Wiesław Grabowski
Ignacy
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 4, 173-178
1990
Pożegnania
Wiesław Grabowski
Ignacy
Dzwonek, wchodzi Ignacy. W i t a j na wsi! I już t o r b a na podłodze, kapcie wywleka z szafki... zadomowiony. T o r b a : szmaciana, nieforemna, dziadowska, wypchana na tobołek. M a k a r o n , książki, gazetki, słoiki, kawa.
— oj D a n k a , zmielesz mi kawę
— oj Wiesiek, żebym nie zapomniał, miałeś kiedyś taką korbę — m a m m a m
— to wyciągnij, żebym nie zapomniał
Tymczasem D a n u t a z misją w kuchni. „ Z a r a z zjemy Ignasiu, tylko się kartofelki d o g o t u j ą . " Tymczasem Ignacy załatwia d r o b n e sprawy. Telefony, siusiu, przepakowania. „Zostawię ten m a k a r o n , d o następnego r a z u . " K t o ś mówi o wyższości kaszy gryczanej.
Kawałek d o m u ma tu ten koczownik, kawałek — w torbie, a jeszcze ile? D o tego pobliskie sklepy, w a ż n e na całą W a r s z a w ę . Więc bywa telefon i — oj sprawdziłbyś, czy m a j ą listwy... przyjechałbym przed zamknięciem...
Wreszcie: gdzie jest kociołek? (gliniana popielniczka z Grecji, m a taki kształt). Siadamy.
Wieczór gęstnieje. Ciepło przez o k n o . Od Stanisława Kostki głos księdza. G ł o s dobrze ustawiony, równe i mocne kadencje. Przyjemnie słuchać. Nie wiemy co mówi, ale to jest wyważona, muzyczna argumentacja bez skazy. Ale co... minęło, i zaczęło się myczenie. Ojczyyy-zno ma!
POŻEGNANIA 1 7 4
(bo n i e d a w n o wydziwiał Ignacy na Jesień Średniowiecza, że tylko c z a r u j e o b r a z a m i , z dźwiękiem d z w o n ó w j a k o d o m i n a n t ą życia: j a k E u r o p a długa i szeroka, regulują one jednostajnie każdy dzień każdego, od świtu d o z m r o k u ) — Ojczyyy-zno ma!!
Darcie szmat. P o w r ó t d o o b o r y . N a s z a d u s z a z b i o r o w a , czyli Kicz — kicz, wiodący lud na b a r y k a d y
Rozgadujemy się zgodnie, na trzy głosy. Gruboskórność jest grzechem. Z niej się bierze ten stosunek do zwierząt. D o sąsiadów, obcych. D o Żydów. (Żydzi, to co innego, precyzuje Ignacy, to metafizyczne. J a k o w r ó g ludzkości). Szczęście, że u nas to jest miękkie, ciapowate, bez krwi przelewu. Miękkość we wszystkim, od antysemityzmu do koloryzmu (w malarstwie). Tyle że upokorzenie boli bardziej. — tak czy o w a k , n a r ó d w y b r a n y . . . w złą godzinę
— a wiesz — p r z y p o m n i a ł sobie nagle — przeczytałem twego S z a t y n a
(Na aryjskich papierach, tytuł m ó w i za siebie, na to n a m a w i a ł e m )
— ... i nie b a r d z o . . . on myślał tylko o sobie! j a k przeżyć
T o jest Ignacy — choć głową w mur! Bronię Szatyna, z a c h w y c a m się w s p o m n i e n i e m o pławieniu koni w Sanie, z dzieciństwa. N a p r ó ż n o . Pamiętniki zresztą, u w a ż a Ignacy, są g a t u n k i e m s a m o u ł u d y , z a m i a s t rzeczywistych s p r a w d a j ą ich p ó ź n e wrażenie. C o i n n e g o s t u d i u m historii. Polska i sąsiedzi, systematycznie. T o k o n i k Ignasia, j e d e n z kilku. T e r a z — czy m a m coś o Litwie? Nie m a m .
