• Nie Znaleziono Wyników

Artyzm "Starej baśni"

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Artyzm "Starej baśni""

Copied!
9
0
0

Pełen tekst

(1)

Julian Krzyżanowski

Artyzm "Starej baśni"

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 68/3, 63-70

(2)

JULIAN KRZYŻANOWSKI

ARTYZM „STA R EJ B A ŚN I” *

A m bitne dzieło, w prow adzające „histo rię w pow ieści”, określone przez h isto ryka lite ra tu ry tak w ym agającego jak B ronisław Chlebow ski jako „pierw szy i n ajśw ietn iej w y k o n any z całego cyklu obraz czasów przed­ historyczny ch ” 1, spotkało się z gorącym uznaniem ze stron y zarów no k ry ty k i literackiej ja k i czytelników w obrębie 100-lecia dzielącego nas od pow stania tej powieści. D ziesiątki jej w ydań, od luksusow ych z ilu stra ­ cjam i M. E. A ndriollego (od r. 1879 po 1973), później A. Gaw ińskiego

(1919— 1925) i M. K ościelniaka (1951) — przy czym niektóre z nich zaopa­ try w an o w e w stępy czy posłow ia w y b itn y ch uczonych — nie objęły, dziw nym trafem , edycji z opracow aniem w y jaśniający m przyczyny po­ pularności tej najgłośniejszej powieści K raszew skiego i powieści naszej bodaj najpoczytniejszej. N aw et bow iem znakom ite studium K onstantego W ojciechow skiego o niej, pom ieszczone w w y d aniu jej w „Bibliotece N arodow ej” (1922, 1924, 1927, 1934), sp raw y tej w całej pełni rozwiązać nie zdołało. Obok ideologii politycznej dzieła, ak tualn ej przed 100 laty, a poniekąd nie w ygasłej po dzień dzisiejszy, w ym ienić należy nie zbadany dotąd artyzm S ta rej baśni, p rzem aw iający do jej czytelnika w naszych czasach nie m niej silnie aniżeli do jej m iłośników w obrębie trzech po­ przednich pokoleń. A rty zm w idoczny w u stro ju powieści, i to w e w szyst­ kich jej w arstw ach — od języ k a poczynając, po c h a ra k te r epicki całej jej budow y.

C h ara k te ry sty k a tego a rty z m u nie jest łatw a po pro stu dlatego, że jego badacz nie dysponuje odpow iednim m ateriałem , k tó ry pozwoliłby poznać w a rs ta t au to ra S ta rej baśni, ulega nadto pew nym przesądom dotyczącym jego pracy. K raszew ski te d y był, jak wiadom o, poligrafem , pisarzem zdum iew ająco płodnym , w sk u tek tego utrw aliło się przekonanie, że na

* [Od R e d a k cji: Jest to jeden z rozdziałów nie ukończonego wstępu do wydania

Starej baśni, które miało się ukazać jako jubileuszowe — w 100-lecie pierwodruku

tej pbwieści (1876—1976).]

1 B. C h l e b o w s k i , K r a sze w sk i Józef Ignacy. (1812—1887). W zbiorze: Wiek

(3)

stronę arty sty czn ą sw ych powieści m ało zw racał uw agi. Za poglądem takim przem aw ia znajom ość jego autografów , k tó re są zazw yczaj czysto- pisam i, przynoszącym i z m iejsca tek st w jego postaci ostatecznej, d ru k o ­ w anej. Że jed n ak pogląd to niesłuszny, dowodzi wysoce zagadkow a spraw a pow stania Sta rej baśni, której dostępny tek st opiera się na p ierw o d ru k u książkow ym z r. 1876, odtw arzającym brzm ienie rękopisu zaginionego czasu ostatniej w ojny. Rękopis ten był jed n a k czystopisem , o p a rty m na brulionie zachow anym w postaci uszkodzonej w zbiorach B iblioteki N aro­ dowej (sygn. III 6056), a rzucającym n a m etody pracy pisarskiej K ra ­ szewskiego św iatło zupełnie nieoczekiw ane. Z estaw ienie m ianow icie b ru ­ lionu z pierw odrukiem dowodzi, iż au to r powieści red akcję jej pierw szą, brulionow ą, opracow ał ponow nie i dopiero w tej udoskonalonej postaci oddał do druku.

