Aleksandra Sawicka
Nieznane listy Stanisława
Przybyszewskiego do dzieci
Pamiętnik Literacki : czasopismo kwartalne poświęcone historii i krytyce
literatury polskiej 96/3, 197-224
N IE Z N A N E LISTY STANISŁAW A PR ZY B Y SZEW SK IEG O DO D ZIEC I Odnalazła, opracowała i podała do druku
ALEKSANDRA SAWICKA (Uniwersytet w Oslo)
Ogromną spuściznę epistolograficzną Stanisława Przybyszewskiego opracował ba dacz jego życia, Stanisław Helsztyński. Mimo iż korespondencja pisarza zawarta została w trzech opasłych tomach, a dodatkowo jeszcze w Ineditach, również opracowanych przez Helsztyńskiego, to wciąż jeszcze odnaleźć można nie znane do tej pory listy. W tym miej scu chciałabym przedstawić 16 listów Przybyszewskiego do jego dzieci - Zenona Westru- pa Przybyszewskiego oraz Ivi (Iwi, Iwy)1 Dahlin, primo voto Bennet.
Korespondencja ta znajduje się obecnie w zbiorach Kvinnemuseet (Muzeum Kobiet) w Kongsvinger w Norwegii, dokąd przekazana została w latach dziewięćdziesiątych przez spadkobierców Przybyszewskiego. Muzeum utworzono w willi Rolighed, dawnej posia dłości rodziny Juell, z której wywodziła się pierwsza żona twórcy - Dagny. To właśnie do dzieci Dagny pisał Przybyszewski prezentowane tu listy.
Warto słów kilka poświęcić sytuacji rodzinnej Zenona i Ivi Przybyszewskich. W czerw cu 1901, kilka dni po tragicznej śmierci Dagny w gruzińskim Tyflisie, przybyły do Warsza wy jej matka Minda Juell i siostra Gudrun Westrup. Spędziły tam kilkanaście dni, oczeku jąc na powrót z Tyflisu przyjaciółki zmarłej, Władysławy Tomaszewskiej, która zdecydo wała się poj echać na Kaukaz, by zabrać stamtąd 6-letniego Zenona. Przyj azd chłopca i j ego opiekunki opóźniał się, zatem obie panie zabrały ze sobą niespełna 4-letnią Ivi i powróciły do Skandynawii. Przybyszewski obiecał zjawić się wraz z synkiem w Norwegii jeszcze tego samego lata. Z korespondencji rodzinnej wynika, że pisarz postanowił powierzyć wychowaniu Gudrun Westrup nie tylko córkę, ale i syna. Jednak po kilku tygodniach zmienił swą decyzję i powiadomił Westrupów, że zatrzymuje syna przy sobie. W rzeczywistości dziecko oddano pod opiekę Laurze Pytlińskiej, córce Marii Konopnickiej. Przybyszewski rzadko odwiedzał syna. Zezwolił jednak, by na wakacje Zenon wraz z Laurą Pytlińską pojechał w odwiedziny do babci i ciotek w Szwecji.
W roku 1905 Zenon ponownie wyjechał na wakacje do Szwecji. Tym razem, mimo iż pierwotne plany były inne, został tam już na stałe. Przybyszewski, choć z oporami, posta nowił przekazać również i syna w adopcję Gudrun i Wilhelmowi Westrupom, którzy wła snych dzieci nie mieli. Była to decyzja bardzo szczęśliwa, ponieważ odpowiednie zabez pieczenie materialne i miłość, jaką swoim adoptowanym dzieciom ofiarowali Westrupo- wie, pozwoliły całej trójce (Gudrun i Wilhelm przysposobili też nie spokrewnioną z nimi Ragnhild „Lillemor” Stang) wzrastać i kształcić się w godziwych warunkach.
W pierwszych latach po wyjeździe Zenona do Szwecji Stanisław Przybyszewski utrzy mywał kontakt z Westrupami i z synem. Potem jednak - jak wynika z przedstawionych tu 1 Córka Przybyszewskich jako dziecko była nazywana przez rodzinę Ivi bądź - w wersji spol szczonej - Iwi. Jako osoba dorosła zdecydowała się używać imienia Iwa.
listów - prawdopodobnie z powodu niechęci ze strony Wilhelma Westrupa do nieodpo wiedzialnego szwarga-artysty korespondencja między synem a ojcem ustała.
Według informacji zawartych w opracowaniu Helsztyńskiego pierwszą osobą, która ponownie po latach próbowała nawiązać zerwany kontakt, był Zenon Przybyszewski. Na pisał on 6 I 1922 list, w którym pytał ojca o radę w sprawie nadania imion swej nowo narodzonej córce2. Tymczasem ostatnie słowa jednego ze znajdujących się w zbiorach Kvin- nemuseet nie datowanych listów Przybyszewskiego do syna pozwalają przypuszczać, że to pisarz był osobą, która pierwsza „wypuściła próbny balon”. Być może, poinformowany przez szwagra, Helgego Bäckströma, o narodzinach córki Zenona, w przypływie ojcow skiej miłości skontaktował się z synem. List ten, datowany przeze mnie na grudzień 1921, opatrzony jest w niniejszym opracowaniu numerem 2.
Od tej chwili nawiązała się mniej lub bardziej regularnie prowadzona korespondencja między ojcem a synem, którą przerwała dopiero śmierć twórcy. Przedstawiony tutaj zbiór 15 listów zawiera prawdopodobnie nie tylko pierwszy list Przybyszewskiego z „dorosłej” korespondencji, ale i ostatni, pisany niespełna miesiąc przed jego śmiercią. Ponadto za mieszczam też jeden list skierowany do córki, Iwy Bennet.
Zaprezentowane tu listy odsłaniają nieco kulisy relacji Przybyszewskiego z rodziną zmarłej tragicznie żony. Parę słów poświęca też pisarz swoim współczesnym - m.in. stosun kom Dagny z Augustem Strindbergiem. Sporo miejsca zajmują wywody genealogiczne, któ rych prawdziwości nie jestem w stanie ocenić3. W dużej mierze jest jednak ta koresponden cja próbą przypodobania się wychowanym na obczyźnie dzieciom. Przybyszewski ukazuje swoją pozycję i stosunki w świetle znacznie korzystniejszym, niż to było naprawdę. Kore spondencja ta zatem staje się poniekąd uzupełnieniem Moich współczesnych jego autorstwa. Przygotowując do druku rękopisy listów Przybyszewskiego ustaliłam, że fragmenty niektórych z nich zostały już opublikowane w opracowaniu Helsztyńskiego. Okazuje się jednak, iż biograf pisarza często ustępy tego samego listu traktował jako dwa samodzielne pisma. W przypadku innych listów udało się bardziej precyzyjnie określić datę ich po wstania. Tak więc podaję listy Przybyszewskiego w takiej formie, w jakiej istnieją one w rękopisie. Jeśli niektóre fragmenty były już publikowane przez Helsztyńskiego, zazna czam to w informacji umieszczonej po każdym liście.
Na zakończenie chciałabym dodać, że doskonałym uzupełnieniem przedstawionej tu korespondencji Stanisława Przybyszewskiego pochodzącej ze zbiorów Kvinnemuseet w Kongsvinger mogłyby być nie publikowane listy Zenona Westrupa Przybyszewskiego i Iwy Bennet do ojca znajdujące się w zbiorach Muzeum im. Jana Kasprowicza w Inowrocławiu. Niestety, kiedy przygotowując rozprawę doktorską poświęconą Dagny Przybyszewskiej przy jechałam tam na umówioną kwerendę, nie udostępniono mi zbiorów rękopiśmiennych. Tym samym wolno mi jedynie zaznaczyć, że taka korespondencja istnieje, jednak nie mam moż liwości zaprezentowania jej wraz z listami Stanisława Przybyszewskiego.
We wszystkich listach polskojęzycznych pisownię oraz interpunkcję Przybyszewskiego zmodernizowano wedle wymagań współczesnych. W listach tłumaczonych przeze mnie z języka niemieckiego zachowano współczesne normy. Wszelkie ingerencje edytorskie zaznaczono za pomocą nawiasów kwadratowych. Słowa podkreślone wyróżniono spacją.
2 Zob. S. P r z y b y s z e w s k i , Listy. Zebrał, życiorysem, wstępem i przypisami opatrzył S. H e l s z t y ń s k i . T. 3. Wrocław 1954, s. 78. Dalej do tej pozycji odsyła skrót L. Liczba po skrócie wskazuje stronicę.
3 Istnieje opracowanie na temat rodu Przybyszewskich, jednak jego autor otwarcie przyznaje, że informacje o genealogii linii wągrowieckiej Przybyszewskich czerpał z danych przekazanych przez Zenona P. Westrupa, który z kolei zawdzięczał je właśnie listom ojca. Zob. S. M. P r z y b y s z e ws k i , Przybyszewscy: linie rodowe i pokolenia wraz ze słowniczkiem biograficznym. Kielce 2002, s. 62.
1
DO ZENONA W LUND
[Toruń?, jesień /zim a 1905?] D l a Z e n o n a
N ajdroższy mój synu,
Serdecznie Ci dziękuję za fotografię, która m i spraw iła głęb ok ą radość. N ie pisałem Ci tak długo, bo nasam przód byłem bardzo chory, a potem zaszły ciężkie zm artw ienia i kłopoty, ale o Ciebie byłem spokojny, bo w iem , że Ci tam u G udrun razem z Iw cią dobrze. Jedyna m oja troska to, że w Szw ecji po polsku zapom nisz, a pam iętaj, m ój drogi synu, że nosisz m oje nazw isko i Ci nie w olno zapom nieć, że jesteś Polakiem , a teraz w łaśnie w ciężkich czasach potrzebuje P olska dobrych
synów. A Polska to m atka nasza.
Tyś dobre i kochane dziecko, szczęśliw jestem , że się dobrze uczysz i w yro śniesz na dzielnego człow ieka.
Ja tak rzadko piszę, ale, dzieci m oje drogie, j a Was kocham nade w szystko i ustaw icznie o Was m yślę, i niczego tak nie pragnę, ja k tylko tego, b y Was nieza długo zobaczyć.
