• Nie Znaleziono Wyników

Boje Wilna i Warszawy o nową naukę o literaturze

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Boje Wilna i Warszawy o nową naukę o literaturze"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Manfred Kridl

Boje Wilna i Warszawy o nową

naukę o literaturze

Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce literatury polskiej 48/2, 297-307

(2)

MANFRED KRIDL

BOJE W ILNA I W ARSZAW Y O NOWĄ NAUKĘ O LITERATU RZE *

Gdy się p a trz y z odległości k ilk u n astu lat na początki ruchu, którego w yrazem stało się w ydaw nictw o Z z a g a d n i e ń p o e t y ­ k i , w idzi się lepiej i dokładniej, niż to było m ożliw e wówczas, jego istotny ch arak ter, jego św iatła i cienie, osiągnięcia i braki, oraz pod­ łoże, z k tórego w yrósł. T rudno m i o ty m ru ch u w ydaw ać sąd, jako że sam byłemu jego uczestnikiem , m niej też będę m ów ił o jego znaczeniu, a w ięcej o ogólnym charakterze, o atm osferze, k tó ra go zrodziła, o zw iązku pom iędzy różnym i jego środow iskam i, głównie pom iędzy w ileńskim i w arszaw skim , w którym Franciszek Siedlecki

m a g n a p a r s f u i t .

W iadom ą jest rzeczą, że początek w. X X był okresem przem ian y zarów no w lite ra tu rz e europejskiej, jak i w tym , co się nazyw ało h istorią lite ra tu ry . Co do tej ostatniej, to dość przypom nieć prace niem ieckie nad m etodologią hum anistyki, nad sty listy k ą i jej rolą w badaniach literackich, nad w ersyfikacją, potem — szkołę fo r­ m aln ą rosyjską, opierającą się częściowo na nauce niem ieckiej, ale idącą znacznie dalej w w yciąganiu konsekw encyj z nowego po sta­ w ienia spraw y n au k i o literatu rze. D użym bodźcem w now ym kie­ ru n k u stała się nieco później szkoła fonologiczna czeska, szybko zn ajd u jąca zw olenników w różnych k ra ja c h europejskich.

I w Polsce m ieliśm y badaczy lite ra tu ry i krytyków , k tó rzy w zw iązku z n iek tó ry m i z tych prądów torow ali now e drogi w iedzy o litera tu rz e . Byli to: Z ygm unt Łem picki, K azim ierz W óycicki, Leon Piw iński, K arol Zawodziński; w śród polonistów: Eugeniusz K u ­ charski, W acław Borow y (jeżeli nie w teorii, to w p rak ty ce swej pracy); w śród estetyków i znawców lite ra tu ry H enryk Elzenberg, w śród filozofów Rom an Ingarden.

* Artykuł napisany został w czerwcu 1947 i przeznaczony do projekto­ wanej wówczas księgi poświęconej Franciszkowi Siedleckiem u. Zarówno tę uwagę, jak i przypisy — poza przypisem 1 oraz 10 — dodała Redakcja PL.

(3)

298 M A N F R E D K R I D L

Ta atm osfera „p rzesilen ia“ w tra d y c y jn e j h isto rii lite ra tu ry objęła, oczywiście, rów nież m łodzież u n iw e rsy te ck ą stu d iu jącą polonistykę. Zaczęły odzywać się głosy niezadow olenia z dotych- . czasowego s ta n u rzeczy, dom agające się dyskusji, rew izji, ścisłego sform ułow ania p rzedm io tu i m etod b ad ań literackich , zdania sobie sp raw y z tego, czym się zajm u jem y i jak i je s t cel naszej pracy. Że b y ł to ru ch sam o rzu tn y i odpow iadający potrzebom odczuw anym przez m łodzież, św iadczy o ty m fak t, iż pow stał n iem al rów no­ cześnie p rzy n a jm n ie j w W ilnie i W arszaw ie, a w yw ołał żyw y oddźw ięk w in n y ch ośrodkach u niw ersyteckich, n aw et w tra d y c y j­ n y m K rakow ie, n aw et w zachow aw czym Poznaniu. N a w ykładzie in ag u ra cy jn y m w U niw ersytecie S tefan a Batorego w W ilnie w je ­ sieni 1932 dałem w yraz ty m now ym potrzebom i dążnościom i zna­ lazłem w dzięczne echo w śród m oich słuchaczy, z k tó ry m i rozpo­ częliśm y n a ty c h m ia st p racę „u p o d staw “ m e to d y k i1. Z czasem u tw o rzy ła się w W ilnie g ru p a słuchaczy i słuchaczek zaintereso­ w anych w pro b lem ach teorety czny ch i uzdolnionych do p racy n aukow ej. N ależeli do niej m. in. J e rz y P u tra m e n t, E ugenia K ras- sowska, M aria Rzeuska, R achela G urew icz-K apłanow a, Iren a S ła­ w ińska, D ina A bram ow iczów na, J a n in a Zie.nowiczówna, Czesław Zgorzelski. Początkow o p raca nasza m iała c h a ra k te r niejako w ew ­ n ętrzn y , „ se m in a ry jn y “, przygotow aw czy, ale już wów czas zaczęły się ukazyw ać w pism ach literack ich a rty k u ły i recenzje członków g rupy, pisan e w „now ym d u ch u “ . Później przyszła kolej na obszer­ niejsze prace. P u tra m e n t n apisał rzecz o s tru k tu rz e now el P rusa, k tó ra u kazała się w d ru k u jako pierw sza p u b likacja w ydaw nictw a Z z a g a d n i e ń p o e t y k i 2, R zeuska opracow ała g ru b ą m ono­ g rafię o Chłopach R eym onta (jej teza doktorska), K apłanow a

