionach kłodziniastych, znajdow anych w pokładach paleozoicznych. Podobne n a ­ siona w znacznej ilości rozpow szechnione są w pew nych m iejscach, np. w p o kładach for- macyi węglowej F ran cy i środkowej. N ie­

k tó re z nich, aczkolwiek skam ieniałe, posia­

dają jed n ak tak doskonale zachow aną budo­

wę, że czasem naw et d elikatne kom órki ja ­ jow e m ogą być rozpoznane; lecz dotychczas nie zdołano znaleźć w nich zarodka. N a­

siona zatem kłodziniastych w ieku paleo- zoicznego nie zasługują n a m iano istotnego nasienia.

N aturalnie nie usuw a to możliwości, że pewnego dnia natrafim y na nasienie paleo- zoicznej rośliny kłodziniastej, zaw ierające zarodek; może być także, że w szystkie do­

tychczas znajdow ane egzem plarze b yły nie­

zapłodnione, chociaż znaczne ilości p y łk u w kom orach pyłkowych czynią to p rzy p usz­

czenie nieprawdopodobnem . Możliwem je s t natom iast, że rozwój zarodka w dojrzew ają- cem nasieniu był zjawiskiem późniejszem, i że u daw nych roślin nasiennych stan życia utajonego następow ał zaraz po zapłodnieniu, a rozwój zarodka, raz rozpocząwszy się, szyb­

ko i bez przerw y posuw ał się naprzód aż do czasu kiełkow ania. Stąd też praw dopodob­

nie pochodzi brak zarodków w nasionach p a­

leozoicznych u kłodziniastych.

Teraz jesteśm y w stanie uświadomić sobie główne korzyści, jakie osiągnęły rośliny przez tw orzenie nasion:

1

) zapylenie n a ro­

ślinie m acierzystej, a skutkiem tego większa pewność spotkania się obudw u rodzajów za­

rodników ,

2

) zapłodnienie w ew nątrz zarodni a zatem większe praw dopodobieństwo pom yśl­

nego rezultatu, 3) ochrona młodego przedro­

śla od szkodliwych wpływów zewnętrznych,

4

) zaopatrzenie go w dostateczną ilość wody podczas w zrostu i 5) podobneż korzyści w ochronie i odżywianiu rozwijającej się z jajeczka młodej roślinki.

(DN)

Cz. Statkm oicz.

KOM ETY PERYODYOZNE w r. 1 9 0 4 .

W . T. L y n n w an g . O b se rv a to ry i A. B e rb e - ric h w N a tu rw . R u n d sch . p o d a ją p rz e g lą d kom et p eryodycznych, k tó ry ch p o w ró t do p u n k tó w przy- słonecznych spodziew any je s t w ro k u bież.

P ie rw sz ą j e s t kom eta W in n ec k eg o , k tó ra p rze­

szła ma p rzez swój p u n k t przysłoneczny (w edług w yliczeń C. H ild e b ra n d a w G racu) 21-go stycznia 0 6® cz. b e ri. O d k ry ta przez P o n s a 'w M arsylii w r. 1 8 1 9 , kom eta ta została potem zgubiona 1 o d k ry ta ja k o now a w r. 1 8 5 8 przez W in n ec k e­

go; obserw ow ano j ą n a stę p n ie w przejściach z la t 1 8 6 9 , 1 8 7 5 , 1 8 8 6 , 1 8 9 2 i 1 8 98-go. N a­

to m ia st w la ta c h 18 6 3 i 1 8 8 1 -y m nie m ożna jej było odnaleźć ze w zg lę d u n a n ie sp rz y ja jąc e ob- serw acyom położenie. W r. b. położenie je j b y ło rów nież n ie p rz y ch y ln e obserw ow aniu. N a p o d sta w ie obecnego je j p e ry o d u (2 1 2 9 d n i= oko­

ło 5,8 lat) n astęp n e g o je j p o jaw ienia się należy spodziew ać się w październiku, r. 1909-go.

W ty d z ie ń lu b d w a po kom ecie W in n ec k eg o przech o d ziła przez sw ój p u n k t przysłoneczny k o ­ m e ta d ’A rre s ta . I ta w szakże kom eta, o b la sk u w ogóle słab y m n aw et, o ile sądzić można z je j p o ja w ien ia się w la tac h 1 8 7 0 i 1 8 9 0 , słabnącym , n ie będzie w ty m ro k u w idzialna. N astęp n e jej zjaw ienie się w r. 1 9 1 0 , k tó re odbędzie się w w a ­ ru n k a c h pom yślnych, pozw oli na ro zstrzygnięcie ciek aw ej k w e sty i sła b n ię cia je j b la s k u — o ile w szelako pow ażne p e rtu rb a c y e ze stro n y Jo w isz a n ie p rze su n ą znacznie czasu p rze jścia przez p u n k t przysłoneczny.

