• Nie Znaleziono Wyników

Guliwer. Kwartalnik o książce dla dziecka, 2010, nr 2

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Guliwer. Kwartalnik o książce dla dziecka, 2010, nr 2"

Copied!
85
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

Guliwer 2 (2010)

KWARTALNIK O KSIĄŻCE DLA DZIECKA

kwiecień - maj - czerwiec 2010

W numerze:

• Jan Malicki - Podróże „Guliwera" 3

WPISANE W KULTURĘ

• Katarzyna Slany: Zwariowane Zakopane w tatrzańskich felietonach

Kornela Makuszyńskiego 5

• Urszula Kubajek: Danuty W awiłow słuchowiska radiowe dla dzieci i młodzieży 13 RADOŚĆ CZYTANIA

Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Legendy Chrystusowe 16

• Sylwia Gajownik: Powrót kota w butach 22

• Zofia Ożóg-Winiarska: „Z czego może być wiersz?" - Liryczna lekkość poezji

dla dzieci Stanisława Grabowskiego 26

• Sylwia Gajownik: Uwaga! Niebezpieczeństwo! Komputer zagrożony!

Czyli o misji Karola Koziarskiego i skrzatach wielkopłytow ych 29

• Henryka Andrzejczak: Gołębia opowieść o Janie Pawle II 33

ROZMOWA GULIWERA

• Najważniejsza jest miłość. Z Barbarą Gawryluk - laureatką O gólnopolskiej Nagrody Literackiej im. Kornela Makuszyńskiego rozmawia Krystyna Heska-Kwaśniewicz 37 NA LADACH KSIĘGARSKICH

Marlena Gęborska: Niebieski m otyl i deklinacja rzeczywistości (Wyciskacz do łez) 41

Marta Nadolna: Morskie przygody (Pirat Jędruś) 43

• Sylwia Gajownik: O królestwie księcia Marginała, gdzie wszystko jest na marginesie,

a w środku nic (Wyprawa do kraju księcia Marginała) 44

Olimpia Gogolin: Śladem niezwykłych przyjaciół (Przygody kota Bibelota) 45

Sylwia Gucwa: Niebo - miejsce nie dla naszej mamy! (Mama, którazagderała

się na śmierć) 47

Joanna Wilmowska: Krainy dziecięcej wyobraźni (Opowieść) 49

Joanna Wilmowska: Odpowiedzialni młodzi (Apetyt na kwaśne winogrona) 51

Sylwia Gajownik: Bajki - pomagajki, czyli o Bajkoterapii... słów kilka (Bajkoterapia...) 52

Sylwia Gucwa: Ten wspaniały czas - dzieciństwo (Kiedy byłem mały. Kiedy byłam mała) 54

Marlena Gęborska: Bez talentu ani rusz. (Gorgoś wynalazca na tropie własnego talentu) 57

Olimpia Gogolin: Trudna droga do domu (Witaj, córeczko!) 59

(3)

Marta Nadolna: Ciocino-wujkowe przypadłości (Ciotka Klotka i inne historie) 61

• Olimpia Gogolin: Z niebytu w istnienie, rzecz o stworzeniu świata

(Tajemnice początku. M ity o stworzeniu świata) 62

Ewa Waszut: Wnuki zrobione na drutach (Babcia robi na drutach) 64

Izabela M ikrut: Ach, śpij, kochanie (Przygody krowy Balbiny) 66

Marlena Gęborska: Na ratunek wyobraźni, która przenosi góry (Misja Lolka

Skarpetczaka) 67

Marta Nadolna: Czekoladowe wspomnienie (Smak dzieciństwa) 69

Olimpia Gogolin: Poloneza czas zacząć (Jak tańczono przed wiekami, czyli taniec

z figurami) 70

Sylwia Gucwa: Skradziona godzina marzeń (Złodziej czasu) 72

Izabela M ikrut: Zwyczajne życie Kici Koci (Kici Kocia gotuje. Kici Kocia zakłada

zespół muzyczny) 74

Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Wojna jest dla dziewczyn! (Czy wojna jest dla dziewczyn?) 76 Z RÓŻNYCH SZUFLAD

• Aneta Satława - O książce dla chłopców - (VII Katowickie Prezentacje Biblioteczne) 78

• Izabela Tumas - Wanted - poszukiwana książka dla chłopców! (VII Katowickie

Prezentacje Biblioteczne) 78

ABSTRACT 82

(4)

p o d r ó ż e „G u l iw e r a

O statnie m oje spotkanie sem inaryjne z ro b iło na m nie og rom n e wrażenie, chociaż nic te g o nie zapow iadało. Rozpoczęliśmy nasze c o ty g o d n io w e zajęcia od spraw - zdawać by się m o g ło - najprostszych, w ręcz konw encjonalnych, uta rtych w akadem ickiej p o w ta ­ rzalności. Od pytania - q u id n o v i? Co nowego? Od najzwyklejszej o d po w ie dzi ty m razem rozm owa przeniosła się w rejony coraz bardziej o d le głe od pro b le m a tyki magisterskiej;

w rejony pytań egzystencjalnych, a n tro po log iczn ych, system ow ych. I ja k zawsze w takich razach po ja w iło się pytanie „ja k żyć?" w tej rzeczywistości, kiedy otrzym aliśm y b ile t w je dn ą stronę i z jakże ograniczoną datą ważności. To przecież słowa W isław y Szym borskiej. Pyta­

nie to wcale m nie nie z dziw iło, wszak wszystkie nasze działania dążą d o tego, by zdiagno- zować to, co dla nas ważne i jasno określić hierarchię spraw, ow ej siły wznoszącej, kreują­

cej dokonania człowiecze, ale i upadku ta k głęb okie go , ja k ty lk o człow iek to znieść może.

A przecież sytuacja była zwyczajna: le k tu ry znane co najm niej od roku, wiedza o d o ty c h ­ czasowych badaniach literaturoznaw czych, własne, ju ż w dużej m ierze oryginalne, prze­

myślenia. Ten św iat antykw arycznej rzeczywistości zderzał się z dośw iadczeniem życio­

w y m i nadziejam i na całe życie, ham ow any nierzadko brakiem zaufania do siebie i niew ia­

rą w m ożliw ość urzeczyw istnienia swoich plan ów i marzeń.

Ta grupa była bardzo zróżnicowana - ja k zawsze zresztą w tej sytuacji. Były tu dziew ­ czyny o różnych poglądach na świat, ale i m atki, które otaczającą rzeczyw istość oceniały przez pryzm at „m y". O wo dzisiejsze „ja k żyć?" zm ie n iło hierarchię, stało się w artością nad­

rzędną w o be c h istoriozofii Stanisławy Przybyszewskiej, m ito g ra fii Olgi Tokarczuk, ekspre­

syjności D o roty M asłowskiej i atrakcyjności koncepcji tw órcze j D o roty Terakowskiej.

Z uwagą słuchałem w y p o w ie d z i m oich m łodszych koleżanek w filo lo g ic z n y m fachu.

We wszystkich w ypow ied ziach prze bijały się ułam ki do m o w e j egzystencji każdej z nich.

Te dobre, ja k naturalne i przyrodzone uczucia do dziecka - bardzo m ałego i ju ż do rosłe­

go, sam odzielnego, w zm o cn io n e g o w szechdom inującą filozofią; ale i te złe - codzienne kłó tn ie rodziców, coraz silniej akcentow ane odchodzenia od siebie, w rogość i nienawiść.

One też decydują o sukcesie lub klęsce dziecka. Ale o g rom n ym niebezpieczeństw em prze­

kraczającym granice je d n e j rodziny staje się sw oisty balast społeczny: w o be c innych ludzi i w o be c następnych pokoleń.

Zatruwające ja d e m nienawiści k o n ta k ty żony i męża, m atki i ojca, kob ie ty i mężczy­

zny przenoszone na zew nątrz m ałych społeczności i w ielkich gru p oddziaływ ania, kreują­

ce m akro w ym ia r naszej egzystencji. Nie dziw i m nie agresja dziewcząt, chłopców , kibiców, narodu, k tóreg o rozpoznaw alnym znakiem są zaciekłe szare tw arze i u b ió r m ijanych lu­

dzi. Gdzie słowa „proszę" i „dziękuję" należą do słow nika w yra zów zapom inanych. To m o ­ del obow iązujący. Ale czy trwały?

(5)

H istoryk k u ltu ry spogląda na ten św iat ja k na film , w k tó ry m zm ieniają się role i fu n k ­ cje bohaterów. D ziewiętnastowieczna opow ieść o wspólnych, rodzinnych spotkaniach pod lipą z opow ieściam i ojca?, dziadka?, o bohaterskim świecie baśni, rycerzy, b ohaterów ; d w u ­ dziestow iecznym w sp óln ym stole rodzinnym , gdzie wszyscy patrzą sobie w oczy i roz­

m awiają lub słuchają radiow ych audycji, kiedy zm ienia się geom etria rod zin neg o życia;

wszyscy o b o k siebie, ramię w ramię, i te le w iz o r koncentrujący na sobie uwagę w szystkich.

Jakże w te d y brak ow ego „po m ięd zy". Wreszcie czas pełnej in dyw idu alizacji i spolaryzo­

wania świata rodzinnego. C złow iek i kom puter. Czy są to relacje godn e potępienia? Nie.

To św iat naturalnego przekształcania się rzeczywistości. I tru d n o się z nim wadzić.

Świat książki i św iat cyfrow e j rzeczywistości to dwa skrzydła „n o w e g o renesansu" - by posłużyć się określeniem Johna Brockmana.

I chodzi ty lk o o to, by - budując św iat cyfrow e j przyszłości - dokonyw ać bilansu te ­ go w szystkiego, co za nami.

By nie negow ać w ie lk ie g o świata erudycji, ow eg o arystokratyzm u współczesności.

By Nike kojarzyła się ze światem k u ltu ry greckiej i z marką butów , by A p o llo był sym bolem tw órczości, nie ty lk o statku kosm icznego, a „p o tę p ia n ie w czam b uł" nie ty lk o p o w ie d zo n ­ kiem zacnego nauczyciela.