K o m p o zycję „ W e s e l a K rassow ska p rzygotow yw ała stu d iu m o sty lu

Żerom skiego, Sław ińska o now oczesnym dram acie francuskim ,

Zie-1 W ykład ten wydrukow any był później pt. Przeło m w m eto dyce badań

literackich. P r z e g l ą d W s p ó ł c z e s n y , XII, 1933, nr 130.

2 W serii Z z a g a d n i e ń p o e t y k i ukazały się pozycje następujące: 1) M. K r i d l , W stęp do badań nad dziełem literackim. W ilno 1936. — [2j) J. P u t r a m e n t , S tru k tu ra n o w el Prusa. W ilno 1936. — 3) K. W. Z a-I W o d z i ń s k i , Zarys w e rsy fik a c ji polskiej. Cz. 1. Wiadomości w stępne

o wierszu. W ilno 1936. — 4—5) F. S i e d l e c k i , Studia z m e tr y k i polskiej. Cz. 1—2. W ilno 1937. — 6) Prace ofiarowane K azim ierzow i Wóycickiemu. Wilno 1937. — 7) K. W ó y c i c k i , R y tm w liczbach. Wilno 1938. — [3] S t y ­

listyka te oretyczna w Polsce. Pod redakcją Kazimierza В u d z у к a. Warsza­

(4)

nowiczówna o M adame Bovary, Zgorzelski o balladach. Może kiedyś przy n ajm n iej część tych prac ukaże się w druku, a w ted y koła kom p eten tne będą m ogły ocenić ich r e z u lta ty 3. Od siebie pow ie­ dzieć m ogę tylko tyle, że ci m łodzi adepci pracow ali z zapałem i oddaniem , często w tru d n y c h w aru n kach m aterialn ych , że staw iali sobie sam ym w ysokie w ym agania, że p raca ich w ym agała dużego tru d u i w ysiłku i że u jaw n ili w niej duże zdolności naukow ego badania lite ra tu ry . Ich kierow n ik znajdow ał w w spółpracy z nim i podnietę i pomoc w ustalan iu i próbach rozw iązyw ania pro b le­ m atów teoretycznych, czerpał otuchę i w iarę z ich m łodzieńczego entuzjazm u i um iłow ania przedm iotu, z wdzięcznością i w zrusze­ niem w spom ina tę atm osferę w zajem nego zaufania i szczerości i osobistych bliskich stosunków ...

P ierw sze nasze w ystąpienie publiczne n a większą skalę m iało m iejsce na Zjeździe im. K rasickiego w e Lwowie, w lecie 1935. C iekaw y to był zjazd z w ielu względów; uczestniczyła w nim większość profesorów polonistyki, k ry ty c y literaccy, ja k nieodża­ łow any Irzykow ski, i m nóstw o m łodzieży z w szystkich u n iw ersy ­ tetów . W ygłoszono sporo in teresu jący ch referató w i przem ów ień. M nie przypadło w udziale p rzedstaw ienie w ogólnym zarysie naszego p ro g ram u i naszych postulatów , k o n cen trujących się około stw o­

rzenia odrębnej i niezależnej dyscypliny literackiej („nauki o lite ­ ra tu rz e “); zarys ten został później rozw inięty w m ojej książce

W stęp do badań nad dziełem literackim . W ystąpienie m o je w yw o­

łało ożywioną, m iejscam i gw ałtow ną dyskusję, w której zabierali głos profesorow ie, k ry ty cy , a z m łodzieży przew ażnie w ilnianie, p o dtrzy m ując swego „m istrza“, znajdującego się w nie by le jak ich opałach pod obstrzałem ciężkiej i lekkiej arty lerii. Na ogół stano­ w isko nasze spotkało się z sprzeciw em , czasem ostrym , ja k np. u Kołaczkowskiego. N iem niej jed n ak w yw ołało zainteresow anie, a n a w e t poruszenie, o czym św iadczyły p ry w atn ie w y rażane opinie starszych i m łodszych polonistów. Z ainteresow anie w śród m łodzieży u jaw niło się niebaw em w sposób konkretniejszy, a m ianow icie otrzym ałem od krakow skiego koła polonistów zaproszenie do w y ­ głoszenia re fe ra tu w K rakow ie. B yłem tam w zim ie 1935/1936

