loja wjazdowa portu gdyńskiego
Przeładunek jaj z chłodni na statek w basenie im. Marszałka Piłsudskiego.
W basenie węglowym portu gdyńskiego o wschodzie słońca.
Mi oczne i głuche przed dziesięciu laty pustkowie bije dziś łunq świateł.
Z i U r T O D U J I Ł i
W roku 1933 ogolny obrót towarowy por tu gdyńskiego wy niósł 6.207.736 ton, co wysunęło Gdynię na
pierwsze miejsce wśród wszystkich por
tów Bałtyku.
Wnętrze jednego z magazynów ba
wełnianych.
W m a o o z y -ie gdyńskie, tusz czai ni r>żu
^ J a ^ 8 3 j 0 0 ^ B g z e m g l a r z j Cena numeru iŁ 1.20
MOP7F
w M i m m b i m :m : « i * ■ ■ :< •] m » j i i j : i « ■
Nr. 3 Warszawa, marzec 1934 rok Rok XI
TRESC NUMERU: 1. Nie po raz pierwszy jesteśmy nad morzem — Julian Rummel; 2. Sity morskie na Bałtyku—
Rafał Czeczott, kmdr. w stł sp.; 3. Zbrojne pogotowie na Oceanie Spokojnym — Tadeusz Ehrenberg; 4. „Lega Navale Italiana" — Nauticus; 5. Z życia marynarki wojennej; 6. Pamiętna rocznica—Widz; 7. Nowa księga międzynarodo
wych sygnałów morskich — Stanisław Kosko; 8. Propaganda przez Gdynię—A. Plutynski; 9. Feluś — przemytnik opium — Janusz Makarczyk; 10. Kursy narciarsko - społeczne — Swój; 11. Dział Oficjalny L.M.K.; 12. Kronika.
PIONIER KOLONJALNY: 13. Handel pozaeuropejski Polski w roku 19(33 — Dr. Wiktor Rosiński; 14. Sprawy ko
lonialne na Zachodzie — Dr. Jan Rozwadowski; 16. Kolonizacja na terenie Parany w chwili obecnej—Michał Pan
kiewicz: 16. Przegląd Kolonialny — Franciszek Łyp; 17. Polscy pionierzy handlu zagranicznego w Czyfu —Tadeusz Szukiewlcz; 18. Wspomnienia z podróży afrykańskich w latach 1882—1886—Leopold Janikowski.
Z okazH sprawozdawczego zebrania Głównego Komitetu Wykonawczego Święta Morza urządzona została w War
szawie w lokalu Ligi Morskiej i Kolonialnej (Widok 10) wystawa rezolucyj, nadesłanych z całego kraju i od Po
lonii zagranicznej podczas zeszłorocznego Święta Morza. Na zdjęciu stoisko „Morza", ilustrujące rozwój naszego pisma.
NIE PO RAZ PIERWSZY JESTEŚMY
Napisał Julian Rummel. Gdynia Obchodzimy dziś czternastą ro
cznicę powrotu nad Bałtyk.*) Odzyskany Bałtyk nas wołał — i tu przyszliśmy.
Zgodną naszą pracą powstał port w Gdyni.
Bandera polska stała się znana na wielu morzach świata- Mamy nadzieję, że w przyszłości będzie ona widywana częściej tam wszę
dzie, gdzie ją poprowadzi mary
narz polski w służbie dla Ojczy
zny.
Nie po raz pierwszy jesteśmy nad tern morzem.
Nie po raz pierwszy stanęli Po
lacy przed zagadnieniem usamo
dzielnienia się na morzu.
Nie po raz pierwszy budujemy swój port.
Tu, w Gdyni i na wybrzeżu nie potrzebujemy mówić o znaczeniu morza. Byt każdego z nas jest z morzem związany i od niego zale
żny. Więc i dziś, w rocznicę od
zyskania morza, o tern mówić nie będę.
Powiem natomiast kilka słów o naszej przeszłości nad tern mo
rzem- Jej poznanie pozwoli nam wysunąć wnioski na przyszłość.
Gdy Gdańsk nie chciał się pod
porządkować interesom Rzeczy
pospolitej, Stefan Batory zaczął rozbudowywać port w Elblągu, za
mierzając osuszyć Leniwkę (Mar
twą Wisłę), by główne koryto W i
sły skierować ku Elblągowi-
Zagrożony Gdańsk zwrócił się o pomoc do Danji. Przyszła eska
dra duńska, Polska swej floty prze ciwstawić jej nie mogła, Elbląg zo
stał zniszczony i zrabowany, doj
ście do niego zasypane i już nigdy do większej roli port ten się nie podźwignął- Obecnie tylko często spotykane tam nazwiska polskie świadczą, że ongiś to miasto było w ścisłych stosunkach z Polską.
Dymitr Solikowski pisał po nie
udanej próbie podporządkowania Gdańska interesom Rzeczypospoli
tej:
„W ciele czlowieczem oko jest członek najważniejszy, ale naj
szlachetniejszy, tego gdy niemasz człowiek w szystek stawa sie niepo trzebnym bałwanem. Tak i Ko
rona, dawszy sobie skazić port gdański, to oko, którem patrzy na
*) Przemówienie wygłoszone na Aka- óemjti Morskiej w Gdyni w dniu 11 In tego b. r.
w szystek świat, nic ci innego bę
dzie, jeno gburstwo (niewola), a o- ractwo cudze, a k’temu niedosta
tek o grosz (wówczas będzie). W i
dzim y teraz z jakim interesem (na jak wysoki procent) pieniędzy (lu
dzie ledwo) dostawaia, bo ówdzie sie skaziło, gdzie były wrota ma
jętności naszych (w Gdańsku), nic nie przybywa, a przedsie na każ
d y rok jednako wszystkiego z Pol
ski ubywa".:
A Gdańsk triumfował-
Później, za Króla Władysława IV, powstała myśl o stworzeniu portu na Helu.
