• Nie Znaleziono Wyników

Pobyt w Niemczech podczas II wojny światowej - Z. P. J. - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Pobyt w Niemczech podczas II wojny światowej - Z. P. J. - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

Z. P. J.

ur. 1925; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe Lublin, Niemcy, II wojna światowa, Niemcy, łapanka, wywóz na roboty do Niemiec, obóz pracy, praca u niemieckiej rodziny, stosunki polsko-niemieckie, kontakt po wojnie

Pobyt w Niemczech podczas II wojny światowej

Wojennych czasów [w Lublinie] ja nie znam, bo Niemcy mnie zabrali w pierwszej łapance, która była w Lublinie – poszłyśmy z dziewczętami po chleb na Kalinę do pana Ziemby, tam jeszcze do tej pory Ziemba ma piekarnię, podjechały samochody niemieckie, zabrali wszystkich ludzi, co tam czekali na ten chleb, bo powiedzieli, że jakiś oficer został zabity i oni muszą tylko przeprowadzić wywiad. Zabrali nas do samochodu i zawieźli nas „Pod Zegar” do piwnicy tam. Ale dali nam herbatę, dali nam tam chleb, jeszcze coś tam, powiedzieli, żeby poczekać, każdego się przepyta, a potem nas wzięli, wyprowadzili do pociągu i wywieźli nas, zatrzymaliśmy się w Berlinie.

Najpierw zawieźli nas do obozu. Rok byłam w obozie, później z tego obozu wszystkie dziewczyny mieli wywieźć do domów publicznych. Ze mną była Niemka też w obozie, ale jako Niemka to pracowała z nimi w biurze, więc mówi: „Ty musisz zachorować, bo cię wywiozą do domu publicznego”, no a ja miałam piętnaście lat. Naparzyła mi tabaki, przyłożyła mi tą tabakę do oczu, oczy mi spuchły, sczerwieniały, no i poszłam na komisję rano i Niemiec, taki stary, chyba miał z siedemdziesiąt lat, badał mnie i mówi: „Ona nie może jechać, bo z takimi oczami gdzie ona pojedzie”. Ta Niemka tam pisała na maszynie, więc ona mówi: „Moja kuzynka potrzebuje pomocy, bo ona jest w odmiennym stanie i jeszcze ma dwoje dzieci. Toby jej pomogła taka dziewczyna”. „No i bardzo dobrze”. Zadzwonili tam i wywieźli mnie tam w góry Harzu, wieś nazywała się Westerhausen.

Tam właśnie przebyłam do końca wojny, do 17 kwietnia [19]45 roku. Pan Bóg jakoś mi pomógł, bo to była cudowna rodzina. Przyszły święta, ja siedziałam i płakałam, przychodzi ta Niemka do mnie i mówi: „Dlaczego ty płaczesz?”. Ja mówię: „No bo jestem tutaj, nie ma ojca, [nie ma matki]”. „Nie ma ojca twojego, nie ma matki, ale jestem ja. Krzywda ci się nie stanie”. No i do tej pory utrzymuję z nimi kontakt, piszemy do siebie listy. Został tylko syn z żoną i z dziećmi, bo już starzy poumierali.

(2)

Ten stary Niemiec, ten baor był kiedyś w Polsce w I wojnę światową, w Kraśniku. I mówi tak: „Umiesz ty upiec pierogi z kaszy gryczanej?”. No, ja mówię: „Umiem”. „Ale u nas nie ma kaszy gryczanej, bo w Niemczech się nie rodzi”. No to ja napisałam do domu i mamusia przysłała dwa kilo kaszy gryczanej, no i narobiłam tych pierogów – och, jak oni jedli te pierogi z tym synem. Ja miałam różaniec, nosiłam ten różaniec na szyi, żeby mi nie zginął, no i ona mówi: „Ja wiem, co to jest, to jest różaniec, ale nie wiem, jak się na tym modlić”. No to ja jej pokazałam, jak to się modli na tym i ta Niemka mówiła ze mną w każdą sobotę, a była kalwinką.

Wywozili ludzi albo do obozów, albo normalnie tak do kogoś, do fabryk, do różnych innych [miejsc] wywozili. Tam do Westerhausen przywieźli Żydów i ci Niemcy tym Żydom pomagali – bardzo.

[Ten Niemiec, u którego byłam], Heinrich Kogri się nazywał, zawsze mówił: „Chodź, nastaw na Londyn, bo to co oni tu gadają, to ja w to nie wierzę. Nastaw na Londyn”.

No i ja nastawiałam [radio] na Londyn. I nastawiłam pewnego dnia, a tam mówią: „W Lublinie było bombardowanie i zrównano z ziemią ulicę Ruską. Została tylko cerkiew”.

I ja tak siadłam, a on mówi: „Co się stało? Co się stało?”. Ja mu mówię, a on: „A wy daleko mieszkacie?”. Ja mówię: „No, mieszkamy jakieś pół kilometra od tej Ruskiej, ale nie wiadomo, jak tam jest”. No i on mówi: „Dajcie spokój, po co ta wojna, na co ta wojna?”.

Ci Niemcy tam byli tak dobrzy dla ludzi, że nawet się nie czuło, że to są Niemcy.

Przecież tam byli Polacy, Ukraińcy, Żydzi, Rosjanie, Serbowie, nagnali tam różnych ludzi, przecież tam się pracowało. Nigdy nikogo tam nie skrzywdził, jakoś tam wytrzymałam tyle czasu. I do dzisiejszego dnia piszemy do siebie listy i pamiętamy o sobie, byliśmy tam w odwiedzinach z mężem, z kuzynką.

Data i miejsce nagrania 2011-09-21, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Później… W ten dzień co zatrzymali Żydów, to był piątek, to też nie pamiętam czy coś mi mówili, czy coś tłumaczyli.. Tylko pamiętam, że poszłam, może brat

Jest sensowne powiedzieć „Nie jestem o tym prze- konany, wiem to” nie dlatego, że jest logiczną niekonsekwencją powiedzieć, że wierzy się w to, co się wie, ale raczej

W parku to ja byłam ciągle, bo przecież naprzeciwko naszego domu na Żulinkach była brama, to albo odsuwałyśmy tą bramę i tam można było przejść, albo pod

Po ukończeniu tej szkoły – ale to już tak trochę później – udało mi się jeszcze w Warszawie skończyć Technikum Poligraficzne, dlatego że w Lublinie wyższej

Któregoś dnia przychodzą do mnie ludzie i mówią, że budynek jest zajęty przez PC i murarze już tam robią remont.. Albo ktoś im dał klucze, albo po prostu się włamali i

Miejsce i czas wydarzeń Polska, współczesność Słowa kluczowe Projekt Wagon 2010, wolność.. Wolność to na pewno nie jest „róbta

Krowy w lesie śmy paśli, to było pastuchów dużo bo to w kiedyś nie paśli na polu, bo nie było pola, a teraz to ni mówi się.. I tam na taki łące paśli jesieni i taki byli

Bo to są wałki, to takiej były grubości, ja wiem, grubszy niż ten mój palec, to są gdzieś około… Musiałbym na suwmiarkę spojrzeć, taki wałeczek jeden gdzieś koło