• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 13

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1902, R. 1, nr 13"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

'Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.

•Rodzina chrześciańska* kosztuje razem z »Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m a r k ę 60 fe n . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską«

*bonować, może ją sobie zapisać za 50 fe n . u pp. agentów i wprost w Adm inistracyi »Górnoślązaka® w Katow icach, ul. Młyńska 12.

Na Niedzielę 14 po Świątkach

Ewangelia u Mateusza świętego

w Rozdziale VI.

W on czas: Mówił Jezus uczniom swoim:

Żaden nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował: albo przy jednym stać będzie, a drugim wzgardzi. Nie możecie B ogu słu­

żyć i mamonie. Dla tego wam powiadam:

nie troszczcie się o duszę waszę, cobyście jedli, ani o ciało wasze, czembyście się odzie­

wali. A zaż dusza nie jest ważniejsza niż po­

karm? i ciało niśli odzienie? W ejrzyjcie na ptaki niebieskie, iż nie sieją, ani żną, ani zbie­

rają do gumien, a Ojciec wasz Niebieski żywi je. Azażcie w y nie daleko ważniejsi niż one?

I kto z was obmyślając może przydać do wzrostu swego łokieć jeden? A o odzienie przecz się troszczycie? Przypatrzcie się liliom polnym, jako rosną, nie pracują ani przędą.

A powiadam wam, iż ani Salomon we wszyst­

kiej chwale swej nie był odziany, jako jedna z tych. A jeśliż trawę polną, która dziś jest, a jutro będzie w piec wrzucona, B ó g tak przyodziewa; jakoż daleko więcej was, małej wiary? Nie troszczcież się tedy, mówiąc: Cóż będziem jeść, albo co będziem pić, albo czem się będziem przyodziewać. Bo tego wszyst­

kiego poganie pilnie szukają. Albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszyst­

kiego potrzebujecie. Szukajcież tedy najprzód Królestwa B ożego i sprawiedliwości Jego, a to Wszystko wam będzie przydano.

Nauka z tej Ewangelii.

Faryzeuszowie modląc się lub poszcząc, nie czynili tego z potrzeby wewnętrznej, z potrzeby du­

szy, z przekonania osobistego, ale jako obłudnicy, czynili to wszystko dla oka: modląc się, mówili wiele, a poszcząc byli smętnymi. O strzegając Pan Jezus Uczniów swoich, aby ich nie naśladowali, pouczył ich, ja k się modlić i ja k pościć mają; a po­

tem rzekł: »Nie skarbcie sobie skarbów na ziemi, gdzie rdza i mól psuje, i gdzie złodzieje wykopy- wają i kradną; ale skarbcie sobie skarby w niebie, gdzie ani rdza, ani mól nie psuje, i gdzie złodzieje nie wykopują ani kradną. Albowiem gdzie jest skarb twój, tam jest i serce twoje*.

C o człowiek uważa za najdroższe dla siebie, za skarb swój, do tego się też przywięzuje; jeżeli rzeczy doczesne miłuje, w rzeczach doczesnych się zakop ie; a zakopawszy się w doczesności ciałem i duszą, nie podobno, aby przytem była szczera pa­

mięć na Boga, na posiadanie Onego. Dla tego to mówi dalej Zbawiciel, ja k nam to opisuje dzisiejsza Ewangelia święta: »żaden nie może dwom panom służyć: bo albo jedn ego będzie nienawidził, a dru­

giego będzie miłował; albo jednego trzymać się bę­

dzie, a drugim wzgardzi. Nie m ożecie B o gu służyć i mamonie«. A powinnością jest naszą najmilsi!

abyśmy przedewszystkiem B ogu służyli; na to bo­

wiem stworzeni jesteśm y; szukajmyż tedy naprzód Królestwa B ożego i sprawiedliwości Jego. Mamon, przez które to ‘słowo rozumie się: złoto, bogactwa, skarby, wszystko, co świat drogim nazywa, jest to jakoby bożek pogański, któremu ludzie wszystko po­

święcają, byle tylko zjednać sobie je g o względy, je g o łaskę, to jest: byle tylko ja k najwięcej zabrać,

posieść.

A pytamy, czyli wielkie zbiory uszczęśliwiają człowieka? Im więcej zbierasz, tem ci się więcej zachciewa, ciągle masz pragnienie, jakobyś się soli najadł i twoim żądzom nie ma końca. Przy pełnych stodołach jesteś ubogi, niespokojny, niezadowolniony, a przytem zawsze coś do ucha szepce: to wszystko zostawić trzeba, tem się śmierci nie okupisz, ja k to

(2)

98 tam będzie na sądzie; dla zbogacenia się, niejednegoś oszukał, ukrzywdził, okradł, okłamał i tak dalej! na­

leżałoby się to wszystko wynagrodzić i to w czwór­

nasób. Ciągła niespokojność! a tak się dzieje tam, gdzie się tylko słu iy doczesności, ciału, a o duszy się zapomina; a choć się i pamięta, to się na to nie zważa, tak jakby jej nie było. Na cóż ci się przyda, nierozważny człowiecze! to przesadzone zamiłowa­

nie tej marności światowej ? i któż z was troszcząc się, może przydać do wzrostu swego łokieć jeden? Je- żelić B óg pamięta o ptakach, roślinach, miałżeby puścić w niepamięć ciebie, którego stworzył na obraz i podobieństwo swoje? »Nie troszczcie się tedy, mó­

wiąc: cóż będziem jeść, albo: co będziemy pili, albo czem się będziem przyodziewać ? boć się o to wszystko poganie wielce starają; albowiem O jciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebuje­

cie*. Jednemu tylko Panu naraz wiernie i szczerze służyć można, dwom n ig d y ! Nie oddawajmy się tedy w podwójną służbę, bo na niej zawsze stra­

cimy. Jednemu panu poświęćmy nasze usługi, a to temu, który jest ich godzień, który pragnie szczerze naszego dobra, prawdziwego uszczęśliwienia, nie chwilowego, mniemanego, ale trwałego, wiecznego, prawdziwego; a tym Panem jest B óg nasz Stwórca.