W starym pamiętniku czytamy:
„Tutaj (na Helu) Król zbudował port tak wielki, że dobrej obsady miasto w nim być może i nam u- rzednikom sw ym place podzielił i chce, aby tam nowa Genua była.
Jakoż haf bardzo dobry. Ale to miejsce bardzo gdańszczan boli i nie wiedza, co z tern czynić, wła
śnie im jest jako ołtarz przeciw ołtarzowi".
Lecz szybko się zorientowali, co z tern czynić należy.
„Po stronie Gdańska opowie
dział sie Król Duński i wysłał swo
ja flotę na pomoc, która tv nocy 1/2 grudnia 1637 r. napadła na cztery okręty królewskie i dwa zajęła (z dwóch pozostałych je
den uratował sie ucieczka, drugi zaś zginaj), — przez co w szyst
kim statkom cudzoziemskim otwo
rzyła port Gdański".
Współczesny pamiętnikarz za
pisał:
„cóż mogły dokazać polskie kopje na morzu w braku okrętów"-
„Gdańszczanie poprzestali na tern, że dla rozpogodzenia Króla dali mu na odczepne pewne sumy pieniędzy, a Danja zwróciła dwa okręty królewskie".
Tam, gdzie nowa Genua być miała, widzimy dziś tylko wydmy piasczyste, a morze i stare sosny śpiewają smętną pieśń o niedosz
łych planach tych Polaków, którzy
NAD MORZEM
lepiej od innych rozumieli, że tyl
ko kontakt bezpośredni z życio- dajnem morzem może zapewnić niezawisłość Państwa i rozwój go
spodarczy narodu. Państwo Pol
skie, bez oparcia o morze, nie zna
lazłszy w sobie dość sił, aby spa
raliżować monopol zawsze zwy
cięskiego Gdańska, przestało istnieć. Po pierwszym rozbiorze Polska, zupełnie od morza odcię
ta, próbuje jeszcze stworzyć port w Połądze, lecz państwo jest już za słabe, aby przeciwstawić się w'rogim mu wówczas siłom- Na
tomiast w końcu wieku XVIII Pru
sy budują kanał Bydgoski, aby handel polski, który do tego czasu szedł Wisłą na Gdańsk, skierować na porty niemieckie.
Jeszcze raz, już za Królestwa Kongresowego, Polska chce otwo
rzyć sobie drogę do morza. Roz
poczęto budowę kanałów, mają
cych połączyć Polskę z portem w Windawie. Lecz interwencja Prus wpłynęła na zaniechanie budowy.
Jeszcze niedawno żyli ludzie, któ
rzy widzieli porzucone materjały, zwiezione do budowy tego kanału- Prawdopodobnie obecnie z tych kamieni nie pozostało nawet śla
du.
Minęło sto lat-
I znowu przyszli Polacy nad morze, i znowu zaczęli budować swój port, który ma uniezależnić ich kraj i położyć podwaliny pod dobrobyt narodu.
Niech nauki przyszłości będą dla nas wskazówką, jak postępo
wać i co czynić należy, aby naszą Gdynię zachować dla wielu poko
leń polskich, — i nie dopuścić do tego. aby jakiekolwiek wpływy u- boczne mogły wpłynąć na zahamo
wanie rozwoju tego jedynego na terytorjum Polski portu.
Od zrozumienia przez społe
czeństwo polskie istoty odwiecz
nej walki Polski o morze, od usto
sunkowania się do problemu por
tu w Gdyni, zależy dalszy ciąg naszej historji.
P O P I E R A J C I E FUNDUSZ OBRONY MORS KI EJ !
Konto czekowe w P.K.O. Nr. 30.680
Wszystkie sumy, wpłacone na to konto, zużyte będą bez żadnych potrąceń — zgodnie z intencja ofiarodawców— na budowę polskich okrętów wojennych.
S I Ł Y M O R S K I E N A B A Ł T Y K U
Napisał Rafał Czeczott. kmdr. ppor. w 9t sp.. Warszawa.
W szeregu zagadnień państwowych pierwszorzędnej wagi, które stanęły przed państwami bałtyckiemi po woj
nie światowej, na pierwszy plan wy
sunęło się zagadnienie organizacji obrony morskiej, od której zależy ich dobrobyt i niezależność polityczna.
Obrona morska jednak nie istniała u jednych wcale, u innych zaś była cał
kowicie zdezorganizowana przez wojnę światową. Do tych ostatnich należały Niemcy i Rosja.
