• Nie Znaleziono Wyników

Pisanie Bieszczadu : o mityzacji i narracji na peryferiach

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pisanie Bieszczadu : o mityzacji i narracji na peryferiach"

Copied!
23
0
0

Pełen tekst

(1)

Instytut Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytet Jagielloński

Pisanie Bieszczadu.

O mityzacji i narracji na peryferiach

Taki manifest o utopii, wolności człowieczej w naszym małym ciśniańskim świecie, o podświadomej potrzebie przebywania w pobliżu ludzi, którzy odrzucili cugle, wię- zy, kajdany zorganizowanego społeczeństwa i żonglując wesoło fl aszkami, ruszyli po pochylni w otchłań na spotkanie wolności idee fi x… Takie pragnienie nosimy wszyscy w naszych sercach szamoczących się w klatkach z żeber, niczym uwięzione ptaki, mio- tające się w szale przez całe swe ptasie życie do mirażu, do swego wyimaginowanego nieba, i nie ma znaczenia, że pewnego dnia zostaje garść zmiętych piór pozbawionych piękna. Całe to szamotanie to jego wolność podtrzymująca przy życiu, przecudowne kłamstwo o wolnym istnieniu.

(R. Dominik, Walizka pełna śniegu)1

Przedwojenne Bieszczady zamieszkiwali głównie Bojkowie, Żydzi i Pola- cy. Wsie w zachodniej części, na styku z Beskidem Niskim, zasiedlone były przez Łemków. W pojedynczych osadach żyli Cyganie i Niemcy. Obok cer- kwi greckokatolickich, których było w bieszczadzkim krajobrazie najwięcej, stały nieliczne rzymskokatolickie kościoły i synagogi. Świat ten bezpowrot- nie zniknął podczas II wojny światowej i wydarzeń powojennych – konfl ik- tu polsko-ukraińskiego, wysiedleń Bojków i Łemków w latach 1944–19472. Wyludnione i niekiedy doszczętnie spalone wsie, nieprzejezdne drogi, pust- kowia i bujna, zarastająca dawne osady przyroda – taki krajobraz czekał na osadników do lat pięćdziesiątych.

Współczesna społeczność lokalna Bieszczadów ma imigrancki charak- ter. Tworzy ją ludność napływowa, która zasiedlała region po całkowitym wysiedleniu rdzennych ruskich mieszkańców i wcześniejszej eksterminacji ludności żydowskiej i cygańskiej. W Bieszczady przybywali ludzie z róż- nych stron Polski, głównie z Małopolski, Lubelszczyzny, Rzeszowszczyzny i Podhala, skuszeni szansą dobrych zarobków przy budowie dróg, pracach

1 Zob. http://www.siekierezada.pl/teksty/walizka%20pelna%20sniegu.htm (29.12.2013).

Tu i w pozostałych cytatach pisownia oryginalna.

2 M. Gliwa, Przesiedlenia ludności ukraińskiej z Bieszczad Zachodnich w latach 1944–1947 [w:] Bieszczady w Polsce Ludowej 1944–1989, red. J. Izdebski, K. Kaczmarski, M. Krzysztofi ński, Rzeszów 2009, s. 45–59; G. Motyka, W kręgu „Łun w Bieszczadach”. Szkice z najnowszej historii polskich Bieszczad, Warszawa 2009.

2 łamanie.indd 514

2 łamanie.indd 514 2015-01-16 15:24:132015-01-16 15:24:13

(2)

leśnych, później przy budowie zapory w Solinie, kombinatów drzewnych czy w powstających PGR-ach. Niektórzy z nich zdecydowali się w tym regio- nie osiedlić, często sprowadzali swoje rodziny, inni zakładali je już w Biesz- czadach. Pod koniec lat czterdziestych pojawili się także uchodźcy z Grecji, rozdartej wojną domową, którzy zamieszkali w Krościenku i okolicznych miejscowościach. W 1951 roku, w ramach regulacji granicy między Polską a ZSRR, polskie Bieszczady wzbogaciły się o rejon Ustrzyk Dolnych i Luto- wisk, z których wysiedlono do ZSRR Ukraińców, a na ich miejsce sprowa- dzono mieszkańców Sokalszczyzny3. Po roku 1956 powrócili nieliczni wy- siedleńcy z tzw. Ziem Odzyskanych.

W pierwszych latach osadnicy pochodzący z tych samych okolic tworzyli osobne skupiska. Z czasem obcy sobie ludzie, którzy przybyli w ten region z różnych stron kraju, z bagażem odmiennych doświadczeń i tradycji, sta- wali się sobie bliżsi, narastały między nimi więzi, walnie wspierane przez socjalistyczną praktykę organizowania „czynów społecznych” i świąt takich jak Dzień Leśnika, rozpoczęcie czy zakończenie roku szkolnego, otwarcie remizy strażackiej4. Proces kształtowania nowej społeczności lokalnej Biesz- czadów trwa do dziś. Do dziś bowiem przybywają nowi mieszkańcy, decy- dujący się osiedlić tu na stałe albo tylko stworzyć sobie miejsce do czasowych pobytów.

Wielkie socjalistyczne inwestycje w Bieszczadach rozpoczęły się w latach pięćdziesiątych. Oprócz eksploatacji bieszczadzkich lasów i budowy dróg (przełomowe znaczenie tzw. wielkiej i małej pętli bieszczadzkiej) powstawa- ły hydroelektrownie w Myczkowcach i Solinie. Zakładano PGR-y, nastawio- ne na hodowlę owiec oraz przetwórstwo mleka, a także kombinaty drzewne w Ustianowej i Rzepedzi. Zatrudnienie zapewniały też nadleśnictwa, tartaki, ośrodki zdrowia, szkoły, organy gromadzkie/gminne, stołówki przy zakła- dach pracy i sklepy GS-u. Do osiedlania się zachęcano także rolników, jednak z uwagi na trudności w uprawie bieszczadzkiej ziemi wielu z nich porzucało gospodarstwa i wyjeżdżało5. Filmy propagandowe i fabularne oraz książki z tego okresu6 rozpowszechniały stereotyp dzikich Bieszczadów wydartych wybujałej przyrodzie, gdzie każdy, kto jest wystarczająco silny i energicz- ny, może stworzyć sobie miejsce do życia. Z czasem tę romantyczną wizję

3 Była to tzw. akcja „Hrubieszów – Tomaszów” („H-T”). Warto zaznaczyć, że akcja ta nie miała klucza etnicznego, ale terytorialny. Było to całkowite i przymusowe przesiedlenie ludno- ści po obu stronach granicy związane z wymianą odcinków granicznych. W zamian za ziemie w łuku Bugu w okolicach Sokala (z Krystynopolem – dziś Czerwonohrad) Polska otrzymała obszar w Bieszczadach (481 km2). Por. Z.K. Wójciak, Zmiana granicy wschodniej Polski Ludowej w 1951 r. [w:] Bieszczady w Polsce Ludowej…, s. 125–130 oraz N. Klasztorna, Akcija-51. Ostanni swidky, Winnycja 1998.

4 M. Biernacka, Kształtowanie się nowej społeczności wiejskiej w Bieszczadach, Wrocław–War- szawa–Kraków–Gdańsk 1974, s. 165–205; A. Potocki, Niżej połonin. O ludziach, parafi ach i duszpa- sterzach szkice socjologiczne, Warszawa 1990, s. 3–33.

5 J. Malczewski, Inwestycje w Bieszczadach i ich geneza [w:] Bieszczady w Polsce Ludowej…, s. 431–443; K. Potaczała, Bieszczady w PRL, t. 1, Lesko 2013, s. 111–130.

6 Na przykład Życie wróciło w Bieszczady, PKF, 1958, Rancho Texas, reż. W. Berestow- ski, 1959, książka M. Hłaski Następny do raju i fi lm na jej podstawie pt. Baza ludzi umarłych, reż. C. Petelski, 1958.

2 łamanie.indd 515

2 łamanie.indd 515 2015-01-16 15:24:132015-01-16 15:24:13

(3)

wsparło wyobrażenie artystycznej enklawy ludzi „z charakterem”, którzy – choć mają swoje tajemnice i smutki nierzadko topione w alkoholu – nadają regionowi niepowtarzalny koloryt.

Po zmianach ustrojowych upadły wszystkie duże zakłady pracy. W la- tach dziewięćdziesiątych bieszczadnicy szukali pomysłu na zatrudnienie, rozpoczęły się migracje zarobkowe, wielu rodzinom bieda zajrzała w oczy.

