• Nie Znaleziono Wyników

Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1935, R. 2, z. 7/8

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Lotos : miesięcznik poświęcony rozwojowi i kulturze życia wewnętrznego, 1935, R. 2, z. 7/8"

Copied!
68
0
0

Pełen tekst

(1)

K R A K O W

1 9 3 5

(2)

T r e ś ć z e s z y t u :

Str.

Ś. p. Józef Ja n k o w s k i — w sp o m n ie n ie p o ś m i e r t n e ...* *

Ciało a s tr a ln e w p ara p sy ch o lo g .fi — Józef Ś w i t k o w s k i ...227

D ziw y In d y j — K. C h o d k i e w i c z ... 232

W s tę p w ś w ia ty n a d z m y sło w e — J. A. S. ...240

O s u g e s tji m y ślo w e j (c. d.) — Dr. J u lja n O c h o r o w i c z ...254

H a rm o n je p rz e s trz e n i — L eon D e n i s ... ...262

T a je m n ic e sz la c h e tn y c h k a m ie n i — M. F l o r k o w a ...267

Ś w iad o m o ść a to m u (c. d.) — A. B a i l e y ... 272

C h iro zo fja — M. W i k t o r ... 276

W y d a w n i c t w a z a p o w i e d z i a n e : M y ślo k sz ta lty — C. W . L e a d b e a t e r ... 280

D usza i jej m e c h a n iz m — A. A. B a i l e y ... 281

S am o le cz en ie się — S te fa n K o w a l s k i ... 282 P r z e g l ą d b i b l i o g r a f i c z n y :

J a k o oso b n y d o d a te k : E w o l u c j a L u d z k o ś c i — K. C hodkiew icza (C. d. o A tla n ty d z ie ).

K o m u n i k a t y R e d a k c j i i A d m in is t r a c j i.

By u ła tw ić n a s z y m C z y te ln ik o m n o r m a ln y o d b ió r L otosu w o k re sie le tn im , w k tó ry m to z pow o d u w y ja z d u n a w a k a c je i u rlo p y , w iele n u m e ró w n ie docho­

dziło do w ła ś c iw y c h r ą k , w zg lę d n ie g in ę ło w drodze, z d e cy d o w a liśm y w y d ać n in.

n u m e r ja k o n u m e r p o d w ó jn y — n a lip iec i sie rp ie ń . P o n a d to w y d a n ie p o d w ó jn e­

go n u m e ru z a p e w n i ta k ż e re d a k c ji p a ro ty g o d n io w y , z a słu ż o n y odpoczynek.

Aż do d n ia 6 lip c a lis ty i z a m ó w ie n ia S zan. C zy teln ik ó w b ę d ą z a ła tw ia n e o d w ro tn ie. N a to m ia s t po ty m d n iu p ro sim y o c ierp liw o ść i w y ro z u m ia ło ść , o ileby n a o d pow iedź d łu ż e j było trz e b a czekać. — D latego też p ro sim y w sz y s tk ie p rz e ­ w id z ia n e s p ra w y z a ła tw ić p rze d d n ie m 6-go lipca.

N a stę p n y n u m e r L otosu u k a ż e się w p ie rw sz y c h d n ia c h w rz e śn ia .

. Z ap o w ie d z ia n y sw ego cz asu Z ieln ik je s t p rz y g o to w a n y do d ru k u , je d n a k ż e ilość zg ło szo n y c h odbiorców je s t jeszcze z b y t m a ła , by m óc p rz y s tą p ić do jego w y d a n ia . W s z y stk ie n a sz e w y d a w n ic tw a lic zy m y po cenie ko sztó w w ła s n y c h , bez ja k ie g o k o lw ie k za ro b k u , d la te g o też m u s im y m ie ć m in im u m 300 za p ew n io n y c h odbiorców , a b y p o k ry ć k o s z ta d r u k u . W o b ec n y ch tr u d n y c h c z a s a c h ostrożność je s t p o d s ta w ą eg z y ste n cji P ism a . T ern n ie m n ie j je d n a k będ ziem y się s ta ra li, jeżeli ju ż n ie ca ły , to b o d aj I część w y d ać z a ra z po w a k a c ja c h .

W ARUNK I PRENUM ERATY:

B e z d o d a t k u : ro c z n ie 10.— zł w Ameryce półn. — 3 dolary p ó łro c z n ie 5.50 „

k w a r ta ln ie 3.— „

miesięcznie 1.— „

z d o d a t k i e m : (w ychodzi k a ż d y m ie sią c 1 a rk u s z , tj. 16 str.) ro c z n ie 15.— zł w Ameryce półn. — 4 dolary p ó łro cz n ie 8.— „

k w a r ta ln ie 4.25 „

miesięcznie 1.45 „

K o n to P . K. O. 40 9 .9 4 0 .

(W ażne s ą ró w n ie ż s ta r e b la n k ie ty W . D. n a N r. P. K. O. 304.961.)

(3)

I I j MIESIĘCZNIK POŚWIĘCONA ROZWOJOWI I ' - ■! I KULTURZE ŻYCIA WEWNĘTRZNEGO

L D ' , i , j

I I 1 I ! I I

P R Z E G L Ą D M E T A P S Y C H I C Z N Y O rgan T o w a r z y s tw a P a r a p s y c h ic z n e g o im . J u l j a n a O c h o r o w i c z a we L w o w i e

Rocznik II L IP IE C -S IE R P IE Ń 1935 Zeszyt 7, 8

„Porwać ogień strzeżony, zanieść w ojczyste strony to c e l . .

S t. W yspiański

ś .fp .

Józef Jankowski

Śm ierć jest tak zw y k łem zja w isk iem w św iecie, tak n ieu n ik n io n ą k oniecznością każdego z nas, że w in n a sp ełn ia ć sw e zad an ie w śród n ie­

zm ąconego spokoju, n ie szarp iąc sercam i tych, k tórzy ch w ilow o zo sta li jeszcze „po tej stron ie“... A p rzecież tak trudno czasem n ak azać sobie spokój, tak trudno n ie odw rócić głow y, by jeszcze osta tn iem sp ojrzeniem , p ełn em żalu i łez, n ie spocząć na d rogim C ieniu, który odchodzi w Za­

św iaty...

W dniu 13 m aja b. r. zm arł w W arszaw ie poeta, literat, filo zo f Józef Jankow ski. Pracow ite, p ełn e dogłęb nych d ociekań filozoficzn o-religijn ych życie, zam k nąć m ożna w n iep rop orcjon aln ie k rótk im szkicu, który znaczy raczej p ew ne etapy pracy i m yśli, niż streszcza to n iez w y k le cenn e i w artościow e życie..

Józef Jan k ow sk i u rod ził się w 1865 r. w S zczu cin ie pod Łom żą. Po skończeniu tam tejszego gim n azju m u d a ł się na u n iw ersy tet do W arsza­

w y i w stą p ił tu na w y d zia ł filozoficzn y. Po u k oń czen iu w yższych stu ­ diów , zajm ow ał się przez d łu gie la ta filozof ją h in d u sk ą (W edanta) i o k u l­

tyzm em , czyli n au k am i tajem n em i, g łów n ie Kabbałą, badając je teore­

tyczn ie i h istorycznie. Odznaczony ty tu łem Doktora N auk H erm etycz­

n y ch przez Szkołę de H au tes E tudes w P aryżu za pracę ła c iń sk ą o P ik u M iran d u li (H eptaplus, m oda sch em a tis ad ocu los d em onstrata i t. d.) A utor w ie lu prac z tej dziedziny, w yd aw an ych w k siążk ach lub u m ie ­ szczan ych w odpow iednich czasop ism ach (M agja pięk ności, E ugenja cz y li o dobrem zrodzeniu się w ew n ętrznem k obiety, N ow ości O kultyzm u; Cykl tłu m aczon y B ibljotek i H erm etycznej, w yd aw an y w osobnych tom ach;

(4)

dłuższa praca o W edancie, w yczerpu jąca rozpraw a o Kabale hebrajskiej i S u fizm ie — d rukow ane w n a szy m m iesięczn ik u w ub. roku; w iele bro­

szur z różnych g ałęzi ok u ltyzm u i m istycyzm u ) — T łum acz k ilk u n astu d zieł Sedira z zak resu m isty k i ch rz eścija ń sk ie j; Tao, czyli Droga Niebios, czyli D oktryna N ajw yższego R ozum u (Laotse i Jego N auka); Fabre d'Oliveta: Stan sp ołeczn y człow iek a (B udow a m etafizyczna człowieka);

P sa lm ó w D aw idow ych; P ie śn i ofiarn ych (G itandżali) R abindranath-Tago- rego; A n ioła Ś lązak a „P ątn ik A n ielsk i“; L istów św . K atarzyny Sien eń ­ sk iej; Z łotych W ierszy P ytagorasa, z k om en tarzam i streszczon em i Hiero- k lesa i Fabre d'Oliveta i w ie le in nych.

Od 40-go roku życia oddał się filozofji m esjanicznej H oene-W rońskie­

go, k tórego 12 p od staw ow ych d zieł p rzetłum aczył, a pośród nich tak k ap ita ln e jak: Prodrom , M etapolityka, L ist do P apieży i t. d., i t. d. — B y ł w sp ółtw órcą i przez 13 la t prezesem In sty tu tu M esjanicznego w W ar­

szaw ie, ośrodka k rzew ien ia filozofji absolutnej; był istotn ie ostoją du­

chow ą tej in sty tu cji.

