Morten Nøjgaard
Przestrzeń w "Upadku" Camusa
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 67/1, 273-282
P a m ię tn ik L ite r a c k i L X V II, 1976, z. 1
MORTEN N 0JG A A R D
PR ZESTR ZEŃ W „U PA D K U ” CAM USA
N a początku tego szkicu zaznaczyłem już, że kateg o rie p rzestrzen n e nie z n a jd u ją w g ram aty czn y ch fo rm ach języka ta k ścisłych odpow ied ników , ja k kateg o rie czasowe. Jed n ak że zasada p o rząd kująca przestrzeń w U padku m a rów nież c h a ra k te r „ m a terialn y ” , albow iem Cam us budo w ał ją w oparciu o dw ie jak n a jb a rd zie j k o n k retn e f i g u r y : l i n i ę p r o s t ą i l i n i ę k r z y w ą .
S tw ierd źm y też od razu, że podobnie ja k czas, ta k i p rze strz e ń dzie li się na kilk a „poziom ów” , k tó ry m w łaściw y jest in n y rodzaj p rze strzenności 1. lokalizacja 1. archipelag grecki 2. Paryż 3. Am sterdam funkcja raj utracony czas sprzed upadku czas w yznania
znaczenie przestrzeń niew inności przestrzeń ucieczki
przestrzeń nieautentyczności
Przestrzeń niewinności
Istn ieje ona w łaściw ie w p rzed ak cji opow iadania. P o jaw ia się jed n a k w dw u jego isto tn y ch m om entach, z k tó ry c h w ynika, że chodzi o m it śródziem nom orski, dobrze zn an y z in n ych u tw orów C am usa, tu ta j zaś sk o n k retyzow an y w e w spom nieniu podróży po arch ipelagu greckim (s. 74— 75) 2. D rug i m om ent u jaw n ia jej znaczenie: to u tra c o n y r a j dzie
[Morten N o j g a a r d — romanista duński, profesor uniw ersytetu w Odense, redaktor naczelny kwartalnika „Orbis Litterarum ”.
Przekład jest fragm entem dotyczącym przestrzeni, w yjętym z rozprawy Temps
et espace dans la Chute de Camus. L ’importance des faits linguistiques comme signaux ph ysiques de la structure littéraire. „Orbis Litterarum ” 26(1971), s. 291—
320.]
1 Camus wyróżnia tu tylko trzy poziomy, ponieważ poziom czasu przyszłego nie posiada swojego odpowiednika przestrzennego.
2 [Cytaty z U padku zostały zaczerpnięte z przekładu J. G u z e ; liczby w na wiasach odsyłają do stron wydania: A. C a m u s , Upadek, Warszawa 1971].
ciństw a: „O słońce, plaże, w y sp y pod pasatam i, o młodości, k tó re j w spom nien ie p rzy p raw ia o rozpacz!” (s. 109— 110) 3.
P rz e strz e ń niew inności je s t jednow ym iarow a: b o h a te r sunie po tafli m orza, nie zan u rzając się w jego głębinach, ani też nie w znosząc się ku górze, porusza się po płaszczyźnie pozbaw ionej p u n k tu w yjścia i dojścia; jest to r u c h w s t a n i e p i e r w o t n y m , k tó ry nie odbyw a się ani po p ro stej, ani po krzy w ej i k tó ry n ie posiada s tr u k tu ry p rzestrzen n ej:
I gdym jechał od jednej w yspy do drugiej naszym małym statkiem , który w lókł się przecież, zdawało mi się wciąż, że w dzień i w nocy skaczę po grze bieniach św ieżych, krótkich fal, w w yścigu pełnym piany i śm iechu (s. 74—75).
J e s t więc rzeczą n a tu ra ln ą , że głów ną cechą tej pozbaw ionej u k ie ru n k o w a n ia p rzestrzen i jest rozpylone i w szechobecne św iatło słońca. Je d y n y elem en t ciągłości — tru d n o tu m ówić o spójności — stanow i tu m orze, z któ rego w y n u rz a ją się pojedyncze w yspy, sym bole chw il szczęśliwości p rzeży tej w ow ym ro zed rgan y m od żaru św iecie 4.
Przestrzeń ucieczki
A kcja sam ego opow iadania ro zg ry w a się w dw u u n iw ersach p rze strzen n y ch , k tó re w p rzeciw ieństw ie do pierw szego są w yraziście u s tru k - tu ro w an e w edług dw óch zasygnalizow anych zasad, prostych, ale sk u tecznych.