Pew no tej zim y zobaczę C iebie przynajm niej w W arszawie, a je ż e li W arszawa jeszcze się nie uspokoi, to przyjadę do Was n a parę dni.
C zy uczysz Iw cię po polsku?
P ow iedz je j, że je s t P o lk ą i m usi się nauczyć język a, którym ojciec m ów i i w którym pisze.
N iezm iernie m nie ucieszysz, je ż e li m i napiszesz długi list, tylko pisz go zaraz, bo ja tu ju ż długo nie pozostanę.
Jeżeli m i chcesz zrobić głęboką radość, to pisz m i zaraz.
Pisała m i pani L aura1, żeś w inszow ał Sienkiew iczow i nagrody N obla. Ładnieś zrobił, bo Sienkiew icz na to zasłużył.
C ałuję C ię po tysiąc razy, proszę Cię, byś m o ją prośbę spełnił i zaraz m i list o sobie i o Iw i napisał.
W szystko, co robicie, czego się uczycie, w szystko. R az jeszcze całuję C ię gorąco, m oje drogie dziecko.
Twój kochający ojciec Stanisław List 4-stronicowy, wjęzyku polskim.
1 Laura Pytlińska.
2
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE
[Gdańsk, grudzień 1921 - styczeń 1922?] M ój drogi Zenonie,
Z trudem przychodzi m i to, że nie m ogę pisać do C iebie po polsku - pew nie w szystko zapom niałeś. Cóż, takie je s t życie.
D laczego W am, m oje najdroższe dzieci, od tak daw na nie daw ałem znaku życia? O dpow iedź nie je s t trudna. P rzez te w szystkie lata żyłem w okropnych sto sunkach i nie w iem , co b y ze m n ą było, gdyby m nie m ój w ieczny i najdroższy przyjaciel H elge B äckström 1 nie ratow ał w ciąż od śm ierci głodow ej. W tej sytu acji nie śm iałem przeszkadzać W am w W aszym rozw oju i niepokoić Was, tym bardziej że m i W estrup dość w yraźnie dał do zrozum ienia, że nie pow inienem się w to m ieszać. N ie m ogłem absolutnie nic dla Was uczynić, ale nie było dnia, że bym o Was - o Tobie i Iwi, z najserdeczniejszą m iło ścią i rozpaczliw ą tęskn otą nie m yślał.
Jestem teraz niezależny, nie potrzebuję żadnej pom ocy - państw o polskie p rzy pom niało sobie, że stanow ię ogrom ną część dziedzictw a narodow ego, i dało m i środki, które m i w ystarczają do życia; skoro nie jestem ju ż nikom u ciężarem , chciał bym się dow iedzieć, czy W y - Ty i Iw i - m yśleliście o sw oim ojcu i go choć tro chę lubicie.
N ie potrafię Wam powiedzieć, ile przez te długie, długie lata przecierpiałem - z tęsknoty za Wami byłem zupełnie chory - biały jestem , ja k gołąb - ale c 'est la vie2, zw ykła m aw iać Wasza matka, kiedy byliśm y w najrozpaczliw szym położeniu, Wa sza matka, k tórą czczę ja k najśw iętszą istotę, ja k ą kiedykolw iek posiadałem.
M oja ekskluzyw na sztuka stała się przy czy ną m ojej zguby i nie rozum iałem , co to znaczy iść na kom prom is.
N ie żądam wiele: chciałbym tylko w iedzieć, czy nie zapom nieliście swojego ojca i czy nie m acie m u za złe, że w swojej rozpaczliw ej życiow ej w alce nie chciał ciążyć W aszym sercom sw ą przepastną nędzą.
G dy dostanę odpow iedź - m ożesz pisać po francusku lub duńsku - szw edz kiego ju ż zapom niałem - n apiszę Ci w ięcej.
C ałuję ręce Twojej żony, najserdeczniej pozdraw iam w nuczkę i ściskam Cię najgoręcej.
Twój Ojciec Adr. S. Przybyszew ski
Polnische Eisenbahndirektion, Zim m er 251 D anzig
List 3-stronicowy, wjęzyku niemieckim.
1 Helge B ä c k s t r ö m - wuj Zenona i Iwy, mąż siostry Dagny Przybyszewskiej - Ragnhild Juel Bäckström.
2 „Takie jest życie”.
3
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE
[Sopot, 11 I 1922]1 Mój najdroższy, ukochany Synu,
N ie um iem Ci pow iedzieć, ja k Ci jestem w dzięczny za Twój list i j a k jestem szczęśliw, że m ogę do C iebie po polsku pisać. N ie pam iętam , kiedy czułem się tak
głęboko w zruszony i taki głęboko uradow any, ja k w chw ili, gdy Twój list otrzy m ałem . Teraz Ci będę często i dużo pisał, a m am Ci dużo, dużo do pow iedzenia, sam w iesz, że Ty w prostej linii, to znaczy w m ojej własnej rodzinie, jesteś ostat nim m ęskim potom kiem . D w óch m oich braci nie m ają dzieci, dwoje dzieci m ego starszego brata pom arły - on sam też zm arł, ja m iałem prócz C iebie jeszcze je d n e go syna, B olesław a2, starszego o cztery lata od C iebie - pew noś o nim słyszał - ale podczas w ojny zaginął w R osji podczas rew olucji bolszew ickiej, a bardzo go szko da, bo był bardzo utalentow anym m uzykiem .
Poza tym istnieje druga linia w W arszawie po stryju - nadzw yczajnie m iła i zacna - z n ią utrzym uję stale stosunki. Innych krew nych nie mamy. S ą jeszcze inni Przybyszew scy, ale to nie nasi krew ni i p ieczętu ją się innym herbem .
A le o tym w szystkim Ci jeszc ze napiszę. D ziś tylko p arę słów, jestem tak uszczęśliw iony, że pisać m i trudno.
O Was, Tobie i Iwi, w szystko w iedziałem , bo H elge m i w szystko o Was pisał, w ogóle nie znam człow ieka, którem u bym był tak wdzięczny, ja k jem u. Przysłał m i T w oją i Twej żony fotografię - jestem zdum iony piękno ścią Twej żony ija k ą ś niezm ierną dobrocią na jej twarzy. G dybyś Ty, drogi synu, w iedział, ja k j a za W ami bezustannie tęskniłem , ja k m i się serce do Was rw ało, ale m usiałem Was w spoko j u zostaw ić - życie m oje było tak straszne, tak rozpacznie ciężkie, że w iększego piekła, w iększej m ęki ode m nie m oże żaden człow iek nie przeżył.
A le dajm y tem u spokój - nie m ów m y o tym.
Ja za bardzo T w oją m atkę kochałem . Jej śm ierć była i dla m nie śm iercią - to w szystko po niej to ju ż tylko surogat życia i m ęczarnia, zdw ojona jeszcze ciężką tro sk ą o chleb codzienny - nie um iałem ani nie um iem robić w sztuce kom prom i sów, a naw et teraz, kiedy bym m ógł na literaturze ogrom nie zarabiać, w o lę w biu rze siedzieć, aniżelibym m iał coś napisać, czego publiczność żąda.
Cóż Ci, mój drogi synu, o sobie pisać? Jestem ciężko życiem zm ęczony, dusza m i posiw iała i cały jestem biały ja k gołąb - ale dziś, ja k Twój list odebrałem , czuję się odm łodzony i taki rzeźwy, ja k ju ż się nie czułem od długich lat.
Gorąco, gorąco dziękuję Ci za ten snop św iatła, któryś sw oim listem w m oje biedne życie rzucił.
Co m oja droga Iw i porabia? W iem, że je s t w R zym ie, i bardzo się ucieszyłem , że sw ojem u synow i dała jak o trzecie im ię Stanisław - w dzięczny jej byłem za pam ięć o m nie. O na pew no nic po polsku nie rozum ie. Trudno: cztery laty m iała, ja k z Polski w yjechała. N ap iszę do niej.
Jutro m uszę w yjechać do W ilna - b ędę w drodze cały m iesiąc - w ięc przez ten cały czas nie pisz do m nie, dopóki nie otrzym asz ode m nie następnego listu.
Jak się uspokoję, to Ci dużo, dużo napiszę. Teraz raz jeszcze gorąco Ci dzięku j ę za Twój list i za T w oją m iłość do m nie. Żonie Twej ucałuj ode m nie serdecznie ręce i pow iedz jej, że choć j ą tylko znam z fotografii, niezw ykle m iłe i kochane w rażenie na m nie zrobiła.
Córce Twej daj na im ię B ronisław a (dimin. Bronka). To najpiękniejsza postać, ja k ą w m oich dram atach stw orzyłem (Śnieg). Pew nieś czytał po niem iecku: D er Schnee.
C ałuję C ię z całego serca i duszy.
Twój ojciec Stanisław
List 4-stronicowy, wjęzyku polskim. Fragment publikowany wL 214-215 (list 1324) - od słów „większego piekła, większej męki” do końca.
1 Datę i miejsce podaję za H e l s z t y ń s k i m (L 215), który pisze: „Wł.: Z. Przybyszewski- -Westrup, Sztokholm, III-IV, 16,5 x 21, brak I-II”. W zbiorach Kvinnemuseet zachował się cały list, również owe dwie pierwsze karty. Helsztyński traktuje ten list jako odpowiedź na pierwszy list Ze nona, wysłany po niemal 20 latach od wyjazdu z Polski.
2 Bolesław P r z y b y s z e w s k i - syn Stanisława Przybyszewskiego i Marty Foerder.
4
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE Mój drogi, ukochany Zenonie,
G dy byłeś mały, m ów iłem do Ciebie D alajlam a - bardzoś się o to gniew ał - J a g er ikke D alai L am a”1. Potem Ci ju ż m ów iłem „N yniu” - to Ci się ju ż podoba ło - no - a teraz ju ż jesteś pow ażnym , dojrzałym Z enonem - choć w m ojej pam ię ci żyjesz jak o n iezm iernie dobry i tkliw y chłopaczek, który bardzo sw ego ojca kochał - i na odwrót, nie znałem w iększej przyjem ności, ja k się z T obą bawić. I bardzo Ci jestem wdzięczny, żeś nie pozw olił sw ego nazw iska zm ienić na n a zw isko W estrupa. Co bym j a z Z enonem W estrupem zrobił? A Twego nazw iska nie potrzebujesz się pow stydzić - teraz P olska cała obchodzi 30-letni ju bileusz m ej pracy tw órczej - nigdy nie m yślałem , że tak m nie kocha i szanuje, i czci - tak, że po prostu m nie w styd, iż tak m ało tej m ej Polsce dałem.