N iesłu szn ie przez E n cyk lop ed ię m ian ow an y m istyk iem . Jest raczej M esjan istą w d uchu w ysok im H oene-W rońskiego, t. j. w dążności do ro­

zu m ow ego sp ełn ie n ia religji, do złączen ia relig ji i filozofji.

P oezje Józefa Jan k ow sk iego ow ian e duchem m esjanicznym , p ełne głębok ich reflek syj, są n iezrów n an ym p rzew odn ik iem po górnych szla ­ k ach dum ań nad P raw d ą i O dw iecznym C elem ludzkości...

Pod k oniec życia ,przyk u ty do łoża boleści, odchodząc n iejako od życia zew nętrznego, w sobie i w łasn ej d uszy od czu w ał już ten głęboki nurt ży­

cia, który dotąd p u lso w a ł w jego rozliczn ych pracach, drukow anych w kraju i zagranicą.

U chodząc coraz głębiej w życie sam otne, p ełn e spokoju n iem a l m n i­

szego, w ielk i ten duch z m istyczn ym sp okojem i pogodą filozofa k ierow ał sw ą strudzoną łódź k u brzaskom W ieczności.

Odszedł cicho, n iem a l n ie zau w ażon y przez tych, w śród k tórych u czy­

n ił w yrw ę ogrom ną, trudną do zap ełn ien ia, bo trudno będzie dziś o Czło­

w iek a, któryby, jak On, u m ia ł słu ży ć ofiarn ie i gorąco, zapom inając zu p ełn ie o Sobie, o sw y ch am bicjach i osob istych celach, a skierow ując w szy stk ie sw e w y siłk i i ca ły b ogaty p lon d uszy i serca dla Ludzkości, która n ie zaw sze u m ie zrozum ieć i ocenić sw y ch P rzew odników . N ie żąd ał tego W ie lk i Zm arły, ży ł w ed łu g n ajw yższych nakazów etyk i i m iło­

śc i ch rześcijań sk iej i odszedł pogodn ie ku w ieczy sty m brzaskom sw ej dalek iej, ukochan ej Ojczyzny.

Cześć — n ie Jego p am ięci — a lf cześć Jem u S am em u, żyjącem u w śród n as nadal.

(5)

J. Św itkow ski (Lwów)

Ciało astralne w parapsycholog]'i

P o d o b n ie j a k w k aż d ej innej nauce ścisłej, ta k i w p a ra p sy c h o lo g ji obow iązuje zasada, aby n i e p o m n a ż a ć liczby h ip o tez p o n ad n ie­

zbędną p o trze b ę. Je d n ą z tak ich hipotez, p rz y ję tą j u ż pow szechnie przez badaczy parapsychicznych, je s t h ip o teza ciała e t e r y c z n e g o , 1) ja k o o rg an izm u niew idzialnego w praw dzie, ale zw iązanego ściśle z org an izm em fizycznym i p o sia d a ją c e g o w yraźnie o k re ślo n e w łaściw ości.

Ten o rg an izm niew idzialny b u d u je o rg a n iz m y fizyczne isto t żyw ych w edług pew nego, dla k a ż d e j isto ty innego, p lanu, p o w o d u je w z ro st ich i rozw ój do pew nej gran icy , m ieści w sobie pam ięć indyw iduum i pam ięć gatu n k u , je s t zbiornikiem p rzy zw y cz ajeń i au to m aty zm ó w , a w dalszem następstw ie c h a ra k te re m indyw iduów i g atu n k ó w . Ze stan o w isk a fiz jo lo g ji zatem ciało etery czn e rządzi fu n k c ja m i w eg etaty w n em i, ze stan o w isk a p sy ch o lo g ji zaś fu n k c ja m i podśw iadom ości i in sty n k tu .

Istnieniem ciała e tery czn e g o zatem m ożna w y jaśn ić fu n k c je r o ś l i n - n e, ale nie fu n k c je anim alne, ani fu n k c je um ysłow e św iadom e. W p a r a ­ psy ch o lo g ji m ożna niem — choćby ty lk o ja k o hip o tezą — w yjaśn ić znaczną część zjaw isk obserw ow anych i ek sp e ry m en taln ie w yw oływ anych; ale p o ­ zo staje jeszcze wiele tak ich zjaw isk, k tó re z w łaściw ościam i ciała e te ry c z ­ nego pog o d zić się nie dadzą.

O g ro m n y m a te rja l o b serw acy jn y i dośw iadczalny, ja k im dziś ro z p o ­ rządzam y, w sk azu je, że w zjaw isk a ch g ra ro lę co n ajm n iej je d e n z t r z e c h c z y n n i k ó w : fizyczny, uczuciow y i m yślow y. O d pow iada to trzem w iel­

kim g ru p o m , na k tó re dzielim y zjaw isk a p arapsychiczne, a to : 1. ruchy przedm iotów , zm iana ich ciężaru lub te m p e ra tu ry , a p o rty i t. p. (o b jaw y fizyczne), 2. m a te rja liz a c je zjaw , k o m u n ik a ty ich, tra n s fig u ra c je m edjum (objaw y uczuciow e) i 3. jasn o w id zen ie w p rz e strz e n i i w czasie, telep a t ja , psychom etr]a, ek staz a i t. p. (o b jaw y in telek tu aln e).

O tóż ty lk o zjaw isk a g ru p y pierw szej i części g ru p y d ru g iej p o d p a ­ d a ją p o d hipotezę ciała ete ry c z n e g o ; inne zaś w y m a g a ją now ej h ip o tezy ro b o czej, a naw et dwu takich, różniących się od siebie, hipotez. Je d n ą z nich b y łab y hip o teza p ew n eg o o d rę b n eg o o rg an izm u p s y c h i c z n e g o , drugą zaś h ip o teza — rów nież o d rę b n eg o — o rg an izm u i n t e l e k t u a l ­ n e g o .

l ) Zobacz w „L otosie“ n r. 1 n a s tr. 6: „C iało e tery cz n e w p a r a p s y c h o lo g ii“.

(Przyp. red.)

1 5* 227

(6)

T aki o rg a n iz m psychiczny m a w okulty zm ie nazw ę c i a ł a a s t r a l ­ n e g o l ub a s t r o s o m u , co w p rz ek ład zie dosłow nym ozn aczało b y

„ciało g w iezd n e“ . Nie idzie tu oczyw iście o ja k ie ś „ c ia ło “ , zbudow ane z tej sam ej su b stan cji, z k tó re j s k ła d a ją się gw iazdy, lecz p o p ro stu o za z n a ­ czenie, że ten o rg a n iz m psychiczny je s t zb u d o w an y z czego i n n e g o , niż ciało fizyczne i etery czn e. T en inny m a te rja ł b u d ow lany spraw ia, że i fu n k c je ciała a stra ln e g o są o dm ienne o d fu n k cy j ciała fizycznego i etery czn e g o .

C iało a stra ln e zatem nie m a nic w sp ó ln eg o z odżyw ianiem się lub w zro stem ciała fizycznego, z k rą żen iem krw i, oddychaniem , traw ieniem , ani też z in sty n k te m , pam ięcią, naw yczkam i i innem i fu n k c ja m i ciała e te ­ rycznego, ja k k o lw ie k silne zab u rze n ia ciała a stra ln e g o m o g ą reflek to - rycznie p o w o d o w ać z a b u rze n ia w ciele eterycznem , a p o p rz ez to ciało o d b ija ć się n a ciele fizycznem .*)

F u n k c ja m i ciała a s tra ln e g o są w rażenia, o d b ieran e p o z a p o ś r e d ­ n i c t w e m zm ysłów f i z y c z n y c h , a więc w rażenia sy m p a tji i anty- p a tji, p o żą d an ia, a fe k ty w szelkiego ro d z a ju i uczucia, ja k m iłość, n ien a­

wiść, pycha, p o k o ra , gniew , oburzenie, sm utek, radość, odw aga, strach, uw ielbienie, p o g a rd a , sk ąp stw o , o fia rn o ść i t. p. Rzecz p ro sta , że uczucia te m o g ą się budzić w ciele astra ln e m ta k ż e za p ośrednictw em w rażeń zm y­

słow ych: po usłyszeniu słów obelżyw ych w p a d am y w gniew , n a w idok ż e b ra k a cz u jem y litość, p rz e stra sz a nas n iew ytłum aczony szm er w ciem ­ nym p o k o ju i t . d.; ale m o g ą się budzić rów nież bez po śred n ictw a w rażeń zm ysłow ych.

W ystarczy, g d y w y o b r a z i m y sobie żyw o ja k ą ś rzecz, k tó re j p o ­ siadanie b y ło b y nam m iłe, a ju ż budzi się w nas p o żą d an ie te j rzeczy. P rz e d ­ staw iw szy sobie, że nas k to ś d otkliw ie obraził, w padniem y w gniew , ch o ­ ciaż te g o k o g o ś niem a w p obliżu i w cale nie zam ierza nas obrażać.

W siadłszy do w a g o n u i w y obraziw szy sobie żyw o m ożliw ość k a ta stro fy k o le jo w e j, m ożem y p rz era zić się do te g o sto p n ia, że w ysiądziem y i zan ie­

cham y p o d ró ż y . P rzy p o m n iaw szy sobie p rz e ż y tą daw no s tra tę d ro g iej osoby, w pad n iem y na now o w żal i sm utek.