Zwyciężone Niemcy straciły pra
wie całą flotę; pozostawiono im tylko pewne nieznaczne siły morskie, któ
re stały się zarodkiem najpotężniej
szej obecnie na Bałtyku marynarki wojennej. Hasła ekspansji morskiej były i pozostały popularne w Niem
czech, dzięki skutecznej propagan
dzie, którą potrafiła zorganizować niemiecka Liga Morska, słynny
„Flottenverein“. Mimo ciężkich wa
runków finansowych, w których zna
lazło się państwo niemieckie po woj
nie światowej, ani rząd, ani też spo
łeczeństwo nie szczędziły wysiłków, zmierzających do odbudowy mary
narki wojennej, chociażby tylko po
zornie w ramach ograniczeń, ustalo
nych przez traktat wersalski. W cią
gu ostatnich 10 lat Niemcy zbudowa
li dwa nowoczesne pancerniki, będą
ce ostatniem słowem techniki mor
skiej, z których jeden jest słynnym pancernikiem „A“. Dalej zbudowano 5 lekkich krążowników „Emden",
„Kónigsberg", „Karlsruhe", „Kiel“ i
„Leipzig", prawdziwe arcydzieła te
chniczne, oraz 12 nowoczesnych tor
pedowców. Obecnie marynarka nie
miecka posiada około 150.000 ton okrętów i jest bezwzględnie najpo
tężniejsza na Bałtyku, aczkolwiek traktat wersalski zabrania jej posia
dania łodzi podwodnych i lotnictwa morskiego. Nie ulega jednak wątpli
wości, że na wypadek potrzeby braki te zostaną szybko uzupełnione przez niemiecki przemysł okrętowy.
Marynarka rosyjska nie poniosła podczas wojny wielkich strat, ale za to została przez rewolucję całkowicie zdezorganizowana i przez dłuższy czas jej wartość bojowa była bardzo niewielka. Mimo dużych wysiłków rządu sowieckiego celem wzmoc
nienia marynarki, odbudowa jej ograniczyła się właściwie do wy
remontowania starych okrętów, oraz do wykończenia tych, których budo
wa została rozpoczęta jeszcze przed wojną lub w czasie wojny. Wobec tego do składu floty sowieckiej wcho
dzą przeważnie okręty już przesta
rzałe, mało odpowiadające wymaga
niom współczesnej taktyki morskiej.
Chociaż więc ogólny tonaż mary
narki sowieckiej przekracza na papie
rze 200.000 ton, jej wartość bojowa jest pod znakiem zapytania i bez- względnie o wiele mniejsza od floty niemieckiej.
Rząd sowiecki nosi się jednak z zamiarem gruntownej odbudowy swej floty w najbliższej przyszłości.
Czy ten zamiar zostanie urzeczywi
stniony, trudno teraz powiedzie*, jed
nakże należy się liczyć z ewentualno
ścią znacznego jej wzmocnienia.
Tonaż marynarld szwedzkiej wy
nosi około 80.000 ton. Marynarka ta posiada w swym składzie dwa pan
cerniki, obecnie zmodernizowane, kil
ka małych pancerników, 2 lekkie krą
żowniki, 6 nowoczesnych torpedow
ców oraz 18 łodzi podwodnych. W roku 1927 parlament uchwalił pro
gram unowocześnienia floty, który jest obecnie konsekwentnie wykony
wany. Pod względem swej wartości bojowej marynarka szwedzka zajmu
je na Bałtyku drugie miejsce, niewie
le ustępując niemieckiej. Jak bar
dzo marynarka szwedzka jest po
pularna wśród swego społeczeń
stwa, dowodzi fakt, że gdy w ro
ku 1911 parlament nie zgodził się na budowę pancernika „Sverige“, zo
stała natychmiast zorganizowana do
browolna zbiórka, która w ciągu nie
spełna 6 miesięcy dała 42.000.000 zł.;
kwota ta nietylko umożliwiła budo
wę tego pancernika, ale jeszcze po
zwoliła na założenie na stoczni dwuch innych „Gustaf V“ i „Drotning Vic- toria".
Marynarka duńska w ciągu ostat
nich lat wzmocniła się przez budowę 3 łodzi podwodnych i 6 torpedow
ców. Nie jest ona wielką siłą, ale jest dobrze dostosowana do swego zasadniczego zadania, którym jest obrona cieśnin duńskich oraz handlu morskiego. Tonaż jej wynosi obecnie 20.000 ton.
Wśród państw bałtyckich, które po wojnie światowej odzyskały nie
podległość, względnie dobre wyniki
— z punktu widzenia organizacji obrony morskiej — osiągnęła Finlan- dja.
Dzielny ten naród, zaledwie 3 i pól miljona ludzi liczący, nie szczędził wysiłków, aby stworzyć poważną si
łę zbrojną na morzu. Marynarka fiń
ska liczy obecnie około 15.000 ton:
w skład jej wchodzą 2 nowoczesne pancerniki obrony brzegowej: „Vai- nemoinen" i „lllmarinen", oraz 4 ło
dzie podwodne i inne mniejsze jed
nostki. Wszystkie te okręty zostały zbudowane w kraju w ciągu ostat
nich 4 lat kosztem 80 miljonów zło
tych. Wynika stąd, że tylko na budo
wę nowych jednostek wydawano po 20 miljonów rocznie, co jest bardzo dużo jeśli się zważy, że Finlandia jest państwem o nielicznej i niezbyt bogatej ludności.
Brak środków pieniężnych mocno powstrzymuje rozwój marynarki Estonji i Łotwy. Estonja posiadała wnrawdzie kilkanaście okrętów, po
chodzących z marynarki rosyjskiej.