W łaśnie w racam z W ilna, gdzie m nie podejm ow ano ja k b y jak ieg o księcia udzielnego, niestety, jestem ju ż tak znużony i w yczerpany, że m nie ju ż to w szyst ko nie cieszy. K raków i L w ów usilnie m nie zapraszał i osobne delegacje do m nie w ysyłał, ale m usiałem podziękow ać i z W arszaw y w róciłem do m ego Gdańska.
À p ro p o s G dańska - ja to m iasto ju ż od dziecka ukochałem , bo to m iasto dało przytułek Tw ojem u pradziadkow i, oficerow i w ojsk polskich z r . 1831 (ze strony m ej m atki), kiedy Twojego pradziadka M oskale n a podw órzu jeg o pięknej wsi zastrzelili i w szystkie jeg o dobra skonfiskow ali - n a Litw ie w okolicy G rodna - tam teraz byłem .
I tak się zdarzyło, że teraz w G dańsku zam ieszkałem i ju ż w nim do końca życia pozostanę.
Za jak ie dziesięć lat będzie G dańsk całkiem polski - teraz utw orzono tu gim nazjum polskie, które m a nosić nazw ę Stan[isława] Przybyszew skiego.
P osyłam Ci m o ją odezwę, z której o bliższych szczegółach się dowiesz. Pisał m i sw ego czasu Helge, że jesteś teraz zamożny. O tóż byłoby m i m iło, gdybyś na cele tego gim nazjum przysłał paręset koron po d następującym adresem :
R egierungsrat Stan. D o b r u c k i Poln. E isenbahndirektion D a n z i g
Z dopiskiem Z enon P rzyb[yszew ski], syn Stanisława. O ile Ci, naturalnie, Twoje stosunki na ten luksus pozw olą.
Ja teraz jestem całkiem niezależny, chociaż pracę m am ciężką, ale jestem szczę śliwy, że się ju ż nie potrzebuję lękać w straszliw ej trw odze o ju trz e jsz y dzień.
Pytałeś się w Twoim liście o generała Przybysz[ew skiego]. O tóż to w prostej linii Twój prapradziadek. I je m u m am y do zaw dzięczenia zaprzepaszczenie w iel
kiego m ajątku, który w 1568 r. rodzina nasza po arcybiskupie Przyb[yszew skim ] w G nieźnie dziedziczyła. Jedno m iasteczko (Skoki p od W ągrow cem , gdzie k o ń czyłem gim nazjum ) i parę w si przegrał w k arty i przehulał - pozostały jeszcze Łaziska, gdzie sobie w ybudow ał m auretański pałac - w r . 1808 odbył kam panię w H iszpanii, stąd to m auretańskie am atorstw o - i dwie w sie, którym dał nazw ę W enecja i A m eryka.
Twój pradziadek nienaw idził ludzi i kochał tylko konie - m iał najpiękniejsze konie n a całych P ałukach - jeszcze go pam iętam , ale w skutek sw ego dziw actw a i pasji do koni utracił Łaziska. Pozostała tylko A m eryka i W enecja.
Twój dziadek, to znaczy mój O jciec, dostał W enecję, a jeg o brat przyrodni A m erykę. Ojciec mój utracił W enecję i został nauczycielem - brat jeg o przyrodni, Januchow ski, przepił A m erykę i teraz nic nie pozostało prócz m auretańskiego p a łacu w Łaziskach, którym jeszcze przed 20-tu laty oglądał, i nic by nie pozostało, gdyby pam ięci Przybysz[ew skich] nie ratow ał mój talent.
A to starczy: nazw isko m oje zapisane w historii kultury polskiej głoskam i „aere p eren n iu s”2.
Ty jesteś w prostej linii ostatnim , ja k Ci ju ż pisałem , m ęskim potom kiem . G dybyś był W estrupem , byłby ze m n ą ród nasz w ym arł - a ja k kiedyś przyje- dziesz do Polski, będziesz dumny, że jesteś synem Stanisława.
I w tej chw ili m yślę z nieskończoną w dzięcznością o L aurze Pytlińskiej - jej m am do zaw dzięczenia, że m ogę do C iebie po polsku pisać. Lękam się tylko b ar dzo, czy Ty też dobrze każde słowo rozum iesz. A nieskończenie bym się cieszył, gdybyś choć n a je d e n ro k do Polski z T w oją żo n ą przyjechał. N azw isko m oje teraz bardzo dużo w Polsce znaczy, w ięc m ógłbym się z łatw o ścią udać do Piłsudskiego - chodzi tylko o to, w ja k im charakterze m ógłbyś zostać do W arszaw y w ydelego w any? M oże m i o tym obszerniej napiszesz.
B ardzo tęsknię za Iw i - pisał m i H elge sw ego czasu, że zajm ow ała się w L und językiem polskim - ja k by ła m ałym dzieckiem , bardzo m nie kochała - nie zapo m niała m nie jeszcze?
To najstraszniejsza i najkrw aw sza tragedia m ego życia, że nie m ogłem Was m ieć przy sobie, bo byłem za biedny i bylibyście razem ze m n ą głodem przym ie rali, a dopóki byliście u W estrupów, nie m ogłem i nie chciałem W am p rzeszka dzać, tym w ięcej, że w iedziałem , ja k się W ilhelm tego lęka - bo G udrun je s t b a r dzo, bardzo dobra kobieta.
Jedyne szczęście, że znalazłem w H elge w iernego, najdroższego przyjaciela, a w iedz, że gdyby nie H elge, to by m nie ju ż daw no tu na ziem i nie było. O n m nie zaw sze ratow ał.
C zy j a Was kiedy zobaczę, najdroższe dzieci m oje? A pragnąłbym gorąco Was ujrzeć - tylko ja ju ż bardzo życiem zm ęczony - j a g havde d et h a a rd 3 (nie wiem , czym dobrze to napisał), m ów ił do m nie zaw sze kochany K nut H am sun, gdym go się w K rystianii pytał, dlaczego tak rychło posiw iał. N ie m yślałem wtedy, że życie m oje stokroć razy stanie się tw ardsze aniżeli jeg o. M iliard w spom nień tłoczy się do głowy, ale odganiam to w szystko - straszna pustka: Twej m atki - Dagny, brak!
He! drogi chłopcze - tylko się nie roztkliw iać - o jednej rzeczy tylko pam iętaj - o j a k najgłębszej w dzięczności dla pani Laury, która w C iebie polskość w szcze piła - Laura Pytl[ińska] i H elge B äckström to jed y n i ludzie poza W ami, o których z najgłębszą m iło ścią w ciąż m yślę.
B ardzo, bardzo m nie ucieszysz Twym listem - teraz gorąco C ię ściskam , dro gi Synu, ucałuj ja k najserdeczniej ode m nie ręce Twej żony, a je ż e li będziesz pisał do Iwi, to pow iedz jej, ja k j ą niezm iernie kocham .
Twój Ojciec Stanisław 26 I 1922
Adres: Poln. E isenbahndirektion D anzig Z im m er 251
List 8-stronicowy, wjęzyku polskim. Fragment listu publikowany wL 217 (list 1327) - od słów „teraz Polska cała” do „do końca życia pozostanę”.
1 „Nie jestem Dalajlamą”. 2 „Trwalszy od spiżu”. 3 „Ciężko mi było”.
5
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE
[Gdańsk, 3 II 1922] N ajdroższy N yniu - Zenonie najdroższy1,
Pom nąc na T w ą m atkę, która zaw sze sm uciła się, że nie m ogła czytać polskich listów mej m atki - a św iętą była ta kobieta - oraz ze w zględu na T w oją A nnę, która przez C iebie stała m i się bardzo, bardzo drogą, piszę Ci znów po niem iecku.
W łaściw ie nie znam w iększej radości nad pogaw ędkę z Tobą, bo jestem b ar dzo, bardzo sam otny pom im o m ego - m ałżeństw a. Ż ona m oja choruje z pow odu Twojej m atki, w ty m leży w ielka tajem nica. M atka Twoja była fizycznie i p sy chicznie tak nieprzeciętną, w span iałą kobietą, że w porów naniu z n ią każda inna kobieta m oże u m ego boku prow adzić egzystencję żałosną. Toteż m oja żona je st bardzo rozgoryczona i żyje w stałym przygnębieniu, bo w całej tradycji znajdą ludzie tylko je d n ą kobietę, która była n apraw dę m o j ą , a tą była Dagny. To czyni m o ją żonę chorą i w rogą, i m izantropem , to też dzieli nas o całe m ile. Lecz za m ilczm y o tym . Staram się, ja k m ogę, ułatw ić jej życie, lecz jej dusza je s t ju ż zbyt p om rok ą otoczona, żeby m ogła pow rócić do rów now agi2.
Panie B oże - ludzie są tak godni pożałow ania - a j a w ybaczam w szystko W il helm ow i, że obaw iał się, że m ógłbym skraść m u Twoje serce - nie! nie! m oże być spokojny - c h c ę naw et, byś go kochał - zasm uciłem się tylko tym , o czym do w iedziałem się teraz w W arszawie, że w 1914 poszukiw ałeś m nie przez m ego w uja w Płocku, a przecież Wilhelm znał mój adres bardzo dobrze. Wuj ju ż w tedy nie żył, ale jeg o żona Ci odpow iedziała - list przyszedł z pow rotem po czterech m ie siącach jak o „nie doręczony” .
A le dość z tym .
Przed dw om a dniam i byłem w W arszawie w M inisterstw ie Spraw Z agranicz nych w spraw ie starszego Twojego brata, B olesia, który został przez bolszew ików zam ordow any w M oskw ie, a w edług najnow szych inform acji jed n ak żyje.
U częszczał do konserw atorium w W arszawie, lecz na początku w ojny R osja nie uprow adzili go stąd.
