Rodzina chrześciańska
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
'Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.
•Rodzina chrześciańska* kosztuje razem z »Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m a r k ę 60 fe n . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską«
*bonować, może ją sobie zapisać za 50 fe n . u pp. agentów i wprost w Adm inistracyi »Górnoślązaka® w Katow icach, ul. Młyńska 12.
Na Niedzielę 14 po Świątkach
Ewangelia u Mateusza świętego
w Rozdziale VI.
W on czas: Mówił Jezus uczniom swoim:
Żaden nie może dwom panom służyć. Bo albo jednego będzie nienawidził, a drugiego będzie miłował: albo przy jednym stać będzie, a drugim wzgardzi. Nie możecie B ogu słu
żyć i mamonie. Dla tego wam powiadam:
nie troszczcie się o duszę waszę, cobyście jedli, ani o ciało wasze, czembyście się odzie
wali. A zaż dusza nie jest ważniejsza niż po
karm? i ciało niśli odzienie? W ejrzyjcie na ptaki niebieskie, iż nie sieją, ani żną, ani zbie
rają do gumien, a Ojciec wasz Niebieski żywi je. Azażcie w y nie daleko ważniejsi niż one?
I kto z was obmyślając może przydać do wzrostu swego łokieć jeden? A o odzienie przecz się troszczycie? Przypatrzcie się liliom polnym, jako rosną, nie pracują ani przędą.
A powiadam wam, iż ani Salomon we wszyst
kiej chwale swej nie był odziany, jako jedna z tych. A jeśliż trawę polną, która dziś jest, a jutro będzie w piec wrzucona, B ó g tak przyodziewa; jakoż daleko więcej was, małej wiary? Nie troszczcież się tedy, mówiąc: Cóż będziem jeść, albo co będziem pić, albo czem się będziem przyodziewać. Bo tego wszyst
kiego poganie pilnie szukają. Albowiem Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszyst
kiego potrzebujecie. Szukajcież tedy najprzód Królestwa B ożego i sprawiedliwości Jego, a to Wszystko wam będzie przydano.
Nauka z tej Ewangelii.
Faryzeuszowie modląc się lub poszcząc, nie czynili tego z potrzeby wewnętrznej, z potrzeby du
szy, z przekonania osobistego, ale jako obłudnicy, czynili to wszystko dla oka: modląc się, mówili wiele, a poszcząc byli smętnymi. O strzegając Pan Jezus Uczniów swoich, aby ich nie naśladowali, pouczył ich, ja k się modlić i ja k pościć mają; a po
tem rzekł: »Nie skarbcie sobie skarbów na ziemi, gdzie rdza i mól psuje, i gdzie złodzieje wykopy- wają i kradną; ale skarbcie sobie skarby w niebie, gdzie ani rdza, ani mól nie psuje, i gdzie złodzieje nie wykopują ani kradną. Albowiem gdzie jest skarb twój, tam jest i serce twoje*.
C o człowiek uważa za najdroższe dla siebie, za skarb swój, do tego się też przywięzuje; jeżeli rzeczy doczesne miłuje, w rzeczach doczesnych się zakop ie; a zakopawszy się w doczesności ciałem i duszą, nie podobno, aby przytem była szczera pa
mięć na Boga, na posiadanie Onego. Dla tego to mówi dalej Zbawiciel, ja k nam to opisuje dzisiejsza Ewangelia święta: »żaden nie może dwom panom służyć: bo albo jedn ego będzie nienawidził, a dru
giego będzie miłował; albo jednego trzymać się bę
dzie, a drugim wzgardzi. Nie m ożecie B o gu służyć i mamonie«. A powinnością jest naszą najmilsi!
abyśmy przedewszystkiem B ogu służyli; na to bo
wiem stworzeni jesteśm y; szukajmyż tedy naprzód Królestwa B ożego i sprawiedliwości Jego. Mamon, przez które to ‘słowo rozumie się: złoto, bogactwa, skarby, wszystko, co świat drogim nazywa, jest to jakoby bożek pogański, któremu ludzie wszystko po
święcają, byle tylko zjednać sobie je g o względy, je g o łaskę, to jest: byle tylko ja k najwięcej zabrać,
posieść.
A pytamy, czyli wielkie zbiory uszczęśliwiają człowieka? Im więcej zbierasz, tem ci się więcej zachciewa, ciągle masz pragnienie, jakobyś się soli najadł i twoim żądzom nie ma końca. Przy pełnych stodołach jesteś ubogi, niespokojny, niezadowolniony, a przytem zawsze coś do ucha szepce: to wszystko zostawić trzeba, tem się śmierci nie okupisz, ja k to
98 tam będzie na sądzie; dla zbogacenia się, niejednegoś oszukał, ukrzywdził, okradł, okłamał i tak dalej! na
leżałoby się to wszystko wynagrodzić i to w czwór
nasób. Ciągła niespokojność! a tak się dzieje tam, gdzie się tylko słu iy doczesności, ciału, a o duszy się zapomina; a choć się i pamięta, to się na to nie zważa, tak jakby jej nie było. Na cóż ci się przyda, nierozważny człowiecze! to przesadzone zamiłowa
nie tej marności światowej ? i któż z was troszcząc się, może przydać do wzrostu swego łokieć jeden? Je- żelić B óg pamięta o ptakach, roślinach, miałżeby puścić w niepamięć ciebie, którego stworzył na obraz i podobieństwo swoje? »Nie troszczcie się tedy, mó
wiąc: cóż będziem jeść, albo: co będziemy pili, albo czem się będziem przyodziewać ? boć się o to wszystko poganie wielce starają; albowiem O jciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebuje
cie*. Jednemu tylko Panu naraz wiernie i szczerze służyć można, dwom n ig d y ! Nie oddawajmy się tedy w podwójną służbę, bo na niej zawsze stra
cimy. Jednemu panu poświęćmy nasze usługi, a to temu, który jest ich godzień, który pragnie szczerze naszego dobra, prawdziwego uszczęśliwienia, nie chwilowego, mniemanego, ale trwałego, wiecznego, prawdziwego; a tym Panem jest B óg nasz Stwórca.