3 Spośród prac tu w ym ienionych — w formie książkowej ukazały się • po r. 1945 dwie pozycje: M. R z e u s к a, „Chłopi“ Reymonta. Warszawa 1950.— Cz. Z g o r z e l s k i , Duma, poprzedniczka ballady. Toruń 1949. Rezultatem pracy w tedy podjętej jest też książka: I. S ł a w i ń s k a , Tragedia w epoce

(5)

300 M A N F R E D K R ID L ,

i m ów iłem w dużej sali, w ypełnionej słuchaczam i, w śród k tó ry ch zn ajdow ał się rów nież m ilczący prof. Pigoń. S tarałem się m ówić rzeczowo i oględnie, nie n apad ając b y n ajm n iej n a dotychczasow y dorobek h isto rii lite ra tu ry polskiej, ale p rzed staw iając konieczność k on ty n u o w an ia p racy naszych ojców duchow ych now ym i sposobam i i narzędziam i, dostarczonym i przez zdobycze nauki o lite ra tu rz e n a Zachodzie i w Rosji. Po pow rocie do W ilna otrzym ałem kilka listó w św iadczących o solidaryzow aniu się z naszym stanow iskiem .

G rupa w arszaw ska tym czasem , do k tó rej należeli F ranciszek Siedlecki, S te fa n Żółkiew ski, K azim ierz Budzyk, D aw id H open- sztand i inni, p raco w ała energicznie i w y d a tn ie n a swoim terenie. N a innym m iejscu tej k s ię g i4 zn ajdzie się dokładniejsze spraw o­ zdanie z działalności tej grupy, a w szczególności Siedleckiego. T u ta j w y p ada tylko podkreślić, że w g ru p ie w arszaw skiej znaleźliś­ m y tow arzyszy b ardzo cennych, uzdolnionych, nie m niej zapalonych od nas, a o rgan izacyjnie bardziej w yrobionych. Byli to przew ażnie m łodzieńcy s ta rs i od w ileńskich, niek tó rzy z ukończonym i już studiam i, w każd y m razie w szyscy p rac u jąc y już sam odzielnie i m n iej w ięcej w ty m sam ym k ie ru n k u co my. N aw iązanie stosunków i porozum ienie było w ięc łatw e i szybkie, a w spółpraca odbyw ała się w atm osferze zupełnej harm o n ii i przyjaźni. W arszaw iacy w cześniej od n as rozpoczęli działalność w ydaw niczą przekładem

W stę p u do p o e ty k i Ż irm unskiego (1934), a gdy pow stało w ydaw ­

nictw o Z z a g a d n i e ń p o e t y k i , pom agali nam w y d atn ie za­ rów no przez um ieszczanie w n im swoich prac, ja k potem przez w y d an ie w łasn ym w ysiłkiem (i nakładem !!) Prac ofiarow anych

K a zim ierzo w i W ó ycickiem u , o czym jeszcze później będzie m owa.

Nie w yrzekli się jed n a k sw ego А г с h i w u m t ł u m a c z e ń z z a ­ k r e s u t e o r i i l i t e r a t u r y i m e t o d o l o g i i b a d a ń l i ­ t e r a c k i c h , ja k o ty m św iadczy tom Z zagadnień s ty lis ty k i, w y d a n y w r. 1937, oraz z b ió r ro zp ra w form alistów rosyjskich 5.

P om ysł stw o rzenia w łasnego w y d aw n ictw a pow stał w W ilnie wcześnie, ale dopiero około r. 1935 m ożna było przystąp ić do jego u rzeczyw istnienia. N a p ierw szy ogień m iał pójść mój W stęp, jako teo rety czn e u zasad n ienie now ej „szkoły“, ale poniew aż opracow anie te j książki opóźniało się, a in n e p rac e b y ły gotowe, więc p

rzeła-4 Por. przypis w stępny (z gwiazdką).

5 Cały, nie zbroszurowany jeszcze nakład tomu przekładów form alistów rosyjskich spłonął w drukarni w W arszawie w czasie działań wojennych w e wrześniu 1939.

