Rok i. K atow ice, Niedziela, 16-go Listopada 1902 r. Nr. 25.
Rodzina
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
»Rod
Wychodzi raz na tydzień w Jfiedzielę.
z <na chrześciańska* kosztuje razem z »Górnoślązakiem* kwartalnie 1 m a r k ę 60 fe n . Kto chce samą »Rodzinę chrześciańską*
abonować, może ją sobie zapisać za 50f. na poczcie, u pp. agentów i wprost w Administr. »Gómoślązaka« w Katowicach, ul. Młyńska 12
Na Niedzielę 26 po Świątkach
Ewangelia u Mateusza świętego
w Rozdziale XIII.
O nego czasu mówił Jezus rzeszom tę p o w ie ść : Podobne je st K rólestw o niebieskie ziarnu g ó r
z y c y , które w ziąw szy człowiek, wsiał na roli swojej; które najmniejsze jest ze w szystkiego nasienia; ale kiedy urośnie, większe jest ze Wszystkich ziół o grod ow ych ; i stawa się drze
wem, tak, iż przychodzą p tacy niebiescy i mie
w a j ą na gałąskach je g o . Inną pow ieść po
d d z i a ł im: Podobne jest królestwo niebieskie
^Wąsowi, który w ziąw szy niewiasta, zakryła We trzy miary mąki, aż w szystka zakwaśniała.
w szystko mówił Jezus w pow ieściach do rzeszy, a bez powieści nie mówił im, aby się Wypełniło to, co jest rzeczone przez Proroka, M ówiącego: »otworzę usta moje w pow ieściach;
°powiem skryte rzeczy od założenia św iata«.
N au ka z tej E w angelii.
W yszedłszy Pan Jezus razu pewnego z domu
^ Kafernaum, siedział nad morzem Genezaret. I ze- br% się do Niego wielkie rzesze, tak, iż wstąpiwszy
^ łódź, siedział, a wszystka rzesza na brzegu stała.
^ nauczał je w podobieństwach, a między innymi Powiedział i to, cośmy w dzisiejszej Ewangelii św.
Czytali: »Podobne jest Królestwo niebieskie ziarnu gorczycy, które wziąwszy człowiek, wsiał na roli swojej; które najmniejsze jest ze w szystkiego nasie- n ia; ale kiedy urośnie, większe jest ze wszystkich 2*ół ogrodowych, i stawa się drzewem, tak, iż przy
chodzą ptacy niebiescy i mieszkają na gałęziach
■>ego«. ,
W tem podobieństwie kochani Bracia, przepo
wiada Zbawiciel rzeszy, między którą było wielu, co 'Veń nie wierzyło i co czychało na Jego życie, przy
szłość Królestwa swego na tej ziemi, to jest: ko
ścioła; i to w tym celu, aby otworzył nieprzyjacio
łom oczy, iżby zaniechali swoich zamiarów, a wzięli się do B oga ku zbawieniu dusz swoich, gdyż wszel
kie ich zabiegi staną się nadaremne. K ościół mimo ich złości wzrastać będzie w krótkim czasie, i w krót
kim czasie stanie się jakby rozłożystem drzewem, pod którego, cieniem wszystkie ludy spoczywać będą w pokoju. T o przepowiedzenie sprawdzało się i sprawdza po dziś dzień, bo słowa Zbawiciela nieo
mylne.
Początkowo dwunastu tylko galilejskich pro
staczków przyłączyło się do Jezusa i ci składali pierwiastkowy Kościół. Coraz dalej, więcej prawda przybywało wiernych, ale ich liczba zawsze małą była, bo przy wniebowstąpieniu Pańskim ledwie piećset dusz wynosiła, a między tymi nie mało znaj
dowało się takich, co jeszcze byli słabi w W ierze świętej, bo właśnie przy owem rozstaniu się wyma
wiał im Zbaw iciel niedowiarstwo ich i zatwardzenie serca, iż tym, którzy G o widzieli zmartwychwstałego, nie wierzyli: »Podobne jest Królestwo niebieskie ziarnu gorczycy, które wziąwszy człowiek, wsiał na roli swojej, które najmniejsze jest ze wszystkiego na
sienia; ale kiedy urośnie, większe jest ze wszystkich ziół ogrodowych i stawa się drzewem*.*) T ak się działo i dzieje z Kościołem Chrystusa. Po zstąpie
niu Ducha Przenajświętszego na Apostołów w dzień świąteczny, zaczął coraz bardziej wzrastać: bo oto na pierwsze kazanie świętego Piotra, trzy tysiące dusz do niego przybyło. W innym dniu do pięciu tysięcy mężów nawróciło się, a może i parę tysięcy niewiast i dzieci. Niedługo potem cała Samarya przyjęła słowo Boże. Później w stołecznem mieście Syryi, w Antyochii, tak się liczba wiernych po
większyła, iż ich tam poraź pierwszy zaczęto nazy
wać Chrześcianami.
Z A zyi przeszła nauka Jezusa Chrystusa do Europy i Afryki, krajów ucywilizowanych, i to jeszcze za życia Apostołów, a chociaż prze^1 trzy wieki, naj
*) Roślina go rczycy w wschodnich, cieplycl\ krajach w yrasta do sześciu stóp w ysokości, staje się drzewem i do
piero po kilku latach siemię wydaje.
pierw żydzi, a potem poganie mordowali Chrześcian mieczem i ogniem, przecież ta krew, ja k się wyraził stary Tertulian, stawała się nasieniem Chrześcian.
Poszli w rozsypkę żydzi, minęło pogaństwo, a krzyż Zbawiciela zajaśniał na świątyniach wiernych i bra
mach miast i szczytach pałaców cesarzów i królów, co przed nim zgięli kolana.
