• Nie Znaleziono Wyników

Śmierć Polonii

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Śmierć Polonii"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Alina Witkowska

Śmierć Polonii

Teksty : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 3 (45), 181-185

1979

(2)

Przechadzki

Alina Witkowska

Śmierć Polonii

Polacy w eszli w w ie k X I X z u czu ciem szoku. W śród w ie lu w a żn y c h dośw iadczeń m inionego stulecia, a m ieściła się w nich ta kże n a jw ięk sza rew olucja czasów n o w o ży tn y c h , za­ po m nieć o sobie nie dawało dojm ujące, p ełne grozy w sp om nienie zbrodni, którą się oglądało w ła sn y m i oczym a. Z b rodn i tru d n e j do usunięcia z pam ięci nie ty lk o ze w zg lę d u na je j a sp e kt m o raln y, ale w łaśnie w s k u te k okoliczności m orderstw a. B yło ono bestialskie, bezkarne, choć w szy sc y znali m orderców , dokonane na osobie n ie ­ w in n e j ko b iety. I oto gotow a alegoria rozbiorów P olski p o tra k to ­ w a n y c h jako zabójstw o ko b iety.

L itera tu ra i ikonografia, ta druga zw łaszcza ze w zg lę d u na sw ój s y s te m zn a k o w y , będzie u p o rczyw ie nawracała do te j pa ry pojęć: k o b ie ty i śm ierci, w y tw a rza ją c trw ałą to p ikę m artyrologii narodo­ w e j p ojm o w a n ej jako idea śm ierci i jako ko n kretność osobowego zgonu. S tą d połączenie alegorii i ekspresji okropności, bo tę alego­ ryczn ą kob ietę d ręczy się, ka tu je , p rzyb ija do ska ły, tra tu je k o ń ­ m i, spycha do grobu, n a w e t obnaża, b e zw sty d n ie ściągając szatę z ciała, k tó re m u za chw ilę zada się ostatni cios.

T e n katalog u dręczeń nie je s t dow olnie w y m y ś lo n y , został w y m a ­ lo w a n y i m ożna go było obejrzeć na w y sta w ie w M u zeu m N arodo­ w y m z a ty tu ło w a n e j «Droga do niepodległości». D osko na łym zapi­ sie ik o n ic z n y m w yo b ra źn i zobsesjonow anej m o rd e rstw em k o b ie ty. To w ła śn ie na obrazie S ty k i «Polonia», znakom icie su m u ją c y m

(3)

dzie-P R Z E C H A D Z K I 182

w ią tn a sto w ie czn y repertuar p o m ysłów m alow anej m artyrologii, Pol­ s k a , cierpiący w spółczesny P rom eteusz, tk w i p r z y k u ta do skały, któ ra zap ew ne je st zarazem now ą Golgotą m ę k i i zbaw ienia. A k o ­ bieta je s t P ro m eteu szem i C h rystusem , i «Polską w łaśnie», cierpią­ c y m ciałem oraz ideą zbaw ienia. W szakże S ty k a to m alow ana histo- riozofia neorom antyczna, za te m płótno w y sp e k u lo w a n e aż do szcze­ gółów ta k drobnych, lecz znaczących, ja k gest Tow iańskiego w skazującego grupie sw oich w y zn a w c ó w podnóże k rzy ża ja ko znak zbaw ienia, nie tą ko b ietę na skale, k u k tó re j zw rócona je s t w ię k ­ szość postaci obrazu. R za d ki to m ala rski porachunek z to w ia n izm e m o sk a rża n y m w sza k p rzez w spó łczesn ych o obojętność narodową. I p raw ie b luźniercza egzaltacja p o lsk im m esja n izm em .