Pojawiły się prywatne przedsiębiorstwa – pensjonaty, bary, sklepy. W po- tocznej świadomości region ten zaczął kojarzyć się już nie tylko z walkami z UPA7, generałem Karolem Świerczewskim8 i Jeziorem Solińskim, ale właś- nie z biedą i koniecznością pomocy dla dotkniętych transformacją mieszkań- ców, zwłaszcza dzieci (słynna „Akcja Pomocy Dzieciom Bieszczadzkim” Pol- skiej Akcji Humanitarnej). Okres bieszczadzkiej prosperity rozpoczął się wraz z końcem lat dziewięćdziesiątych i trwa do dziś. Wiąże się on z rozwojem ruchu turystycznego i powstawaniem pensjonatów, gospodarstw agrotu- rystycznych, lokali gastronomicznych, galerii sztuki9. Buduje się więc nową ofertę turystyczną. Gra z bieszczadzkimi skojarzeniami, znakami biesz- czadzkości jako komunikatu kierowanego na zewnątrz, do turysty, opiera się w istocie na trzech schematach, które można byłoby określić jako trójkąt autoprezentacyjny: Bieszczady jako oaza nieskażonej cywilizacją pierwot- nej, dzikiej i nieujarzmionej przyrody oraz zapierających dech w piersiach wielkich przestrzeni; Bieszczady jako obszar o ciekawej, nietypowej w skali Polski, kulturze, zamieszkany przez artystów i buntowników, równocześ- nie kojarzący się z ludowością w wersji „etno” (Łemkowie i Bojkowie) oraz w wersji „ogólnowiejskiej”10; Bieszczady jako atrakcyjny region turystyczny, posiadający swoje kurorty, oferujący usługi, pensjonaty, hotele, rozrywki i lokale o wysokim standardzie, nieustępujący innym popularnym miejscom.

* * *

Rozpoznawczo przyglądam się temu regionowi od 2008 roku, a od roku 2012 prowadzę regularne badania terenowe dotyczące autoprezentacji, pa-

7 W okresie PRL stereotyp „Łun w Bieszczadach” ukształtowały książki i fi lmy eksponu- jące krwawą postać banderowca, takie jak powieść Łuny w Bieszczadach J. Gerharda, fi lm po- wstały na jej kanwie Ogniomistrz Kaleń, reż. E. i C. Petelscy, 1961, powieść Ślady rysich pazurów W. Żółkiewskiej, fi lm Wilcze echa, reż. A. Ścibor-Rylski, 1968, czy twórczość J. Broniewskiej.

Por. G. Motyka, W kręgu…

8 Zob. A. Burghardt, Pada generał ranny śmiertelnie. Personalistyczny mit heroiczny, „Biesz- czad” 2000, nr 7, s. 301–322.

9 Ruch turystyczny do końca lat osiemdziesiątych opierał się na niewielkiej sieci schronisk, pól namiotowych, kwater prywatnych i hoteli.

10 Por. M. Sztandara, „Przepisy” na ludową przestrzeń. O aranżowaniu miejsc biesiadnych [w:] Miejsca biesiadne – co o nich opowiada antropolog?, „Łódzkie Studia Etnografi czne”, t. 46, red. K. Kaniowska, G.E. Karpińska, Łódź 2007, s. 25–38; eadem, Sposoby na „ludowość”. „Powrót do źródeł” i idea działań alternatywnych [w:] Tradycja z przyszłością: zadania współczesnej etnologii.

Teoria i praktyka w zachowaniu ludowego dziedzictwa kulturowego dla zjednoczonej Europy, Konferen- cja etnologiczna, Sandomierz 10–11 października 2003 r., Sandomierz 2003, s. 45–65; P. Kowalski, O wielbicielach folkloru – z dystansem i niepokojem [w:] Tradycja z przyszłością…, s. 27–43.

2 łamanie.indd 516

2 łamanie.indd 516 2015-01-16 15:24:132015-01-16 15:24:13

(4)

mięci zbiorowej i bieszczadzkich narracji11. Moje badania w Bieszczadach są

„usytuowaną aktywnością”, na którą składają się „interpretatywne, material- ne praktyki”12, przekształcanie świata badanego w serie reprezentacji (jak no- tatki, wywiady, fotografi e), ale też sięganie po reprezentacje tworzone przez samych jego uczestników/twórców (książki o Bieszczadach i bieszczadzka wizualność) przy jednoczesnej konfrontacji tych tekstów z rzeczywistością pozatekstową. Poprzez wzięcie na warsztat tekstów bieszczadzkich tworzę tekst dla innych o tych, którzy tworzą teksty dla innych. Jest to wielopozio- mowa modalność, ale zaledwie skromna odpowiedź na polisemiczność ba- danego obszaru. W niniejszym artykule zaprezentuję zaledwie niewielki wy- cinek wstępnych refl eksji i wniosków wynikających z dotychczasowej pracy.

„Bieszczadzkość” rozumiem jako treść i formę przekonań, wyobrażeń, światopoglądów, wartości i symboli, z których ludzie zdają sobie sprawę, które intersubiektywnie komunikują, które werbalizują i które można śle- dzić w narracjach zarówno zastanych (gdzie sami defi niują i opisują biesz- czadzkość), jak i wywołanych. Nie jest to wyłącznie domena odświętności, przejawia się również w życiu codziennym. Wiele jej elementów jest także ukrytych i bezrefl eksyjnych, ale skłonność do defi niowania samych siebie w kategoriach paraetnografi cznych jest dowodem na to, że nie można jej odsunąć całkowicie w stronę nawyków i bezrefl eksyjnego działania13. Są to także przekonania dotyczące sposobu uporządkowania znaczeń nadawa- nych poszczególnym przejawom życia, działaniom, instytucjom i relacjom społecznym.

Interesuje mnie zjawisko kulturowej autoprezentacji, którą można usy- tuować w perspektywie antropologii doświadczenia14. Na autoprezentację składają się strategie, za pomocą których ludzie manifestują przeżywaną przez siebie kulturę, a zatem to, jak członkowie danej społeczności pokazu- ją swój świat na własny użytek, a także dla potrzeb „widzów” z zewnątrz.

Autoprezentację można zatem uznać za rodzaj zbioru kulturowych ekspresji stanowiących grupową autodefi nicję, która ma służyć samym członkom gru- py, jak również osobom, które chcą się o niej czegoś dowiedzieć (a zatem wy- konać pewien wysiłek poznawczy). Tropienie poprzez analizę tekstu grupo- wych symboli i wyobrażeń o sobie, także w wymiarze zbiorowym, przynosi dane o cechach autoprezentacyjnych – argumentacja i obrazy teraźniejszości

11 W badaniach pomagali mi studenci IEiAK UJ, którzy w ramach ćwiczeń terenowych pro- wadzili wywiady (kwestionariuszowe, swobodne i narracyjne) z mieszkańcami Wetliny, Cisnej i Baligrodu oraz z turystami przybywającymi w Bieszczady. Materiały z badań, nad którymi aktualnie pracuję, dostępne są w Archiwum IEiAK UJ.

12 N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, Wprowadzenie. Dziedzina i praktyka badań jakościowych, tłum.

K. Podemski [w:] Metody badań jakościowych, t. 1, red. N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, Warszawa 2009, s. 23.

13 Por. T. Buliński, Czym jest antropologizacja nauk? [w:] Zanikające granice. Antropologizacja nauki i jej dyskursów, red. A. Pomieciński, S. Sikora, Poznań 2009, s. 265–266.

14 Por. E.M. Bruner, Przeżycie i jego ekspresje [w:] Antropologia doświadczenia, red. V.W. Tur- ner, E.M. Bruner, tłum. E. Klekot, A. Szurek, Kraków 2011, s. 11–39; V.W. Turner, Dewey, Dilthey i gra społeczna: szkic z zakresu antropologii doświadczenia [w:] Antropologia doświadczenia…, s. 43–54.

2 łamanie.indd 517

2 łamanie.indd 517 2015-01-16 15:24:132015-01-16 15:24:13

(5)

oraz przeszłości, które buduje autor, służą przecież bardzo współczesnym celom.

Narrację traktuję, za Jerzym Trzebińskim, jako sposób rozumienia świa- ta przez ludzi, środek wyrażania myśli i przeżyć, wynikający z narracyjne- go sposobu pojmowania świata, który to z kolei sposób jest efektem narra- cyjnej struktury ludzkiej wiedzy o świecie15. Na narrację, taką jak książka bieszczadzka, można spojrzeć jak na autoprezentację – występ dla określo- nej publiczności w określonym kontekście i dla realizacji konkretnego celu.

Bieszczadzką autoprezentację, uchwyconą podczas lektury tekstów, można rozpatrywać za Michelem Foucaultem jako sposób

w jaki podmiot aktywnie tworzy siebie poprzez praktyki siebie, (…) praktyki te nie są w gruncie rzeczy czymś, co podmiot sam wymyśla. Są one wzorami, które jednostka znajduje w kulturze i które są proponowane, sugerowane lub nakazane przez kulturę, społeczeństwo i własną grupę społeczną16.

W swoich bieszczadzkich badaniach i w swoim doświadczaniu bycia- -w-Bieszczadach nastawiam się na odkrycie reguł rządzących życiem ludzi zamieszkujących ten skrawek Polski. Przyglądam się dyskursywnym, nar- racyjnym, przestrzennym i semiotycznym zasadom porządkującym świat Bieszczadów17.

