Guliwer 2 (2010)
KWARTALNIK O KSIĄŻCE DLA DZIECKA
kwiecień - maj - czerwiec 2010
W numerze:
• Jan Malicki - Podróże „Guliwera" 3
WPISANE W KULTURĘ
• Katarzyna Slany: Zwariowane Zakopane w tatrzańskich felietonach
Kornela Makuszyńskiego 5
• Urszula Kubajek: Danuty W awiłow słuchowiska radiowe dla dzieci i młodzieży 13 RADOŚĆ CZYTANIA
• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Legendy Chrystusowe 16
• Sylwia Gajownik: Powrót kota w butach 22
• Zofia Ożóg-Winiarska: „Z czego może być wiersz?" - Liryczna lekkość poezji
dla dzieci Stanisława Grabowskiego 26
• Sylwia Gajownik: Uwaga! Niebezpieczeństwo! Komputer zagrożony!
Czyli o misji Karola Koziarskiego i skrzatach wielkopłytow ych 29
• Henryka Andrzejczak: Gołębia opowieść o Janie Pawle II 33
ROZMOWA GULIWERA
• Najważniejsza jest miłość. Z Barbarą Gawryluk - laureatką O gólnopolskiej Nagrody Literackiej im. Kornela Makuszyńskiego rozmawia Krystyna Heska-Kwaśniewicz 37 NA LADACH KSIĘGARSKICH
• Marlena Gęborska: Niebieski m otyl i deklinacja rzeczywistości (Wyciskacz do łez) 41
• Marta Nadolna: Morskie przygody (Pirat Jędruś) 43
• Sylwia Gajownik: O królestwie księcia Marginała, gdzie wszystko jest na marginesie,
a w środku nic (Wyprawa do kraju księcia Marginała) 44
• Olimpia Gogolin: Śladem niezwykłych przyjaciół (Przygody kota Bibelota) 45
• Sylwia Gucwa: Niebo - miejsce nie dla naszej mamy! (Mama, którazagderała
się na śmierć) 47
• Joanna Wilmowska: Krainy dziecięcej wyobraźni (Opowieść) 49
• Joanna Wilmowska: Odpowiedzialni młodzi (Apetyt na kwaśne winogrona) 51
• Sylwia Gajownik: Bajki - pomagajki, czyli o Bajkoterapii... słów kilka (Bajkoterapia...) 52
• Sylwia Gucwa: Ten wspaniały czas - dzieciństwo (Kiedy byłem mały. Kiedy byłam mała) 54
• Marlena Gęborska: Bez talentu ani rusz. (Gorgoś wynalazca na tropie własnego talentu) 57
• Olimpia Gogolin: Trudna droga do domu (Witaj, córeczko!) 59
• Marta Nadolna: Ciocino-wujkowe przypadłości (Ciotka Klotka i inne historie) 61
• Olimpia Gogolin: Z niebytu w istnienie, rzecz o stworzeniu świata
(Tajemnice początku. M ity o stworzeniu świata) 62
• Ewa Waszut: Wnuki zrobione na drutach (Babcia robi na drutach) 64
• Izabela M ikrut: Ach, śpij, kochanie (Przygody krowy Balbiny) 66
• Marlena Gęborska: Na ratunek wyobraźni, która przenosi góry (Misja Lolka
Skarpetczaka) 67
• Marta Nadolna: Czekoladowe wspomnienie (Smak dzieciństwa) 69
• Olimpia Gogolin: Poloneza czas zacząć (Jak tańczono przed wiekami, czyli taniec
z figurami) 70
• Sylwia Gucwa: Skradziona godzina marzeń (Złodziej czasu) 72
• Izabela M ikrut: Zwyczajne życie Kici Koci (Kici Kocia gotuje. Kici Kocia zakłada
zespół muzyczny) 74
• Krystyna Heska-Kwaśniewicz: Wojna jest dla dziewczyn! (Czy wojna jest dla dziewczyn?) 76 Z RÓŻNYCH SZUFLAD
• Aneta Satława - O książce dla chłopców - (VII Katowickie Prezentacje Biblioteczne) 78
• Izabela Tumas - Wanted - poszukiwana książka dla chłopców! (VII Katowickie
Prezentacje Biblioteczne) 78
ABSTRACT 82
p o d r ó ż e „G u l iw e r a
O statnie m oje spotkanie sem inaryjne z ro b iło na m nie og rom n e wrażenie, chociaż nic te g o nie zapow iadało. Rozpoczęliśmy nasze c o ty g o d n io w e zajęcia od spraw - zdawać by się m o g ło - najprostszych, w ręcz konw encjonalnych, uta rtych w akadem ickiej p o w ta rzalności. Od pytania - q u id n o v i? Co nowego? Od najzwyklejszej o d po w ie dzi ty m razem rozm owa przeniosła się w rejony coraz bardziej o d le głe od pro b le m a tyki magisterskiej;
w rejony pytań egzystencjalnych, a n tro po log iczn ych, system ow ych. I ja k zawsze w takich razach po ja w iło się pytanie „ja k żyć?" w tej rzeczywistości, kiedy otrzym aliśm y b ile t w je dn ą stronę i z jakże ograniczoną datą ważności. To przecież słowa W isław y Szym borskiej. Pyta
nie to wcale m nie nie z dziw iło, wszak wszystkie nasze działania dążą d o tego, by zdiagno- zować to, co dla nas ważne i jasno określić hierarchię spraw, ow ej siły wznoszącej, kreują
cej dokonania człowiecze, ale i upadku ta k głęb okie go , ja k ty lk o człow iek to znieść może.
A przecież sytuacja była zwyczajna: le k tu ry znane co najm niej od roku, wiedza o d o ty c h czasowych badaniach literaturoznaw czych, własne, ju ż w dużej m ierze oryginalne, prze
myślenia. Ten św iat antykw arycznej rzeczywistości zderzał się z dośw iadczeniem życio
w y m i nadziejam i na całe życie, ham ow any nierzadko brakiem zaufania do siebie i niew ia
rą w m ożliw ość urzeczyw istnienia swoich plan ów i marzeń.
Ta grupa była bardzo zróżnicowana - ja k zawsze zresztą w tej sytuacji. Były tu dziew czyny o różnych poglądach na świat, ale i m atki, które otaczającą rzeczyw istość oceniały przez pryzm at „m y". O wo dzisiejsze „ja k żyć?" zm ie n iło hierarchię, stało się w artością nad
rzędną w o be c h istoriozofii Stanisławy Przybyszewskiej, m ito g ra fii Olgi Tokarczuk, ekspre
syjności D o roty M asłowskiej i atrakcyjności koncepcji tw órcze j D o roty Terakowskiej.
Z uwagą słuchałem w y p o w ie d z i m oich m łodszych koleżanek w filo lo g ic z n y m fachu.
We wszystkich w ypow ied ziach prze bijały się ułam ki do m o w e j egzystencji każdej z nich.
Te dobre, ja k naturalne i przyrodzone uczucia do dziecka - bardzo m ałego i ju ż do rosłe
go, sam odzielnego, w zm o cn io n e g o w szechdom inującą filozofią; ale i te złe - codzienne kłó tn ie rodziców, coraz silniej akcentow ane odchodzenia od siebie, w rogość i nienawiść.
One też decydują o sukcesie lub klęsce dziecka. Ale o g rom n ym niebezpieczeństw em prze
kraczającym granice je d n e j rodziny staje się sw oisty balast społeczny: w o be c innych ludzi i w o be c następnych pokoleń.
Zatruwające ja d e m nienawiści k o n ta k ty żony i męża, m atki i ojca, kob ie ty i mężczy
zny przenoszone na zew nątrz m ałych społeczności i w ielkich gru p oddziaływ ania, kreują
ce m akro w ym ia r naszej egzystencji. Nie dziw i m nie agresja dziewcząt, chłopców , kibiców, narodu, k tóreg o rozpoznaw alnym znakiem są zaciekłe szare tw arze i u b ió r m ijanych lu
dzi. Gdzie słowa „proszę" i „dziękuję" należą do słow nika w yra zów zapom inanych. To m o del obow iązujący. Ale czy trwały?
H istoryk k u ltu ry spogląda na ten św iat ja k na film , w k tó ry m zm ieniają się role i fu n k cje bohaterów. D ziewiętnastowieczna opow ieść o wspólnych, rodzinnych spotkaniach pod lipą z opow ieściam i ojca?, dziadka?, o bohaterskim świecie baśni, rycerzy, b ohaterów ; d w u dziestow iecznym w sp óln ym stole rodzinnym , gdzie wszyscy patrzą sobie w oczy i roz
m awiają lub słuchają radiow ych audycji, kiedy zm ienia się geom etria rod zin neg o życia;
wszyscy o b o k siebie, ramię w ramię, i te le w iz o r koncentrujący na sobie uwagę w szystkich.
Jakże w te d y brak ow ego „po m ięd zy". Wreszcie czas pełnej in dyw idu alizacji i spolaryzo
wania świata rodzinnego. C złow iek i kom puter. Czy są to relacje godn e potępienia? Nie.
To św iat naturalnego przekształcania się rzeczywistości. I tru d n o się z nim wadzić.
Świat książki i św iat cyfrow e j rzeczywistości to dwa skrzydła „n o w e g o renesansu" - by posłużyć się określeniem Johna Brockmana.
I chodzi ty lk o o to, by - budując św iat cyfrow e j przyszłości - dokonyw ać bilansu te go w szystkiego, co za nami.
