Izabela Jarosińska
Po cóż jechać do Turcji?
Teksty Drugie : teoria literatury, krytyka, interpretacja nr 5 (131), 307-310
2011
Przechadzki
Izabela JAROSIŃSKA
Po cóż jechać do Turcji?
„ . . . starośw iecka p an o ram a S tam b u łu ” (O rhan Pam uk)
N aw et k iedy m iałam trzynaście lat, a w dom u pojaw iło się pierw sze pow ojenne w ydanie w dw óch tom ach poezji zebranych „czarow nicy z K rakow a” - nie byłam ich w ielbicielką. Ale to pytan ie, te n ty tu ł w iersza z to m u R óżow a magia (1924), gdzieś ta m przyczaiło się w m ojej pam ięci, przez p o n ad pół w ieku m iało się do brze - i w reszcie teraz doczekało się odpow iedzi. M ojej odpow iedzi, bo M aria Paw likow ska-Jasnorzew ska odpow iada na nie od razu: „Po cóż jechać do Turcji? Do dalekiej T urcji?” - skoro czarodziejską m iłość m ożna znaleźć tu , w ogrodzie k ra kow skiej Kossakówki, gdzie
[...] P achnie bez turecki,
półksiężyc blad y w schodzi tak jak nad Bosforem.
Co zn alazłam w Turcji, a ściślej: w S tam bule, opow iem , zaczynając od czegoś, co ta k b liskie jest aurze przyw ołanego starośw ieckiego erotyku. To konfitury. Rów nież b ia łe konfitury.
W cale ich nie szukałam . Z dala od zgiełku słynnego deptaka Istik la l C addesi, w jednej z bocznych uliczek m ożna przegapić niep o zo rn y sklepik z k arm elk am i bez papierków w słojach, niczym - nie przym ierzając - la n d ry n k i u K w iryny na N ow olipkach. N iespieszny p rzechodzień w ypatrzy też z ulicy stojące na ziem i cy nowe kadzie ze stożkow ym i przykryw kam i, któ re b ynajm niej nie spraw iają w raże nia li tylko ozdoby. To decyduje, żeby wejść. W sklepie staru szek w k itlu n ie n a g a n n ą fra n cu sz cz y zn ą o b ja śn i, że tu sp rze d aje się na w agę jedyne w m ieście konfitury: truskaw kow ą, różaną, pom arańczow ą i brzoskw iniow ą, ręcznie robione,
307
3
0
8
Przechadzki
jak to się dziś mówi. To z kadzi przy w ejściu. N ato m iast w głębi, na ladzie, stoją naczynia m niejsze, zaw ierające tę najw ażniejszą odpow iedź na pytanie poetki: białe konfitury. Są w dwóch sm akach, a każdy z n ic h to jakby esencja O rien tu z bajki: w anilia i bergam otka. Tak słodkie, że w łaściw ie n iejadalne.
(Gwoli praw dzie trzeba jed n ak dodać i to, że w ygląd n ie jest m ocną stroną tego dziwa. Białe k o n fitu ry m ają konsystencję n i to lu k ru , n i to sm alcu. H ańba tem u, kto o tym źle pom yśli).
Ten sklepik istnieje napraw dę. N a firm ow ym pap ierze p o d an y jest adres in te r netowy, tylko czy to m oże być dowód?
*
A po cóż pojechała do T urcji w 1842 ro k u L udw ika Śniadecka? I trzynaście lat później A dam M ickiewicz?
M aria C zap sk a1 - na podstaw ie w iarygodnych źródeł - ta k opisuje spotkanie profesorskiej córki z C arogrodem :
W iosną 1842 r. stanęła L udw ika Śniadecka w Stam bule. Jak odbyła uciążliw ą drogę i co w płynęło na tę decyzję - nie w iadom o. [...]
P anoram a K onstantynopola, ta k jak się p rzedstaw ia zbliżającym statkom : lśniące k opuły m eczetów i lekkie jak z p ian k i m orskiej rzeźbione na tle nieba palace, fantastycz ne g ru p y m in aretó w i cyprysów rozsiane w zdłuż B osforu, zaczarow any ogród Starego S eraju i k o p u lasta Aja Sofia we m gle porannej przyw itały tak w rażliw ą na każde piękno podróżniczkę. Ale kiedy statek w jechał w las m asztów i kotw ica opadła, barw y zszarzały i u ro k prysł z chw ilą, gdy L udw ika zn alazła się na b ru d n y m i zgiełkliw ym wybrzeżu. Sam otną, b ezb ro n n ą otoczył tłu m różnojęzyczny, ciekawy, natrętny, w rzaskliw y - w tedy opadła na swoje podróżne tłu m o k i i zalała się łzam i.
A trzeba w iedzieć, że była to wówczas czterd ziesto letn ia kobieta po przejściach, dość okropnych jak na owe czasy.