On nam nie zakazuje pracować i biegać około pożywienia, odzienia i pomieszkania, nie owszem wielokrotnie w Piśmie świętem zachęca nas do pracy: w pocie czoła pracować będziesz! Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii ostrzega tylko, abyśmy się nie oddawali samej doczesności, w niej nie szukali naszego istotnego szczęścia, bo na ziemi i w ziemi nieba nie znajdziemy.

Tak myśleli poganie, którzy li tylko jo zaspoko­

jen ie potrzeb ciała się starali, nie mając pewnej na­

dziei' wiecznego życia. My inaczej pouczeni i za ­ pewnieni, szukajmy przedewszystkiem Królestwa Bo­

żego i sprawiedliwości Jego, a reszta będzie nam dana. —

A

Kauki dla kobiet.

Głośna, ale zawsze powtórzenia godna historya Estery, uczy, ja k te kobiety, które los do panów świata zbliżył, wyniósł nad stan, powinny uważać wyniesienie swoje i obracać je na korzyść braci.

"Urodą i słodyczą Ester, żydowska wychowanka Mardocheusza, ujęła serce króla Aswera, koronę swoją w łożył na jej głow ę i umiłował ją więcej niż inne kobiety swoje, lecz o jej rodzie nie wiedział.

Wtem nienawiść dumnego ministra Am ana zniewala monarchę do wydania wyroku śmierci na wszystkich

żydów rozproszonych po je g o krajach. Rozkazuje tedy Mardocheusz Esterze, aby szła do króla i pro­

siła go za ludem żydowskim, za ludem swoim. »Nie wieszże«, odpowiedziała stworzona zrazu niewiasta,

»iż ktokolwiek wejdzie do króla, wezwanym nie bę­

dąc, zabity ma być bez żadnej odwłoki, chybaby król laskę złotą ku niemu ściągnął, aby żyw y mógł zostać. Jakóż tedy ja wnijść mam do króla, w ez­

waną nie b ęd ą c?«

Zgrom ił Mardocheusz tę trwogę wychowanki, a w końcu rzekł do niej te słowa: »A kto wie, jeśliś nie dlatego dostąpiła królestwa, abyś na taki czas zgotowana była*. Przekonana Ester posila [duszę swoją modlitwą, zdobi strojem urodziwe ciało, i idzie do króla. Na surowej twarzy je g o omdlewa; lecz on wnet dotyka się berłem jej szyi, i mówi: »Czego chcesz Ester, Królowo? co za prośba twoja? byś też i połowicę królestwa prosiła, będzie daną*. Ona go prosi do siebie i z Amanem na w ieczerzę; tam w y­

daje mu, czem jest, i mówi, błagając g o : »Jeśliżem znalazła łaskę w obliczu twojem, i jeślić się podo­

bam, daruj mnie duszę moją, o którą proszę, i lu­

dowi mojemu, za który się przyczyniam«. K ról czyni zadosyć jej prośbie, odwołuje wyrok śmierci na żydów, Am ana wieszać każe, a Ester z Mardo- cheuszem piszą listy do całego ludu, aby ze wszelką pilnością ten dzień był ustanowiony świętym na po­

tomne czasy.

Nie tak rychłym uwieńczony skutkiem, ale jakże obfity w świętą nadzieję przykład, stawia nam Pismo św. w owej matce siedmiu synów, która w o­

lała patrzeć na ich śmierć, zachęcać ich do niej, umrzeć nareszcie sama, aniżeli się poddać ciemiężcy swojej ojczyzny, i nad zakon boży co uczynić. Sam pisarz ksiąg Machabejskich zdumiewa się nad jej cnotą i mówi: »Ale nad miarę matka dziwna, a pa­

miątki między zacnemi godna, która na ginących siedmiu synów jednego dnia patrząc, dobrem sercem żal znosiła dla ufności, którą w B ogu miała, każdego z nich ojczystym głosem mężnie napom inała; będąc pełna mądrości a myśli niewieściej, męzkiego ducha dodając, mówiła: »Nie wiem, jakoście się w żyw ocie moim ukazali, bo nie ja duszę wam darowałam i ży ­ wot, ale Stworzyciel świata, który prawił człowiecze narodzenie, i który wam przywróci żywot, którym dla praw Jego gardzicie«. Już sześciu w jej oczach śmierć męczeńską poniosło, zostawał jeszcze naj­

młodszy, i król A ntyoch pod przysięgą mu obiecy­

wał, że go bogatym i szczęśliwym uczyni; gd y mło­

dzieniec żadną miarą skłaniać się nie chciał, zaw o­

łał król matkę, i przykazał, aby młodzieńcowi radziła ku zdrowiu. Ona obiecała, że tak uczyni, ale wnet schyliwszy się do syna i szydząc sobie z okrutnego tyrana, tak napominała głosem ojczystem : »Synu mój, zmiłuj się nademną, któram cię dziewięć mie­

sięcy w żyw ocie nosiła i przez trzy lata przy pier­

siach miała i chowała, i aż do tych lat przywiodła.

Spojrzyj na niebo i ziemię, i zrozum, iż to B óg z niczego uczynił i rodzaj ludzki. Nie bój się tego

(3)

kata, ale stając się godnym braci twoich uczestni­

kiem, podejmiej śmierć, abym cię z braćmi twymi w onem zamiłowaniu przyjęła*.

G dy ona jeszcze te słowa mówiła, m łodzieniec zawołał na k ató w :

»C zego czekacie? ja słuchać nie chcę rozkazań królewskich, tylko zakonu, i tak jak bracia moi, daję życie za prawa ojczyste*; i podał głow ę oprawcom.

Król gniewem zapalony jeszcze srożej nad tym, jak nad tamtymi się pastwił, aż na ostatek po sy­

nach i matka koniec wzięła.

Zakony.

(C iąg dalszy).