Najlepsze jednak z tych okrętów,
mianowicie 2 kontrtorpedowce „Len- nuk“ i „Wambola" nie nadawały się zupełnie do wymagań taktycznych obrony morskiej Estonji; utrzymanie zaś ich było za kosztowne dla ogra
niczonych środków państwa. Wobec tego, w roku ubiegłym oba okręty zo
stały sprzedane jednej z republik po
łudniowo - amerykańskich. Estonja pragnie te jednostki zastąpić przez inne, więcej się dla niej nadające, mianowicie łodzie podwodne i małe jednostki torpedowe.
Tak samo szczupłe środki finanso
we krępują również 1 rozwój mary
narki łotewskiej, która z wyjątkiem dwuch łodzi podwodnych, zbudowa
nych we Francji, nie posiada wcale jednostek wartościowych.
Jeśli chodzi o marynarkę litewską, to całą jej siłę reprezentuje narazie
<ały holownik „Prezydent Smetona", który bezwzględnie nie może ucho
dzić za groźną jednostkę.
Jakże się teraz przedstawia wśród państw bałtyckich marynarka pot*
ska?
Posiadamy obecnie około 20.000 ton okrętów, z których 6.000 ton na
leżą do jednostek zupełnie nowocze
snych. Jesteśmy więc na Bałtyku na piątem miejscu, za Rosją, Niemcami, Szwecją i Danją; za nami idzie Fin- landja, Estonja i Łotwa.
Biorąc pod uwagę dotychczasowe ciężkie warunki ekonomiczne i poli
tyczne naszego kraju, wysiłek Pol
ski w dziedzinie organizacji obrony morskiej był dość pokaźny, ale dla bezpieczeństwa kraju absolutnie nie
wystarczający. Pod tym względem zrobiliśmy narazie mniej, niż inne kraje bałtyckie.
W Polsce każdy obywtel płaci rocznie na obronę morską zaledwie 1.20 gr., gdy w Szwecji i w Danji — po 12 zł., w Niemczech i w biednej Finlandji po 8 zł.
Jeżeli weźmiemy pod uwagę do
niosłość naszych interesów morskich, od których skutecznej obrony zależy niepodległość kraju, przekonamy się,
■'o powinniśmy zrobić znacznie więk
szy wysiłek. Wysiłek taki jest dla nas całkowicie możliwy, gdyż nie po
trzebujemy rozpoczynać na Bałtyku wyścigu zbrojeń morskich z naszymi sasiadami, co byłoby zupełnie bezce
lowe i zbyt kosztowne. Mamy nato
miast wielkie szanse stworzenia potrzebnej nam marynarki stosun
kowo niewielkim kosztem, leżą
cym całkowicie w granicy naszych możliwości. Organizacja skutecznej obrony morskiej jest obowiązkiem narodu i dlatego cały naród powinien wziąć udział w wielkiem dziele budo
wy marynarki wojennej, zwłaszcza w chwili obecnej, gdy państwo nie jest narazie w stanie dać na tern cel wy
starczające środki pieniężne.
Ofiarność społeczeństwa polskiego na cele marynarki wojennej była za
wsze znaczna. Dotychczas jednak je
go wysiłki były rozstrzelone przez istnienie całego szeregu zbiórek na flotę. Obecnie, gdy z inicjatywy Li
gi Morskiej i Kolonjalnej powstał Fundusz Obrony Morskiej, niezależny od majątku Ligi i nieobciążony przez żadne wydatki administracyjne, Fun
dusz, na którego czele stoi gen. dyw.
Kazimierz Sosnkowski, Fundusz, któ
rego zadaniem jest zrobienie z ofiar
ności publicznej jednej wielkiej rze
ki, wpadającej do jedynej kasy, z któ
rej każdy grosz pójdzie na obronę morską — obecnie dopiero stworzo
ne zostały mocne podwaliny dla cał
kowitego wykorzystania tej ofiarnoś
ci.
Obrona morska będzie jednak wte
dy tylko całkowicie zapewniona, je
śli złoży się na nią zbiorowy wysi
łek całego społeczeństwa, a nietylko poszczególnych jednostek; każda o- fiara nawet groszowa, ale powszech-!
na i stała, wpłacana regularnie, mie
sięcznie, ofiara, która powinna się stać dobrowolnym przymusem, przy-, czyni się do zapewnienia obrony na
szych interesów morskich, a tern sa
mem i naszej niepodległości.
ZBROJNE POGOTOWIE NA OCEANIE SPOKOJNYM
Napisał Tadeusz Ehrenberg. Warszawa.
„Na wiosnę należy spodziewać się wojny“... Taką przepowiednię, raczej — takie ostrzeżenie sformu
łował ostatnio (dnia 8 lutego) prze
wodniczący kongresu Stanów Zje
dnoczonych, przywódca tamtejszej demokratycznej partji, Henry Rainey.
Miał na myśli Japonję i Rosję.
Konflikt japońsko - rosyjski wy
rosły ze sprawy mandżurskiej i- stotnie nietylko się zaostrza, lecz także coraz wyraźniej i groźniej splatają się z nim zagadnienia obej
mujące całą olbrzymią sferę Dalekie
go Wschodu i Oceanu Spokojnego.