Z acznijm y od węzłowego fra g m en tu , k tó ry określa ich s tru k tu rę i znaczenie:
Moi bliźni przestali być szanującym m nie audytorium, do jakiego byłem przyzwyczajony. Pękł krąg, którego byłem ośrodkiem, a oni um ieścili się w jed nym rzędzie, jak w trybunale (s. 59).
Je śli h o len dersk a p rze strz e ń ry su je się jako będące schronieniem koło, to dla P a ry ż a c h a ra k te ry sty c z n a je s t lin ia prosta, k tó ra w iedzie k u w szel k im p ułap ko m i upadkom . C lam ence nie p rzy p ad k iem ta k m ówi o d aw n y m życiu: „B yłem n a szynach, w ięc toczyłem się” (s. 68). Jakoż isto tnie stacza się w przepaść (upadek!). W p ary sk im życiu, nie z atrzy m u jąc się ani nie zbaczając, C lam ence idzie przed siebie, po jed nej „szynie”. U p ły w ający m u czas pozbaw iony je s t trw an ia , ludzkiej treści; zostaje sprow a
3 Jest to ta sama przestrzeń, w której rozgrywa się pierwsza część Obcego. Zob. też Noces i Malentendu.
4 Łatw o zauważyć, jak w innym nieco rejestrze wspom nienia człow ieka dojrza łego nakładają się na św iat m łodzieńczy. W artości jedynie uległy w nich przesta wieniu: zanurzone w morzu obojętności w yspy reprezentują przeżycia intensyw ne wprawdzie, ale bolesne.
P B Z E S T R Z E Î ï W „ U P A D K U ” C A M U S A 275 dzony do p ro stej następczości: „Ż yłem więc z d nia na dzień, nie znając in n ej ciągłości ja k m oje ja — ja — ja ” (s. 39).
Na w szystkich trzech poziom ach p rze strz e n n y ch w oda odgryw a n ie poślednią rolę. W p rze strz e n i ucieczki o brazuje ją Sekw ana, k tó ra jaw i się tu nie jako w ijąca się i p e łn a u ro k u rzeka, lecz jako gw ałtow ny, prący n a w p ro st żywioł, k tó ry grozi w spom nieniem odpychanej przez C lam en- ce’a przeszłości. N ie trz e b a chyba przypom inać, że w szystkie cierpienia ad w o k ata biorą początek z sam obójstw a m łodej dziew czyny, k tó ra r z u ciła się w łaśnie do Sekw any.
Zabaw niejszy może jest fak t, że linia p ro sta w yznacza przebieg n aw et d ro b n y ch in cydentów ulicznych, kied y to C lam ence przepro w adza ślepca po pasach (s. 18) lu b k ied y w d aje się w k łó tn ię z m otocyklistą, k tó ry m im o zielonych św iateł przeszkadza m u ruszyć do p rzod u i ty m sam ym w y w ołuje jego gniew (s. 40).
Lecz najw ażn iejszy jest ru c h d o konujący się w p ł a s z c z y ź n i e p i o n o w e j . N ależy zresztą podkreślić, że w książce obie odm iany p rze strz e n i porządkow ane są przez piony i poziom y. T u ta j zaś chodzi o linię w z n o s z ą c ą s i ę . Je d n y m z głów nych ry sów c h a ra k te ru C lam ence’a je s t jego p asja alpinistyczna: w spinaczka pozw ala m u uciec od ziemi i m roku, aby kontem plow ać ich p rzeciw ieństw a: m orze i św iatło:
N igdzie natom iast nie czułem się lepiej niż na w ystęp ie skalnym , pięćset czy sześćset m etrów nad morzem, widocznym jeszcze i skąpanym w św ietle, zw łaszcza gdy byłem sam, górując nad m row iskiem ludzkim (s. 21 )s.
Oczywiście w szystkie te gorączkow e w ysiłki, dzięki k tó ry m Clam ence p ró b u je w znieść się k u górze, oznaczają zaprzeczenie upadk u: w płasz czyźnie poziom ej u siłu je on om inąć dośw iadczenie autentyczności poprzez ucieczkę przed siebie, w płaszczyźnie pionow ej n ato m ia st czyni to sam o poprzez ucieczkę w górę.