J e s t ta k d la te g o , że w y o b ra źn ia je s t rów nież fu n k c ją ciała astralnego.

W y o b raźn ia ta m oże być ju ż to t w ó r c z a , ja k u a rty stó w w k ażd ej dzie­

dzinie sztu k i i techniki, ju ż to b e z c e l o w a (w yobrażenie k a ta s tro fy g r o ­ ż ą cej), ju ż to d e s t r u k c y j n a , ja k o k łam stw o i oszustw o. O kres zm y ­ ślania i k łam stw a u dzieci p o ja w ia się m iędzy siódm ym a czternastym rokiem życia, gd y ż w tym czasie o d byw a się rozw ój ich ciała astra ln e g o . N arazie

*) T a k n p . w ie lk a ra d o ść „ z a p ie ra d e c h w p ie rs ia c h “, z a w sty d z en ie w y w o łu je ru m ie n ie c n a tw a rz y , s m u te k o d b ie ra a p e ty t, g n ie w d u s i za g a rd ło i z a c is k a pięści, z g ry z o ta h a m u je fu n k c je w ą tro b y , p r z e s tr a c h p a r a liż u je m ię śn ie i t. d.

(7)

kłam ią dla sam eg o k łam stw a; p ó źn iej dla u ch ro n ien ia się od p rz y k ry c h następstw sw ych p o stęp k ó w .

Istnienie ciała a stra ln e g o o b jaw ia się zatem sy m p atjam i, n a stro ja m i, afektam i, żąd zam i i w yo b raźn ią. C ały te n o b szern y dział zjaw isk p a r a p s y ­ chicznych, w k tó ry c h g r a ją ro lę czynniki w łaśnie w ym ienione, nie d ałb y się w yjaśnić h ip o te z ą ciała etery czn e g o , g d y ż tak ie w y jaśn ien ie n a tra fia ło b y na s p r z e c z n o ś ć . D laczego np. m ed ju m n a ra ż a ło b y się n a cierpienia, spo w o d o w an e w yłanianiem telep laz m y i na niebezpieczeństw a, zw iązane z tern dla zdrow ia, g d y b y ta k ie g o w yłan ian ia nie p o ż ą d a ło je g o ciało astra ln e , pośw ięcając tem u p o ż ą d an iu naru szen ie ró w n o w ag i sw ego ciała etery czn e g o ? D laczego m ed ju m m iało b y p ro d u k o w a n iem z ja w gw ałcić n a ­ tu ra ln ą sk ło n n o ść sw ego ciała e tery czn e g o do u k ła d a n ia sw oich cząsteczek nie w inną form ę, lecz we fo rm ę o rg a n iz m u m ed ju m ?

O tóż m ed ju m p o tra fi zdziałać to w szystko ty lk o p o d w arunkiem , że w swem ciele astra ln e m w zbudzi d o statec zn ie żyw e p ra g n ie n ie, aby o b ja w się udał. T o p o tężn e p o żąd an ie, w sp o m ag a n e rów nież żyw em w yobrażeniem objaw u, k tó ry m a nastąpić, b i e r z e g ó r ę nad n a tu ra ln ą skłonnością ciała e tery czn e g o do u trzy m y w an ia cz ąstek o rg a n iz m u fizy czn eg o w e f o r ­ m ie w łaściw ej m edjum , w ysuw a te cząsteczki p o za o rg a n iz m i u k ła d a z nich inne form y, w łaśnie tern w y obrażeniem p o ż ą d an e (e k to p la zm a b e z k sz ta łtn a , lub zjaw y p o staci ludzkich).

Z am iast ciała a stra ln e g o m ed ju m m o g ą tu być rów nież czynne ciała astralne i n n y c h i s t o t (zjaw y zm arły ch ), k tó re z ciała m ed ju m f o r ­ m ują sobie chw ilow o p o stacie dla innych w idzialne; p rz y czy n ą o b ja w u je s t wówczas nie uczucie m ed ju m , lecz uczucie ow ych p o ja w ia ją c y c h się istot.

Także p o tężn e uczucia isto t, nie p o sia d a ją c y c h ju ż o rg a n iz m u fizycznego, byw ają pow odem zjaw isk, o b serw ow anych w t. z w. „d o m ac h naw ied za­

nych“.*)

H ipoteza ciała a stra ln e g o rzuca rów nież św iatło na p rzyczyny pew nej nieobliczalności i k ap ry śn o śc i o b jaw ó w m ed jaln y ch , co stw ie rd z a ją w szyscy badacze, a n iek tó rz y n aw et o k re ś la ją je ja k o p o d stę p n e i zw odnicze. Ta kapryśność i sk ło n n o ść do m isty fik a cji m oże m ieć źró d ło ju ż to w sam em m edjum , ju ż to w uczestn ik ach seansów , ju ż to w reszcie w istotach, p o w o ­ dujących objaw y, a zależy o d p ra g n ie ń i n a stro jó w , o p an o w u ją cy ch w d a ­ nej chwili ciała a stra ln e obecnych.

W pływ u czestników seansu na p rz e b ie g i ja k o ść o b jaw ó w m ało je s t zbadany dotychczas, a to w łaśnie d la te g o , że nie p rz y ję to jeszcze pow szech ­ nie hipotezy ciała a stra ln e g o , k tó ra b y te n w pływ zd o ła ła ośw ietlić o d p o ­

*) W ta k ic h w y p a d k a c h n ie je s t w a r u n k ie m k o n ie c z n y m obecność ja k ie g o ś m edjum , gdyż p ra g n ie n ie n ie z w y k le żyw e zd o ła o d d z ia ła ć n a m a te r ję fizyczną, pow odując ru c h y p rz e d m io tó w a n a w e t u k a z y w a n ie się z ja w w id z ia ln y c h .

229

(8)

w iednio. G dy p om iędzy p rz y g o d n ie zebran y m i uczestnikam i a m ed ju m niem a zd ecydow anej sy m p a tji, g d y n aw et pom iędzy sam ym i uczestnikam i z n a jd ą się ja k ie ś — choćby u k ry te — an ty p a t je , w ted y te przeciw ne sobie p rą d y a stra ln e śc ie ra ją się i h a m u ją o b jaw y . T o sam o byw a, gdy ż y c z ę - n i a różnych u czestników są rozbieżne m iędzy sobą lub niezgodne z p r a g ­ nieniam i m ed ju m ; to sam o rów nież, g d y ciała a stra ln e obecnych m iotane są różnym i, przeciw nym i sobie, afek tam i.

K ażdy niem al b adacz zao b serw o w ał, ja k w ybitnie w pływ a na objaw y n astaw ienie psychiczne sam eg o m ed ju m , n a stró j lub uczucie, panujące w je g o duszy p rz ed zaczęciem seansu. P o uśpieniu m ed ju m n a stró j je g o p o t ę g u j e s i ę z ta k ą siłą, że n a d a je o b jaw o w m k ie ru n e k p rzez ek sp e ­ ry m e n ta to ró w n iep o żąd an y , a p rz y n a jm n ie j p rz ez nich nieprzew idyw any.

G dy m ed ju m je s t sm u tn e lub p rz y g n ęb io n e, o b ja w y p o w sta ją pow oli, o p o r ­ nie, w d ługich o d stęp ac h czasu, b y w a ją nikłe lub żadne. M edjum z d e n e r­

w ow ane lub ro z g n ie w an e p ro d u k u je o b ja w y burzliw e, b ru ta ln e , najczęściej w p ro st p rz y k re dla uczestników .

P o d o b n ie k a ż d y b adacz zauw ażył o d m ienność p s y c h i k i t r a n s o- w e j m ed ju m od je g o psychiki na jaw ie. M ed ju m w tran sie byw a naiwne, nielogiczne, k ap ry śn e, cz u lo stk o w e; do obecnych m ów i „ ty “, a o sw ojem ciele fizycznem m ów i „ o n “ (lub „ o n a “), u w a żając j e za coś o d rę b n e g o od siebie. C zasem znów n a o d w ró t swe ciało a stra ln e uw aża m ed ju m za i s t o t ę o b c ą , za sw ego „du ch a o p ie k u ń c z e g o “, k tó re g o p ro si o pom oc w o b ja ­ w ach i n a d a je m u różne nazw y (np. „K atie K ing“ u m edjum , o b serw o w a­

n e g o p rzez p ro f. C ro o k es'a, „ J o h n K ing“ u m ed ju m P allad in o , „M ała S tasia u m ed ju m T o m czy k ó w n y ).*) P o z a te m w szyscy badacze zgodnie u ż a la ją się na to, że „ in te lig e n tn a p rz y c z y n a “, p o w o d u ją c a o b jaw y , zach o ­ w u je się n ieraz b ard zo k ap ry śn ie : ju ż to z p o w ażnem zainteresow aniem , ju ż to dziecinnie i naiw nie, ju ż to znow u drw iąco, ju ż to w p ro st z chęcią zw odzenia obecnych i w y p ro w ad za n ia ich w pole, ju ż to w reszcie złośliw ie i dokuczliw ie.

