• Nie Znaleziono Wyników

Kicia Kocia spotyka Pana Cogito

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Kicia Kocia spotyka Pana Cogito"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Małgorzata Łukaszuk

Kicia Kocia spotyka Pana Cogito

Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 1 (25), 67-77

1994

(2)

63

co rodzime — rosyjskie i tym, co obce, nie może prowadzić d o dialogu. Dostojewski dąży d o potwierdzenia wyższości rodzimego kosztem odstąpienia od praktyki dopuszczania swych bohaterów d o głosu. Zgodnie z zamierzeniem autora kultura i świadomość rosyjska umacniają się poprzez przeciwstawienie jej wartościom obcym, reprezentowanym rzekomo przez Polaków.

N . N . Strachów, w o p u b l i k o w a n y m w 1864 r o k u artykule Fatalna

kwestia, pisanym w okresie intelektualnego zbliżenia z Dostojewskim,

dochodzi do następujących wniosków w sprawie polskiej:

Arogancja i pretensje Polaków biorą się z europejskości ich kultury.

Ponieważ zarówno ta arogancja, jak i ich pretensje nie są zaspokajane, stają się one źródłem wielkiego nieszczęścia Polaków.

Ponieważ mogą one być zaspokojone tylko w stosunku do nas, stanowią dla nas obrazę. Być może nasza obraza jest równie wielka jak ich nieszczęście; z tej niesprawiedliwości powinniśmy sobie zdać sprawę: ich nieszczęście jest widoczne, natomiast nikt nie widzi naszej obrazy."

Sposób przedstawienia Polaków w Braciach Karamazow jest odpowie-dzią Dostojewskiego na obrazę, o której mówi Strachów. Polacy w jego powieści u p a d a j ą na d n o poniżenia moralnego po to, by Rosja mogła zwyciężyć. Pisarz u d o w a d n i a w ten sposób sobie i swoim r o d a k o m , że prawdziwie rosyjska kultura może się zmierzyć ze zlatynizowaną, za-p a t r z o n ą na Z a c h ó d Polską — i odnieść m o r a l n e zwycięstwo. Po-gnębienie Polaków, równoznaczne z odrzuceniem reprezentowanych przez nich wartości, staje się w r a m a c h takiego światopoglądu w a r u n -kiem odnalezienia i docenienia „prawdziwej" Rosji.

Izabela Kalinowska

Kicia Kocia spotyka Pana Cogito

1. Jedną z ostatnich okazji d o podglądania świata stał się dla Białoszewskiego stan wojenny. I okazało się, że równie inspirujący był folklor języka, j a k współczesna mowa oficjalna, poprzedzająca i stanowiąca wzór dla nieformalnych działań słownych, a w konsekwencji — także dla lingwistycznego eksperymentu. Zastanawiać musi przy tym

11 Artykuł Strachowa ukazał się w ostatnim numerze wydawanego przez braci

Dostojew-skich czasopisma „Wremia" za rok 1864. Pretekstem do cofnięcia pozwolenia na publikacje tego czasopisma przez cenzurę był — co ciekawe — rzekomo propolski wydźwięk artykułu Strachowa.

(3)

fakt tak jednoznacznej tożsamości cywilnego „ j a " poety z bynajmniej nie abstrakcyjnym p o d m i o t e m zbiorowym. P o d o b n ą relację wyrażał w Pamiętniku z powstania warszawskiego wszechobecny zaimek się, i o takiej identyfikacji mówi Białoszewski w jednym z zapisów Rozkurzu : „ M Y z końca dwudziestego wieku" (s. 105 — podkreślenie moje). Utożsamienie „ j a " z cywilizacyjnym i kulturowym, czy wręcz „politycz-nym" „my" p o d m i o t u zbiorowego stanowi zarazem okazję d o wcale nie jednoznacznej interpretacji językowego weryzmu. „Omyłki o literę" s k u t k u j ą nawrotem do lingwizmu:

Dawniej ciachali głowy. Teraz przyszła kolej na słowa. Biorą — wronę — okonia — prom i obciachowują końcówkowatości W R O N O K O N PRON Omyłki o literę... Srom w niebezpieczeństwie! Znormalizują erotykę. Ostatnią przyjemnostkę narodową. Prują suki w sukach syny suwysuk na n a s z e wyłaniania przepytujemy się z palek użycia do bicia O, Jezu! użyli gazu... — im o to żeby załzawić? — e, o to żeby śmierdziało1