(6)

m aw szy num erację, w ydaliśm y naprzód P u tra m e n ta S tru k tu r ę now el

Prusa. Rzecz dziw na, że pierw sza u nas tego rodzaju praca o Prusie,

odznaczająca się dużą bystrością w klasyfikacji i u jęciu nowel, nie w yw ołała w iększego zainteresow ania w kołach „fachow ych“ . To samo zresztą było z n astęp n ą "pracą, Zaw odzińskiego Z arysem

w e rsy fik a cji polskiej, z dw om a tom am i Siedleckiego S tu d ió w z m e tr y k i polskiej oraz z ostatnim przedw ojennym tom em : R y tm e m w liczbach W óycickiego. Nie było kom u pisać o ty ch rzeczach, a ci

nieliczni, co się n a nich znali — m ilczeli. Tylko obaj w spółpra­ cownicy w ydaw nictw a, Siedlecki i Zawodziński, w iedli z sobą fa ­ chowe polem iczne b o je 6. S y tu acja się zm ieniła, gdy u kazał się wreszcie, w r. 1936, W stęp do badań nad dziełem literackim . K sią­ żeczka ta poruszała zagadnienia, do k tó ry ch znaw stw a uw ażali się u p raw n ien i nie ty lk o historycy lite ra tu ry i kry ty cy , ale też co am b itn iejsi czytelnicy, bo przecież każdy z nich w iedział (albo ta k , m u się zdawało), co to jest lite ra tu ra , a co nie, czym się zajm u je h istoria lite ra tu ry i k ry ty k a, jak ie są ogólnie stosow ane m etody sądzenia (bo o to głów nie chodziło) utw orów literackich. R eakcja więc na W stęp była silna, czasami gw ałtow na. Dw a szczególnie głosy n eg atyw n e w ybiły się ponad inne: K ołaczkow skiego i Borowego 7. Kołaczkowski, którego wszyscy ceniliśm y za jego poprzednie prace, znajdow ał się w ty m czasie w okresie „apostolstw a“ bardzo m glis­ tych i nie przetraw io n y ch idei społeczno-politycznych, co p rzy b rak u w yro bien ia i czarującej naiw ności doprow adziło go do d ru k o ­ w ania w M a r c h o ł c i e a rty k u łó w sta ra ją c y ch się uzasadnić żą­ dania g h e tta ław kow ego na u n iw ersy tetach i do w spółpracy z osła­ w ionym P r o s t o z m o s t u . Poczucie wyższej „m isji“ , zbliżenie się do S tanisław a M ichalskiego i A rtu ra Górskiego, rów nież swego ro d zaju „apostołów “, w raz z w yolbrzym ionym strachem przed gro­ żącym i k u ltu rz e polskiej niebezpieczeństw am i — daw ało m u, w jego

ß F. S i e d l e c k i : Jeszcze o sprawach wiersza polskiego. P r z e g l ą d W s p ó ł c z e s n y , 1936, nr 173. — Z zagadnień polskiego wiersza średnio­

wiecznego. J ę z y k P o l s k i , X X II, 1937, nry 1—3. — K. W. Z a w o d z i ń ­

s k i : Pięćsetletnie meta morfozy wiersza polskiego. P r z e g l ą d W s p ó ł ­ c z e s n y , 1936, nr 171. — K ilka spornych kw estii z dziejów w ersyfikacji

polskiej. W książce zbiorowej: Prace ofiarowane Kazim ierzowi Wóycickiemu.

Wilno 1937.

7 S. K o ł a c z k o w s k i , Bilans „es tetyzm u “. M a r c h o ł t , III, 1937, nr 2.— W. B o r o w y , Szkoła k ry tyków . P r z e g l ą d W s p ó ł c z e s n y , 1937, nr 2.— Por. także J. K u l c z y c k a - S a l o n i , Około „Wstępu“ Kridla. Ż y c i e L i ­ t e r a c k i e , 1937, z. 3, 4.

(7)