Mija szara godzina, p o d b i t a m e l o d i ą z a o k i e n n ą , od-kościelną, bu-r o - b i a ł o c z e bu-r w o n ą . O j c z y z n a m a d a w n o zbu-robiła swoje, i m o ż e nawet, k t o wie, raz jeszcze, j a k nie raz d o t ą d , spłynęło j a k p o gęsiach „ S t a w a m na placu z Boga o r d y n a n s u " . . . D a n k a z Ignacym o b g a d u j ą pracę, D a n k i instytut. R o b i się z tego j a k i ś Balzac — k r y m i n a ł , p o r t r e t o b y c z a j o w y i t r a k t a t polityczny n a r a z . Słucham j a k dziecko i jednocześnie o w i j a m w gazetę k o r b ę
— r a n y boskie, Wiesiek, co ty czytasz?!
więc o d w i j a m z p o w r o t e m . N a pierwszej stronie „ C z e r w o n e g o S z t a n d a r u " d u ż a f o t o g r a f i a p i e r w s z o m a j o w e j t r y b u n y . R e p r o d u k c j a s ł a b i u t k a , widać tylko ciemne, u p r o s z c z o n e sylwety ludzi i k o n s t r u k c j i . T y m bardziej uderza czytelność tego i k o n o s t a s u . Ignacy wciąga się, s t u d i u j e m y . Z d u ż e g o p r o s t o k ą t a p u d ł a w y s t e r k a do g ó r y rząd k i l k u n a s t u małych p r o s t o k ą c i k ó w . Liczba ich jest nieparzysta. M u s i być, żeby j e d e n był d o k ł a d n i e w ś r o d k u , a musi być w ś r o d k u , b o jest najważniejszy. N a lewo od niego tkwią trzy p r o s t o k ą t y p o d w ó j n e j szerokości, dalej reszta. N a p r a w o t a k s a m o , j a k w lustrze. T o marszałki, d o m y ś l a m się o p o d w ó j n y c h , ale Ignaś d e c y d u j e inaczej: generały, W i l n o za małe na marszałków. Śmiejemy się, insynuujemy.
— zgrzebło? — d o l n a szczęka — strzelnica
— nie wyszło zbyt zabawnie... zawijaj.
I w t y m r o z c h y b o t a n i u wszystko przetoczyło się na „ s y t u a c j e " . T o d o p i e r o pasja Ignacego, a o p t y m i z m ! N i e r a z ledwo wejdzie, siądzie i
— d o b r a jest sytuacja, co? na p r z y k ł a d A f g a n i s t a n :
— ale p o s ł u c h a j , t a m k a ż d y jest k ł u s o w n i k i e m , człowiek bez strzelby nieważny, a helikopter leci nisko i m a taki słaby 'punkt, tu nie m a siły... p a m i ę t a m n a w e t :
— t o j u ż się nie d a j e łatać, b r a k im wszystkiego, wszędzie, sypie się... d o osiemdziesiątego czwartego? nie d o c i ą g n ą , nie m a m o w y , co ty!
ale ł u p n ą ć c h y b a m o g ą jeszcze, t y l k o na razie jest i n n a k a l k u l a c j a ? — a chcieliby, pewnie, t y l k o że n i m a kim, n i m a ludzi, dziś k a ż d y cwaniaczek namyśli się d w a razy...
głupia p e r s p e k t y w a , że h o ł o t a zacznie się jeszcze p c h a ć d o S.? — a żebyś wiedział!
I g n a c y nie m a n a d z i e i , m a p e w n o ś ć . M a „ w y r o b i o n y s t o s u n e k d o w s z y s t k i e g o " (jak kiedyś, ktoś, zupełnie inny, powiedział o s a m y m sobie). J e g o z w y c z a j n o ś ć i j e g o d z i w a c z e n i a są z linii tej s a m e j konsekwencji. O, raz
telefon: leć... możesz? szybko na K r a s i ń s k i e g o , k u p ryzę p a p i e r u , właśnie s p r z e d a j ą
— t y l k o j e d n ą ?
— sprzedają po jednej, no może ci d a d z ą dwie, j e d n a dziewczyna dostała dwie Poszedłem, rozejrzałem się, kupiłem dziesięć. A ż t r u d n o było o g a r n ą ć , wyślizgiwały się, ale p o d r o d z e stały ławki, m o ż n a było p r z y s t a w a ć , p o p r a w i a ć . D a ł o się donieść.
Z a p a r ę dni przychodzi, p o k a z u j ę z d u m ą , co za cezaryczny t r i u m f . A on — a wiesz, o b s e r w o w a ł e m cię wtedy, z odległości...
J e d n a śmierć s a m a k o n s p i r o w a ł a k o n s e k w e n t n i e j , t y l k o nikt o t y m nie wiedział. W t e d y .
