Kraków, dnia 2 sierpnia 1942.
K U R JE R P O L S K I
UDZIAŁ RUMUNII W WALCE EUROPY Z BOLSZEWIZMEM
0» «H»kulu •<"»*>«
W l B Ł
Powyżej:
A N I C H W I L I ODPOCZYNKU DLA PRZECIWNIKA!
Wieś została zdobyta przez Niemców. Strzelcy pancerni sadowię się na swoje wozy.
U góry:
S C E N A Z W A L K W Ł U K U D O N U Moment odprowadzania sowiecko-rosyjskich jeńców. Wzię
to ich do niewoli w okolicy wysadzonego mostu, gdzie siedzieli zupełnie apatyczni na swoich, do połowy za- A topionych aułach ciężarowych i zwyczajnych wozach.
S I W A I D J A R A B U B Z D O B Y T E I Oddziały włoskie obsadziły oazy Siwa i Dja- I rabub. Nasze zdjęcie przedstawia oazę ■ Siwa, przy granicy wlosko-egipskiej. I
R O S T Ó W W W M IE Ć K IC H RĘK*‘
Nasze zdjęcie z samol tu przedstawia w i d ‘ R o s t o w a nad Done Z zajęciem tego miel przez generalnego i"1 szalka polnego von Boc zdobyto bramę wypa£l wę na Kaukaz.
W k o I e : I P IO N IE R Z Y 1 F W C I Ą l N A ’ P R Z O D Z I E Zaciekła w a l k a wre o ulicę. Pionierzy niemieccy, wyposażeni w nowoczesną broń do walki wręcz, bohatersko ata
kuję zaciekle bronięcego się
n i e p r z y j a c i e l a . PRZEJŚCIE PRZEZ D O N l«
Żołnierze broni przepraw1' się przez rzekę na gumowym wor
K Ł M U S S O U H I B O O H A WSCHODNIM FRONCIE
Piechoła włoska następuje na pięły pobitemu nie
przyjacielowi.
WSZYSCY ŻOŁNIERZE WSPÓŁPRACUJĄ Piechota troszczy się o przewóz swych ciężkich pakunków załadowanych na
R Z E R W A W W A L C E Żołnierze niemieccy w czasie chwilowej przerwy
w walkach odpoczywaję w pewnej wii rosvl- skiej. Fajka pełna tytoniu — lyk wody dla człowieka i konia, i znów marsz naprzód.
l f f A
N I E O D V 5F ■ W ’
MOST NA DONIE Wcięż nowe eksplo- zje w składach amuni- cji i na plonęcych aulach 4 ciężarowych w pobliżu brze
gu, stanowię upiorne kulisy ota- czajęce resztki zburzonego mostu, przez który o d b y w a się marsz.
pławo:
'C O P R Z E Ż Y L I "
M w le ucichła walka, tu przed c h w i l ę
"a‘a i całe miasto za
gnita w jedno pole gru-
*< « już wychodzę mie-
*Pcy miasta ze swych
•Jwek i z b l i ż a j ę się żołnierzy niemieckich.
— A i
N a ziem i rosyjsk iej w alc zy żołnierz n iem ieck i nie tylko o egzy sten cję i lepszą przyszłość sw eg o narodu, a le też naraża raz po raz sw e ż y c ie i przelew a krew w sp raw ie zjedn oczonej Europy. Z acie
k łość w alki dow odzi, że Rosja sow ieck a była n ieb ezpiecznym w rogiem , który n i
gd y nie rezygnow ał z pretensji do pano
w ania nad św iatem . R oszczenia sw e u si
łow ała ob ecn ie Rosja przem ocą zbrojną , w prow adzić w ż y c ie w krajach europej
sk ich , gd y rozbiły się jej agitatorsk ie 1 próby rozkładow e.
Kraje takie jak Finlandia, Litwa, E sto -1 nia, Łotwa, a przede w szystk im narody 1 połud niow ej Europy przekonały się na ł w łasn ej skórze, co to znaczy m ieć b ol
sz ew ik ó w u w rót, w kraju lub też w po
staci zam askow anych, z kon ieczności agentów . N iek tóre z tych narodów posia
dały dość siły , by ochronić się od w ew nątrz przed inw azją bolszew izm u. Gdy M oskw ę poznała, ż e przede w szystk im w N ie m czech, w sercu .Europy tw orzy s ię ośrodek oporu przeciw rozsże- rzaniu żydow sko-b olszew ick ich doktryn zdecyd ow ała s ię przeprow adzić silą sw e św iatow o- rew olu cyjn e plany. R ów nocześnie jednak dało się odczuć, ż e Zachód nie odda s ię na łup dobro
w olnie. Podczas gdy Francja, a przede w szystk im A nglia uw ażając s ię za zbyt o d ległe od „ognia' w zniszczeniu N iem iec szuk ały k orzyści dla siebie, inne narody i ic h m ężow ie stanu zrozu
m ieli, ż e ty lk o w oparciu o silne N iem cy A dolfa Hitlera jest m ożliw e odw rócenie nieb ezpie
czeństw a. N a południow ym w sch od zie Europy m iędzy innym i Rumunia dość w cześn ie przej
MARSZAŁEK ANTONESCU*
I ŃIEMJACK1 GENERAL PUŁKOWNIK u.M A N S T E IN /^ : • zdobyw ca Sewastopola, zwiedzają pozycje rumuń
skie w południow ej części (rontu wschodniego.
RUMUŃSCY STRZELCY GÓRSCY W MARSZU PODCZAS ' CIĘŻKICH WALK ZIMOWYCH NA KRYMIE
I. UDZIAŁ RUMUNII W WALCE EUROPY Z BOLSZEWIZMEM
rzała i nie data s ię krótkow zrocznie i przekuł nadużyć dla c eló w A nglii, a tym sam ym *'"*
uzyskała w m arszałk u A ntonescu wodza, 1 nimo w szelk ich trudności w ew n ętrznej polityki 1 zum iał jasno praw dziw e ż y cio w e in teresy swej czyzny. N aw et w czasach, które m usiały być pr«’
dziw ie bolesn e dla je g o ojczyzn y nie z eszed ł marsz- łek A ntonescu z raz w ytk niętej drogi i nie odstąp od w spółpracy z Niem cam i. Zrabow anie BessaraW przez R osję sow ieck ą stanow iło dla niego dowoj słu szn ości jego poglądów . W ostatnich czasad ośw iad czył jed en z angielskich m ężów stanu, że munia m iała być przez A nglię w ydaną zupełnie R łup R osji so w ie ck iej i pozostać na stałe pod kontro#
Zw iązku Sow ietów .