ANTROPOLOGICZNE BADANIE LITERATURY

Literatura bieszczadzka – tj. pisana przez mieszkańców Bieszczadów – sta- nowi korpus pisemnych ekspresji powołujących do życia Bieszczady. Język tych tekstów (jak zresztą żaden język – żywej mowy ani martwego pisma) nie oddaje prawdy o świecie, który opisuje, ale właśnie go kreuje. Mimo sil- nie referencyjnych ambicji części analizowanych książek nie traktuję ich jak prostych raportów z tego, co zdarzyło się w Bieszczadach. Pytanie o praw- dziwość wiedzy dostarczanej nam przez literaturę zazwyczaj bezrefl eksyjnie odwołuje się do klasycznej, korespondencyjnej koncepcji prawdy, za którą stoi przekonanie, że istnieje odpowiedniość między światem a językiem. Dla mnie analizowany zbiór, jak i same Bieszczady, które go wygenerowały, są

15 J. Trzebiński, Narracyjne konstruowanie rzeczywistości [w:] Narracja jako sposób rozumienia świata, red. idem, Gdańsk 2002, s. 17.

16 M. Foucault, The ethic of care for the self as a practice of freedom [w:] The fi nal Foucault, red. J. Bernauer, D. Rasmussen, Cambridge 1988, s. 11, za: J.A. Holstein, J.F. Gubrium, Praktyki interpretacyjne a działanie społeczne, tłum. K. Iwińska [w:] Metody badań jakościowych, t. 1, s. 686.

17 Por. P. Atkinson, S. Delamont, Perspektywy analityczne, tłum. B. Mateja [w:] Metody badań jakościowych, t. 2, red. N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, Warszawa 2009, s. 274.

2 łamanie.indd 518

2 łamanie.indd 518 2015-01-16 15:24:132015-01-16 15:24:13

(6)

konstrukcją, która „wcale nie opisuje świata, tylko go dla nas tworzy”18, która powoływana jest do życia w opowieści i przez opowieść stwarzana. Poje- dyncze opowieści stanowią składową metaopowieści zbiorowej, zbiorowego obrazu Bieszczadów.

Antropolodzy coraz częściej sięgają po literaturę piękną, traktując ją jako pełnowartościowe źródło danych19. Rzadko jednak tłumaczą się z tego, jak to robią, czyli rzadko prezentują zastosowaną metodologię. Badanie literatury stwarza antropologom problem. Brak spójnej metodologii powoduje, że nie- rzadko antropologom grozi „lektura naiwna”. Agnieszka Karpowicz, litera- turoznawczyni i kulturoznawczyni, która proponuje własną ścieżkę „antro- pologicznej wewnątrztekstowej analizy” tekstu, zauważa ten warsztatowy impas:

Wielokrotnie powtarzane przekonanie, jakoby literatura była immanentną antropo- logią, a narracyjny charakter antropologii zbliżał ją do wypowiedzi literackiej ma nośność metarefl eksyjną, ale niekoniecznie ułatwia praktyczne badania realnych utworów. Wydaje się, że niektóre metody, perspektywy i kategorie antropologiczne otwierają natomiast takie możliwości. Być może jednym z wymiarów projektowanej antropologii literatury powinien być po prostu antropologiczny opis terytorium we- wnątrztekstowego20.

Poszukując metodologicznych sugestii do antropologicznego badania lite- ratury, autorka opiera się na inspiracji płynącej z koncepcji gatunków mowy Michaiła Bachtina. Bazuje ona na pojęciu logosfery jako konkretnej rzeczywi- stości językowej, budowanej na bazie gatunków mowy, w którą zanurzona jest literatura. Logosfera byłaby zatem tym, co „stanowi efekt praktyk kul- turowych” oraz jest „naturalnym środowiskiem komunikacyjnym (i egzy- stencjalnym) człowieka”. Na logosferę składają się także te formy językowe, które uczestnicy danego kontekstu traktują w kategoriach estetycznych jako efekt działań twórczych. Nawet wypowiedzi artystyczne wyrastają z danego środowiska komunikacyjnego, choćby je przekraczały i modyfi kowały21. Dla antropologa brzmi to już znajomo – konieczne jest odwołanie do kontekstu, uwzględnienie całego tła, które towarzyszy konkretnej praktyce kulturowej, także artystycznej, ściślej – literackiej. Praktykę językową należy więc trakto- wać w perspektywie komunikacyjnej. Tekst nie jest osobny, autonomiczny, badacz nie może ograniczać się wyłącznie do jego horyzontu. Stanowisko takie bliskie jest antropologii, łamie też literaturoznawczy monopol na do- stęp do tekstów literackich. W logosferze może mieścić się także literatura jako „wtórny gatunek pisany czy, konkretnie, typografi czny”, która „żywi się wszelkimi codziennymi gatunkami mowy (ustnymi, pisanymi, logowizu-

18 K. Dunin, Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności, Warszawa 2004, s. 11.

19 Por. P. Trzeszczyńska, Łemkowszczyzna zapamiętana. Opowieści o przeszłości i przestrzeni, Kraków 2013.

20 A. Karpowicz, Wyspy Trobriandzkie tekstu, Morza Południowe literatury. Antropologiczne me- tody wewnątrztekstowej analizy i interpretacji utworu literackiego [w:] Doświadczanie świata, doświad- czanie lektury, red. M. Radkowska-Walkowicz, Warszawa 2011, s. 47.

21 Ibidem, s. 48.

2 łamanie.indd 519

2 łamanie.indd 519 2015-01-16 15:24:132015-01-16 15:24:13

(7)

alnymi), które z kolei ją zmieniają”22. Oderwanie ekspresji typografi cznej od jej autora oznacza dekontekstualizację tej ekspresji. Zadaniem zaś badacza jest ponowne zanurzenie jej w kontekst23. Badanie literatury w takim ujęciu polega na tropieniu zapisanych elementów logosfery, które rozpoznaje się w tekście.

To, czego antropolog szuka w tekście literackim – niezależnie od tego, w jaki sposób to robi – to kontekst kulturowy, który może nam coś powie- dzieć – najogólniej rzecz biorąc – o warunkach, które wygenerowały dzieło24. Tekst literacki daje nam dostęp do rzeczywistości kulturowej:

Tekst literacki unaocznia obrazy kultury, tworzy ją i jednocześnie jest jej produktem:

materializuje to, co ulega „fosylizacji”, czyli system komunikacji, doświadczenie cza- soprzestrzeni, rytuał, strukturę społeczną czy mechanizmy funkcjonowania, wzory i instytucje kultury, pamięć kulturową, wewnętrzne procesy społeczne lub charakter współbycia społecznego (więzi międzyludzkich), choć w tekście wszystkie te elemen- ty nie istnieją w sposób bezpośredni. (…) w tekście artystycznym kluczowymi miej- scami są elementy w nim nieobecne, ale dekontekstualizowane lub rekontekstualizo- wane w tekście drukowanym25.

W takim ujęciu zachęca się antropologów do sięgania po „literackie świa- dectwa kulturowe”. To ostatnie może być rozumiane jako zwierciadło kon- tekstu, w którym powstaje i które na różne sposoby stara się oddać czy też utrwalić, ale z którego także czerpie. Poznanie kultury jest więc możliwe poprzez poznanie literatury. Badając bieszczadzką literaturę, badam przede wszystkim „piśmienne ekspresje werbalne”26, których funkcjonalność, a nie substancjalność, wydaje mi się najbardziej interesująca.

Jeśli wyjdzie się bowiem poza pismocentryczne [tj. literaturoznawcze – P.T.D.] ba- dania literatury, okazuje się, że jej zwierciadła rzeczywistości przylegają do samych rzeczy społecznych, do działań społecznych, nie oddalając się zbytnio od samej co- dzienności; tworzą odbicia bardzo bliskie, do-pracowują to, co się wydarza. Gdzieś pomiędzy tymi odbiciami powstaje potem tekst i zadziwiająco przylega później do rzeczywistości samej, wyprzedza ją, komentuje, buduje jej możliwości27.

A zatem nie karkołomna próba dopatrzenia się znamion „rzeczywistego”

kontekstu w nieprzeciętnej praktyce kulturowej, ale uznanie stanu „przyle-

22 Ibidem, s. 52.

23 Ibidem, s. 53.

24 M. Radkowska-Walkowicz, Co robi etnograf? Czyta [w:] Doświadczanie świata…, s. 15.

25 Ibidem, s. 61. Inną propozycją badania literatury jest rozwijana przez Grzegorza God- lewskiego antropologia słowa, która dzieli podejście badawcze z antropologią kulturową, ale nie stanowi jej poddyscypliny czy działu – jest natomiast jedną z jej możliwych perspektyw.

Sądzę, że podejście to, czy – jak chce G. Godlewski – perspektywa, nie oznacza dla antropolo- ga konieczności sięgania poza własny horyzont dyscypliny i przeszczepiania na jej grunt ob- cych założeń metodologicznych. Stwarza teoretyczne uwarunkowania do rozwinięcia własnej, tj. antropologicznej metodologii badania literatury jako praktyki kulturowej. Por. G. Godlew- ski, Słowo – pismo – sztuka słowa. Perspektywy antropologiczne, Warszawa 2008.