I być może wówczas w ojna, agresja, atak nie będą je d y n ą form ą kon taktu człowieka z człow iekiem . Ktoś kiedyś rzekł: Nienawiść nie w ym aga prom ocji. D obro tak. I w dyskusji nad m odelem lite ra tu ry adresowanej do m ło d e g o czytelnika w yd aje się, że ta prawda na­

biera in ne go jeszcze w ym iaru.

Jan Malicki

(6)

r ^ 1

« •

WPISANE W KULTURĘ

Katarzyna Slany

ZWARiOWANE ZAKOPANE W TATRZAŃSKiCH FELiETONACH KORNELA MAKUSZYŃSKiEGO

Z akopane je st ja k szewska sm oła, od k tó re j tru d n o się odczepić.

Kornel M akuszyński, Żegnaj, wiosko lu b a ! O Kornelu M akuszyńskim (1884-1953) pisano w następu ją cych słow ach: M a k u ­ szyński [...] blaguje, w y g łu p ia się, szarżu­

je i m y na to przystajemy. [...] M ó w i rzeczy oczywiste, cholerne banały, ale ktoś nam je po m atce i nauczycielu m usi stale p o w ta ­ rzać, musi przypom inać. Przez tę ssącą pust­

kę naszych serc będzie m usiał nam tow arzy­

szyć jeszcze długo, będzie rozrzewniał, z ło ­ ścił, b a w ił i - zapew niam [...] - powracał, p o ­ w ra c a ł...1 P rezentując p o kró tce sylw etkę tw ó rc z ą M aku szyńskiego , należy s tw ie r­

dzić, że był poetą (m.in. Połów gwiazd, Pieśni o Ojczyźnie), zna kom itym pisarzem p o w ie ­ ści dziecięcych (m.in. Bardzo dziwne bajki, A w a ntury arabskie, Szatan z VII klasy, A w a n­

tura o Basię, Panna z m okrą głow ą, O dwóch takich co ukradli księżyc, Przyjaciel wesołego dia b ła , Bezgrzeszne lata), tw ó rc ą u w ie lb ia ­ nych kom iksów dla m aluchów (m.in. Kozio­

łek M atołek, A w a ntury i w ybryki m ałej m a łp ­ k i Fiki M iki), g e nialn ym fe lie to n is tą , a u to ­ rem listó w i recenzji teatralnych (m.in. Moje listy, Ż yw ot pani, O duszach, diabłach i kobie­

tach, Kartki z kalendarza, Listy z Zakopanego, Dusze z papieru, Gniazdo słońca), m iło ś n i­

kiem śpiew u i w ina oraz je d y n y m sam o­

zw ańczym bacą zakopiańskim , k tó ry sam

0 sobie pisał, że [ . ] m a strasznie dobre ser­

ce i złotą duszę, ale w głow ie groch z kapustą 1 psie figle2. Przede w szystkim zaś był przy­

ja c ie le m m iasta Z akopane, w k tó ry m by­

w a ł ju ż przed I w o jną św iatow ą, w stępując w artystyczne kręgi tatrzańskich m ło d o p o - lan. W pełni od d a ł się je d n a k Zakopanem u d o p ie ro po 1918 roku, kiedy miasteczko to zaczęło stawać się m od nym kuro rte m w y ­ p o czynko w ym , coraz rzadziej opisyw anym przez re p reze ntan tó w lite ra tu ry w ysokiej, a coraz częściej przez dziennikarzy i p u b li­

c y s tó w 3. Na ła m ach licznych czasopism , m ię d z y in n y m i „B agna Z a k o p ia ń s k ie g o "

czy „K reatur Zakopiańskich", poja w ia ły się te k s ty h u m o ry s ty c z n e , s a ty ry c z n o -p a ro - dystyczne oraz paszkwile dotyczące zako­

piańskich sensacji i aw antur4. N urt ten repre­

zentow ali zarów no publicyści ja k i artyści, w śró d k tó ry c h w a rto w y m ie n ić cho cia ż­

by Stanisława W itkiew icza i je g o powieść Bagno czy Andrzeja Struga i je g o Zakopa- noptikon, czyli kronikę czterdziestu dziewię­

ciu d n i deszczowych w Z akop an em 5. W ła­

śnie w ty m rozdziale historii lite ratury o pro ­ blem atyce zakopiańsko-tatrzańskiej swoje miejsce znalazł Kornel Makuszyński ja ko au­

to r dow cipnych fe lie to n ó w i Listów z Z ako­

panego, któ re p u b lik o w a ł m ię dzy in nym i w „Warszawiance", „Ilustrow an ym Kurierze Codziennym", „Kurierze Warszawskim", „G ło­

sie Podhala", „Głosie Zakopiańskim ", „M ło ­ dym Taterniku" czy w „Zakopanem " na prze­

strzeni lat 1924-19396.

M akuszyński zapoznaw anie się z Za­

kopanem rozpoczął od k ry ty k i stosunków panujących w ty m mieście, które p re te n ­

(7)

do w a ło do rangi uzdrowiska na miarę eu­

ropejską, a w rzeczywistości było miejscem całkowicie niecyw ilizow anym , wręcz barba­

rzyńskim 7. Okres napaści na zmurszałe zako­

piańskie serca trw a ł w felieton istyce M aku­

szyńskiego do 1929 roku, następnie w szedł bo w iem m istrz w fazę serdecznego pisania o Zakopanem 8. M etam orfoza w postrzega­

niu Zakopanego przez M akuszyńskiego nie w y n ik ła je d n a k z rozchwiania e m o c jo n a l­

nego pisarza, wszak kochał to m iasto tak bardzo, że po II w o jn ie św iatow ej uczyn ił je sw oim je d y n y m dom em , lecz z faktu, że Zakopane w końcu p o d d a ło się m od ern iza­

cjom urbanizacyjnym i in fra stru ktu ra ln ym 9.

Przyczyną rezygnacji pisarza z satyrycznego to n u były także coraz bardziej zacieśniające się więzi po m ię dzy nim a góralam i, którzy w latach 1927-1931 uczynili go ho n o ro w ym gazdą tatrzańskim . Od ta m te j po ry M aku­

szyński ż a rto b liw ie pisał, że g d y p rz y b y ­ wa do Zakopanego, górale noszą go na rę­

kach, a zwierzęta szaleją, gdyż każdy baran pierw szy chce oddać swym ciałem znam ie­

n ity hołd w ładcy gór.

N ajw iększym a tu te m tatrzańskich fe ­ lie to n ó w Kornela M akuszyńskiego je s t ję ­ zyk, ja k im zostały napisane - pikantny, so­

czyście barokow y, błazeński, podszyty n u ­ tą staropolską i kipiący w łaściw ym autorow i rubasznym hum orem . Zamaszysty, jo w ia ln o -szlachecki styl pisarza, cięty dow cip, uka­

zyw anie rzeczywistości w krzyw ym zw ier­

ciadle pow odują, że opisywana przez niego kraina w w yo bra źni czytelnika zaczyna żyć własnym życiem, kipieć, tętnić, grzm ieć, p u l­

sować - Zakopane zostaje spersonifikow a- ne, stając się centralnym bohaterem wszyst­

kich zdarzeń, p o d m io te m w nich uczestni­

czącym . Z „op ętań czych op is ó w " w yłania się w izja m iasta, do k tó re g o każdy dąży, w k tó ry m każdy pragnie zaistnieć, zam a­

nifestow ać swoją obecność, co ja k zauwa­

ża Makuszyński, staje się o g ólnolud zką p o ­ trzebą. Zakopane pe łn i tu ta j fun kcję cen­

tru m wszechświata, sym bolicznego miejsca s p e łn ie n ia , w k tó ry m c z ło w ie k o d n a jd u ­ je azyl przed agresywną zewnętrznością10.

Makuszyński s tw o rzył naw et żartobliw ą ge­

nezę nazw y Zakopane, pisząc, że m iasto to nazywa się ta k dlatego, iż można się w nim znakom icie zakopać przed całym św iatem 11.

Pisarz celowo posługuje się sym boliką środ­

ka, Zakopane je s t b o w ie m dla niego świa­

tem niem alże archaicznym , p ry m ity w n y m , z dawna poszukiw anym , w którym dotrzeć można do swego je s te s tw a 12. Jest m ikroko- smosem, synonim em tego, co znane i bez­

pieczne, opozycją chaosu, przestrzenią sa­

crum, idealnym [ . . . ] habitatem , miejscem do życia, [...] alternatyw ą dla codziennego obłę­

du w świecie zatrutym i skażonym'13. Pragnie­

nie z a ko tw icze n ia się w Z akop an em je s t u M akuszyńskiego nierozerw alnie połączo­

ne z m onum entalnością gór, dzięki którym a u to r do św ia dcza ł samej natury, in te g ru ­ ją c się z całym kosmosem, któ ry w ch łan ia ł go w siebie14.