Białoszewski chce, by czytelnik uwierzył w presupozycję życia i porękę rzeczywistości. „To co ja piszę — przypominał w wywiadzie — jest związane j a k o ś z tym, co się dzieje d o o k o ł a , z językiem m ó w i o n y m , łowionym. Szukam tych żywych docieków".21 nawet najbardziej zawiły

1 Wiersze bez tytułu drukowane w „Kulturze Niezależnej" nr 63/1990.

2 Sztuka jest wszystkożerna... Rozmowa z Mironem Bialoszewskim [rozmawia K.

(4)

63

„ d r a m a t wewnątrz słowa" — czyli eksperyment lingwistyczny — wyjaś-niał poprzez zasadę analogii i naśladowania:

To nie są dziwactwa — jak niektórzy sądzą — ale uczucia przeżywane przez wielu, a przeze mnie wygłaszane na instrumencie zachciankowym, który powinien świadczyć 0 rozmiarach wyobraźni poetyckiej, o własnej osobowości twórcy.

Nie był z tych, którzy „wiedzą lepiej". Ale był realistą, o ile pojęcie to m a jeszcze rację bytu i jest władne określić zjawiska literatury współ-czesnej, w której — p o prostu — realizm się nie udawał (był zawsze „nie taki", nie na miarę). Ten nowy, możliwy już realizm nazywa Jerzy Jarzębski „realizmem p y t a ń " , „lekturą wielokrotną, pełną wątpliwości, uzupełnianą zmyśleniem, wolną od powziętych z góry mniemań i presu-pozycji natury ideologicznej".3

Deklarując realizm, Białoszewski równocześnie czynił zastrzeżenie: poezja nie n a d a j e się d o załatwiania sporów doraźnych, sprawy społecz-nej, narodowej, politycznej. Poczynając od Tłumaczenia się z twórczości (z t o m u Rachunek zachciankowy) po tom Oho wyjaśniał więc cierpliwie zasadę innego niż publicystyka poetycka „łowienia" żywych docieków:

chcą od mojego pisania nabrania życia otoczenia a ja ich łapię za słowa

po tocznie po tworzę

[Tłumaczenie się z twórczości]

Ma się być świadectwem epoki

siebie też? chyba też ostatecznie jest się samemu człowiekiem też

[* * *; z tomu Było i było]

A w chwilę potem, uznając poezję za rzecz j e d n a k „niemęską" oraz sprawę „młodości", dodawał: „zacząłem pisać prozą, bo z biegiem lat człowiek nabiera doświadczeń i musi mieć formę do przekazania, a w wierszach tego nie upchnie" ( R o z k u r z , s. 139). „Zbiorowe histerie" 1 przeżycia typu kolektywnego, mieszczące z a r ó w n o wspólne oglądanie telewizji, jak doświadczenie powstania, stanu wojennego czy „sprawo-zdanie z S O " (Sądu Ostatecznego), „ p a k o w a ł " Białoszewski d o „skon-densowanej" prozy. Zgodnie z deklaracją. Ale także wbrew niej — wpro-wadzał d o jawnie stylizowanej poezji, nade wszystko — d o swego przedziwnego kabaretu, wywiedzionego z doświadczeń Gałczyńskiego i Witkacego. Po lekturze Rabelais'go wiedział, że najwnikliwszymi

3 J. Jarzębski Dwa bieguny dokumentu: Mackiewicz — Białoszewski, w: W Polsce czyli

(5)

emisariuszami w teraźniejszość nie są bynajmniej persony z defincji realistyczne. G d y rzeczywistość skrzeczy, potrzeba groteski, karykatury. Jak w anegdocie ze szmaragdem, „który hrabina podbiła zieloną bibułką, żeby się wydawał prawdziwszy" ( S p i s z ę wszystko, z t o m u Szumy, zlepy,

ciągi).