W idać to już w yraźnie w obrębie słow nictw a, k tó re w b ru lio n ie (w opi­ sie dom u W isza czy grodu Popiela) w prow adza w y raz „k o b ieta” , zastą­ piony w d ru k u „ n iew iastą” . W idocznie autorow i zwrócono uw agę na oko­ liczność, że pierw szy z tych w yrazów w polszczyźnie w. XVI jeszcze b y ł

nieprzyzw oity, i to n iew ątp liw ie skłoniło go do posłużenia się synonim em , pozbaw ionym owego sensu ujem nego.

B ardziej kłopotliw a jest spraw a term inologii w ojskow ej, w prow adzonej w Sta rej baśni niekoniecznie szczęśliwie. Je j a u to r w iedział, zgodnie ze znajom ością tych sp raw w jego czasach, iż im dalej w głąb dziejów języka, tym polszczyzna m iała więcej składników ogólnosłow iańskich, i sądził, że ich zastosow anie um ożliw i m u uzyskanie odpow iedniego ko lo ry tu lokal­ nego. Z języków ty ch znał n ajlepiej rosyjski, białorusk i i coś niecoś cer- kiew nosłow iański — i znajom ością ich się pow odując użył w ielu ru sy ­ cyzmów w swej powieści. Krocząc ty m szlakiem , zam iast nowoczesnej „tw ierd zy ” i „zam k u” dał „gród” i „stołb ”, obok pierw szego w p ro w a­ dzając ru sk ie „horodyszcze” zam iast polskiego „grodziska”, znaczącego

ru in y zamkowe, i „słu p a”, tj. w ieży obronnej, k tó rą z rosy jsk a nazw ał „stołbem ” . Zam ek, w znoszony zazwyczaj nad w odą jeziora lub rzeki, w y ­ m agał tam y, zw anej „gacią” , k tó rą K raszew ski um iejscow ił n a Gople, nazyw ając ją — w czystopisie powieści — „h acią” , a w ięc w yrazem ukraińskim czy białoruskim . Całe to ostatecznie starosłow iańskie słow ­ nictwo, do którego dodać należy „ch ram ” n a Jeziorze Lednickim , m ogący w polszczyźnie średniow iecznej zwać się jed y n ie „trzem em ”, w yw oływ ało u czytelników powieści o Popielu i Piaście w rażenie, iż odtw arza ona atm o­ sferę językow ą polańską, a więc prapolską, sięgającą w ieku IX. D odajm y do tego dw a jeszcze w y razy ze w zględu n a ich doniosłość w powieści. Pierw szy to „kneź” i tow arzyszący m u „k n eźn a” , sztuczny, bo oparty na serbskim „knez” i rosyjskim „k niaź” ; w głębokim średniow ieczu m usiał on mieć u nas postać „k n iąd z”, przekształconą później w „księdza” . Obok nich w ym ienić w arto czasow niki u k u te przez pisarza: „kneziow ać” i „knia- żyć”, analogiczne do „królow ać” czy „panow ać” . R ów nie kłopotliw y jest

(4)

„sm erd a”, jak K raszew ski nazyw a pachołka z d ru ży n y książęcej. Słownik W arszawski w yraz ten uw aża za synonim „sm arkacza” czy „m alca”, a pod „sm ard” zamieszcza cy tat z Lelew ela: „S m ard był już tak poddany kniaź- ski, jak czerń była poddaństw em bojarów i d uchow ieństw a” . W idocznie w grę wchodzi tu pom yłka K raszew skiego.

Nie m a potrzeby m nożyć przytaczanych archaizm ów , zarów no rzeko­ mych (np. w spom niany ru sk i „ch ram ” czy „ g o n ty n a” lub „k o n ty n a ”) jak i rzeczyw istych, choć jest ich dosyć i one to spraw iają, iż Stara baśń robi w rażenie powieści stylizow anej 2.