D opiero w dziew ięć m iesięcy po pow yższej

przech o d zi in n a ze znanych kom et pery o d y czn y ch

(11)

JSJÓ 1 2

W SZ E C H ŚW IA T

1 8 7

przez sw oje perih eliu m , m ianow icie d ru g a kom e­

ta T em pla. O glądano ją doty ch czas cztery razy:

w r. 1 8 7 3 , 1 8 7 8 , 1 8 9 4 i 1 8 9 9 . O statnie je j po­

ja w ien ie się b y ło osobliw ie ciekaw e, bo w ówczas przejścia k om ety przez p u n k t przysłoneczny i przez p u n k t p rzyziem ny p rz y p a d ły praw ie je d -

j

nocześnie i kom eta b ie g ła przez czas pew ien p r a ­ wie rów nolegle do ziemi. W m axim um sw ego b lask u p rze ścig ła ona w ów czas ja sn o ść gw iazdy 9-ej w ielkości. W ro k u bież. położenie k om ety będzie m niej sp rzy ja ją ce , niem a w szakże w ą tp li­

wości, że można j ą będ zie obserw ow ać ja k o ciało o blasku 12-ej w ielkości. O b serw acy e te bardzo będą ważne, a to z n astęp u jące g o w zględu. W ro ­ ku 1907 kom eta p rzejd zie dość blizko Jo w isza, aby uledz pod je g o w pływ em znacznym p e rtu r- bacyom; w ysoce je s t te d y pożądane, a b y elem en­

ty obecnej je j o rb ity , w yliczone sta ra n n ie przez Schulhofa, zostały jeszcze raz spraw dzone, zanim n astąpi najbliższe w ielkie ich zakłócenie. D o­

kładne oznaczenie w ielkości te g o zakłócenia do­

starczy w przyszłości sposobu ściślejszego, niż dotychczas, oznaczenia m asy Jow isza.

W re szc ie n a koniec r. b. p rz y p a d a jeszcze w i­

dzialność k ilk u kom et, k tó ry c h p rzejście przez perihelium odbędzie się dopiero w r. 1 9 0 5 . S ą to:

kom eta E nckego, k tó ra przez p u n k t przysłonecz­

ny p rzejd zie 5 sty czn ia r. 1 9 0 5 , i k tó rej w id zial­

ność je s t niem al pew na; duże znaczenie dla a s tro ­ nom ii m a ta kom eta z d w u w zględów : raz d la te ­ go, że stopniow e zm niejszanie się je j p ery o d u p rzekonyw a o istnienin w ukła'dzie słonecznym mas niew idzialnych o ch a ra k te rz e rojów m eteo- rycznych, po w tóre zaś kom eta E n ck e g o j e s t j e ­ dynym niem al środkiem bliższego oznaczenia m a­

sy M erkurego. P ró cz k om ety E n ck eg o , m ożliw ą choć mało p raw d o p o d o b n ą j e s t w idzialność zapo­

mocą w ielkich lu n e t lub też potężnych in s tru ­ m entów fotograficznych kom et: pierw szej E n c k e ­ go, k tó ra przez p erihelium p rzejd zie dopiero w k w ietn iu 1 9 0 5 r., i k om ety W olfa, k tó ra s ta ­ nie najb liżej słońca w m aju r. 1 9 0 5 .

in. h. h.

K R O N IK A NA UK OW A.

— Zmienność planetoidy Iris. P ro f. P icke- rin g zaw iadam ia zapom ocą depeszy, rozpow szech­

nionej przez k ie lsk ą C e n tralstelle, że prof. W e n - dell o d k ry ł pery o d y czn ą zm ienność b lask u p la­

n etoidy (7) Iris . P e ry o d zm ienności w ynosi sześć godzin, a zm iany w b la sk u d o sięg ają ćw ierci

w ielkości g w iez d n ej. , ,

8

J m . h. h.

— Koła kolorowe około słońca. W r. 1 8 8 4 po w y buchu w ulkanicznym K ra k a to a obserw ow a­

no koła kolorow e około słońca. B ezpośrednio około słońca w idziano koło k oloru n ie bieskiego

o prom ieuiu p rzy b liżen ie 10°, ograniczone ze­

w nętrznie przez koło koloru czerw onaw ego o pro­

m ieniu przybliżenie 15°. Z e w zględu na położe­

nie koła niebiesk aw eg o n a w ew n ątrz, cz erw ona­

w ego zaś na zew nątrz, zjaw isko to je s t objaśnio- nem przez d y fra k c y ę prom ieni, spow odow aną przez p y ł w ulkaniczny niezm iernie d ro b n y , o ta ­ czający ziemię w w ysokich w arstw ach atm osfery.