By nie negow ać w ie lk ie g o świata erudycji, ow eg o arystokratyzm u współczesności.
By Nike kojarzyła się ze światem k u ltu ry greckiej i z marką butów , by A p o llo był sym bolem tw órczości, nie ty lk o statku kosm icznego, a „p o tę p ia n ie w czam b uł" nie ty lk o p o w ie d zo n kiem zacnego nauczyciela.
I być może wówczas w ojna, agresja, atak nie będą je d y n ą form ą kon taktu człowieka z człow iekiem . Ktoś kiedyś rzekł: Nienawiść nie w ym aga prom ocji. D obro tak. I w dyskusji nad m odelem lite ra tu ry adresowanej do m ło d e g o czytelnika w yd aje się, że ta prawda na
biera in ne go jeszcze w ym iaru.
Jan Malicki
r ^ 1
« •WPISANE W KULTURĘ
Katarzyna Slany
ZWARiOWANE ZAKOPANE W TATRZAŃSKiCH FELiETONACH KORNELA MAKUSZYŃSKiEGO
Z akopane je st ja k szewska sm oła, od k tó re j tru d n o się odczepić.
Kornel M akuszyński, Żegnaj, wiosko lu b a ! O Kornelu M akuszyńskim (1884-1953) pisano w następu ją cych słow ach: M a k u szyński [...] blaguje, w y g łu p ia się, szarżu
je i m y na to przystajemy. [...] M ó w i rzeczy oczywiste, cholerne banały, ale ktoś nam je po m atce i nauczycielu m usi stale p o w ta rzać, musi przypom inać. Przez tę ssącą pust
kę naszych serc będzie m usiał nam tow arzy
szyć jeszcze długo, będzie rozrzewniał, z ło ścił, b a w ił i - zapew niam [...] - powracał, p o w ra c a ł...1 P rezentując p o kró tce sylw etkę tw ó rc z ą M aku szyńskiego , należy s tw ie r
dzić, że był poetą (m.in. Połów gwiazd, Pieśni o Ojczyźnie), zna kom itym pisarzem p o w ie ści dziecięcych (m.in. Bardzo dziwne bajki, A w a ntury arabskie, Szatan z VII klasy, A w a n
tura o Basię, Panna z m okrą głow ą, O dwóch takich co ukradli księżyc, Przyjaciel wesołego dia b ła , Bezgrzeszne lata), tw ó rc ą u w ie lb ia nych kom iksów dla m aluchów (m.in. Kozio
łek M atołek, A w a ntury i w ybryki m ałej m a łp k i Fiki M iki), g e nialn ym fe lie to n is tą , a u to rem listó w i recenzji teatralnych (m.in. Moje listy, Ż yw ot pani, O duszach, diabłach i kobie
tach, Kartki z kalendarza, Listy z Zakopanego, Dusze z papieru, Gniazdo słońca), m iło ś n i
kiem śpiew u i w ina oraz je d y n y m sam o
zw ańczym bacą zakopiańskim , k tó ry sam
0 sobie pisał, że [ . ] m a strasznie dobre ser
ce i złotą duszę, ale w głow ie groch z kapustą 1 psie figle2. Przede w szystkim zaś był przy
ja c ie le m m iasta Z akopane, w k tó ry m by
w a ł ju ż przed I w o jną św iatow ą, w stępując w artystyczne kręgi tatrzańskich m ło d o p o - lan. W pełni od d a ł się je d n a k Zakopanem u d o p ie ro po 1918 roku, kiedy miasteczko to zaczęło stawać się m od nym kuro rte m w y p o czynko w ym , coraz rzadziej opisyw anym przez re p reze ntan tó w lite ra tu ry w ysokiej, a coraz częściej przez dziennikarzy i p u b li
c y s tó w 3. Na ła m ach licznych czasopism , m ię d z y in n y m i „B agna Z a k o p ia ń s k ie g o "
czy „K reatur Zakopiańskich", poja w ia ły się te k s ty h u m o ry s ty c z n e , s a ty ry c z n o -p a ro - dystyczne oraz paszkwile dotyczące zako
piańskich sensacji i aw antur4. N urt ten repre
zentow ali zarów no publicyści ja k i artyści, w śró d k tó ry c h w a rto w y m ie n ić cho cia ż
by Stanisława W itkiew icza i je g o powieść Bagno czy Andrzeja Struga i je g o Zakopa- noptikon, czyli kronikę czterdziestu dziewię
ciu d n i deszczowych w Z akop an em 5. W ła
śnie w ty m rozdziale historii lite ratury o pro blem atyce zakopiańsko-tatrzańskiej swoje miejsce znalazł Kornel Makuszyński ja ko au
to r dow cipnych fe lie to n ó w i Listów z Z ako
panego, któ re p u b lik o w a ł m ię dzy in nym i w „Warszawiance", „Ilustrow an ym Kurierze Codziennym", „Kurierze Warszawskim", „G ło
sie Podhala", „Głosie Zakopiańskim ", „M ło dym Taterniku" czy w „Zakopanem " na prze
strzeni lat 1924-19396.
M akuszyński zapoznaw anie się z Za
kopanem rozpoczął od k ry ty k i stosunków panujących w ty m mieście, które p re te n
do w a ło do rangi uzdrowiska na miarę eu
ropejską, a w rzeczywistości było miejscem całkowicie niecyw ilizow anym , wręcz barba
rzyńskim 7. Okres napaści na zmurszałe zako
piańskie serca trw a ł w felieton istyce M aku
szyńskiego do 1929 roku, następnie w szedł bo w iem m istrz w fazę serdecznego pisania o Zakopanem 8. M etam orfoza w postrzega
niu Zakopanego przez M akuszyńskiego nie w y n ik ła je d n a k z rozchwiania e m o c jo n a l
nego pisarza, wszak kochał to m iasto tak bardzo, że po II w o jn ie św iatow ej uczyn ił je sw oim je d y n y m dom em , lecz z faktu, że Zakopane w końcu p o d d a ło się m od ern iza
cjom urbanizacyjnym i in fra stru ktu ra ln ym 9.
Przyczyną rezygnacji pisarza z satyrycznego to n u były także coraz bardziej zacieśniające się więzi po m ię dzy nim a góralam i, którzy w latach 1927-1931 uczynili go ho n o ro w ym gazdą tatrzańskim . Od ta m te j po ry M aku
szyński ż a rto b liw ie pisał, że g d y p rz y b y wa do Zakopanego, górale noszą go na rę
kach, a zwierzęta szaleją, gdyż każdy baran pierw szy chce oddać swym ciałem znam ie
n ity hołd w ładcy gór.
N ajw iększym a tu te m tatrzańskich fe lie to n ó w Kornela M akuszyńskiego je s t ję zyk, ja k im zostały napisane - pikantny, so
czyście barokow y, błazeński, podszyty n u tą staropolską i kipiący w łaściw ym autorow i rubasznym hum orem . Zamaszysty, jo w ia ln o -szlachecki styl pisarza, cięty dow cip, uka
zyw anie rzeczywistości w krzyw ym zw ier
ciadle pow odują, że opisywana przez niego kraina w w yo bra źni czytelnika zaczyna żyć własnym życiem, kipieć, tętnić, grzm ieć, p u l
sować - Zakopane zostaje spersonifikow a- ne, stając się centralnym bohaterem wszyst
kich zdarzeń, p o d m io te m w nich uczestni
czącym . Z „op ętań czych op is ó w " w yłania się w izja m iasta, do k tó re g o każdy dąży, w k tó ry m każdy pragnie zaistnieć, zam a
nifestow ać swoją obecność, co ja k zauwa
ża Makuszyński, staje się o g ólnolud zką p o trzebą. Zakopane pe łn i tu ta j fun kcję cen
tru m wszechświata, sym bolicznego miejsca s p e łn ie n ia , w k tó ry m c z ło w ie k o d n a jd u je azyl przed agresywną zewnętrznością10.
Makuszyński s tw o rzył naw et żartobliw ą ge
nezę nazw y Zakopane, pisząc, że m iasto to nazywa się ta k dlatego, iż można się w nim znakom icie zakopać przed całym św iatem 11.
Pisarz celowo posługuje się sym boliką środ
ka, Zakopane je s t b o w ie m dla niego świa
tem niem alże archaicznym , p ry m ity w n y m , z dawna poszukiw anym , w którym dotrzeć można do swego je s te s tw a 12. Jest m ikroko- smosem, synonim em tego, co znane i bez
pieczne, opozycją chaosu, przestrzenią sa
crum, idealnym [ . . . ] habitatem , miejscem do życia, [...] alternatyw ą dla codziennego obłę
du w świecie zatrutym i skażonym'13. Pragnie
nie z a ko tw icze n ia się w Z akop an em je s t u M akuszyńskiego nierozerw alnie połączo
ne z m onum entalnością gór, dzięki którym a u to r do św ia dcza ł samej natury, in te g ru ją c się z całym kosmosem, któ ry w ch łan ia ł go w siebie14.