W logiczn ym kon tynu ow an iu tej rumuńskiej po®
tyki, stoi dziś w o jsk o w y korpus rumuński ramię Prf
Z W Y C I Ę Z C Y Z PO D S E W A S T O P O L A Rumuńskie i niemieckie o d działy w mieście. W zacie
kłych walkach o zdobycie tej najpotężniejszej twier
dzy świata, wyróżniały się wciąż zaszczytnie wojska
rumuńskie.
R U M U Ń S K I MIOTAĆ GRANATÓW W OGHK NA POZYCJI . Podczas gdy rumuński mi®
iacz granatów bierze WS»»
łe czny ogień trudno d‘
stępne pozycje bolsze*1 kie nad Morzem AzowskiJ od łyłu nadjeżdża dzW obrony przeciwlotniczeji#
rozbić oczekiwany atak (®
wieckich czołgów .
CIĘ2KI KARABIN MASZYNOWY NA WYBRZEŻU MORZA AZOWSKIEOO
Król Michał l-szy I szal państwa Antonescu odw ie
dzają swe wo|ska walczące na łroncle wschodnim.
ramieniu u boku w ojsk n iem ieck ich na po
łu dniu Rosji so w ie ck iej. Rumunia przeżyła .w ie lk ie c h w ile n arodow ego entuzjazmu, gdy z zajęciem K iszyniew a w jesien i u b iegłego roku odzysk ała stolic ę sw ej utraconej pro
w in cji, Bessarabii. N ie m niej radosn y od
dźw ięk znalazło u narodu rum uńskiego zdo
b yc ie O dessy.
D otychczasow e w alki okazały bardzo w y raźnie, jak w ie lk ie c n oty rycersk ie posiada żołnierz rumuński w obliczu zażartego n ie przyjaciela, który ma przy tym do d yspozycji dogod niejsze po z y c je obronne. N ajcięższą jednak próbę przeszli żołnierze rum uńscy w tedy, gdy ramię przy ramieniu z niem iec-
W TYRASPOLU RUMUŃSKIE spożywają ryż. Spo- u rytualnego.
Rumuńska broń powietrzna zniszczyła w lej wojnie pra
w ie (000 nieprzyjacielskich samolotów I zrzuciła 3 ml-
Rumuńskle oddziały na |ednym z e zdoby
tych dworców na południowym odcinku Ironlu wschodniego.
kim i kolegam i zdobyw ali S ew astopol najpotężniejszą tw ierdze św iata. N aród rumuński m usial pon ieść w te w vdMWie w ojen n ej na W schód bolesn e ofiary, ale w idzi K w o c e sw ej, opartej na zaufaniu w spółpracy z Rze
sza N ie tylko, ż e Rumunia usun ęła od sw y ch granic ń ^ iJ z n te c z e ń s tw o grożące jej ze stron y zm ob ilizow a
nego iPaż po zęb y uzbrojonego bolszew izm u, ale również
Sow ietów panow ania nau .
sób okazały s ię już dziś bezpośrednio owoce tej poh tyki, która w oparciu o N iem cy przyniosła narodow i rum uńskiem u rozszerzenie jego gosp odarczych i p o li
tycznych m ożliw ości. W now ej Europie zajm ie Rumunia poczesn e m iejsce. Jej żołnierze, a na ic h c ze le m arszałek A ntonescu, utorują drogę do w ielkości tem u dzielnem u narodowi.
OBRAZKI'ifclA HISZPAŃSKIEGO MAROKKA PRZYSZŁY FARYS :da na wielbłądzi* jesł nielada
sztuką. Wymaga ona wiele ćwiczeń i wprawy, ponie
waż chód wielbłąda jest chwiejącym się. Oczywi- icie, że siodło do jazdy na wielbłądzie jesł cał
kiem inaczej skonstruo
wane niż siodło na ko
nia. Na naszym zdjęciu (obok) widzimy chłop
ca z Maroka hisz
pańskiego na sio
dle wielbłąda.
‘ ALLACH I MAHOMET
Na lewo: ~'"?lliem życia religijnego jesł meczet, którego minaret wsk*“)» jakby palcem ku niebu. Z wieży minaretu wzywa mue*1" Marnych co rano i co wieczór na modlitwę.
Zdjęcie nasi* Przedstawia jeden z meczetów w Maroku. Na r ‘*<mim planie cmentarz tubylców.
Sl?.L wĄSKSCM ULICZEK
Miasta m a * ^ '"•go sułtanatu będącego pód pro'“ k!w,c!err' Hiszpanii od, c‘«ię się malowniczę pięknością i słoja nieraz wśród lasó* 7«w pomarańczowych. Ich wąskie ulice, w któ
rych pulsu)*'' '• tubylców dają malownicze widoki. W gó
rach wysokl|Jjr,KJ*u> w ich niedostępnych jarach mieszkają miłujący ,'*? ».„ Kabylowie, którzy od wczesnego średnio
wiecza az a wieku słynęli jako groźni piraci. Na zdjęciu (na prawo, limy jedną z uliczek Tangeru w dzielnicy
I krajowców.
, k„ M NA TARGU
W hiszparW Maroku, uprawia się jeszcze rolę sposobem praojców. .^li?O5I 9tku uprawy worywa wieśniak kawałek chleba W by przyniosła stokrotny plon. Poszczególne okolice p'®*,. «u $ą niezwykle urodzajne. Płody ziemi sprzedają n j Mch w miastach. Na ilustracji (poniżej) wi
dzimy wie>,n i Marokańskie z plonami swego,pola, na Jarmarku w Tetuanie.
NA GRANICY DWÓCH KULTUR Od czasów rzymskich stykają się na północy Afryki dwie kultury: wschodnia i zachodnia.
Ilustracja (na lewo) przedstawia konną, przy
boczną gwardię sułtana Maroka podczas pa
rady w Tetuanie.
O D P O C Z Y N E K
K A R A W A N Y
Zwierzęta oswobodzono od ciężarów, a poganiacze wielbłądów troszczą się te
raz o to, by zwierzęta otrzy
mały pożywienie i odpo
częły. Na zdjęciu (powy
żej) karmienie wielbłądów.
W I E K I W Y R Y Ł Y O B R O N N Y G R Y M A S Na lewo: Teraz pojęła czego żąda od niej obcy.
Gest obrony jest wynikiem odziedziczonego od stu
leci zwyczaju zakrywania twarzy przed mężczyzną.
