TYGODNIK POPULARNY, POŚWIECONY NAOKORN PRZYDODNICZYH.
PRENUMERATA „W S ZEC H Ś W IATA ".
W Warszawie: r o c z n ic r b . 8 , k w a rta ln ie r b . 2.
Z przesyłką pocztową
r o c z n ic r b .10,
p ó łr . r b . 5.PRENUMEROWAĆ MOŻNA:
W R c d ak cy i „W szechśw iata"* i w e w sz y stk ic h k się g a r
niach w k ra ju i za g ran icą.
R e d a k to r „W szech św iata'* p r z y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie od g o d z in y 6 d o 8 w ie c z o re m w lo k a lu re d a k c y i.
dnia 17 m aja 1914 r. Tom X X X III.
A d r e s R e d a k c y i: W S P Ó L N A Jsrti. 37. T e le fo n u 83-14.
P R Z E S Z C Z E P I A N I E J A J N I K Ó W A D Z I E D Z I C Z E N I E C E C H
N A B Y T Y C H .
Badania nad przeszczepianiem jajników rozpoczęte zostały przed laty 20 . P ierw szym badaczom chodziło przedewszyst- kiem o stwierdzenie, czy przeszczepiony ja jn ik może żyć i iunkeyonować w zmie
nionych warunkach. Dlatego też począt
kowo przeszczepiano ja jn ik na to samo zwierzę (Knauer, Anders, Ribbert, Grigo- riew). R ezultaty tych badań w ogólnych zarysach były ze sobą zgodne — jajn ik w pierwszych dniach po operacyi okazuje w yraźne objawy degeneracyi w swej środkowej części, tymczasem w arstw a powierzchowna (nabłonek płciowy, mem
brana propria, pęcherzyki pierwotne) u trzym uje się, przybierając ch arak ter em bryonalny (Ribbert, Schultz). Po 30 mniej więcej dniach, gdy części zdege- nerowane zostały ju ż zastąpione przez tkankę łączną, pęcherzyki pierwotne (fol- liculi primordiales) zaczynają się rozwi
ja ć i ja jn ik osiąga powoli swój stan nor
malny. Grigorlew miał naw et otrzymać
młode króliki z tak przeszczepionego j a j nika.
Pomyślne wyniki tych badań były podnietą do dalszych prób. Pojawiają się prace Herlitzki, Foa, W. Schultza, którzy usiłują zbadać zachowanie się ja jn ik a po przeszczepieniu go już nie na to samo indywiduum, lecz na inne. Pró
by te wykazały, że jajnik, przeniesiony na obcy organizm może żyć i nawet funkeyonować. Dowodzi tego obecność świeżych żółtych ciał (corpora lutea) w ja jn ik a c h przeszczepionych na inne osobniki płci żeńskiej. Nie zostało stw ier
dzone przez wzmiankowanych autorów, czy gruczoł płciowy żeński po przenie
sieniu go na samca dochodzi do owula- cyi. Jednakże doświadczenia Schultza wykazały, że jajniki, po przeszczepieniu ich na samca, mogą przez długi czas (117 dni) zachowywać wszystkie części składowe. Przeszczepianie gruczołów płciowych z jednej płci na drugą zostało zastosowane przez uczonych, badających zależność ta k zw. drugorzędnych cech płciowych—od gruczołu płciowego. Gru
czoły płciowe, ja k stwierdzono, składają się z dwu zasadniczych elementów: 1 ) z komórek rozrodczych i 2 ) komórek wy-
/ ^ f
i E tI S S « ? 's* a “ j
306 W SZECf ISWI AT .V® 20 dzielniczych. Te ostatnie m ają w ydzie
lać specyficzne dla każdej płci s u b sta n c j e , zwane hormonami, k tó re wpływają na rozwój cech właściwych danej płci.
Steinach w ostatniej swej pracy z 1913 roku otrzymał zdumiewające wyniki. Po w ykastrow aniu młodych samców (szczu
rów i morskich świnek) wszczepiał im jajniki. Po wyrośnięciu zwierzęta te po
siadały cały szereg cech samiczych: l) wzrost ich był zahamowany — nie prze
kraczał średniego wzrostu samicy; 2 ) uwłosienie stawało się jedw abistem , ja k u samic; 3) sutki rozwijają się, docho
dząc do wielkości sutek samiczych; 4) gruczoły mleczne dochodzą do laktacyi;
5) rozwija się in s ty n k t macierzyński, zw ierzęta te chętnie karm iły młode, k tó re im przystawiono; 6 ) popęd samczy zatraca się, i 7) rozwija się popęd sami
czy, gdyż zachowują się wobec samców tak, j a k normalne samice. Na p rzy k ła
dzie tym uwidocznia się w sposób j a skraw y wpływ, jaki w ywierają gruczoły płciowe na powstanie drugorzędnych cech płciowych. U kręgowców zależność ta występuje bardzo wyraźnie. Tym cza
sem zwierzęta niższe, j a k to wynika z p rac Meisenheimera, Kopcia i in., nie w ykazują zależności drugorzędnych cech płciowych od gruczołu płciowego.
F unkcyonow anie ja jn ik a po przeszcze
pieniu go na inne indy widuum zostało r ó wnież zużytkowane do rozstrzygnięcia innego problematu, o który w niniejszym artykule chodzi nam przedewszystkiem, mianowicie problem atu o dziedziczeniu cech nabytych. Pierwsze w tym k i e r u n ku poszukiwanie było dokonane przez V. Magnusa w 1907 roku. Magnus prze
szczepił w ykastrow anej czarnej samicy królika ja jn ik królika białego. Ta czar
na samica z jajnikiem białego zw ierzę
cia została następnie zapłodniona przez białego samca i urodziła dwoje młodych jed no białe i jedno czarne. Na krótko przed powtórnym pomiotem samica ta zdechła. Obdukcya wykazała, że z 7 miu młodych, znalezionych w macicy, dwie były czarne i 5 białych. Pomimo więc, że ojciec był biały i ja jn ik pochodził od białej samicy, potomstwo było częściowo
czarne. To występowanie czarnego u b ar
wienia Magnus przypisywał wpływowi ciała czarnej samicy na wszczepiony jej jajn ik . J a k słusznie podniósł Johannsen rezultaty Magnusa o tyle są wątpliwej wartości, że używane do doświadczenia zwierzęta nie były rasami czystemi. Po
dobny zarzut spotkał również Guthriego.
Guthrie używał w swem doświadczeniu k ur dwu odmiennych barw: białych i czarnych Z licznych prób tylko w kil
k u przypadkach zdołał zapłodnić kury z wszczepionemi jajnikami. Główne r e z u lta ty osiągnięte przezeń są n astęp u jące:
I $ czarna z jajn ik iem białej skrzyżo
wana z cT czarnym—potomstwo w poło
wie białe, w połowie czarne.
II $ biała z jajnikiem czarnej skrzy
żowana z cT białym—potomstwo l) c z a r ne, 2) białe, 3) białe z czarnemi plamami.
III $ czarna z jajnikiem białej s k r z y żowana z c? białym—potomstwo białe al
bo białe z czarnemi plamami.
IV 5 biała z jajnikiem czarnej skrzy
żowana z c? czarnym — potomstwo białe z czarnemi plamami.