„M ała S tasia“, o sobow ość tra n so w a m ed ju m T om czyków ny, zachow uje się rzeczyw iście j a k m ała dziew czynka: siada na po d ło d ze, baw i się różnym i przed m io tam i, w y ra ża się stylem k ilk u le tn ie g o dziecka, a g d y wreszcie da się p o d stęp am i n ak ło n ić do ek sp ery m en tó w , np. do telek in ez ji, w tedy pieści p rz ed m io t p o d an y , m a g n e ty z u je g o palcam i, przem aw ia doń czule j a k do isto ty żyw ej i p ro si go, aby się p o ru sz y ł. M ed ju m S taś p o d obnież zachow uje

*) N ajc zę ściej tłu m a c z ą to p sy ch o lo g o w ie s c h i z o f r e n j ą (rozszczepie­

n ie m osobow ości) u m e d ju m ; w ięk szo ść o b ja w ó w je d n a k w sk a z u je , że ja k a ś o d ­ r ę b n a istn o ść b ie rz e w ch w ilo w e p o s ia d a n ie ciało a s tr a ln e m e d ju m , lu b n a w e t

jego ciało fizyczne.

(9)

się w transie, ja k g d y b y m iał la t k ilk an aście: ju ż to boi się „Z osi“ (sw ego ducha o p iek u ń czeg o ), ju ż to m ówi, że o n sam je s t „Z o sią“, ju ż to p ro si ją , aby m u p o m o g ła w o b ja w a c h ; do obecnych zw raca się k ap ry śn ie , p rz e k o ­ m arza się z nim i i na p ro śb y o o b ja w y m ów i z u p o re m dziecięcym : „nie chcę, nie chcę“, aby w końcu zaskoczyć ich niespodziew anym ob jaw em .

To ch a ra k te ry sty c z n e zachow yw anie się m ed jó w m a w ybitne p o d o ­ bieństw o do zachow yw ania się ludzi zam ro czo n y ch w pew nym sto p n iu a l k o h o l e m , kiedy o b jaw ia się „ n a g a d u sza“, ja k tra fn ie to o k re ś la ją R osjan ie. O w a n ag a dusza je s t w łaśnie ciałem astra ln e m , o sw obodzonem — p o d w pływ em tra n su lub alk o h o lu — od k o n tro li ro z sąd k u i pam ięci. O d sła­

nia się w tedy cala uczuciow a s tro n a człow ieka: je g o p o p ę d y i pożądania, troskliw ie ukry w an e w stan ie trzeźw ości, je g o lek k o m y śln a szczerość, sk łonność do naiw nych zabaw , ale ta k ż e do p so t, k łó tn i i b ó je k .

D ru g ą w ażną a n a lo g ją do stan ó w tran so w y ch są stan y św iadom ości p o d c z a s s n u człow ieka. Jeż eli słusznie m łodsi p sy ch o lo g o w ie p o d a ją w w ątpliw ość w arto ść leczniczą p s y c h o a n a l i z y F re u d a , to je d n a k w iekopom ną je g o zasłu g ą dla n auki je s t to , że sw ą m eto d ą dał badaczom m ożność stu d jo w an ia o b jaw ó w psychicznych w m arzen iach sennych c z ło ­ w ieka. W e śnie rów nież „ n a g a d u sza“ w ym yka się z p o d k o n tro li ro zsąd k u („sitk o c e n zu ra ln e“ F reu d a ) i ży je w łasnem życiem , naiw nem , fa n tasty cz- nem, kap ry śn em , ze sw oistą lo g ik ą i sw oistą m o raln o ścią, różn iącą się zazw yczaj b ard zo znacznie od lo g ik i i m o raln o ści na jaw ie.

T ak więc p sy c h o lo g ja , p sy ch o a n aliza i p a ra p sy c h o lo g j a p o d a ją sobie ręce, aby w spólnie — chociaż różnem i m eto d am i b a d a ń — stu d jo w a ć tę część isto ty ludzk iej, k tó ra od w ieków nosi nazw ę „ciała a s tra ln e g o “ . Każda z tych n auk d o rzuca ze sw ej stro n y now e szczeg ó ły do b o g a te g o m a te rja lu o b serw acy jn e g o i e k sp e ry m e n ta ln e g o , k tó ry d o tychczas nagro m ad ziły . Jeżeli m ożna stosow ać w nio sk o w an ie „ p e r a n a lo g ia m “, to p o d o b n ie ja k h ip o teza ciała e tery czn e g o b y ła ty lk o uznaniem fa k tó w , zn anych ju ż oddaw na t. zw. „w iedzy ta je m n e j“, ta k sam o i p rz y ję c ie hip o tezy ciała a stra ln e g o będzie znow u ty lk o u znaniem czegoś, co w e w iedzy ta je m n e j je s t jed n em z p o ję ć pod staw o w y ch te j w iedzy.

Innem i słow am i: w obec p o stęp ó w now oczesnych n auki ścisłej daw na w iedza ta jem n a trac i co raz b ard ziej sw ą rz ek o m ą n ierealn o ść i fa n ta sty c z- ność, a o k a z u je się n au k ą — o p e ru ją c ą w praw dzie m oże innem i m etodam i

— ale w w ynikach rów nie w arto ścio w ą dla w zbo g acen ia d o ro b k u w iedzy ludzkiej.

23/

(10)

K . Chodkiewicz (Lwów)

Dziwy Indyj

W e w rażeniach z podróży polskiego podróżnika P. W alentynow icza po Indiach holenderskich, znajdujem y kilka ustępów bardzo ciekaw ych z punktu w idzenia parapsychologicznego i okultystycznego i w a rto b y się zająć roz­

biorem i w yjaśnieniem ty ch epizodów z tego w łaśnie punktu widzenia. Suchy i obiek ty w n y ton opow iadania każe nam w ierzyć, że autor ściśle przedstaw ia rzecz jak ją osobiście w idział czy słyszał, nie zapuszcza się bowiem w żadne dalsze dociekania a podaje tylko zauw ażone fakta. W yb rałem z w rażeń autora 3 takie epizody i oglądniem y je razem z okultystycznego punktu widzenia.

U w ażam , że odw ażniej będzie zajrzeć praw dzie w oczy, jakąkolw iekby ona b y ła i stara ć się w yjaśnić te fakta, niż postępow ać jak struś, chow ając głowę w piasek — co z całą satysfakcją robi w stosunku do zagadnień okultystycz­

nych jeszcze dość duży procent m ężów nauki.

* *

*

Opisuje nam autor, że na w yspach holenderskich panuje skom plikow any ustrój polityczny. Je st tam szereg sułtanów , k tó rzy pozornie spraw ują swe rz ąd y sam odzielnie, m ając jedynie doradcę w osobie holenderskiego urzędnika.

D w ór takiego w ład c y jest trudno dostępny dla zw ykłego śm iertelnika i tylko osoby z m iejscow ego high-life‘u dostępują zaszczytu asystow ania od czasu do czasu na u roczystych przyjęciach, odpraw ianych z praw dziw ie wschodnim przepychem i pompą. O tóż w czasie podróży po S um atrze znajomi autora, państw o Baud, byli podejm owani przez m iejscowego kacyka, i od nich to uzyskał autor opis epizodu, o którym będzie m owa.

Gwoli uśw ietnienia w ieczoru urządził kacyk tańce, k tóre m iały charakter sak raln y i b y ły w ykonyw ane p rzez dorosłych m ężczyzn. P rzy g o to w an ia do popisów choreograficznych trw a ły 3 dni, a nie polegały one na ćw iczeniach p rz y drążku lub przed lustrem , lecz jedynie na m odlitwie, ofiarach i poście.

Taniec odbył się w ieczorem p rz y św ietle pochodni i ognisk, m iał charakter bohaterski i p rzed staw iał jakąś opow ieść religijną. Nadzy do pasa, w barw nych spódnicach, w niesam ow itych hełm ach na głow ie, z łukami i mieczami w rękach — tancerze tańczą długo, ilustrując gestam i perypetje bogów i boha­

terów . W pew nym m omencie, trzy m ając oburącz o stry miecz, zaczynają się nim ranić n a czole, k re w sp ły w a po tw a rz y i zalew a im piersi. Nieczuli na ból tańczą dalej, siekając się w dalszym ciągu. M uzyka zmienia rytm . Odrzu­

ciw szy na bok miecze, szty w n y m tanecznym krokiem zbliżają się do ognisk i rękam i w yciągają z nich rozpalone do białości żelazne łańcuchy. Ciągle w ta k t m uzyki krótkiem i rucham i, ow ijają niemi sw e nagie torsy. C z u ć s w ą d s p a l e n i z n y i unosi się b łękitnaw y dym ek przypiekanego ciała.

T aniec trw a jeszcze jakiś czas. Ł ańcuchy stygną, bledną, są już koloru o k rw a­

w ionych tw a rz y i piersi. Jeszcze tylko kilka zw rotów , kilkanaście po sobie następujących póz i taniec skończony. Łańcuchy opadają na ziemię a tancerze odchodzą na bok. S łużba obciera ich ze krw i a oni, siedząc z p o d w i n i e - t e m i n o g a m i , nieruchom ieją na pew ien czas, m ając głow y nisko opu­

(11)

szczone na piersi. Na uw agę zrobioną sułtanow i, że jednak musieli się mocno pokaleczyć i oparzyć, kosooki, w y o rd e ro w a n y i w y b ry la n to w an y w ładca z uśmiechem pobłażania każe ich p rzy w o łać przed sw oje oblicze. S tają w sze­

regu: na ciałach ich niem a ani blizn, ani najlżejszych śladów okaleczeń i oparzelizny.