Kobieta właśnie przerwała grę w domino. Gra w do
mino jest obok gry w sza
chy szczególnie łubianą przez Arabów. Grają w nią mężczyźni i kobiety.
E G Z O T Y C Z N I T A N C E R K I Powyżej w kole: Tancerki F marokańskie, z lokalu odwie-
dzanego wyłącznie przez Euro- pejczyków w czasie przerwy — sie- dzą na dywanie z nogami skrzyżowanymi na sposób wschodni. Jak widać buciki nie harmonizują ze stylem ich kostiumów, a dla nie
których nawet są tak niewygodne, że je teraz zdjęły. Lokale takie, jakkolwiek przystosowane do zwy
czajów europejskich, mają jednak przez obecność
r o k a n i
S K I E I
S Z K O L E 3$
N ie is tn ie je wprawdzie żaden przymus szkolny dla dzieci w Maroko, ale rodzice, a zwłaszcza mi®’
kający w miastach troszczą goś w szkołach prywaty®
by pilnie uczęszczały l stawia szkołę
krajowych ta n c e re k i wskułek ca
łego wschod
niego otoczenia wybitnie egiotycz-
• cechy.
Jedna p a r a szczurów rozmnaża się rocz
nie do 860 po- ł o m k ó w.
Obok
Jeden szczur zjada ro
cznie 37 kg chleba.
Jako roznosiciele
różnych chorób ^ ł»4BIIIV"r stanowię szczury wielkie niebezpie
czeństwo dla ludzi i zwierząt. A je
dnak to niebezpieczeństwo jest zale
dwie połową ich dużego rejestru grze
chów. Drugą — to ogromne szkody gospodarcze, jakie rok rocznie wyrzą
dzają przez niszczenie zapasów żywno
ści wieśniakom i mieszkańcom miast.
Obliczono, że para wędrownych szczu
rów wraz ze swymi dziećmi i dziećmi ich dzieci w ciągu roku dochodzi do licznego potomstwa, wynoszącego 860 sztuk. Tych 860 szkodników-gryzoniów spożywa rocznie około 37 kg chleba na głowę, a więc 860 szczurów spoży
wa w roku 318 cetnarów chleba. Na przypuszczalną ilość wszystkich szczu
rów zamieszkujących r ó ż n e k r a j e szkody wyrządzane przez nie dochodzą do fantastycznych wprost sum, np.:
■’w Stanach Zjednoczonych wynoszą okrągło 800 milionów marek. W Ame
ryce dosłownie około 200 000 ludzi i pracuje jedynie na utrzymanie szczu
rów . Liczba szczurów w Stanach Zje
dnoczonych jest oceniana na 100 mi
lionów, w Niemczech na około 40 mi
lionów, co pomniejsza majątek narodu niemieckiego o blisko 200—250 milio
nów marek rocznie, we Francji, która jest wyjątkowo s i l n i e nawiedzaną przez te gryzonie szkody dochodzą na
wet do 800 milionów marek, w Danii zaś, która prowadzi bardzo energiczną walkę ze szczurami, szkody wynoszą około 8 milionów marek.
Te potężne szkody wyrządzane przez gryzonie, których przyczyną jest nad
zwyczaj wielka płodność szczurów nie są jedynie nowoczesną plagą. Ró
wnież średniowiecze cierpiało dotkli
wie na plagę szczurów. Należy jednak zaznaczyć, że w średniowieczu miano do czynienia ze stosunkowo niewinną odmianą szczura domowego, podczas gdy dziś plaga szczurów w naszych okolicach prawie wyłącznie obejmuje szczury wędrowne, a szczura domowe
go można spotkać u nas zaledwie tu i ówdzie i tylko pojedyńczo. Kiedy te dwie odmiany szczurów oddzieliły się od siebie nie można dziś z całą pewnością tego ustalić, mimo wielkich usiłowań nauki. Prawdopodobnie oj
czyzną szczura wędrownego, były Chiny północne i stamtąd te, silne i mające pociąg do wędrówek zwie
rzęta rozeszły się około połowy XVIII wieku, — głównie za pośrednictwem okrętów po całej kuli' ziemskiej. Wla
na okręt, tu zarażają in
ne szczury — a z tych znów część przenosi się na stały ląd w portach, do których okręt przybija. Na lądzie przenoszą dżu
mę od zarażonych szczurów na lu
dzi pchły, które ssąc krew ludzką zarazem wszczepiają w organizm ludzi tą straszną chorobę. i
W Europie od niepamiętnych czasów był zadomowiony tak zwa
ny „szczur domowy". Gdy jednak z Chin wtargnął do Europy jego krewniak „szczur wędrowny" wy
parł on w niedługim czasie szczura domowego i załatwił się z nim tak gruntownie, że szczur domowy stał się w Europie prawie, że rzadko
ścią. To szybkie zwycięstwo nad s w o im krewniakiem zawdzięcza szczur wędrowny przede wszystkim tej okoliczności, że do walki o byt jest lepiej uzbrojony niż szczur do
mowy. Już swą wielkością prze
wyższa szczura domowego prawie o jedną trzecią. Jest też od niego znacznie bezczelniejszy, śmielszy, chytrzejszy, bardziej c h ę t n y do walki, silniejszy, wytrwalszy, zrę
czniejszy i życiowo bardziej wy
trzymały.
Zalecano w walce ze szczurami zabijanie jedynie samiczek, gdyż samczyki same wyniszczą się po
tem w walkach. Francuz dr Loir zaleca hodowanie rasy kotów spe
cjalnie tępiącej szczury, uzyskanej przez skrzyżowanie naszego kota domowego z kotami sjamskimi.
Istnieją też specjalne rasy psów jak np. ratlery, foxteriery, pinczery, które duże u s ł u g i oddają nam w walce ze szczurami. W Niemczech nie ma specjalnych ustaw mających na celu zwalczanie plagi szczurów, ale istnieją tak zwane „dni walki ze szczurami" urządzane w Berlinie i w innych większych miastach.
W dniach tych zakłada się na ca
łym obszarze danego miasta, w każ
dym domu, w miejscach odwiedza
nych przez szczury truciznę, również za pomocą odpowiednio wyszkolo
nego personelu wpuszcza się trują- ce gazy w miejsca specjalnie gęsto zamieszkałe przez szczury. Jednak jak dotąd żaden ze środków nie oka
zał się radykalnym. Posługiwano się już łapkami, hodowlami bakterii, gazami trojącymi, a mimo to szczu
rów na świecie znajduje się wciąż jeszcze tyle, ile piasku w morzu.