302 M A N F R E D K R I D L

m niem aniu, p raw o do bezw zględnego m onitow ania, sądzenia, gro­ m ienia i. n a w ra ca n ia n a praw o i lewo. D ziw nym zbiegiem okolicz­ ności do jrzał on we W stępie jed no z tak ich groźnych niebezpie­ czeństw i p o tra k to w a ł tę sk ro m n ą p r ó b ę p ro g ram u w sposób, k tó ry zadziw ił n a w e t jego zw olenników i przyjaciół: z au to ra zrob ił idiotę, m egalom ana, zadow olonego z siebie b elfra, drw ił, k p ił i sm agał, co wlazło, z n iem ałym tale n te m i tem p eram en tem , ale do p rze d y sk u to w an ia i w y jaśn ien ia problem ów poruszonych w książce m ało się przyczynił. R ecenzja Borowego m iała inny cha­ ra k te r, bo też b y ł to zup ełnie in n y człow iek i um ysł: jed y n y w swo­ im ro d zaju k o n g lo m e rat śm iałości i ostrożności, postępow ości (um ysłow ej) i trad y cjo n alizm u , tzdolny do ostrych w ystąpień, ale i do kom prom isów w sp raw ach literacko-naukow ych, do dużych w ym agań, ale i dużej pobłażliw ości, niezrozum iały niekiedy w sw oich sy m p atiach i a n ty p a tia c h literackich, św ietn y stylista, tra k tu ją c y k ry ty k ę raczej jako sztukę, a rów nocześnie idealnie ścisły i drobiazgow y w an eksach filologiczno-bibliograficznych sw oich prac. T rzeba przyznać, że w recenzji W stępu Borow y u ja w n ił raczej bojow e s tro n y sw ojej n a tu ry ; napisana była w p rzy ­ zw oitym tonie, elegancko, z sta ra n ie m się o rzeczowość, ale pełna nieporozum ień i niezro zu m ien ia rzeczy, drw iąca i ironiczna w sto­ su n k u nie ty lk o do p o stu la tó w książki, a le i do niem al całego w ysił­ k u w ty m k ie ru n k u m y śli eu rop ejskiej, nieco zaściankow a i ciasna. Ten su b teln y k ry ty k , często ta k b ardzo pobłażliw y w obec innych, tu ta j nie s ta r a ł się n a w e t w ejść w in te n c je autora, w trudności, ja k ie m iał do pokonania, w liczne ośw iadczenia jego, że W stęp jest ty lk o zbiorem tez ogólnych, podanych do dyskusji, a nie szczegółowo opracow anym system em . P o tra k to w a ł bardzo lekko cały now y ru ch w n auce o lite ra tu rz e , przeciw staw iając m etodyce i metodologii, a raczej u w ażając za jed y n ą sku teczną m etodę, su b iek tyw n e zalety k ry ty k ó w , sk o n cen tro w an e w „dobrym sm ak u “ .

Z ty m w szystkim trz e b a zrzucić pychę z serca i przyznać, że książka sam a daw ała pew ne p u n k ty zaczepienia dla k rytycznego usto su n k o w an ia się do niej. W idziałem i widzę sam jej b rak i i luki i daw ałem tem u często w yraz na jej kartach . B rak i dotyczyły zarów no m e r itu m rzeczy, jak i ogólnego c h a ra k te ru i tonu. Co do m e ritu m , to zw racała uw agę każdego, n a w e t nie uprzedzonego, szkicowość i ogólnikow ość n iek tó ry ch rozdziałów, np. tych, k tóre dotyczyły naukow ego c h a ra k te ru b ad ań literack ich albo definicji dzieła literackiego. Na u sp raw ied liw ien ie m ożna by rzec, że do­

(8)

k ład ne i szczegółowe opracow anie tych zagadnień w ym agałoby osobnych dzieł, bo dotyczyły one, ni m niej, ni w ięcej, tylko stw o­ rzenia m etodologii nau k hum anistycznych i ontologii dzieła lite ­ rackiego, a w ięc teo ry j, któ ry ch dotychczas n ik t nie stw orzył. Tym bardziej nie m ógł się na to poryw ać au to r W stępu. Mógł jed n a k — i p rzyzn aje to sam — poświęcić ty m spraw om więcej uwagi, zre­ ferow ać p rzy n ajm n iej głów ne teorie, p rzedstaw ić całą ogrom ną kom plikację tych zagadnień. Z am iast tego sym plifikow ał nieco, popularyzow ał i czasami robił tak ą m inę, jak by głosił n ie hipotezy, lecz pew niki. Ta m ina w łaśnie i ton iryto w ały jego recenzentów . Ton b y ł często zb y t apodyktyczny, agresyw ny, polem iczny; pole­ m ika, zam iast być zepchnięta do przypisów , w y p ełn iała niekiedy całe stronice te k stu głównego. A postołow anie, k tó re zarzucam Ko­ łaczkow skiem u, często i m n ie poryw ało. Mogło się to przyczynić do ożyw ienia książki, ale z pew nością nie do przychylnego, a choćby obiektyw nego ustosunkow ania się atakow anych. T ak tyk a więc uży ta w tej p ublikacji, jak i w innych naszych w ystąp ieniach in ­ dyw idualnych czy grupow ych, była nieodpow iednia i m usiała nie­ kiedy w yw oływ ać analogiczne reakcje. Bieda w ty m jed nak , że przeciw nicy nasi u derzyli głów nie w ton książki i n iew ątp liw e słabe jej strony, n ie dostrzegli jednak, lu b dostrzec nie chcieli, wagi i znaczenia poruszonego w niej problem u, tj. postaw ienia n auki 0 lite ra tu rz e n a now ych podstaw ach teoretycznych i w lan ia w nią nowego ducha. To lekcew ażenie sam ej istoty spraw y było n a j- przykrzejsze, a w ynikało u różnych osobników z różnych powodów: niechęci do „teo rety zo w an ia“ w dziedzinie, gdzie w szystko roz­ strzy ga „dobry sm a k “, absolutnego b rak u zainteresow ania w szelką teorią, w raz z niem al rów nie absolutnym brakiem um iejętności teoretycznego m yślenia — w reszcie z przyzw yczajeń, trad y cji, le­ nistw a um ysłowego, a także rzeczy bardzo ludzkiej: obaw y o swój p restiż i w pływ na młodzież...