D l a t e g o różne głupoty p r z e d k ł a d a m I g n a c e m u d o ekspertyzy. T e r a z było t a k . Czyściłem b u t y na o t w a r t e j przestrzeni między b l o k a m i . O p a r ł e m stopę na s ł u p k u , z tych co c h r o n i ą t r a w n i k i przed s a m o c h o d a m i , o p a r ł e m i czyszczę, a tu przechodzi milicjant, z a t r z y m u j e się i dalejże: a co robię (buty sobie czyszczę), a dlaczego tu, a gdzie m i e s z k a m , a to dziwne. O d p o w i a d a ł e m p r o s t o i szczerze, nie p r z e r y w a j ą c czyszczenia, k o l e j n o
POŻEGNANIA 176 zdziwiony, r o z b a w i o n y i zniecierpliwiony, ale on odszedł c h y b a nie całkiem pocieszony. Ignacy k o m e n t u j e
— co ty chcesz od biednego milicjanta, przecież t o m a s ó w k a , ich jest m a s a , szkolenie m a s o w e , takie żeby k a ż d y m ó g ł się nauczyć, nastawienie na ilość, j a k jest tysiąc nawet p r z y p a d k o w y c h s p r a w d z e ń to zawsze coś się zahaczy, o g ó l n a reguła t a k a że cokolwiek c h o ć t r o c h ę odbiega od n o r m y to j u ż w a r t o sprawdzić
i p o namyśle
— widocznie ludzie na ogół nie czyszczą b u t ó w p o z a d o m e m . Objaśnił. S k a l i b r o w a ł . W y s n u ł m o r a ł .
P r z e c h o d z i m y d o d r u g i e g o p o k o j u , od Stanisława K o s t k i d o K a r o l a B o r o m e u s z a . W i d a ć światełko na k o p u l e kościoła i w ogóle cisza, s p o k ó j — choć nie d l a t e g o że B o r o m e u s z , tylko d l a t e g o że wejścia na klatki s c h o d o w e , s a m e klatki, dzieci na dole i wreszcie sam Stanisław K o s t k a , wszystko to z o s t a j e p o t a m t e j stronie. T u jest możliwa i n n a m u z y k a . S z u k a m w płytach, z n a j d u j ę coś dla nas wszystkich: M a h a l i a J a c k s o n . E k s t a t y c z n a , od pierwszej chwili. N o g i b y m j e j całował!, w o ł a m z p r z e k o n a n i e m , a Ignaś z a s t a n a w i a się, w a h a , d o b i e r a :
— a j a . . . D a n u t y R i n n .
D o b r a jest w Ignacym ta szczypta Brzeskiej. P o t r z e b n a . T u się pichci n o w a wrażliwość, chwilami „ p r z e p a l o n a " , t r u d n o , ale żywsza, p r a w d z i w s z a , stosowniejsza d o tego innego świata d o o k o ł a . „ J u ż nic być nie m o ż e j a k b y ł o " to m o ż e nie cytat — m o ż e nikt nie powiedział ani napisał d o k ł a d n i e tak — ale wygląda j a k b y sto m i l i o n ó w powiedziało to sobie w myśli. P o d o b n o Józef Czapski — ten święty J ó z e f — nie mógł sobie p r z y p o m n i e ć nazwiska j a k i e g o ś e n k a w u d y s t y :
— zaraz, zaraz... j a k się ten skurwysyn nazywał?
A j e d n a k . Przebija się — przebiło — przez to wszystko, m i m o wszystko — ...down by the riverside
D o w n ! D o w n !
i ćwiek wbity.
W y b i e r a m n a s t ę p n ą płytę, z m u z y k ą cerkiewną, ale na Ignasia p ó ź n o już. S p o g l ą d a tylko na k o p e r t o w y wizerunek i pyta, czy rzeczywiście M i k o ł a j został wykreślony z p o c z t u świętych, j a k o o s o b a nigdy nie istniejąca? N i e wiem, m a r t w i ę się. P r z y p u ś ć m y że t a k , to czy dotyczy to p r a w o s ł a w n y c h ? C h y b a nie, bo czy i k o n a nie jest d o w o d e m na istnienie? A j a k i k o n a M i k o ł a j a m o g ł a b y m ó c nie być i k o n ą ? Nie tylko modlili się d o niej (do
niego) święci, ale i m a l o w a l i j ą , k i e r o w a n i n i e o m y l n ą wizją. W d o d a t k u M i k o ł a j t o nie byle j a k i święty. J a k ruszyć M i k o ł a j a , t o s p r u j e się wszystko. A ze świeckiego k ą t a p a t r z ą c , s k ą d by się wziął M i k o ł a j , jeżeli go nie było? Z plotek? Z j ę z y k o w e j p o m y ł k i , j a k P a r a s k e w a - P i a t n i c a a l b o święta Z o f i a ? N a w e t dzisiaj — w p r a w d z i e się j u ż nie m n o ż y , ale za t o przekręca. Stany Z j e d n o c z o n e , B ł ę k i t n a r a p s o d i a . C o by się z tego m o g ł o kiedyś urodzić — święty R a p s o d ?