ściwte to nie ma prawie okrętu, choćby to był i najbardziej luksusowy parowiec, na którym by szczury nie gnieździły się. Już w stocz
niach, w czasie budowy okrętu szczury się nań wciskają i nieopuszczają go już dopóki okręt istnieje. Podróżujący luksusową kabiną współczesnych olbrzymich okrętów oceanicz
nych zazwyczaj nie przeczuwa nawet, że z nim razem jeździ znaczna gromada czworonogich pasażerów „na gapę". Szczury siedzą dobrze ukryte w zakątkach okrętu i dopiero późną nocą, — gdy już umilkną ostatnie dźwięki kapeli pokładowej, — gdy cisza i cień nocy otulą cały okręt a tylko turkot maszyn z od
dali rytmicznie dobiega do ucha — dopiero wtedy szczury wychodzą ze swych nor i bu
szują po kabinach. — Gdy zaś przypadkiem swym chrobotaniem, cichym stąpaniem i pi
skami obudzą podróżnego, wówczas tenże uświadamia sobie, że i w tym luksusowym, pływającym pałacu nie brak jednak szczurów.
W ten sposób podróżują szczury od portu do portu — wspinają się po linach i powro
zach, którymi okręt jest przymocowany do wybrzeża — a jako znakomici pływacy potrafią i wpław dostać się na suchy ląd. I w tym właśnie leży wielkie niebezpieczeństwo, — możliwość przeniesienia zarazy, przez te gry
zonie. Szczury zarażone np. dżumą dostają się
Powyżej:
Potomstwo jednaj pary szczurów zjada rocznie ,31.820 kg chleba.
W kółkach:
Bakterie cho- 5b przenoszo- ch p r z e z z c z u r y .
tSSrifc
FOKTERIER CHWYTA 14 SZCZURÓW W JEDNEJ GODZINIE
z Południowej Walii liczący zaledwie dziewięć miesięcy, schwytał w ciągu jednej godziny 14 szczurów i przygląda się dumnie swej zdobyczy.
2. ZARZYCKI
lO o la i miłość
Wola i miłość, to dwa archanioły, Co stoją u wrót naszej duszy domu,
W schronie ich skrzydeł najgłębsze wądoły, Przejdziesz bezpiecznie, wśród burzy i gromu.
Wola i miłość to dwa drogowskazy, Co na pochyłej stoją drodze życia.
Wskazując ścieżkę, prostą i bez zkazy, Ponad przepaście trudne do przebycia.
Wola i miłość to dwa wielkie słońca.
Co gorzą ogniem nad ludzką niedolą, Grzeją i krzepią nas ciągle bez końca.
Żarem miłości i potęgą woli.
Miłość wraz z wolą to ten stos ofiarny, Co tli się w serca tajnikach ukrycie, Ten motor ducha potęgą mocarny,
Kwieciem i cierniem przetyka nam życie...
Z. TERLECKA
E C H A
| T szczytu b lad o ró żo w ej o stró źk i kotysze się pszczoła i raz v po raz zan u rza p ra c o w ite ciałk o w głąb k w iatu . Śm ieszne
■Naleńkie nóżki p o ru sz a ją się szybko i n iezm ordow anie.
A nna o b se rw u je ją znużonym uśm iechem . J a k ż e w ażny je st tua teg o dro b iazg u je g o w łasn y w y siłek — p ro d u k ty w n y bło- Sosławiony trud. K iedyś potem ró żo w e d ziecięce usteczk a Uśmiechną się do zło teg o lśn ien ia m iodu, do teg o słońca, do Zaru lata i pszczelego z n o ju z a c zaro w an eg o w plon ow adziej Pfacy. Cóż w obec ak ty w n o ści m ałej pszczółki zn aczy to, że Przyjdzie ktoś, k to zab ie rze sk rz ę tn ie grom adzone zapasy, że Nadejdą dni je s ie n n e i pszczółka n ie w róci k ie d y ś do ro jn eg o Ula, bo gdzieś po dro d ze odm ów ią p o słu szeń stw a p rzeźro czy ste s*trzydełka, a nóżkom z a b rak n ie sil do d alszej w ędrów ki po Wielkiej kiści ostróźki. To się n ie liczy w obec w ielu m iliardów Kodzin pszczelej p racy . A ona, A nna czyż in acz ej rozum o
wała? Czyż d la n ie j — d opóki m ogła być czy n n a — nie było Najważniejsze to, co o n a w d a n e j chw ili czyniła, m yślała,
*«iałała?
Tak! A le przecież był Tomek...
, A nna po ru sza się n ie sp o k o jn ie w w y g odnym leżaku, bo c,enki, d o jm u ją c y ból przy p o m in a o je j już, n ie ste ty , n ie z d o l
ności do ja k ie g o k o lw ie k w y siłk u n a w e t m yślow ego.
C hw ileczkę... N ie pozw olić m yślom pędzić chaotycznie...
•rzeba je up o rząd k o w ać, trzeba... trzeba po k o lei przem yśleć od początku,
fN ń jp ierw A nna m iała ja ą n e w ark o czy k i i n ied ziecin n ie p o ważne oczy, na p lecach to rb ę z g rzechocącym piórnikiem
Śmieszny fartu szek z p liso w an y m i skrzy d ełk am i.
Podczas sw ego d eb iu tu „na polu n au k i" rozbiła p ask u d n ie . a k o lan a na k ra c ie do w y c ie ra n ia butów i m atk a p rzy n io sła l/ł na rę k a c h ze szkoły ro zszlo ch an ą poczuciem w łasn ej ko m prom itacji. P ierw szy w ielki k ro k w je j życiu skończył się
°lom i w ielkim płaczem .
Przyszły dni gim nazjum , oczy w iście anem ia i g orączkow e Wypieki zm agań z alg eb rą, pierw sze try u m fy nieu d o ln eg o leszcze pióra, p ierw sze ro zczaro w an ia i — p o jaw ił się dziw ny 8°r ączkow y n iep o k ó j zm u szający do ciąg łeg o szu k an ia coraz owych w arto ści szarego szkolnego życia. Z jaw iły się py- an*a: „poco?", „czy w a rto ? ”, „dla kogo?", potem zniechę- eo>e: „ot tak, ab y ja k o ś zap ełn ić życie".