S tw ie rd z e n ie to p o tw ie r d z a ją s ło ­ wa M akuszyńskiego, k tó ry pisał w je d n y m z fe lie to n ó w : Kiedy osłabnę,przyjeżdżam do Zakopanego, napiję się słońca, nadyszę czy­

stości po w ie trza, dotknę sercem granitow ej skalistości i znow u jestem g o tó w do bojow a­

n ia 15. Zdanie pisarza można uznać za d e ­ w izę w szystkich a rtystó w , k tó rz y prze by­

w ali na stałe lub sezonowo w Zakopanem . To właśnie tej specyficznej gru pie społecz­

nej poświęca Makuszyński najwięcej m ie j­

sca, bo w iem właśnie ona w bezpreceden­

sow y sposób w p ły n ę ła na literacki w ize ru ­ nek Zakopanego jako „Raju Zwariowanego", w którym oazą była karczma, a najwyższy­

mi cnotam i rozpusta i pijaństw o. S tworzony

(8)

przez Makuszyńskiego stereotyp Zakopane­

go ja ko „ro d z im e g o bagniska", z k tóreg o lę­

gną się in d yw id u a , o ry g in a ły i pom yleńcy, na stałe zakorzenił się w ludzkiej św iado m o­

ści zbiorow ej, o czym świadczy fakt, że i dzi­

siaj w ielu w ten do w cip ny sposób charakte­

ryzuje Zakopane. W okresie m ię d z y w o je n ­ nym artystyczna, szalona świta spotykała się w szynku Stanisława Karpowicza, słyn­

nego restauratora zakopiańskiego, zw a ne­

go „Karpiem ". Do p rzyjació ł M akuszyńskie­

go, k tó ry c h zw ycza jem b y ło siedzieć, pić i lu lki pa lić16, należeli m iędzy innym i: W ład y­

sław Orkan, Tadeusz Koniewicz, Aleksander

A ug ustyno w icz, Ludw ik Solski, Jan Kaspro­

wicz, Tadeusz Gabryszewski, Stanisław Igna­

cy W itkiew icz, Tadeusz Boy-Żeleński, Stefan Żeromski, Leopold Staff i w ielu innych. W fe ­ lietonach poświęconych artystom zakopiań­

skim pisał rów nież Makuszyński o o d k ry w ­ cy Z akopanego Tytusie C hałubińskim , Sta­

nisław ie W itkiew iczu, Janie Krzeptowskim Sabale, K azim ierzu P rzerw ie-T etm ajerze, Karolu Szym anowskim i Eugeniuszu Mała- czewskim. A u to r m ito lo g iz u je i apologizuje b o ha te rów swoich w sp om n ień , kreując ich na herosów, de m iu rg ów , którzy za pom ocą odwiecznych ry tu a łó w uświęcili, a przez to stw orzyli Zakopane. Ich ep ig onó w przedsta­

wia zaś ja ko tych, którzy poprzez literaturę, sztukę, m uzykę k o n tynuu ją sakralizowanie charyzm atycznej osobowości te g o miasta, które w yo d rę b n io n e spośród całego świa­

ta istnieje w zbio ro w e j świadom ości ludz­

kiej ja ko czasoprzestrzeń magiczna, która w chłaniać będzie w siebie kolejne genera­

cje ludzi w ie lk ie g o ducha. Prezentuje także siebie w tych opow ieściach ja ko gościa uro ­

(9)

czystości góralskich, m iędzy innym i chrzcin, wesel, pogrzebów , które w spom ina jako o b ­ rządki m agiczne, przesycone elem entam i k u ltu ry podhalańskiej. Z żartem mu w łaści­

w y m pisze też o swojej przyjaźni z góralam i, którzy, gd y przyjeżdżał, w ita li go okrzyka­

mi - Przyjechał! Sezon się zaczyna!1 i zabija­

li w ieprzki, które, w e dłu g je g o słów, z o krzy­

kiem radości dla niego u m ie ra ły18.

W spom nienia o artystycznym światku Zakopanego są dla pisarza po w o dem do re­

fleksji nad kolejną grupą społeczną, która swój h a b ita t w Zakopanem odnalazła jako pierwsza, a k tó ry m w końcu zmuszona z o ­ stała dzielić się z tysiącam i innych ludzi. M o ­ wa tu ta j o góralach, nad których biedą i bra­

kiem ucyw ilizow ania a u to r ubolew ał. Żyjąc w ich środow isku, doskonale znał wszystkie aspekty góralskiej egzystencji i w ie lo k ro t­

nie pisał o elem entarnych potrzebach ludzi zamieszkujących Podhale. Czuł się je d n y m z górali, ty m najbardziej świadom ym i o d p o ­ w iedzialnym , ty m , któ ry p o tra fił czytać i p i­

sać, tym , którego oni w ybrali na swego o p ie ­ kuna i przywódcę. P orów nyw ał swoich p o d ­ opiecznych do pstrągów z M orskiego Oka, które nazywał rybnym i upioram i, nie w ia d o ­ m o z czego żyjącym i19. Zwracał się z prośba­

mi do ludzi bogatych i rządzących o pom oc dla podhalańskiego ludu. Propagow ał ku l­

turę góralską, opisując ważne wydarzenia, m iędzy in nym i Święto Gór, w trakcie k tó re ­ go o d b y ły się pokazy góralskich sztuk, stro­

jó w , w yro bó w , tań ców i przyśpiewek. W yra­

żał pragnienie na łam ach swych felietonów , aby te kolo rowe, rozta ńczone, huczne i roz­

śpiewane dni nie należały do rzadkości, aby nie były czymś do te g o stopnia okazjonal­

nym, że aż nien orm alnym w świecie ciągłej biedy i barbarzyńskości. Inicjow ał spotkania z ludźm i od po w ie dzialn ym i za uśw iadam ia­

nie góralom ważności ich kultury, z osobami

zam ożnym i, które były w stanie finansować bu dow ę dróg, m uzeów, sanatoriów i szkół.

Podkreślał, że Zakopane je s t je d y n y m ob ok morza bezcennym kle jno tem Polski. N o b ili­

to w a ł naród tatrzański, akcentując ich hart ducha oraz zasadę odpłacania m iłością za m iłość. D o w a rto ś c io w y w a ł k u ltu rę g ó ra l­

ską i uświadam iał mieszkańcom tatrzańskie­

go rezerwatu, czym je s t tożsamość z b io ro ­ wa, dlaczego w a rto k u lty w o w a ć tradycję, obyczaje oraz p o d trz y m y w a ć w ięzi. O d w o ­ ły w a ł się do największych sym bo li, w o ła ­ jąc: O, Górale! Kochajcie z całej duszy [swój - dod. K.S.] strój, obm yślony przed wiekam i i szyty igłą la t tysiąca. Bądźcie barwni, bądźcie in ni niż wszyscy na świecie, bądźcie swobod­

n i w stroju, k tó ry ulany je st na wasze stalowe no gi i szerokie piersi. [...] Nie odm ieniajcie du­

szy. [...]; nauczcie nowego swego brata, zm ę­

czonego i zatrutego wyziewam i m iasta - tego oddechu, który szerokimi haustam i pije pow ie­

trze i słońce, nauczcie m nie tej zbójnickiej, ry ­ cersko pięknej, nieustraszonej odwagi, z jaką idziecie naprzeciwko smętkom i cierpieniom, i zawodom , i posępności20. Streszczał prze­

prow adzone w Z akopanem w ykła d y o kul­

turze i sztuce lu dow ej, skierowane do na­

uczycieli dzieci w iejskich, które wygłaszali przyjaciele Podhala: Jan Stanisław Bystroń oraz Julian Krzyżanowski. Dążył do s tw o ­ rzenia zakopiańskich le tn ic h u n iw e rs y te ­ tów , w których ci od da ni dzieciom g ó ra l­

skim a ltru iś c i m o g lib y słuchać o d c z y tó w o tem atyce tatrzańskiej. Głosił pochwałę w y ­ b itn e g o spo rtu zakopiańskiego - ja zdy na nartach, z w łaściw ym sobie cie płym sarka­

zm em , pisząc, że piękna to jest jazda, podczas której człowiek ła m ie o p ó r wichru i śniegu, a czasem łam ie nogę albo trzy żebra. Narciarz bieży i gu bi za sobą przestrzeń i binokle, sie­

je poza sobą b rylan ty śniegu, a czasem zdro­

we swoje zęby. Niekiedy krąży wieść po Z ako­

(10)

panem, że wreszcie znaleziono w Tatrach ząb jaskiniowego niedźwiedzia, a to tylko dzielna i śmigła polska dziewoja, narciarka, zgubiła go, wykopyrtnąwszy się na jo d ło w y m p n ia k u 21.

W kwestiach góralskich najwięcej uwagi pośw ięcał je d n a k dzieciom , które ż a rto b li­

w ie nazyw ał oczajduszam i, zbójam i, hała­

strą, basałykam i, op ryszkam i, d ra p ic h ru - stam i, obw iesiam i, synami halniaka, świsz­

c z y p a ła m i, a w a n tu r n ik a m i czy ta ła ta j- stwem . Często z okien swego zakopiańskie­

go mieszkania pa trzył na tę grom adę i p o ­ ró w n y w a ł ją do barw nych, polskich kw ia­

tó w 22. Pisanie o dzieciach góralskich, ich harcie ducha i w ro d z o n e j śm iałości spra­

w ia ło mu w ie lk ą satysfakcję. Z s u b te ln o ­ ścią, z u p e łn ie dla nieg o n ie ty p o w ą , o p o ­ w ia d a ł o ich biedzie i pragnieniach. W zru­

szające są w spom nienia pisarza, w których m ów i o zorganizow anej przez siebie akcji

„daw ania n a rt" najbiedniejszym i na jzd ol­

niejszym dzieciom ze szkół zakopiańskich, kiedy to najm łodsi przychodzili do je g o d o ­ mu o świcie i w o ła li u progu: dajcie n a rty !23.

W iz y ty te nazyw ał najazdami na zakopiań­

skiego Soplicę i pisał: Za niewielkie pieniądze rozdaliśm y ogrom ną furę szczęścia, pełnego słońca i diamen towego śniegu, rozwrzeszcza- nej radości, furii i pędu, zadzierżys tych skoków i takich upadków, że często jęczała skalista ziem ia24. W arto je d n a k nadm ienić, że ten m i­

ło śn ik Zakopanego kochał wszystkie dzieci te g o świata i parafrazując je g o w s p o m n ie ­ nia, z radością w sercu p a trz y ł na ta b u n y dzielnych basałyków, które z krzykiem ra­

dości bieg ały w strugach deszczu pod je g o oknam i. I w łaśnie ku czci te g o sam ozw ań­

czego ta trz a ń s k ie g o bacy w Z akopanem w w illi „O polanka", gdzie M akuszyńscy spę­

dzali coroczne zim ow e i letnie wakacje, za­

ło żon o M uzeum im. Kornela M akuszyńskie­

go, w k tó ry m do dziś czuć do b re g o ducha p rzyw ó d cy serc dziecięcych.