Z jaw isko zupełnie podobne obserw ow ane było w dniach 1, 2, 3 sie rp n ia 1 9 0 3 w F in -H a x t, Va- lois, na w ysokości m iędzy 1 4 0 0 a 2 1 0 0 ponad poziomem morza. Z jaw isko to je d n a k w r. 1 8 8 4 było w idziane przez d łu g i czas stale, g d y ty m ­ czasem obecne w idzianem b y ło krócej i niestale.

Z jaw isko to zostało rów nież spow odow ane przez w ybuchy w ulkaniczne góry P e le e n a M arty n ice na wiosnę 1902 r.

(Com ptes rendus). B .

— Sposób graficzny rozw iązyw ania za ­ gadnień astronomicznych. P ro je k cy a stereo- graficzna może b y ć zastosow ana do przybliżonego rozw iązyw ania n ie k tó ry ch zagadnień astronom icz­

nych, ja k o też k rystalograficznych, polegających w zasadzie na obliczaniu tró jk ą tó w k u listy ch , W p ro jek cy i tej p u n k ty i linie n a kuli projekcyo- now ane są na płaszczyznę dużego koła u je d n eg o z biegunów jeg o . P rz y ję to projekcyonow ać z b ie ­ g u n a północnego figury leżące n a półkuli p o łu d ­ niowej i odw rotnie, ta k że w szy stk ie p u n k ty kuli b ę d ą m ieć sw oje odpow iednie w ew n ątrz dużego koła płaszczyzny p ro jek c y j. Duże koła kuli pro- jekcy o n o w an e b ę d ą ja k o łu k i kół przecinających p o dług śred n ic y koło p ro jek c y j, małe zaś koła rów nież ja k o łu k i kół lub koła, przyczem k ą ty przecięć k ó ł n a k u li pozostaną w p ro jek c y i n ie ­ zm ienione.

Do rozw iązyw ania zagadnień zastosow yw ane b y w ają sia tk i stereograficzne; są to p ro jek c y e kół długości i szerokości na płaszczyznę je d n e g o z kół długości. Z d w u ta k ich sia te k tegoż sam e­

go rozm iaru je d n a nary so w an a j e s t n a p rze zro ­ czystym papierze i obracana b y ć może około w spólnego śro d k a obu *). Z astosow anie ich p rzedstaw ione b y ć może na następ u jącem z a g a d ­ nieniu. Zam ienić w spółrzędne w znoszenia p ro ­ stego i zboczenia na spółrzędne długości i szero­

kości. N iechaj k u la n ie b iesk a projekcyonow aną będzie stereograficznie na płaszczyznę przecho­

dzącą przez b ie g u n y ró w n ik a i e k lip ty k i. Je ż e li więc na jed n ej siatce w yznaczone b ęd ą dane w spółrzędne rów nikow e pew nej ilości gw iazd, to obróciw szy obie sia tk i ta k , ażeby śred n ic e ich tw o rzy ły k ą t nachylenia ró w n ik a w zględem e k lip ty k i, na d ru g ie j siatce o d czytyw ać możemy szukane spółrzędne ekliptyczne.

(Phil. M ag.). B.

') Z eitschr. f. K ry s t. u. Min., X X X V I , 1 9 0 2 ,

G. W olff. — A m erican J o u rn a l of Science, X I ,

1 9 0 1 , S. L. P enfield.

(12)

1 8 8

W S Z E C H Ś W IA T

M 12

— Błyskaw ica kulista obserw ow ana w Pa­

ryżu. W k w e sty i te j p isa ł A rago w r. 1 8 3 8 , co n astęp u je: „ B ły sk a w ice k u lis te , k tó ry c h ty le p rzy to c zy liśm y p rzy k ła d ó w , i k tó re ta k b ard z o g o d n e są u w ag i zarów no ze w zględu n a pow ol­

ność i niepew ność sw ych ruchów ja k i w sk u te k w ielkich spustoszeń, ja k ie w yw ołuje ich w ybuch, w y d a ją mi się dzisiaj je d n e m z n a jb a rd z ie j nie­

w ytłum aczonych zjaw isk fizy k i4'. N a p o cz ąt­

k u X X -g o stu lec ia nie posiadam y jeszcze żadnej te o ry i tłum aczącej b ły sk a w icę k u lis tą , a n aw e t n ie k tó rz y fizycy podają w w ątp liw o ść je j istn ie ­ nie, nie bacząc na niezaprzeczone o bserw acye, k tó re z d a ją się je j istn ien ia dow odzić.