T yle opis. W y b rałem ten epizod z tego względu, że już szereg podróż­

ników w relacjach sw ych podróży cy to w ał te w łaśnie m alajskie tańce boha­

terskie jako cud nie do w yjaśnienia. W eźm y w ięc najpierw hipotezę m asow ej sugestji. Nie m oże ona tu w chodzić w rachubę, bo w idzow ie nie byli poinfor­

m owani co będą widzieć, a m yślow e narzucenie tak długiego epizodu osobom nieznanym , z którem i się dotąd nie stało w hipnotycznym czy telepatycznym kontakcie, byłoby cudem, grubo p rzekraczającym zasięg znanych zdolności hipnotycznych najtęższych hipnotyzerów . M usimy szukać innego tłum aczenia.

Mamy tu następujące fakty: 1. nieczułość na ból, 2. odporność na ogień, 3. regenerow anie zniszczonych tkanek. Co do punktu pierw szego, to sp raw a jest jasna. Długi ruch obro to w y p rzy tańcu jest obok innych środkiem w p ra ­ wiania się w stan transu medjumicznego. P rzypom nijm y sobie tańczących derw iszów w Stam bule. M onotonny ton i jednostajny ruch obrotow y w p ra ­ w ia tańczącego w tran s m edjum iczny i w tran sie ty m następuje znieczulenie tkanek sk ó ry i w a rstw ciała pod nią leżących, tak, że tańczący mogli się bezkarnie ranić mieczami. Nie było tu m ow y o dobieraniu p arty j m iędzy- m ięśniowych, pozbaw ionych nerw ów , jak to robią fakirzy, przekłuw ając sobie np. rękę długiemi szpilkami. M ożna to zrobić i bez tran su i nie czuć bólu, co udow odnił znany pisarz i „pogrom ca" fakirów P. Heuze. W cy to w a­

nym jednak w ypadku rozcinana b y ła w p ro st skóra, w ięc bez katalepsji sk ó ry tancerze m usieliby ból odczuw ać. F a k ta takiego znieczulania się na ból przez medja w transie b y ły już w ielokrotnie z całą naukow ą ścisłością stw ierdzone, nie będziem y się w ięc już dalej ty m punktem zajm ow ać.

A te ra z punkt drugi, odporność na ogień. O pow iada autor, że tancerze opasywali się rozpalonem i do białości łańcucham i a czuło się tylko lekki sw ąd spalenizny i w idziało niebieski dym ek. Ś w iadczy to, że skóra b y ła odporna na ogień a osmalił się tylko naskórek i to w y sm aro w an y tłuszczam i, jakich używ ają do konserw acji skóry tubylcy m alajscy. S tąd też opisyw any dym ek.

Czy jest ta rzecz w p ra k ty c e m ożliw a?

Otóż ow a odporność na ogień i zranienia jest w parapsychologii daw no znana i m a za sobą już ogrom ną fachow ą literaturę.

Do najciekaw szych i bardzo gruntow nych p rac w tej dziedzinie należy książka O liviera L ero y p. t.: „Les hom m es salamandres, Recherches et refle­

xions sur l'incombustibilite du corps hutnain“.1) S tw ie rd za w niej autor, że we w szystkich krajach i w szystkich czasach istnieli ludzie dziw nie odporni na działanie ognia. W y b iera au to r ze znanych faktów tylko te, k tóre ze względu na dokładność opisu, jak i ze w zględu na a u to ry te t św iadków , czynią zadość w ym aganiom naukow ej k ry ty k i.

Odpornym na ogień by ł Giovanni Buoną, założyciel zakonu św . A ugustyna (zmarł w r. 1245), k tó ry jednego dnia, b y umocnić w iarę sw ych zakonników , przeszedł się bez szkody po żarzący ch się w ęglach ogniska. Takich sam ych cudów dokazyw ał św . Franciszek ä Paulo i św . Katarzyna Sieńska. Ze średnio­

*) R ecenzję k s ią ż k i z n a jd z ie c z y te ln ik w K u rje rz e M e ta p sy c h ic z n y m 16/1934.

233

(12)

w iecza p rz y ta cza au to r szereg w ypadków „sądów B ożych“, w k tó ry ch ta odporność na ogień zo stała urzędow nie stw ierdzoną. Medja, jakiemi b y ły średniow ieczne czarow nice, b y ły poddaw ane próbie ognia, z której niejedno­

krotnie w ychodziły zw ycięsko. Sw oją drogą p róby te były dowcipnie skon­

struow ane: okazała się czarow nica odporną na ogień — została skazana na śm ierć jako czarow nica, jeśli zaś nie w y trz y m a ła próby ognia — ginęła zw yczajnie z poparzenia. T o sam o zresztą było i z próbą wody. W piątym rozdziale książki om aw ia autor zagadkow e cerem onje czarow ania ognia i cho­

dzenia po żarzących się w ęglach ogrom nego ogniska, k tóre to ceremonje do dziś dnia prak ty k o w an e są w Indjach, a spotkać się z niemi m ożna według relacji podróżników także u różnych dzikich wzgl. półdzikich szczepów . P róby te są w Indjach spraw dzianem osiągnięcia przez uczniów pew nego stopnia niższego w tajem niczenia ezoterycznego, a podobne próby znam y w e w szy st­

kich w tajem niczeniach starożytności.

To sam o spotykam y i u m edjów dzisiejszych. S ław ne medjum Home w y j­

m ow ał rękam i rozpalone w ęgle z pieca i kładł je sobie na głowie, a co cie­

kaw sze, m ógł na chwilę i inne osoby ze sw ego otoczenia uodpornić na dzia­

łanie ognia. Św iadkiem tego by ł sław n y uczony William C rookes, którego chyba nie m ożna podejrzew ać o b rak ścisłości w obserw acji. Takie same

„salam androw e“ w łaściw ości m iało medjum Marja Sonnet, którą z tego po­

w odu zw ano „S alam andrą“. Nie należy do tego działu parapsychologii zali­

czać pokazów zaw odow ych połykaczy ognia, bo ci sm arują sobie przed popisem jam ę ustną odpowiednim neutralizującym płynem , k tó ry przez parę sekund chroni jam ę ustną p rzed oparzeniem , a resztę robi odpowiedni oddech w y pychający płomień nazew nątrz. Nie radzę jednak tego próbow ać bez odpo­

w iedniego przygotow ania. Ale takie uodpornianie sk ó ry jest m ożliwe i poza transem m edjum icznym . B yłem raz osobiście św iadkiem następującego popisu:

W Grudziądzu w jednej kaw iarni popisyw ał się przejezdny fakir. Nie było p rz y tych popisach żadnych specjalnych przygotow ań, nastroju grozy, deko- racyj i t. d., a rzecz odbyw ała się całkiem po „dom ow em u“ przy stoliku i czarnej kaw ie. Tło hipnozy czy sugestji m asow ej było w yłączone, bo w i­

d ziały to i osoby, k tóre w c z a s i e produkcji w e sz ły św ieżo do kaw iarni i nie m iały pojęcia o co w łaściw ie chodzi, ja zaś, zajm ując się oddaw na tą stroną okultyzm u, specjalnie ostrożnie badałem poszczególne objaw y, produ­

kow ane przez fakira. M iędzy innymi fakir ów, m ały i chudy człow ieczek ro zstaw ił składaną drew nianą drabinkę bez szczebli. W miejscach gdzie były szczeble, znajdow ały się głębokie row ki. W row ki te w ło ży ł 9 szabel, ostrzam i do góry, po 4 z każdej strony a jedną na sam ej górze. Siedziało nas obok kilku oficerów, ludzi trzeźw y ch i um iejących kryty czn ie oceniać widziane fakta. P róbow aliśm y pokolei ostrości tych szabel, b y ły ostre jak brzy tw a i bez trudności p rzecinały sk ra w ek papieru. I w naszych oczach niepozorny człow iek w stąp ił bosem i nogam i (nie om ieszkaliśm y spróbow ać palcem, czy nienałożył czego na bose stopy) na o strza szabel i przem aszerow ał przez całą drabinę, zatrzym ując się n aw et dłuższą chwilę na najw yższym zaim prow izo­

w anym szczeblu i inie podpierając się zupełnie rękam i. Dech nam trochę zaparło podczas tej próby, bo spodziew aliśm y się, że lada chwila krew tryśnie mu z nóg strum ieniem . P o zejściu z ostatniej szabli pokazał nam fakir sw e stopy — było na nich w idać tylko silne zaczerw ienienie w miejscach, w któ­

rych szable d o tykały skóry. Jeden z moich kolegów w y raził się, że musi tu

(13)

zachodzić jakieś sp ry tn e oszustw o. F ak ir dom yślił się w idać tego z w y razu jego tw arzy , w ziął 2 butelki, zbił je w naszych oczach na drobne kaw ałki, zesunął odłam ki szkła na kupkę na podłodze, w ylazł na sąsiedni stolik i z całej siły skoczył bosem i nogami na tę kupkę szkła, aż kaw ałki rozleciały się naokoło. P o tym skoku okazał nam zupełnie nienaruszoną skórę stóp!

M am y tu do czynienia z w ybitnym objawem działania woli na stru k tu rę fizyczną ciała. O bjaw ten znany jest w sugestji, medjumiźmie i fakiryźm ie.

