JEDNODNIOWKA KLIJBIJ DZIENNIKARZY STIJDEN~KI~B
SOCJALISTYCZNEGO ZWIĄZKIJ STIJDENTUW POLSKICB
Z.lBZ4~ WOJEWÓDZKI W ZIELONEJ GÓRZE
~ ' . -:.:...-t, ·~. "(
urzędnik? marzycie t 7 psychopata ? ,,.~~"
z
a
? <>
GRUD?IE~1978
1 Mój szkic "portretu'' sylwet ki
środowiska uwzględniatylko co jask· rawsze cechy, które nie
stanowiąprecyzyjnej fo tografii. Nie sposób bowiem wszy- stkiego
wypisaćdo
końca, ująć·cie
zmęczenia. Niechęći brak am bicji zwielokrotnia krytyczny ob- raz pokolenia.
3 W liwego winien
obrębiepokolenia
panować wrażco- raz
większyabsolutyzm od-
FOT. M. KNIAZIUK
ET HOS -
pasją,
zdjęcie
w ramki i
oczyścićje od czasu do czasu z warstw kurzu.
Występują
pewne wspólne wielu studentom predyspozycje. Na przy
kład wzmożona pobudliwość
uczu ciowa,
wyobraźnia,fantazja , prze- waga cech ekstrawertycznych no i pewne
skłonnoścido dezintegracji pozytywnej ... Niewielu jeszcze dys panuje bardziej wysublimowany- mi
skłonnościaini(pasja twórcza,
społec~nikowstwo,
wysoka kultura polityczna).
2
Każdepokolenie niesie swo-
ją własną hierarchię wartoś
ci i potr, zeb,
każdedysponu- je
określoną wiedzą.Jest to oczy- wiste i
zrozumiałe.Narodowa prze
cież
wspólnota
pokoleńjest wypad
kową
szeregu hierarchii
wartości.Krytyczny, ale obiektywny stosu- nek do
przeszłości,która nas
kształtuje stanowić
winien zawsze punkt
wyjściado
formułowaniaprogramu. Tego nie zrobi za nas nikt i z tego trzeba
się będzieroz-
liczyć. Błędem
jest uparte trwa- nie, zwlekanie czy wczesne poczu
a biernością
czuć wyższego rzędu, potępiają
cych z góry niejako
niewrażliwość społecznąna prymitywny utylita- ryzm
poczynań społecznych(ego-
centryZ~m,
ciasnota horyzontów, alkoholizm,
mała wrażliwośćmo-
ralno-społeczna,
etc.). Juliusz
Słowacki bardzo plastycznie
ująłdwo
istość
charakteru narodowego Po- laków,
pisząco duszy anielskiej w rubasznym czerepie.' Czerep to symbol niskiego poziomu, niskiej
wartości
duchowej jednostki lub
większej
grupy
społecznej. Zaśdu sza anielska to znów symbol wy- sokiego poziomu sublimacji i zdol-
ności
do twórczej pasji
działania.Trzeba
więcnadal
szukaćrecept na poprawianie wad. Tych bowiem nadal
więcejod stanów postaw
wyższego rzędu.
4
Rzekł kiedyśMickiewicz: "0 ile polepszycie dusze wasze, o tyle
powiększyciegranice wasze", czyli
zmierzaćod iner- cji do
wrażliwościi
aktywności.Brak dobrej woli w
aktywności środowiska.Wielu
członkówtej
społeczności
lokuje
sięwygodnie na jej powierzchni.
Głębiajest nie pewna, tam bowiem trzeba zapre
z-entować wartości wyższego rzę
du. Tak, tak! Apatia i
biernośćlu
bią sięnad wyraz
często saaowićw wygodnych fotelach.
Łatwiejjest
takżez boku
obserwowaćzbio rowy poryw garstki
zapaleńców,a w duszy
miećjedynie
świadomość własnychinteresów. ' Nadal w hie rarchii celów, motyw
posłannictwa sytuuje
sięna
dość odległymmiejscu.
5
Dokonała sięw
państwiere wolucja ekstensywna, czyli rewolucja w sferze instytu- cji
własności,form
zarządzania, w sferze
władzy pańsbwowej. Trwa nadal druga fa- za rewolucji - mianowicie rewo- lucja intensywna, rewolucja "w
głąb".
Jest to proces zmian, które
zachodzą
w
obrębiepostaw i sty- lów
życia.Ten intensywny etap re wolucji stwarza
młodejgeneracji szanse szczególne: wyznacza cel perspektywiczny, osadza go w rea liach twórczego
zaangażowania,lecz nadal za
małopokolenie
toro:.:
prawia o potrzebie lrontynuacji
rozpoczętego dzieła,
a za
dużoo ut rwaleniu tego, co
dałoli tylko ko-
rzyść indywidualną.
6 J es tern daleki od grzebania
się
w wydumanych wadach bliskiej memu sercu
społecz•
ności,ale
przecież niepokoićmu-
szą sygnały
o
słabnącejodpowie-
dzialności,
o ciasnych i sformaliw wanych celach
życiowych.Nie bez kozery
padają słowao ulotnym je dynie zapale, braku
wytrwałości, bezduszności,uleganiu podszeptom i nastrojom ludzi
małejwiary i
małegoserca, o
niesolidarnościw nauce, itd. To prawda: do niecier- pliwych
świat należy,lecz pod jed nym warunkiem,
że nasząniecierp
liwość
przekujemy w
energię,w czynnik
mobilizującydo kolektyw nych inicjatyw. To
przecieżwaru
'nek drugi do wspólnej
radościi
satysfakcji.
WIESLAW HLADKIEWICZ
3
~GRU!>ZIE:tlt 1978
URZĘDNIK? MARZYCIEL? PSYCHOPATA~
KRZYSZTOF ŻÓŁCIAK
Niejednokrotnie zastana-
wiałem się,
kto to jest ak- tywista, albo jak kto woli,
działacz
SZSP (oni sami nie
lubią
takich
określeńswo- jej ·osoby). Czym
sięon
różni od szarego
członkaSZSP?
Jak go
widzą nie-działacze?Wreszcie - jaki powinien
być?
Na
wstępie pozwolęsobie
sklasyfikować działaczy
sta-
nowiących większość
tych, których spotykamy w gru- pie, na wydziale, uczelni.
Działacz urzędnik
- Trak tuje organizacjf; jak biuro.
Najbardziej dba o to,
żeby mieć ładnefotele czy biur- ko, a
jużmniej o to, co na biurku. Telefonuje, pisze pi sma, a potem je
przekładaz jednej teczki do drugiej.
Pisze sprawozdania,
zwołujeBardzo
Ważneposiedzenia.
Jeździ
na szkolenia, semi- naria. No i
oczywiściestem pluje, stempluje ... Nie orga- nizacja jest mu potrzebna, ale
ciepły stołeki jak naj-
większa władza.
Działacz
marzyciel - Je- go idee fix to skupienie w organizacji wszystkich stu- dentów, poustawianie ich parami l hop-siup: robimy wszystko razem i tak samo.
Nie przeoczy
żadnejokazji, aby wszystkich
informowaćo swojej idei; staje
sięprzez to
duszątowarzystwa - czaruje, agituje, filozofuje.
Działacz
marzyciel jest zwy kle
działaczem gadułą.Wo-
kół
siebie skupia tylko zwo lenników, innych nie zauwa
ża. Dążąc
do
jednościizo- luje jeszcze bardziej.
Działacz
psychopata Model najbardziej rozpow- szechniony. Nerwowy,
ciągle zalatany, wszystkim chce pomóc,
podołać każdemuproblemowi. Pornoc kogokol wiek jest mu niepotrzebna.
Załatwiając tysiące
drob- nych spraw gubi zwykle
tę najważniejszą.Przez tele- fon interweniuje w sprawie Iksa, Ygrekowi pisze opi-
nię,
a
myślijak pomóc Ze- towi. I tak zamienia
sięz
działacza
w filantropa. w
końcu
ginie sam we
własnych
sidłach- pozostaje tylko
niemożnośći ostre wy czerpanie nerwowe. ·
#
A
gdzie
są działacze służący
organizacji?