Z am ieszkała w drew nianym dom u na w ysokim w zgórzu, z dala od ówczesnego centrum . (Stam buł też jest m iastem na siedm iu wzgórzach, ale w porów naniu z nim Rzym jest płaski jak z przep ro szen iem pizza). N ie zam ierzam tu opow iadać jej h isto rii, choć jest arcyciekaw a, przypom nę tylko, że w S tam bule, a m oże po d ro dze, na m orzu?, odstąpiła od niej m akabryczna obsesja, zw iązana z poległym w ie le, w iele lat w cześniej, jeszcze za w ileńskich czasów, oficerem rosyjskim , k tóry był jej w ielką m iłością. W ychodzi więc w tych k arta ch tak, że - nie w iedząc o tym - przyjechała do S tam bułu, by spotkać tu swoje przeznaczenie i zostać na zawsze.
P rzeznaczenie m iało okazałą postać M ichała Czajkow skiego (za parę lat Sady- ka Paszy, ale to już inna h istoria). Ja p o jechałam do Turcji, żeby spraw dzić, co też zobaczyła ze swego okna ta dziw na dam a, jaki w idok przy k u ł ją do tego m iasta starego jak świat, a rozlokow anego w dwóch częściach świata?
Ze szczytu wzgórza O rtaköy p atrz y się na azjatycki brzeg, którego w tedy nie łączył z n am i żaden m ost n ad Bosforem . W ięc jak okiem sięgnąć w idać przeróżne sta tk i płynące we w szystkie strony, o zm ierzchu w idać - bardzo n ieliczne w tedy - św iatła zapalające się w dom ach na w zgórzach, i w idać - śm iem to pow iedzieć - spokój.
P odobno to L udw ika Śniadecka w padła na pom ysł, by naprzeciw ko, na azja tyckim brzegu, pow stała osada dla polskich wygnańców. Z całą pew nością była jej zapaloną w spółorganizatorką. Książę C zartoryski k u p ił ziem ię, p ionierzy zabrali się do jej karczow ania - i tak zaczęła się h isto ria A dam pola, k tó ry do dziś kw itnie i m a się św ietnie, nie będąc wszakże żadnym skansenem , tylko m o d n ą te ra z m ie j scowością w eekendow ą dla stam b u lsk ich snobów. Potom kow ie pionierów jeżdżą po żony do Polski - i z n im i w racają. C m en tarz jest p ięk n ie utrzym any; na n a jsta r szym m iejscu, w głębi, też na niew ielkim w zniesieniu w idać z daleka m arm urow y nagrobek p a n i Sadykowej, z wym ow ną złam aną kolum ną. A przecież m ogła w każ dej chw ili w rócić na ojczyzny łono, do Jaszun, i spocząć godnie obok stryja Jana.
P ow iad ają, że to g enerałow a n aleg a ła, b y M ickiew icza pochow ać od ra z u w A dam polu, w śród swoich. G dyby jej posłuchano, tru m n a z um ęczonym ciałem Poety nie stałaby przez m iesiąc pod podłogą drew nianego dom ku w n ajn ę d z n ie j szej do dziś dzielnicy K onstantynopola, jakby na dnie złowieszczego wąwozu, do którego i teraz zjeżdża się solidnym sam ochodem z duszą na ram ien iu . 155 lat tem u, kiedy n ie było k an alizacji, asfaltu i la ta rn i to m usiało być piekło. Ludw ika Śniadecka błagała, b y p rzeprow adził się do niej, na wzgórze, gdzie są w szelkie wygody, dobra w oda i biały chleb. N a próżno. Jest w tej decyzji M ickiew icza, by pozostać na dnie wąwozu, taka d eterm in acja, której nie m n ie dotykać. Pozwolę sobie tylko na uwagę, że gdyby rzecz się działa w k ręgu którejś z pow ieści D osto jewskiego - m ożna by nazw ać coś takiego p róbą „dośw iadczenia na w łasnej skórze najw iększego p o niżenia człow ieka” . Jeden z bohaterów Biesów pojechał w tym celu do A m eryki. N o i w rócił. M ickiew icz w ielokrotnie m usiał słyszeć to p y tan ie - po cóż jechać do Turcji? - zadaw ane z różną intonacją: z prośbą, groźbą, oburzeniem , niechęcią, ale zawsze z zaw artą w nim , jak u Paw likow skiej, tylko śm ierteln ie serio, odpow iedzią: nie jedź.
3
0
31
0
Przechadzki
Abstract
Izabela JAROSIŃSKA
W h y bother going to Turkey?
An essay on a recent journey to Istanbul, along the route once made by Ludwika Śniadecka, one of the heroines of Polish Romanticism, and by Adam Mickiewicz, who embarked on a trip to that city against any better judgement and died there soon after his arrival, in November 1855.