On nam nie zakazuje pracować i biegać około pożywienia, odzienia i pomieszkania, nie owszem wielokrotnie w Piśmie świętem zachęca nas do pracy: w pocie czoła pracować będziesz! Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii ostrzega tylko, abyśmy się nie oddawali samej doczesności, w niej nie szukali naszego istotnego szczęścia, bo na ziemi i w ziemi nieba nie znajdziemy.
Tak myśleli poganie, którzy li tylko jo zaspoko
jen ie potrzeb ciała się starali, nie mając pewnej na
dziei' wiecznego życia. My inaczej pouczeni i za pewnieni, szukajmy przedewszystkiem Królestwa Bo
żego i sprawiedliwości Jego, a reszta będzie nam dana. —
A
Kauki dla kobiet.
Głośna, ale zawsze powtórzenia godna historya Estery, uczy, ja k te kobiety, które los do panów świata zbliżył, wyniósł nad stan, powinny uważać wyniesienie swoje i obracać je na korzyść braci.
"Urodą i słodyczą Ester, żydowska wychowanka Mardocheusza, ujęła serce króla Aswera, koronę swoją w łożył na jej głow ę i umiłował ją więcej niż inne kobiety swoje, lecz o jej rodzie nie wiedział.
Wtem nienawiść dumnego ministra Am ana zniewala monarchę do wydania wyroku śmierci na wszystkich
żydów rozproszonych po je g o krajach. Rozkazuje tedy Mardocheusz Esterze, aby szła do króla i pro
siła go za ludem żydowskim, za ludem swoim. »Nie wieszże«, odpowiedziała stworzona zrazu niewiasta,
»iż ktokolwiek wejdzie do króla, wezwanym nie bę
dąc, zabity ma być bez żadnej odwłoki, chybaby król laskę złotą ku niemu ściągnął, aby żyw y mógł zostać. Jakóż tedy ja wnijść mam do króla, w ez
waną nie b ęd ą c?«
Zgrom ił Mardocheusz tę trwogę wychowanki, a w końcu rzekł do niej te słowa: »A kto wie, jeśliś nie dlatego dostąpiła królestwa, abyś na taki czas zgotowana była*. Przekonana Ester posila [duszę swoją modlitwą, zdobi strojem urodziwe ciało, i idzie do króla. Na surowej twarzy je g o omdlewa; lecz on wnet dotyka się berłem jej szyi, i mówi: »Czego chcesz Ester, Królowo? co za prośba twoja? byś też i połowicę królestwa prosiła, będzie daną*. Ona go prosi do siebie i z Amanem na w ieczerzę; tam w y
daje mu, czem jest, i mówi, błagając g o : »Jeśliżem znalazła łaskę w obliczu twojem, i jeślić się podo
bam, daruj mnie duszę moją, o którą proszę, i lu
dowi mojemu, za który się przyczyniam«. K ról czyni zadosyć jej prośbie, odwołuje wyrok śmierci na żydów, Am ana wieszać każe, a Ester z Mardo- cheuszem piszą listy do całego ludu, aby ze wszelką pilnością ten dzień był ustanowiony świętym na po
tomne czasy.
Nie tak rychłym uwieńczony skutkiem, ale jakże obfity w świętą nadzieję przykład, stawia nam Pismo św. w owej matce siedmiu synów, która w o
lała patrzeć na ich śmierć, zachęcać ich do niej, umrzeć nareszcie sama, aniżeli się poddać ciemiężcy swojej ojczyzny, i nad zakon boży co uczynić. Sam pisarz ksiąg Machabejskich zdumiewa się nad jej cnotą i mówi: »Ale nad miarę matka dziwna, a pa
miątki między zacnemi godna, która na ginących siedmiu synów jednego dnia patrząc, dobrem sercem żal znosiła dla ufności, którą w B ogu miała, każdego z nich ojczystym głosem mężnie napom inała; będąc pełna mądrości a myśli niewieściej, męzkiego ducha dodając, mówiła: »Nie wiem, jakoście się w żyw ocie moim ukazali, bo nie ja duszę wam darowałam i ży wot, ale Stworzyciel świata, który prawił człowiecze narodzenie, i który wam przywróci żywot, którym dla praw Jego gardzicie«. Już sześciu w jej oczach śmierć męczeńską poniosło, zostawał jeszcze naj
młodszy, i król A ntyoch pod przysięgą mu obiecy
wał, że go bogatym i szczęśliwym uczyni; gd y mło
dzieniec żadną miarą skłaniać się nie chciał, zaw o
łał król matkę, i przykazał, aby młodzieńcowi radziła ku zdrowiu. Ona obiecała, że tak uczyni, ale wnet schyliwszy się do syna i szydząc sobie z okrutnego tyrana, tak napominała głosem ojczystem : »Synu mój, zmiłuj się nademną, któram cię dziewięć mie
sięcy w żyw ocie nosiła i przez trzy lata przy pier
siach miała i chowała, i aż do tych lat przywiodła.
Spojrzyj na niebo i ziemię, i zrozum, iż to B óg z niczego uczynił i rodzaj ludzki. Nie bój się tego
kata, ale stając się godnym braci twoich uczestni
kiem, podejmiej śmierć, abym cię z braćmi twymi w onem zamiłowaniu przyjęła*.
G dy ona jeszcze te słowa mówiła, m łodzieniec zawołał na k ató w :
»C zego czekacie? ja słuchać nie chcę rozkazań królewskich, tylko zakonu, i tak jak bracia moi, daję życie za prawa ojczyste*; i podał głow ę oprawcom.