S tw ie rd z e n ie to p o tw ie r d z a ją s ło wa M akuszyńskiego, k tó ry pisał w je d n y m z fe lie to n ó w : Kiedy osłabnę,przyjeżdżam do Zakopanego, napiję się słońca, nadyszę czy
stości po w ie trza, dotknę sercem granitow ej skalistości i znow u jestem g o tó w do bojow a
n ia 15. Zdanie pisarza można uznać za d e w izę w szystkich a rtystó w , k tó rz y prze by
w ali na stałe lub sezonowo w Zakopanem . To właśnie tej specyficznej gru pie społecz
nej poświęca Makuszyński najwięcej m ie j
sca, bo w iem właśnie ona w bezpreceden
sow y sposób w p ły n ę ła na literacki w ize ru nek Zakopanego jako „Raju Zwariowanego", w którym oazą była karczma, a najwyższy
mi cnotam i rozpusta i pijaństw o. S tworzony
przez Makuszyńskiego stereotyp Zakopane
go ja ko „ro d z im e g o bagniska", z k tóreg o lę
gną się in d yw id u a , o ry g in a ły i pom yleńcy, na stałe zakorzenił się w ludzkiej św iado m o
ści zbiorow ej, o czym świadczy fakt, że i dzi
siaj w ielu w ten do w cip ny sposób charakte
ryzuje Zakopane. W okresie m ię d z y w o je n nym artystyczna, szalona świta spotykała się w szynku Stanisława Karpowicza, słyn
nego restauratora zakopiańskiego, zw a ne
go „Karpiem ". Do p rzyjació ł M akuszyńskie
go, k tó ry c h zw ycza jem b y ło siedzieć, pić i lu lki pa lić16, należeli m iędzy innym i: W ład y
sław Orkan, Tadeusz Koniewicz, Aleksander
A ug ustyno w icz, Ludw ik Solski, Jan Kaspro
wicz, Tadeusz Gabryszewski, Stanisław Igna
cy W itkiew icz, Tadeusz Boy-Żeleński, Stefan Żeromski, Leopold Staff i w ielu innych. W fe lietonach poświęconych artystom zakopiań
skim pisał rów nież Makuszyński o o d k ry w cy Z akopanego Tytusie C hałubińskim , Sta
nisław ie W itkiew iczu, Janie Krzeptowskim Sabale, K azim ierzu P rzerw ie-T etm ajerze, Karolu Szym anowskim i Eugeniuszu Mała- czewskim. A u to r m ito lo g iz u je i apologizuje b o ha te rów swoich w sp om n ień , kreując ich na herosów, de m iu rg ów , którzy za pom ocą odwiecznych ry tu a łó w uświęcili, a przez to stw orzyli Zakopane. Ich ep ig onó w przedsta
wia zaś ja ko tych, którzy poprzez literaturę, sztukę, m uzykę k o n tynuu ją sakralizowanie charyzm atycznej osobowości te g o miasta, które w yo d rę b n io n e spośród całego świa
ta istnieje w zbio ro w e j świadom ości ludz
kiej ja ko czasoprzestrzeń magiczna, która w chłaniać będzie w siebie kolejne genera
cje ludzi w ie lk ie g o ducha. Prezentuje także siebie w tych opow ieściach ja ko gościa uro
czystości góralskich, m iędzy innym i chrzcin, wesel, pogrzebów , które w spom ina jako o b rządki m agiczne, przesycone elem entam i k u ltu ry podhalańskiej. Z żartem mu w łaści
w y m pisze też o swojej przyjaźni z góralam i, którzy, gd y przyjeżdżał, w ita li go okrzyka
mi - Przyjechał! Sezon się zaczyna!1 i zabija
li w ieprzki, które, w e dłu g je g o słów, z o krzy
kiem radości dla niego u m ie ra ły18.
W spom nienia o artystycznym światku Zakopanego są dla pisarza po w o dem do re
fleksji nad kolejną grupą społeczną, która swój h a b ita t w Zakopanem odnalazła jako pierwsza, a k tó ry m w końcu zmuszona z o stała dzielić się z tysiącam i innych ludzi. M o wa tu ta j o góralach, nad których biedą i bra
kiem ucyw ilizow ania a u to r ubolew ał. Żyjąc w ich środow isku, doskonale znał wszystkie aspekty góralskiej egzystencji i w ie lo k ro t
nie pisał o elem entarnych potrzebach ludzi zamieszkujących Podhale. Czuł się je d n y m z górali, ty m najbardziej świadom ym i o d p o w iedzialnym , ty m , któ ry p o tra fił czytać i p i
sać, tym , którego oni w ybrali na swego o p ie kuna i przywódcę. P orów nyw ał swoich p o d opiecznych do pstrągów z M orskiego Oka, które nazywał rybnym i upioram i, nie w ia d o m o z czego żyjącym i19. Zwracał się z prośba
mi do ludzi bogatych i rządzących o pom oc dla podhalańskiego ludu. Propagow ał ku l
turę góralską, opisując ważne wydarzenia, m iędzy in nym i Święto Gór, w trakcie k tó re go o d b y ły się pokazy góralskich sztuk, stro
jó w , w yro bó w , tań ców i przyśpiewek. W yra
żał pragnienie na łam ach swych felietonów , aby te kolo rowe, rozta ńczone, huczne i roz
śpiewane dni nie należały do rzadkości, aby nie były czymś do te g o stopnia okazjonal
nym, że aż nien orm alnym w świecie ciągłej biedy i barbarzyńskości. Inicjow ał spotkania z ludźm i od po w ie dzialn ym i za uśw iadam ia
nie góralom ważności ich kultury, z osobami
zam ożnym i, które były w stanie finansować bu dow ę dróg, m uzeów, sanatoriów i szkół.
Podkreślał, że Zakopane je s t je d y n y m ob ok morza bezcennym kle jno tem Polski. N o b ili
to w a ł naród tatrzański, akcentując ich hart ducha oraz zasadę odpłacania m iłością za m iłość. D o w a rto ś c io w y w a ł k u ltu rę g ó ra l
ską i uświadam iał mieszkańcom tatrzańskie
go rezerwatu, czym je s t tożsamość z b io ro wa, dlaczego w a rto k u lty w o w a ć tradycję, obyczaje oraz p o d trz y m y w a ć w ięzi. O d w o ły w a ł się do największych sym bo li, w o ła jąc: O, Górale! Kochajcie z całej duszy [swój - dod. K.S.] strój, obm yślony przed wiekam i i szyty igłą la t tysiąca. Bądźcie barwni, bądźcie in ni niż wszyscy na świecie, bądźcie swobod
n i w stroju, k tó ry ulany je st na wasze stalowe no gi i szerokie piersi. [...] Nie odm ieniajcie du
szy. [...]; nauczcie nowego swego brata, zm ę
czonego i zatrutego wyziewam i m iasta - tego oddechu, który szerokimi haustam i pije pow ie
trze i słońce, nauczcie m nie tej zbójnickiej, ry cersko pięknej, nieustraszonej odwagi, z jaką idziecie naprzeciwko smętkom i cierpieniom, i zawodom , i posępności20. Streszczał prze
prow adzone w Z akopanem w ykła d y o kul
turze i sztuce lu dow ej, skierowane do na
uczycieli dzieci w iejskich, które wygłaszali przyjaciele Podhala: Jan Stanisław Bystroń oraz Julian Krzyżanowski. Dążył do s tw o rzenia zakopiańskich le tn ic h u n iw e rs y te tów , w których ci od da ni dzieciom g ó ra l
skim a ltru iś c i m o g lib y słuchać o d c z y tó w o tem atyce tatrzańskiej. Głosił pochwałę w y b itn e g o spo rtu zakopiańskiego - ja zdy na nartach, z w łaściw ym sobie cie płym sarka
zm em , pisząc, że piękna to jest jazda, podczas której człowiek ła m ie o p ó r wichru i śniegu, a czasem łam ie nogę albo trzy żebra. Narciarz bieży i gu bi za sobą przestrzeń i binokle, sie
je poza sobą b rylan ty śniegu, a czasem zdro
we swoje zęby. Niekiedy krąży wieść po Z ako
panem, że wreszcie znaleziono w Tatrach ząb jaskiniowego niedźwiedzia, a to tylko dzielna i śmigła polska dziewoja, narciarka, zgubiła go, wykopyrtnąwszy się na jo d ło w y m p n ia k u 21.
W kwestiach góralskich najwięcej uwagi pośw ięcał je d n a k dzieciom , które ż a rto b li
w ie nazyw ał oczajduszam i, zbójam i, hała
strą, basałykam i, op ryszkam i, d ra p ic h ru - stam i, obw iesiam i, synami halniaka, świsz
c z y p a ła m i, a w a n tu r n ik a m i czy ta ła ta j- stwem . Często z okien swego zakopiańskie
go mieszkania pa trzył na tę grom adę i p o ró w n y w a ł ją do barw nych, polskich kw ia
tó w 22. Pisanie o dzieciach góralskich, ich harcie ducha i w ro d z o n e j śm iałości spra
w ia ło mu w ie lk ą satysfakcję. Z s u b te ln o ścią, z u p e łn ie dla nieg o n ie ty p o w ą , o p o w ia d a ł o ich biedzie i pragnieniach. W zru
szające są w spom nienia pisarza, w których m ów i o zorganizow anej przez siebie akcji
„daw ania n a rt" najbiedniejszym i na jzd ol
niejszym dzieciom ze szkół zakopiańskich, kiedy to najm łodsi przychodzili do je g o d o mu o świcie i w o ła li u progu: dajcie n a rty !23.