Nauka Chrystusa zakazyw ała miłować świat, i to wszystko, co jest na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie masz w nim ojcowskiej miłości. Albowiem Wszystko, co jest na świecie, jest pożądliwość ciała, 1 pożądliwość oczu, i pycha żywota, która nie jest O jca niebieskiego, ale jest z świata. A świat prze­

b ija i pożądliwość jego. Lecz kto czyni wolę Bożą, trwa na wieki. Tak wyraźnie naucza A postoł Jan święty.

W tej samej myśli naucza Jakób św., gdyż w y­

raźnie powiada, iż przyjaźń tego świata, nieprzyja- ciółką jest Bożą. Ktokolw iek tedy chciał być przy­

jacielem tego świata, stawa się nieprzyjacielem Bożym.

I Paw eł św. woła na nas, abyśmy nie byli po­

dobnymi temu światu; ale mamy się przemienić w nowości umysłu naszego, abyśmy doświadczali, która jest wola Boża dobra, przyjemna i doskonała.

T aka wyraźna nauka chrześciańska o wzgardzie świata, wywarła wielki wpływ na Chrześcian; i dla tego wielu z nich uciekało od świata, kryjąc się po Pieczarach, skałach, a gnębiąc i cięmiężąc swe ciało, żywili się tacy pustelnicy częstokroć samemi korzon­

kami ziemi. T ak poskramiali swe namiętności a ćwi­

czyli się w cnocie i doskonałości. — I otóż początek życia pustelniczego.

Do najpierwszych pustelników — ja k to ju ż w ostatnim numerze pisaliśmy — należą bez wątpie­

nia Pustelnicy św. Paw eł i Antoni. Paw eł rodem był z Tebaidy, a żył lat przeszło 200 po Chrystusie.

% ł to młodzieniec uczony i bardzo bogaty, ale bo­

gactwami wzgardził, uciekł na pustynię, a tam zna­

lazłszy skałę dogodną, ju ż z niej nigdy na świat nie Wyszedł A w ciągłych modlitwach, postach, p o­

bożnych rozmyślaniach, dożył tam lat 113.

Krótko przed je g o śmiercią wynalazł go w owej Jaskini Antoni św., również znamienity pustelnik 1 ojcem wszystkich zakonników nazwany.

W owej więc skale umarł ów pustelnik Paweł święty, a święty Antoni pogrzebał je g o świętobliwe ciało. —

W tym samym więc czasie, ja k widzicie żył święty Antoni. Całą swoją majętność rozdał on między ubogich i na puszczę uszedł, aby się tam cały B ogu poświęcił. Tam się oddał cały modlitwom, postom i pracy. O jakiej tylko doskonałości u sły­

szał, tę zaraz chętnie naśladował. W szystek świat zwał księgami swojemi, bo w nim dobroć i wszech- m ocność Boską wyczytać mógł. — N igdy przed za­

chodem słońca nie ja d ł; czasem co drugi dzień, a nawet i co czwarty, pokarm przyjmował. — Sława je g o rozeszła się daleko, a wielu garnęło się do niego, których przywodził do wzgardy świata, do opuszczenia majętności, do pokuty, srogości żywota, pokory, cichości, i innych doskonałych cnót chrze- ściańskich. — Już w ięc nie wolno wiódł żywot pu­

stelniczy Antoni św., ale pomiędzy bracią i uczniami którzy się zgromadzili na puszczy w jednej owej wielkiej myśli. W spólnie więc żył A ntoni święty z tymi, którzy się od świata oddalili i nim w zgar­

dzili. I toć jest początek życia zakonnego. Dlatego też święty Antoni słusznie Ojcem Zakonników został nazwany.

Cesarz Konstantyn W ielki polecał się często listownie jeg o modlitwom. Tem u dziwili się jeg o uczniowie. »Czem uż się dziwicie«, rzekł im, »że cesarz do mnie list napisał? jest człowiekiem i do człowieka napisał. Dziwujcie się raczej temu, że B ó g piśmiennie Sw ą wolę nam objawił, i przez Sw ego Syna Jezusa Chrystusa do nas mówić raczył«.

W iedząc o dniu swej śmierci pocieszał swych braci, upominał ich, aby wiarę, którą odebrali od przodków, niezmazaną zachowali, i aby czysty, nie­

pokalany żywot prowadzili. I tak wesoło B ogu du­

cha oddał żyjąc lat 105.

Jaki wpływ wywarł św. Antoni na swych w spół­

czesnych widać ju ż ztąd, że zewsząd garnęli się do niego ci, co go chcieli w życiu naśladować, i słu­

chać je g o nauki. Ci w szyscy posiedli skały i jam y naokół św. Antoniego, jako dzieci koło ojca, tem tylko będąc zajęci, aby się doskonalić w poście, mo­

dlitwie, pokucie i wszelkich cnotach chrześciańskich.

Takich je g o naśladowców było kilka tysięcy, ja k to nam współcześni opisują. L ecz i późniejsi polubili bardzo owo życie pustelnicze, i coraz go więcej w tym względzie naśladowali. Uważano bowiem, i słusznie, iż w oddaleniu od świata, można się ła­

twiej doskonalić w wszelkich cnotach chrześciań­

skich ; bo cóż pomoże człowiekowi, gdyby cały świat posiadł, jeżeli duszę swą straci? C óż człowiek może I dać w zamian za duszę swoję? — I dlatego ucie­

kano od świata, w czasach bezbożności i zepsucia, aby tylko nie zgubić duszy swojej, nie stracić zba­

wienia. Przeto ów kierunek, który dał ^Antoni św., coraz więcej znalazł zwolenników. I tak św. Hila- rion już w 15 roku został uczniem św. Antoniego.

B ył na modlitwie częsty, względem braci pokorny,

(4)

1 0 0

w postach i w powściągliwości ostry; na gołej ziemi sypiał: później zaś wcale chleba nie jadał. Prze­

szedł ów święty mąż do Palestyny z kilku zakonni­

kami, i tam owo życie pustelnicze tak dalece roz­

szerzył, iż przeszło dwa tysiące miał uczni. W iele przeto klasztorów pobudował; i od niego poczyna się zamiłowanie życia klasztornego w Palestynie. — Umarł w późnej starości, bo w 8o-tym roku życia swego.