K a r y k a t u r ą postaci literackich są Wicunia, b o h a t e r k a Interesu drugiego (z t o m u Rachunek zachciankowy), Ciotka Aniela, „jąkała", baba z bloku, baba spod piramid. A u t o k a r y k a t u r ą jest tajemnicza postać m o n o l o g u , w której nadawca jest zarazem odbiorcą i adresatem, a wypowiedź dotyczy tylko tego, co „ j a " jest skłonne samemu sobie wyjawić w dys-kursie, a więc — siebie:

jestem sobie jestem głupi co mam robić a co mam robić jak nie wiedzieć co ja jestem wiem że jestem taki jak jestem może niegłupi

ale to może tylko dlatego że wiem że każdy dla siebie jest najważniejszy bo jak się na siebie nie godzi to i tak taki jest się jaki jest

[wywód jestem'u; z cyklu Leżenia, z tomu Mylne wzruszenia]

2. Kicia Kocia jest k a r y k a t u r ą doskonałą. N a nią i na

grono jej znajomych scedował Białoszewski wypełnianie społecznych oraz „obywatelskich" zobowiązań w b r a w u r o w y m kabarecie. Kicia Kocia wygłasza zatem odczyt o wolności słowa:

Korzystam z wolności słowa Kochani! Kochane! Oddziełność się skończyła.

Zabija nas bezustanna bomba łańcuchowa społeczności

[Odczyt Kici Koci; z tomu Oho]

Sybilla G r o c h o w a sprawdza się w powszechnie zrozumiałej roli n a r o d o -wego bohatera:

chachacha! uciekłam im

Wzięli mnie za zasłużoną ciotkę ZMP, KOR-u i „Solidarności" z przystępem do komunii... Buda pędzi. Ja w niej sama. Zaczęłam tłuc butlami z mlekiem o przegrodę. Stanęli. Wtedy ja na siebie chlap! dwie torby czerwonej mrożonki i na podłogę — w trupa. Zlecieli się. Znalazły się mary. Ja nieruchomo, trup-trup, raptem — j a k się nie zerwę! Jak spieprzali!

(6)

ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 71 Umyłam się śniegiem na Grochowskiej. Cha cha cha!

[Bohaterka-, z tomu Oho]

Stresa d o k o n u j e historiozoficznej analizy:

W Polsce zawsze były trzy stany: przedwojenny, wojenny i powojenny.

[Wybuch stanu; z tomu Oho]

A wszystkie razem p o d e j m u j ą próbę sprzeciwu. G r a j ą c w kartki żyw-nościowe, albo — demonstracyjnie, z wykorzystaniem indywidualnie d o p r a c o w a n e j metody — protestując:

BŁ. SIWULA

módlmy się do wszystkich bóstw o małe nic złego

(padają rzędem we cztery, głowy do podłogi, antygłowy wypięte) BŁ. SIWULA nic złego i w tył ogełz ein i w przód: nic złego [ ] chyba że zaprotestujemy stanem spokoju STRESA wewnętrznego KICIA KOCIA zewnętrznego [Wybuch stanu]

Kicia Kocia okazała się idealną wysłanniczką. Może mówić i milczeć bezkarnie. Niczym inne poetyckie persony wyraża tę sferę świadomości, której z różnych przyczyn nie d a n e było przypisać autorskiemu „ j a " . O b d a r o w a n o ją przyjaciółmi, wyposażono w sfingowaną biografię i k a z a n o nie tylko tłumaczyć własną — Kici Koci — osobowość, ale także wypełniać sobą (Kicią Kocią) lukę, której w żaden sposób nie m o ż n a było „ s o b ą " ( M i r o n e m Białoszewskim) zapełnić:

naród znarowiony? gel, ruch, kręty, sprzeczne węchy znarowiony?

[ . . . . ] znerwiony?

[ 1

To się nie da przepisać z faktyczności na wyrażalność [* * *, z cyklu Kołowanie', z tomu Oho]

(7)

Jest na pewno najbardziej niezwykłym z sobowtórowych wcieleń Biało-szewskiego. Spotyka tych samych ludzi, bywa w tych samych — co bohater autobiografii literackiej Białoszewskiego — miejscach. T o w a -rzyszy m u od Rozkurzu aż po ostatnie, zawałowo-szpitalne Wtajem-niczenia. Z drugiej strony — samo „imię" wskazuje tu na intencję dystansu, akceptacji zaś musi o d p o w i a d a ć d e z a p r o b a t a czy chociażby możliwość sporu. Z tą personą bohater autorski rozmawia. Zmierza ku porozumieniu, będąc jedynym uczestnikiem dialogu, jego p o d m i o t e m i zarazem adresatem. Kicia Kocia to przecież nie tylko maska (rola?) Białoszewskiego, ale także projekcja jego c i e r p l i w e g o c z y t e l -n i k a , part-ner w jak -najdosłow-niej pojętym akcie komu-nikacji.4 Jej doskonały praktycyzm, racjonalizm, d o granic wytrzymałości do-p r o w a d z o n a i do-podejrzana o d do-p o r n o ś ć do-psychiczna oraz absolutny brak roszczeń są — może — o d w r o t n ą stroną niepoprawnego donkiszotyzmu odzianego w kartezjański kostium współczesnego świętego Jerzego? Pan Cogito buffo? Pan Cogito w krzywym zwierciadle? Bohater m o r a -litetu na skorygowaną miarę naszego hic et nunc, o co nieustannie zabiegała krytyka postulująca zaangażowanie, uczestnictwo oraz rea-lizm? L u b — persona współczesności o b d a r z o n a nie tylko poczuciem ironii, lecz także — poczuciem h u m o r u . A może idealna towarzyszka Pana Cogito, zgodnie z klasyczną zasadą dopełniania się przeciwieństw.