A le inni, w cześn iejsi od S ty k i, b y li m n ie j w y k o n c yp o w a n i, bardziej e k sp re sy w n i i bardziej prostoduszni zarazem . Ich m ordow ana ko ­ bieta m iała ciało ta k znacząco p iękne, ja k w «Polonii» A r y Scheffera, a by t y m ja sk ra w szy m e fe k te m e s te ty c z n y m atakow ał w id za nagi b iu st obalonej piękności m ia żd żo ny k o ń sk im k o p y te m . A lb o targał z m y s ł m o ra ln y i e ste ty c zn y dosłownością sy m b o lik i śm ierci po jętej ja ko czarna otw arta ja m a grobu, do którego podli panow ie i prałaci w p y c h a ją skrępow aną kajdanam i kobietę. To obraz M ichała S ta ­ chowicza. Ta kobieta-P olska Stachow icza z w ie lk ą godnością trzy m a sw ą w spaniałą postać a n tyc zn y ch bogiń i z dum ną pogardą spo­ gląda na spraw ców pogrzebu. A le późniejsza anonim ow a kopia płótna Stachow icza w ty m w łaśnie d etalu obrazu w prow adza isto t­ ną zm ianę. U A n o n im a postać k o b ie ty je s t pochylona, zbolała, b e z­ radna, w c ie m n y m w elo n ie na głowie n ic z y m w dow a na w ła sn y m pogrzebie. Z w ycza jn o ść zastąpiła a n tykizację? C hyba nie tylk o . Z m ia n ie uległa e s te ty k a emocji. Bolesną w sp óln otę uczuć m a w y ­ w ołać nie pohańbiona dum a, lecz uciśniona niew inność, a gest spie­ szenia z ra tu n k ie m — bezradność kobieca, słabość w y d a n a na p a ­ stw ę. Do tragedii o m ordow anej kobiecie w ciska się m elodram at. Polska, w trącana do grobu, staje się heroiną m elodram atu, k tó r y nie ty lk o tw o r z y sw oją w e rsję scenariusza historii, lecz ta k m o d elu je g łów ną b o haterkę w yd a rzeń , aby sy ste m porozum ień z odbiorcą b y ł o czyw isty: z serca do serca, z serca do c zy n u w edle p o w szech ­ n ej e ty k i o brony słabych i uciśnionych.

M elodram at nie m usiał w sza kże p rzeku w a ć łez na c zyn y, m ógł p o ­ przestaw a ć na w ierze w sp ra w ied liw y tr iu m f niew inności i nagro­ dzie za cnotliw ą ofiarę. Zdarzało się ta k w m elodram atach litera c­

(4)

kich, m ogło się zd a rzyć w w ie lk im dram acie historii P o lski i ty m pisanym , i ty m m a lo w a n ym .

Mogło? R aczej m usiało. Bo Polska m a sw oją p refigura cję w losach W andy. W an d y, co nie chciała Niem ca, W andy sło w ia ń skiej gołębicy pośw ięcającej się dla zbaw ienia ludu, W an dy, która pojęła sens ch rześcija ńskiej ofiary. R o m a n ty zm ta k w y c zu lo n y na w sze lk ie zw ią zki fig u ra ln e m ię d zy przeszłością a przyszłością upodobał sobie W andę jako postać legendow ą, w k tó re j «figurow ały» p rzy szłe losy P olski i zaw a rta b yła esencja je j dziejów . D latego zap ew n e w lite ­ ratu rze te j doby, znającej ju ż od lat p ięćdziesiątych X I X w . dośw iad­ czenia W a gnerow skie, ta k mało b yło W a n d -W a lkirii, m o ca rn ych w o jo w n iczek. C hyba jed en L ena rto w icz próbow ał spo pularyzow ać ta ką W andę pogrom icielkę G erm anów , ale bez s k u tk u . L itera ckie W andy, w łą czn ie z prechrześcijanką N orw ida, b y ły cierpiętnicam i dobrow olnie sk a zu ją c y m i się na ofiarę śm ierci. Bo sam ob ó jstw o có­ r y K raka zam ieniało się w sakra ln y obrzęd śm ierci o ku p u ją c e j w ie l­ kie w artości.

T ę ideę ostatecznie dopow iedzieli m alarze. N a w y sta w ie «Droga do niepodległości» sąsiadow ały z sobą dw a w ie lk ie p łótn a z w y o b ra ­ żen iem W a n d y. W cześn iejszy A le ksa n d e r Lesser jeszcze z le k k a a n tyk izo w a ł postać topielicy i w sk a zy w a ł na doraźne oraz w ieczn e s k u tk i je j ofiary. Oto m elancholijnie za m y ślo n y w o jo w n ik g e rm a ń ­ ski, patrząc na tru p a dziew icy, n a jp ew n ie j zaczyna pojm ow ać p ra w ­ dy, któ re go dotąd nie n iepokoiły. N ie z w y k ła śm ierć b yć m oże o tw o rzyła m oralnie jego duszę. O apoteozie W an dy św ia d czy gest jed n e j z postaci obrazu w ska zu ją cej niebo, ale tw a rz G erm anina p rzem ienio n a w skupione m oralnie oblicze je s t apoteozą b o ha terki bodaj c zy nie w ię k szą i bardziej uniw ersalną. W iąże p r z y c z y n y i s k u tk i, przera dza ofiarę słabej d ziew icy w zw y c ię stw o idei ofiary. Lesser b o w ie m m a lu je ro m a ntyczną historiozofię i polską sy m b o ­ lik ę śm ierci k o b iety.