Około tego czasu i później wielu zakonników słynęło z ostrości i świętobliwości żywota. I tak po­

między innymi Szymon z Edessy, który słynął z wielkiego umartwienia ciała i dziwnych cnót. O so­

bliwie ćwiczył się w postach i w modlitwie. Całe nocy czuwał, lub na ziemi sypiał. — A tak był po­

korny, iż widząc, że go ludzie za życia ju ż za świę­

tego mają, umyślnie jakie błazeństwo zrobił, aby tylko u ludzi za świętego nie uchodził.

U nas w Europie, to jest na tej części ziemi, gdzie my żyjemy, zajaśniał wielką świętobliwością życia św. Atanazy, który się do W łoch z kilku za­

konnikami był schronił. Byłto mąż uczony i gor­

liwy) przeciw kacerzom skutecznie długo wojował, i wiele też od nich ucierpiał, zwłaszcza, gdy będąc Biskupem, z wszelką usilnością się starał, aby tylko kacerstwo aryańskie pogromił i wytępił. Dlatego też został ze swego biskupstwa gwałtem zrzucony i z kraju wygnany. Udał się przeto do W łoch, jak ju ż wiecie, z kilku zakonnikami, gdzie życie zakonne

wielu zwolenników znalazło i w krótce zakwitło.

Niedługo potem zaczęli biskupi tworzyć z swych księży stowarzyszenia zakonne, przepisali im reguły, podług których żyć mieli, postanowili osobno g o ­ dziny wspólnych modlitw i rozmyślań, rozlicznych zatrudnień i uczynków miłosiernych. Tym sposobem powstali kanonicy. T ak św. Augustyn, Biskup Hi- poneński w A fryce przepisał pewne ustawy dla swych księży, które w wielu innych miejscach z za­

pałem przyjęto. O tym wielkim Doktorze naszego Kościoła słyszeliście zapewne bardzo wiele. W iecie 0 tem, że z młodości gorszące bardzo wiódł życie.

A le później za łaską Boską i prośbami i łzami po­

bożnej swej Matki, Moniki, skruszony, poniechał owo niecne życie, żałował długo i często za wszystkie błędy swej płochej młodości, coraz bardziej ćwiczył się w cnotach i wszelkiej doskonałości chrześciań- skiej. Taką więc szczerą pokutą zm azał wszystkie swe dawne przewinienia, a świętobliwością życia 1 nauką tak się wsławił, że nawet na Biskupstwo zo­

stał wyniesiony: a K ościół B oży liczy go do naj­

dzielniejszych swych i najuczeńszych pisarzy, i mia­

nem doktora czyli uczonego, przeto go zaszczycił.

Owóż więc ten święty Augustyn założył ju ż po­

rządne regularne klasztorne życie. I od niego to biorą początek Augustyanie czyli Kanonicy regularni.

Owo życie zakonne tak dalece postąpiło, iż każdy, którykolwiek chciał się doskonalić w cnocie, wstępował na niejaki czas do zakonu. I tam ćwi­

czył się w modlitwie, a przez posty gnębiąc swe

ciało, oddalony od świata, poznawał na czem życie prawdziwe chrześciańskie zależy. I dla tego pokra- miał swe namiętności, czuwał nad sobą, aby tylko postąpić w doskonałości, do której nas Chrystus za­

chęcał; bądźcie doskonałymi jak O jciec wasz nie­

bieski doskonały jest.

Przeto też w owym czasie w szyscy ci, co stoją w Kościele Bożym co i nauką i cnotami się wsła­

wili, co z prawdziwem poświęceniem żyli dla swych braci, nawracali ich na drogę prawdy i cnoty, a z wszelką usilnością śmiało karcili występki, i p o­

wstawali przeciw błędom, któremi się Chrześcianie nieraz zarażali; a w szyscy wielcy mężowie przeżyli długie lata w zaciszu klasztornem, oddaleni od świata, gdzie się udoskonalili na wielkich mężów światła i cnoty. — B o i Zbaw iciel nasz Jezus Chry­

stus, chociaż tego nie potrzebował, poszedł na pu­

szczę, i tam 40 dni i nocy pościł, nim z swą Boską nauką wystąpił. I w tem go Chrześcianie naślado­

wali. I my też naśladujmy ową dążność pobożną, i raz poraź, gdy czas po temu, zamknijmy się w ko­

mórce na czas niejaki, pośćm y surowo, i rozmyślajmy tam owo wielkie dzieło zbawienia; zastanawiajmy się nad życiem naszem dawnem, i w dzień i w nocy odmawiając sobie spoczynku, gnębm y to ciało, aby tym sposobem duch nasz m ógł choć nieco postąpić w doskonałości chrześciańskiej. A zaręczam wam, że jeden, dwa lub trzy dni rocznie takiego się odosobnienia od świata, takiego niejako życia kla­

sztornego wielki wpływ wywrze na całe wasze życie późniejsze; polubicie je, i często się do niego ucie­

kać będziecie.

(Ciąg dalszy nastąpi).

Jt

* K rzyż w lesie.

W lesie przy drodze stoi krzyż nowy, A w około niego sosny zielone.

W idząc krzyż, czy wam przyjdzie do głowy, Ż e był niedawno sosną jak one?

A drzewa może jego żałują, Z e bez konarów nic nie ocieni One dziś wiosny cały wdzięk czują, On się ju ż więcej nie zazieleni!

Prawda, że przeszłość je g o skończona, Ż ycie dla świata w sobie umorzył, A le do nieba wznosi ramiona I dźwiga Tego, który go stworzył, Znak Zbawiciela na sobie niesie, K iedy przechodzień, klęcząc, go sławi;

I podróżnemu, co zbłądzi w lesie, K rzyż drogę wskaże i błogosławi.

A ten co płacze; ci, co się śmieją;

K ażdy tam składa swoją ofiarę;

(5)

C o wieńczą trzecią swą siostrę — wiarę!