Król gniewem zapalony jeszcze srożej nad tym, jak nad tamtymi się pastwił, aż na ostatek po sy
nach i matka koniec wzięła.
Zakony.
(C iąg dalszy).
Nauka Chrystusa zakazyw ała miłować świat, i to wszystko, co jest na świecie. Jeśli kto miłuje świat, nie masz w nim ojcowskiej miłości. Albowiem Wszystko, co jest na świecie, jest pożądliwość ciała, 1 pożądliwość oczu, i pycha żywota, która nie jest O jca niebieskiego, ale jest z świata. A świat prze
b ija i pożądliwość jego. Lecz kto czyni wolę Bożą, trwa na wieki. Tak wyraźnie naucza A postoł Jan święty.
W tej samej myśli naucza Jakób św., gdyż w y
raźnie powiada, iż przyjaźń tego świata, nieprzyja- ciółką jest Bożą. Ktokolw iek tedy chciał być przy
jacielem tego świata, stawa się nieprzyjacielem Bożym.
I Paw eł św. woła na nas, abyśmy nie byli po
dobnymi temu światu; ale mamy się przemienić w nowości umysłu naszego, abyśmy doświadczali, która jest wola Boża dobra, przyjemna i doskonała.
T aka wyraźna nauka chrześciańska o wzgardzie świata, wywarła wielki wpływ na Chrześcian; i dla tego wielu z nich uciekało od świata, kryjąc się po Pieczarach, skałach, a gnębiąc i cięmiężąc swe ciało, żywili się tacy pustelnicy częstokroć samemi korzon
kami ziemi. T ak poskramiali swe namiętności a ćwi
czyli się w cnocie i doskonałości. — I otóż początek życia pustelniczego.
Do najpierwszych pustelników — ja k to ju ż w ostatnim numerze pisaliśmy — należą bez wątpie
nia Pustelnicy św. Paw eł i Antoni. Paw eł rodem był z Tebaidy, a żył lat przeszło 200 po Chrystusie.
% ł to młodzieniec uczony i bardzo bogaty, ale bo
gactwami wzgardził, uciekł na pustynię, a tam zna
lazłszy skałę dogodną, ju ż z niej nigdy na świat nie Wyszedł A w ciągłych modlitwach, postach, p o
bożnych rozmyślaniach, dożył tam lat 113.
Krótko przed je g o śmiercią wynalazł go w owej Jaskini Antoni św., również znamienity pustelnik 1 ojcem wszystkich zakonników nazwany.
W owej więc skale umarł ów pustelnik Paweł święty, a święty Antoni pogrzebał je g o świętobliwe ciało. —
W tym samym więc czasie, ja k widzicie żył święty Antoni. Całą swoją majętność rozdał on między ubogich i na puszczę uszedł, aby się tam cały B ogu poświęcił. Tam się oddał cały modlitwom, postom i pracy. O jakiej tylko doskonałości u sły
szał, tę zaraz chętnie naśladował. W szystek świat zwał księgami swojemi, bo w nim dobroć i wszech- m ocność Boską wyczytać mógł. — N igdy przed za
chodem słońca nie ja d ł; czasem co drugi dzień, a nawet i co czwarty, pokarm przyjmował. — Sława je g o rozeszła się daleko, a wielu garnęło się do niego, których przywodził do wzgardy świata, do opuszczenia majętności, do pokuty, srogości żywota, pokory, cichości, i innych doskonałych cnót chrze- ściańskich. — Już w ięc nie wolno wiódł żywot pu
stelniczy Antoni św., ale pomiędzy bracią i uczniami którzy się zgromadzili na puszczy w jednej owej wielkiej myśli. W spólnie więc żył A ntoni święty z tymi, którzy się od świata oddalili i nim w zgar
dzili. I toć jest początek życia zakonnego. Dlatego też święty Antoni słusznie Ojcem Zakonników został nazwany.
Cesarz Konstantyn W ielki polecał się często listownie jeg o modlitwom. Tem u dziwili się jeg o uczniowie. »Czem uż się dziwicie«, rzekł im, »że cesarz do mnie list napisał? jest człowiekiem i do człowieka napisał. Dziwujcie się raczej temu, że B ó g piśmiennie Sw ą wolę nam objawił, i przez Sw ego Syna Jezusa Chrystusa do nas mówić raczył«.
W iedząc o dniu swej śmierci pocieszał swych braci, upominał ich, aby wiarę, którą odebrali od przodków, niezmazaną zachowali, i aby czysty, nie
pokalany żywot prowadzili. I tak wesoło B ogu du
cha oddał żyjąc lat 105.
Jaki wpływ wywarł św. Antoni na swych w spół
czesnych widać ju ż ztąd, że zewsząd garnęli się do niego ci, co go chcieli w życiu naśladować, i słu
chać je g o nauki. Ci w szyscy posiedli skały i jam y naokół św. Antoniego, jako dzieci koło ojca, tem tylko będąc zajęci, aby się doskonalić w poście, mo
dlitwie, pokucie i wszelkich cnotach chrześciańskich.
Takich je g o naśladowców było kilka tysięcy, ja k to nam współcześni opisują. L ecz i późniejsi polubili bardzo owo życie pustelnicze, i coraz go więcej w tym względzie naśladowali. Uważano bowiem, i słusznie, iż w oddaleniu od świata, można się ła
twiej doskonalić w wszelkich cnotach chrześciań
skich ; bo cóż pomoże człowiekowi, gdyby cały świat posiadł, jeżeli duszę swą straci? C óż człowiek może I dać w zamian za duszę swoję? — I dlatego ucie
kano od świata, w czasach bezbożności i zepsucia, aby tylko nie zgubić duszy swojej, nie stracić zba
wienia. Przeto ów kierunek, który dał ^Antoni św., coraz więcej znalazł zwolenników. I tak św. Hila- rion już w 15 roku został uczniem św. Antoniego.