O ! co za szybki w zro st! jak że w krótkim cza
sie to maleńkie ziarnko nauki Jezusa wyrosło w wielkie, wspaniałe i rozłożyste drzewo, pod któ
rego cienie ludzie wszelkich stanów i krajów udają się, aby tam znaleźli pokój i bezpieczeństwo w w szel
kich przjfgodach, w życiu i śmierci. Potem przy
równał Pan Jezus naukę Kościoła swego do kwasu:
»Podobne jest Królestwo niebieskie kwasowi, który wziąwszy niewiasta, zakryła we trzy miary mąki, aż wszystka zakwaśniała <'. Znacie, Bracia najmilsi, kwas, i je g o własności. Odrobinka onego przejmuje nieznacznie wielką ilość mąki, i sprawia, że chleb z niej jest smaczniejszy i zdrowszy. To samo się dzieje i z nauką Zbawiciela. G dy On przyszedł na ten świat, po wszystkich ziemiach grube panowało pogaństwo, ciemnota zabobonu tłumiła wszelkie światełko rozum u; a lubo tu i owdzie uznano głup
stwo, to na je g o miejscu nie umiano czegoś lepszego postawić, i namiętności kierowały życiem. Jeden tylko naród żydowski brzydził się pogaństwem i w y
znawał prawdziwego Boga. Cóż po tem, kiedy w postępkach swoich O nego się zapierał, kiedy żył ja k poganie!
W szystko więc było surowe, niemal zwierzęce.
A jakąż zmianę ta obrobina niepojętej mądrości Boga, ta nauka Jezusa Chrystusa w ludziach zdzia
łała! Poganie, co wszelkim występkom stawiali ołtarze, co na ubłaganie niemych bożków swoich, ludzi nawet zabijali na ofiarę, i rozpuszczali się na wszelkie bezwstydy w czasie swoich uroczystości;
poganie mówię, co nie znali żadnego hamulca na na
miętności ludzkie; dostawszy się pod ono drzewo, do kościoła Jezusowego, skosztowawszy Jego nauki, w duchu i prawdzie, zaczęli oddawać cześć Najwyż
szemu, zaparli się samych siebie, wzięli swój krzyż, i naśladowali Chrystusa. Rozpatrzcie się Bracia, w życiu pierwiastkowych Chrześcian, a przekonacie się o prawdzie tego wszystkiego. I czemuż to ma
cie się rozpatrywać w życiu pierwszych Chrześcian, a nie teraźniejszych?... Bo u nich większy dowód.
Pierwsi Chrześcianie z żydów i pogan powstali. Byli więc wychowani wśród zabobonów, ciemnoty, złego, rozwiozłego życia i w to wnarowieni. A przecie, przyjąw szy naukę Jezusa Chrystusa, nic z dawnego życia nie zatrzymali, zupełnie w nowych odrodzili się ludzi. Otóż, jaka moc tej świętej W iary n a szej!
Nam zaś, już z chrześciańskich zrodzonych ro
dziców, ju ż od kolebki w nauce Chrystusa wycho
wanym, z daleko większą łatwością powinno przy
chodzić to życie chrześciańskie! i przychodzi też w isto cie!- A czemuż przecie tak go mało między nami? Czyli ta nauka Zbaw icielowa utraciła na
swojej m ocj'? — A ch nie! Jak w yszła z ust samego Boga, taką pozostała do dziś dzień; ludzie, ludzie tylko opuścili ręce i poprzestali na samem imieniu;
a imię nie zastąpi uczynku. Imię jest tylko suknią, a suknia nie zakryje złego życia. Prawda, żeć jest przysłowie: ja k cię widzą, tak cię piszą; ale to przy
słowie jest tylko na ziemi, nie w n ieb ie; u ludzi, nie zaś u Boga. Lepiej na to pamiętali pierwsi Chrze
ścianie, co powiedział Pan Jezus: »nie ten wnijdzie do Królestwa niebieskiego, który woła : P a n ie ! P a n ie ! ale ten, co czyni wolę O jca mego, który jest w nie- biesiech*. Dla tego nie przestawali na imieniu sa
mem, lecz z całą gorliwością doskonalili się; bo to jest wolą O jca niebieskiego.
Zbawiciel w yrzekł: bądźcie doskonałymi, jak O jciec niebieski doskonały jest. Sama doskonałość nie przyjdzie, tak, jak sam kwas nie w łoży się w mąkę. Trzeba go włożyć, a skoro się włoży, nie w yrzucać go ztamtąd; bo inaczej nie przejmie mąki.
Żebyśm y przyszli do tej doskonałości, potrzebnej do nieba, nie zaś, nie kiedyś, ale teraz, ale zaraz, oto z samego początku brać się do pracy trzeba. Z a cząć od małego, ju ż w małem być wiernym, a przyj
dzie się daleko. Bo z m ałego ziarnka nie będzie wielkiego drzewa.
A więc Bracia! weźmy się szczerze do roboty, a łaska B oga dobrotliwego wspom agać nas będzie.
Dusza w czyścił.
— —
Są wierni, których dusze po rozstaniu się z światem wprost i natychmiast *dą do nieba, i oglą
dają światłość twarzy B o sk iej: to są Święci. Są inni, którzy zaraz po śmierci zstępują do piekła, i na wieki odrzuceni cierpią: to są potępieni. W reszcie są tacy, którzy po śmierci nie idą na potępienie, ale też dla pewnych przeszkód nie idą do nieba, ci idą do czyśca.
W ięc czyściec jest to miejsce, w którem dusze sprawiedliwe, zostające w łasce Boskiej, ale obłożone jeszcze niejakiemi zmazami, albo które tu za życia nie zdołały się za swoje przewinienia dostatecznie wypłacić, czyszczą się tak długo, aż wszystek dług zostanie spłacony, aż się z wszelkich zmaz oczyszczą i uznane będą godnem i oglądania Boga.
Jest to wyraźny artykuł wiary katolickiej, że między niebem a piekłem istnieje rzeczywiście miejsce pośrednie, miejsce, które my w naszym języku zowiemy czyścem.