Jego św iat sprzed u p a d k u m ożna przed staw ić za pom ocą n a stę p u jąc e go schem atu (linia p rze ry w a n a oznacza odpow iedniki s tru k tu ra ln e
w treści):
niebo
t
pustka w ew nętrzna pełnia życia (królestwo)
z i e m i a
trybunał > morze — światło
piekło otchłań
Wartości w św iecie ucieczki
J e s t w idoczne, ja k bardzo owa p rze strz e ń je s t nasycona w artościam i: gdziekolw iek się skierow ać, zostaje się osaczonym przez biegunow e p rze ciw ieństw a, bez m ożliwości w yjścia. Nie m ożna tu jeszcze m ówić o p r z e s t r z e n i a b s u r d u , ale je st to obszar niepew ny, gdzie trz e b a znajdo w ać się w ciągłym ru ch u , ab y u n ik n ąć działania złych sił: jest to św iat p re a b su rd a ln y 6.
Sam Cam us nie pozostaw ia w ątpliw ości co do sen su owego ru ch u , kied y każde sw o jem u bohaterow i, „przyzw yczajonem u do szczytów i górnych pok ładów ” (s. 84), rozwodzić się długo n ad jego „upodobaniem do po w ie trz n y c h szczytów ” (s. 94):
W olałem autobus od m etra, otw arty pojazd od taksówki, taras od piwnicy. Byłem am atorem sportowych awionetek, gdzie głow ą dotyka się nieba, na sta tkach zaw sze szukałem oficerskich kajut na pokładzie (s. 20).
W ostatecznym ro zra c h u n k u owo dążenie ku w yżynom służy jako p ro sty sym bol jednego ze sta ły c h dogm atów w czesnego egzystencjalizm u: w alki, jak ą toczy C złow iek-Syzyf, a b y stać się bogiem:
Zatrzym ajm y się na tych szczytach. Rozumie pan teraz, co m iałem na m yśli mówiąc, że m ierzyłem wyżej. M ówiłem w łaśnie o kulm inacyjnych punktach, jedynych, gdzie m ogę żyć. Tak, czułem się dobrze tylko w górnych sytuacjach (s. 20).
To sam o dążenie tłu m aczy szczególne upodobanie C lam ence’a do w ysp, odw iecznych sym boli „ ja ” k ró lu jącego nad zam kniętym i bezpiecznym św iatem : „W ogóle lu b ię w szystkie w yspy. Ł atw iej tam panow ać” (s. 34).
Jed n ak że n a tu ra tego ru c h u je s t d i a l e k t y c z n a : abym sam mógł się w znieść, m uszę pognębić i zepchnąć in n y ch w otchłań. Z n a jd u je m y się bow iem m iędzy wciąż się przem ieszczającym i p rzeciw ieństw am i. Mój w zlot zakłada więc up ad ek innych:
N ie m ogę się bez tego obejść ani odmówić sobie tych chwil, kiedy jeden z nich w ali się na ziemię, w czym pomaga mu również alkohol, i bije się w piersi. W tedy, mój drogi, rosnę, rosnę, oddycham swobodnie, jestem na górze, równina rozciąga się przed m oim i oczami. Jakież upojenie czuć się Bogiem - Ojcem... (s. 108).
N ad w szystkim i n iedobrym i m iejscam i d om inuje cela w ięzienna, p rze strzeń, k tó re j sym boliczny ład u n e k fascynow ał C am usa ju ż w O bcym . N asz „człow iek szczytów ” nie znosi oczywiście nisko położonych m iejsc: „ S u tery n a, dół o k rętu , podziem ia, g ro ty, przepaści n ap a w a ły m nie p rze raż e n ie m ” (s. 20). W yjaśnia to chorobliw ą ciekawość, jak ą Clam ence obdarza w szelkie m iejsca to rtu r (por. np. s. 84), a także jego n ie p rz e p a rty
5 Np.: „O każdej godzinie dnia, sam ze sobą i wśród innych, w spinałem się na w ysokości, zapalałem widoczne ognie i radosne pozdrowienie wznosiło się ku m nie” (s. 21).
