Zablokowani Zablokowani
DRAMAT MŁODYCH
Dobry indeks. Pracowitość. Przebojowość. I co? I nic.
Korporacje zawodowe nie dopuszczają nowych
I N A C Z E J P I S A N E
U W A Z A M R Z E.P L
NAKŁAD261 902
P O N I E D Z I A Ł E K–N I E D Z I E L A, 1 9 – 2 5 W R Z E Ś N I A 2 0 1 1
WILDSTEIN: Sprawa zasadnicza: płeć MAGIEROWSKI:Jak nas naprawdę widzą USA
ZAREMBA:Kto komu wbije nóż w plecy FEUSETTE:Szkoda wielkich artystów na politykę
SEMKA:Borusewicz kontra Gwiazda ŁYSIAK: Nie traćmy ducha. Da Bóg, kiedyś wygramy
NR33/2011 CENA PROMOCYJNA2,90 ZŁ (W TYM8%VAT)
BARTEK SADOWSKI
ISSN 2082-8292 Nr Indeksu 269719
peryskop
s.3
Uwazamrze.pl
Niedawno pojawił się sondaż, z którego wynika, że wśród młodych wyborców PiS cieszy się większym poparciem niż PO. I świat zadrżał w posadach. Według jed- nych musiano zastosować nie taką, jak trzeba, metodę. Według drugich młodzi są głupi i nie- dojrzali – ciekawe, że cztery lata temu tym sa- mym znawcom organizującym akcję „Zabierz babci dowód” to nie przeszkadzało. Trzeci jesz- cze dowodzą, że młodzi zapomnieli, jak rządził PiS, i dlatego teraz dają się wziąć na lep pustych haseł. I tak w koło Macieju. Skoro fakty są nam
nieprzychylne, tym gorzej dla faktów. A prze- cież gdyby owi znawcy, eksperci, analitycy i specjaliści na chwilę chcieli zrozumieć to, o czym mówią im badania, mogliby dojść do wniosku, że poparcie dla PiS w tej grupie wy- nika po prostu z większego idealizmu mło- dych. Że młodzi wyborcy nie mogą już znieść serwowanej codziennie przez Platformę pro- pagandy sukcesu. Że na co dzień zderzają się z barierami, blokadami, ograniczeniami.
Że trudniej jest pogodzić się im z życiem w dwóch światach – pierwszym ucukrowanym przez prorządowe media i drugim realnym.
Naprawdę wystarczy odrobina dystansu, żeby to dostrzec. No tak, ale przecież tego od ekspertów domagać się nie wolno. ∑