Już prosty rozum powiada, że musi być prze
cie różnica między tymi, którzy ani najmniejszej nie mają winy, a tymi, którzy do mniejszych poczuwają się uchybień, i wreszcie tymi, którzy ciężką obłożeni są nieprawością. Sprawiedliwość ludzka bardzo do
195
brze rozróżnia między dłużnikami; jedni tyle narobią długów, że ich żadną miarą spłacić nie potrafią;
drudzy mają długi mniejsze i mogą je spłacić; inni wreszcie żadnych nie mają. Jeżeli to czynią ludzie, jak Boska sprawiedliwość nie ma robić różnicy mię
dzy dłużnikami? B ó g duszy niewinnej nie może wtrącać do wiekuistego więzienia; nie może przyjąć do nieba duszy obciążonej długiem, który się spłacić nie da; więc też nie może się z duszą, która ma dług, ale nie zbyt wielki, obejść tak jak z duszą nie
winną lub duszą zbrodniarza. A więc musimy przy
jąć, że jest między niebem a piekłem miejsce po
średnie, czyli czyściec dla dusz niezupełnie czystych.
Nieraz można słyszeć z ust jednego lub dru- Slego katolika takie niemądre słowo: »Byle się do
stać do czyśca, to i tak dobrze«.
Owóż na fundamencie naulci Ojców św. i nauki Kościoła stąpimy dziś w duchu do czyśca, aby po
znać, że to wcale nie błaha rzecz dostać się na ono miejsce. Nie sądźcie, że męki czyścowe będę wam opisywał w sraszliwych obrazach, — nie, powtórzę P° prostu tylko to, co nauczają doktorowie Kościoła.
* *
*
Co się dzieje z duszą w czyścu?
Odpowiadam: Cierpi męki w ogniu, który spra
wiedliwość Boska roznieciła.
K ocha Boga, a B óg ją karze. Pragnie oglądać Soga, a nie dano oglądać. W yczekuje wnijścia do raju każdego momentu, a ten moment nie nadchodzi.
Czuje męki większe nad wszystkie męki na świecie.
Cierpi, ale nie dla zasługi, tylko za karę. Oto w krótkości wyrażone męki czyścowe. A le to w y
starcza, by zrozumieć, że to nader bolesna rzecz do
stać się na miejsce tych mąk.
T e męki są dwojakiego rodzaju: najpierw cier
pienia niewysłowione. Dusza musi cierpieć i bez ciała. Już to najpierw są cierpienia duszne, naprzy- kład smutek, kłopot, żal: ciału nic nie dolega, ale dusza cierpi. W ięc i w czyścu dusza cierpi tak wielkie boleści, że żadna boleść ziemska nie może się z nią równać. Na to zgadzają się w szyscy nauczyciele Kościoła, że męki czyścowe większe od mąk, jakie męczennicy cierpieli. W spom nijcie na męki, jakie cesarz rzymski Neron kazał zadawać chrze- ścianom. Nie mówię o tych mękach, że starce 1 dzieci, niewiasty i panny kazał rzucać na pożarcie dzikim psom, wilkom, niedźwiedziom, tygrysom, lwom; tego mu było za mało; więc kazał chrześcian przywięzywać do słupów, oblewać smołą, żywicą, siarką, potem zapalać pod wieczór, i tak setki, ty
siące takich pochodni świeciło, smarzyło się, a Neron i lud je g o bawił się tym widokiem.
Co za okrucieństwo i co za m ęki! A jednak dusze w czyścu więcej cierpią, bo tam przeczyszczają się jak złoto i srebro w ogniu. D osyć, że cierpią tak, iż to się nie da wcale wypowiedzieć.
A le to jeszcze nie największa męka. Największa męka jest dla dusz w czyścu u t r a t a B o g a , cho
ciaż tylko doczesna. Syn króla Dawida Absolom wołał, żeby go raczej zabito, aniżeli dłużej trzymano daleko od oglądania twarzjr ojcowskiej. Jakież musi być pragnienie dusz oglądania twarzy Króla króli, B oga samego? I dla tego wciąż wołają słowy Psal
misty: »Pragnie dusza moja Boga żywego, kiedyś pójdę i stanę przed oblicznością Pańską«. Z głębo
kości wołam do Ciebie, o Panie, Panie, wysłuchaj modlitwy mojej, obróć ucho Tw oje ku mnie i przyj
mij słowa ust moich.
A le czy też ono pragnienie B oga rzeczywiście tak gorące, że dla tego właśnie dusza w czyścu naj
większą czuje mękę?
To pewna, że my tego nie umiemy pojąć, a to dla tego, że rozum nasz zaciemniony jest ciałem i temi rzeczami ziemskiemi, tak, jak oko zawiązane widzieć nie może, a potem dla tego, że my chęcią i wolą naszą lgniemy do rzeczy doczesnych; i wre
szcie, że my wcale nie jesteśm y zdolni jeszcze Boga posiadać, podobni w tem do syna królewskiego, który w dziecięctwie swojem owinięty w pieluchy nie ma wyobrażenia o przyszłej królewskiej godno
ści i koronie. A le gdyby ten będąc ju ż dojrzałym i rozumiejąc, czem jest i czem być ma, był wtrącon do więzienia: ach, jakżeby czuł te straszliwą losu swego odmianę! W takiem położeniu znajduje się dusza, ona rwie się do korony, do posiadania Boga, a oto musi siedzieć w strasznem więzieniu.
Możemy to sobie jeszcze inaczej wytłómaczyć.
W szelka boleść pochodzi z miłości. Boli cię utrata jakiego członka ciała, palca, ręki, dla czego? Bo go kochasz, Boli cię utrata mienia, dla czego? Bo je kochasz.