“ yło to ab so lu tn ie za w cześnie na k ilk u n a sto le tn ią d ziew czynkę. Sam o ży cie nie szczędziło je j żad n y ch tro sk ani roz-
®°ryczeń. Pow oli w A nnie w y tw o rzy ł się pęd do c z e g o ś . ł k i e g o — do czegoś, co m ogłoby ro zśw ietlić m roczną je j duszy, uspokoić, n ap ełn ić rad o ścią bez ale, odpo- 'edzieć na p y ta n ia : „poco?", „czy w arto?", „dla kogo?".
z P 'a te g o ta m iłość m u s i a ł a p rzyjść! I m usiała p rzy jść
‘3 ogrom ną siłą i z tym b ezgranicznym oddaniem . N ie mo- być in aczej I G ru n t był p rzy g o to w a n y od w ielu lat —
"“Wie od dzieciństw a.
i t iLedy s*ę ma dw ad zieścia dw a lata, b o g a te życie w ew n ętrzn e . ak silnie ro zw in iętą skłonność do an alizo w an ia nie można
c m iłości lek k o i pow ierzchow nie.
Tomasz „ p o tk n ą ł się" w p ro st o nią jak o k ilom etrow y ka- . Ieó na z a p y lo n e j nu żącej drodze. J e j silna in d y w id u aln o ść p dp° r k a z a *y m u s*ę zatrzy m ać na m om ent w k o n se k w e n tn e j
y°ni za czym ś jaśn iejszy m od szarzyzny dnia pow szedniego.
\ / le m ogło być in aczej! M usieli się sp o tk ać w łaśn ie oni oboje.
nna zn alazła w Tom aszu w szy stk o to, czego m ogła żądać cal cz*ow ‘e k a . k tó re m u dala tak w iele. Był w yższym ponad ge 6 otoczenie zdrow ym sposobem m yślenia, w y b itn ą inteli- st|?C{5' w reszcie czarem osobistym , p ro m ien iu jący m na wszy-
*ch, k tó rzy się do n ieg o zbliżali.
Tak! To b y ła m iłość!
lak nOa nigdy Pfzedtem nie poznała ta k ie j skali uczuć! Była sw ottoda roślina sp rag n io n a słońca, ch ło n ąc a to słońce całą 1 k ? H iS‘Otą
ciła e d y Tom asz na je j uczucie o d pow iedział uczuciem , zatra- się w sw ej b ezg ran iczn ej miłości.
św j°t, y * *ch n ajle p sz y okres. Dni były pełne w ew n ętrzn eg o slow a ' k t° r Y[n ro zśw ietlo n e były ich uśm iechy, spojrzenia, l a o j 9 , ' K iedy n ieraz w ędrow ali gdzieś w iosennym szma- n a tj6? 1 d alek ich przedm ieść o d n a jd y w a li w sobie ty sią c e jed- doi).Cb m yśli, d ążeń — rozum ieli się i by ło im z sobą ogrom nie byla Z5| A nna nie m y ślała nigdy o przyszłości. T eraźniejszość
»tąrc s n *e J b ajec zn ie tęczow ą b a jk ą i to je j n a jz u p e łn ie j wy prze - , ° '. J e ł dusza o tw a rta na p rz y ję c ie coraz now ych pojęć, c*>wil^Ck* do zn ań asy in ilo w ała z życia w szystko, co w danej tera 1 a y t° w ażn e i now e. Z aw sze bardzo w rażliw a stała się
Ą_ n a d w rażliw a. W ted y w łaśn ie p rzyszły pierw sze zgrzyty.
W u na Prze su b teln io n ą in tu ic ją w yczuła cień sp ow szednienia Zhudz U^ 'U ^ Omasza * 10 b y ,° początkiem ... Bała się u niego żvi„ e n ' a jak śm ierci. Boże! Przecież jak słońcem i pow ietizem
PrzJ6a° m *ł°ścią!
Wania^W^ te fle k sje , d o ciek a n ia — d aw n a skłonność analizo- przerj1 Wszy stk ieg o w róciła z ogrom ną siłą. Przyszła obaw a '*szvet'vn a rz u c a n *em s*ę • stra c h przed „lito ścią" Tom asza i to
JeśT ° poPsu t°
^ ^ - J k t o k o l w iek był tu w inien, to je d y n ie sam a A nna.
Później d o p iero o d k ry ła u T om asza tę sam ą skłonność do ro z p a try w a n ia w szy stk ieg o ze w szy stk ich stron. Robiła w szystko, ab y w y ró w n ać tw o rzącą się m iędzy nim i p rze
paść, ale k ażdy je j w y siłek przep aść tę je d y n ie pow iększał.
Tom asz sta ł się ap aty czn y , ch m u rn y — coś go dręczyło, A nna nie m ogła d ociec co. Aż...
Było to w czesną jesien ią. Szła zm ierzchem przez planty zm ęczona, w ew n ętrzn ie rozbita. 1 w łaśn ie w tedy u św iad o m iła sobie... U czuła nagle jeżą cy w łosy stra c h . M usiala usiąść na ław ce, ab y nie upaść w śród z asłan ej jesien n y m złotem alei. T y siące m yśli ja k ty sią c e h u rag an ó w szalało pod czaszką, se rc e zacisk ał obłędny stra c h — aż do bólu, aż do z ap ad an ia się w czarn ą m iękkość bezprzytom ności.
I w ted y zza z a k rę tu alei jak pęk n ie p o k a la n ie białych lilii w y k w itły to n y G o unodow skiej „A ve M aria".
N igdy przedtem ani n ig d y potem nie przeżyła A nna ta k ie j chw ili. Z aczaro w an e n ajcu d o w n ie jszy m i tonam i z a sy p ia ły cicho w szy stk ie o błędne m yśli, stra c h — zostało ty lk o je d n o p o stan o w ien ie. I A nna przy cisn ęła dłonie do tę tn ią c e g o m ocno serca, jak b y już tu liła m ałą ciepłą isto tk ę.
Z likw idow ała w szy stk ie sw o je sp raw y i w y je c h a ła z o sta w ia ją c Tom aszow i list pełen serd eczn ej miłości, ale o t y m nie p isała nic.
W arszaw a oszołom iła ją, w y trąciła na ja k iś czas z r ó w now agi. Czuła się tu zagubiona, sam otna, a tęsk n o ta za Tom aszem zab ijała w p ro st w b ezn ad ziejn ie długie dni i bez
n ad z ie jn e b ezsen n e noce.