B ył na modlitwie częsty, względem braci pokorny,
1 0 0
w postach i w powściągliwości ostry; na gołej ziemi sypiał: później zaś wcale chleba nie jadał. Prze
szedł ów święty mąż do Palestyny z kilku zakonni
kami, i tam owo życie pustelnicze tak dalece roz
szerzył, iż przeszło dwa tysiące miał uczni. W iele przeto klasztorów pobudował; i od niego poczyna się zamiłowanie życia klasztornego w Palestynie. — Umarł w późnej starości, bo w 8o-tym roku życia swego.
Około tego czasu i później wielu zakonników słynęło z ostrości i świętobliwości żywota. I tak po
między innymi Szymon z Edessy, który słynął z wielkiego umartwienia ciała i dziwnych cnót. O so
bliwie ćwiczył się w postach i w modlitwie. Całe nocy czuwał, lub na ziemi sypiał. — A tak był po
korny, iż widząc, że go ludzie za życia ju ż za świę
tego mają, umyślnie jakie błazeństwo zrobił, aby tylko u ludzi za świętego nie uchodził.
U nas w Europie, to jest na tej części ziemi, gdzie my żyjemy, zajaśniał wielką świętobliwością życia św. Atanazy, który się do W łoch z kilku za
konnikami był schronił. Byłto mąż uczony i gor
liwy) przeciw kacerzom skutecznie długo wojował, i wiele też od nich ucierpiał, zwłaszcza, gdy będąc Biskupem, z wszelką usilnością się starał, aby tylko kacerstwo aryańskie pogromił i wytępił. Dlatego też został ze swego biskupstwa gwałtem zrzucony i z kraju wygnany. Udał się przeto do W łoch, jak ju ż wiecie, z kilku zakonnikami, gdzie życie zakonne
wielu zwolenników znalazło i w krótce zakwitło.
Niedługo potem zaczęli biskupi tworzyć z swych księży stowarzyszenia zakonne, przepisali im reguły, podług których żyć mieli, postanowili osobno g o dziny wspólnych modlitw i rozmyślań, rozlicznych zatrudnień i uczynków miłosiernych. Tym sposobem powstali kanonicy. T ak św. Augustyn, Biskup Hi- poneński w A fryce przepisał pewne ustawy dla swych księży, które w wielu innych miejscach z za
pałem przyjęto. O tym wielkim Doktorze naszego Kościoła słyszeliście zapewne bardzo wiele. W iecie 0 tem, że z młodości gorszące bardzo wiódł życie.
A le później za łaską Boską i prośbami i łzami po
bożnej swej Matki, Moniki, skruszony, poniechał owo niecne życie, żałował długo i często za wszystkie błędy swej płochej młodości, coraz bardziej ćwiczył się w cnotach i wszelkiej doskonałości chrześciań- skiej. Taką więc szczerą pokutą zm azał wszystkie swe dawne przewinienia, a świętobliwością życia 1 nauką tak się wsławił, że nawet na Biskupstwo zo
stał wyniesiony: a K ościół B oży liczy go do naj
dzielniejszych swych i najuczeńszych pisarzy, i mia
nem doktora czyli uczonego, przeto go zaszczycił.
Owóż więc ten święty Augustyn założył ju ż po
rządne regularne klasztorne życie. I od niego to biorą początek Augustyanie czyli Kanonicy regularni.
Owo życie zakonne tak dalece postąpiło, iż każdy, którykolwiek chciał się doskonalić w cnocie, wstępował na niejaki czas do zakonu. I tam ćwi
czył się w modlitwie, a przez posty gnębiąc swe
ciało, oddalony od świata, poznawał na czem życie prawdziwe chrześciańskie zależy. I dla tego pokra- miał swe namiętności, czuwał nad sobą, aby tylko postąpić w doskonałości, do której nas Chrystus za
chęcał; bądźcie doskonałymi jak O jciec wasz nie
bieski doskonały jest.
Przeto też w owym czasie w szyscy ci, co stoją w Kościele Bożym co i nauką i cnotami się wsła
wili, co z prawdziwem poświęceniem żyli dla swych braci, nawracali ich na drogę prawdy i cnoty, a z wszelką usilnością śmiało karcili występki, i p o
wstawali przeciw błędom, któremi się Chrześcianie nieraz zarażali; a w szyscy wielcy mężowie przeżyli długie lata w zaciszu klasztornem, oddaleni od świata, gdzie się udoskonalili na wielkich mężów światła i cnoty. — B o i Zbaw iciel nasz Jezus Chry
stus, chociaż tego nie potrzebował, poszedł na pu
szczę, i tam 40 dni i nocy pościł, nim z swą Boską nauką wystąpił. I w tem go Chrześcianie naślado
wali. I my też naśladujmy ową dążność pobożną, i raz poraź, gdy czas po temu, zamknijmy się w ko
mórce na czas niejaki, pośćm y surowo, i rozmyślajmy tam owo wielkie dzieło zbawienia; zastanawiajmy się nad życiem naszem dawnem, i w dzień i w nocy odmawiając sobie spoczynku, gnębm y to ciało, aby tym sposobem duch nasz m ógł choć nieco postąpić w doskonałości chrześciańskiej. A zaręczam wam, że jeden, dwa lub trzy dni rocznie takiego się odosobnienia od świata, takiego niejako życia kla
sztornego wielki wpływ wywrze na całe wasze życie późniejsze; polubicie je, i często się do niego ucie
kać będziecie.
(Ciąg dalszy nastąpi).
Jt
* K rzyż w lesie.