W iz y ty te nazyw ał najazdami na zakopiań
skiego Soplicę i pisał: Za niewielkie pieniądze rozdaliśm y ogrom ną furę szczęścia, pełnego słońca i diamen towego śniegu, rozwrzeszcza- nej radości, furii i pędu, zadzierżys tych skoków i takich upadków, że często jęczała skalista ziem ia24. W arto je d n a k nadm ienić, że ten m i
ło śn ik Zakopanego kochał wszystkie dzieci te g o świata i parafrazując je g o w s p o m n ie nia, z radością w sercu p a trz y ł na ta b u n y dzielnych basałyków, które z krzykiem ra
dości bieg ały w strugach deszczu pod je g o oknam i. I w łaśnie ku czci te g o sam ozw ań
czego ta trz a ń s k ie g o bacy w Z akopanem w w illi „O polanka", gdzie M akuszyńscy spę
dzali coroczne zim ow e i letnie wakacje, za
ło żon o M uzeum im. Kornela M akuszyńskie
go, w k tó ry m do dziś czuć do b re g o ducha p rzyw ó d cy serc dziecięcych.
N a jw ięcej je d n a k w ia d o m o ś c i o fa k
tycznym w izerunku Zakopanego w okresie m ię d z y w o je n n y m dostarczają je g o fe lie to n y p s e u d o s o c jo lo g iz u ją c e , d zię ki k tó rym uw ypu klon a została dysharm onia p o m ię d z y a s p ira c ja m i Z a k o p a n e g o a je g o rz e c z y w is ty m i m o ż liw o ś c ia m i. O p is y w a ł w nich Makuszyński Zakopane ja ko najbar
dziej ekstraw ertyczne miejsce na ziem i, sku
pisko różnorodnych gru p społecznych, m iej
sce w ykre o w a n e w sztuce i lite raturze na w iele sposobów, lecz jeszcze „nieskończo
ne", „n ie o d kryte ", mające bo w iem nieko ń
czący się p o tencjał, poddające się każdej in te rpre ta cji, każdej szalonej w izji, a dzięki tem u mające żyć w świadom ości i tw ó rc z o ści ludzkiej wiecznie. Na bazie tej gru py fe lieton ów czytelnik współczesny je st w stanie zobaczyć niczym w kalejdoskopie realistycz-
ne m igaw ki z życia Z akopanego w okresie dw udziestolecia. Musi mieć je d n a k św iado
mość, że będzie to obraz w dużej mierze w y naturzony i prześm iewczy, gdyż a u to r o p i
sując różnorodne aspekty zakopiańskiej e g
zystencji, posługuje się celow o karykaturą w celu ukazania ukochanego miasta w k on
w encji świata na opak. Dzięki tem u zabie
go w i tru d n a pro blem atyka zostaje z ła g o dzona, ale nie zm arginalizow ana, a pisarz uzyskuje pożądany przez siebie efekt, czyli p re z e n tu je p o w a ż n e s p ra w y p rze z p r y zm at w y k re o w a n e j przez siebie w iz ji Z a
kopanego ja ko miasta zw ariow anego. Śle
dząc losy barbarzyńskiego, he rm e tyczn e go zako piańskieg o św iatka, M akuszyński z pasją naturalisty w yszczególniał p ro b le my kluczowe dla ówczesnej społeczności.
W pierwszej kolejności uwagę swoją skupiał na niskim poziom ie cywilizacji, braku postę
pu, analfabetyzm ie i biedzie. O pisyw ał p ry m ity w iz m cechujący góralską egzystencję, zwracając uwagę, że Zakopane, które pre te n d u je do rangi kuro rtu na skalę m ię dzy
narodow ą, nie gw arantuje sw oim gościom o d p o w ie d n ich w a run ków do w ykonyw ania czynności fizjo log iczn ych. Cytując autora, Zakopane to siedziba, gdzie po lewej stro
nie Giewont, po prawej Gubałówka, a w środ
ku deszcz25, gdzie źle się mieszka i kiepsko ja da, [...] w restauracji po da ją wyszczerbiony talerz i cynową łyżkę, [... ] światło p a li się ja k p rz y um arłym , a w izbach są przeciągi [...], zaś u zbiegu Krupówek i Przecznicy stoi ta ka w strętna buda, k tó rą trzeba obchodzić i włazić na studnię, do oko ła której je s t lód, [...] a krow y i barany spacerują po głów nej ulicy [...]26, gdzie, ja k ironizow ał, o po go dzie d e cydują nastroje kóz. Z determ inacją, złością i hum orem po d n o sił kwestię Krupów ek, na których zam iast bruku było bagno, w k tó rym na oczach tłu m ó w u to piła się krow a27,
a w rw ącym przez nie p o to k u w 1910 ro
ku całe lato leżał zdechły kot. D rw ił z rze
kom ych k u ro rtó w zakopiańskich, karm iąc c zyte ln ikó w d o w cip em , że trzeba mieć koń
skie zdrowie aby się leczyć w Zakopanem 28, że przed jedzeniem po w in no się [...] odm ów ić [...]
krótką m odlitwę, prosząc Boga o zm iłowanie, po jedzeniu dziękując niebu, że się jeszcze żyje, a na cały p o b y t w stolicy g ó r winno się brać z sobą dorożkę, św iatło elektryczne, pościel oraz wodę, bo jedyne co m ożna zdobyć to ciupaga29. P erorow ał: Gdybym był żarłocz
ną ziem ią i um ierał z głodu, jeszcze bym nie tk n ą ł K rupów ek, g d y ż je s t to niesm aczne i brzydko woniejące danie30, zaś do tu b y l
ców kie ro w a ł następujące słowa: [...] Od
młódźcie się gazdowie z o rlim i twarzam i, ale z duszą starom odną, uparci gazdowie kozy dojący; nie każdy je st zbójnikiem , co dzielnie byle gdzie przycupnie i w kosodrzewinie so
bie ulży. Ludzie z dolin pow iadają, że to nie
ła dn ie3'1. Żartow ał, że kiedy czło w ie k uda
je się na przyjęcie w Zakopanem , to idzie [...] przez dw a potoki, trzy kładki, przez czte
ry cudne podw órka, wykręca nogi, wybija ząb przedni, rozdziera ubranie na krzaku, prze
ła z i przez jeden parkan, rzuca o d czasu do czasu kamieniem za dw om a psami, co z no
si je dn ak pogodnie, dąży bowiem do p ry w a t
nej w illi, której właścicielka m a oczy lazuro
w e . . 32. Korzystał rów nież z konw encji ab
surdu, czego do w o dem je s t opis życia let
ników w stolicy Tatr: na jp ierw wszyscy ludzie bardzo się nudzą; odliczam y dwie godziny na obiad, jedną na kolację, zostaje jeszcze dw a
naście godzin na siedzenie w kawiarni. Wariaci łażą po górach, ludzie roztrop ni nudzą się ja k mopsy; bardzo roztropni grają w brydża, zre
zygnow ani plom bują sobie zęby, lekkomyśl
n i czytają powieści [...], strzepując z nich od czasu do czasu chusteczką do nosa wielkie, dorodne bakcyle suchotnicze, pa nn y m ów ią
o tym, o czym się nie mówi, panow ie m ów ią o tym, co się robi, poza tym wszyscy łażą ja k m uchy po m iodzie33. Nie unikał także fa n ta zjowania w celu po dtrzym an ia stereotypu
„zakopiańskiego wariactwa". Temu zapew ne służyła w ym yślona przez niego historia o nied źw ie dziu z Łysej Polany, k tó ry stra
szył tu ry s tó w , d o p ó k i się nie okazało, że w niedźw iedzia przebiera się je d e n góral za zgodą w ładz miasta, a czyni to po to, aby rozsław ić Zakopane. H um oru opow iastce dodaje fakt, że b ohaterem m ającym p o g ro m ić niedźw iedzia u czyn ił pisarz sam siebie, lecz kiedy odnalazł m on stru m leśne, zastał je na czytaniu gazety. Na zakończenie cytat, w którym ó w góral tłum aczy, w ja k im celu przebiera się w misia: [...] Nie o mnie idzie, ale o Zakopane. Pan wie najlepiej, że bieda na nas przyszła, więc trzeba się ratować. Trzeba by
ło jakiejś sensacji, aby było o czym pisać w ga-
KORNEL MAKUSZyŃSKl
ST R A S Z L I W E P R Z Y G O D Y
W A R S Z A W A 19«
I N S T y T U I W Y D A W N I C Z Y » B I B L I O T E K A P O L S K A «
zetach, więc wymyśliliśmy straszliwego niedź
wiedzia, bandytę. Zrobiło się z tego dużo wrza
w y i efekt był pierwszorzędny. Gmina dostar
czyła skóry, a ja poszedłem na ochotnika. Na przyszły tydzień m a dyżur kto inny... Ja dzi
siaj kończę. Panie d rogi! Niech pan o tym n i
kom u nie m ówi. W im ieniu Zakopanego p ro szę pa na o to serdecznie34. Najzabawniejszy zaś je s t fakt, że pra w d o p o d o b n ie n ik t przed Makuszyńskim nie w p a d ł na pom ysł ta k pro fesjonalnego sposobu reklam ow ania Zako
panego, w spółcześnie zaś m iasto to dzięki takim w łaśnie strategiom pozyskuje w ielu ze swych gości. Nic dodać, nic ująć - M aku
szyński był genialny. W swej kronice d o ty czącej kluczow ych zakopiańskich p ro b le m ó w o m ó w ił także słynną kw estię Z ako
pa nego ja k o ro d z im e g o Davos i rów nież w ty m tem acie nie w ahał się zastosować ka
rykatury celem w yeksponow ania te g o czę
sto poruszanego przez lite ra tó w i nie ty lk o zagadnienia. Z acytujm y i tu ta j pisarza: Wła
ściwie to nigdy nie było po co jeździć do tego nieszczęsnego miejsca. Ten i ó w jechał, aby się leczyć, więcej je dn ak ludzi, wedle moich o b li
czeń, zachorowało w Zakopanem niż ich tam wyzdrowiało. Zdrow y człowiek dostaje w Z a
kopanem gruźlicy, kataru żołądka, delirium tremens, a jeżeli m a w ybitne szczęście, to d o staje obłąkania [...]35.