3. Sceptycy powiedzą, że takiemu związkowi przeczy wszystko. Pan Cogito to z założenia elew kultury najwyższej, kon-stytuowanej przez arcysymbole, superarchetypy. Kicia Kocia chowała się na przedmieściach, w trywialnym, nacechowanym środowiskowo gronie Ciotek. O N używa mowy scjen ty stycznej, zmierza — daremnie, ale uparcie — do myśli czystej, d b a o czytelność aluzji, uwielbia m ą d r e tautologie N a t u r y i tłumaczenie idem per idem. JĄ bawi solipsyzm, cieszy o n o m a t o p e j a , satysfakcjonuje przypadkowość skojarzeń, kicz i „głupstwo" egzystencji. Kicia Kocia, „przepisując z faktyczności na wyrażalność", mówi może i dobitnie, ale za to niegramatycznie, a co gorsza — „nie-poetycko", nawet wtedy, gdy mówi „do rymu": Moja fllozoo

(śpiewać szybko, tylko pierwszy i ostatni werset szeroko) Wiem wszystko

bo wiem

4 W. Duszka Jawna i utajona dialogowość w poezji Mirona Białoszewskiego. Zarys

problematyki, „Roczniki Humanistyczne" 1978 z. 1; R. Nycz Sylwy współczesne. Problem konstrukcji tekstu, Wrocław 1984, s. 284.

(8)

63

więcej niż zjem a

jem wszystko bylebym miała co a że jest byle jak dzielone przez wszystkich mnożone przez wszystkiego brak więc wiem, że

zjem wszystko

[Kabaret Kici Koci; z t o m u Oho] Upiję się

Dzień na Grochowskiej huczy. Noc nogami powłóczy. Uciekać za te góry ludzi gdzieś! Głupstwa pleść,

Kwiatki rwać. U r w a mać!

[* * *. Kabaret Kici Koci; z t o m u Rozkurz]

T r u d n o wyrazić zgodę na tak niefrasobliwą dykcję, nawet jeśli wiemy, że „głupstwo" czy „kwiatki" to jeszcze jedna aluzja literacka, jeden jeszcze cytat ze Słowackiego wykorzystany j a k o a r g u m e n t w sporze

Karusi z Mędrcem:

Ja piórystka

( f r u w a przez sen, spada w łóżko, budzi się) Ja antypiórystka

(wstaje, przewraca się) Ja wszystka

i nic.

[***; z t o m u Oho]

Wedle N I E G O świat daje się p o r z ą d k o w a ć i nadal wyrażać w uniwer-salnej mowie humanistów: gdy poważny język filozofów zawodzi — w p o n u r e j mowie polityków i historyków, kształconych w i na semina-riach. P o w o d o w a n y kwestią smaku dochowa przymierza. Ocalały wszak sokratejskie ideały i ocalała etyka.

Dla N I E J rzeczywistość jest tylko tym, czym czyni j ą k a ż d o r a z o w o własne „ j a " — wdzięczne w „przegięciu", w zadziwieniu, w nieporadności „życia sopie", w dosłowności je pence donc je suis, wyśpiewywanych d o rytmu polki czy oberka, ale również w rytm pieśni, której nadaliśmy znaczenia najświętsze:

B Ł O G O S Ł A W I O N A S I W U L A , a za nią K I C I A K O C I A (sfruwają na linie z prześcieradeł)

(podbiegają) (krzyczą)

(9)

Pani tu nie stała! Pani tu nie stała! (torbią się na górę) (intonują)

Boże, coś Polskę, ustawił w ogooony...