W lesie przy drodze stoi krzyż nowy, A w około niego sosny zielone.
W idząc krzyż, czy wam przyjdzie do głowy, Ż e był niedawno sosną jak one?
A drzewa może jego żałują, Z e bez konarów nic nie ocieni One dziś wiosny cały wdzięk czują, On się ju ż więcej nie zazieleni!
Prawda, że przeszłość je g o skończona, Ż ycie dla świata w sobie umorzył, A le do nieba wznosi ramiona I dźwiga Tego, który go stworzył, Znak Zbawiciela na sobie niesie, K iedy przechodzień, klęcząc, go sławi;
I podróżnemu, co zbłądzi w lesie, K rzyż drogę wskaże i błogosławi.
A ten co płacze; ci, co się śmieją;
K ażdy tam składa swoją ofiarę;
C o wieńczą trzecią swą siostrę — wiarę!
Burza powstanie — on się nie boi;
Gną się ku ziemi sosen konary, Chylą się łamią — a godło wiary Nieporuszone, ja k wiara stoi.
Ach, czy wam jeszcze, o biedne sosny!
W idząc los jego , żal tego krzyża ? W szak niedaleko do przyszłej wiosny — Może i do was topór się zbliża.
Przyszłość wiadoma nie jest nikomu, Nie każdy krzyżem jest na rozdrożu.
T y będziesz strzechą lichego domu, T y masztem będziesz panować morzu;
Może też smutny was koniec czeka.,.
Dom spłonie, burza maszt pogruchota;
K rzyż stoi — trwalsza pokorna cnota, Pod krzyżem trwalsza będzie opieka!
Powtarzam jeszcze: czekajm y wiosny, Przyszłość niepewna niech nas nie trudzi.
Światowi lu d zie! wyście to sosny, Krzyżem jest dobry kapłan śród ludzi.
Siedm lat u socyalistów.
Wspomnienia byłego mówcy i męża zaufania y belgijskiej partyi socyalistycznej.
T e kartki pisze człowiek, który siedm lat swego życia zmarnował wśród menerów socyalistycznych, a przez lat pięć uchodził za jedn ego z najpopular
niejszych mówców socyalistycznych w Belgii, który kilkakrotnie jako kandydat partyi socyalno-demokra- tycznej ubiegał się o mandat deputowanego i dziś jeszcze zasiada w radzie stołecznego miasta Brukseli.
Rozczarowany, rozgoryczony, towarzysz Gote- mans otrząsł się wreszcie z jarzm a rewolucyonistycz- nego i żeby doświadczenie przezeń nabrane nie mi
nęło bez pożytku dla drugich, napisał historyą swego politycznego życia, którą podajemy czytelnikom dla przekonania w jaki to sposób, ci okrzyczani uszczę- śliwiacze ludu prowadzą swoją ochydną robotę bała
mucenia klas pracujących.
Autor tego pamiętnika pisze takowy bez nie
nawiści i bez obawy, przedewszystkiem bez niena
wiści do ludzi, których samo wspomnienie nawet chciałby pogrzebać na wieki w otchłani zapom
nienia.
W szystkim tym, których marzenia i ulotne sny się nie ziściły, którzy z bólem serca przekonali się, że rzekomi obrońcy ludu są tylko mataczami i ku
glarzami politycznymi, wszystkim tym, co ze wstrętem odepchnąć musieli karykaturę swego ideału — parę tych wierszy poświęca autor.
Sporo papieru zabazgrano do dziś dnia dysku- syami o socyalizm ie; co do mnie, w uczone roz
prawy bawić się nie będę: studyum moje o partyi socyalno-demokratycznej przeznaczam dla robotni
ków. Będzie ono wyrazem czystej prawdy, smutnej rzeczywistości.
Od samych zaczątków dzieciństwa, aczkolwiek z pochodzenia należę do klasy mieszczańskiej i wy
chowano mię w dostatkach, niemile mię zawsze ude
rzały różnice społeczne. Uczucie to spotęgowało się jeszcze, skoro ruina i śmierć mych rodziców rzuciły mię na fale życia, pozbawionego środków utrzymania i skazanego na żmudną, licho płatną pracę. —
O d 18 roku pisma i mowy socyalistyczne ocza
rowały i uwięziły mój um ysł: na ślepo poszedłem za czerwonym sztandarem, sam dobrze nie wiedząc, dlaczego i poco. Jakiś instynkt rewolucyjny pchał mię w tym kierunku, a ja szedłem z ochotą, ponie
waż rozchodziło się o sianie niezgody, burzenie wszystkiego, ponieważ widziałem przed sobą rozwi
jające się dzieło zemsty. C o mię tam obchodziła forma społeczeństwa, która miała zastąpić obecną;
byłem święcie przekonany, że gorzej ju ż być nie może. —
Myśl odegrania jakiejkolwiek roli w partyi, nie powstała nawet w moim umyśle; wstrętnem mi nawet było należeć jdo jakiego stowarzyszenia i przez kilka lat byłem »wolnym strzelcem* socyalnej demo- kracyi.
Czytałem bardzo pilnie i zachwycałem się arty
kułami, w ogarnie partyi » L u d «. Zdaw ało mi się, że ludzie, co z taką zawziętością zwalczają burzoazyę (mieszczaństwo) muszą być ulepieni z innej gliny, przedstawiałem ich sobie z daleka, otoczonych aureolą bezinteresowności i dobroci, owioniętych świętym płomieniem poświęcenia.
— Jak to pięknie z ich strony, — myślałem sobie — poświęcać w ten sposób umysł, serce, całe życie, by stanąć w obronie wydziedziczonych!