P R Z E S T R Z E Ń W „ U P A D K U ” C A M U S A 277 lęk p rzed w stąp ieniem do podziem nej działalności R ésistance itd . (s. 93). N a podobnej zasadzie C am us w arto ściu je płaszczyzny poziome. W szyst ko, co się wiąże z ziem ią, stano w i d la C lam ence’a konieczne w yrzeczenia. „Spać n a ziem i” (dla tow arzysza w w ięzieniu, por. s. 110) b yłoby dla niego najw iększym w y o b rażaln ym pośw ięceniem . Ziem ia jest oczywiście m iejscem u p ad k u w sensie fizycznym : czasem, o w stydzie, w yciąga się tu człow iek ja k długi:.
W tym okresie zdawało mi się naw et, że podstawiają mi nogę. K ilka razy rzeczywiście potknąłem się bez powodu wchodząc do m iejsc publicznych. P ew nego razu upadłem nawet (s. 60) 7
N atom iast m orze je s t w arto ścią dodatnią, bezpośrednio przyniesioną ze św iata niew inności. J e s t p rz y ty m ciekaw e, że posiada ją w yłącznie w ted y, gdy jest rozśw ietlone, tzn. gdy jaw i się jako czysta pow ierzchnia (por. cytow ane s. 74— 75). W te n sposób pow iązane zo stają dw a bieguny pozytyw ne, poniew aż człow iek szczytów czuł się szczęśliw y tylk o w ów czas, gdy mógł p atrzeć n a skąp an e w św ietle m erze (por. cytow aną s. 20). N ieośw ietlone, m orze zm ienia się w żywioł m roczny i groźny: odzys k u je w ów czas sw oją głębię i s ta je się jed n y m z m ożliw ych m iejsc upadku. Oto dlaczego „czarny p u n k t n a oceanie koloru żelaza” (s. 82) p rzeraża C lam ence’a (czy to topielec?), k tó ry nig dy nie może zapom nieć skoku m łodej dziew czyny w ciem ną od nocy S ekw anę (s. 53).
Przestrzeń nieautentyczności
Otóż ta k a w łaśnie ciem na w oda otacza „zak tualizo w aną” w książce p rzestrzeń, a m ianow icie A m sterd am , w k tó ry m C lam ence szuka schro nienia. J e s t n a tu ra ln e , że ta w łaśnie p rze strz e ń ry su je się n ajp ełn iej, stanow i bow iem p rze strz e n n y w y raz sy tu a c ji życiow ej b o h atera, sy tu acji o k tó re j m ów i cały t e k s t 8.
Z am iast oceanu czy arch ip elag u pojaw ia się Z uydersee, „m orze w e w n ę trz n e ” (s. 14) bez fal, bez św iatła i bez życia, m orze zlew ające się z niebem i ziem ią, n a d k tó ry m nie da się panow ać i k tó re nie może się stać źródłem ek staty czn y ch uniesień młodości. W g ru n cie rzeczy je s t to anty-m o rze, podobnie ja k ak tu a ln ie otaczająca n a rra to ra p rze strz e ń po siada sens anty -p rzestrzen i.
7 Jeśli trybunał w ydaje się Clam ence’owi tak odrażający, to dlatego, że jest umieszczony na ziem i w edług reguły linii prostej (rząd), gdy tym czasem prawdziwa spraw iedliwość — spraw iedliw ość w iary — zasiada na strychach lub w piwnicach (zob. s. 87).
8 Jest logiczne, że opis Amsterdamu, stanowiącego ramę sytuacyjną całego opo wiadania (ponieważ należy do poziomu w yznania, poziomu teraźniejszości) znajduje się — po w stępnym żarysie na s. 13—14 — w drugiej połowie książki, począwszy od części czwartej. Trzy pierwsze m alują życie paryskie, usytuow ane na innym po ziomie przestrzennym.
J e j płynność jest ty lko jed n y m z przejaw ów zasady porząd ku jącej linii k rzy w ej. P rz estrz e ń ta nie zna w y ra ź n y ch g ran ic ani sta ły c h przejść z jednego środow iska w d rugie; słow a są zaw ieszone w św iecie m gły i snu, k tó ry zaciera rzeczyw iste k o n tu ry rzeczy i problem ów życia 9. W tak iej p rze strz e n i niem ożliw e sta je się odróżnienie m orza od ziemi:
woda płaska, monotonna, bez końca, której granice mieszają się z granicami ziem i (s. 83).
