• Nie Znaleziono Wyników

Dziadek przeżył, bo udawał głuchoniemego - Henrika Shvefel - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dziadek przeżył, bo udawał głuchoniemego - Henrika Shvefel - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

HENRIKA SHVEFEL

ur. 1931; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Warszawa, II wojna światowa

Słowa kluczowe II wojna światowa, okupacja niemiecka, Żydzi, ukrywanie się, fałszywe dokumenty, pomoc Polaków, pomaganie Żydom, losy rodziny

„Dziadek przeżył, bo udawał głuchoniemego”

Ja teraz dziwiłam się, przecież dużo z rodziny zginęło, a wtedy się nie wiedziało. Ten przyszedł, ten nie wrócił. Coś w ogóle się nie myślało o tym dlaczego nie wrócił.

Dopiero po wojnie, jak już się uspokoiło, tośmy zaczęli myśleć. Ja się dziwię, jak moja mama mogła nas wychować. Straciła całą rodzinę, ale jednak ja tu przyjechałam do kraju, to miałam tutaj zmowę z dziadkiem i z babką, którzy się też w Zielonce uratowali, ale wtedy nie mieszkali razem, a moja mama z babką zostawili od razu tą fabrykę, bo tam nie mogli być, pojechali do Warszawy, bo mieliśmy tam kuzyna, który miał szop, i one weszły do gieta i tam pracowały w tym szopie jakiś czas, aż się tam zbuntowali ludzie, że one są nielegalne i one jedzą jedzenie ludzi, którzy są w giecie, i tam nie było za dużo w warszawskim giecie, to one musiały wyjść i wtedy ta nasza Wanda, która uratowała nas wszystkich, każdego w innym miejscu, bo ona znała tam ludzi, urządziła każdego w innym miejscu. Mój dziadek, bardzo przystojny, wysoki pan, ale nie mówił po polsku za bardzo, to on przeżył jako głuchoniemy. W ogóle ani razu się nie zdradził. Jak on mieszał herbatę i mówili: „Trochę ciszej, trochę ciszej”, to on nie słyszał, on nie wiedział, że do niego się mówi w ogóle. A z babcią, babcia właściwie mnie wychowywała. Ja byłam przeważnie z babcią, bo moja siostra jak wyszła z tego kurnika dostała żółtaczkę i cały czas była tylko na rękach u mamy. Była słaba, chora, i cały czas mama ją trzymała na rękach. A później się nagle okazało, że jest silna, jak musiała. W każdym razie ja byłam cały czas z moją babcią i raz nawet żeśmy próbowały uciec z babcią i z jeszcze jedną koleżanką, żeśmy próbowały dojść do bramy, i zaczęli strzelać. I ta jej koleżanka od razu upadła, to babcia i ja żeśmy uciekły z powrotem. Więcej już nie próbowałyśmy, aż do końca. Ale jak była likwidacja, tam był co mieszkał z nami w tym samym domu [przy Zamojskiej 21], bardzo zamożna rodzina Moreckich. I nie wiem co on tam miał, czy miał tam plac, czy miał tam fabrykę, pod koniec kazali nam tam wszystkim iść, na plac, do fabryki Moreckiego. I ja bardzo chciałam, moja mama powiedziała: „Ja nie idę tam, gdzie oni

(2)

mi karzą”. Później jeszcze raz mama nas uratowała. I wtedy żeśmy właśnie przeszli do garbarni.

Data i miejsce nagrania 2017-07-04, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Transkrypcja Maria Radek

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Teraz ja mam jedną koleżankę, ja jestem w takim domu opieki, ja tam już jestem trzy lata, ale w tym roku przyszła koleżanka, z którą byłam na koloniach w Polsce w

Na Zamojskiej mieszkaliśmy, aż trzeba było wyjść i żeśmy poszli, pierwsze to było nie na Czwartek, to był taki koniec Lubartowskiej, początek Lubartowskiej był taki plac,

Nie pamiętam kiedy [musieliśmy założyć opaski], ale pamiętam, że była opaska i pamiętam, że ja w moim wieku może nie potrzebowałam jeszcze, ale bardzo chciałam, bo

[Czy dochodziły jakieś wiadomości co się dzieje ze społecznością żydowską w innych miejscowościach?] Widocznie tak, ja nie wiedziałam, ale później się dowiedziałam, że

I później jakoś tatusia wzięli na Majdanek, on widocznie ją zostawił na chwilę, żeby zobaczyć co będzie, i poszedł na główną ulicę i stamtąd już nie wrócił, bo go

Pamiętam jak mieszkaliśmy na Majdan Tatarski, to było nasze mieszkanie, ale niedaleko stamtąd był szpital i w jakimś okresie, nie wiem jak to było, że druga babcia

Nie tylko jego, zwolnili wtedy kilka osób, do garbarni, ale w ogóle w ważnych miejscach, którzy pracowali dla Niemców, zwalniali ludzi na jakiś czas. Żeby to,

I w międzyczasie się znalazł ten nasz policjant, i on nas przeprowadził przez druty i żeśmy polecieli pieszo, to był kawałek drogi, ale żeśmy szli, to było w nocy,