Jeśli w I i II przypadku niemożna, w e dług Guthrego, stwierdzić działania ciała na wszczepianą plazmę jajnika, to w dwu ostatnich należy je przyjąć z wszelką pewnością. Inaczej bowiem niepodobna w ytłumaczyć pojawienia się czarnego upierzenia u potomstwa w III i zwłasz
cza IV doświadczeniu. W ykonane wkrót
ce potem doświadczenia Schultza i Da- venporta stwierdziły, że podczas k a s tro wania k u r najskrupulatniejszego nie je s t wyłączona możliwość regeneracyi ja j n i ków, albo, co możliwsze, rozwijają się ja jn ik i akcesoryczne zostawione w ewnątrz organizmu. Z drugiej strony czystość ras używanych przez Guthrego pozosta
wia wiele do życzenia, pod ty m wzglę
dem materyał użyty przez niego nie przedstawiał żadnych gwarancyj. Wo
bec tego odpowiedź dana przez Guthrego na zadany problemat nie może być u zn a
ną za stanowczą.
Badania Harmsa, ja k zobaczymy zaraz,
również nie dały wyników, któreby po
zwoliły w sposób zdecydowany rozstrzy
JNB 20 WSZECHS WIAT 807 gnąć zajmującego nas problematu. Harms
próbował przeszczepiania jajników na dżdżownicach i na trytonach. Jak w je- dnem tak i w drugiem doświadczeniu używał do wymiany jajników dwu od
miennych gatunków, co z góry usuwało ew entualny zarzut nieczystości materya- łu, zarzut, który robiono jego poprzedni
kom. W doświadczeniu nad dżdżowni
cami Harms przeszczepiał jajniki g a tu n ku Lum bricus te rre stris na gatunek He- lodrilus longus i odwrotnie. Umieściw
szy w jednem naczyniu dwa osobniki z g atu n k u Lum bricus terrestris, którym zostały wszczepione jajniki g atunku He- lodrilus longus, Harms otrzymał z nich młode, które jed nak wkrótce zdechły.
Ponieważ wiele cech c h a ra k tery sty cz
nych dla tych dwu gatunków uwidocz
nia się całkowicie dopiero u dorosłych zwierząt, trudno je s t ocenić w sposób stanowczy, do którego z nich należałoby zaliczyć otrzym ane przez Harmsa po
tomstwo. W edług obserwacyi Harmsa cechy otrzym anych przezeń młodych dżdżownic były pośrednie między dwoma używ anem i w doświadczeniu gatunkam i.
W ynikałoby więc z tego, że wszczepione ja jn ik i zachowały swą niezależność od ciała nowego gospodarza 1). Gdyby otrzy
mane b astardy mogły być porównane z bastardami ty c h dwu gatunków, po_
wstałemi przez natu raln e skrzyżow anie>
wyniki tej pracy miałyby większą w ar
tość. Jednakże b a sta rd y g atunku L um bricus te rre stris i Helodrilus longus nie są znane.
W doświadczeniu nad trytonam i Harms przeszczepiał jajn ik traszki czarnej (Tri- ton cristatu s) na traszkę górską (Triton alpestris). Złożone ja ja posiadały wiel
kość ja j gatu n k u Tr. alpestris lecz za
chowały barwę właściwą gatunkowi m a cierzystem u Tr. cristatus. Poza pierwsze s ta d y a brózdkowania ja ja te nie rozwi
ja ły się. Wobec tego trudno mówić, czy samo zachowanie barwy ja ja ma wska-
*) Z w ierzę, k tó re m u w szczepiono obcy o r
g a n , b ędziem y n a z y w a ć „n o w y m g o sp o d a rz e m ” te g o org an u .
zywać niezależność przeszczepionego j a j nika od nowego gospodarza. Zdecydo
wanej odpowiedzi doświadczenia Harmsa bądź ćo bądź nie dały.
Kammerer użył do swych doświadczeń salamandry plamistej (Salamandra ma- culosa Lans.), którą spotyka się w n a
turze w dwu odmianach: 1 ) zabarwienie skóry przedstawia się w postaci żółtych nieregularnych plam na czarnem tle, al
bo 2 ) barwa żółta przedstawia sym etry
cznie ułożone podłużne pasy (yarietas taeniata). W edług Kammerera indywidua plamiste dają potomstwo wyłącznie pla
miste, jak również indywidua prążkowa
ne wyłącznie prążkowane potomstwo.
Przez krzyżowanie zaś odmiany plami
stej z odmianą prążkowaną, plamistość występuje u potomstwa, jako cecha do
minująca. Przeszczepiane jajniki jednej odmiany na d rugą dały potomstwo po zapłodnieniu samic, i mianowicie:
$ plamista z jajnikiem odmiany prąż
kowanej, skrzyżowana z c? prążkowanym, miała za pierwszym razem 37 młodych, za drugim razem 39 wyłącznie prążko
wanych. Plamistość m atki nie znalazła żadnego w yrazu w ubarwieniu jej po
tomstwa. W ynika stąd, że przeszczepio
ny ja jn ik nie ulega wpływowi ciała no
wego gospodarza i jego cech nie prze
nosi na potomstwo. Kwestya zdawało się została rozstrzygnięta. Lecz Kamme
rer nie zatrzym ał się na tym wyniku i doświadczenie swoje powtórzył z pe- wnemi zmianami. Mianowicie w da
wniejszych badaniach nad salam andram i Kammerer przekonał się, że można zmie
nić w dowolny sposób stosunek dwu za
sadniczych barw salamandry, żółtej i czarnej, hodując je w otoczeniu o s to sownej barwie i wilgotności. Wilgotne otoczenie i żółte podłoża sprzyjają roz
wojowi żółtego pigmentu, suche zaś o to czenie i czarne podłoża powodują zanik tego barw nika na korzyść rozwijającego się czarnego pigmentu. Posiłkując się tą metodą, Kammerer otrzymał sztucznie odmianę prążkowaną, pochodzącą od r o dziców plamistych.
Tę właśnie, sztucznie otrzymaną od
mianę prążkowaną Kammerer postanowił
W SZECHSWIAT M 20
308'
użyć do swego doświadczenia. Dla kon
troli wyników tego doświadczenia s k r z y żował on otrzym aną odmianę p rążkow a
ną z odmianą plamistą. Potomstwo z t e go skrzyżowania miało żółte plamy uło
żone symetrycznie wzdłuż grzbietu. W na- stępnem pokoleniu sy m etry a t a uległa znacznym odchyleniom. Tymczasem po
tomstwo, otrzymane ze skrzyżowania od
miany prążkowanej, wziętej z wolności, i odmiany plamistej, było bez w yjątku plamiste. W ynikałoby z zestawienia tych dwu krzyżowań, że prążkowanie świeżo nabyte je s t przekazywane mieszanemu potomstwu, w yrażając się w sym etrycz
nym układzie plam, gdy ta sama cecha zwierzęcia wziętego z wolności u po
to m stw a mieszanego wcale nie w y stę puje.
W yniki doświadczenia, w którem Kam- merer używał sztucznie otrzymanej od
miany salamandry (yarietas taeniata) do
prowadziły go do zupełnie innych w nio
sków, niż poprzednie jego doświadczenia.
Główne rezultaty tej drugiej seryi do
świadczeń K amm erera są następujące:
9 p rążkow ana sztucznie otrzym ana z ja jn ik iem odmiany plamistej po sk rz y żowaniu z cf plamistym miała 25 larw.