W W arszawie dużo byłem ze Zdzisław em 3 - opow iadał m i o Twoim liście. On w ie jeszcze m niej o naszych przodkach niż ja , poniew aż jeg o ojciec ije g o dziadek byli opętani zw łaszcza id eą dem okracji z roku 1848 i zrzekli się w szystkich p rzy w ilejów szlacheckich.
B ył w Polsce ruch, w którym chodziło o to, by chłopów uczynić w olnym i, i szlachecka m łodzież pośw ięciła w szystko tem u ruchow i, naw et najcenniejszy polski klejnot: dum ę szlacheckiego pochodzenia.
Z dzisław należy do drugiej linii Przyb[yszew skich], która w czasie panow a nia A ugusta M ocnego w yw ędrow ała z W ielkopolski (Poznańskie) do K ongresów ki (M azow sze) i osiedliła się koło Płocka. M y pozostaliśm y n a naszych m ająt kach rodow ych w W ielkopolsce (Pałuki) po d G nieznem i w okolicach W ągrow ca. W tej drugiej rodzinie nastąpiła naw et utrata przynależności do herb u G rzy m ała. Pisałem Ci o tym obszernie: herb G rzym ała m a trzy wersje. B ram a otw arta z rycerzem , bram a otw arta bez rycerza i bram a zam knięta z trzem a w ieżam i. Ten ostatni to jed y n y i n a j s t a r s z y herb G rzym ała, któ ry należy do nas. B ram a z rycerzem je s t świeższej daty i bezpraw nie je s t używ ana przez drug ą linię.
N a sz ą linię m ożna w ykazać nieprzerw anie aż do 1450 roku. Jedynie o genera le Przyb[yszew skim ] m ogłem dow iedzieć się bliżej od Zdzisław a, a m ianow icie czegoś bardzo tragicznego. Przez całe lata w iernie służył on N apoleonow i - w al czył dzielnie w H iszpanii, ale po katastrofie p od M o skw ą opuścił go i w alczył przeciw ko niem u pod Lipskiem . W ydawało się jedn ak, iż strasznie tego żałuje, m ęczyły go w yrzuty sum ienia, stąd jeg o brudne, rozpustne życie, w którym chciał sum ienie utopić.
Trzeba poszukać bliższych detali - w spaniały m ateriał na dramat.
P ojadę tego lata do W ągrow ca, aby uporządkow ać grób rodziców, i poszukam też w tam tejszym archiwum .
D ziw ne, że nie otrzym ałeś polskich gazet z K rakow a - św ięcie m i obiecano, iż natychm iast zostaną Ci przesłane.
N apisz m i, kiedy Iw cia będzie w Lund - będę w tedy do niej pisał.
M o j e polskie gim nazjum - napraw dę stw orzyłem je tu w G dańsku, zostanie zainaugurow ane 14 m aja i uroczyście otwarte. A le j a jestem bardzo, bardzo zm ę czony i tęsknię za T w oją matką.
Jeszcze jedno: ta szlachetna kobieta, której zaw dzięczasz, że pozostałeś P ola kiem , pani Laura P ytlińska-K onopnicka je s t od kilku m iesięcy chora - ustaw icz nie gorączkuje. Teraz w iem , że uczynisz jej n ajw iększą radość, je śli napiszesz do niej serdeczny list. Adres: W a r s z a w a , ul. Flora 9. Twem u w dzięcznem u sercu w ystarczy m oja w skazów ka. W yślij jej w liście czerw oną - chociaż u suszo ną - różę.
I jeszcze je d n a spraw a przed innym i:
O bok m ojego o d z i e d z i c z o n e g o szlachectw a pozyskałem tylko dla Was szlachectw o o s o b i s t e , na które Wy, m oje dzieci - z tysiąc razy w ięk szą dum ą m ogłybyście się pow oływ ać niż na to odziedziczone.
Gdybyś któregoś roku m ógł w ejść do szw edzkiego poselstw a w W arszawie, napisz m i o tym - przede m n ą w szystkie drzw i stoją teraz otworem .
C ałuję najserdeczniej ręce A nnie i całuję słodką głów kę Jadzi.
Twój Ojciec Stach Adr. Eisenbahndirekt. D anzig
Zim m er 251
PS: N apiszę do C iebie wkrótce.
List 4-stronicowy, wjęzyku niemieckim. Fragmenty publikowane w L 222-223 (list 1333) - fragment pierwszy od początku do słów „żeby mogła powrócić do równowagi” (L 222-223), frag ment drugi to część zdania od słów „Przed dwoma dniami” do pierwszego przecinka (L 223), frag ment trzeci to zdanie „Uczęszczał do konserwatorium w Warszawie, lecz na początku wojny Rosja nie uprowadzili go stąd” (L 223). Helsztyński uważa, iż list powstał przed 14 II 1922. Ponieważ list ten jest pierwszym pisanym ponownie po niemiecku, Przybyszewski zaś 4 II 1922 wysłał kolejny list wjęzyku niemieckim, należy przypuszczać, że ten powstał przed 4 II. W liście z4 II 1922, opatrzo nym w niniejszym artykule numerem 6, Przybyszewski wspomina o „napisanym wczoraj liście”. Pozwala to ustalić datę na 3 II.
1 Słowa „Zenonie najdroższy” napisał Przybyszewski po polsku.
2 Pomijając wtym miejscu fragment listu H e l s z t y ń s k i (L 223) pisze: „Opuszczono dłuż szy wywód heraldyczny o herbie Grzymalitów-Przybyszewskich, niemożliwy do sprawdzenia i przy jęcia”. Jak widać, Przybyszewski wspominał tu o innych, znacznie trudniejszych i raczej niemiłych
dla adresata sprawach. Wywód ten znajduje się w dalszej części listu. 3 Zdzisław Przybyszewski.
6
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE Mój drogi D alajlam o
-O, B oże - słyszę Cię, ja k płaczesz: J a g er ikke D ala i L a m a ! 1 N a Boga, byłeś czarujący jak o dziecko - Twoja m atka i j a ubóstw ialiśm y C ię - dlatego jesteś taki szczęśliwy. A K onrad R akow ski, który przed paru laty zm arł, był o C iebie tak zazdrosny, że się o C iebie poczubił z w ielkim , także ju ż nieżyjącym p o etą p o l skim , Stanisław em W yspiańskim . O n C ię bow iem odstręczył od niego. Już sobie pew nie K rakow a nie przypom inasz? W szyscy C ię tam n a rękach nosili, siedziałeś też przez pół godziny na kolanach H enryka Sienkiew icza, któ ry przez cały czas gładził rę k ą Twoje piękne, bujne włosy. M iałeś m ianow icie dziw nie piękny, m ięk ki w łos, odczuw ało się go ja k gdyby delikatną przędzę roślinną.
W czoraj napisałem Ci długi list, ale poniew aż w tym czasie w ybuchł w N iem czech strajk kolejowy, w ięc otrzym asz pew nie mój list po upływ ie jakieg oś czasu. Zatem m oja w nuczka m a być ochrzczona 14 bm. Posłałem Ci w obec tego telegram , A nna i Ty uszczęśliw icie m nie, je śli swej córce dacie n a drugie im ię Dagny, na pierw sze dajcie im ię Jadw iga, poniew aż należy do P olski - a są tak piękne zdrobnienia tego im ienia: Jadzia, D ziunia - z nim i zaś zgadzają się spiesz czenia, którym i nazyw ałem T w oją m atkę i po d którym i zna j ą cały świat: Ducha, D usia, Dulina. Tak nazyw ał j ą także najw iększy poeta niem iecki od czasów G oe thego, R yszard D ehm el, i baron L illencorn - obydwaj nieżyjący. W szyscy, w szy scy dokoła m nie um ierają, w net przyjdzie i na m nie czas. M am , co praw da, dopie
ro pięćdziesiąt trzy lata, ale jestem strasznie zm ęczony i zużyty, gdybym przed dziesięciu laty był tak niezależny finansow o i sam odzielny, ja k dziś, to spraw a ze m n ą przedstaw iałaby się inaczej. Ta ciężka, straszliw a bieda w czasie w ojny tak okropnie m nie zrujnow ała. A to, że żyję, zaw dzięczam tylko jed n em u jed y n em u człow iekow i, H elge B äckström ow i. N i e z a p o m n i j o t y m !
To w ielkie upokorzenie, w które m i W ilhelm W estrup w paść pozw olił, pragnę w ybaczyć m u z m iłości do Ciebie. B yć m oże, ślepa zazdrość z Twojego pow odu nakłoniła go do napisania tego szkaradnego pism a.
M yślę teraz często o Iw i - i dziw nym sposobem zaw sze z tajem niczym n iepo kojem . N apiszże m i o niej - H elge pisał m i jed yn ie, że oczekuje ona sw ojego drugiego dziecka.
A gdy Twoi krew ni przyjadą, ucałuj najtkliw iej i najserdeczniej ręce B abci2, G udrun i A strid3, i pow iedz im, że m yślę o nich z n ajw ięk szą m iło ścią i że pam ięć 0 Hansie Lem m icku [!] Juellu4 je s t m i tak święta, ja k pam ięć D agny - Twej m atki5. S ą tajem nice, ciężkie niesłychane tragedie w m oim życiu. N ie pow ierza się ich papierow i. Przed śm iercią chciałbym jeszcze z Tobą m ów ić, żebyś w iedział, jak im w ielkim cudem była Twoja m atka. M oje k lątw ą obarczone życie - zdaje się, pokutuję za w szystkie przestępstw a m oich przodków - nie pozw oliło m i zakosz tow ać w pełni w ielkiego szczęścia, które m ógłbym z Tw oją m atk ą przeżyć, gdy bym nie był w ybrany jak o ofiara za grzechy m oich praojców. W Was - w Iwi 1 w Tobie - żyje dalej Twa m atka, stąd m oja egzaltow ana m iłość do Was i b ezsen sow ny strach, ja k i przeżyw ałem m yśląc, że ju ż Was straciłem . Stąd teraz jeszcze ta paląca tęsknota, żeby p arę słów od Iw i otrzym ać.