Po ty g o d n iach b ieg an in y znalazła w reszcie p o sad ę za sto trzy d zieści złotych. Przez ten o k res do u ro d zen ia Tomka
» nie było u p o k o rzen ia ani p rzykrości, k tó re j n ie m usiałaby znieść. A le to w szy stk o uzbroiło ją w tw ard y zacięty upór, n au czy ło ufać ty lk o w łasnym siłom, w ierzyć ty lk o w sie bie. W te d y A nna zaczęła pisać.
Tom asz robił podobno ja k ie ś sta ra n ia celem odszukania je j, ale n ie u czy n iła nic, ab y mu to ułatw ić. A czasem było je j ta k stra sz n ie żle sam ej! Z daw ało się je j w tedy, że n ie p odoła ogrom nem u obow iązkow i, k tó ry przy jęła na sieb ie o ch o tn ie z radością.
M aj u k w ieco n y blado-rózow ym puchem jabłoni przyniósł w y b aw ien ie. P ierw szą rzeczą, k tó rą zobaczyła po ciężkie!
ch o ro b ie był list z p ro p o zy cją o bjęcia posady w red ak cji je d n e g o z pism. A le nie to by ło n ajw ażn iejsze!
P rzy n iesio n o je j s y n a .
A nna u tu liła go w ram ionach z uczuciem n ad lu d zk ieg o szczęścia. P atrzy ła na m aleńką pom arszczoną tw arzyczkę, na m in iatu ro w e rączki i p ła k a ła bezgłośnie w ielkim i n a j
słodszym i łzami.
Potem już w szy stk o się dobrze ułożyło. O czyw iście p rz y ję ła tam tą posadę, zdobyła w n et p rzy ch y ln o ść przeło żo n y ch i k olegów a potem ich szczerą sy m p atię i u zn an ie od w ażną p o staw ą w obec życia. W k ró tce o b jęła k iero w n ictw o je d n e g o z działów . Ż ycie w y d ało się je j n ag le ła tw e i — ta k ie proste.
P rzycichła w ew n ętrzn ie, już żad n e w y d arzen ie nie w y w o ły w ało u n iej tak żyw ych i im p u lsy w n y ch re a k c y j, jak to d aw n iej byw ało. O siąg n ęła sw o ją p ełn ię życia.
K iedy w racała do dom u, w itały ją w y c ią g n ię te ku niej ra d o śn ie różow e rączki, potem p ierw sze „m am a".
P oryw ała sy n a w ram iona i całym i godzinam i o b serw o w ała b udzące się p rz e ja w y m ałego rozum ku. Tom ek był ta k i śliczny i taki... podobny do Tom asza. M iał przecież jeg o oczy, uśm iech n aw et zm arszczenia brw i i był przecież je j w łasny, n a jw ła ś n ie js z y ! Z daw ało się jej, że żadna siła nie p o trafi o d eb rać je j teg o bałw ochw alczo u k o ch an eg o dziecka.
Tom ek sk o ń czy ł rok, k ied y — do w ied ziaw szy się w resz cie je j a d re su — p rz y je c h a ł Tomasz.
K om fort i w y tw o rn y sm ak m ieszkania A nny z d e z o rie n to w ały go, ale ty lk o na chw ilę, bo gdy w eszła A nna p ro w a dząc sy n a za rączk ę i gdy zobaczył buzię m alca — swą w łasn ą fo to g rafię z p ierw szy ch lat d ziec iń stw a — cofnął się n ag le pod naw ałem z a p ie ra ją c e g o oddech w zruszenia.
I A nna b y ła bardzo blada ale ciem ne oczy u śm iech ały się do n ieg o z po g o d n ą słodyczą, z m acierzy ń sk ą tkliw ością, k tó re j jeszcze n ie znał.
„To tw ój syn — Tom".
A kiedy dzieciak p rz y d re p ta ł ku niem u z w y ciąg n ięty m i ufnie rączętam i Tom asz stra c ił o p a n o w a n ie i podniósłszy m alca p rzy tu lił do ciem n ej głow iny tw arz m o k rą od łez.
Tom asz nie był już w olny, A nna w y słu ch ała teg o ze sp o k o jn y m uśm iechem .
Nie! ona n ig d y nie m yślała o w iązaniu T om asza z sobą, a teraz m niej niż k ied y k o lw iek ; by ło je j dobrze, bo p rzecier m iała Tom ka.
„A le czy nie rozum iesz A nno, że nasz sy n m usi mieć n azw isko i to m ożna zaraz p rzep ro w ad zićl" — pow iedział Tom asz p a trz ą c na p o ra ją c e g o się z w ielkim kon iem m alca.
„S taram się o to aby mu m o je n azw isko w y sta rc z y ło !" — w to n ie A n n y b y ła duża doza p ew n o ści siebie i poczucia godności osobistej.
Tak! N azw isko A nny pow inno b y ło w y sta rc z y ć je j s y now i. O taczał je już rozgłos — je j książki n aro b iły w iele h ałasu p o ru sz a ją c p o k ry ty d o tąd m ilczeniem problem : p raw o k o b iety do p o siad an ia dziecka. Była zdolna, k siążk i jej cechow ało in te lig e n tn e i śm iałe p o d ejście do tem atu, fo r
ma bez zarzutu. W ierzy ła w sieb ie — dla syna.
A jednak...
Tom ek m iał sześć lat, k ied y p ew n eg o w ieczoru A nna w róciw szy z re d a k c ji zastała go w ciśn ięteg o w k ą t k a n a p y -z c h a ra k te ry sty c z n y m m arsem na dziecinnym czole i z z a ciśn ięty m i piąstkam i i now ym n iesp o d ziew an ie tw ardym w yrazem oczu.
„M atuś! Bo oni m ów ią, że ja nigdy n ie m iałem ojca, że ty nie masz m ęża i że to je st w styd! I pow iedzieli, że się nie będą ze m ną baw ić".
S erce Anny- zam arło, podeszło do g ard ła i dław iło do u tra ty tchu.
„K to „oni", syneczku?"
„C hłopcy w p ark u . A Jo a s ia k ied y ją o to p y tałem p o w iedziała, że ja n a p ia w d ę nie mam ojca, bo się nazyw am tak ja k ty".
Już nie w róciła rad o sn a beztro sk a do m ieszkania Anny.
T om ek nie chciał w ychodzić na sp acery , nie baw ił się z dziećm i, siedział sm utny i osow iały. A nna zaś rzuciła się gorączkow o do p racy . Pisała nocam i w y p a la ją c niezliczone ilości papierosów , potem przychodziły d łu g ie o k resy apatii i znużenia. Je d y n ą pociechą była dla n ie j m iłość Tomka, now a pow ażna m iłość sześcio letn ieg o m alca. C ały sw ój żal do ludzi, całą sam otność d ziecinnego serd u szk a przeistoczy!
w przy w iązan ie do m atki.