Oczywiście
są,ale ich
ilośćjest
przysłowiową kroplą
w mo- rzu.
Zbyt
długow naszej
świa domościegzystuje model bezproblemowego
życia.We
dług
wielu
życiepolega na robieniu wszystkiego, aby u-
niknąć
problemów, sytuacji konfliktowych i tzw. "trud nych".
Działalnośćich pole- ga na
bezmyślnympotakiwa niu w
przeświadczeniu, żei tak
ktośza nich dany pro- blem
rozwiąże. Wytworzył siębardzo niebezpieczny spo sób
życia- ten na pokaz
iten dla siebie. Na pokaz o- ficjalny, sztywny i zaklama ny. Ten dla siebie ujawnia ny tylko w gronie
najbliższych - "a ja swoje
itak
myślę,
ale
mogę powiedziećtylko wam ... ".
Kto
pomyślał, żestu kon formistów jest bardziej gro
źnych
od stu zdeklarowa- nych przeciwników? Nie ma nic gorszego
niżbierne przy
glądanie się złu,akceptowa nie
(bezmyślne) złychwzo- rów
postępowania.Ale gdy zostanie przekro na granica
zwykłejprzyzwo
itości,
zaczyna
się coś,co mo
żna nazwać walką
wszyst- kich przeciwko wszystkim.
Tworzą się małe
grupki,
działające
jak taran
ini-
szczące
wszystko . co stanie na ich drodze.
Dochodządo
głosu
najgorsze ludzkie ce- chy - brak tolerancji, nie-
uczciwość, podejrzliwość.
E- fekty takiego stanu rzeczy
są łatwe
do przewidzenia - wielu przestaje
wierzyćw siebie, w ludzi, w cokol- wiek.
Kluczem do problemu jest na pewno odpowiedzial-
ność
i prawie wszyscy o tym
wiedzą,ale tylko nie- którzy
potrafią sięnim
po-sługiwać
w sposób w
pełni dojrzały. Wielką pomyłkąjest
odpowiedzialnośćzbio- rowa. Tylko odpowiedzial-
ność
indywidualna ma
jakiśsens i
może przynieśćocze kiwane
korzyści.Idąc
dalej dochodzimy do kwestii
rozwiązywaniaprob Iemów, z którymi
może-so- bie
poradzićtylko
człowiek., •.• pragniemy żyt w sposób pełny. autentyczny, mądry i od- lJOwiedzialny wśród ludzi i dla ludzi".
odpowiedzialny, o silnym charakterze,
człowiek,który nie
odkładaniczego na
później
izwykle o tym zapo- mina.
A
więcw konsekwencji
określiliśmy
sobie podstawo we cechy
działacza razwiązu jącegoproblemy, takiego, który jest najbardziej po- trzebny organizacji. To nie jemu
służyorganizacja, ale on organizacji. Jego
działanie to indywidualna aktyw
ność, współpraca,
dyskusja, konfrontacja. Swego
działania nie zaczyna od zastana wiania
sięnad przeszkoda- ni i
trudnościami,czy
wręczwynajdywaniem ich tam, gdzie nie
istnieją.Do wszy stkich
zamierzeńpodchodzi z optymizmem i
wiarąwe
własne siły.
Jest to
człowiek"żyjący
godnie i
mądrze,wszechstronnie
rozwijającyswe
zdolności, świadomyswego miejsca i roli w spo
łeczeństwie,
harmonijnie ko
jarzący własną
indywidual-
ność
z
życiem społecznym".Zapyta
ktoś,gdzie
znaleźćtakiegó idealnego
działacza.Oni
są,ale
ginąw masie sza rych
członkówSZSP.
Myśląza siebie i za nich, nawet
domyślają się,
czego im po- trzeba.
Sąod nich
różni,lecz nie przez nich
wyróżnieni.
Częstonie
mającza- su -
pracują dużoi za dar mo, ale i na darmo. I tak
będzie, dopóki
będąsami.
Twierdzę, że
organizacja
(z deklaracji ideowej SZSP)
studencka jeszcze nie w
pełni wykorzystuje
potencjałin telektualny swoich
członków. Jeszcze w zbyt dale- kim planie
działalnościSZSP
sąpoczynania zmie-
rzające
do tego, aby
każdystudent
identyfikował sięz podanymi mu normami e- tyczno-ideologicznymi. Oczy
wiście należy
sobie
zdawać sprawęz tego,
żeSZSP ja- ko organizacja
młodajest na etapie umacniania
sięw
środowisku
akademickim.
Dysponuje skromnymi fun- duszami
isymbolicznymi
środkami
represji, a
więcniewiele
może zmienićw re aliach
otaczającegonas
świata.
Oczekuje
sięod organiza- cji, aby
byłaodzwierciedle- niem 'rzeczywistych postaw, rzeczywistych potrzeb i
dą żeń młodegopokolenia.
SZSP
może być takąorga-
nizacją
tylko w przypadku
spełnienia
podstawowego warunku: harmonijnego sko jarzenia indywidualnych
przekonań
jej
członkówz ak
tywnością społeczną.
Musi
się
w niej
znaleźćmiejsce dla
każdego mającegoambi cje
działaniaw
imięidea-
łów
socjalizmu.
Każdy
z nas powinien przez
własne działaniezdo-
bywać
szacunek dla siebie i dla innych, powinien
być świadom własnej wartości icelowości
swoich
działań.FOT. M. KNIAZIUK
4
~ GRUDZIEŃ1978
REDAKCJA: Obserwujemy coraz częściej, że środowisko mŁodych pra cowników nauki powo!i Lecz systema tycznie wyzbywa się tradycyjnych kompLeksów, coraz wszechstrcmniej demonstruje świadomość wszystkich niedomagań zarówno swoich, całej szkoł-y wyższej, jak i organizacji na- uki. Nader często słychać truizm, że uprawia·nie dziaw!ności naukowej u- tracioo znamiona powolam.ia, stało się normaLnym wylvonywaniem zawodu.
WieLe je.st narzekań na temat aktyw ności spaleocznej mŁodych pracowni- ków nauki. Jest kilku aute·wtycznych pa.sjonatów, a co się dzieje z resztą? Wychowują dzieci, zabiegają o miesz kania, gonią po archiwa•ch w celu zdobycia materiałów do rozpraw dok torskich. Na dodatek wielu z nich ob ciążonych jest dużą itością zajęć. Czy
jest
więc czas na pracę ze studenta- mi, działaLność w obrębie organiza- cji studenckiej. Pragniemy o tym po mówić z wami·o waszych boLączkach,nadziejach i sukcesach. Zacznijmy
mo
że od s']J'Tawy ba.rdzo dla Was osobi- stej. Jal«l była waszCli droga do asys- tentury? Co zdecydowało o wybarze zostania pracowntkiem naukowym?
•
ANDRZEJ BUCK: To są
dwie
odręb-ne
sprawy. P·ierwsza to
rzeczywiścienasze
wewnętrzne motywacje,predy spozy<:je, a
druga to
decyzjauczelni,
władz. Pl!'aca ta
sprawia mi
dużąprzyjemność,
nie
dlawszystkich mo
ich kolegówstanowi ona cel indywi
dual.inych dążeń. PoasjoiYujemnie
il.'Ó-wni~ dzienn·ikarstwo. Zawód, któ-
ry
obrałem, pozwalami kontyn
uo-wać
moje zainteresowania.
Pragnęza
jąć się
teraz QPrócz
publicysty~itak
że i teorią badań pra
soznawczych.
ANDRZEJ HAŁADUDA:
Jestem za-
dowolony z fa.kJtu, że mogłem połączyć w
swoim
życiuosobiste zainte- reSIOIWania z
obecną pracą zawodową.Uk<ończyłem historię
na UAM w
Poznaniu.