Z ty ch 11 tylko o zabarwieniu plami- stem nieregularnem , reszta zaś w y k azy wała tendencyę do układania się plam sym etrycznie w podłużne szeregi z dwu stron środkowej linii grzbietu.
W innym przypadku $ prążkowana, sztucznie hodowana, z wszczepionym j a j nikiem odmiany plamistej po skrzyżowa
niu z cT prążkowanym , wyhodowanym sztucznie, miała w 3-cb następujących po sobie pomiotach 26, 27 i 30 młodych wyłącznie odmiany prążkowanej. Plam i
stość reprezentow ana przez wszczepiony ja jn ik nie została w tym razie wcale przekazana potomstwu, mimo, że w n o r
malnych warunkach jest ona podczas krzyżowania cechą dominującą. J a k w i
dzimy, rezultaty tej seryi doświadczeń zn ajd u ją się w sprzeczności z wynikami poprzedniej pracy Kam m erera.
W ed łu g Kam m erera sprzeczność ta je st tylko pozorną, w rzeczywistości zaś w y
niki obu jego doświadczeń wzajemnie się niejako uzupełniają. Opierając się na wyniku pierwszej seryi swych doświad
czeń oraz na rezultatach, otrzym anych przez innych badaczów, Kammerer tw ie r
dzi, że, używając do przeszczepiania j a j ników dwie odmienne rasy wzięte z wol
ności, niemożna dostrzedz najmniejszego wpływu nowego gospodarza na wszcze
piony jajnik. Jeśli jed n ak wszczepimy ja jn ik przedstawicielowi rasy otrzymanej sztucznie, to przeszczepiona plazma roz
rodcza wyraźnie podlega wpływowi ciała nowego gospodarza, przekazując nowo nabyte przezeń cechy potomstwu. Z ze
staw ienia tych rezultatów wynika, że przez wpływ ciała na plazmę rozrodczą mogą być dziedzicznie przekazywane ty l
ko cechy świeżo nabyte, cechy zaś zda- wna ustalone w danej odmianie wpływu żadnego na wszczepioną plazmę nie w y
wierają i nie są dziedzicznie przekazy
wane.
Zwróćmy się teraz do doświadczeń Ca- stlea i Philippsa. Mając ten sam cel na względzie, co i Kammerer, badacze ci przeprowadzali swe doświadczenie na in nym m ateryale, m ian ow icie'n a morskich świnkach i j królikach. Przeszczepianie jajników, według nich samych, n a s trę czało ogromne trudności i w rzadkich tylko przypadkach wszczepiony ja jn ik przyjmował się i funkcyonował. P rze
szczepianie ja jn ik a z jednego królikaJna drugiego nie dało pomimo wielokrotnych prób pozytyw nego”;'rezultatu: [w ykastro
wana samica regenerowała zazwyczaj u sunięty ^jajnik, wszczepiony zaś jej ob
cy jajn ik ulegał degeneracyi.
M. Bogucki.
(D ok. nast.).
M 20 WSZECHS W IA T 309
F R A N C IS Z E K D U R O Q U IE R .
N I E B E Z P I E C Z E Ń S T W O F A L H E R T Z A .
Wiemy, że nagłe wyładowanie iskry elektrycznej je s t źródłem energii promie
niującej, zdolnej do wywołania na odle
głość w przyrządach, zwanych rezonato
rami, potężnych ruchów wibracyjnych, które znów z kolei mogą wytworzyć no
we iskry: zjawisko to zauważył poraź pierwszy łizyk niemiecki Hertz zapomocą koła metalowego o wązkiem przecięciu, umieszczonego w polu oscylującem.
Otóż w ostatnich czasach zużytkowano w Anglii tę ciekawą własność iskry elek
trycznej dla wysadzenia w powietrze p u dła starego okrętu.
Szczegóły tego wysadzenia, w ykonane
go przez inżynierów angielskich, trzy m a
ne byiy w tajemnicy, lecz można w yko
nać podobne doświadczenie w bardzo prosty sposób:
Napełnia się odpowiednią mieszaniną wodoru i tlenu (dwie części wodoru na jed nę tlenu) bańkę szklaną, którą zam y
ka się korkiem parafinowym. Przez ko
rek należy przetk n ąć ukośnie dwa długie d ru ty stalowe, których końce przytępio
ne i wygładzone prawie się dotykają we
wnątrz naczynia.
Następnie łączymy każdy z drutów z długiemi izolowaneini drutami, które rozciągamy na ziemi lub też zawieszamy na małych szubieniczkach w kierunkach biegunowo przeciwnych. Niezależnie od tego, czy doświadczenie robić będziemy podczas burzy, lub też w sąsiedztwie sta- cyi telegrafu bez drutu, nie będziemy długo czekali na falę indukującą, która wzbudzając iskrę między końcami prze
ciwległych drutów, wysadzi w powietrze bańkę szklaną ja k pistolet Volty.
Doświadczenie marynarki angielskiej jest, być może, pierwszem, w którem świadomie użyto fal Hertza dla dzieła zniszczenia, nie j e s t to je d n a k chyba j e dyna ofiara rezonansu elektrycznego.
Przypadkowe powtórzenie doświadcze
nia Hertza je st istotnie o wiele częstsze, aniżeli przypuszczamy, dzięki licznym r e zonatorom, jakie przypadek rozrzuca tu i owdzie po drodze, którą dążą fale elek
tryczne; wystarczy, żeby to powtórzenie wytworzyło się w środowisku zapalnem, aby wybuchnął pożar.
Byłbym w rozpaczy, rzucając niepo
trzebnie postrach wśród marynarzy, gór
ników, lotników; jednakże wspomnienie ostatnich wypadków, w których tylu lu dzi poniosło śmierć, ośmiela mnie do po
wiedzenia:
„Strzeżcie się fal elektrycznych, po
w stających podczas burzy lub tych, ja- kiemi się posiłkuje teleg raf bez drutu!"
Wystarczy kilku łańcuchów lub sk rzy nia żelastwa w atmosferze nagrzanej na dnie statku, aby cały statek sploftął w czasie burzy lub w pobliżu stacyi t e legrafu bez drutu.
W ystarczy dla wysadzenia okrętu kil
ku pocisków zbyt zbliżonych w składzie amunicyi źle przewietrzanym.
Wystarczy niedokładny k o n ta k t lub wązkie przecięcie w metalowej osłonie balonu sterowego, aby balon wyleciał w powietrze.
W ystarczy wreszcie, żeby nieco pyłu węglowego izolowało od szyn wózek s ta lowy, aby się zajął gaz w kopalni.
Pale Hertza, spotykając masy przewo
dzące tych łańcuchów, tych pocisków, ułożonych jedne obok drugich, tego me
talu, tych szyn i tego wózka, oddzielo
nych jed y n ie grubością w arstw y pyłu, stw arzają w nich przez indukcyę prądy zmienne, wywołując w tych miejscach, w których masy tworzą między sobą nie
doskonałe kontakty, iskrę niecącą pożar.
Następujące przykłady podkreślą je s z cze znaczenie siły indukcyjnej tych fal:
Na stacyi telegrafu bez drutu z Mont- Valerien, kilka kilometrów od Paryża, emisya ze stacyi Champ de Mars wzbu
dza iskry o długości kilku milimetrów przy końcach detektorów stołu odbiera
jącego.