Jeśli sugestjoner nalepi komuś na rękę znaczek pocztow y i w m ów i w niego, że jest to rozpalona blacha — następuje f a k t y c z n e zaczerw ienienie skóry tak jak od oparzenia. O braz m yślow y oddziaływ a na ciała niższe, a w reszcie i na ciało fizyczne, pow odując zm ianę układu tkanek jak od rzeczyw istego oparzenia. M y ś l z m i e n i a t u s t r u k t u r ę m a t e r j i . Najsilniej w y ­ stępuje ten objaw w medjumiźmie, gdzie medjum rozbija m aterję, rozpyla ją w atom y, m aterjalizuje ją zpow rotem , formuje sw e ciało w now e k ształty (medjumizm inkarnacyjny), słow em w ład a tą m aterją w sposób nam dotych­

czas niezrozum iały. W słabszym stopniu w ystępują te objaw y w św iadom ym fakiryźmie. F ak ir tern się różni od medjum, że produkuje identyczne objaw y (tylko nie w identycznem natężeniu), ale bez w padania w trans, p rz y pełnej świadom ości i to w łaśnie robił ów fakir, chodzący bosem i nogam i po ostrzach szabel. W cytow anym epizodzie tancerze, k tó rzy posiadali zdolności medjalne (o czem jeszcze później będziem y mówić), w p ra w iw szy się w stan transu, tak dalece uodpornili sw ą skórę, że stała się niew rażliw ą na działanie ognia i rozpalonych do białości łańcuchów .

P unkt trzeci, a w ięc ow ą r e g e n e r a c j ę rozciętej skó ry tłum aczyć możemy w spom nianą już w punkcie drugim zdolnością zm iany stru k tu ry tk a­

nek, zatem i gojenia ran. Z w yczajna rana, odpowiednio m agnetyzow ana przez dobrego m agnetyzera, m oże się zagoić dw a ra zy prędzej jak p rz y norm alnej opiece lekarskiej. T kanki otrzym ują tu w zm ożoną daw kę energji życiow ej, owego odu, zatem proces gojenia p rzy śpiesza się dw ukrotnie. W opisanym w ypadku medja ow e w tran sie m ogły w czasie kilkunastu minut spow odow ać zrośnięcie się rozciętej skóry. O tej p ra cy regeneracyjnej, jaką w te d y w y k o ­ nyw ały, św iadczy fakt, że siedziały bez ruchu przez dłuższy czas i w pozycji t. zw . „lotosow ej“, k tóra to pozycja u ludów W schodu sp rzy ja przepływ ow i prądów m agnetycznych ziem skich i jest u żyw aną p rz y w szystkich ćw icze­

niach tajem nych. M edja te b y ły w tym czasie pogrążone w głęboki tran s i w transie tym odbyło się regenerow anie zniszczonych tkanek i gojenie ran.

Posłuchajm y następującego opisu: „Znajom y p aństw a Baud, holenderski plantator herbaty, którego nazw iska niestety nie zanotow ałem , m iał tu n astę­

pującą przygodę: P ew nego dnia, mimo iż czuł się św ietnie, zaczął g w a łto w ­ nie puchnąć. L ekarz pow iedział m u krótko: „Panuje tu tak a choroba, w ypadki są rzadkie — m y lekarze jej nie znam y, ale jest ona n iestety śm iertelna.“

Niebardzo zadow olony z tej diagnozy plantator udał się do sw ego znajomego, kapłana buddyjskiego. O rzeczenie tego było jeszcze kró tsze: „M usiał pan komuś nie zapłacić.“ Mimo zapew nień spuchniętego, że w szy stk ie rachunki ma uregulow ane, kapłan diagnozy sw ej nie zmienił. Z asugerow any podejrzeniam i duchownego, począł spraw dzać książki kasow e i w y k ry ł szereg defraudacyj,

235

(14)

popełnionych p rzez buchaltera C hińczyka, który, przeczuw ając, że jego spraw ki w y sz ły na św iatło dzienne, uciekł. W szystkie zaległe i nieuskutecz- nione w y p ła ty chory za ła tw ił od ręki i b y ł to m om ent przełom ow y jego cho­

roby. Zaczął chudnąć, w rócił do norm y a C hińczyka-defraudanta znaleziono po paru dniach m artw eg o : by ł on spuchnięty w sposób m onstrualny."

M am y tu now y i odm ienny orzech do zgryzienia, w kroczyć bowiem m u­

sim y na teren m agji w dziale t. zw . uroków . N aturalnie znów najłatw iej b yłoby przyjąć działanie przypadku, t. j. tw ierdzić, że jakaś nieznana choroba opadła nagle plantatora, że w m om encie zapłacenia długów nastąpił przypad­

kow o k ry z y s choroby i rekonw alescencja, albo, że autosugestia plantatora p rzełam ała proces chorobow y, że w reszcie w tym że m omencie tasam a choroba p rzypadkow o opadła C hińczyka-defraudanta i spow odow ała ostatecznie jego śm ierć. M ożna i tak to tłum aczyć i przyznaję, że jest to najw ygodniejsze tłu­

m aczenie! Ale studjując a rk an a parapsychologii, m ożem y i z innej strony jeszcze podejść do tego zagadnienia.

C iało eteryczne człow ieka, ten m otor fizycznego ciała, należy jeszcze do rów ni fizycznej i składa się z m aterji w stanie eterycznym , t. j. w stanie sku­

pienia, następującym po stanie lotnym , gazow ym . Ten stan skupienia m aterji jest obecnie jeszcze nieuchw ytny przez n arząd y naszego spostrzegania zm y­

słow ego i nie m ożna m aterji w tym stanie uchw ycić i zarejestrow ać naszemi aparatam i i p rzyrządam i fizycznem i, m imo w ielorakich prób, jakie w tym kierunku robiono. W ibracje tej m aterji są ta k szybkie i tak subtelne, że nasze zm ysłow e a p a ra ty odbiorcze, nastaw ione na inną falę, nie m ogą tych drgań zarejestrow ać. Ale m aterja ta istnieje i w y ra ż a się widom ie szeregiem skut­

ków, jakie w m aterji fizycznej w yw ołuje, o czem już niejednokrotnie m ów i­

liśmy p rz y rozbiorze budow y ciał niew idzialnych człow ieka i p rzy om awianiu procesów m edjum icznych. Zatem ciało eteryczne człow ieka jest też złożone z m aterji fizycznej i ściśle zw iązane z fizycznem ciałem człow ieka, którego jest życiodajnym m otorem . O tej ścisłej łączności św iadczą fenomena medju- m istyczne. Każde uszkodzenie cz y dotknięcie w ysuniętego z medjum jego ciała eterycznego, zgęstnionego p rzy pom ocy atom ów fizycznych w t. zw.

teleplazm ie, odbija się mom entalnie na fizycznem ciele medjum i może spo­

w odow ać ciężkie uszkodzenie ciała, długotrw ałą chorobę lub n aw et śmierć.

P odczas seansu z m edjum Zim m erm anem w A m eryce, gdy rozpoczęły się w pokoju fenom eny i ukazała św ietlista zjaw a, pew ien Jankes, nie m yśląc długo, w yciągnął rew o lw er i strzelił w stronę w idziadła. Rozumie się trafił w próżnię, lecz w tej chwili Zim m erm an upadł na podłogę. Zapalają św iatła:

m a głęboką ranę w piersiach. J e st rzeczą w ykluczoną, by A m erykanin go tra ­ fił, bo kula tkw i w ścianie w zgoła innym kierunku niż medjum siedziało.

E ksperym ent ten odpokutow ał Zim m erm an parom iesięczną kuracją w szpitalu.

P rz y p a trz m y się te ra z dośw iadczeniom płk. A. de. R ochasa.1) Przenosił on część au ry ludzkiej, w ięc cząsteczki ciała eterycznego i astralnego osoby m agnetyzow anej na lalkę w oskow ą. Jeśli potem tę lalkę w oskow ą ukłuto np. szpilką w głów kę — dana osoba odczuw ała ból w odpowiedniem miejscu głow y, jeśli lalkę kłuto w rękę, osoba, z k tórą eksperym entow ano, z krzykiem bólu ch w y tała się za daną rękę. Kłucie lalki o dbyw ało się w oddaleniu od

„ofiary“, k tó ra nie w iedziała, ani nie w idziała, jakie manipulacje robiono

!) L ’e x te rio ris a tio n de la se n sib ilite , e tu d e e x p ć rim e n ta le e t h is to riq u e . P a ­ ry ż 1895.

(15)

z lalką. Celem kom pletnego w yłączenia tła telepatycznego kłucie lalki p rz e­

prow adzała osoba obca, tak, że n aw et płk. de Rochas nie w idział, które miejsca b y ły kłute. O bjaw y te nazw ano w parapsychologii e k s t e r j o - r y z a c j ą c z u c i a i są one dziś już zjaw iskiem bezsprzecznie naukow o stw ierdzonem .

Na tym w p ły w ie ciała eterycznego na ciało fizyczne danego osobnika opiera się cała średniow ieczna czarna m agja w dziale t. zw . u r o k ó w .