I nieznany przez nikogo, szedłem na zgrom a
dzenia. B yły to właśnie czasy agitacyi za powszech- nem glosowaniem ; Vandervelde debiutował, Volders stał u szczytu swej sławy oratorskiej, obydwaj w y
warli na mnie ogromne wrażenie — to półbogi my
ślałem w swej dziecinnej prostocie. W ystarczyło, żeby ktoś pozwolił sobie ich krytykować lub przy
pisał im motywy działania samolubnego, by mię do
prowadzić do irytacyi, graniczącej z wściekłością.
Pewnego dnia przychodzi do mnie jeden ze znajomych, a znając moje przekonania, występuje z propozycyą, bym wstąpił do syndykatu subjektów, dopiero co w Brukseli założonego. Dałem się wre
szcie namówić i wieczorem poszliśmy razem na po
siedzenie. Mój przyjaciel przedstawił mię zebranym;
ja jednak czułem się jakoś nie swój i z niechęcią słuchałem dyskusyi o osobach i o gospodarce, o której
102 nie miałem pojęcia. — Przystąpiono do nominacyi członka komitetu. I ludzie, którzy mię widzieli po raz pierwszy w życiu, zamianowali mię wydziałowym mimo mego wzbraniania się. W idać z tego, jak wielki brak ludzi panuje w partyi, jeśli syndykat utworzony z materyału wcale inteligentnego, widział się zmuszonym^do zamianowania komitetowym czło
wieka zupełnie obcego.
Mimo to nie przyszło im na myśl, że mię wy
brano tylko dlatego, by me siły wyzyskać. Byłem mocno przekonany, że moje osobiste zdolności nie mało wpłynęły na wybór. Od tej chwili próżność i ambicya zajęły w mem sercu stanowisko dominu
jące, byłem zgubiony.
II. W komitecie.
Jako jeden z najpilniejszych członków komitetu, wychodziłem ostatni z magazynów, gdzieśm y praco
wali, by zjawiać się pierwszy na posiedzeniach. Z a rząd syndykatu nie odznaczał się pracowitością i nieraz musieliśmy odroczyć posiedzenie dla braku kompletu.
Co miesiąc odbywało się walne zgrom adzenie członków; jeśli ich przyszło dwudziestu, to ju ż było bardzo dobrze, choć syndykat liczył nominalnie prze
szło stu członków wpisanych, tj. około pięćdziesięciu uiszczających wkładki. W alne zgromadzenie miało wnet po mem wstąpieniu przystąpić do wyboru trzech delegatów, którzy interesy syndykatu zastępo
wać mieli w Związku syndykatów brukselskich.
I znowu, mimo mej woli, wybór padł na mnie no- wicyusza.
Odtąd stałem się wtajemniczonym we wyższy sposób we wszystkie interesy i geszefciki partyjne.
Raz na dwa tygodnie odbyw ały się zgromadzenia Związku syndykatów. Tutaj to dopiero spostrzegłem nienawiść, która dzieli mężów zaufania partyi robot
niczej, tutaj dopiero zauważyłem, jaką przepaść kopie między nimi zazdrość i zawiść. W każdem ich słowie, gieście, spojrzeniu przejawiało się uczucie niechęci i zazdrości, którego mimo wszelkich wysił
ków nie zdołali pokryć obleśnym uśmiechem.
Po zebraniach odbywano w kawiarni »konwer- sacye* polegające jedynie na robieniu plotek o »to
warzyszach i braciach*. Jestto ogólnie przyjętą re
gułą, że kiedy się zejdzie dwóch socyalistów, to tylko po to, żeby szkalować trzeciego.
Było także kilka rodzin, które chciały zmono
polizować płatne zajęcia w Związku i w organie partyi i które na swych przypuszczalnych konkurentów rzucały spojrzenia zgłodniałych wilków.
Ja zaś — dobrowolny ślepiec — nie chciałem sobie zdawać z tego wszystkiego sprawy i w kilka miesięcy później byłem taki sam, ja k i drudzy.
W pływ otoczenia!
(C iąg dalszy nastąpi).
0 znaczeniu cnoty i cnotliwego życia, j
jako środka pomocnego w cierpieniu i chroniącego od wielu chorób.
(Streszczenie z w ykładu d r a C h ła p o w s k ie g o w Królewskiej Hucie w »Kółku«, w r. 1873.)
(Ciąg dalszy).
Przez siłę woli może człowiek nieraz wiele do
konać. — Mówią, że czasami przez nię i od choroby zaraźliwej, a raczej nagminnej może się uchronić; — to pewna, że przetrwać może ogromnie wiele. — L ecz nie każden do tego zdolny, i tak siła woli, ja k kolwiek jest wielką zaletą, nie może uchodzić dla tego za konieczną cnotę.
Mówiłem o pracy jako o warunku zdrowia 1 lekarstwie na wiele chorób, lekarstwie, które nie
stety niejednemu zapisać się nie da, i nie podoba. — Takiem lekarstwem jest także modlitwa. Nie mówię już o nadprzyrodzonej łasce, jaką ona nam wyjednać może i o której w iecie; ale ju ż same nią zajęcie się uspakaja niejednego chorego, przez to leczy, jakby uśmierzający środek; to znów dodaje mu otuchy, siły, jakb y środek pobudzający; — a wreszcie dla kaleki i niezdolnego do jakiejkolw iek pracy ręcznej, lub umysłowej charlaka, jest jedynym sposobem za
stąpienia tego obowiązku, przysługiwania się bliźniemu i odwdzięczania się tym, którzy go wspierają w imię Chrystusa; modlitwa w istocie przywięzuje tego łazarza do je g o um ęczonego życia, bo podtrzymuje go jeszcze pociechą, że chociaż cierpi i nic robić nie może, to nie jest niepoiytecznym.