D usze w czyścu niczego nie pragną i niczego nie kochają tak gorąco, jak połączenia się z Bogiem, jako końca swego ostatecznego, a potem nic ich nie boli, ja k utrata tego posiadania. A one pragną i kochają B oga nietylko tą przyrodzoną miłością, która' każde rozumne stworzenie pożąda B oga jako początku i końca swojego ostatecznego, ale i oną nadprzyrodzoną, która się na wierze i nadziei fun
duje, przez które poznają B o ga jako dobro nad wszystkich i tego dobra największego muszą pragnąć niepojęcie, a że go posiąść jeszcze nie mogą, mogą więc niepojęcie wielkiej doznawać boleści.
W ielkość tej męki chyba same te dusze mo
głyby nam przedstawić, bo nikt z ludzi tego nie potrafi. Gdyby dane było, której z nich tu przyjść i powiedzieć nam, toby nam powiedziała, ja k co chwila gotowe są wzlecieć ja k ptak na skrzydłach, ale nie mogą, bo są związane; iak tęsknią za niebie
ską ojczyzną, a jednak żyć muszą na wygnaniu; jak pragną do źródła wszelkiego dobra, a jednak łaknąć muszą; ja k pragną towarzystwa z błogosławionymi, a jednak zamiast pieni anielskich słyszą skargi la
mentu. Bóg, ten O jciec najmiłościwszy, nie puszcza ich, okazuje się jako srogi dozorca więzienia, i nie puści prędzej, aż się do ostatniego szelążka w y
płacą.
196 Jezus, oblubieniec dusz ich, nie przypuszcza ich do Baranka, słowem, dusze im więcej kochają, tern więcej cierpią, a im więcej cierpią, tem więcej ko
chają.
Co uczy K ościół o mękach czyścowych, poka
zuje się z tego, co nam każe za umai łych czynić, i co on sam czyni. • Jak usilnie wzywa nas Kościół, byśmy się za one dusze modlili, byśmy odpusty, które obficie udziela, za one dusze ofiarowali, i ja k on sam często Msze św. za one odprawia. Musi to więc być rzecz wielka, bo gdyby to była bagatela, K ościół by się, że tak powiem, nie wysilał.
Przysłuchajm y się modlitwom Kościoła za du
sze, co one nam mówią o czyścu. W każdej Mszy świętej kapłan czyni wspomnienie dusz w czyścu i prosi Boga, aby raczyć pamiętać o sługach i służe
bnicach, którzy ze znakiem W iary poszli przed nami do wieczności, prosi, żeby im dozwolił dojść na miejsce pokoju, — światłości — i ochłody'. Z tego więc wynika, że one dusze znajdują się na miejscu gniewu — niepokoju, ciemności i mąk. W e Mszy żałobnej modli się kapłan, żeby B ó g dusze one ra
czył wybawić od strasznej śmierci i od sądu gniewu swojego, żeby ich nie podawał w ręce złego nie
przyjaciela, nie dozwolił cierpieć mąk piekła, lecz rosę miłosierdzia swego na nie spuścił, do grona odkupionych zaliczył i dał im ochłodę i wieczny od
poczynek.
Z tego więc możemy wnosić, że czyściec to miejsce straszne. A kiedy i w innych modlitwach K ościół woła do Boga, by nie zapominał o onych duszach, nie podawał ich bestyom piekielnym, ale wybawił je od bram piekła: to pokazuje, że czyściec miejscem wielkich mąk.
Niegdyś mówił Mojżesz do ludu swego, Izraeli
tów, którzy znali sądy B oże nad sobą, a nie popra
wiali się: »Lud to nierozumny i bez rozwagi«. Ten zarzut i nas dotyczy, bo my wiemy, co czyściec, a jednak coraz więcej drew zbieramy na rozniecenie tego ognia mąk czyścowych. Tomasz a Kempis po
wiada: Skoro sobie rozważysz przyszłe kary czyścowe, to wszelkie utrapienia i boleści będziesz znosił cier
pliwie i będziesz strzegł się usilnie wszelkiego grze
chu i wszelakiej sposobności do grzechu.
Dopóki czas mamy, myślmy często i uważnie o czyścu, żeby ujść mąk jego , a z drugiej strony pomnijmy w modłach naszych za dusze, by coprę- dzej od mąk czyścowych wybawione były!
Zakony.
.ą
(Ci3g dalszy).Jezuici.
IV.
Zakon Jezuitów, jak to już słyszeliśmy, rozsze
rzył się wkrótce po całej ziemi; on to przyczynił się
najwięcej do wstrzymania Reformacyi w N ie m c z e c h i P olsce; a przez swoje błogie misye miliony pogan nawrócił Kościołowi. — Już za rządów św. I g n a c e g o i jeg o następców: L a i n e z a od 1556 roku, B o r - g i a s z a od 1564 roku, A k w a w i w y od 1581 roku, całe kraje nawracały sie do Chrystusa; a z tego za
konu wyszedł niezliczony szereg świętobliwych i u c z o nych mężów, misyronarzy, męczenników, kaznodzie
jów, nauczycieli, i pisarzy w e wszystkich g a łę z ia c h nauk.
Dla tego też ogromny wpływ wywierali na dwory, monarchów i wielkich tego świata. W ycho
wanie młodzieży było całkiem w ich rękach, albo
wiem sami szkoły nowe zakładali, albo też te, które istniały, zupełnie na nowo organizowali i pod swój zarząd brali. W szystkie inne zakony zgasły niejako przy nich, albowiem i nabożeństwo w swych kościo
łach urządzali z większą wspaniałością i zbudowa
niem wiernych. Przeto też dla tych ich wpływów ogromne majątki w różnych królestwach do tego zakonu wpłynęły. Nie dziw więc, że i wpływy i majątki Jezuitów wzbudziły wiele zazdrości i niena
wiści, a ztąd i wielu nieprzyjaciół powstało przeciw Jezuitom i umyśliło ich zagubę. Lecz nie było tak łatwo znieść ten zakon, albowiem liczył wtenczas 669 kolegiów, 73 misyi, i 22000 członków. A le na je g o zagubę spisknęło się czterech ministrów: fran- cuzki C h o i s e u l (czytaj Szoazel), hiszpański A r a n d a , portugalski P o m b a l , i neapolitański T a n u c c i .
