• Nie Znaleziono Wyników

Roczniki Kolegium Polskiego w Rzymie. R. 2 , nr 1 (styczeń 1903)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Roczniki Kolegium Polskiego w Rzymie. R. 2 , nr 1 (styczeń 1903)"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

R O C Z N I K I

K O L E G IU M P O L S K IE G O W R Z Y M IE

Rok II. — 1903.

(2)
(3)
(4)

J. Kks. Ks. Biskup. Józef Pelczar.

(5)

R O C Z N I K I

W R Z Y M I E

ROK. II. 1 9 0 3 .

RZYM

D R U K A R N IA -T O W A R Z Y S T W A B O S K IE G O Z B A W IC IE L A

1903.

(6)
(7)

Rok II. STYCZEŃ 1903. Numer 1.

« —« * ROCZNIKI KOLEGIUM POLSKIEGO W RZYMIE « — ■

Przedruk artykułów zastrzeżony

A L U M N I K O L E G I U M K A P Ł A N I :

1. Ks. K arol A ntoniew icz, P refekt alu m n ó w , Dr. Fil. Licenc.

Sw. T eol. i Dr. Pr. Kan.

2. Ks. W o jciech T om aka, Bak. Św. T eol. i Lic. Pr. Kan.

3. Ks. S tanisław O skard.

4. Ks. Jan T obiasiew icz.

5. Ks. S tanisław W ró b e l.

6. Ks. Ignacy P o d o lsk i.

7. Ks. Jan D ąbrow ski.

K L E R Y C Y :

8. Ks. A lek san d er Pitas, D yakon, D r. Fil. i Bak. Św. Teol.

9. Ks. W ład y sław F rankow ski, S u b d y ak o n , Bak. P r. Kan.

10. Ks. Ja n L ange, S u b d y ak o n , D r. Fil. i Bak. Św. Teol.

11. Ks. Józef Ł ukow ski, Lic. Filoz.

12. Ks. Stanisław Szupa, KI. p. T ons.

13. Ks. K arol Ryc.

14. Ks. Ignacy G ra b o w sk i, KI. M n. św.

15. Ks. F ranciszek Ć w iąkała, KI. M n. św.

16. Ks. A ntoni C ieślik, KI. p. Tons.

17. Ks. Jan G rzybow ski, K and. P r. cyw.

18. Ks. K arol Bajerski, K and. P r. cyw.

(8)

Kilka słów z Wakacyi

śród gór Albańskich, w dawnej ziemi Etrusków, na gruzach will Pompejusza i Domicyana, wznosi się trzechpiątrowy dom, pozujący zdała na pałacyk wiejski, otoczony zewsząd bujną roślinnością, drze­

wami południa i północy. Uroczy kącik ziemi, ogrodzony naokoło murem, jakby umyślnie legł za miastem, aby spokojnie dumać, wolny od miejskiego gwaru. - Jest to willa Kolegium Polskiego.. U stóp jej rozpościera się miasteczko Albano, nieco dalej wspinają się góry, na skłonach których zielone rozło­

żyły sie gaje. Z przeciwnej strony - Kampania, o której brzegi obijają się fale Tyreńskiego morza. Często stawałem na balkoniku, aby przyjrzeć się ostatnim blaskom zachodzącego słońca nadającym niebu kolor szmaragdu. Słonko niknące stopniowo gdzieś w nur­

tach morskich ostatnim swym blaskiem oświecało szeroko-rozległą Kampanię, dzielącą willę Od morza i rzucało promienie, ostatnie na dom Kolegium, otoczony zielenią. Snuła mi się wtenczas cała nić rozmyślań o dobroci Stwórcy i piękności natury. G dy zaś zmrok wieczorny oblał willę swoją uroczą tęsknotą, a błękitne niebo z po- rozrzucanemi gwiazdami ukazało się w piękności swej całej, wtedy znowu rozkosznie kąpiąca się w łagodnem powietrzu willa nabie­

rała niepojętego uroku. Samotny domek pełen szczęścia i zado­

wolenia z ciszy tulił się do drzew go otaczających. Aleje i towa­

rzyszące im żywopłoty bukszpanu biegły wdał od niego. Dalej migały światełka drzemiącego miasta. Cisza milcząca, umarła zale­

cała góry. W śród zarośli tylko dał się słyszeć niekiedy chwilowy krzyk puszczyka i znowu cisza zalegała w około.

(9)

S. p. Ks. Kasper B orowski

Biskup Łucko-Żylomierski.

(10)
(11)

— 7 —

Nieco o p o d a l za jez iorem, sł ynące m sw ą pięknością w e W ł o ­ szech całych, a b io rąc em sw ą n azw ę od m ia n a g ó r, w znosi się M o n te C a v o . N a szczycie tej g ó r y k ró lo w a ła n ie g d y ś niew ielkich ro z m ia r ó w , lecz pięknycli kształtów, św ią tynia Jowisza, z w an e g o A lb a ń sk im . D r o g a , z w a n a Via Sacra ", p r o w a d z iła na szczyt góry.

T ą d r o g ą n ieg d y ś kroczyli tr y u m f a to ro w ie R zym scy święcąc zwycię ­ stw a swoje, a b y zło żyć d a r y d z ię k cz y n n e b o s k i e m u J o w i s z o w i :

In (M) A l b a n o res d iv in a a j u r e t r i u m p h a t o r i b u s fieri s o l e b a t " 1.

T a k w sta roży tnośc i m ó w i o n o o g ó r z e A lbańskiej.

P o w ie trze ł a g o d n e i z d r o w e pociąga wielu R z y m ia n w g ó r y Albańsk ie. T o też willa K o leg iu m Polskiego, o to cz o n a in nem i, zdaje się być w ś r ó d las ów dzie wiczych p o łu d n ia . P o z ałożeniu k o leg iu m P o ls k ie g o w Rzymie, alu m n i, n iem o g ą cy w czasie wakacyi letnich w ra ca ć d o r o d z in n e g o kraju, spędzali takow e gdzie kolw iek na p r o - wincyi R z y m u , a b y u n ik n ą ć sk w arn y c h u p a łó w W ie c z n e g o Miasta.

Musieli więc kolegiaści tułać się nie mając w ła sn e g o p rz y tu łk u . M o c n o boleli n a d te m O jc o w ie Z m a rtw y ch w stań c y , lecz b r a k f u n ­ d u s z ó w ani m yśleć pozwalał o n a b y ciu ja k ieg o ś d o m u l u b willi dla k o leg iu m . D o w ie d zia w sz y się o tem ks. K a sp e r Borowski, b i s k u p Ł u ck o-Ż yto m iers ki, b ędący na w y g n a n i u w P e r m ie w Rossyi, n a d es ła ł n a ręce O . G r a b o w s k i e g o (ó w c ze sn e g o re k to ra K o leg iu m ) 1 0 ,0 0 0 rubli. N a b y ł więc O . G r a b o w s k i willę w A lbano, ale willa ta po trzeb o w ała , a b y ją otocz yć nn iren i, u p o r z ą d k o w a ć i urządzić w niej kaplice, co ws zystko ko szto w ało prz eszło sto tysięcy fran k ó w . N a p o krycie tego, o p ró c z ofiary ks. B iskupa B o ro w sk ie g o , zeb rał na ten cel O . Leon Zbysz ew ski 30, 000 fran ków , reszlę zaś z g r o ­ m ad z ił O . G r a b o w s k i o d r ó ż n y c h z n ajo m y ch , prz yja ciół i d o b r o ­ dziejów, tak sw oich, jak i Z g r o m a d z e n i ą “ =. W ak a cy e więc letnie sp ę d z a ją o b e cn ie a lu m n i w swej willi. W p o r z ą d k u d z ie n n y m , p o d c z a s p o b y tu kolegiast ów n a wakacyi, ż a d n a z m i a n a nie z ac h o ­ dzi, c h y b a tylko ta, że czas, p r z e z n a c z o n y n a słu c h an ie prelekcyi w uniw ersytecie w Rzymie, tu przez n ac za się n a s tu d y a pryw atne.

C o d z ie ń pr zechadzka, tak jak i w Rzymie, trw ająca p ó lto r y g o d zin y . Sp a c ero w a liś m y najczęściej n a d jez io re m Albańsk iem , p r z y p a tr u ją c się m ie n iąc y m się b a r w o m w ó d jego. O d czasu d o czasu zag lą­

d a liśm y z n o w u d o m ilu ch n ej dol in ki, w p o b liż u jeziora, a otoczonej zews ząd zielenią, g d z ie P r z e w ie le b n y Ojciec Je n e ra ł Sm olik ow sk i czy ­

1 In A en eid . I . X II.

2 Ks. W. Smoczyński. — O. Grabowski. Wspomnienie pośmiertne.

(12)

tywał nam „Iry d io n a " Krasińskiego, tłumacząc trudniejsze ustępy.

O prócz rekreacyi poobiedniej, trwającej trzy kwadranse i pół­

godzinnej wieczornej resztę czasu poświęcaliśmy na modlitwę i pra­

cę. Niekiedy znowu przełożeni urządzali wycieczki dalsze, aby zwiedzić w ten sposób piękniejsze i uwagi godne miejscowości.

Jedną z dalszych wycieczek a nader miłą była wycieczka przez Ti­

voli na Mentorellę. Mieliśmy więc zwiedzić starożytne miasto Si- culeto " powstałe 500 lat przed założeniem Rzymu. Pierwotni mieszkańcy tej części Włoch Sykulowie byli założycielami jego.

Tiburt z braćmi Korasem i Katyllą, synowie sławnego wieszczka, Argiwskiego Amfiara, opuściwszy Orecyę, przybyli do Włoch. Tu zdobyli miasto Siculeto, wypędzając dawnych mieszkańców jego.