M oje gim nazjum staje się coraz bogatsze. Dzisiaj zadeklarow ał je d e n z fanta stycznych w ielbicieli m oich dzieł m ilion m arek polskich. Jakaż to radość dla m n ie! Dziwne, że polski G dańsk właśnie 17 bm. obchodzi mój jubileusz. Mój Boże! gdybyś wiedział, ja k się tym i jubileuszam i m ęczę, ja k m ię to w szystko głęboko za wstydza. M iara, którą sam do siebie przykładam , je st zbyt wielka, żebym przy tych uroczystościach m ógł odczuwać coś innego ponad najgłębsze zawstydzenie. Zbyt m ało dałem swej ojczyźnie - krzycząca to dysproporcja w obec m iłości i czci, którą m ię teraz obsypuje. Z resztą Polska zdaje się, że się teraz wstydzi, że m ię tak długo traktow ała ja k „parszyw ą owcę”, za długo uchodziłem za „poetę przeklętego” .
K ontraktow o zw iązany jestem z tutejszą dyrekcją ko lejo w ą do 1 kw ietnia. N a w iosnę pojadę na parę m iesięcy do mej rodzinnej w ioski, najpiękniejszej, ja k ą znam , w ielkiej w si tuż nad jezio rem G opłem (polskim m orzem ), trzy kilom etry od Kruszwicy, kolebki Polski, pięć kilom etrów od Inow rocław ia, gdzie po raz p ierw szy uczęszczałem do gim nazjum , pół godziny drogi k o leją od Torunia, gdzie Two j a babka kończyła liceum . M iała ona niezw ykle piękne i staranne w ykształcenie. Ileż ja tej świętej kobiecie zawdzięczam ! - i gdzie j a sześć lat w niem ieckim gim nazjum przebyw ałem .
[...]6
M iejscow ość ta nazyw a się Ł o j e w o i je s t w sław iona b itw ą m iędzy P olaka m i i Szw edam i w okresie, kiedy G ustaw A d o lf najechał Polskę. C zy znasz P otop Sienkiew icza? Pod Ł ojew em łojono - przetrzepano - Szwedów. Parę kilom etrów dalej je st w ioska M ątwy, tu się krew polska ze szw edzką zm ąciła w rzece N oteci. Jeszcze parę kilom etrów dalej je s t w ieś Szym borze, gdzie się urodził najw iększy obecnie żyjący od czasów M ickiew icza poeta: Jan K asprow icz, którem u - strasz
liw a to tragedia m ego życia, a dla niego w ielkie szczęście - stanąłem w poprzek drogi. C iężkim bólem je s t dla m nie głęboka cześć, k tó rą m i okazuje.
0 m nie istnieje ju ż cała biblioteka. N ie w iedziałem , że C ię to interesuje. N i gdy się o to nie troszczyłem , lecz teraz w idzę, że C iebie to zaciekaw ia, b ędę g ro m adził to dla Ciebie. S ą artyści cierpiący na m egalom anię. Ja jestem zdecydow a nym , praw ie chorobliw ym m ikrom anem : obaw iam się pójść do teatru, bo oczy w szystkich są na m nie zw rócone, a m nie to spraw ia ból praw ie fizyczny. O ba w iam się obecnie czytać polskie gazety, bo ciągle drukują m oje nazw isko, a kiedy w grudniu zgotow ano m i w ielkie ow acje w e Lw ow ie, zacząłem tak drżeć, jak b y m nie napadła ciężka febra. Przyszedłem dopiero do siebie, kiedy m i delegacja m iejska w ręczyła ćw ierć m iliona na cele m ego gim nazjum .
U czułem się w tedy szczęśliwy, chciałem dziękow ać, lecz słow a zam arły m i na w argach i - rzecz była niesłychanie piękna - olbrzym i, pełen publiczności teatr zaczął płakać.
W owej chw ili nie żałow ałem , że przyszedłem na świat.
G dyby tylko D agny była przy m nie! Żyjąca - bo tak je s t zaw sze przy m nie i w e m nie.
Dość ju ż tego gadania - lecz tak m i trudno rozłączyć się z Tobą po tym nieskoń czenie długim okresie, w czasie którego uważałem Was za straconych. Powiedz Annie, że bardzo j ą kocham. Dow odem tego m oje listy w ję z y k u niem ieckim , pisane tyl ko ze w zględu na nią. Przy chrzcie W aszego dziecka pom yślcie przez chw ilę o mnie. M oje najgorętsze życzenia niech tow arzyszą dziecku na jeg o drogę życiową.
Ucałuj ręce Anny. Ściskam C ię najserdeczniej.
Twój Ojciec Stach G dańsk, 4 II 1922
List 12-stronicowy, wjęzyku niemieckim. Fragment od początku do słów „przedstawiałaby się inaczej” publikowany w L 223-224 (list 1334). Fragment od słów „Dagny - Twej matki” do końca drukowany w L 220-222 (list 1332). Oba ustępy cytuję w tłumaczeniu Helsztyńskiego.
1 „Nie jestem Dalajlamą”. H e l s z t y ń s k i (L 223) napisał błędnie: „Sag ikke Dalai Lama! [Nie nazywajcie mnie Dalajlamą]”.
2 Minda J u e l z domu Blehr, matka Dagny. 3 Astrid Juel l , niezamężna siostra Dagny.
4 Właśc.: Hans L e m m i c h Juel l , ojciec Dagny zmarły w 1899 roku.
5 H e l s z t y ń s k i (L 220) słowa „an Dagny - Deine Mutter” przetłumaczył jako początek listu nr 1332: „do Dagny - Twej matki”.
6 Nieczytelny akapit skreślony ręką Zenona.
7
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE
[Gdańsk, przed 4 III 1922] Mój drogi D alajlam o - N yniu, Zenonie,
Trzy ukochane słowa, którym i C ię jak o dziecko nazyw ałem . D ziś piszę do C iebie po niem iecku, poniew aż m yślę przy tym , ja k bardzo zaw sze sm uciła się
Twoja m atka, Dagny, gdy nie m ogła czytać polskich listów m ojej m atki - i, skoro Twoja A nna stała m i się tak drogą, chciałbym jej oszczędzić tego sm utku. Pisanie po francusku przychodzi m i teraz z trudem , poniew aż ju ż od 15 lat nie pisałem po francusku.
Mój B oże, drogie dziecko, m ożesz być takim , jak im chcesz - m ieszczańskim lub nie, to je s t obojętne - w iem tylko jedno: że Tw oja dusza je s t w y t w o r n a . W ytworna swoj ą szczerością, w ytw orna w pogardzie każdej pozy i w ytw orna w au- tokracji, która m a odw agę pow iedzieć: taki jestem ! Z resztą m ógłbyś być B óg w ie kim - Wam: Iw i i Tobie, dozw olone je s t w szystko m o cą m ojej m iłości do Was. G dybym m ógł otrzym ać od Iw i choć k ilk a słów!
Co to m nie obchodzi, co teraz porabiasz - przed m oim i oczym a stoisz jak o 7- -letni chłopczyk. U czył C ię w tedy u pani L aury pew ien pan, Józefat N ow iński - przypom inasz sobie? Przyjechałem przypadkow o i w ypaplałem , że on je s t m oim w rogiem . W tedy rozpłakałeś się i nie chciałeś w ięcej go w idzieć. W tedy przeko nałem się, ja k bardzo m nie kochasz - i więcej nic nie chcę. To je s t m oje najw ięk sze szczęście.
Teraz chcę Ci zdradzić w ielk ą tajem nicę, dlaczego zostaw iłem Was w spoko ju , do czasu aż się usam odzielniliście: cały ród Przybyszew skich zdaw ał się być przeklęty. W Tobie się ta fala przekleństw a złam ała - odrobinę bo ję się tylko o Iwi. Tobie nic ju ż nie grozi. B ędziesz bardzo - bardzo szczęśliw y - jed y n y pośród nas - Przybyszew skich.
W czym jesteś do m nie podobny? W tym , co najw yższe: w zdolności ko cha nia - potrafi to niew ielu ludzi, a ci, którzy to potrafią, nie rozum ieją, że należy być w dzięcznym - i Ty odziedziczyłeś po m nie to najw ytw orniejsze dobro: w dzięczną m iłość - ja k pięknie pisałeś o A nnie - i o W aszym w spólnym życiu.
Przeczytaj je d n ą z m oich książek, praw dopodobnie je s t to najgłębsza rzecz, ja k ą napisałem : E pipsychidion - pośw ięcony Twojej m atce i dla niej napisany. Z resztą istnieje niew ielka książka Twojej m atki w m oim tłum aczeniu - K rucze gniazdo - tam napisałem w przedm ow ie o D agny najpiękniejszą rzecz, ja k ą m ąż m oże napisać o swojej żonie1. C hciałbym , żebyście - Ty i A nna - przeczytali obie te książki. Jest jeszcze je d n a książka, Vigilien. Z nasz ją ? Jest w niej Twoja m atka - ije s z c z e A ndrogyne - i w niej je s t Twoja m atka. Jeśli ich nie m asz, zw róć się pod następujący adres:
A leksander Guttry, M onachium , Franz Josephstr. 43 (?). K rucze gniazdo Two jej m atki zapew ni Ci pani Pytlińska.
A teraz chcę zaspokoić T w oją genealogiczną ciekaw ość, n a tyle, na ile potra fię, poniew aż m nie sam ego m ało to zajm ow ało.