N a jw ięcej je d n a k w ia d o m o ś c i o fa k­

tycznym w izerunku Zakopanego w okresie m ię d z y w o je n n y m dostarczają je g o fe lie ­ to n y p s e u d o s o c jo lo g iz u ją c e , d zię ki k tó ­ rym uw ypu klon a została dysharm onia p o ­ m ię d z y a s p ira c ja m i Z a k o p a n e g o a je g o rz e c z y w is ty m i m o ż liw o ś c ia m i. O p is y w a ł w nich Makuszyński Zakopane ja ko najbar­

dziej ekstraw ertyczne miejsce na ziem i, sku­

pisko różnorodnych gru p społecznych, m iej­

sce w ykre o w a n e w sztuce i lite raturze na w iele sposobów, lecz jeszcze „nieskończo­

ne", „n ie o d kryte ", mające bo w iem nieko ń­

czący się p o tencjał, poddające się każdej in te rpre ta cji, każdej szalonej w izji, a dzięki tem u mające żyć w świadom ości i tw ó rc z o ­ ści ludzkiej wiecznie. Na bazie tej gru py fe ­ lieton ów czytelnik współczesny je st w stanie zobaczyć niczym w kalejdoskopie realistycz-

(11)

ne m igaw ki z życia Z akopanego w okresie dw udziestolecia. Musi mieć je d n a k św iado­

mość, że będzie to obraz w dużej mierze w y ­ naturzony i prześm iewczy, gdyż a u to r o p i­

sując różnorodne aspekty zakopiańskiej e g­

zystencji, posługuje się celow o karykaturą w celu ukazania ukochanego miasta w k on­

w encji świata na opak. Dzięki tem u zabie­

go w i tru d n a pro blem atyka zostaje z ła g o ­ dzona, ale nie zm arginalizow ana, a pisarz uzyskuje pożądany przez siebie efekt, czyli p re z e n tu je p o w a ż n e s p ra w y p rze z p r y ­ zm at w y k re o w a n e j przez siebie w iz ji Z a­

kopanego ja ko miasta zw ariow anego. Śle­

dząc losy barbarzyńskiego, he rm e tyczn e ­ go zako piańskieg o św iatka, M akuszyński z pasją naturalisty w yszczególniał p ro b le ­ my kluczowe dla ówczesnej społeczności.

W pierwszej kolejności uwagę swoją skupiał na niskim poziom ie cywilizacji, braku postę­

pu, analfabetyzm ie i biedzie. O pisyw ał p ry ­ m ity w iz m cechujący góralską egzystencję, zwracając uwagę, że Zakopane, które pre ­ te n d u je do rangi kuro rtu na skalę m ię dzy­

narodow ą, nie gw arantuje sw oim gościom o d p o w ie d n ich w a run ków do w ykonyw ania czynności fizjo log iczn ych. Cytując autora, Zakopane to siedziba, gdzie po lewej stro­

nie Giewont, po prawej Gubałówka, a w środ­

ku deszcz25, gdzie źle się mieszka i kiepsko ja ­ da, [...] w restauracji po da ją wyszczerbiony talerz i cynową łyżkę, [... ] światło p a li się ja k p rz y um arłym , a w izbach są przeciągi [...], zaś u zbiegu Krupówek i Przecznicy stoi ta ­ ka w strętna buda, k tó rą trzeba obchodzić i włazić na studnię, do oko ła której je s t lód, [...] a krow y i barany spacerują po głów nej ulicy [...]26, gdzie, ja k ironizow ał, o po go dzie d e ­ cydują nastroje kóz. Z determ inacją, złością i hum orem po d n o sił kwestię Krupów ek, na których zam iast bruku było bagno, w k tó ­ rym na oczach tłu m ó w u to piła się krow a27,

a w rw ącym przez nie p o to k u w 1910 ro­

ku całe lato leżał zdechły kot. D rw ił z rze­

kom ych k u ro rtó w zakopiańskich, karm iąc c zyte ln ikó w d o w cip em , że trzeba mieć koń­

skie zdrowie aby się leczyć w Zakopanem 28, że przed jedzeniem po w in no się [...] odm ów ić [...]

krótką m odlitwę, prosząc Boga o zm iłowanie, po jedzeniu dziękując niebu, że się jeszcze żyje, a na cały p o b y t w stolicy g ó r winno się brać z sobą dorożkę, św iatło elektryczne, pościel oraz wodę, bo jedyne co m ożna zdobyć to ciupaga29. P erorow ał: Gdybym był żarłocz­

ną ziem ią i um ierał z głodu, jeszcze bym nie tk n ą ł K rupów ek, g d y ż je s t to niesm aczne i brzydko woniejące danie30, zaś do tu b y l­

ców kie ro w a ł następujące słowa: [...] Od­

młódźcie się gazdowie z o rlim i twarzam i, ale z duszą starom odną, uparci gazdowie kozy dojący; nie każdy je st zbójnikiem , co dzielnie byle gdzie przycupnie i w kosodrzewinie so­

bie ulży. Ludzie z dolin pow iadają, że to nie­

ła dn ie3'1. Żartow ał, że kiedy czło w ie k uda­

je się na przyjęcie w Zakopanem , to idzie [...] przez dw a potoki, trzy kładki, przez czte­

ry cudne podw órka, wykręca nogi, wybija ząb przedni, rozdziera ubranie na krzaku, prze­

ła z i przez jeden parkan, rzuca o d czasu do czasu kamieniem za dw om a psami, co z no­

si je dn ak pogodnie, dąży bowiem do p ry w a t­

nej w illi, której właścicielka m a oczy lazuro­

w e . . 32. Korzystał rów nież z konw encji ab­

surdu, czego do w o dem je s t opis życia let­

ników w stolicy Tatr: na jp ierw wszyscy ludzie bardzo się nudzą; odliczam y dwie godziny na obiad, jedną na kolację, zostaje jeszcze dw a­

naście godzin na siedzenie w kawiarni. Wariaci łażą po górach, ludzie roztrop ni nudzą się ja k mopsy; bardzo roztropni grają w brydża, zre­

zygnow ani plom bują sobie zęby, lekkomyśl­

n i czytają powieści [...], strzepując z nich od czasu do czasu chusteczką do nosa wielkie, dorodne bakcyle suchotnicze, pa nn y m ów ią

(12)

o tym, o czym się nie mówi, panow ie m ów ią o tym, co się robi, poza tym wszyscy łażą ja k m uchy po m iodzie33. Nie unikał także fa n ta ­ zjowania w celu po dtrzym an ia stereotypu

„zakopiańskiego wariactwa". Temu zapew ­ ne służyła w ym yślona przez niego historia o nied źw ie dziu z Łysej Polany, k tó ry stra­

szył tu ry s tó w , d o p ó k i się nie okazało, że w niedźw iedzia przebiera się je d e n góral za zgodą w ładz miasta, a czyni to po to, aby rozsław ić Zakopane. H um oru opow iastce dodaje fakt, że b ohaterem m ającym p o g ro ­ m ić niedźw iedzia u czyn ił pisarz sam siebie, lecz kiedy odnalazł m on stru m leśne, zastał je na czytaniu gazety. Na zakończenie cytat, w którym ó w góral tłum aczy, w ja k im celu przebiera się w misia: [...] Nie o mnie idzie, ale o Zakopane. Pan wie najlepiej, że bieda na nas przyszła, więc trzeba się ratować. Trzeba by­

ło jakiejś sensacji, aby było o czym pisać w ga-

KORNEL MAKUSZyŃSKl

ST R A S Z L I W E P R Z Y G O D Y

W A R S Z A W A 19«

I N S T y T U I W Y D A W N I C Z Y » B I B L I O T E K A P O L S K A «

zetach, więc wymyśliliśmy straszliwego niedź­

wiedzia, bandytę. Zrobiło się z tego dużo wrza­

w y i efekt był pierwszorzędny. Gmina dostar­

czyła skóry, a ja poszedłem na ochotnika. Na przyszły tydzień m a dyżur kto inny... Ja dzi­

siaj kończę. Panie d rogi! Niech pan o tym n i­

kom u nie m ówi. W im ieniu Zakopanego p ro ­ szę pa na o to serdecznie34. Najzabawniejszy zaś je s t fakt, że pra w d o p o d o b n ie n ik t przed Makuszyńskim nie w p a d ł na pom ysł ta k pro ­ fesjonalnego sposobu reklam ow ania Zako­

panego, w spółcześnie zaś m iasto to dzięki takim w łaśnie strategiom pozyskuje w ielu ze swych gości. Nic dodać, nic ująć - M aku­

szyński był genialny. W swej kronice d o ty ­ czącej kluczow ych zakopiańskich p ro b le ­ m ó w o m ó w ił także słynną kw estię Z ako­

pa nego ja k o ro d z im e g o Davos i rów nież w ty m tem acie nie w ahał się zastosować ka­

rykatury celem w yeksponow ania te g o czę­

sto poruszanego przez lite ra tó w i nie ty lk o zagadnienia. Z acytujm y i tu ta j pisarza: Wła­

ściwie to nigdy nie było po co jeździć do tego nieszczęsnego miejsca. Ten i ó w jechał, aby się leczyć, więcej je dn ak ludzi, wedle moich o b li­

czeń, zachorowało w Zakopanem niż ich tam wyzdrowiało. Zdrow y człowiek dostaje w Z a­

kopanem gruźlicy, kataru żołądka, delirium tremens, a jeżeli m a w ybitne szczęście, to d o ­ staje obłąkania [...]35.

W łaśnie obłąkania. Lecz obłąkania nie rozu m ian eg o d o sło w n ie , ale ja k o w esołe w a riactw o , które zdaniem M akuszyńskiego było lekiem na nie w ą tp liw ie ciężką sytuację Z akopanego w okresie m ię d z y w o je n n y m i które w je g o fe lieton istyce stało się naj­

w iększym a tu te m i w iz y tó w k ą stolicy Tatr.