To, co jeszcze nie tak dawno mo
gło się wydawać strachami na dale
ką przyszłość, obecnie wkracza na tory konkretnej realizacji. Naprze
ciw panamerykanizmu mamy już dziś panazjatyzm jako pozytywną, realnie zapoczątkowaną akcję. I kto wie, czy akcja ta odrazu nie zosta
ła solidniej zorganizowana niż jej amerykański precedens. W każdym razie w dniach od 11 do 13 lutego odbyła się w Dairen wstępna „pan- azjatycka konferencja" pod kierow
nictwem Japonji. Obok przedstawi
cieli Afganistanu, Annamu, Persji, Turcji, Mongolji, świeżo stworzone
go mandżurskiego państwa, uczest
niczyli w niej także przedstawiciele Indyj oraz wysp Filipińskich. Oczy
wiście oficjalnie miało to wszystko charakter pokojowy, posługując się na wzór amerykański dewizą a la Monroe: „Azja dla Azjatów". Na tle tego hasła jednak program prac, uło
żony w Tokjo, przewidywał między innemi „utworzenie azjatyckiego blo
ku gospodarczego" jako też „obron
ny sojusz azjatyckich narodów". W myśl uchwał, powziętych w Dairon, w ciągu roku przyszłego ma się od
być tamże „wielka azjatycka konfe
rencja" już o charakterze „olbrzy
miej manifestacji". Tymczasem utwo
rzono „stały panazjatycki komitet"
oczywiście pod kierownictwem Ja
ponji. Sformułowano postulat, aby
„Azjaci pod ochroną jedynego po
tężnego azjatyckiego mocarstwa raz nazawsze oswobodzili się od supre
macji Zachodu".
Rzecz prosta, że akcja ta nie mo
gła pozostać bez echa zardwno w Stanach Zjednoczonych, jak w An- glji. We Włoszech, które znowu ze względu na Afrykę obawiają się ja
pońskiej ekspansji gospodarczej,
Mussolini jeszcze dnia 17 stycznia wystąpił z dość alarmującym arty
kułem p. t. „Estremo Oriente" („D a
leki W schód"), gdzie pisał, że „teza żółtego niebezpieczeństwa" posiada dziś wygląd daleko mniej parada- ksalny niż wtedy, gdy była zwiasto
wana przed kilku dziesiątkami lat", oraz nawoływał do „solidarności i politycznej współpracy wielkich mo
carstw białego zachodu". Włoski dyktator pominął jednak zupełnem milczeniem to, na co angielskie gło
sy obecnie ze specjalnym naciskiem zwracają uwagę, mianowicie obawy przed współdziałaniem z japońsko - azjatycką akcją jednego z „wielkich mocarstw białego zachodu" t. j. hi
tlerowskich Niemiec.
Wielu angielskim publicystom da
leko idące wnioski nasunął fakt mia
nowania generała von Seeckta „naj
wyższym wojskowym doradcą chiń
skiego rządu" w Nankinie. Generał von Seeckt jest, jak wiadomo, je
dnym z głównych propagatorów idei niemieckiego wojennego odwetu i je
dnym z organizatorów powojennego odrodzenia niemieckiej siły zbrojnej.
Zawsze niezmordowanie głosił w swych pismach i enuncjacjach ko
nieczność znalezienia dla Niemiec ja
kiegoś potężnego militarnego sojusz
nika. Niedawno jeszcze w książce
„Deutschland zwischen W est und Ost" („Niemcy między Zachodem i W schodem") przypominał, że ofiaro
wywał Sowietom swe usługi dla zor
ganizowania ich siły zbrojnej w ce
lu wspólnej niemiecko - rosyjskiej akcji przeciw Polsce. Potem oczy
wiście był na Sowiety coraz bardziej zagniewany. Dziś, gdy otrzymał w Nankinie to stanowisko, którego nie udało mu się zdobyć w Moskwie, nie marzy z pewnością — pisze ironicz
nie prasa angielska — o znalezieniu
„potężnego militarnego sojusznika"
w postaci nankińskiego dyktatora Czang - Kai - Szeka przeciw Japonji.
Anglicy skłonni są przypuszczać, że jest raczej akurat odwrotnie i że z misji gen. von Seeckta może wyro
snąć militarny blok japońsko - chiń
ski nietylko przeciw Rosji, lecz także przeciw Wielkiej Brytanji.
Obawom i alarmom opinja publi
czna zainteresowanych krajów prze
ciwstawia mocne pragnienie i żąda
nie zabezpieczenia pokoju. Trudno już dziś wierzyć poważnie, aby mo
gły je przynieść rozbrojeniowe dy
skusje. Wprawdzie przygotowuje się na rok przyszły nową morską konfe
rencję rozbrojeniową, lecz z góry już przewiduje się, że wogóle nie doj
dzie ona do skutku, gdyż Stany Zje*
dnoczone i Anglja nie chcą zgodzić się na przyznanie Japonji w zasa
dzie tej proporcji sił morskich, którą Japonja już niebawem osiągnie w praktyce. Gdzież tedy droga ocale
nia?... Na to zapytanie ostrzegają
cy przed „wojną na wiosnę" prze
wodniczący waszyngtońskiego kon
gresu udzielił następującej krótkiej i trzeźwej odpowiedzi: „Ponieważ sprawy na Dalekim Wschodzie wy
glądają bardzo poważnie, ponieważ już na wiosnę może wybuchnąć woj
na między Japonją i Rosją, więc mu
simy coprędzej uczynić naszą flotę dość silną, aby móc zachować neu
tralność. W ypowiadam się na rzecz projektu ustawy Vinsona, przewidu
jącej budowę 101 nowych morskich jednostek wojennych, bowiem w tern widzę najlepszą gwarancję, która pozwoli Stanom Zjednoczonym u- chronić się przed konfliktem na Da
lekim Wschodzie".