O d tego czasu miasto zaczęto nazywać, mianem zdobywcy, Tibur.

Wyruszyliśmy więc z Albano rannym pociągiem przez Rzym do T iv o li'. Rozpoczęliśmy wesołą pogawędkę, lecz z powodu dobrze

•urządzonych wagonów na kolejach włoskich stuk z zwiększąjącym się pędem pociągu tak się wzmógł, że zmuszeni byliśmy przerwać rozmowę. Siedząc w milczeniu przyglądałem się przez okno letnie­

mu pałacowi papiezkiemu w Castel Gandolfo i kopule kościoła, która nadaje widok kształtny i pociągający całemu miasteczku ; z drugiej strony wśród brzegów porośniętych zielenią, spokojnie falowało jezioro Albańskie. Podążaliśmy dalej. Nagle w wagonie pociemniało. Turkotanie wagonów wesołe i raźne, przerażone ciem­

nością stało się głuche, tajemnicze, a niemy odgłos gdzieś w głębi ciemności mówił, że przejeżdżamy jeden z większych tuneli. Chcia­

łem urządzić jakiego figla koledze, lecz światło znowu witające udaremniło wykonanie takawego. Wyjrzałem przez okno - ostatnie wagony pociągu żegnały tunel, zdążając naprzód. Minęliśmy Marino.

Słonko rzucało obfite promienie z za odległych gór, oświecając ową słynną, uroczą niegdyś Kampanię, przez którą, hen, w oddali kroczą jak olbrzym jaki akwadukty. Tu i ówdzie mury i rumowiska przypominają te czasy, kiedy władcy całego wówczas znanego świata, śpieszyli napawać się jej błogiem i won nem powietrzem, przecud­

nym urokiem. Dziś, gdy zdaleka patrzy się na te zwaliska zda się widzieć skały dziwacznie utworzone przez .naturę w chwilach jej rozbujałej, a kapryśnej fantazyi. Resztki sponiewieranego przepychu otoczyły się dzis wkoio świeżą, radosną roślinnością, bogatym li-

1 Tibur, Tiburi, Tibori, Tiboli, Tivoli.

(13)

_

g

_

ścietn drzew, żyjących całą duszą w chwili obecnej. Akwadukty coraz bliżej zbliżały się do nas. Miejscami zrujnowane i zrównane z ziemią, miejscami znowu sterczące ułamkami — dum ne jednak i zuchwałe, szczycąc się dawną sławą i przepychem starożytnej Romy, do której dążą.

W Rzymie na dworcu kolejowym spotkaliśmy Braci Zmartwych­

wstańców, którzy też podążali przez Tivoli na Mentorellę. Ruszy­

liśmy więc razem. Pas gór Sabińsfcich, do których zbliżaliśmy się co chwila stawał się wyrazistszym. Na szczytach gór widniał śnieg, boki zaś strome oświecały promienie słoneczne. Z rozkoszą przy­

patrywaliśmy się tym przestworzom górzystym. Drogi i drożyny biegły ku miasteczkom porozrzucanym po niższych szczytach i skło­

nach gór. Nieco w oddali wiło się w zaroślach źródło Albuli, słynące z swych zdrowotnych, siarczanych kąpieli. Wypływa ono z dwóch maleńkich jezior zwanych dziś Salfatora i S. Giovanni.

Nazwę zaś swą wzięło od nimfy Albunei, zwanej także « Sybilla Italica ", przebywającej niegdyś w pobliżu Tivoli. Słonko już było wysoko. Promienie jego orzeźwiały łagodnie tulącą się doń roślin­

ność. Pociąg biegł szybko naprzód. Kilka wspaniałych wodospadów mignęło przed oczyma, lecz niemiłościwe góry zasłoniły je, nie- dając nam się przyjrzeć. Za chwilę pociąg stanął. Nad drzwiami, prowadzącemi na zewnątrz dworca, wypisano było ogromnemi lite­

rami „ Tivoli ". Byliśmy przeto już w owej starożytnej Tibur, sły­

nącej za czasów Rzeczypospolitej Rzymskiej z wytworności pałaców wiejskich i rozkosznego klimatu. Miasto to pełne wytwornego prze­

pychu w starożytności, dzisiaj pociąga wędrowca naturalną pięknością okolic i wspaniałością malowniczych krajobrazów. Rzeka Anio, dą­

żąca ze wzgórza do równiny poniżej Tivoli, tworzy wokoło miasta piękne wodospady. Wspaniałe zas ruiny świątyń pogańskich świad­

czą o przebrzmiałej sławie cichego dziś grodu.

Laudabunt alii claram Rhodon, aut Mitylenen, Aut Ephesum, bimarisve Corinthi

Moenia, vel Baccho Thebas, vel Appoline Delphos Insignes, aut Thessala T em pe.. . .

Me, nec tam patiens Lacedaemon,

Nec tam Larissae percussit campus opimae, Quam dom us Albuneae resonantis, Et praeceps Anio, et Tiburni locus, ct uda Mobilibus pomaria rivis

1 Cąrmen » Tiburtinum -agrum la u d a t..« Horatii Flacci.

(14)

— 10 —

Lecz i w póź niejszych czasach pysz niło się to miasto z p rz e ­ p y c h u i okazałości pańskiej. K a rd y n ał H ip o lit d ’ Este w XVI w ieku b u d u j e tu pałac. T a si edzi ba pańska wznosi się na p ag ó rk u . O b ­ szerny, pięknie u r z ą d z o n y o g ró d , o z d o b io n y alejami b u k s z p a n o - wenii, p a lm a m i i krzakam i róż, ro z p o ście ra się u p o d n ó ż a pałacu.

D o w c i p n e w o d o try sk i prz epełn iają o g r ó d , ożywiając go. Tszechset- letnie cypr ysy w z n o sz ą się w y so k o ku niebu, a zie m ia pokryta zielenią i m ch e m , p o rzn ię ta szeleszczącymi stru m y k am i, roz wesela ją d u sz ę i mile n a nią czynią wraże nie. W ś r o d k u p a rk u są dwie o g r o m n e sadzawki, d o kt órych rozkoszując się w zieleni i kw iatach b ieg n ą szybko str u m ie n ie i str um yki. Uro cze , kąpiące się w s t r u ­ m ie niac h sło necznych, w ybiegają z za trawki, w a b iąc w id za i p ew n e zwycięstwa, z n o w u znikają. T am z n o w u kilka w o d o t r y s k ó w w ię k­

szych i mniejszych, biją c w r ó ż n y ch ki erunkach , sta nowią je d n ą h a r m o n i j n ą całość. Najw ięks zym i najp ięknie js zym jest w o d o try sk Sybilli. N a w zniesie niu , m ię d zy d w o m a skalami w id z im y Sibillę, w postaci niew iasty siedzącej, trzymającej za rękę tulące się d o niej dziecko — Tivoli. S tr u m ie ń w y biegający z za skal, o b e jm u je ją, otacza, jakby chciał naza wsz e pozostać przy niej, lecz party o g ó l­

n y m p rą d em , m u si ustą pić i p a d a nadól, tw o rz ąc półkole. Nieco o p o d a l Sybilli, p o jedn ej i drugiej stronie dwaj męż cz yźni k o lo ­ sa lnych r o z m i a r ó w - to Anio i Aquae Albulae. Dziś jeszcze, kiedy ni em ilo ściw y czas zostawił ślady zniszczenia, z atrzym uje ten w o d o ­ trysk ka żdego , kto tylko choć najmniejsz e ma poczucie estetyczne.

H a r m o n ię części, w z n io sło ść d u szy artysty w laną w całość w o d o ­ trysku, jeszcze dz iś m o ż n a z łatwością dost rz ed z. Michał Anioł B u o n a rro ti nazw ał tę fo n tan n ę k ró lo w ą w o d o t r y s k ó w „ la re g in a delle fo n tan e P o s u w a liś m y się zw o ln a dalej, prz y p atru ją c się zdała b u d o w i e pałacu. W pałacu tym p rz y jm o w a ł n ie g d y ś K a rd y n ał Aloizy G r z e g o r z a XIII i gości całego świata. T u też o fiarow ał P a ­ pież ow i willę Kw irinalsk ą, gdzie w zno si się ob e cn ie letni pałac Papieży . W e w n ę t r z n e po k o je pałacu o z d o b io n e są fres kam i p r z e ­ w ażnie z mitologii.

C zas biegł sz ybko. S io n k o życzliwe oświecało d o sk o n a le w n ę ­ trze pałacu, lecz zaraze m p iz y p o m i n a ł o nam, że trze ba się śpieszyć.

M ie liśmy jeszcze prz yjrzeć się k ask ad o m rzeki Anio. U d a liś m y się p rz eto w s t r o n ę w o d o s p a d ó w . W str z y m a ła nas na chw ilę św iątynia Sybilli, tuż za m iastem. Z d aw n ej jej świetności po zost ał tylko szkielet: dziesięć -o d rap a n y c h k o l u m n w stylu k o ry n c k im sterczy

(15)

— l i ­

do góry, dumnych z swej trwałości. Górę, do której dążyliśmy, oddzielała od nas dolina z rozkoszującą się w niej rzeczką Anio.

Musieliśmy obchodzić naokoło. Po drodze napotkaliśmy wiejski kościołek włoski. Po krótkiej modlitwie pośpieszyliśmy dalej. Drzewa oliwkowe obficie porozrzucane zakrywały widok doliny. Wreszcie dotarliśmy do jednego z miejsc, wolnego od natrętnych oliwek.

Jeden z największych wodospadów przedstawił się nam w całej swej świetności. Szum i łoskot, uderzającej o skały wody ,przerażały.

Całośę jednak wywierała wrażenie ponętne i miłe. Najwpierw stru­

mień spokojny i cichy wybiega z za skał i kroczy chwilkę poważnie.