26 Określenie A. Karpowicz, Wyspy Trobriandzkie tekstu..., s. 51.

27 T. Rakowski, Zwierciadła polskiej rzeczywistości potransformacyjnej: antropologia, literatura [w:] Doświadczanie świata…, s. 170.

2 łamanie.indd 520

2 łamanie.indd 520 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(8)

gania”, a niekiedy „wyprzedzania”, zawsze jednak komentowania. Zdaniem Normana K. Denzina i Yvonny S. Lincoln, „nie istnieje nic, co znajdowałoby się poza ramami reprezentacji”28. Badacz tworzy reprezentacje badanej rze- czywistości. Dlaczego zatem nie miałby sięgnąć po inny jeszcze rodzaj repre- zentacji, taki jak tekst wytworzony w badanym środowisku? Wszak „znamy świat poprzez historie, jakie są o nim opowiadane”29.

Bieszczadzkie opowieści utrwalone w postaci tekstu, a także projektowana pamięć bieszczadników w regionie, w którym nie znajdują się ich korzenie, mają do udźwignięcia duży ciężar: utrwalić treści funkcjonujące w postaci anegdot, wspomnień, refl eksji z bieżącego życia podtrzymywanych i krążą- cych w życiu społecznym z udziałem wielu nadawców i odbiorców. Poprzez tekst pisemny antropolog ma uprawniony dostęp do kulturowego znaczenia.

Skoro „nasze [badaczy – P.T.D.] dyskursy są środkami dzielenia się naszymi obserwacjami z tymi, którzy w tych badaniach nie uczestniczyli”30, i skoro zbadany dyskurs ukazany jest w dyskursie stworzonym przez badacza, to dorzucenie do tego łańcucha tekstów jeszcze jednego – tekstu wytworzonego przez badanych – nie jest sprzeniewierzeniem się czystości metodologicznej, nie jest nachalnym rozszerzaniem antropologicznego terenu na nieproszo- ne terytoria. Jest raczej wsłuchaniem się w to, co ten teren „mówi” i co jego mieszkańcy chcą nam – sobie, innym – powiedzieć31.

BIESZCZADZKIE OPOWIADANIE

Mityzację „po bieszczadzku” rozumiem jako mechanizm polegający na sta- pianiu się doświadczeń innych (dawnych mieszkańców Bieszczadów) z wy- obrażeniami swoimi i innych (zarówno potomków owych dawnych gospo- darzy regionu, jak i turystów czy potencjalnych osadników)32. Jak podkreślają Czesław Robotycki i Zbigniew Libera, opowieści o przeszłości to projekcje rzeczywistości pamiętanej lub wyobrażonej, przeniesionej na „mityczny po- czątek”, a wyobrażenia na temat przeszłości i postawy wobec niej należą do mechanizmów jej mityzowania w myśl zasady „było tak, jak chcemy, żeby było”. Jak stwierdzają: „(...) mechanizm mityzacji sprawia, że fakty i zdarze- nia, zbiorowe przekonania i poglądy stają się wspólną mitohistorią kreowa- ną nieustannie, by w społecznej interakcji »swoi« versus »obcy« dostarczać

28 N.K. Denzin, Y.S. Lincoln, Część IV: Metody zbierania i analizowania materiałów empirycz- nych [w:] Metody badań jakościowych, t. 2…, s. 3.

29 Ibidem, s. 3.

30 Ibidem, s. 10.

31 Por. odmienne stanowisko T. Bulińskiego, Czym jest antropologizacja..., s. 267–273.

32 Inspiruję się tu uwagami Katarzyny Kaniowskiej na temat autofi kcji jako jednej z fi gur pamięci (K. Kaniowska, „Memoria” i „postpamięć” a antropologiczne badanie wspólnoty [w:] Co- dzienne i niecodzienne. O wspólnotowości w realiach dzisiejszej Łodzi, „Łódzkie Studia Etnologicz- ne”, t. 43, red. G.E. Karpińska, Łódź 2004, s. 22–24).

2 łamanie.indd 521

2 łamanie.indd 521 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(9)

argumentów wspierających własną wizję świata, wspólnotę swoich”33. Mity- zowanie przeszłości opiera się na przekształcaniu i uzupełnianiu jej obrazu34, niewątpliwie służy poczuciu spójności grupy, która owych zmian dokonuje i której one służą.

Bieszczadnicy są szczególnie autorefl eksyjni, autotematyczni i samoświa- domi. Poprzez wieloletnie działania autoprezentacyjne na tkance wizerunku regionu oraz własnych wyborów życiowych, które przywiodły ich w Biesz- czady, przywykli do namysłu nad miejscem, które stało się ich domem, oraz do praktyk polegających na budowaniu opowieści na jego temat. Tym, co od- różnia ich od innych ekspertów od własnej kultury, z którymi mają do czy- nienia etnologowie, jest skłonność do werbalizowania autoanaliz np. w nar- racjach pisemnych. Dlatego zasadne wydaje się określenie ich, za George’em Holmesem i George’em Marcusem, paraetnografami35:

Eksperci nie powinni więc grać podrzędnej roli pomocników w terenie, ale podmio- tów w pełni zaangażowanych w analizę, których kognitywne zdolności działania obejmują potencjalnie niezliczone wymiary poznania. Nie są oni typowymi „tubyl- cami” czy przedstawicielami swoich kultur, których będziemy systematycznie badać;

są natomiast aktywnymi aktorami uczestniczącymi w kształtowaniu tego, co badamy, naszymi partnerami. Założenie to stanowi podstawową koncepcję paraetnografi i36. Oczywiście podejście takie powoduje redefi niowanie statusu informa- tora37, ale daje szanse na realizację projektu, który nadaje właściwe miejsce podmiotowi badań nastawionemu ekspercko, refl eksyjnie i analitycznie do własnej kultury, której rozumienie badaczowi ułatwia czy wręcz umożliwia poprzez przekład w znanych mu kategoriach. Nie tylko autorzy bieszczadz- kich książek, ale i wielu moich rozmówców wchodzi w kompetencje etnologa.

Oczywiście wymaga to od badacza szczególnej metodologicznej czujności.

Od dziesiątków lat w dyskursie popularnym Bieszczady prezentowane są jako dziki, tajemniczy i fascynujący zakątek, schronienie buntowników i in- dywidualistów, enklawa artystów i „Dziki Zachód”. Za początek współczes- nych narracji bieszczadzkich, do dziś wyraźnie zasilających niektóre prak- tyki kulturowe, takie jak teksty czy działalność autoprezentacyjną, można uznać narrację pionierską. Pionierzy pojawiali się na bieszczadzkiej ziemi po wysiedleniach rdzennej ludności ruskiej. Ziemia ta, obarczona złą, zbrodni- czą przeszłością, nabrała cech dzikości i odludzia. Musieli zatem być wy- jątkowo zdeterminowani do ponownego jej zagospodarowywania, a także cechować się męstwem, hardością, siłą fi zyczną i psychiczną, by przetrwać w tym niezbyt łaskawym świecie, przechowującym złowrogie wspomnienia walk z partyzantką UPA, zawłaszczanym przez dziczejącą przyrodę, z dala

33 Z. Libera, C. Robotycki, Wilamowice i okolice w ludowej wyobraźni [w:] Wilamowice. Przyroda, historia, język, kultura oraz społeczeństwo miasta i gminy, red. A. Barciak, Wilamowice 2001, s. 384.

34 Ibidem, s. 398.

35 G.R. Holmes, G.E. Marcus, Przeformułowanie etnografi i. Wyzwanie dla antropologii współ- czesności, tłum. K. Miciukiewicz [w:] Metody badań jakościowych, t. 2…, s. 648.

36 Ibidem, s. 651–652.

37 Ibidem, s. 652.

2 łamanie.indd 522

2 łamanie.indd 522 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(10)

od wygodnego życia i rodziny. Przecierali więc szlaki, budowali drogi, wy- cinali lasy, myli się w potoku, mieszkali w barakach. Pojawiali się tu ludzie, którzy uciekali od dawnego życia, od żony czy przed wymiarem sprawied- liwości. Przybywali zagubieni, skuszeni rozpowszechnianą wizją krainy za- pomnianej przez ludzi i Boga, gdzie można zacząć wszystko od początku, przyjeżdżali romantycy i buntownicy. Nikt nie pytał tu o przeszłość, ważne były ręce do pracy. Najwytrwalsi postanawiali tu zostać, tworząc zrąb nowej bieszczadzkiej społeczności lokalnej. Z czasem wśród nich znaleźli się póź- niejsi zakapiorzy, którzy, co oni sami chętnie dziś podkreślają, byli najmoc- niej zauroczeni miejscem i zarazem najbardziej zdeterminowani, by tu żyć.

Często trudy egzystencji i ponure wspomnienia łagodzili alkoholem.