Najpierw wypędzono Jezuitów z Portugalii, na
turalnie jedyną tu przyczyną przeważną był ów mi
nister Pombal, który za panowania słabego Józefa Emanuela, króla Portugalskiego, (przed 150 laty), sam rządził, a był chciwy i okrutny. I dla tego chcąc majątki Jezuitów posieść, szukał tylko spo
sobności. Zdarzyło się, że króla powracającego do zamku zraniono. Pombal traci wiele szlachty kołem, mieczem, ogniem i szubienicą, obwiniając ich o spi
sek. Udaje, że Jezuici również tu byli winnymi, i dla tego ich więzi. Jezuita jeden z więzienia tak pisze:
»Wiezienia nasze są głębokie sklepy, ciemne, mające dymniki na trzy cale długie. Strawa nasza jest obrzydliwa i niedostateczna, napój zgniła woda z ro
bactwem. W oda morska ciecze po ścianach, odzie
nie nasze wnet gn ije; a naczelnik powiada: w tem więzieniu wszystko zgnije, tylko więźniowie nie chcą.
Lekarz nie pojmuje, ja k żyć możemy. A le naj
cięższym dla nas utrapieniem jest pozbawienie nas Sakramentów świętych, które tylko umierający i to za świadectwem lekarza odbierają. A że kilku, posi
lonych Sakramentami świętemi, wyzdrowiało, lekarz nieraz do tego lekarstwa się udaje. C zy wierzycie nam? wszyscy prawie więźniowie błagają, aby tu mogli dni swoje skończyć. Cierpimi i radujemy się.
W iększą tu B ó g z nas, niż w misyach ma chwałę, przez więzienie, tortury, biczowanie nasze*. — Zmarło tam 88, roku 1777 wypuszczono 800 tylko, a było wszystkich uwięzionych 9640. — Pombal jedyny za
m ęczył tyle tysięcy ofiar niewinnych, a nie mógł im
--- 197 ---
nic dowieść — A ci, którzy wyszli z więzienia, byli słabi, opuchli, bez sił, prawie nadzy, pozbawieni wzroku i mowy.
Dnia 3-go września 1759 roku zniesiono w Por
tugalii zakon Jezuitów, ogłoszono ich za nieprzy
jaciół i zdrajców. W ypędzono ich do państwa pa
pieskiego. Rzym naturalnie zganił takie haniebne postępowanie, ale to nic nie pomogło.
Również okropnie prześladowano Jezuitów we Francyi i to za sprawą owego ministra Choiseul.
Król Ludwik X V . był słaby, niedołężny, rozpustnik;
polegał zupełnie na swym ministrze, który za niego rządził; a ów minister udawszy rozliczne zbrodnie na Jezuitów, wypędził ich z Paryża i całej Francyi dnia 6 sierpnia 1762. Cztery tysiące Jezuitów opu
ściło Francyą, lubo Papież Klemens XIII i piędzie- sięciu Biskupów francuskich się za niemi stawiało.
Arcybiskup obronę ich napisał, a za to został z kraju wypędzony, a obronę je g o kat publicznie spalił.
Taka była zaciętość przeciw Jezuitom,
Jeszcze gorzej było w Hiszpanii. Nagle, bez najm niejszego powodu i dowodu, w nocy z 2 na 3 kwietnia 1767 roku napadnięto Jezuitów, wpako
wano ich na wozy, i odesłano ich Papieżowi, D o
piero potem wyszedł edykt Karola III. znoszący Je
zuitów.
G łówną tu rolę gra naturalnie”^ ów minister Aranda, który się był z owymi trzema towarzyszami na zgubę Jezuitów spiknął. Chciwość posiadania ich majątków, i tu zapewne głównym jest tego powodem.
Zarazem rozkazy zapieczętowane, (mówi nasz Nay);
słano za morze do Am eryki, gdzie namiestnicy kró
lewscy odpieczętowawszy je, wyczytali rozkaz, ażeby w ciągu 24 godzin bez procesu wszystkich Jezuitów pod strażą"gnać do morza, i na okręty pospędzawszy, do włoskiej ziemi wywieźć, nic im nie zostawiwszy, oprócz brewiarza i potrzebnych do podróży rzeczy.
Nie pytano o starców, o chorych i słabych, o trudy podróży przez puszcze i góry aż do morza; 6000 Je
zuitów w milczeniu poszło na tułactwo. Zegnano ich z płaczem i odprowadzono ich aż do morza.
W ielu ginęło w drodze *z głodu i trudu. Rzym mu
siał pozostałych przyjąć i pomieścić. A chociaż grube oszukaństwo rządu hiszpańskiego się wykryło, chociaż lud stolicy wołał o przywrócenie Jezuitów, ile się razy król ukazał "na altanie zamkowej, nie cofniono jednak gwałtu.
I w N e a p o l u uciśniono Jezuitów. Panował wówczas F e r d y n a n d V., syn Karola III., lecz również był słabym, nieudolnym, zdał rządy pań
stwa na swego ministra imieniem T a n u c c i , któryto, jak wiecie, w spółce z portugalskim, hiszpańskim i francuskim ministrem, zgubę przysiągł Jezuitom.
Podobnie i tu, jak w Hiszpanii, wypędzono Jezuitów z kraju 20 listopada 1767 roku, bez najm niejszego powodu; zabrano im cały majątek, i puszczono ich do Państwa papiezkiego o żebranym chlebie. Natu
ralnie, że sprężyną do tego prześladowania był ów okrutny Tanucci.