Na ogół proza jej uderza, zwłaszcza w opisach przyrody, bogactw em słow nictwa, o d tw arzającym m nóstw o zauw ażonych przez pisarza szczegó­ łów realistycznych. Oto m łody parobczak, Sam bor, żegna się z chatą, k tó rą m usi opuścić, może n a zawsze:

Sambor jak w kuty na podwórku pozostał, oparty o wrota. Psy przyszły mu się łasić do ręki, pogłaskał je. Słuchał śpiewu słow ików i klekotania żab, i hukania bąka na błotach, jakby chciał sobie w pamięć wrazić tę muzykę nocną puszczy, którą nierychło znowu usłyszeć się spodziewał. [59]

A oto dla odm iany groźny pejzaż puszczański, rzucony na p ap ier ręką pisarza i zarazem grafika, k tó ry chętnie i często u trw ala ł w rysunkach „puszcz litew skich przep astn e k ra in y ”. Chodzi tu o w y praw ę wiedźm y J a ru h y do kry jó w k i P iasta:

Idący za nią z trudnością m ogli podążyć i przedrzeć się przez gąszcze, wśród których ona drożyny przez zwierza dzikiego w ydeptane znała jak sw e własne. W wielu m iejscach puszcza jak zasiekam i zawalona była połamanym i wichrem i starością drzewam i, które całe w ały nieprzebyte stanowiły, porosłe gęstym i chwasty i puszczającym i się na próchnie krzewami. Przebyć trzeba było m o­ czary, gniłe strum ienie leśne, niziny wodą zzieleniałą zalane. Spod stóp w ysk a­ kiw ały spłoszone dzikie stworzenia, z trawy nagle do góry podnosiły głowy węże ogromne. [358]

W reszcie zaś — ta sam a puszcza, ale pozbaw iona grozy, a ożywiona obrazkiem p tactw a leśnego :

Mignęły sine skrzydła kraski, sroczka w białej spódniczce podniosła się gderząc, podlatując, przysiadając i zrywając się przed nimi, aby ich łajać, prze­ prowadzając dalej. [49]

Pięć im iesłowów w doskonale zbudow anym zdaniu mogło wyw ołać w nim m onotonię, tym czasem K raszew ski jej u n ik nął w prow adzając bo­ gatą skalę ruchów łubianego w idać stw orzenia — nie „sroki” , lecz „srocz­

2 M. in. „chiżyny” (63), „Bodniarze” (98), „do soroka” (140), „m iecielica” (236). „ładan’ (325), „oberemek” (332). Liczby w nawiasach odsyłają do wyd.: J. I. K r a ­ s z e w s k i , Cykl powieśc i historycznych obejmujących dzieje Polski. Redaguje Ko­

m itet pod przewodnictwem J. K r z y ż a n o w s k i e g o . Wyd. 2. [T.] 1: Stara

baśń. Powieść z IX wieku. Przygotow ał do druku [...] W. D a n e k . Warszawa

1966.

(5)

k i”, jak je nazw ał, odziew ając n a dom iar „to sk rzydlate dziecię p o w ietrza” , niby sw aw olną dziew czynę, w „białą spódniczkę” . Posłużyw szy się oszczędnie w yrazistym i obrazam i słow nym i, i to raczej zam iennią i p o ­ rów naniem niż przenośnią, a u to r S tarej baśni urozm aicał jej stronice pom ysłam i prostym i, ale nie pozbaw ionym i w dzięku. Dla p rzy k ład u w zm ianka o m łódkach w chacie Wisza, zaskoczonych pojaw ieniem się obcego, H enga:

dziewczęta, jak woda na jeziorze, to się ode drzwi na izbę posuwały, to cofały nagle [...]. [38]

Bardziej książkow y c h a ra k te r m a raczej sztuczne p orów nanie:

blade słońce w yjrzało zza przejrzystych rąbków, jak oblubienica, gdy się z p o­ ścieli podnosi. [62]

S taran n ej tej popraw ności to w arzyszą jed n ak pew ne niedom agania językow e, pochodzące z żywej m owy, pospolite w redak cji brulionow ej, usuw ane w książkow ej, ale n iezb y t dokładnie. Chodzi tu przede w szystkim o potknięcia gram atyczne, zwłaszcza składniow e. Z pierw szych rzuca się w oczy potoczne zastępow anie zaim ka „ je ” przez „go” , np. przy „horo- dyszczu” : „pokryw ała go d a rń ” (136), czy o „drzew ie g ru b y m ” — „m chy go śliskim czyniły” (137). Do tej sam ej kategorii należy w zdaniach za­ przeczonych w prow adzanie b iern ik a zam iast dopełniacza, np. „ulękła się, aby ją nie odepchnięto” (186), lu b „Sen ją nie b ra ł” (189).