Świeżo L. Rotch podczas p o b y tu sw ego w P a ­ ry żu obserw ow ał to zjaw isko i poniżej p odajem y je g o w łasne o nim sp raw o zd an ie. „ I ). 4 w rześn ia r. ub. około godz 10-ej w ieczór w y b u ch ła nad P a ry ż e m g w ałto w n a b u rz a . P a trz ą c n a w ieżę E iffla z czw artego p ię tra je d n e g o z hotelów , po­

łożonych przy „ ro n d -p o in t“ P ó l E liz ejsk ich , d o ­ strzeg łem , że w ierzchołka w ieży d o sięg ła b ia ław a b ły sk a w ica , k tó ra sp ły n ęła z zenitu. W tej sa ­ m ej chw ili k u la o g n ista m niej o ślep iająca niż b ły sk a w ica i o b arw ie żółtaw ej o puściła się z w ierzchołka i zstąp iła pow oli n a p o śred n ią p la t­

fo rm ę trzecieg o p ię tra , g d zie znikła b ez w y b u ­ chu. Ś re d n ic a je j, oceniona n a oko, w ynosiła conajm niej 1 nr, sp a d ała ona w ew n ątrz w ieży, przyczem przebieżenie o d ległości około 1 0 0 m

trw a ło m niej w ięcej dw ie s e k u n d y 11. N az a ju trz R o tch zw iedził w ieżę i stw ie rd z ił, że w rzeczy sam ej p o p rzed n ieg o d n ia d w u k ro tn ie w n ią u d e ­ rz y ł piorun; poniew aż w szakże n ikogo nie b y ło n a górze, n ik t też n ie d o strz e g ł kuli. R zecz cie­

k aw a , że chód anem om etrów re g is tru ją c y c h , um ieszczonych n a w ierzchołku w ieży i połączo­

n y ch elek try c z n ie z C entralnem B iurem m eteoro­

logicznym , nie u le g ł żadnej p rze rw ie .

S tró ż w ieży zapew nia, że o b serw o w ał ju ż po ­ d o b n e b ły sk a w ice podczas in n y c h b u rz, że u d e ­ rze n ia p io ru n u w w ieżę są d o sy ć częste. S koro ta k je s t, ciekaw em by było obserw ow ać w ieżę sy ste m a ty c z n ie i u w ażnie podczas burz, np. z C en­

tra ln e g o B iu ra M eteorologicznego, k tó re położone j e s t nied alek o . O b serw acy e d o k ła d n e, ro b io n e przez ludzi w yk ształco n y ch , pozw olą b y ć może n a zb a d an ie n a tu ry te g o tajem niczego z jaw isk a oraz n a o k re śle n ie w aru n k ó w , w ja k ic h ono p o w sta je .

m. h. h.

— Biegun zimna. Z a n ajzim n iejszy z p u n k ­ tó w kuli ziem skiej uw aża się pow szechnie mia~

steczko pow iatow e W ie rc h o ja ń sk w obw odzie j a _ kuckim , gdzie obserw ow ano te m p e ra tu rę — 6 9 ,8 °.

W e d łu g w iadom ości, p o d an y ch przez ro ssy jsk ie - go m alarza B orysow a, w n ie k tó ry c h częściach N ow ej Ziem i m a ją panow ać zim na p rzy n a jm n ie j ró w n e w ierchojańskim . P o d cza s w ycieczki do cieśniny M atoczkina B orysow znalazł pod ja k ą ś p a k ą pudełko, zaw ierające d w a te rm o m etry , j e ­

d e n m aksym alny, d ru g i m inim alny, k o n stru k cy i m ech an ik a a u stry a ck ieg o K ap p e lera. P rz y p u sz ­ czać należy, że p rzy rz ą d y te pozostaw ione tam zostały p rzez geologa a u stry a ck ieg o H ofera, k tó ­ ry zw iedził cieśninę tę w r. 1872. J e d e n z te r ­ m om etrów podaw ał -(-1 5 °, d ru g i — 70", b y ły b y to w ięc w artości krańcow e podczas całeg o o sta t­

niego trzy d z iesto le tn ieg o okresu.

(Ciel e t T e rre ). m. li. li.