A że m agja ta k a najniższego gatunku istnieje i dziś jeszcze na w si w śród ludu, m am y na to szereg przykładów . Kur jer M etapsychiczny podaw ał niedaw no1) dokładny opis skrępow anej i przekłutej kilkoma długiemi szpilkam i laleczki w oskow ej, odnalezionej w K rakow ie na cm entarzu p rz y kopaniu grobu. Ten, któ ry ją tam zakopał, w ierzy ł św ięcie, że gdy lalkę skrępuje, pokłuje szpil­

kam i i zakopie na cm entarzu obok św ieżego grobu — ofiara zginie w m ęczar­

niach. W iem y o całym szeregu rzucania uroków na w si na ludzi, konie i k ro ­ w y, a ulubionym pośrednikiem p rzy przenoszeniu takiego uroku na ofiarę jest odpowiednio spreparow ana żaba, k tó rą się zakopuje pod progiem dom ostw a tego, komu się chce zaszkodzić, albo n aw et sta ra się ją w pakow ać do jego izby czy barłogu.

Enchejridion papieża Leona Ii-go pisze o tej spraw ie następująco2):

„ J e d n y m z u lu b io n y c h śro d k ó w o c z a ro w a n ia je s t u ro k , r z u c a n y za p o m o c ą żaby. B ierze się s p e c ja ln ie t ł u s t ą żab ę lu b k r e ta , z w ie rzę z o s ta je pośw ięco n e im ien ie m osoby, k tó r ą się chce p rz e k lą ć , k a ż e się b e s tji p o łk n ą ć k a w a łe k h o stji, poczem z a w ija w s z a ty o fia ry . N a s tę p n ie z a k o p u je w m ie jsc u , w k tó r e m n a j ­ częściej ta m te n p rze b y w a . C iało a s tr a ln e ż a b y s ta n ie się w a m p ire m i n o c ą będzie ssało k rew . A by u b ie d z c z a r n a le ż y zw ło k i g a d a o d n aleź ć i s p a lić n a d p ło m ie ­ niem z s ia rk i i sm oły. W te d y p rz e k le ń stw o s p a d n ie n a sp ra w c ę , on i jego w sp ó l­

nicy w c ią g u doby z e m rą .“

M am y tu znów , poza pom patycznym cerem oniałem m agicznym , jak p o ły ­ kanie hostji, tesam e co poprzednio rek w izy ta do eksterjoryzacji uczuć. Zam iast lalki w oskow ej w zięta jest żaba, kontakt m iędzy żabą a ofiarą naw iązuje się przez ochrzczenie żab y imieniem ofiary i owinięcie jej szatam i tejże ofiary — no i operuje się tą żabą, co się odbić m a na ciele fizycznem ofiary. A do tego, by skutek b y ł pew niejszy, należy żabę umieścić blisko ofiary!8)

W tern św ietle inaczej ukaże się nam w y padek plantatora. Z prahistorii ziemi w iem y już, że teren obecnych w y sp Indyj holenderskich jest resztką terenów olbrzym iego lądu południow ej półkuli, t. zw . w antropogenezie okul­

tystycznej Lemurji. T eren ten w czasie chylenia się ku upadkow i czw artej rasy, ra sy atlanckiej, został skolonizow any przez jeden ze szczepów alianc­

kich, t. zw . P ratu rań czy k ó w , tak, że dzisiejsi M alajczycy są produktem sk rz y ­ żowania się tego szczepu z resztkam i czarnej ludności lem uryjskiej. P ratu - rańczycy byli urodoznym i m agam i i czarow nikam i i dużo z ty ch w łaśnie w ładz i uzdolnień m agicznych znajdujem y dziś jeszcze u M alajów. C zyż nie jest zatem możliwe podobne oddziaływ anie zapom ocą tej eksterjoryzacji czucia

1) K u r je r m e ta p s y c h ic z n y 44/34, „ C z a rn a m a g ja w d z isie jsz y m K ra k o w ie “.

Tam że fo to g ra f ja tej fig u rk i.

2) c y tu ję z k s ią ż k i St. W o ło w sk ieg o p. t. „M agja i c z a ry “, s tr. 127.

3) Je d n y m z u ro k ó w , p o le g a ją c y m n a b e z p o śre d n ie m u d e rz e n iu p r ą d u e te ­ rycznego (płynącego z oczu c z a ro d z ie ja n a ciało e te ry c z n e o fia ry ) je s t ta k zw. „zły w zrok“ z n a n y w e W ło sze ch ja k o „ m a l o cchio“ albo „ j e tt a tu r a “. O pis tego z n a jd z ie czytelnik w K u r je rz e M e tap s. 35/34.

237

(16)

na ciało eteryczne owego plantatora i w następstw ie na jego ciało fizyczne?!

W św ietle najnow szych badań parapsychologii rzecz ta nie w ydaje się już takim absurdem , za jaki doniedaw na m usiałoby się ją uważać.

B ardzo wielu ludzi m iało do czynienia z podobnemi „urokam i“, wolą jednak o ty ch rzeczach nie mówić, b y się nie ośm ieszyć. Na jednym z w ykładów w T o w a rzy stw ie P arapsychicznem im. J. O chorow icza w e Lwowie, podczas dyskusji na tem at w ykładu zaapelow ałem do obecnych, by opowiedzieli o sw oich przeżyciach „urokow ych“, o ile je kiedykolw iek mieli. I o dziwo, każdy z obecnych podał jeden lub kilka zupełnie konkretnych w ypadków ze sw ego w łasnego życia i szereg z ty ch w ypadków d aw ał się w yjaśnić w spo­

sób jak w yżej podałem , ba naw et znalazła się i żaba, rozpięta na krzyżu z p atyczków i um ieszczona pod progiem domu „ofiary“, w tym w ypadku cał­

kiem niewinnej letniczki, pani F.

T rzeci i ostatni opis brzm iał następująco: „Je st ju jezioro, gdzie mieszkają św ięte krokodyle. Ile ich jest, nikt nie wie, może pięćset, m oże tysiąc. Są one osw ojone i karm ione przez kapłanów , m ających nad niemi pieczę. Któregoś dnia, gdy jakaś M alajka składała im ofiarę, została przez krokodyle por­

w an a i zjedzona. P oniew aż trup musi być spalony, inaczej bow iem dusza zm arłego, w edług w ierzeń hinduskich, błąka się po ziemi, nie idąc do nieba i niepokoi krew nych, przeto rozpacz rodziny by ła straszna. Należało w in­

nego krokodyla zabić a szczątki pożartej spalić, lecz w y k ry cie w inow ajcy w śród takiego tłum u było niemożliwe. W ted y kapłani nad brzegiem jeziora odpraw ili m odły, którym ciekaw ie p rz y g ląd ały się sterczące z w ody głow y aligatorów . Po skończonej cerem onji głów ny kapłan zakom unikow ał stro sk a­

nej rodzinie, że krokodyla, k tó ry popełnił taki nietakt w stosunku do ich krew nej, niem a tu w tej chwili, jest daleko, ale w ieczorem przyjdzie, w ięc niech o zachodzie słońca zjaw ią się jeszcze raz, już uzbrojeni. Po w ieczornych m odłach na brzeg w y lazł duży krokodyl. Minę miał podobno bardzo stra ­ pioną i nie podnosił oczu na obecnych. Po zabiciu go i w ypatroszeniu znale­

ziono w jego w nętrznościach, prócz re sztek ciała ludzkiego, bransolety i kol­

czyki, k tóre b y ły w łasnością zm arłej."

M oglibyśm y także i tutaj w idzieć tylko szereg dziw nych przypadków , popatrzm y jednak, czy i tu rów nież parapsychologia nie rzuci promienia św iatła na to zagadkow e zdarzenie. W ytłum aczenia w y m ag ały b y tu następu­

jące fakta:

1. Skąd kapłani wiedzieli, że w inow ajca-krokodyl jest w tym momencie nieobecnym w jeziorze?

2. W jaki sposób zmusili owego krokodyla, b y dobrowolnie oddał głow ę pod nóż?

Zajmiemy się najpierw pierw szem pytaniem . K w estja w kracza w ram y parapsychologii podm iotow ej1) i da się w yjaśnić jasnow idzeniem w przestrzeni.

Jasnow idz (a u kapłanów indyjskich i m alajskich zdolności te są świadom ie rozwijane i pielęgnow ane ćw iczeniam i radżajogi w zględnie jog niższych aż do hathajogi w łącznie), po w praw ieniu się w pew ien rodzaj lekkiego transu

*) o k re śle n ie prof. K. R ie h e ta .

(17)

podczas m odłów nad brzegiem jeziora, n aw iązaw szy kontakt z jakim ś p rzed­

miotem, należącem do zjedzonej, a k tó ry mu jej familja zapew ne do starczy ła

— odszukał w p rzestrzeni resztki jej zw łok i w ten sposób mógł objaśnić rodzinę, że krokodyla-w inow ajcy niema na m iejscu w jeziorze. Jasnow idzenia takie są już dzisiaj rzeczą naukow o stw ierdzoną, jasnowidz, skupiw szy sw ą uwagę na przedm iocie należącym do pew nej osoby, m oże w korzystnych warunkach określić m iejsce p rzebyw ania tej osoby. W ypadki takie zna p a ra ­ psychologia i w yjaśnia je w ten sposób, że jasnow idz jako osoba w rażliw sza od innych odczuw a w ibracje eteryczne czy astralne, w y czu w a „aurę" tej osoby, tkw iącą przy danym przedm iocie i w p rzestrzeni czterow ym iarow ej odkrywa daną osobę. Ten punkt zatem m ożem y w yjaśnić znanem i nam, cho­

ciaż przez naukę jeszcze niezupełnie w yjaśnionem i i sprecyzow anem i p ra ­ wami jasnow idzenia w przestrzen i wzgl. psychom etrji.