Stw orzony przez niego stereo typ w y o b ra ­ żeniow y Zakopanego ja ko „Raju Z w ariow a­

nego" czy „Bagna Rodzim ego", w któ ry m w szystko zdarzyć się może, stał się sw o­

istym w zorcem literackim , z którego inspi­

(13)

racje czerpało w ie lu a rty s tó w i nie w ia d o ­ m o kiedy obrazem uniw ersalnym i w s p ó l­

nym dla ludzi ów czesnych, późniejszych i dzisiejszych. K aryka turalna, absurdalna i groteskow o w ynaturzona kreacja Zakopa­

nego, proponow ana przez Makuszyńskiego, przypadła ówczesnym do gustu, gdyż żaden z pu b lic y s tó w i pisarzy piszących o Zakopa­

nem nie był ta k p o czytn y i ta k chętnie w i­

dziany w ty m mieście ja k on. Dorota Piasec­

ka w artykule W kręgu biografii i twórczości Kornela Makuszyńskiego pisze, że je g o po ja­

w ienie się w Zakopanem było w e dłu g gó ra­

li zw iastun em nadchodzącej pom yślności w biznesie. W yczekiw ano go z u tę s k n ie ­ niem , je g o książki i te k s ty publicystyczne były stale czytyw a ne i zakupyw ane w w ie l­

kich ilościach. Znał go osobiście prawie każ­

dy, a kiedy się pojaw iał, zawsze tryskał h u ­ m orem , dla w szystkich m iał dobre, radosne sło w o i tu b a ln y śm iech. Był czło w ie kie m , któ ry nigdy nie tracił nadziei, kipiącym ener­

gią, pom ysłam i. Można zaryzykować stw ier­

dzenie, że kreując zw ariow aną i przejaskra­

w ioną w izję Zakopanego, kreślił swój własny p o rtre t. O żyw ione Zakopane posiada b o ­ w iem je g o cechy charakteru, ze szczególnym uw zglę dn ie nie m um iejętności śmiania się z sam ego siebie.

1

J. K o w a lczyk ó w n a , M łod zieżow e książki M akuszyńskiego, „P o lo n is ty k a ” 1964, nr 5.

2

K. M a kuszyński do c z y te ln ik ó w „M o je g o p rzyja ciela" 22 XII 1928.

3

Z o b . J. K o lb u sz e w ski, Tatry i Z a k o p a n e w tw ó rc zo ści K. M akuszyńskiego, [w:] 100-lecie u ro d z in K. M a k u s z y ń s k ie g o , Z a k o p a n e 1984, s. 83, t. 10.

4

Ib id e m , s. 84-85.

5

Ib id e m , s. 85.

6

Ib id e m , s. 86.

7

Ib id e m , s. 86.

8

Ib id e m , s. 86.

9

Ib id e m , s. 86.

10

J. Ja rz ę b ski, Wstęp, [w :] B ru n o S chulz, O p o w ia d a n ia ; w y b ó r esejów i listó w , W ro c ła w 1989, s. XLIV.

11 K. Makuszyński, Do Ludwika Solskiego drugi list zam rożony, [w:] Gniazdo słońca i inne felietony, op rac. J. D arow ski, Zakopa ne 2003, s. 212.

12 M. Eliade, A spekty m itu , W arszawa 1998, s. 28.

13 R. M cK inley, z b iu le ty n u w y d a w n ic tw a

„A c e ” 1998, [w:] Rękopis zn a le z io n y w sm oczej jaskini, W arszawa 2005.

14 Por. M. Eliade, Sacrum ip ro fa n u m o istocie re lig ijn o ś c i, p rz e ł. R. Reszke, W arsza w a 1996, s.24.

15 K. M akuszyński, Do Ludw ika Solskiego drugi list zam rożony, [w:] G n ia z d o ., s. 212.

16 A. M ickiew icz, Pani Twardowska, [w:] tenże, U tw o ry w ybrane, W arszawa 1957, s. 66.

17 K. M akuszyński, Co się dzieje w Z a k o p a ­ nem?, [w:] G n ia z d o ., s. 85.

18 K. M akuszyński, Po raz dw ud ziesty piąty, [w:] G n ia z d o ., s. 82.

19 K. M akuszyński, Co się dzieje w Z a k o p a ­ nem?, [w:] G n ia z d o ., 89.

20 K. M akuszyński, Z a m iast uroczystego prze­

m ó w ie nia, [w:] G n ia z d o ., s. 174.

21 K. M akuszyński, B ia ły felieton, [w:] Gniaz­

d o . , s. 201.

22 K. M akuszyński, Wiosenne majaczenie, [w:]

G n ia z d o ., s. 45.

23 K. M akuszyński, C zarnooki opryszek, [w:]

G n ia z d o ., s. 236.

24 K. M a kuszyński, C zarnooki opryszek, [w:]

G n ia z d o ., s. 235.

25 K. Makuszyński, Pielgrzymi, [w:] G n ia z d o ., s. 150.

26 K o rn e l M a k u s z y ń s k i, Z a k o p a n e i m o ja osoba, [w:] G n ia z d o ., s. 22.

27 K. M akuszyński, Że gna j w iosko luba!, [w:]

G n ia z d o ., s. 269.

28 K. M akuszyński, Porady turystyczne, [w:]

G n ia z d o ., s. 40.

29 K. M a kuszyński, List do Zakopanego, [w:]

G n ia z d o ., s. 76.

30 K. M akuszyński, Osiem sekund strachu, [w:]

G n ia z d o ., s. 137.

31 K. M akuszyński, Zakopa ne i m o ja osoba, [w:] G n ia z d o ., s. 25.

32 K. M akuszyński, Straszliwe przygody, W ar­

szawa 1922, s. 133-134.

33 Ib id e m , s. 155.

34 K. M akuszyński, N iedźw iedź z Łysej Polany, [w:] G n ia z d o ., s. 162.

35 K. M akuszyński, Ż y w o t p a n i i inne św ieci­

dełka, Poznań 1929, s. 270.

(14)

Urszula Kubajek

roku p o w stał kolejny film , trw ający 5 m in u t 35 sekund, o p a rty o wiersz D aktyle2.

d a n u t yw a w ił o w

s ł u c h o w is k a r a d io w e d l a d z ie c i im ł o d z i e ż y

Rola m ed ió w w przybliżaniu świata lek­

tu r je st w naszych czasach ogrom na. Dostęp dzieci do radia i tele w izji je s t ta k pow szech­

ny, że m ło d ym o d b io rco m tru d n o je s t w y ­ o b ra zić sobie in ną rzeczyw istość. M edia w y p e łn ia ją w o ln y czas, ale też w p isują się w kształto w an ie po staw i w yo b ra źn i, o d ­ działują na świat wartości, przeżyć i postrze­

gania innych ludzi1.

Poetka p o djęła w sp ó łp ra cę z te le w i­

zją w 1983 roku, a po w o dem była p ro p o zy­

cja przejrzenia i om ów ienia u tw o ró w pisa­

nych przez dzieci. Twórczość dzieci frapuje mnie od daw na [...]. Dzięki telewizji otrzym a­

łam górę listów od najmłodszych czytelników, z ich poezją i prozą.

Na podstaw ie wierszy p o etki pow stały film y krótkom etrażow e dla dzieci.

Na podstaw ie wiersza Wilki Danuty Wa­

w iło w w 1989 roku p o w stał krótkom e tra żo- w y film dla dzieci, trw ający 7 m in ut. W 1987

D a k ty le

Gdzie się podziały moje daktyle?

Wyszedłem z domu tylko na chwilę!

Wyszedłem z domu, wracam po chwili, patrzę - o, rety!

Nie ma daktyli!

Gdzie się podziały moje daktyle?

Może je zjadły straszne goryle?

Z okropnym rykiem do domu wpadły, moje daktyle bezczelnie zjadły!

A te goryle gdzie się podziały?

Czyje przepędził króliczek mały?

Przyleciał w żółtym aeroplanie, sprawił gorylom potężne lanie!

A ten króliczek?

Gdzie on się schował?

Może go w lesie spotkała krowa i ślub z nim wzięła, a w zeszły piątek sześć urodziła królokrowiątek?

A gdzie ta krowa?

Kto mi odpowie?

Czy jest w Krakowie?

Czy w Ozorkowie?

Ponoć niedawno widziały wilki, ja k kupowała

do włosów szpilki

(15)

Wilki?

Przepraszam!

To były słonie!

Jeden nieduży, w złotej koronie, drugi kudłaty i piegowaty, wciąż tylko wisiał na telefonie!

Do kogo dzwonił?

Może do kawki?

Ale je j w głowie tylko szczypawki!

Nie dość, że głucha i że kłamczucha, jeszcze ma w szkole

cztery poprawki!

Z czego?

A nie wiem!

Spytam łasicy, tej, co w dżinsowej chodzi spódnicy i gumę żuje, i której wujek zawsze daktyle dla mnie kupuje!

Więc gdzie są w końcu moje daktyle?

Czyje straszliwe zjadły goryle?

Małe króliczki?

Czarne perliczki?

Wilki, motylki czy krokodyle?

A wy?

Przyznajcie się, moi m ili - czyście tamtędy nie przechodzili?

Czy to nie wasze mądre kawały, że te daktyle wyparowały?

Nie?

Więc niech każdy z was m i odpowie, czemu mu rośnie palma na głowie?3

Działalność W a w iło w nie ograniczała się ty lk o do tele w izji, rozszerzyła ją o radio.

W d ru g im dn iu św iąt Bożego Narodzenia, w 1974 roku Polskie Radio zaprezentow ało Bajkę o choince, czytaną najm łodszym w i­

dzom przez Irenę Kwiatkowską, autorstw a D anuty W aw iłow . Była to opow ieść o cho­

ince, którą w lesie ściął w oźnica i p o ło ż y ł na saniach. Drzewko było przekonane, że jedzie na saniach na bal, ja k Kopciuszek ze znanej bajki. Okazało się je dn ak, iż choinka trafiła na targ, gdzie została sprzedana4.