Narracja zakapiorska zasadza się na jednym z bardzo nośnych nowych bieszczadzkich mitów. Powstawał on (i wciąż się kształtuje) za sprawą twór- czości osób zafascynowanych biografi ami bieszczadników, takich jak legen- darny lider Wolnej Grupy Bukowina, Wojtek Belon, cytowany na początku tego tekstu właściciel baru „Siekierezada” w Cisnej i autor trzech książek, Rafał Dominik, oraz – przede wszystkim – historyk, pedagog, dziennikarz i pisarz – Andrzej Potocki. Ten ostatni wykorzystał biografi e mężczyzn, któ- rzy po wojnie trafi li w Bieszczady, jako materię kilku książek i reportaży telewizyjnych (głównie jednak mającej kilka wydań publikacji Majster Bieda czyli zakapiorskie Bieszczady):

Bieszczady od zawsze były ucieczką grzeszników. (…) Na miejsce tych, co pękali, ko- lejne przełomy nieustannie wypluwały nowych frustratów, a wśród nich smakoszy bieszczadzkiej egzotyki. (…) Bieszczady były jedynym miejscem w kraju, w którym można było nic nie robić. Zlecieli się tu wówczas niebiescy ptaszkowie, co ani siać, ani orać nie mieli zamiaru. Ufni w opiekę Bożą, żyli z dnia na dzień, czasami aż do dnia nagłej i niespodziewanej śmierci. Ci najtwardsi, najbardziej niepokorni, ci z popapra- nymi życiorysami stworzyli legendę współczesnych zakapiorskich Bieszczadów. Stali się może nie tyle solą tej ziemi, co jej gorzałką i zagrychą, bo nie dla poprawienia sma- ku dobry Bóg ich tu przysłał, ale by wszystkimi kolorami tęczy zachwaścili tę krainę nieustannej kontestacji38.

A. Potocki kreśli wyraziste obrazy nieprzystosowanych do życia w spo- łeczeństwie autsajderów, nierzadko obarczonych więziennym wątkiem bio- grafi i uciekinierów od wszelkich więzów i obciążeń, stworzonych do wolno- ści, rozkochanych w dzikiej, bezkresnej przestrzeni Bieszczadów. Ukazywał ciemne strony ich życiorysów, popełnione błędy i własne z owymi błędami pogodzenie, nierzadko alkoholizm. Opisywał i dowartościowywał ich twór- czość artystyczną – najczęściej rzeźbiarską lub poetycką oraz specyfi czną cechę – brak przywiązania do wartości materialnych i zaspokajanie wyłącz- nie najbardziej elementarnych potrzeb. Zakapiorstwo jako miejscowa, biesz- czadzka osobliwość – „stan ducha” oraz „duchowa kondycja” – w tekstach A. Potockiego urasta do immanentnej cechy „bieszczadzkości” oraz stałego elementu krajobrazu „Bieszczadu”. Atrybutem fi gury zakapiora jest więc życie z dnia na dzień, brak planów na przyszłość, kowbojski kapelusz, pod-

38 A. Potocki, Majster Bieda czyli zakapiorskie Bieszczady, Rzeszów 2004, s. 5–6.

2 łamanie.indd 523

2 łamanie.indd 523 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(11)

ręczne anegdoty na własny temat, wspomnienie popełnionych błędów i du- chowej przemiany, która stała się możliwa w „Bieszczadzie” przy walnym udziale osobistego Anioła Stróża (resp. dobrego diabła albo dusiołka), który czuwał nad każdym z tych życiowych rozbitków.

Mechanizm mityzacyjny bieszczadzkiego zakapiora najlepiej jednak wi- dać na przykładzie życiorysu Władysława Nadopty, bohatera piosenki pt.

Majster Bieda. Nadopta nie był bieszczadzkim artystą, trafi ł tu jak wielu przed nim i po nim, a jego poszukiwanie własnego miejsca na ziemi wpasowało się w poetycką wizję W. Belona, który uśmiercił go za życia w tekście piosen- ki o bieszczadzkim przemijaniu i trudnej biografi i. Z czasem treść legendy

„Majstra Biedy” wykorzystał i rozwinął A. Potocki. Za jego sprawą wyod- rębnił się swoisty panteon bieszczadzkich zakapiorów, a postacie zaliczone do tego grona obrastały w hagiografi czne opowieści. Pretendenci do zaka- piorstwa oraz uznani za zakapiorów rozwijają zaś cały system symboli, które mają zaświadczać o przynależności do tej grupy (swoisty folklor zakapior- ski, stosowny strój, kodeks honorowy, wspólne wartości, atrybuty takie jak gitara, kapelusz, puszka z piwem itd.). Rafał Dominik z kolei przedstawia podkoloryzowane biografi e zakapiorów, zwraca jednak uwagę na ich au- tentyczną biedę, potrzebę wolności i talent artystyczny39. Droga, jaką każdy z zakapiorów przechodzi, to walka z własnymi słabościami na ziemskim pa- dole i marnym losem, która zwykle nagradzana jest już po drugiej stronie, na

„niebieskich połoninach”:

Dziewięciu, których nie ma, dziewięć kraterów pustki – szkice o nich to hołd złożony gladiatorom, którzy na arenie ciśniańskiego cyrku dzielnie i z odwagą walczyli z włas- nym życiem, nadziejami i upadkami, a w ostateczności ze śmiercią. Zostało po nich dziewięć stołków w „Siekierezadzie”. Do każdego przypisane jedno ludzkie istnienie – nędzne, ale i dumne, nieposkromione i odważne. Mogłoby być ich więcej – pięknych umarłych nam nie brakuje, to nasz „produkt lokalny”, ale bar jest za krótki, za mały, by pomieścić wszystkie obrazy tragikomedii człowieczych dni (…) barwne jak egzo- tyczne papugi, szare jak bieszczadzkie wilki w listopadową noc, bojaźliwe i odważne, żywe i martwe40.

Kolejną narracją jest narracja artystycznej enklawy, krainy zamieszkanej przez wielką liczbę twórców – rzeźbiarzy, malarzy, poetów, muzyków. Licz- ba galerii, pracowni, wydań tomików wierszy i innych publikacji bieszczadz- kich jest w istocie znacząca. Ale takie nagromadzenie inicjatyw twórczych, estetycznie różnej zresztą jakości, ma także drugie oblicze. Sztuka w Biesz- czadach roztopiła się w codzienności, nastąpiła jej prozaizacja41. I nie doty- czy to wyłącznie literatury z Bieszczadami w treści. Sztuka jest, jak okiem sięgnąć, elementem bieszczadzkiej wizualności, której ekspozycją są świątki, biesy, czady i kowboje czytający wiersze. Każdy z nich „wrósł w klimat”

39 Por. R. Dominik, Bieszczadzkie opowieści Siekierezady + najnowsze opowiadania, Rzeszów 2012; idem, Bieszczadzkie opowieści Siekierezady 2, Rzeszów 2010; idem, Zapiski z Siekierezady, Ol- szanica 2012.

40 R. Dominik, Bieszczadzkie opowieści Siekierezady..., s. 20.

41 A. Karpowicz, Proza życia. Mowa, pismo, literatura, Warszawa 2012.

2 łamanie.indd 524

2 łamanie.indd 524 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(12)

Bieszczadów, najlepiej rozumiał ideę wolności i tylko tu mógł zrealizować pełnię swojego talentu:

[Zdzisław Pękalski – P.T.D.] Urodził się we Lwowie, wychował w Przemyślu, arty- stycznie wrósł w pejzaż kulturowy Bieszczadów. Bardziej niż którykolwiek ze współ- czesnych artystów plastyków odgadł ich tajemną aurę42.

Podobnie najsłynniejszy bieszczadzki artysta i „ostatni kowboj”, Andrzej (Jędrek) Wasielewski „Połonina”, znany też jako Jędruś Świątkarz:

Rzeźbiarz i malarz, kowboj i awanturnik, włóczęga i zakapior. A przecież kochaliśmy go i podziwialiśmy jego twórczość. Zginął tragicznie, kiedy wyczerpał mu się pomysł na życie. Teraz w niebie Panu Bogu świątki struga43.

(...) nie próbował już podjąć normalnej pracy, pozostając wolnym wolnością absolut- ną, w której słowa traciły swoje normalne znaczenie i żadna jego obietnica nie mogła być brana na serio. Im bardziej gubił się w życiu, tym bardziej odnajdywał się w sztu- ce. Jego zmaterializowane w rzeźbach i obrazach artystyczne wizje zaświadczają, że nie zmarnował swojego życia, chociaż sczezł tak marnie jak rozbita o bruk pusta bu- telka po wódce…44

Immanentnym elementem działalności twórczej bieszczadników jest fi gu- ra „Bieszczadu”, stanowiąca jej wizytówkę i swoisty skondensowany komu- nikat autoprezentacyjny. Eksploatowany jest on szczególnie mocno przez pi- sarzy i poetów – widać to w tytułach i treści wielu tomów (np. antologii poezji Natchnieni Bieszczadem i tomików Ryszarda Szocińskiego: Idąc przez Bieszczad, Jako ptaki Bieszczadu, Tańcząc Bieszczadem, Słowa z widokiem na Bieszczad), w na- zwach stowarzyszeń (np. Natchnieni Bieszczadem z Cisnej, organizatora fe- stiwalu pod tym samym tytułem), w treści szyldów i podczas scenicznych prezentacji artystów bieszczadzkich. Zwłaszcza działalność okołopoetycka obfi cie posługuje się retoryką „Bieszczadu”. W publikacji Dźwiękosłowa druga antologia, stanowiącej podsumowanie zmagań konkursowych podczas festi- walu Natchnieni Bieszczadem w 2013 roku45, tak prezentowane są sylwetki poszczególnych poetów:

Publikacje poety były wielokrotnie wznawiane w wielotysięcznych nakładach. Jego

„Atamanię” znają wszyscy, którzy przypadkiem lub idąc za głosem serca pobłądzili w Cisnej. Wiersze Ryszarda Szocińskiego łączą lirykę i delikatność miłości poety do Bieszczadu ze słodko-kwaśnym smakiem życia w nim46.