Mimo sw ej płynności p rze strz e ń ta je s t rów nież uporządkow ana w d w u p lan ach (zob. w yżej), ty le że linie są tu ta j zakrzyw ione, a obie płaszczyzny p rzy b liżają się do siebie. W poziomie k a n a ły A m sterd am u u k ła d a ją się w serię k o n cen try czn y ch kręg ów otaczających p o rt, w k tó rego c e n tru m z n a jd u je się b a r M exico-City, ośrodek całego utw oru. A m sterd am z kolei jest otoczony k o n ty n en te m i oceanem (s. 13— 14). A ni k o n ty n e n t, ja k P a ry ż, an i w yspa, ja k ukochane m iejsca m łodości (Sy cylia, Jaw a, por. s. 34). A m sterd am stanow i dziw ny i n ie re a ln y kom pro m is m iędzy ty m i dw om a s k ra jn y m i p u n k tam i św iata U padku („H olandia jest snem , proszę p an a s. 74).
Takie sam o zbliżenie m ożna dostrzec w płaszczyźnie pionow ej: niebo i ziem ia (lub morze) zlew ają się. R uch dokonuje się tu zawsze po linii krzy w ej, g d y niebo pochyla się ponad m orzem i zdaje się do niego zbliżać 10. Przem ieszanie p rzestrzen i n ajle p ie j w y raża m gła w stająca z m orza. Już n a s. 12 pow ieściopisarz ta k o k reśla p rze strz e ń nieautentyczności:
m ała przestrzeń domów, otoczona mgłami, zimną ziem ią i morzem dymiącym jak woda do prania.
G dyby chcieć oddać owo przem ieszanie od stro n y p rzeciw nej, m ieli by śm y ru c h dokładnie sy m etryczn y : zalew ający ziem ię deszcz łączy niebo z ziem ią w ty m sam y m w ilg o tn y m żywiole. W A m sterd am ie U padku deszcz p ada bez p rzerw y , „nie u sta je od w ielu d n i” (s. 12, zob. s. 14). W czasie sp aceru z trzeciej części p ada bez p rzerw y (por. s. 42— 43) u . Ten d w u k ieru n k o w y ru c h m oże się zresztą ciekaw ie m aterializow ać w lo cie gołębi, k tó re w znoszą się z ziem i k u niebu, i w p ad ający m z nieba śniegu (s. 56) 12. Gołębie są „szaraw e” i szarość d om inuje w św iecie ho len
9 Już na s. 14 C lam ence stwierdza, że dzięki kręgom kanałów „zbrodnie stają się gęstsze, bardziej ciem ne”, a w ięc łatw iejsze do zniesienia.
10 Ten obraz przestrzeni, określony linią krzywą, w ydaje się sprzeczny z d efi nicją Clam ence’a, utrzymującego, że na przestrzeń holenderską składają się „same lin ie poziom e” (s. 55). Jednakże jego rozmówca w nosi natychm iast istotną poprawkę: m ówiąc, że „niebo żyje” (s. 56), tzn. zakrzyw ia się ruchem w stępującym — zstępu jącym , sym bolizow anym tu przez lot gołębi.
11 N ie jest obojętne, że w w ęzłow ym m om encie upadku siąpi deszcz w nocnym Paryżu.
12 Oba te obrazy pojaw iają się w doniosłej scenie końcowej. Zauważcie, że śnieg pada również podczas pogrzebu w spółpracow nika Clam ence’a z Rady A dw o kackiej. W tym ostatnim przykładzie można wątpić o strukturalnym walorze zja
P R Z E S T R Z E Ń W ,,U P A D K U ” C A M U S A 279 derskim , całym n am o k n ięty m od m gieł, oparów , m żaw ek i deszczu. N a tom iast w P a ry ż u niebo było „suche i szeleszczące” z „dacham i niebieskim i od d y m u ” . A m sterdam , „ p u sty n ia z kam ieni, m g ły i zgniłych w ód” (s. 89), k o n tra s tu je z P a ry że m „w spaniałej d e k o ra c ji” (s. 7).
Mgła, k tó ra pojaw ia się n a s. 10, streszcza, by się ta k w yrazić, cały bezk ształtn y św iat A m sterd am u, „stolicy w ód i m gieł, pociętej k a n a ła m i” (s. 105). M aterializuje ona przem ieszanie d w u płaszczyzn, albow iem za jej pośrednictw em m ieszkańcy m iasta m ogą iść z głow am i u k ry ty m i w niebie (płaszczyzna pionowa), a stopam i w ro śn ięty m i w ziem ię (płasz czyzna poziom a; por. s. 12— 13).