Potem pod.jąłem pracęw za- wodzie
nauczycielskimjako k· iero:w- ni-k
zajęćpozalekcyjnycl1,
Ponieważ zaistniała dlamnie
sposobnośćzatru dnienia na
WSP, skoczystałemz na-
dającej ;"ię sz.a.nsy,
tym
bardziej, żemoje zaintel'esowania
pokrywały sięz przedmiotami, jakie
sąpr.zewidtz.ia ne w prog.ramie
studiów. Myślętu- taj o fakultecie filmowym
dlastu-
dentówpedagogiki k.o.
Fisalem pracę magisterską
z zakresu filmoznaw
stwa.Ona mi
dałapewne podstawy do pracy naukowej.
WOJCIECH OKONIEWSKI:
Ja
~·osłem z modą uczelnią. Ro24)ocząłem
studia na
WSN. Bo
ukończeniu stu-diów
I stopniazapr<l!ponowano mi
e-tat asystenta technicznego w
Zakładzie
Matematyki. Ten etat
stworzo-no
dlapotrzeb
zakładu. Uzupełniłem śtudia. Byłem - można
to tak o-
.kJreślić
-
ef~tem określonejpolity- ki
Zakładu.ANDRZEJ BUCZYNSKI: Pisałem
dwie prace
prnejściowe,które
sątrak towane jako
małed)'1plomy.
Pisałemje u jednego promotora, z którym
po zostawałempr.zez dwa
semestryw bliskim kontaikcie.
Zac·ząłem staża.sy stenoki jes· zcze przed
zakończeniemstudiów, w czasie os.taltniego seme- stru nalllki. Nie
byłemjeszcrz;e w tym okresie przekonany, czy
robię dobrze:ros.tając
na Uczelni.
Ciągnęłomnie
. trochę do
Wlielkiego
.zakładuproouik- cy.jnego, do jego problemów, a nie
doprQ'blemów czysto
dydaktyc:mych.Jednakże
nie
żałujęwyboru,
choć trudnościjest wiele.
WIESŁAW HŁADKIEWICZ:
Moja
droga doasystentury
byłapodobna
do tej, którą przeszedłAndrze,j Hala
duda. Ja lteżnie jestem absolwentem
tej uczelni,na której obecnie pracu-
ję. Swiadomośćpracy naukowej wy
kJuw.a'ła się
u mnie poza
Zi.eloną Górą,
na UAM w
Poznaniu. Byłemw
ll!ltach 1968-1973studentem historii.
Procowałem
w ovganizacjach
młodzie -żowych(ZMS i
ZSP). Pracowałemw
kole
na
ukowym histm·yków. T.omi
pomogło
w wy<bOJ.'IZe
dal&zej drogi. · ANDRZEJ HAŁADUDA: Uważam, żeo wybora.e
podjęciaprocy nauko-
wejna
,uczelni
decyduje głównieza-
miłowanie,
zainteresowanie,
całykompleks indywidualnych predyspo- zycji. Jest to praca
dość wyczerpująca,
wymagającaznacznego
nakładupracy, czasu
i sił.WIESŁAW HŁADKIEWICZ:
Podzie lam
tę opinię. Loczy sięindywiduai- na
decyzja.Nadzieja,
że sięw te-j pm cy
spra,wd1zę. Łączę swoją pracęna-
ukową i
jej efekty z
osobą opiekunanaukowego, promotora
dalszychroz praw,
słowemMistrza.
REDAKCJA: Na i~e w decyzji o wy- borze pracy naukowej pomogła nam organizacja mŁodzieżowa? Moody pra cownik naukowy to przecież także społeczn-ik.
WOJCIECH OKONIEWSKI: Myślę, że
poprzez
działa.lnośćw
organ~cjii kole
naukowym
daliśmy się poZi11aćuczelni,
ujawniliśmy s.woje zdolności.Wielu z nas jest opiekunami pierw-
szychlat studiów, a
zarazemopieku namti grup
działaniaSZSP.
ANDRZEJ BUCK:
Organiza• cja wy-
stawiła
mi
pozy,tywną opinię, dlawładz
uczelni i !kierownika mojego
Zakładu. Uczestniczę
w wielu ogólno polskich
imprezach studenckich.Poz
naję
kolegów
,po piórze
- młodychpmcowników nauki.
ANDRZEJ BUCZYNSKI: Dłui:sza
pra.ca w
organizacji dałami
sporo satysfakcji.Teraz,
gdy pracujęna u-
Zaw~ze
• •
wazne pytania
czelni,
porosttadęz
niąw kontakcie
.Odc2luwam nadal
chęć dopracy spo
łecznej.
Pasjonuje mnie praca z
mło dmeżą.To
pDzecież takżejeden z p,rze jawów na·szej pracy na uczelni.
Ucze-stmiczę
w pracach studenckiego
,ru- chu naukowego na
WSinż.WIESŁAW HŁADKIEWICZ:
Jeszcze w 'brakcie st·udiów hisltorycznych na
UAMw
PiOZ.naniu wy,głosiłemszereg referatów na · studenckich sesjach na u'kowych.
Uczestniczyłemjako przed stawiciel 2'1ielonogónsk·
ieg.o środowiska studenckiego w obradach
I Kon-ferencji Naukowej
StudentówPaństw
Socjalistycznych, w
Pecsna
Węgnzeoh. Wygłosiłem
tam referat na temat kultury politycznej
młodzie ży.Uczelnia
i organi·zacja tworzą dlamnie
ca1ość, błi:ską sercu,ambicjom
i nadziejom.ANDRZEJ HAŁADUDA: Odczułem
po sobie,
że działalność spolec.znao- prócz naukowo-dydaktycznej jest
akceptowana i wspierana. Mam t.u na
myśli
swoje osobiste
doświadczenia.Propaguję
na uczelni
kulturęf-ilmo-
wą.
P.raca
społecznazawiera
szeregpozy. tywnych elementów. Uczy akty
w,ności.
Przysparza wiele satysfakcji
osobi-stych. Powinniśmyjednak sobie
uświadomić
fakt,
żenaszym pierw-
szym obowiązkiemna uczelni, jest praca naukowa
idydaktyczna. Dzia-
łalność
s.poleowa
i współpraca zor-
ganizacją
<Stanowi w moim przekona nilu
bardzo ważneuzliJlelnienie tej pracy. Nie jeste&my
przeoieżetatowo
związan:i
z
organizacją młod.zieżową,lecz z uczelnią. I
z tego
jesteśmyroz
lic.za!l1i.Nie
każdy przecieżpotrafi
Jączyć pracę IZ:a<Wodową
z
działalnością społec~ą.WIESŁAW HŁADKIEWiCZ: Złe
by to
było, gdyiby SZSP liczyła tylkona
pomoc kil~uambitnych i ofiarnych
młodych
pracowników nauki.
Imia-
ła również świadomość, że
tylko
oniuobią
wszy.stko, co ty1ko im
sięza-
proponuje. T•raci
boWiiemtym sa-
mymz.
;pola widzenia całą rzeszę mło d~hpraoown: ików nauki na
obu u- ozelniach. O wielu z nich organizacja jakby troohę :zapomniała. Trzeba donich
częściej docierać, częściejrozma
wiać, dferować pewne propozycje do
działania.
REDAKCJA: W obrębie kataLogu po wmności mlpdych pracowwików na- uki mieści się też praca dydaktyczno- wychowawcza. Czy istnieje w W a- szym mniermaniu sprężenie zwrotne w realizacji procesu dydaktycznego w szkole wyższej? Przecież odpowie dzia!ni są za efekty na tym polu
i
nauczyciel a"kademickii
student?ANDRZEJ HAŁADUDA: W
realiza- cji procesu
dydaktycznego mamzaw sze
na uwadze interes dużejgrupy
społecznej, czyli studentów. Czuję się w'>'>pÓłodpowie&ZJ.ialny
za poziom kul tury stude'nckiej.
Liczętutaj na po-
moc .ze strony
SZSP. Prowadzę zajęcia wiążące się
z
historiąsztuki i filo
moznawśtwem. Obserwuję
nadal
dużą inwencjęw
życiukulturalnym i po- ziomie kultury na niektórych klerun kach studiów. Niepokoi mnie konser
watyzm myślowyniektórych studen tów.