KOMENTARZ
Paweł Lisicki
Kto nie chce słuchać głosu młodych
TEMAT TYGODNIA
12 To nie jest kraj dla młodych ludzi. Zablokowani RAFAŁ A. ZIEMKIEWICZ
18 Trudne powroty z emigracji IZABELA WIERZBICKA
KRAJ
22 Nożem w plecy. Kogo liderzy mogą się obawiać PIOTR ZAREMBA
26 Gwiazda kontra Borusewicz, czyli dwie strony etosu PIOTR SEMKA
30 Czas dyktatury? Rozmowa z Andrzejem Urbańskim, byłym prezesem TVP
JACEK I MICHAŁ KARNOWSCY
34 Koniec dyplomu na krótkich nogach.
Sukcesy niepublicznych uczelni
MAREK KOZUBAL, MACIEJ MIŁOSZ
38 Tragedia smoleńska. Dlaczego sprawę prokuratora Marka Pasionka otacza taka aura tajemnicy? MAREK PYZA
40 Uzdrowiciele: czary-mary będziesz zdrów
AGNIESZKA NIEWIŃSKA, JAROSŁAW STRÓŻYK
KULTURA
42 Polskie superprodukcje wszech czasów KRZYSZTOF FEUSETTE
45 Jesteśmy zaradnym narodem.
Rozmowa z bardem Lechem Makowieckim
MARZENA NYKIEL
48 Hochsztaplerzy w płynnej nowoczesności
ANDRZEJ HORUBAŁA
OPINIE
52 PiS zaczął mówić, a PO krzyczy
JACEK KARNOWSKI
56 Ryzykowna stabilność: nowe partie bez szans? PIOTR GABRYELOPINI
58 Płeć. Sprawa zasadnicza
BRONISŁAW WILDSTEINOP HISTORIA
64 17 września. Kresy we krwi
PIOTR ZYCHOWICZ
67 Prawie czekolada – słodycze PRL
KAROLINA WICHOWSKA
ŚWIAT
70 WikiLeaks – Polska z depesz
MAREK MAGIEROWSKI
73 Polska – Litwa. Coś złego w powietrzu
KATARZYNA ZUCHOWICZ
76 Włochy: dożywocie na plaży
PIOTR KOWALCZUK
BIZNES
78 Grecka przestroga dla Europy
HUBERT KOZIEŁ
84 Ryszard Florek. Do milionów przez okno
BEATA DREWNOWSKA
ŻYCIE I NAUKA
90 Archeologia: drogowy mikrokosmos
KRZYSZTOF KOWALSKI
94 Wyżsi mają lepiej ALEKSANDRA STANISŁAWSKA
ŁYSA PRAWDA
99 Czas partyzantów WALDEMAR ŁYSIAK
19–25 IX 2011, numer 33 RYSUJE rafał zawistowski
Lis na żywo
Oberwało się ministrowi finansów Jackowi Rostowskiemu za słowa o grożącej Europie katastrofie gospo- darczej w przypadku krachu waluty euro i idącej w ślad za tym możliwości wybuchu wojny na kontynencie.
O ile jednak można jeszcze zrozumieć krytykę miejsca i czasu tej wypowiedzi (Parlament Europejski w czasie polskiej prezydencji), o tyle trudno już dostrzec sens w tych przesadnych narzekaniach na rzekome szaleństwo i całkowity „odjazd”
ministra. Uważam odwrotnie. Jacek Ro- stowski całkiem sensownie i trzeźwo po- twierdził to, o czym część publicystów ostrze- ga od dawna. Po pierwsze: historia się nie
skończyła i nic nie zwalnia rządzących od tro- ski o przyszłość. Twierdzenia, iż liczy się tylko
„tu i teraz”, to niebezpieczny bełkot. Po drugie:
państwa narodowe trwają i nadal są podsta- wą bezpieczeństwa narodów. Trzeba więc je wzmacniać niezależnie od zaawansowania in- tegracji europejskiej. Bo jutro może nastąpić dezintegracja. Po trzecie: trzeba zrobić wszystko, by żadnej wojny nie było, a demon- towanie armii jest szaleństwem. Nadal jeśli chcesz pokoju, to szykuj się na wojnę.
Dlaczego więc słowa ministra wzbudziły takie oburzenie? Chyba nie przypadkiem naj- głośniej krzyczeli ci, którzy tak wiele zainwe- stowali w ułudę polityki bez odpowiedzialno- ści, kredytów, których nie trzeba spłacać, i świata, który jest tylko przyjazny i zawsze bez- pieczny. Każdy głos, który przybliża nas do poważnej rozmowy o przyszłości Polski i Eu- ropy, jest cenny. ∑
WSTĘPNIAK
Michał Karnowski
Rostowski nie zwariował
Katole, morda w kubeł
Redaktor Maciej Pawlicki w artykule
„Katole, morda w kubeł” trafnie opisał słabości polskiej demokracji, brak tolerancji wobec ludzi myślących inaczej niż redaktorzy głównych mediów. Niestety, ale dziś nadeszły takie czasy, że nawet największy prymityw zabłyśnie, zwłaszcza w „Gazecie Wyborczej” i niektórych programach TVN, jeżeli tylko popełni bluźnierstwo wobec chrześcijan. I tak dzieje się z muzykantem, który podarł Biblię i obrzucał katolików najgorszymi wyzwiskami. A może by to samo spróbował zrobić z Koranem? Przecież „niezależny sąd” go uniewinni, nie ma więc czego się bać. Może w studiu TVN? W redakcji
„Wyborczej”? Pewnie zrobią z niego jeszcze większego „artystę”, dadzą jeszcze większe oklaski. Nie? Dziwne.
Wacław Garstecki, Puszczykowo
Panie Wacławie, trafne uwagi! Mamy jawną nietolerancję wobec chrześcijan. Gdyby niejaki Nergal, wulgarny satanista, dopuścił się bluźnierstwa wobec jakiejkolwiek innej religii, zostałby usunięty poza nawias społeczny. Ale dziś w Polsce, choć pewnie i w dużej części Europy, trzeba – i dobrze – szanować Żydów, muzułmanów, krisznowców. Za to chrześcijan wolno obrażać do woli. Co więc robić? Protestować, organizować się, wspierać media, które walczą z tym współczesnym quasi-rasizmem.