Już 23 lu te g o 1975 roku w ra d io w e j dobranocce po jaw iła się audycja słow no- m uzyczna M ruczaki. A udycja była op arta na kilku wierszach po etki - Marzenie, A ja k będę dorosła, O Rupaki. A udycja o p o w ia ­ da o sennych zw ierzeniach córki skierow a­

nych do matki. Zwraca uwagę na potrzebę poświęcenia uw agi dziecku, je g o m yślom i uczuciom .

Kolejna audycja nie p o ja w iła się ju ż ta k prędko, słuchacze m usieli czekać kilka lat, bo w iem d o p ie ro 5 kw ietnia 1983 roku

(16)

Rys. E dward Lutczyn

program II rozgłośni warszawskiej Polskie­

go Radia w y e m ito w a ł słuchow isko pt. Ry­

cerz Mateusz.

Rok później, 6 listopada 1984 roku Pol­

skie Radio w y e m ito w a ło dłuższy u tw ó r au­

torstw a W aw iłow pt. Tajemnica; emisja z o ­ stała pow tórzona jeszcze 29 maja 1997 roku.

Dzieło pośw ięcone je s t przyjaźni, która je s t w ażnym elem entem w życiu każdego czło­

wieka.

W yżej w y m ie n io n e audycje skierow a­

ne były do najm łodszych słuchaczy. Poetka rów nież pisała dla tych nieco starszych, dla m łodzieży. Pierwsze takie słuchowisko, w y ­ korzystane przez Redakcję Prozy i Słucho­

w isk Polskiego Radia, było w y e m ito w a n e 23 września 1973 roku w program ie II Pol­

skiego Radia pt. Pogapić się na flam ingi. Je­

go fabuła opierała się na dw óch wątkach:

kradzieży dziennika lekcyjnego przez Go­

się Kaczkowską, której rodzice się rozwodzą, oraz pasji oglądania przez nią flam ingów .

Po czterech latach od emisji słu ch o w i­

ska Pogapić się na flam ingi, Danuta W aw i­

ło w przedstaw iła Naczelnej Redakcji Pro­

g ra m ów dla Dzieci i M łodzieży kolejną ofer­

tę. Tym razem b y ł to scenariusz słu ch o w i­

ska sło w no -m uzyczn eg o, k tórem u nadała t y tu ł z acze rpn ięty z wiersza hiszpańskie­

go p o e ty Federico Garcii Lorki - Chodzę po niebie rum ianków i mięty. Akcja dzieła kon­

centruje się w o k ó ł narodzin m łodzieńczego uczucia, m iłości m iędzy rów ieśnikam i: Jul- ką i Józkiem. On pom aga je j w nauce i za­

kochuje się w dziewczynie. Ona zaś marzy 0 w ielkiej m iłości i przez dłuższy czas ig n o ­ ruje je g o uczucie.

Trzy lata później, czyli w 1980 roku I pro­

gram Polskiego Radia w y e m ito w a ł kolejne słuchowisko W aw iłow pt. Azor, bądź mężczy­

zną. O powiada ono o perypetiach m ałego chłopca, którem u chuligani i złodzieje poży­

czają zepsuty aparat foto g ra fic z n y i żądają w zamian w y treso w a neg o psa.

O statnim słuchow iskiem W aw iłow , na­

pisanym dla po trze b radiow ego tea tru dla m łodzieży byli Szczęśliwi i dum ni. T ytu ł słu­

chowiska nawiązuje do ballady o szczęśli­

wych i dum nych koniach, żyjących na w o l­

ności. M łodzi boha te row ie sztuki - Joanna 1 Paweł dążą do wolności i szczęścia. Premie­

ra odbyła się 6 czerwca 1987 roku w reżyse­

rii Sławomira Pietrzykowskiego.

W 1985 roku w IV program ie PR poetka prow adziła cykl audycji pt. Wierszobranie, które p ro m o w a ły tw órczość dzieci5.

Dzikie konie Teatr dla dzieci, w reżyserii Tadeusza W orontkiew icza (1992 rok).

Czy pisałeś ju ż kiedyś wiersze? - pod ta ­ kim ty tu łe m w g ru d n iu 1994 roku „Świersz­

czyk" i „Gazeta W yborcza" zap ro p o n o w a ły dzieciom zabawę poetycką, która po le ga­

ła na uzu pe łnian iu w e dle w łasnej in tencji u tw o ró w D anuty W a w iło w 6.

W styczniu 2004 - „Biblioteka dla Dzieci i M łodzieży Nr 32 w Warszawie zorganizowa­

ła im prezę integracyjno-literacką, opartą na dziecięcej poezji polskiej „Strrraszaki - w ier­

sze o straszydłach, czupiradłach i duchach

(17)

w inscenizacji dzieci”. Dzieci przedstaw iały w fo rm ie scenki fra g m e n ty wierszy Danuty W aw iłow i M ałgo rza ty S trzałkow skiej”7.

Danka W awiłow z wielką wprawą p o ru ­ sza się po tematach trudnych, dba o wszech­

s tro n n o ś ć p rz e d s ta w ie n ia i k o lo ry s ty k i, zręcznie buduje d ia lo g i i nastrój. M łodzi ra ­ diosłu cha cze c e n ili sobie bezpośredniość i ogrom ną fantazję pisarki, która starała się w słuchowiskach po słu g iw a ć ich własnym ję zykie m i ukazyw ać ś w ia t z je g o nieb ez­

pieczeństw am i, ale także z je g o pięknem , ś w ia t p a sjo nujący. W ypada w ięc w yra zić żal, że autorka nie ogłosiła drukiem żadnego z om aw ianych scenariuszy. Niektóre scena­

riusze przeznaczone dla młodzieży (Szczęśliwi i d u m n i, C h odzą p o n ie b ie r u m ia n k ó w i m ię ty, P og ap ić się n a fla m in g i) m o g ły ­ by być w y s ta w io n e w te a tra c h d z ie c ię ­ cych i na scenach szkolnych. Ich ew en tu al­

Krystyna Heska-Kwaśniewicz

LEGENDY CHRYSTUSOWE

Jedna z najpiękniejszych książek o dzie­

ciń stw ie Jezusa, Legendy Chrystusowe Sel­

my Lagerlof, skazana w czasie czystek b i­

bliote cznych na z a p o m n ie n ie 1, po w ró ciła do polskiego czytelnika w latach dziew ięć­

dziesiątych, ale p o w ró t ten za sprawą W y­

da w n ictw a „Znak", a po tem W ydaw nictw a

„Pax" nie stał się w yd arze nie m literackim . Przepiękne opowieści apokryficzne szwedz­

kiej no blistki z niczym się ju ż nie kojarzyły, nie ty lk o czyteln iko m , ale także badaczom literatury. Pow itał ten p o w ró t ty lk o „Tygo­

n y d ru k p rz y c z y n iłb y się do w zb og acen ia c ią g le s k ro m n ie re p re z e n to w a n e j w l i ­ te ra tu rz e p o ls k ie j d r a m a tu rg ii d la dzieci i młodzieży8.

1

I. N o w a k o w s k a -B u ry ła , P o s ta w y d z ie ci wobec m ediów , „E dukacja M edialna", 2003, nr 1, s. 31-35.

2

P rod ukcja T e le w iz y jn e g o S tudia F ilm ó w A n im o w a n yc h w Poznaniu w latach 1980-2004.

3

D. W aw iłow , D aktyle, W arszawa 1984.

4

D. W aw iłow , Bajka o choince, m aszynopis, s. 3.

5

D ziecko je s t c z ło w ie k ie m o d u ro d z e n ia , w „A n te n a " 27.02.1985.

6

Dziecięce w ierszowanie, „Express W ieczor­

n y" 30.01.1995.

7

„N otes W ydaw niczy", 2004, n r 3, s. 64.

8

D. M u cha, D a n u ta W a w iło w (1942-1999):

życie i tw órczość, P io trk ó w T ry b u n a ls k i, 2005, s. 140.

d n ik Powszechny”2, gdzie w krótkie j notce Lektor (Tomasz Fijałkowski) w spom inał o ba­

ś niow ym klim acie opow ieści, a „Literatura.

M iesięcznik literacko-społeczny”3 w rów nie krótkiej wzm iance poinform ow ała, że legen­

dy urzekają liryzmem i pięknem języka, ale na­

zwisko autorki Cudownej podróży ju ż nie by­

ło przepustką do popularności.

L e g e n d y C h ry s tu s o w e o p o w ia d a ją o dzieciństwie Jezusa, od nocy Bożego Naro­

dzenia, przez lata dzieciństwa i wzrastania, przez czas męki - po dzieje kultu, a w dygre­

sjach sięgają aż do królow ej Saby, króla Salo­

mona i Abraham a. Jest ich w sumie je d e n a ­ ście, z czego siedem zostało poświęconych w łaśnie dziecięcym latom Bożego Syna i te

RADOŚĆ CZYTANIA

(18)

są najpiękniejsze. Napisane pro stym a je d ­ nocześnie niezw ykle sugestyw nym , „m alar­

skim " ję zykiem , opow iadają o niezw ykłym dziecku, k tóreg o boskość rozpoznaje przy­

roda i ludzie najprostsi, a nie poznają pysz­

ni i możni teg o świata.

Z g o d n ie z daw ną ju ż refleksją Jerze­

go C ieślikow skieg o4, d z ie c iń s tw o to kra­

ina m atki, św iat bliski, ciepły, jasny i k o lo ­ rowy. Dziecko chronione przez matkę u n i­

ka wszystkich niebezpieczeństw , bo osła­

nia je m iłość ta k potężna, że otw iera oczy p rzyja cio ło m , a oślepia w ro g ó w i ta k je s t i w ty m w y p a d k u . A zarazem Jezusow i, dziecku „id e a ln e m u "5, pisarka przyw raca zachowania zw ykłe g o dziecka, które biega, dokazuje, a przede w szystkim bawi się ade­

kw atnie do swego wieku.