Zauważyłem w czasie ostatnich waka-
cyj na pomoście statku, którego stacya
telegrafu bez drutu wysyłała sygnały,
310 W SZECHSW IAT JMs 20 obecność małych błyszczących kitek, mię
dzy ogniwami łańcucha, leżącego na drewnianej poręczy, n a przodzie okrętu.
J eden z majtków elektrotechników , j a dący n a okręcie Conde, zapewniał mnie, że umie on wydobywać iskry z ostrza torpedy, zawieszonej na międzypokładzie, za każdym razem, gdy telegrafuje stacy a lądowa.
Wiele osób zauważyło pewnie, w dnie burzliwe, małe kropelki ogniste, zjawia
jące się na wolnym końcu antenny, gdy się ona znajduje w sąsiedztwie ziemi.
Niebezpieczne działania indukcyjne tal H ertza w ydają mi się szkodliwe nietylko podczas burzy i w pobliżu stacyj w ysy
łających; obawiać się ich można i w po
łowie drogi między dwiema działającemi stacyami.
Interferencya fal musi istotnie w ywo
łać w tej okolicy ru ch y elektryczne szcze
gólniej gwałtowne 1), niemające ch ara k teru stałego, lecz podobne do węzłów natężenia, ja k ie wyznacza w pewnych miejscach wzdłuż przewodnika, izolowa
nego przy je d n y m z jego końców, przej
ście prądów zmiennych o wysokiej frek- wencyi.
Rozporządzając stacy ą telegrafu bez d ru tu w Touraine, stwierdziłem nieje
dnokrotnie, że najdelikatniejsze p rz y rz ą dy ap a ra tu odbiorczego były psute, gdy stacye z Rochefort i z wieży Eiffla funk- cyonowały jednocześnie i udało mi się n a w e t odtworzyć na mojej antennie do
świadczenie z w ybuchającem naczyniem.
Pewnego razu powtórzenie tego cieka
wego zjawiska poddało mi myśl wyszu
kania na mapie położenia mego labora toryum w stosunku do dwu stacyj, wy
wołujących zaburzenia. Okazało się, że moje laboratoryum leżało w jednakowej odległości od Rochefort i od Paryża.
Poszukałem wtedy miejsca, w którem, na podstawie ju ż raz sprawdzonej hypo-
’) F a le , w y c h o d z ą c e ze s ta c y j o isk ra c h rz a d k ic h są o w ie le g ro źn ie jsz e, niż fale, w y c h o dzące ze sta c y j, u ż y w a ją c y c h lic z n y c h isk ie r (m u zy k a ln y ch ), g d y ż ilość w y z w o lo n e j e n e rg ii j e s t w ty c h sam y ch w a ru n k a c h te rn w iększa, im liczba isk ier jeBt m niej częsta.
tezy, interferencya lal, wychodząc z n a j
potężniejszych stacyj radyotelegraficz- nych, mogła stworzyć niebezpieczne s tr e fy rezonansu i stwierdziłem, że środek urojonej linii prostej, łączącej wieżę Eiffla z Bizerte, największą stacyą śró d ziemnomorską, oznacza miejsce przystani w Toulonie, w której pancerniki tak dzi
wnie w ylatują w powietrze.
Że środek linii prostej, łączącej wieżę Eiffla z Clifden, najw ięks 7 ,ą stacyą w E u ropie, znajduje się ponad kopalniami Cardiff, w których niedawno miały miej
sce straszne wybuchy gazów...
Że środek linii prostej, łączącej wieżę Eiffla z Glace-Bay, największą stacyą am erykańską, oznacza miejsce, na k tó rem w tajemniczy sposób spłonął Vol- turno...
Być może, że j e s t to tylko dziwny zbieg okoliczności, w każdym razie ra
dziłbym jed n ak osobom zainteresowanym mieć się na baczności.
Opisane doświadczenie i podane przy
kłady w ykazują dostatecznie chyba ko
nieczność zachowywania ostrożności wo
bec zgubnych działań fal Hertza i uni
kania n a budynkach, w których się m ie
ści stacya telegrafu bez drutu, obecności rezonatorów, wszędzie, gdzie zachodzi obawa pożaru.
Zastosowanie rezonansu elektryczne
go do teleg rafu bez drutu je s t bez w ą t
pienia naj ważniejszem odkryciem naszych czasów; umysł ludzki uczynił z nich śro
dek r a tu n k u w czasie największych nie
bezpieczeństw: oby nie był jednocześnie powodem katastrof.
Tłum. H. G.
O N A R Z Ą D A C H P E R C E P C Y I Ś W I E T L N E J U R O Ś L I N .
(D okończenie).
Poważniejsze zarzuty, podnoszone prze
ciw hypotezie Haberlandta, dotyczą fizyo-
logicznej działalności narządów percepcyi
świetlnej. Pizyologiczne właściwości tych
JN& 20
W SZECHSW IAT
311utworów jednocześnie prawie badali H.
Kniep, Nordhausen, L. Gries i Albrecht.
Zarzuty podnoszone przez tych badaczów opierały się na tem przypuszczeniu, że jeżeli w jakikolw iek sposób zahamujemy skupiającą światło działalność komórek skórki, w tedy liść nie powinien oddzia
ływać na kierunek promieni świetl
nych. Pierwsze doświadczenia tego ro
dzaju wykonał sain Haberlandt, wycho
dząc mianowicie z założenia, że dla soku komórkowego współczynnik załamania światła je s t równy takiemu współczyn
nikowi dla wody. Początkowo hamował skupiającą światło działalność komórek skórki, zwilżając powierzchnię liścia wo
dą. Rośliny takie ja k Tropaeolum ma- jus, Humulus lupulus, Begonia discolor umieszczał pod wodą; w takich w aru n kach liście nie oddziaływały na kierunek padających na nie promieni świetlnych.
Kniep (1907) robi zarzut tej metodzie, że woda, jak o ośrodek gęstszy w porówna
niu z powietrzem, ham uje ruchy liścia.
H aberlandt je d n a k twierdzi, że zarzut ten wtedy mógłby być słuszny, gdy r u chy te były dość gwałtowne; doświad
czenie poucza, że ustawianie liścia w s ta łem położeniu do światła odbywa się po woli. H aberlandt później zmienił tę me
todę w ten sposób, że na mocno zwilżo
ną górną powierzchnię liścia nakładał cienkie blaszki mikowe. Doświadczenia z takiemi liśćmi (Begonia semperilorens) w ypadły w myśl hypotezy, t. j. liście nie ustaw iały się odpowiednio do kie
runku promieni świetlnych.
W tym czasie H. Kniep w inny sposób i bardzo dowcipny próbował zahamować skupiającą światło działalność soczewko- watych komórek skórki. Powierzchnię liścia smarował on olejem parafinowym i pokrywał blaszką miki. Współczynnik załamania św iatła dla oleju parafinowego je s t równy 1,476; olej parafinowy je st więc znacznie gęstszy od soku komórko
wego i wody. Skupiająca światło, wy- puklona nazewnątrz komórka skórki, po
k r y ta w arstw ą oleju parafinowego, za
mienia się w soczewkę rozpraszającą.