Z poprzedzających uwag wynika, że hygiena, czyli nauka o otrzymaniu zdrowia, ściśle jest z mo
ralną złączona w życiu pojedynczego człowieka, innemi słowy, że ludzie cnotliwie i obyczajnie się prowadzący zwykle narażają się na mniej chorób i lepiej, jeżeli są niemi nawiedzeni, znosić je mogą.
Pozostaje mi wykazać, że i na następne generacye przechodzą skutki wstrzemięźliwego i cnotliwego lub też rozwiozłego życia. — W iem y z Pisma św., że występki B ó g karze aź do czwartego pokolenia, a doświadczenie i nauka stwierdzają nam tę straszną prawdę, i są ludzie, którzy się nawet silą na naukowe wytłumaczenie tego smutnego faktu, że całe rodziny, narody i rasy nawet pokutować muszą, niejako cie- lesnem i moralnem, umysłowem upośledzeniem za występki i zboczenia przodków.
W ady dziedziczne, to najtrudniejsza rzecz do wykorzenienia. Człowiek podnieść się może z upadku własnego, ale bardzo mu trudno wynieść się z p o
niżenia, które jest udziałem dziedzicznem społeczeń
stwa, wśród którego żyje. Dowodzi tego życie nikczemne niektórych teraz dzikich naródów, których stan obecny w porównaniu do tego, jaki mieli da
wniej, niezawodnie jest gorszym, podczas gd y inne narody postąpiły. — Kto się zajm ował dziećmi w szkole, ten przyzna, że ju ż w młodym wieku wy-
raźnie objawiają się skłonności, które wychowaniem wprawdzie rozwinąć lub przytłumić można, ale które przeto nie znikają zupełnia i dla tego, choć w poje
dynczym człowieku skutkiem walki wewnętrznej pa
nowania nad sobą, skutkiem religijnej pomocy, za
milkną, w potomku jeg o odezwać następnie się mogą. Dla tego to poleca się n. p. młodzieńcowi szukanie żony z dobrego gniazda, tj. którą nietylko osobiste zdobią przymioty, ale której cała rodzina tem się oddawna odznacza.
Dla tego to rozsądni rodzice dawnym zw y
czajem, nim córkę młodzieńcowi oddadzą, wypytują s*ę wprzód o je g o rodzinę, a dobre imię rodziców, najlepszem się stawa poleceniem dla nowożeńca.
W starożytnem świecie słyszym y o rodzinach i całych rasach przeklętych, które najczęściej też w krótkim czasie zmarniały. Historya nas uczy, że życie roz- wiozłe i niemoralne, przez kilka pokoleń nie usta
jące, jakie np. było w Rzym ie w czasie upadku ce
sarstwa rzymskiego, idzie zawsze w parze z upad
kiem fizycznym i prowadzi ostateczuie do bezdziet- ności, do wymarcia rodziny, lub do wytworzenia skarłowaciąłej ciałem i umysłem rasy.
U pojedynczych ludzi i rodzin i teraz jeszcze sami spostrzedz możemy to nieubłagane prawo. — Znam rodziny, w których prawie w szyscy członkowie, alt»o moralnie do niczego, albo też umysłowo chorzy.
Obłąkanie i zbrodnia tak często równocześnie w jednej S1$ zdarzają rodzinie, że często sędziom i lekarzom trudno poznać, co stało się z wolnej woli, co zaś z niepowstrzymanego popędu, jaki u szaleńców się zdarza. U takich to ludzi nie masz wcale uczucia moralnego, to jest w łaściwego rozpoznania tego, co S1S godzi, od tego, co, się nie g o d z i; zaślepienie w tym najważniejszym dla człowieka punkcie, bywa skutkiem od dzieciństwa nawykłego niepanowania nad sobą; a więc można śmiało powiedzieć, że wiele chorób tak zwanych umysłowych, jest właściwie Po prostu smutną spuścizną grzechów przodków na
szych; to też w narodach trzymających się od wie
ków ściśle io g a przykazań, choćby nie ucywilizowa
nych, straszne te choroby zawsze daleko rzadziej S1§ zdarzają, jak w tych, które od wieków w próżno
waniu, zbytku i ucisku bliźniego rozwijały się może Politycznie i powiększały terytoryalnie, ale upadały moralnie, społecznie i w rodzinnych stosunkach się
°słabiały i t. d. Podróżni, którzy opisują życie nie Zepsutych piciem gorzałki i innemi mniej lub dalej nowoczesnymi zbytkami szczepów nawet pogańskich, np. niektórych indyjańskich w Am eryce północnej, zeznawają, że wśród nich istotnych obłąkania wy
padków nie ma wiele. —
W rodzinach pracowitych, wiodących od wie
ków spokojne, uczciwe i umiarkowane życie, są one także nieznane. Niestety, obecne stosunki zakłócają ten odwieczny spokój bogobojnych i szczęśliwych rodzin. Zm niejszenie powagi ojcowskiej przez
°becny system szkolnictwa i prawodawstwa, dalej Wynikające z zaprowadzenia ogólnej wojskowości,
z ułatwionej kom unikacyi i z potrzeby nieubłaganej w przemyśle, ciągłe zetknięcie się ludności wiejskiej z wielkiemi miastami, które od wieków były ogni
skami zepsucia, wreszcie tysiące wynalazków niepo
trzebnych, przyzwyczajających tylko do zbytku nawet klasy najuboższe: to są wszystko przyczyny nietylko moralnego upadku, ale zarazem i zepsucie zdrowia w tych rodzinach, które dawniej, choć biedne, szczę
śliwe życie wiodły, teraz z małymi wyjątkami tych, które się materyalnie podniosły, w ogólności jednak nawet i pod tym względem nie zyskały, a pod innymi względam i wiele straciły.
(Dokończenie nastąpi).
Rady lekarskie.
W wypadku zadławienia się trzeba nos tak ścisnąć, aby obie dziurki dobrze zatkane były, a po
wietrze znajdujące się w tchawicy, wypchnie przed
miot dławiący natychmiast.