Jedenze studentów
powiedziałmi że od
tl'zech
l·at nie
byłw kinie.
Takich
!Studentów jest więcej.
WOJCIECH OKONIEWSKI: Nie
od- czuwam, !l.by.tnio,
ażebyw trakcie re alizacji
przeznas procesu dydaktycz
nego istniało sprzężeniezwrotne.
Stu dentpragnie
wiedzlieć"od
do ...", to
mu jakośodpowiada.
Kiedygo pró-
buję pobudzić dosamOdzielnego roz
wiązywania' dość łatwych
proble- mów,
towzbudza
'Wnim
zdumienie-
jakżes.zto? Nasi studenci po pro- stu
się uczą,a nie
studi·ują.ANDRZEJ BUCK~ Ktoś,
kto przycho-
dzi na
wyższą uczelnię,l(>rzychodzi z
własnej i
nieprzymus.zooej woli.
St.a ram sięza• wsze
wycohodzić!11ap.rzeci w tym, którzy
chcąmi
pomagaćw mo
ichzabiegach
dydaktycznych.Nieste ty, u
większości&tudentów nie wi
-dzę
jednak
chęci do większegoucze- stnictwa we w9pólnej realizacji pro cesu
dydaktycznego.Nie
można ciągle
prowadzićstudenta za
rękę.Na nic
się zdają
nawet najlepsze metody ak
tywizujące, kiedy
brak szczerej
chęcido
uczestnictwa w
zajęciach.ANDRZEJ BUCZYRSKI: Organiza-
cja studencka powinna coraz
częściej preferować
w
środowiskuakade mic'kiim
określonewzorce studiowa- nia.
Częściej poka<zy.wać ireklamo-
wać wybijających się
w
procesie dy- daktycznym studentów.Nawet naj-
bardziej a.ktywLz.ujące metody, jeżeli będą traftilały
w
próimię,to tylko os-
łabią WYJSiłek pracoWillika.
WOJCIECH OKONIEWSKI: Proces dydaktycz.ny studenci traktują w
wie
luprzypadkach ja:k.o
pewnegorodza- ju
glfę. Ktokogo?
Naile
uda sięim
wymigać
z
przydzielonych zadań, jaknajłałmiejszym
sposobem
zaliiczyć bytu
można ćwiczenialub
zdaćegza- m'in
Nie obchodziich !l.bytnio,
żeprzC:Cież szczególnie młodzi
pracow-nlicy
przeżywająw.szelkie kQlltakty ze studentami, na
zajęciach. Studen-ci natomiast
widząc unich
pewneniepowodzenia, nie
:lldająsobie we
wł.aśc1wy
rsposób
sprarwyz tego,
żeoni
przeży.wająto nie jeden wieczór.
Zadaję
sobie l(>ytanie:
dlaezegoten student nie
.zaliczył mojego przedmiotu,
moje d!Z.iałanie poszło w1nnym kierunku. A student stawia
sprawęw ten sposób:
będę podchodził do niego . tak
długo, ażgo w.reszcie
zmęczęi wygram.
Wykonzystująregulamin studiów tylko
dla własnych po~eb.REDAKCJA: Zaostr~aoją się z roku na rok wymaga1llia, jakie stawiane są przez wŁadze uczelni w stosunku do mlodych prac<Jwników nauki. Roz Liczani jesteście za postępy w pisaniu prac doktorskich, za publikacje nau- Jwwe, za realiza·cję procesu dydakty- czn-ego, za pracę spolecznq. Jakie są
wasze prognozy badawcze?
WOJCIECH OKONIEWSKI: Rzeczy
wiście.
Nauka,
dydaktykai wycho- wanie -
oto imperatywy działaniaw
obrębieuczelni. To niejako kanon
5 O GRUDZIEN 1978
nasz,cgo
zawodu. Pełniasatysfakcji to
świadomośćfaktu,
żewszystkie te
sprawypotrafimy
umiejętniereali-
zować. W
moim przypadku
pierwszedwa lata pracy na uczelni
poświęciłem głównie dydaktyce. Pragnąłem
jak najlepiej
przeprowadzać zajęcia Jednocześnie pozostawałemi nadal
pozostajęw
stałymk0'11takcie z ko-
łem
naukowym matematyków. "Pita goras". Na kzecim roku
zająłem sięwreszcie
ściśle moją pracąnauko-
wą.
ANDRZEJ BUCZY~SKI: Mnie naj- bardziej
interesuje automatyzacja te
chnologii produkcji.- Zaproponowa-łem dyrekcji
instytutu
i zakładu, że pragnę połączyćswoje
zajęciav,r
la-boratorium i moje
badanianaukowe z tematami prac wykonywa;nych
Na zdjęciach (od lewej)
Wie
slaw Hladkiewicz, Andrzej Buck, Andrze.i Haładuda, An- drzej Buczyński.przez st· udentów.'Proces
dydaKtycznystaram
się realizowaćw
ścisłym po- wiązaniuze
swoją pracą oadawczą.Odcz·uwam dużą
pomoc ze strony
władz uczeln1.
ANDRZEJ BUCK: Pracujemy aKtual
nie nad rozprawami
doktorskimi.Brak
mi nadal konsultacji nauikQ- wych
, choć mam jużswojego
promotora
pracy. Wiele pomagał miw tej sprawie
J.M. Rektor. W przyszłymroku
wyjeżdżamna
stażnaukowy do
Poroania. Pozytywnyto fakt,
że wie luz nas ma SWQich opiekunów na
miejscu.
ANDRZEJ HAŁADUDA:
Uczelnia
stworzyła
mi
dobre warunki. Umożliwiono mi odbycie
stażunaukowego
. W przyszłymsemestrze
jadę do Łodzi, gdzie
będękorzystal z
opieki prof.Lewickiego.
WIESŁAW HŁADKIEWICZ: Powin-
niśmy być azęściej włączani do
prac kompleksowych
-uc· zelnianych
i międzyresortowych. Ja dla przykładu biorę udział
w
ogólnopolskich ba daniachnad
kulturą polityczną mło dzieżyakademickiej.
Ooracow::.lemraport na temat
.,ZSP i SZSPa for mowanie kultury politycznej". Oora
cowałem kilka artykułów
i szkiców na ten temat.
REDAKCJA: Dziękujemy Wam bar- dzo za tę rozmowę. Mamy zarazem .~wi,adomość faktu, że sprawy te be- dą nadal poruszane na Łamach nasze qo pisma. Jest to bowiem temat.
o-
bok którego mimochodem przejść nie można.6 0
GRUDZIEŃ1978
FOT. J. KRZEMIENIEWSKI
D o SZSP wstępuje prawie każ
dy student.
Różneczynniki
skłaniają
go
dopodpisania deklaracji
członkowsk.
iej. Faktem jest jednak,
żesto
pień
zorganizowania szczególnie na
latach najmłodszychjest bardzo wy soki i
częstoprzekracza 90 proc. Sy
tuacja wygląda podo~.mie równieżw naszym
środowisku. Działaczenarze
kają
jednak,
że mobilność środowisjest
mała, że nikłajest
aktywność członków.Studenci
stwierdzają, żenie
ba11dzo widzą,o co w
tym Związku chodzi, czego się właściwie
od nich chce. Nie
każdy przecieżnada- je
się do rządzenia.Z organizacją utożsamia się
zaz- wyczaj tylko
grupę działaczy,któ- rzy
"z
klucza" zasiadająw
Senacie,rozmaitych
ważnychrCJ.dach i
komi-sjach,
analizująi
wywieszająplaka
ty, organizująimprezy i potem w nich
uczestniczą stanowiącjedyne
audytorium.Pot
spływa im z cwlai
przechodzązimne dreszcze, gdy za
wiśnie
nad
głowąkilka
zaliczeńi za
legły
egzamin.
Resztatymczasem ...
śpiewa
w chórze, trenuje, uprawia karate,
jeździna koniach, robi te- atr,
lub piosenkę,pracuje w "Gro- nie" i w Radzie
Mieszkańców,opie- kuje
siętrudnymi drzie6mi w pogo- towiu
opiekuńczymrobi audycje lub po prostu
się"byczy".