Wtem traci przedmiot oparcia się - pada. To jednak nie trwoży go, nie traci równowagi, chcąc lecieć i lecieć bez końca. Lecz na­

potyka przeszkody, zaczepia o skały, niecierpliwi się, bieg wzmacnia, rozpoczyna walkę : uderza o skały próbując swe siły, uderza po raz drugi, aby je zdruzgotać, a te niewzruszone stoją, pewne swej mocy;

rozjuszony więc uderza po raz trzeci i zrozpaczony przegraną, lecz jeszcze niebeznadziejny, dobywa sił ostatnich i rzuca się w kotło- winę, dosięga dna, bieży znowu na wierzch i rozhukany po raz ostatni rzuca się na ostre skały go otaczające, lecz opada bezsilny, obezwładniony wysiłkiem i stacza się po czarnych jak węgiel, miej­

scami mchepi pokrytych, kamieniach i kroczy dalej nicśmało wśród krzaków i zarośli przyjaźnie go witających gałązkami i łodygami pochylonymi nad strumykiem. Otoczony przyjaciółmi, odzyskuje siły i znowu, jak dziecko, bieży i igra niepomny przegranej.

Mieszkańcy Tivoli nie zaniechali zużytkować siły wodospadów na wytworzenie elektryczności, z której nie tylko korzysta ich mia­

steczko, lecz i odległy Rzym.

Z Tivoli wyruszyliśmy końm i,'w-karetkach, drogą bitą, wijącą się wśród gór i niknącą w niedale’kiej oddali. Tak dotarliśmy do podnóża góry Mentorelskiej. Po kamienistych drożynach ledwieśmy, nie bez zmęczenia, wdrapali się na Mentorelską górę - cel naszej wycieczki. Bracia Zmartwychwstańcy, którzy wyszli na nasze spot­

kanie, nie małą usługę oddali nam, pocieszając nas w tej ciężkiej podróży i wskazując więcej wygodne ścieżki. O. Jeżewicz, rektor Alumnatu, kapłan wielkich cnót i znany z swej życzliwości dla kolegium Polskiego, witał każdego z nas uprzejmie, a bracia w ska­

zywali przyszykowane dla nas pokoje. Po chwilowym wypoczynku wyszliśmy na taras, z którego roztaczał się rozkoszny widok na pola, leżące w nizinach, i nagie skały, otaczające ze wszech stron

(16)

12

to ro zk o szn e ustronie. Z m r o k ju ż zapadał. W o d d a l i dały sią słyszeć kroki kilku ludzi. Było to trze ch p o d r o s t k ó w z bracisz kiem na czele.

Je d e n z nich miał zaw ieszo n ą n a s z n u r k u ba ryłk ą z w in em , którą dź w ig ał na plecach. Byli to w ysłańcy n a nasze spotkanie, lecz o m in ę liś m y się w gór ach.

P o kilku d n iach m iłe g o p o b y tu na Mentorelli, w ró ciliśm y do swej u k o ch an ej willi w Albano. I z n o w u cisza ł a g o d n a i spokój nęcący, nicz em niezam ącony, z ap a n o w a ł w ś r ó d a lu m n ó w , i każdy wziął się d o pracy, wzbogacają c swoj u m y sł n au k ą i 'kształcąc serce i w olę m o d litw ą i p o słu sz e ń stw e m dla p rzełożonych.

Ks. F r a n k o w s k i .

(17)

A N D R Z E J T O W 1 A Ń S K I *

im b y ł T o w ia ń sk i? czego n a u c z a ł?

D o tąd p raw ie p o w szechnie sądzono, że nic

o tem p e w n e g o pow ied zieć nie m ożna. O p o w ia ­ d a n o o nim najdziw aczniejsze rzeczy. Jed n i m ieli

g o za szpiega przysłanego z Rosyi, inni o p o w ia ­ dali o je g o sto su n k ach z d u ch a m i n a L itw ie ; zw olennicy je g o uw ażali g o za pro ro k a. O n au c e je g o słyszano w iele o d je g o uczniów , a g łó w n ie o d M ic k ie w icza ; ale T ow iański nie zaw sze chciał b ra ć na siebie o d p o w ied z ia ln o ść za to, co w je g o im ien iu rozgłaszano, utrzy m u jąc nieraz, że M ickie­

w icz d o d a w a ł d użo o d siebie, że poetyzow ał. — Je d y n e je g o pism o » B iesiada " zaw ierało w sobie dziw aczne o p in ie ; ale T o w iań sk i tłóm aczył się, że to były tylko luźne notatki, które je d y n ie d la sie b ie b y ł spisał, p o trzeb u jące w iele w yjaśnień.

Ks. S em e n en k o n ap isał r. 1850 książkę T ow iański et sa d o ctrin e W niej w yłożył klucz d o zrozum ienia B iesiady i dow iódł, że w niej p ełn o herezyi. A le dzieło Ks. S em enenki zb y t głęb o k ie, zrozum iałe tylko d la teo lo g ó w , d la o g ó łu czy­

te ln ik ó w b yło n ieprzystępne. Stąd, kiedy T ow iański tw ierdził, że Ks. S e m e n e n k o zbijał błędy, których o n n ig d y n ie nauczał, d aw a n o m u w iarę. I nie b y ło m ożna w tej rzeczy ro zp raw iać ze zw olennikam i M istrza, b o w szelkich ro zp raw o n i unikali, a tylko p o p ro stu przeczyli. „ S łów T o w iań sk ieg o nie zro zu ­ m ieliście « p o w ia d a li; ale na zapytanie, jak je trzeba ro z u ­ m ieć, nie o d p o w iad ali. Ks. Jełow icki, p o pierw szej ro zm ow ie

* ANDREA-TOWIAŃSKI. - Tancredo Canonico, Roma. E. Forzani Tipografia del Ssnato. Edizione fuori commęrcip.

(18)

14 -

z T.owiańskim, g d y się je m u zaraz nie poddał, nie m ó g ł o trzym ać d ru g ie g o posłuchania. N aw et pośred n ictw o M ic­

kiew icza nie p om ogło. M ickiewicz odp isał Ks. Jetow ickiem u:

T o w iań sk i nik o m u sw eg o przekonania nie wbija, za nikim nie goni, każdem u w olność zostaw ia i sobie ją w aruje. P ra ­ w idłem jego jest n ig d y z nikim nie r o z p r a w i a ć . Kto żąda od n iego rady, znajdzie ją, kto chce spierać się, nie m a p o ­ trzeby w idzieć go. Ile pam iętam , po ostatniem w idzeniu się, zostałeś przy sw ojem i chciałeś raczej go przekonać i nauczyć, niż od nieg o nauczyć się. W o ln o ci m ieć to przekonanie, zostaw że go przy sw ojem . W każdej um iejętności lub sztuce, kto się stawi nauczycielem , w zyw a d o siebie uczniów a nie m is trz ó w ! "

T ow iański z zasady tedy odrzucał w szelkie rozum ow anie.

W e d łu g nieg o należało w szystko p o jm o w a ć uczuciem . « O b e c ­ nie " — w oła — „ kiedy Pan spuszcza na nas Sw oje m iło ­ sierdzie, niech sam duch, niech tylko sum ienie, uczucie nasze i serce jed y n ie d z ia ła : nie głow a, nie rozum ow anie, które narzędziem b ęd ą c ziem skiem , nie m oże sam o przez się p r o ­ w adzić nas w dziele chrześcijańskiem , niebieskiem . Kto p rzy j­

m uje n iebo narzędziem ziem skiem , przez to sam o o d p y c h a j e ; okazuje on przed Panem , że w d ziew iętnastym w ieku chrześcijańskim nie ma w nim m iłości, nie m a ofiary, nie m a uczucia w sercu, że w ięc w nim nic nie m a z C hrześci­

jaństw a, nic z K rólestw a, nic z K ościoła C h ry stu so w e g o \ Z a dni naszych rzecz się ro z ja śn iła ; ow szem , w kw estyi g łó w n ej to jest, czy T ow iański był lub nie byl h eretykiem , czy m ieli racyę Z m artw ychw stańcy, którzy g o jako takiego zwalczali, czy ich przeciw nicy, którzy im zarzucali przesadę, zbytek gorliw ości i brak miłości, — w kw estyi tej przy b y ło tyle światła, że dziś już żadnej w ątpliw ości być nie może.

U czniow ie T o w iań sk ieg o w tych ostatnich latach w y d ru k o ­ wali w trzech tom ach pism a M istrza, a przyjaciel jego Tan- credo Canonico, se n ato r K rólestw a W łoskiego, w ydał życie je g o w Rzym ie r. 1896. P raw da, że dzieła te, które wyszły jednocześnie w trzech językach : w łoskim , francuskim i p o l­

skim, nie są w h a n d lu i tylko u czniow ie T o w iań sk ieg o m ają

1 A N D R E A T O W IA Ń S K I. R o m a 1896. s tr . 298 S ło w a T o w ia ń sk ie g o p o d a je m y z w ło ­ s k ieg o , g d y ż p o lsk ie g o w y d a n ia j e g o ży cia n ie m am y p o d ręką.

(19)

Andrzej Towiański.

(20)
(21)

15 -

je w ręku, ąle p rzy p ad k iem d ostała się i nam d o rąk je d n a książka, a m ian o w icie Ż y c i e , w ydane po w łosku, z któ reg o ch c em y tu zdać spaw ę.