H erb „G rzym ała” m a trzy form y: pierw sza to trzy w ieże z otw artą bram ą, a w tej bram ie rycerz - cała grom ada rodzin szlacheckich pom niejszego znaczenia pieczętow ała się tym herbem - druga form a to trzy w ieże z otw artą bram ą, ale bez rycerza - znów duża część rodzin, m iędzy innym i Siedleccy, którzy teraz nabrali znaczenia za spraw ą pew nego w spaniałego krytyka literackiego i pew nego dobre go m alarza. Trzecia forma: nasz herb z zam kniętą bram ą, za n ią bow iem rozgry w a ją się straszliw e tragiczne tajem nice. Tym herbem pieczętujem y się j e d y n i e m y . B yła jeszcze rodzina Szydłow ieckich, która została zaadoptow ana do nasze go herbu, ale w szyscy ju ż w ym arli. N asz ró d był bardzo szlachetny i nie chciał przyjąć innych rodzin po d swój herb. Poza tym , o tyle, o ile wiem , w szystkie doku
m enty posiada Twój wuj Zdzisław Przybyszewski, inżynier z Warszawy, który Cię zresztą bardzo kocha i nieustająco o Ciebie pyta. Żyję z nim w wielkiej przyjaźni, tak ja k zresztą z całą tą szlachetną duchem i znakom itą rodziną. W łaściwym założy cielem naszej rodziny w bezpośredniej linii, tzn. tw órcą jej pozycji, był arcybiskup B ogusław (1650) w Gnieźnie - Przybyszewie, dobrach rodow ych z X V I w ieku p o łożonych niedaleko W łocławka, obecnie dosyć znaczącego m iasta w Polsce. Póź niejszych śladów ju ż nie ma. W łocław ek należał wówczas do arcybiskupstw a gnieź nieńskiego. Potem nadeszło w ielkie pow stanie - później przekleństwo i upadek - w ydaje się, że tylko Ty jak o jed y n y zostałeś oszczędzony przez to przekleństw o.
T y l k o n i e p o w i n i e n e ś b y ć k i m ś i n n y m , n i ż j e s t e ś . I n i e c h c i e ć b y ć n i k i m i n n y m .
M oja m atka, Twoja babka, k tó rą czczę ja k świętą, pochodziła z bardzo starej i szlachetnej rodziny G r ą b c z e w s k i c h , herbu Slepow ron, jedn ego z n ajb ar dziej pow ażanych herbów w Polsce. Twój pradziadek, praw dziw ie w ielki pan, poniew aż był zdolny pośw ięcić w szystko dla swojej ojczyzny - a nie m a nic w spa nialszego niż radość składania ofiary - złożył w ofierze w szystko w polskim p o w staniu w 1831 roku - m iał trzy m ajątki n a Litw ie w okolicach K ow na, został zastrzelony przez R osjanina na podw órzu jedn ego z tych m ajątków, poniew aż jeg o syn, mój dziadek, ze sw oim batalionem , który utw orzył n a w łasny koszt, był je d nym z najlepszych oficerów sił polskiego pow stania. D obra skonfiskow ano, mój dziadek podczas ostatniej bitw y pow stańczej p od O strołęką został ciężko ranny i cudem tylko został zabrany przez sw ojego adiutanta do K rólew ca, a stam tąd udał się do G dańska, gdzie został bardzo serdecznie podjęty (stąd m oja m iłość do G dań ska) i kiedy w yzdrow iał, m usiał - rozpieszczony w ielki pan - zarabiać n a życie jak o organista. W ydaje się, że rodzina G rąbczew skich była bardzo m uzykalna. Ja odziedziczyłem to po niej, ja k rów nież Twój starszy brat Bolesław, o którym Ci pisałem - Twój pradziadek utrzym yw ał, ja k się niedaw no dow iedziałem , sw oją w łasn ą m uzyczną kapelę, potem ożenił się ije g o jed y n e dziecko D o r o t a była w łaśnie T w oją babcią. W raz z n ią um arł ostatni członek tej bezpośredniej linii G rąbczew skich. M oja napraw dę św ięta m atka - Iw i n a jej cześć dostała na drugie im ię D orota (zdrobnienie D osia) - zm arła przed pięciom a laty2.
Żyje jeszcze je d e n G rąbczew ski, ale on je s t z drugiej linii. Z resztą cudow na postać pana Jana G rąbczew skiego, Twojego pradziadka, zajm uje m nie od w cze snych lat dziecięcych.
W ostatnim czasie znalazłem przypadkow o bardzo ciekaw e m ateriały - m iał on ścisłe kontakty z niem ieckim i i francuskim i rew olucjonistam i z okresu około roku 1830 - i praw dopodobnie napiszę o nim m ałą m onografię.
W roku 1845 w ydaw ało się, że car rosyjski chce ogłosić am nestię. Mój dzia dek w yjechał w zw iązku z tym do Kowna, aby otrzym ać skonfiskow ane m ajątki, ale dotarł tylko do K rólew ca - tam ciężko zachorow ał - zaw rócił do sw ojego ukochanego G dańska i tam zm arł - odczuw am w ielkie uw ielbienie dla tego Jana G rąbczew skiego - Twoja w ojskow a kariera w ydaje się być dziedzictw em [po nim].
To w łaściw ie w szystko, co w iem o naszej rodzinie, coraz częściej napotykam w starych pam iętnikach w zm ianki o naszych przodkach: byli to [ludzie] n adzw y czaj rozrzutni, gw ałtow ni, w śród nich było w ielu psychicznie chorych, degenera tów - dziw nym trafem żaden z nich nie był łajdakiem .
ko, w tedy jed n ak rozpoczniesz n o w ą epokę w dziejach rodu, tak ja k j a pogrzebię tę starą jak o zraniony i tak bardzo kochany „poète m audit”3 - „poète m audit” n a zw ał m nie ten w spaniały Verlaine, k iedy opow iedziano m u o m nie krótko przed jeg o śm iercią (1898).
I m ój najdroższy N yniu, B óg posługuje się m ną, abym zasiał niezgodę p o m ię dzy Tobą i W ilhelm em W estrupem. Jestem m u m ianow icie w dzięczny za to, co dla Was uczynił - dla C iebie i Iw i - on je s t dla Was przede w szystkim w ybaw iony od przekleństw a; przez to, że w stosunku do m nie w najcięższym okresie m ojego życia, kiedy m iałem przed sobą tylko w ybór sam obójstw a, zachow ał się w taki sposób, w ja k i m ógł tylko zachow ać się m ieszczanin - nie b io rę m u tego za złe, ale nie m am też okazji, by go kochać. O n był m a ł y , ale to nie zbrodnia.
N apraw dę w ielki i piękny był zaw sze H elge B äckström , nieskończenie piękna by ła jeg o żona, m oja najdroższa przyjaciółka, R agnhild4, której n igdy nie zapo m n ę i k tó rą w spom inam z najgłębszym w zruszeniem . I dobra, i piękna je s t G u drun, i pełen m iłości anioł stróż rodziny Juell: A strid. I z głębo ką m iło ścią w spo m inam T w oją babkę, pow iedz je j, że m yślę o babci z uczuciem najgłębszej, pełnej w dzięczności m iłości, tak ja k o w spaniałym , cudow nym człow ieku H ansie Lem- m iku [!] Juellu.
I przed sw oją m atk ą D a g n y , najw ytw orniejszą i n ajpiękniejszą kobietą, ja k ą znałem - a ona w ciąż żyje w tradycji i literaturze N iem iec i Polski - pow inieneś też padać na kolana.
Jest po niem iecku pew na książka o niej - w spaniale napisana - zdobędę j ą i Ci prześlę.
N ie m ogę się przyzw yczaić do w idoku C iebie jak o dorosłego m ężczyzny. Z a w sze stoisz przed m oim i oczam i jak o mały, szczupły, sm ukły D alajlam a, mój N y niu, który płacze, poniew aż jeg o ojcu w ydarzyła się krzyw da, oh! ten N yniu, który z K aukazu, z Tyflisu cudem został m i zwrócony. O d tego czasu zacząłem siwieć.
Silence! S ilence!5 Poniew aż okropny je s t ten la tristesse de tout cela, ô, mon âm e...6 Twoje listy są dla m nie najw iększym szczęściem i m yślałem , że w szystko w m oim życiu je s t ju ż „raté”7. G dybyś był nie odpow iedział, m usiałbym pow ie dzieć „at ça enivre raté”8 - wtedy, tak, wtedy... ale tak je s t dobrze. B ądź m iesz czański, bądź w ytw ornym arystokratą - bądź w szystkim , czym chcesz, je ż e li ty l ko chociaż trochę m nie kochasz. Istnieje jeszcze w iele tajem nic, które dopiero później Ci zdradzę.
A le będę bardzo ostrożny, nigdy nie b ędę się m ieszał w życie Twoje i Iwi, ze strachu, ze strachu przed rodzinnym przekleństw em , od którego w ydajecie się być uw olnieni. M usiałem pokutow ać za m asę zbrodni, które zdarzyły się w ciągu w ie lu stuleci, i aby dać m i m ałe zadośćuczynienie, obdarow ano m nie odrobiną talen tu. I do tego jeszcze całkiem n a opak: jestem urodzonym m uzykiem , a zostałem pisarzem .
A le za dziesięć lat m oje dram aty b ęd ą w ystaw iane w Sztokholm ie - stary Ib sen pow iedział m i, kiedy go poznałem : „W iele o p anu słyszałem , dobrego i złego - ale w ydaje się, że należy pan do artystów, którzy m a ją czas”9.
Tak, tak, m am czas - dużo czasu - nie m a pośpiechu.
U nas w szystko je s t szerokie i dalekie - no us a vo ns beauco up de tem ps a p e rd re 10.
dw a miliony. N igdy bym nie pom yślał, że m oje nazw isko tak w iele znaczy w m o jej ojczyźnie.
A le dosyć ju ż, m ój drogi N yniu - w N iem czech na kolei strajk, B óg je d e n wie, kiedy otrzym asz ten list.
M iałem jech a ć do K rakow a, ale zachorow ałem i całe to rocznicow e przyjęcie m usiało zostać przesunięte na 4 m arca. C ałuję A nnie ręce z najserdeczniejszą i n aj w dzięczniejszą m iłością, poniew aż C ię uszczęśliw ia, i Ciebie, najdroższy D alaj lam o, przygarniam do serca.
Twój ojciec Stanisław Zdrobnienia od Jadw iga: Jadzia, Dziunia.
Im ię Jadw iga je s t zresztą bardzo piękne. Polska królow a, żona Jagiełły, p o w inna zostać w tym roku ogłoszona świętą. Iw i będzie tego świadkiem .
List 8-stronicowy, wjęzyku niemieckim.
1 Przybyszewski ma tu na myśli wstęp do innej książki żony: Kiedy słońce zachodzi. 2 Dorota z G r ą b c z e w s k i c h zmarła 6 II 1916.
3 „Poeta przeklęty”.