N ajkłopotliw sze jed n ak są w ypadki, k tó re w składni łacińskiej n azy ­ w ano constructio ad sensum , gdzie usunięcie nieskładności pozostaw iono dom ysłowi inteligentnego czytelnika. Czy dotyczy to zdania „klacze ze źrebiętam i, k tó re n iew iasty d o iły ” (92) — w ątpić wolno, bo raczej jest to oczyw isty błąd składniow y. Za spraw ę dom ysłu poczytać m ożna sw oistą m anierę K raszew skiego, k tó ry orzeczenie oddzielał od podm iotu kilku nieraz zdaniam i. W czasie postrzyżyn Ziem ow ita Rzepicha „w ręce m u go oddała” (258). Zaim ek „m u ” dotyczy P iasta, w spom nianego o półtorej stronicy wcześniej. In n y przykład — to opis w ieczoru w puszczy:

Stary po drodze podnosił głow ę ku barciom, bo ich tu pełno było na drzewach. Reszta pszczół spóźnionych wracała z łąk, niosąc plon, cisnąc się do nich przed rosą, aby im skrzydła nie ociężały. [49]

D om yślny czytelnik pow inien odgadnąć, że „do n ich ” dotyczy nie drzew , lecz barci, a tego rod zaju tru dn o ści tek st Sta rej baśni n astręcza sporo. W ywód o nich zakończyć m ożna odw ołaniem się do w spom nianej poprzednio w ędrów ki Ja ru h y poszukującej u k rytego w puszczy Piasta. Po przedstaw ien iu trudności p rzed zieran ia się jej przez istn y m atecznik w y stęp u je zdanie: „U jrzeli jak b y w a ł” (359). N aw et lubiący zagadki czy­ teln ik m usi z pew nym w ysiłkiem cofnąć się o 20 w ierszy druku, by stw ie r­ dzić, że chodzi tu o w ysłańców z wiecu, tow arzyszących w iedźm ie, o k tó­ rych powieść nic w łaściw ie nie mówi.

(6)

Taką to w ielo barw n ą szatę językow o-stylistyczną rozpiął K raszew ski n a układzie pięciu w ątków , zw iązanych z sobą organicznie, choć posiada­ jących o d m ienną w ym ow ę ideow ą i artystyczną, każdy z nich bowiem ukazyw ał in n ą stro n ę życia Polski przedpiastow skiej i każdy u ję ty został w inny sposób. W ątek ted y pierw szy to staty czny obraz osady zamożnego km iecia Wisza, zakończony jego śm iercią z ręki kniaziow skiego sm erdy i uroczystym pogrzebem . W ątek epicki, u k azujący stare trad y cje k u ltu ry słow iańsko-polskiej, w iąże się z następnym , politycznym , ukazującym upadek d y n astii Popiela, k tó ry to u padek spow odow ała zainicjow ana przez W isza ak cja w spraw ie wieców, przypłacona śm iercią starego km ie­ cia, oraz z w ątk iem m iłosnym , sp raw ą córki W iszowej, Dziwy, i zakocha­ nego w niej sąsiada, Dom ana. W ątek Popiela nacechow any je st ponurym tragizm em , w y p ełn iają go bow iem zbrodnie tego knezia, degenerata, m ordującego bezlitośnie sw ych dom niem anych ryw ali, krew niaków , i sw ych przeciw ników . Rzecz znam ienna, że K raszew ski w kroczył tu ta j n a szlak sobie obcy, ulegając bezw iednie zasadom naturalistó w . W żadnej innej z jego powieści nie m a takiej m asy zbrodni i takich zwałów trup ó w ja k tu ta j w opisie działalności Popiela, zakończonym obrazem cuchnącego w n ętrza wieży, z rozkładającym i się zw łokam i ty ran a, jego żony i jego służalców. D opełnienie tego w ą tk u stanow i ostatn ia zbrodnia knezia, w y ­ m ordow anie sędziwego krew niaka, Miłosza, i jego nieszczęsnego oślepio­ nego syna, m otyw p rzypom inający Ryszarda III Szekspira, z tą jed nak różnicą, iż trag ed ia d ram a tu rg a angielskiego nie m a tego zabarw ienia m akabrycznego co relacja Leszka o kaźni. Rów nocześnie w ątek Popiela zw iązany je st m ocno z epicko-satyrycznym w ątkiem P iasta, kmiecego założyciela nowej d ynastii, przekreślającego działalność polityczną po­ przednika.