T o w iań sk i, jak n am g o przedstaw iają je g o uczniow ie, jest to człow iek praw dziw ie wielki, nadzw yczajny, pełen n ajp ię­

kniejszych idei i zam iarów ; z zup ełn em zapom nieniem o sobie, o d d a n y całkiem dziełu, które uw ażał za Boże. C złow iek uczci­

wy, w całem te g o słow a znaczeniu, na którym n ig d y nie okazała się żad n a plam a. N ie m am y danych, byśm y m ogli uczniom je g o zarzucić, że zm yślali fakta, które p o d ają; takim bo, jakim go n am przedstaw iają, T ow iański okazuje się także i w pryw atnej k o resp o n d en cy i. Z d aje się także, że był on całkiem w d o b rej w ierze. Jeśli g o tedy nazw iem y sekcia- rzem , nie postaw im y go ob o k Lutra, który w ym yślił now ą w iarę, ab y się u w o ln ić o d sk ru p u łó w i ślu b ó w zakonnych, ale sam nie w ierzył w to, co nauczał; p o ró w n a m y g o raczej z M ahom etem , który do końca przek o n an y był o tem , co nau czał i o sw ojem posłannictw ie. P o ró w n an ie to b y ło b y tem bardziej stosow ne, że i T ow iański p o d aw a ł się za proroka:

W p ism ach sw ych jest T ow iański zanadto rozwlekły, ciem ny i dla tego nuży i nudzi. U czniow ie je g o też przyz­

nają, że nie m iał d aru p isa n ia ; ale, kiedy przem aw iał — p o w iad a ją — tłóm aczył się do b rze i zachw ycał. I w ierzym y tem u. G d y b y tak nie b yło w istocie, jak sobie w ytłóm aczyć, że ci wszyscy, co się z nim zetknęli, zostali oczarow ani i p o d ­ bici ? P raw da, że i rzecz sam a, którą głosił, m o g ła spraw ić ten s k u te k ; ale, g d y b y nie była przed staw io n ą o d p o w ied n io , n ie m ożnaby zrozum ieć tego w ływ u niezm iernego, który T o ­ w iań sk i w yw ierał na ludzi. T em więcej, że m ów ił P olakom rzeczy tw ard e nieraz, rzeczy, których niktby m oże nie był się ośm ielił w ted y im pow iedzieć. K toby n. p. miał o d w ag ę tak p rze m ó w ić d o P olaków , jak to uczynił T ow iański roku 1842:

n P o lsk a cała jest p o w o łan ą do przyjęcia te g o d u c h a m iłości i ofiary i d o przekazania g o św iatu w życiu swem , w czynach sw oich p ublicznych i pryw atnych, a szczególniej w czynie, który w w y rokach Bożych p o p rzedzić m a w szystkie i n n e : w p o k u cie naro d o w ej, a przez pok u tę w odzyskaniu n ie p o ­ dległości n arodow ej. W tym d u ch u tylko m oże P o lsk a sk u ­ tecznie działać na Rosyę, m oże naw et w alczyć z n ią : nie,

(22)

- 16 —

jak dotychczas, siłą nienaw iści i zem sty, któ ra chce u p o k o ­ rzenia i z g u b y ciem ięzcy, — ale siłą m iłości, która, p o św ię ­ cając się d la p raw d ziw e g o d o b ra bliźniego, stara się użyczyć , m u p o b u d k i chrześcijańskiej, ab y z nieprzyjaciela stał się bratem , przyjacielem w C hrystusie. Jeśli P o lak złoży przed P a n e m ch ęć czystą, ab y W o la Boża została sp e łn io n ą przez Rosyę, tak, jak przez w szystkie in n e n a ro d y św iata, i aby przez to R osya stała się w ielką i szczęśliwą, ja k jej to jest przeznaczeniem w w y rokach Bożych, jeśli w skutek tej chęci P o lak g o tó w będzie się pośw ięcić dla d o b ra n aro d u , który g o uciska... w ted y ten o w o c m iłości B oga i b liźniego (w y d an y przez P o lak a n a tem polu, dla nieg o n ajtrudniej- szem) położy k o n iec ciężkiej po k u cie Polski, w yniesie n a ró d m ęczeński na m iejsce m u przeznaczone 1 — Jak w strętn e m usiały być d la P olaków te s ło w a !

A le T ow iański o czarow yw ał n ie sam ych tylko P olaków , i, Był w tych czasach w e F rancyi " — pisze C a n o n ic o 2. — człow iek z ludu, który w częstych za chw yceniach o p isy w a ł

■w żyw ych k olorach sto p n io w e o słabnięcie w iary w sercach ludzi i straszne następstw a, jakie stąd w y n ik n ą d la F rancyi i dla św iata całego. O d p aru lat zaczął przep o w iad ać, że się rozp o czn ą n o w e czasy, w których św iat będzie p o b u d za n y d o w ró c en ia n a d ro g i C h rystusa P ana, i do ściślejszego w y ­ pełn ian ia z a k o n u ; że mąż, narzędzie te g o ru ch u , w yjdzie z g łę b i Polski. W g ru d n iu r. 1840, nic n ig d y nie słysząc o T ow iańskim , dodaw ał, że ju ż stoi na ziem i francuskiej ów św ięty Słow ianin, narzędzie w y ro k ó w i m iłosierdzia B o­

żego, w którym złożony ton czynu; że g o w idział, jak zdążał d o Paryża, g d zie ro zpocząć m a spełn ian ie sw eg o p o sła n n ic tw a K iedy p o te m r. 1842 zasłyszał o tem , co zdziałał T ow iański, po zn ał w nim męża, k tó reg o b y ł Widział w d u ch u . W ielu z je g o stronników u d ało się d o B rukseli i znalazło w T o ­ w iańskim to, czego w g łę b i duszy sz u k a li: rozpoczęli sw oje o d ro d ze n ie chrześcijańskie i stali się w P aryżu p u n k te m p o d ­ p o ry d u ch o w n ej dla F rancuzów «. K iedy w ro k u 1848 T o w ia ń ­ ski został w trąc o n y d o więzienia, w P aryżu taki w yw ierał w pływ n a innych, że « oczy w szystkich zw ró co n e były ku-

1 A N D R E A T O W IA Ń S K I p 49.

2 Ib. p . 5 ) . B y ł nim V in ira s, p o tę p io n y p rz e z S y n o d P a ry sk i.

(23)

n j e m u ; a w ielu py tało ze z d z iw ie n ie m : K tóż to je st ten c z ło w ie k ? 1 B ry g ad ier z a w o ła ł: D ziw ny to człow iek! W szyscy ty lk o n im są zajęci " 2 W sk u tek skazania g o n a w ygnanie, zap y ty w an o G en e ra ła B ertran d a o p o w o d y w yroku. v Z ostał skazany “ — od rzek ł ten — « jako człow iek b ard z o niebez­

pieczny, uprzed ził b o w iem lud zk o ść o kilka w ie k ó w : to był je d y n y p o w ó d . A le p o n ie w a ż nie b y ło m ożna te g o głosić, m u sim y w y ro k nasz o p rzeć n a m n ó stw ie denuncyacyi, przez p o licy ę zeb ran y ch p o najw iększej części o d P olaków , ch o ć w iem y d o sk o n ale, że są fałszyw e " 3. — Później, k iedy T o - w iański został ułaskaw iony, C avaignac, k tó rem u M ickiew icz d zięk o w ał za to, pow ied ział m u : » N ie w iedziałem o wpływie,, jaki te n człow iek w y w ierał n a F rancyę. T aki człow iek nie

p o w in ie n b y ł b y ć u w o ln io n y m “ 4.

P o d o b n y ż w p ły w w yw ierał- T o w iań sk i n a W łochów . D o w o d em jest sam że T an c re d o C anonico. I w rzeczy sam ej w e W łoszech w ięcej m oże niż w e F rańcyi znalazł T ow iański zw olenników . Z yskał so b ie n aw e t je d n e g o F ranciszkanina O . L uigi d a G arm agnola, k tó ry u m a rł r. 1859 w Rzym ie

m ęczennikiem sw ej w iary ", ja k p o w ia d a C a n o n ic o 5.

T ak oczarow yw ał T ow iań sk i tych wszystkich, co się do ń zbliżali, że, p o m im o iż w yznaw ał o p in ie przeciw n e K o ścio ­ łow i, w szyscy uw ażali g o za d o b re g o katolika. M sgr. Bovieri, iiuncyusz w Szw ajcaryi, o trzym ał b y ł z R zym u rozkaz, ab y skłonił T o w iań sk ieg o d o p o d d a n ia się decyzyi Indeksu. M iał z nim w Z u iy c h u d łu g ą rozm ow ę, b o trw ającą p ó łto rej g o ­ dziny, w której T ow iań sk i o d m ó w ił przyjęcia w yroku. P o ­ m im o to N uncyusz, w zruszony bardzo, udzielił m u p a p ie ­ sk ie g o b ło g o sła w ie ń stw a 6. N au k a je g o p o tę p io n ą została przez K ościół, a p o m im o to p rzy jm o w ał S ak ram en ta św. i u m a rł niem i opatrzony, nie od w o ław szy sw ych b łę d ó w !

Z aprzeczyć nie m ożna, że T o w iań sk i n auczał także i p ię k ­ n ych rzeczy, ow szem , b ard z o p ię k n y c h ; ale te były w zięte

1 Ib. str. ol.

2 Ib. str. 98.

3 Ib. str. 105.

4 Ib. str.. 129.

5 Ib. str. 599,

6 Ib- str. 469.

— 17 —

(24)

z nauki Kościoła. Ci jednak, którzy je słyszeli o d Mistrza, nie znali nauki K ościoła. Z n u żen i n a d ro g ac h p o za K ościołem , g ło d n i i łaknący p raw dy, przyjm ow ali je od T ow iańskiego, sądząc, że on pierw szy te p raw d y g ł o s i ; byli m u za to w dzię­

czni i je m u przypisyw ali sw oje naw rócenie.