P odsum ow ując, p rze strz e ń nieauten ty czno ści m ożna ukazać za pom ocą w yk resu.
Wartości przestrzeni nieautentyczności
Ś w iat nieau ten tyczn ości jest nasycony w artościam i w stop n iu nie m niejszy m niż św iat upadku. Tyle, że będąc ze sw ej isto ty p ły n n y i nie jasny, nie b u d u je się w oparciu o biegunow e p rzeciw ieństw a, lecz w o p a r ciu o jed n ą zasadę obow iązującą w obu płaszczyznach. To w łaśnie jego n i j а к o ś ć przyciąga C lam ence’a: „n ajp ięk n iejszy z n eg a ty w n y ch p ejza ży ” (s. 55), czy raczej jego nierealność: ta p rze strz e ń zam yka nas w k ręg u snu: „Czyż nie je st to p rzek reślen ie w szystkiego, n ie b y t w idoczny dla oka” (s. 55).
C am us zabiega o to, b y rozproszyć w szelką w ątpliw ość co do ścisłego zw iązku m iędzy ty m an ty p ejzażem i ce n traln y m m otyw em utw oru. W idzieliśm y, że w p rzestrzen i p ary sk iej najw yższe m iejsce na sk ali w a r tości zajm ow ał ru c h w górę. W łaśnie znajdow aliśm y się w św iecie fałszy w ej niew innoci, gdzie człow iek m ógł jeszcze liczyć n a ocalenie (od u p a d ku). Od te j chw ili n atom iast, w św iecie holenderskim , m iejsce to zajm u je — co zresztą n o rm a ln e — ru c h o zw rocie przeciw nym : to rodzaj
wiska, które ma raczej podkreślić groteskow y charakter sceny. Jego funkcja jest w ięc całkow icie zbieżna z użyciem parentetycznych passé simple [analizowanym w pierwszej, nie przytoczonej tu, części szkicu].
nagłej in tu icji su g eru jącej w staw ien n ictw o nieba, zstępującego z g ó r y . M yślę, że ta k m ożna w y jaśn iać niespodziew any i dziw ny liry zm opisu gołębi:
Czy zauw ażył pan, że niebo Holandii zapełniają m iliony gołębi, niew idocz nych, tak są wysoko; biją skrzydłami, wznoszą się do góry i opadają na dół tym sam ym ruchem, napełniając przestrzeń niebieską gęstym i falam i szarych piór, które wiatr unosi lub przyw iew a z powrotem. Gołębie czekają w górze, czekają przez cały rok. Krążą nad ziemią, patrzą, chciałyby zejść. A le jest tylko morze i kanały, dachy pokryte szyldam i i ani jednej głowy, gdzie można by spocząć (s. 56).
Czyż m ożna odrzucić relig ijn e im p lik acje tego przeczuw anego zstąpie n ia z n ieb a? W idziałbym tu p rag n ien ie w staw ien n ictw a, ru c h zdążający do tak ie j sy n tezy p rzestrzen n y ch żywiołów, k tó ra m ogłaby przyw rócić ową jednow ym iarow ą i nie u k ieru n k o w a n ą p rze strz e ń św iata m łodzień czego, w sw ej niew inności nie znającego ani w ątp ien ia, ani p rag n ien ia nieśm iertelności. P odobna in te rp re ta c ja z n a jd u je potw ierdzenie w po no w ny m p o jaw ieniu się ru c h u w końcow ej scenie książki, gdzie m ow a w łaśnie o uw oln ieniu (w płaszczyźnie relig ijn ej: zbaw ieniu) C lam ence’a. J e śli gołębie nie są ju ż „szare” (s. 56), lecz białe, to dlatego, że utożsam iły się z p łatk a m i śniegu o padającym i n a m izerne dom ostw o C lam ence’a:
N iech pan popatrzy na ogromne płatki, które ocierają się o szyby. To na p ew no gołębie. Wreszcie postanaw iają zejść, kochane <...) M iejmy nadzieję, że przynoszą dobrą nowinę. W szyscy będą zbawieni, nie tylko w ybrani £...) Cała lira, proszę! Ech, niech pan przyzna, że zdębiałby pan, gdyby z nieba zszedł wóz, żeby m nie zabrać, albo gdyby śnieg nagle zapłonął (s. 110—111).