[Kicia Kocia dzwoni...; z tomu Oho]

Pan Cogito to autorytet. Przeglądając się w N I M , zawsze odczuwaliśmy satysfakcję. Owszem, sam wie, że pierwsze wrażenie nie jest korzystne: podwójny p o d b r ó d e k , blisko osadzone oczy, nazbyt odstające uszy, niezbyt wysokie czoło. Ale j a k a ż umiejętność b u d o w a n i a antropologicz-nej paraleli, co za nośność sentencji i trafność p a r a d o k s u , j a k a szlachet-ność i m o r a l n a niezłomszlachet-ność. I jaki krąg antenatów.

D o pokrewieństwa z Kicią Kocią przyznajemy się z zażenowaniem i niechętnie, pytając JĄ o genealogię i grono znajomych, narzekając na jej bezrefleksyjne samozadowolenie, a zwłaszcza — brak zaangażowania w świat bardziej skomplikowany niż kuchnia czy łazienka, do zagos-podarowywania której sprowadzona została jej aktywność. Cóż zatem mogłoby łączyć J E G O topiczną, odpowiedzialną i kulturową p o d r ó ż (powrót) d o E u r o p y z JEJ penetracją M a n h a t t a n u czy wyprawą na A n t a r k t y d ę , z której przywiozła nonsensowny m a n u s k r y p t „baby dry-fującej na krze".

Można by zaryzykować — i miejsce oraz czas wymierzyć kwalifikatorem „śródziemnomorskim", a choćby — środkowoeuropejskim. J E M U jednak marzy się Paryż, W e r o n a , Rzym, przynajmniej — K r a k ó w (co dziwne, o grodzie rodzinnym, pozostawionym naturalnie bez nadziei powrotu, wspomina rzadko); tymczasem O N A , rodowita warszawianka, zlekceważyła atrakcyjność kolorytu lokalnego i galicyjsko-kresowy strój regionalny. Nie chciała zgodzić się na p o d r ó ż dalszą niż d o Zawichostu. T r u d n o odmówić JEJ przezorności — proszę sobie wyobrazić towarzy-szący oblubieńcom a złożony z przyjaciółek i kuzynek Kici Koci orszak wyruszający z Grochowa, Pragi czy Powązek na Zachód bądź Południe... Stresa, Błogosławiona Siwula z Wisznu Woli, Sybilla G r o c h o w a , K a t a -k u m b o w a , Baba z blo-ku i Baba spod piramid, Teosia Powąz-kows-ka, Ciotka Aniela (ta, co to j ą „wrzucono w ten świat") na M a n h a t t a n i e — to zaiste barbarzynki w ogrodzie. O N przyjaciół ma niewielu. Obcował z Cieniami raczej, duchami, praszczurami, rodzinę t r a k t o w a ć zwykł wyłącznie j a k o pretekst tożsamościowej lub historiozoficznej refleksji, przysparzającej mu nieodmiennie frustracji, zagrażającej wątłemu

prin-cipium individuationis.

Z drugiej jednak strony, Kicia Kocia była M U potrzebna. Okazała się doskonałym axis mundi, szansą jeśli nie na integrację osobowości, to przynajmniej na „zakotwiczenie" mieszkania w przestrzeni fizycznej

(10)

(oraz przestrzeni mitu). Poczucie przestrzeni własnej i cudzej, sublokator-skiej, było J E J dane od dzieciństwa. Nigdy natomiast nie stała się p a r t n e r k ą w grze — grach właściwie — jakie P a n Cogito ze sobą bądź z migoczącą nicością toczył. Owszem, pojęła reguły, sens n a d d a n y i głębinowy faktyczności i teraźniejszości, zrozumiała na czym polega tzw. rzeczywistość, ale i tak najpoważniejszą nawet partię kończyła wybuchem śmiechu, tłumacząc cierpliwie, że „robienie kiecek na dru-tach" to najlepszy sposób obłaskawienia bestii. C ó ż — j a k pisał jezuita — „Świat b a ł a m u t i fiut, fiut", nie jest ani realny, ani trwały, ani jedno-znaczny. Lepiej „pilnować sznurka"...