P ow iadał, że E w an g elia p o w in n a b y ć w p ro w a d zo n a w życie p u b lic z n e ; skarżył się, że dziś polityka, zakonodaw - stw o n ie d b a o C hrystusa. Któż m oże te m u zaprzeczyć, że tak je s t? K iedy K ościół w alczy z P aństw em , w alczy w łaśnie o p raw a Boże. A le on K ościół czynił o d p o w ied zialn y m za sp o g a n ien ie sp o łe cz eń stw a ; ow szem zarzucał K ościołow i, że nie rządzi się E w angelią, a to p o d o b a ło się tym , co się o d ­ dalili o d K ościoła, b o u sp raw ie d liw ia ło ich bun t, u spokajało ich sum ienia.

N a do w ó d , jak g łę b o k o nieraz p o jm o w a ł p raw d y W iary, p o słu c h ajm y na przykład co m ów i o m o d litw ie : M odlitw a nasza niech nie b ęd z ie tylko form ą, niech nie będzie sam em tylko w yzw oleniem i po d n iesien iem d u c h a b ez o g lą d an ia się n a obow iązki, k tó re spełnić m am y w życiu, ale niech będzie ofiarą całkow itą, złożoną B ogu w naszym du ch u , w naszej osobie, w całem naszem ż y c iu ; ofiarą złożoną w d o p ełn ian iu ob o w iązk ó w naszeg o stanu, naszego stanow iska, n a jakiem nas B óg tu n a ziem i postaw ił d la naszego zbaw ien ia " '.

. . . » B adajm y w m od litw ie w szystkie czyny, k tó re n am się przedstaw iają i patrzm y, czy o n e są czy nie o d B oga nam przeznaczone, czy są czy nie z g o d n e z W o lą B o żą; b o o d te g o zależy, czy b ędziem y m ieli łaskę Bożą, tę siłę niebieską, k tó ra n as p ro w a d zić będzie w naszych czynach, czy też nas p o p ro w a d zą siły niższe " 2. Z w ykle kiedy łask a Boża p o ­ b u d za człow ieka d o spełn ien ia czynu o d B oga przeznaczo­

neg o , zło, jeśli g o nie zd o ła skusić d o sp e łn ie n ia uczynku złego, kusi go, ab y uczynił coś d o b re g o w sobie, ale przez B oga m u nie p rz e z n a c z o n e g o ; kusi g o przez sam eż cnoty, ab y się u w o ln ił o d spełn ien ia W oli Bożej, tej najpierw szej cnoty człow ieka. W ielu, ab y nie sp ełn ić to, czego -B ó g od nich w ym aga, będzie się pośw ięcać dla innych, d la d o b ra o g ó ln e g o ; i zaślepieni przez cnoty, któ re n ib y praktykują,

1 Ib. str 231.

2 Ib. str. 233.

— 13 —

(25)

n ie w idzą, że się sprzeciw iają W oli Bożej i n ie rozum ieją w yrzutów , jakie im ro b i P. B ó g \ — Z obaczm y, jak ro z u ­ m ie m iłość O jc z y z n y ? „ . . . K iedy się m o d lim y za Ojczyznę, starajm y się przedew szystkiem o czystą intencyę: b ad a jm y tedy w skrytościach naszego serca, jaką to m y ojczyzjię kocham y, jakiej p ra g n ie m y i dla czego p rag n ie m y . A n astęp n ie w znieśm y się d o takiej czystości i takiej sw obody, ab y m iłość ojczyzny w y p ły w ała w n as je d y n ie z m iłości" Bożej, jako ź ró d ła w szy­

stkich* u czu ć chrześcijańskich c z ło w ie k a : a b y pierw sze p o ­ ru sze n ie naszej duszy, pierw sze w estch n ien ie było d la Boga, dla ojczyzny w iecznej, k tó ra jest w niebiesiech, a n astęp n ie d la ojczyzny chrześcijańskiej tu n a z ie m i: abyśm y staw ali w o b e c B oga n ajp rz ó d jako chrześcijanie, synow ie K rólestw a, sy n o w ie K ościoła C hry stu so w eg o , a po tem jako P olacy, sy n o ­ w ie ojczyzny chrześcijańskiej. Są m iędzy nam i p atry o ci g o r ­ liwi, którzy, n ie w znosząc serca sw eg o d o B oga, po g rążają je je d y n ie w ojczyznie z ie m s k ie j: a p ośw ięcając tej ojczyznie w szystkie p o ru sze n ia swej duszy, n ie chcą o fiaro w ać B ogu c h o ć b y je d n o poruszenie, je d n o w estchnienie czyste. T aka m iłość ojczyzny i ofiara, jak a z takiej m iłości płynie, zam knięte są w g ran icach kró lestw a ziem skiego, a często n aw e t p o zo ­ stają n a niższych sto p n iac h te g o k ró le s tw a : b o n a takie p o ­ ruszenie i n a tak ą ofiarę w ystarcza nieraz ‘sam oż p oruszenie krwi, żółci: b o nie tylko ju ż n a ro d y p o g ań sk ie i dzikie ludy, ale zw ierzęta naw et, kiedy b ro n ią sw ych legow isk i sw oich sw o b ó d kosztem krw i w łasnej, okazują taką m iło ść ojczyzny i m iłość w olności " 2. O sp ełn ian iu W oli Bożej p is z e : P o d ­ d an ie się W o li Bożej jest pierw szem i n ie zb ę d n em uczuciem , bez k tó reg o w szystkie in n e uczucia w zględem B oga trac ą n a sw ojej czystości i n a sw ojej w adze i nie o sią g ają celu. Bez te g o uczucia stajem y się n iew olnikam i sił w id o m y ch , którym , czy chcem y, czy nie chcem y, p o d d a je m y się, k iedy się nie p o d d a je m y B ogu " 3. O obow iązk u g ło szen ia p ra w d y m ów i:

» O b jaw ia ć praw d ę, któ rą się nosi w sobie, należy d o o b o ­ w iązków najw ażniejszych człow ieka w zg łęd em B oga i w zg lę­

d em bliźnich. Kto nie sp e łn ia te g o o b ow iązku, grzeszy ciężko

1 Ib. słr. 234 2 Ib. str. 23^.

3 Ib. str 238.

— 19 -

(26)

— 20 —

przeciw ko m iłości należnej B o g u : b o nie p ośw ięca się na to, ab y praw d a, ta iskra Boża, żyła przezeń i tryum fow ała na św ie cie ; grzeszy ciężko także i przeciw ko m iłości należnej bliźniem u, b o nie pośw ięca się na to, aby to co jem u sa­

m em u daje szczęście, spokój i zbaw ienie duszy, dało i bliź­

niem u toż sam o d o b ro “

Z tych kilku w yjątków m ożem y zrozum ieć dla czego T ow iański, przedstaw iając to głębsze zrozum ienie p ra w d jako rzecz now ą, sw oją w łasną, pociągał dusze szlachetne a zara­

zem nieszczęśliwe. A le do P olaków trafił n ad to głoszeniem , że P olska jest pierw szym n aro d e m na św iecie : „ słu g ą Bożym i nauczycielem chrześcijańskim świata, a tem sam em n a ro ­ dem , który w czynach sw oich p ublicznych i pryw atnych jest w zorem życia iście chrześcijańskiego 11 - » P olak “ — p o w iad a T ow iański — ,, który w yrzeka się swej narodow ości, a przyj­

m uje inną, nie tylko przestaje być P olakiem , synem ojczyzny, ale przestaje być zarazem chrześcijaninem , synem K ościoła C hrystusow ego, cho ćb y naw et zachow yw ał sk ru p u latn ie form y chrześcijańskie: bo te nie m o g ą zastąpić istoty chrześcijańskiej, nie mażą g rzech u z o d rzu c en ia tej istoty, g rzechu z odstęp stw a o d C hrystusa P ana, z odstęp stw a od m yśli Bożej, która leży w P olaku " 3. — T ę naukę jego rozw inął gen ialn ie M ickie­

wicz, który za m istrzem sw oim stw orzył to, co się nazyw a M e s s y a n i z m e m , t. j. że P olska w y b ra n ą jest ze w szystkich narodów , jako najświętszy, do w p ro w ad zen ia chrześcijaństw a w życie pub liczn e całego świata.

N auka T ow iań sk ieg o , jak ją zaraz w początkach głosił, pełną była m istycyzm u. M ów ił wciąż o różnych kręgach duchów , które p rzypom inały G nostycyzm . R edaktor pism a

„ T A pologista ", w ychodzącego w T urynie, zestaw ił r. 1858 błęd y G n o sty k ó w z błęd am i T o w iań sk ieg o i w ykazał ich tożsam ość. N auczał prócz tego T ow iański m etem psychozę i dziw ne m ial pojęcie o zw ierzętach. P om iędzy błędam i, które Biskup z C u n e o p o tęp ił w T o w iań sk im (24 kw ietnia 1858) zn ajduje się także i ten, że kary piekielne nie są wieczne.

W książce p. C anonico nie m a tych dziw actw . T ow iański

1 II). str' 251.

2 Ib. str. 236.

3 lb. str. 230.

(27)

— 21 -

sn a ć zrozum iał, że m ało się dziś takiem i rzeczam i zajm ują ludzie, a w ystaw iają g o o n e tylko n a śm iech p rzeciw ników . Ale, czy o d stą p ił całkiem przy k o ń cu sw eg o życia o t tych id e i? Z d aje się, że nie. » Razu p e w n e g o — pisze C a n o n ic o 0 T o w iań sk im 1 — „ je d e n z je g o przyjaciół sp o ty k a g o n a ulicy. D eszcz b y ł ulew ny, a o n głaszcze o g ro m n e g o psa, k tó ry skacze d o ń i zab ło co n em i łap am i n a nim się w spina.