W łaśnie obłąkania. Lecz obłąkania nie rozu m ian eg o d o sło w n ie , ale ja k o w esołe w a riactw o , które zdaniem M akuszyńskiego było lekiem na nie w ą tp liw ie ciężką sytuację Z akopanego w okresie m ię d z y w o je n n y m i które w je g o fe lieton istyce stało się naj
w iększym a tu te m i w iz y tó w k ą stolicy Tatr.
Stw orzony przez niego stereo typ w y o b ra żeniow y Zakopanego ja ko „Raju Z w ariow a
nego" czy „Bagna Rodzim ego", w któ ry m w szystko zdarzyć się może, stał się sw o
istym w zorcem literackim , z którego inspi
racje czerpało w ie lu a rty s tó w i nie w ia d o m o kiedy obrazem uniw ersalnym i w s p ó l
nym dla ludzi ów czesnych, późniejszych i dzisiejszych. K aryka turalna, absurdalna i groteskow o w ynaturzona kreacja Zakopa
nego, proponow ana przez Makuszyńskiego, przypadła ówczesnym do gustu, gdyż żaden z pu b lic y s tó w i pisarzy piszących o Zakopa
nem nie był ta k p o czytn y i ta k chętnie w i
dziany w ty m mieście ja k on. Dorota Piasec
ka w artykule W kręgu biografii i twórczości Kornela Makuszyńskiego pisze, że je g o po ja
w ienie się w Zakopanem było w e dłu g gó ra
li zw iastun em nadchodzącej pom yślności w biznesie. W yczekiw ano go z u tę s k n ie niem , je g o książki i te k s ty publicystyczne były stale czytyw a ne i zakupyw ane w w ie l
kich ilościach. Znał go osobiście prawie każ
dy, a kiedy się pojaw iał, zawsze tryskał h u m orem , dla w szystkich m iał dobre, radosne sło w o i tu b a ln y śm iech. Był czło w ie kie m , któ ry nigdy nie tracił nadziei, kipiącym ener
gią, pom ysłam i. Można zaryzykować stw ier
dzenie, że kreując zw ariow aną i przejaskra
w ioną w izję Zakopanego, kreślił swój własny p o rtre t. O żyw ione Zakopane posiada b o w iem je g o cechy charakteru, ze szczególnym uw zglę dn ie nie m um iejętności śmiania się z sam ego siebie.
1
J. K o w a lczyk ó w n a , M łod zieżow e książki M akuszyńskiego, „P o lo n is ty k a ” 1964, nr 5.2
K. M a kuszyński do c z y te ln ik ó w „M o je g o p rzyja ciela" 22 XII 1928.3
Z o b . J. K o lb u sz e w ski, Tatry i Z a k o p a n e w tw ó rc zo ści K. M akuszyńskiego, [w:] 100-lecie u ro d z in K. M a k u s z y ń s k ie g o , Z a k o p a n e 1984, s. 83, t. 10.4
Ib id e m , s. 84-85.5
Ib id e m , s. 85.6
Ib id e m , s. 86.7
Ib id e m , s. 86.8
Ib id e m , s. 86.9
Ib id e m , s. 86.10
J. Ja rz ę b ski, Wstęp, [w :] B ru n o S chulz, O p o w ia d a n ia ; w y b ó r esejów i listó w , W ro c ła w 1989, s. XLIV.11 K. Makuszyński, Do Ludwika Solskiego drugi list zam rożony, [w:] Gniazdo słońca i inne felietony, op rac. J. D arow ski, Zakopa ne 2003, s. 212.
12 M. Eliade, A spekty m itu , W arszawa 1998, s. 28.
13 R. M cK inley, z b iu le ty n u w y d a w n ic tw a
„A c e ” 1998, [w:] Rękopis zn a le z io n y w sm oczej jaskini, W arszawa 2005.
14 Por. M. Eliade, Sacrum ip ro fa n u m o istocie re lig ijn o ś c i, p rz e ł. R. Reszke, W arsza w a 1996, s.24.
15 K. M akuszyński, Do Ludw ika Solskiego drugi list zam rożony, [w:] G n ia z d o ., s. 212.
16 A. M ickiew icz, Pani Twardowska, [w:] tenże, U tw o ry w ybrane, W arszawa 1957, s. 66.
17 K. M akuszyński, Co się dzieje w Z a k o p a nem?, [w:] G n ia z d o ., s. 85.
18 K. M akuszyński, Po raz dw ud ziesty piąty, [w:] G n ia z d o ., s. 82.
19 K. M akuszyński, Co się dzieje w Z a k o p a nem?, [w:] G n ia z d o ., 89.
20 K. M akuszyński, Z a m iast uroczystego prze
m ó w ie nia, [w:] G n ia z d o ., s. 174.
21 K. M akuszyński, B ia ły felieton, [w:] Gniaz
d o . , s. 201.
22 K. M akuszyński, Wiosenne majaczenie, [w:]
G n ia z d o ., s. 45.
23 K. M akuszyński, C zarnooki opryszek, [w:]
G n ia z d o ., s. 236.
24 K. M a kuszyński, C zarnooki opryszek, [w:]
G n ia z d o ., s. 235.
25 K. Makuszyński, Pielgrzymi, [w:] G n ia z d o ., s. 150.
26 K o rn e l M a k u s z y ń s k i, Z a k o p a n e i m o ja osoba, [w:] G n ia z d o ., s. 22.
27 K. M akuszyński, Że gna j w iosko luba!, [w:]
G n ia z d o ., s. 269.
28 K. M akuszyński, Porady turystyczne, [w:]
G n ia z d o ., s. 40.
29 K. M a kuszyński, List do Zakopanego, [w:]
G n ia z d o ., s. 76.
30 K. M akuszyński, Osiem sekund strachu, [w:]
G n ia z d o ., s. 137.
31 K. M akuszyński, Zakopa ne i m o ja osoba, [w:] G n ia z d o ., s. 25.
32 K. M akuszyński, Straszliwe przygody, W ar
szawa 1922, s. 133-134.
33 Ib id e m , s. 155.
34 K. M akuszyński, N iedźw iedź z Łysej Polany, [w:] G n ia z d o ., s. 162.
35 K. M akuszyński, Ż y w o t p a n i i inne św ieci
dełka, Poznań 1929, s. 270.
Urszula Kubajek
roku p o w stał kolejny film , trw ający 5 m in u t 35 sekund, o p a rty o wiersz D aktyle2.
d a n u t yw a w ił o w
s ł u c h o w is k a r a d io w e d l a d z ie c i im ł o d z i e ż y
Rola m ed ió w w przybliżaniu świata lek
tu r je st w naszych czasach ogrom na. Dostęp dzieci do radia i tele w izji je s t ta k pow szech
ny, że m ło d ym o d b io rco m tru d n o je s t w y o b ra zić sobie in ną rzeczyw istość. M edia w y p e łn ia ją w o ln y czas, ale też w p isują się w kształto w an ie po staw i w yo b ra źn i, o d działują na świat wartości, przeżyć i postrze
gania innych ludzi1.
Poetka p o djęła w sp ó łp ra cę z te le w i
zją w 1983 roku, a po w o dem była p ro p o zy
cja przejrzenia i om ów ienia u tw o ró w pisa
nych przez dzieci. Twórczość dzieci frapuje mnie od daw na [...]. Dzięki telewizji otrzym a
łam górę listów od najmłodszych czytelników, z ich poezją i prozą.
Na podstaw ie wierszy p o etki pow stały film y krótkom etrażow e dla dzieci.
Na podstaw ie wiersza Wilki Danuty Wa
w iło w w 1989 roku p o w stał krótkom e tra żo- w y film dla dzieci, trw ający 7 m in ut. W 1987
D a k ty le
Gdzie się podziały moje daktyle?
Wyszedłem z domu tylko na chwilę!
Wyszedłem z domu, wracam po chwili, patrzę - o, rety!
Nie ma daktyli!
Gdzie się podziały moje daktyle?
Może je zjadły straszne goryle?
Z okropnym rykiem do domu wpadły, moje daktyle bezczelnie zjadły!
A te goryle gdzie się podziały?
Czyje przepędził króliczek mały?
Przyleciał w żółtym aeroplanie, sprawił gorylom potężne lanie!
A ten króliczek?
Gdzie on się schował?
Może go w lesie spotkała krowa i ślub z nim wzięła, a w zeszły piątek sześć urodziła królokrowiątek?
A gdzie ta krowa?
Kto mi odpowie?
Czy jest w Krakowie?
Czy w Ozorkowie?
Ponoć niedawno widziały wilki, ja k kupowała
do włosów szpilki
Wilki?
Przepraszam!
To były słonie!
Jeden nieduży, w złotej koronie, drugi kudłaty i piegowaty, wciąż tylko wisiał na telefonie!
Do kogo dzwonił?
Może do kawki?
Ale je j w głowie tylko szczypawki!
Nie dość, że głucha i że kłamczucha, jeszcze ma w szkole
cztery poprawki!
Z czego?
A nie wiem!
Spytam łasicy, tej, co w dżinsowej chodzi spódnicy i gumę żuje, i której wujek zawsze daktyle dla mnie kupuje!
Więc gdzie są w końcu moje daktyle?
Czyje straszliwe zjadły goryle?
Małe króliczki?