4 Ragnhild J u e l B ä c k s t r ö m, siostra Dagny, zmarła na raka w 1908 roku. 5 „Cisza! Cisza!”
6 „Smutek tego wszystkiego, och, moja duszo...” - fragment wiersza Ame M. M a e t e r l i n c k a, z tomu Serres chaudes.
7 „Nieudacznik, pechowiec”.
8 Słowa nieczytelne, prawdopodobnie Przybyszewski chciał napisać „at ça enivre raté” - „ty upojony nieudaczniku”.
9 Co ciekawe, te same słowa Ibsena przytoczone przez S. P r z y b y s z e w s k i e g o w Mo ich współczesnych (Warszawa 1959, s. 208) brzmią: „Dużo, już dużo o panu słyszałem - dużo do brego i dużo złego, ale ważniejszym jest, jeżeli się o młodym artyście dużo złego słyszy”.
10 „Mamy dużo czasu do stracenia”.
8
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE N ajdroższy m ój Zenonie,
W ybacz ten papier - ale nie m am w tej chw ili żadnego innego po d ręką. N ie gniewaj się, że tak długo nie pisałem , w ytłum aczę Ci, dlaczego.
Przede w szystkim , ja k ju ż dow iedziałeś się z gazet, które pozw oliłem sobie Ci przesłać i które otrzym ałeś, cała Polska nadzw yczaj uroczyście św iętow ała mój 30-letni ju b ileusz - 30 lat najintensyw niejszej pracy tw órczej. Teraz nadszedł mój czas. Teraz, gdy daw ni pisarze poszli w niepam ięć, jestem tym najbardziej now o czesnym .
To dziwne: jeszcze przed 20 laty nie chciano nic o m nie w iedzieć, jeszcze przed 10 laty uw ażany byłem za „bête noir” 1 - „poète m a u d it’, a dziś baw i się i św iętuje cała Polska z rzad k ą jednom yślnością.
A Polska okazała w ielk ą w dzięczność, b ęd ę w ięc do końca m ego życia - a nie będę ju ż żył długo - całkow icie zabezpieczony ije s te m teraz nie tylko niezależny finansow o, ale m ogę się w zupełnym spokoju pośw ięcić m oim studiom
okulty-stycznym , które prow adzę ju ż od 20 lat - ow ocem ty ch m ozolnych i w nikliw ych studiów będzie książka, która ukaże się praw dopodobnie ju ż w tym roku, po d ty tułem C zarownica i czarna magia.
R ozbaw iło m nie to, gdy napisałeś, że b iorę Ci za złe, poniew aż nie kochasz Strindberga.
Cóż, ja też go nie kocham - je s t w praw dzie zupełnie nadzw yczajnym , ale okropnie jednostronnie uzdolnionym człow iekiem , przy tym surow ym , lichej k u l tury i „bâtard”2 - m ężczyzn ą z zupełnie kobiecym m ózgiem . Jego m yśl to m yśl genialnej, ale na w skroś histerycznej kobiety, kobiety złośliw ej, cierpiącej n a m a n ię prześladow czą, chorobliw ie nieufnej.
Już dość dużo słyszałeś o m oim do niego stosunku - oczyw iście w ierutnych plotek. - P raw da je st następująca: Jako 25-letni student uratow ałem 45-letniego Strindberga od śm ierci głodow ej w B erlinie. Z w ołałem w szystkich znajom ych i utw orzyłem konsorcjum , które przez dwa lata go utrzym yw ało, inaczej poszedł b y całkiem n a dno, gdybym go nie w yratow ał od bardzo okropnego położenia, w ja k ie popadł przez sw oją histerię, zatroszczyłem się o je g o bieliznę i ubranie - a potem stało się nieszczęście: zakochał się strasznie w Twojej m atce, zanim ja j ą poznałem . Starał się o je j w zględy i zaproponow ał jej m ałżeństw o. Twoja m atka roześm iała się głośno: „A leż pan m ógłby być m oim ojcem !” Poniew aż Strindberg był próżny niczym najbardziej próżna kobieta, poprzysiągł zemstę. M ożesz sobie teraz w yobrazić okropną wściekłość tego chorego m ęsko-kobiecego stworzenia, gdy spostrzegł, że Twoja M atka całą sw oją m iłość m nie ofiarowała. W praw dzie był bezsilny, b y coś nam uczynić, ale rozgłaszał tak niew iarygodne historie na nasz tem at, m ianow icie, że j a jestem Żydem , a Twoja m atka je s t córką znachora itd.
Z em ściliśm y się w ten sposób, że ja , gdy Strindberg był chory w Paryżu i po padł w n ajokropniejszą biedę, zw róciłem się do ów czesnego przedstaw iciela p o l skiej kolonii w Paryżu - Zenona Przesm yckiego, Twojego w łaściw ego ojca chrzest nego - z prośbą, aby w esprzeć Strindberga.
To też uczyniła polska kolonia i przekazała m u środki, tak że m ógł znaleźć przytułek w ja k im ś sanatorium .
Zatem - w ybaczyłem m u w szystko - to był nadzw yczajnie uzdolniony, ale na w skroś patologiczny człow iek, patologiczny w ten sposób, że był duchow ym oboj- nakiem .
Oto cała praw da o Strindbergu.
D rugim pow odem , dla którego tak długo nie pisałem , był zaw sze ten tajem ni czy strach, że w ja k ik o lw ie k sposób m ogłem niekorzystnie w m ieszać się w Twoje życie.
To napraw dę dziwne: Twoja m atka była całkow itą nihilistką, zd o ln ą rzucić bom bę - ja , Twój ojciec - w ieczny rew olucjonista, w praw dzie nie w polskim zn a czeniu tego słow a - czytałeś m oje D zieci szatana? A syn na w skroś konserw atyw ny! L ecz Ty pow inieneś być taki, ja k i jesteś, i kocham C ię jak o takiego, i nie je s t też zupełnie konieczne, abyś znał m oje pism a - m oja m iłość do C iebie nie m a z tym nic w spólnego, obaw iam się jed y n ie tego, czego W ilhelm i G udrun się oba w iają, że m ógłbym m ieć n a C iebie „zły” - „zły” dla Was - wpływ. A to, że G udrun i W ilhelm owi nie podoba się to, że jesteś ze m n ą w tak bliskim kontakcie, w n io skuję n a podstaw ie Twego ostatniego listu - był taki osobliw ie oschły.
Wil-helm był ju ż kilkakrotnie w takiej sytuacji i za każdym razem staw ał się jeszcze bogatszy. To geniusz finansow y i da sobie radę.
N iepokoi m nie natom iast to, że m ój drogi H elge B äckström nie pisze ani sło wa, m im o że ju ż dw a m iesiące tem u w ysłałem m u długi list z m asą polskich znacz kó w dla jeg o w nuczka. Proszę, bądź tak m iły i zatelefonuj do niego, żeby w końcu napisał p arę słów, czy otrzym ał ten list.
W tym tygodniu ja d ę na dw a dni do W arszaw y i spotkam się tam ze Z dzisła w em Przybyszew skim - pisałeś do niego? Pochodzi on z drugiej linii, ale m usi być w posiadaniu papierów i dokum entów - tak przynajm niej pokazyw ał m i przed
15 laty jeg o zm arły ojciec.
Przesyłam A nnie sw oją książkę, która została napisana w czasie w ojny - je s t to chyba najlepsze pism o propagandow e polskiej kultury, które ukazało się w cza sie wojny.
W następnym liście napiszę Ci w ięcej, ale ju ż po polsku, coraz ciężej m i w y razić się w obcym języku.
Całuję A nnie najserdeczniej jej kochane ręce, ściskam Cię najgoręcej i całuję głów kę Twojej małej Inki (Jadwiga - Jadzia - Jadzinka - Inka - Inuś - Inuchna - )
Z n ajgłębszą m iłością
Twój Ojciec Stach G dańsk, 10 IV [19]22
E isenbahndirektion
List 7-stronicowy, wjęzyku niemieckim. 1 „Antypatia”.
2 „Bękart”.
9
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE
Adres: Eisenbahndirektion D anzig, Zim m er 251 Gdańsk, 1 X II [19]22 N ajdroższy m ój Zenonie,
Sporo czasu m inęło od w ym iany ostatnich naszych listów. A j a w ciąż o Was, Tobie i Iwi, m yślę i bezustannie za W ami tęsknię, ale nie chcę W am częstym i lista m i m ącić spokoju, tym w ięcej, że w iem , ja k Wasi opiekunow ie niechętnie na n a szą korespondencję patrzą.
Tym razem b ędę Ci jed nakow o ż bardzo w dzięczny, jeże li m i, drogi mój synu, zechcesz ja k najrychlej odpow iedzieć, bo jestem niespokojny, co się z W ami dzie je. Do Iw i nie pisałem , bo nie chciałem jej na jak ąś przykrość narazić, w ięc pisz m i
Ty, co się z n ią dzieje - czy je s t jeszcze w Lundzie? A to dziecko - dziew czynka czy chłopiec? I co u C iebie słychać? W ilhelm a interesy popraw iły się? Jego b an kructw o odbiłoby się pew no bardzo dotkliw ie n a Tobie. A le W ilhelm zbyt sprytny kupiec, b y m ógł całkiem zbankrutow ać.
Ja m iałem czterom iesięczny urlop, spędziłem go w górach w Salzkam m ergut po d Salzburgiem , alem m ało co w ypoczyw ał - przez cały czas pisałem m o ją n ow ą po w ieść1, która na w iosnę w yjdzie w druku.
Tylko zdrow ie nie bardzo m i dopisuje - coś się w tej starej m aszynie psuje - serce bardzo osłabione, a coraz w ięcej tęsknię za W ami - no! ale trudno! i z tym pogodzić się trzeba, że pew no w tym życiu ju ż Was nie zobaczę. C iekaw jestem , jak ieg o w yznania są m oi w nukow ie? N asza tradycja rodzinna w ym agałaby k ato
lickiego w yznania, ale pew no nie są katolikam i - napisz m i o tym , bo m nie to bardzo obchodzi.