P o zd ro w iw szy T o w iań sk ieg o przyjaciel ó w py ta go, jak m oże pozw olić, b y m u te n pies tak strasznie niszczył o dzienie ? A on m u n a t o : « T e n pies, k tó re g o p ierw szy raz w idzę, okazał m i w iele uczucia i w ielką radość, w idząc, żem zro z u ­ m ia ł i p rzyjął je g o d la m n ie uczucie. G d y b y m g o b y ł o d e p ­ chnął, b y łb y m g o zasm ucił i skrzyw dził. B yłaby to o brazą d la n ie g o i d la w szystkich d u ch ó w , któ re n a in n y m świeci-e zn a jd u ją się n a tej sam ej, linii, co on. Szkoda, -którą m i w y ­ rządza, b ru d z ą c m e u b ran ie, je st niczem w p o ró w n a n iu z tą, jak ą b y m ja m u b y ł spraw ił, g d y b y m p o został o b o ję tn y na oznaki je g o p rz y ja ź n i". Z n ajd u ją się w książce p. C an o n ico 1 in n e dziw aczne o p in ie T ow iań sk ieg o , c h o ć b ard z o rzadko.

N. p. o F rancuzie m ów i on, ż e : » żyje, jak g d y b y n ie b o n ig d y nie b y ło d o tk n ę ło się je g o d u c h a . D la te g o też, kiedy d u ch francuski, żyjący w in n y m św iecie, bez ciała, jest w iel­

kim i b o g a ty m w sk a rb y chrześcijańskie, niebieskie, — czło­

w iek, t. j d u c h co żyje tu n a ziem i w ciele, jest m ały, biedny, n ęd z n y " ,2. A czem je st człow iek ? » C złow iek jest to duch, k tóry z W o li Bożej został u w ięziony w ciele, w m atery i___

D u ch człowieka: u siłu je u w o ln ić się z żyw iołu niższego, w któ­

rym został za m k n ię ty : b o czuje, że takie istn ien ie nie jest d la n ie g o istnieniem n a tu ra ln e m ...C hrystus P a n d ał czło­

w iekow i w zór tej p racy... O n u w o ln ił sw o jeg o d u c h a i zw yciężył ciało, w y n ió sł je d o w ysokości d u ch a, tak, że ciało C h ry stu sa P a n a stało się d u c h e m ; to się o d w ieków codziennie p o n aw ia w e M szy św., a b y sp e łn ić sło w a C h ry ­ stusa P a n a : C z y ń c i e t o n a m o j ą p a m i ą t k ę “ To- w iański m ów ił o Kościuszce, że w nim P o lsk a m a w zór k o m p le tn y chrześcijański..., k tóry n ie różni się jak tylko

1 Ib. str. 623.

2 Ib. str. 154.

3 Ib str. 142. 113.

(28)

sto p n iem o d w zoru najw yższego, jaki dał św iatu C h ry stu s P a n “

A le d o sy ć tych szczegółów . C h cem y tu g łó w n ie o jednej rzeczy m ów ić, a m ianow icie o tem , czem b y ł d la T o w iań - sk ie g o K ościół C h ry stu sa P ana. W ciąż on się p o w o ły w ał na K o śc ió ł; ośw iadczał, że g o tó w um rzeć za K ościół katolicki.

D aw niej m o g ło b y ć n ie z u p e łn ie jasnem , co on przezeń ro z u ­ miał. Dziś ten p u n k t w książce T an c re d a C a n o n ic a jest jak- najjaśniej w yłożony.

„W pierw szych w iekach C h rze śc ijań stw a" — p o w ia d a T o ­ w iański — człow iek słaby w m iłości i ofierze, nie m o g ąc istoty jeszcze przyjąć chrześcijaństw a, ani o przeć się n a C hrystusie i Je g o Kościele, opiferał się na form ach chrześcijańskich, które b ra ł za sam oż C hrześcijaństw o, i n a słu g a ch Kościoła, których b ra ł za sam że Kościół. P rak ty k a form i ślepe posłuszeństw o słu g o m K ościoła były to pierw sze kroki, jakie staw iał czło­

w iek p o d ro d ze C h rz e śc ija ń s tw a : o n e m u d o p o m a g a ły do postępu, jak d o p o m a g a ją i d o p o m a g a ć b ę d ą naszym dzie­

ciom i tym wszystkim , którzy w zg lęd n ie d o p o stę p u C h rze­

ścijaństw a są jeszcze dziećm i. Ale, o b o k tej pom ocy, z tego ź ró d ła p ły n ęła też i szkoda, ile razy człow iek — dziecko, zad a­

w alając się form am i C hrześcijaństw a i p osłuszeństw em ślepem słu g o m Kościoła, nie w y chodził ze sw eg o stan u dzieciństw a i nie p rzyjm ow ał w m ierze m u przeznaczonej, istoty C h rze­

ścijaństw a, a tem sam em posłu szeń stw a C h ry stu so w i i je g o K ościołow i...W czasach dzisiejszych, w których p o czy n a się ep o k a wyższa, Bóg, p o w o łu ją c człow ieka d o n o w e g o p o ­ stęp u C hrześcijaństw a, p o w o łu je g o d o o p a rc ia się n a C h ry ­ stusie P a n u i n a je g o K o śc ie le ; a stąd d o p o słu szeń stw a i n ieposłuszeństw a chrześcijańskiego w zg lęd em słu g K o ­ ścioła " !. Z te g o już m o żn a d o m y ślić się, czem jest K ościół d la T ow iańskiego. K iedy m ów i o Kościele, m ów i o K ościele Katolickim . N ie zna in n e g o K ościoła. A le ten K ościół nie jest dla n ie g o K ościół katolicki obecny, w id o m y — ch o ć p o w in ie n b y b y ć w id o m y m w e d łu g n ie g o — nie jest K ościół z Papieżem , jako GłóWą, — ch o ć p o w in ie n b y b y ć takim — ale je st ten, k tó ry założył C h ry stu s P an jako w zór, k tóry m a

1 Ib. str. 349.

2 Ib. str. S il, 512.

22

(29)

- 23

się ziszczać w duszy każdego. O to n a przykład je g o sło w a : i» Z nosząc ten krzyż, odró żn icie p raw dziw y K ościół C h ry stu ­ so w y o d K ościoła o b ec n eg o , w którym p an u je d u c h przeciw ny C h ry stu so w i P a n u : w nijdziecie d o K ościoła p raw dziw ego, i on n a w as zleje sw oje nieb iesk ie d o b ro d z ie js tw a : zn a j­

dziecie w nim d la d u sz w aszych zbaw ienie, sch ro n ie n ie w śród b u rż św iata tego, n a któ ry m żyjecie; w nim znajdziecie p ra w ­ d ziw e szczęście za życia, i d ro g a w iecznej szczęśliw ości będ zie w am otw artą, ja k o d la w iernych sy n ó w K ościoła « *. — W przypuszczeniu, że S tolica Ś w ięta n ie d a swej ap ro b a ty D ziełu Bożem u, p o w ia d a : N ie w o ln o człow iekow i o d p y c h a ć m iłosierdzia B ożego d la 4ego, że N ajw yższy U rząd Boży na ziem i o d m a w ia przyzw olenia d o przyjęcia go, tem bardziej, że B óg, k tó ry łaskam i sw em i o dzyw a się w p ro st d o sum ienia człow ieka, karze ju ż w idocznie tych, co odrzu cają je g o m i­

łosierdzie. K iedy P a n N asz Jezus C hrystus, z w oli P rz ed w ie­

cznego sw eg o O jca, w y k o n ał dzieło zbaw ien ia ludzkiego, kiedy założył tu n a ziem i K ościół sw ój, aby człow iek, idąc za tym w zorem , k tó ry otrzym ał, toż dzieło w ykonał, tenże K ościół b u d o w ał, n ie tylko nie b y ło n a to przyzw olenia N ajw yższego U rz ęd u ów czesnego, ale ow szem z je g o strony b yła najm ocniejsza o p ozycya “ 2.

T ow iański w ciąż pow tarzał, że p o za p ra w d z iw y m K o­

ściołem nie m a zbaw ienia, nie tylko w ieczn eg o d la p o je d y n ­ czych ludzi, ale i d o cz esn eg o d la n aro d ó w . A le K ościół dla n ie g o jest zu p e łn ie czem ś innem , niż dla nas K atolików , u B yć w K ościele •• — p o w ia d a — » je st je d y n e m d o b re» ) d la czło w iek a: o dłączyć się o d K ościoła jest najw iększem nieszczęściem ...G o rą c a m iłość d la K ościoła i uczucie, że o n jest je d y n ą b ezpieczną p rzystanią w śró d ciągłych b u rz te g o św iata, b y ły d la m n ie p o b u d k ą d o szu k an ia g o g dzie- k olw iek b y b y ł n a ziemi, p o d ja k ąk o lw iek b y b y ł fo rm ą— ..

I o d tą d Jezus C hrystus, S łow o Boże, k tó re on sp e łn ił i prze-1 kazał człow iekow i, ab y je spełniał, a w k o ń cu K ościół Jezusrt C hrystusa, w któ ry m to S łow o się spełnia, ■— K ościół na niebiesiech i K ościół w sercach n a ziem i, — stały się dla m n ie je d n o ścią chrześcijańską, p rze d m io te m m ojej m iłości,

1 Ib. str. 190.

2 Ib. Str. 296. 297.

(30)

24 -

m ojej czci, m oich ofiar. O tąd tem u w szystkiem u, co m i p rzy ­ chodziło o d tego Kościoła, tem u w szystkiem u, co m i się p rzedkładało o d k o g o b ą d ź z m iłością, z ofiarą, z uczuciem chrześcijańskiem , tem u w szystkiem u okazyw ałem m iłość, cześć, p o d d a ń s tw o : b o to p o ch o d ziło od Kościoła, b y ło je g o o w o ­ cem niebieskim tu n a ziem i. P osłuszny n a tu ra ln em u uczuciu mej duszy, nie przechodziłem n ig d y m im o p raw dziw ego chrześcijanina, w którym czułem , że żyje K ościół przez Krzyż C hrystusow y, przezeń dźw igany, nie obudziw szy w m ym d u ­ chu p o ru szen ia czci i pok o ry w ob ec tej iskry z nieba, na ziem i żyjącej. C hrystus P an, w m iłosierdziu sw ojem , kiedym dźw igał Krzyż jego, zaw sze mi daw ał poznać swój Kościół, gd ziekolw iekby się znajdow ał i u m a cn ia ł m n ie sw oją łaską, abym spełnił w zględem niego mój obow iązek. Często pod form ą, szatą i im ieniem , którem św iat pogardza, zn a jd o w ałem ten skarb niebieski; przeciw nie, p o d fo rm ą i im ieniem , które św iat szanuje, ja k o b y były K ościołem , ja znajdow ałem k ró ­ lestw o księcia tego św iata albo królestw o księcia ciem ności.