O N wniósł d o wspólnego mieszkania biblioteczkę klasyka, plansze gier strategicznych, wycieraczkę z u k r y t ą pod nią otchłanią, portrety p r z o d k ó w (aż po człekoidalne m o n s t r a , o których O N A zwykła mó-wić z czułością: „małpiliony"), przemycone z Oblężonego Miasta ide-ały. O N A — tomik rymów księdza Baki, księgozbiór u n d e r g r a n d o w y i sentymentalny, wiklinowy kosz, m a k a t k ę , wywiezione z Oblężonego P o k o j u „dziewiętnaście żywych chomików". Poznali t r u d n ą sztukę k o m p r o m i s u . Pan Cogito także spacerował p o przedmieściach, pisy-wał „późnojesienne" wiersze przeznaczone do kobiecych pism. Kicia Kocia n a t o m i a s t nauczyła się śpiewać romancoballady p o francusku. Jest świadoma swych kulturowych odniesień: jej prefiguracją była b o h a t e r k a romantycznej ballady i pasterka ze skały D r u i d ó w ; d a n e jej było spełniać rolę noblistki i pielgrzyma obmyślającego w Ameryce sonety; cytuje rady jezuity równie chętnie, j a k dylematy czy składnię r o m a n t y k ó w .

4 . 1 m o ż n a by spytać, czy w tym związku P a n Cogito

nie jest postacią nazbyt łatwą, jak łatwe są z założeń persony literatury moralizatorskiej. Sam będąc kontynuacją, ma oczywiście tyluż antenatów, co p o t o m k ó w . I stał się dosłownie tym, czym miał być p a r a b o -licznie: powielaną w sobowtórach postacią z przesłania, z moralitetu. Niepewność, zawieszenie odpowiedzi, „duszne rozterki" to również element strategii — nawet jeśli sam nie zechce odegrać roli K r o p o t k i n a , to rolę tę zagrają nim inni. Będzie mieszkał w historii.

Kicię Kocię z r e p r o d u k o w a ć w cudzej poezji byłoby t r u d n o . Nie m o ż n a JEJ kopiować, bo nie m o ż n a się z nią spierać, skoro aż tak b a r d z o jest osobna. Nie u d a się powtórzyć jej dykcji tak innej i równie t r u d n o jest t r a k t o w a ć poważnie jej proste odkrycia: perypatetyczną pozę j a k o metaforę istnienia („dojdę d o siebie") i „latanie" symbolizujące — jak w każdej z onirycznych ballad Białoszewskiego — natchnienie, fantazję, d a r poetyckiej wiwisekcji potoczności.

(11)

(decy-zjami zawiaduje pamięć Kultury i Historii, instynkt społeczny, poczucie odpowiedzialności), o tyle O N A jest nieobliczalna i może się wplątać dosłownie we wszystko, więc także w to, co przydarzyło się P a n u Cogito. Tym, w co m a m y uwierzyć, jest instynkt samozachowawczy i poczucie h u m o r u . O b r a ż a ć się, że przepaść Kici Koci nie d o r ó w n u j e otchłani Pascala, byłoby jednak nietaktem. Jesteśmy przecież — i tu konieczny okaże się truizm — w N I E J w takim samym stopniu, w jakim bohater Herberta jest w nas. Zresztą, z ulokowanych na szczycie góry-wieżowca, miejsca zatem szczególnie wyróżnionego, kuchni czy łazienki widać sporo, tylko inaczej.

Nie m a tu sfer zakazanych lub nieważnych, tak jak dla poetyki „łapania co się d a " , szczególików, podsłuchów czy d o n o s ó w , naocznego mitu, nie ma obszarów tabu. „Faktyczność" można obrzucić wyzwiskami, można komizmem i farsą wywalczyć dla siebie miejsce bezpieczne, kryjówkę kręgowca i troszczyć się, by schronienie przetrwało. Nie można jednak faktyczności nie zauważać. Zresztą, jaki sens miałoby

cierpli-we tworzenie azylu, gdyby nie pierwszy człon równania. Białoszewski unika doraźności, „nie chce sprawdzać w rocznice" {Oho). Ale i dla niego „świat nie da się od siebie za b a r d z o oddzielić" {Zawał). Jego aluzje są — jak sam powiada — „krótkie, błyskawiczne, trochę inaczej i bardziej cienko budowane"5. Ale u z n a j ą c także tę poezję za dialog, podkreślając r ó w n o p r a w n o ś ć f o r m wypowiedzi, przesycenie jej m o w ą cudzą i żywą, powinniśmy przyznać tej rozmowie podobnie funkcjonalne znaczenie. T o nadal dykcja Kici Koci, tym razem „skrytej" za pierwszą osobą gramatyczną, i zapewne dlatego więcej tu zniecierpliwienia i sprze-ciwu: Faktyczność ani mrugnie ja do niej coś i chrząkam ona nic więc rzeczowieję na nieruchomo chrząkla a wtedy j a — ty świnio