Pociąg beztoaletowy
Pozwolę sobie dorzucić własną przygodę kolejową do Waszych tekstów i listów Czytelników. 23 lipca o godz. 6.55 wsiedliśmy z wnukiem w Koninie do pociągu TLK relacji Poznań – Kraków. Wagon, owszem, bez przedziałów, „nowoczesny”, ale również bez wody w toaletach (obsługa tłumaczyła, że była awaria systemu dostarczania wody w Poznaniu). Najpierw zamknięto toaletę w drugiej klasie, a później również w pierwszej klasie. Tak, że pociąg był beztoaletowy. W Łodzi, pomimo 40- -minutowego postoju, nie zrobiono nic, by uruchomić nieczynne toalety. Pasażerowie okazywali coraz większe zniecierpliwienie.
Za Tomaszowem Mazowieckim pracownik PKP powiadomił nas osobiście (bo mikrofony okazały się zepsute), że niedługo pociąg się zatrzyma i będziemy mogli załatwić swoje potrzeby fizjologiczne. Apelował jednak, by zrobić to szybko i sprawnie, bo podkreślał, że pociąg nie będzie długo czekał. I tak się stało.
Pociąg zatrzymał się. Gdzie? W szczerym polu. Cóż było robić… Prawie wszyscy po nasypie zeszliśmy w krzaki. Ale nawet krzaków dla wszystkich nie starczyło. Nie wiadomo było, czy śmiać się, czy
płakać… I czy w tę historię uwierzycie?
Na dowód załączam bilety.
Irena Rzeźnicka, Konin
Oczywiście, że wierzymy. Cóż, to pewnie dlatego, że Polska tak się rozwija i tak buduje! Ha, rozwój jak za Gierka. Ale pani list dowodzi czegoś jeszcze – że problem nie w pieniądzach, a w koszmarnym bałaganie, braku organizacji,
niechlujstwie. Pozdrowienia dla wnuczka.
Kaczor nieładny?
Niedopuszczalne są dwa grzechy w mediach:
przekręcanie nazwiska i wulgaryzmy. Jedno i drugie powodują drastyczne zaniżenie poziomu pisma. Nieustannie zauważam, że zamiast funkcji i nazwiska piszecie o prezesie PiS per „Kaczor”. To jest niegrzeczne i jest nietaktem.
Jerzy Cander, Warszawa
Szanowny Panie. Chyba trochę za ostro ocenia Pan to, co zdarza się w dwóch sytuacjach: w rubrykach satyrycznych i gdy cytujemy czyjąś wypowiedź bądź myślenie. Bo tak właśnie o Kaczyńskim mówią czasami politycy innych partii.
Więcej – nawet jego partii. Więcej – i jemu samemu, jak wiemy z dziennikarskich obserwacji, to się żartobliwie zdarza. A już na pewno nie obraża się za to. Zatem może nie warto używać aż tak ostrych słów?
Gorzki los emigranta
Witaj Holandio! Nowe matki żywicielki, a może jednak macochy. W jednej z ankiet biura pośrednictwa pracy spotkać się można
z pytaniem: „Dlaczego przyjeżdżasz tutaj pracować?”. Pośród papki promocyjnej brak jednego konkretnego. Bo muszę, mój kraj nie daje mi szansy. Jak realia mają się
do wyobrażeń o byciu Polakiem za granicą?
Słowa takie jak rasizm, nietolerancja, wykorzystywanie i wyłudzanie skierowane do mieszkańców zachodniej Europy mogłyby ich urazić. Mogłyby, ale nie powinny.
Przykładów na poparcie tej tezy można przytoczyć wiele dowodów. Np. pełne atrakcji parki wypoczynkowe dla tubylców skrywają w cieniu drzew oplecionych szeregiem bram i drutów robotników niejednokrotnie pracujących ponad siły.
Pozory bywają błędne. W epoce praw człowieka, dbałości o jego dobro ustala się prawa, które promują interesy grupek ludzi, a chcących uczciwie żyć spycha się
na margines egzystencji. W kraju kształtujemy się od niemowlaka, wyjeżdżając za granicę, los rzuca nas drugi raz na kolana i już przerośnięci raczkujemy powtórnie, ucząc się wszystkiego od nowa. Nasze pierwsze słowa to już nie „mamo” i „tato”. W domu pomoc niesiona jest wszystkim przez wszystkich, a rodzina stara się być razem. Jak niewiele potrzeba, by ten mit prysł. Tysiąc kilometrów, kilka euro i wizja lepszego bytu sprawiają, że w stadzie rozpoczyna się walka.