K iedy zaś, porzuciw szy krzyż, traciłem zdolność ro zp o z n a­

w ania Kościoła, i zw racałem m oją m iłość i cześć ku tem u, co nie przychodziło od K ościoła C hrystusow ego, a nosiło tylko je g o form ę i imię, zaraz dośw iadczałem n astępstw a tego b a łw o c h w a ls tw a : ale poznaw szy i opuściw szy p ręd k o fałszy­

w ą d rogę, p o której iść zacząłem, w racałem do Kościoła i starałem się zadość uczynić C hrystusow i P a n u i je g o K o­

ściołow i. T o czegom dośw iadczył od dzieciństw a i to, na com się patrzał na św iecie, przekonało mię, że nieszczęście św iata p ochodzi z tego, że się o d d alił od Kościoła, i że dla człow ieka nie m a nic w ażniejszego, jak aby sp ełn iał -wolę Bożą, nic tem sam em w ażniejszego, jak K ościół C hrystusa P ana, w którym je d y n ie m oże ją spełnić. W ted y to byłem po w ołany, abym przekazał człow iekow i to Boże w ezw ani e, i abym m u służył, b y poznał, czem dla n ie g o praw dziw y Kościół, by w eń w szedł i zachow ał g o żyw ym w sobie, by g o objaw iał w sw ojem życiu i w sw oich czynach " ’. — Cóż m oże być jaśniejszego ? Ale zobaczm y, co nauczał o Stolicy A postolskiej.

1 Ib. sir. 454-456.

(31)

Tow iański. b ard z o się za jm o w ał sp raw ą w ło sk ą : m ó w ił w iele o zam iarach Bożych, o m yśli Bożej w zg lęd em W ło ch ó w .

« W sk u tek tej m yśli Bożej o W łochach, n a ró d te n je st złą­

czony ze Stolicą Ś w iętą w sp ó ln o śc ią ojczyzny, o n p rze d in ­ nym i o d b ie ra dobro d ziejstw a, płynące ze św iętego p o sła n n i­

ctw a tej Stolicy, o ile to p o sła n n ic tw o się s p e łn ia ; o n p rzed in n y m i także cierpi z przyczyny przeszkód, z przyczyny u ci­

sków , poch o d zący ch z niespełniariia te g o p o słannictw a, kiedy S tolica A p ostolska przeznaczona n a to, ab y była d la św iata źródłem p o m o c y chrześcijańskiej, staje się źró d łe m w ielkich tru d n o ści, co B ó g d opuszcza jako najw iększą karę za g rzech y te g o św iata. W łochy, przez sw oje po ło żen ie w zględnie d o S to ­ licy Św iętej, w ięcej niż in n e narody, są w stanie zd o b y w a ć sobie w iększą zasłu g ę przez o d ró żn ie n ie tego, co p o ch o d zi- o d K o­

ścioła, o d tego, co przychodzi o d k rólestw p rze ciw n y ch K o­

ściołow i ; ale też są bardziej k uszone b ra ć K ościół o form ach chrześcijańskich zam iast K ościoła C h ry stu sa Pana; b rać w m ie j­

sce C h ry stu sa P a n a d u c h a niższego, a n aw e t d u c h a złego, który, w im ieniu i p o d fo rm ą C h ry stu sa P an a, często już rządził K ościołem , a m oże rządzić nim ciągle " *. » K iedy S tolica A p ostolska nie d o p e łn ia w aru n k ó w sw o jeg o św iętego p osłannictw a, i z tej przyczyny Kościół, przeznaczony n a to, ab y żył w całym blasku d la św iata, u su w a się z ziem i, k iedy n a tem św iętem m iejscu rządzi nie C h ry stu s P an, ale d uch przeciw ny C h ry stu so w i P an u , człowiek, w sw em nieszczęściu, nie zn ajd u jąc tu n a ziem i Stolicy A postolskiej, nie zn ajdując Z astępcy C h ry stu sa P an a, m usi zw ró cić się b e z p o śred n io d o C h ry stu sa P ana. N ie za d aw a lając się form am i, p ozoram i K o­

ścioła, m usi w zdychać za K ościołem i szukać go, g d zieb y b y ł . . . M usi szukać g o , g d zieb ą d źb y się znajd o w ał: w jakiej- b y n ie b y ł duszy, p o d ja k ąb y nie b y ł form ą, i p o d jak ąb ąd ź nazw ą o n b y żył i o b jaw iał się " 2.

W alczyć przeciw ko K ościołow i o b e c n e m u jest, w e d łu g T ow iań sk ieg o , o bow iązkiem su m ien ia. A le jak w alc z y ć ? Sifm C h ry stu s P an d aje n am te g o w zór. » N ie m a b ro n i sk u te ­ cznej, p ró cż b ro n i chrześcijańskiej, (t. j. m iłości i ofiary) w tej w alce ze słu g am i K o śc io ła ; b o tu chodzi o odn iesien ie zw y­

1 Ib. str. 477. 478.

2 Ib. str. 483. 489.

- 25 —

(32)

20

cięstw a n a d ducliein. T utaj, w ed łu g słów św. P a w ła : n ie m a m y d o w a l c z e n i a p r z e c i w c i a ł u i k r w i, a le p r z e ­ c i w k o k s i ą ż ą t o m i w ł a d z o m ś w i a t a ty c h c i e m n o ś c i , p r z e c i w k o d u c h o m z ł o ś c i w p o w i e t r z u r o z s i a n y m (do Efez. VI. 12). A by ludziom d ać wzór, C h ry stu s P an p o ­ kon ał w zupełności tę przeszkodę. — N apotykając ze strony słu g ów czesnego K ościoła najw iększą przeszkodę w d o p e ł­

nian iu W oli O jca N iebieskiego, on ją jed n ak spełnił: dokonał dzieła o d k u p ie n ia świata. O d czasów C h rystusa P a n a ta przeszkoda bard zo rzadko tylko była p o k o n an ą i bardzo słabo, ow szem u stę p o w an ie przed nią, a to zapoznaw ając w olność chrześcijańską, przyduszając w łasne su m ien ie przez od rzu cen ie jarzm a C hrystusow ego, a przez d o b ro w o ln e p o d ­ dan ie się jarzm u ludzkiem u, było sław ionem jako cnota u le­

głości dla K ościoła “ \ — Służyć K ościołow i o b e c n e m u jestto w ystąpić z K ościoła p raw dziw ego. Przez tę niew olę d o b ro ­ w olną i grzeszną C hrześcijanin odłączył się od Kościoła: stąd u p ad e k K ościoła C hry stu so w eg o a podn iesien ie się K ościoła o sam ych form ach chrześcijańskich, które nie stanow ią K o­

ścioła C hrystusa P ana. Kościół C h rystusa P an a żyje w n ie ­ których duszach w iernych je m u : ale on już nie żyje na ziemi, a w śm ierci swojej, nie rozlew a sw ych d o b ro d zie jstw " \

W idzim y z te g o jak słusznie T ow ianizm przejm ow ał o b aw ą tych, co się na nim poznali. R oku 1857 znakom ity te o lo g U niw ersytetu w T urynie, W aw rzyniec G astaldi, p o w ­ tarzając arg u m e n t Ks. S em enenki (w T o w i a ń s k i e t sa d o c - t r i n e ) : >. N ie w idzę, jak m ożna po g o d zić T ow iańskiego ta k , z n i e Kościoła, bo ta k jest zaprzeczeniem n ie , a n ie za­

przeczeniem ta k , i dla te g o uw ażam T o w iań sk ieg o za h e re ­ tyka ", d o d a j e : •; Jeśli m nie kto zapyta, jak to być może, by człow iek tak pobożny, tak gorliw y, który naw racał żydów , p ro testan tó w i grzeszników , który w lew a w słuchacza tyle g o rąc a m iłości Bożej, — żeby taki człow iek był heretykiem ,

— o d p o w iad a m na to, że nie d o m nie należy w ytłóm aczyć to, ale obow iązkiem m oim jest uw ażać za heretyka każdego, co naucza nie tak, jak naucza Kościół. O d p o w iad a m ze św.

Paw łem , że, g d y b y naw et A nioł z N ieba pow iedział mi coś

1 Ib. str. 5 0.

2 Ib. sir. 515.

(33)

— 27 -

prze ciw n eg o tem u, co orzeka Kościół, m uszę g o p o tę p ić : ow szem p o w iem z C h ry stu sem P an em , że, g d y b y n aw e t ktoś zro b ił cu d a najw iększe, takie, k tó reb y m o g ły w p ro w ad zić w błąd, je ślib y to było m ożliw em , sam ychże w y b ran y ch , ale nauczał nie tak, jak naucza K ościół, m uszę strzedz się o d niego, jako o d sługi szatana ".