Doświadczenie soczewek z liśćmi, smaro- wanemi parafiną, daje obraz odwrotny
względem tego, jak i otrzymujemy ze skórką nieposmarowaną: na wewnętrznej błonie komórki tworzy się ciemny punkt otoczony ja s n ą smugą. Bieg promieni w komórcę skórki, normalnej i posmaro
wanej olejem parafinowym, uwidocznia rysunek 5. Kniep przeprowadził swoje
(F ig. 5).
P rz e jśc ie pro m ien i św ia tia w n askórku z lew ej stro n y norm alnie, z p raw ej p o za n u rzen iu w o le
j u p ara fin o w y m ( p parafina).
doświadczenia z liśćmi Tropaeolum ma- jus, Begonia discolor i B. heracleofolia.
Wszystkie te rośliny m ają dobrze w y
kształcone soczewkowate komórki skórki.
Okazało się jednak, że liście posmarowa
ne olejem parafinowym w taki sam spo
sób i również szybko przyjmowały stałe położenie względem światła, ja k liście normalne. Z tego Kniep wyprowadza wniosek, że soczewkowata działalność ko
mórek skórki z górnej powierzchni liścia nie ma szczególnego znaczenia dla sposo
bu oddziaływania roślin badanych. Kniep stanowczo odrzuca hypotezę o narządach percepcyi świetlnej i twierdzi, że do
świadczenia H aberlandta nie są bez za
rzutu i można je inaczej wytłumaczyć.
H aberlandt prędko, bo już w kilka mie
sięcy po ogłoszeniu pracy H. Kniepa, od
powiedział na uczynione jego hypotezie zarzuty. Powtórzył doświadczenia H.
Kniepa i przekonał się o ich słuszności.
Wnioski jak ie wyprowadził z tych do
świadczeń są jed n ak zupełnie odmienne.
Przytoczę tu w całości rozumowanie Ha
berlandta. Przyznaje on, że przez posma
rowanie brodawkowatej skórki liścia ole
jem parafinowym skupiająca światło wła
ściwość komórek ulega zahamowaniu, ale
312 W SZECHSW IAT JS '20 nie ich działalność soczewkowata. Ta
ostatnia tylko zmienia się odpowiednio, a na w ew nętrznych ścianach komórki w każdym razie przyjdzie do odśrodko
wego albo dośrodkowego rozmieszczenia natężenia promieni świetlnych, co um o żliwia roślinie odczuwanie k ie ru n k u św ia
tła. W ynik doświadczeń Kniepa nie je s t sprzeczny z przypuszczeniem, że soczew
kowate komórki skórki posiadają decy
dujące znaczenie w percepcyi kierunku światła przez blaszkę liściową.
„W pracy mej (Haberlandta) „Die L ichtsinnesorgane der L au b latter" w y powiedziałem przypuszczenie, że plazma- tyczne pole środkowe w ew nętrznej błony każdej komórki skórki czułe j e s t na zna
cznie większe natężenie światła, niż s k r a j
ne części tego pola. Teraz je d n a k muszę przyjąć, że ta k rozm aita wrażliwość ró żnych części plazmy nie j e s t wrodzoną i niezmienną jej właściwością, ale p rzy stosowaniem nabytem; przy prostopadłe padających promieniach światła pola środ
kowe są jasn o adaptowane, a skrajne części—ciemno. Ta ja s n a adaptacy a pól środkow ych odnawia się codzień rano, po każdem dłuższem zaciemnieniu. J e żeli przez posmarowanie olejem parafino
w ym komórek skórki wywołamy od w ro t
ne oświetlenie ścian w ew nętrznych, w te dy brzeżne części jasno oświetlone będą jasno adaptowane, g dy ciemne pola środ
kowe adaptują się ciemno. Zmiany takie nie mają bezpośredniego wpływu na per- cepcyę.
„Dla percepcyi kieru n ku św iatła decy
dująca raczej będzie wrażliwość na spo sób rozmieszczenia natężeń światła na błonie plazmatycznej ścian w ew n ętrz
nych komórek skórki. Dośrodkowe roz
mieszczenie natężenia odpowiada helio- tropicznej równowadze; liść znajduje się w stałem położeniu do światła. Odśrod
kowe rozmieszczenie światła w razie pro
mieni z boku padających plazma odczu
wa jako bodziec, na który roślina odpo
wiednio oddziaływa. Chodzi więc o wra- żliwość różnic z jednej stro n y między ciemnością i jasnością, a z drugiej mię
dzy odśrodkowem i dośrodkowem roz
mieszczeniem światła. A ta k a wrażliwość
różnic zawsze w ystępuje czy plazmatycz ne pole środkowe wew nętrznych ścian komórek skórki będzie przystosowane do innego oświetlenia niż części skrajne, czy też cala plazma będzie ciemno albo j a sno adaptowana".
Cała więc hypoteza uległa bardzo r a dykalnej zmianie. Takie tłumaczenie do
świadczeń Kniepa wydaje się dość mało prawdopodobnem i naciąganem. W arunki oświetlenia w komórkach, wywołane po
smarow aniem parafiną, są dla rośliny przecież zupełnie nowe, są czemś dla niej zupełnie nieznanem, a jed n ak oddziały
wa ona na nie zupełnie normalnie. A więc należy przyjąć nową hypotezę pomocni
czą o momentalnej zmianie wrażliwości plazmy. H aberlandt naw et z tego wzglę
du porównywa narządy percepcyi świetl
nej u roślin z okiem człowieka.
Jeżeli chodzi o zupełne zahamowanie działalności soczewkowatych komórek skórki, tak, aby błony w ewnętrzne były jednostajnie oświetlone, należy smarować powierzchnię liścia płynem o współczyn
niku załamania światła równym takiem u współczynnikowi dla soku komórkowego.
W tedy różnice w rozmieszczeniu natężeń św iatła nie wystąpią, a liść niepowinien przyjmować stałego położenia względem światła. J a k wyżej zaznaczyłem, do
świadczenie tego rodzaju pierwszy w y
konał Haberlandt, smarując liście wodą i n ak ry w ając blaszkami z miki.
N ordhausen (1907). aby uniknąć zarzu
tów Kniepa i P ittinga co do szkodliwego działania wody, pokryw ał liście 5—12%
żelatyną. Do doświadczeń używ ał n a s tę pujących roślin g atunku Begonia, Ostrya carpinifolia, Ilum ulus Lupulus. Liście pokryte żelatyną oddziaływały na k ieru
nek promieni świetlnych z taką spraw nością ja k liście normalne. Do tego sa
mego wyniku doprowadziły doświadcze
nia z rośliną Fittonia Verschafeltii, k tó ra wszak posiada bardzo szczególne n a rządy percepcyi świetlnej nazwane przez H aberlandta „ocellami“. N ordhausen koń
czy pracę swoję słowami „że soczewko
w a ta działalność komórek skórki niema
' bezpośredniego przyczynowego związku
M 20 WSZECHS WIAT 313 z percepcyą kierunku światła przez bla
szkę liściową".