C zy Ty nie m yślisz o tym , by kiedyś do Polski przyjechać? N ie tęskno Ci za Polską? Przecież j ą pew no bardzo kochasz - tak ja k Twój Ojciec. A czem u Ty nigdy o m atce swojej nie w spom inasz? Z daw ałoby się, że jesteście w ychow ani w gorącej ku niej m iłości. N ie było i nie będzie kobiety, która b y jej p ięknością ciała i duszy dorów nać m ogła. W łaśnie ta jej piękność stała się dla niej tym strasz nym , tragicznym losem . A sw oją drogą: żyła piękn ością i um arła sw ą w ielk ą tra giczn ą pięknością.
Z nasz Ty dram at Twojej m atki K rucze gniazdo? N apisałem do niego wstęp, Wam, dzieciom m oim , pośw ięcony, krótko po D agny śm ierci - nic nigdy p ięk niej szego nie napisałem 2.
P isz m i, pisz, drogi mój Synu, niezm iernie ucieszysz m oje biedne, stare serce, a w ierz m i, że nigdy się W am m o ją m iłością narzucać nie b ęd ę i w spokoju Was zostaw ię, j a tylko pragnę w iedzieć, co się z W ami dzieje.
Twej żonie, która Ci tyle szczęścia daje, ręce całuję - Ciebie, najdroższy synu, gorąco ściskam i do piersi m ej garnę.
Twój Ojciec Stanisław Gorąco C ię proszę, pisz m i obszernie o Was i o w szystkim , co Was dotyczy. List 2-stronicowy, wjęzyku polskim.
1 Il regno doloroso.
2 Wspomnianym wstępem Przybyszewski opatrzył Kiedy słońce zachodzi.
10
DO ZENONA W SZTOKHOLMIE Mój najdroższy Synu,
D opiero przed paru dniam i w stałem z łóżka. Przez sześć tygodni byłem tak ciężko chory na zapalenie płuc, że lekarze stracili ju ż w szelk ą nadzieję utrzym ania m nie przy życiu. A le m am tak silną naturę, żem chorobę przezw yciężył. W idać jeszcze, że mój czas nie nadszedł i że jeszcze przed śm iercią b ędę C ię widział.
Teraz ju ż w szelkie niebezpieczeństw o m inęło, ale jestem bardzo osłabiony. Ucieszyło m nie bardzo, że m asz nadzieję przeniesienia do Warszawy. N ie m asz w yobrażenia, ja k bardzo m i n a tym zależy, abyś pozostał Polakiem i Twoje dzieci po polsku wychował. N ic nie piszesz o mojej wnuczce - Jadw iga jej na imię, prawda?
Do Iw ci chętnie bym napisał, ale nie w iem , ja k się m ój zięć (gendre) nazyw a, w ięc nie znam Iw ci nazw iska. C zy m yślisz, że Iw cia ucieszyłaby się m oim listem ? Za nic na św iecie nie chciałbym się jej narzucać, a m oże jej m ężow i byłoby to nieprzyjem nym , gdyby jak iś „poète m audit”, choćby był naw et jej ojcem , do jeg o żony się zw racał. Ty sw ego szw agra chyba znasz, napisz m i o nim coś. Jesteście w przyjaźni? K iedyś pisał m i H elge B äckström , że Iw cia uczyła się w Lund po polsku, trochę pew no po polsku rozum ie - to Iw i tkw i w e krwi.
Z jednej strony jestem rad, że jesteś teraz całkiem niezależny od W ilhelm a, z drugiej zaś lękam się, że przy tej straszliwej drożyźnie nie starczysz tym , co zarobisz.
Ja teraz w reszcie zarabiam m oim i książkam i - nigdy w całym m oim życiu nie byłem tak „en vogue” 1, ja k teraz na starość, kiedym w szystkie siły stargał w m ło dości w krw aw ej w alce o byt. Teraz naw et A m eryka płaci, gdzie m oje dram aty po czynają grać po angielsku.
B ardzo za Tobą tęsknię, mój najdroższy Zenonie, B óg da, że jed n ak się zoba czym y - przeszło 20 lat, ja k C ię nie widziałem !
A byś po polsku nie zapom niał, na to je d n a rada: czytaj, ja k najw ięcej po p o l sku - a teraz dla Was w Szwecji książki polskie tanie, przecież jed n a korona szw edz ka to piętnaście tysięcy m arek polskich? Teraz ju ż kończę, bo ju ż ten krótki list bardzo m nie zm ęczył.
R ączki Twej żony całuję, w nuczkę ściskam , a Ciebie, mój najdroższy synu, całuję z duszy i serca.
Twój gorąco kochający Cię Ojciec Stanisław A d r e s j a k z a w s z e .
Gdańsk, 26 I [19]23
N apisz m i, ja k się Iw i nazywa. List 4-stronicowy, wjęzyku polskim. 1 „Modny”.
11
DO ZENONA (W SZTOKHOLMIE?) N ajdroższy m ój Zenonie,
W ybacz, że Ci ju ż daw no nie odpisałem n a Twój kochany list, ale m iałem bardzo dużo do pracy. Przez ciąg m ojej długiej choroby nazbierało się tyle aktów w biurze, że się jeszcze do dziś z tym załatw ić nie m ogę, a poza tym m am m ozol n ą korektę m ojej nowej pow ieści II regno doloroso.
U cieszyłem się bardzo, że otrzym ałeś tak w ysokie i sam odzielne stanowisko, a przy tym A ntw erpia niezm iernie piękne m iasto - przynajm niej dla artysty - był czas, kiedym sam pragnął w A ntw erpii zam ieszkać, ale niestety nie m iałem na to pieniędzy.
Z g łęb o k ą rad o ścią zjechałbym się z T obą w B erlinie, ale m nie z N iem iec w y rzucają jak o niebezpiecznego polskiego agitatora, bo N iem cy są w ściekli na m nie, że w G dańsku stw orzyłem gim nazjum polskie i zaczątki „D om u P olskie go” . W zeszłym roku w yrzucili m nie podczas mej podróży do A ustrii. Z B erlina i z M onachium ! Przy tym dow iedziałem się, że gdybym nie był w ysokim polskim urzędnikiem , senat gdański w yrzuciłby m nie w przeciągu 6 godzin - a tak m i nic zrobić nie m ogą, choć się w ściekają, że im G dańsk polonizuję. S w oją drogą - ja k przyjedziesz do G dańska za 20 lub 30 lat, to tak, jak b y ś przyjechał do K rakow a lub Lwowa. A robiłem to nie tyle z patriotyzm u, ale dostałem ta k ą fantazję artysty, który zapragnął w skrzesić tę w ielk ą i pięk n ą tradycj ę, k iedy to hanzeatycki G dańsk pokornie korzył się przed królam i polskim i.
W idzenie się nasze będziem y m usieli odłożyć do późniejszego czasu, kiedy Ty będziesz m ógł jech ać z A ntw erpii przez G dańsk do Szwecji.
Od drogiej Iw i dostałem bardzo serdeczny i kochany list, który m nie głęboko w zruszył i uszczęśliwił, a ju ż się tak lękałem, że Iwi całkiem o m nie zapomniała. Teraz ju ż m am ten wielki, szczęśliwy spokój, że m am istotnie dzieci, które m nie kochają, a to m i na starość starczy, chociaż Was w idzieć nie mogę. I z w ielką m iło ścią pisze Iwi o Tobie i o Twoim szczęściu z Tw oją żoną, której powiedz, że za to szczęście, które daje m ojem u synowi, całuję jej ręce z najgłębszą wdzięcznością.
C zy Ty, drogi mój Zenonie, rzeczyw iście rozum iesz każde słowo, które Ci piszę? N apisz m i szczerze. Choć z Tw oich polskich listów w idziałem , że kto tak pisze, to i rozum ieć musi.
Pytam się o to, bo chciałbym , żebyś każde słowo m oje rozum iał. Ty w cale nie w iesz, ja k j a Was, drogie m oje dzieci, kocham .
N ic m i nie piszesz o m ałej Jadw ini, w nuczce m ojej - Jadw iga jej n a im ię - praw da? dobrze się chow a - teraz ju ż pew no będzie m iała rok?
Iw i pisze m i z ogrom ną m iłością o sw oim G erard-Stasiu - podobno bardzo inteligentne dziecko. B ardzo - bardzo m nie to ucieszyło. K ażdy „bestepapa”1 k o cha sw oje w nuczęta. P rzypom ina m i się ustaw icznie Twój „bestepapa” H ans Le- m ick [!] Juel, je d e n z najpiękniejszych i najszlachetniejszych ludzi, jak ich w ogó le poznałem , a który C ię ubóstw iał i zaw sze m i o Tobie m ów ił: „w Z enonie nie m a odrobinki niczego złego” - i nie pom ylił się.
Pew no, że Ty i j a reprezentujem y dw a całkiem odrębne i obce światy, ale to nam nie przeszkadza w zajem się kochać - praw da?
I bardzo, bardzo C ię proszę, byś m i napisał, co się dzieje z H elge B äckström em - ju ż ro k cały, ja k od niego nie m am żadnej w ieści, a przecież pisałem do niego, naw et posłałem m u m arki pocztow e z G dańska i Polski dla jeg o wnuków. O statni jeg o list był smutny, pisał mi: J c h habe m it dem L eben abgerechnet”2. Ty, zdaje się, w cale z nim nie przestajesz, a szkoda - m oże żadnem u z przyjaciół tyle nie zaw dzięczam ja k jem u, i rzadko, bardzo rzadko był jak iś człow iek tak niezm ier nie dobry dla m nie i takim w iernym przyjacielem ja k on. M yślę zaw sze o nim z głęboką m iłością, a je ż e li m a jak ieś przykre strony, to trzeba m u je w ybaczyć, bo serce jeg o je s t piękne. I z głęboką m iłością m yślę często o żonie jeg o, Twojej ciot ce, a m ojej drogiej przyjaciółce: Ragnhild.
I bardzo się cieszę, że teraz sobie sam dajesz radę ije s te ś całkiem niezależny - to olbrzym ie szczęście, którego i j a teraz doznaję - niestety tro chę za późno. Czy W ilhelm całkiem zbankrutow ał, czy też, na razie, zachw iany? A le to ju ż parę razy