[z cyklu Przelatywanie; z tomu Oho]

5 J. Szymkiewicz Rozmowy o sztuce: z Mironem Bialoszewskim i Ludmiłą Murawską —

(12)

ROZTRZĄSANIA I ROZBIORY 77 Faktyczność siedzi, patrzy w o k n o ja nic nie wytrzymała robi miny

ja tak myślę, co jej powiedzieć aż mówię

— y

z nią razem

[z cyklu Garwolin w zimie; z t o m u Oho]

Małgorzata Łukaszuk

Struktura i autorytet

T r u d n o może nawet w to uwierzyć, choć czasy te nie są specjalnie odlegle, a fakty — znane są chyba powszechnie. Jeszcze niedawno było w Polsce tak, że książki Miłosza w żadnej księgarni nie leżały na ladzie ani nawet pod nią. Dopiero w ostat-nich latach tego długiego okresu m o ż n a było dostać je w wydaniach podziemnych — ale też nie wszystko, w wyborze m o c n o znaczonym politycznością. N a uniwersytecie jego nazwisko wymieniano u k r a d -kiem i choć już bez specjalnego strachu, to trochę m i m o c h o d e m , bo przecież — należał do nieobecnych. A nawet wielkich nieobecnych i j a k o „owoc z a k a z a n y " budził szczególne zaciekawienie. Niektóre, jego książki — te przedwojenne — m o ż n a było znaleźć w

specjalis-tycznych bibliotekach, a na czytanie reszty trzeba było mieć specjal-ne pozwolenie z odpowiednimi pieczęciami, wymieniające jakiś szczególny p o w ó d takiej ciekawości. Najlepiej, żeby to był p o w ó d n a u k o -wy — referat czy praca magisterska.

T a nieobecność znaczyła coś więcej, nie była tylko luką w erudycji, białą plamą. T r u d n o wyobrażać sobie polską poezję j a k o górę lodową, k tórej o g r o m n a część jest ukryta. A j e d n a k owa góra jest całością i to d r y f u j ą c ą w jednym kierunku. Miłosz rzeczywiście nie uczestniczył w codzienności polskiej poezji przez wiele lat, był z niej wykluczony, przeniesiony do rejonu wiedzy tajemnej, elitarnych lektur b a r d z o wąskiej grupy. Jan Błoński pisząc w 1973 roku, że o g r o m n e oddziaływanie Miłosza jest „polonistyczną tajemnicą poliszynela'", myślał raczej po profesorsku

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jeżeli więc ojczyzna nie jest regułą gry, tylko wartością istotną i jeśli dla swego istnienia potrzebuje cierpienia i śmierci także tych, którzy jej nie uznają,

jąc właśnie to ze swego czasu, ze swojej w nim obecności, co powszechnie uznaje się za najważniejsze: stosunek myśli do bytu, powołanie człowieka, rolę sztuki.... Ale najpierw

W ramach realizacji Umowy Wykonawca zobowiązany jest do zrealizowania usług towarzyszących przedmiotowej sprzedaży, takich jak transport, ubezpieczenie

W trakcie realizacji Umowy Zamawiający zastrzega sobie prawo zmian ilościowych w asortymencie do wartości ogólnej Przedmiotu Umowy (wartość brutto) wyłącznie

Od dawna intrygowało mnie, czy ta ulotna z na- tury rzeczy, lekka forma literacka może być budulcem dla czegoś większego, obszerniejszego i trwalszego – książki właśnie.

ROS_K1_W02 Absolwent zna i rozumie rozwój kultury rosyjskiej na przestrzeni dziejów ROS_K1_W01 Absolwent zna i rozumie historyczną logikę rozwoju cywilizacji rosyjskiej

Trzy ostatnie słowa Pana Cogito O wierszu Zbigniewa Herberta Przesłanie Pana Cogito.. Przesłanie Pana

4) gwarancjach ubezpieczeniowych;.. o utworzeniu Polskiej Agencji Rozwoju Przedsiębiorczości. Zabezpieczenie wnoszone w pieniądzu Wykonawca wpłaca przelewem na rachunek