Zdawałoby się, że wobec tak niezbi
tych dowodów Haberlandt ustąpi z zaj
mowanego stanowiska i porzuci swoję hypotezę. On jed n ak nie dał za wygraną i najrozmaitszemi sposobami stara się osłabić doniosłość zarzutów, podnoszo
nych przez przeciwników. Zdaniem jego, niezgodność tych doświadczeń z „teoryą"
narządów percepcyi świetlnej opiera się tylko na nieuwzględnieniu dwu okolicz
ności. Popierwsze, oprócz w ypukleń na- zewnątrz, komórki skórki mogą mieć wy- puklone ściany wewnętrzne, a następnie przez posmarowanie liścia czy to wodą, czy żelatyną albo parafiną, na ścianach w ew nętrznych komórek mogą pomimo tego wystąpić różnice w rozmieszczeniu natężeń światła. Nordhausen twierdzi jednak, że doświadczenie soczewek, w y
konane z liśćmi Impatiens, albo Fittonia, nie w ykazuje wcale tych różnic, albo w bardzo słabym stopniu. Dalej nie
zgodność doświadczeń ze smarowaniem w ynika także z indywidualnych różnic pomiędzy liściem jednej rośliny. Liście niesmarowane często zachowują się od
miennie; je d n e przyjmują stałe położenie, inne znowu bardzo wolno i niedokładnie.
Aby ostatecznie umocnić swoję hypotezę i usunąć indywidualne różnice w zacho
waniu się liści, Haberlandt wykonał no
we, niezmiernie pomysłowe doświadcze
nie. Jednę połowę liścia Tropaeolum zwilżał wodą i nakryw ał blaszką miko
wą, gdy d ruga połowa była sucha. Na granicy między zwilżoną a suchą połową liścia znajdował się czarny, lekki, papie
rowy pasek. Ogonek liściowy był także odpowiednio zaciemniony. Następnie obie połowy liścia oświetlano zapomocą luster skośnie z dwu dokładnie przeciwnych stron. W ynik doświadczenia był taki, że cała blaszka liściowa zawsze odwracała się w kierunku źródła św iatła padające
go na suchą połowę liścia. Działo się to n aw et wtedy, gdy wobec jednakowego natężenia światła dla całego liścia, po
wierzchnia zwilżonej części blaszki była większa od 2,2 do 4,8 razy od powierz
chni części suchej, albo też wobec je d n a
kowej wielkości obu części liścia, przy- czem zwilżone blaszki oświetlano dwa razy silniej, niż część suchą.
Doświadczenie to napozór j e s t tak prze
konywające, że w roku 1909 O. Daninie w artykule, rozpatrującym badanie nad narządami percepcyi świetlnej, powiada, że w ten sposób ostatecznie Haberlandt dowiódł słuszności swej teoryi.
Jednak wartość tego dowcipnego i pięk
nego doświadczania, a zwłaszcza wycią
gniętego z niego wniosku okazały się wątpliwemi, a to dzięki niemniej pomy
słowym badaniom N ordhausena x). Nord
hausen sprawdza doświadczenia H ab er
landta, ale z pewnemi zmianami; miano
wicie, najpierw zwilżał jednę połowę bla
szki, a drugą pozostawiał suchą, a n a stępnie tę ostatnią zwilżał, gdy drugą przyw racał do normalnego stanu. W y
nik doświadczenia był wprost nieoczeki
wany: obie połowy liścia są rozmaicie wrażliwe, a cała blaszka stosuje swoje ruchy do bardziej wrażliwej połowy liścia.
Zjawisko to nie je s t bez analogii w świe cie isto t żywych. W normalnie s y m e trycznie zbudowanym organizmie istnieją pewne morfologiczne różnice obu połów ciała, i to samo należy przypuszczać w jego fizyologicznych czynnościach. Ró
żnice takie są dawno znane, np. u czło
wieka w poszczególnych częściach ciała, naczyń i t. p. I dlatego Nordhausen słusznie powiada, „że indywidualne ró
żnice w fizyologicznem zachowaniu się obu połów liścia w stosunku do światła są tak różne, i tak bardzo różne, że n a j
zupełniej nieuzasadnione są wnioski, w y
ciągnięte przez H aberlandta co do zn a
czenia soczewko waty ch komórek skórki “ Nordhausen nie ograniczył się na stw ier
dzeniu tego faktu, ale poszedł dalej, aby ostatecznie stwierdzić, czy skórka odgry
wa ja k ą rolę w percepcyi kierunku świa
tła. Chodziło mianowicie o rozwiązanie pytania, czy liść, po usunięciu albo za
biciu skórki z górnej strony będzie przyj
mował stałe położenie względem światła,
*) N ordhansen: U b er die P e rc e p tio n d er L ic h tric h tu n g d u rch die B la ttsp re ite , 1910.
314
W SZECHSW IAT
•Na 20czy też nie. Otóż Nordhausen niszczył
skórkę, szlifując liść delikatnym prosz
kiem z pum eksu albo ze szkła. Do d o świadczeń używał dwu roślin, Begonia śemperflorens i Schmidtiana, o dobrze rozwiniętej skórce. Po długich próbach, udało się wreszcie usunąć skórkę bez uszkodzenia głębiej położonych tkanek.
Aby uchronić liście od zbytniego p aro wania, tę ran ę smarowano wazeliną. D o
świadczenia, wykonane z takiemi liśćmi, wykazały niezbicie, że skórka nie je s t potrzebna do „wyczuw ania“ przez blasz
kę kierunku padających promieni. Liście z zabitą skórką przyjm owały stałe poło
żenie względem światła, wolniej w p ra w dzie niż rośliny normalne. Doświadcze
niom tego rodzaju można byłoby zrobić zarzut, że rośliny takie przecie nie są normalne; są chore i zranione, ale jed n ak oddziaływają na bodziec i żyją dość dłu
go. W końcu swej rozpraw y N ordhausen zastanaw ia się, ja k ie tk a n k i liścia mogą brać szczególny udział w odczuwaniu kie
ru n k u światła; i najbardziej prawdopo
dobne wydaje mu się przypuszczenie, że wszystkie tk an ki liścia, na które pada bezpośrednie światło są zdolne do p e r
cepcyi. Z drugiej stro n y niemożna za przeczyć, że soczewkowate komórki s k ó r
ki, zdolne do skupiania światła, posiadają znaczenie w potęgowaniu zbyt słabego natężenia; umożliwiałoby to roślinie w yzyskanie n aw et słabego oświetlenia w przysw ajaniu d w u tlen k u węgla. P r z y puszczenie podobne wypowiedział już dawno Haberlandt, a za nim Stahl. Do tej pory n a zarzu ty N ordhausena H ab er
landt, skory do polemiki ze swemi p rze
ciwnikami, nie dał odpowiedzi. Cieką*
wem będzie, jakie znajdzie wyjście z t e go położenia. Jakąkolw iek będzie odpo
wiedź Haberlandta, zdaje się nie ulegać wątpliwości, że upatryw anie w pewnych szczególnych komórkach skórki liścia zmysłowych narządów percepcyi św ietl
nej je s t hypotezą, a nie dobrze u g r u n to waną teoryą, i to hypotezą, bez większe
go znaczenia dla zasadniczych zagadnień fizyologii roślin.
LITERATURA.
A lb re c h t G. U b er die P erzeption der L ic h tric h tu n g im den L a u b la tte rn . Inaug.
D issert., Berlin, 1907.
Damm O. Die L ichtsinn esorgan e der L a u b la tte r (Sam m elreferat). N aturw iss. R u n d sch a u X X IV , 1909.