Polecona w ten sposób ustawa, popierana również energicznie przez prezydenta Roosevelta, zawiera wiel
ki program zbrojeń morskich, obej
mujący między innemi budowę lot
niskowca o wyporności 15.000 ton kosztem 23 miljonów dolarów, tor
pedowców o ogólnym tonażu 99.200 ton, łodzi podwodnych o ogólnym to
nażu 35.530 ton. Suma kosztów prze
widziana jest na 380.000.000 dola
rów. Program rozplanowany jest w ten sposób, że co roku ma być bu
dowane 20 nowych jednostek.
Wysiłek oczywiście olbrzymi, lecz trzeba zważyć, że brał go już pod uwagę japoński minister marynarki Osumi, gdy parlamentowi w Tokio ostatnio przedstawiał dane, wykazu
jące, że przy końcu roku 1936 całko
wity tonaż japońskiej floty wojennej będzie już tylko o 19% niższy od całego tonażu floty wojennej Sta
nów Zjednoczonych. Przy tej okazji, nawiązując do interpelacji parlamen
tarnej z powodu wydatku 5 miljo
nów jen na tegoroczne manewry morskie, minister oświadczył, że bę
dzie to odtąd wydatek stały, gdyż Japonja musi obecnie przeprowadzać corocznie możliwie wielkie manewry
Nad polskim Bałtykiem.
floty wojennej, a nie, jak dotychczas, tylko co trzy lata. Warto zaznaczyć, że budżet wojskowy Japonji (wydat
ki na armję lądową i flotę wojenną) osiągnął na rok bieżący rekordową wysokość 936.906.000 jen, co stano
wi już prawie połowę (dokładnie 44,3 proc.) ogólnych wydatków pań
stwowych.
Ze swojej strony Anglja, gdzie naj
więcej mówi się o konieczności roz
brojenia... w innych państwach, na- razie — w braku międzynarodowej konferencji rozbrojeniowej, którą Londyn pragnąłby na wiosnę jakoś wskrzesić — odbyła ostatnio tajną konferencję brytyjskiej marynarki w Singapore. Według tego, co o rezul
tatach tych obrad podano do wiado
mości publicznej, postanowiono po
tężnie wzmocnić wojenne bazy mor
skie w Singapore i na wyspach Fal- klandzkich.
Ogólny obraz będzie dostatecznie jaskrawy, jeśli przypomnimy jeszcze styczniową wielką amerykańską de
monstrację, jaką był lot nad Ocea
nem Spokojnym z San Francisco do Honolulu sześciu olbrzymich hydro- planów wojennej marynarki Stanów Zjednoczonych pod wodzą koman
dora K. Mac Ginnisa.
Pacyfistycznym pięknoduchom mo że się to wydać paradoksem, lecz jest to niewątpliwym faktem, że prze
ciwstawienie się wojennym niebez
pieczeństwom naokół Pacyfiku przez wzmacnianie zbrojnego pogotowia zainteresowanych mocarstw nietylko
nie zaostrza politycznej sytuacji, ale właśnie wpływa na nią łagodząco i uspokająco, co w niezmiernie cha
rakterystycznych słowach wyraził na powitanie nowy ambasador Japonji w Waszyngtonie, p. Hiroszi Sato, o- świadczając pod adresem amerykań
skiej opinji: „Nie pożądamy wcale Filipin, bo nie pragniemy popełniać samobójstwa". Inaczej mówiąc: — możecie być zupełnie spokojni, że nie zechcemy wam niczego odbierać do
póty, dopóki będziecie dostatecznie silni.
Istotnie — historyczne doświadcze
nia wykazują nieodparcie, że wojen
ne ataki następują zawsze wtedy, gdy strona przeciwna jest lub wy
daje się słaba i łatwa do pokonania.
„ L E G A N A Y A L E I T A L I A N A "
Napisał Nauticus Sądząc po tern wszystkiem, co
zdziałał w ciągu długich lat swej e- gzystencji niemiecki „Flottenverein“
zdawałoby się, że niema na świecie organizacji, niema związku, któryby mógł poszczycić się lepszym rezulta
tem pracy, aniżeli ta potężna nie
miecka organizacja. Tymczasem pod względem osiągniętych sukcesów, pod względem rozmachu propagan
dy oraz intensywności pracy wysu
wa się na czoło Włoska Liga Mor
ska. Wzorując się początkowo na
„Flottenvereinie", idąc przez pewien czas drogami, zakreślonemi przez tę organizację, Włoska Liga Morska w swoim rozwoju nietylko prześci
gnęła „Flottenverein“, ale chlubi się tryumfem, jakiego mogą jej poza
zdrościć wszystkie narody, które po
siadają dostęp do morza.
Dzieje stworzenia Włoskiej Ligi Morskiej przedstawiają się nader cie
kawie. Dwaj studenci uniwersyte
tu medjolańskiego, Francesco Car- cano i Alvise Manfroni z Monfortu, przeczytawszy w pismach notatkę o stworzeniu Francuskiej Ligi Morskiej pod nazwą „Ligue Maritime et Co- loniale" rozpoczęli bardzo energicz
ną akcję, zmierzającą do stworzenia takiej samej ligi również we Wło
szech.