W szelkie w ątpliw ości dotyczące re lig ijn y c h kon otacji p rze strz e n i w y znania rozprasza sam Clam ence, k tó ry stw ierdza, że obaj rozm ów cy z n a jd u ją się w P rz ed p ie k lu (s. 64), a więc m iejscu pośrednim m iędzy niebem i ziem ią, nieokreślonym i tym czasow ym , ale bezpiecznym :
Praw da oślepia jak światło. Kłam stwo, przeciwnie, jest pięknym zmierzchem, który przydaje w artości w szystkim przedmiotom (s. 9 2 )13.
Zw iązki m iędzy p rzestrzen ią i czasem
W przytoczonych w yżej frag m en tach zaznaczają się w yraźn ie związki p rze strz e n i i czasu, u jaw n ion e zresztą w ielo k ro tn ie w tra k c ie m ojej analizy.
S tw ierd ziliśm y , że w płaszczyźnie n a rra c ji specjalnie uprzy w ilejow aną po rą b ył zm ierzch, w edle p recyzyjnego o kreślenia C lam ence’a „ta nieco złow roga p o ra ” (s. 73), ta k jak fa ta ln e b y ły zd arzenia płaszczyzny u padku w p rzedstaw io n y m św iecie upadku. T ak w ięc śm iech rozlega się w „piękny
13 Por. też usiłow ania Clam ence’a, aby zatrzeć wspom nienie o upadku poprzez zabawę: „Żyłem w jakiejś mgle, gdzie śm iech przygłuchł tak bardzo, że go już nie słyszałem ” (s. 81).
P R Z E S T R Z E Ń W „ U P A D K U ” C A M U S A 281 wieczór jesien n y ” (s. 30), a u padek w y darza się o „pierw szej po północy” (s. 53).
W gruncie rzeczy dw ie fo rm y n astę p stw a w y stęp u jące w powieści, n astęp stw o „szyn” i n astęp stw o w spom nień, m ożna b y z pow odzeniem w pisać w dw ie fig u ry k sz ta łtu jąc e p rzestrzeń: linię p ro stą — utożsam ie nie, oraz linię krzyw ą. Ta ostatn ia b y łab y odpow iednikiem procesu od k ry w a n ia przez C lam ence’a n ajgłębszej p ra w d y o sam ym sobie: stłum ione w spom nienia, jak kręg i biegnące po wodzie, w y d oby w ają się na po w ierzchnię sum ienia poruszonego „rzuconym kam ien iem ”, k tó ry m jest ciało utopionej dziew czyny, um ieszczone w sam ym c e n tru m opow iadania („to w ydarzenie, k tó re odnalazłem w c e n tru m m ojej pam ięci”) u .
Pow iedzieć m ożna, że w pew n y m sensie całe życie C lam ence’a po zostaje pod znakiem koła: b o h a te r u siłu je obejść przeszkody, lecz p rze szłość nieubłag an ie dościga uciek in iera. Obecność koła w idoczna jest ró w nież w płaszczyźnie sty listy cznej u t w o r u 15. Isto tn ie fig u rą dom inującą u tw o ru je s t p o w t ó r z e n i e 16, k tó re często p rzy b iera fo rm ę krańcow o reto ry czn ą, grym aśną, k tó re j ironiczna subtelność nie pow inna ujść u w a dze czyteln ika (zob. np. s. 39, 57, 82— 83 itd.).
N ależy rów nież podkreślić, że isto tn a nowość techniczna, jak ą było w prow adzenie osobnego poziom u czasowego dla poziom u n a rra c ji, została w zm ocniona zastosow aniem f i l m o w e g o sposobu p rzed staw ian ia p rze strz e n i w yznania. W istocie bow iem znaczna część rozm ow y odbyw a się w m a r s z u ; w m iarę jak C lam ence obnaża sw oją duszę, zm ienia się otoczenie p rzestrzen n e na zasadzie film ow ego tra v e llin g u 17. R uch p rze strz e n i przyczynia się w ten sposób do unaocznienia czasowego zagęszcze n ia różny ch m om entów n a rra c ji, dzięki n iem u sta je się ono praw ie do ty k aln e 18.