Ziemia ojców ma tę moc, że po nocach nie da spać, a mentalności tak jak koloru skóry zmienić się nie da. Polska naród dziwny, którego mocno zaciśnięte więzi widoczne są tylko w obliczu ogólnego ciemiężenia.
Paweł Olejko, 26 lat, Holandia
Dziękujemy Panie Pawle. Cóż możemy dodać? Wstrząsające słowa. Wnioski?
Państwo nasze ma sens. Polskość ma sens.
Nie dajmy sobie wmówić, że jest inaczej.
Bez silnego państwa mniej znaczymy. ∑
listy
s.4 33/2011 19–25 IX 2011
DO I OD REDAKCJI RYSUJE andrzej krauze
redakcja@uwazamrze.pl
peryskop
s.6
przegląd tygodnia
Mazurka
&
Zalewskiego
JAKUB OSTALOWSKI JAKUB OSTALOWSKI RAFAŁ GUZ MARCIN ŁOBACZEWSKI RADEK PASTERSKI
Wytwornie było na promocji książki Janiny
Paradowskiej. Salon stawił się w komplecie, duserom nie było końca. Wreszcie ktoś spytał Dziennikarkę Millennium o poglądy. „Donald, jakie ja mam właściwie poglądy?” –
postanowiła zasięgnąć wiedzy u źródła pani Janina.
„Niebezpieczne” – zażartował premier. Śmiechom i zachwytom końca nie było, para padła sobie w objęcia i żyli razem długo i szczęśliwie.
Piękniejszy od własnego konterfektu minister CEZARY GRABARCZYK ma szansę na gigantyczną kompromitację. Oto w platformerskiej do cna Łodzi kandyduje z „jedynką”, ale w sondażach wyprzedzają go nie tylko liderzy SLD i PiS, ale też platformerska „trójka”, czyli Krzysztof Kwiatkowski. Nas to jakoś nie zdumiewa. Podobno ludzie głosujący na Grabarczyka mają szansę na darmowe badania i terapię. Kolejność następująca: mocz do analizy, EEG, lobotomia.
WKrakowie jest jeszcze zabawniej. Na tamtejszego barona i „jedynkę”, znanego spółdzielcę RASIA IRENEUSZA (znanego z tego, że ma brata księdza w kurii, pielgrzymuje na Jasną Górę i boi się zagłosować przeciw aborcji), chce głosować mniej ludzi niż na Gowina i Fedorowicza. To skadinąd zrozumiałe. Ze wszystkich spółdzielni Polacy akceptują tylko mleczarskie.
Pierwsze prawo Mazurka &
Zalewskiego brzmi od dekady niezmiennie: „Szefowie służb specjalnych i ministrowie finansów w Polsce nigdy nie są przesadnie normalni”. No i za jego udowadnianie wziął się JAN VINCENT ROSTOWSKI.
Nasz cokolwiek ekstrawagancki minister pojechał do Brukseli i powiedział, że to wszystko skończy się za dziesięć lat wojną.
Jak na ministra kraju sprawującego prezydencję –
znakomity wist. Minister jednak, cytując podobno kolegę bankiera, powiedział więcej, a mianowicie, że trzeba starać się o zielone karty do Ameryki. Tak oto z zielonej wyspy została zielona karta.
Do bratobójczych walk wewnątrz PO doszło na warszawskim Żoliborzu. Poszło o bruk. Tamtejszy radny chciał elegancki, granitowy, a posłanka JOANNA FABISIAK w swym umiłowaniu tandety
(podziwiamy garsonki!) wolała taki zwykły, betonowy. Debata wyglądała tak, że Fabisiak nawrzeszczała przy ludziach, na ulicy, na radnego i postraszyła go Bufetową. Przy okazji oberwało się też „kochance radnego” i jego rezydencji. Rezydencja okazała się połówką domu, a kochanka ślubną żoną od 25 lat. Niby zabawne, ale skąd ta predylekcja pani Fabisiak do lustracji cudzych sypialń? Chciałaby się pani czymś pochwalić?