W środowisku
akademickim wy- choctzn.
sięz
założenia, możena- wet
trochęna wyrost,
żestudent jest
dorosły, że
sam decyduje o swoim miejscu i o sobie.
Sami· studenci
mająszczeg ólne ten dencje do ignorowania wszelkich rad,
są przecież dorośli,zaradni, bar dm samodzielni.
SZSP
wyszedłtej
samod'lielnościnaprzeciw.
Wypracowałbardzo sze- roki, aktualny dla
każdychzaintere-
sowań
program,
rozwinął samorząd noś{: umacniając rolęstudenta -
Kin1 są?
czego pragną?
członka
organizacji -
w uczelni.Tych
uprawnień,praw,
możliwościma dzisiaj student
tak wiele że ażwszystki.ch nie zna. Przeciekają nam
więc gdzieś między
palcami
możliwości.
.. 2yje
w nieświadomościswo- ich
dużych możliwości.Folityka
SZSPjest
takprowadzo na,
że przynależność do Związkunie zabez.piecza nikomu
żadnych dodatkowych praw,
wiąże sięnatomiast
zszeregami
obowiązków.Studenci
wiedzą o tym,lecz i
takw znacznej
liczbie decydują się wstą pić do Związku. Czy to ambicja, czychęć
poparcia programu
SZSP, czyczyste
asekuranctwo, tak na wszelkiwypadek?
A może wstępują po pro-stu jak wszyscy?
Kiedy już wstępują, mają jedną wspólną cechę. Posia
dają legitymację w
niebieskich
ok-ładkac~ ze złotym
napisem
SZSP,często
Jest
toich
cecha wspólnai je dyna.
Mimo,
że sąrazem,
częstonie
ma jąze
sobąnic wspólnego. Niekiedy nie
znająnawet swoich imion,
mi-mo,
żejest ich tylko trzydziestu,
asą
ze
sobąod 4 lat.
Nazywają ·sięgru
pą działania mają
swojego s.zefa,
często kozła
ofiarnego, który za nich wszystko
załatwiai
dużo praw.Są wśród członków
grupy przedstawi ciele wysokich instancji
SZSP, członkowie senatów uczelni -
młodziba dacze, uczestnicy
spotkańz minis- trem i
przewodniczącym Rady Państwa,
sąprymusi,
artyści, są młode żony, mężowie.· Każdyz nich kroco:y
jakąś swoją drogą życiową, c~le
je- dnych
sąbardzo sprecyzowane inni ich jeszcze
szukają. -Są wśródnich osoby bardzo odporne psychicznie i nerwicowcy,
szczęścia~·ze ipechow- cy, prawie wszyscy
należądo
SZSP.Nigdzie indziej jak w grupie
działania studenci nie
majątak wiele wspólnego, nigdzie indziej nie
spędzCJją
ze
sobątyle czasu, nigdzie in-
dziej mająctyle wspólnego nie
po-trafią być .dla siebie tak obcy. Nikt
inny tak jak grupa
działanianie sta nowi o sile i
prężności SZSP. Mówimy,
żegrupa
działaniajest podsta- wowym ogniwem
SZSP, żejest pod stawowym ogniwem
życia społecznego
szkoły wyższej.O
CJtu chodzi, dlaczego problem ten
dyskutuje sięod lat, od powstaJnia
SZSP,a nawet jeszcze
wcześniej?Czy
można, czy warto nazywać tę zróżnicowanągru
pę
ludzi
ogniwempodstawowym,
najważniejszym? Uważam, żetak.
Pod warunkiem, że grupa działania
jest
zgodnaz
rzeczywistością. W Organizacji
mówi się, że grupa działania jest
najważniejsza, że od jakościgrupy
zależy poziom Związku.·Uważam, że z prawidłową pracą
grupy
związanajest
głównie aktywność kawego członka ~ZSP, możli
wa
jedynie w przypadku
takiejpra
cy. Sźereg ro'zważańnad
grupą dzia·łania ma charakter czysto teoretycz
ny
bądź utopijnyi
wysunięte wich
trakcie wnioskinie
wytrzymujązde
rzeniaz
rzeczywistością.Osobiście
nie
jestemzwolennikiem
"zasypywan.ia"
g~rup d.e:iałaniacoraz to nowymi
wymyślonymi "gdzieś wgórze"
zadan~ami. Uważamjednak,
że są
SiPT.awy, Mórych
ni~tinny za
grupę działania dobrze nie
zrobi
Ktobowiem jest w stanie
zastąpić grupę
w
kształtowaniu koleżeńskości, szczerości, otwartościi odpowiedzial-
ności?
-
Gd'ZJie,jak nie w grupie, moima
się nauczyć dys:kusj'i,przela
mać nieśmiałość, po
raz
pierwSIZyw
życiu powiedZ'ieć
swQje zdanie.
Można w niej
także nauczyć sięuczciwo
ści
i
sprawiedliwościpmy przyzna-
.warniu pomocy materiamych oraz
Epróbować
swoich
siłorganizacyj- nych,
przełamać nieufność i na.uczyć sięwiary w siebie.
Gdziejak nie w grupie
można liczyćna pomoc kole- gi, gdy
sięma kropoty z
nauką.Chciałbym, aby każdy
student sam
stanowił
o sobie, aby nie
zdawał sięna decyzje
innych.
Stwierdzenie, żestudent ma
być aktywnyznaczy,
żepowinien zajmować ok.reślbne
stano- wi. scko we IWiSzystk• ich sprawach
dotyazących
jego samego jak
równieżca-
łego środowiska
i uczelni. Jest to o-
czywiście
m<Yi:liwe przede w.s.zystkim w grupie
działania. Tegonaszej or- gani<zacji w'ojewód:/Jkiej i samemu so b-ie
życzę.ZDZISŁAW WOLK
WRAZENIA Z BAWARII •
Wiesław Hładkiewicz
W
miesiącu wrześniu1978 roku uczestni-
czyłem
w
międzynarodowym kursie z zakresu
~oskonalenia języka i warsztatu naukowego zorganizowanym przez Uni- wersytet w Augsburgu . Mia- sto to stanowi centrum ad- ministracyjne Szwabii, jed nego z siedmiu krajów
związanych z Frei Staat Bayern, czyli Wolnego
PaństwaBa- warii. W kursie uczestn\czy-
ły
62 osoby.
Najwięcejucze stników
przybyłoz WieJ- • kiej Brytanii (15 osób), Fran cji (9),
Włoch(8), Folski (5), Portugalii i Hiszpanii
(4).Trzy osoby
przybyłyze Szwecji i USA, po dwie z Belgii i Turcji. Po jednej
zaś
z Danii, Irlandii, Izrae- la, Finlandii, Szwecji i Ju-
gosławii.
My Polacy
byliśmy stypendystami Deutsche Akademische Austasch
Dienst (DAAD).
Na uniwersytecie w Aug sburgu studiuje obecnie o-
koło
cztery
tysiące młodychludzi. W
najbliższychla- tach planuje
się zwiększyć liczbęstudentów do dzie-
więciu tysięcy.
Jest to bar- dzo
młodauczelnia. Jako placówka naukowa funkcjo nuje w obecnej postaci od 1969 roku. Posiada m.in. sil ny
WydziałKatolicko-Teolo giczny i Prawa.
Rośniew oczach nowy kompleks gma chów uniwersyteckich na pe ryferiach miasta.
3.11.1978
r.
Samotny "wypad" do Mo- nachium. Z Augsburga dro- ga
koleją niemieckąw cza- sie - zaledwie kilkadzie-
siąt
minut. W
pobliżudwor ca
głównegoznajduje
sięKaufingerstrasse. Jest nie- dziela.
Tłumyspacerowi-
czów.
Najczęściej sąto przy jezdni. Bacznie
rejestruję.Oto
młody chłopieco blond
włosach
gra na gitarze. Pe- wnie student.
Młodykaleka (bez nóg) z
długą brodąi w okularach reklamuje wszem
iwobec walory swoich pi-
szczałek.