Wszystko je d n a k zaczęło się od babci, która mocą swego a u to ry te tu sprawiała, że opow ieści snute przez nią w d o m o w y m za­

ciszu o tw ie ra ły bram ę do całego pięknego, zaczarow anego świata, przez którą m o g li­

śmy przedtem [przed śmiercią babci - KHK]

swobodnie wchodzić i wychodzić6. Babcia je st zarazem gw arantem prawdziwości o p o w ia ­ danych opow ieści, bo kończąc zawsze przy­

w o łu je czarodziejską form ułę: A wszystko to je st tak prawdziwe, ja k to, że ja widzę ciebie, a ty mnie [s. 5].

W łaściwie w stosunku do tradycyjnych ujęć w opow ieściach o dzieciństw ie Chry­

stusa, zwłaszcza e w a n g e lii a p o k ry fic z n e j Tomasza, Selma Lagerlof nie zaskakuje w ie ­ loma no w ym i szczegółam i, natom iast uka­

zując zadziw ienie i przem ianę w ew nętrzną świata, ludzi, zw ierząt, roślin, tw o rz y klim at cudow ności i zachw ytu. W noc, gd y dziec­

ko rodzi się w betlejem skiej grocie, szczęki drapieżnych psów nie chcą gryźć s am otne­

go tułacza szukającego ratunku dla now o narodzonego, opryskliw y, nieżyczliw y pa­

sterz nie może trafić w niego ostro zakoń­

cz o n y m k ije m , a żarzące w ę g le nie p a ­ rzą d ło n i w ędrow ca. Zachowania zw ierząt i p rz e d m io tó w d o p ie ro otw iera ją oczy pa­

sterza i pobudzają go do refleksji. Oto, aby ujrzeć urodę i niezw ykłość świata i cud Bo­

żego dzieła, trzeba od m ie n ić w łasne serce, w y p le n ić to, co w nim złe, skażone, zaw zię­

te. I to je s t chyba najważniejsze przesłanie płynące z tej opow ieści. W miarę rozw oju akcji, w kolejnych tekstach ów w ątek będzie się w y b ija ł na plan pierwszy.

N iedo bry pasterz, gdy wzruszy się nie­

d o lą dziecka le żące go w z im n e j g ro c ie , o tw o rz y oczy na inny św iat i ujrzy rzeczy­

wistość, któ re j wcześniej nie w idział. Jest to rzeczyw istość pozazm ysłowa: [...]w tej chwili, w której okazał, że i on po tra fi być m iło ­ sierny, otw o rzyły m u się oczy i ujrzał to, czego przedtem nie p o tra fił ujrzeć, i usłyszał, czego przedtem nie po trafił usłyszeć. Zobaczył wokół

(19)

siebie stojący z w a rty krąg srebrnoskrzydłych a n io łó w [...] [s. 11]. Święta noc je s t najciem ­ niejsza z w szystkich nocy, „gw iazd y zostały w d o m u ”, m ilczenie i cisza og arn ęły świat:

rzeki stanęły w biegu, ucichł wiatr, zam arły fale morskie, piasek skamieniał, trawa nie ro­

sła, kw iaty nie w yd zielały w o n i, nie p o lo w a ­ ły drapieżniki, a żaden w ytrych nie o tw o rz y ł­

by zam ku ani nóż nie uto czył krwi; cała n a ­ tura wstrzym ała oddech, żeby pozdrowić n o ­ wego boga [s. 17].

SELMA LAGERLOF

LEGENDY CHRYSTUSOWE

I N S T Y T U T W Y D A W N I C Z Y P A X -

Jednak, g d y ś w ia t zacznie przenikać ś w ie tlis to ś ć i srebrzystość, a nad s ta je n ­ ką pojaw i się rozjaśniający wszystko blask anielskich skrzydeł - w ty m m om encie na­

stępuje przebudzenie ziem i i przestworzy.

Tę opow ieść babcia kończy s entencjo­

nalnie: - Zapam iętaj to sobie, ponieważ to jest

tak samo prawdziwe ja k to, że ja ciebie widzę, a ty mnie. To nie polega na świeczkach i la m ­ pach, które się zapala, a n i nie zależy od księ­

życa i słońca, trzeba tylko, abyśmy m ie li ta­

kie oczy, które p o tra fią widzieć w sp an iało­

ści Boga [s. 12].

Potem ju ż w ch od zim y w św iat ogląda­

ny oczyma genialnej pisarki, która miała w ła­

śnie „takie oczy”.

Wszystkie legendy są bardzo silnie osa­

dzone w konkretach topograficznych: je st Kapitol, Betlejem , Jerozolim a, Nazaret, pej­

zaż gó rzysty i pustynny, niezw ykłość i p o ­ tęga w ielkich m iast oraz bieda zw yczajne­

go ludzkiego życia.

Ten krajobraz oglądała pisarka na w ła ­ sne oczy, gd y w latach 1895-1896 odbyw ała podróż do W łoch i na Sycylię, a później jesz­

cze (1899-1900) zw iedzała Bliski W schód, E gipt, Palestynę, Syrię, K o n s ta n ty n o p o l, wreszcie Grecję. W oln o sądzić, że in spira­

cją do tych w ojaży była też chęć zobacze­

nia krainy dzieciństwa Jezusa. W legendzie Święta noc czyta my bowiem : Ale dziś jeszcze, po latach czterdziestu, kiedy zbieram legendy o Chrystusie, jakie usłyszałam na Wschodzie, ożywa we mnie to niewielkie podanie o na ro­

dzeniu Jezusa, które m i m oja babcia nieraz opow iadała [s. 7]7.

Jest też zakreślona przestrzeń te m p o - ralna: Działo się to w czasie, gdy August był ce­

sarzem w Rzymie, a Herod królem w Jerozoli­

mie [s. 14], ten czas je s t je d n a k dla dziecka ta k o d legły, że aż nierealny i baśniowy.

I całość ma w sobie cudow ność baśni, naw et okru cie ństw o Heroda, bo i tu ta j p o ­ ja w i się m o ty w rzezi n ie w in ią te k , gaśnie w blasku piękna przyrody, która broni życia niezw ykłeg o dziecka.

Przed o c z a m i ż o łn ie rz a r z y m s k ie ­ go, strzegącego bram miasta, rozciąga się ogrom na, bajecznie ukw iecona łąka, ale to nie ten w y m ia r świata, k tó ry m ó g łb y w z b u ­

(20)

dzić je g o z a c h w y t, bo oczy n a w y k łe do okru cie ń stw w o jn y fascynuje ty lk o b ite w ­ ny zgiełk, a je d n a k i on zwraca uw agę pe w ­ nego razu na trz y le tn ie dziecko, które bawi się inaczej niż je g o rów ieśnicy: je s t piękne, ma gęste, jasne loki i nie biega, lecz unosi się nad łąką i pszczoły nabrzm iałe od m io d o w e ­ go nektaru przenosi de lika tnie d o skalnego ula. Innym razem, gd y skwar b y ł szczegól­

nie dojm ujący, z nieba puściła się ciężka ule­

wa, łamiąca kielichy pięknych, dum nych lilii, w te d y dziecko zabezpieczało ło d y g i i kie li­

chy przed sm agającym je deszczem. Obser­

w u jący to w o jak sądził, że dziecko je s t nie­

z b y t mądre, a naw et iry to w a ło go swoim i n ie zw ykłym i zabaw am i i sposobem p o ru ­ szania się po ziem i, szczyt gn ie w u w y z w o li­

ło podaniem mu kilku kropli w ody, gdy spie­

kota osiągnęła swój zenit.

Ta woda spowodowała niespodziewany p rz y p ły w sił, a rów nocześnie jeszcze w ię k ­ szy gn ie w le g io n isty niep ojm u jące go w ła ­ snego zachowania. W tej legendzie najważ­

niejszą rolę odegrają w łaśnie lilie, te same, o k tórych ju ż w Piśmie czytam y, iż naw et król Salom on w całej swej chw ale nie był ta k p ię k n y ja k je d n a z nich (M t 6, 2 8 -9 , Łk 12, 27).

Kwiaty o g łę b o k ie j sym bolice k u ltu ro ­ w ej od w ie k ó w zakorzenione w m etaforyce chrześcijańskiej, obecne w w ystroju kościo­

łó w , kojarzone z w izerun kie m Panny Marii, ju ż przez samą biel, dziw nie lśniącą i n ie p o ­

kalaną, budzą zachw yt. Są sm ukłe, d o s to j­

ne, naw et m ajestatyczne przy swoim całym w dzięku. Na te m a t lilii w sztuce, literaturze, m alarstwie napisano ju ż tom y. Często są one a try b u te m św iętych, a w „języku k w ia tó w "

sym bolizują ś w iatło8. W edług psychologów kw iaty w ogóle są sym bolem pełni. O tw iera­

ją c y się k w ia t oznacza początek wiecznego ży- cia9. Kolejne opow ieści ukażą właśnie prze­

mianę w ew nę trzną legionisty, dokonaną za sprawą ow ych przepięknych lilii.

Ż ołn ie rz i dziecko tw o rz ą swoistą o p o ­ zycję, reprezentując dwa an tyte tyczn e, nie- rozum iejące się zu p e łn ie światy. Lilia je s t znakiem dobra, czystości i św iętości10 - po drugiej stronie znajduje się żołnierski miecz, sym bolizując to, co je s t piękne dla żo łn ie ­ rza: w ojnę, krew, okrucieństw o, śmierć, cza­

sem karę, choć ma też sm ukły k ształt i w je ­ go sylwecie je s t jakieś p o d o b ie ń s tw o do li­

lii, to przecież skojarzenia w yzw ala zu p e ł­

nie odm ienne.

I kolejn y sym bo l - pszczoła, n ie s tru ­ dzona zbieraczka kw ie tn e g o pyłu, heroicz­

na ob roń czyni ula, altruistka. I lilia i pszczo­

ła w przyszłości od w d zię czą się Bożemu Dziecku.