Wszyscy zastanawiają się, co będzie po wyborach. A to kto zostanie ministrem albo czy PO utworzy mniejszościowy rząd i różne takie. Głos w sprawie przyszłości zabrał także wielki mąż stanu Cedynbał
Tomczykiewicz. Jego zdaniem
„w sytuacji patowej wybory zostaną powtórzone”. A jak się za trzecim razem nie uda, to prezes Sądu Najwyższego rzuci monetą?
Naszego serialu „Życie baronessy Protas” ciąg dalszy. W tym odcinku poczytamy o dramatycznych wydarzeniach z Warmii, jak to za podrywanie baronessy wziął się PiS-owski fornal nazwiskiem Szmit Jerzy. Podlec ten poderwał baronessę Eleonorę, ale nie całą, a jeno jej autorytet i przeprosić nie chce. Wszystko dlatego, że powiedział, iż baronessa pracuje w hotelu Krasicki, który za państwową kasę pomagał stawiać mąż baronessy, niejaki Protas. Zapamiętajacie sobie Szmit Jerzy, że baronessy nie pracują. Kapewu?∑
Z ŻYCIA KOALICJI
33/2011 19–25 IX 2011
DAREK GOLIK
MAGDA STAROWIEYSKA
peryskop
s.7 MIGAWKA sztybor/oleksicki
RADEK PASTERSKI
ROBERT GARDZIŃSKI
Ktoś chciał zrobić
przysługę BEACIE KEMPIE i, podszywając się pod nią, poinformował PAP, że rezygnuje z kandydowania.
Niestety, pani Beata nie doceniła troski tajemniczego nieznajomego i – jak to ona – naindyczyła się niemożebnie.
I o to pewnie dowcipnisiowi chodziło – żeby Kempa pogulgotała.
Gulgocząc, Kempa jakimś sobie znanym sposobem odpowiedzialnością za sprawę obarczyła rząd Donalda Tuska.
Hm, całkiem niezły koncept.
Jak następnym razem
zapomnimy o urodzinach żony (żeby nie było: mamy dwie oddzielne), też zwalimy na premiera.
Prześladowań PiS ciąg dalszy.
Ktoś ostrzelał biuro Nelly Rokity. Co prawda tylko z procy, ale jednak. Nas najbardziej zainteresowała informacja, że Nelly ma biuro.
Po kiego jej ono? Przechowuje tam kapelusze?
Apropos Rokitów. Jan Maria Władysław (panie Janie dużo zdrowia!!!) poparł w wyborach LUDWIKA DORNA.
Sympatyczne. Sojusz tych dwóch dziwolągów daje do myślenia: jak to jest, że dwóch nieprzeciętnie bystrych facetów znajduje się dzisiaj na marginesie polityki
zdominowanej przez
półgłówków? Może dzisiejsza polityka to po prostu idealne miejsce dla głuptaków?
Na bałtyckiej plaży widziano Leszka Millera i Aleksandra Kwaśniewskiego, jak biegli brzegiem morza, trzymając się za ręce.
Oczywiście w zwolnionym tempie. Potem obaj zrobili sobie tatuaże z henny.
Kwas miał „Popieram Leszka”, a Miller „Kocham Olka”.
Panowie, uważajcie – od szorstkiej przyjaźni henna schodzi bardzo szybko.
Przy okazji chcieliśmy wyrazić nasze oburzenie, że nikt nie zaprosił nad morze Józefa Oleksego. Jeśli nasze słoneczko jest w depresji, to chętnie je pocieszymy przy kieliszku. Obiecujemy: nie będziemy nagrywać.
Demoniczny ADAM BIELAN powraca. W PiS szepczą, że szef kampanii Poręba to tak naprawdę marionetka w rękach niegdysiejszego spin doktorka, który szczuje go na Zbycha Ziobrę, samemu cały czas pozostając poza PiS. Tak swoją drogą, to ciekawe, czy dałoby się zgromadzić w jednym pokoju cztery osoby z tej partii, tak żeby każda nie byłaby skłócona z pozostałymi trzema?
Skądinąd Bielan ma obsesję na punkcie Ziobry, tak przynajmniej twierdzi JAROSŁAW KACZYŃSKI.
A w temacie obsesji jest on absolutnym autorytetem.
Podobnie jak w sprawach klęsk, przegranych i nokautów.