Podobało“ się takie postępowanie haniebne tych rządów i księciu P a r m y i P i a c e n c y . Kraje te leżą również w W łoszach, a panował wówczas F e r d y n a n d , brat Karola III. Idąc więc za przykładem tylu rządów, i on wypędził Jezuitów z swych krajów roku 1768, i on zagrabił ich cały majątek, i on się przyczynił do prześladowania tak okropnego tylu niewinnych ofiar. — Jezuici zaś cierpieli nie szem rząc wcale, ale zdając się raczej na wolę O jca rNie- b iesk iego ; tylko swej niewinności bronili, biorąc na świadectwo jedynego Boga, bo u ludzi prawda za- niemiała; a chociaż tyle tysięcy ofiar padło, chociaż im tyle zbrodni zarzucono, nic im jednak nie udo
wodniono, a często nawet niewinność ich jaśniała jak słońce, aż rządy owe ze wstydu twarz zakryły;
ale tu nie prawda, lecz chciwość wzięła górę, i Je
zuitów zgubiła.
(C iąg dalszy nastąpi).
t .
Brat i siostra.
Słońce zachodzi za góry, Ciemny mrok ziemię okrywa K siężyc przyświeca ponury, I noc do spoczynku wzywa.
Ustała rolnika praca I pasterz zagania trzodę, W esoły do domu wraca N ucąc wieśniaczą swobodę.
Ptak leśny przerwał swe pienie, W szędzie spokojność grobowa, Przerywa tylko milczenie N ieszczęście wróżąca sowa.
G dy Koryn z Anielą młodą Stratą swej matki strapieni, O boje tam kroki wiodą K ędy się grób jej zieleni.
Spoili rączęta małe, A le Aniela drży cała, Usta jej były zsiniałe, Nad zgonem matki płakała.
A c h ! nie płacz siostrzyczko miła!
Twój żal serce moje kraje;
Śmierć nas z matką rozłączyła Lecz brat ci jeszcze zostaje.
G dy nam matka umierała, Będzie temu tydzień trzeci, Słabym głosem powiedziała:
»W niebie was ujrzę, me dzieci*.
198 Pospieszmy, Anielo droga,
K ędy się ten kamień bieli, A klęcząc błagajmy Boga, Byśm y ją prędzej ujrzeli.
Pośli na cmentarz ponury, Ręce złożyli oboje,
A wzniósłszy oczy do góry, W ten sposób B oga prosili:
»0 ! B oże! co mieszkasz w niebie, Spojrzyj na sieroty same,
Błagam y jak ojca Ciebie
Daj nam ujrzeć naszą mamę*. — Zagrzmiało, dzieci struchlały,
Grom rozpędzi! cienie mgliste, Już sieroty żyć przestały,
W znoszą się ich dusze czyste.
Przechodzień drogą zbłąkany W idzi, jak klęczą ci mali, Odchodzi łzami zalany I czystą ich cnotę chwali.
0 wpływie mieszkań na zdrowie,
z szczególnem uwzglądnien em stosunków w powiatach przemysłowych,
p r z e z D r . C h ła p o w s k ie g o .
(Podług w ykładu powiedzianego w Kółku Towarzyskiem w Królewskiej Hucie, roku 1873).
Pamiętacie mój wykład o tych najdrobniejszych istotach, zapełniających powietrze, a gromadzących się w kurzawie, które są przycżyną gnicia i kiśnie- nia, a z których te lub owe, mnożąc się i swoim zarodkiem szerząc groźne zarazy, mogą wiele szkody wyrządzić.
Polecałem wam wtedy czystość skóry i odzieży, jako środek najlepszy przeciwko wielu chorobom, których rozwijaniu sprzyja niechlujstwo. Obmywa
nie się często wodą czystą we wszystkich dawnych religiach było uważane za religijny i obowięzujący obrządek. Żydzi, Arabowie, w ogóle muzułmańskie narody dotąd go wypełniają sumiennie, co w krajach południowych, gdzie woda jest rzadkością, nie małe nieraz sprawia trudności i można śmiało twierdzić, że chwalebny zwyczaj ten przyczynił się bardzo do podniesienia tych narodów, bo zwalcza wrodzony tym ludziom wstręt do mycia się wrodzoną ich opie
szałość, a zarazem uchronił od wielu chorób, którym uległy szczepy, zaniedbujące tych koniecznych dla zdrowia w tamtych krajach przepisów czystości.
Dzisiaj mam zamiar mówić wam o mieszka
niach, a więc o potrzebie utrzymywania w nich także
czystości, ochędoztwa; — i w ykazać wam, ile to cho
rób powstanie od złego pomieszkania, którychby bez kosztów można uniknąć, gdyby się chciano trzymać najprostszych przepisów hygieny. Człow iek nie mniej jak roślina potrzebuje do życia i zdrowia dwóch przedewszystkim rzeczy: powietrza świeżego i światła.
Mieszkania, których celem jest ochrona od zimna, wiatru i deszczu, a w lecie od gorąca, nie powinny nigdy tak być zbudowanemi, żeby i przystępu po
wietrza świeżego i światła wzbraniały. — Jakkolwiek ubogim jest właściciel lub mieszkaniec jakiego domu, ma święty obowiązek dbać o czystość swego mie
szkania.
»Choć ubogo, ale chędogo«, mówi stare przy
słowie, świadczące, że owo obecnie tak często się po wsiach i miasteczkach polskich natrafiające nieschluj- stwo domostw, nie jest spadkiem po ojcach naszych, ale smutnym nabytkiem czasów, w których lud od
stąpił od dobrych zw yczajów wstrzemięźliwości na
szych przodków, a oddawszy się pijaństwu, tracił i grosz zarobiony, i ochotę do zarobku i wszelkie zamiłowanie ochędostwa i ładu.