D użą rekom p ensatą za stanow isko Borowego, Kołaczkow skiego 1 w ielu in n ych histo ry kó w lite ra tu ry b yły opinie bardziej odpo­ w iedzialnych lub bardziej kom peten tny ch ludzi. Zaliczam do nich Leona Piw ińskiego, K arola W iktora Zawodzińskiego, R om ana In g ar­ dena i częściowo H en ry k a E lzenberga. Stanow isko ich nie było jednolite, m ieli m niejsze lub w iększe zastrzeżenia co do pew nych teoryj książki lu b do ich opracow ania, ale na ogół uw ażali (z w y­ ją tk ie m może Elzenberga), że książka była potrzebna, a n aw et w ażna czy „doniosła“ (jak się w y raził Piw iński), może nie sam a

(9)

304 M A N F R E D K R I D L

w sobie, ale jak o w y raz pew nych now ych dążności. N iestety, opinie te n ie doczekały się obszerniejszego om ów ienia w d ru k u i nie dały au to ro w i m a te ria łu do dysku sji ani do w prow adzenia zm ian w n a stę p n y m w y d an iu (książka b y ła d ru k o w ana tylko w 300 egzem plarzach i została w yczerpan a bardzo szybko). P iw iń - ski zapow iedział w red ago w anym przez siebie P i o n i e obszerniej­ sze uw agi, ale nigdy ich nie napisał; obiecał m i ty lk o przysłać egzem plarz książki z sw oim i n o tatk am i. B yłyby one "ż pew nością bard zo cenne, niestety , nie o trzym ałem ich, a obecnie p rzepadły z pew nością w raz z całą biblioteką Piw ińskiego. Zaw odziński tylko przygodnie zam ieścił p a rę uw ag p rzy ch y ln y ch i w y raził zastrzeże­ nia, ale rów nież ty c h zastrzeżeń nie sform ułow ał. In g ard en um ieścił rzeczow ą i raczej ostrożną i ogólnikow ą recenzję w P a m i ę t n i k u L i t e r a c k i m 8. Z E lzenbergiem prow ad ziliśm y długie, p ry w a tn e i publiczne, d y sk u sje w W ilnie, k tó re przy czyn iły się do w y jaśn ie­ n ia p o k rew ień stw i różnic w naszych poglądach. Godząc się n a zasadniczy nasz p o stu lat, że przed m io tem b adań literack ich po­ w in n o być p rzed e w szystkim dzieło litera c k ie i że m etoda badań m usi być p rzed e w szystkim literack a, a nie inna, uw ażał jednak, że zbytnio p o stp o n u jem y p roblem osobowości a u to ra w yrażającej się w dziele, a ty m sam y m zubożam y pole naszych badań. Obaw y zubożenia i zw ężenia w y rażali rów nież inni badacze zainteresow ani w m etodologii, ja k np. Tadeusz K otarb iński, nie bacząc n a to, że o g r a n i c z e n i e w naszej dziedzinie, k tó ra rozlała się zb yt sze­ roko, nie m usi b y ć rów noznaczne z zubożeniem , przeciw nie, może oznaczać w zbogacenie. Z w ypow iedzi publicznych zasłu g u je na u w agę jeszcze głos J u lia n a K rz y ż an o w sk ie g o 9; jed y n y to, o ile w iem , z oficjaln ych re p re z e n ta n tó w polonistyki uniw ersyteckiej, k tó ry , jak k o lw iek gw ałto w nie przeciw staw iał się w szelkim „for­ m alizm om “ , u z n a ł jed nak , że d y sku sja w ty ch spraw ach je s t po­ trz e b n a i pożyteczna i że W stąp do tak iej d ysk usji pobudza 10.

Ciekaw e było stanow isko m łodzieży. W śród m oich m łodych p rzy ­ jaciół i w spółpracow ników przew ażała, zdaje się, opinia zbliżona do poglądów Z aw odzińskiego i Piw ińskiego, to jest, że książka by ła potrzebna, m iała swój „w dzięk“ i znaczenie, ale pow inna być