Jako poeta [Przemysław Jerzy Chmielewski „Chmielu” – P.T.D.] debiutował w 1997 (...) jego śpiew i melorecytacja to jedne z ciekawszych atrakcji turystycznych Biesz-

42 A. Potocki, Między sacrum a profanum [w:] Zrodzone z bieszczadzkiego drewna. Rzecz o Zdzi- sławie Pękalskim, Rzeszów 2012, s. 4.

43 Bieszczadzkie przypadki Jędrka Wasielewskiego Połoniny, red. A. Potocki, oprac. tekstów K. Potocka, Rzeszów b.d.w., s. 5.

44 A. Potocki, Kiedyś był… [w:] Bieszczadzkie przypadki…, s. 10.

45 Dźwiękosłowa druga antologia, oprac. M. Welz, Cisna 2013.

46 Ibidem, s. 7. Bodaj najbardziej medialny bieszczadzki poeta. Ową „Atamanią” jest budka z pamiątkami na parkingu w Cisnej.

2 łamanie.indd 525

2 łamanie.indd 525 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(13)

czadu. Chmielowa myśl na ponure bieszczadzko-błotne klimaty: „lepiej mieć trudny charakter, niż nie mieć go wcale”47.

W Bieszczady pierwszy raz zabrali ją [Natalię Kohyt – P.T.D.] rodzice, czuje i pisze Bieszczadem48.

Monika [Kawulicz – P.T.D.] ma Bieszczad we krwi49.

Natchniona Bieszczadem [Katarzyna Mikołajczyk – P.T.D.] od lat trzydziestu, powra- cająca niczym bumerang w połonin objęcia z piórem i kredkami z zielonego wierz- chołka Śląska50.

„Bieszczad” nie jest synonimem Bieszczadów. Zakres tego pojęcia jest znacznie szerszy i dotyczy raczej życia w Bieszczadach, stanu ducha, spo- sobów doświadczania i przeżywania miejsca, atrybutów bieszczadzkości.

Przywoływany jest zwykle z wyczuwalnym patosem – „Bieszczad” zamiesz- kują artyści i zakapiorzy. Osoby „niezrzeszone”, nieuczestniczące w celebra- cji wrażliwości na „Bieszczad”, sytuują się poza możliwościami doświadcze- nia „sedna” tego miejsca.

Bieszczady mają też własną demonologię – zasiedlają je biesy, czady, dusiołki, diabły i anioły. Postaci te stanowią inspirację dla miejscowych twórców i walnie wspierają zapotrzebowanie na oryginalne bieszczadzkie symbole. Obok odwołań do przywracanej i rekonstruowanej przeszłości historycznej, związanej z dawnymi gospodarzami, bieszczadnicy nawiązu- ją do miejscowych legend, zasiedlonych przez postaci demoniczne. Poniżej osobno przyjrzę się bieszczadzkiej wielokulturowości. Przywoływana ona jest zwykle w tandemie z „pograniczem”. Jest to pogranicze, które rzekomo wciąż jest wielokulturowe, a na pewno może być prawomocnym sukcesorem dawnej wielokulturowości z uwagi na peryferyjne położenie i zawieszenie między Wschodem a Zachodem51.

PROJEKT: BIESZCZADY WIELOKULTUROWE

Słowo „wielokulturowość” jest jednym z bieszczadzkich wytrychów do re- gionalnej swoistości. Taka wielokulturowość, rozumiana przez bieszczadz- kich praktyków autoprezentacji jako zróżnicowanie etniczne, kulturowe i re- ligijne na pograniczu, jest współcześnie bardziej życzeniowa niż faktyczna,

47 Ibidem, s. 28.

48 Ibidem, s. 34.

49 Ibidem, s. 35.

50 Ibidem, s. 61.

51 Por. K. Górny, Pograniczne genius loci, czy przygraniczna gra w wielokulturowość? [w:] Dyle- maty wielokulturowości, red. W. Kalaga, Kraków 2004, s. 177–189.

2 łamanie.indd 526

2 łamanie.indd 526 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(14)

a jeśli jej przywołanie jest prawomocne, to w odwołaniu do przeszłości52. Mieszkańcy Bieszczadów, tworząc własne opowieści o miejscu, które wybrali na swój dom, włączają do projektowanej Assmannowskiej pamięci kultu- rowej odwołania do przeszłości „przedwysiedleńczej” regionu. Sięgając po treść, która może posłużyć za kanwę takich opowieści, prócz odwoływania się do własnych biografi i, przeżyć i anegdot, bieszczadnicy wykorzystują

„zastany” materiał – przeszłość należącą do dawnych gospodarzy tych ziem, przeszłość nie swoją, ale obcą, która została oswojona53. Wpasowanie wycin- ków z owej przeszłości do potrzeb utrwalania mitu Bieszczadów wielokul- turowych jest zabiegiem, który można obserwować w wielu różnych prakty- kach kulturowych mieszkańców regionu54 – działalności biznesowej, sztuce, tworzeniu oferty promocyjnej, pisaniu tekstów. Teraźniejszość, z braku inne- go zasobu, legitymizowana jest przez rekonstruowaną, nie-swoją przeszłość, poprzez przeszłość, która powinna być treścią pamięci kogoś innego.

Liczne festiwale kulturalne, oferta turystyczna oraz książki pisane przez regionalistów, popularyzatorów i fascynatów Bieszczadów prezentują spły- cony obraz przeszłości tego regionu, nierzadko też manipulują faktami, wspierając się selektywnie wybranymi treściami, które pasują do konstrukcji pożądanego obrazu miejsca. Luźne, niekiedy bezkrytyczne nawiązywanie do przeszłości, apologia pokojowej współegzystencji, poszanowania trady- cji i rzekomo refl eksyjnego do niej stosunku, tolerancji rozumianej według współczesnych kategorii, która miała być domeną mieszkańców bieszczadz- kich, zróżnicowanych etnicznie i religijnie wsi – wszystko to, wraz z nierzad- kimi w takich tekstach błędami merytorycznymi i uproszczeniami, kreuje pożądany obraz przeszłości, czasów sprzed kolonizacji, skrojony na miarę potrzeb turystów i samych bieszczadników. Modelowa przedwojenna „wie- lokulturowość” zdaje się wzorcem dla współczesnych mieszkańców regio- nu, do którego odwołują się twórcy bieszczadzkich mitów i kreatorzy oferty turystycznej – praktycy autoprezentacji.

52 Por. C. Robotycki, O wieloetniczności współczesnej Polski (antropologiczne zastrzeżenia et- nografa) [w:] W stronę nowej wielokulturowości, red. R. Kusek, J. Sanetra-Szeliga, Kraków 2010, s. 79–114. W strategiach sięgania przez bieszczadników po zjawiska z zakresu potocznie rozumianej wielokulturowości można dopatrzyć się znamion tzw. wielokulturowości butiko- wej Stanleya Fisha. Por. W.J. Burszta, Świat jako więzienie kultury. Pomyślenia, Warszawa 2008, s. 43–72.

53 Ramy tego tekstu przekracza zagadnienie pamięci zbiorowej/kulturowej bieszczadni- ków. Interesują mnie: rola przeszłości w codzienności bieszczadników, stosunek do nie-swojej przeszłości osób przybyłych w różnych falach osadniczych, sposoby odwoływania się miesz- kańców regionu do nie-swojej przeszłości (oraz źródeł pozyskiwania tych odwołań) i praktyki czynienia z niej kapitału kulturowego współczesnych Bieszczadów. Ponadto zastanawiam się nad tym, czy pamięć nowych mieszkańców może w jakiś sposób współistnieć z pamięcią au- tochtonów i wysiedlonych, czy też jest raczej kontrpamięcią, w jaki sposób przebiega proces jej konstruowania, a także jak w przestrzeni Bieszczadów umieszcza się znaki świadczące o prze- pracowaniu i przyswojeniu nie-swojego dziedzictwa i co czyni się z owym dziedzictwem, kie- dy staje się ono potencjalnym źródłem zasobów wykorzystywanych przez kreatorów dzisiej- szej „wielokulturowości” bieszczadzkiej.

54 Por. C. Robotycki, Społeczność lokalna a współczesny regionalizm i tożsamość lokalna, „Zeszy- ty Etnologii Wrocławskiej” 2012, nr 2(17), s. 19–41.