11 W przekładzie J. G u z e: „zdarzenie, które odnalazłem dobrze utwierdzone w pam ięci” (s. 53).
15 Por. charakterystyczne zdanie: „Powiedzm y tylko, że krąg się zam knął owego dnia, kiedy w ypiłem w odę um ierającego towarzysza” (s. 97).
16 Hównież w tej płaszczyźnie U padek przeciwstaw ia się Obcemu, którego styl dąży do prostej rejestracji wrażeń, bez ozdobników ani powtórzeń. Na tem at po równania stylow ego bogactwa Upadku i litot Obcego zob. R. Q u i 11 i o t, Albert
Camus ou les difficultés du langage. W: A lb e rt Camus 2. „Revue des lettres m o
dernes” 1969, nr 212—216, s. 77— 102.
17 Zalążki tej techniki można odnaleźć w pierwszych rozdziałach Obcego, ale jest ona tam stosowana z wahaniem i jakby nieświadom ie.
18 B. T. F i t c h: Une voix qui se parle, qui nous parle, que nous parlons, ou
l’espace théâtr al de la Chute [Gios m ów iący do siebie, m ó w ią cy do nas, który m sami m ó w im y , albo o przestrzeni teatraln ej Upadku], W: A lbert Camus 3. [„Revue
des lettres m odernes”] 1970, s. 59—79. Szkic ten jest tem atycznie zbieżny z naszym studium, ale Fitch próbuje raczej opisać teatralną s y t u a c j ę monologu Cla m ence’a, niż zanalizować s t r u k t u r a l n ą p r z e s t r z e ń opowiadania [...] W in nym szkicu (Clamence en chute libre. W: Camus 1970, Colloque organisé sous les
auspices du D épartem ent des langues e t littérature s de Floride (Gainesville) les 29 et 30 janvie r 1970. Sherbrooke, Quebec 1970, s. 49—68), B. T. Fitch poświęca
O d n o tu jm y w reszcie w spółzależność s tr u k tu ry p rzestrzen n ej i tem a ty cznej. E w olucja psychiczna b o h a te ra odbyw a się w trz e ch fazach: w znoszenia się (k ariera, w ia ra w sw oje siły itd.), u p ad k u (rozpad osobo wości) i p okuty. Otóż fazom ty m ściśle odpow iadają istotn e przem ieszcze n ia p rzestrzen n e i w te j sy tu a c ji je s t chyba zrozum iałe, że o sw oim osta tecznym zbaw ieniu C lam ence m ów i w term in a c h p rzestrzenn ych , k tó ry c h sens s ta je się te ra z jasny :
Siedzę na tronie pomiędzy m oimi ohydnymi aniołam i (klien tam i m ecenasa C lam ence’a), na szczycie holenderskiego nieba, i patrzę, jak idzie ku mnie, z m gieł i wody, tłum sądu ostatecznego (s. 109).
Przełożył A leksan der Wit Labuda
w ięcej uw agi przestrzeni strukturalnej. Jednakże skupia się zanadto na pojedyn czych obrazach przestrzennych, którym zbyt pośpiesznie przypisuje ew entualne znaczenia psychologiczne (np. bezpodstaw ne przypuszczenia na tem at pionowego ześlizgu, s. 53—54, czy stw ierdzenie, że w przestrzeni holenderskiej można odnaleźć obraz sobowtóra, istotny dla psychologii i perspektyw y narracyjnej, s. 65—67), w skutek czego zacierają się głów ne czynniki organizujące przestrzeń przedstawioną. Fitch przeprowadza również zaskakujące rozróżnienie m iędzy obrazami związanym i z w ew nętrznym życiem bohatera, które nie m ają charakteru przestrzennego (chodzi o w spom nienia z życia C lam ence’a przed upadkiem) i zew nętrznym i obrazami upadku (por. szczególnie s. 54—55). Z finezją analizuje on św iat holenderski, lecz trudno byłoby się z nim zgodzić, kiedy odnajduje w nim ruch upadku (por. np. jego uw agi na tem at gołębi, s. 59—60): w ydaje się, że nie dostrzega on poczucia bezpieczeństwa, jakie daje linia krzywa. D oskonale natom iast zauważa obecność sw ego rodzaju upadku w ew nętrznego w tym płynnym św iecie, spowodowanego pełnym i niejasności w yznaniam i narratora. Lecz tego rodzaju rozważania prowadzą w stronę psychologii.