— święty R a p s o d y k
— t a k t a k , święty R a p s o d y k Irlandzki — a l b o Celtycki
N i e rozstrzygnie się j u ż niczego. D o p r z ę d z a się wieczór, d o k r ę c a M a h a l i a , d o p i j a resztki. U p r z e d z a ł a D a n k a , że miesiąc trzeźwości, ale Ignaś p o p a t r z a ł p o w a ż n i e i z a d e k r e t o w a ł : nas to nie dotyczy, t y l k o p i j a k ó w . Wszystko jedno, teraz to już bezprzedmiotowe. O d pięciu minut anachronizm. Więc co? Jeszcze tylko w s t ę p n a u m o w a na spacer p o „ p u s z c z y " , i t o r b a , i k o r b a , i p o w i n n o się zdążyć na ostatni t r a m w a j . T w a r z I g n a c e g o p o c i e m n i o n a od zmęczenia, p o j a ś n i o n a od u ś m i e c h u — na podeście znika. T o tylko w s p o m n i e n i e , wieczór był d a w n o , Ignacy nie żyje. W najwyższym s t o p n i u nie m a go. N o t o w a ć zacząłem w dzień, kończę prawie w nocy, jestem zmęczony. N a g l e te d w a wieczory, ten i t a m t e n , p r z e d s t a w i a j ą mi się j a k o d w a c z a r n e a r k u s z e p a p i e r u , leżące przede m n ą p ł a s k o na b i u r k u .
Z a p a d a m w ich m r o k i ślepe, rozlane o b s z a r y nocy o g a r n i a j ą mnie. Jednocześnie widzę: a r k u s z e te żyją w ł a s n y m życiem i właśnie zetknęły się ze sobą k r a w ę d z i a m i . Jeszcze tylko prześwit, wąziutki j a k ostrze n o ż a , pręży się między nimi, ale za mgnienie o k a zniknie i on. A r k u s z e połączą się ostatecznie i m o ż n a będzie przejść z wieczoru d o wieczoru, przeżyć jeden wieczór rozleglejszy niż wszystkie. Istnienie prześwitu — tak m a r g i n a l n e , t a k naocznie u kresu, j u ż - j u ż p r z e m i e n i a n e w błysk, tyleż p o ż e g n a l n y co p o w i t a l n y — nie m o ż e być niczym n i e p o k o j ą c y m , ż a d n y m zagrożeniem, ż a d n ą p r z e s z k o d ą . T o ż a d e n p r o b l e m , przeciwnie — w y d a j e się, że ta cienka, j a s n a k r e s k a z a w a h a ł a się z d e f i n i t y w n y m zniknięciem tylko p o to, żeby życzliwie zwrócić u w a g ę i podkreślić, przez d e l i k a t n ą lecz s t a n o w c z ą obecność, c u d zjednoczenia, j e d y n y m o m e n t , kiedy z d w ó c h robi się j e d e n . Inaczej przecież m o g l i b y ś m y w ogóle tego nie zauważyć, inaczej byłoby przecież możliwe, że n a j p i e r w widzielibyśmy p o p r o s t u d w a arkusze, a p o t e m p o p r o s t u j e d e n . Przez n i e w y t ł u m a c z a l n ą ł a s k a w o ś ć k t o ś a l b o coś — j a k a słodycz niewiedzy — p o z w a l a mi o t o być świadkiem, a za m o m e n t i uczestnikiem, j e d y n e g o Z d a r z e n i a . D r ż ę cały, cały jestem w spojrzeniu
POŻEGNANIA 178 i spięciu d o s k o k u . Byle nie przegapić! Niech tylko błyśnie! W t e m szpara
k r ó t k o siorbnęła, i wszystkie znaki z lewego a r k u s z a , on s a m i cały t a m t e n wieczór ze wszystkim, co w nim było i wszystkim, co tylko być m o g ł o , przepadły w nią na zawsze.
Od redakcji: I G N A C Y S I E R A D Z K I (29 VU 1932 — 28 IX 1989) — bibliotekarz tłumacz, działacz ..Solidarności". W latach 1969—1984 kierownik Biblioteki IBL.