Burza powstanie — on się nie boi;

Gną się ku ziemi sosen konary, Chylą się łamią — a godło wiary Nieporuszone, ja k wiara stoi.

Ach, czy wam jeszcze, o biedne sosny!

W idząc los jego , żal tego krzyża ? W szak niedaleko do przyszłej wiosny — Może i do was topór się zbliża.

Przyszłość wiadoma nie jest nikomu, Nie każdy krzyżem jest na rozdrożu.

T y będziesz strzechą lichego domu, T y masztem będziesz panować morzu;

Może też smutny was koniec czeka.,.

Dom spłonie, burza maszt pogruchota;

K rzyż stoi — trwalsza pokorna cnota, Pod krzyżem trwalsza będzie opieka!

Powtarzam jeszcze: czekajm y wiosny, Przyszłość niepewna niech nas nie trudzi.

Światowi lu d zie! wyście to sosny, Krzyżem jest dobry kapłan śród ludzi.

Siedm lat u socyalistów.

Wspomnienia byłego mówcy i męża zaufania y belgijskiej partyi socyalistycznej.

T e kartki pisze człowiek, który siedm lat swego życia zmarnował wśród menerów socyalistycznych, a przez lat pięć uchodził za jedn ego z najpopular­

niejszych mówców socyalistycznych w Belgii, który kilkakrotnie jako kandydat partyi socyalno-demokra- tycznej ubiegał się o mandat deputowanego i dziś jeszcze zasiada w radzie stołecznego miasta Brukseli.

Rozczarowany, rozgoryczony, towarzysz Gote- mans otrząsł się wreszcie z jarzm a rewolucyonistycz- nego i żeby doświadczenie przezeń nabrane nie mi­

nęło bez pożytku dla drugich, napisał historyą swego politycznego życia, którą podajemy czytelnikom dla przekonania w jaki to sposób, ci okrzyczani uszczę- śliwiacze ludu prowadzą swoją ochydną robotę bała­

mucenia klas pracujących.

Autor tego pamiętnika pisze takowy bez nie­

nawiści i bez obawy, przedewszystkiem bez niena­

wiści do ludzi, których samo wspomnienie nawet chciałby pogrzebać na wieki w otchłani zapom­

nienia.

W szystkim tym, których marzenia i ulotne sny się nie ziściły, którzy z bólem serca przekonali się, że rzekomi obrońcy ludu są tylko mataczami i ku­

glarzami politycznymi, wszystkim tym, co ze wstrętem odepchnąć musieli karykaturę swego ideału — parę tych wierszy poświęca autor.

Sporo papieru zabazgrano do dziś dnia dysku- syami o socyalizm ie; co do mnie, w uczone roz­

prawy bawić się nie będę: studyum moje o partyi socyalno-demokratycznej przeznaczam dla robotni­

ków. Będzie ono wyrazem czystej prawdy, smutnej rzeczywistości.

Od samych zaczątków dzieciństwa, aczkolwiek z pochodzenia należę do klasy mieszczańskiej i wy­

chowano mię w dostatkach, niemile mię zawsze ude­

rzały różnice społeczne. Uczucie to spotęgowało się jeszcze, skoro ruina i śmierć mych rodziców rzuciły mię na fale życia, pozbawionego środków utrzymania i skazanego na żmudną, licho płatną pracę. —

O d 18 roku pisma i mowy socyalistyczne ocza­

rowały i uwięziły mój um ysł: na ślepo poszedłem za czerwonym sztandarem, sam dobrze nie wiedząc, dlaczego i poco. Jakiś instynkt rewolucyjny pchał mię w tym kierunku, a ja szedłem z ochotą, ponie­

waż rozchodziło się o sianie niezgody, burzenie wszystkiego, ponieważ widziałem przed sobą rozwi­

jające się dzieło zemsty. C o mię tam obchodziła forma społeczeństwa, która miała zastąpić obecną;

byłem święcie przekonany, że gorzej ju ż być nie może. —

Myśl odegrania jakiejkolwiek roli w partyi, nie powstała nawet w moim umyśle; wstrętnem mi nawet było należeć jdo jakiego stowarzyszenia i przez kilka lat byłem »wolnym strzelcem* socyalnej demo- kracyi.

Czytałem bardzo pilnie i zachwycałem się arty­

kułami, w ogarnie partyi » L u d «. Zdaw ało mi się, że ludzie, co z taką zawziętością zwalczają burzoazyę (mieszczaństwo) muszą być ulepieni z innej gliny, przedstawiałem ich sobie z daleka, otoczonych aureolą bezinteresowności i dobroci, owioniętych świętym płomieniem poświęcenia.

— Jak to pięknie z ich strony, — myślałem sobie — poświęcać w ten sposób umysł, serce, całe życie, by stanąć w obronie wydziedziczonych!

I nieznany przez nikogo, szedłem na zgrom a­

dzenia. B yły to właśnie czasy agitacyi za powszech- nem glosowaniem ; Vandervelde debiutował, Volders stał u szczytu swej sławy oratorskiej, obydwaj w y­

warli na mnie ogromne wrażenie — to półbogi my­

ślałem w swej dziecinnej prostocie. W ystarczyło, żeby ktoś pozwolił sobie ich krytykować lub przy­

pisał im motywy działania samolubnego, by mię do­

prowadzić do irytacyi, graniczącej z wściekłością.

Pewnego dnia przychodzi do mnie jeden ze znajomych, a znając moje przekonania, występuje z propozycyą, bym wstąpił do syndykatu subjektów, dopiero co w Brukseli założonego. Dałem się wre­

szcie namówić i wieczorem poszliśmy razem na po­

siedzenie. Mój przyjaciel przedstawił mię zebranym;

ja jednak czułem się jakoś nie swój i z niechęcią słuchałem dyskusyi o osobach i o gospodarce, o której

(6)

102 nie miałem pojęcia. — Przystąpiono do nominacyi członka komitetu. I ludzie, którzy mię widzieli po raz pierwszy w życiu, zamianowali mię wydziałowym mimo mego wzbraniania się. W idać z tego, jak wielki brak ludzi panuje w partyi, jeśli syndykat utworzony z materyału wcale inteligentnego, widział się zmuszonym^do zamianowania komitetowym czło­

wieka zupełnie obcego.