Można śmiało twierdzić, że z wszystkich ze
wnętrznych oznak żadne nie daje tak wiernego obrazu stopnia cywilizacyi, czyli obyczajow ego roz
winięcia społeczeństwa jakiego, jak pomieszkanie jego. — Strój ciała niczego nie dowodzi. Największe prostaki, którzy nigdy nie pomyślą o zrobieniu sobie gniazda, ogniska domowego, zwykle najwięcej wy- dawają na stroje, a murzyni afrykańcy, m ieszkający dotąd w wypróchniałych pniach drzew*) lub na drze
wach (w Afryce), najpróźniejsi są co do doboru ubra
n ia, i nie tylko posuwają próżność tak dalece, iż przedziurawiają uszy, wargi i nosy dla przewleczenia przez nie świecidełek i kolczyków, ale nawet całą skórę podawaj ą zatruwaniu, czyli malowaniu mister
nemu w różne kształty i barwy. Ludy pracowite, bogate i szczęśliwe nie przywięzują wiele w agi do ozdób ciała, a za oszczędzone na świecidełka grosze wolą wydać na zbudowanie lepszego, dogodniejszego, a może i ozdobniejszego dla siebie mieszkania.
Ile razy widzę chłopa polskiego z okolicy B y
tomia, przystrojonego w swój paradny i drogi strój, wychodzącego z walącej się, na wpół w ziemię za
padłej i ledwo w jedno malutkie okienko zaopatrzo
nej chałupy, do której kupa gnojówki i kałuża smro
dliwa czyni przystęp czasem zupełnie trudnym, tyle razy przypomina mi się, że te dziesiątki talarków wydane na kołpak sobolowy lub kapudrak szykowny, jakoś na ćoś innego lepiej by się przydały i chłopu i rodzinie jego . A le gdyby te chałupy miały tylko tę jednę niedogodność, że rażą oko, i odbijają od kamienic, które teraz obcy gęsto budują, byłoby to mniejsza. —■ O to mi bynajmniej nie idzie. — Cha
łupa drewniana może owszem się podobać nawet nie
jednemu, ale musi być zdrową. Nie przeczę, że
*) np. w A bissjnii.
199
wiele jest porządnych i zdrowych, choć drewnianych strzech, ale wiele też widziałem takich, do których nie bez wstrętu wchodziłem. Przez stęchłą kałużę dochodzi się- do drzwi, do których tylko, chyląc się, wleźć można! W sieni nieporządek i brud, spód gliniasty, mokry, śliski; ściany pleśnią pokryte. — Smród zalatuje z izby — obok chlew w największej nieczystości.
W chodzę do izby. Choć na dworze jeszcze jasno, w izbie już zmrok. Okno malutkie, zalepione Papierem, jedyna szczelina zatkana łachmanem. Na kominie ogień, w pokoju gorąco okropne, aż mi okulary zachodzą i kilka razy muszę je przecierać.
C ^ y jestem w potach. — Zapalam świecę lub lampę*)( j ej połysk słaby, kopci się i swędzi. Podłoga 1 tu wilgotna, a także i ściany, pod łóżkiem nieco kartofli gnijących lub’’ wyrastających powoli w tej gnojnej wilgoci — oraz sądek z kapustą; po izbie k'egają prosięta i g ę s i; dziecko bose, prawie nagie, wylatuje z tej istnej łaźni prosto na dwór, gdzie wiatr i plusk.
Nie dziw, że kaszle, nie dziw także, że psujące S1ę łatwo w 4akiem powietrzu pożywienie, psuje mu żołądek; że dziecko blednieje, że dostaje t. z. angiel- skiej choroby w takiem powietrzu i przy takim braku słonecznego światła. — Zachoruje jedno dziecko, 2achoruje i drugie, — bo i jak aż nad niemi opieka.
~~ Pożal się Boże! — Na łóżku nieco barłogu ze słomy stęchłej, nieodświeżonej od kilku miesięcy 1 nieco pierzyn brudnych i smrodliwych, że aż w gardle drapie, — a oczy łzami zachodzą. Na tem ł°żu śpi cała rodzina; a na ziemi jeszcze dziew
czyna, albo chłopak, kwaternik, a czasami nawet 'v jednej izbie jedno i drugie, a tu się ledwo można ruszyć. Niechno kto zachoruje, czyż dla tego łóżko odświeżą, odchody zmyją, pokój przewietrzą? gdzie tam! pójdą może po bezpłatną receptę, albo się tam kogo poradzą i może u żyda coś kupią; ale o tem, że potrzeba czystości w izbie, w posłaniu, i że za
niedbanie tego może całą rodzinę przyprawić o cho
robę, o śmierć, nie pomyślą wcale. Taki jest obraz niejednej chałupy na Górnym Śląsku, której wła
ściciel może szuka dla siebie lekarstwa i rozrywki w szynku, a tymczasem gospodarstwo domowe zo
stawia na łaskę Pana B oga i zdrowie dzieci swoich rujnuje.
*) Naturalnie, jeżeli jest lampa, lub świeca, bo chłopi
2 Wy kle tuczy w używają.
(Ciąg dalszy nastąpi).
Zdania moralne.
Ż ycie ludzkie.
Ludzie podobni są do kwiatów, co rano roz
kwitną, a w wieczór opadną i zwiędną, a prze
chodnie podeptają je. — C ały zaś rodzaj ludzki pły
nie bez przestanku jako woda rzeki, i nic nie zdoła zatrzymać czasu, który z f sobą wszystko porywa, A nawet i ci, co się teraz cieszą rzeźką młodością, niech ciągle pomną na to,’ że są kwiatem, co ledwo rozkwitnie, natychmiast uschnąć może i często usycha.
W szystko w życiu przemija, młodość, zdrowie, piękność, wesołość, siła, zabawy, jako sen piękny przejdą bez spostrzeżenia, i z nich pozostanie tylko cierpkie wspomnienie.
Ż ycie to jest krótkie, dla tego korzystać nam potrzeba z tego ulotnego czasu. Skoro czas, zasie
wać potrzeba, aby gdy przyjdą żniwa, zbierać było co. Praca dobra, szczera, a ciągła, zawsze się w y
nagrodzi, i nikt nie doznał w zimie głodu, kto wiosną i latem pracował. Spokojnie będzie umierał ten, co w całem swem życiu pracował pilnie, złego się strzegł i wypełniał sumiennie swe powinności, a korzystał z czasu, który wciąż płynie, a nigdy się nie wróci.