W ątek Piasta, kołodzieja i b a rtn ik a z K ruszw icy, w ypełniony sporam i i sw aram i Polan, św iadom ych, że m uszą mieć wodza, w y bierających w reszcie nie ,,żupana” i nie „Leszka” , lecz — zgodnie z nakazem w yrocz­ ni — „pokornego, ubogiego i m ałego” (321), a więc km iecia, k tó ry potrafi pokonać obcych n ap astn ik ów i synów Popiela zmusić do uległości, m a w cale osobliwe dopełnienie. O bejm uje ono działalność Piastow ego pow ier­ nika, nie km iecia, lecz żupana Dobka, k tó ry w yręcza nowego knezia na polu bitew , a k tó ry rów nocześnie okrutnie, lecz spraw iedliw ie karze nie­ m ieckiego szpiega, rzekom ego kupca, Henga.

Osobne w reszcie m iejsce p rzy p ad a sielankow em u w ątkow i D om ana i Dziwy, zam ykającem u Starą baśń. M łody sąsiad Wisza, zakochany w jego starszej córce, poetycznej Dziwie, k tó ra ślubow ała czystość, poryw a ją w noc św iętojańską i zam achu tego om al nie przypłaca życiem, dziew czyna bow iem ra n i go jego w łasnym m ieczykiem i zostaje k ap łank ą w „chram ie” n a Lednicy. D om an jed n a k o dn ajd u je ją, zdobyw a jej oporną w zajem ność i porw aw szy ponow nie ze św iątyni poślubia; powieść kończy się, podobnie ja k Pan Tadeusz, form u łk ą bajkow ą, w eselem :

(7)

I ja tam byłem , miód, piwo piłem , bo każda stara baśń tak się przecie kończyć powinna. [413]

Gładki i — poza w ątkiem P ia sta — w a rtk i tok powieści, trzy m ający w napięciu uw agę czytelnika, n astręczał jed n a k autorow i pew ne trudności, o któ rych św iadczy zestaw ienie w ersji rękopiśm iennej z drukow aną.

Gdy więc w rękopisie Dziwa żegna krótko i prozaicznie Sam bora udającego się z niebezpieczną m isją n a dw ór Popiela:

Pójdziesz i wrócisz cały... i dorobisz się u ludzi im ienia i bogactwa... i w w ojnie będziesz szczęśliwy, i z w alki w yjdziesz cały. [rkps, s. 38]

— a on długo lam en tu je, tek st druk o w an y spraw ę u jm u je całkiem inaczej. Dziwa, odw ołując się do przynoszonych jej w e śnie przez duchy ,,głosów z tam tego św ia ta ”, im prow izuje proroctw o polityczne, kończące rozdział. Oto ono (stosujem y tu układ graficzny, k tó ry u w y d a tn ia poetycki c h arak ter tej wypow iedzi):

Wrócicie, wrócicie, gdy nad Gopłem łuna stanie, trupy spłyną po jeziorze.

Kneź stary z lasu wyjedzie, nowe przyjdzie panowanie, gdy popioły wiatr rozwieje, kiedy krucy się nasycą, kiedy bartnik zbierze pszczoły. Kiedy zrąb nowy postawią nad Lednicą u jeziora. Powrócicie, zdrowi, cali,

z jasnym mieczem, z jasnym czołem. [60]

N atom iast w rozdziale następnym , czw artym , K raszew ski opuścił p ie r­ w otny w stęp, w k tó ry m Popiel d o p y tu je się H enga o Dziwę, zw aną tu Diwą. Chw aląc Sm erdę za przyprow adzenie Sam bora m ów i: ,,ale ja bym w olał tę k rasn ą dziewoję, córkę jego [tj. Wisza], o której mi ty le pow ia­ dano ” . I dalej: ,,Nie uciekną n a kraj św iata, a zechcę, to ją będę m iał”, a na uw agę H enga, że „ona Bogu się pośw ięciła” , rep lik u je : „Bóg sobie znajdzie inną, a kneziow ej sług i niew olnic b raknie. J a n a stare i po- czw arne patrzeć nie m ogę” (rkps, s. 70). N iestety, nie um iem y w yjaśnić, co skłoniło pisarza do usunięcia tego u ry w k a i w ogóle do zatuszow ania rozpusty Chw ostka.