Rady gospodarskie.
P róba ziemniaków.
Chcąc przy kupnie ziemniaków poznać, czy będą sypkie po ugotowaniu, trzeba ziemniak jeden rozkroić i połówki moci^g jedną o drugą potrzeć.
Jeśli ma być sypki, to się skleja, a na krajach w y
chodzi piana. G dy odwrotnie, nie skleja się i puszcza wodę, znak to, że będzie wodnisty.
Napój dla koni.
K to jedzie daleko a popasa, gdy konie zmę
czone podróżą, niechaj im nie daje czystej wody, tylko domięsza im po litrze mąki do wody. Napój ten jest zdrowy i zmęczonym koniom siły przywraca do dalszego biegu.
Do zachow ania kożuchów i futer przed molami
zaleca się tabaka. Bierze się w tym celu naj
mocniejszy gatunek tabaki, a w ysuszywszy ją na proszek, obsypuje się nią dokładnie futra, owija się futro w prześcieradło i chowa starannie. Tabaka zaleca się przed innymi środkami, ja k np. naftaliną i t. p. dlatego, że nie pozostawia po sobie w futrze nieprzyjemnego zapachu.
104
Środkiem na w szy u bydła
bardzo skutecznym okazał się olej rzepakowy, któ
rym bydło zawszawione się naciera. Skutek jest tak szybki, że pasożyty w czasie nacierania skóry zdychają. Nawet jajka, czyli gnidy giną od oleju, wszelako potrzeba, jeśli skutek ma być dokładny, nacieranie po kilku dniach powtórzyć; jeżeli sierć jest długa, to znależy zwierzęta ostrzydz.
Wesoły kącik.
Na ulicy.
Ż e b r a k : Prosiłbym łaskawego pana o wspar
cie. —
P r z e c h o d z ą c y : Takim [tęgim i zdrowym lu
dziom nic nigdy nie daję.
Ż e b r a k : Możeby pan chciał, abym dla jakichś 3 fenygów, złamał sobie rękę lub nogę.
* *
*
Była bitwa nie lada, armaty grały, kule gw i
zdały, aż ziemia drżała. Stary wiarus, co to ju ż nie
raz nawąchał się prochu, a za wojną tęsknił, jak pijak za kwaterką, stał opodal ze swoim towarzy
szem broni, Jankiem, na ważnem stanowisku. Kilka godzin tam przepędziwszy, gd y ju ż się bitwa skoń
czyła, znużony położył się na ziemi, i usnął, a Janek czuwał. W tem prychodzi kula armatna i urywa śpiącemu wiarusowi głowę. — Janek oparty na broni, zamyślił się, a ciężko westchnąwzy, rzekł sam do siebie:
»Co on na to powie, ja k się obudzi i zobaczy, że nie ma gło w y*.
* *
*
Starał się jeden o urząd u króla pruskiego Fryderyka II.
»Zkąd jesteś?*
»Z Berlina, Najjaśniejszy Panie!*
»Idź precz, w szyscy Berlińczycy nie wiele warci *.^
»Przepraszam, Najjaśniejszy Panie, ja znam dwóch dobrych.*
»Którzy to są?* zapytał się Monarcha.
»Pierwszy jest N ajjaśniejszy Pan, a drugi —•
to ja*.
Rozśmiał się Król z tej dowcipnej odpowiedzi, i dał mu urząd,
JL
Łamigłówka z nagrodą.
Cóż to być może? Jest czterech słów zdanie, Kóre czy z przodu, czy też wspak przeczytasz Zaw sze to samo tobie pozostanie;
Lecz czem są słowa mnie najprzód zapytasz.
Ot pierwsze słowo, zwierzę bardzo znane, (By się nie zdradzić, nie powiem ju ż więcej);
Drugie z pół trzeciem imię ukochane Trzecim był każdy, gdy wiek miał dziecięcy.
Czwartem i ciebie darzyła przyroda
Nawet w dwójnasób, w lewem serce stuka Rzucić na czwarte rzecz cenną to szkoda, W eźm ie nagrodę kto zdanie odszuka.
Rozwiązanie zagadki z nr. 12-go:
Tatarka, tatarak, krata, tarka, Tatar, arak, arka, karta, kra, Akra, rak, tartak, kara, tata, rata, kat,
katar.
Rozwiązania nadesłali: pp. Józef Knopp z Za
brza, Jan i Berta Badura z Roździenia, Karol Mar- kowiak z Niem. Przysieki, Tom asz Cober z Huty Wilhelminy, Jan Szulc z Poznania.
Ostatniego rozwiązanie brzmi ja k następuje:
Cóż to Panie Redaktorze?
C zy ju ż zgadnąć nikt nie może, Owej zagadki z nagrodą
W naszej »Rodzinie* ukochanej, W tym tygodniu nam przesłanej?
Ż e jest trudną, sami wiecie, L ecz ją zgadłem pono przecie:
Ż e owym owocem jest tatarka;
B o w sobie aź 16 wyrazów chowa:
tatarek krata, tarka, Tatar, arak, arka, karta, kra, Akra, rak, tartak, kara, tata, rata, kat i katar
Oto całe rozwiązanie
Tylko nie wiem, czy udane?
B oć nie jestem żaden panek, T ylko ze wsi chłopek Janek.
A gdy sami ju ż przyznacie Ż e coś warta, to mi dacie T ę nagrodę obiecaną, Za zagadkę rozwiązaną;
B oć nie raz sobie głow ę łamię A nagrody nie dostanę.
Los przeznaczył nagrodę p. Szulcowi.
Nakładem i czcionkami »Góm o41ązakac, ipdlki w ydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
Redaktor odpowiedzialny: A dolf Ligoń w Katowicach.