Dlatego właśnie Jarosław Kaczyński był właściwą osobą, by napisać list do obitego Adamka. Naszego boksera prosimy jednak, by pisaniną prezesa PiS nie przejmował się zanadto. Bo jeśli przejmie jego taktykę, będzie przegrywał już do końca życia.
Dowiedzieliśmy się, że ludzie z PiS pogardzają Tomaszem Porębą, ponieważ traktują go nie jako szefa sztabu, ale jak ucho Jarosława Kaczyńskiego.
Jak to? Pogardzają uchem prezesa? Hańba! Targowica!
Wyjaśniamy, bo nam żyć nie dają. Ponoć PAWEŁ KOWALmiał zaproszenie do Rzymu, nie pojechał tam z Konradem Szymańskim, tylko z żoną. No, to rozumiemy. My też wolelibyśmy jechać do Rzymu bez Szymańskiego, niż iść na debatę wyborczą do Polsatu.
Hm, może dlatego nie jesteśmy szefami partii walczącej o życie? ∑
Z ŻYCIA OPOZYCJI
Uwazamrze.pl
RAFAŁ GUZ
SEWERYN SOŁTYS
peryskop
s.8 33/2011 19–25 IX 2011
Wszyscy w Polsce
uczepili się łupków, oczekując, że będą one dla nas zbawienne w rywalizacji z Gazpromem i Putinem. Rzecz w tym, że w naszym kraju jest od groma zwykłego gazu, po który tylko trzeba się schylić. Swego czasu, gdy PGNiG było prywatyzowane, na gaz mieli ochotę ludzie związani z SLD.
Na przeszkodzie stanęło zamieszanie wywołane aferą Rywina. Ale przyszedł nowy rząd, a potem kolejny i wszyscy zapomnieli o planach ekipy Belki, który w swej prognozie energetycznej z 2005 r. chciał znacznie zwiększyć wydobycie polskiego gazu.
Pisałem już o tym, a teraz powtórzę – wedle tamtej prognozy Polska ma zasoby obliczane na jeden bilion dwieście miliardów metrów sześciennych gazu ziemnego.
Wobec rocznego zużycia tego gazu w naszym kraju w wysokości 13 mld rocznie są to zasoby gigantyczne.
Gdyby się w pełni potwierdziły, starczyłoby nam tego gazu na sto lat i nie musielibyśmy już go importować, ale przeciwnie – moglibyśmy go sprzedawać.
Zanim więc usiądziemy na łupkach, których ekolodzy się boją, trzeba w Polsce dokonać pełnej inwentaryzacji złóż tradycyjnych, już zresztą w poważnym stopniu ustalonych.
Wymaga to pieniędzy i czasu.
Polska wydobywa dziś rocznie 4,5 mld m sześc. tego gazu.
Dlaczego rząd, dysponując potwierdzonymi już prognozami na temat tradycyjnych złóż polskich, kompletnie je pomija, a zachwyca się gruszkami na wierzbie w postaci gazu łupkowego – nie wiem. Ten ostatni gaz jest droższy, a jego eksploatacja ryzykowna.
Francuzi, którzy w łupkach mają mieć dwa z górą biliony metrów gazu – wobec naszych pięciu – zakazali jak na razie jego wydobycia. A tu, masz babo placek, Platforma, czyli aktualny rząd, obiecuje stworzenie ekstrasystemu emerytalnego bazującego na wpływach z łupków. Otóż panowie, łupki jak na razie są pieśnią przyszłości, ja natomiast zachęcam was do sięgnięcia do zasobów naturalnego gazu. Gdyby te pieniądze przeznaczono na zagospodarowanie krajowych zasobów, bylibyśmy drugim mocarstwem gazowym w Europie. A nie jesteśmy, ot co! ∑
Elektryzująca wiadomość obiegła Polskę. Sławomir Nowak wyzwał Annę Fotygę na pojedynek.
Na neutralnym gruncie. Nic nie wspominał o ubitej ziemi. Może dlatego, że to ma być pojedynek nie na miecze, a na słowa. Ze zgromadzonych do tej pory informacji wynika, że cały kraj przygotowuje się do oglądania tego spotkania, nazwanego przez pana ministra debatą. Nieliczni zastanawiają się, dlaczego Nowak chce się pojedynkować
„na tematy regionalne”, skoro Anna Fotyga była w rządzie PiS ministrem spraw zagranicznych.
Tę niejasność Nowak pomija.