Było to w roku 1897, a więc także w roku intensywnej propagandy na rzecz morza w Niemczech. W roku tym ukazała się we Włoszech bro
szura p. t. „Salvate l‘Italia“ (Ratuj
cie Włochy), którą rozdawano w całym kraju oraz mała rozprawa p. t. „La Guerra del 1900". (Wojna 1900 r.). Autorem obu tych broszur
był Gaetano Limo, piszący pod pseudonimem „Argus". Mieszkał on w owym czasie w Specji i przygo
towywał do druku pierwsze zeszyty miesięcznika, poświęconego zagad
nieniom morza.
Obaj wyżej wymienieni studenci nawiązali niezwłocznie kontakt z ko
mandorem Limo, przyobiecali mu po
parcie i rozpoczęli odrazu propagan
dę broszur jego na większą skalę nie
tylko w kraju, lecz i zagranicą, po u- przedniem przetłómaczeniu ich na ję
zyki obce.
Broszury te wywołały wielki roz
głos, wzbudzając powszechne zrozu
mienie dla konieczności stworzenia osobnej organizacji, któraby szerzyła wśród ogółu zainteresowanie spra
wami i zagadnieniami morza.
W tymże roku widzimy skupioną
kolo komandora Limo grupę ofice
rów, literatów, dziennikarzy, ekono
mistów i polityków, którzy postano
wili wszystkie punkty programu, wy
sunięte zarówno przez obu studentów mediolańskich jak i przez komandora Limo, wprowadzić niezwłocznie w czyn.
Po pierwszem zebraniu sympaty
ków idei morskiej zaczęły ukazywać się w prasie włoskiej najrozmaitsze artykuły propagandowe, zaczęto wy
głaszać odczyty po wszystkich pro
wincjach włoskich i przygotowywać odpowiedni materjał agitacyjny.
Komandor Limo, wspierany przez grupę oddanych mu ludzi, nie czeka
jąc dalszego rozwoju wypadków, skupił wszystkich w prowizorycznie zawiązanej organizacji, którą nazwa
no: „Lega Navale ltaliana" a zara
zem wydał pierwszy numer pisma Ligi pod takim samym tytułem.
Upłynęło znowu kilka miesięcy, po
święconych intensywnej pracy propa
gandowej, agitacji i przygotowaniom do realizacji wielkich zamierzeń. Ta
ki okres przygotowawczy trwał aż do roku 1899, kiedy to Włochy zostały zelektryzowane krwawemi incydenta
mi na uniwersytecie w łnnsbrucku, gdzie dochodziło stale do awantur między studentami narodowości wło
skiej, a studentami Chorwatami.
W Medjolanie, w mieście znanem z gorącego patrjotyzmu, powstał ko
mitet, który zwołał wiec protestacyj
ny. Mimo sprzeciwów, gwałtów i a- wantur, wszczętych przez socjalistów medjolańskich, zmienił się ten wiec w potężną manifestację patrjotyczną.
Korzystając z wywołanego nastroju, zamówili studenci Carcano i Manfro- ni już na drugi dzień po wiecu dużą salę arystokratycznego Stowarzysze
nia Patrjotycznego (Societa Patrioti- ca) ponad kawiarnią i restauracją Cova i w dniu 16 maja 1899 r. odbyli pierwsze oficjalne zebranie Ligi Mor
skiej.
W czasie zebrania zapisało się na członków 300 osób z pośród najwy
bitniejszych polityków, finansistów i arystokratów medjolańskich. Zebra
niu przewodniczył, pełniąc jednocześ
nie funkcję sekretarza, Alvise Man- froni.
Po zaznajomieniu zgromadzonych / celami Ligi Morskiej postanowiono przystąpić przedewszystkiem do stworzenia centralnej siedziby nowej organizacji, poczem dopiero chciano pomyśleć o założeniu jej oddziału w Medjolanie.
Wszyscy mówcy, zabierający głos w tej sprawie, byli zdania, że centra
la taka może istnieć tylko w Specji, w miejscu drogiem sercu każdego włoskiego marynarza. Zrealizowa
niem wysuniętych projektów zajął się komitet, w którego skład weszli: ksią
żę Gilberte Borromeo, obecny sena
tor, pułk. Carlo Viglezzi, adwokat Umberto Campanosi, a ponadto obaj działacze — studenci.
Komitet medjolański nawiązał ko
respondencję z komandorem Limo, który zwołał w Specji zebranie kon
stytucyjne na dzień 10 czerwca 1899 roku pod przewodnictwem delegatów medjolańskich, adwokata Campanari i studenta Manfroni. Do komitetu centralnego, działającego pod prze
wodnictwem hr. Emila Renaud de Fa- licon, wybrano 20 członków i przy
stąpiono odrazu do zakładania od
działów i pododziałów w całym kra
ju.
Po następnem zebraniu, które od
było się w sali „Alessi“ Wielkiego Pałacu Marynarki Włoskiej, stworzo
no w lipcu pierwszą sekcję medjolań- ską pod przewodnictwem księcia Borromeo, jako przewodniczącego, a- dwokata Campanari jako wiceprze
wodniczącego, Manfroniego, jako se
kretarza i Carnaro jako skarbnika.