Siedzieli nieraz szarą godziną p rzy tu len i w w ygodnym fotelu i A nna o p o w iad ała synow i o pracy w red ak cji albo /toA-ońcienic nn s t r o n i ł iO -le j
WYSTAWA SZTUKI W M O N A C H IU M
Q n id 4 lipca została otwarła wielka wystawa situk niemieckiej i roku 1941, w domu siluki w Mo nachium
U góry: — „Niewinna Ewda" — ceramika Reinholda Ungera.
W środku: — „Skojarieni" — grupa w br4iie wyko nana p rie i Waltera Zschorscha.
U dołu: — „Kochankowie — ceramika — wykonał Antoni Grauel.
For lihor
Dokończenie ze strony 9-tej.
milczeli bardzo sobie bliscy — tak bardzo ja k chyba żad n a m atk a i żad en sy n na św iecie. Z daw ało się, że chociaż ta k już zostanie. Ale Tom ek poszedł do szkoły. Po kilku m iesiącach w y czy tała A nna z m oc
nych w ypieków syna now e upokorzenie.
To ją o stateczn ie złam ało.
Tomasz dow iedziaw szy się z d zienników o chorobie „znanej lite ra tk i i d zien n ik ark i"
rzucił fabrykę, dom i przy jech ał.
N ajg o rsze w łaściw ie już m inęło, ale o zu
pełnym pow rocie do sił nie było mow y.
Tom ek nie o d stęp o w ał m atki, w jeg o oczach b y ł w y raz d o jrzałej troski. Był ble- dziutki i ja k b y zm ęczony.
Tomasz uczuł spazm z a trzy m u jący od
dech w p iersiach na w idok ich obojga.
A potem n astąp iła ta rozm owa.
„Czy m ożesz zabrać Tomka?... Czy p o trafisz dać m u ty le ciepła i miłości, ile dziecku pow inien dać ojciec i czy... czy tw o ja żona po trafi być m u m atką? W i
dzisz, m yślałam , że m ogę w ięcej... p rzeli
czyłam się z siłam i i ja k cień w lecze się za naszym synem brak ciebie — ojca. To
masz cało w ał je j ręce, było mu nieludzko ciężko i żle.
„A nno! Je ś lib y Tom kow i było źle u mnie, w róci do ciebie ja k o n a s z syn, nasz w obec w szystkich!"
N ajcięższe by ło pożegnanie z Tomkiem.
P rzypadł do A nny z ro zd zierający m pła-
„M atuś! W ięc m nie już n a p r a w d ę nie chcesz?!"
bólu
Rozbite, w y czerp an e serce tak boli! S zar
pie się w n agłych niery tm iczn y ch rzutach.
Czyż od tam teg o m om entu m ożna m ó
wić, że ma się jeszcze serce?
Jeszcze jest ty lk o słońce lecz i ono k ie d y ś zag aśn ie i m iliony gw iazd spopieleją...
Czym że je st w obec tego jed n o —- pełne
*'A'" serce ludzkie?
Dr. med. Leopold
GUTOWSKI Skórne i weneryczne
Wonzowi, Żuławie 35 godz. 3— 6. w Letznicy Trębacka 2. g. 12— 2
R o zw o d o w e s p ra w y
zgodno i niezgodno prowadzi informują ...słonki Obronią Konsystoi Mgr. praw.
Stasia kiewicz
Warszawa. Zioła 32.
Z w ła s z c z a p rz e d u p ra w ia n ie m s p o rtó w i g ie r stopy m u s zą być su che i o d p o r n e ) O s ią g n ie s z to w sposób n ie za w o d n y p rz e z
Vasenol
w c ie ra n ie- p u d r u d o n ó g
S Z T U C Z K A < I S 1 4
kierowniczki obu firm K ellera, Warszawa, ul. Chmielna 13, m. 3, łel. 585-22. Szlucznie ceruje, nicuje, pierze. Reparacje trykołaży. O dśw ieżanie kapeluszy,
ROZMAITOŚCI
Ja k k o lw ie k fran cu sk ie k a rty do g ry są bardzo rozpow szechnione, mało ludzi wie, że ich fig u ry w y o b rażały p oczątkow o oso
bistości zn an e w h istorii. K arty w p ro w a
dzono w e F ran cji w roku 1390 jak o roz
ry w k ę dla n ieu d o ln eg o k ró la K arolac VI.
C ena ich była w ow ych czasach bardzo w ysoka. M oże d latego fig u ry ich w y o b ra żały w y b itn e osobistości w spółczesne. Kró
low a M aria A njou m ałżonka K arola VII b y ła dam ą tref. Damą k aro b y ła A nna Sorel, k o ch an k a tegoż króla. Dama pik p rzed staw iała kobietę, k tó ra d oprow adziła do k o ro n acji K arola VII znaną w historii Jo a n n ę d A rc . K rólem pik był K arol VII.
W aletam i byli O lgier i L ancelot b o h aterzy z czasów K arola W ielkiego, oraz L ahire i H ek to r dow ódcy w ojsk K arola VII.
W szy stk ie te po stacie są nam znane z S zillera Ju n g fra u von O rlean. Tylko as był w y jątk iem . P rzed staw iał on ja k o rzym ska m oneta skarb państw a, p rzed k tó ry m dzięki jego w ysokiem u znaczeniu n aw et k ró le i kró lo w e m uszą chylić czoła.
Pew ien A teń czy k nie chciał w ierzyć, b y m ożna było żyć bez palenia papierosów . Poniew aż sam był nałogow ym palaczem i o baw iał się, że może mu k ied y ś z a b ra k nąć papierosów , nagrom adził sobie dla pew ności 10.000 p u d ełek p ap iero só w po 100 sztuk, a w ięc 1 m ilion. M agazyn ten zo stał o d k ry ty a A teń czy k a aresztow ano.
A by zaoszczędzić p rąd u elek try czn eg o o g ran iczy ł zarząd m iasta M ediolanu do
p ły w p rąd u w godzinach w ieczornych w ty ch dniach, gdy św ieci księżyc. O g ra
niczenie to d o ty czy ośw ietlen ia ulicznego.