Gaulhoffer K. U b er die anatom ische E ig u n g d ar Sonnen - u. S c h a tte n b la tte r zur L ich tp erzep tio n , Ber. d. deufcsch. bot. Ges.
X X V la, 1908, str. 484— 494.
Gaulhoffer K. Die P erzeptio n der L ic h t
ric h tu n g zum L a u b la tte m it Hilfe der Rand- tiipfel, R an d sp alten und der windschiefen R adialw ande. S itzu n g sb erich te d. K ais-A ka- dem ie d. Wiss. in W ien. Tom 117, 1908.
Gins L . U b er den E influ ss subm erser K u ltu r au f H eliotropism us und fixe L icb t- lauf, S itzun gsb er. d. Kais. A kadem ie der Wiss. in W ien. Tom 116 II 1907.
H aberlandt G. Die L iohtesinnesorgane der L a u b la tte r. L ipsk, 1905.
H a b erlan d t G. E in experim en teller Beweis fur die B ed eu tu n g der papillosen L au b la tte- piderm is ais L iohtsinnesorgan. Ber. d. deut- schen. bot. Ges. Tom XXIV, zeszyt 7, 1906.
H a b erlan d t G. Die B ed eu tu n g der papillo
sen L au b la ttep id e rm is fiir die L ic h tp e rz e ption, Biolog. C en tralbl. Tom 27, 1907.
H a b erlan d t G. Z u r P hysiologie der L ic h t
sinnesorgane der L a u b la tte r. J a h rb . f. wiss.
B otanik. Tom 46, zeszyt 3, 1908.
H ab erlan d t G. W agers Einw iinde gegen m eine T heorie der L io h tp erz iption in den L a u b la tte rn . Ja h rb . f. wiss. B otanik. Tom 47, zeszyt 3, 1910.
K niep H. U ber die L ich tp erzep tio n der L a u b la tte r, Biologisohes C en tralb latt. Tom 27, ro k 1907.
N o rd hau sen M. U b er die B ed eu tu n g der papillosen E p iderm is ais O rgan fiir Licht*
perzeptión der L a u b la tte r. B er. d. deutsch.
bot. Gss. 1907, 25.
N ordhausen M. U b er die P erzeption der L ic h tric h tu n g . Z eitschrift f. B otanik, 2 Jah rg ., 1910, 465— 506.
Seefried F . U b er die L ichtsinn esorg an e der
L a u b la tte r einheim isoher S chattenp flanzen .
S itzu ng sber. der Kais. A kadem ie d. wiss. in
W ien. Tom 116, 1907.
WSZECHS WIAT 815 JMa 20
Schiirhoff P . Ozellen und L ichtkondenso- ren bei einigen Peperom ian. B eihefte z. bot.
Z e n tra lb la tt 28, 1908.
S perlich A. Die optische Y erhaltnisse in der oberseitigen B lattepiderm is tropisoher G elenkpflanzen. Sitzungsber. d. Kais. A kad.
d. wiss. in W ien. Tom 116, 1907.
S tahl E . U eb er b u n te L u n b la tte r, Annales d n Jard in B o tan iąu e de B uitenzorg, Yol.
X II. Z str. 137— 416.
V ouk V. D er gegenw artige S tand der P ra g ę nach den L ichtsinneso rganen der L a u b la tte r. Sam m elreferat, Zeitschriffc f. allg.
Physiologie. Tom XIV.
W ager H. T he perception of light in plan- tes, A nnals of Botany. X X III, 1909.
Tad. Kołodziejczyk.
Akademia Umiejętności.
III. W y d z ia ł m atem atyczn o-przyrodniczy.
Posiedzenie dnia J lutego 1 9 1 4 r.
P rz e w o d n ic z ą c y : C z ł. E . G o d le w sk i sen.
Czł. M. Siedlecki przedstaw ia rozpraw ę p. J . W ilczyńskiego p. t.: „P rzyczynek do fizyologii w ydzielania u sam ca Bonellia vi- rid is“.
P u n k c y e wydzielnicze u sam ca Bonellia yiridis Roi. są spełniane przez kom órki pa- ren ch y m aty czn e, podobnie ja k w grupie ro baków T u rb ellaria acoela; je s t to ciekawy przyk ład konw ergencyi fizyologicznej, p ra wdopodobnie pow stałej sku tk iem pasorzyt- nictw a. N efrydya wcale nie uczestniczą w w ydzielaniu. W ydalanie produktów ekskre- cyi odbyw a się albo przez jelito, albo przez pew nego rodzaju autotom ię tk an ek .
Czł. J . Talko-H ryncew icz przedstaw ia roz
praw ę w łasną p. t.: „O dtw orzenie kilku t y pów postaci historycznych, spoczyw ających na W aw elu".
A u to r s ta ra się odtw orzyć ty p y an tro p o logiczne: W ładysław a Ł o k ietk a, Kazimierza W ielkiego, W ładysław a Jagiełły, jego żony Jadw igi, A nny Jag iellonki, A nny R akuskiej, żony Z y g m u n ta III, i Zbigniew a O leśnickie
go, opierając się co do Kazim ierza W ielkie
go na rozpraw ie J. M ajera z r. 1869, co do Jad w ig i i Zbigniew a Oleśnickiego na pom ia
rach dokonanych przez I. K opernickiego, nie ogłoszonych dotychczas, na szkicach J a n a M atejki, p rzedstaw iających czaszki A nny
Jagiellonki i A nny R akuskiej, wreszcie na s ta ry c h dziełach sztu k i i źródłach h isto ry c z nych.
Ozł. N. C ybulski przedstaw ia rozpraw ę p.
S. Adlerówny p. t.: „P rzy czy n ek do analizy kojarzeń łań cuchow y ch".
Osobom badanym podaw ano jako źródło kojarzenia dwa w yrazy równocześnie. Treść ich w ytw arzała albo połączenie absurdalne, t. j. n iespotykane w życiu, albo też w y
obrażenia dobrane były ta k , że jedno mogło w ytw arzać z drugiem powiązanie kojarzenio*
we. Osoby badane kojarzyły szeregam i w y
obrażeń. T reść łańcuchów i czas reakcy i notowano. R ezu ltaty doświadczeń stre sz czają się, ja k następuje: l ) O ile treść ze
staw ienia była zabarw iona afektyw nie, k o ja
rzący w łań cu c h u kojarzeń w yrażał zawsze swą zgodę lub p ro te st, zależnie od tego, czy zestaw ienie zawierało potw ierdzenie lub za
przeczenie jego pragnień. 2) T reść kojarze
nia do podniet afek ty w nych naw et w d łu gich łańcuchach nie odbiega od tre śc i pod
niety . 3; Czas reakcyi, dłuższy w reakcyach na zestaw ienia afektyw no, krótszy w obo
jętn y ch , okazuje szczególne przedłużenia w zestaw ieniaoh rozw iązanych negatyw nie.
4) W zestaw ieniach afek ty w n y ch ich a b su r
dalny ch a ra k te r sk raca czas reakcyi, w obo
ję tn y c h przedłuża. 5) T reść skojarzeń do podniet obojętnyoh odbiega daleko od treści podniety. 6) Pierw sze reak cye do podniet obojętnych logicznie bliżej naw iązują się do treści po dniety, niż pierw sze reak cy e do p o d niet afektyw nie zabarw ionych. N a p od sta
wie ty c h d any ch staran o się w ykazać, że kojarzenie jak o proces sam o rzutn y zależy od afek ty w ny ch popędów, k tóre w razie po d
niet afektyw nych wiążą się z podnietą, w ra zie obojętnych są od niej niezależne.