Nieco dalej podpi- ty Murzyn
tańczyz kuflem piwa na
głowie.W Sex- Shopie schludnie odziani sta ruszkowie
wrzucają monetę, ażeby obejrzećkilkuminuto wy seans pornograficzny.
W podcieniach jednego z do mów
młodadziewczyna wy-
śpiewuje
arie. Przy bocz- nych drzwiach katedry
mężczyzna w wieku 40 lat trzy ma w
rękachnapis, w któ rym prosi o jedzenie i dach nad
głową.Za
chwilęnadje dzie radiowóz policyjny. O-
glądam się
za siebie.
Stojący
znikłjak kamfora... W
jakiś
czas potem wychodzi z
wnętrza kościołai dalej wyczekuje. Takich sytuacji na Kaufingerstrasse spoty-
kam o wiele
więcej.Przed ratuszem nowy
tłum
gapiów.
Słuchają
o
końcu światai
nadejściukrólestwa diab-
ła. Zło
wiedzie do powszech nej katastrofy. Pijany wyro
l
stek 1>rdynarnie napastuje
kaznodzieję.
Ten jest wys- traszony
ipoirytowany, lecz
tłum
przypatruje
siętej sce nie z
uśmiechemi
ohojętnoś cią. Przecieżwszystko doz- wolone.
Ijeden i drugi niech czyni co chce. Warto
sięte- mu
przyglądać.Stateczni mieszczanie nie
mogą się przecież zanudzićna
śmierć.4.09.1978 r.
Spotykamy
siępo raz pierwszy w renesaQsowym ratuszu Augsburga, gdzie o- ficjalnie powitali nas przed stawiciele
władzmiejskich
oraz uniwersyteckich. Byli
wśród
nich m.in. referentko munalny Reinhold Wennin- ger, wiceprezydent uniwer- sytetu prof. Franz Schaffer oraz
pełnomocnikuczelni d/s zagranicznych prof. pra wa rzymskiego Henning Krauss.
Ciepłe słowapowi- tania.
Uśmiechy.Toasty. I pierwsze
nawiązaniekontak tów towarzyskich.
Pożnąno
cą dotarłem
dopiero do swo jego mieszkania. Jutro pier wsze
zajęcia...
5.09.1978 r.
Zajęcia prowadzą
z nami
K.Klotz, H. Mayer i dr Plo cher. Laboratoria, cwtcze- nia,
wykłady. Pornocąslu-
7 <>
GRUDZIE~1978
ży
nam
podręcznik"Deutsch
x 3Ein moderner Sprach- kurs Iiir Auslli.nder". Teksty przerabiane
dotycząm.in.
problemu Gastarbeiterów w RF , systemu wybor- czego bezrobocia,
życiakul- turalnego i kontaktów
międzynarodowych. Niejellno- krotnie
stanowią odskoczniędo
ożywionejdyskusji.
Nasi koledzy z Meksyku, Portugalii i Anglii
częstoza
pytują
o status Berlina Za- chodniego, o
sytuację społeczno-polityczną
w NRD.
5. 09.-9. 09. 1978 r
.W chwilach wolnych od
zajęć każdy pragnął poznać historię teraźniejszość
Augsburga. O tych spra- wach
informowałnas dr Plocher. Miasto ma ponad 2 tys. lat.
Mieściła siętutaj twierdza rzymska,
którąza-
łożył
cesarz Augustus Dru- sus. Rzymska nazwa miasta
brzmiała
Augusta Vindeliko rum. W czasach Celtów mias to
zwało sięRatien. Od za rania Augsburg
stanowiłwa
żne
centrum handlowe i stra tegiczne. Swój rozkwit
osią~nął
za czasów
słynnychw ca
łej
Europie rodaków ku- piecko-bankierskich Fugge- rów i Welserów. Od 1276 roku Augsburg
posiadałsta tus wolnego miasta. Pod- czas wojny 30-letniej mias- to
zajęliSzwedzi.
W 1806 roku Augsburg zo
stał włączony
w
składBa- warii. W 1555 r. zawarto tu- taj pokój religijny. W mie-
ście
tym
przebywałMarcin Luter oraz
żyłBertolt Brecht. To tutaj rzucono ha slo "Cujus regio, ejus reli- gio". Ewangielicy uzyskali
swobodę wolności
sumienia.
W centrum miasta zacho-
wał się
do dzisiaj
całykom pleks budynków Fuggerów (tzw. Fuggerei). W podzie- miach
byłego głównegoban ku Fuggera
mieści się"Fuggerkeller". Dla studen-
ta ceny
sątam bardzo wyso
kie.
Omijaliśmy więcten lo
kal z daleka. Hamburgera
iphYo o \\'iele taniej
można zamówićw licznych knajp-
8 O GRUDZim 1978
kach tego szacownego mias- ta.
9.09.1978 r.
Całodzienny
wypad w Al- py. Trasa sobotniej wyciecz ki. Neuschweinstein- Wies - Linderhof. A
więc piękno przyrody,
czystośći spo- kój bawarskich wiosek oraz Ludwik II...
To
byłtypowy "Marchen konig" - mówi nam na jed nym ze
spotkań poświęconych historii Bawarii dr
Plocher. Syn króla Maksy- miliana II i królowej Marii,
księżnej
pruskiej.
Przyszedłna
światw 1845 roku.
Wstą piłna tron
po śmierciojca w 1867 roku. Jego
ulubieńcem i
najbliższymzaufa- nym
byłRyszard Wagner, którego opera "Lohengrin''
pochłonęła
go bez reszty. To
był
wielki samotnik. Muzy- ka
przyszłościWagnera i romanse -
chłonąłje bez reszty. Dr Plocher: "Zamki, które
budowałwysoko w Al pach
były konsekwencjąchorego
umysłu.Nie
byłro mantykiem, to raczej
dziecięciem romantyzmu. Fenomen dekadencji. Produkt sfrus- trowanej generacji. Wzorem
była
dla niego absolutysty- czna monarchia Ludwika XIV. To on
przecież rzekł:"Państwo
to ja!".
Mieszkał najczęściejw Linderhof, Ne uschweinstein.
Powstałyjako zlepek
różnychstylów architektonicznych. Barok
irokoko. Styl
mahometańskii romański.
Przepych
imi-
liany
szczegółów.To
oszałamia, lecz
iwzbudza szczery zachwyt. Na
budowętych zamków
wydałogromne su- my i to w czasie, kiedy Niemcy
wchodziłyna
drogękapitalizmu. Samotnik i mi styk. Tak dalece
unikałlu- dzi,
żeze swoimi ministra mi
komunikował sięjedy- nie za
pomocąlistów.
Znosiłtylko
obecność służbyi ordy nansów. Królestwo
stało długami i
anarchią.Wobec ta- kiego stanu rzeczy
członkowie domu królewskiego i
ministrowie uznali króla za
cierpiącego
na rozstrój urny
słowy,
za
obłąkanegoi po stwierdzeniu choroby przez lekarzy wybrali regenta -
księcia
Leopolda, który ob-
jął rządy
w imieniu
młodszego brata Ludwika II - króla Otto,
również obłąkańca. Ludwik
zostałnatomiast przewieziony do Neuschwein stein do zamku Berg, gdzie podczas spaceru
rzucił siędo jeziora. Starnberg uto-
nął.
To samo
spotkałorów-
nież
jego przyjaciela dr God dena, który
próbowałgo ra to
wać.Tak
odszedłpan na Al- pach.
W drodze z Neuschweins- tein do Linderhaf zatrzymu jemy
sięna krótko w Wies.
Zwiedzamy tutaj
przepiękny barokowy
kościół,który
zbudował
Dominik Zimmer mann z Landsbergu,
żyjącyw latach 1685-1766. Gwar no. Zdyszani
Japończycytrzaskają
fleszami. Byle
prędzej
zrobićslajdy i dalej - na
północNiem iec. Mój przyjaciel z Japonii, Bundzi Nakai,
uśmiecha się pobła żliwiei mówi do mnie : "Jak to dobrze,
żenie
przybyłemtutaj
wyłączniejako tur ys- ta". W drodze powrotnej do Augsburga
przejeżdzamyprzez
typową wieśbawar-
ską
- Amergau. Jaka czys ta, schludna spokojna.