Mimo to nie przyszło im na myśl, że mię wy­

brano tylko dlatego, by me siły wyzyskać. Byłem mocno przekonany, że moje osobiste zdolności nie mało wpłynęły na wybór. Od tej chwili próżność i ambicya zajęły w mem sercu stanowisko dominu­

jące, byłem zgubiony.

II. W komitecie.

Jako jeden z najpilniejszych członków komitetu, wychodziłem ostatni z magazynów, gdzieśm y praco­

wali, by zjawiać się pierwszy na posiedzeniach. Z a ­ rząd syndykatu nie odznaczał się pracowitością i nieraz musieliśmy odroczyć posiedzenie dla braku kompletu.

Co miesiąc odbywało się walne zgrom adzenie członków; jeśli ich przyszło dwudziestu, to ju ż było bardzo dobrze, choć syndykat liczył nominalnie prze­

szło stu członków wpisanych, tj. około pięćdziesięciu uiszczających wkładki. W alne zgromadzenie miało wnet po mem wstąpieniu przystąpić do wyboru trzech delegatów, którzy interesy syndykatu zastępo­

wać mieli w Związku syndykatów brukselskich.

I znowu, mimo mej woli, wybór padł na mnie no- wicyusza.

Odtąd stałem się wtajemniczonym we wyższy sposób we wszystkie interesy i geszefciki partyjne.

Raz na dwa tygodnie odbyw ały się zgromadzenia Związku syndykatów. Tutaj to dopiero spostrzegłem nienawiść, która dzieli mężów zaufania partyi robot­

niczej, tutaj dopiero zauważyłem, jaką przepaść kopie między nimi zazdrość i zawiść. W każdem ich słowie, gieście, spojrzeniu przejawiało się uczucie niechęci i zazdrości, którego mimo wszelkich wysił­

ków nie zdołali pokryć obleśnym uśmiechem.

Po zebraniach odbywano w kawiarni »konwer- sacye* polegające jedynie na robieniu plotek o »to­

warzyszach i braciach*. Jestto ogólnie przyjętą re­

gułą, że kiedy się zejdzie dwóch socyalistów, to tylko po to, żeby szkalować trzeciego.

Było także kilka rodzin, które chciały zmono­

polizować płatne zajęcia w Związku i w organie partyi i które na swych przypuszczalnych konkurentów rzucały spojrzenia zgłodniałych wilków.

Ja zaś — dobrowolny ślepiec — nie chciałem sobie zdawać z tego wszystkiego sprawy i w kilka miesięcy później byłem taki sam, ja k i drudzy.

W pływ otoczenia!

(C iąg dalszy nastąpi).

0 znaczeniu cnoty i cnotliwego życia, j

jako środka pomocnego w cierpieniu i chroniącego od wielu chorób.

(Streszczenie z w ykładu d r a C h ła p o w s k ie g o w Królewskiej Hucie w »Kółku«, w r. 1873.)

(Ciąg dalszy).

Przez siłę woli może człowiek nieraz wiele do­

konać. — Mówią, że czasami przez nię i od choroby zaraźliwej, a raczej nagminnej może się uchronić; — to pewna, że przetrwać może ogromnie wiele. — L ecz nie każden do tego zdolny, i tak siła woli, ja k ­ kolwiek jest wielką zaletą, nie może uchodzić dla tego za konieczną cnotę.

Mówiłem o pracy jako o warunku zdrowia 1 lekarstwie na wiele chorób, lekarstwie, które nie­

stety niejednemu zapisać się nie da, i nie podoba. — Takiem lekarstwem jest także modlitwa. Nie mówię już o nadprzyrodzonej łasce, jaką ona nam wyjednać może i o której w iecie; ale ju ż same nią zajęcie się uspakaja niejednego chorego, przez to leczy, jakby uśmierzający środek; to znów dodaje mu otuchy, siły, jakb y środek pobudzający; — a wreszcie dla kaleki i niezdolnego do jakiejkolw iek pracy ręcznej, lub umysłowej charlaka, jest jedynym sposobem za­

stąpienia tego obowiązku, przysługiwania się bliźniemu i odwdzięczania się tym, którzy go wspierają w imię Chrystusa; modlitwa w istocie przywięzuje tego łazarza do je g o um ęczonego życia, bo podtrzymuje go jeszcze pociechą, że chociaż cierpi i nic robić nie może, to nie jest niepoiytecznym.

Z poprzedzających uwag wynika, że hygiena, czyli nauka o otrzymaniu zdrowia, ściśle jest z mo­

ralną złączona w życiu pojedynczego człowieka, innemi słowy, że ludzie cnotliwie i obyczajnie się prowadzący zwykle narażają się na mniej chorób i lepiej, jeżeli są niemi nawiedzeni, znosić je mogą.

Pozostaje mi wykazać, że i na następne generacye przechodzą skutki wstrzemięźliwego i cnotliwego lub też rozwiozłego życia. — W iem y z Pisma św., że występki B ó g karze aź do czwartego pokolenia, a doświadczenie i nauka stwierdzają nam tę straszną prawdę, i są ludzie, którzy się nawet silą na naukowe wytłumaczenie tego smutnego faktu, że całe rodziny, narody i rasy nawet pokutować muszą, niejako cie- lesnem i moralnem, umysłowem upośledzeniem za występki i zboczenia przodków.