8 Zob. P a m i ę t n i k L i t e r a c k i , X X XV, 1938, s. 265—279.

9 J. K r z y ż a n o w s k i , W poszu kiw an iu teorii literatury. N o w a K s i ą ż k a , IV, 1937, z. 2.

10 Ukazało się kilka przychylnych recenzyj napisanych pivez młod­ szych polonistów.

(10)

inaczej zrobiona. A u to r W stęp u podziela tę opinię, ale in ne opra­ cowanie w ym agało obok w iększej kom petencji znacznie dłuższego czasu, a rych łe w ystąpienie choćby z zarysem p ro g ram u było ko­ nieczne ze w zględu n a potrzebę konsolidacji nowego ruchu, ukaza­ nie jego w łaściw ego oblicza, w yjście z w alki podjazdow ej do atak u frontow ego i rozpoczęcie zorganizow anej pracy. Chcieliśm y bow iem jak n ajp ręd zej pokazać nie tylk o naszą teorię, ale i „ p ra k ty k ę “, tj. p race nad k o n k retn y m i dziełam i, autoram i i zjaw iskam i lite ­ rackim i. S tud ia P u tra m e n ta i Siedleckiego daw ały już pew ne w y ­ obrażenie, w jak im k ieru n k u pójdzie nasza robota, ale to było m ało, bo przecież leżała p rzed nam i otw orem niem al cała lite ra tu ra pol­ ska do opracow ania z nowego stanow iska. W ym ienione pow yżej — częściowo gotowe, częściowo będące w robocie — stud ia w iln ian i w arszaw ian m iały zacząć w ypełniać tę lukę.

Tym czasem je d n a k w g ru pie w arszaw skiej pow stała m yśl pośw ię­ cenia n astępnego tom u Z z a g a d n i e ń p o e t y k i K azim ierzow i W óycickiem u. To, o czym nie pom yśleli koledzy i rów ieśnicy W óy- cickiego (do czego trzeb a się ze w stydem przyznać), to jest, by w jak iś trw ały sposób w yrazić m u u znanie i wdzięczność za długo­ letn ią a tak bardzo w artościow ą pracę n a niw ie w ersy fik acji pol­ skiej i teo rii lite ra tu ry — zostało zrealizow ane dzięki in icjaty w ie jego uczniów i przyjaciół w arszaw skich, a przede w szystkim Sie­ dleckiego. W edług je g a p ro je k tu m iał to być zbiór prac badaczy polskich i obcych, pośw ięconych problem atom teorii lite ra tu ry i językoznaw stw a. W arszaw iacy zabrali się do p racy z w łaściw ym im zapałem i en ergią i w k ró tk im stosunkow o czasie rękopis tom u — złożonego z p rac Z y gm u nta Łem pickiego, W acław a Borowego, Za Wodzińskiego, Jerzeg o K uryłow icza, R om ana Jakobsona i innych, a z m łodszych: Siedleckiego, Żółkiewskiego, Budzyka, H opensztanda i Rzeuskiej — był gotowy. Z eb ranie i ułożenie tego m a te ria łu było ju ż dostatecznie czarną robotą, w ym agającą w ielkiego n a k ład u czasu i tru d u (pom agałem im w tym , ile m ogłem, ale najw iększy ciężar spadał n a nich). To było jed n a k stosunkow o lżejsze w po rów ­ n an iu z sy tu acją, wobec któ rej stanęli, gdy trzeb a było p rzy stąp ić do druku . D otychczasow e tom y Z z a g a d n i e ń p o e t y k i w y ­ chodziły z zasiłku F unduszu K u ltu ry N arodow ej. Po w ydan iu

W stępu i po recen zji Kołaczkow skiego stosunek dy rek cji F unduszu

(11)

306 M A N F R E D K R I D L

nie m ożna się było spodziew ać zasiłku na tom pośw ięcony Wóycic- kiem u, poniew aż ówczesna dy rek cja F un d uszu „z zasad y“ nie fin an ­ sow ała żadnych ksiąg zbiorow ych z obawy, jak było pow szechnie wiadom o, aby w śród w spółpracow ników takiej księgi nie znalazły się jakieś parszyw e ow ce „nieary jsk ieg o “ pochodzenia (tak jak b y pieniądze F unduszu, czerpane z podatków obyw ateli polskich, nie b y ły sam e w 10% pochodzenia żydowskiego, a w 23% w ogóle n ie ­ polskiego i jak b y k u ltu ra polska była stw orzona i tw o rzona w yłącz­ nie przez stupro cen to w ych, „rd zen n y ch “ Polaków!!). Siedlecki i jego koledzy n ie dali się jed n a k odstraszyć ty m i trudnościam i, zaiste nie do pom yślenia w in ny ch k ra ja c h cyw ilizow anych. Postanow ili w ydać księgę „w łasn y m n a k ład em “ (oto, co się nazyw a m ierzyć siły na zam iary!), to je s t — p raw d ę pow iedziaw szy — częściowo na k red y t, częściowo za pieniądze pożyczone, składkow e itp. M ożna sobie łatw o w yobrazić, że pieniędzy ty c h było m ało, trzeb a więc było koszty d ru k u ograniczyć do m inim um , w ybrać bardzo tan ią d ru k arn ię, bardzo tan i p a p ie r itp. Ile kłopotów , zm artw ień i stra ty czasu m ieli oni z tą d ru k arn ią, ile dni i nocy spędzili ta m p iln u jąc osobiście sk ład u i druku, o ty m w iedzą tylk o oni i ja trochę. W re ­ zultacie w ydaw nictw o było zew nętrzn ie m ało podobne do poprzed­ nich tom ów i p rzed staw iało się m arnie, choć w ew nętrzn a w artość jego była w y b itn a. O praw iw szy ozdobnie jed e n z najlepiej w ygląda­ jący ch egzem plarzy, ofiarow aliśm y go W óycickiem u n a pry w atn y m , bardzo miłym,, p ro sty m i serdecznym zebraniu. T ym sposobem dzięki Siedleckiem u i jego kolegom uczczono W óycickiego i dano m u pew ne zadow olenie w ostatnich m iesiącach jego życia. Szcze­ gólnie m iłe m usiało m u być, że by ła to in icjaty w a m łodzieży i że p rac e m łodych ow iane były ty m sam ym duchem , k tó ry przenik ał jego dzieła, i że p rzed staw iały się one n a ogół bardzo dobrze. P rz y ­ jem n e było rów nież, że jak o n a stę p n y tom m ogliśm y w ydać o stat­ nią jego pracę: R y tm w liczbach.