Domki niczym z bajki. To
właśnie
w te j wsi, jak
głosi anegdota,
młodzi chłopcy chodząjak
apostołowie.ad wyraz
często odwiedzająmiejscowych
f~yzjerów,go-
lą włosy,
bo nie
chcą iśćdo Bundeswehr y.
Uciekajątak
że chętnie
do Berlina Za- chodniego, gdzie
młodychlu
dzinie
obowiązuje służbawojskowa.
10.09.1978 r.
Piękna, słoneczna
niedzie la. Jedziemy do Ottobeuren.
Miejscowość
ta
położonanie
całe
100 km od Augsburga znana jest w
całychNiem- czech Zachodnich ze swej
pięknej
barokowej bazyliki starego klasztoru ojców be- nedyktynów. W bazylice od
bywają się
wielkie koncer- ty, na których
możnaspot-
kać
wielu europejskich po- lityków. My
mieliśmyokaz
ję wysłuchać
w tym dniu Niemieckiego Reguiem Ja- hanna Brahmsa. Cena bile- tu niebagatelna - 19 ma- rek zachodnioniemieckicli..
Wstęp
jednak
fundowałnam Uniwersytet. Bilety
sąo wie le
droższe,szczególnie za miejsca w pierwszych
rzędach, lecz Niemcy i
turyściz
całego światanie
zważają
na koszty. Tyle
sięprze-
cież
o tym mówi, trzeba
więc być
na takim koncer- cie. A gdy po powrocie z
weekendu
sąsiadzapyta - gdzie
państwobyli i
usłyszy: w Ottobeuren, wów- czas odpowiada: a to wspa- niale, cudownie, lecz to dro- go kosztuje, prawda? Niem cy bardzo
lubią sięzachwy-
cać.
15.09.1978 r.
Na
wykładzieprof. Hel- muta Koopmanna : "Herman Hesse und seine Wirkung".
W 1977 roku
przypadłaset- na rocznica jego urodzin. Je go
książki były tłumaczoneprawie we wszystkich
językach
świata. Nakładjego
książek sięga
prawie 30 mln egzemplarzy. W Japonii jego
książek
wydano 12 mln e- gzemplarzy, w Ameryce 11 mln.
Prace jego znane
sątak-
że
w
ZwiązkuRadzieckim,
\
Korei, krajach skandynaw- skich i
latynoamerykańskich. Prof. Koopmann: "Ob serwujemy renesans twór-
czości
Hessego. Wzrasta ska la
zainteresowańprobierna
tyką
egzystencji
człowieka,o której tak wiele
pisałHes se. W latach 20-tych fascy-
nował, później
wielu stwier
dziło, że był
anormalny. U- derza poetycki trywializm autora "Mistrza i ucznia"
"Narcyzm - medium- nosta lgia" - oto sfery jego inspi racj i".
WIESŁAW HŁADKIEWICZ
S
zaleństwo rozpoczęło sięw lutym ... Najpierw Lubsko po tern Szczecin, wreszcie To-
ruń.
Same sukcesy. Ale PLUS, bo o nim
będzietutaj mowa, szybko
otrząsnął się
z "wielkich sukce- sów" i ostro
zabrałdo pracy. Prze
ci·eż
w maju XV Festiwal Piosen>ki Studenckiej w Krakowie! Jak
sięjednak
okazałoza
parętygodni, praca, niestety
poszłana marne.
Bo ...• nie
dopełniono formalności (chciałbym wiedzieć,kto
byłza to odpowiedzialny?) i PLUS do Kra- kowa nie
pojechał.Wszyscy
żałowali: " ... no jak to, dlacz· ego, prze-
cież?
... " Nikt jednak nie zaintereso
wał się bliżej
tym epizodem. Tak
minął miesiąc
...
Pod koniec maja do Tekturow- ca
nadeszłatajemnicza
przesyłka.Jakież było
zaskoczenie, a potem
radość,
kiedy poznano jej
wartość.Było
to zaproszenie do Opola! A
więc
jednak ... Sny o tzw. kaTierze estradowej
stawały sięod tego mo mentu coraz bardziej realne. Na- grania w PR w Zielonej Górze, krótka audycja dla studia "Ga- ma" wszystko to
dziękiwieThiej sympatii i zainteresowaniu
całą sprawąred. Eugeniusza Banacho- wicza z redakcji muzycznej. Lo- tem
błyskawicy rozchodziła sięniecodzienna
wieść- że jakaśtam grupa/ studencka z Zielonej Góry w Opolu, t-egJo jeszcze nie
było!60 wykonawców, którzy prawie w komplecie zjechali do stolicy polskiej piosenki, reprezentowali najprzeró:imiejsze festiwale i kon- kursy. Wszyscy byli jakby poszuf
ladkował:
c· i z Torunia, ci z K• rakowa, jeszcze inni ze STUDIA DEBIUTY TV Katowic-e,.... itd.
Ten sztuczny
podział był niewątpliwie
przyczyną dośćdziwnej atmo sfery
panującej wśród"adeptów sztuki estradowej". Przez dwa ty- godnie tzw. warsztatów, które po
przedzały
eliminacje do koncer- tów
finałowych, dał się odczućje szcz· e
wyraźniej podziałwg tzw.
,,stopnia
pazernościna potencjal- ny sukces".
Co
się działopo koncertach eli- minacyjnych w teatrze im. Jana Kochanowskiego, trudno
opisać.Spośród
60 wykonawców jed)rnie 24 festiwalowe jury (czyt.: "starsi panowie dwaj")
zakwalifikowałodo dalszych bojów. I tak
odpadłyz rywalizacji m. in. NASZA BA-
SIA KOCHANA,
WAŁYJAGIEL
LOŃSKIE (późniejszylaureat na- grody dziennikarzy) itd., itd., itp.
PLUS
przebrnąłjednak i
tępró
bę ,zwycięsko, może
dlatego,
że przystąpiliśmydo niej na
zupełnym luzie bo
byliśmywszyscy zgo dni co do tego,
żesamo zaprosze- nie
byłodla nas
już dużym·suk- cesem. Nie
wiedzieliśmy, żepowo li
wokółnasz· ego ,.podmiotu wyko nawczego" zaczyna
krążyćcoraz
więcej
plotek -
wyraźnyznak,
żestajemy
się "sławni".Dwa dni
dzielącenas od kancer tu w amfiteatrze
spędzaliśmy bądźto na próbach,
bądźprzy telewizo
9 <:f
GRUDZIE~1978
bym
makijażemna nieco stremo- wanych oblic zach dziarsko wk ra- cza na
estradę.Jeszcze tylko zapo
wiedż:
" ... wszyscy
sąstudentami
wydziału
muzycznego WSP w Zie lanej Górze" i naprzód!
przecieżog
ląda
nas
całaPolska, pewnie i na- si nauczyciele i bliscy.
A
możewreszcie
ktoś sięnami
zajmie? ·
Ta
błoga niepewność trwałaza ledwie 4 minuty. Owszem
jakiśpan z TONPRESSU
proponowałnam nagranie
małej płyty,a przez kilka dni w plebiscycie studia
"Gama" serwowano
słuchaczom"Nutkę molową",
ale
rozeszło się~AHE SIJHCESJI'?
Grupa
«P l U S«
Fot.
V.
Warsińskarach,
obs·erwując"Mundial-78".
Wreszcie
stało się..
19 czerwca - amfiteatr
pełen publiczności,na estradzie i za kuli sami wielki szpan. Orkiestra na swoich miejscach, Waldemar Pa-
rzyński
jak zwykle
uśmiechnięty.Z
właściwymsobie tylko
wdziękiem Maria Wróblewska rozpaczy na pierwszy koncert potem wszyst ko idzie
jużjak po
maśle. ReżyserRyszard Kubiak odprowadza wszy stkich
trzęsących sięjak galarety ,,artystów" do samego
wyjściana
estradę.