W ady dziedziczne, to najtrudniejsza rzecz do wykorzenienia. Człowiek podnieść się może z upadku własnego, ale bardzo mu trudno wynieść się z p o­

niżenia, które jest udziałem dziedzicznem społeczeń­

stwa, wśród którego żyje. Dowodzi tego życie nikczemne niektórych teraz dzikich naródów, których stan obecny w porównaniu do tego, jaki mieli da­

wniej, niezawodnie jest gorszym, podczas gd y inne narody postąpiły. — Kto się zajm ował dziećmi w szkole, ten przyzna, że ju ż w młodym wieku wy-

(7)

raźnie objawiają się skłonności, które wychowaniem wprawdzie rozwinąć lub przytłumić można, ale które przeto nie znikają zupełnia i dla tego, choć w poje­

dynczym człowieku skutkiem walki wewnętrznej pa­

nowania nad sobą, skutkiem religijnej pomocy, za­

milkną, w potomku jeg o odezwać następnie się mogą. Dla tego to poleca się n. p. młodzieńcowi szukanie żony z dobrego gniazda, tj. którą nietylko osobiste zdobią przymioty, ale której cała rodzina tem się oddawna odznacza.

Dla tego to rozsądni rodzice dawnym zw y­

czajem, nim córkę młodzieńcowi oddadzą, wypytują s*ę wprzód o je g o rodzinę, a dobre imię rodziców, najlepszem się stawa poleceniem dla nowożeńca.

W starożytnem świecie słyszym y o rodzinach i całych rasach przeklętych, które najczęściej też w krótkim czasie zmarniały. Historya nas uczy, że życie roz- wiozłe i niemoralne, przez kilka pokoleń nie usta­

jące, jakie np. było w Rzym ie w czasie upadku ce­

sarstwa rzymskiego, idzie zawsze w parze z upad­

kiem fizycznym i prowadzi ostateczuie do bezdziet- ności, do wymarcia rodziny, lub do wytworzenia skarłowaciąłej ciałem i umysłem rasy.

U pojedynczych ludzi i rodzin i teraz jeszcze sami spostrzedz możemy to nieubłagane prawo. — Znam rodziny, w których prawie w szyscy członkowie, alt»o moralnie do niczego, albo też umysłowo chorzy.

Obłąkanie i zbrodnia tak często równocześnie w jednej S1$ zdarzają rodzinie, że często sędziom i lekarzom trudno poznać, co stało się z wolnej woli, co zaś z niepowstrzymanego popędu, jaki u szaleńców się zdarza. U takich to ludzi nie masz wcale uczucia moralnego, to jest w łaściwego rozpoznania tego, co S1S godzi, od tego, co, się nie g o d z i; zaślepienie w tym najważniejszym dla człowieka punkcie, bywa skutkiem od dzieciństwa nawykłego niepanowania nad sobą; a więc można śmiało powiedzieć, że wiele chorób tak zwanych umysłowych, jest właściwie Po prostu smutną spuścizną grzechów przodków na­

szych; to też w narodach trzymających się od wie­

ków ściśle io g a przykazań, choćby nie ucywilizowa­

nych, straszne te choroby zawsze daleko rzadziej S1§ zdarzają, jak w tych, które od wieków w próżno­

waniu, zbytku i ucisku bliźniego rozwijały się może Politycznie i powiększały terytoryalnie, ale upadały moralnie, społecznie i w rodzinnych stosunkach się

°słabiały i t. d. Podróżni, którzy opisują życie nie Zepsutych piciem gorzałki i innemi mniej lub dalej nowoczesnymi zbytkami szczepów nawet pogańskich, np. niektórych indyjańskich w Am eryce północnej, zeznawają, że wśród nich istotnych obłąkania wy­

padków nie ma wiele. —

W rodzinach pracowitych, wiodących od wie­

ków spokojne, uczciwe i umiarkowane życie, są one także nieznane. Niestety, obecne stosunki zakłócają ten odwieczny spokój bogobojnych i szczęśliwych rodzin. Zm niejszenie powagi ojcowskiej przez

°becny system szkolnictwa i prawodawstwa, dalej Wynikające z zaprowadzenia ogólnej wojskowości,

z ułatwionej kom unikacyi i z potrzeby nieubłaganej w przemyśle, ciągłe zetknięcie się ludności wiejskiej z wielkiemi miastami, które od wieków były ogni­

skami zepsucia, wreszcie tysiące wynalazków niepo­

trzebnych, przyzwyczajających tylko do zbytku nawet klasy najuboższe: to są wszystko przyczyny nietylko moralnego upadku, ale zarazem i zepsucie zdrowia w tych rodzinach, które dawniej, choć biedne, szczę­

śliwe życie wiodły, teraz z małymi wyjątkami tych, które się materyalnie podniosły, w ogólności jednak nawet i pod tym względem nie zyskały, a pod innymi względam i wiele straciły.

(Dokończenie nastąpi).

Rady lekarskie.

W wypadku zadławienia się trzeba nos tak ścisnąć, aby obie dziurki dobrze zatkane były, a po­

wietrze znajdujące się w tchawicy, wypchnie przed­

miot dławiący natychmiast.

Rady gospodarskie.

P róba ziemniaków.

Chcąc przy kupnie ziemniaków poznać, czy będą sypkie po ugotowaniu, trzeba ziemniak jeden rozkroić i połówki moci^g jedną o drugą potrzeć.

Jeśli ma być sypki, to się skleja, a na krajach w y­

chodzi piana. G dy odwrotnie, nie skleja się i puszcza wodę, znak to, że będzie wodnisty.

Napój dla koni.

K to jedzie daleko a popasa, gdy konie zmę­

czone podróżą, niechaj im nie daje czystej wody, tylko domięsza im po litrze mąki do wody. Napój ten jest zdrowy i zmęczonym koniom siły przywraca do dalszego biegu.

Do zachow ania kożuchów i futer przed molami

zaleca się tabaka. Bierze się w tym celu naj­

mocniejszy gatunek tabaki, a w ysuszywszy ją na proszek, obsypuje się nią dokładnie futra, owija się futro w prześcieradło i chowa starannie. Tabaka zaleca się przed innymi środkami, ja k np. naftaliną i t. p. dlatego, że nie pozostawia po sobie w futrze nieprzyjemnego zapachu.