Czł. J. N usbaum - Hilarow icz przedstaw ia rozpraw ę p. B. Pulińskiego p. t.: „O roz
woju zarodkow ym D endrocoelum iaoteum O erst". Część I. N ajw cześniejsze stad y a roz
woju.
1) Podział jaja jest całkow ity i jed n o staj
ny. P ro d u k ty podziałów układają się zrazu w postaci łukow ato zg ięty ch łańcuchów , później wzdłuż linii przebiegającej mniej lub więcej w yraźnie śrubow ato. Sposób brózdko- wania jaja u wypław ków słodkow odnych od
powiada w ogólnym zarysie typow i spiral
nem u. 2) Proces podziału jaja i blastom e- ronów przebiega w sposób, opisany przez M attiesena dla gat. P lanaria torv a. 3) N ie
k tó re z blastom eronów przesuw ają się na po
w ierzchnię kulistego zarodka i tw orzą tam błonę zarodkow ą zew nętrzną (tym czasow ą).
4) N a pew nym biegunie aarodka w ystępuje zawiązek p rzeły ku zarodkowego, P. B'. w y
różnia w nim: 1)
c z t e r yzew nętrzne kom órki
zw ierające; 2) cztery w ew nętrzne kom órki
316 WSZECHSWIAT
zw ierające; 3) ośm kom órek błony zarodko
wej w ew nętrznej i 4) pew ną ilość kom órek, w ytw arzający ch później śoianę p rz eły k u za
rodkow ego. W ty m okresie rozw oju zarodek okazuje następ u jącą .budow ę: 1) od zew nątrz błona zarodkow a zew nętrzna; 2) pod nią ko
m órki em bryonalne; 3) pod tem i błona za
rodkow a w ew nętrzna i 4) we w n ę trzu z a rodka kom órki żółtkow e. 5) W uw agach teo re ty czn y c h w ykazuje, że kom órki, k tó re b yły uw ażane przez badaczów (Jijim a, Hallez, M attiesen) za elem enty ektoderm alne i en- toderm alne, muszą być poczytane za ty m czasowe osłony zarodkow e, a „m ezenohym a"
badaczów, za w arstw ę blastom eronów , k tó ra dopiero w następ n y m okresie rozwojowym różnicuje się na listk i zarodkowe.
Czł. J. N usbaum - Hilarow icz przedstaw ia rozpraw ę w łasną p. t.: „P rzy czy n k i do po
znania organizacyi ry b y głębinow ej G astro- stoinus B airdii Gili e t R y d e r11.
O rganizacya te j niezm iernie rzadkiej i in tere su ją cej ry b y była dotychczas bardzo mało znana. Szkielet silnie zredukow any, czaszka uproszczona, b ra k w szelkich kości p o k ry w kow ych; hyom andibulare, ą u a d ra tu m oraz szczęki i żuchw y siedin razy dłuższe od cza
szki, paszcza olbrzym ia, w orkow ata. Ze
w nętrzn e otw ory skrzelow e (para) daleko w ty ł cofnięte, w każdej jam ie skrzełow ej po pięć pędzelkow atych skr^el; w ew n ętrz
n y ch otworów skrzelow ych po pięć z każdej stro n y , łuki skrzelow e silnie uw stecznione.
Z inny ch właściwości zasługują na szczegól
n ą uwagę: n iep arzy sta nerka, k tó rej ty ln y , wązki oddział sięga daleko ku tyłow i ciała;
moczowód wrażaj z przew odem płciow ym uchodzą na brodaw ce płciowej tu ż poza od
bytem ; w nerce silnio rozw inięta tk a n k a limfoidalna; w trz u s tc e w ielkie n agro m adze
nia kom órek L an gerhansa; w ątroba cztero- platow a; um ięsienie ścian przew odu p o k a r
mowego słabe, g ruczoł tarczyko w y (th y re - oidea) silnie rozw inięty. D ane anatom iczne pozw alają przypuszczać, że ryba ta nie je s t drapieżna, lecz żywi się su b stan cy am i roz- kładow em i i tru p a m i zw ierząt. B udow ą swą różni się ona ta k w ybitnie od in n y ch ryb kostnoszkieletow ych, że a u to r proponuje utw orzenie dla niej (oraz form pokrew nych) osobnego rzędu śród podgrom ady Teleostom i.
Czł. W ł. S zajnocha’; przedstaw ia rozpraw ę p. K azim ierza W ójcika p. t.: „Ju ra K ruhela W ielkiego pod P rzem yślem ". Część III.
P . W. opisuje"1 pozostałą część fau n y wa- pioniaTrafowego,^ obejm ującą 83 g atu n k ó w i odm ian, m ianowicie ślim aków 66, głowo- nogów 9, skorupiaków 7 i l£ząb ry b y . J a ko nowe a u to r opisuje następ u jące g a tu n k i i odm iany ślimaków: Itie ria S taszyci Zejszn.
var. carp ath ica, E u o sto m a nodoso-striata P e ters var. K ruhelensis, Pileolus d en sistria tu s,
P ileolus W im m isensis, V elates K ruhelensis, P issu rella su b circularis. Z grom ady sk o ru piaków Prosopon sp. indet. je s t również g a tu n k ie m dotychczas nieznanym ; sta n zacho
wania jedynego okazu nie pozwala jedn ak na dokładne scharak teryzo w an ie tej formy.
Czł. M. Smoluohowski przedstaw ia rozpra
wę p. J. S tocka p. t.: „P rzy czy n k i do zna
jom ości zjawisk endosmozy elektrycznej “.
P . S t. b ada| napięcia na elek trod ach w to pionych w ru rę, w yw ołane przez proszek opadający w cieczach o bardzo dużym opo
rze właściw ym : tolu olu i eterze. W toluolu napięcia mogą wynosić kilkadziesiąt woltów, w eterze ułam ki wolta. N astęp nie na pod
staw ie w zoru podanego w poprzedniej swej rozpraw ie p. S t. obliczył różnicę p otencya- łów w podwójnej w arstw ie elek try czn ej na gran icy e te ru i kw arcu: <pj— cpa — 3,5.10“ 3 woltów. W drugiej części rozpraw y p. S t.
przedstaw ia p rzyczynę tw orzenia się w p e
w nych w arunkach ostrej g ra n ic y między masą proszku opadającego w cieczy a czy
stą cieczą, zostającą ponad masą proszku, i dochodzi do w niosku negatyw nego, że tą przyczy ną nie może być pole elektryczn e w ytw orzone przez opadająoy proszek, ja k w ta k z w. kataforezie elektry cznej.
Czł. S. Zarem ba przedstaw ia rozpraw ę p.
W. Sierpińskiego p. t.: „P rzy czyn ek do te- oryi m nogości p u n k to w y ch dw uw ym iaro
w ych".
W rozpraw ie tej p. S. dowodzi, że m no
gość ograniczona, k tó ra jest doskonałą na każdej przecinającej ją prostej, sam a nigdy nie je s t doskonała.
(Dok. nast.).