Tam
jużtelewizyjne ka- mery, reflektory, fotoreporterzy,
słow-em
kariera.
PLUS (tym razem czyt. dowol- nie: pingwiny albo kelnerzy) w swych nienagannych strojach est- radowych
(własnośćTV), z gru-
wszystko
jakośpo
kościach.Mimo to
byliśmyzadowoleni, bo statys- tycznie rzecz
ujmując wykonaliśmy 200 proc. normy.
Werdykt jury tym razem zasko
czył
wszystkich, chyba nawet sa- mych jurorów, co
znalazłoswój wyraz w komentarzach prasowych i
oczywiściew
niekończących sięrozmowach k).lluarowych. Wresz- cie
szczęśliwcyodebrali nagrody i rozjechano
siędo domów.
Szal·eństwo
zwykle
kończy sięo-
błędem.
Tak
byłoi tym razem.
Wszystko toczy
sięjak dawniej, PLUS nadal
ćwiczyw ukryciu,
"mecenasi", ci co to
zgłaszali chęćpomocy, dyskretnie
sięwycofa!i.
Nowi nie
chcą się zgłaszać.I zno- wu sami,
niezauważeni,nikomu niepotr7.ebni.. ..
ANDRZEJ GAJDA
10
~CRUDZIEN
197śIJR. aqa!
KONKURS O LAUR
Komisja Propagandy
i SzkoleńZW SZSP
orazRedak- cja
studenckiej jednodniówki "Faktor" ogłaszają stałykonkurs dziennikarski o
laur "FaktorowegoPióra". Kon-
kurs roz.sllzygany będzie w trzech kategoriach:l.
Za najciekawszy
studenckidebiut prasOIWy.
2.
Zanajbardziej
interesującą publikacjędla dzien- nikarzy
studenckichpo debiucie.
3.
Zanajcieka. wszy utwór poety9ki
(Laur poetycki "Fa'ktorowego Pióra'').
ZASADY KONK
URSU:
l. Udział
w
konkursie mogą brać studenci zielonogór-skich szkół wyż.szych. ,
2.
Pierwsvaedycja
konkursu zostanie ro·zstrzygniętaw lutym 1979
roku.Jury
weźmiepod
uwagępublikacje prasowe
(publicystyka, esej, repol'taż,wywiad
itp.),które
ukazały sięna lamach
zielonogórskichwyda- wnictw
studenckich (jednodniówka "Faktor'', dod."Młoda Myśl" do "Nadodrza", dod. "Studenckie Szpal
ty"
do"Gazety Lubuskiej", biuletY!IlY
it.p.)oraz
na łamach
środowiskowejprasy profesjonalnej pisane przez
studentów, a dotycząceproblematyki
studenc-kiej
i młodegopokolenia.
3. Jury
weźmie teżpod
uwagę materiałynapisane i
na-desłane specjalnie
na
konkursna tych
samych zasa- dach,a
rwyróżnioneprace
będąpublikowane.
Chłopcy z
4.
W lutowej edycji
konkui'Sujury
uw.zględni()lk,res od lipca 1978 roku do stycznia 1979 roku
włącznie.5.
Organizatorzy nie
o~ranicz'll<jątematyki konk!llrJ.Su ani
f·orm wypowiedzi.
Interesująnas jedna'k
najba~dziej
materiały dziennikarskie ipoetyckie
pełneinte- lektualnego,
społecznegoniepokoju, teksty twórcze
i
postulatywne
dotyczącesp·raw
młodegopokolenia, ze
szczególnym uwzględnieniem środowiskaakademic- kiego Zielonej Góry.
Jury premiować będzieszcze- gólnie
oryginalność ujęcia problemu, ciekawą fOirmędzienni.k:owego opisu
oraz dojr,załościwypowiedzi.
6. Organizatorzy przekonani
sąo
s.połecz.neji
inspirującej roli
konkursu szczególnie
dla:ujawnienia nowych piór
dlastudenckiej
prasyoraz dla uzyskania obra-
zu młodegopokolenia
współczes.nych Polaków. P~agnie
też na~rodzić spoełczną pracęstudenckich
dzien-nikarzy.
'7.
Materiały należy nadsyłaćna adres
Zarządu Woje-wódukiego
SZSP,ul.
Westenplatte30, 65-034,
Zielo- naGóra, z
dopiskiem"Fak.torowe
Pióro".8.
Organiozatorzy
przewidująciekawe i atrakcyjne na- grody
dląuczestników oraz przyznanie symbolicz- nych laurów "Faktorowego
Pióra"i
dypłomów.9. Jury Wprowadza
też dodatkową kategorię. P.rosi o
nadsyłanie
w tym samym terminie zestaiWÓW wier-
szy (10utworów).
Autornajlepszego zestawu wier-
szy zostanienagrodzony, a jego zestaw opublikuje- my w formie 4
stronicowego ArkuszaPoetyckiego w
,,Fakilonze".czwartej a"
"
REDAKCJA
WykonysLując wiedzę roobytą
na fakultecie
teatralnym,Eugeniusz Ko nieczny
(studentIV
rokupedagogi ki kulturalnej
zWSP),
zorganizOIWałwieczór indyjski, gdzie
wśród scenografii wykonanej przez
kolegówstu- dentów
odbyło sięprzedstawienie dla
duieci-
inscenizacja bajek staroindyjskich.
Chłopcy
Genka
grająbardzo natu
ra1nie,enLuzjastycwie
...Takich sta
rych, małych aktorów jestniewielu:
zur.
Wczasie Bachanaliów
chłopcy wystąpiliw miasteczku bachanalio- wyro
ibardzo
siępodobali (pisano o nich w pierwszym numerze biule.ty nu bachanaliowago w
informac"jipt.
,,Dzieci studentom").
Sąze
sobą .swym panem Genkiem bardzo za-
pnzyjaźnieni.
Ich ak.to.rs:J<a przygoda trrwa.
Obecnie pracująnad s.ztul' w dwóch aktach
opartąna moty wach
rosyjskich baśni wedługprze
kładu Konrada
Szachnows.k:iego pt.
":Lwan
- carski syn, wilc.zysko i
in-ni". Genek w tym roku
kończystu-
diai wcale nie
myśliz
chłopcamitak szybko zerwać, postarał się
na
-wet o swoich
następców-
sąto
młodsze koleżanki
z
pierwszegoroku pedagogiki kulturalnej, które przej
mują zespół
na kilka lat. Tak
więcGenek i jego teati'alna pasja dalej t11wa.
Rzecz miała
m
iejsce w grudniuu-
biegłego roku w
Domu Kultury
im.Janka Krasickiego w Zielonej
Górze ..Ale teatralna
iskra zaczęła płonąć.Już
w
paręminut po widowisku .za-
prosił dzieci znajdujące się na sali
do pracy w
teatrzyku. Chłopcy z czwartej "a" (SzkołaPodstawowa
nr14 w Zielonej
Górze) zostali aktorami.
..Ich
pierwszym przedstawieniem, z którym zawitalido swych
byłychprzedszkoli,
byłatrójaktówka
,.Żaby",
wedługbajek Lafontaine'a, Kra
sickiego iMickiewicza.
Waldek, Andrzej, Zbyszek, Tomek.
Trzynastoosobowy
zespółjest w
ciąglej rotacji.
Teatrzyk do
przedstaw~enia był
przygotowyrwany przez kilka
osób.Genek
korzystałz uwag pani Ireny Dragan,
dyrektorSceny Lal-
kowejLubuskiego Teat11u, która po-
magała w analizie scenariusza "żaby" (napisanego pr.zez Genka)
i op- racowywaniudidaskaliów. W
reżyserii
przedstarwiania
pomagałTadek Stojek, kierownik Studenckiego Te-
atru .,Krotas" zWSP. Natomiast ak-
tor zielonogórskiegoteatru, pan1 Ka
zimierski, uczestniczyłrw próbie ge-
neralnej i pomógłw
stworzeniu 0sta tecznego
kształtu "Żab". Muzykęo-
pracował
Rysiek :Lwanowski z filo- logii polskiej,
scenografięrazem z
dziećmi