Jego m ło d szy kolega M a ksym ilia n A . P iotro w ski o drzucił te kon- c ep tu a lizm y, a in terp reta cję m itu popchnął śmiało k u w y r a z is te j sem a n tyce m elodram atu. N a jego płó tnie W anda jeszcze ż y je , ale ju ż podjęła decyzję. W id zim y, tak, dokładnie w id zim y , m ię d z y ja ­ k im i w arto ścia m i dokonała w y b o ru i z czego zrezygnow ała. O d p y ­ cha znam iona w ła d zy, perły, korale i drogie szaty, któ re podsuw ają je j służebne. A b y wiadom o było, że ofiarę składa nie ja ka ś ta m pasterska księżniczka , co siadyw ała pod słow iańską w ierzbą, ale

(5)

P R Z E C H A D Z K I 184

panna m ożna i piękna, w ych o w a na w o ka za łym za m k u ta kże w y ­ m a lo w a n y m w tle. W ś m ie rte ln y m gieźle, zdobna ty lk o w sw ą oleo­ d ru ko w ą urodę, ze w zro k ie m zw ró co n ym w niebo, «cudnie piękna» urodą św ię ty c h dziew ic stąpa k u z im n y m fa lo m rzeki. O czyw iście, że m alarskie unaocznienie w y b o ró w w artości je s t tu try w ia ln e, a p e rły i złoto ja ko sy n o n im dóbr zie m sk ic h są w y ją tk o w o zdartą kliszą. A le c zy m elod ra m at zm ierzał do oryginalności? Do w y ra ­ z is ty c h e fe k tó w raczej i ty c h rejestró w w rażliw ości, które m uszą się odezw ać n a w e t w ów czas, g d y in te le k t śpi i nie urucham ia su b­ te ln y c h sko ja rzeń k u ltu ro w y c h . W anda P iotrow skiego je s t bliską k re w n ą sp ych a n ej do grobu k o b ie ty z obrazka A nonim a. O pow ia­ dają one w cale obfitą w X I X w . w e rsję historii osnutą w o k ó ł ty c h sa m ych postaci i w yd a rzeń , ale u łożo nych w ed le zasad p o e ty k i ża­ łobnego m elo d ra m a tu i d e m o k ra ty zm u em ocji n o w ych w a rstw spo­ łeczn ych . L iteracka i m alarska opowieść o kobiecie-Polsce, je j u d rę ­ kach i śm ierci nieuchronnie n a jp ew n ie j ew oluow ać m usiała ku m elodram a to w i, aby stać się pa triotyczną kom unią w s z y s tk ic h d zie­ ci m a tk i o jczy zn y .

Dzieci o jc zy zn y , p o to m stw o zam ordow anej, to w ie lk i tem a t sztu k i d ziew iętn a sto w ieczn ej, dość je d n o lity dla lite ra tu ry i m alarstw a w w y b o rze postaci, w zorów , obow iązków . P rzede w s z y s tk im p rze ­ strzega jący n a ka zu obrony k o b iety, p o m sty na m ordercach, ofiary z w łasnego życia za je j zabrane życie. M oże n a w e t jeszcze d ra sty c z­ n iej. D ziew iętnastow ieczn a opowieść o Polsce opiera się b o w iem na p o m y śle reinkarnacji, śm ierci i odrodzeniu, p o w staniu z m a rtw y c h . Idea to stara, w zniosła, w ysu b lim o w a n a p rzez chrześcijaństw o i po d ­ niesiona p rzez nie do czystości sp irytu a ln ej. A le w narrację h isto ­ ryczn ą P olski dotyczącą w kra d ła się tem poralność i konkretność, szczególnie n a trętn a w m alarstw ie. Bo oto kobieta-P olska w ied zie po n ieką d ż y w o t upiora. O żyw a z k a żd y m k o le jn y m pow staniem , zn o w u je s t m ordow ana i n ig d y ostatecznie. T a k dalece n ie sk u te c z­ nie, że na obrazie Jacka M alczew skiego b u jna i hoża Polonia p r z y ­ w d zie je w 1918 r. szyn e l żołnierski. A m ię d zy je j triu m fu ją c y m zd ro w iem w s zy n e lu i p ie rw szy m m o rd e rstw em rozbio row ym ciąg­ nie się żałobna historia dzieci ko b iety, w ie lk ic h i b e zim ien n ych bo­ h aterów skaczących w n u r ty E lstery, m rą cych w kopalniach S y b iru , m ło d y c h w ię źn ió w i sta rych pow stańców ruszających z koniem , szablą i k r z y ż e m w m roźną p u s tk ę styczn io w ą 63 roku.