(8)

104

Środkiem na w szy u bydła

bardzo skutecznym okazał się olej rzepakowy, któ­

rym bydło zawszawione się naciera. Skutek jest tak szybki, że pasożyty w czasie nacierania skóry zdychają. Nawet jajka, czyli gnidy giną od oleju, wszelako potrzeba, jeśli skutek ma być dokładny, nacieranie po kilku dniach powtórzyć; jeżeli sierć jest długa, to znależy zwierzęta ostrzydz.

Wesoły kącik.

Na ulicy.

Ż e b r a k : Prosiłbym łaskawego pana o wspar­

cie. —

P r z e c h o d z ą c y : Takim [tęgim i zdrowym lu­

dziom nic nigdy nie daję.

Ż e b r a k : Możeby pan chciał, abym dla jakichś 3 fenygów, złamał sobie rękę lub nogę.

* *

*

Była bitwa nie lada, armaty grały, kule gw i­

zdały, aż ziemia drżała. Stary wiarus, co to ju ż nie­

raz nawąchał się prochu, a za wojną tęsknił, jak pijak za kwaterką, stał opodal ze swoim towarzy­

szem broni, Jankiem, na ważnem stanowisku. Kilka godzin tam przepędziwszy, gd y ju ż się bitwa skoń­

czyła, znużony położył się na ziemi, i usnął, a Janek czuwał. W tem prychodzi kula armatna i urywa śpiącemu wiarusowi głowę. — Janek oparty na broni, zamyślił się, a ciężko westchnąwzy, rzekł sam do siebie:

»Co on na to powie, ja k się obudzi i zobaczy, że nie ma gło w y*.

* *

*

Starał się jeden o urząd u króla pruskiego Fryderyka II.

»Zkąd jesteś?*

»Z Berlina, Najjaśniejszy Panie!*

»Idź precz, w szyscy Berlińczycy nie wiele warci *.^

»Przepraszam, Najjaśniejszy Panie, ja znam dwóch dobrych.*

»Którzy to są?* zapytał się Monarcha.

»Pierwszy jest N ajjaśniejszy Pan, a drugi —•

to ja*.

Rozśmiał się Król z tej dowcipnej odpowiedzi, i dał mu urząd,

JL

Łamigłówka z nagrodą.

Cóż to być może? Jest czterech słów zdanie, Kóre czy z przodu, czy też wspak przeczytasz Zaw sze to samo tobie pozostanie;

Lecz czem są słowa mnie najprzód zapytasz.

Ot pierwsze słowo, zwierzę bardzo znane, (By się nie zdradzić, nie powiem ju ż więcej);

Drugie z pół trzeciem imię ukochane Trzecim był każdy, gdy wiek miał dziecięcy.

Czwartem i ciebie darzyła przyroda

Nawet w dwójnasób, w lewem serce stuka Rzucić na czwarte rzecz cenną to szkoda, W eźm ie nagrodę kto zdanie odszuka.

Rozwiązanie zagadki z nr. 12-go:

Tatarka, tatarak, krata, tarka, Tatar, arak, arka, karta, kra, Akra, rak, tartak, kara, tata, rata, kat,

katar.

Rozwiązania nadesłali: pp. Józef Knopp z Za­

brza, Jan i Berta Badura z Roździenia, Karol Mar- kowiak z Niem. Przysieki, Tom asz Cober z Huty Wilhelminy, Jan Szulc z Poznania.

Ostatniego rozwiązanie brzmi ja k następuje:

Cóż to Panie Redaktorze?

C zy ju ż zgadnąć nikt nie może, Owej zagadki z nagrodą

W naszej »Rodzinie* ukochanej, W tym tygodniu nam przesłanej?

Ż e jest trudną, sami wiecie, L ecz ją zgadłem pono przecie:

Ż e owym owocem jest tatarka;

B o w sobie aź 16 wyrazów chowa:

tatarek krata, tarka, Tatar, arak, arka, karta, kra, Akra, rak, tartak, kara, tata, rata, kat i katar

Oto całe rozwiązanie

Tylko nie wiem, czy udane?

B oć nie jestem żaden panek, T ylko ze wsi chłopek Janek.

A gdy sami ju ż przyznacie Ż e coś warta, to mi dacie T ę nagrodę obiecaną, Za zagadkę rozwiązaną;

B oć nie raz sobie głow ę łamię A nagrody nie dostanę.

Los przeznaczył nagrodę p. Szulcowi.

Nakładem i czcionkami »Góm o41ązakac, ipdlki w ydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.

Redaktor odpowiedzialny: A dolf Ligoń w Katowicach.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Miasto Naim leżało w dolnej Galilei, między Górami Tabor i Hermon, w pięknej bardzo okolicy. Szedł właśnie do niego z Kafernaum Zbawiciel, gdzie był uzdrowił

I na onego ślepo narodzonego ślepotę, i na Łazarza śmierć był przepuścił, nie dla żadnego grzechu jego, ani rodziców jego, ale jako sam powiedział dla

Faryzeuszowie cieszyli się, że Sadduceuszowie zawstydzeni odeszli; ale tego nie mogli znieść na sobie, że Pan Jezus ich zawstydził; zeszli się tedy pospołu i

Więc rozległy się straszne okrzyki tego ludu, domagającego się, aby chrześcian rzucano w cyrkach, w czasie publicznych igrzysk, lwom na pożarcie!. Tak się też

bierz sukienkę białą, w której nieskalanej masz się stawić przed sąd Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyś otrzymał życie wieczne. Bracia, przypatrzmy się

ścioła; goreje przy nich światło, i Kler zebrany od- prawuje tam jutrznią ku czci Świętych, których są te relikwije. Dyakon zaś w kościele będący, pyta

klął ziemię, żeby ju ż skarbów swoich nie wydawała więcej, że ju ż wyschły wszystkie zarobku źródła, że drogich kruszców żyły zamieniły się w popiół,

Tak więc Jezuici rozszerzyli się po całej Polsce, a innowiercy przez nich zwojowani albo odstąpili swych błędów, albo też osłabli i zaniemieli, źe ani