A le jakże niebezpiecznym je st heretyk, co m a p ozór A nioła, jak d alek o tru d n ie j o d k ry ć g o i z b ija ć ? — D nia 19 listo p ad u r. 1863 Ks. S em e n en k o zaklinał K ardynałów , ab y rzecz T o w iań sk ieg o b y ła w zięta p o d stanow czą roz­

w agę. O p p id o n eg lig erem h o m in e s “ — p o w ia d a ł w sw em piśm ie, — o m n e sq u e m a ch in a tio n e s eo ru m flocci facc- rem , si id io tae essent, a u t ridiculi, a u t fro n te proterva, aut co rd e p erv e rso . S ed vero res aliter se habet, saltem in oculis h o m in u m , et etiam ex p arte in veritate. P lu re s en im su n t in g e n io et h u m a n ita te conspicui,, benefici a u d ire et videri a m b iu n t, et factis etiam d em o n strare satag u n t, ad sacrificia p ro m p ti, ad dandam , etiam vitam a n im am q u e p a r a ti; et licet attentius, et o culo vere Christiano curiosius p erscru tan ti, s u ­ spicio et etiam certitu d o su b o ria tu r d e aliq u o p ro fu n d o n e ­ quitiae a b y s s o ; ta m en diffiteri n em o sin ceru s p o te rit, se c u n ­ d u m co m m u n em h o m in u m existim ationem , eos p rae se ferre m ag n i anim i et q u a ru m q u e h u m a n io ru m v irtu tu m o rn a tis­

sim am speciem . Q u o fit, u t necessario a ttrib u i eis d e b e a t m o rale pretium , atq u e d ic en d i sint h ab e re m o ralem vim ct ag e n d i efficaciam quo. etiam facilius alios ad suas partes ad trah an t. A rg u m e n to h u iu s rei id p lan e p o te st esse, q u o d in d e a viginti et a m p liu s annis, illi q u i sem el causae hu ic n o m e n d ed e ru n t, p aucissim is exceptis, p ertin aciter in p r o p o ­ sito suo p e rstite ru n t; q u o d p lu res alios ad ea n d em p e rtra ­ x erin t ; q u o d h o c lo n g o te m p o ris spatio, causa eorum , o p p o ­ sitio n ib u s licet et p erse cu tio n ib u s exposita, tam en d issipata n o n fuerit, q u in im o in suo v ig o re confirm ata v id e a tu r; o m - n iu m q u e a d h a eren tiu m p ersu a sio n e s fortiores n u n c et r o b u ­ stiores a p p a re a n t q u am fu erin t initio, et anim i ad o m n ia paratiores. Ipse M agister se cu rio r fid e n tio rq u e conspicitur, n u n c extrem am partem vitae agens, ac p riu s u n q u a m ; e x p o ­ stulatio n es eius n u n c au d a c io re s et a b so lu tio res efficiuntur, a tq u e grav issim o aetatis p o n d e re ro b o ra n tu r. Q u a e o m n ia

(34)

- 28 —

h u iu sm o d i m ihi esse vid en tu r, u t tim o r m in im e v a n u s in c u ­ tiatur, n e procella, h u c u s q u e m a n u Dei in suo an tro conclusa, q u a d ata p o rta ruat, et m u ltitu d in em an im aru m m isere p erdat.

Q u a p ro p te r causa haec m in im e sp e rn e n d a dici potest, m i­

n im e n e g lig e n d a ; sed v ero p o tiu s o m n e ad h ib e n d u m stu ­ dium , cura o m n is et d iligentia, u t h u ic g rav issim o m alo m ed eri ta m d e m -possit. Iam v ero rem e d iu m aliu d co n g ru u m ac efficax n o n m ihi v id e tu r ullum , q u am u t h aeć falsa d o c ­ trin a d e n u n tie tu r publice, et ecclesiastico iu d icio sollem nius co n d e m n e tu r. H a n c o b causam , u ten s h u m ilite r eo iure o p i­

n a n d i q u o d m ihi hic trib u itu r, o p p id o censerem , lu d ices E m i- n e n tis s im i! d o ctrin am istam ac h o m in u m sectam , a ta n to te m ­ p o re p u b lic e et perv icaciter in ovili G hristi D o m in i grassantem , p u b lic a an im adversione, n o m in a tim , et singulis d o ctrin aru m ca p itib u s expositis ac iudicatis, p ro sc rib e n d a m ac p ro flig an d am esse. V erum q u id e m est, po sse co n tra h a n c p ro p o sitio n e m illud o p p o n i : a n u llo E p isc o p o ru m rem h an c S anctae Sedi d en u n tiatam fuisse. A t p lu ra ra tio n u m - m o m e n ta satis in d i­

cant, cu r h aec d en u n tiatio fieri h u c u sq u e no n potu erit, et ita facile fieri d ein ce p s n o n possit. P ra ete r caetera h o c m a ­ xim e officit q u o d h o m in e s P o lo n i sint, et n o n in P o lo n ia, sed extra, m axim e in O aliis, res suas p e ra g a n t; u n d e E p i­

scopi, P arisiensis praesertim , eas, ta n q u a m no n suas, m inus curent, im o n ec facile cu rare possint, o b lin g u a e et h o m in u m ig n o ran tiam . P o lo n iae vero E piscopi lo n g iu s absunt, et ita, his praesertim ultim is tem p o rib u s, tu rb ati su n t et tu rb an tu r, u t vicin io ra m ala rem o tio ru m a p u d eos d elea n t m em oriam . A dde, q u o d plures, iiq u e vigilantiores, a suis ex u len t sedibus^

quos, p raesertim vero V arsaviensem A rc h ie p isco p u m , in cuius dioecesi h o c m alum se rp e re m agis coepit, n o n sine aliqua c e rtitu d in e asserere p ossem us, h u ic m alo m e d e n d o o p era m brevi d a tu ro s fuisse. Q u id q u id d e h a c re sit, m alum est praesens, p aru m a d h u c q u id e m ad extra auctum , attam en c o m p ac tu m intra se, p e ric u lo ru m et ru in a ru m ferax, cui nisi tem pestive via p raeclu d atu r, iu re m erito tim eri p o te st ne ta n d e m Ecclesiam d ep o p u la ri incipiat. M alum est praesens, et cu sto d ib u s n o n clam antibus, vel clam are n o n valentibus, ip su m d e se clam at, et su p e rb a fronte ac vultu aud aci, contra D eum , contra C hristum , co n tra E cclesiam c o n s u rg it; clam at,

(35)

- 20 -

in q u am , ipsum , id q u e satis alta e t c o n ten ta voce, satis iam p ro tra cto clam ore, u t a su m m is ta n d e m c u sto d ib u s au d iatu r.

C u m ig itu r iam ip sim et S anctae Sedi m alum h o c inn o tu erit, et in dies m agis innotescat, cum iam sem el ite ru m q u e ipsa coacta fu erit ex p arte saltem in illu d anim advertere,, cum nih ilo secius m alum se m p e r perm an eat, im o in g rav a tu m sit, et m aio ra p eric u la m inetur, censeo nihil im pedire, o m n ią p o tiu s suadere, u t a b ip sa S ancta S ede c o n d e m n a tio sectaę h u iu s h o m in u m ac d o ctrin ae earu m data o p e ra p ro n u n tie tu r ", W pięć lat p o te m m ó g ł się sam P ap ież o słuszności o b a w przekonać. D nia 23 stycznia r. 1869 T an c re d o C a n o ­ nico w ręczył O jcu Św. list T ow iańskiego, k tó ry p o śm ierci P iu sa IX b y ł w y d ru k o w a n y i ro zd a n y 44 K ard y n ało m przed K onklaw e. W liście tym T o w iań sk i pisze : >> K ościół o b e c n y d o sz ed ł ju ż d o te g o sto p n ia u p ad k u , że przestał b y ć K ościo­

łem C h ry stu sa P an a, ow ym g m ach em , o w em K rólestw em N iebieskiem : a zachow aw szy li tylko form y i m a rtw ą literę za­

k o n u C h ry stu sa P ana, stał się g m a ch e m , królestw em ziem - skiem , rządzónem przez d u ch a, p rzeciw n eg o C hrystusow i P a n u ___ S tąd uciski i nieszczęścia, k tó re dzis sp a d ły n a K o­

ściół, są karą Bożą za to odszczepieństw o K ościoła o b e c n e g o o d K ościoła C h ry stu sa P a n a " '.

1 Ib. str. 572. 574.»

Cytaty

Powiązane dokumenty

Kallinikos jednak nie zatrzymuje się tyłko na stwierdzeniu faktu, że zaan­ gażowanie w społeczność (mniszą czy ogólnoludzką) powoduje, iż życie kon­ templacyjne jest mocno

suna zaś nigdy nie można przewidzieć, oo się znajdzie w jego dziele, stąd pewnego rodzaju ucżuoie obrazy, jak kiedy kogoś wywiodą w pole.. Każda nowa praca

Lecz jeśli to prawda, źe najniższy z nas nie może uczynid najmniejszego ruchu bez porozumienia się z duszą i duohowem królestwem, w którem ona panuje, to

Kwestja zrozumienia młodzieży przez starsze społeczeństwo, szczególnie przez pedagogów, usza- nowanie jej radykalizmu i samodzielności, zdaje się być sprawą przebrzmiałą

Jozafata Kuncewicza, a część pod przewodnictwem kilku naszych księży udała się do Neapolu, by tam naprzód uczcić Pompejańską Matkę Bożą, ujrzeć burzącą

Figure 2: Share of low-income households at twenty one spatial scales in Amsterdam, Utrecht, and Groningen Figure 3 shows Theil’s index of inequality in the share of

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 51/1,

Media społeczne tworzą pewnego rodzaju przestrzeń, w której wiadomości, zdjęcia, wideo i inne materiały multimedialne udostępniane są członkom społecz- ności za pomocą