— Zależność widm a od części płomienia, któ ra je w y tw a rz a , z b a d a ń , p rzeprow adzo­

n y ch przez W a tte v ille a n a d w idm am i m etali m e­

to d ą ro zp y la n ia ich soli w płom ieniu m ieszaniny

j

gazu o św ietlającego i pow ietrza, w yn ik a, że każ-

! d a z części płom ienia w y sy ła ty lk o pew ną o k re­

śloną g ru p ę linij sp e k tra ln y c h . J e ż e li zapomocą soczew ki rzucim y obraz całego płom ienia o ty le m ały, a b y ca łk o w ita je g o w ysokość nie przenosiła w ysokości sz p ary spek tro sk o p o w ej, to okazuje się, że np. w p rz y p a d k u potasu w idm o rozpada się w k ie ru n k u podłużnym (t. j. poprzecznie do p rz e b ie g u linij sp e k tra ln y c h ) n a tr z y . w yraźnie o d ręb n e w stęg i. W e w stę d ze dolnej, k tó ra od- w iad a t. zw. stożkow i niebieskiem u płom ienia, zn ajd u jem y , obok pasów w ęg la, w szy stk ie linie m e talu w kom plecie. N a g ran ic y pom iędzy w stę g ą dolną a śre d n ią kończy się n ag le 5 g ru p poczw órnych, stanow iących, ja k wiadom o, dw a szereg i w tó rn e potasu , i jedno cześn ie zatrzym uje się całe w idm o ciągłe, tow arzyszące w idm u linio­

w em u. T rzecia w stęg a pozioma, k tó ra odpow ia­

d a częściom płom ienia najw yższym , zaw iera je d y ­ n ie b ard z o siln e linie szereg u głów nego, odcina­

ją c e się n a tle zupełnie ciemnem. T ym sposobem k a ż d a z 3-ch części płom ienia w y sy ła je d n ę tylko g ru p ę lin ij, pow iązanych ze sobą p rostym wzo­

rem m atem atycznym . N ależy zauw ażyć, że w r. ub. L e n a rd stw ie rd z ił istn ien ie w łu k u elek ­ try c z n y m k ilk u pow łok od ręb n y ch , z k tó ry ch k a ż d a w y sy ła je d e n ty lk o sz ereg linij w idm ow ych i że analogiczne w y niki otrzym ano w n iektórych d ośw iadczeniach n ad św iatłem isk ry . W sz y stk ie

| t e fa k ty p rze m aw ia ją za poglądem , że w każdej j części płom ienia m etal z n a jd u je się w o drębnym

sta n ie fizycznym Inb chem icznym .

(Com ptes ren d u s). S. B.

— 0 działaniu chemicznem promieni Rónt- gena. L u th e r i U schkoff b a d a li w pływ pro- ' m ieni R o n tg e n a na różne, czułe na działanie św ia­

tła , p re p a ra ty , m iędzy innem i też n a brom ek sre- I b r a i doszli do n astęp u jący c h rezultatów : 1) D zia­

ła n ie prom ieni X na brom ek sre b ra je s t innego

; ro d za ju niż d ziałanie zw ykłego św iatła. 2) W sk u - se k k ró tk o trw a łe g o n a w e t w p ły w u prom ieni R o n t­

g en a brom ek s re b r a zm ienia się ta k , że potem n a b ie ­

r a w iększej lu b m niejszej (zależnie od w arunków

dośw iadczenia) w rażliw ości n a d ziałanie prom ieni

zw y k łe g o św ia tła . 3) N ao d w ró t poddanie w p ły w o ­

w i zw ykłego św ia tła p ły tk i, p o k ry te j brom kiem

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Stein przy opisie Odry mówi wyraźnie (Descripcio, s. Pozostawia ona, tj. W ymienił tu Oleśnicę, Bierutów, Milicz, Trzebnicę. Niemcy przew ażają na zachód i

[r]

Jako sześćdziesięciosześcioletni starzec godzi się wreszcie, nam aw iany przez przyjaciół, na opublikowanie wszystkiego co przem yślał. I oto pojawia się dzieło

OWA AKADEM IA OGARNĘŁA PONAD 150 NAJW YBITNIEJSZYCH UCZONYCH WSZELKICH SPECJALNOŚCI, STAŁA SIĘ W PEW NYM SENSIE W IELKIM JEDNOLITYM INSTYTUTEM NAUKOW YM, Z WIELOMA RÓŻNYM I

Opiekuj się pan mym chłopcem, daj mu możność pójść w życiu naprzód, jeżeli rząd nie zechce tego uczynić... Zaremba przedstaw ia rozprawę

Kronika

Zamek z piasku, otoczony fosą.. Jutro zaczynają się