2 łamanie.indd 527

2 łamanie.indd 527 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(15)

Krzysztof Antoniszak, mieszkaniec Cisnej i właściciel jednego z tamtej- szych pensjonatów, który przy swoich gościach i podczas imprez folklo- rystycznych przechadza się w odświętnej ukraińskiej wyszywanej koszuli (soroczce), wydał kilka książek i broszurek poświęconych kuchni pograni- cza, kuchni łemkowskiej i łemkowsko-bojkowskiej. We wstępie do ostatniej książki autor wyjaśnia sposób pozyskiwania starodawnych bieszczadzkich przepisów:

Teren, jaki objąłem badaniem, praktycznie zaczyna się w okolicach Sławska na Ukra- inie, a kończy gdzieś w okolicy Buska, Krynicy Górskiej. (…) Dużą trudność przyspo- rzyły mi tłumaczenia z pamiętników gospodyń z tamtych czasów, które pisane były w mieszanym języku bojkowsko-łemkowsko-rusnacko-węgiersko-słowacko-ukra- ińsko-niemiecko-rumuńsko-polskim. W wielu przypadkach trzeba było domyślać się z jakich składników i jak robić daną potrawę. Najprostszym rozwiązaniem było ugotowanie jej metodą prób i błędów. W tym miejscu chciałbym gorąco podzięko- wać popowi Jackowi, który pomógł mi w tłumaczeniu wspomnianych pamiętników.

Chciałbym tu dodać, że zapiski te mające „set” lat, w wielu przypadkach dotykały znamienitych wydarzeń, które miały miejsce na tej ziemi i nie są znane obecnym histo- rykom. Na podstawie starej bieszczadzkiej kuchni można odtwarzać historię tej ziemi, czasy mlekiem i miodem płynące oraz okres tzw. nędzy galicyjskiej, która nie omiesz- kała tej ziemi ominąć. Nade wszystko w Bieszczadzie bardzo krótko żyło się źle, tj. biednie. Można więc w tej książce znaleźć potrawy bardzo proste i prymitywne, które pozwalały na jako takie przeżycie, ale można również srodze się zdziwić, kie- dy potrawy będą bardzo zacne i drogie. Ponad wszystko jednak prymitywność przy- gotowania tych potraw i ich zadziwiający, wspaniały smak nie mają sobie równych w żadnym innym rejonie świata. (…) wymyślne potrawy, które mają służyć ludziom godnym tej ziemi. To właśnie ta kulinarna prawda o górach i ludziach, którzy te po- trawy tworzyli przez wieki55.

Nie wiadomo, o jakie pamiętniki chodzi i w jaki sposób były pozyskiwa- ne, jednak okazuje się, że odtworzenie przepisów kulinarnych sprzed dzie- siątków lat wymaga wielu zabiegów, łącznie z „uzupełnieniem” brakujących informacji. Własna kulinarna twórczość i traktowanie szczątkowych śladów dawnych receptur raczej jako inspiracji niż bazy nie przeszkadza autorowi zapewniać o oryginalności zgromadzonych w książce przepisów. Zwraca także uwagę przekonanie autora o rzekomej mieszance językowej, zawiera- jącej ogromną liczbę naleciałości, także takich, które nie istniały jako osobne byty lingwistyczne (łemkowski a rusnacki). Użycie określenia „pop”, nie- akceptowanego dziś przecież przez duchownych obrządków wschodnich, świadczyć może z kolei o bardzo naskórkowym charakterze fascynacji auto- ra ruską kulturą.

Z kolei A. Potocki, autor książek o ambicjach popularnonaukowych, we wstępie do Księgi legend i opowieści bieszczadzkich56 pisze:

55 K. Antoniszak, Kuchnia Bieszczadu czyli to jedli i pili Łemkowie i Bojkowie ponad 100 lat temu, Krosno 2012, s. 9–10.

56 A. Potocki, Księga legend i opowieści bieszczadzkich, Lesko 2003. Książka cieszy się dużym powodzeniem, do chwili obecnej miała 8 wydań. Prezentowany cytat pochodzi z 4 wydania z 2003 roku. O tym, jak popularna jest ta pozycja wśród bieszczadzkich turystów i jaka jest

2 łamanie.indd 528

2 łamanie.indd 528 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(16)

Historia Bieszczadów postrzegana bywa na ogół poprzez publikację Łuny w Bieszczadach i fi lmy Ogniomistrz Kaleń czy Wilcze echa. A przecież ten skrawek Polski ma tak boga- tą historię jak żaden inny region. Przez wieki było to kulturowe pogranicze polsko- -rusko-węgierskie, a także pogranicze religijne katolicko-prawosławne. Warto też pamiętać o dziesięcioprocentowej grupie ludności żydowskiej. Tygiel kulturowo- -religijny sprzyjał powstawaniu szczególnie bogatej demonologii. Pogranicze pań- stwowe tworzyło z kolei burzliwą historię. Ukształtowanie terenu dawało dogodne schronienie zbójeckim bandom i ludziom wyjętym spod prawa. To tu najbardziej ze wszystkich terenów Rzeczypospolitej rozpleniło się zbójectwo. Najlepszym dowodem bogactwa kulturowego tego regionu jest fakt zebrania i opracowania ponad 160 le- gend i opowieści bieszczadzkich57.

Fachowe sformułowania splatają się tu z brakiem jakiejkolwiek chronolo- gii. Jednak rama mitu wielokulturowych Bieszczadów jest gotowa. Świadczy o niej liczba legend i opowieści, w których zaklęta ma być przeszłość regio- nu. Tymczasem dalej autor ujawnia metodę pracy z legendami i sposób ich pozyskiwania, a tym samym odmalowuje sposoby wynajdowania opowieści o przeszłości Bieszczadów:

Jest to owoc ponad dziesięciu lat pracy, zbierania okruchów tego, co ocalało w ludzkiej pamięci i nielicznych publikacjach. Po wysiedleniu i unicestwieniu w czasie drugiej wojny światowej i w okresie tużpowojennym ludności autochtonicznej, pozostała po niej pustka kulturowa. Autochtoni zabrali ze sobą nie tylko dobytek, ale także pamięć pokoleń, w której zapisana była lokalna tradycja. (…) Wiele z owych bajend ocaliłem być może od zapomnienia, bo i ludzie, z pamięci których je wydobywałem, byli pra- wie wiekowi i po raz pierwszy od dziesiątków lat opowiadali te legendy tylko mnie, bowiem nikt wcześniej się nimi nie interesował. Czasami był to tylko wspomniany już okruch. Wokół niego moja wyobraźnia tworzyła fabułę. Ale czy mogło być inaczej, skoro dotarcie do źródła było niemożliwe, a ludzka pamięć zawiodła. Wielokrotnie trzeba było odbyć tę podróż w autorskiej wyobraźni. (…) O potrzebie ich zachowania przekonały mnie opinie wielu ludzi, którzy z dużą sympatią wyrażali się o moich tele- wizyjnych opowieściach, pisali do mnie listy i niejednokrotnie przesyłali mi legendy.

Niechaj więc to, co udało mi się zebrać i opracować, stanie się własnością wspólną58. Przykładem takich „legend” czy opowieści jest stworzona i opowiedziana Andrzejowi Potockiemu przez Mariana Hessa z Dwerniczka legenda o bie- sach i czadach, bieszczadzkich dobrych i złych diabłach, od których miałaby

jej rola w utrwalaniu wyobrażeń ich samych albo wizji autora, świadczą opinie czytelników zamieszczone na portalu lubimyczytac.pl: „Bieszczadzki klimat aż wycieka z tej książki”, „Dla osób interesujących się tym regionem – ciekawe źródło informacji”, „Wraz z czystkami akcji Wisła zniknęli ludzie, którzy mogliby je przekazywać dalszym pokoleniom. Na szczęście nie wszyscy, a Andrzejowi Potockiemu udało się do nich dotrzeć i spisać ich opowieści, aby ocalić je od zapomnienia (i dociera tak od lat – każde kolejne wydanie książki jest poszerzane o nie- publikowane jeszcze historie). Przy okazji, między innymi wraz z Jędrkiem Połoniną, stworzył kilka nowych legend, które idealnie wpisują się w romantykę Bieszczadów”, „Nie wyobrażam sobie, jak można poczuć Bieszczady bez ich legend. Ta książka to zdecydowane must have każ- dego miłośnika bezkresnych bieszczadzkich połonin”, http://lubimyczytac.pl/ksiazka/5502/

ksiega-legend-i-opowiesci-bieszczadzkich/wszyscy/1#reviews (29.12.2013).

57 A. Potocki, Księga…, s. 5.

58 Ibidem, s. 6.

2 łamanie.indd 529

2 łamanie.indd 529 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(17)

pochodzić nazwa pasma górskiego. Sam autor wspólnie z naczelnym biesz- czadzkim zakapiorem, Jędrkiem Wasielewskim „Połoniną”, wymyślił z ko- lei:

opowieść o bieszczadzkich dusiołkach, których tak naprawdę nigdy tu nie było, ale Jędrek doszedł do wniosku, że być powinny. Dusiołki, jak się okazuje, znakomicie zaaklimatyzowały się w Bieszczadach59.