W racając do w różby Dziwy dodać trzeba, iż je st ona jed n ą z w ielu, bo podobnym i posługuje się dw oje opiekunów dziew czyny, tj. sta ra w iedźm a J a ru h a i k apłan w Lednicy, W izun, docierający aż na daleką Rugię, by zasięgnąć rad y bogów co do w y b oru nowego władcy. Spraw y te powieść w iąże z w różebnym i w ierzeniam i w yw oływ anym i przez zja­ w iska przyrody, tłum aczone jako zapowiedzi groźnych w ydarzeń. Tak więc w yreżyserow an ą przez Popiela scenę w zajem nego w ym ordow ania sie

(8)

pijan ych „km ieci, żupanów , starszy zn y ” poprzedza w ycie psów i krakanie kruków n a grodzie, efektow nie kończąc rozdział piąty.

Nad jeziorem księżyc czerwony w znosił się jakby krwią umyty. Chmura siwa jak chusta na pół mu zw iązyw ała czoło. Jakiś sm utek i groza były w powietrzu. Parobczak, który wczoraj słuchał nad rzeką słowika, dziś tu karm ił się psów w yciem i krakaniem kruków. Czarna ich gromada podlaty­ w ała nad w ieżą. [80]

Jego tow arzysz w y jaśn ia m u:

To nasi goście codzienni [...]. Zawsze tu są pogotowiu na trupa, a rzadki dzień, żeby go nie m ieli. [80]

Podobną fu n k cję m a obraz potw ornej bu rzy tow arzyszącej odjazdow i Popiela z Lednicy, gdy

chmura czarna, niesiona w ichrem wieczora, jak ogromne cielsko smoka przele­ wając się po niebie, poczęła warcząc nadbiegać nad jezioro. [195]

— albo niepokój w śród ludzi i zw ierząt w K ruszw icy przed w ytruciem stry jó w (218) i po tej zbrodni (223).

Pom ysły tego ro d zaju były zjaw iskiem pospolitym w litera tu rz e cza­ sów rom antyzm u, nic więc dziwnego, że w ystąp iły w powieści grozy, z któ rą Stara baśń je st w yraźn ie spokrew niona. W yw ołują one tu i pod­ trzy m u ją odpow iedni n astró j, efektow nie kończący w iele posępnych roz­ działów.

Tonacji tej u n ik n ą ł K raszw ew ski w dw u w ątkach pogodnych — poli­ tycznym , zw iązanym z Piastem , i m iłosnym , k tó ry nazw ać by można w ątkiem Dziwy, choćby ze w zględu n a om ów ioną przed chw ilą jej wróżbę, zapow iadającą zw ycięstw o km ieciów, jak p rzystało na córkę Wisza, co głosił: „P rzyszedł czas, przyszedł czas! Albo Leszki nas spętają, albo my ich w yżeniem i w y du sim ” (58). Wisz, pierw szy o rganizator wieców, no­ w ych czasów nie doczekał; pom ysły jego zrealizow ał dopiero Piast, k tó ry dobraw szy do pom ocy żupana Dobka rozgrom ił najezdników , z od­ su niętym i od w ładzy synam i Popiela doszedł do ładu, zbudow ał stolicę, stw orzył dynastię. Idąc za pom ysłam i M ieczysława Rom anowskiego, auto ra traged ii Popiel i Piast (1862), o której u nas zapom niano w latach m ille- narnych, K raszew ski pogodnym okiem spojrzał na spraw ę pow stania Polski, opartej nie n a zbrodniczym gwałcie, lecz na w zajem nym porozu­ m ieniu skłóconych do nied aw na jej m ieszkańców.