Takie to były początki Włoskiej Ligi Morskiej. Młoda Liga szukała kontaktu z pokrewnemi zagranicznc- mi organizacjami i zapisana została w poczet członków fundatorów mię
dzynarodowej organizacji: „Associa- tion Internationale de la Marine“, stworzonej w Paryżu. Lega Navale brała w tym samym charakterze bez
pośredni udział w pierwszym między
narodowym kongresie marynarki, zwołanym w 1901 r. w Monachjum.
Olbrzymi rozwój Włoskiej Ligi Morskije, który odbywał się ze zdu
miewającą szybkością, wymagał co
raz większego nakładu pracy, coraz większej energji, a pierwszy jej pre
zes, hr. Renaud, mimo, że pracował niemal dzień i noc, nie był w stanie pracy tej podołać, to też po zebraniu, zwołanem w 1905 r. w Specji, w któ- rem uczestniczyli delegaci kilkudzie
sięciu oddziałów i pododdziałów Li
gi Morskiej, stworzono nowy zarząd pod przewodnictwem admirała de Li- berto. W rok później zajął stanowi
sko prezesa Włoskiej Ligi Morskiej wiceadmirał Canevaro, poczem akcję kierowniczą kontynuował senator książę de Zoagli. Pracował on, po
święcając wszystkie swe siły organi
zacji aż do 1912 r., kiedy to główna siedziba Ligi przeniesiona została ze Specji do Rzymu.
Po ustabilizowaniu się centrali w stolicy państwa, przystąpiono odrazu do wyszukania odpowiedniego gma
chu, co nie przedstawiało zbytnich trudności wobec dużych zasobów pie
niężnych, jakiemi rozporządzała już w owym czasie „Lega Navale“.
Pierwszem zadaniem centrali było przeprowadzenie modyfikacji statu
tów oraz nakreślenie ścisłego progra
mu podjętej pracy. Liczbę członków centralnego komitetu podniesiono z 30 do 50. Do składu komitetu stara
no się pozyskać przedewszystkiem członków obu izb włoskich, a zatem parlamentu i senatu, a ponadto kilka pań z kół arystokratycznych oraz eli
ty towarzyskiej w całkiem wyraźnej intencji zużywania ich wpływów przy dalszym rozwijaniu akcji propagan
dowej.
Równomiernie ze wzmożeniem pra
cy i stwarzaniem coraz większej licz
by oddziałów w głównych środowis
kach kraju, zjednywała sobie Liga Włoska nowych prozelitów dzięki no
minacji t. zw. „Konsulów morskich", którym powierzono zadanie zapozna
wania ogółu z programem Ligi w miejscowościach o drugorzędnem znaczeniu. Oprócz „konsulów mor
skich" mianowano „konsulów podró
żujących" (viaggianti) którzy wystę
powali specjalnie przy podtrzymywa
niu stałej łączności i współpracy z członkami Ligi Morskiej.
Akcja Włoskiej Ligi Morskiej do
cierała jednocześnie i zagranicę, gdzie wyszukiwano mężów zaufa
nia, oddanych sprawom morskim lub mianowano własnych delegatów, którzy utrzymywali kontakt osobisty z centralą. Ilość reprezentantów za
granicznych była dostosowana do li
czby członków danej kolonji włos
kiej oraz do potrzeb lokalnych. Mię
dzy pierwszemi sekcjami zagranicz- nemi, stworzonemi przed wybuchem wojny światowej, wymienić należy przedewszystkiem bardzo czynne od
działy: w Buenos Aires, w Rosario, w Santa - Fe, w San - Paulo, w Cal- lao, w Guajaquil, w Nowym Jorku, w Chicago, w Meksyku, w Paryżu, w Brukseli, w Atenach, w Konstan
tynopolu, w Londynie i w Dublinie.
Na czele centrali Ligi Włoskiej stał od roku 1912 do 1916 admirał Gio- vanni Bettolo, poczem przejmowali kolejno naczelne funkcje w Lidze se
nator Maggiorino, Ferreris i wicead
mirał Ernest Presbitero.
Rzecz zrozumiała, że skutki bez
pośrednio powojennego kryzysu musiały odbić się również na or
ganizacji, tak ściśle związanej z ży
ciem narodu, jaką była wówczas i jest po dziś dzień Liga Morska.
Członkowie tej Ligi zdawali sobie doskonale sprawę z konieczności przeprowadzenia jaknajszybszych reform ustawowych Ligi, a po
nadto z konieczności przeobraże
nia zakresu i programu jej pra
cy, rodzaju propagandy oraz do
stosowania jej zarówno z punktu widzenia duchowego, jak i technicz
nego do nowego rytmu, nadawane
go przez faszyzm narodowemu ży
ciu ludności włoskiej.
Krytyczną sytuację, w jakiej zna
lazła się „Lega Navale“ po wojnie, rozpatrywano w Rzymie na walnem zgromadzeniu delegatów Ligi przy
byłych z całego kraju, w początku 1927 r. Mimo pełnego zaufania do ówczesnego zarządu Ligi i do pro
gramu, nakreślonego w latach przed
wojennych, mimo wiary w solidne podstawy organizacji, postanowiono złożyć jej losy w ręce szefa rządu, Mussoliniego i podać się masowo do dymisji.
Mussolini dymisje przyjął i zarzą
dził, aby natychmiast przystąpiono do całkowitego zreorganizowania Włoskiej Ligi Morskiej. Pracę kie
rowniczą przy przeprowadzaniu tej reorganizacji powierzył Mussolini specjalnej komisji, na której czele