I l u s t r o w a n y K u rie r P o ls k i
fo aktualne, bogate w ilustracle czaso
pismo, wyczekiwane co tydzień z n a pięciem przez setki tysięcy czytelników.
Ogłoszenia w I. K. P. tieszg się zatem s k u t e c z n o łc ig .
Dr. med.
NOWAKOWSKI Weneryczne, skórne W a r s z a w a , W s p ó ln a 3 m . 3.
Telefon 11-13, 15-11
Dr. SCHULZ JERZY Kobieta, ikusieria
Chirurgia W a r s z a w a , S k o r u p k i 8 m . 6 lal. 899-63 godz. 3 -t
W okolicy A ebeltoft (Dania) zostało p o w a
lone przez o rk an n ajw ięk sze drzew o w Danii.
Przez trzy dni p raco w ali d rw ale przy jego obróbce. O trzym ali z niego 30 m3 drzew a o p a łow ego.
W C zechosłow acji odkupił p ew ien pom ocnik, h an d lo w y u ży w an y m iech kow alski. Przy roz
b ieran iu go znalazł w nim 3 książeczki oszczęd
nościow e, k tó ry c h sum a w y n o siła 30.000 koron.
Uczciwy zn alazca oddał w szy stk ie książeczki w urzędzie policyjnym .
W n ie k tó ry c h oko licach Indii w bardzo o ry g in aln y sposób ro zstrzy g ają, k tó re z m ałżon
ków rozw iedzionych z o sta je w dom u i z a trz y m uje całe gosp o d arstw o dla siebie, a k tó re ma odejść. M ałżonkow ie z a p a la ją dw ie ró w n ej długości św iece i sta w ia ją je przed sobą. N a stęp n ie czekają, czy ja św ieca p ręd zej zgaśnie.
Ten k tó re g o św ieca dłużej się pali m a p raw o p ozostać w domu, p rz y nim z o staje cala p o siadłość... Chociaż te n dziw ny zw yczaj sto so w a n y je s t już od n iep am iętn y ch czasów , nie zd arzyło się po dziś dzień, żeby obie św iece n a ra z zgasły.
Z oologow ie stw ierdzili niedaw no, że i zw ie
rzęta podobnie ja k i ludzie lubią w ąch ać ten czy in n y zapach. Z am iłow anie zw ierząt do p e w nych zapachów je st n ieraz tak silne, że m oż
na je łatw iej złapać n ęcąc ich ulubionym za
pachem . Np. ro zju szo n e byki m ożna u łag o dzić zapachem piżm a, lw y lubią bardzo zapach law endy. Z apach ty to n iu p o d n ieca w ielb łąd y tak, że m ogą łatw iej znieść tru d y podróży.
Psy p rz e p a d a ją za zapachem anyżku, k o ty lu
bią zapach w alerian y . R ównież i gołębie m oż
na zw abić zapachem anyżku.
In sty n k t uczy zw ierzęta, ja k ie pożyw ienia są dla nich n ajsto so w n iejsze. G dy m a ją go
rączkę, to tra c ą ap ety t, a p iją za to dużo w o d y i k ąp ią się często. G dy k o ty i p sy m ają zab u rzen ia w tra w ie n iu jed zą w ted y traw ę, k tó ra w y w iera u nich d ziałan ie rozw olniające.
Z w ierzęta m ające reu m aty zm w y g rzew ają się c h ę tn ie na słońcu. Z łam ane członki am p u tu ją sobie zw ierzęta przez o d g ry zien ie ich, ran y chłodzą przez lizanie i k ład ze n ie na nich iapy.
Z łodzieje są bodaj najpom ysiow szym i ludź
mi n a św iecie. W Rio de Ja n e iro aresz to w a n y zo stał ja k iś człow iek, k tó ry w chodzi! do s k le pów ju b ile rsk ic h z psem . Za k ażdym razem g dy k lie n t opuszczał sklep, stw ierdzali w łaści
ciele b rak różnych kosztow ności. W reszcie raz p o chw ycono ptaszka. N a ro zp raw ie sądow ej p rzy zn ał on, że kosztow ności k ra d ł w ten sp o sób, że o g ląd ając je s trą c a ł n a jb ard ziej w a r
tościow e na ziem ię, a pies, odpow iednio w y
treso w an y , p o ły k a ł je.
PEDICURE
ANTĘ DUKIĆ
4 F C I V / U V
Lew z dobrym sercem p asłb y się na trawie.
W ielu ludzi to la k ie ro w a n y but, k tó ry we
w nątrz o brzydliw ie śm ierdzi (więc napew no i zasłu g u ją na tak ie śm ierdzące poró w n an ie’.
O ko za oko do ślepoty.
dopro w ad ziło b y cały świat
G dy dla żeb rak a n ie m asz d en ara, daj mu ciepłe i dobre słow o; to także jałm użna. Jeśli go nie przyjm ie, znaczy, że n ie zasłużył i na d enara.
U czciw y nie d a je nikom u „słow a uczciwo
ści"; każde jeg o słow o je s t uczciwe.
N ie bądź cały tym , czym je s te ś z swego zaw odu i z zain tereso w an ia, abyś n ie zabii w sobie człow ieka.
N ie p o k ry w aj niczego listkiem figow ym (bo c a ły św iat w ie, co je s t pod nim).
Kto się um yje, może pow iedzieć, że jest czy sty ; ale nie może pow iedzieć, że nie był brudny.
Kto m yśli, że je s t doskonały, do sk o n ale się myli.
Są ludzie, k tó rz y tra c ą w ięcej sil na pokry
w an ie sw ych niew iadom ości, niż na zdobycie w iadom ości.
Znoś p o k o rn ie g rzech y sw ych ojców , jeśli chcesz, by i tw o je p o k o rn ie znosili synow ie tw oi.
Nic n ie stw arza człow iek ta k nieprzemy*
stanie, ja k sw oich potom ków .
Zycie nie je s t księgą, k tó rą m ożna czytać po raz drugi.
Jeśli ci życie już dłuższy czas leci zbyt p rędko, zatrzy m aj je całkiem na k ilk a dni:
w znieś się nad w spółczesność i sp o jrzy j na sw o je drogi — z w ysokości.
Ś w iat w y g ląd a często ja k dom w ariatów , w k tó ry m k ażd y m yśli, że je s t rozum ny.
Szukaj żony słonecznej — grzać cię będą dw a słońca.
W y b ie ra j żonę w ed łu g sw ego se rc a — i cu- dzego rozum u (jeśli w m iłości stracisz swój).
Ze serbskiego tlomaczyl K'. Podmajerski