W iększe trudności p rzedstaw ia punkt drugi. C zy m ożna drogą telepatii zmusić dane zw ierzę do posłuszeństw a woli ludzkiej? B o tylko drogą telepatii mogli kapłani zmusić owego krokodyla do p rzy w ęd ro w an ia z pow rotem na jezioro i do w yjścia na brzeg! Badania, jakie w tym kierunku przeprow adzano, wykazały, że zw ie rzę ta reagują na m yślow e czy uczuciow e nakazy czło­

wieka. I tak znany nasz jasnow idz inż. O ssow iecki opisuje w jednem miejscu następujące dośw iadczenie: szedł w ieczorem w to w arzy stw ie kilku panów przez ulice W arszaw y . Z naprzeciw ka żołnierze prow adzili kilkanaście koni parami. Inż. O. ośw iadczył kolegom, że spróbuje zatrzy m ać na odległość jedną parę koni (6-tą lub 7-mą, dokładnie nie pam iętam ). Skupił siłę woli i sta ra ł się narzucić tej parze koni telepatycznie nakaz zatrzym ania się. I faktycznie oznaczona p ara koni, mijając eksperym entatora, zaczęła się niepokoić, sz a r­

pać, w reszcie stanęła w miejscu, tak, że p ro w adzący żołnierz nie m ógł sobie z nią dać rady. Nie tw ierdzę, że ten sporadyczny fakt rozw iązuje już spraw ę.

Musiałoby się przeprow adzić cały szereg takich dośw iadczeń w różnorakich warunkach i z różnem i zw ierzętam i, a potem dopiero m ożnaby w yciągać ostateczne wnioski. Sam fakt jednak takiej m ożliwości w skazuje nam drogę dalszych badań i ostatecznego w yjaśnienia podobnych faktów , nie w ychodząc poza ram y parapsychologii jako nauki ściśle eksperym entalnej. Bo jeśli moż- liwem jest z odległości, np. 20 kroków , zm usić parę koni do zatrzym ania się, to można rów nież z odległości 2 km zmusić krokodyla do p rzybycia na pewne miejsce i w ypełznięcia na brzeg. Zjawisko nie różni się tu jakością, tylko intenzyw nością, t. j. że potrzebniejsza tu jest silniejsza i bardziej zd y scy ­ plinowana wola, jak w w ypadku zatrzym ania koni. Jeśli znów chodzi o zd y ­ scyplinowanie woli i w y sy łan ie odpowiednich prądów eteryczno-astralnych, to przeciętny kapłan indyjski czy m alajski stoi tu praw dopodobnie o w iele w y ­ żej od najsilniejszego europejskiego jasnow idza.

Jak widzim y z poprzednich w yw odów , parapsychologia jest nauką, która obdziera wiele zjaw isk okultystycznych z nimbu cudowności i tajemniczości.

Okazuje ona dowodnie, że w przyrodzie niema cudów, a są tylko nieubłagane prawa przem iany energji w m aterię i naodw rót, praw a, w edług których duch kształtuje m aterię i oddziaływ a na nią, a których to praw jeszcze nie znam y i dopiero powoli zaczynam y je odkryw ać. Niema zatem cudów o kultystycz­

nych, ani faktów anorm alnych, sprzeciw iających się praw om p rzyrody, a są 239

(18)

tylko zjaw iska, przekraczające ram y dzisiejszej fizyki czy psychologii. Jest zatem m etafizyka, ponadfizyka i parapsychologia, ponad-psychologja, w które św iat nauki pozytyw nej bezw iednie coraz silniej w kracza. Teorja względności, czw artego w ym iaru, nasze teorje św iatła, budow a atomu, to są w szystko kam ienie w ęgielne nowej w yższej fizyki, do której w iększość um ysłów w sp ó ł­

czesnych nie dorosła jeszcze, a k tó re są dostępne jedynie umysłom do tego przygotow anym i w y przedzającym ew olucję ogólną. T aksam o praw a i feno­

m eny ujęte w parapsychologii przedm iotow ej i podm iotow ej są tym zaw iąz­

kiem w y ższej psychologii, psychologii przyszłości, jaka kiedyś będzie udzia­

łem całej ludzkości w ram ach następnego cyklu ew olucyjnego, w przyszłej szóstej rasie, jaka nastąpi po przeżyciu się naszej ra sy aryjskiej. Dziś odw a­

żam y się zaledw ie nieśm iało torow ać drogę tym św iatoburczym poglądom, k tóre kiedyś staną się pow szechną w łasnością ludzkości na w yższym stopniu duchow ego rozwoju.

J . A & F N fie i 2EATTON

Wstęp w światy nadzmysłowe

X I. P r z y g o t o w a n ie .

Tych p i ę ć s z c z e b l i , o k tó ry c h p rz ecz y ta łeś dotychczas, tw orzy razem , j a k wiesz, ścieżkę p rz y g o to w aw czą. P rze z tych la t siedm będziesz m iał dość p ra c y nad sobą i szczęśliw ym się nazw iesz, je ż e li ją w ciągu lat siedm iu w y k o n asz o tyle, ab y być d o jrz a ły m d o stateczn ie do w stępu na ścieżkę czeladztw a. Je ż e li n ie k tó re z ty ch zad ań w y konasz m niej d o sk o n ale niż inne, w olno ci będzie m im o to w stąpić, ale na czeladnika p ró b n e g o . B o nie je s t niezbędnie konieczne, abyś n a p rz ó d upraw ił j a k n a j z u p e ł ­ n i e j p rz y g o to w an ie, nim m ożesz d o stąp ić ośw iecenia. D opuszczalne je st i to, abyś w n iek tó ry c h k ie ru n k a c h u p ra w iał nad al p rz y g o to w an ie, podczas g d y w innych o trz y m u je sz ju ż ośw iecenia. J e s t tu po d o b n ie, ja k w szkołach.

Je ż e li w n ie k tó ry c h p rz ed m io ta ch w ykażesz p o stę p y ty lk o m ierne, ale zato w innych b a rd z o d o b re, w ynik o g ó ln y św iadectw a u p ra w n i cię do przejścia do k la sy w yższej. W niej m usisz oczyw iście b ra k i uzupełnić, bo inaczej nie p o d o ła sz je j zadaniom .

P rz y g o to w a n ie , to ty lk o je d n a k lasa, a ja m a , ni ja m a , asana, prana- ja m a i p ra tja h a ra , to różne p rz e d m io ty nauki. Szczeble te zatem nie n astę­

p u ją k o le jn o p o sobie, lecz b ieg n ą rów nocześnie o b o k siebie. Jeżeli czy­

ta łe ś o p ra n a ja m ie np. p ó ź n ie j, niż o jam ie, to pow ód je s t ten, że bez p ew n eg o , choćby b ard zo p o cz ątk o w eg o , oczyszczenia się niem ożebnem je s t o ddaw ać się ćw iczeniom szczebli dalszych. P o d o b n ie będzie w klasie w yższej. I tam d h a ra n a , d h ja n a i sam adhi b ieg n ą ró w n o le g le ob o k siebie, tw orząc razem sam jam ę; ale bez p ew n ej b iegłości w d haranie nie zdołasz d h ja n y u p raw iać ow ocnie.

O tych trze ch szczeblach w yższych m ó g łb y ś w praw dzie nie w iedzieć nic i odłożyć zain te reso w a n ie się niem i aż do te g o czasu, gdy p o sied m io ­ leciu o każesz się d o jrz a ły m do ośw iecenia. Ale na tych szczeblach p o jaw ią

Cytaty

Powiązane dokumenty

W koloniach afrykańskich rośnie drzew o „w ailaba“ silnie żyw iczne... N ajbardziej stan ten je st zbliżony do katalepsji, znam ionującej

Są to przew ażn ie rzeczy z z ak resu historii religji, jako budzące może najmniej zastrzeżeń, a będące zarazem p ierw szą i zasadniczą podw aliną

trzeby dydaktyczne, lecz nie jest nauką pogłębioną, ani skończoną. Zupełnie szczerze w yznaję, że opierając się na dzisiejszych pojęciach o asocjacji, nie

Dzięki w łaśnie symbolom, przedstaw ionym na ty ch tablicach, udało się ustalić jeg o p rzynależność do różokrzyżow ców.. Nie od rzeczy więc będzie

Jeżeli bowiem losy n asze zależą od czynników charakterologicznych, oraz psycho-fizycznych, to jednakże są to czynniki p lastyczne, k tó re w pew nych granicach

wanie się tłumaczymy sobie w sposób obiektywny jako posuwanie się zdarzeń w tymże porządku i z tą samą szybkością. A może to być tylko pewien sposób

mieni na cerę stw ierdziła, że działanie to rzeczyw iście istnieje. O tóż uczeni postanow ili zap y tać się tu kwiatów, jak d ziałają różne prom ienie św

Saint-Martin nie neguje możliwości otrzymywania komunikatów ze światów niewidzialnych drogą nadzwyczajną. Utrzymuje on, że człowiek otoczony jest wieloma duchami i