Czarne perliczki?
Wilki, motylki czy krokodyle?
A wy?
Przyznajcie się, moi m ili - czyście tamtędy nie przechodzili?
Czy to nie wasze mądre kawały, że te daktyle wyparowały?
Nie?
Więc niech każdy z was m i odpowie, czemu mu rośnie palma na głowie?3
Działalność W a w iło w nie ograniczała się ty lk o do tele w izji, rozszerzyła ją o radio.
W d ru g im dn iu św iąt Bożego Narodzenia, w 1974 roku Polskie Radio zaprezentow ało Bajkę o choince, czytaną najm łodszym w i
dzom przez Irenę Kwiatkowską, autorstw a D anuty W aw iłow . Była to opow ieść o cho
ince, którą w lesie ściął w oźnica i p o ło ż y ł na saniach. Drzewko było przekonane, że jedzie na saniach na bal, ja k Kopciuszek ze znanej bajki. Okazało się je dn ak, iż choinka trafiła na targ, gdzie została sprzedana4.
Już 23 lu te g o 1975 roku w ra d io w e j dobranocce po jaw iła się audycja słow no- m uzyczna M ruczaki. A udycja była op arta na kilku wierszach po etki - Marzenie, A ja k będę dorosła, O Rupaki. A udycja o p o w ia da o sennych zw ierzeniach córki skierow a
nych do matki. Zwraca uwagę na potrzebę poświęcenia uw agi dziecku, je g o m yślom i uczuciom .
Kolejna audycja nie p o ja w iła się ju ż ta k prędko, słuchacze m usieli czekać kilka lat, bo w iem d o p ie ro 5 kw ietnia 1983 roku
Rys. E dward Lutczyn
program II rozgłośni warszawskiej Polskie
go Radia w y e m ito w a ł słuchow isko pt. Ry
cerz Mateusz.
Rok później, 6 listopada 1984 roku Pol
skie Radio w y e m ito w a ło dłuższy u tw ó r au
torstw a W aw iłow pt. Tajemnica; emisja z o stała pow tórzona jeszcze 29 maja 1997 roku.
Dzieło pośw ięcone je s t przyjaźni, która je s t w ażnym elem entem w życiu każdego czło
wieka.
W yżej w y m ie n io n e audycje skierow a
ne były do najm łodszych słuchaczy. Poetka rów nież pisała dla tych nieco starszych, dla m łodzieży. Pierwsze takie słuchowisko, w y korzystane przez Redakcję Prozy i Słucho
w isk Polskiego Radia, było w y e m ito w a n e 23 września 1973 roku w program ie II Pol
skiego Radia pt. Pogapić się na flam ingi. Je
go fabuła opierała się na dw óch wątkach:
kradzieży dziennika lekcyjnego przez Go
się Kaczkowską, której rodzice się rozwodzą, oraz pasji oglądania przez nią flam ingów .
Po czterech latach od emisji słu ch o w i
ska Pogapić się na flam ingi, Danuta W aw i
ło w przedstaw iła Naczelnej Redakcji Pro
g ra m ów dla Dzieci i M łodzieży kolejną ofer
tę. Tym razem b y ł to scenariusz słu ch o w i
ska sło w no -m uzyczn eg o, k tórem u nadała t y tu ł z acze rpn ięty z wiersza hiszpańskie
go p o e ty Federico Garcii Lorki - Chodzę po niebie rum ianków i mięty. Akcja dzieła kon
centruje się w o k ó ł narodzin m łodzieńczego uczucia, m iłości m iędzy rów ieśnikam i: Jul- ką i Józkiem. On pom aga je j w nauce i za
kochuje się w dziewczynie. Ona zaś marzy 0 w ielkiej m iłości i przez dłuższy czas ig n o ruje je g o uczucie.
Trzy lata później, czyli w 1980 roku I pro
gram Polskiego Radia w y e m ito w a ł kolejne słuchowisko W aw iłow pt. Azor, bądź mężczy
zną. O powiada ono o perypetiach m ałego chłopca, którem u chuligani i złodzieje poży
czają zepsuty aparat foto g ra fic z n y i żądają w zamian w y treso w a neg o psa.
O statnim słuchow iskiem W aw iłow , na
pisanym dla po trze b radiow ego tea tru dla m łodzieży byli Szczęśliwi i dum ni. T ytu ł słu
chowiska nawiązuje do ballady o szczęśli
wych i dum nych koniach, żyjących na w o l
ności. M łodzi boha te row ie sztuki - Joanna 1 Paweł dążą do wolności i szczęścia. Premie
ra odbyła się 6 czerwca 1987 roku w reżyse
rii Sławomira Pietrzykowskiego.
W 1985 roku w IV program ie PR poetka prow adziła cykl audycji pt. Wierszobranie, które p ro m o w a ły tw órczość dzieci5.
Dzikie konie Teatr dla dzieci, w reżyserii Tadeusza W orontkiew icza (1992 rok).
Czy pisałeś ju ż kiedyś wiersze? - pod ta kim ty tu łe m w g ru d n iu 1994 roku „Świersz
czyk" i „Gazeta W yborcza" zap ro p o n o w a ły dzieciom zabawę poetycką, która po le ga
ła na uzu pe łnian iu w e dle w łasnej in tencji u tw o ró w D anuty W a w iło w 6.
W styczniu 2004 - „Biblioteka dla Dzieci i M łodzieży Nr 32 w Warszawie zorganizowa
ła im prezę integracyjno-literacką, opartą na dziecięcej poezji polskiej „Strrraszaki - w ier
sze o straszydłach, czupiradłach i duchach
w inscenizacji dzieci”. Dzieci przedstaw iały w fo rm ie scenki fra g m e n ty wierszy Danuty W aw iłow i M ałgo rza ty S trzałkow skiej”7.
Danka W awiłow z wielką wprawą p o ru sza się po tematach trudnych, dba o wszech
s tro n n o ś ć p rz e d s ta w ie n ia i k o lo ry s ty k i, zręcznie buduje d ia lo g i i nastrój. M łodzi ra diosłu cha cze c e n ili sobie bezpośredniość i ogrom ną fantazję pisarki, która starała się w słuchowiskach po słu g iw a ć ich własnym ję zykie m i ukazyw ać ś w ia t z je g o nieb ez
pieczeństw am i, ale także z je g o pięknem , ś w ia t p a sjo nujący. W ypada w ięc w yra zić żal, że autorka nie ogłosiła drukiem żadnego z om aw ianych scenariuszy. Niektóre scena
riusze przeznaczone dla młodzieży (Szczęśliwi i d u m n i, C h odzą p o n ie b ie r u m ia n k ó w i m ię ty, P og ap ić się n a fla m in g i) m o g ły by być w y s ta w io n e w te a tra c h d z ie c ię cych i na scenach szkolnych. Ich ew en tu al
Krystyna Heska-Kwaśniewicz
LEGENDY CHRYSTUSOWE
Jedna z najpiękniejszych książek o dzie
ciń stw ie Jezusa, Legendy Chrystusowe Sel
my Lagerlof, skazana w czasie czystek b i
bliote cznych na z a p o m n ie n ie 1, po w ró ciła do polskiego czytelnika w latach dziew ięć
dziesiątych, ale p o w ró t ten za sprawą W y
da w n ictw a „Znak", a po tem W ydaw nictw a
„Pax" nie stał się w yd arze nie m literackim . Przepiękne opowieści apokryficzne szwedz
kiej no blistki z niczym się ju ż nie kojarzyły, nie ty lk o czyteln iko m , ale także badaczom literatury. Pow itał ten p o w ró t ty lk o „Tygo
n y d ru k p rz y c z y n iłb y się do w zb og acen ia c ią g le s k ro m n ie re p re z e n to w a n e j w l i te ra tu rz e p o ls k ie j d r a m a tu rg ii d la dzieci i młodzieży8.
1
I. N o w a k o w s k a -B u ry ła , P o s ta w y d z ie ci wobec m ediów , „E dukacja M edialna", 2003, nr 1, s. 31-35.2
P rod ukcja T e le w iz y jn e g o S tudia F ilm ó w A n im o w a n yc h w Poznaniu w latach 1980-2004.3
D. W aw iłow , D aktyle, W arszawa 1984.4
D. W aw iłow , Bajka o choince, m aszynopis, s. 3.5
D ziecko je s t c z ło w ie k ie m o d u ro d z e n ia , w „A n te n a " 27.02.1985.6
Dziecięce w ierszowanie, „Express W ieczorn y" 30.01.1995.
7
„N otes W ydaw niczy", 2004, n r 3, s. 64.8
D. M u cha, D a n u ta W a w iło w (1942-1999):życie i tw órczość, P io trk ó w T ry b u n a ls k i, 2005, s. 140.
d n ik Powszechny”2, gdzie w krótkie j notce Lektor (Tomasz Fijałkowski) w spom inał o ba
ś niow ym klim acie opow ieści, a „Literatura.
M iesięcznik literacko-społeczny”3 w rów nie krótkiej wzm iance poinform ow ała, że legen
dy urzekają liryzmem i pięknem języka, ale na
zwisko autorki Cudownej podróży ju ż nie by
ło przepustką do popularności.