Zamiast tego, w
charakterystyczny dla swojego intelektu sposób formułuje wezwanie, zrozumiałe prawdopodobnie tylko dla niego: „Nie chcę, żeby politycy i sztaby byli organizatorami debat, więc liczę, że w mediach i szeroko postrzeganej opinii publicznej znajdzie się zapotrzebowanie na tego typu spotkanie”. Choć są i tacy, którzy twierdzą, że sam autor tego nie rozumie. Przeciwnego zdania są analitycy polityczni. Sugerują oni, że Nowak prowadzi świadomie podwójną, a nawet
potrójną grę. Pałacu Prezydenckiego przeciwko kancelarii premiera. Propozycją pojedynku z Fotygą uderza najpierw w premiera. Kilka tygodni wcześniej to Donald Tusk jako pierwszy zaapelował do Fotygi, by stawiła się na debatę z Radosławem Sikorskim.
Pomysł Nowaka sabotuje także debatę Fotygi z obecnym szefem spraw zagranicznych. To jest wyraz podwójnej gry. A potrójna rodzi się w momencie, kiedy okazuje się, że za intrygą Nowaka stoi sam pan prezydent. Czyż można sobie wyobrazić, żeby pan minister hasał razem z panią Fotygą na „gruncie regionalnym”
bez wiedzy jego protektora?
Pretekstem do kamuflowania sabotażu inicjatywy premiera i jego ministra Sikorskiego jest fakt, że Anna Fotyga, podobnie jak sam Nowak, pochodzi z Wybrzeża. Mógłby ją nawet nazwać „moja ziomalka”. Tak, jak to zrobił wówczas, gdy chciał wyrazić swoją sympatię do
„Nergala”. Powiedział o nim, to przecież „mój ziomal”.
Kłopot może pojawić się wtedy, gdy ktoś przypomni Nowakowi, że „ziomalem” jest też dla niego Donald Tusk, a pseudonim
„Ziomal” nosi jeden z
najgroźniejszych gangsterów. ∑
Jerzy Jachowicz
DO PRAWEGO
Janusz Rolicki
OD LEWEGO
Ziomal
ziomalowi nierówny
Czy przez gaz łupkowy zapominamy o złożach zwykłego gazu w Polsce?
BARTŁOMIEJ ŻURAWSKI
Na ile frontów gra „ziomal” Sławomir Nowak?
KFP/MICHAŁ RUMAS
peryskop
s.10
MAGDALENA JODŁOWSKA
Bo nigdy nie wiadomo, za którego słowa sprawą je- go przepowiednie za- czną się nareszcie speł- niać. Gdyby można, jak chce pan premier, kreślić nimi piękne widoki na przyszłość, a one natychmiast, jak w bajce o za- czarowanym ołówku stawały się rzeczywistością...
Opowieści o szczerym zaanga- żowaniu Rosjan w sprawę wyja- śnieni tragedii smoleńskiej stałyby się faktem. Bylibyśmy zieloną wy- spą, przez kryzys przeszlibyśmy suchą nogą, a rząd nie musiałby skakać na emerytury i podwyż- szać podatków. Rodzice nie byliby przeciwni posyłaniu sześciolat- ków do szkoły, a ze zmian w usta-
wie o przedszkolach cieszyliby się wszyscy, a nie tylko ci, którzy pra- cują tyle co pan premier. Na no- wych stadionach odbywałyby się zaplanowane na nich mecze, na które tanimi autostradami sunęły- by auta młodsze niż 20-letnie, na benzynie w cenie poniżej 5 zł za litr.
Gdyby słowa zmieniały Polskę, już dawno zgodnie z obietnicami pana premiera dobrze zarabiający nauczyciele uczyliby dzieci, spo- śród których nie co trzecie, jak dziś, byłoby niedożywione, ale co 30. Malałaby też liczba biurokra- tycznych darmozjadów, którzy nic nie robią, tylko przekładają: papie- ry z miejsca na miejsce i terminy realizacji na później. Nikomu, a zwłaszcza wicemarszałkowi Sej-
mu nie przyszłoby do głowy stra- szyć oponentów szpitalem psy- chiatrycznym, żaden sędzia nie wpadłby na pomysł, by te groźby realizować, a żaden prawnik nie kompromitowałby się wnioskami o Trybunał Stanu za „tworzenie at- mosfery wykluczenia”.