(6)

to czy się r y tm e m k rw a w y c h w y d a rze ń «od ostatnich do ty lk o co zaszłych w y p a d k ó w » , a literatura za m ieniła życie w kaplicę c m e n ­ tarną. M oże to ciśnienie śm ierci o dczuw ał ta k drastycznie dlatego, że b y ł ta k że m alarzem ? Że idee, sym b o le, aluzje p rzekład ał na k o n kretno ść zn a k ó w iko n iczn ych ó w czesn ych ko n w e n c ji m alarskich, gdzie k rew b yła czerw ona, tru p y sine, a ofiara z życia m iała p rze ­ raźliw ą dosłow ność jednostkow ego zgonu. W końcu te n sam N o r­ w id, z b u n to w a n y p rzeciw ko idolatrii śm ierci, nam alow ał obraz pt. «W ięzień», p re ze n to w a n y na w y sta w ie, przed staw iający n a jp ew n ie j K arola L e v itto u x , legendow ą postać m ę c ze n n ik a ów czesnego p o ko ­ lenia, chłopca, k tó r y podpalił się w celi i długo konał na lic h y m o gnisku za n ieco n ym z w ięzien n ej p r y c z y i siennika.

P olska -kobieta m ogła b yć alegorią, zm a rtw y c h w sta n ie — ideą, m e ­ ta fizyk ą , ofiara dzieci ko b ie ty m iała zaw sze nieodw racalną k o n ­ kretność i w y m ia r fiz y c zn e j m artyrologii. S tą d m oże w m a la rskiej w iz ji narodow ej drogi w ie k u X I X to zm ieszan ie w zniosłego z o kro p ­ n y m , tru p i rozkła d i odór cm en ta rn y, życie z gnicia. I ta kobieta z naturą upiora, ży w io n a krw ią.

Boże broń, n ik t nie nam alow ał w a m p iry c zn e j Polonii, a n a w e t ścieżki z ły c h sko ja rzeń zo stały p rzecięte p rzez bohaterski patos, celebrację śm ierci i ry tu a ł um ierania, p rze z m oralne racje i w szech - potęgę uczuciow ego zjednoczenia z n iew in n ą ofiarą zbrodni. Tą w ła ­ śnie słabą kobietą, która w yciąga k u n a m ręce w kajdanach. Z w y ­ czajnie, po prostu, ja k w życiu, ja k w m elodram acie, k tó r y dobrze zna się na życiu .

Cytaty

Powiązane dokumenty

Według nich polski ksiądz powinien uratować się chodząc jak Chrystus po wodzie lub też zostać połknięty jak Jonasz przez wieloryba, którego przyśle mu z pomocą jego

07:00 Informacje kulturalne i 07:25 Noce i dnie 08:30 3 dni wolności film reż :Łukasz Borowski 09:15 Bajki na dobranoc dramat reż :Sławomir Idziak wyk :Michał Bajor Zofia

Komu się chce, kto ma tyle zapału, hartu ducha i  silnej woli, żeby znaleźć wolny czas i  uczęszczać regularnie na ćwicze- nia, katować to swoje mdłe ciało z zapałem

Aczkolwiek, w samej Polsce jak na razie zaszczytu tego doczekał się jedynie Wojciech Modest Amaro, pro- wadzący w Warszawie autorską restaurację Atelier Ama- ro, gdzie spotykamy

Widział już niezłe porcje lodów w Wimpy – to prototyp współczesnych McDonaldów, których wtedy jeszcze w Paryżu nie było – ale te w „drugstorze” wywoła- ły jego

Lekkie odchudzenie, nowa kiecka i fryzjer nie tylko dodadzą nam blasku we własnych i mężowskich oczach, ale i spowodują być może i u niego niewyraźne obawy o powody

Jest bardzo wiele spotkań, uro- czystości, które odbywają się poza godzinami pracy i w dni wolne od pracy, w  różnych regionach Francji, w  których staramy się

Kiedy się spotyka- my, nawet jeśli jest to po raz pierwszy, nie możemy prze- stać rozmawiać, bo okazuje się, że dziewczyny mają tyle do powiedzenia.... każda opowiada