L e g e n d y C h ry s tu s o w e o p o w ia d a ją o dzieciństwie Jezusa, od nocy Bożego Naro
dzenia, przez lata dzieciństwa i wzrastania, przez czas męki - po dzieje kultu, a w dygre
sjach sięgają aż do królow ej Saby, króla Salo
mona i Abraham a. Jest ich w sumie je d e n a ście, z czego siedem zostało poświęconych w łaśnie dziecięcym latom Bożego Syna i te
RADOŚĆ CZYTANIA
są najpiękniejsze. Napisane pro stym a je d nocześnie niezw ykle sugestyw nym , „m alar
skim " ję zykiem , opow iadają o niezw ykłym dziecku, k tóreg o boskość rozpoznaje przy
roda i ludzie najprostsi, a nie poznają pysz
ni i możni teg o świata.
Z g o d n ie z daw ną ju ż refleksją Jerze
go C ieślikow skieg o4, d z ie c iń s tw o to kra
ina m atki, św iat bliski, ciepły, jasny i k o lo rowy. Dziecko chronione przez matkę u n i
ka wszystkich niebezpieczeństw , bo osła
nia je m iłość ta k potężna, że otw iera oczy p rzyja cio ło m , a oślepia w ro g ó w i ta k je s t i w ty m w y p a d k u . A zarazem Jezusow i, dziecku „id e a ln e m u "5, pisarka przyw raca zachowania zw ykłe g o dziecka, które biega, dokazuje, a przede w szystkim bawi się ade
kw atnie do swego wieku.
Wszystko je d n a k zaczęło się od babci, która mocą swego a u to ry te tu sprawiała, że opow ieści snute przez nią w d o m o w y m za
ciszu o tw ie ra ły bram ę do całego pięknego, zaczarow anego świata, przez którą m o g li
śmy przedtem [przed śmiercią babci - KHK]
swobodnie wchodzić i wychodzić6. Babcia je st zarazem gw arantem prawdziwości o p o w ia danych opow ieści, bo kończąc zawsze przy
w o łu je czarodziejską form ułę: A wszystko to je st tak prawdziwe, ja k to, że ja widzę ciebie, a ty mnie [s. 5].
W łaściwie w stosunku do tradycyjnych ujęć w opow ieściach o dzieciństw ie Chry
stusa, zwłaszcza e w a n g e lii a p o k ry fic z n e j Tomasza, Selma Lagerlof nie zaskakuje w ie loma no w ym i szczegółam i, natom iast uka
zując zadziw ienie i przem ianę w ew nętrzną świata, ludzi, zw ierząt, roślin, tw o rz y klim at cudow ności i zachw ytu. W noc, gd y dziec
ko rodzi się w betlejem skiej grocie, szczęki drapieżnych psów nie chcą gryźć s am otne
go tułacza szukającego ratunku dla now o narodzonego, opryskliw y, nieżyczliw y pa
sterz nie może trafić w niego ostro zakoń
cz o n y m k ije m , a żarzące w ę g le nie p a rzą d ło n i w ędrow ca. Zachowania zw ierząt i p rz e d m io tó w d o p ie ro otw iera ją oczy pa
sterza i pobudzają go do refleksji. Oto, aby ujrzeć urodę i niezw ykłość świata i cud Bo
żego dzieła, trzeba od m ie n ić w łasne serce, w y p le n ić to, co w nim złe, skażone, zaw zię
te. I to je s t chyba najważniejsze przesłanie płynące z tej opow ieści. W miarę rozw oju akcji, w kolejnych tekstach ów w ątek będzie się w y b ija ł na plan pierwszy.
N iedo bry pasterz, gdy wzruszy się nie
d o lą dziecka le żące go w z im n e j g ro c ie , o tw o rz y oczy na inny św iat i ujrzy rzeczy
wistość, któ re j wcześniej nie w idział. Jest to rzeczyw istość pozazm ysłowa: [...]w tej chwili, w której okazał, że i on po tra fi być m iło sierny, otw o rzyły m u się oczy i ujrzał to, czego przedtem nie p o tra fił ujrzeć, i usłyszał, czego przedtem nie po trafił usłyszeć. Zobaczył wokół
siebie stojący z w a rty krąg srebrnoskrzydłych a n io łó w [...] [s. 11]. Święta noc je s t najciem niejsza z w szystkich nocy, „gw iazd y zostały w d o m u ”, m ilczenie i cisza og arn ęły świat:
rzeki stanęły w biegu, ucichł wiatr, zam arły fale morskie, piasek skamieniał, trawa nie ro
sła, kw iaty nie w yd zielały w o n i, nie p o lo w a ły drapieżniki, a żaden w ytrych nie o tw o rz y ł
by zam ku ani nóż nie uto czył krwi; cała n a tura wstrzym ała oddech, żeby pozdrowić n o wego boga [s. 17].
SELMA LAGERLOF
LEGENDY CHRYSTUSOWE
I N S T Y T U T W Y D A W N I C Z Y P A X -
Jednak, g d y ś w ia t zacznie przenikać ś w ie tlis to ś ć i srebrzystość, a nad s ta je n ką pojaw i się rozjaśniający wszystko blask anielskich skrzydeł - w ty m m om encie na
stępuje przebudzenie ziem i i przestworzy.
Tę opow ieść babcia kończy s entencjo
nalnie: - Zapam iętaj to sobie, ponieważ to jest
tak samo prawdziwe ja k to, że ja ciebie widzę, a ty mnie. To nie polega na świeczkach i la m pach, które się zapala, a n i nie zależy od księ
życa i słońca, trzeba tylko, abyśmy m ie li ta
kie oczy, które p o tra fią widzieć w sp an iało
ści Boga [s. 12].
Potem ju ż w ch od zim y w św iat ogląda
ny oczyma genialnej pisarki, która miała w ła
śnie „takie oczy”.
Wszystkie legendy są bardzo silnie osa
dzone w konkretach topograficznych: je st Kapitol, Betlejem , Jerozolim a, Nazaret, pej
zaż gó rzysty i pustynny, niezw ykłość i p o tęga w ielkich m iast oraz bieda zw yczajne
go ludzkiego życia.
Ten krajobraz oglądała pisarka na w ła sne oczy, gd y w latach 1895-1896 odbyw ała podróż do W łoch i na Sycylię, a później jesz
cze (1899-1900) zw iedzała Bliski W schód, E gipt, Palestynę, Syrię, K o n s ta n ty n o p o l, wreszcie Grecję. W oln o sądzić, że in spira
cją do tych w ojaży była też chęć zobacze
nia krainy dzieciństwa Jezusa. W legendzie Święta noc czyta my bowiem : Ale dziś jeszcze, po latach czterdziestu, kiedy zbieram legendy o Chrystusie, jakie usłyszałam na Wschodzie, ożywa we mnie to niewielkie podanie o na ro
dzeniu Jezusa, które m i m oja babcia nieraz opow iadała [s. 7]7.
Jest też zakreślona przestrzeń te m p o - ralna: Działo się to w czasie, gdy August był ce
sarzem w Rzymie, a Herod królem w Jerozoli
mie [s. 14], ten czas je s t je d n a k dla dziecka ta k o d legły, że aż nierealny i baśniowy.
I całość ma w sobie cudow ność baśni, naw et okru cie ństw o Heroda, bo i tu ta j p o ja w i się m o ty w rzezi n ie w in ią te k , gaśnie w blasku piękna przyrody, która broni życia niezw ykłeg o dziecka.
Przed o c z a m i ż o łn ie rz a r z y m s k ie go, strzegącego bram miasta, rozciąga się ogrom na, bajecznie ukw iecona łąka, ale to nie ten w y m ia r świata, k tó ry m ó g łb y w z b u
dzić je g o z a c h w y t, bo oczy n a w y k łe do okru cie ń stw w o jn y fascynuje ty lk o b ite w ny zgiełk, a je d n a k i on zwraca uw agę pe w nego razu na trz y le tn ie dziecko, które bawi się inaczej niż je g o rów ieśnicy: je s t piękne, ma gęste, jasne loki i nie biega, lecz unosi się nad łąką i pszczoły nabrzm iałe od m io d o w e go nektaru przenosi de lika tnie d o skalnego ula. Innym razem, gd y skwar b y ł szczegól
nie dojm ujący, z nieba puściła się ciężka ule
wa, łamiąca kielichy pięknych, dum nych lilii, w te d y dziecko zabezpieczało ło d y g i i kie li
chy przed sm agającym je deszczem. Obser
w u jący to w o jak sądził, że dziecko je s t nie
z b y t mądre, a naw et iry to w a ło go swoim i n ie zw ykłym i zabaw am i i sposobem p o ru szania się po ziem i, szczyt gn ie w u w y z w o li
ło podaniem mu kilku kropli w ody, gdy spie
kota osiągnęła swój zenit.
Ta woda spowodowała niespodziewany p rz y p ły w sił, a rów nocześnie jeszcze w ię k szy gn ie w le g io n isty niep ojm u jące go w ła snego zachowania. W tej legendzie najważ
niejszą rolę odegrają w łaśnie lilie, te same, o k tórych ju ż w Piśmie czytam y, iż naw et król Salom on w całej swej chw ale nie był ta k p ię k n y ja k je d n a z nich (M t 6, 2 8 -9 , Łk 12, 27).
Kwiaty o g łę b o k ie j sym bolice k u ltu ro w ej od w ie k ó w zakorzenione w m etaforyce chrześcijańskiej, obecne w w ystroju kościo
łó w , kojarzone z w izerun kie m Panny Marii, ju ż przez samą biel, dziw nie lśniącą i n ie p o
kalaną, budzą zachw yt. Są sm ukłe, d o s to j
ne, naw et m ajestatyczne przy swoim całym w dzięku. Na te m a t lilii w sztuce, literaturze, m alarstwie napisano ju ż tom y. Często są one a try b u te m św iętych, a w „języku k w ia tó w "
sym bolizują ś w iatło8. W edług psychologów kw iaty w ogóle są sym bolem pełni. O tw iera
ją c y się k w ia t oznacza początek wiecznego ży- cia9. Kolejne opow ieści ukażą właśnie prze
mianę w ew nę trzną legionisty, dokonaną za sprawą ow ych przepięknych lilii.