Herod zaprasza do pałacu wszystkich chłop ców w w ieku 2-3 lat pod pretekstem urodzin najm łodszego syna, wspaniałości p rz y g o to w a n e dla m ałych gości p rz y p o ­ m inają raj, ale wśród nich je s t u k ry ty p o ­ d w ó jn y rząd żołnie rzy w rynsztunku, nie­

pokojący m atki, a budzący zaciekaw ienie chłopców . W pew nej chw ili żołnierze rzu­

cają się i m ord ują dzieci, ty lk o je dn a matka dobiega z dzieckiem w ram ionach do bramy i zanim żołnierz strzegący wyjścia z pałacu zatopi m iecz w sercu dziecka, pszczoła za­

to p i żądło w je g o oku i gd y ból go zam ro­

czy, matka z dzieckiem ujdą bezpiecznie. To je dn a z tych pszczół, której dziecko p o m o ­ gło w transporcie m io du do ula - taka je st logika baśni, która w ty m w yp ad ku spraw­

dza się znakom icie. Potem przy bram ie, gdy żołnierz zatrzym a Świętą Rodzinę, dziecko przem ieni się w snop lilii, które olśnią żoł­

nierza ta k oślepiającą białością, że cofnie się i zam knie oczy, i choć je s t przekonany, że to dziecko, pod palcami poczuł ty lk o płat­

ki kwiecia. Wtedy wreszcie zobaczył żołnierz,

(21)

że to, co oślepiało swym blaskiem, było je d y ­ nie wiązką białych lilii, takich samych ja k te, które rosły na polu. Tylko ich blask był o wiele mocniejszy i bardziej promienny. Trudno mu było na nie patrzeć.

W etknął rękę m iędzy kw iaty. Nie m ó g ł op ędzić się m yśli, że m usi tam być dziec­

ko k tó re k o b ie ta n io s ła , le cz p o c z u ł t y l­

ko p o d p a lc a m i c h łó d kw ietnych p ła tkó w . [s. 55-56].

Rys. Beata Kulesza-Damaziak

A je d n a k p o g n a ł za w ędrow cam i przez p u s ty n ię o p ę ta n y je d n ą m yślą, by zabić dziecko i przysłużyć się H erodow i, lecz gdy znalazł je w grocie strzeżonej przez lilie, te same co na łące, to znow u w yleciała z nich pszczoła gotow a bronić dziecka i w te d y p o ­ ja w iła się refleksja, jeśli lilie i pszczoły o d p ła ­ ciły dziecku za je g o do bro dzie jstw a , to ja k się ma zachować rzymski legionista? W tedy

i on dojrzał w dziecku boga i o d m ie n ił swoje życie; gdy je g o serce u w o ln iło się od złych odczuć, do strze gł rzeczy nadprzyrodzone, piękno i dobro. Nie przypadkiem do konało się to na pustyni, której je d n o ze znaczeń w legendach wskazuje ją ja ko miejsce o d ­ zyskania czystości, duchow ości i n a jg łę b ­ szej w arstw y siebie samego11.

Także odw ieczna palma daktylow a ro­

snąca na pustyni, na którą Maryja i Józef na­

trafią w czasie swojej ucieczki do Egiptu, o d ­ czuwa nad sobą w ładzę dziecka, schyla się, by p ielg rzym i m og li nasycić swój g łód ro­

snącymi w ysoko daktylam i.

Upersonifikowana palma, będąca sym ­ bolem życia12, je s t ja k mędrzec, rośnie na pu­

styni, p o jm o w an ej też ja ko krajobraz w ro gi każdem u życiu, ale to ona właśnie patrząca na świat z wysoka zna prawdę, dlatego szyb­

ko przeczuje, że dziecko je s t boże i przez nie następuje prze bó stw ien ie całego świata.

Piękna sentencja: M ożna znaleźć coś, co je st bardziej suche niż pustynia, ale nie masz nic bardziej oschłego nad serce ludzkie [s. 32], w ieńczy tę piękną legendę.

A n tro p o m o rfiz a c ji po dlegają też inne zjawiska przyrody, z których n a jo k ru tn ie j­

sza je s t chyba susza, o której czytam y: Szła susza przez starą ziemię judzką, z zapadłym i oczami, nieubłagana, po zeschłych ostach szła izżó łkłe j trawie [23]. Jej okru cie ństw o przy­

pominające zachowanie opisanego powyżej legionisty też zostanie pokonane, gdy zrozu­

mie, że trzej wędrowcy, którzy zatrzym ali się przy ocem brow aniu studni, wracają od Dzie­

ciątka Jezus - ucieknie z krzykiem , a w te d y studnia znó w napełni się wodą. W te dy d ru ­ gi z m ęd rców pow iedział, że szczęście stra­

cone na w yniosłościach pychy można odzy­

skać w głębokości po kory [34].

Potem w Nazarecie w id z im y ju ż p ięcio­

le tniego Jezusa, który, siedząc na progu d o ­ mu, lepi z g lin y śliczne ptaszki, m alując je

(22)

słonecznym blaskiem . A n ieo pod al niego Judasz, biedne zaniedbane dziecko, którego ptaszki - w przeciw ieństw ie do Jezusowych - były brzydkie i koślawe. W iedziony zazdro­

ścią niszczy on Jezusowe zabawki, nie budzi je dn ak niechęci czytelnika lecz współczucie, ta k ja k Maria, która bierze Judasza na kolana i m ów i „Biedaku”, bo nie je st on ukazany jako uosobienie zła, lecz osoba rozdarta m iędzy m iłością a nienawiścią. Lepienie kuku łe k13 i ożyw ien ie ich to obraz stwarzania świata i ta analogia nasuwa się sama, gliniane kukuł­

ki ożyw i m iłość Bożego Dziecka, ten co m a­

luje św iatłem słonecznym , a m artw e j glinie daje tchnienie życia [75] powie: lećcie, lećcie i ta k ocali je przed Judaszem [76].

I ta opozycja je s t na p o d o b ie ń s tw o ba­

śniowej; n ie d o b ry Judasz je s t brzydki, nie ­ szczęśliwy i nienawidzi Jezusa, ślicznego, ko­

chanego przez matkę, lubianego przez ludzi.

Jest on w skrom nym nazaretańskim dom ku szczęśliwy, a rodzice chronią go od cierpień i choć wierzą, że musi się dziać wola boża, a nie spełniać ich pragnienia, żywią cichą na­

dzieję, że chłopca m inie przeznaczony mu od Najwyższego los.

Tylko matka wie, jaka przyszłość czeka je j ślicznego i radosnego syna i je j lęk prze­

dz iw n ie k on tra stuje z piękn em i słonecz- nością świata.

Potem w idzim y jeszcze dwunastoletnie­

go Jezusa w świątyni. Ta scena w szczegółach fa b u la rn y c h je s t nieco inna od e w a n g e ­ licznej, bogatsza w niespodziew ane z w ro ­ ty akcji, ale w ostatecznej w y m o w ie z g o d ­ na z przekazem Pisma Świętego: rodzice, a przede wszystkim matka „straci” syna, k tó ­ rego m iłość w yle je się poza do m rodzinny i ob ejm ie całą ludzkość.

W całej książce je st bardzo dużo światła, je s t w ręcz prześw ietlona najczystszym bla­

skiem, ale nie ma w ty m m o n o to n ii: je s t p o ­ świata z ie lon ob łę kitna, świecący sierp księ­

życa, biel szat anielskich, świetlistość gw iaz­

dy, św ietlane fale na niebie, p ro m ie n iu ją ­ ce lilie. W idać też, ja k ustępuje ciem ność w świecie i sercach ludzkich, gd y rozpozna­

ją Boga w dziecku.

Bardzo piękne są opisy słońca, to praw ­ d ziw y cud solarny, co wszystko prześwietla, barwi i ożywia, bywa różowe, ja kby zmiesza­

ne z krw ią, rzuca d ia m e n to w y blask, przy­

daje piękna światu, je dn ako złoci naczynia garncarza, deski heblow ane ja k i kałuże.

Rys. Beata Kulesza-Damaziak

Opowieści nie są w olne od cierpień, jest i Droga Krzyżowa, i ludzka złość, i brzydota, ale też przedziw nej piękności Chusta świętej Weroniki, nade wszystko je d n a k blask, k tó ­ ry otacza Boże Dziecko i słońce rozjaśnia­

jące każdy m rok. W pisane w nie przesłanie m oralne, czasem występujące w form ie sen­

tencji, nie straciło z czasem swej a k tu a ln o ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

Autorka sięga też po m otywy jeszcze niezbyt często pojawiające się w literaturze dla młodzieży, stara się już oswajać swo­. ich czytelników z tragedią czy

Poeta za ­ wsze bardzo żywo i emocjonalnie reagował na to, co dzieje się w świecie otaczającym, rejestrował zachodzące w nim zmiany, za ­ w sze też, nawet w

pięcie staje się zbyt silne i czytelnik chce je zredukować - jest właśnie częścią twórcze­.. go procesu, czymś najbardziej osobistym 1 powodującym, że każdy odbiorca

Wydaje się też, że ta opowieść-baśń jest też napisana dla tatusiów, bo słowo klucz wypowiedziane przez Pyzatą zdaje się wskazywać też innego odbiorcę. Pokazuje,

Zaznaczyć warto jednak, że smok jako bohater literacki współcześnie nie pojawia się już tak często w literaturze dla dzieci jak w minionych

je się bowiem zaledwie na jednej książeczce dla dzieci, która wydaje się na tyle ciekawa, że można na jej podstawie pokusić się o - choćby częściową -

w ie mają różne cele - nie któ rzy w ypraw iają się po skarb, inni po je dynku ją się z diabłem , jeszcze inni walczą o miłość.. Niechciany wyjazd ma zatem

trzebuje wskazówek i uzyskuje je, zaczyna też rozumieć, że tylko uważna obserwacja pozwoli na uchwycenie porządku (Pokazał m i tę i tamtą stronę. Różniły się