O dpow iednikiem tego w ą tk u zrobił inny, m iłosny, spraw ę Dziwy i Do- m ana, nie pozbaw ioną akcentów tragicznych, ale zakończonych tra d y c y jn ą fo rm u łą N um y i Pom piliusza. Dziew czyna o talencie w yraźnie poetyckim uk azuje się n a k a rta c h S ta re j baśni jako gorąca p a trio tk a w chw ili, gdy dow iaduje się o now ej zbrodni Popiela. Słuchając relacji jej naocznego św iadka —

(9)

[...] Dziwa bladła, spokojna jej dziewicza postać m ieniła się w rycerską, oczy zdawały się spod powiek ogniem strzelać, a ręce się białe ściskały, jakby miecz w nich trzymała, i czoło podnosiło się coraz wyżej, to krwią okrywając, to bladością. [94]

Gdy zaś w chram ie n a Lednicy pojaw ia się Popiel żądając, by w y w ró ­ ży ła m u przyszłość, słyszy przepow iednię :

ciągną gromady... na granicy wrogi, w domu swoi się miotają: „Na gród, na stołb! Krew za krew !” Gród się pali... płonie, gore... w alą się dachy i ścia ­ ny... krzyk i wołanie... popiołów kupa... góra trupów... kruków chmura czarna... Siadły, krakają... żrą serca od ciała... gdzie ścierw nie dogorzała... Krew za krew! [193]

P ery p etie m iłosne dzielnej dziew czyny i D om ana kończą się szczęśliwie, gdy m łody kmieć, ostatkiem sił dopłynąw szy do w yspy n a Lednicy i ch ra­ mu, pod opieką D ziwy odzyskuje zdrow ie i, co niezw yklejsza, zdobyw a jej w zajem ność. Sielanka ta — niesłusznie k ry ty k o w an a przez K. W oj­ ciechowskiego, k tó ry zarzucił jej zbyt jak o b y schem atycznie p rzed sta­ w iony proces rozkw itającej miłości D ziwy do Dom ana, zapom inając, iż

chodzi tu o dziew czynę z w. IX, a nie o czytelniczkę rom ansów o lat tysiąc m łodszych — pełna jest prym ity w n ego uroku. W yszła przecież spod pióra pisarza, k tó ry był nie najgorszym psychologiem i problem am i m i­ łości w pow ieściach sw ych w ielokrotnie się zajm ow ał. Dzięki tem u procesy

zachodzące w duszy Dziw y odtw orzył bardzo plastycznie, tak że jej dzieje uznać m ożna za jed n ą z najp ięk n iejszy ch sielanek z życia staropolskiego i za pom ysł wysoce trafneg o zakończenia powieści historycznej, p rzem a­ w iającego sw ym pogodnym optym izm em do dzisiejszego czytelnika, znu­ żonego n atu ralisty czn y m ujęciem zbrodni n a k a rta ch S ta rej baśni.

Cytaty

Powiązane dokumenty

- 17 czerwca obchodzi pani Jubileusz 50-lecia pracy artystycznej, w tym dniu odbędzie się również w lubelskim teatrze premiera sztuki Jerzego Szaniawskiego „Kowal, pieniądze i

Ta przeszkoda jest szczególnie ak­ tualna w dobie rozwijającego się kapitalizmu, który jest nazywany: ew angelią bogacenia się.. To bogacenie się potrafi tak

Canada, the Czech Republic, Denmark, Finland, France, Germany, Greece, Hungary, Ireland, Italy,. Japan, the Republic of Korea, Luxembourg, the Netherlands, New Zealand,

Baranku Boży, / który gładzisz grzechy świata, / zmiłuj się nad nami.. (2x) Baranku Boży, / który gładzisz grzechy świata, / obdarz

zem na uniw ersytetach zagranicznych. Otoczenie na dworze królewskim zjednał sobie uprzejmością i powagą, a nade wszystko „królewską cnotą szczodrobliwości”

Ten jakiś ek sperym entalny system pracy spraw iał, że nigdy żadne dzieło Róży Łubieńskiej nie m iało ch a rak teru akadem ickiego, że każde zawsze

Zgoda — mamy do czynie- nia z „próbą powieści epickiej” (jak się wydaje, Krzyżanowski stosuje ten epi- tet nie po to, żeby wywołać wrażenie tautologii, lecz w

2) społeczno-polityczny i militarny podtekst 1 Sm 18,1 – 2 Sm 1,27 w świetle biblijnych reguł narracji w zasadzie determinuje sposób interpretacji więzi tych młodzieńców i