Ż ołn ie rz i dziecko tw o rz ą swoistą o p o zycję, reprezentując dwa an tyte tyczn e, nie- rozum iejące się zu p e łn ie światy. Lilia je s t znakiem dobra, czystości i św iętości10 - po drugiej stronie znajduje się żołnierski miecz, sym bolizując to, co je s t piękne dla żo łn ie rza: w ojnę, krew, okrucieństw o, śmierć, cza
sem karę, choć ma też sm ukły k ształt i w je go sylwecie je s t jakieś p o d o b ie ń s tw o do li
lii, to przecież skojarzenia w yzw ala zu p e ł
nie odm ienne.
I kolejn y sym bo l - pszczoła, n ie s tru dzona zbieraczka kw ie tn e g o pyłu, heroicz
na ob roń czyni ula, altruistka. I lilia i pszczo
ła w przyszłości od w d zię czą się Bożemu Dziecku.
Herod zaprasza do pałacu wszystkich chłop ców w w ieku 2-3 lat pod pretekstem urodzin najm łodszego syna, wspaniałości p rz y g o to w a n e dla m ałych gości p rz y p o m inają raj, ale wśród nich je s t u k ry ty p o d w ó jn y rząd żołnie rzy w rynsztunku, nie
pokojący m atki, a budzący zaciekaw ienie chłopców . W pew nej chw ili żołnierze rzu
cają się i m ord ują dzieci, ty lk o je dn a matka dobiega z dzieckiem w ram ionach do bramy i zanim żołnierz strzegący wyjścia z pałacu zatopi m iecz w sercu dziecka, pszczoła za
to p i żądło w je g o oku i gd y ból go zam ro
czy, matka z dzieckiem ujdą bezpiecznie. To je dn a z tych pszczół, której dziecko p o m o gło w transporcie m io du do ula - taka je st logika baśni, która w ty m w yp ad ku spraw
dza się znakom icie. Potem przy bram ie, gdy żołnierz zatrzym a Świętą Rodzinę, dziecko przem ieni się w snop lilii, które olśnią żoł
nierza ta k oślepiającą białością, że cofnie się i zam knie oczy, i choć je s t przekonany, że to dziecko, pod palcami poczuł ty lk o płat
ki kwiecia. Wtedy wreszcie zobaczył żołnierz,
że to, co oślepiało swym blaskiem, było je d y nie wiązką białych lilii, takich samych ja k te, które rosły na polu. Tylko ich blask był o wiele mocniejszy i bardziej promienny. Trudno mu było na nie patrzeć.
W etknął rękę m iędzy kw iaty. Nie m ó g ł op ędzić się m yśli, że m usi tam być dziec
ko k tó re k o b ie ta n io s ła , le cz p o c z u ł t y l
ko p o d p a lc a m i c h łó d kw ietnych p ła tkó w . [s. 55-56].
Rys. Beata Kulesza-Damaziak
A je d n a k p o g n a ł za w ędrow cam i przez p u s ty n ię o p ę ta n y je d n ą m yślą, by zabić dziecko i przysłużyć się H erodow i, lecz gdy znalazł je w grocie strzeżonej przez lilie, te same co na łące, to znow u w yleciała z nich pszczoła gotow a bronić dziecka i w te d y p o ja w iła się refleksja, jeśli lilie i pszczoły o d p ła ciły dziecku za je g o do bro dzie jstw a , to ja k się ma zachować rzymski legionista? W tedy
i on dojrzał w dziecku boga i o d m ie n ił swoje życie; gdy je g o serce u w o ln iło się od złych odczuć, do strze gł rzeczy nadprzyrodzone, piękno i dobro. Nie przypadkiem do konało się to na pustyni, której je d n o ze znaczeń w legendach wskazuje ją ja ko miejsce o d zyskania czystości, duchow ości i n a jg łę b szej w arstw y siebie samego11.
Także odw ieczna palma daktylow a ro
snąca na pustyni, na którą Maryja i Józef na
trafią w czasie swojej ucieczki do Egiptu, o d czuwa nad sobą w ładzę dziecka, schyla się, by p ielg rzym i m og li nasycić swój g łód ro
snącymi w ysoko daktylam i.
Upersonifikowana palma, będąca sym bolem życia12, je s t ja k mędrzec, rośnie na pu
styni, p o jm o w an ej też ja ko krajobraz w ro gi każdem u życiu, ale to ona właśnie patrząca na świat z wysoka zna prawdę, dlatego szyb
ko przeczuje, że dziecko je s t boże i przez nie następuje prze bó stw ien ie całego świata.
Piękna sentencja: M ożna znaleźć coś, co je st bardziej suche niż pustynia, ale nie masz nic bardziej oschłego nad serce ludzkie [s. 32], w ieńczy tę piękną legendę.
A n tro p o m o rfiz a c ji po dlegają też inne zjawiska przyrody, z których n a jo k ru tn ie j
sza je s t chyba susza, o której czytam y: Szła susza przez starą ziemię judzką, z zapadłym i oczami, nieubłagana, po zeschłych ostach szła izżó łkłe j trawie [23]. Jej okru cie ństw o przy
pominające zachowanie opisanego powyżej legionisty też zostanie pokonane, gdy zrozu
mie, że trzej wędrowcy, którzy zatrzym ali się przy ocem brow aniu studni, wracają od Dzie
ciątka Jezus - ucieknie z krzykiem , a w te d y studnia znó w napełni się wodą. W te dy d ru gi z m ęd rców pow iedział, że szczęście stra
cone na w yniosłościach pychy można odzy
skać w głębokości po kory [34].
Potem w Nazarecie w id z im y ju ż p ięcio
le tniego Jezusa, który, siedząc na progu d o mu, lepi z g lin y śliczne ptaszki, m alując je
słonecznym blaskiem . A n ieo pod al niego Judasz, biedne zaniedbane dziecko, którego ptaszki - w przeciw ieństw ie do Jezusowych - były brzydkie i koślawe. W iedziony zazdro
ścią niszczy on Jezusowe zabawki, nie budzi je dn ak niechęci czytelnika lecz współczucie, ta k ja k Maria, która bierze Judasza na kolana i m ów i „Biedaku”, bo nie je st on ukazany jako uosobienie zła, lecz osoba rozdarta m iędzy m iłością a nienawiścią. Lepienie kuku łe k13 i ożyw ien ie ich to obraz stwarzania świata i ta analogia nasuwa się sama, gliniane kukuł
ki ożyw i m iłość Bożego Dziecka, ten co m a
luje św iatłem słonecznym , a m artw e j glinie daje tchnienie życia [75] powie: lećcie, lećcie i ta k ocali je przed Judaszem [76].
I ta opozycja je s t na p o d o b ie ń s tw o ba
śniowej; n ie d o b ry Judasz je s t brzydki, nie szczęśliwy i nienawidzi Jezusa, ślicznego, ko
chanego przez matkę, lubianego przez ludzi.
Jest on w skrom nym nazaretańskim dom ku szczęśliwy, a rodzice chronią go od cierpień i choć wierzą, że musi się dziać wola boża, a nie spełniać ich pragnienia, żywią cichą na
dzieję, że chłopca m inie przeznaczony mu od Najwyższego los.
Tylko matka wie, jaka przyszłość czeka je j ślicznego i radosnego syna i je j lęk prze
dz iw n ie k on tra stuje z piękn em i słonecz- nością świata.
Potem w idzim y jeszcze dwunastoletnie
go Jezusa w świątyni. Ta scena w szczegółach fa b u la rn y c h je s t nieco inna od e w a n g e licznej, bogatsza w niespodziew ane z w ro ty akcji, ale w ostatecznej w y m o w ie z g o d na z przekazem Pisma Świętego: rodzice, a przede wszystkim matka „straci” syna, k tó rego m iłość w yle je się poza do m rodzinny i ob ejm ie całą ludzkość.
W całej książce je st bardzo dużo światła, je s t w ręcz prześw ietlona najczystszym bla
skiem, ale nie ma w ty m m o n o to n ii: je s t p o świata z ie lon ob łę kitna, świecący sierp księ
życa, biel szat anielskich, świetlistość gw iaz
dy, św ietlane fale na niebie, p ro m ie n iu ją ce lilie. W idać też, ja k ustępuje ciem ność w świecie i sercach ludzkich, gd y rozpozna
ją Boga w dziecku.
Bardzo piękne są opisy słońca, to praw d ziw y cud solarny, co wszystko prześwietla, barwi i ożywia, bywa różowe, ja kby zmiesza
ne z krw ią, rzuca d ia m e n to w y blask, przy
daje piękna światu, je dn ako złoci naczynia garncarza, deski heblow ane ja k i kałuże.
Rys. Beata Kulesza-Damaziak
Opowieści nie są w olne od cierpień, jest i Droga Krzyżowa, i ludzka złość, i brzydota, ale też przedziw nej piękności Chusta świętej Weroniki, nade wszystko je d n a k blask, k tó ry otacza Boże Dziecko i słońce rozjaśnia
jące każdy m rok. W pisane w nie przesłanie m oralne, czasem występujące w form ie sen
tencji, nie straciło z czasem swej a k tu a ln o