Oto w k ró tk im zary sie h isto ria naszych bojów o now ą nauk ę o lite ra tu rz e oraz h isto ria w spółpracy W ilna i W arszaw y, do k tó ­ rej dołączył się z czasem i K raków , a później byłyby się zapew ne dołączyły i in n e ośrodki uniw ersy teckie. Nie nam — po w tarzam — sądzić o ich w ynikach. Jedno, co w iem y i o czym m ożem y zapew ­ nić — że w p racy tej n ie ustaniem y, będziem y ją prow adzić dalej w m iarę sił i środków . J u ż są objaw y w znow ienia w postaci dwóch

(12)

now ych tom ów w ydaw nictw a n . Dalsze z pew nością nastąpią. Choć nie rep rezen tu jem y jeszcze żadnej jednolitej „szkoły“ i są pom ię­ dzy nam i różnice teoretyczne, m ożliwe że naw et pogłębione przez lata w ojny i now e w aru n k i bytow ania polskiego, choć n ie jest w y­ kluczona ew olucja w takim lu b innym k ierunku, to jed n a k łączy n as jedno zasadnicze, wspólne, głębokie przekonanie, a m ianowicie: że dzieła literackie m ogą być opisywane i badane tylko m etodą tym dziełom „im m an en tn ą“ , tj. za pomocą swoistej, odrębnej, w łas­ nej dyscypliny literackiej. To będzie nasz „w spólny fro n t“, o k tó ry m pisał B udzyk w przedm ow ie do S ty lis ty k i teoretyczn ej w Polsce.

11 Należy przypuszczać, że prof. Kridl ma tu na m yśli publikację pod redakcją Kazimierza B u d z y k a pt. S tylistyka teoretyczna w Polsce (War­ szawa 1946) oraz przygotowywaną księgę pamiątkową ku czci Franciszka Siedleckiego, do której przeznaczony był niniejszy artykuł.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zwracając się do wszystkich, Ojciec Święty raz jeszcze powtarza słowa Chrystusa: „Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by

Biorąc pod uwagę te obserwacje, możemy stwierdzić, że jeśli K jest ciałem liczbowym, do którego należą współrzędne wszystkich punktów danych do wykonania pewnej konstrukcji,

Refleksja badawcza nad zagrożeniami cyberprzemocą wśród uczniów szkół ponadgimnazjalnych, ale i innych, może przyczynić się do przełamania wielu stereotypów

Najbardziej wyrazistym przykładem przeniesienia się owego zewnętrznego zróżnicowania do cyberprzestrzeni jest zaistnienie w sieci islamskich fundamentalistów, w tym

Podpisując umowę na budowę gazociągu bałtyckiego, niemiecki koncern chemiczny BASF i zajmujący się między innymi sprzedażą detalicznym odbiorcom gazu EON zyskały

brak lokalizacji do uwagi W sytuacji gdy wyznaczenie miejsc postojowych nie było możliwe ze względu na niewystarczające parametry drogi, ale możliwy jest legalny postój pojazdu

Obojętnie jak toczyły się dzieje, to miejsce niezmiennie było i jest polskie.. Sama Ostra Brama to jedyna brama pozostała po rozebra- niu przez Rosjan

Źródłem (Z1) wydaje się przeświadczenie, że na formułowaną przez użytkowników ocenę wartości poznawczej wypowiadanego zdania ma wpływ nie tylko treść dosłowna, ale i