Prorządowi dziennikarze robią- cy kariery w komunizmie nie oskarżaliby opozycji o faszyzm, a może wcale nie byłoby prorządo- wych dziennikarzy? Na świecie też byłoby lepiej, bo przecież syryjski dyktator przestałby mordować na- tychmiast po tym, gdy nakazał mu to nasz minister Twitter. Gdyby tak... Niestety, słowa nie chcą same przekuć się w czyny. Mamy dziś pa- na premiera, który umie powie- dzieć wszystko i na wszystkie spo- soby. Ze swadą i dynamiką, z uśmiechem lub marszcząc brwi, głośniej albo ciszej, szybciej, wol- niej. To mówca prawie doskonały.
Problem w tym, że im więcej mówi, tym mniej robi, a im mniej zrobił, tym więcej o tym mówi. ∑
Gdyby słowa
spełniały się same
Dziesiąta rocznica ataków na World Trade Center odcisnęła piętno także na polskich celebrytach. „Fakt” napisał, że w USA zapanowała fala obaw przed ewentualnym atakiem, ale EWA MINGE „nie poddała się strachowi”. I odważnie
zaprezentowała kolekcję w jednym z tamtejszych sklepów.
Cóż, Minge nigdy nie pęka.
Płaczą za to w Chicago. A to za sprawą MARTY KRUPY. Bo siostra sławnej „Dżoany”
niespodziewanie odpadła z
„Tańca z gwiazdami”. Jak pisze
„Super Express”, Marta płakała jak bóbr, długo nie chciała wyjść do fotoreporterów, bo „żaden makijaż nie mógł zatuszować jej cierpienia”. Później miała wyznać, że „mama płakała, ciotka płakała, całe Chicago płakało...”. Płakało, płakało, ale te kilka przecznic wokół Jackowa.
Występy w polskich TV-show się bardzo opłacają. Oto DŻOANA KRUPA dzięki nim może sobie pozwolić na wydanie 7 tys. zł miesięcznie na oddessanie cellulitu. Zyskała także gwiazda polsatowskiego show – KORA.
Dzięki gaży (14 tys. zł za każdy odcinek „Must Be The Music”) piosenkarka mogła sobie pozwolić na inwestycję w wybielanie zębów. Efekty zabiegu (koszt: 2 tys. zł) pochwalił „Fakt”.
Nie sposób zapomnieć o DODZIE, która nagrywa w Ameryce nowy teledysk.
Na pustyni, niedaleko Los Angeles albo – jak to się u nas mówi –
„elej”. Razem z Dodą na planie
„60 tancerzy, mających na koncie współpracę z Beyonce i Britney Spears”. A co z panem Johnem, który dostarczył pizzę Lady Gadze, czy Peterze, który podał płaszcz Britney? —Paweł Burdzy
WYSSANE Z PRASY
WOLNE ŻARTY
Słucham każdego słowa pana premiera jak zaklęcia...
krzysztof feusette
Kto przemawia „W imieniu diabła” w filmie Barbary Sass, w którym gra pani główną rolę?
To zależy, kto i z jakiej strony spojrzy na wydarzenia, jakie rozgrywają się w klasztorze pokazywanym na ekranie.
Inspiracją dla scenarzystki i reżyserki były konkretne zdarzenia...
Tak. Bunt zakonnic z Kazimierza Dolnego.
Przypomnijmy: kiedy władze kościelne zaniepokojone „prywatnymi objawieniami” matki przełożonej i praktykami, jakie odbywały się z udziałem byłego franciszkanina, postanowiły zmienić przeoryszę, siostry na dwa lata zabarykadowały się w klasztorze. Eksmitowano je w październiku 2007 r. Czy nawiązanie do tej historii bardziej pomagało, czy przeszkadzało w czasie zdjęć?
Staraliśmy się kreować własny świat, budować go przez nas.
Przede wszystkim zależało nam na pokazaniu kondycji psychicznej dziewcząt zamkniętych za klasztornymi murami czy – szerzej – ludzi, którzy znajdują się w podobnej sytuacji.
Pani bohaterka nie poddaje się narastającej w klasztorze histerii. Co jej pomaga?
Traumatyczne doświadczenia z przeszłości. Jest dzięki nim silniejsza i bardziej wyczulona na fałsz od innych.
—pytała Jolanta Gajda-Zadworna
Wykreować własny świat
POGAWĘDKA
Z Katarzyną Zawadzką, aktorką
DOMINIK PISAREK.