Jeżeli kochasz życie, to nie marnuj czasu, gdyż z czasu składa się życie.
Przestrogi i rady.
W sk azów k i zdrowotnicze przy opalaniu izby.
P iec powinien się znajdować w dobrym stanie, nie powinien być przedewszystkiem popękany; przez szczeliny bowiem ulatniają się trujące gazy do izby, a następnie do płuc naszych. Popiół trzeba lekko i ostrożnie wyjmować do naczynia pokrytego zwil- żonem nakryciem, aby w pokoju kurzu nie robić.
Każdego dnia trzeba z pieca, jako też z rur ostrożnie usunąć kurz wszelki, ponieważ z tego wy
twarzają się przy rozpalonym piecu szkodliwe gazy.
Zaraz, skoro się tylko zapaliło w piecu, trzeba otwo
rzyć okna izby; im bardziej czyste będzie powietrze pokojowe, tem lepiej się cały pokój ogrzeje — im więcej świeżego powietrza dochodzi, tem bardziej też piec »ciągnie* i nie dymi. Starać się również trzeba o należytą wilgotność powietrza pokojow ego;
w tym cele ustawia się wodotryski, (fontanki), akwarya, talerze z wodą (służące zarazem jako splu
waczki), lub też częściej popryskuje się wodą kwiaty doniczkowe w pokoju.
Co do ciepłoty pokojowej, to dla zdrowych lu
dzi takowa nie powinna przew yższać 18 do 20 stopni C., dla dzieci może być niższą, dla starszych osób zaś cokolwiek wyższą. K iedy komu zimno przy 20° C., ten niech wykona kilka silnych ruchów i obrotów, w potrzebnym razie niech ubierze się cieplej, nigdy jednak niech nie- opala zbyt bardzo pokoju.
200
Znaczki pocztow e rozsadnikami gruźlicy (suchot).
Jeden z francuskich lekarzy dr. Busąuet prze
konaj się niedawno, jak szkodliwym rozsadnikiem gruźlicy są znaczki pocztowe. Jako asystent jednego z większych szpitali miał w swym oddziale pewnego suchotnika. Biedaczysko ten był namiętnym zbiera
czem znaczków (marek) pocztowych prowadząc niemi nawet ożywiony handel zamienny. Przy ulubionem swem zajęciu układania i przebierania znaczków sie
dział nieraz przez tydzień cały, lepiąc je w kilku albumach, i to śliną. K iedy go wzięto do szpitala, dr. B. zabrał wszystkie jego znaczki pocztowe i po
dał je ścisłemu badaniu. I oto pokazało się, że każdy ze znaczków, poślinionych językiem suchotnika zawierała sporą ilość laseczników, wystarczającą zu
pełnie, aby w danym razie właściciela tych znaczków zakazić.
Należy zatem ze względów hygienicznych ostrze
g ać bawiących się sportem zbierania znaczków, ażeby nigdy znaczków tych nie brali do ust.
W
sądzie.»Czy oskarżona przyznaje się do tego, że roz
biła garnkiem głowę mężowi?*
»Tak, ale i garnek jednocześnie rozbiłam*.
»A czy oskarżona żałuje przynajmniej swego czynu ?«
»Naturalnie, bo garnek był zupełnie nowy*.
* *
*
S ę d z i a do świadka: »Czy byliście ju ż kiedyś ukarani?*
Ś w i a d e k : »Nie, oprócz złą drugą żoną*.
* *
*
Niewielka pociecha.
»Co to pannie Jagnieszce stało się w oko, że je ciągle mruży?*
»A uderzyłam się konewką i nie mogę je otworzyć*.
»To panna Jagnieszka będzie miała lekką śmierć, bo już tylko jedo okno zamknie!*
* *
* W szkole.
N a u c z y c i e l : W ytłum aczyłem wam zatem, na czem zasadza się miłość bliźniego. Powiedz mi więc Jasiu, gdybyś z Pawełkiem przechodził wązką
ścieżką nad bagnem, a Pawełek wyśliznąłby się i wpadł w kałużę, cobyś ty wtenczas zrobił ?«
J a ś : »Ja bym go wyśmiał«.
* *
N a u c z y c i e l : »Dla czego dzwony tak wysoko w wieży wiszą?*
U c z e ń : »Ponieważ liny byłyby za długie.
P o d o b ie ń s tw o .
♦Wszakże prawda, panie doktorze, że moja córka bardzo do mnie podobna?* zapytała lekarza żydówka.
»A tak — zwłaszcza gdy nie umyta!* odrzekł lekarz.
* * *
*
»A dokąd ty tak spieszysz sąsiedzie?*
S .: »Ha, kupiłem żonie nowy kapelusz, więc spieszę, nim się znów moda zmieni*.
X
Logogryl.
B o ź - war-dzie - sław - mek - kno - nie-al - czyk-prze - za-la - m y-o-nie.
1. Imię sławnego króla polskiego.
2. Rzecz do oświetlenia izby potrzebna.
3. Rzecz do zamykania.
4. Pierwszy dzień tygodnia.
5. Stara gramatyka łacińska.
6. Człow iek umarły.
Początkowe litery z góry na d ó ł: miasto w K się
stwie Poznańskiem, końcowe z dołu do góry: miasto wielkie w Galicyi.
Z a dobre rozwiązanie wyznaczona nagroda.
J L
Rozwiązanie szarad z nr. 24-go:
I. B e - n e - l i s : II. K - l e - m e n - t a - r z e ; H I. P t a s i - k r ó l i k .
Rozwiązania nadesłali: pp. L. Piecha z Zaborza, Karol Markowiak z Niem. Przysieki, Leon Nowacki i Tom asz Kow alczyk z Katowic, Edward Płotek z Sadzawek.
Los przeznaczył nagrodę p. Leonowi Piechowi z Zaborza.
t.
Nakładem i czcionkam i >Górnoślązaka*, spółki w ydaw niczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
Redaktor odpowiedzalny: Adolf Ligoń w Katowicach.