W innym zbiorze legend (już bez opowieści, co podkreśla autor we wstę- pie, choć nie wyjaśnia, na czym polega różnica), znacznie szerszym i włączo- nym w kontekst ogólnokarpacki, A. Potocki umieścił wiele całych fragmentów z poprzednio przywołanej książki. We wstępie nie wyjaśnia jednak, jak pozy- skał materiał do książki. Można domniemywać, że ta droga była podobna:

Wydobyte z zakamarków ludzkiej pamięci, wyblakłe ze starości, wydawałoby się, nikomu nie potrzebne, wracają na nowo do świata żywych, chociaż ich czas dawno przeminął. (…) Bywa, że coraz więcej wiemy o świecie, a coraz mniej o ojcowiźnie zamkniętej kręgiem horyzontu, która sprawia wrażenie zbyt powszedniej, by mogła być poznawczo atrakcyjna. I dopiero, kiedy odpłynąwszy daleko, wracamy do źródeł, krajobraz dzieciństwa staje się najpiękniejszym z widoków. Wraz z nim wraca pa- mięć, przez którą przewijają się strzępy zasłyszanych onegdaj opowieści. O skarbach, co są ukryte gdzieś tu w pobliżu, o zbóju, co na niedalekim gościńcu czynił rozbój, o karczmie, która już dawno sczezła, o przydrożnej kapliczce... I nagle okazuje się, że nie ma już nikogo, kto mógłby nam raz jeszcze opowiedzieć te legendy, opowiedzieć o naszej bajecznej ojcowiźnie. (…) W tym tomie pomieściłem tylko legendy, pomijając opowieści. Na ogół za wątek każdej z nich posłużyło jakieś konkretne zdarzenie mają- ce miejsce w głębokiej przeszłości i będące na tyle ważne dla lokalnej społeczności, że zapadło jej głęboko w pamięć i z czasem obrosło fabułą60.

Autor próbuje więc przekonać czytelnika o „obiektywnym istnieniu” cią- głości kulturowej regionu61, o której prawomocnie można mówić przecież tylko w przypadku Gorganów i Czarnohory, położonych na Ukrainie. Co więcej, sugeruje, że mamy do czynienia z jakąś ciągłością społeczności lokal- nej, w której łonie dochodzi do przekazu opowieści o wydarzeniach z „głę- bokiej przeszłości”, choć ciągłość ta jest na tyle problematyczna, że wymaga wysiłku poznawczego autora. Niezapośredniczona transmisja, konstytutyw- na dla takiej ciągłości w pełnym tego słowa znaczeniu, w istocie możliwa była tylko w rodzinach osób, które uniknęły wysiedlenia lub z niego powróciły.

Mało prawdopodobne, by osadnicy pozyskiwali legendy z odległej przeszło- ści od nielicznych niewysiedlonych osób czy też od tych, którzy wrócili po 1956 roku. Maria Biernacka, etnografka, która badała nową społeczność

59 Ibidem, s. 6.

60 A. Potocki, Księga legend karpackich. Bieszczady, Beskid Niski, Czarnohora i Gorgany, wyd. 2, Rzeszów 2012, s. 5.

61 W najnowszej książce A. Potocki podkreśla już, że wielokulturowość Bieszczadów na- leży do przeszłości (idem, Zaginiony świat bieszczadzkiego kresu. Bojkowie, Żydzi, Polacy, Niemcy i Cyganie, Rzeszów 2013).

2 łamanie.indd 530

2 łamanie.indd 530 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

(18)

bieszczadzką w latach sześćdziesiątych, stwierdziła wyraźny dystans obu grup, który dopiero po długim czasie został przełamany62.

Współcześnie wielokulturowość Bieszczadów nie jest rozumiana jako współegzystencja ludzi pochodzących z różnych środowisk i regionów, któ- rzy wnoszą w społeczność lokalną swoje odmienne wyposażenie kulturowe.

Jest to klisza, slogan, którego desygnat odnosi się do rzeczywistości już hi- storycznej (faktyczna współegzystencja ludzi reprezentujących różne etno- sy i wyznania), ale wykorzystywany jest w odniesieniu do teraźniejszości, głosząc, jakoby współczesne Bieszczady wciąż były takim wielokulturowym regionem. Podstawą wielokulturowego projektu Bieszczadów są elementy wchodzące w zakres folkloryzmu. Folkloryzm to zjawisko z dziedziny kul- tury artystycznej, które można zaobserwować w stroju czy raczej kostiumie ludowym, literaturze ustnej, tańcach, obrzędach, pieśniach oraz plastyce. Jest interpretacją tradycji ludowej, często zasadzającą się na zachowaniu pozor- nej autentyczności i polega na wydobywaniu z niej tylko takich elementów, które są atrakcyjne. Elementy te są prezentowane w określonym miejscu i czasie, w sytuacjach celowo zaaranżowanych, odmiennych od pierwot- nego kontekstu, w których widzowie oddzieleni są od wykonawców oraz które mają za zadanie oddziaływać na sferę estetyczną i emocjonalną. Folk- loryzm nierzadko obarczony jest konotacją pejoratywną, rozpatrywany jako instytucjonalny, niespontaniczny, sterowany, aranżowany, programowany63 fenomen kulturowy. C. Robotycki postrzega go jako zjawisko skonwencjo- nalizowane, oparte na „fałszywych presupozycjach aktora i widza, twórcy i odbiorcy”, którego miejscem jest szeroko pojmowana scena – festiwal, targ sztuki „ludowej”, wnętrze restauracji i lada sklepowa64. Jednak należy w nim także, za sugestią Rocha Sulimy, dostrzec wartość dla społeczności, która poprzez praktyki folklorystyczne wyraża istotne dla jej członków wartości.

R. Sulima rozpatruje folkloryzm antropologicznie w szerszym kontekście

„stylu kultury”, a konkretniej – „stylu życia”, który

pozwala odejść od pobieżnych wartościowań samego zjawiska i zwrócić się ku prob- lemom wartości, które folkloryzm stymuluje i wyraża w sposobach uczestnictwa kul- turalnego jednostek i całych grup rozumianych jako „kręgi kulturalnej jednorodno- ści”. Z takiej perspektywy folkloryzm winien być badany, gdyż jest to perspektywa komplementarna w stosunku do opisów folkloryzmu jako zinstytucjonalizowanego i instytucjonalnego przekazu treści65.

Wsparcie się taką perspektywą, podkreślającą aspekt rozumiejący, umoż- liwia rozpatrywanie folkloryzmu jako „cytowania” kultury ludowej66. Ludo- wość jako użycie folkloru, cytat na temat kultury ludowej, postrzegana jest przez badaczy jako stereotyp owej kultury ludowej, oparte na fragmencie i stylizacji wyobrażenie o tym, jak niegdyś wyglądało życie na wsi:

62 M. Biernacka, Kształtowanie się nowej społeczności..., s. 172–184.

63 T. Smolińska, Folkloryzm i problemy folkloryzacji [w:] Folklorystyka. Dylematy i perspektywy, red. D. Simonides, Opole 1995, s. 143.

64 C. Robotycki, Nie wszystko jest oczywiste, Kraków 1998, s. 119.

65 R. Sulima, Słowo i etos. Szkice o kulturze, Kraków 1992, s. 184.

66 Ibidem, s. 183.

2 łamanie.indd 531

2 łamanie.indd 531 2015-01-16 15:24:142015-01-16 15:24:14

Cytaty

Powiązane dokumenty

Już teraz zmienia się język, jakim operuje środowisko akademickie, słowa sta- ją się coraz bardziej efemeryczne, myślenie coraz bardziej utylitarne, a przez to

W pols ko- czes kich re lacjach ste reo typy Cze cha i Po la ka ist niały po obu stro nach od dawna i najc zęś ciej były to wizerun ki rac zej ne ga - tywne, a przy najm niej moc no

wielokrotnie w nauczaniu biskupa włocławskiego pojawia się mo- tyw wiary w życiu człowieka.. To ona sprawia, że ludzkie czyny stają się doskonałe i nabierają

The planning and design of new port infrastructures, or the adaptation and reuse of existing infrastructure, should be consistent with the principles of

I contend that the post-apocalyptic chronotope of the novel is comprised of two facets, one which I call dystopian and the other utopian, whose interplay continually undermines

czy też „Wszechistnienie”. Tak pojęte bycie jest niczym innym jak istnieniem, a poszczególne byty jego momentami. Uwzględniając takie pojmowanie bycia w jego ogólności,

6 W strukturze organizacyjnej Biblioteki Głównej wyróĪniono: DyrekcjĊ, Biuro Dyrektora Biblioteki (w skład tego oddziału wchodzą: Kierownik Biura, Sekretariat,

W praktyce, organy założycielskie w niektórych przypadkach uzależ­ niały wydanie decyzji o reaktywowaniu samorządów (bądź jako waru­ nek wznowienia działalności